- Opowiadanie: Koala75 - Smok i Mikołaj

Smok i Mikołaj

Opowiadanie napisane wspólnie, pod nadzorem, za zgodą i na licencji GreasySmooth’a, autora cyklu o smoku Zygmuncie

( Wcześniejsze opowiadania od najnowszego:

Smoczy gambit

Smok Zygmunt i jego owca

Pojedynek o smoka

Smoczy Plan

Jak dzielny rumak sir Symonda powalił smoka )

 

Zamieszczone wyrazy konkursowe:

 Święty Mikołaj, elfy, sanie, renifery, Pasterka, pierogi, śnieg, król, prezenty,

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Smok i Mikołaj

 

Dzieci Justyny i Marka napisały listy do Świętego Mikołaja, pieczołowicie ozdobione wzorkami i rysunkami, i wrzuciły do specjalnej skrzynki. Skrzynka ta pojawiała się na początku grudnia w ogrodzie przy domu i znikała następnej nocy po wrzuceniu listów.

 Marek oczywiście znał marzenia pięcioletniej Małgosi i dziesięcioletniego Janka. Nie wierzył już w Mikołaja, ale dzieciom tego nie mówił i razem z nimi się dziwił, że skrzynka pojawia się i znika.

Janek w swoim liście, napisanym jednak z małą pomocą taty, poprosił o przysłanie na krótki czas rycerza na koniu. Chciałby z nim (z rycerzem, nie z koniem) stoczyć walkę, bo osiągnął już dan w kendo i chciałby sprawdzić swoje umiejętności.

 Małgosia podyktowała mamie swój list. Chciałaby poznać i pogłaskać prawdziwego smoka, bo wie, że smoki lubią grzeczne dzieci. Lubią je też za to, że dzieci nie pragną złota ani drogich kamieni.

Marek z niepokojem czekał na święta. Nie dostał wypłaty, bo jego szef oznajmił, że nie ma płynności finansowej i wypłaci w styczniu. Za ostatnie pieniądze, jakie mu zostały, po kupieniu prezentu dla żony i wiktuałów na święta, chciał kupić dzieciom coś, co zmniejszyłoby rozczarowanie, gdy ich marzenia się nie spełnią.

– Co by tu kupić? Zostały mi tylko dwie dychy, myślał. Nie miał dużo czasu, musiał zaraz wracać do domu.

– Tanie zabawki! Za półdarmo! Tylko u mnie! – to wykrzykiwał mijany przez Marka, uliczny handlarz.

– Masz smoki i konnych rycerzy?

– Dla pana mam, po specjalnej zniżce.

– Pokaż.

Były to plastikowe figurki z maleńkimi napisami: “Made in China”. Nie wyglądały jak spełnienie dziecięcych marzeń.

– Ile chcesz za smoka i rycerza?

– Dwadzieścia pięć.

– Mam tylko dwadzieścia.

– Bierz pan za dwadzieścia, niech będzie moja strata.

Marek wiedział, że przepłaca, ale nie miał wyboru i czas mu się kończył. W domu czekała rodzina.

 Nie przypuszczał, że listy Małgosi i Janka już zostały zeskanowane przez elfy i Mikołaj zapoznał się z ich treścią. Marzenia dzieci spodobały się trochę już znudzonemu srebrnobrodemu, więc rozpoczął specjalne przygotowania. Osobiście zredagował i wysłał e-maila do znajomego smoka Zygmunta, umieszczając w załączniku skan listu Małgosi. Smok kazał Bartkowi, który dla niego pracował, odczytać głośno mikołajową korespondencję. Zaciekawił go list Małgosi, takie nietypowe marzenie. Polecił Bartkowi, żeby odpisał, że chętnie zobaczy taką miłą dziewczynkę, ale Mikołaj ma to zorganizować, bo on musi dopilnować dystrybucji smoczych oscypków.

(Nie wiedzącym o czym mowa, zaleca się przeczytanie opowiadania „Smok Zygmunt i jego owca”).

Przydała się zażyłość ze smokiem Zygmuntem. Jeden problem został rozwiązany. Drugi był poważniejszy.

– Jak znaleźć rycerza, który nie będzie chciał zabić smoka i zniży się do pojedynku z dziesięcioletnim chłopcem, wprawdzie wysokim, jak na jego wiek, ale dzieckiem?

Mikołaj długo skubał siwą brodę, co zdecydowanie pomagało mu w myśleniu. Mruczał coś, bił się z myślami. Nagle zakrzyknął:

– Eureka! Znam przecież  wierzchowca sir Symonda. Z nim ustalę wszystko, a on przekona swego pana.

 (Warto przeczytać „Jak dzielny rumak sir Symonda powalił smoka”).

Wysłał więc e-maila do rumaka.

 (Nie jest wiadomo autorowi, kto koniowi przeczytał maila, bo rycerz w dalszym ciągu nie zhańbił się poznaniem sztuki czytania i pisania. Autor nie wnika też w fantastyczne tajniki względności czasu równoczesnego życia rumaka, rycerza, Mikołaja i dzieci).

Koń od razu pojął wagę zadania zleconego mu przez Mikołaja. Rozpoczął rozmowę z sir Symondem tak:

– Mój panie, sławny rycerzu.

– Czego, koniu?

– Jesteś największym znanym mi rycerzem.

– Czy ty czegoś ode mnie znowu chcesz?

– Ja nie, ale księżna Amarysa, znana ci przyjaciółka smoka Zygmunta, chciałaby…

– Co by chciała?

– Żebyś stoczył pojedynek z rycerzem walczącym zamorskimi technikami kendo. Musiałoby to być bezkrwawe starcie, bo twoim przeciwnikiem byłby młodzieniec.

 – Koniu, co to za walka bez krwi i ran, najwyżej mu guzów mam ponabijać?

– Żebyś się nie zdziwił, kto komu nabije – pomyślał rumak, ale mówił dalej tak:

– Obserwatorem będzie znany nam, panie, smok Zygmunt i opowie swoje wrażenia księżnej. Jeżeli nie będzie krwi i będziesz dzielny jak zwykle, księżna obdarzy cię swoją… łaską.

Widoku krwi rycerz bardzo nie lubił, więc gdy dotarło do niego, co koń powiedział, oznajmił wyniośle:

– No cóż, mój wierny wierzchowcu, zatem weźmiemy udział w tych igrcach.

 

Mikołaj ucieszył się po otrzymaniu wiadomości od wierzchowca sir Symonnda. Porozumiał się ze smokiem, że ten przyleci do niego w Wigilię, gdy Mikołaj już będzie po rozwożeniu prezentów i razem wyruszą do Małgosi i Janka. W umówionym dniu wysłał po rycerza i jego konia elfy z eko-saniami napędzanymi grudniowym chłodem.

 Niebawem powróciły z cennym ładunkiem. Czekając na smoka gospodarz z gościem zaczęli próbować prywatnych zapasów Mikołajowych z czasów, kiedy Mikołaj nie tylko poruszał się szybko, a wręcz często pędził. Pani Mikołajowej nie było, bo zarządzała gromadą elfów. Zarządzanie tylko mężem nie było już dla niej satysfakcjonujące. Czas panom mijał przyjemnie i szybko. Tak szybko, że wkrótce nie tylko nie byli w stanie go dopędzić i byli w takim stanie, że nic nie byli…

 

Na szczęście przyleciał Zygmunt. Kiedy się zorientował, że nie tylko nie zdążą do Małgosi i Janka, ale że Pani Mikołajowa może lada chwila wrócić, wrzucił obu smakoszy do kąpieli błotnej z bąbelkami szampana, której zażywały zmęczone renifery.

(Szef związku zawodowego reniferów wykorzystał okazję i zrobił Mikołajowi nieco kompromitujące zdjęcie. Już widział, jak użyje go, gdyby ten w kolejnym roku nie chciał podwyższyć stawek).

 Gdy kąpiel nie dała oczekiwanych rezultatów, smok błyskawicznie zorganizował wodną kurację dla obu panów, poganiając służących Mikołaja dymem z pyska. Uważał, żeby nie zionąć ogniem, chociaż gotował się w środku. Trochę to pomogło i rycerz ze starszym panem zostali umieszczeni w saniach. Rumak pilnował, żeby wewnętrzne drzwi, oddzielające jego pomieszczenie, były szczelnie zamknięte, ze względu na szczególny zapach w przedziale panów. Smok oczywiście podróżował osobno korzystając ze swoich skrzydeł i magicznej mocy.

 

Mikołaj i rycerz śpiewali razem, zmieniając tonacje i melodie:

 

My lubimy dzieci.

One lubią nas.

Czas tak szybko leci.

Leci szybko czas

i w następne Święta

może nie być nas.

Pijmy za marzenia,

spełniajmy życzenia

póki jeszcze czas.

 

Po czym rycerz solo:

 

Nie jestem wielbłądem.

Grzybową zjem z prądem.

Na Pasterce wieje,

to się wytrzeźwieje.

 

Rumak i smok podczas lotu wymieniali co jakiś czas zażenowane spojrzenia. Dotarli na miejsce późno w nocy. Strudzeni panowie już nie śpiewali.

 

(W tym momencie autor nie mógł się zdecydować, czy zaświecić gwiazdy na bezchmurnym niebie, czy lampę reagującą na ruch za domem, więc zaświecił wszystko. Z sąsiadami nie będzie kłopotu, bo ich okna nie są skierowane na ogród Justyny i Marka).

 

 Rodzice zmęczeni organizowaniem Świąt już spali. Ich dzieci leżały w łóżkach gotowe do spania, ale jeszcze oglądały zabawki od swojego taty-Mikołaja. Wiedziały, że tata nie mógł kupić lepszych, ale trochę były rozczarowane, że prawdziwy Mikołaj nie spełnił ich życzeń.

 

Tymczasem w ogrodzie za domem, na śniegu koło huśtawki i piaskownicy, wylądował Zygmunt, który musiał się trochę zmniejszyć, żeby nic nie uszkodzić. Obok zaparkowały eko-sanie.

Hałasy nie obudziły rodziców, za to wywabiły do okna Małgosię i Janka.

Na tym się nie skończyło. Dzieci prędko się ciepło ubrały i po cichutku, żeby nie obudzić mamy i taty, wybiegły do ogrodu. Mikołaj i sir Symond jeszcze nie wysiedli z sań, bo dochodzili do stanu używalności. Tylko rumak o czymś rozmawiał ze smokiem, który trochę zmęczony wpół siedział, wpół leżał.  

 

Janek zatrzymał się po paru krokach i chłonął niezwykły widok. Małgosia od razu pobiegła do smoka. Zatrzymała się tuż przed nim, pięknie dygnęła i powiedziała:

 – Jestem Małgosia, a ty? Zostały jeszcze pierogi, zjesz?

Smok się uśmiechnął.

( Smoki też potrafią się uśmiechać, chociaż u niektórych smoków i dla niektórych ludzi wygląda to przerażająco).

 Odpowiedział:

 – Ja mam na imię Zygmunt i dziękuję za pierogi, bo nie jestem głodny.

W tym momencie Mikołaj wysiadł z sań, właściwie wypadł i wylądował jak długi w śniegu. Wstał, biały od góry do dołu.

 – Jaki piękny bałwan – zaśmiał się Janek.

 – Ej, bo będzie rózga – powiedział udając groźnego Mikołaj. 

Małgosia uznała, że oficjalne powitanie już się odbyło. 

Nie minęła chwila, gdy dziewczynka wisząc smokowi na szyi gładziła jego powiekę i szczebiotała coś do niego tak, żeby nikt inny nie słyszał. Zygmunt był całkowicie tym rozbrojony. Powieka mu zabawnie drgała, wyglądał jakby puszczał perskie oko.  Widać było, że smok ma ochotę się śmiać. Dawno nie miał tak dobrego humoru.

Tymczasem Janek ubrał się w specjalny strój do ćwiczeń kendo, przyniósł palcat i zaczął prezentować swoje kata. Rumak rycerza, widząc umiejętności chłopca, zaczął mieć poważne obawy o całość swojego pana, który jeszcze nie doszedł do siebie po degustacjach u Mikołaja i podniebnej podróży. Zaczął więc negocjacje z Jankiem:

– Chłopcze, mam do ciebie prośbę.

Janek nie zdziwił się nawet, że koń mówi do niego, tylko krótko zapytał:

– Jaką?

Rumak zaskoczony trochę rzeczowością Janka zaczął:

 – Mój pan, sir Symond, czuje się nie najlepiej po dotarciu do ciebie. Bardzo chce przystąpić do pojedynku z tobą, ale obawiam się, że…

Janek z dziecięcą niecierpliwością zapytał wprost:

– Nie będzie pojedynku?

– Będzie. Mój pan stanie. “Dopilnuję, żeby wstał” – pomyślał koń. Będzie machał tym swoim tępym żelastwem. Proszę potraktuj go łagodnie. Najlepiej byłoby, żeby Mikołaj mógł ogłosić remis.

– Dlaczego tak?

– Wtedy rycerski honor nie ucierpi.

Chłopiec, nad swój wiek mądry, zrozumiał prośbę konia i przyrzekł oszczędzać rycerza.

Osiągnięcie porozumienia z rycerzem było bardziej skomplikowane. Sir Symondowi trzeba było jeszcze raz zastosować wodną kurację. Potem koń przypomniał mu:

– Mój panie, księżna nie lubi krwi. Obiecałeś oszczędzić chłopca. Ty jesteś wielkim rycerzem. – ”Muszę dopieścić jego ego.” – westchnął cicho koń. 

– Nie byłby to honor dla ciebie, gdybyś mu zrobił krzywdę. Niech dzieciak się dowie, jak walczy prawdziwy rycerz.

 Smok rozbawiony, z Małgosią na szyi, co mu wcale nie przeszkadzało, włączył się do rozmowy rumaka z rycerzem:

– Sir Symondzie jesteś taki sprytny. Podpatrz w czasie pojedynku, jak walczą tacy zamorscy wojownicy. Otworzę szkołę kendo, w której za odpowiednio wysoką opłatą będą mogli się szkolić królewscy zbrojni. Ty będziesz tam mistrzem. Król z pewnością doceni nasze zasługi.

( Zygmunt zawsze umiał zadbać o swój interes).

 

Koń i smok zdołali przekonać rycerza. Nastąpił pojedynek. Smok swoją mocą rozciągnął czas tak, żeby Janek zdołał wbić rycerzowi, dosłownie i w przenośni, kilka obronnych technik. Rumak i Janek pilnowali, żeby waleczny rycerz nie doznał uszczerbku na honorze. Ilekroć miecz skutecznie ciął powietrze, Małgosia nauczona przez smoka, wołała:

– Dzielny sir Symond. Brawo!

 Wszyscy się doskonale bawili. Kiedy nadeszła pora pożegnań, Małgosia wyściskała smoka z całej siły. Dostała od niego najmniejszą, ale najpiękniejszą smoczą łuskę. Mikołaj, Zygmunt, rycerz i jego mądry rumak odlecieli.  Dzieci im machały i długo patrzyły za nimi. Potem wróciły do domu, a rano jeszcze raz oglądając prezenty od taty, cieszyły się, że będą mieć pamiątki tej czarodziejskiej nocy i nieszkodliwy sekret przed rodzicami. Mikołaj po takim wyjątkowym spełnieniu dziecinnych marzeń poczuł się młodszy o sto lat, co szczególnie doceniła Pani Mikołajowa, gdy wrócił. Smok niezwłocznie założył (wysoce dochodową) szkołę kendo.

 

Koniec

Komentarze

Miś przeczytał. Powodzenia w konkursie.

Sprowokowałem misia do napisania opowiadania, jestem z siebie odrobinę dumny.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Miś przyznaje, że GreasySmooth ma niezwykły dar przekonywania. Wykorzystał, że miś jest fanem smoka Zygmunta i takie są skutki.

Przeczytane. Powodzenia!

Zawikłane, ale ładne;)

Z początku przeszkadzało mi nieco to mieszanie systemów walutowych, ale dodałeś swoje 3 grosze i zobaczyłam Zygmunta z całkiem nowej strony.

Uwierz Koalo, że uśmiechy niektórych ludzi również mogą budzić przerażenie…nawet u smoków;)

Nie ustaję jednak w nadziei, że wkrótce doczekamy Twojego dzieła, dłuższego niż 200 słów.

Lożanka bezprenumeratowa

Sympatyczne i bardzo ciepłe. Przyjemnie się czytało.

Tymczasem Janek ubrał strój do ćwiczeń,

Oj, Misiu, strojów się nie ubiera…

Babska logika rządzi!

Koalo, Greasy, podobało mi się. :-) Nie chcę zastanawiać się nad warstwą literacką, czyli co by tu poprawić, tylko odetchnąć i ucieszyć się! Daliście to! <3

Opowiadanie ma fabułę, ma życzenie, jest konkretne do bólu, "leci" według znanej milionom dzieciom na świecie (w różnych wersjach) historii, co dobrze. Jest fantastyka, są marzenia, dobro i zło, które współistnieją ze sobą. Fajne były te elementy symbolicznie odnoszące się do baśni z czasów rewolucji przemysłowej (pary i elektryczności), bo dzisiaj obudziliśmy się w podobnym świecie, tylko fabryki są innego rodzaju. Mechanizm ten sam.

 

Opowiadanie jest ujmujące.

Muszę nadrobić, Greasy, Twój cykl o smoku. :-)

 

Skarżypytuję, za konkret (wiem że ubieranie poprawisz), wznoszę toast za marzenia. Oby się spełniały jak najczęściej.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Miś chciał, żeby Janek się ubrał. Nie chciał ubierać stroju. “Głupio wyszło.” Biegnie poprawić.

Cześć Koala75 !!!

 

Przeczytane. W sumie to nie mam porównania, takich bajeczek nigdy nie czytałem. Nie wiem jak to ocenić :)

 

Pozdrawiam misia!

Jestem niepełnosprawny...

Wszystkim komentującym miś dziękuje.

 

dawidiq150

Nie oceniaj. Przeczytaj znajomemu maluchowi pomijając fragmenty dla dorosłych. Może prędzej uśnie.

Witaj, Koalo75.

Z całej bajki przeziera wielka, wręcz bezgraniczna ilość dobrego ciepła, miłości, rodzinnego rozgardiaszu przedświątecznego, radości, uczuć, emocji… :)

Takie “bardzo Twoje” – sympatyczne i dobre – jest całe opowiadanie. :)

Dziękuję za lekturę, życzę powodzenia i pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

bruce,

Miś dziękuje. 

I ja bardzo dziękuję. Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Misiowi trochę głupio, bo napisał, że nie będzie brał udziału w konkursie, gdy ten został ogłoszony. Smok Zygmunt i Mikołaj sobie zażyczyli, żeby ich wspólna przygoda znalazła się wśród opowiadań świątecznych i taki jest skutek.

Bardzo fajna, ciepła i zabawna opowieść :). Niektóre momenty naprawdę mnie rozbawiły a i sam historia pomysłowa :). W kilku miejscach dostrzegłam nieprawidłowy zapis oraz pewną nieporadność, ale bardzo chętnie dam Ci 6 smiley.

Miś dziękuje Monique.M za wigilijne gwiazdki. Cieszy się, że

Niektóre momenty naprawdę mnie rozbawiły…

Nieporadność, to pewnie stąd, że dla misia drouble to już bardzo dużo słów. wink

Witam Misia, ja z rewizytą :) Czytało się miło. Historia może nie porywająca, ale przyjemna. Styl w sumie prosty, te wtrącenia w nawiasach co prawda wywołujące uśmiech, ale nieco wytrącające z rytmu. Tym, do czego mogłabym się przyczepić, jest bez wątpienia interpunkcja – stawianie spacji przed przecinkami/kropkami/nawiasami zamykającymi (albo po otwierających) nie powinno mieć miejsca. Widzę też problem z zapisem dialogów, tudzież myśli (również głównie interpunkcja w przypadku didaskaliów, szczególnie zwróciłam uwagę na mieszanie pół– i ćwierćpauz), radziłabym zapoznać się z jakimś poradnikiem w tej kwestii (osobiście polecam ten na stronie Fantazmatów: https://fantazmaty.pl/pisz/poradniki/jak-zapisywac-dialogi/ ). Trochę też dla mnie mylący był ten podział tekstu… Albo nie tyle mylący, co niezrozumiały. Linijka odstępu między akapitami zdaje się pojawiać czasem w dość przypadkowych miejscach. Niemniej było miło :) Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Bardzo sympatyczne są owoce waszej współpracy, lekkie i radosne. Faktycznie, nic tylko wyciąć zgubne nałogi i dzieciom czytać. Gratuluję, Misiu!

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

NaNa Anoia,

miło misiowi, że odezwałyście się mimo świątecznego czasu. Miś cieszy się, że mimo technicznych braków tekst się Wam spodobał.

Misiu Gładki!

Sprowokowałem misia do napisania opowiadania, jestem z siebie odrobinę dumny.

Duma zasłużona ;)

 

Technicznie bez łapanki, bo większość na tefelonie czytałem, ale to co najbardziej mi się rzuciło w oczy to rozszalałe spacje i wystraszone kropki:

( Zygmunt zawsze umiał zadbać o swój interes.)

Spacja wbiła się zaraz po otwarciu nawiasu, a kropka się tak wystraszyła, że (niepotrzebnie) schowała się do nawiasu.

 

Świątecznie – ciepło i miło :) Więcej, proszę, takich świątecznych tekstów ;) Najbardziej wczułem się w rolę Sir Symonda – jego samopoczucie przed walką musiało być podłe. Całe szczęście wszystko skończyło się dobrze :) ostatecznie i tak najważniejsze jest zadowolenie żony Mikołaja. Zadowolenie żony w ogóle zawsze jest najważniejsze!

 

Pozdrawiam, Misia-Pisarza Gładkiego-WładcęSmoków!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Z jednej strony ciepłe i sympatyczne opko, z drugiej jest też sporo szarych, życiowych realiów – to zestawienie jest bardzo klasyczne, i nie bez powodu, bo jest też przekonujące. Fajnie Ci to wyszło :-)

Podobał mi się humor w opku, wtrącane tu i tam meta-żarty, puszczanie oka do czytelnika – choć to nieco hermetyzuje tekst.

Postacie zwierząt wyszły ciekawiej niż ludzi ;-)

Z technikaliów – interpunkcyjnie jest tak sobie. Czasami przecinków brakuje, a czasami są tam, gdzie ich być nie powinno.

Przeszkadzał mi też relacyjny charakter tekstu. Składniowo jest bardzo monotonnie. Przydałoby się trochę popracować nad zróżnicowaniem sposobu przekazywania informacji.

Podsumowując – lekka, przyjemna lektura. W sam raz na świąteczny czas :-)

 

It's ok not to.

Przeczytane.

Miś cieszy się, że jeszcze znaleźli się czytający, którym usterki techniczne nie przeszkodziły w doczytaniu do końca relacji z przygody smoka Zygmunta i Mikołaja, i nie mają za złe braku grozy i apokalipsy.

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Anet, miś poczuł się pogłaskany, że nie : “Fajne :)”

Hmmm… Nie podoba Ci się “fajne”? To jest bardzo pozytywny komentarz.

Przynoszę radość :)

Podoba się, bo przecież poprosiłem Cię o licencję na taki komentarz i dostałem. Ale trzy wyrazy to więcej niż dwa. (Liczę też emotkę.)smiley

Czyli, mówisz, idziemy w ilość? ;)

Przynoszę radość :)

Miś poczuł się nobilitowany.

Ja się rozpisywac nie będę, więc wzorem Anet napiszę: fajne. Ale jednocześnie podpisuje się pod wszystkimi uwagami dogs :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Miś też się podpisuje pod jej uwagami i postara się pamiętać.

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Hej Misiu!

Bardzo mi się podobało. Kilka razy szczerze parsknęłam śmiechem, masz duży potencjał komediowy, więc mam nadzieję przeczytać w przyszłości jeszcze coś dłuższego od Ciebie ;D Pani Mikołajowa znakomicie napisana, choć wspomniałeś o niej kilka razy. 

Technicznie, muszę przyznać nieco kuleje, jest kilka powtórzeń, cały tekst brzmi nieco jakbyś zdawał raport, ale dla mnie ważniejszy jest pomysł, więc nie przeszkadzało i to aż tak bardzo.

No i ciepłe opko, choć nie naiwne. Kilka “smutniejszych” aspektów życia też zawarłeś, co dużó pomogło tekstowi.

No więc z radością biegnę wykorzystać nową moc klikania ;)

Dziękuję za lekturę!

Gruszel, miś jest miło zaskoczony. Dzięki Tobie ten tekst odżył. Twoja opinia to eukaliptus dla misia. Cieszy się, że lektura nie okazała się nudną. Dzięki za polecenie.

Zabawne opowiadanie o spełnieniu nietypowych zamówień złożonych Mikołajowi. Bardzo podoba mi się pożyczenie bohaterów opowiadań GreasySmootha.

Szkoda, że wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

i wik­tu­ałów na Świę­ta… → …i wik­tu­ałów na świę­ta

 

co zmniej­szy­ło­by roz­cza­ro­wa­nie , gdy… → Zbędna spacja przed przecinkiem.

 

– Co by tu kupić? Zo­sta­ły mi tylko dwie dychy. – my­ślał. → Zbędna półpauza przed myśleniem, zbędna kropka po myśleniu.

 

– Tanie za­baw­ki! Za pół darmo! → – Tanie za­baw­ki! Za półdarmo!

 

( Nie wie­dzą­cym o czym mowa… → Zbędna spacja po otworzeniu zawiasu. Ten błąd pojawia się kilkakrotnie.

 

Mi­ko­łaj długo sku­bał swoją siwą brodę… → Zbędny zaimek.

 

- Eu­re­ka! Znam prze­cież  wierz­chow­ca sir Sy­mon­da. → Wypowiedź powinna otwierać półpauza, nie dywiz.

 

rów­no­cze­sne­go życia ru­ma­ka, ry­ce­rza, Mi­ko­ła­ja i dzie­ci) → Brak kropki na końcu zdania.

 

- Ob­ser­wa­to­rem bę­dzie znany nam, panie, smok Zyg­munt… → Zamiast dywizu powinna być półpauza.

 

za­czę­li pró­bo­wać pry­wat­nych za­pa­sów mi­ko­ła­jo­wych… → …za­czę­li pró­bo­wać pry­wat­nych za­pa­sów Mi­ko­ła­jo­wych

 

w ko­lej­nym roku nie chciał pod­wyż­szyć sta­wek.) → …w ko­lej­nym roku nie chciał pod­wyż­szyć sta­wek).

Kropkę stawiamy po zamknięciu nawiasu. Ten błąd pojawia się kilkakrotnie.

 

Smok się uśmiech­nął → Brak kropki na końcu zdania.

 

Nie mi­nę­ła chwi­la, jak dziew­czyn­ka… → Nie mi­nę­ła chwi­la, gdy dziew­czyn­ka

 

–Jaką? → Brak spacji po półpauzie.

 

( “Do­pil­nu­ję, żeby wstał” – po­my­ślał koń. ) → “Do­pil­nu­ję, żeby wstał” – po­my­ślał koń.

Myślenia nie trzeba ujmować w nawias.

 

(”Muszę do­pie­ścić jego ego.” – wes­tchnął cicho koń. )– Muszę do­pie­ścić jego ego – wes­tchnął cicho koń.

 

włą­czył się do roz­mów ru­ma­ka z ry­ce­rzem: → …włą­czył się do roz­mowy ru­ma­ka z ry­ce­rzem:

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, miś przeprasza, że dopiero dzisiaj odpowiada. Umknął mu Twój komentarz, bo nie spodziewał się, że jeszcze ktoś przeczyta i skomentuje ten tekst. Dzięki za wyłapanie baboli. Miś zaraz weźmie się za usunięcie.

Musi też sprawdzić w necie, czy prawidłowo używa określenia babole. smiley

 

Poprawił tekst, jak umiał, według wskazań. Sprawdził, że babole w tekście to błędy i teraz go ciekawi źródłosłów.

Misiu, Miś nie ma za co przepraszać, bo nic się nie stało. ;)

Niezależnie od tego, co znajdziesz w internecie, tu, na naszym portalu, babole są po prostu babolami i tego określenia używasz prawidłowo. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, część tych baboli to ‘zasługa’ chochlika i w związku z tym miś przedstawi za tydzień: “Sposób na chochlika”, bo już ma pomysł, nie tylko tytuł. 

Rozumiem, Misiu, że skoro masz już pomysł i tytuł, pozostało tylko dobranie odpowiednich słów. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, słowa są, muszą się ‘dopasować’.

 

Przy okazji miś chce podziękować wszystkim UŻYTKOWNIKOM, którzy zaproponowali umieszczenie tego tekstu w bibliotece. Może miś dochrapie się tytułu magistra w UNFie i nie będzie wiecznym studentem.

Dziękuje też Monique.M za pierwsze gwiazdki. Bardzo to miłe.

Rozczuliło mnie to zdanie:

Mikołaj po takim wyjątkowym spełnieniu dziecinnych marzeń poczuł się młodszy o sto lat, co szczególnie doceniła Pani Mikołajowa, gdy wrócił.

Jak dobrze, że ktoś wreszcie pomyślał o Pani Mikołajowej :)))

Bardzo świąteczna historia, którą przeczytała, żeby się ochłodzić.

Pozdrawiam Misia :)

Malinko, bardzo to miłe, że dajesz witaminowy zastrzyk temu tekstowi. Może pożyje jeszcze chwilę, zanim znów spadnie w otchłań zapomnienia.

Nowa Fantastyka