- Opowiadanie: Gekikara - Najdłuższa Noc [Silva vs. Gekikara]

Najdłuższa Noc [Silva vs. Gekikara]

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Najdłuższa Noc [Silva vs. Gekikara]

Dzień 1

Leżę w tej samej pozycji, w której mnie zostawiła, już od kilku godzin. Z trudem poruszam zbolałymi kończynami, czuję jak ogień życia rozlewa się po kolejnych fragmentach wychłodzonego ciała. Zawsze tak jest po Długiej Nocy.

Jeszcze niedawno śniłem… Śniłem… Nie potrafię przypomnieć sobie o czym. To nawet zabawne, jeśli wziąć pod uwagę, że spałem ponad pół roku. Chociaż to nie do końca jest sen. Jednak w ten sposób chcę o tym myśleć.

Długa Noc bez zmartwień, bez trosk, bez problemów, które mamy tu, na jawie.

Jednak dla mnie już się skończyła, a to znak, że znów otworzono fabryki. Powinienem zgłosić gotowość do pracy. Muszę też sprawdzić nasz bilans.

Ale to jutro.

Dziś już nic nie zrobię. No, może przy odrobinie szczęścia uda mi się wstać.

 

Dzień 7

Zaczynam od sprawdzenia wiadomości, jak każdego ranka. Z niepokojem otwieram odpowiedź z FrostTechu, ale uśmiecham się już po przeczytaniu pierwszych słów.

Dostałem zlecenie!

Całe szczęście, bo lodówce nie zostało już nic, wyłączyłem nawet prąd, by nie tracić energii. Kiedy spałem, stawki znów wzrosły. Powoli przestawałem wierzyć w to, że kryzys kiedyś minie. Przecież są tacy, wielcy i wpływowi, którym się opłacał. Chociażby producenci zamrażarek.

Jednak gdyby nie oni, nie zarobiłbym ani grosza. A w fabryce układów scalonych w miarę dobrze płacą. Koło się zamyka…

Do spłaty pozostaje nam siedemset dwadzieścia tysięcy. Za to rachunek bankowy świeci pustkami. Przecież mieliśmy oszczędzać! Przeczekać ciężkie czasy i żyć normalnie. Razem! Najchętniej wykrzyczałbym to żonie w twarz, ale teraz ma swoją Długą Noc. Przerwanie jej w tym momencie tylko pogorszyłoby sytuację.

Dlatego ten jeden dzień ja też nie będę sobie żałować, należy mi się od życia coś więcej napój izotoniczny i żarcie z tubki. Wybieram ramen, na drugie kurczaka teriyaki, a do tego butelkę białego półwytrawnego. Kiedy patrzę na cenę, dociera do mnie, jak wiele przez te pół roku zmieniło się na gorsze. Mógłbym za to przeżyć dwa tygodnie!

Gdy tylko potwierdzam zamówienie z opcją „zapłać za trzydzieści dni”, odzywają się wyrzuty sumienia. Obrzucam tęsknym spojrzeniem drzwi do dziecięcego pokoju.

Już niedługo, już niedługo, mówię do siebie, by uciszyć głosy.

 

Dzień 18

Zawsze gdy wracam z pracy, zaglądam do dziewczynek.

Moje dwie śpiące królewny. Leżą w dużej zamrażarce, pokryte szronem okno ukazuje tylko ich anielskie buzie. Wyglądają tak samo, jak przed trzema laty, kiedy zaczął się Wielki Pomór, a zaraz po nim globalny kryzys. Czekają, nienaruszone zębem czasu, w stanie głębokiej hibernacji, aż świat znormalnieje i znów stanie się miejscem, w którym można wychować dzieci i zapewnić im godne życie. Dla nich Długa Noc trwa już od trzydziestu trzech miesięcy.

Tuż poniżej dziecięcych twarzyczek znajduje się panel kontrolny. Dioda sygnalizująca niski poziom czynnika chłodniczego miga na czerwono.

Cholera, czemu tak szybko? Byłem pewien, że powinno go wystarczyć jeszcze na co najmniej dwa miesiące. Klnąc, próbuję znaleźć w sieci najkorzystniejszą ofertę, gdy słyszę dźwięk dzwonka.

Podchodzę do monitora i sprawdzam obraz z kamery.

To sąsiad z góry, były inżynier. Staruszek już dociągnął do osiemdziesiątki i ma cholerne szczęście, bo udało mu się przejść na emeryturę nim wszystko zaczęło się walić. Dzieci nie ma, żonę pochował przed pięciu laty, do tego ponoć uzbierał trochę oszczędności i nie musi martwić się o przyszłość, bo jego przyszłość minęła wraz z ostatnim stuleciem.

Uśmiecham się, gdy podnosi do kamery flaszeczkę samogonu pędzonego na tubkach.

 

Dzień 34

Zlecenie okazuje się nie tak opłacalne, jak sądziłem. Terminy gonią, groźba kar wisi nad głową. Do tego muszę spłacić pieprzony czynnik chłodniczy! Czasem mam ochotę dosłownie odkręcić sobie głowę!

Nerwowo spaceruję w mikroskopijnym salonie naszego absurdalnie drogiego mieszkania. Drapię się po łączeniach na szyi i nadgarstkach, coraz bardziej wściekły, gdy tylko moje spojrzenie pada na pęknięcia ścian. Wypatruję sąsiada. To okropne, wiem.

Czasem mam nadzieję, że to wszystko się rozpadnie i przykryje nas kurhanem gruzów, zakończy tę żałosną egzystencję, tak jak Wielki Pomór położył kres większości gatunków roślin i zwierząt. Umierająca Natura musiała w akcie zemsty rzucić klątwę na ludzi, nie znajduję innego wytłumaczenia na to, co się dzieje.

Podchodzę do zamrażarki w sypialni, otwieram drzwiczki i gapię się na twarz, piersi, uda żony. Drżę. Uświadamiam sobie, że to nie z pożądania. Moje ciało tęskni za chłodem i spokojem zamrażarki.

Wystraszony, zatrzaskuję pokrywę.

„Połóż się i wstań w lepszym świecie, jak zbudzony ze snu po długiej nocy” – taki zdobi ją napis. Dobre, kurwa, sobie.

 

Dzień 42

Wczoraj wykosztowałem się na butelkę kiepskiej whisky i wpadłem do sąsiada z góry. On rzeczywiście nie ma już nikogo. Nikt o nim nie pamięta. 

Lubię staruszka, a jeszcze bardziej opowieści o tym, jak zbierał grzyby w lesie albo łowił ryby. Pokazywał mi nawet zdjęcia. Pomyśleć, że kiedy byłem młodszy, nie czułem więzi z przyrodą. Wolałem zgiełk wielkich miast, gwar rozmów, terkotanie samochodowych silników. Nawet kiedy już nie dało się wyjść na zewnątrz bez maski.

Nie mogę się przywiązywać. Gdy staruszek odejdzie, będzie mi go brak. Czasem zastanawiam się, któremu z nas potrzebne są te spotkania, który jest bardziej samotny, ja czy on?

Kończę zmianę w zakładzie i odbijam kartę, pogrążony w myślach o tym, jak długo dam radę jeszcze odwlekać swoje plany.

Wtedy zatrzymuje mnie szef. Obleśnie bogaty, łysy kurdupel, u którego robię za podwykonawcę. Od razu zaczynam się drapać.

Przekazuje mi informację o potrąceniach. To dwadzieścia procent mojego wynagrodzenia! Ja nawet jeszcze nie spłaciłem zamrażarek! Ale za to oferuje mi pięćdziesiąt procent zniżki na zakup czynnika chłodniczego prosto we FrostTechu.

Pieprzony los lubi drwić, co?

 

Dzień 57

Nie wierzę! Po prostu nie wierzę!

Wpadam na klatkę schodową niczym tajfun, nie czekam na windę, wbiegam na to jebane dziewiąte piętro, chociaż płuca pieką żarem, przepona chyba próbuje pęknąć, a łączenia swędzą, doprowadzając mnie do utraty zmysłów.

W drodze do domu spotkałem dziewczynę z naprzeciwka, która trzy lata temu dorabiała okazjonalnie jako opiekunka do dzieci. Zapytała mnie, co u dziewczynek i czy już wyszły z anemii pohibernacyjnej. Spotkała je latem, kiedy spacerowały z moją żoną. Cztery miesiące temu!

Przyciskam kciuk do czytnika linii papilarnych, nadal mając nadzieję, że to jakiś pokręcony żart, ale przecież wszystko się zgadza. Brak środków na koncie. Wykorzystany czynnik chłodniczy.

Kiedy tkwiłem w zamrażarce jak nieboszczyk w trumnie, żeby zmniejszyć nasze codzienne wydatki na utrzymanie w czasie, gdy nie ma pracy dla takich jak ja, ona zabawiała się w matkę!

Otwieram drzwi, dopadam do zamrażarki w pokoju dziewczynek i sprawdzam historię operacji wykonanych na urządzeniu. Nie pokusiła się nawet o to, żeby usunąć dane!

Jak mogła mi to zrobić?!

Przecież wie, że największe koszty generuje zatrzymanie procesu i jego ponowna inicjacja! Przecież zdaje sobie sprawę…

Chyba muszę zmienić plany.

 

Dzień 62

Wczoraj staruszek wypił za dużo i pokazał mi, gdzie trzyma swoje zaskórniaki. On nie wierzy bankom, wszystko ma poukrywane w mieszkaniu. W sumie z kilkadziesiąt tysięcy, może więcej! Zdradził mi, że owszem, był inżynierem, ale nie takim zwykłym. Pracował dla wojska. To wyjaśnia skąd ma tyle forsy.

Biedak ufa mi bezgranicznie. Nie zastanawia się, dlaczego tak nagle zostałem jego przyjacielem. Niczego się nie domyśla.

Jesteśmy u mnie. On pije, a ja próbuję zachowywać się jak gdyby nigdy nic. Po drugim kieliszku sąsiad pada na stół, więc zabieram się do roboty. Zdejmuję z niego ubrania i zaciągam do pokoju dziewczynek, otwieram pokrywę ich wspólnej zamrażarki, wyciągam je, jeszcze nieprzytomne, i układam w łóżkach. Już wcześniej uruchomiłem proces dehibernacyjny, więc są gotowe. Wszystko jak w zegarku.

W duchu dziękuję sobie, że zdecydowałem się ostatecznie na dziecięcy model rodzinny, zamiast dwóch tańszych kompaktowych zamrażarek. Sąsiad nigdy nie przeszedł zabiegu prehibernacyjnego, więc w innym wypadku mój plan nie miałby szans powodzenia, a tak mogę bez trudu wepchnąć go do środka.

Zamykam zamrażarkę i włączam maszynerię. Ignoruję komunikaty o niewłaściwym użytkowaniu – co z tego, że model nie jest przeznaczony dla dorosłych? Co niby może się stać? Gorzej go zamrozi?

Nagle przypominam sobie o czymś i otwieram pokrywę, nie dbając o to, że proces już się rozpoczął. Przecież potrzebuję jeszcze kciuka!

 

Dzień 156

Nie mamy już pieniędzy.

Ale za to jakie wspomnienia nam pozostaną! W ciągu tych kilku miesięcy żyliśmy z dziewczynkami jak królowie! Odwiedziliśmy nawet Azyl, jedno z ostatnich miejsc, gdzie ekosystem zdołał przetrwać, gdzie można chodzić bez maski i kąpać się w jeziorze. Cudownie było widzieć uśmiechy na ich twarzach. Mam nadzieję, że we śnie tam wrócę.

Układam córki do snu, wyciągam sąsiada z zamrażarki i taszczę do jego mieszkania. Nie czekałem, aż proces dehibernacji dobiegnie końca, więc jeśli biedak już się nie obudzi… Miał dobre życie, z którego u końca drogi została ledwie namiastka. W zasadzie to wyświadczam mu przysługę.

Żonę składam sam, własnoręcznie. Dla nas kupiliśmy model kompaktowy, więc musieliśmy dać się rozczłonkować. Na szczęście zabieg prehibernacyjny jest wliczony w koszt zamrażarki. Starannie mocuję uda do korpusu, potem ramiona i tak dalej… Głowę zostawiam na koniec. Najpierw sprawdzam wszystkie łączenia. W końcu nie chcę jej zabić! Chcę tylko, żeby cierpiała.

Kiedy jest już kompletna, wskakuję do zamrażarki. Maszyna rozkłada mnie kawałek po kawałku i lokuje elementy w odpowiednich miejscach. To przynosi ulgę, wreszcie nie czuję swędzenia. Nim automat odkręci mi głowę i rozpocznie się moja Najdłuższa Noc, uświadamiam sobie jeszcze, że nie sprawdziłem, czy żona będzie miała szansę na jakiekolwiek zatrudnienie… Trudno.

Gdy ją wyjąłem, uszkodziłem aparaturę i zmieniłem ustawienia hibernacji. Już się nie obudzę, więc reszta to nie mój problem.

Koniec

Komentarze

Ciekawy pomysł na hibernację jako sposób ucieczki od kryzysu. Przydałby się i dzisiaj ;)

Trochę pogubiłem się w końcówce – czy bohaterowie to roboty? Jeśli tak, to nie domyśliłem się wcześniej i nie zauważyłem wskazówek. Forma pamiętnika średnio mi podeszła, ale to moje subiektywne uprzedzenia. Podobał mi się motyw z sąsiadem, ale od razu można się domyślić następnych wydarzeń z nim związanych. Jest dobrze, ale drugie opowiadanie jakoś bardziej weszło w mój gust.

Kto nie ma kredytu, niech pierwszy rzuci kamieniem ;)

Opowiadanie bardzo mi się podobało, nie trzeba było wiele, żeby poczuć, że bohater wije się jak piskorz. A potem od współczucia gładko przechodzimy do … w sumie nie wiem do czego, ale kradzież, zemsta na niewiernej żonie. Dobrze chociaż, że wydał te pieniądze na dzieci.

Od początku wiedziałem, że z bohaterem jest coś nie tak. Cieszy mnie, że końcówka potwierdziła moje obawy. Mam pewne wątpliwości co do systemu finansowego. Te płatności 30 dni po są w Polsce dość nowe, ale ponoć na zachodzie już wywołały długi i problemy u ludzi. Mam wątpliwości, czy obecne sztuczki psychologiczne w finansach przetrwają w tej formie do czasów, gdy ludzi będzie się rozczłonkowywać przed hibernacją. Całość tekstu ciekawa, choć na początku miałem wątpliwości. Jednak gdy uznamy bohatera za lekko nadwrażliwego lub zaburzonego (A może dobitego realiami?), wszystko nabiera wyraźniejszego kolorytu.

Nie potrafię przypomnieć sobie o czym.

:(

 otworzono

:(

 Dlatego ten jeden dzień ja też nie będę sobie żałować

:(

 nienaruszone zębem czasu

Idiom!

jak długo dam radę jeszcze odwlekać swoje plany

:(

 Nie pokusiła się nawet o to, żeby usunąć dane!

https://wsjp.pl/haslo/podglad/78508/pokusic-sie

 

Współczesność w fantastycznym przebraniu. Dołująca. Jak to współczesność.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Pomysł sam w sobie ciekawy. Wydaje się, że to wizja przyszłości dość krótkiego zasięgu, bo to, o czym piszesz no… wzbudza całkiem współczesne skojarzenia. Jeśli chodzi o świat, to całkiem nieźle przedstawiony, choć przez to rozczłonkowanie ciał zastanawiam się, czy to jeszcze ludzie. Facet nie wzbudził mojej sympatii, mam wrażenie, że nie był lepszy od małżonki – się wybudził i se zaczął pozwalać, podobnie jak ona. Czy on na koniec popełnił samobójstwo?

Opko dobre, ale lepiej mi się czytało konkurencję i myślę, że świat u konkurencji lepiej przedstawiony.

Ale kliczek będzie :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Fuck. Od początku jest mocno, jest brudno, jest postapokalptycznie i dołująco. Tryb Osvaldowy: wrzucenie w to dzieci jest cynicznym zabiegiem, graniem na głębszych emocjach czytelnika. Koniec trybu Osvaldowego: dobry ten motyw z dziećmi ;) Stawiam, że to teskt Gekiego, ponadto jest to teskt, który w pojedynku wygrywa, nawet pomimo grubego i niepotrzebnego przekombinowania w postaci fragmentacji hibernowanych osób.

Known some call is air am

Jest wypalony, sypiący się związek i mężczyzna mówiący źle o swojej żonie, który na koniec chce się ze wszystkiego wymiksować – po lekturze „Miłości Schrödingera” – obstawiam, że autorem jest Geki :-)

Cześć!

 

Całe szczęście, bo lodówce nie zostało już nic → Całe szczęście, bo w lodówce nie zostało już nic

Chyba, że tak miało być…?

Dlatego ten jeden dzień ja też nie będę sobie żałować, należy mi się od życia coś więcej napój izotoniczny i żarcie z tubki. → Dlatego w ten jeden dzień ja też nie będę sobie żałować, należy mi się od życia coś więcej niż napój izotoniczny i żarcie z tubki.

 

Ciekawy koncept, choć niezbyt optymistyczny i dziwnie bliski – w przenośni – ciekawym czasom, które stały się aktualnie naszym udziałem. Nad tekstem – mam wrażenie – wisi widmo jakiejś niepewności, która tłamsi i męczy bohatera, pchając go w stronę odzyskania kontroli wszelkimi dostępnymi środkami. A może to jedynie alegoria oddalania się partnerów od siebie?

Bardzo dobry tekst, zwłaszcza jak na tekst pojedynkowy.

Obstawiam, że autorem jest Gekikara.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Wizja świata po wielkim nieszczęściu, pogrążonego w kryzysie, w którym szalenie trudno jest żyć faktycznie bardzo ciekawa, lecz zupełnie nie podeszła mi forma, w jakiej zostało to wszystko podane. Poznajemy myśli bohatera, wiemy, co czuje, jesteśmy świadkami jego złożonego stosunku do żony i obumierającego uczucia (?), ale wydało mi się to wszystko bardzo beznamiętne i suche, a przez to mało porywające. Ogromny plus za światotwórstwo, minus za pamiętnikowy sposób ukazania rozterek bohatera.

Napisane ładnie, ale tu i ówdzie są pozjadane słowa ;P 

Mknę głosować. 

Podoba mi się idea hibernacji jako metody na przetrwanie złych czasów, ale reszta wypada nieco zbyt schematycznie: podział opowiadania na dni i zabójstwo przez popsucie maszynki “podtrzymującej życie”.

Rozbiór ciała przed hibernacją wydał mi się nieco przesadną koncepcją, tzn. odwiesza mi się niewiara.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Oczywistością jest postapokaliptyczny świat. Ale czy również transhumanistyczny? To kawałkowanie ciał przed zamrożeniem sugeruje, że postacie są robotami, cyborgami co najmniej. Normalnego człowieka pokawałkować owszem można, ale poskładać z powrotem już nie bardzo…

Dziwi mnie to, ale konkurencyjny tekst zrobił minimalnie lepsze wrażenie. Minimalnie, lecz jednak lepsze.

Odległa przyszłość, a problemy jakże aktualne.

Nieźle przedstawiona wizja szczególnego radzenia sobie z kłopotami, które, jak się okazuje, są ponadczasowe i końca ich nie widać.

 

Zdej­mu­ję z niego ubra­nia… → Zdej­mu­ję z niego ubra­nie

Ubrania Wisza w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą mamy na sobie, to ubranie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Polubiłam naszego bohatera a on odwinął taki numer. Jestem zła. To nie tak się miało skończyć.

Zaczyna się ciekawie. Od razu mamy zagadkę, czym jest Długa Noc, najpierw myślałam, że bohater podróżuje na statku i co pół roku jest hibernowany, ale fabryki? Hm… Czytam dalej. 

 

mi się od życia coś więcej napój izotoniczny i żarcie z tubki

Coś więcej niż

 

Kiedy pa­trzę na cenę, do­cie­ra do mnie, jak wiele przez te pół roku zmie­ni­ło się na gor­sze.

To podobnie jak w naszym kraju…

 

Cze­ka­ją, nie­na­ru­szo­ne zębem czasu, w sta­nie głę­bo­kiej hi­ber­na­cji, aż świat znor­mal­nie­je i znów sta­nie się miej­scem, w któ­rym można wy­cho­wać dzie­ci i za­pew­nić im godne życie. Dla nich Długa Noc trwa już od trzy­dzie­stu trzech mie­się­cy.

 

To jest mocne. Myśl, że dzieci są zahibernowane i czekają na lepsze dni – kto wie, czy kiedyś nie wymyślą takich rozwiązań, już teraz dzieci są zadżumione telefonami, więc często jest tak, jakby ich nie było. 

Nie pasuje mi jednak wcześniejsze pokazanie, że bohater zamawia sobie lepsze jedzenie, co gryzie się z tym, że ma tutaj dzieci i one czekają. Z drugiej strony, mogłabym to zaakceptować, jako coś, co już go nawet bardzo nie rusza, po prostu dzieci są, czekają… gdyby nie opis ukazujący czułość. Skoro mu zależy, to chyba teriyaki albo wino mogłyby poczekać…

Zwłaszcza że później pije z sąsiadem samogon, więc namiastkę normalności ma. O ile można mówić tu o normalności.

 

Trochę brakuje mi większych emocji. Jasne, bohater chodzi wściekły i drapie się po łączeniach, chce odkręcić sobie głowę, ale to jednak trochę za mało jak na rzeczywistość, w której żona i dzieci są w zamrażarce, a większość roślin i zwierząt wymarło. 

 

Za to napis na lodówce jest świetny, tak samo jak ta dziwaczna tęsknota bohatera za snem.

 

Mam wrażenie, że dołożenie do tego shorta wzmianki o pracy trochę spowalnia akcję, bo lepiej byłoby pokazać scenkę rozmowy z dziadkiem przy whisky niż wrzucać streszczenie i dodawać opisy z pracy.

 

Wzburzenie bohatera, że żona wybudziła dzieci z hibernacji trochę dziwi. Ciężko mi kibicować mu czy współczuć, kiedy nie mam zbyt wiele jego trosk, emocji, głębszych odczuć. Zwłaszcza że jest ojcem tych dzieci, chyba powinien rozumieć, że trzymanie ich w hibernacji to dla matki największy koszmar, dla niego też powinien być… 

 

Smutne to, że ludzie nie potrafią się porozumieć, w obecnym życiu to też norma.

 

Wpakowanie sąsiada do zamrażarki – pomysł ciekawy, ale znowu trochę zbyt szybko to nastąpiło i bez większych emocji, tym bardziej polecam usunąć scenę z pracy i zastąpić rozmową z sąsiadem. Co to da? Uczłowieczy go, pokaże nam żywą istotę, a nie tylko wspomnienie ze streszczenia. Dzięki temu to wepchnięcie do zamrażarki będzie miało większy wydźwięk. Można oczywiście też zostawić scenę w pracy i rozbudować tę z dziadkiem dodatkowo, ale wtedy nie będzie to już short. 

 

Ostatnia scena zaczyna się tym, że razem funkcjonują jako rodzina. Znowu kłóci się to z tym oburzeniem, że żona wcześniej dzieci wybudziła. Skoro bohater też chciał to zrobić. 

 

Końcówka za bardzo streszcza, lepsze byłyby dialogi… 

Czytam dalej. Ale – co??? Ten bohater jest zbyt dziwny, może psychiczny? Tak się cieszył na rodzinne spędzenie czasu, a na koniec się zabija? Nie pasuje mi to za bardzo, ogólnie zakończenie średnio mi pasuje. 

 

Komentarz do obu tekstów:

Świetne pomysły i naprawdę ciekawe przedstawienie nocy w opowiadaniu. Wykorzystanie tematu było niesamowite. :) 

Jednak tekst „Wybierz światło” trafił do mnie mocniej. Klimat był mroczniejszy, a bohaterka bardziej spójna. Tutaj zabrakło emocji, ukazania bohatera w kontakcie z drugim człowiekiem, choć myślę, że opowiadanie ma duży potencjał na coś więcej, zwłaszcza że pomysł hibernacji, czekanie na lepsze czasy, to wszystko jest świetne!

 

Nie będę zgadywać autorów opowiadań, bo nie znam innych Waszych tekstów, ale myślę, że muszę nadrobić, skoro tutaj były takie pomysły. :) 

 

należy mi się od życia coś więcej niż napój izotoniczny i żarcie z tubki.<– miś by wstawił niż

Dołujące, ale ciekawe.

Przerażająca i bardzo plastyczna (przez co bardziej przerażająca) wizja.

Zgadzam się z przedpiścami, że dołująca na maksa, ale wciągnęła mnie i zobaczyłam nieszczęsnego sąsiada i bohatera, że o monitach o zapłatę nie wspomnę.

Lożanka bezprenumeratowa

Całkiem dobra kreacja świata, jak u konkurencji, a do tego jeszcze fabuła. Po części rozumiem bohatera, po części potępiam.

Dlaczego wydaje mi się, że warstwa fantastyki rozsmarowana po teraźniejszości jest gruba na nanometry?

Gdyby po zdjęciu masek był potrzebny klik, to przypomnij.

Babska logika rządzi!

Pamiętnik, osobiste notatki są – wbrew pozorom – trudną formą do poprowadzenia opowieści przez zwroty akcji, fabułę i silnie ograniczają przedstawianie świata, ponieważ jest ostro filtrowany przez bohatera.

 

,Całe szczęście, bo (+w) lodówce nie zostało już nic,

,należy mi się od życia coś więcej (+ niż/nad) napój izotoniczny i żarcie z tubki

,Dlatego (+w/tego) ten jeden dzień ja też nie będę sobie żałować

Tutaj jakbyś zjadał słówka Anonimie, chyba że stanowi rodzaj zabiegu?

 

Zwróć uwagę na: „tylko, też, już, tego z odmianami”.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dołująca rzeczywistość kryzysowa, niepokojąco przypominająca naszą teraźniejszość.

Moje wątpliwości budzi kilka rzeczy:

Po pierwsze, rozczłonkowywanie do hibernacji – po co? Dla oszczędzenia miejsca? Przekombinowane.

Po drugie, przechowywanie dużych sum pieniędzy w gotówce przez sąsiada. Już teraz pieniądz wirtualny wypiera gotówkę, a co dopiero w przyszłości…

I nie do końca rozumiem, czemu mąż z żoną hibernują na zmianę? Z tekstu wynika, że mąż hibernował, kiedy nie było dla niego pracy… to znaczy, że zawody obojga są w jakiś sposób sezonowe i to dokładnie w różnych sezonach…? Nie klei mi się to.

Ale to takie tam czepianie się :) Ogólnie podobało mi się, w szczególności przedstawienie kondycji psychicznej głównego bohatera, którego przerasta rzeczywistość.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Pam pa ram…

Dobra i spójna historia. Wiesz co chcesz opowiedzieć i wszystko masz dobrze zaplanowane. Trochę zwięźlej niż przeciwnik opisujesz, dzięki czemu możesz zmieścić więcej wątków i pomysłów. Na minus – że żaden z nich nie jest mocniej rozwinięty, czasem ledwie dwa/trzy zdania (jak przy sąsiedzie) zanim go wykorzystasz (ale oczywiście dobrze, że są te dwa trzy zdania, a nie zero). Stawiam, że brakuje tu tych paru tysięcy znaków do ideału, szczególnie przy malowaniu obrazu nędzy i beznadziei, ale już jest dobrze.

No i to zamrażanie ludzi – nie wiem czy oryginalny pomysł, ale zasługuje na docenienie:P

Kto mógł to napisać? Może Geki?

Слава Україні!

Trzepnęło mnie to opowiadanie, więc pomimo pewnych chropowatości oddaję na nie głos. Wizja dołująca, niemiła, ale mocna. Pewne rzeczy ledwie naszkicowane, ale da się wyczytać z tego cały zamysł fabularny. 

http://altronapoleone.home.blog

Zgadłem autora, yeah!

Known some call is air am

A ja nie XD

http://altronapoleone.home.blog

Bardzo dobry tekst. Wejście weń miałem trudne, bo nie lubię jak pod płaszczykiem fantastyki opowiada nam się o teraźniejszości, a tym z początku tu pachniało, niemniej od chwili spotkania bohateta z sąsiadką stało się jasne, że masz na ten tekst o wiele ciekawszy pomysł i z zimną precyzją go realizujesz. Słowem czytelnicza zabawa była przednia, szczególnie że pierwsza osoba ci służy.

Nowa Fantastyka