Profil użytkownika


komentarze: 155, w dziale opowiadań: 129, opowiadania: 78

Ostatnie sto komentarzy

Dobrze się czyta. Pomysł bardzo mi się podoba, motyw autora/twórcy jako boga jest jednym z moich ulubionych. Postać pisarza budzi jednocześnie współczucie, jak i odrazę.

Pozdrawiam!

Trudny wybór…

Zagłosuję na Hamsterror, ze względu na to, że jest oparty na bardziej przewrotnym pomyśle, a w historii Very nie ma nic zaskakującego, a pośpiech bardzo popsuł atmosferę.

Biorąc pod uwagę prawdziwą historię Very, chyba jednak nie śmierdziało trupem aż tak bardzo. Przy lekturze zdecydowanie dało się wyczuć presję liczby znaków.

 

Pewnego dnia w drodze na rynek dorwała mnie Olga, żona mojego ostatniego kochanka – Sergiu.

Dama tak mówi?

 

Pozdrawiam!

Swego czasu hodowałam chomiki, więc bardzo szybko domyśliłam się o co chodzi, sam tytuł jest podpowiedzią. Wychwyciłam kilka niezgrabności językowych i powtórzeń, ale najbardziej zazgrzytały mi ubrania, meble i miski, które niosła Vera. Chomiki są sprytne, ale nie aż tak ;)

 

Pozdrawiam!

Bardzo udany tekst, Misiu :)

Koniecznie muszę odwiedzić to muzeum przy następnej bytności w Krakowie.

Przyjemnie się czytało :)

Rozmarzyłam się, że zdublowało mi męża :)))

Grupa jest amatorska, ale mamy u siebie i uczniów, i studentów :)

Fantastycznie :) Gratuluję :)

Właśnie skończyłam szycie sukni dla Świtezianki, pojutrze mamy premierę musicalu opartego na tekstach Mickiewicza :)

 

Pozdrawiam!

Kto nie ma kredytu, niech pierwszy rzuci kamieniem ;)

Opowiadanie bardzo mi się podobało, nie trzeba było wiele, żeby poczuć, że bohater wije się jak piskorz. A potem od współczucia gładko przechodzimy do … w sumie nie wiem do czego, ale kradzież, zemsta na niewiernej żonie. Dobrze chociaż, że wydał te pieniądze na dzieci.

Abstrakcyjne i obsceniczne.

Niby proste, a jednak z drugim dnem.

Plus za odwołanie do Jolene (choć wolę wersję The White Stripes).

Nie gustuję w takich bardzo dosadnych tekstach, a ten nawet mi się podobał :)

Pozdrawiam :)

Widać, że miałeś pomysł. Realizacja niestety nie jest najlepsza. Pozbawiona emocji relacja w drugiej części tekstu to też jest jakaś forma, niestety nie bardzo to się spina z częścią pierwszą. W tytule podajesz imię bohatera, który gubi się w całej historii. W części pierwszej trochę za mało egipskiego klimatu jest. Przykładowo:

Zmęczyła go trwająca wiele godzin huczna uczta, z okazji ukończenia dwudziestego roku życia, na której się wytańczył, objadł i opił wina.

Żaden wysoko urodzony Egipcjanin w czasach faraonów nie tańczyłby publicznie.

Sto dziewic w wieku od szesnastu do dwudziestu jeden lat po kolei poddawano torturom tak okropnym, że z bólu traciły przytomność, następnie podrzynano im gardła i mumifikowano.

Proces mumifikacji wymagał czasu. Tego się nie dało zrobić w jeden dzień.

Itd.

 

Pozdrawiam!

 

Kot rzygnął ogniem i gdyby nie tarcza, zaliczyłby pełne trafienie.

Zgubiony podmiot w drugiej części zdania.

Spod kanapy wystrzelił słup ognia.

Słup to raczej pionowo do góry?

 

Ubawiłam się :)

“Jebaniutki” i krowy nad stadionem <3

Świetny pomysł.

Nawet nie próbuję zgadywać “co autorka ma na myśli”, nie moja działka.

Jestem pod ogromnym wrażeniem klimatu, który stworzyłaś. Dom z horrorów wypada świetnie. Obraz szaleństwa bohaterki jest bardzo przekonywujący. W pewnym momencie pogubiłam się w tym, które z postaci są kolejnymi wcieleniami bohaterki, a które członkami jej rodziny, ale to wzmocniło tylko efekt obłędu.

Najlepszy moment to scena wkładania butów. Bardzo przewrotne, bo łączy ze sobą konieczność współpracy skonfliktowanych osób, i jednocześnie kojarzy się z empatią “wejść w czyjeś buty”.

Kot w zakończeniu daje iskierkę nadziei, i za to dziękuję, bez tego byłby to bardzo przygnębiający tekst.

Przeczytałam i mam mieszane uczucia.

Postać egipiskiego boga – fajna, to jest chyba najciekawszy element.

Nie umieściłeś swojego opowiadania w konkretnym czasie, ale sądząc po używanych przez bohaterów technologiach są to czasy współczesne. Ucierpiał na tym klimat, bo świat, który prezentujesz wydaje się być zwyczajny i niedookreślony. Główna bohaterka też jest dość nijaka.

Wszystko wskazywało na to, że mieliśmy przed sobą najprawdziwszego boga.

Zachłysnęłam się powietrzem, gdy klatka piersiowa stworzenia uniosła się i opadła. Tylko raz, ale jednak.

Szybko przeskakujesz od boga do stworzenia. W zakończeniu Sobek zjada jedną z kobiet (Martinę wygłaszającą obcesowe komentarze), a drugiej dziękuje za ofiarę i obiecuje dar (Aurelię, która od początku zdaje się myśleć o nim jak o bogu). Dlatego “stworzenie” tu zgrzytnęło.

Przecież to mumia

Na czym polega “mumiowatość” tych konkretnych “zwłok”? Rozumiem, że na różnych etapach historii procedura mumifikacji przebiegała różnie, nie ma żadnych spekulacji co do tego, kiedy krokodylman został pogrzebany, ale jego ciało musiało być w jakiś sposób “zmumifikowane”. Trochę zabrakło mi tu szczegółów. Na przykład zastanowiło mnie, czy on był nagi.

 

Doceniam pomysł, ale zabrakło mi szczegółów i nastroju.

Sprytnie ograłeś zakończenie – bohaterka odcina się od traumatycznych wydarzeń, nie chce wiedzieć co się stało z Sobkiem, więc i czytelnik się nie dowie. Co nie zmienia faktu, że gdyby Sobek grasował gdzieś na świecie, nie dałoby się tego ukryć ot tak. A biedna Aurelia nie będzie mogła odciąć się od tej historii na dobre przez znamię córki.

 

Pozdrawiam :)

Tarnino,

najwyraźniej jestem mniej przywiązana do definicji i kanonów niż powinnam być ;) Nie wiem czy jestem w stanie zreformować się w 100%. Z mojego punktu widzenia ważniejsze jest to, czy oglądam/czytam coś z przyjemnością, czy coś z tego wynoszę, niż jaką etykietą opatrzę. To będzie ciekawe doświadczenie – jak spełnić oczekiwania/wymogi i nie czuć się ograniczaną z tego powodu.

Wymyśliłam jak obejść “użycie słowa “hormony”, jak tylko uporam się z obecnym zadaniem (szyję kostiumy teatralne, a za tydzień premiera), uwzględnię uwagi reg i Twoje.

 

Pozdrawiam :)

 

AmonRa,

Napisałam jedno opowiadanie będąc uczennicą klasy ósmej SP. Potem tylko stricte naukowe i popularnonaukowe teksty. Z fikcji tylko pojedyncze, wyrwane z kontekstu sceny, tak dla zabawy i dla wprawy. Mam świadomość, że tym tekstem nie odkrywam nic nowego, ale tkwi we mnie obawa, że jeszcze za mało umiem, żeby porywać się na pomysły z “górnej półki”.

Dziękuję bardzo za odwiedziny i miłe słowa.

 

Pozdrawiam :)

Bardzo trudny wybór.

Mam słabość do łuczników, ale żaden z Was nie poszedł w tę stronę, więc…

głosuję na Odbicia.

Dobrze pokazany świat, ciekawe detale typu deska zmieniająca rozmiar czy batonik (czy to był Mars?). I nawet zmumifikowane zwłoki :)

Interesująca, dająca się polubić bohaterka. Żałuję, że nie zdradziłeś żadnych szczegółów na temat jej pochodzenia, autorze :)

Mam trochę zastrzeżenia do fabuły. Dzieje się dużo, ale sekwencja zdarzeń nie jest zaskakująca, ponieważ nie ma żadnych zapowiedzi, nie ma oczekiwań, więc i zaskoczenia być nie może. Zabrakło punktu odniesienia. “Nie miała sprecyzowanego planu działania. Informacje, którymi dysponowała, były zbyt ogólne.” ← po czymś takim można się spodziewać wszystkiego.

 

Pozdrawiam :)

Akcja była na tyle dynamiczna, że nie było szansy, aby przywiązać się do bohaterów. Doceniam to, że w tak krótkim tekście znalazły się dwa punkty widzenia. Były na tyle różne, że nie było wątpliwości kto “opowiada” w danym momencie. Czuję lekki niedosyt, ponieważ nie dowiedziałam się skąd te super moce i jak dokładnie działają. Z chęcią przeczytałabym coś więcej z tego uniwersum.

 

Pozdrawiam :)

Tradycyjnie dziękuję za możliwość betowania :)

 

Stylizacja części obyczajowej – moim zdaniem bardzo udana, świetnie oddajesz klimat. Elementy grozy też wypadły dobrze. Chętnie przeczytałabym kontynuację, w której Astrid staje naprzeciw ciotki Rosy i wuja Ruperta ^^

 

Pozdrawiam :)

No tak, wszystko rozbija się o “uznaniowość”. Będę bardziej zwracać na to uwagę :)

Na razie manewrując między słowami czuję się tak:

Hej!

Z trzech wersji zakończenia, obecna, kończąca się na rozmowie z Apkallatu, wydaje mi się najlepsza. Jedynie ostatnie zdanie budzi moje wątpliwości – czy nie powinno mocniej wybrzmieć. 

 

Pozdrawiam :)

regulatorzy,

dziękuję za wskazanie błędów :)

Chochlika ciąg dalszy, bo dwa ze wskazanych błędów poprawiałam, albo mi się przyśniło ;)

 

Mam wątpliwości co do dwóch uwag – pomidora i hormonów. Nie upieram się przy pomidorze, to akurat łatwo zmienić. Czy w wymyślonym przez mnie świecie muszą obowiązywać te samy reguły dot. geografii i fizjologii? Akurat historię odkrycia hormonów znam, przełom XIX i XX wieku, epoka wielkich odkryć. Założyłam sobie, że podejście do magii w świecie Vedrana ma charakter naukowy, uważam, że jest to poparte w tekście. Czy nie mogę przyjąć, że oni doszli do tego wcześniej niż profesor Cybulski? W tekście jest zaznaczone, że nie jest to teoria oficjalnie uznana przez magicznych ważniaków, ale funkcjonuje wśród praktyków, takich jak mój bohater.

A stwierdzenie:

Obawiam się, że w czasach tego opowiadania, słowo hormon nie mogło być znane.

prowokuje pytanie – o jakich czasach mowa? U nas, czy u nich?

Przyznam się, że czytając Twój komentarz sprowokował mnie do wejścia w tryb filozoficzny. Z jednej strony stylizowanie języka w tekstach fantasy, średniowieczne realia, z drugiej takie dylematy jak ten powyżej. Nawet w Wiedźminie jest mowa o maszynie parowej, a pomidora nie ma. Pytanie czy nie ma, bo go nie znali, czy po prostu nie ma. I tak dalej.

Pozdrawiam :)

 

Barbarzyńco,

dziękuję za odwiedziny i miłe słowa :)

 

Pozdrawiam :)

 

 

 

Opowiadanie przeczytałam jakiś czas temu, teraz przybywam z komentarzem.

Przeczytałam z przyjemnością.

Podobała mi się konstrukcja – sceny akcji przeplatane z wyjaśnieniami i retrospekcjami.

Wyjaśnienie naukowe – przekonujące, ale fizyka kwantowa nigdy nie była moją mocną stroną, więc nie było trudno mnie przekonać. Bardzo podobał mi się wybrany tytuł w kontekście zjawisk, które pokazałeś. Cały pomysł na powiązanie relacji bohaterów z fizyką uważam za świetny.

Za najsłabszy element tekstu uważam postacie głównych bohaterów, momentami wydają się nieco papierowe, przez co cierpi obraz relacji między nimi. A na dobrze pokazaną relację w tym tekście liczyłam najbardziej.

Pozdrawiam :)

 

Dzień dobry, pgujdo :)

 

Dziękuję za merytoryczny komentarz. Wiem, że to może brzmieć jak banał, ale szczerze doceniam. Eksperymentowanie z pisaniem bez takiego feedbacku nie ma sensu. Na pewno skorzystam z uwag Twoich i innych osób.

Sama krytyka nie jest trudna do przyjęcia, trudniejsze jest znalezienie równowagi. Pewne sformułowania, których użyłam z premedytacją (nie mając nawet pojęcia, że mają one jakieś fachowe nazwy;) zostały odebrane na tak różne sposoby, że nie do końca jestem pewna czy to był błąd, przesada, a może nieświadome imitowanie czegoś. Do tego dochodzi kontekst, który przecież wpływa na odbiór. Gubię się w tym jeszcze. A wnioski, do których dochodzę w jednej chwili, w kolejnej – wydają się bez sensu :) Poza jednym, że trzeba próbować dalej ;)

Pozdrawiam!

 

Proponuję zacząć od lektury tego poradnika.

Złote gwiazdki oznaczają nowe posty w wątku, w którym się udzielałeś.

Srebrne gwiazdki – nowe posty w wątkach, w których się nie udzielałeś.

Jest też system oceniania tekstów za pomocą gwiazdek, ale one są widoczne po wejściu w odpowiedni temat.

Wszystkie teksty opublikowane na portalu trafiają do poczekalni. Chyba, że zapiszesz swój tekst jako kopię roboczą. Szczegóły w poradniku drakainy.

 

Pozdrawiam :)

Hej Tarnino, dziękuję za komentarz i kolekcję gifów :)

Nie mam nic do pań z dziekanatu, taką mają pracę. Potyczki z takim paniami są częścią dorastania.

… to było powiedzieć "dajcie więcej" XD

Ach! Gdyby to było takie proste :))) W tamtych czasach recenzje były anonimowe. Choć dało się dojść kto zacz, niestety nie było możliwości odwoływania się.

Co chciałam przekazać? Vedran wylądował w lesie i poza jego nastawieniem nic się nie zmieniło. Czasem tyle wystarczy, by przestać użalać się nad sobą i dostrzec nowe możliwości. Skoro z niechęcią wracał do siedziby Gildii, to znaczy, że potrzebował kubła zimnej wody. “Dlaczego nie zrobiłem kariery w Gildii?” Chlast “Właśnie dlatego”. To jest rodzaj więzów, które ludzie narzucają samym sobie.

Królewski problem pozostawiam domysłom, bo nie ma on znaczenia dla tej historii. Wiem, że nie wszyscy tak lubią, ale przecież nie da się zadowolić wszystkich.

Pozostałe uwagi przemyślę, głównie pod kątem jak je wcielić w życie, nie chcę dokonywać poprawek “na chybcika”.

Pozdrawiam :)

Domyślałam się, że chodziło o Nowi i Stary Rok. Ale – skoro do konfrontacji staje młodzian z wąsem, to gdzie się podziewał do tego czasu? Hmm…

Zgrzytnęło troszkę:

Powietrze w pokoju jest ciężkie od kurzu, które wznieciły nasze buty

Poza tym pięknie napisane. Przewrotny tytuł :) Zagłosuję na konkurenta tylko dlatego, że zabrakło wędrowania duszy.

Pozdrawiam :)

Weszło gładko, wywołało uśmiech i smutną refleksję, że w języku polskim mamy więcej powiedzonek nawiązujących do diabła niż do anioła. Postać babci świetna, mam wrażenie, że jednak w piekle czułaby się lepiej, szybko porozstawiałaby po kątach kogo trzeba i urządziła zaświaty po swojemu.

Pozdrawiam :)

Hej LabinnaH! (od końca Hannibal ;)

Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa. Nie czuję się poturbowana, wręcz przeciwnie. Ponieważ jestem raczkującą autorką, same słowa, że jest tu potencjał i wskazanie na co mam zwrócić uwagę, są dla mnie niezwykle cenne. Przestałam mieć uczucie, że błądzę po omacku :)

Eksperyment z synonimami podoba mi się, nie omieszkam spróbować.

 

Pozdrawiam :)

 

Dziękuję drakaino za komentarz, biorę do serca wszystkie uwagi, poprawię wskazane babole. Nie upieram się przy łacinie, ani tym bardziej przy pseudołacinie, na swoje usprawiedliwienie mam tyle, że to moje pisanie jest wciąż na etapie eksperymentu.

Pozdrawiam :)

 

None,

również dziękuję :)

Przespałam się z Twoim komentarzem Ananke ;)

Jestem zwolenniczką poglądu, który Sanderson określa jako “pusta w środku góra lodowa”. Dotyczy to konstrukcji świata. Przez podanie wybranych szczegółów tworzy się wrażenie kompletnej fikcyjnej rzeczywistości. Nie ma potrzeby wymyślać całego świata, wystarczy wymyśleć tylko ten fragment, który ma znaczenie dla fabuły. Pokrewny problem to opisane przez Tarninę w jednym z artykułów Odkrywanie Ognia.

W rezultacie otrzymujemy niekończące się wyjaśnienia, jak np. wojna atomowa mogłaby się zacząć przez przypadek.

Wydaje mi się, że wielką sztuką jest określenie w którym miejscu biegnie granica między informacjami koniecznymi i nadmiarowymi. I mocno zależy to od punktu widzenia.

Pozdrawiam :)

 

Moje uszy wypełniły miarowe dźwięki maszyny, brzmiące jak bicie mechanicznego serca. Wraz z moim ziewnięciem, lampy zdały sobie sprawę z obecności człowieka, oświetlając jarzeniowym światłem mechaniczny korytarz.

powiedział latający za mną mały droid

Jak mógł latać za bohaterem, skoro ten zdołał jedynie obudzić się i ziewnąć?

po moim wybudzeniu się nie istniała znana mi rzeczywistość

Zdechnę tu lada dzień. Przy życiu życiu, trzymał mnie filmik wrzucony na social media, po raz pierwszy od pięćdziesięciu lat.

Czas niespójny. Można się pogubić.

stanęła przy pełnej machianizmów dziurce

mechanizmów?

huk maszyn i grube ściany wygłuszały większość dźwięków

Huk nie może wygłuszać, co najwyżej zagłuszać.

Cała ich przestrzeń to korytarze, czasem tak małe, że przeciskały się przez nie tylko najmniejsze roboty, czasem tak wielkie, że przeszedłby słoń. Jedynym odstępstwem były gigantyczne maszynownie lub małe pokoiki istniejące w nie wiadomo jakim celu.

Odstępstwem od czego? Małego? Wielkiego?

Droga, która jednego dnia prowadziła do zbiornika rosy i wilgoci, następnego dnia zmieniała się w zbiornik toksyn.

Droga zmieniała się w zbiornik toksyn czy zbiornik rosy zmieniał się w zbiornik toksyn?

Jeśli użytkownik Keifer nie posiada idea zwracanie się do mnie, nich użytkownik Keifer zapisze mnie jako “AI”.

literówka

Nim zdążyłem zareagować. Nim zdążyłem zareagować, spadałem.

Leciałem na metalowej płaszcze pokrytej zielonym glutem.

płaszczce?

Szara potrawka nie miała w sobie smaku ani koloru

Musiałem ufać molochowi, że to czym postanowił się mnie karmić

miało odpowiednie wartości odżywcze, właściwie że miało jakiekolwiek wartości odżywcze.

Za dużo tych wartości odzywczych.

Gdybym miał wybór wobec moje diety, w życiu nawet bym tego nie tknął.

Literówka.

trzymająca mnie przy miernej wegetacji krew

Określenie “wegetacji” przymiotnikiem “mierny” to trochę masło maślane.

 

Mam wrażenie, że w tekście zbyt wiele razy pojawiło się stwierdzenie, że bohater potrzebuje drugiej osoby, czułości itd.

 

Wynotowałam to, o co potknęłam się przy czytaniu.

Mam mieszane uczucia. Podoba mi się idea, ale sposób realizacji już niekoniecznie. Fajnie wypadła robocia mowa. Zmieniająca się konfiguracja pomieszczeń w molochu, niczym w Hogwarcie, czemu miałoby to służyć? O techniczny aspekt nawet nie pytam.

Pozdrawiam!

 

 

Chylę czoła Misiu :) Nie dość, że w punkt 100 słów, to jeszcze rymowane :O

W Twoim tekście zaimki są uzasadnione. W zasadzie wszystko jest uzasadnione. To, że jest to trudna do czytania historia – a czy powinna być łatwa? Moim zdaniem nie. Gdyby była łatwa nie miała by w sobie takiego emocjonalnego ładunku.

Byłoby fajnie, gdyby Twój tekst skomentował ktoś lepiej znający się na literaturze. Radzę uzbroić się w cierpliwość, podejrzewam, że prędzej czy później ktoś się pojawi.

Ciekawa jestem jak Twój indywidualny styl sprawdzi się w przypadku innego narratora i bohatera.

Ja się cieszę, że przeczytałam Twój tekst :)

 

Dlaczego ciężko się czytało? Przez chaotyczność myśli, którą zawarłeś w swoim tekście. Dodaje to bardzo realizmu Twojemu bohaterowi, ale momentami ciężko jest nadążyć za historią i ciągiem zdarzeń opartym na konstrukcji skutek → przyczyna. Dygresje, wtrącenia, skróty myślowe – o to potykałam się w trakcie czytania. Podkreślę jeszcze raz – wybrałeś temat trudny, użyłeś trudnej, ale pasującej formy. To nie jest zarzut, ale obserwacja.

 

Dla zobrazowania “rozbiorę” na kawałki ten fragment:

Potem pada na łóżko i chrapie całą noc. Inni z klatki codziennie go słyszą. W gębę piwo, uszy w telewizor, radź sobie, kretynko. A w południe czy wieczorem usłużnie mu się kłaniają. Oni, od parteru po trzecie piętro, z brezentu, twardym ściegiem zaszyci, murują się i chuj ich obchodzi.

A ja? Co… ja?

Mnie nie ma. Ja, to nie ja. Ja, to On – żeby wyzwiska i po mordzie lanie, które dostaję od innych, oprócz ciała, nie uderzało głębiej, koło serca. Tak jest spokojniej. I wygodniej. Wygodniej? To jedno słowo? Czteroletni syn Króla kolejny raz woła w szpitalu o twoją pomoc, a tobie jest wygodnie? Ty stary złamańcu.

Pierwsza rzecz – mnóstwo zaimków, których nie powinno się nadużywać, choćby dlatego, że łatwo można zgubić się, o kogo chodzi. W tym przypadku narratorem jest konkretna osoba, która w ten specyficzny sposób pokazuje świat. Nie musi tłumaczyć kim są “oni”, “on” itd., bo mówi to sam do siebie.

Druga rzecz – zmiana “lokalnego bohatera opowieści” czyli o kim mowa? Najpierw jest sam Król, potem sąsiedzi, pojawia się kretynka (żona Króla), potem znowu sąsiedzi, po czym narrator wpada w dygresje na swój temat, by wreszcie odnieść się do dziecka.

Trzecia rzecz – do kogo mówi narrator? Przeskakujemy od kretynki, potem dygresja, w której zdaje się mówić sam do siebie, po czym zwraca się do Króla.

Czwarta rzecz – luźne skojarzania napędzające opowieść (podkreślony fragment). To są te momenty, gdy narrator “zbacza” z głównego wątku i przypomina sobie “coś tam”.

 

Na koniec dodam, że bardzo podoba mi się, co napisał ND:

w takim wypadku… większość szukalaby dla siebie innej klatki

Abstrahując od specyficznego poczucia sprawiedliwości bohatera – co sprawiło, że nie pozostał obojętny? Czy był to los krzywdzonego dziecka i jego matki? Czy pragnienie spokoju we wnęce pod schodami, którą bohater niewątpliwie traktuje jako “swoje miejsce”=dom? A może własne doświadczenia bezdomnego człowieka? Czy jeszcze coś? Czy wszystko po trochu? Nie oczekuję odpowiedzi na te pytania, bo to jest coś, na co każdy powinien odpowiedzieć sobie sam.

 

Pozdrawiam :)

 

Nie myślę o sobie, jako o autorce. Nie wiem jaki styl jest mój, nie wiem jaki gatunek itd. Odkrywam ten świat od niedawna.

Gdyby miała wskazać, które dzieła zainspirowały mnie do myślenia o pisaniu, to na liście znalazłyby się:

– Walentyna Żurawlowa “Śnieżny most nad przepaścią” – przeczytałam to opowiadania będąc smarkatą nastolatką, ale siedzi we mnie do dziś. Historia o tym, że można połączyć artystyczne pasje z naukami ścisłymi.

– Od zawsze były dla mnie ważne baśnie, bajeczki, legendy. Zaczęło się od babci, która wychowała się w miejscu zderzenia bardzo różnych kultur (obecnie południowa Ukraina), a potem książki, filmy, płyty (miałam całą kolekcję winyli z najróżniejszymi opowieściami). A potem zdarzył się “Wiedźmin” i pozostałe opowiadania Andrzeja Sapkowskiego –  pierwsze przeczytałam po kryjomu (rodzice nie pozwalali mi czytać Fantastyki, ponieważ po przeczytaniu Piaseczników nie mogłam spać przez kilka nocy ze strachu).

– Robert A. Heinlein “Luna to surowa pani” – uwielbiam tę książkę, jej nienachalny humor, nieco gorzkie zakończenie, kolekcja ciekawych i dających się lubić, mimo wad, bohaterów.

– Janusz A. Zajdel – dzięki niemu pokochałam krótkie formy na nowo, zwłaszcza “Relacja z pierwszej ręki”.

– Muzyka z serialu Battlestar Galactica, kompozytor Bear McCreary – o ile sam serial nie jest pozbawiony wad, to soundtrack jest doskonały, wracam do niego częściej niż do samego serialu, który lubię, ale bez przesady.

 

Pozdrawiam :)

Zabawna historia :)))

Biedna Truda, będzie miała teściową z piekła rodem :(

 

Podobała mi się narracja (gawędzirsko-plotkarska) z zaskakującym twistem na końcu, gdy odkrywamy tożsamość narratora.

Najmniej podobały mi się współczesne wtrącenia typu “psiapsióły”, myślę, że nawet w konwencji kabaretowej można to było ograć baśniowo.

 

Pozdrawiam :)

Kobieta na bramce działa jak cerber, a czarodzieje są na tyle bystrzy, że bez powodu nie przyłażą. Na początku spotkania z Radą pada pytanie o cel wizyty, Vedran pokazuje ogłoszenie, Rada nie pyta “a jak chcesz to zrobić?” z dwóch powodów.

Pierwszy jest taki, ze oni wiedzą, że tego się nie da określić jednym zdaniem (mowa jest o rytuałach, zaklęciach, całym projekcie itd.). Podobnie jest np. na studiach inżynierskich podczas obrony pracy dyplomowej, odpowiedź na pytanie “co?” jest prosta, “jak?” zwykle wymaga obszerniejszych wyjaśnień.

Drugi powód wynika z charakteru każdej z osób. Cerius z racji sędziwego wieku cierpi na demencję, więc nie bardzo orientuje się po co tam jest. Ravindra z góry zakłada, że będzie przeciw, samo królewskie ogłoszenie uważa za idiotyczne. A Erkliff to Erkliff.

Zwróć także uwagę, że w trakcie rozmowy Erkliff zerka do papierów, żeby sprawdzić kim jest Vedran. Te papiery musiały przyjść “z dołu”, więc to nie jest tak, że może się tam pojawić ktoś zupełnie przypadkowy.

Jeżeli chcesz odnieść się do naszych urzędów – z mojego doświadczenia wynika, że bardzo często nie są oparte na logice i racjonalnych przesłankach. Na przykład byłam wzywana przez US na konkretny dzień, konkretną godziną, bez wskazania powodu, a potem musiałam czekać kilka godzin zastanawiając się o co chodzi. Lub ZUS, który pod groźbą kary administracyjnej zmusił mnie do złożenia wniosku o jakiś tam zasiłek, podczas gdy nie spełniałam warunków do otrzymania tegoż zasiłku, więc z góry było wiadomo, ze odpowiedź będzie odmowna. Liczba papierów musiała się zgadzać. I tak dalej, i tak dalej…

 

Jeżeli chodzi o zapis dialogów, to wspomagałam się m.in. tym poradnikiem.

 

Pozdrawiam :)

Podpiszę się pod tym, co napisał krzkot1988.

Bardzo ładne zdania, opisy wyraziste, ale fabuły w tym niewiele. Odniosłam wrażenie, że zamiast punktów zwrotnych, są tylko słowa kluczowe wymuszone warunkami pojedynku.

To, co najbardziej zwróciło moją uwagę, to magia jako byt posiadający wolę i narzucający ją innym. I ulotki na liściach (nieco absurdalny humorystyczny akcent).

Pozdrawiam :)

Mało fantastyczny ten tekst.

Mam kilka refleksji po lekturze.

  1. Ciężko się czytało. Rozumiem stylizację, chaotyczne przemyślenia specyficznego umysłu człowieka bezdomnego, dryfujące w odległe rejony pamięci. Wypadło przekonywująco. Dobrze, że tekst nie był dłuższy, bo jednak nie jest łatwa lektura.
  2. Poruszony problem przemocy domowej – mocny, ważny. I drugi problem – tzw. znieczulicy w najbliższym otoczeniu. Problem nr trzy to traktowanie ludzi bezdomnych. Ciężki kaliber wybrałeś autorze. To nie jest zarzut, żeby było jasne.
  3. Czy wymierzenie sprawiedliwości na starotestamentowy sposób – mocno dyskusyjne. IMHO nie wpływa to korzystnie na przesłanie całości. Reagować trzeba, ale czy taka “zbrodnia doskonała” to jest właściwa reakcja? Mam wątpliwości.

Na pewno mam o czym myśleć. Nie podejmuję się ocenić pod kątem literackim.

Pierwsza połowa – fajne, czuć luz blues.

A potem już nie za bardzo. Klara nie zorientowała się, że odwiedza inną wampirzycę? Niby nie istnieje jakiś wampirzy kanon, ale odczuwam tu pewien dysonans. Wampir – łowca, drapieżca, powinien posiadać taką umiejętność.

I ta karafka nad kominkiem… Krew w lodówce się trzyma, uwierz mi, że nawet po dodaniu płynów konserwujących, w temperaturze pokojowej po kilku godzinach krew po prostu cuchnie. W lodówce śmierdzi po kilku miesiącach dopiero. I zamienia się w galaretkę.

Reasumując – mało wampirze te wampiry.

To, co przeczytałam raczej nie zachęca mnie do odwiedzin. Może poza zabawnymi nazwiskami, a to za mało. Nieładnie wabić w ten sposób czytelników. Gdybyś wrzucił tutaj jeden, kompletny i interesujący tekst, pewnie bym zajrzała na Twojego bloga autorze. A tak panna Figa z panem Makiem ;)

Pozdrawiam :)

Zwabił mnie tutaj komentarz Misia. Nie żałuję, świetny tekst. Czuć zimno i tajemnicę. Zwykle lubię historie domknięte, ale tutaj pozostawienie otwartego zakończenia dodało smaku, podanie rozwiązania zagadki na tacy zepsułoby efekt.

Pozdrawiam :)

Poza mankamentami technicznymi, nic nie zwróciło mojej uwagi. Możliwe, że rezonuję na innej częstotliwości i dlatego umknęło mi przesłanie/sens/fabuła, o odebrałam jedynie zlepek pięknie i mądro brzmiących słów.

Dziękuję za odwiedziny i wnikliwy komentarz Ananke :)

Cieszę się, że znalazłaś tyle pozytywnych rzeczy.

 

Jak działa magiczny ZUS/Urząd Skarbowy/Bardzo Ważna Instytucja: babka na bramce zawiaduje ruchem, Rada w wyznaczone dni zbiera się i przyjmuje interesantów wg kolejki. I tyle. Bardzo podobało mi się określenie, którego użył jeden z moich betowników – Piotr.W.K. – “pani z dziekanatu”. Chyba każdy, kto miał okazję postudiować, natknął się na taką panią ;)

 

A jeżeli chodzi o wymioty – ciekawa jestem, czy ktoś zbadał ten aspekt naukowo. Myślę, że sporo zależy od ciśnienia w układzie pokarmowym. Mam na stanie dwoje dzieci, ciążowe nudności znam i raz byłam świadkiem zarzygania własnych butów. Nie twierdzę, że to często występujące zjawisko, jedynie, że jest to możliwe. Dziwny temat :] ;)

 

Drwiący ze wszystkiego Erkliff nie pyta prześmiewczo „a jakiż to pomysł może mieć ktoś taki jak ty?”, tylko milczy

Milczy, bo w sumie mało go obchodzi co Vedran wymyślił. Głównym celem Erkliffa jest znalezienie pretekstu, żeby podręczyć petenta.

 

Przecinki uzupełnię, ale zgłoszony brak myślnika wynika z zasad zapisu dialogowego (to jest dopiero magia).

 

Pozdrawiam :)

Przeczytałam. Ściskam wirtualnie.

Tekst przejmujący i malowniczy.

Tylko w jednym fragmencie uderzyło mnie nadmierne występowanie “herbaty”, ale to szczegół. O zaimkach było, więc się zamykam.

Pozdrawiam!

Hej Kartofelku :)

Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa.

We wstępie wspomniałam, że ten tekst powstał z myślą o konkursie “Granice magii” na DF, limit znaków wynosił 12tys., co nie dawało wielkiego pola do popisu jeżeli chodzi o fabułę. A świat też trzeba było jakoś zarysować. Bohater definitywnie porzucił mrzonki o wielkiej karierze ;)

Cieszę się, że polubiłaś bohatera. Mam rękę do życiowych nieudaczników ← to opinia mojego małżonka.

ruszył do wyjścia. Gdy zbliżył się do drzwi, zauważył

→ Na drzwiach…?

Na ościeżnicy.

 

“Szybko” leci do śmieci.

 

Pozdrawiam :)

W pierwszym fragmencie dość często powtarzają się “twardy” i “ciasny”. Poczułam się nieco przekonywana na siłę ;) W sumie niepotrzebnie, bo całkiem dobrze oddałeś sytuację.

położył głowę na boku

Trochę niezręcznie brzmi. Logicznie wiem, o co chodzi, ale można to jednak różnie odczytać.

nagle poczuł, jak po jego ciele rozpełza się ogromna ilość robaków

Użycie “jak” byłoby uzasadnione przy porównaniu. Bohater odczuwa coś, jak pełzające robaki, ale to nie są robaki.

I nie mógł czuć robali na ciele innym niż swoje.

Dalszy opis jest bardzo dobry, sugerowałabym pozbyć się tego niezręcznego zdania. Np: Nie bez wahania sięgnął dłonią w głąb ziemi. Wzdrygnął się, czując na skórze muśnięcia drobnych odnóży. Masa robali rozpełzła się wzdłuż ręki, po całym ciele. Próbował je strząsnąć, ale były zbyt szybkie i zaraz pokryły go od stóp do głów.

Leżał, dysząc, próbując pojąc, co się stało.

Literówka.

Gdy otwór mógł już go zmieścić

Zgrzyta, może przez to, że w stosunku do otworu stosujesz opis jak do czegoś materialnego (typu worek, albo pudło). Nie wiem czy to jest błąd, jedynie sygnalizuję.

Spulchniona przy zakopywaniu trumny ziemia nie stawiała silnego oporu.

Też nieco niezręcznie, bo czy ziemia mogła stawiać opór (w domyśle czynny)?

Poczuł, jak ogarnia go fala błogości.

Poczuł ogarniającą go falę błogości.

Zasnął, objęty czułym uściskiem ziemi.

Piękne zdanie :)))

Łaknienie przyklejało do siebie myśli, nie pozwalając skupić się na niczym innym.

Raczej: “oblepiało”.

Zobaczył, jak w jego kierunku idzie dziewczynka z jasnymi lokami i pucułowatą twarzą.

Zobaczył idącą w jego kierunku dziewczynkę

Jak przez mgłę przypomniał sobie, jak sam był kiedyś podobny do tych dzieci…

przypomniał sobie, że kiedyś sam był podobny do tych dzieci…

Z czasem zaczął żałować swojej słabości do tych koślawych istot, które polować mogły tylko z narzędziami, same będąc niczym worek na kości, krew i mięso.

Takie sformułowanie bardziej kojarzy się z refleksją, która przychodzi po wielu doświadczeniach, a nie przebłyskiem genialnej myśli. Zastosowałeś narrację “krok po kroku”, więc chyba bardziej pasowałyby przemyślenia wynikające z chwili, a nie upływającego czasu.

Wstaniec zobaczył, jak krzyż żarzy się złotawą poświatą.

Wstaniec zobaczył krzyż żarzący się złotawą poświatą.

Poczuł, jak jego skóra na plecach gore

Poczuł gorejącą na plecach skórę.

oczy patrzyły z przerażeniem, jak kat niesie ogień pod jej stos

oczy patrzyły z przerażeniem na kata niosącego ogień pod jej stos

lub

oczy patrzyły z przerażeniem na niosącego ogień pod jej stos kata

 

 

Uwagi ogólne:

Masz problem z jakami. Zwracam na to uwagę, bo nie jest to trudne do ogarnięcia, a dość negatywnie wpływa na odbiór.

Bardzo podobał mi się pomysł. Dobrze zbudowałeś klimat – zarówno w pierwszej scenie (choć tu trochę przeszkadzały zbyt często powtarzane przymiotniki), jak i w opisie głodu wstańca. Momentami przypominało mi to Zmorajewo Żulczyka. Mimo tego, że główny bohater jest potworem, pozwoliłeś empatyzować z nim, odkrywając krok po kroku czym się stał i z czym to się je ;)

Plot twist w finale nie był szokujący, szepty jasno dawały do zrozumienia, że jest tutaj jakaś zewnętrzna siła sterująca wydarzeniami. Ale bardzo podobała mi się ostatnia myśl wiedźmy.

Bardzo udany tekst, przeczytałam z przyjemnością :)

Pozdrawiam!

Dziękuję za odwiedziny i uwagi HollyHell91!

Ogromnie się cieszę, że się podobało :)

Nie rozumiem tej konstrukcji i czemu “jak” jest z dużej.

“Albo” do wywalenia, niedokładnie posprzątałam po edycji. <wstyd>

 

Białka mogą błysnąć?

Wyobrażam sobie to w ten sposób, że ten konkretny gość zwykle mruży oczy, przypatruje się oceniająco i knuje. Błyśnięcie białek oznaczałoby, że oczy otworzył szerzej, białka stały się wyraźnie widoczne.

Czuję, że przekombinowałam :D

Przemyślę to jeszcze.

 

Też nie mogłam doszukać się informacji o “gaciach”. Nie będę się bronić w tej kwestii, poszperam, może znajdę bardziej pasujące słowo.

 

Pozdrawiam :)

 

EDIT:

Majtki, slipy, bokserki, kalesony, spodnie czy krótkie spodenki – wszystkie te części odzieży można nazwać jednym, dość pospolitym obecnie, choć dawnym i rodowicie polskim słowem GACIE. Do końca XVI w. GACIE miały niezmiękczoną postać GACE i były nazwą neutralną – ani pejoratywną, ani lekceważącą, ani prostacką – stosowaną w odniesieniu do tego przyodziewku, którym okrywa się nagie biodra lub biodra i nogi. Uznaje się, że słowo GACE pochodzi od prasłowiańskiego czasownika *gatiti ‘okrywać, osłaniać’, a GACE – prasłowiańskie *gat’ě – były pierwotnie opaską na biodra. Miękka postać GACIE powstała najprawdopodobniej pod wpływem pokrewnej GACI – ‘materiału do gacenia’ lub ‘drogi ogaconej faszyną’.

Źródło: [SJP PWN; SJP Dor; USJP; SEJP Bor, 152-153]

źródło: https://nck.pl/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/GACIE,cltt,G

Czyli nie takie współczesne :O

Korzystając z tego, że uwag co do fabuły, konstrukcji świata, interpunkcji itd. padło już wiele, pozwolę sobie skorzystać z opcji luksusowej i skupię się na pozytywach.

 

Plastyczne opisy pozwoliły łatwo wyobrazić sobie świat. Bardzo dobrze wyważone humor i makabra. Ciekawa kreacja świata, mimo, że pojedyncze elementy nie są oryginalne, to w odbiorze całości nie miałam poczucia bezmyślnego recyclingu czy wtórności. Interesujący główny bohater.

 

#teamPies

 

Przeczytałam z przyjemnością.

 

Pozdrawiam :)

Nie mam konkretnego pomysłu, ale mam w głowie pojedyncze sceny. Jeżeli wykluje się z tego sensowna fabuła, to kto wie :) 

Czyżbyś pisała kiedyś wnioski o granty albo starała się wydębić zdobyć fundusze z NCBR-u? ;-)

Ech, to było bardzo dawno temu, wniosek o grant promotorski do (jeszcze) KBN. Odrzucony z uzasadnieniem “niemożliwe jest, żeby za tak niską kwotę zbadać tak ważki dla nauki problem”. A potem było jeszcze kilka innych ;)

Bardzo cieszę się, że przesłanie przebiło się przez nadmiar przymiotników. Staram się ograniczać. Tak samo jak czekoladę i whisky ;)

Dziękuję za odwiedziny i motywację do dalszych wysiłków :)

 

Pozdrawiam!

Kawa gęsta/ciemna jak błoto.

A jak ze stacji benzynowej , to znaczy, że musi być obrzydliwa. To samo hot dogi.

 

Mam wrażenie, że żadna powieść osadzona w realiach współczesnych nie może się bez nich obejść.

Hej!

chwycił wiszącą na oparciu krzesła laskę – zdobiła ją pięcioramienna gwiazda, wyryta na gałce w otoczeniu innych tajemniczych symboli.

Hmmm, zazgrzytało mi to, że gwiazda zdobiła gałkę, która zdobiła laskę. Jak czytam taki opis, to w głowie generuje mi się obraz, krok po kroku. Czyli mam laskę zakończoną gwiazdą. I tu się dowiaduję, że gwiazda były wyryta na gałce. Czyli musze poprawić wygenerowany obraz.

O tajemniczości napisała już mindenamifaj.

– Co o tym sądzisz, Kronenberg? – zagaił lekarz, zwracając się w kierunku kominka.

Rozumiem stopniowe przedstawianie postaci. Podobny trik zastosowałaś z hrabią, który wpierw jest pacjentem, potem chudzielcem, a dopiero potem poznajemy jego imię i nazwisku. Teraz mamy postać ukrytą na fotelu, który stoi w pobliżu kominka. Ale w pierwszej chwili pomyślałam, że lekarz próbuje się z kimś skontaktować przez ten kominek. Użyłaś słowa “zwracać się”, które można odebrać jako mówienie, lub zmianę pozycji ciała. Użycie miało miejsce w dialogu, więc może to być mylące.

W kilku susach, ślizgając się na pozbawionej dywanów podłodze i zderzając z meblami, dopadli do następnych drzwi. Gubiąc po drodze fragmenty okultystycznych strojów wpadli do biblioteki, zatrzasnąwszy za sobą wejście.

Nie jest powtórka, ale wyrazy są na tyle podobne, że nie brzmi to dobrze.

Zatrzasnąć wejście… To brzmi dziwnie.

 

Wynalazek – wykorzystanie tego motywu jak najbardziej, po prostu zastanów się jak inaczej wprowadzić ten element do fabuły. Może mają coś takiego na strychu po zmarłym stryju – szalonym wynalazcy. Mało realne jest zbudowanie takiego urządzenia w jeden dzień. W dodatku opierając się tylko na pamięci. A pojawiające się w tekście motywy nierealne będą miały lepszy wydźwięk, jeżeli warstwa rzeczywista nie będzie oparta na szczęśliwych zbiegach okoliczności.

 

Podoba mi się pomysł podsunięty przez emlisien “Piekielnie dobrzy egzorcyści” :D

 

Pomysł fantastyczny. Przyjemnie się czytało. Interesujące postacie bohaterów, chętnie poczytałabym coś więcej o nich.

Pozdrawiam :)

Poprawiona wersja:

Pierwszy akapit – no nie wiem.

Niebo broczyło z otwartej rany, nie krwią, a rozżarzonym żelazem. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości to zachodzące słońce znaczyło widnokrąg ognistą poświatą, zasypując skalne rozpadliny iskrami czerwieni i złota.

Wykreślony fragment psuje nastrój.

Drugi akapit – piękny.

 

Pozdrawiam :)

No dobra, to ja się przyznam. Swego czasu przepadałam za książkami Cusslera. Nie były skomplikowane, były przewidywalne i dawały fajne zajawki do zgłębiania różnych tematów. Największy opór od strony technicznej wzbudził we mnie pomysł wyciągnięcia Titanica na powierzchnię oceanu i pływanie nim.

To była lektura “na raz”, nigdy nie miałam chęci wrócić do tego. Nie wiem czy dałabym się tak wciągnąć, gdybym sięgnęła po Cusslera po raz pierwszy teraz.

Przede wszystkim jeszcze raz dziękuję za możliwość betowania, obawiam się, że ja zyskałam na tym więcej niż Ty :)

 

To nie są moje klimaty, ale mimo to czytało się gładko. Rozbudowanie sceny końcowej, ta pogadanka między uczniem, a mistrzem, w pierwszej chwili wydała mi się nadmiarowa, ale gdy wróciłam do Twojego tekstu teraz, uważam, że dobrze to komponuje się z całością.

Podoba mi się główny bohater. Pokazanie go na dwóch bardzo odmiennych etapach życia – ciekawy zabieg. Aż chciałoby się przeczytać o tym, co jeszcze go spotkało.

Pozdrawiam :)

Dziękuję za odwiedziny i komentarz Asylum :)

Mam wrażenie, że na tym forum grasuje chochlik, gdyż jestem pewna, że zdublowane “ogromne” wyłapałam w trakcie bety i poprawiłam. Za chwilę popędzę poczynić poprawki.

 

Aaach zapis dialogowy :)))

Monique podrzuciła mi link do forumowego poradnika, korzystając z zasobów forum dotarłam na fantazmaty i w parę innych ciekawych miejsc, żeby upewnić się co i jak. W końcu stwierdziłam, że teoria to jedno, ale praktyka rządzi. Wybrałam sobie osobę, której umiejętność tworzenia dialogów zrobiła na mnie największe wrażenie. Przy pisaniu kolejnych tekstów mam zamiar zastosować metodę “jakiego zapisu użyłby X”. Mam nadzieję, że ta metoda lepiej się sprawdzi, zanim odpowiednia klapka w moim mózgu zaskoczy :)

 

Pozdrawiam!

 

Bry ND :)

Dziękuję za przeczytanie. O wyborze tematyki nie bardzo chyba jest sens dyskutować. Osobiście lubię czytać o czarodziejach. Czy lubię o nich pisać? Jeszcze nie wiem, bo mimo zaawansowanego wieku jestem na etapie uczenia się i eksperymentowania z różnymi gatunkami. Powyższy tekst powstał bardziej z potrzeby uzewnętrznienia moich frustracji związanych z porzuceniem kariery naukowej, niż z zamiłowania do fantasy.

Jeżeli chodzi o zapis dialogów – za każdym razem, gdy myślę, że załapałam jak to ma lecieć, jestem brutalnie ściągana na ziemię. Ale obiecuję, że będę się starać.

 

mindenamifaj,

Dziękuję za odwiedziny i mindemifajowy(c) komentarz ;)

Bardzo się cieszę, że tytuł przypadł Ci do gustu :)

czarodziej ruszy teraz na typowy fantastyczny quest i będzie zaraz smoki zabijać, księżniczki ratować i królestwa zdobywać.

:D Myślę, że to byłoby niezłe wyzwanie, żeby postmodernizować taką historię :D

 

Pozdrawiam :)

Uśmiechnął się z czułością na poły do psa, na poły do żony.

Bardzo ujęło mnie to zdanie :)))

Przyjemnie się czytało, ale od początku podejrzewałam, że Ferdynand ukrywa coś pod płaszczykiem laczków i białych skarpet ;)

Dlaczego zaraz wrogość?

A nie jest tak, że tego typu opis użyty w “środku tekstu” traktujemy inaczej niż w przypadku otwierającego tekst akapitu? Świadomie czy nie, ale początek powieści/opowiadania traktujemy jako zapowiedź, czego możemy się spodziewać. Jestem w stanie sobie wyobrazić użycie tego konkretnego fragmentu do zbudowania nastroju, uspokojenia akcji itd. Natomiast cały tekst pisany w ten sposób, byłby dla mnie trudny do przebrnięcia.

Co do Lema – zgadzam się. Weźmy choćby Nieustraszonego i rozbudowane opisy pustyni, na której w zasadzie nie ma nic godnego uwagi. Tyle, że te opisy pełnią tam konkretną rolę. Wyjęte z kontekstu miałyby zupełnie inny wydźwięk. Dlatego generalizowanie, że za taki opis to od razu po łapskach, to jednak przesada.

Bardzo przyjemna lektura :) Dużą ilość dialogu złagodziło stężenie absurdu w absurdzie. Dodatkowy bonus za anioła bez majtek.

 

Pozdrawiam :)

Mam bardzo mieszane uczucia.

+ pomysł wykorzystania mumii i Egiptu,

+ warstwa obyczajowa (milicja wypadła wiarygodnie),

– jednak liczba wulgaryzmów, nie przepadam, wiem, że tak trzeba było, ale jakoś mnie to uwiera,

– liczba bohaterów i miejsc – przytłaczająca,

– dialog, dialog, dialog, i jeszcze jeden dialog, jednak optuje za zbalansowaniem w tekście.

 

Pozdrawiam :)

AdamieKB, bardzo dziękuję za wskazanie baboli, i nie tylko ;)

A okularum veritas wprawdzie bazuje na łacinie, ale nie jest to łacina 1:1, jest to nazwa pewnego przyrządu, który funkcjonuje w tamtym świecie, i oni piszą to przez “k”. Jeżeli to bardzo razi, będę musiała pokombinować.

Pozdrawiam :)

Nie czytałabym. Przerost formy nad treścią. Brzmi bardzo, bardzo poetycko, ale haka brak. Może ten cień troszkę mnie zaintrygował? Tak na 1%.

Rozczuliło mnie to zdanie:

Mikołaj po takim wyjątkowym spełnieniu dziecinnych marzeń poczuł się młodszy o sto lat, co szczególnie doceniła Pani Mikołajowa, gdy wrócił.

Jak dobrze, że ktoś wreszcie pomyślał o Pani Mikołajowej :)))

Bardzo świąteczna historia, którą przeczytała, żeby się ochłodzić.

Pozdrawiam Misia :)

Zaskoczyłeś mnie Misiu brakiem windy i winniczków. Pozytywnie zaskoczyłeś. Takie win-win.

 

Pozdrawiam :)

 

Z przyjemnością przeczytałam Twoje opowiadanie drakaino. Ciekawa historia, przedstawienie realiów niezwykle autentyczne. Zauważyłam też, że w Twoich dialogach dużo się dzieje, przez co są bardzo naturalne i interesujące. Czytając ten tekst miałam skojarzenia z powieściami Akunina o Eraście Fandorinie. Nie tylko tytułowy gambit, ale także towarzyszące czytaniu poczucie, że przeniosłaś mnie w epokę.

 

Pozdrawiam :)

Pierwsze wrażenie – mocny tekst, może nawet zbyt mocny jak na mój gust.

Akcja rozwijała się dynamicznie, dużo się działo, ale trochę zabrakło mi klimatu. W żadnym z miejsc nie dane było mi zatrzymać się na dłużej. 

Nie do końca ogarnęłam czy bohater trafia do więzienia czy do piekła, ale w sumie jest mi wszystko jedno, bo gnida straszna.

Bardzo zazgrzytało mi:

Patrycja korzystając z chwili nieuwagi, wydostała się spod ucisku oprawcy, po czym wstała, nie myśląc o niczym innym, jak o ucieczce z tego okropnego miejsca.

To, że dziewczyna nie myślała o niczym innym jak o ucieczce – pełna zgoda. Ale podkreślać okropność miejsca jak powód tejże ucieczki? Myślę, że uciekłaby nawet, gdyby to był luksusowy apartament w pięciogwiazdkowym hotelu w Dubaju.

Pozdrawiam :)

Przeczytałam. Pomysł niezły, z realizacją gorzej. Jest kilka niezręczności typu “jeno”. To, co najbardziej mi przeszkadzało w czytaniu, to narrator, który jest kobietą, ale nie robi wrażenia kobiety. Kilka razy w trakcie czytania czułam chęć zajrzenia pod kieckę narratorowi ;) W zasadzie to wszyscy bohaterowie słabo zarysowani. Poza tym podanie legendy jako infodump to niewykorzystana okazja. A siostra podająca po kryjomu leki popełniła przestępstwo, co w opowiadaniu nie ma znaczenia bo wszystko i tako poszło się

Niezwykle podobał mi się trik z urwanym słowem na końcu, idealnie wykorzystany przez Ciebie, autorze.

 

Pozdrawiam :)

Zastanawiam się czy zamiast “.” na końcu, nie powinien znaleźć się “!”.

To by wzmocniło ekspresję tego tekstu.

Poza tym – dla mnie bomba.

 

Pozdrawiam :)

Czy można zamówić ten dzwonek w innej opcji? Przykładowo Staszek zamiast Marysia. Dla znajomej pytam…

Jeśli mam mieć zespół specjalistów-profesjonalistów i mam pięciu białych (to widzę) facetów (tak mi się wydaje) i nie mam pojęcia (bo mnie to nie interesuje) do jakiego boga się modlą (lub czy się nie modlą w ogóle) i z kim uprawiają seks po pracy (to też mam w nosie), to dlaczego mam uzasadniać, że równość względem czegokolwiek innego niż użyteczność tych osób w projekcie jest ważniejsza?

Podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami.

Przez kilka lat pracowałam z osobami zmagającymi się z różnymi problemami psychicznymi. I pierwsze co mi się nasunęło to – omamy wzrokowe dotyczą przeróżnych zaburzeń, ale nie występują w stanach, które lekarze klasyfikują jako choroby psychiczne. W schizofrenii występują omamy słuchowe, a wzrokowe nie. Taka ciekawostka. Przyczyną omamów wzrokowych są najczęściej organiczne zmiany w mózgu np. przy majaczeniach drżennych czy otępieniach.

Nie odebrałam tego tekstu jako naśmiewanie się z osób chorych psychicznie, ale dostrzegam w nim niezrozumienie tego, czym jest choroba psychiczna. Bazowanie na fałszywych przekonaniach przekazywanych w dowcipach o wariatach.

Oczywiście jeżeli przyjmiemy, że na tym polega “fantastyczność” tego tekstu, to czemu nie. Taki typ fantastyki w mój gust nie trafia.

Hej!

Był osobą, z którą dzieliłem największą pasję – szukanie odpowiedzi na powstanie wszechświata. Zresztą to on ją we mnie zaszczepił, opowiadając mi o teorii strun, ciemnej materii i Wielkiego Wybuchu.

Niefortunne sformułowanie IMHO.

Myślę, że powinno być “teoriach”, albo “Wielkim Wybuchu”.

niektórzy wpatrywali mi się z zaciekawieniem czy złością

przypatrywali?

Jakieś szkolenie będzie mi potrzebne?

raczej: Jakie

Pomimo amortyzatorów i tak podskakiwaliśmy na siedzeniach na bardziej wyboistym terenie. Dzięki zbiornikom powietrza, tankowanym co jakiś czas w biosferach, mogliśmy jeździć bez niewygodnych hełmów na głowach. Chociaż i tak trzymaliśmy je na kolanach. Na wszelki wypadek.

Powyżej fragmenty, które odciągnęły mnie od fabuły na tyle, żeby umieścić je w komentarzu.

Czytało się gładko :) Najwyraźniej moja alergia na metafory i inne takie nie dotyczy Twoich tekstów ;)

Bardzo podobało mi się, jak ograłeś motywy religijne – imiona, kolory. Od razu było czuć w jakie klimaty zmierzamy.

Podobał mi się stworzony klimat wokół głównego bohatera – pustki i beznadziei.

Nie zgrzytały mi stalaktyty na Marsie. Założyłam, że ta część podróży ma już mistyczny charakter. Kto wie dokąd dokładnie zawędrowali tym tunelem.

Średnio podobało mi się przedstawienie relacji głównego bohatera z Samaelem. Wspomnienia, ale takie ogólne, bez przywołania choćby jednego konkretnego, zrobiły na mnie wrażenie infodumpu. Nie czuję się przekonana, że byli aż tak dobrymi przyjaciółmi.

Zakończenie – hmmm. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony podoba mi się to, że główny bohater “zwyciężył” poświęcając w zasadzie wszystko. Nie jedną konkretną rzecz, ale dosłownie – wszystko. Z drugiej strony – motyw uniwersalnych Stwórców czczonych pod różnymi imionami nie zaskoczył mnie. Greckie napisy na Marsie w zasadzie wystarczyły.

Pozdrawiam :)

Nowa Fantastyka