- Opowiadanie: lechckrol - Kociek

Kociek

Łatwość manipulacji genami niesie ze sobą wielkie nadzieje. Ale, ludzie mają nadzwyczajne umiejętności zamieniani tego co dobre i obiecujące w wielką katastrofę.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Kociek

(Stworzone w Midjourney)

 

Kotek ział ogniem na dobre dwa metry. Miał rude, pręgowane futro, trójkątną główkę, szaroniebieskie oczy i duże, prześwitujące na różowo uszki. Słodziak. Na oko czteromiesięczny. Siedział pod oknem salonu i wylizywał łapę, ale gdy weszli do pokoju przerwał toaletę i z zaciekawieniem zlustrował przybyłych; dwóch rosłych facetów w kaskach i osmalonych kombinezonach, osłoniętych sfatygowanymi tarczami żaroodpornymi.

Stojący po lewej, Paweł, z głośnym stuknięciem odstawił na podłogę wielką gaśnicę pianową.

– Uważaj pan na parkiet! – żachnęła się właścicielka.

Paweł ostentacyjnie omiótł wzrokiem nadpalone panele podłogowe. Całe pomieszczenie urządzone było w stylu glamour, więc część okopceń ginęła w naturalnej czerni wnętrza. A dużo było wokół czarnego.

– Kici, kici… – powiedział Paweł ruszając w stronę kotka. Udało mu się zrobić ledwie dwa kroki. Kot rzygnął ogniem i gdyby nie tarcza, zaliczyłby pełne trafienie.

– Mój kociek! – zawołało z końca pokoju kilkuletnie dziecko. I klasnęło w dłonie.

– Spróbuję nakryć go kocem – powiedział drugi z mężczyzn o imieniu Robert i zdjął pokaźny plecak. Kotek obserwował go uważnie i dostrzegłszy koc, zwietrzył podstęp. Wystartował pełnym pędem celując w lukę między mężczyznami. Dwaj objuczeni sprzętem, okutani w ochronne ubrania faceci nie mieli szans z czworonożną kulą ognia, wyposażoną w osiemnstopazurowy system kontroli trakcji. Robert podjął co prawda próbę zarzucenia koca, ale tylko trafił nim w Pawła. W przelocie, kotek kontrolnie zionął w niego ogniem. Chybił osmalając stolik ze sprzętem stereo.

– Jebaniutki… – skomentował Robert.

– Nie kląć przy dziecku! – oburzyła się właścicielka.

Robert i Paweł zignorowali komentarz, podejrzliwie obserwując czarną kanapę, pod którą zniknął zwierzak.

– Gdzie on się tam… – zaczął pan domu schylając się, aby zerknąć pod mebel.

– Nie… – Robert próbował go ostrzec, ale nie zdążył. Spod kanapy wystrzelił snop ognia. Pan domu zdążył poderwać głowę i płomienie sięgnęły tylko jego brody.

– Oż, skurwysyn! – zawył i tląc się pognał gdzieś w głąb mieszkania. Pani domu otwarła usta, szykując stosowną reprymendę, ale widząc w jakim pędzie mija ją rozwścieczony małżonek, zamilkła przezornie usuwając się z drogi.

Paweł i Robert zerknęli na siebie znacząco.

– Trzeba go gdzieś zapędzić – zasugerował Robert.

– Ta… tylko gdzie? – zgodził się Paweł, po czym obaj zaczęli uważnie studiować pomieszczenie. Wszędzie pełno było czarnych, białych lub przezroczystych bibelotów. Kanapa, pod którą ukrył się kotek, dwa fotele, szklany stół z czterema rozstawionymi wokół metalowo-plastikowymi krzesłami, oraz całą masą szafek, szafeczek i regalików, wypełnionych błyszczącymi czarno-białymi durnostojami oraz czymś w stylu kryształów Swarovskiego. Ściany zagracały najróżniejsze czarno-białe malowidła oraz, oczywiście, gigantyczny telewizor. Miejsce wymarzone na potyczkę z ognioziejem.

Do salonu wrócił pan domu z prawą połową twarzy utytłaną w białej pianie. Ocalałe resztki wystawały gdzieniegdzie kupkami zmierzwionej szczeciny.

– Podnosimy kanapę – powiedział nieznoszącym sprzeciwu tonem i stanął z boku przy jednym podłokietników. Kanapa znajdowała się w wykuszu pod oknem, co ograniczało kotkowi swobodę manewru.

– Jak se pan życzysz – odpowiedział Robert i złapał za podłokietnik z drugiej strony. Ustawiony na wprost Paweł poprawił rękę na spuście gaśnicy i wycelował w mebel.

– Trzy! Dwa! Jeden! Już!

Pandemonium rozpętało się, gdy tylko mebel powędrował w górę. Pozbawiony osłony kotek eksplodował ogniem. Zablokowany od frontu przez Pawła wystartował w stronę okna, wskoczył na firankę, podpalił ją i czepiając się pazurami przeskoczył na drugie okno, okrążając Roberta. Po drodze podpalając drugą firankę i zasłonę.

– Ajć – wrzasnął pan domu, podskakując i tupiąc. Puścił przy tym kanapę, tak że druga jej część wyrwała się Robertowi z ręki i z hukiem rymsła o podłogę. Futerkowe kapcie pana domu płonęły żywym ogniem.

– Jojć! Ouć! Ajaj! – krzyczał podskakując i rozpaczliwie wymachując nogami.

Paweł wycelował gaśnicę i przycisnął spust. Niestety, piana nie tylko doskonale gasiła ogień ale była też bardzo, bardzo śliska. Dlatego świeżo ugaszony pan domu z impetem wywalił się na tyłek. Ignorując hołubce gospodarza, Paweł przekierował dysze na firanki i potraktował je kolejnym strumieniem piany. Dla pewności, a może po prostu złośliwie, szarpnął bliższą sobie zrywając ją razem z karniszem. Następnie, zadusił zgliszcza skacząc po nich buciorami. Kotek zatrzymał się tam, skąd wyruszył, ale teraz profilaktycznie strzykał ogniem w kierunku ludzi, losowo obierając cel.

– Uwaga! Dziecko! – wrzasnęła pani domu.

– Zabierz je! – odwrzasnął Paweł.

– Nie będzie mi jakiś genohycel mówił co mam robić!

Paweł znieruchomiał, poczerwieniał i powoli odwrócił się w kierunku pani domu.

– Ale ma pani czym ugasić potomka? – zapytał, z hukiem odstawiając gaśnicę na podłogę. Przez chwilę obserwował, jak na twarzy pani domu emocje walczą z logiką. Kobieta fuknęła i ostentacyjnie zakładając ręce na piersiach przyjęła buńczuczną pozę “ani na krok się nie ruszę”.

– Mój Ogniociek! – poinformowało wszystkich dziecko.

W międzyczasie pan domu pozbierał się z podłogi i stał teraz w poprzepalanych skarpetkach. W miejscach, gdzie ogień strawił materiał, światu objawiały się czerwone paluszki. Skarpetki, oczywiście, pasowały do wystroju wnętrza i były pierwotnie czarno-białe.

– Co teraz? – zapytał bezradnie.

Ogniste strzały kotka czyniły wokół coraz większe spustoszenie. Część bibelotów roztapiała się spływając z półeczek, kilka pękło od gorąca, a w pomieszczeniu zbierało się coraz więcej dymu. Nie wyglądało, żeby kotu miało się znudzić, ale między kolejnymi erupcjami, wystawiał język z pyska.

– Przegrzewa się – mruknął Paweł.

– Może otworzę okno? – zasugerował pan domu.

– Ucieknie i spali okolicę! – zaprotestował Paweł – Ma pan kafelki w łazience?

– Mam…

– Zagońmy go!

– Otwórz drzwi do łazienki! – zażądał pan domu, nie pozostawiając wątpliwości, że adresatem polecenia jest jego nabzdyczona żona. Podziałało i gdy tylko wyszła, Robert ruszył za nią.

– Zaganiajcie! – usłyszeli kilkanaście zionięć później.

Paweł przesunął się w lewo, pozostawiając lukę pomiędzy sobą a drzwiami, po czym strzyknął pianą nieco na prawo od kotka. Udało mu się przy tym nie strącić zbyt dużo przedmiotów z szafki w którą trafił. Kotek dostrzegłszy szansę, pogalopował zgodnie z planem. Po drodze wygenerował z siebie ognisty bąbel, który w zwolnionym tempie popłynął w powietrzu w stronę Pawła. Ten padł plackiem, pozwalając żarowi przetoczyć się nad sobą. Gdy wstał, wielki plazmowy telewizor z wolna spływał po ścianie.

Za drzwiami kotek natknął się na zaczajonego Roberta, który uderzając tarczą w podłogę odpowiednio nakierował zwierzątko do łazienki. Widząc wbiegających ludzi wskoczył do wanny. Paweł przytomnie zatrzasnął drzwi, po czym wszyscy trzej padli na podłogę. Sytuacja zdawała się patowa. W wannie czaił się kotek, co jakiś czas emitując z siebie ogniste kule. Na podłodze, barykadując drzwi warowała trójka facetów.

– I co teraz? – zapytał właściciel.

– Poczekamy, aż zacznie dymić – wyjaśnił Robert, po czym zdjął hełm i podniósł go ponad krawędź wanny. Kotek natychmiast zionął ogniem. Robert opuścił hełm, aby po chwili podnieść ponownie. Z wanny wystrzeliła kolejna porcja ognia. Wiszące nad nim lustro pękło z hukiem.

– Dymić?!

– Jak się przegrzeje to zacznie dymić i przestanie ziać ogniem – wyjaśnił Robert kolejny raz wystawiając hełm.

– Gorąco…  – poskarżył się pan domu – Ile oni wam płacą za tę robotę?

– Nie ‘oni’, tylko pan i ciesz się pan, że wanna nie jest plastikowa.

– Kociek! Mój! – dobiegło zza drzwi.

 

Piętnaście minut później, z lekka dymiący, uśpiony i zawinięty w koc gaśniczy kotek leżał w furgonetce.

– Skąd żeście go w ogóle wzięli? – dziwił się Robert, przeglądając genotyp zwierzaka.

– „Animal Genomodding” – wyjaśnił pan domu i poruszył wystającymi ze skarpet paluszkami. – Dzieciak chciał kotka… ognistego.

– Jasne. To wszystko tłumaczy – szydził Robert.

– Mówili, że da się wytresować… a tak w ogóle, Zenon jestem.

Robert kpiąco zerknął w jego stronę.

– Zawsze tak mówią. Najpierw robią co im do głowy przyjdzie, a potem my się z tym bujamy. Rachunek przyjdzie pocztą i niech się pan cieszy, że kocur nie uciekł z domu.

Zenek pobladł lekko.

– Zrobiliśmy mu zastrzyk z blokadą ekspresji genów ogniogenezy. Jak się obudzi to więcej nie będzie ognia – kontynuował Robert.

– A nie da się jakoś tak, trochę tylko tego zmniejszyć? – nieśmiało oponował pan domu – Żeby miotał… ale tylko tak trochę… troszkę…

Robert walczył ze sobą, aby nie powiedzieć co naprawdę myśli, gdy z opresji wybawił go dzwonek telefonu.

– Słucham? – rzucił wściekle do słuchawki.

– Zabieraj pan to zwierzę – polecił Paweł, obserwując jak Robert krzywi się słuchając kogoś po drugiej stronie linii. – Zostaw koc.

– Co jest? – zapytał, gdy tylko zostali sami.

– Krowy latają nad stadionem

Bez wahania, równocześnie, sięgnęli do szafy po sztormiaki z wielkimi kapturami.

Koniec

Komentarze

Lechcekrolu, masz źle zapisane dialogi. Tu znajdziesz wskazówki, jak robić to poprawnie: Jak zapisywać dialogi

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zapis dialogów poprawiony. 

lck

OK. Dziękuję. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Po prostu miodzo :) Ubaw po pachy. Dziękuję za bardzo miłą lekturę, w sam raz po ciężkim dniu w pracy. Zabawnie, lekko i kocio, czyli jak dla mnie idealnie :) Nawet się nie przyczepię, jakim cudem całe mieszkanie nie poszło z dymem…

 

prześwitujące na różowo uszki.

Zmieniłabym na: różowe, prześwitujące uszka.

Na oko, czteromiesięczny.

Niepotrzebny przecinek.

wylizywał sobie łapę

Spróbuję nakryć go kocem”

Niepotrzebny cudzysłów. Umknął przy poprawkach?

Wystartował pełnym pędem celując w lukę, między mężczyznami

Znowu niepotrzebny przecinek.

wyposażoną w osiemnstopazurowy system kontroli trakcji.

Uśmiałam się. Ale mimo to się przyczepię: pazurki po parkiecie się ślizgają. Poduszeczki na łapkach mają lepszą przyczepność.

Robert podjął co prawda próbę zarzucenia koca, ale tylko trafił nim w Pawła.

Brakujący przecinek.

zaczął Pan domu

“Pan domu” z małej litery. I pani domu też.

Zerwał się gwałtownie i waląc rękami po twarzy usiłował ugasić płomienie.

“Waląc” takie trochę zbyt mocne, przecież nie chciał sobie oka podbić. Może “poklepując”. W ogóle w tekście się ileś razy “walić” pojawia, możnaby poszukać synonimów.

pod która ukrył się kotek

Którą.

oraz całą masa szafek,

Masą.

powiedział nieznoszącym sprzeciwu tonem głosu

ale był też bardzo, bardzo śliska. 

Była.

Ogniste strzały kotka, czyniły wokół coraz większe spustoszenie.

Niepotrzebny przecinek.

który walać tarczą w podłogę

Waląc. A w ogóle może lepiej “uderzając”?

Kilka sekund później, cała czwórka znalazła się w łazience.

Niepotrzebny przecinek.

– Jasne. To wszystko tłumaczy. –  szydził Robert.

Niepotrzebna kropka po “tłumaczy”

Robert kpiąco zerknął w jego stronę.

Da się kpiąco patrzeć…?

Rachunek przyjdzie pocztą i niech się pan cieszy, że nigdzie nie uciekł.

Rachunek nie uciekł…?

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Choć przypadek osobliwego kotka został opisany na wesoło, to jednocześnie wiało grozą. Mam nadzieję, podobne manipulacje genami pozostaną w sferze fantazji.  

Wykonanie, co stwierdzam z ogromną przykrością, pozostawia wiele do życzenia. Mam nadzieję, Lechckrolu, że Twoje przyszłe opowiadania będą równie pomysłowe i zdecydowanie lepiej napisane.

 

Sie­dział pod oknem sa­lo­nu i wy­li­zy­wał sobie łapę… → Zbędny zaimek.

 

i zdjął z ple­ców po­kaź­ny ple­cak. → Nie brzmi to najlepiej.

A może wystarczy: …i zdjął po­kaź­ny ple­cak.

 

– Gdzie on się tam… – za­czął Pan domu→ – Gdzie on się tam… – za­czął pan domu

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Pan domu po­de­rwał głowę i dzię­ki temu pło­mie­nie się­gnę­ły tylko jego brody i wło­sów na boku głowy. Ze­rwał się… → Powtórzenia. Zbędny zaimek.

 

Osz skur­wy­syn! – zawył… → Oż, skur­wy­syn! – zawył

 

…i sta­nął z boku przy jed­nym pod­ło­kiet­ni­ków. Ka­na­pa stała w wy­ku­szu… → Nie brzmi to najlepiej.

 

 Dla­te­go uga­szo­ny Pan domu wy­wi­nął orła… → Dla­te­go uga­szo­ny pan domu wy­wi­nął orła

 

od­wró­cił się w kie­run­ku Pani domu. → …od­wró­cił się w kie­run­ku pani domu.

 

jak na twa­rzy Pani domu… → …jak na twa­rzy pani domu

 

–Mój Ognio­ciek! – po­in­for­mo­wa­ło wszyst­kich dziec­ko. → Brak spacji po półpauzie otwierającej wypowiedź.

 

…i były – ory­gi­nal­nie – czar­no białe. → …i były – ory­gi­nal­nie – czar­no-białe.

 

Część bi­be­lo­tów roz­ta­pia­ła się spły­wa­jąc ze swo­ich pó­łe­czek… → Część bi­be­lo­tów roz­ta­pia­ła się, spły­wa­jąc z pó­łe­czek

 

kilka pękło do go­rą­ca… → Literówka.

 

Nie wy­glą­da­ło, żeby kotu miał się znu­dzić… → Chyba miało być: Nie wy­glą­da­ło, żeby kotu miało się znu­dzić

 

wy­ge­ne­ro­wał z sie­bie ogni­sty bąbel, który w zwol­nio­nym tem­pie po­pły­nął w po­wie­trzu w stro­nę Pawła. Ten padł plac­kiem, po­zwa­la­jąc ogni­stej na­wał­ni­cy… → Czy to celowe powtórzenie? Zbędne dopowiedzenie – czy bąbel płynąłby inaczej, nie w powietrzu.

 

…w stro­nę ła­zien­ki. Kilka se­kund póź­niej, cała czwór­ka zna­la­zła się w ła­zien­ce. → Czy to celowe powtórzenie?

 

po czym zdjął z głowy hełm i pod­niósł go do góry… → Zbędne dopowiedzenie – czy mógł zdjąć hełm z innej części ciała? Masło maślane – czy można podnieść coś do dołu?

Wystarczy: …po czym zdjął hełm i pod­niósł go

 

– Nie ‘oni’, tylko pan… → Jeśli miał być cudzysłów, to powinno być: – Nie „oni”, tylko pan

 

‘Ani­mal Ge­no­mod­ding’ – wy­ja­śnił pan domu i po­ru­szył wy­sta­ją­cy­mi ze skar­pet pa­lusz­ka­mi → Niepoprawny cudzysłów. Braki kropki po didaskaliach.

Czy dorosły mężczyzna na pewno miał paluszki, a nie palce?

„Ani­mal Ge­no­mod­ding” – wy­ja­śnił pan domu i po­ru­szył wy­sta­ją­cy­mi ze skar­pet pa­lca­mi.

 

Ra­chu­nek przyj­dzie pocz­tą i niech się pan cie­szy, że ni­g­dzie nie uciekł. → Czy dobrze rozumiem, że rachunek ni­g­dzie nie uciekł?

 

– Za­bie­raj pan to zwie­rzę. – po­le­cił Paweł, ob­ser­wu­jąc jak Ro­bert milk­nie, po czym krzy­wi się słu­cha­jąc kogoś po dru­giej stro­nie linii – Zo­staw koc. → Zbędna kropka po wypowiedzi. Brak kropki po didaskaliach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Świetny pomysł. Groza i sytuacyjny humor. Szkoda, że było tyle braków w wykonaniu. Po uwzględnieniu wszystkich wskazań będzie ok.

Bardzo dziękuję za poprawki i uwagi. Zastosowałem się do znakomitej większości.

lck

Trochę szkoda, że niosący lekki powiew nowości – kiciuś zamiast smoka – tekst zamknąłeś odwołaniem do dowcipu znanego już Amenhotepowi. :-)

– Gdzie on się tam… – zaczął Pan domu schylając się, aby zerknąć pod mebel.

A czemu msz tego pana domu z dużej?

 

– Spróbuję nakryć go kocem”

Jakaś resztka cudzysłowiu została.

 

 

– Jebaniutki… – skomentował Robert.

heart, szczególnie po tych uszkach i główce ;)

 

– Oż skurwysyn!

Przecineczek, proszę.

 

Fajne to było. Uśmiechnęło mi się. Koty generalnie lubię i ten też przypadł mi do gustu. Cieszę się, że zastrzyk wystarczy, żeby przestał ziać, bo za uśmiercenie kota bym się obraziła. A swoją drogą genetyka genetyką, ale ludzie wciąż głupi i pozbawieni wyobraźni. Kurczę, żeby dzieciakowi takiego zwierzaka kupować!

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

@Irka_Luz bardzo dziękuję! Poprawiłem. Cieszę się, że “się uśmiechnęło.

lck

Kot rzygnął ogniem i gdyby nie tarcza, zaliczyłby pełne trafienie.

Zgubiony podmiot w drugiej części zdania.

Spod kanapy wystrzelił słup ognia.

Słup to raczej pionowo do góry?

 

Ubawiłam się :)

“Jebaniutki” i krowy nad stadionem <3

Świetny pomysł.

@MaLeeNa bardzo dziękuję za komentarze, cieszę się, że opowiadanko się podobało.

Odnośnie uwag, odpowiedziałem w prywatnym wątku.

lck

Opowiadanie ma dla mnie wartość merytoryczną, zawiera odwołanie do największych wyzwań stojących przed człowiekiem (genetyka/eugenika) i jest jednocześnie humorystycznie absurdalne. Tutaj na szczęście nie mamy nowych ludzi.

W związku z tym, że jestem miłośnikiem grania schematami i szanowania archetypów, wystąpię o klika bibliotecznego.

 

Ku mojemu zdumieniu, latające krowy są bardziej akceptowane społecznie niż świnie.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

@Radku! Bardzo się cieszę z Twojego odbioru tego szorcika. I bardzo dziękuję za “klika bibliotecznego”!

W temacie genetyka/eugenika za jakiś czas go wrzucę na zacne strony NF. Mam nadzieję, że też Ci się spodoba. 

lck

lechckrol Świetnie się bawiłam, czytając twoje opowiadanie. Kotek demon z piekła rodem to zawsze strzał w dziesiątkę, ale upiorną rodzinkę również pokazałeś cudownie. 

@Ośmiornico, to przemiłe czytać taką recenzję. Bardzo Ci dziękuję!

lck

Hm. A mnie nie zachwyciło. Fabuła niestety nie jest zbyt oryginalna, za to… hm… pozbawiona logiki. Małe dziecko chce ognistego kotka i go dostaje? ^^’ (A rodzina jeszcze żyje? ^^’)

 

Styl uważam za obiecujący, natomiast w mojej opinii w tekście jest za dużo zbędnych szczegółów. Po co to ciągłe podkreślanie wystroju wnętrza, biel, czerń…? Np.:

część okopceń ginęła w naturalnej czerni wnętrza. A dużo było wokół czarnego.

Nie rozumiem, po co mi ta informacja.

 

Uśmiechnęło raz czy dwa, ale poza tym niestety nie porwało.

 

Pozdrawiam ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

@DHBW Dziękuję za recenzję. 

Jeśli chodzi o logikę: mam przed domem placyk na którym bawią się dzieci. Towarzyszą im kochające mamuśki i zauroczeni tatusiowie. Obserwując ich zachowanie jestem pewien, że gdyby mogli, dziecko dostałoby nit ylko kotka, ale nawet ziejącego ognistą lawą smoka. Natychmaist. Bez wachania. Czy jest w tym logika? Nie. 

Mam przekonanie, że szczegóły dopowiadają charakter rodzinki.

 

lck

@DHBW po namyśle, jeszcze w kwestii logiki. Wczoraj odpowiedziałem Ci bardzo wąsko i po zastanowieniu postanowiłem dopisać parę słów. Istota tego powiadania polega właśnie na podkreśleniu, że postępujemy nielogicznie, nawet dokładnie wiedząc, co złego z tego wyniknie. Ale jakoś wierzymy, że “tym razem będzie inaczej”, “mi się na pewno”, “przecież ja jestem mądrzejszy, a inni to debile”, “jakoś to będzie”, “tym będę się martwił później”… Dlatego nie zgadzam się, że opowiadanie jest nielogiczne. Ludzkość jest. 

lck

DHBW a ja jakoś nie wpadłam na to, żeby szukać logiki w ziejącym ogniem kocie xD. Podobało mi się za to przerysowanie rzeczywistości, które w zabawny sposób zwracało uwagę na realne problemy.

@DHBW, tak czy inaczej, muszę przemyślać, jak na przyszłość klarowniej coś przekazywać. Wielkie dzięki!

lck

@ośmiornica :-)))

lck

Próbowałem zobaczyć, jak Midjourney “wyobraża” sobie mojego koćka.

Dalekie to od moich własnych wyobrażeń, tym niemniej interesujące

lck

Niewystarczająco słodki, żeby wybaczyć mu spalone ruchomości ;)

@ośmiornica

A ten?

 

lck

Byle nie ulubiony fotel ;)

@ośmiornica Hahahahahahaha!

lck

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

@Anet Recenzja na pewno :-)

lck

Hej, lechckrol

 

Na początek, uwielbiam ten fragment:

– Uwaga! Dziecko! – wrzasnęła pani domu.

– Zabierz je! – odwrzasnął Paweł.

– Nie będzie mi jakiś genohycel mówił co mam robić!

Paweł znieruchomiał, poczerwieniał i powoli odwrócił się w kierunku pani domu.

– Ale ma pani czym ugasić potomka? – zapytał, z hukiem odstawiając gaśnicę na podłogę. Przez chwilę obserwował, jak na twarzy pani domu emocje walczą z logiką. Kobieta fuknęła i ostentacyjnie zakładając ręce na piersiach przyjęła buńczuczną pozę “ani na krok się nie ruszę”.

Ciekawa wizja przyszłości, bardzo sympatyczna i niebezpieczna równocześnie. Na wesoło – tak właśnie lubię.

Końcówka: fajne rozwinięcie świata i dobre zamknięcie, które bardzo mnie usatysfakcjonowało :)

Błędy? Nie skupiałem się aż tak bardzo. Nic nie zauważyłem, więc zakładam, że zostały wyeliminowane.

 

Dziwi mnie tak mało klików. Ja na pewno to zgłoszę ;)

Pozdrawiam

 

@Ramshiri Bardzo dziękuję.

Wybacz, że tak późno odpowiadam, ale sztuczna inteligencja, którą tworzę trochę brykała i ostatnio spędziłem większość programując. Mało kliknięć… hm… to był mój pierwszy wpis na tym portalu. Mało znajomych, mało czytelników… zapewne.

lck

Sympatyczna historyjka. Kotek niby zieje, ale jakoś straty wielkie nie są. Nie ma to, jak bezstresowe wychowanie.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka