- Hydepark: Ziemniacza ankieta

Hydepark:

inne

Ziemniacza ankieta

Cześć, mam ziemniaczą prośbę. Otóż piszę książkę (wiem, to zaskakujące) i na ten moment otwierający ją akapit wygląda tak jak poniżej. Ponieważ dostaję bardzo sprzeczne opinie na temat tego początku (co spędza mi sen z powiek), chciałabym zapytać, jakie wrażenie wywołuje u Forumowiczów.

Podoba się czy nie? Czytalibyście dalej – czy nie?

Zamieszczam pierwszy akapit + jedno zdanie drugiego.

 

***

 

Niebo broczyło z otwartej rany, nie krwią, a rozżarzonym żelazem. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości firmament pozostawał nienaruszony: to dogorywający dzień, rzucony na kolana, chylący czoło ku ziemi, szerokim gestem znaczył widnokrąg poświatą krwi i ognia. Słońce, pogodzone z nieuniknionym, zapadło już za horyzont, lecz on nadal tlił się słabym żarem, zasypując skalne rozpadliny ostatnimi iskrami dogasającego istnienia.

Po brunatnej powierzchni skał sunął cień. (...)

 

***

 

Help.

Komentarze

obserwuj

Mocno purpurowy ten fragment, a co za tym idzie bardzo nie moja bajka. Ale... ja preferuję literacki minimalizm, więc pewnie i tak nie jestem targetem ;-)

It's ok not to.

Jak mam być szczery, to dla mnie zbyt purpurowe, do tego trochę karkołomne i wydumane te porównania. Do tego informacja, którą niesie akapit, jest znikoma. To taki fragment do przeskanowania go wzrokiem. Lepiej go przyciąć. :)

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Bardzo gęste. Dla jednych będzie to jak lukier na ciastku, a dla innych jak kożuch na mleku. Trochę takie tzw. piękno-pisanie (tak mi się skojarzyło). Bardzo dużo metafor, które idą bardziej w efekt niż przekaz. Niebo oraz rana w jednej rzeczy (i jeszcze do tego broczenie) to coś okrutnie mocnego.

 

Jednak wszystko zależy od kontekstu i uzasadnienia istnienia takiego literackiego ciosu.

Nie czytałbym :)

Nima tutaj żadnego haczyka, jest za to zapowiedź, że lektura może być ciężka. Jeśli mam być szczery, to dla mnie to niezbyt udane rozpoczęcie.

Purpurowe, bardzo. Ja bym, niestety, odpuściła.

deviantart.com/sil-vah

Wybacz, też bym nie czytała. Napisane efekciarsko, ale zbyt trzeba się skupiać, by zrozumieć o co w tym chodzi. Po drugie, ważniejsze, akapit nie niesie żadnego przesłania i dalej nie wiem o tekście nic poza tym, że zapada wieczór.

Zaburzona proporcja między ilością słów a niesioną informacją, co może budzić u czytelnika frustrację. Do tego zbytnio pogmatwany jest zasadniczo bardzo prosty komunikat – że zmierzcha.

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Zaraz się okaże, że ten tekst był w jakiejś nagrodzonej książce i będzie dyskusja :)

Purpura pełną gębą.

Opis zachodu słońca w “Panu Tadeuszu” to przy tym tekst prosty i bezpośredni ;)

Na dodatek to rozpalone żelazo sprawia wrażenie konkretu i jako jedyne przyciąga uwagę, ale wychodzi na to, że to jednak tylko element niezbyt udanego metaforycznego opisu, a nie jakiejś dziwacznej scenerii fantastycznej.

Ja bym się zniechęciła.

http://altronapoleone.home.blog

Purpurowe, ciut za bardzo, żebym po przeczytaniu tego wstępu nie pomyślał "pewnie będę brnął przez teskt".

Known some call is air am

Nie czytałabym. Przerost formy nad treścią. Brzmi bardzo, bardzo poetycko, ale haka brak. Może ten cień troszkę mnie zaintrygował? Tak na 1%.

 

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!

 

Cóż, w takim razie DOBRZE, ŻE ZAPYTAŁAM!

 

Ktoś! (nie powiem kto, ale ten ktoś wie) będzie miał satysfakcję. sad xD

 

Dziękuję wszystkim za szczere opinie. A żebyście mogli spać spokojnie... KLIK!

 

sad xD

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Wyłamię się – ja bym czytał :)

Ale mam świadomość, że to jest napisane w niemodny sposób, dziś króluje minimalizm.

 

Zaraz się okaże, że ten tekst był w jakiejś nagrodzonej książce i będzie dyskusja :)

 

Nie, nagradzane książki są pisane w o wiele mniej przejrzysty sposób. ;D Przynajmniej te współczesne, co do publikacji starszej daty nie byłbym pewien ;)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Jeśli chodzi o metafory niebiańskie, ponoć naleśniki są teraz w modzie ;D

Czy ktoś mi zdradzi, o co chodzi z purpurą, o której tyle osób wspomina? xD

Dużo słów, mało treści. Dużo przymiotników (za dużo). Tak sądzę.

Przynoszę radość :)

Dużo słów, mało treści. Dużo przymiotników (za dużo). Tak sądzę.

Przynoszę radość :)

 

Przepraszam, to tak bez powodu, musiałam... Po prostu strasznie mi się spodobała ta dziewczynka! <ómiera>

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Mnie też się podoba ;)

Przynoszę radość :)

I chyba nawet w stosownej kolorystyce... :D

I chyba nawet w stosownej kolorystyce... :D

 

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Można zmęczyć trzy strony tekstu napisanego takim stylem, można, zażywszy środki zobojętniające, trzydzieści trzy, ale po co, skoro praca w kamieniołomach jest lżejsza i nawet za nią płacą?

No, chyba za mocno pojechałem, ale kłamać nie chcę. Ciężki ten styl, a pozostawia na lodzie, bo zanim coś konkretnego się stanie, pojawi, będzie można zasnąć albo zacząć przerzucać po jedenaście kartek, a chyba nie o to piszącym chodzi.

Myślałam, że pierwsze zdanie to opis deszczu meteorów :P Opisany w ten sposób zwykły zachód odrzuciłby mnie od książki, jak dla mnie duży przerost formy nad treścią.

Oj tam, oj tam... Myślę, że w niektórych lekturach szkolnych można znaleźć bardziej purpurowe kawałki :)

A potem lamenty, że czytelnictwo pada...

Ale nie desperuj, Ziemniaczku, to samo da się napisać zwyczajnie, a nie musi być całkiem całkiem zwyczajnie, choć opis na początek nie jest może najlepszy pomysłem ;) 

http://altronapoleone.home.blog

Choć wiem, że jest już za późno, to ogólnie fragment, by mnie nie odrzucił (ja akurat lubię purpurę cheeky). Może trochę bym go uprościła, aby bardziej wybrzmiały udane metafory. No i pytanie czy to tylko wstęp, czy cała książka byłaby tak pisana – wtedy to nawet ja bym odpadła :).

Żeby nie było, że mnie tu nie było :D

 

Może założymy wątek do dyskusji o purpurze?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ma być szczerze? Pewnie tak. No to przyznam, że nie znoszę wnoszenia takiej poetyckości, (że tak to nazwę) na siłę, tam gdzie nie trzeba. Tak samo miałaby się sprawa z wyłączaniem budzika w telefonie. Wystarczy napisać, że się wyłączyło, a nie rozpisywać się na ten temat w klimacie poezji na pół strony. To moje gusta. Czy bym czytał dalej? No, raczej tak, zakładając, że mam te książkę. Pierwsze zdania nie decydują o całokształcie, raczej bardziej zachęca jej zapowiedź, tytuł, tematyka, która mnie interesuje. Sam też piszę (szok), więc byłbym wyrozumiały dla pierwszych zdań. One są najtrudniejsze ;) A ja mam w zwyczaju trwać do końca. Gdy oglądam film, nawet największy gniot (tu nie chodzi akurat o ten pierwszy akapit jak coś), to oglądam do końca, aby później wyładować swoje emocje siarczysta jednynka na Filmwebie :P Tak więc podsumowując – czytałbym. EDIT: I powodzenia, of course!

A nie jest po prostu tak, że tego typu postawa jest charakterystyczna dla miłośników literatury rozrywkowej, jak fantastyka, kryminał, romans itd.? 

Trochę mnie jednak zaskakuje aż tak nieprzejednana i prawie jednomyślna wrogość. Wiele rzeczy rozumiem, ale  przecież to co się obecnie dzieje w literaturze, nazwijmy to, nieco bardziej ambitnej, bije na łeb i szyję powyższy fragment pod względem dziwaczności i niejasności przekazu. 

I samo zjawiska “poetyzowania” opisów nie jest obce fantastyce, nawet rodzimej. Powiedziałbym, że np. Lem nagminnie wkracza w takie rejony przy “opisach przyrody” ;) Oczywiście nie zawsze tak ostro i to rozpoetyzowanie nie jest bezustanne, ale zaryzykowałbym stwierdzenie, że mistrz zdradza ku temu dość czytelne ciągoty, przez co niektóre jego utwory otacza jakiś rodzaj aury artyzmu, sztuki wyższej. 

Najprościej jest wyjść z założenia, że jeśli ktoś od tej pory użyje metafory czy rozbudowanego opisu, to dostanie po łapskach i piszmy wszyscy, jakby to była instrukcja obsługi telewizora.

Zgadzam się, że fragment w poście założycielskim jest przesadzony, ale moim zdaniem obecna społeczność SF wylewa dziecko z kąpielą. Od ściany, do ściany... :P

Dlaczego zaraz wrogość?

A nie jest tak, że tego typu opis użyty w “środku tekstu” traktujemy inaczej niż w przypadku otwierającego tekst akapitu? Świadomie czy nie, ale początek powieści/opowiadania traktujemy jako zapowiedź, czego możemy się spodziewać. Jestem w stanie sobie wyobrazić użycie tego konkretnego fragmentu do zbudowania nastroju, uspokojenia akcji itd. Natomiast cały tekst pisany w ten sposób, byłby dla mnie trudny do przebrnięcia.

Co do Lema – zgadzam się. Weźmy choćby Nieustraszonego i rozbudowane opisy pustyni, na której w zasadzie nie ma nic godnego uwagi. Tyle, że te opisy pełnią tam konkretną rolę. Wyjęte z kontekstu miałyby zupełnie inny wydźwięk. Dlatego generalizowanie, że za taki opis to od razu po łapskach, to jednak przesada.

Ale jaka wrogość? Przecież autorka pytała, czy czytalibyśmy dalej. Dla mnie ta sytuacja wygląda tak – idę do księgarni, biorę książę, bo zaciekawiła mnie okładka, może opis na końcu. Otwieram pierwszą stronę i widzę takie coś – no, niestety, pewnie spojrzę dalej, czy napisane w podobnym stylu i odłożę na półkę. To nie wrogość, tylko kwestia gustu. Z pewnością ktoś lubi taką purpurę, ale musisz celować w grupę docelową, a ona w większości nie przepada.

Wychodzę z prostego założenia: poetyckość jest dla tekstu tym, czym dla potraw są przyprawy. Ich ilość w potrawie jest kwestią gustu, jednak pozbawiona jej zupełnie – kompletnie traci smak. 

Nie da się upiec ciasta, używając do tego jedynie rodzynek i kandyzowanych owoców, ale stosowane z umiarem wybitnie podnoszą walory dania.

No, ja lubię dużo ;)

A dziś stosuje się raczej ilości śladowe ;D

 

EDIT:

Zanaisie, nie jestem na tym forum od wczoraj, czytam też rozmaite “poradniki” w sieci. Potępienie “purple prose” jest zjawiskiem powszechnym i widzę silną tendencję do tego, by wszystko wrzucać do jednego wora. Czyli – niezależnie od ilości i miejsca występowania w tekście – ŹLE.

Niebo broczyło z otwartej rany, nie krwią, a rozżarzonym żelazem. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości firmament pozostawał nienaruszony: to dogorywający dzień, rzucony na kolana, chylący czoło ku ziemi, szerokim gestem znaczył widnokrąg poświatą krwi i ognia. Słońce, pogodzone z nieuniknionym, zapadło już za horyzont, lecz on nadal tlił się słabym żarem, zasypując skalne rozpadliny ostatnimi iskrami dogasającego istnienia.

 

Pierwsze zdanie mnie zaciekawiło. Wyobraziłem sobie, że doszło do katastrofy wahadłowca w niskiej warstwie atmosfery albo coś w ten deseń, i teraz z nieba spadają jego odłamki, spalając się. Chociaż wtedy pewnie nie spadałoby  żelazo, tylko jakieś inne materiały, z których robi się statki kosmiczne, promy, czy inne spodki, ale ja się nie znam na takich rzeczach.

Ale drugi pogrubiony fragment rozwiał moje nadzieje. Czy chodzi tu po prostu o zachód słońca? Nie wiem, co będzie dalej, ale jeżeli zaczynasz powieść od poetyckiego opisu zachodu słońca, w którym nie kryje się nic istotnego dla fabuły, to nie liczyłbym na wielu czytelników.

Powtarzam: nie wiem, o czym będzie książka. Jeśli to proza poetycka, możesz tak zostawić. Na pewno znajdą się ludzie, którym się to spodoba.

Jeśli natomiast chcesz zainteresować osobę, sięgającą po Twoją książkę na półce w Empiku, to niezależnie, czy będzie to fantastyka, kryminał, czy literatura obyczajowa, usunąłbym pierwsze akapity aż do miejsca, w którym dzieje się pierwsza rzecz istotna dla późniejszej fabuły. Też może być to coś poetyckiego, ale z pazurem. ;)

To tylko moje zdanie, a i niewiele wiem o tekście, ale jest ankieta, to odpowiem. Czemu nie.

Z pewnością ktoś lubi taką purpurę, ale musisz celować w grupę docelową, a ona w większości nie przepada.

 

Tutaj masz całkowitą rację, jeśli chodzi o diagnozę, ale recepta na rozwiązanie problemu chyba wcale nie jest taka prosta.

Bo czy łatwiej jest przejść przez szerokie wrota idąc razem z rozpychającym się i gryzącym stadem, czy może idąc samotnie uda się prześlizgnąć przez nieduże przejście?

Może właśnie bycie “jakimś” jest receptą na bycie zauważonym na rynku? Skoro na konkursy literackie przychodzi 500+ prac, a wszystkie równają do pewnej sztancy, to jaka jest szansa na to, że ktoś zauważy akurat Ciebie, a nie kilkuset innych?

Ja nie wiem, tak sobie tylko dumam. Ale chyba lepiej być dziewczyną w czerwonej sukience niż towarzyszącym jej tłumem :) 

Także z tym celowaniem w gusta większości różnie bywa, jeśli robi to dosłownie każdy :)

Akapit jako otwierający jest zwykły – nie mocny, nie słaby, po prostu zwykły. Natomiast zdanie otwierające bardzo dobre, choć szybko sprowadzone na ziemię dwoma następnymi (nie złymi, ale po prostu zwykłymi), które warto odrobinę przeredagować, by zachować impet pierwszego.

Bardzo dziękuję za wszystkie opinie dodane już po dziewczynce ze szczotką heart (I za te wcześniejsze też, ofc! wink)

 

Muszę powiedzieć, że absolutnie nie zauważyłam żadnej wrogości, wręcz przeciwnie, dziękuję za szczerość. Natomiast jest mi tak trochę nieswojo z faktem, że niektórzy założyli, że tak wygląda cała książka. ^^’ Po pierwsze, gdybym miała tak pisać przez całą książkę, sama już dawno bym skisła – moglibyście mnie szukać w Biedrze, wśród słoików z ogórkami. Ten akapit zajął mi – fakt faktem, pewnie na przestrzeni 10 lat (poprawiane 100 razy) – wiele godzin, może z dziesięć, albo i więcej... Tak więc nie, nie piszę tak całej książki. xDDD

Dla przykładu, początek Rozdziału II wygląda już tak:

 

Dann przełknął niechętnie kolejny łyk piwa. Nie chodziło nawet o to, że cuchnęło jak doprawione rdzą szczyny. Czuł, że trunek zaczyna uderzać mu do głowy, a bardzo nie chciał być pijany. „Może to też trzeba było ćwiczyć”, pomyślał z ironią. „Zamiast ślęczeć nad mapami, mogłem zaprawiać się w boju po karczmach i gospodach”.

Jego kompani ryknęli śmiechem, a on zmusił się, by im zawtórować, choć przychodziło mu to dzisiaj wyjątkowo trudno. (...)

 

Po drugie, to nie tak, że ten opis jest (BYŁ sad) kompletnie nieuzasadniony. Dalsza część historii nie wygląda w ten sposób:

 

Po brunatnej powierzchni skał sunął cień. Zenek beknął i skierował się do warzywniaka, licząc, że dziś będą mieli świeże marchewki.

 

Tam dalej toczy się spektakularna walka na magię, a moim zamierzeniem było, by ten dogorywający dzień “reprezentował” jedną ze stron – walczącą zaciekle, ale powoli przegrywającą. Tyle że, owszem, ostatnio zdałam sobie sprawę, że czytelnik ma małe szanse te dwie rzeczy skojarzyć. sad xD

 

Ogólnie cały Rozdział I ociupinkę wpada w purpurę heart broken heart, może dlatego, że pierwsza kompletna wersja powstała jakieś 10 lat temu właśnie – a ja nie mogłam się zmusić, żeby te ozdobniki powyrzucać. crying Np. mój chłopak uważa, że to najlepszy rozdział z całej książki... Ale, no, dobra... Rozdział różni się znacznie od reszty i rzeczywiście dla kogoś innego niż autor może być trudny do przełknięcia.

 

Tak więc – usuwam, zmieniam, przepisuję od nowa. crying

 

Raz jeszcze dziękuję heart <uśmiecha się słodko i wcale nie wymachuje za plecami szczotką> sad xD

 

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

"Ten akapit zajął mi – fakt faktem, pewnie na przestrzeni 10 lat (poprawiane 100 razy) – wiele godzin, może z dziesięć, albo i więcej... Tak więc nie, nie piszę tak całej książki. xDDD" – Przelatując wzrokiem na telefonie myślałem, że akapit zajął Ci 10 lat xD Skoro dalej jest inaczej, to optymistycznie. Wydawaj, wydawaj. Będzie czytane! :P

Przeczytałem Twój tekst wczoraj na głos (nisko i z przejęciem) i brzmiał nieźle. Tak jak napisałem, zależy od kontekstu, a jeśli zorganizujesz kiedyś oficjalny pogrzeb, chętnie bym wygłosił mowę. Poniżej pierwszy zarys mowy.

 

Gdy rankiem za oknem niemy huk nabrzmiałych chmur, obwieścił nadejście słońca – niczym hejnał świata – zdumiałem się. W szklance, w której do tej pory wyczuwałem z przejęciem smak kawy, zmielonych ziaren esencja serc świata, czułem słony smak łez. Wylałem je gdzieś, choć bez wzruszenia, zatrułem czyste i święte twarze wierzących w głębokie jak ocean myśli. Im zwracam dziś skarby duszy, które zagrabiłem, sercom odebrałem pożywienie wiecznego katharsis. Dziś przepraszam i oto odczytuję ze skruchą następujące słowa, z dreszczem mroźnego poczucia dogłębnej winy i żalu:

“Niebo broczyło z otwartej rany, nie krwią, a rozżarzonym żelazem...”

Mój komentarz się usunął/nie pojawił? :( A tak się rozpisałam...

 

 

Niestety, rozpisałam się na darmo, bo komentarz przepadł rażony piorunem. Drugi raz już mi się nie chce tworzyć elaboratu, więc tak w skrócie:

 

Skoro otwierasz książkę takim akapitem, to musisz zdawać sobie sprawę, że czytelnicy mogą podejść do tego niekoniecznie pozytywnie, zarzuceni mnogością metaforycznych opisów. Jeżeli dalsza część książki nie jest w takim stylu, tym bardziej warto rozważyć zmianę. Poza tym fajnie zacząć od opisu świata lub akcji, która wszystko napędza. I dopiero później dodać taki opis, jeśli uznasz, że nie chcesz się go pozbywać. :)

 

Pozdrawiam cieplutko, życzę owocnej (albo warzywnej...) pracy nad książką. :)

 

A mnie się podobało ^^ chociaż widzę, że jestem w mniejszości. Lubię mocniejsze otwarcia, a tutaj pierwsze zdanie takie jest i kolejne nie psują mi tego odbioru. Poza tym to raptem 5 zdań, nie zdecydowałabym na ich podstawie, czy odstawić książkę. 

 

Dla porównania:

 

7,1/10 LC:

 

Ethenielle widywała już w życiu formacje skalne, które pyszniły się mianem gór, mimo że w istocie były znacznie niższe od tego masywu zwanego, nie wiadomo dlaczego, skromnie Czarnymi Wzgórzami i straszącego wysokimi pochyłymi gołoborzami na poły wbitych pod ziemię głazów, oplecionymi siecią stromych i krętych przełęczy.

 

7,9/10 LC:

 

Z oddali dobiegł odgłos wielkiego rogu. Arien przerwał pracę i spojrzał w świtające niebo, na którym rozlewały się niewyraźne pasma różu. Wokół wciąż wisiała mgła, przez co powietrze miało wilgotny, ostry, dobrze mu znany posmak. Gdy ciszę przerwał złowieszczy sygnał, świat dookoła jakby zamarł. 

 

Pierwsze baaardzo purpurowe, a to dopiero 1 zdanie ^^ drugie mniej, ale również zaczyna się opisem nieba/okolicy. 

 

Tak więc tego, ja bym czytała dalej, przynajmniej pierwszy rozdział, chociaż wydaje mi się niefortunnie dobrany fragment, bo z:

 

Po brunatnej powierzchni skał sunął cień. Zenek beknął i skierował się do warzywniaka, licząc, że dziś będą mieli świeże marchewki.

 

wypada lepiej. Jest fajny kontrast wysokiej i przyziemnej treści. 

 

Nie znam żadnego z tych fragmentów, oceny na LC często nijak się nie mają do realnej wartości książek, niemniej oba te fragmenty są jednak mniej purpurowe od tego, co nam tu zapodano, a na dodatek nie obiecują czegoś, czego potem nie ma, jak pierwsze zdanie DHBW. Które mogłoby być dobrym otwarciem samo w sobie, gdyby było o czymś innym ;)

http://altronapoleone.home.blog

Tak, to jasne, że ocena na LC się ma nijak do wartości książki, bo np. Mróz ma tam dobre opinie, a jak jest w rzeczywistości to wiemy ^^ jednak książki trafiają właśnie do takich czytelników i to oni te oceny wystawiają, więc takie fragmenty ich nie zraziły. Tylko tyle chodziło w moim powyższym przykładzie ;)

 

Co do purpury, to wczoraj dowiedziałam się, czym jest ^^ jeszcze potrzebuję czasu, aby to przetrawić i “bezbłędnie” rozpoznawać ^^ 

Silverze

Zanaisie, nie jestem na tym forum od wczoraj, czytam też rozmaite “poradniki” w sieci. Potępienie “purple prose” jest zjawiskiem powszechnym i widzę silną tendencję do tego, by wszystko wrzucać do jednego wora. Czyli – niezależnie od ilości i miejsca występowania w tekście – ŹLE.

Ja tam czasem lubię purpurę, ale w strawnych ilościach. W przytoczonym fragmencie przekaz jest pod zbyt głęboką warstwą – według mnie, oczywiście. Wiem, że ogólnie purpura jest na cenzurowanym, ale np. w starych przekładach Kane’a Wagnera purpury było dość sporo, ale pasowała do konwencji.

Może właśnie bycie “jakimś” jest receptą na bycie zauważonym na rynku? Skoro na konkursy literackie przychodzi 500+ prac, a wszystkie równają do pewnej sztancy, to jaka jest szansa na to, że ktoś zauważy akurat Ciebie, a nie kilkuset innych?

Ja nie wiem, tak sobie tylko dumam. Ale chyba lepiej być dziewczyną w czerwonej sukience niż towarzyszącym jej tłumem :) 

W sumie zgodzę się, ale jeśli mówimy o opowiadaniach. Wtedy wyróżnienie się z tłumu jak najbardziej za. Natomiast książka początkującego powinna być “bezpieczna” dla wydawcy. Czas na eksperymenty przyjdzie czas później. Myślę, że usuwając purpurę, zostaje jeszcze wiele potencjalnych rzeczy, aby wyróżnić się z tłumu ;)

 

DHBW

Muszę powiedzieć, że absolutnie nie zauważyłam żadnej wrogości, wręcz przeciwnie, dziękuję za szczerość. Natomiast jest mi tak trochę nieswojo z faktem, że niektórzy założyli, że tak wygląda cała książka. ^^’ Po pierwsze, gdybym miała tak pisać przez całą książkę, sama już dawno bym skisła – moglibyście mnie szukać w Biedrze, wśród słoików z ogórkam

Tylko pytanie w takim razie: dlaczego piszesz z początku tak, a później inaczej? Po pierwsze styl na przestrzeni książki powinnaś trzymać mniej więcej równy, po drugie pierwsze wrażenie może skłonić czytelnika do uznania, że reszta jest w podobnym stylu.

Takie mam przynajmniej zdanie, ale to twoja książka ;)

Near-Death:

Będzie czytane! :P

No taką mam nadzieję, tak ogólnie. :(

Jak to leciało? Nieważne, co mówią, byle czytali? ;D Nie no, POPRAWIĘ. broken heart

 

Vacter:

 

 

Ananke, dziękuję za wytrwałość xD i dobre rady – tak właśnie zrobię. :( xD

 

OldGuard, dziękuję za bycie w mniejszości <3 Wiesz, ja to zdanie KOCHAM, no, ale, może odstraszać. sad

 

drakaina,

Które mogłoby być dobrym otwarciem samo w sobie, gdyby było o czymś innym ;)

No właśnie dla mnie było o czymś innym, ale chyba tylko Sherlock by to rozszyfrował. :( xD

 

Zanais,

Tylko pytanie w takim razie: dlaczego piszesz z początku tak, a później inaczej? Po pierwsze styl na przestrzeni książki powinnaś trzymać mniej więcej równy, po drugie pierwsze wrażenie może skłonić czytelnika do uznania, że reszta jest w podobnym stylu.

No właśnie, tak ja wspomniałam, ten pierwszy rozdział powstał z 10 lat temu – a potem nie potrafiłam się z tą całą purpurą pożegnać, zwłaszcza, że tyle nad nią pracowałam. xD A przez te 10 lat, cóż, trochę się we mnie zmieniło. wink

W ogóle z założenia ten rozdział ma być bardziej purpurowy niż reszta, bo opisuje doniosłe wydarzenia – ale jednak nie aż tak purpurowy, dochodzę do wniosku. ;D

Tak jak wspomniałam, potem jest już inaczej, a ten pierwszy rozdział czeka rozdzierająca serce i duszę autorki rewolucja. broken heart

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Co do ogólnie obecności purpury.

 

Uzasadniona nie jest niczym złym. Gdyby na przykład w dalszym ciągu miało się okazać, że cały początkowy opis jest tworem literackim nastolatki – byłby to celowy zabieg. (Aczkolwiek dość ryzykowny w takiej formie, bez jakiejś wskazówki, że to cytat; inaczej – czyli np. na zasadzie, że któryś z punktów widzenia tak ma, że tak postrzega świat – to ostra jazda na poziomie Dukaja).

 

W tym, o co pytasz, problemem jest m.in. to, że tak miałby wyglądać sam początek powieści. Pytanie: po co, skoro dalej tak nie piszesz, bo byś skisła? Tak mocno odbiegający stylem fragment musi czemuś służyć. Bo jeśli miał służyć przyciągnięciu czytelnika, to na część nie zadziała (albo zadziała ze skutkiem przeciwnym do zamierzonego), a z kolei tę mniejszość, której się spodoba, rozczarujesz dalszym ciągiem.

 

Dam konkretne przykłady z niebem i z ryzykownymi porównaniami. Jeden na plus, drugi na minus.

 

“The sky above the port was the color of television, tuned to a dead channel”. 

(William Gibson, pierwsze zdanie “Neuromancera”)

To może się wydawać dennym, pretensjonalnym porównaniem, a jednak w kontekście cyberpunku i w zasadzie powieści założycielskiej, czy może lepiej: definicyjnej gatunku, ma cholerny sens.

 

“Hubert Meyer z niedowierzaniem przyglądał się płaskiemu jak naleśnik niebu, które wisiało teraz centralnie nad nim”. 

(Katarzyna Bonda, “Florystka”)

Jedno z nakoszmarniej grafomańskich zdań w prozie polskiej. Nie dość, że metafora z rzyci wzięta, to na dodatek niebo wisi centralnie (autorce pewnie chodziło o słońce), no i ten niewątpliwie przykuwający uwagę opis do niczego, absolutnie niczego nie prowadzi.

http://altronapoleone.home.blog

Ziemniaczku, skoro kochasz to zdanie, to zawsze możesz je umieścić trochę później, nie w akapicie otwierającym książkę. :)

 

Ja nie jestem przeciwnikiem purpury (nowe słowo i jeszcze nie przywykłam), ale w nadmiarze i uderzająca od razu, może odstraszyć. Może, nie musi. ;) Wszystko rzecz gustu. 

 

Drakaino, skąd Ty to zdanie z niebem-naleśnikiem wynalazłaś, jest jakaś strona z dziwnymi zdaniami czy to poszukiwania na własną rękę? :D 

Poza tym to raptem 5 zdań, nie zdecydowałabym na ich podstawie, czy odstawić książkę. 

To prawda, ale generalnie początek mocno wpływa na “nastrojenie” czytelnika w początkowej fazie :) Inaczej się jednak czyta coś, co szybko angazuje, od czegoś, co najpierw ma kilka stron coś tam coś tam :)

Ziemniaczku, skoro kochasz to zdanie, to zawsze możesz je umieścić trochę później, nie w akapicie otwierającym książkę. :)

Nadal zbyt purpurowe, ale gdzieś coś wplotę zapewne. devil

 

Bo jeśli miał służyć przyciągnięciu czytelnika, to na część nie zadziała (albo zadziała ze skutkiem przeciwnym do zamierzonego), a z kolei tę mniejszość, której się spodoba, rozczarujesz dalszym ciągiem.

W sumie racja. Ja, jako autorka, myślę o tym inaczej – mianowicie wszystko jest cudowne. laugh xD No, dlatego właśnie dobrze zasięgnąć opinii innych... xD

 

No właśnie postaram się zrobić tak, żeby szybko angażowało. ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Dżizzzz. mam teraz purpurową fobię ^^ czytam swój tekst na pojedynek i martwię się purpurą. Purpurą, o istnieniu której jeszcze wczoraj nie wiedziałam. I w sumie nie wiem, czy jest purpurowa surprise

Niebo broczyło z otwartej rany, nie krwią, a rozżarzonym żelazem.

Dla mnie OK. W atmosferę wpadł meteoroid żelazny i się rozpadł.

Przynajmniej na pierwszy rzut oka.

Nie tylko żelazo, bo i nikiel.

W rzeczywistości firmament pozostawał nienaruszony: to dogorywający dzień, rzucony na kolana, chylący czoło ku ziemi, szerokim gestem znaczył widnokrąg poświatą krwi i ognia.

Pewnie w tym miejscu bym się zaczął zawieszać, ale do następnego zdania bym jeszcze dojechał.

Słońce, pogodzone z nieuniknionym, zapadło już za horyzont, lecz on nadal tlił się słabym żarem, zasypując skalne rozpadliny ostatnimi iskrami dogasającego istnienia.

Tu bym poległ, ale następne zdanie zaciekawia:

Po brunatnej powierzchni skał sunął cień.

Coś leci, a to dobrze :-D

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Ja bym nie zrozumiał:P

Слава Україні!

Dżizzzz. mam teraz purpurową fobię ^^ czytam swój tekst na pojedynek i martwię się purpurą. Purpurą, o istnieniu której jeszcze wczoraj nie wiedziałam. I w sumie nie wiem, czy jest purpurowa surprise

 

To jak ja zacznę pisać tekst pojedynkowy, to będę zwracać uwagę, czy nie wciskam purpury do tekstu. :D Może niedługo powstanie purpuromat do wyłapywania zbyt dużej ilości purpury xd.

Mnie kilka razy zarzucili purpurę (chyba dlatego, że miałam barwniejsze opisy), ale teraz się tym nie przejmuję, bo po prostu to lubię smiley. A o purpurze też się dowiedziałam dopiero na forum smiley.

Mnie niestety również nie podchodzi. Trochę za dużo o tym, jakie to masło jest maślane. Gdyby tak rozpoczynała się powieść, to po drugiej linijce stwierdziłbym “No dobra, już czaję że słońce zachodzi, daj sobie spokój” :-P

Skojarzyło mi się z jednym szwedzkim bodajże kryminałem, którego ćwierć miałem nieprzyjemność przeczytać dawno temu. Były tam obecne porównania w stylu (parafraza z pamięci, nie dosłowny tekst):

“Był człowiekiem zamkniętym, niczym nóż do masła, trzymany w nawyższej szufladzie kredensu, oświetlanej ostatnimi promieniami zachodzącego słońca kuchni, wyjmowany jedynie podczas spotkań rodzinnych, które ze względu na konflikt o spadek po tragicznie zmarłym pradziadku odbywały się niezwykle rzadko, a jeśli już, to nóż do masła nie służył do rozsmarowywania maślanego masła na kromce pod masło, lecz do rzucania w znienawidzonych członków rozdartej rodziny, którzy woleli smarować swoje pajdy margaryną”. ;-)

Ale zabawny fragment :). Z jednej strony za dużo, ale niektóre porównania zabawne:).

Ananke, niestety trafiłam na nie podczas lektury całości. Zrobiłam sobie parę lat temu przebieżkę przez polskich autorów kryminalnych bestsellerów i tę Florystkę dociagnelam do końca (z trudem, płaczem i zgrzytaniem zębami oraz odgadnięciem, kto zabił w 1/10 powieści), mimo że to zdanie było na jednej z pierwszych stron

http://altronapoleone.home.blog

Drakaina, to podziwiam, że dobrnęłaś do końca. Chyba że miałaś jakieś znieczulenie przy lekturze. :D

 

 

Raczej chorobę denną ;) No i chciałam się przekonać, czy na stronie 66 z około sześciuset istotnie odgadlam rozwiązanie. No i muszę przyznać, że jakkolwiek kto zabił, obstawiłam poprawnie, to autorka zdołała mnie zaskoczyć kilkoma rozwiązaniami radykalnie pozbawionymi sensu

http://altronapoleone.home.blog

Ten moment, kiedy pod fragmentem dzieła twojego życia zaczyna się dyskusja o kiczu laugh

 

laughlaughlaughlaughlaughlaughlaughlaughlaughlaughlaughlaughlaughlaughlaughlaughlaughlaughlaughlaughlaughlaugh xD

 

 

Dziękuję za nowe opinie – mam nadzieję, że będzie ich jeszcze ze dwadzieścia, bo te wyniki takie jakieś niejednoznaczne heartbroken heart xD

 

 

P.S. OldGuard – spokojnie, w żadnym z Twoich tekstów nie wypatrzyłam ani śladu purpury. ;D

(A u innych dostrzegam, żeby nie było. <ómiera>)

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Raczej chorobę denną ;) No i chciałam się przekonać, czy na stronie 66 z około sześciuset istotnie odgadlam rozwiązanie. No i muszę przyznać, że jakkolwiek kto zabił, obstawiłam poprawnie, to autorka zdołała mnie zaskoczyć kilkoma rozwiązaniami radykalnie pozbawionymi sensu

 

Wnioski, które z tego płyną, są bardzo przygnębiające. Przede wszystkim podważają wartość tego, co robimy na forum. Wydaje się, że nie ma to żadnego znaczenia, może poza rozwojem osobistym.

Ja miałem podobną sytuację po tym, jak kolega z pracy podesłał mi książkę swojego ulubionego autora – Clive’a Cusslera. Rany, ledwo to doczytałem. Aż bolało. A sprawdziłem i okazuje się, że to jeden z najpoczytniejszych pisarzy w swojej klasie, ma wielkie grono fanów.

Ludzie czytają Bondę. Czytają Mroza. 

A randomów z portalu NF – nie czytają :D

Optymistycznie i weekendowo: możemy się ze swoim dążeniem do doskonałości wypchać. Sianem.

Silverze

Możesz tworzyć świetną muzykę w garażu, ale więcej płyt sprzeda pani, która zakręci cyckami i pokaże pół tyłka (lub odwrotnie). Możesz nakręcić film jak Łowca Androidów i ponieść finansową klapę. Namalować piękny obraz, po czym patrzeć jak koleś sprzedaje za miliony swój obraz w postaci czarnego kwadratu na różowym tle, bo sztuka nowoczesna itp.

Czy to znaczy, że mamy nie robić tego, co lubimy? ;)

Ciekawy dobór słownictwa, zwiastuje baśń, dramat bądź niezły haj.

A cóż to za książka: fantasy, sf, bizarro? I do kogo targetowana? Teraz możliwe, że przeczytałbym (choć raczej przesłuchał, bo powieści papierowej... Ze dwa lata nie czytałem). W wieku 15 lat, jak widziałem słowo z kategorii “broczyło” , to rezygnowałem.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cyklotymia widoczna w tym poście wynika częściowo z faktu, że był pisany po kawałku przez cały dzień.

    Wychodzę z prostego założenia: poetyckość jest dla tekstu tym, czym dla potraw są przyprawy.

I to jest bardzo dobre założenie. A teraz wyobraź sobie człowieka, który zamiast te przyprawy odmierzać i dobierać, wrzuca do garnka całą kuchenną półeczkę. Całą. Ze słoikami i kwiatkiem w wazoniku.

Inna metafora – leki. W odpowiedniej dawce, dobrane do choroby – leczą. Przedawkowane mogą zabić. Antybiotyk na przeziębienie – to więcej, niż głupie.

 

Do czego zmierzam. Purpura – to nie "poetyckość". To kwiecisty, pełen metafor język zastosowany nieumiejętnie, przesadnie, niedostosowany do tematu (jak choćby w Twojej instrukcji obsługi – weźmiesz na poważnie instrukcję pisaną stylem nordyckiej sagi? Nie, bo instrukcja ma informować możliwie jasno, a nie zachwycać i wywoływać obrazy, prawda?), mętna i myląca. Samo nagromadzenie metafor i porównań, w których czytelnik nie może się połapać, nie jest poezją. Poezja ma coś znaczyć, coś pokazywać, ilustrować. Dobrze użyty barwny język – to nie purpura. Purpurą jest nadmiar. Natłok. I tak, czasami natłok jest potrzebny – ale kiedy jest potrzebny, to nie jest nadmiarem. Czy to nie jest oczywiste, że inaczej opiszesz indyjski festyn, a inaczej smutnego faceta robiącego sobie herbatę?

 

Spójrz, jak omawiany akapit zrozumiał Corrinn. Szukał w nim sensu! Znalazł całkiem fajny, ale potem się okazało, że to nie to. Nie poczułbyś się rozczarowany na jego miejscu? W końcu pierwsze zdania zapowiadają całość, a w takim kolorowym, ozdobnym opakowaniu musi być coś ładnego, prawda? Ale nie ma.

    Może właśnie bycie “jakimś” jest receptą na bycie zauważonym na rynku?

Primo: a czy każdy musi być zauważony na rynku? Czy to stanowi o wartości prozy? I secundo: czy tylko ja sobie wyobrażam to, co czytam? Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie purpurowe pisanie jest jak maraton najlepszych momentów Williama Shatnera, przetykany najlepszymi momentami Davida Tennanta, z Tomem Bakerem jako wodzirejem. Lubię każdego z nich – z osobna i z umiarem. Razem spowodowaliby ból głowy.

Nie chodzi o "gusta większości". Purpurowa proza jest jak potrawka złożona w połowie z pieprzu i papryki. Jak głośna i pełna świateł dyskoteka (nie znoszę – choć wiem, że są ludzie, którzy w takie miejsca chodzą dla przyjemności – ale są i tacy, którzy dla przyjemności biorą halucynogeny). Jak kolejka górska. Stymuluje za mocno, szarpie w tysiąc kierunków, a potem człowiekowi kręci się w głowie.

Naprawdę nie wszystko jest kwestią gustu.

    wszystkie równają do pewnej sztancy, to jaka jest szansa na to, że ktoś zauważy akurat Ciebie, a nie kilkuset innych

To bardzo proste. Wystarczy dobrze napisać o czymś ciekawym i mieć trochę (dużo?) szczęścia. Powtarzam – nie wszystko jest kwestią gustu. Świat Cię nie nienawidzi, silver. Pisanie prosto, jasno, przejrzyście i z sensem – to nie jest sztanca. Masz mnóstwo miejsca na indywidualny styl – to właśnie purpura go zabija, bo taka masa środków stylistycznych bardzo szybko zaczyna się zlewać w jednego pełznącego na czytelnika bloba. I wszystkie purpurowe teksty wyglądają podobnie. Myślisz, że dlaczego pisanie jest takie trudne? Właśnie dlatego, że każdy to robi inaczej, każdy jest w swoim pisaniu sobą, nie ma recept i gotowych wzorów – tak samo, jak życie jest cholernie trudne. Ale pewne rzeczy łatwo rozpoznać jako nierozsądne. A nieszczerość autora po prostu widać. I możesz nie chcieć się przed sobą przyznać, że życie masz do luftu, albo, że nie umiesz pisać, ale to nie zmienia faktów.

        Po brunatnej powierzchni skał sunął cień. Zenek beknął i skierował się do warzywniaka, licząc, że dziś będą mieli świeże marchewki.

XD

#cyklotymia :D

    Ethenielle widywała już w życiu formacje skalne, które pyszniły się mianem gór, mimo że w istocie były znacznie niższe od tego masywu zwanego, nie wiadomo dlaczego, skromnie Czarnymi Wzgórzami i straszącego wysokimi pochyłymi gołoborzami na poły wbitych pod ziemię głazów, oplecionymi siecią stromych i krętych przełęczy.

... sweet Lord. Żartujesz sobie? To jest jak wypadek samochodowy po amfetaminie. Z błędami interpunkcyjnymi i masą pustosłowia. Autorze, oddychaj! Nie opisuj całego pasma górskiego w jednym zdaniu!

    spojrzał w świtające niebo

... w jakie, kurtyzana, niebo? Tego tłumacza zbić dyscypliną.

    Gdy ciszę przerwał złowieszczy sygnał, świat dookoła jakby zamarł.

Ale autora też, bo to-to nie może być wyłącznie winą tłumacza.

I tak, wydaje się buble. Nie tylko tłumaczone. Ale to nie znaczy, że nie można mierzyć wyżej.

    również zaczyna się opisem nieba/okolicy.

No to co? Opis jest potrzebny – sęk w tym, żeby go dobrze zrobić.

    nie obiecują czegoś, czego potem nie ma

He, he, skąd wiesz? Szczury Ci powiedziały? XD

    Wtedy wyróżnienie się z tłumu jak najbardziej za.

Ale, na miły Bóg! nie tańczącym niedźwiedziem. Na plus, nie na minus. Bo czytelnicy to bezlitosne, wredne bestie i wyśmieją. Głośno. Na wszystkich platformach. Dlatego redaktor ma być tfardy, a nie mientki! Lać i patrzeć, czy równo puchnie. Hartować autora we krwi, a jego okresy retoryczne szorować karborundem. Żeby potem nie było płaczu i zgrzytania zębów, kiedy czytelnicy ich nie docenią. Bo na pewno, choćby dzieło było najlepsze, znajdą się tacy, którym się nie spodoba. I chodzi o to, żeby autor umiał odróżnić, czy niespodobanie jest kwestią gustu, czy jednak nie. Bo, powtarzam, nie zawsze jest. A satysfakcja redaktora nie ma tu nic do rzeczy.

 

Tak, czytelnik stąpa po Twoich, autorze, marzeniach. Tak, to boli, kiedy wyciera w nie giczoły. Ale – sam mu te marzenia podkładasz, nieprawda? A czy Ty szanujesz cudze marzenia? A czy nie zauważyłeś może, że bywają marzenia zgoła niegodne szacunku? Więc może lepiej się nie spieszyć z wietrzeniem własnych snów? Może lepiej nie liczyć na chałwę?

<przeklina po gallifreyańsku>

    Po pierwsze styl na przestrzeni książki powinnaś trzymać mniej więcej równy, po drugie pierwsze wrażenie może skłonić czytelnika do uznania, że reszta jest w podobnym stylu.

Tak, właśnie – bo zwykle przyjmujemy, że styl jest w miarę równy. Oczywiście, można też pokombinować (np. kilku narratorów z różnych warstw społecznych) – ale to już wyższa szkoła jazdy.

    W ogóle z założenia ten rozdział ma być bardziej purpurowy niż reszta, bo opisuje doniosłe wydarzenia – ale jednak nie aż tak purpurowy, dochodzę do wniosku. ;D

    Tak mocno odbiegający stylem fragment musi czemuś służyć.

Otóż to. Wszystko powinno być po coś.

    Jedno z nakoszmarniej grafomańskich zdań w prozie polskiej. Nie dość, że metafora z rzyci wzięta, to na dodatek niebo wisi centralnie (autorce pewnie chodziło o słońce), no i ten niewątpliwie przykuwający uwagę opis do niczego, absolutnie niczego nie prowadzi.

Nawet bez kontekstu – to zdanie jest zwyczajnie głupie. Bezsensowne. Czy autorka w ogóle widziała kiedyś niebo? Może ją zamknęli w piwnicy i to jest krzyk o pomoc? Bo dobry opis to taki, który się czyta i mówi: oooo... nigdy tak o tym nie pomyślałam, ale to właśnie takie jest.

    Ja, jako autorka, myślę o tym inaczej – mianowicie wszystko jest cudowne. laugh xD No, dlatego właśnie dobrze zasięgnąć opinii innych... xD

Nabierzesz wprawy :) a opinie zawsze się przydają. Wspominałam może o czymś takim, jak klątwa wiedzy? Chodzi o to, że jeżeli Ty coś wiesz (np. co miałaś na myśli w jakimś opisie), bardzo trudno się postawić na miejscu kogoś, kto tego nie wie. To normalne, wszyscy tak mają. Na sto procent nigdy się nie udaje. Między innymi dlatego betowanie jest użyteczne – pokazujesz tekst komuś, kto na pewno nie wie, co miałaś na myśli, i obserwujesz. Pomaga.

    Dżizzzz. mam teraz purpurową fobię ^^ czytam swój tekst na pojedynek i martwię się purpurą. Purpurą, o istnieniu której jeszcze wczoraj nie wiedziałam. I w sumie nie wiem, czy jest purpurowa surprise

Wyobraziłam sobie grupę wsparcia: "Cześć, jestem OldGuard i boję się purpury." "Cześć, OldGuard!" XD Ale serio – nawet jeśli, to nie koniec świata. Zrobisz lepsze kiedy indziej ;)

    W atmosferę wpadł meteoroid żelazny i się rozpadł.

    Może niedługo powstanie purpuromat do wyłapywania zbyt dużej ilości purpury xd.

Nope ^^ Trzeba myśleć, nie ma rady.

<przeklina po gallifreyańsku i dorzuca "stupid apes!">

    “Był człowiekiem zamkniętym, niczym nóż do masła, trzymany w nawyższej szufladzie kredensu, oświetlanej ostatnimi promieniami zachodzącego słońca kuchni, wyjmowany jedynie podczas spotkań rodzinnych, które ze względu na konflikt o spadek po tragicznie zmarłym pradziadku odbywały się niezwykle rzadko, a jeśli już, to nóż do masła nie służył do rozsmarowywania maślanego masła na kromce pod masło, lecz do rzucania w znienawidzonych członków rozdartej rodziny, którzy woleli smarować swoje pajdy margaryną”. ;-)

To przekracza purpurę i wpada w najczystszą komedię XD

    Ten moment, kiedy pod fragmentem dzieła twojego życia zaczyna się dyskusja o kiczu laugh

Muahahaha, takie jest życie, nie? Nigdy nie wiesz, na co trafisz XD

    Wnioski, które z tego płyną, są bardzo przygnębiające. Przede wszystkim podważają wartość tego, co robimy na forum. Wydaje się, że nie ma to żadnego znaczenia, może poza rozwojem osobistym.

Dlaczego?

    Czy to znaczy, że mamy nie robić tego, co lubimy? ;)

Ars longa, vita brevis :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ananke,

 

o purpuromat to byłoby to :D

 

P.S. OldGuard – spokojnie, w żadnym z Twoich tekstów nie wypatrzyłam ani śladu purpury. ;D

(A u innych dostrzegam, żeby nie było. <ómiera>)

Hah, to jeszcze wszystko przede mną :D

 

    Ethenielle widywała już w życiu formacje skalne, które pyszniły się mianem gór, mimo że w istocie były znacznie niższe od tego masywu zwanego, nie wiadomo dlaczego, skromnie Czarnymi Wzgórzami i straszącego wysokimi pochyłymi gołoborzami na poły wbitych pod ziemię głazów, oplecionymi siecią stromych i krętych przełęczy.

 

... sweet Lord. Żartujesz sobie? To jest jak wypadek samochodowy po amfetaminie. Z błędami interpunkcyjnymi i masą pustosłowia. Autorze, oddychaj! Nie opisuj całego pasma górskiego w jednym zdaniu!

 Ścieżka sztyletów. Chociaż teraz sprawdziłam, że powieść z 1998 roku – nie wiem czy to jakieś usprawiedliwienie, może wtedy się tak pisało? ^^ Nie czytałam, szukałam tylko przykładów do komentarza, więc ni mom pojęcia, jak jest dalej xD

 

    Dżizzzz. mam teraz purpurową fobię ^^ czytam swój tekst na pojedynek i martwię się purpurą. Purpurą, o istnieniu której jeszcze wczoraj nie wiedziałam. I w sumie nie wiem, czy jest purpurowa surprise

 

Wyobraziłam sobie grupę wsparcia: "Cześć, jestem OldGuard i boję się purpury." "Cześć, OldGuard!" XD Ale serio – nawet jeśli, to nie koniec świata. Zrobisz lepsze kiedy indziej ;)

Proszę nie śmiać się z moich nowych fobii xD, bo skryję się pod kocem (koniecznie purpurowym) i nie zrobię lepszych kiedy indziej :P A tak serio to zobaczyłam tę grupę wsparcia, nawet mi się spodobała xD

 

Tarnino, mogłabyś prowadzić grupę wsparcia dla purpurowych. :D Może powstanie nowe określenie na tych, co stosują dużo purpury. XD

DHBW:

Komentarzy jeszcze nie czytałam, DHBW.   Mnie tam byś nie zachęciła, niestety. :p Oprócz ostatniego zdania cały początek wydaje mi się taki bez sensu. Po co opisywać w taki sposób zachód słońca? Rozumiem, że miał być w jakiś sposób znakiem, informować czytelnika o szczególnym czasie. Hmm, pytanie, czy ten znak pojawi się jeszcze w tekście i co on oznacza.

Ostatnie zdanie – fajne, choć brunatna powierzchnia  skał mnie zatrzymała, podobnie jak sunął. Wyobraziłam sobie skalisty krajobraz – pytanie jaki? tego nie wiemy,  góra, doły, jak to w zasadzie wygląda i czy brunatna powierzchnia, bo oświetlona zachodzącym słońcem.  Co oznacza „sunął”: przemieszczał się, przesuwał, przemykał, skakał po czubkach skał, czy było płasko jak stół? Nie wiem. Za to mamy broczące krwią niebo i jest nim zachód słońca, a więc zjawisko codzienne. Nie wiem.

 

Edytka: Doczytawszy komentarze, dopiszę ździebko:

* silver, i ja uwielbiałam Cusslera. :p Czy obecnie też? Chyba wciągnęłabym się. Tak. Niektóre są świetnymi  przygodówkami  z fajnym info (dobry reaserch). Miałam ich bardzo dużo, chyba ze trzy półki. Jakieś pięć lat temu wszystko oddałam, rozdałam. W bibliotekach są, więc w razie czego łatwo dostać, jeśli zapragnę, choć sądzę , że minął mi ten etap.

* purpury nie rozumiem, lecz metafory, porównania, analogie  „chwytam”, więc sprowadzam ją do pięknych słówek, sformułowań. Kłopot pojawia się wtedy, jeśli za nimi nic nie ma w tym momencie i potem. Wtedy stają się wypełniaczem,  takim jakim w lekach jest massa tabulettae. Trzeba dać objętość wypowiedzi, gdy substancji właściwej mało (myśl nie moja, M.Rusinka).

* Zanais, ja uwielbiam te puste kwadraty z kropką. Stała za tym myśl. Może spróbuję przejrzeć swoje opka z fascynacji Malewiczem i jakieś wstawię, gdy wróci do mnie lapek. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

    Chociaż teraz sprawdziłam, że powieść z 1998 roku – nie wiem czy to jakieś usprawiedliwienie, może wtedy się tak pisało? ^^

    Tarnino, mogłabyś prowadzić grupę wsparcia dla purpurowych. :D

XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Co oznacza „sunął”: przemieszczał się, przesuwał, przemykał, skakał po czubkach skał, czy było płasko jak stół?

 

Ja sobie wyobraziłem ślimaka winniczka na turbodoładowaniu. XD

 

To bardzo proste. Wystarczy dobrze napisać o czymś ciekawym i mieć trochę (dużo?) szczęścia. Powtarzam – nie wszystko jest kwestią gustu. Świat Cię nie nienawidzi, silver. Pisanie prosto, jasno, przejrzyście i z sensem – to nie jest sztanca. Masz mnóstwo miejsca na indywidualny styl – to właśnie purpura go zabija, bo taka masa środków stylistycznych bardzo szybko zaczyna się zlewać w jednego pełznącego na czytelnika bloba.

 

Ładnie napisane.

Lubię Cię czytać. Chociaż zgadzam się z Tobą tak 50/50, to wtedy kiedy się zgadzam, zazwyczaj mam poczucie, że napisałaś mi coś nowego, co pozwala mi otworzyć oczy nieco szerzej i stać się lepszą jednostką. Dzięki!

Z tymi przyprawami oczywiście miałem dokładnie to na myśli. 

 

silver, i ja uwielbiałam Cusslera.

 

Mamy tu jeszcze jakichś fanów tego pisarza? Nie chcę oceniać, to że mi się nie podobało, nic nie znaczy. Zastanawiam się tylko, co może ludzi przyciągać, bo naprawdę popularność miał sporą.

Asylum twierdzi, że research. I ok, to dużo mi mówi. Rozumiem. Chociaż u niego to chyba research był połączony z osobistym doświadczeniem, bo chyba nie był typem, który siedzi za biureczkiem, tylko nurkiem, poszukiwaczem przygód i podróżnikiem...

No dobra, to ja się przyznam. Swego czasu przepadałam za książkami Cusslera. Nie były skomplikowane, były przewidywalne i dawały fajne zajawki do zgłębiania różnych tematów. Największy opór od strony technicznej wzbudził we mnie pomysł wyciągnięcia Titanica na powierzchnię oceanu i pływanie nim.

To była lektura “na raz”, nigdy nie miałam chęci wrócić do tego. Nie wiem czy dałabym się tak wciągnąć, gdybym sięgnęła po Cusslera po raz pierwszy teraz.

Cusslera zdarzało mi się czytać przed laty, wtedy to był niezły zabijacz czasu, chociaż schematyczny, ale przestałam w momencie, gdy gość odjechał ^^ bo jak inaczej nazwać to, że Clive Cussler sam pojawia się w swoich książkach xD zazwyczaj jako dobry duch (no nie dosłownie ^^), którego wspaniałe rady pozwalają ruszyć bohaterowi naprzód. OMG magalomaństwo pełną gębą

Asylum,

 

Wyobraziłam sobie skalisty krajobraz – pytanie jaki? tego nie wiemy,  góra, doły, jak to w zasadzie wygląda i czy brunatna powierzchnia, bo oświetlona zachodzącym słońcem.  Co oznacza „sunął”: przemieszczał się, przesuwał, przemykał, skakał po czubkach skał, czy było płasko jak stół?

No oczywiście, że nie możesz tego wiedzieć z tego fragmentu – heloł, nie spodziewałam się, że będziesz. xD Opis jest w dalszej części akapitu.

 

Swoją drogą, korzystając z okazji devil, zamieszczam poprawioną wersję. Pierwsze zdanie zostawiłam, bo jednak wielu osobom się podobało.

Mam osobisty Czołg, który po mnie jeździ, i Czołg stwierdził, że nadal jest purpurowo – ale już mniej. Wydaje mi się, że teraz jest po prostu ładnie. <wymachuje szczotką> Zamieszczam dwa akapity.

 

 

Niebo broczyło z otwartej rany, nie krwią, a rozżarzonym żelazem. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości to zachodzące słońce znaczyło widnokrąg ognistą poświatą, zasypując skalne rozpadliny iskrami czerwieni i złota.

Po brunatnej powierzchni skał sunął cień. Kurczył się i wydłużał, zlewał z plamami czerni obrastającymi głazy, ześlizgiwał ze zboczy i przepadał w szczelinach, by chwilę później osiągać swą pełnię na płaskich szczytach kamiennych wybrzuszeń, suchych i bezpłodnych, zaściełanych warstwą rumoszu i pyłu. Nad nim, wysoko w powietrzu, szeroko rozpostarte skrzydła cięły gęstniejący mrok. Żółte oczy chłonęły rozciągającą się w dole pustkę, niezrażone nadchodzącym tryumfem nocy, zdolne przebić jej gęstą zasłonę. Ciemnopióry ptak zataczał ogromne koła nad płaskowyżem, usiłując objąć wzrokiem jak największy obszar i wytężając słuch, gotowy, by wyłowić z ciszy choćby najlżejszy szmer.

 

 

sad xD

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

    Ja sobie wyobraziłem ślimaka winniczka na turbodoładowaniu. XD

Ślimaka Zagłady? XD

    Chociaż zgadzam się z Tobą tak 50/50, to wtedy kiedy się zgadzam, zazwyczaj mam poczucie, że napisałaś mi coś nowego, co pozwala mi otworzyć oczy nieco szerzej i stać się lepszą jednostką. Dzięki!

... <ukrywa rumieńce pod szorstkim kocem... tylko nie za długo, bo jest 30 stopni C>

heart

DHBW kontra czołg:

XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Niebo broczyło z otwartej rany, nie krwią, a rozżarzonym żelazem. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości to zachodzące słońce znaczyło widnokrąg ognistą poświatą, zasypując skalne rozpadliny iskrami czerwieni i złota.

Moim zdaniem, teraz zaczęłaś się niepotrzebnie tłumaczyć. Albo dajesz metaforę. Albo piszesz wprost, o co chodzi. Wydaje mi się, że jesteś już blisko, ale to jeszcze nie to. Nie przejmuj się, pierwsze zdania są najtrudniejsze. Na tyle trudne i ważne, że często pisze się je na końcu ;) A przynajmniej nadaje się im ostateczny kształt dopiero później.

 

Za to drugi fragment:

 

Po brunatnej powierzchni skał sunął cień. Kurczył się i wydłużał, zlewał z plamami czerni obrastającymi głazy, ześlizgiwał ze zboczy i przepadał w szczelinach, by chwilę później osiągać swą pełnię na płaskich szczytach kamiennych wybrzuszeń, suchych i bezpłodnych, zaściełanych warstwą rumoszu i pyłu. Nad nim, wysoko w powietrzu, szeroko rozpostarte skrzydła cięły gęstniejący mrok. Żółte oczy chłonęły rozciągającą się w dole pustkę, niezrażone nadchodzącym tryumfem nocy, zdolne przebić jej gęstą zasłonę. Ciemnopióry ptak zataczał ogromne koła nad płaskowyżem, usiłując objąć wzrokiem jak największy obszar i wytężając słuch, gotowy, by wyłowić z ciszy choćby najlżejszy szmer.

 

Jest piękny. Przynajmniej dla mnie. Tak napisaną książkę, czytałbym z przyjemnością. To zdanie, które pogrubiłem, płynie i jak dla mnie, jest wspaniałe.

No tylko, że dałaś czytelnikowi obietnicę. I teraz zejście z tego tonu o oktawę niżej będzie bolesne, więc musiałabyś trzymać poziom aż do końca.

Omg, Corrinn, chyba właśnie się zakochałam. surprise heart

 

heartheartheartheartheartheartheartheartheartheartheart xD

 

I teraz zejście z tego tonu o oktawę niżej będzie bolesne, więc musiałabyś trzymać poziom aż do końca.

Pierwszy rozdział ma ogólnie taki nastrój, z wyłączeniem dialogów... Okej, będzie osobliwie, ale mam nadzieję, że ostatecznie dobrze. Będę nad tym ciężko pracować, zapewniam!!!

 

Co do pierwszego akapitu: TAK, OLDGUARD TEŻ MI TO POWIEDZIAŁA, ALE TRUDNO PRZEJŚĆ PŁYNNIE OD JEDNEGO DO DRUGIEGO!!! <MACHA SZCZOTKĄ> Dobra, będę myśleć. <prycha>

 

;D ;D ;D ;D

 

P.S.

DHBW kontra Czołg

Bawi Cię coś? frown xD

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Ładne, z tym, że nadal takie bardziej “do skanowania” niż czytania (dla mnie). Czyli w sumie – jeśli chodzi o mnie, zaznaczam – skoro i tak przeskanuję, to nie wyłapię, że ładne, i nie docenię :/

Przynoszę radość :)

Anet, no już bez przesady, zaprawdę. cheeky Otwierasz pierwszą stronę, widzisz dwa akapity bez dialogu i skanujesz? Trochę dziwne podejście do początku książki – ja sobie jakoś tego nie mogę wyobrazić... Ale nie wykluczam, że można i tak. ;) No cóż, wszystkim nie dogodzę, wiadomo. Na tej zasadzie nikt nigdy by nic nie napisał. xD

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Ok, ok, rzeczywiście początek bym pewnie przeczytała, tak ogólnie miałam na myśli.

Jeśli chodzi o książki “czytam” okładkę (o czym to, czy tematyka w ogóle mnie interesuje) i otwieram na chybił trafił, czy dobrze się czyta. Jeśli tak, przeczytam, jeśli nie, to nie. 

Edyta.

I nie chodzi o brak dialogu.

Przynoszę radość :)

To chyba jak większość osób. :( xD A przecież jest nawet takie przysłowie: nie oceniaj książki po okładce... ;D

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

No nie wiem, z dyskusji wynika, że ludzie czytają początek ;)

Przynoszę radość :)

A coś takiego:

 

 

Niebo broczyło z otwartej rany, nie krwią, a rozżarzonym żelazem; a może to zachodzące słońce znaczyło widnokrąg ognistą poświatą, zasypując skalne rozpadliny iskrami czerwieni i złota.

 

 

? :>

 

Swoją drogą, DZIĘKI. Wszyscy pastwili się tu nade mną na wyprzódki przez dwa dni, a jak już daję poprawioną wersję, to cisza. frown Normalnie najlepiej. WIELKIE DZIĘKI. frown

 

sad xD

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

    Bawi Cię coś? frown xD

Trochę tak XD Przecież Ty jeszcze czołgu nie widziałaś, najwyżej Donalda Sutherlanda w tym filmie, co to on czołgiem jeździ XD

     Otwierasz pierwszą stronę, widzisz dwa akapity bez dialogu i skanujesz? Trochę dziwne podejście do początku książki – ja sobie jakoś tego nie mogę wyobrazić...

https://www.thefreedictionary.com/scan  Ponieważ to słowo oznacza zarówno:

    1. (tr) to scrutinize minutely

jak:

    2. (tr) to glance over quickly

To w sumie Anet nic nie powiedziała. Ulubiona_emotka_Baila XD

 

ETA:

jak już daję poprawioną wersję, to cisza. frown Normalnie najlepiej. WIELKIE DZIĘKI. frown

Zmęczyli się :) w ten upał. Miała być burza, kurczę!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

DHBW: Nieprawda, ja napisałem, że w zależności od sytuacji tekst może być w porządku!

No, w porządku, tyle, że dałabym kropkę zamiast średnika ;)

No i wiesz, ci pastwiący się po prostu pewnie myślą i zaraz przyjdą i powiedzą coś mądrego ;)

Przynoszę radość :)

Anet,

Nie no, z kropką mi nie pasuje, nie ma rytmu. sad xD

pastwiący się po prostu pewnie myślą i zaraz przyjdą i powiedzą coś mądrego ;)

No mam nadzieję! Ale podejrzewam, że rzeczywiście się zmęczyli. frown xD

 

Vacter:

Nieprawda, ja napisałem, że w zależności od sytuacji tekst może być w porządku!

Tak, ale na nową wersję już nic nie napisałeś. <macha szczotką> sad xD

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

DHBW: Jeszcze się w nią nie wczytałem, ale obiecuję, że to za kilka momentów uczynię :)

Poprawiona wersja:

Pierwszy akapit – no nie wiem.

Niebo broczyło z otwartej rany, nie krwią, a rozżarzonym żelazem. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości to zachodzące słońce znaczyło widnokrąg ognistą poświatą, zasypując skalne rozpadliny iskrami czerwieni i złota.

Wykreślony fragment psuje nastrój.

Drugi akapit – piękny.

 

Pozdrawiam :)

Nie rozpieszczać! Trenować!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

MaLeeNa, już jest nowa wersja, z 13.00!

 

Drugi akapit – piękny.

heartheartheartheartheartheart MWAHAHAHAHAHAHA!!! blush

 

 

Nie rozpieszczać! Trenować!

 

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

DHBW, imho problem jest z tym żelazem. Po co Ci ono? Corinnowi i mnie kojarzy się ono z zapowiedzią czegoś konkretnego w fabule, więc ryzykujesz, że takich czytelników będzie więcej. To nie jest typowa metafora, to przyciąga uwagę, kieruje ku jakiejś katastrofie. Rozgrzane żelazo jest czerwone, żelazista gleba czy skała też, ale mam wrażenie, że to wszystko bez znaczenia dla Twojej opowieści.

http://altronapoleone.home.blog

Umiem krócej: słońce zachodziło.

Przynoszę radość :)

»  Niebo broczyło z otwartej rany, nie krwią, a rozżarzonym żelazem. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości to zachodzące słońce znaczyło widnokrąg ognistą poświatą, zasypując skalne rozpadliny iskrami czerwieni i złota.

Po brunatnej powierzchni skał sunął cień. Kurczył się i wydłużał, zlewał z plamami czerni obrastającymi głazy, ześlizgiwał ze zboczy i przepadał w szczelinach, by chwilę później osiągać swą pełnię na płaskich szczytach kamiennych wybrzuszeń, suchych i bezpłodnych, zaściełanych warstwą rumoszu i pyłu. Nad nim, wysoko w powietrzu, szeroko rozpostarte skrzydła cięły gęstniejący mrok. Żółte oczy chłonęły rozciągającą się w dole pustkę, niezrażone nadchodzącym tryumfem nocy, zdolne przebić jej gęstą zasłonę. Ciemnopióry ptak zataczał ogromne koła nad płaskowyżem, usiłując objąć wzrokiem jak największy obszar i wytężając słuch, gotowy, by wyłowić z ciszy choćby najlżejszy szmer.  « 

Ciemnopióry [...] szmer.  --->  zamiast “choćby” celniej natężenie uwagi określałoby “nawet”.

Żółte [...] zasłonę.  --->  niezrażone nadchodzącym tryumfem nocy,  gdyż bowiem albowiem ponieważ jako że były zdolne / potrafiły przebić jej gęstą zasłonę.

Kurczył się i [...] na płaskich szczytach kamiennych wybrzuszeń, [...] zaściełanych warstwą rumoszu i pyłu.   ---> ładny opis dynamicznego zachowanie się cienia, ale... ale wiatry i deszcze zmiotłyby i spłukałyby rumosz i pył. “Zaściełanych” oznacza, że to właśnie teraz, na bieżąco, rumosz i pył zaściełają szczyty kamiennych wybrzuszeń. Lepiej, dal całkowitej jasności (precyzji), dać “zaścielonych”.

Niebo broczyło z otwartej rany, nie krwią, a rozżarzonym żelazem. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości to zachodzące słońce znaczyło widnokrąg ognistą poświatą, zasypując skalne rozpadliny iskrami czerwieni i złota.  ---> nie jestem w stanie pojąć, dlaczego tak uparcie trzymasz się broczenia z otwartej rany, samej rany, której nie ma, i tego żelaziwa, rozżarzonego zresztą. Opisujesz zachód słońca i grę kolorów na niebie i skałach – opisz dokładnie to właśnie, i dopiero potem, za trzy dni, dorzuć trzy szczypty poetyckości “coby pikniej było”.ale zachodem słońca pozostało.

Pozdrawiam – Adam

 

<wzdycha, płacze, macha szczotką> Dobra, możecie mieć trochę racji. To dam tylko tak:

 

Zachodzące słońce znaczyło widnokrąg ognistą poświatą, zasypując skalne rozpadliny iskrami czerwieni i złota.

 

A to:

Niebo broczyło z otwartej rany, nie krwią, a rozżarzonym żelazem.

Dam później, na szczęście mam gdzie! devildevildevildevildevil MWAHAHAAHAHAHA! devil

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

smiley Większa w niebiesiech radość... Eee, na pewno to znasz.  smiley

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Przeczytałam drugi akapit. Hmm. Za dużo przymiotników. Za długi opis niczego na początek. Zaimki do wyrzucenia. Rozumiem, że chcesz tworzyć nastrój, ale jak na razie to do niczego nie prowadzi, samym nastrojem, na dodatek takim mało wyrazistym, nie wyciągniesz czytelnika.

http://altronapoleone.home.blog

No cóż, nie mogę wszystkiego robić pod czytelnika, prawda? wink Dziękuję jednak za wszystkie wskazówki, czuję, że niedługo ten rozdział stanie się lepszy. heart

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Oczywiście, że nie. To wszystko, co piszemy, to subiektywne odczucia, o które prosiłaś. Akurat nadmiar przymiotników jest dość często uważany za stylistycznie niepożądany, ale jeśli tak chcesz pisać, to jest dla ciebie ważne, to pisz. Mi zarzucano na początku portalowej kariery zbyt długie zdania. Nie zgodziłam się na ich cięcie całkowite, aczkolwiek zrezygnowałam z wielokrotnie złożonych okresów na cały akapit. Trzeba po prostu znaleźć złoty środek między własnymi upodobaniami i manieryzmami, a oczekiwaniami czytelników i krytyką. Ważne też, żeby w swoich wyborach być konsekwentnym. Żeby manieryzmy stały się rozpoznawalnym stylem

http://altronapoleone.home.blog

Ważne też, żeby w swoich wyborach być konsekwentnym. Żeby manieryzmy stały się rozpoznawalnym stylem

Będę próbować cool xD

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

DHBW, ten Dean heart On też był konsekwentny w swoich wyborach, choć jak posłuchał dobrych rad, to mu tylko na zdrowie wyszło. :) Oczywiście stosował te rady w zgodzie ze sobą. :)

Jaki Dean? <ómiera> Coś mi chyba umknęło. sad xD

 

Tak, wiem, będę szukać złotego środka! heart

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

    No cóż, nie mogę wszystkiego robić pod czytelnika, prawda? wink

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jaki Dean? <ómiera> Coś mi chyba umknęło. sad xD

 

Ten w Twoim gifie to Dean. :D Myślałam, że wrzuciłaś znając bohatera, a jednak nie. :)

No proszę, a ja zgadłam, jaki Dean, zanim zobaczyłam gif XD

http://altronapoleone.home.blog

Bo ja nie oglądałam tego serialu. Mój chłopak ogląda właśnie po raz drugi, migają mi sceny, jak coś robię w kuchni, to kojarzę. wink

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

No proszę, a ja zgadłam, jaki Dean, zanim zobaczyłam gif XD

No i to ja rozumiem, Drakaino. :D

 

Bo ja nie oglądałam tego serialu. Mój chłopak ogląda właśnie po raz drugi, migają mi sceny, jak coś robię w kuchni, to kojarzę. wink

To z chłopakiem trzeba oglądać. :)

Niebo broczyło z otwartej rany, nie krwią, a rozżarzonym żelazem. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości to zachodzące słońce znaczyło widnokrąg ognistą poświatą, zasypując skalne rozpadliny iskrami czerwieni i złota.

Po brunatnej powierzchni skał sunął cień. Kurczył się i wydłużał, zlewał z plamami czerni obrastającymi głazy, ześlizgiwał ze zboczy i przepadał w szczelinach, by chwilę później osiągać swą pełnię na płaskich szczytach kamiennych wybrzuszeń, suchych i bezpłodnych, zaściełanych warstwą rumoszu i pyłu. Nad nim, wysoko w powietrzu, szeroko rozpostarte skrzydła cięły gęstniejący mrok. Żółte oczy chłonęły rozciągającą się w dole pustkę, niezrażone nadchodzącym tryumfem nocy, zdolne przebić jej gęstą zasłonę. Ciemnopióry ptak zataczał ogromne koła nad płaskowyżem, usiłując objąć wzrokiem jak największy obszar i wytężając słuch, gotowy, by wyłowić z ciszy choćby najlżejszy szmer.

Niebo broczyło z otwartej rany, nie krwią, a rozżarzonym żelazem. – Jak dla mnie już sam fakt, że niebo broczy z otwartej rany (jakiegoś bóstwa czy mówimy tutaj o błękitnej krwi dziewczyny w czerni, która w swoim akcie podcinania błękitnych skrzydeł udaje, że umiera) jest dużą rzeczą i dla czytelnika mało standardową, ale z “przyziemności” nieba lecimy jeszcze dalej w rozżarzone żelazo. Więc może po prostu jest tutaj spora przesada w rozwijaniu ogromu sprawy. 

 

Dalej bym czytał na spokojnie, ale trzeba solidnie dbać o logikę powiązań, kryjącą się pod gęstą zawiesiną metafor. Tutaj już lecimy w malarstwo i te odniesienia jakościowe estetyki wyrazów nie powinny kłócić się z logiką. Jeśli powiązania będą solidne, a przy tym estetyka będzie spójna to będzie dobrze. Ja bym czytał, ale z rana, po dobrej kawie. Jak ktoś się za to bierze na zasadzie odklepania, to nie wyjdzie lektura. Trzeba się skupić albo przelecieć bez zrozumienia.

trzeba solidnie dbać o logikę powiązań, kryjącą się pod gęstą zawiesiną metafor. Tutaj już lecimy w malarstwo i te odniesienia jakościowe estetyki wyrazów nie powinny kłócić się z logiką

Otóż to.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Nowa Fantastyka