- Opowiadanie: fanthomas - Pod obserwacją

Pod obserwacją

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Pod obserwacją

Kolejka w Biedronce ciągnęła się bez końca. Cały czas ktoś dochodził, odchodził i wychodził. Czułem, że wszyscy się na mnie gapią, jakbym zapomniał założyć spodni albo przyszedł w skarpetach i sandałach. Byli bardziej zainteresowani mną niż robieniem zakupów. Kiedy się odwracałem, udawali, że nie patrzą, ale już po chwili czułem ich palący wzrok na plecach. Jeszcze chwila i moja koszula stanęłaby w ogniu.

W końcu dopchałem się do kasjerki. Ona też jakoś dziwnie mi się przypatrywała.

– Na co się gapisz? – powiedział ktoś do niej. Po chwili zdałem sobie sprawę, że to ja. Odwróciła wzrok zmieszana i zajęła się przerzucaniem towarów z jednej strony na drugą z przerwami na pipanie.

Już miałem wyszeptać przeprosiny, gdyż zachowałem się co najmniej grubiańsko, ale wtedy dostrzegłem, że ochroniarz też mi się przygląda, jakbym coś ukradł. Zdenerwowałem się.

Czego chcesz, chłopie? Robię zakupy i płacę za nie jak normalny obywatel.

Przewiercał mnie wzrokiem, kiedy ładowałem zakupione przedmioty do plecaka. Już prawie opuściłem ten przybytek rozpusty zwany Biedronką, ale zaczepił mnie stojący przed wyjściem żul.

– Dej pan pintaka – powiedział.

Wykonałem skomplikowany ruch ręką, który miał oznaczać, że nie mam czasu i złapałem za uchwyt w drzwiach. Nagle poczułem ugryzienie. Żul wczepił się zębami w moje ramię. Jęknąłem z bólu i uderzyłem go pięścią w okolice skroni. Puścił mnie, zatoczył się, po czym zaczął wrzeszczeć. Od razu przybiegł ochroniarz z pretensjami skierowanymi w moim kierunku.

– Co pan zrobił temu biedakowi? – zapytał oburzony. – On krwawi.

– To moja krew. – Pokazałem na ramię, ale ugryzienie przypominało siniaka, więc się tym nie przejął. Kiedy pytał żula, czy na pewno wszystko z nim w porządku, opuściłem pospiesznie sklep. Nikt za mną nie poszedł, ani mnie nie wołał, więc stwierdziłem, że pewnie to ochroniarz stał się teraz głównym celem gryzącego po rękach szaleńca. Co ten alkohol robi z ludźmi?

Odetchnąłem z ulgą, kiedy wreszcie znalazłem się w swoim domu. Wypakowałem zakupy i schowałem część z nich do lodówki.

Po opatrzeniu rany na ramieniu, usiadłem do komputera i uruchomiłem przeglądarkę. Przejrzałem kilka stron opisujących przypadki wścieklizny u ludzi, ale nie poprawiło mi to humoru, wręcz przeciwnie. Ręka zaczęła mnie swędzieć, a przed oczami przelatywały mi mroczki. Odetchnąłem trzy razy i dla uspokojenia nerwów wszedłem na portal literacki 4Cham, na którym często publikuję teksty. Kiedy przeglądałem opowiadania, w oczy rzuciło mi się jedno z nich, o tytule „Incydent w Biedronce”. 

Przeczytałem całość i westchnąłem. Niesamowite, ktoś już zdążył opisać to, co mi się przytrafiło. Alkoholik rzucił się na klienta sklepu, a bohaterski ochroniarz stanął w jego obronie. Całości nadano konwencję fikcji literackiej, ale było oczywiste, że ktoś to widział i zaraz po powrocie do domu opisał ze szczegółami. Inny pisarz mieszkał w pobliżu, a na dodatek publikował na tym samym niszowym portalu literackim. Musiałem mieć się na baczności i unikać krępujących sytuacji, gdyż nie wiadomo ilu jeszcze grafomanów kręciło się po ulicach.

Następnego dnia zaraz po opuszczeniu mieszkania uważnie zlustrowałem okolicę. Dostrzegłem kilku żuli naprzeciwko i wolałem się do nich nie zbliżać, tak na wszelki wypadek, gdyby również mieli chęć kogoś ugryźć albo okazali się zakamuflowanymi pisarzami. Nie mogłem popełnić żadnego błędu.

Wsiadłem do autobusu. Dominował zapach perfum jakby ktoś wylał na siebie cały flakonik. Kierowca w jednej ręce trzymał telefon, w drugiej kanapkę, a trzecią prowadził. Już miałem zwrócić mu uwagę, ale nie chciałem prowokować kłótni. Wszyscy znów tak dziwnie mi się przypatrywali. Wśród pasażerów mógł kryć się jakiś pisarz albo reporter, który tylko czekał na jakąś aferę. Pech chciał, że nim spocząłem na wolnym miejscu, jakimś cudem zaplątałem się we własne nogi i runąłem na siedzącą obok kobietę. Moja głowa odbiła się od jej ogromnych piersi i spoczęła na podołku. Zapach jej perfum był tak intensywny, że myślałem, iż się uduszę. Szybko się odsunąłem i zmieszany rozejrzałem wkoło. Głupia pomyłka. Miałem nadzieję, że nikt się tym nie przejął.

Wysiadłem na najbliższym przystanku i pełen złych obaw wróciłem do domu. Ponownie zajrzałem na 4Chama i z trwogą odkryłem, że ktoś już opisał całe zdarzenie, a historię zatytułował „Incydent w autobusie”. W pojeździe musiał przebywać ten sam pisarz, co w Biedronce albo… ktoś z nim współpracował. To pewne, że taki grafoman musiał mieć wtyki w całym mieście i gdy tylko działo się coś interesującego, ludzie przesyłali mu informacje. Znowu padłem jego ofiarą. Musiałem jeszcze bardziej uważać. Wszyscy wokół mogli być potencjalnymi szpiegami.

Zasunąłem żaluzje w oknach i przestałem wychodzić z domu. Nikt mnie nie nakryje na żadnym głupim zdarzeniu! Sąsiedzi mogli też być w zmowie z tym opętanym moją osobą szaleńcem.

Zdarzył się jednak kolejny incydent. Kiedy wyciągałem z lodówki karton mleka przez przypadek zrzuciłem na podłogę słoik z sokiem pomarańczowym. Oczywiście się rozbił i to na drobne kawałki. Na szczęście w środku nie było za wiele napoju, więc jako oszczędna osoba przynajmniej pod tym względem nie ucierpiałem. Zrezygnowałem ze zlizywania resztek z podłogi i pozbierałem szkło.

Wtedy dopadło mnie wrażenie, że ktoś mnie obserwuje i zauważył, co się wydarzyło. Nikt z zewnątrz nie mógł mnie jednak podejrzeć, a drzwi zamknąłem na klucz, więc szybko odrzuciłem bezzasadne obawy.

Coś mnie jednak podkusiło, by sprawdzić, czy przypadkiem jakieś nowe opowiadanie nie wylądowało na 4Chamie.

Zszokowany od razu zauważyłem tytuł „Incydent przy lodówce”. Zawartość przekonała mnie, że moja paranoja miała solidne podstawy. Jakim cudem ten grafoman zdołał wszystko zaobserwować i opisać w tak krótkim czasie?

Ktoś szpiegował mnie nawet we własnym mieszkaniu. Gdzieś zapewne ukryto mikrokamery, których nigdy nie zdołałbym odszukać. Może nawet miałem kilka na sobie. Znalazłem się w pułapce. Cwany pisarz mógł śledzić każdy mój krok.

Przejrzałem jeszcze raz wrzucone przez niego teksty. Opisywał wszystko z niesamowitymi szczegółami, nawet to, o czym wtedy myślałem.

I nagle doznałem olśnienia. Odkryłem tożsamość nękającego mnie pisarza.

Był w moim domu.

W mojej głowie.

To byłem ja!

 

 

Koniec

Komentarze

Powiem ci, że niezłe. Zbudowałeś napięcie, klimat moim zdaniem trochę leżał, ale nie psuł zaciekawienia. Zakończenie dobre, niestety wiele pytań pozostało bez odpowiedzi. Dlaczego wszyscy się tak dziwnie patrzyli na głównego bohatera? Czemu wydawał się być kimś innym?

Właściwie resztę mogę wybaczyć, bo całość posługuje się taką, jakby bajkową konwencją. Jednak do klikarni nie pójdę, choć lekturę uważam za satysfakcjonującą. 

Pozdrawiam. 

Kiedy się odwracałem udawali,

Przecinek pomiędzy dwoma czasownikami. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Dzięki. Będę musiał w takim razie popracować nad tym klimatem. Bajkowa konwencja, hmm… Możliwe, choć zawsze się staram gdzieś wcisnąć w absurdo-surrealo-groteskę.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Zwróciwszy uwagę na relacje czasowe miedzy incydentami doszedłem do wniosku, że bohater obdarzony jest zdolnościami bilokacyjnymi i telekinetycznymi. Inaczej nie zamieściłby tekstu na portalu.

Tak “we w ogólności” całkiem przyjemny tekst.

Czytało się dobrze, ale chyba nie zrozumiałam. Jak pisał sam o sobie i nie wiedział o tym? Choroba psychiczna? I czemu ludzie się na niego gapili? No i te zdolności bilokacyjne wspomniane przez AdamaKB… chyba że miał zaniki pamięci?

Alkoholik rzucił się na klienta sklepu, a bohaterski ochroniarz stanął w jego obronie.

Brzmi jakby stanął w obronie klienta.

Dostrzegłem kilku żuli naprzeciwko i wolałem się do nich nie zbliżać, tak na wszelki wypadek, gdyby również mieli chęć kogoś ugryźć albo okazali się zakamuflowanymi pisarzami.

:D:D

Pech chciał, że nim spocząłem na wolnym miejscu,

Może po prostu "usiadłem"?

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Zatracał się w pisaniu, a potem o tym zapominał. Przy tak dziwnym i mało wiarygodnym narratorze jakiekolwiek inne rozwiązanie wydawało mi się nieodpowiednie, choć pierwotnie wystartowałem od pomysłu na obsesję bohatera, że ciągle go ktoś obserwuje i śledzącego go autora-psychofana, czyli dwóch szaleńców, ale w końcu zostałem przy jednym i ostatecznie wszystko działo się w jego głowie.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Osobliwy brak kontroli nad własnymi poczynaniami i zastanawiające nagłe olśnienie. ;)

 

i zła­pa­łem za uchwyt w drzwiach. → …i zła­pa­łem uchwyt w drzwiach.

 

przy­biegł ochro­niarz z pre­ten­sja­mi skie­ro­wa­ny­mi w moim kie­run­ku. → …przy­biegł ochro­niarz z pre­ten­sja­mi do mnie.

Pretensje można mieć do kogoś, nie w czyimś kierunku.

 

kiedy wresz­cie zna­la­złem się w swoim domu. → Zbędny zaimek.

 

i uru­cho­mi­łem prze­glą­dar­kę. Przej­rza­łem kilka stron… → Nie brzmi to najlepiej.

 

Ręka za­czę­ła mnie swę­dzieć, a przed ocza­mi prze­la­ty­wa­ły mi mrocz­ki. → Zbędne zaimki.

 

Wtedy do­pa­dło mnie wra­że­nie, że ktoś mnie ob­ser­wu­je i za­uwa­żył, co się wy­da­rzy­ło. Nikt z ze­wnątrz nie mógł mnie jed­nak po­dej­rzeć… → Czy wszystkie zaimki są konieczne?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Intrygujące :)

Tekst technicznie wymaga dopracowania, ale pomysł doskonały.

Sam pomysł (a to uwielbiam) super ciekawy. 

Bohater, prawdopodobnie w dzieciństwie (oczywiście tego tu nie ma) szedł z matką absolut-pijaczką “po chleb”, a dzieciaki i mieszkańcy się z niej, ale także z NIEGO śmiali. A wstyd, po głębokim usadowieniu się wewnątrz, nakazuje sądzić, że WSZYSCY PATRZĄ, wszyscy coś chcą, wszystkiego się czepiają, nieobecni pisarze opisują każdą sekundę życia – i to mu zostało.

Nie wiem, czy świadomie, ale ŚWIETNIE opisany psychiatryczny przypadek (moja skromna podpowiedź) – można tak dobrze rozpoczęte opowiadanie rozszerzyć o nowe wątki (co oni jemu naprawdę “w d” porobili), żeby na końcu przejść przez świst w rodzaju: Teraz ja się IM odwdzięczę!!

Ostatnie zdanie – ‘To byłem ja’, potwierdza, że po udowodnieniu głównie sąsiadom i tym, co dalej mieszkają, że JA mogę wszystko – pozostanie PRAWIE taki sam – To jestem Ja!

Pozdrawiam Fanthomasie.

LabinnaH

Obskurny dyżurny!

 

Czyżby split personality disorder, tak popularny w USA, wkraczał wreszcie pod strzechy w Polsce? :)

 

Napisane przyzwoicie, sam pomysł jest ciekawy i umiejętnie sączony.

 

Natomiast ten klimat podwórkowy jakoś mnie nie zachwyca. Ot, zgrzytająca, przaśna codzienność. Nie idzie to ani w wulgarność typu Blok Ekipa, ani absurd typu Trailer Park Boys, ani jakiś horror albo gore w przaśnym settingu. Trochę brakuje jakiegoś rysu, który by otoczeniu nadał charakteru. 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Miś przeczytał podejrzewając od połowy tekstu, że taki może być twist. Nauczono go na NF, że najlepiej, gdy tekst kończy się zaskakująco. Ucieszył się, gdy się okazało, że dobrze myślał. Dałeś misiowi możliwość podwyższenia jego samooceny. :)

Twist, który się tutaj pojawia nie wywołał we mnie jakiegoś zdziwienia. Tak naprawdę nie spodziewałem się go, ale nie dlatego, że był niespodziewany. Raczej czułem się jakby mi było wszystko jedno jak tekst się skończy.

Zaczynamy całość od dość stereotypowej scenki ze sklepu. Wbrew pozorom sytuacje nietypowe w sklepach są częstsze niż momenty nudy. Szczególnie jeśli rzadko tam chodzimy (przynajmniej w moim doświadczeniu) Stąd może być trudno zaciekawić czytelnika nadzwyczajnością kupowania czegoś w sklepie. Niestety, żyjemy w czasach, gdy realia już dawno wyprzedziły fikcję, nawet w kwestii absurdu. Niedobory kadr, agresja klientów, technologiczne usprawnienia godzące w relacje międzyludzkie. Współczesne sklepy to samopisząca się literatura.

 

Widzę, że zakupy służyły wprowadzeniu do tematu pisarstwa. Łączy się to wszechobecne pisarstwo z motywem fantastycznym, trochę na zasadzie “grubymi nićmi szyte”. Z powodzeniem dałoby się napisać bez fantastyki, jako zwykły utwór psychologiczny (tekst nie straciłby wiele).

 

 Na końcu pojawia się nieco wyświechtany motyw z cyklu “to wszystko fikcja była”, “wszyscy okazali się robotami”, “tak naprawdę nikogo tam nie było, to ja sam siedziałem w szafie i miałem halucynację”. Ta końcówka może i ma sens, ale zapewne miałaby podobny przy dowolnym tekście. Wydaje mi się, że to dość łatwy sposób wyjaśnienia fabuły.

 

Podsumowując. Czytając widzę połączenie kilku już ogranych motywów (w mojej ocenie), które próbują tworzyć nową jakość. To czy się udało, zależy już od odbioru danego czytelnika (nie widzę tutaj jakiegoś uniwersalnego powodu do negowania). Uważam, że tekst jest napisany czytelnie, co może umożliwić pozytywny odbiór innym czytelnikom. Tak więc potraktujmy mój komentarz jako bardziej subiektywna ocena, ale może przydatna. Wydaje mi się, że gdyby początek był mniej banalny, a końcówka pozbawiona “klasycznego zamykacza” pasującego do wszystkiego, byłoby znacznie lepiej ;)

Nowa Fantastyka