- Opowiadanie: OldGuard - Kolejne 365 dni [Oldguard vs Zanais]

Kolejne 365 dni [Oldguard vs Zanais]

Temat: „Wę­drów­ki duszy po po­strza­le z kuszy”

Ter­min gło­so­wa­nia: 23.59  05.09

Limit: 10k zna­ków

Link do te­ma­tu po­je­dyn­ko­we­go:  Tutaj gło­su­je­my

Link do opo­wia­da­nia kon­ku­ren­cyj­ne­go: Opo­wia­dan­ko 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Kolejne 365 dni [Oldguard vs Zanais]

Świa­tło ulicz­nej la­tar­ni bez­sku­tecz­nie pró­bu­je prze­drzeć się przez za­sło­nię­te ko­ta­ra­mi okna. Nie ma szans, zresz­tą to, co się tutaj wy­da­rzy, musi po­zo­stać w pół­mro­ku.

Po­wie­trze w po­ko­ju jest cięż­kie od kurzu, który wznie­ci­ły nasze buty: moje stare i zno­szo­ne, jego – lśnią­ce no­wo­ścią, jesz­cze do­brze nie­roz­cho­dzo­ne. Nawet teraz, gdy w końcu sto­imy w bez­ru­chu, czuję, jak w po­ko­ju wi­ru­ją dro­bin­ki kurzu, draż­niąc moje noz­drza i osa­dza­jąc się w głę­bo­kich bruz­dach wokół oczu.

Od­li­cza­nie roz­po­czę­ło się przed pa­ro­ma mi­nu­ta­mi. A może kil­ku­na­sto­ma? Nie je­stem pe­wien, jak długo już tak sto­imy, mie­rząc się wzro­kiem. Czas pły­nie ina­czej, gdy czło­wiek zna go­dzi­nę śmier­ci. W takim razie po­wi­nie­nem stwier­dzić, że od­li­cza­nie za­czę­ło się przed ro­kiem. Albo jesz­cze wcze­śniej – gdy po­wsta­li­śmy.

Ja od­dy­cham cięż­ko, on tylko pa­trzy na mnie chłod­ny­mi ocza­mi bez śladu emo­cji. To prze­kleń­stwo: od­gry­wać cią­gle te same role w sztu­ce bez wi­dzów. Nie wiem, czy współ­czu­ję sobie, jemu, moim po­przed­ni­kom, czy tym, któ­rzy przyj­dą po nas, ale nie­dłu­go nie bę­dzie to mieć żad­ne­go zna­cze­nia.

Ostat­ni raz byłem w tym po­ko­ju dwa­na­ście mie­się­cy temu. To tutaj wszyst­ko się za­czę­ło i tutaj się za­koń­czy. Przed ro­kiem także wznie­ci­łem pod­ło­go­wy kurz, sta­ną­łem na­prze­ciw­ko swo­je­go part­ne­ra i mie­rzy­łem go wzro­kiem, by do­kład­nie o pół­no­cy po­cią­gnąć spust sta­rej, wy­słu­żo­nej broni i wy­słać go w ni­cość.

Nagle mój to­wa­rzysz prze­ry­wa ciszę:

– Boisz się?

Trud­no żebym się nie bał, gdy po jego stro­nie są wszyst­kie ar­gu­men­ty: mło­dość i re­gu­ły wszech­świa­ta. Zdzi­wi­ło mnie jed­nak to py­ta­nie, nie pa­mię­tam, aby padło przed ro­kiem. Nie pa­mię­tam, abym je wtedy zadał.

– Znam swoją rolę – od­po­wia­dam. – Ty też ją znasz.

Mój to­wa­rzysz kiwa w za­my­śle­niu głową i sięga po le­żą­cą na stole kuszę. Starą, za­rdze­wia­łą, ale nadal śmier­tel­nie nie­bez­piecz­ną. Waży ją w dłoni, gła­dzi opusz­ką palca cię­ci­wę. Po­dob­no kie­dyś leżał tutaj kla­sycz­ny ga­stra­fe­tes, pa­mię­ta­ją­cy jesz­cze czasy na­sze­go Ojca Za­ło­ży­cie­la, ale był zbyt nie­po­ręcz­ny i za­mie­nio­no go na broń ła­twiej­szą w ob­słu­dze. Ta też speł­nia swoją rolę, czyli koń­czy naszą po­dróż.

– Znam i się boję – mówi po chwi­li mil­cze­nia.

Nie po­do­ba mi się to. Je­stem pe­wien, że coś ta­kie­go nie zo­sta­ło po­wie­dzia­ne nigdy wcze­śniej. Gdyby było ina­czej, mógł­bym nie stać teraz w tym miej­scu. Ba, mo­gło­by wcale nie być tego miej­sca. Nie po­win­no się igrać z cza­sem. Chcę mu to po­wie­dzieć, pod­kre­ślić cel na­sze­go ist­nie­nia, ale za­miast tego pytam, tro­chę wbrew sobie:

– Czego?

Tym razem to on wy­da­je się za­sko­czo­ny. Zwle­ka z od­po­wie­dzią, a ja za­czy­nam się nie­cier­pli­wić. Mój czas się kur­czy, czuję każdą upły­wa­ją­cą se­kun­dę. Liczę je w my­ślach: raz, dwa, trzy… Przy dzie­sią­tej w końcu nie wy­trzy­mu­ję i po­na­wiam py­ta­nie:

– Czego? Czego się boisz?

– Życia.

Uno­szę w zdzi­wie­niu brwi, ale on tego nie widzi w pa­nu­ją­cym pół­mro­ku. Coraz bar­dziej nie po­do­ba mi się kie­ru­nek, w któ­rym zmie­rza roz­mo­wa i jed­no­cze­śnie chcę wie­dzieć wię­cej.

– Życia? – pytam.

– Tak. – Od­po­wiedź jest pra­wie na­tych­mia­sto­wa. – Tego, że mi się spodo­ba.

Do­sko­na­le wiem, co ma na myśli. Wi­dzia­łem trzy­sta sześć­dzie­siąt pięć wscho­dów słoń­ca i chęt­nie zo­ba­czył­bym trzy­sta sześć­dzie­sią­ty szó­sty. Wdy­cha­łem woń ma­jo­wych kwia­tów i od­dał­bym wiele, aby jesz­cze raz za­cią­gnąć się ich za­pa­chem. Sto­jąc w tym miej­scu, na kwa­drans przed śmier­cią, za­tę­sk­ni­łem nawet za zi­mo­wym mro­zem prze­ni­ka­ją­cym aż do kości i ogłu­sza­ją­cym hu­kiem burzy.

Nagle zdaję sobie spra­wę, że już nie współ­czu­ję mo­je­mu part­ne­ro­wi. Współ­czu­ję przede wszyst­kim sobie, a jemu za­zdrosz­czę, że ma przed sobą nową, czy­stą kartę. To nie­bez­piecz­ne uczu­cie, nie chcę, żeby to­wa­rzy­szy­ło mi w ostat­nich chwi­lach.

Robię krok w jego stro­nę, a on nie­spo­dzie­wa­nie pod­no­si kuszę i ce­lu­je we mnie. To in­stynkt – wiem, że po­stą­pił­bym tak samo.

Robię jed­nak ko­lej­ny krok, świa­do­mie wy­cho­dząc poza sche­mat. Grot bełtu znaj­du­je się teraz za­le­d­wie kil­ka­na­ście cen­ty­me­trów od mo­je­go serca. Lekko się po­ru­sza, bo ręka, która go trzy­ma, drży. Prze­no­szę wzrok na to­wa­rzy­sza. Z tak nie­wiel­kiej od­le­gło­ści mogę mu się le­piej przyj­rzeć. Po­strze­gam to, co wi­dzia­łem wcze­śniej, w chwi­li, gdy spo­tka­li­śmy się przed nie­speł­na go­dzi­ną, z zu­peł­nie nowej per­spek­ty­wy.

To jesz­cze chło­pak, le­d­wie wkro­czył w do­ro­słość. Rzad­ki za­rost po­kry­wa ru­mia­ne po­licz­ki, a jasne włosy opa­da­ją na gład­kie czoło. Czas nie na­zna­czył go jesz­cze zmarszcz­ka­mi i si­wi­zną, ale nic nie trwa wiecz­nie. Sam jesz­cze nie­daw­no po­cie­ra­łem swę­dzą­cą skórę nie­przy­zwy­cza­jo­ną do szcze­ci­ny, którą chcia­łem na­zy­wać brodą, i od­gar­nia­łem nie­sfor­ne ko­smy­ki opa­da­ją­ce na oczy. Teraz broda sięga mi aż do pier­si, a na gło­wie zo­sta­ło za­le­d­wie kilka li­chych ko­smy­ków.

Nie je­stem jed­nak za­sko­czo­ny jego wie­kiem, po­nie­waż wszy­scy młodo za­czy­na­li­śmy, ale ude­rza mnie coś in­ne­go. W tych mło­dzień­czych ry­sach do­strze­gam wy­ide­ali­zo­wa­ną wer­sję sa­me­go sie­bie. Nie cho­dzi mi o wy­gląd ze­wnętrz­ny, bo ten jest oczy­wi­sty – w za­ło­że­niu je­ste­śmy pra­wie tacy sami, róż­ni­my się za­le­d­wie szcze­gó­ła­mi – ale o coś znacz­nie mniej na­ma­cal­ne­go. To, co wcze­śniej bra­łem za chłód, jest de­ter­mi­na­cją, a jeśli jest taki, jakim chciał­bym być, to znam jego cel. I nie mogę do­pu­ścić, aby go osią­gnął.

Wy­cią­gam rękę w stro­nę kuszy i przez chwi­lę boję się, że wy­strze­li. Dziw­ne, my­śla­łem, że po­go­dzi­łem się ze śmier­cią już dawno – dwa­na­ście mie­się­cy temu, gdy sam ją za­da­łem – ale teraz nie chciał­bym odejść po przy­pad­ko­wym wy­strza­le. Mój to­wa­rzysz jed­nak nie re­agu­je na ten ruch, ale nawet w za­le­ga­ją­cym pół­mro­ku mogę zo­ba­czyć po­bie­la­łe kost­ki jego dłoni, gdy mocno trzy­ma broń.

– Daj mi ją – mówię. – Zro­bię to za cie­bie.

Widzę, że się waha, a ja nie znam słów, któ­ry­mi mógł­bym go prze­ko­nać. Wiem jed­nak, że słowa nie są tutaj po­trzeb­ne. Je­że­li jest lep­szą wer­sją mnie, nie bę­dzie chciał dźwi­gać ta­kie­go ba­la­stu, jakim jest za­bi­cie dru­giej isto­ty. Je­że­li zaś po­my­li­łem się co do niego, to nie ma teraz więk­sze­go zna­cze­nia, co się sta­nie.

– Pro­szę – mówię tylko. – Po­zwól mi to zro­bić.

Mięk­nie i opusz­cza broń, a na­stęp­nie wolno prze­ka­zu­je ją na moje ręce. Zna­jo­my cię­żar i wy­tar­te do gład­ko­ści drew­no wy­wo­łu­ją falę mie­sza­nych uczuć. Przy­po­mi­nam sobie mo­ment sprzed roku, gdy wy­pusz­czo­ny prze­ze mnie bełt tra­fił pro­sto w serce mo­je­go po­przed­ni­ka. Wie­dzia­łem, że tak trze­ba, ale po­mi­mo tego czu­łem wy­rzu­ty su­mie­nia. Te jed­nak zo­sta­ły dość szyb­ko za­głu­szo­ne przez stycz­nio­wy mróz, gdy tylko opu­ści­łem pokój. Z każ­dym dniem przy­kre wspo­mnie­nia bla­kły, a ja od­kry­wa­łem coraz wię­cej uro­ków życia. Byłem cał­ko­wi­cie prze­ko­na­ny, że teraz bę­dzie po­dob­nie.

Mój to­wa­rzysz uśmie­cha się do mnie z wdzięcz­no­ścią, wręcz tro­chę na­iw­nie. Nie mogę się temu dzi­wić, bo prze­cież nie miał jesz­cze oka­zji nabyć do­świad­cze­nia. I nie bę­dzie miał.

Szyb­kim ru­chem, po­dob­nym do tego sprzed roku, ale zde­cy­do­wa­nie pew­niej­szym, opie­ram kuszę o ramię i na­ci­skam spust. Naj­wyż­sza pora, po­nie­waż ko­ściel­ny zegar za­czął już wy­bi­jać pół­noc.

Strzał jest czy­sty, a mój part­ner roz­pły­wa się w po­wie­trzu zanim jesz­cze jego mar­twe ciało zdąży do­tknąć pod­ło­gi. Mam wra­że­nie, że wraz z nim umar­ła także cząst­ka mnie, ta nie­wiel­ka odro­bi­na czło­wie­czeń­stwa, która osta­ła się po­przed­nim razem. I cho­ciaż od­czu­wam pust­kę, to już wkrót­ce wy­peł­nią ją ob­ra­zy ze świa­ta, ulu­bio­ne smaki i za­pa­chy. Mam ko­lej­ne trzy­sta sześć­dzie­siąt pięć dni, aby zde­cy­do­wać co dalej. Praw­do­po­dob­nie je mam, bo nie wiem do końca, jakie kon­se­kwen­cje po­cią­gnie za sobą mój ruch.

Teraz nie ma to jed­nak żad­ne­go zna­cze­nia. Od­kładam kuszę na stół i opusz­czam pokój. Na ze­wnątrz czeka na mnie no­wo­rocz­ny mróz, który szczy­pie zim­ny­mi pa­lu­cha­mi każdy od­sło­nię­ty ka­wa­łek skóry. I cho­ciaż od razu za­czy­nam szczę­kać zę­ba­mi, to uśmie­cham się sze­ro­ko w stro­nę roz­gwież­dżo­ne­go nieba.

Wiem, że żyję.

Koniec

Komentarze

Zacznijmy od słonia na środku pokoju: naprawdę, przez pierwsze parę akapitów tylko czekałam, kiedy będzie romans. (Zwłaszcza kiedy okazało się, że mamy do czynienia z dwójką panów… no co, trzeba było wybrać inny tytuł!)

Koncepcyjnie bardzo mi się spodobało. Nie jest wyjaśnione, o co tak naprawdę chodzi, ale to w ogóle nie przeszkadza. Jeśli coś przeszkadzało, to, niestety, zakończenie. Pod koniec liczyłam tylko w duchu na to, aby nie skończyło się właśnie w taki najprostszy sposób. Może i najbardziej prawdopodobny, ale jednak rozczarowujący. No ale dobra, to takie moje kapryszenie. :P Dylematy obu postaci odmalowane w bardzo przekonujący, przejmujący sposób.

Technicznie cacy. Czytało się gładko i pochłonęłam na raz.

deviantart.com/sil-vah

O, świetne. Bardzo, bardzo mi się podobało. Choć fabuła i finał jest do odgadnięcia, nie jest to dla mnie problemem – klimat i kreacja postaci, wiarygodnej w swoim strachu przed śmiercią i człowieczeństwie (czy okrucieństwo i perfidia nie są jego częścią?) sprawiają, że lektura była bardzo przyjemna i satysfakcjonująca. Bardzo dobry tekst.

ninedin.home.blog

Dobra kreacja postaci, świetnie oddałeś/aś emocje, szczególnie tego starszego egzemplarza. Klimacik też niczego sobie. Czytało się dobrze, podobało mi się, choć zaraz trochę pomarudzę ;) Finał mnie się nie wydawał oczywisty, mogło się skończyć zupełnie inaczej, więc… czekałam ;)

Fabularnie… ja z tych, co to lubią widzieć, gdzie są i co się dzieje. I trochę też jest tak, że im bardziej tajemniczy tekst, tym bardziej staram się zrozumieć, o co biega ;)

Początkowo wydawało mi się, że opisujesz piekło, choćby z uwagi na temat pojedynku, ale jest w opku parę rzeczy, które temu przeczą. Młody nie zna życia, boi się, że mu się spodoba. Stary wspomina, że wszystko zaczęło się, gdy powstali. Wygląda, jakby zostali stworzeni tylko dla tej jednej chwili.

Można tekst potraktować metaforycznie, ale jeśli tak jest, to nie do końca potrafię tę metaforę odczytać.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Powietrze w pokoju jest ciężkie od kurzu, które wznieciły

Interesujące, chociaż potykasz się językowo.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Interesujący pomysł, ale będę marudzić, że połowicznie uciekł pojedynkowy motyw. Strzał z kuszy miał miejsce, ale dusza została, gdzie była.

I co dalej? Czy narrator aby na pewno dożyje następnego starcia, skoro tak się postarzał przez rok? Jaki wpływ to oszustwo ma na świat?

Dość statyczny tekst.

Babska logika rządzi!

Domyślałam się, że chodziło o Nowi i Stary Rok. Ale – skoro do konfrontacji staje młodzian z wąsem, to gdzie się podziewał do tego czasu? Hmm…

Zgrzytnęło troszkę:

Powietrze w pokoju jest ciężkie od kurzu, które wznieciły nasze buty

Poza tym pięknie napisane. Przewrotny tytuł :) Zagłosuję na konkurenta tylko dlatego, że zabrakło wędrowania duszy.

Pozdrawiam :)

Em, tego… Faktycznie, “Konie” tym razem nie wjechały. 

Nie będę kłamał, mam dylemat. 

 

KOLEJNE 365 DNI:  napisane nieco lepiej, w takim “pisarskim” klimacie. Zagadka w sumie nie jest trudna do rozszyfrowania, ale czyta się bardzo przyzwoicie. Nie wiem co prawda, czy taki abstrakt jak “rok” jest duszą/posiada takową, niemniej jest to chyba niezbyt istotne przy ocenie obu tekstów. Ciężki klimat, w sumie dość podły podstęp bohatera, no jak nic pasuje mi na 2019 ;)

 

BABCI GIENI PROBLEMY POŚMIERTNE: zabawne, z prostym, miejscami wręcz niewyszukanym humorem. Mimo wszystko muszę przyznać, że trafiło do mnie dość mocno, bo kilka tekstów w podobnym klimacie wypoczywa sobie wygodnie w mojej szufladzie.:P Z drugiej strony konkurent chyba lepiej poradził sobie literacko, rany, co tu robić… 

 

Powiem tak: oddaję głos na “Kolejne 365 dni”, ze względu na to, że tekst stoi chyba ciut wyżej literacko. Ale w tym wypadku jest to wygrana dosłownie o włos, więc gratuluję obojgu z was.

Kolejne teksty pojedynkowe, dawny rytuał rzeczywiście został wskrzeszony!

Niewątpliwą zaletą szortów jest to, że szybko się kończą, a piszę o tym dlatego, że przez obydwa teksty prześlizgnąłem się szybko i przyjemnie, i choć nie zrobiły na mnie wrażenia, to nie zdążyły znużyć.

Zacznijmy od pierwszego w kolejności mojego czytania, czyli “Babci Gieni”. Niewyszukany humor, podszyty takim prostym absurdem, do tego styl, który jakbym gdzieś już widział (Menelomicon?) i od razu czuję tutaj pióro Zanaisa (ale będzie, jeśli się mylę xD). Doceniam humor i koncept, jednak tekst sam w sobie nie porwał mnie, irytował sposób wypowiedzi babci (”bez jaj…”), jak i to, że dialogowe wstawki były tu tylko po to, aby przedstawić kolejny zaświat – a przynajmniej tak to odebrałem. Pomysł był bardzo dobry, ale zabrakło mi tu jakiejś fabularnej obróbki. Na nią z kolei nie było miejsca, bo w końcu tylko 10tys. znaków, a przecież potencjał całej podróży przez mnogość zaświatów jest przeogromny.

Dowcipna końcówka trochę zrehabilitowała resztę.

Drugi tekst, “Kolejne 365 dni” (Bóg światkiem, jak bardzo obawiałem się to czytać), przedstawił nam prostą zagadkę – bo nietrudno domyślić się kim są nasi bohaterowie – i raczej bazuje na opisie tej tajemnicy, jaką oni są. Jest to fajne do momentu, w którym czytelnik zdąży się połapać kto jest kim. Gdy już dochodzi do tego etapu, zaczyna się odliczanie do zakończenia, punktu kulminacyjnego, do momentu, kiedy zacznie się coś dziać. No i mamy to dzianie się, bo w końcu zabija stary młodego, czyli nie tak, jak trzeba. Tylko, że choć bełt z kuszy wystrzelił, to nie wystrzeliła zawieszona na ścianie strzelba. Mniej więcej połowę tekstu wałkujemy temat, jak ważne jest to, by bohaterowie zachowali się w określony sposób, jak niebezpieczne – a przynajmniej budzące niepokój u “starego” – jest przełamanie porządku, nawet tak małe, jak nietypowa rozmowa… a kiedy już następuje moment nieodwracalny, dzieje się rzecz wbrew naturze i stare zabija młode, nie jest nam dane obserwować konsekwencji tego czynu. Czyli naczytaliśmy się wstępu do historii, ale nie samej historii.

Za to tekst napisany jest bardzo ładnie, dla samego języka warto było go przeczytać.

Przyznam, że z ostatnio toczonych pojedynków, w tym najtrudniej mi wybrać faworyta… więc go nie wybiorę. Wiem, na nic wam taki głos, jednak wady i zalety obydwu tekstów w mojej ocenie dały tutaj perfekcyjny balans i którykolwiek tekst bym wybrał, czułbym, że skrzywdziłem tym rywala.

Tak więc zdecydują głosy pozostałych.

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Ciekawy tekst. Początkowo nie mogłam się połapać, ale w pewnym momencie kliknęło i doceniłam pomysł. Mam jednak tak jak Gekikara, nie ma opisanego najciekawszego – jak to wpływa na świat.

Jeszcze zgadywanka. Moim zdaniem "Kolejne 365 dni" to Zanais, a "Babcia Gienia" – Oldguard. Dlaczego tak uważam? Styl tekstu + Zanais kilka razy z niechęcią odnosił się w komentarzach do niewyszukanego humoru i nie sądzę, by pozwolił sobie na coś podobnego w tekście konkursowym. Zobaczymy po konkursie czy miałem rację :)

To tak. Po przeczytaniu obu mam podejrzenia kto jest kim, ale nie zdziwię się, jeśli będzie odwrotnie. Oba teksty w sumie mi się podobały więc nie wiem jak tu je ocenić ;V

Babcia Gienia imo nieco lepiej wpasowuje się w tematykę konkursu, oczekiwałam czegoś humorystycznego i mam ;P Fajny szorciak, humor też mi się dość podobał, może bardziej w nadawaniu tekstowi lekkości, niż faktycznym zaśmianiu się, ale było ok. Troszkę zabrakło czegoś, co by tę historię spięło od początku do końca, może jakby wcześniej powiedziano Gieni, że musi wybrać swój “zaświat”, żebym mniej więcej wiedziała dokąd fabuła prowadzi. Ale czytało się przyjemnie i czuć było, że świat żyje, choć koncepcja wielu zaświatów w zależności od religii nowa nie jest i wiele nowego tu nie zostało powiedziane. Jednak babcia Gienia była babcią w 100%, może czasami wybiegającą słownictwem poza zwykły, babciny zasób słów. Mi to nie przeszkadzało, dzięki temu wyróżniała się z tłumu babć ;P A przecież są i takie, które mówią “bez jej” itp. zwłaszcza żyjąc z pato wnukiem w dobrych relacjach.

Z drugiej mamy 365 dni, nieco ładniej napisane, za to troszkę odbiegające od tematu konkursowego (jest kusza, ale gdzie te wędrówki?). Twist jakiś szalony nie był, łatwo się też było domyśleć, że to lata i akcja dzieje się w nowy rok, ale to raczej zamiast przeszkadzać, ułatwiło mi lekturę, bo rozumiałam co się dzieje, a rozumieć bardzo lubię ;P I tu też nie było niczego bardzo odkrywczego, chociaż sztampy nie widziałam, więc jest git xD Dobrze się czytało, szybko i miło. Problem miałam z tytułem, bo, moim zdaniem, nietrafiony. Gdyby go zupełnie wyciąć z kontekstu to byłby dobry, ale patrząc na nieco humorystycznie brzmiący temat i mając na uwadze Panią Blankę… no cóż, spodziewałam się zupełnie czegoś innego, bardziej romansowej parodii, niż czegoś na poważnie. Trochę poprę Gekiego, że strzelba tutaj nie wystrzeliła, tez spodziewałam się kary za czyn starego.

 

Nie mam pojęcia co wybrać, raz przychylałam się jednemu tekstowi, raz drugiemu. Chyba nieco bardziej w stronę babci, ale może znowu mi się odmieni? Przemyślę sprawę, ale raczej pozostanę bezstronna ;P

Tytuł jest zdecydowanie nietrafiony. Powinien brzmieć “Kolejne 366 dni”, bo…. to rok przestępny! ;)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Zagadka w sumie nie jest trudna do rozszyfrowania, ale czyta się bardzo przyzwoicie. Nie wiem co prawda, czy taki abstrakt jak “rok” jest duszą/posiada takową, niemniej jest to chyba niezbyt istotne przy ocenie obu tekstów. Ciężki klimat, w sumie dość podły podstęp bohatera, no jak nic pasuje mi na 2019 ;)

<wali łapką w czoło, potrząsa głową, żeby odpędzić mroczki>

A, cholera, tak proste rozwiązanie zagadki jakoś mi nie przyszło do głowy ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Językowo i koncepcyjne wydaje mi się mniej przemyślany, a może skorygowany. Był zdecydowanie trudniejszy do napisania zarówno w sensie technicznym, jak i – nazwijmy szumnie – metafizycznym, aby dla mnie zagrało. Lecisz tak po powierzchni, Anonimie, że zaczyna mnie drażnić. Przypomniała mi się „Odwaga bycia” Tillicha, o, pardon, tłumaczone jako „Męstwo bycia” (niby uprawnione, bo ma swoją, polską historię tlumaczenia cnót i nie jestem purystą tropiącym ślady płciowoci, jednak wolałabym przy nowym wydaniu przetłumaczenie „courage” na odwagę).

Kłopot jest również z ograniem samego tematu, który nieznacznie ujawnia się w treści szorta.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Hej!

 

Nie wiem, czy idea, że mamy do czynienia ze Starym i Nowym Rokiem miała być zagadką, ale jeśli tak, to na samym początku znalazło się zbyt wiele wskazówek. Choć nie wiem, czy miała, bo przecież sam tytuł zdradza o co tu chodzi. Świadomość z czym mamy do czynienia, bez tajemnicy, nie psuje tej idei, choć myślę, że byłoby jednak ciekawiej, gdybyśmy nie domyślali się tak szybko. Było kilka rzeczy, które zbiły mnie z tego tropu i wtedy pomyślałam, że może mamy jednak do czynienia z czymś innym i próbujesz zwieść czytelnika. Ale okazało się, że nie.

Ten tekst wypada w moim odczuciu lepiej niż konkurencyjny, choć gdy zaczynałam czytać, spodziewałam się, że będzie inaczej. Przyznam też, że trochę mi się dłużyło.

Ja oddycham ciężko, on tylko patrzy na mnie chłodnymi oczami bez śladu emocji.

Oczy ze śladem emocji? Może “bez cienia”?

 

Dziwne, myślałem, że pogodziłem się ze śmiercią już dawno – dwanaście miesięcy temu, gdy sam ją zadałem – ale teraz nie chciałbym odejść po przypadkowym wystrzale.

Zdanie antyklimatyczne przez nadmiernie rozbudowaną konstrukcję. 

 

Doceniam za napięcie, bo nie wiedziałem, czy narrator się odważy, czy mu się uda i co się przez to stanie.

 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Komentarz na bieżąco.

 

jesz­cze do­brze nie­roz­cho­dzo­ne.

 

Fakt, że buty błyszczą nowością – okej, ale nierozchodzone? To bohater był przy osobie, która je kupowała i wie, że nie zdążył rozchodzić?

Po przeczytaniu całości: Okej, jeśli to Rok, to niech będzie.

 

 

Nawet teraz, gdy w końcu sto­imy w bez­ru­chu, czuję, jak w po­ko­ju wi­ru­ją dro­bin­ki kurzu

 

Na początku jest zdanie o tym, że powietrze jest ciężkie od kurzu. Raczej oczywiste, że jeśli bohaterowie się już zatrzymali, kurz nie opadł od razu.

 

Poza tymi drobnostkami – od razu czuję klimat. Jest półmrok, kurz, gęsta atmosfera, nie wiadomo do końca, dlaczego bohater kolejny raz odgrywa tę samą rolę. To zaciekawia. Może duchy? Przeklęte duchy? Hm…

 

 

Nie wiem, czy współ­czu­ję sobie, jemu, moim po­przed­ni­kom, czy tym, któ­rzy przyj­dą po nas, ale nie­dłu­go nie bę­dzie to mieć żad­ne­go zna­cze­nia.

 

Haha, czy to takie mrugnięcie okiem w stronę pojedynkujących się na forum? :D Jeśli tak to jest genialne.

 

Bohater nie pamięta, żeby przed rokiem zadał takie pytanie… To znaczy, że rozmawia ze sobą z przeszłości/przyszłości? Tak sobie pomyślałam teraz o opowiadaniu, w którym otwierają się wrota czasów i ludzie wypadają z różnych momentów życia ustalają, że będą robić pojedynki, żeby w czasie, do którego trafili, była tylko jedna z ich wersji. :D

Po przeczytaniu całości: Czyli Rok pamięta trochę przeszłość?

 

Nie chodzi mi o wygląd zewnętrzny, bo ten jest oczywisty – w założeniu jesteśmy prawie tacy sami, różnimy się zaledwie szczegółami – ale o coś znacznie mniej namacalnego.

 

A może to są klony? Sposób pisania i powolne odkrywanie kart świetnie działa na czytelnika.

 

Bohater przejmuje kuszę od przeciwnika i… tak szybko? Bez problemu? Coś mi tu nie pasuje… Postanawia żyć, okej, ale zgodził się bez niczego? Zakończenie dość szybkie i pozostawia pewne rozczarowanie.

 

A co do komentarzy, że bohaterowie to Nowy i Stary Rok… Nie wpadłam na to, ale można to zgonić na moje otępienie. Właściwie nadal jakoś średnio mi pasuje to wytłumaczenie, choć jest niezłe. I ciekawe. I można to odkryć po tytule i ukrytych informacjach w tekście. Tylko że jak spojrzymy na całość, to ta wielka akcja-spotkanie w pokoju, te wszystkie refleksje, za wiele nie wnoszą. Został zaburzony porządek (i to po całości!), a my nie dostajemy nawet odrobiny tekstu o tym, co najciekawsze. Wyjaśnienie skojarzyło mi się to trochę z „Supernatural”, gdzie mieliśmy do czynienia z personifikacją Ciemności. ;)

 

Zmierzam do tego, że skoro ostatecznie nie były to żadne istoty z powiązaniami, ze wspólną historią, tylko uczłowieczone… Lata? :D (bo chyba nie powiem Roki XD), to ich walka nie miała aż takiego mocnego emocjonalnie uderzenia. A strzał z kuszy nie pokazał wędrówek duszy, hm.

 

Podsumowanie obu tekstów: Pojęcia nie mam, co wybrać. Szczęśliwi ci, co wiedzą. Ja tam wiem, że nic nie wiem. No dobra. Coś jednak wiem.

„Kolejne 365 dni” oczarował mnie początkiem i zapowiedzią tajemnicy, czekałam na to, co się dalej wydarzy, językowo skojarzył mi się z Zanaisem, bo płynność pisania i zdania pobudzające wyobraźnię. Nie dostrzegłam jednak wędrówek duszy i z tym mam największy problem. Gdyby nie to, oddałabym głos bez wahania. A tak to nie wiem.  

Za to „Babci Gieni problemy pośmiertne” idealnie wpasowuje się w temat i te wędrówki duszy są… tylko aż za bardzo wyeksponowane. Nadają się na krótki filmik na YT niż tekst. Dostajemy takie migawki o różnych krainach, do których można trafić po śmierci, nawiązań cała masa, lecz brakuje czegoś świeżego. Światów, których nie znamy. Dlatego spodobały mi się te grzyby z Baru-Bara. I szkoda, że tamto „niebo” nie zostało opisane. Myślę, że gdyby na tym się skupić, na ukazaniu światów, których nie zna czytelnik, byłoby ciekawiej. Bo tak to dostajemy dużo wtórności i przy wędrówce rozmywa się gdzieś charakterek babci Gieni.

 

 Chyba nie mam wyboru i zastosuję starą (dobrą?) zasadę wyboru, czyli: o czym chciałabym dalej czytać?

I wychodzi na to, że o zaburzonym porządku, który spowodowała decyzja podjęta przez Stary Rok. Co się stanie? Czy nastąpi „restart” świata? :) Daję punkt więcej. Byłyby dwa, gdyby nie fakt, że po drodze zgubił się temat. Równie dobrze strzał mógł paść z pistoletu, nie kuszy i już do konkursu by się nie nadawało. Natomiast w drugim brak kuszy i tak nie przekreśliłby wędrówek duszy. Zwycięstwo przypada tekstowi, który w mojej ocenie miał lepszy warsztat językowy, lepszy klimat i większe napięcie.

Obu uczestnikom gratuluję pomysłów i tekstów. :)

 

Interesujący pomysł, ale rozczarowujący tekst.

 

Sam koncept, żeby spersonifikować stary i nowy rok w takiej formie uważam za coś wspaniałego. Z początku nie bardzo wiadomo o co chodzi, potem stopniowo składamy sobie do kupy wizje tego, co się w zasadzie dzieje. Problem w tym, że do stosownych wniosków doszedłem gdzieś w połowie tekstu (”Doskonale wiem, co ma na myśli. Widziałem trzysta sześćdziesiąt pięć wschodów słońca i chętnie zobaczyłbym trzysta sześćdziesiąty szósty.”), a potem tekst nie ma już do zaoferowania nic interesującego. Jasne, próbujesz twistu, ale jest on zbyt przewidywany, by zaskoczyć, a zbyt mało klarowny (no bo co to w zasadzie oznacza? Jakie będą konsekwencje? Czemu ma mnie to obchodzić?), żeby być naprawdę interesujący lub wywoływać emocje. Straszliwie brak mi tu jakiegoś tła, jakiejś ekspozycji, która pomogłaby osadzić finał w rzeczywistości, bo w tej chwili jest zwyczajnie abstrakcyjny.

Mam jeszcze takie przemyślenie – dla mnie pełnią tego tekstu byłoby, gdyby doszło do walki o kuszę, stary rok by krzyczał, że naraża się porządek świata, a na końcu nowy rok wychodzi – i jakiś mocny mindfuck w konstrukcji świata, nie wiem, mi przyszło do głowy – wskazówki zegara idą pod prąd, albo na przykład kompletne zagubienie ludzi próbujących chodzić do tyłu, korki i wypadki.

 

Nie podoba mi się początek – to “nie ma szans”, “próbują”, kompletnie mi to nie pasuje, ale może przegapiłem jakiś smaczny trik językowy.

 

Momentami jest też nieco zbyt filozoficznie, nie czuć strachu przed śmiercią, tylko jakąś abstrakcyjną zasadę.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Miś przeczytał. Idzie głosować.

Czy wobec faktu, że starszy, mając chrapkę na ponowne doznania przez kolejne 365 dni, całemu światu zafunduje powtórkę z rozrywki?

 

gła­dzi opusz­kiem palca cię­ci­wę. -> Opuszka jest rodzaju żeńskiego, więc: …gła­dzi opusz­ką palca cię­ci­wę.

 

Od­sta­wiam kuszę na stół… -> Odkładam kuszę na stół

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Oba teksty uważam za udane i mocno wahałem się, na który ostatecznie oddać głos. Wybrałem Kolejne 365 dni, bo jest bardziej zbieżny z moim gustem i spełniający kryteria dla mnie w tekście najważniejsze. Po pierwsze – ma bardzo dobry, namacalny klimat. Z dużą łatwością wyobraziłem sobie wnętrze, bohaterów czy mróz doskwierający Przestępnemu po wyjściu z budynku. Do tego właśnie zaciekawił mnie sam główny bohater, jego motywacje, rozterki, żal za życiem. Zresztą i jego adwersarz został dobrze przedstawiony. Fabularnie, rzeczywiście, pozostałem z pewnym niedosytem, całość ociera się o scenkę, nie zaś pełnoprawne opko, lecz mimo wszystko to z tej lektury byłem bardziej zadowolony, również pod kątem językowym.

Jeśli chodzi o Babcię Gienię – podobała mi się swoboda tego tekstu, mnogość słownych gierek, ukazanie problemu zastanej, zbiurokratyzowanej instytucji z niepokorną jednostką, wreszcie przelot przez różne zaświaty, choć szybki, to był jednak całkiem zajmujący. Językowo podobało mi się mniej, postaci były mimo wszystko dość jednowymiarowe, a w trakcie lektury towarzyszyło mi uczucie pośpiechu i pewnej powierzchowności. Brakło mi czegoś głębszego (wiem, że to opko raczej komediowe, ale gustu nie oszukam) i chyba to ostatecznie zaważyło na moim głosie.

Ale było bliziutko. Bardzo bliziutko :)

 

Z pozdrowieniami,

fmsduval

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Bardzo ponury klimat, tekst zupełnie różny od opowiadania rywala. A także kompletnie odbiegający od tego, co powinien zapowiadać tytuł ;D

Moim zdaniem temat konkursowy został potraktowany właściwie, chociaż może mniej dosłownie niż w przypadku babci Gieni, bo przecież mieliśmy w pewnym sensie do czynienia z “duchową” wędrówką, którą odbył główny bohater przez swoje 365 dni po poprzednim wystrzale z kuszy, która doprowadziła go do takiej, a nie innej decyzji. 

Autorze, dopieściłeś na pewno opowiadanie od strony językowej, jest bardzo smacznie i bez żadnych zgrzytów. Ładnie i zrozumiale opisane zostały emocje oraz przemyślenia bohatera. Finał całego wieczoru nie okazał się dla mnie zaskoczeniem i przewidywałem, że tak się stanie, ale mimo to nieźle się to czytało.

Podobało mi się skontrastowanie młodzieńczej naiwności, niepewności, ufności z przebiegłością i cynizmem kogoś, kto trochę już przeżył. Życiowe to.

Pozdrawiam ;)

 

Przed rokiem także wznieciłem podłogowy kurz, stanąłem naprzeciwko swojego partnera i mierzyłem go wzrokiem, by dokładnie o północy pociągnąć spust starej, wysłużonej broni i wysłać go w nicość.

Niedopracowane zdanie; w szczególności: bohaterowi raczej nie chodziło o to, żeby wysłać w nicość spust.

 

Pomysł mi się podoba. I cóż, że nie ma zaskakujących zwrotów akcji i można przewidzieć, jak opisywana konfrontacja się skończy. Mimo to są nastrój i napięcie. Fabuła minimalna, środki nieskomplikowane, a jednak udało Ci się, Autorze (Autorko?), stworzyć całkiem niebanalny tekst. Gratuluję.  

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Niestety mi nie podeszło. Wybacz, autorze (obstawiam, że jesteś Zanaisem, najwyżej się mylę), jednak ja należę do tych ludzi, którzy prędzej pójdą na obiad nie do wykwintnej restauracji, ale do foodtrucka za rogiem, a nad teksty głębokie i ambitne przedkładają coś, przy czym można się wyluzować.

P.S.: Tytuł sugerował horror. ;P

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

No, językowo lepiej od konkurentki, choć i tu mało jest w warstwie fabularnej. Nie masz twistu na koniec, nic skłaniającego do przemyśleń, generalnie ot – krótka scenka, trochę klimatu i tyle. A że i takie pętle to chyba jeden z bardziej oranych w dzisiejszych czasach motywów, a tym razem niewiele oryginalnego do nich dokładasz, to jest nieco ciężko:P

A jednak mój głos zostaje tutaj.

Слава Україні!

Zaraz przeczytam drugi tekst, mając nadzieję, że dostanę coś mniej przewidywalnego. Bo zakończenie jest przewidywalne, napięcia nie odczułem w ogóle, natomiast sam koncept jest świetny. Mimo wszystko kibicowałem temu nowemu rokowi, bo jeśli ten stary przyniesie w kolejne 365 dni to co dotychczas, to ja się chcę przeprowadzić na Marsa, albo gdziekolwiek indziej poza tę planetę.

Obstawiam Zana :)

Known some call is air am

Ja nieco wyłamię się spośród tłumu i powiem, że mnie nieco znudziło. Statyczna scena, właściwie wszystko ma miejsce w głowie bohatera. Oczywiście może się to podobać, bo technicznie wszystko bardzo sprawnie, ale to nie mój kubek herbaty :-)

 

Pozostaje jeszcze kwestia wywiązania się z pojedynkowego zadania. Moim zdaniem to ci się nie udało, bowiem ani żadnej wędrówki nie mamy, ani kusza nie jest istotnym elementem opowiadania. Narzędziem zbrodni mogłoby być cokolwiek innego.

Hej, na wszystkie komentarze odpowiem jak będę mieć dostęp do kompa (wieczór lub jutro). Teraz tak na szybko: dzięki wszystkim za głosowanie. Przypisywanie tego opka Zanaisowi traktuję jako komplement: :) Co do największego zarzutu, czyli nieuwzględnienia tematu podróży duszy… Początkowe pomysły krążyły właśnie wg schematu: strzał -> wędrówka, ale lubię sobie komplikować życie. W moim przeświadczeniu ten motyw jest, ale może ujęty w mniej oczywisty sposób niż u rywala. W końcu to cykl, wędrówki się powtarzają, ja chciałam pokazać coś pomiędzy ;) Jeszcze raz dzięki za komentarze i głosy, wkrótce powrócę z pełniejszą odpowiedzią

Fajne. Do konca nie byla pewna czy nasz bohater chce dobrze czy tylko walczy o przetrwanie. Odruchowo zaczęlam spodziewać się zakończenia a stylu: wyszedłem na mróz a tam świat zaczął się dematarializować a tu rozczarowanie: morderstwo uszło mu na sucho. Ale czytało się fajnie. 

 

Cześć wszystkim,

 

przepraszam bardzo za późną odpowiedź. Duża liczba codziennych i mniej codziennych zadań sprawiła, że ograniczyłam portalową aktywność. I chociaż głupio odpowiadać po upływie takiego czasu, to najwyższa pora to zrobić.

 

Dziękuję za wszystkie komentarze i głosy oddane na to opowiadanie :)

 

Tytuł: miał być zupełnie inny, ale górę wzięło moje pokrętne poczucie humoru. Poza tym uważam, że mimo wszystko tytuł pasuje.

 

Stopień skomplikowania: zastanawiałam się, ile wskazówek dać. Nigdy nie będzie optymalnie – dla niektórych było ich zbyt dużo, dla innych za mało, co mnie jednak cieszy, bo kolejny raz pokazuje, jak różnie odbiera się ten sam tekst.

 

Spełnienie wymogów pojedynku: początkowy pomysł był inny, bardziej oczywisty (postrzał z kuszy → tekst). Myślę jednak, że to opowiadanie też się wpasowuje w wymogi, ponieważ:

 

a/ postrzały z kuszy są cykliczne,

b/ broń w końcu zostaje użyta, a nowa podróż się zaczyna (z tym że czytelnik musi się jej domyślać :))

 

Szczegółowe odpowiedzi niżej

 

Silva

 

cieszę się, że się spodobało. Czy zakończenie jest oczywiste? Jeden rabin powie tak, inny nie. W pierwszej wersji miał jednak strzelić sam do siebie, aby oszczędzić młodemu negatywnych emocji związanych z odbieraniem komuś życia. Wygrała jednak jego chęć przetrwania, więc tak się napisało ;)

 

ninedin

 

dziękuję za miłe słowa. Tak, dużo odgrywa się tutaj wewnątrz postaci, jego wahanie i targające nim emocje wysuwają się na pierwszy plan. Dla jednych to ciekawe zagranie, inni wolą wartką akcję. Cieszę się, że jesteś w pierwszej grupie – przynajmniej w przypadku tego tworu :)

 

Irka_Luz

 

tak, było tutaj sporo niedopowiedzeń, co mogłabym zrzucić na limit znaków, ale to bardziej moje ograniczenia w kreowaniu świata. Skupiam się zazwyczaj na postaciach, więc cieszę się bardzo, że przynajmniej to zagrało :)

 

Tarnina

 

chociaż anonimowo to doczekałam się Twojej wizyty pod opowiadaniem :) 

 

Interesujące, chociaż potykasz się językowo.

 

Ciągle mi się zdarza i ciągle się uczę. Ideału nie osiągnę, ale widzę progres w porównaniu z moimi dawnymi tekstami :)

 

Finkla

 

będę marudzić, że połowicznie uciekł pojedynkowy motyw. Strzał z kuszy miał miejsce, ale dusza została, gdzie była.

Niby tak, ale dusza nie musiała wędrować w zaświatach ;)

 

Cieszę się, że pomysł się spodobał :)

 

MaLeeNa

 

tak, miałam dylemat z przedstawieniem Nowego Roku, bo tradycyjnie pokazuje się go jako dziecko. Nie chciałam jednak wkładać w ręce dziecka kuszy ;)

 

silver_advent

 

nie będę ukrywać, że Twój komentarz sprawił mi sporo radości. Sam fakt pojedynkowania się z wielokrotnym piórkowiczem był dla mnie wyzwaniem, więc cieszę się, że tekst się spodobał i doceniłeś warstwę literacką. Co prawda do ewentualnych piórek i publikacji jeszcze daaaaleko, ale pojedynek przetrwałam ^^

 

Gekikara

 

dzięki za komentarz i raczej pozytywny odbiór :) co do strzelby to zamysłem było, żeby pozostało to niedopowiedziane – w końcu sam bohater nie wie, jakie skutki przyniesie jego zachowanie, ale w danym momencie go to nie interesuje. Dostał (wywalczył) kilka nadprogramowych chwil życia i na razie mu to wystarczy.

 

Monique.M

 

to, że taki zarzut pojawia się kolejny raz, daje oczywiście do myślenia. Ponownie, mogłabym się zasłonić limitem znaków, ale prawda jest taka, że taki był mój zamysł. Warte jednak rozważenia, więc dzięki za komentarz :)

 

Gruszel

 

początkowy pomysł krążył gdzieś wokół humorystycznej historii (m.in. bo różne te pomysły były). Tytuł też zmieniłam dosłownie na ostatnią chwilę z pełną świadomością, jak może to być odebrane, ale mnie bawiło :P Co do strzelby i braku pojedynkowego motywu, to wspomniałam o tym wyżej, ale tak: wędrówka jest – powtarza się cyklicznie co roku + rozpoczyna się po zakończeniu tekstu. Owszem, prawdopodobnie delikatnie naciągane, ale nie lubię sztywnych ograniczeń. 

 

mindenamifaj

 

hah, mój błąd :)

 

Asylum

 

pewnie przez późną odpowiedź na ten komentarz już się nie zgadamy poniżej, ale przyznam, że chciałabym, abyś rozwinęła zarzut. Co drażniło, bo na ten moment mogę się tylko domyślać :)

 

emlisien

 

to jest właśnie problem ze wskazówkami – dla niektórych motyw zbyt oczywisty, dla innych niekoniecznie :) 

 

GreasySmooth​

 

ja w zasadzie też nie wiedziałam do końca, co zrobi narrator :) Co do drugiego komentarza to prawdę mówiąc (pisząc) nie myślałam o tym, co będzie po :P

 

Ananke​

 

Haha, czy to takie mrugnięcie okiem w stronę pojedynkujących się na forum? :D Jeśli tak to jest genialne.

 

:D

 

Poza tym bardzo dziękuję za rozbudowany komentarz. Trochę już o tym wspominałam wyżej: w moim odczuciu temat został ograny, chociaż nie w tak oczywisty sposób jak u konkurenta. Mamy niejako preludium do tej wędrówki. Z kolei zaburzenie rytmu/porządku chciałam żeby zostało w domyśle. Raz, że nie zmieściło się w szorcie, dwa często największe napięcie budzą niedopowiedzenia.

 

None

 

ten tekst dobitnie mi pokazał, jak różny jest odbiór treści przez czytających. Dla niektórych było za dużo wskazówek, dla innych motyw nie był oczywisty, Jasne, to nie jest problem czytających, a piszącego, aby klarowniej ubierać myśli w słowa, dlatego cieszę się z tego eksperymentu. No i chociaż pomysł i początek były dobre ;)

 

Regulatorzy

 

nie wiadomo, ale nie byłby to pierwszy raz, gdyby czyjś egoizm wpłynął na losy innych.

 

fmsduval

 

o gustach się podobno nie dyskutuję, ale cieszę się, że Twój był zbieżny z moim tekstem. Też wolę cięższe klimaty o filozoficznym zabarwieniu, ale czasami przesadzam 

 

AmonRa

 

Moim zdaniem temat konkursowy został potraktowany właściwie, chociaż może mniej dosłownie niż w przypadku babci Gieni, bo przecież mieliśmy w pewnym sensie do czynienia z “duchową” wędrówką, którą odbył główny bohater przez swoje 365 dni po poprzednim wystrzale z kuszy, która doprowadziła go do takiej, a nie innej decyzji. 

otóż to :) historia jest cykliczna, wędrówka jest, z tym że my obserwujemy jej start/koniec.

 

Cieszę się, że tekst się podobał. Dzięki za komentarz.

 

jeroh

 

dzięki za komentarz. To mój “problem” – kondensuję teksty i raczej nie ma w nich fajerwerków, ale cieszę się, że tym razem to wystarczyło, aby zapewnić przynajmniej części przyjemną lekturę :)

 

SNDWLKR

 

Zanaisem nie jestem, ale nie Ty jeden nas pomyliłeś, co jednak poczytuję za spory komplement. Food trucki też lubię, ale lekkich tekstów nie umiem za bardzo pisać ^^ 

 

Golodh

 

dzięki za głos, chociaż nie jestem Zanaisem jak zakładałeś ;) To mi się podobało w tym anonimowym konkursie, że czytający widząc trochę lepiej napisany tekst pod względem “literackim” zakładali, że to jednak twój piórkowicza. Dla mnie to spory komplement ;)

 

Outta Sewer

 

Zan to nie był, ale jw. – takie określenie to dla mnie pewien zaszczyt ;) Kto wie, może 2019 rok sobie nie odpuścił i tak krąży od kilku lat ze szkodą dla nas wszystkich.

 

krzkot1988

 

kusza nie jest istotnym elementem opowiadania. Narzędziem zbrodni mogłoby być cokolwiek innego.​

 

akurat w obu opkach było podobnie, kuszę można by zastąpić czymkolwiek, chociaż w moim przypadku chciałam usprawiedliwić jej użycie tym, że za czasów Juliusza Cezara, który stworzył znany nam kalendarz, najpopularniejszą bronią była właśnie kusza :P

 

Nova

 

wyszedłem na mróz a tam świat zaczął się dematarializować a tu rozczarowanie: morderstwo uszło mu na sucho

 

czy uszło to nie wiadomo, każdy czytelniik może sobie to dopowiedzieć ;)

 

Większość zarzutów była zbieżna, więc nie da się ukryć, że coś w tym jest. Cenna lekcja na przyszłość, Mimo wszystko cieszę się, że większości się podobało. 

 

Wstyd, że zapomniałem skomentować Twój pojedynkowy tekst.

Nie dziwię się, że sporo osób przypisywało mi tutaj autorstwo. Sam bym sobie przypisał xD Styl masz bardzo podobny do mojego, nawet poetyckie opisy się znalazły. Ładnie budujesz napięcie między dwoma adwersarzami, jednocześnie wprowadzając zagadkę co do ich tożsamości. Rozwiązania długo się nie spodziewałem, tutaj przyznam, że mnie zaskoczyłaś – jest to największy atut opowiadania.

Gorzej z interpretacją hasła – nie ma wędrówki, jest dość statycznie, jak przed pojedynkiem rewolwerowców. No i z pewnością czar pryska, jeśli ktoś wcześniej domyśli się tożsamości obu bohaterów.

W każdym razie do mnie trafiło.

Dzięki za pojedynek i, kto wie, może do następnego razu.

Hah, jak wspomniałam wyżej, jest to dla mnie pewnego razu komplement :) 

 

Tak, podnosisz zarzut, który i inni podnosili, więc moja interpretacja hasła jest trudna do obronienia (wędrówka rozpoczyna się po ostatniej kropce ;)). Jeżeli dojdzie do jakiegoś kolejnego pojedynku, to z pewnością będę się bardziej trzymać zasad :)

Nowa Fantastyka