– Dobry wieczór, detektywie Moczarski. Witam w Pełnym Niesamowitości i Rozkoszy Magicznym Emporium Pana Przylepy, gdzie nie ma towaru, którym nie handlujemy, a zwykle nie ma także tego, którym handlujemy. Ja nazywam się Wei Ming, ale może mi pan mówić “Cukiereczku”.
– Przykro mi, ale jestem na diecie. Skąd zna pani moje nazwisko i nawyki żywieniowe? – spytałem podejrzliwie, zdejmując z głowy zmoczony deszczem kapelusz.
– Właśnie pan przyznał, że tak się pan nazywa, czyż nie? – odparła panna Ming, a jej rozciągnięte w uśmiechu do granic możliwości ludzkiej skóry kąciki ust nawet przy tym nie drgnęły.
– Oczywiście, przepraszam – powiedziałem, przeklinając w duchu własną głupotę. – Spaczenie zawodowe.
Dziewczyna, jak to często bywa w przypadku Azjatek, miała na oko jakieś piętnaście, może pięćdziesiąt lat. Biorąc pod uwagę fizjologiczną reakcję mojego organizmu, miałem nadzieję, że więcej niż piętnaście. Jej jędrne ciało, pełne krzywizn stożkowych o bardzo zachęcającym mimośrodzie, brutalną siłą wciśnięte zostało w zbyt małe qipao, przylegające do skóry panny Ming niczym próżniowe opakowanie. Nowoczesna wersja tradycyjnego chińskiego odzienia kończyła się tuż pod pośladkami dziewczyny, umożliwiając podziwianie smukłych i mocnych niczym marmurowe kolumny Partenonu nóg.
Widząc przed sobą taką piękność, chciało się zwyczajnie wstać i klaskać. Jednak, jako że już stałem, zamiast tego zdradziłem pomocnicy pana Przylepy prawdziwy powód przybycia oraz tej aliteracji:
– Niestety, panno Ming, nie jestem tu dla przyjemności. – Westchnąłem głęboko, zdejmując płaszcz. – Co oznacza, że sam pani widok można uznać za próbę utrudniania śledztwa. Badam sprawę śmierci jednej z państwa klientek, niejakiej panny Oktawii Prus, znanej w Internecie pod pseudonimem “Octoprussy”.
– To doprawdy tragiczny wypadek – ze smutkiem odparła panna Ming, pochylając z szacunkiem głowę.
Żal dziewczyny wydawał się szczery, dlatego postanowiłem zarzucić wędkę z okruchem tajemnicy śledztwa dyndającym na haczyku.
– Mamy powody przypuszczać, że to nie było samobójstwo – oznajmiłem.
– Naprawdę?! – Zszokowana Azjatka zakryła usta drobnymi dłońmi. – Nie sugeruje pan chyba, że została zamordowana?
– Dziś rano rozmawiałem z naszym patologiem. Jak tylko wytrzeźwiał i wrócił z meliny, dokładnie zbadał ciało ofiary. Jego zdaniem, pierwszych siedemnaście ciosów nożem rzeczywiście mogła sobie zadać sama. Jednak pozostałych czterdzieści sześć to już na pewno dzieło osób trzecich. Obawiam się – kontynuowałem cicho – że to robota profesjonalisty. A konkretniej – robota profesjonalisty. Człowiek nie byłby w stanie zadać tylu ciosów, w tak krótkim czasie. To byłby nowy rekord świata we wbijaniu ostrza w ludzkie ciało. I to pobity co najmniej o kilkanaście uderzeń na minutę.
– Ma pan oczywiście rację – zgodziła się dziewczyna. – Przecież od słynnej Masakry Wigilijnej Przy Stoisku Z Karpiami nikt się nawet do niego nie zbliżył.
– To tajemnicza sprawa – przytaknąłem. – Dlatego muszę zobaczyć się z szefem.
– Oczywiście, detektywie – ukłoniła się panna Ming. – Proszę za mną.
Asystentka odwróciła się i nie czekając na mnie pognała korytarzem. Podążyłem w ślad za nią. Pędziła jak Kubica, więc zwolniłem nieco, by mogła dotrzymać mi kroku.
Zbliżyliśmy się już do masywnych, bogato zdobionych podwójnych drzwi, gdy nagle wszystkie światła zgasły, pogrążając korytarz w egipskich ciemnościach. Brodząc w piasku i skarabeuszach panna Ming dotarła do panelu umieszczonego w ścianie i odsunęła go na bok. Moim oczom ukazało się sporych rozmiarów akwarium z elektrycznymi węgorzami. Asystentka pana Przylepy wcisnęła przycisk, a ściana po drugiej stronie zbiornika rozbłysła światłem. Zamrugałem kilkukrotnie, a gdy wzrok przyzwyczaił się do jasności dostrzegłem, że to telewizor wyświetlający rozgrywki rodzimej piłkarskiej ekstraklasy. Biedne stworzenia natychmiast zareagowały agresją, wytwarzając ogromne ilości energii. Lampy w korytarzu ponownie rozbłysły, a Ming zasłoniła panel.
– Czy to aby humanitarne? – zaniepokoiłem się.
– W drugiej połowie z reguły się wciągają – wyjaśniła.
Dziewczyna nacisnęła na mosiężne klamki i otworzyła przede mną drzwi do biura pana Przylepy.
Wei Ming jednym zwinnym ruchem zrzuciła z siebie obcisłe qipao, pozwalając piersiom swobodnie odetchnąć. Podeszła do stojaka po prawej stronie drzwi i chwyciła jedną ze znajdujących się tam tablic. Z umiarkowanym zainteresowaniem odprowadziłem ją wzrokiem, gdy jej pełna gracji sylwetka zanurkowała w basenie. Zdążyłem uchwycić napis na tablicy, który brzmiał: “SZEFIE, MA PAN GOŚCIA”.
Minęło zaledwie kilka sekund, gdy panna Ming wyłoniła się spod tafli, zarzuciła swe długie, czarne włosy do tyłu i wygładziła je rękoma. Chwyciła moją wyciągniętą dłoń i usadowiła kształtne pośladki na skraju basenu. Wspólnie obserwowaliśmy, jak lustro wody wybrzusza się, by po chwili napięcie powierzchniowe ustąpiło przed pokaźną głową pana Przylepy. Macka przerośniętej ośmiorniczki przylepiła się do podłogi tuż obok nas i przyciągnęła resztę cielska gospodarza Emporium. Pan Przylepa sięgnął kończynami po nową tablicę i pokaźnych rozmiarów mazak.
– STEFAN, TY STARY WRAKU – mówiła plansza. – TY JESZCZE ŻYJESZ? MAM OSIEM NÓG, ALE I TAK BYM NIE WSTAŁ PO TYM, CO OSTATNIM RAZEM ODSTAWIŁEŚ!
– Masz też mózg w każdym ramieniu, a i tak jesteś tępy jak meduza – odparłem.
Stary przyjaciel objął mnie w bardzo mokrym, łechczącym skórę uścisku. Lubił się przytulać, dlatego nazywali go Przylepa. Pewnie myśleliście, że to przez przyssawki? To byłby przecież gatunkizm.
– Co cię tu sprowadza, małpkoludzie?
Spojrzałem na niego z urazą. Przylepa doskonale wiedział, że nie lubiłem, gdy ktoś wypominał mi nałóg.
– Jestem tu służbowo, Przylepa – uciąłem to spoufalanie się. – W sprawie Oktawii Prus.
– Zawsze w pracy, co Stefan? Mam nadzieję, że Ming udało się chociaż oprowadzić cię po moim królestwie?
– Tak, pokazała mi wszystko. Jest na czym oko zawiesić.
– Uprzedzę twoje pytania, druhu – ciągnął głowonóg. – Moje prywatne śledztwo również wykazało, że Oktawię zamordowano. Wiem nawet, kto za to odpowiada!
Oczekiwałem w napięciu na wyznanie Przylepy. Nareszcie miałem rozwikłać sprawę, która zabrała mi dobrą godzinę życia.
– To prawdziwy wilk w owczej skórze! To… to… to… – Ośmiornica nie mogła się zebrać, by przekazać szokującą informację.
– Tak? Tak? Tak? – dopytywałem.
Jednak ciało Przylepy nagle zwiotczało i zsunęło się z powrotem do basenu. Ostatnim wysiłkiem chwycił jeszcze misę z krewetkami z rąk panny Ming i zabrał ją do swego wodnego grobu. Przynajmniej będzie miał przekąskę na drogę w zaświaty.
– Jest coś, co muszę panu wyznać, detektywie – powiedziała cicho dziewczyna, smutnym spojrzeniem obserwując sunące po wodzie koncentryczne kręgi, pod którymi spoczywał jej szef.
– Tak, to chyba odpowiedni moment – potwierdziłem.
– Przylepa i panna Oktawia mieli romans. Nielegalne nagranie jednego z ich spotkań trafiło do dystrybucji w Japonii. Szef wpadł w szał.
– Hmm, czy pani Prus miała kogoś wcześniej? Może to sprawka zazdrosnego byłego chłopaka? To tłumaczyłoby wyeliminowanie zarówno Oktawii, jak i Przylepy.
– Tego głowonoga? – Machnęła lekceważąco dłonią. – Ich namiętna miłość rozpoczęła się kilka miesięcy temu. Po takim czasie od stosunku ośmiornice umierają z głodu.
– Nie wiedziałem…
– Proszę się nie zadręczać. On też nie.
Panna Ming objęła mnie ramieniem, a bliskość jej krągłych piersi w skąpym bikini rzeczywiście wpływała na mnie kojąco. Nie ujmując niczego mojemu staremu przyjacielowi, w porównaniu z Wei Ming przytulał beznadziejnie. Brak przyssawek był tu zdecydowanym atutem.
– To ja, Przylepa, i dobrze o tym wiesz! – rozległ się nieznajomy głos za naszymi plecami. – O, szlag! Spóźniłem się!
Obróciliśmy się ostrożnie, by nie poślizgnąć się na mokrej posadzce. Przepisy BHP przede wszystkim. Przed nami zgromadziło się stado owiec. Na ich czele stał baran ze złotym łańcuchem na szyi.
– To Wielka Beeeeeka, słynny trójmiejski raper – szepnęła ze zgrozą panna Ming. – Mąż świętej pamięci Oktawii Prus.
– Teraz mi mówisz, że miała męża? – zapytałem z odrobiną urazy w głosie.
– To pan tu jest detektywem.
– Czy to ty zabiłeś Oktawię? – zapytałem, przenosząc wzrok z obrażonej dziewczyny na wkurzonego barana.
– Tak, panie Moczarski. Zdradziła mnie i musiała za to beeeeeknąć! – wyrzucił z siebie oficjalne przyznanie do winy Wielka Beeeeeka. – Co takiego miał ten mięczak, poza czterema dodatkowymi kończynami i ogromnym hektokotylusem?
– Ej, tu są damy! – Zainterweniowałem w imieniu panny Ming.
– Przepraszam, poniosło mnie.
– Nie szkodzi, to nerwowa sytuacja – zapewniłem. – Więc, jak to zrobiłeś? Wynająłeś wodoodporne roboty od mokrej roboty?
– Chodzę na siłownię i mogłem to zrobić osobiście! – żachnął się Wielka Beeeeeka. – Ale tylko po Nowym Roku. Wie pan, owczy pęd. Muszę jednak dbać o reputację. Lepiej kupić robota na czarnym rynku niż zostać czarną owcą.
– Więc kto? Kto zamordował “Octoprussy”?
– Nikt, panie detektywie – odparła jedna z owiec zza pleców Wielkiej Beeeeeki, po czym zrzuciła z siebie owcze futro i stanęła na dwóch nogach, dokonując transformacji w ponętną blondynkę z wytatuowaną na piersi ośmiorniczką..
– Skarbie? – zapytał skołowany baran.
– Uknułyśmy tę intrygę z panną Ming, aby cię sprawdzić, ty draniu! – Panna Oktawia wymierzyła oskarżycielski palec w rapera. – Twój tani robot rozpadł się na części, dusigroszu!
– To skąd wzięło się ciało w kostnicy? – zastanowiłem się głośno.
– Wyjęłam jakieś z lodówki pana Przylepy – odparła niezobowiązująco Ming, po czym zwróciła się do Oktawii: – Ale skoro jednak nic między wami nie było, to czemu Przylepa nie żyje?
Jak jedna istota nieokreślonego gatunku i płci zwróciliśmy wzrok w kierunku basenu. Okazało się, że był już pusty, a jedna ze ścian otworzyła się, ukazując wlot tunelu. Na dnie zbiornika wodoodpornym markerem napisano: POWODZENIA NASTĘPNYM RAZEM, STEFAN.
– I co teraz? – zapytałem panny Ming, spoglądając ze wzruszeniem za odjeżdżającą na Wielkiej Beeeeece Oktawią Prus.
– Teraz, panie detektywie, otrzyma pan nakaz rewizji. Osobistej.