- Opowiadanie: buburmusz - Cabernet Sauvignon

Cabernet Sauvignon

To mikroopowiadanie powstało bardzo szybko, jako odpowiedź  na wyzwanie. Myślę, że wyszło całkiem sympatyczne, ale chętnie poznam Wasze opinie.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Cabernet Sauvignon

Noc zaczęła się zwyczajnie – Słońce zaszło na zachodzie, na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, Księżyc skrył się za kosmykiem chmury, kury zasnęły na grzędach, a nietoperze wyleciały na żer. 

Hiacynta podeszła do swojego fotela i odkryła, że śpi na nim kot. Stała przez dłuższą chwilę patrząc na niego i zastanawiając się jak rozegrać tę nierówną walkę, która i tak skończy się tym, że kot z obrażonym spojrzeniem pójdzie położyć się gdzie indziej, nawet pomimo jej najszczerszych zapewnień, że przesunie go tylko odrobinę, a tak w ogóle to weźmie go na kolana i obdaruje milionem głasków. Niestety dobrymi chęciami wybrukowane jest kocie piekło, a Hiacynta nie miała serca zaburzać snu swojemu kociakowi. Westchnęła więc tylko i skierowała się ku kanapie. 

Usadowiła się wygodnie, otworzyła książkę, powąchała kartki, uśmiechnęła się wciągając w nos historię i zapach biblioteki i zagłębiła się w lekturę. 

Noc była ciepła, jak na końcówkę sierpnia przystało, a wiatr wpadał do pokoju przez otwarte okno i łagodnie muskał ją po twarzy. Wyjrzała przez okno. Było już ciemno, ale w mroku dało się dojrzeć sylwetki drzew i budynków, migotanie gwiazd i dalekie światła latarni. Zamknęła oczy. 

Lubiła mieszkać na odludziu, z dala od szumu miast, ale też gwaru wsi. Jej dom stał pomiędzy górą a rzeką, od najbliższego sąsiada dzielił ją piętnastominutowy spacer i bardzo jej to odpowiadało. Była sama, nie licząc kota i książek i nikt jej nigdy nie niepokoił.

Nagle usłyszała pukanie do drzwi. 

Kot podniósł łeb z fotela i wymienił spojrzenia z równie zaskoczoną Hiacyntą. Dziewczyna zmarszczyła brwi, spojrzała na zegar wiszący na ścianie po czym zmarszczyła je jeszcze bardziej, bo wskazówki pokazywały dwudziestą trzecią siedemnaście. Pukanie się powtórzyło. 

Hiacynta odłożyła książkę, owinęła się w koc i powoli podeszła do drzwi. Wyjrzała przez wizjer, ale zobaczyła jedynie ciemność. 

– Kto tam? – zapytała niepewnie. 

– Ojeju, bardzo proszę, niech mnie pani wpuści! – z drugiej strony drzwi Hiacynta usłyszała rozpaczliwy głos młodej kobiety.

– Słucham? Kim pani jest? Co się stało?

– Zepsuł mi się samochód i nie mam telefonu, potrzebuję zadzwonić po pomoc! Czy mogę wejść?

Hiacynta zastanowiła się chwilę. Zapaliła światło przed domem i wyjrzała jeszcze raz przez wizjer. Przed drzwiami stała faktycznie młoda kobieta, ze łzami w oczach, rozglądając się panicznie po okolicy i niemal teatralnie przygryzając paznokcie. 

– Dobrze – odpowiedziała po chwili Hiacynta. Otworzyła drzwi i pozwoliła nieznajomej wejść do środka. 

Kiedy tylko przekroczyła próg domu kobieta rzuciła się na Hiacyntę! Była od niej sporo niższa i drobniejsza, więc wyglądało to jakby maltańczyk próbował pogryźć dobermana, ale trzeba jej przyznać, że miała w sobie zawziętość i prawdziwą rządzę mordu. Całkiem jak maltańczyk. 

Hiacynta odskoczyła zaskoczona, a jej napastniczka nieprzygotowana na szybkość, z jaką poruszała się jej ofiara wpadła z całym impetem w regał z książkami. Hiacynta przewróciła oczami na myśl, że znowu będzie musiała je układać zgodnie z swoim zawiłym systemem. Kot usiadł na oparciu fotela i z uwagą obserwował całe zajście, od czasu do czasu ziewając.

Dziewczyna wygramoliła się ze sterty książek i syknęłą na Hiacyntę, która stała teraz na przeciwko niej, uzbrojona w krzesło. Coś jej tu nie pasowało. Znała to syknięcie! Na chwilę opuściła krzesło-tarczę i przyjrzała się swojej przeciwniczce. No jasne! 

– Klara? – zapytała Hiacynta z niedowierzaniem. Dziewczyna zrobiła głupią minę, zastygła w miejscu na chwilę wpatrując się w Hiacyntę, po czym opadła na książki i schowała twarz w dłoniach. Hiacynta odstawiła krzesło na miejsce i usiadła na nim. – Co do diabła? – spytała patrząc wymownie na Klarę.

– Ja, no, nie wiedziałam, że to twój dom… sorki, nie poznałam cię w tym kocu – odpowiedziała Klara powoli wstając, ze wzrokiem wbitym w ziemię. – Strasznie mi głupio, nie mów nikomu, ok?

Hiacynta machnęła ręką.

– Nie mam już z nikim kontaktu, nie martw się. 

– Jak to? – zdziwiła się Klara. – Z nikim z całego Bractwa?

– Wiesz, jak żyjesz tyle lat co ja i wciąż należysz do związku wampirów, który tytułuje się “bractwem” to dochodzi do ciebie, że stać cię na lepsze towarzystwo. Albo jak się okazuje – jego brak. 

– I tak całkiem sama jesteś? Nie boisz się, że ludzie cię namierzą?

– Nie boję się. Jestem ostrożna.

Klara westchnęła, podrapała się po nosie i usiadła na krześle obok Hiacynty.

– Ja muszę być bardziej ostrożna. No nie… nie mam szczęścia. Najpierw mnie pogonili z mojej wsi, teraz trafiłam na ciebie zamiast na człowieka.

– Nie przejmuj się, to się zdarza. Mam coś, co poprawi Ci humor.

– Krew? – zapytała z nadzieją w głosie Klara. Hiacynta przytaknęła. 

– Rocznik 1970, od lokalnego farmera – Hiacynta zdjęła butelkę z czerwonym płynem z półki nad kominkiem, odkorkowała ją i powąchała z satysfakcją.

– 1970, dobry rok…

– Dobry. Skończyłam wtedy… ah, nie ważne ile lat. No, bierz, skosztuj.

– Mmm, niezłe, faktycznie.

– A nie mówiłam? Lokalne najlepsze. A jaki kolor!

– Niczym Cabernet Sauvignon.

 

Koniec

Komentarze

Hej. Świetnie się to zaczyna, bardzo mi się podoba ta nieśpieszna scenka z czilującą sobie wieczorową porą Hiacyntą i jej kotem. To jest bardzo ładnie i nastrojowo napisane.

Potem wpada Klara, temat zbacza w stronę wampirzą, w finale pojawia się skojarzenie krew-wino, które, umówmy się, do najoryginalniejszych nie należy, czar trochę pryska i zostałem z niedosytem. 

 

wskazówki pokazywały dwudziestą trzecią siedemnaście – no i siedzę i się zastanawiam, czy to możliwe? 24 godzinna tarcza?

 

Mam coś, co poprawi Ci humor. – tu lepiej “ci”, bo to nie email do Klary :)

Pierwsza połowa – fajne, czuć luz blues.

A potem już nie za bardzo. Klara nie zorientowała się, że odwiedza inną wampirzycę? Niby nie istnieje jakiś wampirzy kanon, ale odczuwam tu pewien dysonans. Wampir – łowca, drapieżca, powinien posiadać taką umiejętność.

I ta karafka nad kominkiem… Krew w lodówce się trzyma, uwierz mi, że nawet po dodaniu płynów konserwujących, w temperaturze pokojowej po kilku godzinach krew po prostu cuchnie. W lodówce śmierdzi po kilku miesiącach dopiero. I zamienia się w galaretkę.

Reasumując – mało wampirze te wampiry.

Zgadzam się z poprzednikami. Widać, że umiesz pisać i że nieźle wychodzą ci opisy nastroju, klimatu, codziennych czynności. Potencjał komiczny w scenie spotkania dwóch wampirzyc, które się nie rozpoznają, też jest. Ale pomysł fantastyczny jest tu najsłabszą częścią tekstu, moim zdaniem.

ninedin.home.blog

Żeby nie powtarzać tego, co napisali moi “przedkomentujący”, mogę dodać od siebie:

 

Była sama, nie licząc kota i książek i nikt jej nigdy nie niepokoił.

uśmiechnęła się wciągając w nos historię i zapach biblioteki i zagłębiła się w lekturę. 

Przyczepiłbym się do dwóch “i” w takiej bliskości w jednym zdaniu. Może jakoś inaczej? “po czym zagłębiła się w lekturę”, “więc nikt jej nigdy nie niepokoił” etc.

 

Nie przyszło mi do głowy to z psującą się krwią, ale faktycznie, dobrze by to jakoś wytłumaczyć. Jakiś wampirzy sposób konserwacji krwi, by nie psuła się w butelce?

 

Ale jedno powtórzyć mogę: masz talent, tekst mi się podobał :)

Dziewczyna wygramoliła się ze sterty książek i syknęłą na Hiacyntę,

ah, nie ważne ile lat. ---> ach, nieważne ( w tym zastosowaniu)

<>

Trafiła kosa na kamień… Znaczy, swój na swego.

Dość sympatyczne, pomimo wampirzyc.

I plus za kota…

Misiowi się podobało mimo braków wskazanych przez przedpiśców. Może jeszcze drobiazgi:

Hiacynta odskoczyła zaskoczona, a jej napastniczka nieprzygotowana na szybkość, z jaką poruszała się jej ofiara przecinek wpadła z całym impetem w regał z książkami.

– Wiesz, jak żyjesz tyle lat co ja i wciąż należysz do związku wampirów, który tytułuje się “bractwem”… ← miś zrezygnowałby z tego infodumpu

Całość sympatyczna, uśmiechnęła.

Hej,

 

lekka, miła historia. Drobny twist na koniec być może zagrałby lepiej, gdyby nieoczekiwanym gościem był jakiś osiłek, udający staruszka i kryjący się np. w obszernym płaszczu (żeby nie było widać jak jest ogromny). Krew w kolorze wina mogłaby się polać z rozpłatanego gardła napastnika, a bohaterka mogłaby się rozkoszować trunkiem w towarzystwie kota. Ale to ja i moje pomysły :)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Cześć, tu Twój wtorkowy dyżurny :)

 

Powiem tak – dostrzegam potencjał, widać u Ciebie swobodę w posługiwaniu się słowem. Owszem, popełniasz błędy (w części wykazane przez moich przedmówców), ale nie jest to nic, czego nie dałoby się łatwo wyeliminować. Wystarczy odrobina chęci ;) Na pewno musisz zwracać uwagę na nadmierne używanie “i”, na szwankującą interpunkcję oraz powtórzenia.

Co do warstwy fabularnej – cóż, “metraż” krótki, to i niełatwo jest czytelnika zachwycić. Mnie nie zachwyciłaś, ale i nie rozczarowałaś w stopniu, który wywołałby rozgoryczenie. Wiesz, zawsze z obawą podchodzi się do pierwszego tekstu nowego użytkownika, a tutaj, jak wspomniałem wyżej, warstwa techniczna mnie nie odrzuciła, a po lekturze mogę powiedzieć: Okej, przeczytałem bez bólu. Jasne, że mogłabyś tutaj bardziej zniuansować historię, nieco ją wydłużyć, dodać jakąś mocną puentę, pobawić się przesłaniem. To nie ulega wątpliwości. Na pewno też nieco kłuje w oczy łatwość, z jaką zignorowałaś aspekt psującej się krwi – mogłaś to wyjaśnić w absolutnie najfantastyczniejszy sposób na świecie, a jednak tego poniechałaś, co może budzić i budzi uzasadnione obiekcje.

Główna bohaterka całkiem w moim typie, chociaż ja raczej bym nie otworzył – przerywanie lektury dobrej książki to zbrodnia :)

 

Z pozdrowieniami,

fmsduval

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Dziękuję za wszystkie Wasze uwagi, bardzo je doceniam :)

 

W kwestii popełnienia niedopatrzenia w temacie ciepłej krwi – myślę, że w tak krótkim tekście nie ma to większego znaczenia, bo tło historii w zasadzie nie istnieje. Może butelka z krwią została wyjęta dziesięć minut wcześniej z lodówki? Nikt tego nie wie :) Podobnie podchodzę do niekompetencji wampirzycy – może jest na tyle nierozgarnięta, że przeoczyła oczywiste znaki sugerujące naturę jej niedoszłej ofiary. Mamy za mało danych.

 

Z banalnością porównania krew-wino oczywiście się zgadzam. Z problemem interpunkcyjnym również ;) 

I have loved the stars too fondly to be fearful of the night

Nie porwało, ale czytało się miło. Szkoda tylko, że wykonanie pozostawia tak wiele do życzenia.

 

Noc za­czę­ła się zwy­czaj­nie – Słoń­ce za­szło na za­cho­dzie, na nie­bie po­ja­wi­ły się pierw­sze gwiaz­dy, Księ­życ skrył się za ko­smy­kiem chmu­ry… → Noc za­czę­ła się zwy­czaj­nie – słoń­ce za­szło na za­cho­dzie, na nie­bie po­ja­wi­ły się pierw­sze gwiaz­dy, księ­życ skrył się za ko­smy­kiem chmu­ry

https://sjp.pwn.pl/szukaj/s%C5%82o%C5%84ce.html

https://sjp.pwn.pl/szukaj/ksi%C4%99%C5%BCyc.html

 

i za­głę­bi­ła się w lek­tu­rę. → …i za­głę­bi­ła się w lek­tu­rze

 

otwar­te okno i ła­god­nie mu­skał ją po twa­rzy. Wyj­rza­ła przez okno. → Powtórzenie.

 

Kot pod­niósł łeb z fo­te­la… → Czy dobrze rozumiem, że kot miał łeb z fotela?

 

owi­nę­ła się w koc… → …owi­nę­ła się kocem

 

– Ojeju, bar­dzo pro­szę, niech mnie pani wpu­ści! – z dru­giej stro­ny drzwi→ – Ojeju, bar­dzo pro­szę, niech mnie pani wpu­ści! – Z dru­giej stro­ny drzwi

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

ukła­dać zgod­nie z swoim za­wi­łym sys­te­mem. → …ukła­dać zgod­nie ze swoim za­wi­łym sys­te­mem.

 

wy­gra­mo­li­ła się ze ster­ty ksią­żek i syk­nę­łą na Hia­cyn­tę, która stała teraz na prze­ciw­ko niej… →

wy­gra­mo­li­ła się ze ster­ty ksią­żek i syk­nę­ła na Hia­cyn­tę, która stała teraz naprze­ciw­ko niej

 

Mam coś, co po­pra­wi Ci humor.Mam coś, co po­pra­wi ci humor.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

– Rocz­nik 1970, od lo­kal­ne­go far­me­ra– Rocz­nik tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty, od lo­kal­ne­go far­me­ra.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

– Dobry. Skoń­czy­łam wtedy… ah, nie ważne ile lat. → – Dobry. Skoń­czy­łam wtedy… ach, nieważne ile lat.

Ah to symbol amperogodziny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Całkiem sympatyczna scenka, choć fabuły nie ma za wiele. Te wampiry mogłyby być zupełnie w porządku, gdyby nie pewna drobnostka, że zabijają ludzi.

Zacznę od PRZEPRASZAM, bo, mogąc się narazić, trzeba dać sobie szansę złagodzenia urazów:

Czy jakiś czas temu (jestem tu od 23.08.2022 r.) nie czytałem juź (przypadkiem) tego opowiadania…? Pytam, bo pamięć nawet młodego (i przystojnego) – jest czasem bezczelnie kłamiąca…!

LabinnaH

Ale wsypa – podświadomość wcześniej wiedziała, że chyba coś ‘kombinuję’ i nakazała słowo PRZEPRASZAM. Stronki tutaj – OCZYWIŚCIE SAME (bez mojej opieki) przewrociły się i wcisnęly mi tę sytuacyjkę.

Al is O.K.

LabinnaH

OK, scenka. Nastrojowy początek i szybka końcówka. Jak dla mnie – kontrast między nimi wyszedł z byt duży, rozłożyłabym akcenty równiej, ale mogę się mylić.

prawdziwą rządzę mordu.

Sprawdź w słowniku, co znaczy “rządzę”. Możesz się zdziwić.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka