- Opowiadanie: ninedin - Powiedz [ANANKE VS. NINEDIN]

Powiedz [ANANKE VS. NINEDIN]

To jest tekst na pojedynek Ananke kontra ninedin, let the best woman win!

 

Teksty można oceniać do 2 września.

 

Temat: Kanon urody potworów

 

EDIT: Metoda oceny – gwiazdki przy opowiadaniu


Opowiadanie Konkurentki jest tutaj

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Powiedz [ANANKE VS. NINEDIN]

Koniec świata zaczął się w dniu, kiedy Truda utopcula pojawiła się na balu u księcia.

 

Tak, oczywiście, sprawę znam, ha, ha, z autopsji – cóż by to był za bal beze mnie? Książe zdecydowanie dorósł już do wieku, w którym powinno się mieć żonę, dzieci i obowiązki – wiedzieli o tym wszyscy w królestwie poza nim samym. Królowa-matka postanowiła więc załatwić sprawę tradycyjnie.

W każdym razie było jak zwykle: kandelabry, kryształy, kreacje, koafiury, świece, świecidełka i świetlana przyszłość dla jednej jedynej ze stu dwudziestu ośmiu kandydatek na królową. Nagle:

– Łup!

 Z mojego miejsca – zawsze przydzielano mi honorowe, to się rozumie samo przez się! – świetnie widać było główne wejście do sali balowej, umieszczony nad nim balkon oraz ozdobne dwuskrzydłowe drzwi. Do których właśnie ktoś się wyjątkowo nieelegancko dobijał.

– Łup!

Za trzecim „łup!” drzwi puściły i do środka wmaszerowała maszkara.

Zdarzało mi się stać twarzą w twarz z mnóstwem osób o urodzie raczej nienachalnej, ale to, co właśnie wtargnęło do sali, to była, powiedzmy sobie szczerze, nowa jakość piękności inaczej. Wyłupiaste oczyska bez śladu makijażu. Ziemista cera, najwyraźniej niedomyta. Przysadzista sylwetka i rysy twarzy bardziej przypominające żabkę niż królewnę. W płetwiastej łapie maszkaron ściskał wytytłany w błocie, wymiętoszony kawałek papieru.

Powstało, hmm, niejakie zamieszanie.

– Won, paskudo! – ryknął na cały głos majordomus.

–  Czy to próba rabunku? – zapytała trwożliwie siedząca obok mnie madame Latasse, stareńka matka chrzestna królowej. Jej lęk mnie nie dziwił. Widać było wyraźnie, że jest obwieszona diamentami i złotem. Nic zresztą dziwnego: dzięki sieci szkół dla profesjonalnych matek chrzestnych i roli, jaką odegrała w małżeństwie królowej ze świętej, powiedzmy, pamięci królem, była jedną z najbogatszych osób w królestwie.

–  Ależ nie, nie – odpowiedziało automatycznie kilka osób.

Madame najwyraźniej nie poczuła się uspokojona, bo zaczęła mamrotać pod nosem całe zestawy zaklęć i machać chudymi, niemal przezroczystymi dłońmi.

Zasiadający na balkonie książę, do tej pory lustrujący grono kandydatek ze znudzoną miną, przyłożył do oczu lornetkę.

– Co to tu w ogóle robi? – zapytała oburzona ochmistrzyni.

–  Na bal se przyszłam, a co? – odpyskowała paskuda. – Truda jestem, utopcula z Błotnego Bajora przy królewskich stajniach. Zaproszenie żem dostała. Samiście posłali.

Zapanowała niejaka konsternacja.

–  Że… jak? – Oburzenie ochmistrzyni było oczywiste.

–  No, normalnie. Tu pisze, tu.

Potwora pomachała pomiętym papierkiem.

-– „W dniu jedenastym miesiąca bieżącego – odczytała – zaprasza się wszystkie panny w królestwie na bal do księcia. Podczas tego balu książę wybierze spośród zgromadzonych tę najpiękniejszą, swoją przyszłą małżonkę, a naszą królową…

Jej królewska mość wyrosła jak spod ziemi tuż przy samych drzwiach i uprzejmie acz stanowczo otoczyła ramieniem maszkarę.

–  Drogie dziecko, porozmawiajmy – odezwała się łagodnie.

Intruzka łypnęła na nią żabim okiem.

–  Widzisz, młoda damo, to zaproszenie było skierowane do… jak by ci to powiedzieć, żeby nie popaść w gatunkizm… ludzkich panien – wyjaśniła uprzejmie królowa. – Wszystkich cenimy tak samo, to nie żadna dyskryminacja. Fakt, w naszym królestwie żyją różne osoby, nie tylko ludzkie, a dwór składa się tylko z ludzi, ale chyba możesz zrozumieć, że my, jako władczy… znaczy, regentka, i matka, mamy prawo decydować, kim się otaczamy i kogo poślubi nasz…

–  Tu pisze „panien” – zwróciła uwagę utopcula. – Ja żem jest panna. Jedyna na całym bajorze. Przez dziesięć lat żaden topielec do nas nie wpadł, a poprzedniego mi ta zołza Wanda podkradła. A niby taka była moja koleżanka! Śmieją się ze mnie, rok za rokiem mija, a ja niczyja. No to jakżeście mie to zaproszenie dali, to żem przyszła. A co, może se księciową zostanę.

–  Ale…

–  Nie ma „ale”. Gdzie ten książę? – przeklęta paskuda najwyraźniej nie zamierzała ustąpić.

–  Niech ktoś przypilnuje mojego syna, dość już było kłopotów przez jego pomysły i eskapady – rozkazała królowa, po czym zwróciła się do Trudy.

–  Moja droga – powiedziała z naciskiem, nadal otaczając ramiona nowoprzybyłej żelaznym uściskiem – Bądźże rozsądna. Utopcule poślubiają utopców, a książęta księżniczki, taki zawsze był porządek świata. Jeżeli w Błotnym Bajorze tęsknicie za splendorem i elegancją, osobiście zorganizuję dla waszych panien kurs „Projekt Dama” i zasponsoruję królewski bal pod patronatem Królewny Żabki. To co, będziesz grzeczna i wrócisz na swoje bagno?

–  Jakie bagno? – zdziwiła się utopcula. – Ogry i wodniki na bagnie mieszkają, nie utopce, Wiem, bo mi ta ździra, wodnica Wanda, zwinęła poprzedniego absztyfikanta. W sumie ty, pańciu, chyba nic nie wiesz o nas, co nie? A teraz żegnam panią i idę się przedstawić księciowi.

–  Ta dzisiejsza młodzież… – westchnęła madame Latasse. – Te to wiedzą, czego chcą!

–  Droga panno Trudo – spytała królowa – czy widzi tu pani jakieś osoby do pani podobne? Jakiekolwiek? Panny z plemion, nacji i gatunków innych niż ludzki? Bo jeśli nie, to, hmmm, może pora uznać, że to nie jest impreza dla ciebie? Ludzie zawsze byli elitą naszego królestwa i tak już pozostanie.

To niewiarygodne, ale czyżby w głosie jej królewskiej mości było słychać zniecierpliwienie? Najjaśniejsza pani pobladła – można by wręcz powiedzieć, że niemal zzieleniała.

Truda utopcula rozejrzała się po sali, gdzie wśród złoceń, zwierciadeł, luster i luksusu sto dwadzieścia osiem kandydatek na królową wpatrywało się w nią z najszczerszą nienawiścią.

–  No i co? – ponagliła najjaśniejsza pani. – Kogo tu widzisz?

–  No, tam na ten przykład jest troll – odpowiedziała Truda, wskazując na blondynkę w obcisłej sukni, podnoszącą właśnie do ust wytwornego cukiereczka. – Niejaki Larwakit. Znam go. Jest uzależniony od czekoladek, tych bardziej ę ą, co to ich nie sprzedają na targu przy moście. A tyle my se głowy łamali, skąd je bierze! No ale to, że moja matka chrzestna do szkół nie chodziła i gówno, z przeproszeniem jaśnie państwa, umie w kwestii tego, co i owszem, to nie jest moja wina i…

–  Dziecko, dziecko! – powiedziała pobłażliwym tonem królowa i pokręciła głową. – Ależ ty masz wyobraźnię! Nie mam pojęcia, o czym mówisz w kwestii matki chrzestnej i o co tu chodzi, ale nieważne. Natomiast co do rzekomego trolla… Wiesz, panna… Yolanda, nie mylę się?… panna Yolanda jest córką znanego właściciela kamieniołomów i na pewno nie wygląda mi na trolla. Ani nawet na trollicę. A jeżeli próbujesz zasugerować, że to magia, to wiedz, że w murach tego zamku tkwią tysiące, dosłownie ty-sią-ce formuł antymagicznych. Każde zwierciadło na tych ścianach odbija prawdę i tylko prawdę. W związku z tym żadna iluzja, poprawiająca urodę, nie przejdzie w naszym pałacu. Jeżeli mój syn ma dostać za żonę najpiękniejszą, dostanie najpiękniejszą. Mamy tu najbardziej obiektywne i niezawodne sposoby pomiaru.

Spojrzała w moją stronę. Nie pozostało mi nic innego, jak podziękować wzrokiem.

–  Ale, Prunelko, ta młoda dama ma trochę racji – rozległ się niespodziewany głos.

Madame Latasse, stareńka matka chrzestna królowej, nie siedziała już obok mnie. Pojawiła się z powrotem w moim polu widzenia, tym razem jednak stała przy samej najjaśniejszej pani, opierając się o laskę z diamentową główką.

Dworzanie, damy, huzary i sto dwadzieścia osiem kandydatek na nową królową wbiło wzrok w kruchą staruszkę o białych jak porcelana włosach. Książę opuścił lornetkę.

– Ależ co to mateczka wygaduje! – królowa próbowała jakoś opanować rosnący chaos – Niech sobie madame wróci na miejsce, byle spokojniutko, i czegoś się napije. Meliski najlepiej.

–  Dziecko, przecież ty na pewno pamiętasz, prawda? Ja tu muszę bronić honoru naszej profesji. Pamiętaj: magia matki chrzestnej działa zawsze i niezależnie od dowolnych zaklęć ochronnych. Jak byś ty, driada, została królową bez tego? Że już nie mówię o sobie, biednej porcelance? Zapewniam, od tamtych czasów niewiele się zmieniło…

–  Mam zaproszenie, sama żem z błota wyjęła, jak wleciało – doprecyzowała ni w pięć ni w dziesięć utopcula.

–  Myślę – przerwała jej lodowato królowa – że…

Nigdy nie dowiedzieliśmy się, o czym myślała najjaśniejsza pani, bo w tym momencie rozległo się głośne „Bim-Bam!” „Bim-Bam!”, „Bim-Bam”.

Królewski zegar zaczął wybijać północ.

Grubo ponad trzy czwarte ze stu dwudziestu ośmiu panien rzuciło się w panice w kierunku drzwi.

– Zaklęcia spadają! – zawołała madame Latasse!

–  Jakie zaklęcia? – jęknęła królowa. Dałbym słowo, że z jej ust, teraz już niemal całkiem zielonych, wyrwało się słowo powszechnie uważane za wulgarne.

–  Zaklęcia matek chrzestnych! Jak myślisz, czemu ludzie płacą takie pieniądze moim absolwentkom? Spełniamy wszelkie życzenia! Zmieniamy losy! Tylko pamiętaj! – Madame zaniosła się głośnym śmiechem – Wróć przed północą!

–  Coś ty narobiła! – wrzasnęła królowa. – Co się tu, do zbója drwala, dzieje?!

Działo się, plus minus, pandemonium i istny koniec świata, a zwierciadlane ściany wiernie to odbijały. Wielki troll w bardzo skądinąd udanym makijażu i pękniętej na plecach błękitnej sukni przepychał się w kierunku drzwi, a wokół kłębiło się całe mrowie istot wszelkiego rodzaju. Spod sufitu spadło co najmniej szesnaście szklanych pantofelków, zgubionych przez odlatujące sylfidy, syreny i strzygi. Ogarnęło mnie przerażenie – a co, jeśli któryś mnie trafi?! – ale szczęśliwie spadły prosto pod kopyta galopującej centaurzycy, w której grzywę wczepiła się spora harpia. Nieliczne i mocno wystraszone ludzkie panny najwyraźniej nie wiedziały, co robić – ewidentnie etykieta nie podpowiedziała im właściwej reakcji. Wokół nich przebiegały brodate krasnoludzice, włochate mamuny i łyse koboldówny. Podobno była też co najmniej jedna wampirzyca, ale z oczywistych powodów akurat jej nie udało mi się zauważyć. Zegar bił. Madame Latasse zanosiła się sztucznym śmiechem, brzmiącym z każdą chwilą bardziej jak porcelanowe dzwoneczki. Królowa klęła.

– Ludzie, szkalujom! Truda! Coś mie obgadała, że ci topielca ukradłam, kłamczucho? Nikogo nie kradłam! Też jestem panienka! Myślałam, że jesteśmy psiapsióły, a ty mie tu tak, przed królową… – zawodziła blada wodnica w rozpadającej się sukni ślubnej.

Jedyną osobą, która uparcie pchała się w przeciwnym kierunku, była autorka całego tego zamieszania, szkaradna utopcula.

–  Panie książę? Panie książę? Gdzieś pan jest? – wołała.

Zegar wybił ostatnie „Bim-Bam”. Wszystkie zaklęcia spadły. Królowa wyciągnęła liściaste ramię i złapała upadającą madame Latasse, ratując ją przed rozbiciem się na marmurowej posadzce. Jelenie rogi wyrosły na głowie portretu króla.

– Dość! – krzyknęła królowa, machając gałęziami. – Spokój!

–  Panie książę? Panie królewicz? – powtarzała utopcula.

Książę w końcu znalazł się w moim polu widzenia. Dalej miał na sobie elegancki balowy strój, ale muszę przyznać, że haftowany frak nie prezentował się aż tak dobrze na gnijącym ciele zombie.

–  No cześć, Trudziu – powiedział niepewnie.

–  Topik? – utopcula spojrzała na niego z niedowierzaniem. – To ty? Ty… ty gnacie złamany, ty… ty jajecznico niedopieprzona, ty kupko żołędzi, ty…

–  Trudzinko, wybacz! Ja ci nie uciekłem, to matka i jej ludzie mnie porwali! Trzymali mnie zamkniętego w zamku i…

–  Wszyscy mnie wyśmiewali! Całe bajoro! Ja byłam już gotowa do ślubu, białe koszule na sznurze schły…

–  A wiesz, jak ja cierpiałem! Kochałem cię od pierwszej chwili, kiedy mnie, pijanego topielca, ożywiłaś pocałunkiem w bajorze! Wybacz, że nie powiedziałem, kim jestem! Łudziłem się, że nam się uda, ale nieludzie matki mnie znaleźli! Wywlekli siłą ze stawu, wpakowali do trumny i zawieźli do pałacu! I chciałem do ciebie wrócić, ale nie było okazji!

Utopcula obrzuciła go badawczym spojrzeniem.

–  No dobra, może ci wierzę, Ale kochasz mnie dalej, Topciu? – zapytała.

–  Kocham cię, Trudzinko!

–  Kurde, będę musiała przeprosić Wandę – mruknęła Truda.

–  Weźmiesz ją za druhnę! – zawołał książę.

–  A wezmę! I ciebie też wezmę!

Zombie i utopcula padli sobie w ramiona.

Po długim i namiętnym, a jednocześnie ostrożnym pocałunku (całowaliście kiedyś zombie?) książę wziął Trudę za rękę i zwrócił się do królowej.

–  Mamo, wybrałem. Bez dyskusji, proszę.

Jej królewska mość wybrała dumne milczenie – może dlatego, że niesforne listowie zarosło już całą jej twarz.

Jej syn tymczasem wziął maszkarę pod rękę, a ona oparła głowę na jego sinym ramieniu.

–  Co więcej, mamusiu, potwierdzimy to oficjalnie. Zgodnie ze zwyczajem królestwa – dodał zombie-książę.

On i utopcula odwrócili się ku mnie, aż ich oblicza – zielona gęba utopculi i sina twarz zombie, z mlecznymi oczami i gnijącym nosem – w pełni odbiły się w mojej tafli.

–  Lustereczko, powiedz przecie – uroczyście rzekł książę – kto jest najpiękniejszy na świecie?

A ponieważ złotą maksymą, jaką wtłukuje się (uh!) nam wszystkim, jest, że magiczne zwierciadła dzielą się na uprzejme i rozbite, nie pozostało mi nic innego, jak ogłosić:

–  Oczywiście wy, kochani!

Koniec

Komentarze

Przezabawna gra z oklepaną historią Popielatej Elki! Czytając czułem się, jakbym oglądał skecz kabaretowy (gdyby kabarety były zabawne rzecz jasna). Parafrazując Tomasza Hajtę, przysłowiową truskawką na torcie był troll przebrany za babę. Czy może być coś śmieszniejszego? I to romantyczne zakończenie… Nie płakałem tak od czasu, gdy Titanic na końcu filmu wreszcie pocałował dno morskie!

 

A ile tu smaczków, nawiązań! Moje ulubione fragmenty:

 

roli, jaką odegrała w małżeństwie królowej ze świętej, powiedzmy, pamięci królem

Jeżeli w Błotnym Bajorze tęsknicie za splendorem i elegancją, osobiście zorganizuję dla waszych panien kurs „Projekt Dama” i zasponsoruję królewski bal pod patronatem Królewny Żabki.

Niech sobie madame wróci na miejsce, byle spokojniutko, i czegoś się napije. Meliski najlepiej.

A tu pojedyncza cząsteczka dziegciu w postaci literówki ;-)

utopcula z Błotnego Bajora

Zabawna historia :)))

Biedna Truda, będzie miała teściową z piekła rodem :(

 

Podobała mi się narracja (gawędzirsko-plotkarska) z zaskakującym twistem na końcu, gdy odkrywamy tożsamość narratora.

Najmniej podobały mi się współczesne wtrącenia typu “psiapsióły”, myślę, że nawet w konwencji kabaretowej można to było ograć baśniowo.

 

Pozdrawiam :)

Bardzo udana zabawa ze znanymi baśniowymi motywami. Temat pojedynku (jeśli go dobrze pamiętam, konkurs piękności potworów? nie mogę się dogrzebać w wątku pojedynkowym) potraktowany niemal dosłownie, ale pomysłowo. Konwencja baśniowo-bajkowa nie pozostawiała tutaj wiele miejsca na zaskakujące zakończenie i niespodziewane zwroty akcji, bo wszyscy wiemy, że niepozorna utopcula po prostu musi zostać księżniczką. Ciekawym sposobem na wprowadzenie elementu tajemnicy i twistu na koniec jest narrator, nad którym zastanawiałam się przez cały czas czytając.

Wpadki językowe, jeśli były, to na tyle nie rażące, że nie zostały w pamięci.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Bardzo sympatyczna i pełna humoru antybajeczka.

Miałam wrażenie, że Matka Chrzestna nawiązuje do Shreka. Potem doszłam do wniosku, że to po prostu jeden z elementów Kopciuszka. Ale w końcu wróciłam do pierwotnej koncepcji – darcie łacha ze świata baśni właśnie z tym mi się kojarzyło.

“Trójkę wybierz, panie”.

Tożsamość narratora też ciekawa. Tylko czy nie powinien mówić o sobie w rodzaju nijakim?

 

Babska logika rządzi!

Powinien, i taki był zamiar. Umknęło w jednym miejscu, które pozwolę sobie poprawić, bo myli. Dzięki za zauważenie.

ninedin.home.blog

Miś przeczytał oba teksty i uważa, że sprawiedliwie będzie przyznać remis.

Jakże się cieszę, że okoliczności tej historii splotły się tak szczęśliwie, że Truda dopięła swego, a jej marzenie spełniło się. Pyszna to opowiastka, świadcząca o znakomitym poczuciu humoru Anonimki i niezwykłej umiejętności humoru tego świetnego zaprezentowania. ;D

Pędzę do klikarni! ;)

 

Ksią­że zde­cy­do­wa­nie do­rósł już do wieku… → Literówka.

 

dwu­skrzy­dło­we drzwi. Do któ­rych wła­śnie… → Czy tu aby nie miało być: …dwu­skrzy­dło­we drzwi, do któ­rych wła­śnie

 

-– „W dniu je­de­na­stym mie­sią­ca bie­żą­ce­go… → Zbędny dywiz przed półpauzą.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo przyjemny tekst, uśmiechnęło kilka razy.

 

Takie miałam skojarzenie: we współczesnym wydaniu byłby to bal influencerek, a gdyby filtry opadły jak zaklęcia, też można by się czasami nieźle zdziwić :D 

Zacznę do tego, że to jak do tej pory najlepszy pojedynek. Obydwa teksty są dobre, naprawdę.

Przy tym jest to starcie, które – tak mi się wydaje – rozstrzygnąć będzie najłatwiej, bo jedno z opowiadań (już nie szortów), jest wyraźnie lepsze.

Najpierw przeczytałem “Piękno” i muszę powiedzieć, że klimat chwycił od razu. Pięknie było ono napisane, malowało przed moimi oczami wszelkie te bestie i maszkary. Później przyszedł czas na rozwinięcie fabuły i tu tez nie mam zastrzeżeń – pomysł bardzo ciekawy, by spersonifikować Magię i jednocześnie uczynić ją przeciwniczka stworzeń magicznych. To było oryginalne i w tym pomyśle drzemie potencjał. Podobało mi się również wykorzystanie tego “kanonu urody” i uczłowieczanie potworów, co jest chyba elementem z jeszcze większymi możliwościami, które gdzieś drzemią pod podszewką. Od razu mi się skojarzyło to przedstawianie potworów w popkulturze, gdzie są coraz ładniejsze, albo gdzie takie smoki z gadzich bestii stają się czymś na podobieństwo ludzi. Tekst niesamowicie pobudza wyobraźnię.

Tylko zakończenie pozostawiło trochę niedosytu, bo opowiadanie skończyło się szybko i prosto. To wydaje mi się jego jedyną wadą. Polecałbym autorowi wziąć ten tekst, ten pomysł, obrócić w myślach jeszcze kilka razy i wyskrobać z tego dłuższe opowiadanie. Na pewno warto!

Przy okazji – tak mi się wydaje – że autorem tego tekstu była ninedin. Coś widzę takiego w stylu, co każe mi tak sądzić.

Jako drugie czytałem “Powiedz” i szczerze pierwsze zdanie kompletnie nie zapowiadały tego, co otrzymam. Jakże ja się zdziwiłem, jak dobry był ten tekst! Fantasy podszyte absurdem i groteską, a jednocześnie przekazujące nam pewną prawdę o ludziach. Moment, kiedy zaklęcia spadają, jest genialnie pomyślany i opisany. Szczerze gratuluję ci, autorze, że miałeś tutaj tę odwagę, by się nie ograniczać, by co chwila iść krok dalej. Najpierw troll, potem większość panien, potem się okazuje, że i królowa, a na koniec nawet książę udaje kogoś, kim nie jest – znakomicie to kontrastuje z tymi słowami, że dwór to tylko ludzie, że ludzie są elitą… I doskonale przedstawia to, jak ludzie w życiu udają kogoś, kim nie są. Jak udają dosłownie wszyscy. To jest mocne. Potem jeszcze dostajemy kolejny absurdalny twist, bo się okazuje, że książę kocha naszą brzydulę. Po prostu jazda bez trzymanki.

Przyznać jednak muszę, że głupotek fabularnych w tym tekście jest sporo. Ot, chociażby Królowa Matka witająca przybłędę na sali! (jak ona w ogóle wdarła się do zamku?) I jeszcze prosząca grzecznie, by ta sobie poszła. A gdzie straże? Gdzie rozkazy? Jej zachowanie w ogóle nie przystaje do zajmowanej pozycji.

Po drugie książę, który wychodzi na to, był pijaczyną i błąkał się bez obstawy, a nawet trafiło się, że utonął. Do tego wybrankę swego serca zauważa dopiero na sam koniec, jakby wcześniej nabrał wody w usta. I w ogóle czemu on był człowiekiem? W końcu jego matka to driada i jeśli patrzeć na to, jak jest przedstawiona w tekście, to jest bardziej rośliną. :P

Po trzecie: skoro nawet z królowej zaklęcie spada, kiedy wybije północ (rozumiem, że trzeba to zaklęcie co ranek odnawiać, stąd bliskość Matki Chrzestnej), to po kiego grzyba organizować bal trwający do północy? Tym bardziej, że wówczas wszystkie panny mogły zobaczyć, że książę to zombie?

No i wreszcie: jeżeli magia matek chrzestnych jest tak powszechna w użytku, to po co w ogóle zabezpieczenia antymagiczne, skoro na nią nie działają i skąd ta pewność, że nikt nie jest zaczarowany?

Rozumiem jednak, że tutaj autora poniósł absurd i to z gatunku tych szlachetnej próby, bo pod nim znajduje się przesłanie, więc mogę przyjąć istnienie tak osobliwie działającego królestwa oraz nielogiczności w decyzjach bohaterów – w końcu to też element absurdu.

W dodatku jest to tekst idealnie skrojony pod tę liczbę znaków, niczego mu nie brakuje, nie ma poczucia, że coś mnie omija (i wcale nie chodzi o skrótowość, czy nieskrótowość – w większej liczbie znaków to opowiadanie mogłoby już nie mieć swojego uroku). I to “Powiedz” koniec końców daje wyższą notę, choć głosowanie za pomocą gwiazdek w ogóle mi się nie podoba.

Warsztatowo również bardzo dobrze i do tego dowcipnie, a pewne elementy powodowały, iż miałem wrażenie, że autorem tego tekstu jest Tarnina… ona jednak nie bierze udziału w pojedynku, więc stawiam na Ananke. :P

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Bardzo, ale to bardzo wyrównany pojedynek i – tak jak powiedział Geki – najwyższy poziomem z dotychczasowych.

Technicznie – bliżej mi do “Piękna”, uważam go za poprowadzony bardziej plastycznym, literackim językiem. Owszem, momentami nużyło mnie nagromadzenie charakterystyk postaci, które to cechy były też dość powtarzalne (część ludzkiego ciała X w części potworzego ciała Y). Mimo to na tej płaszczyźnie punkt dla ninedin :) Jednak na poziomie dialogów zdecydowanie wygrywa “Powiedz” od, jak sądzę, Ananke.

Fabularnie lepsze jest dla mnie “Powiedz”, ale dosłownie o czubek pantofelka. Swoboda prowadzenia historii, duży luz we wplataniu nowomowy/popkulturowych powiedzonek, plot twist z zaklętymi w księżniczki potworzycami i finalne ujawnienie narratora – to zaowocowało przyznaniem punktu na rzecz tego opka, chociaż na moment skrzywiłem się, gdy padło określenie “zombie”, tak cholernie niepasujące do reszty maszkar. W istocie dopiero finalny plot twist odwrócił bieg pojedynku :) Z kolei w “Pięknie” podobało mi się wiele rzeczy, zwłaszcza myśl przewodnia, ale także ukazanie sytuacji konfliktowej od strony potworów, uczynienie z magii naiwnej wspólniczki człowieka oraz finał z przedstawieniem nas takimi, jakimi jesteśmy. Niestety, początek jest nieco chaotyczny, pojawiło się u mnie drobne zagubienie, zresztą towarzyszyło mi ono też fragmentarycznie w wątku z polewikiem.

Pod względem bohaterów zdecydowanie wyróżnia się Truda utopcula, zresztą część postaci drugorzędnych również wypada jaśniej, niż bohaterowie “Piękna”. Tu znów punkt dla Ananke.

Mógłbym się dłużej rozwodzić, ale przedpiścy sporo już powiedzieli i zasadniczo się zgadzam. Także w tym momencie milknę i ogłaszam – “Powiedz” jest dla mnie zwycięzcą :)

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Tym razem łapania nie będzie, boć to bój na śmierć i życie (albo na gwiazdki). I zgadujcie sobie, co mi nie podeszło :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wyłamię się, według mnie to Ninedin napisała “Powiedz”, a “Piękno” jest autorstwa Ananke. Może się mylę, ale mam stawiam 9/10, że tak jest. 

Oba opowiadania są napisane dobrze, ale “Powiedz” ma krystaliczną przejrzystość obrazowania, która znamionuje niezwykle doświadczone pióra. Właściwie powinienem być ostrożny, bo nie znam możliwości Ananke, więc… no cóż, kto wie. Może, może… I właściwie są pewne poszlaki, wskazujące na taki właśnie scenariusz. 

Więc może przedpiścy mieli rację? ;D

Zabawne są te zgadywanki. Ale jeśli tak jest, to Ananke ma obłędnie mocne wejście na forum ;)

I zgadzam się, że pomysł w “Piękno” jest chyba bardziej oryginalny, a postacie ciekawsze. 

Ale za to “Powiedz” jest napisany tak wesoło, tak zadziornie i z takim pazurem, że zwyczajnie nie mam wyboru. Dla mnie to zwycięzca konfrontacji.

Aczkolwiek nie uważam, żeby była to łatwa walka, bo oba teksty są bardzo przyzwoite. Dla mnie to wybór między tekstem dobrym i lepszym ;)

I nie doszukiwałbym się tutaj jakichś drobnych nieścisłości w fabule, bo klasyczna konwencja bajkowa wiele wybacza.

Tak czy owak, wielkie brawa dla obu uczestniczek! 

 

Słuchajcie, Anonim usuwa tagi przy opowiadaniu (bo mu powiedziano, że wtedy nie będzie go, przy wejściu do biblio, na pierwszej stronie). Chodzi o to, że wtedy tekst by się odanonimizował, a obie Anonimki mają chyba sporo radochy z tych spekulacji, kto co napisał :)

ninedin.home.blog

Nie jestem pewna, czy usunięcie tagów zadziała. IMO, pewność daje tylko nieruszanie pola na fragment reprezentacyjny. Jeśli się coś tam wstawi, a potem usunie, to chyba i tak pójdzie notka na główną.

Jeśli Anonimka sobie życzy, mogę tymczasowo wycofać swój klik biblioteczny, żeby margines błędu się pojawił.

Babska logika rządzi!

Anonim się chyba właśnie odanonimował. Albo inteligentnie nam tu gra na nosie, swoją rzekomą niezajomością mechaniki forum, np wpisując tag short do tekstu, który liczy sobie 12k znaków :P

Zmieniam tag na OPOWIADANIE, faktycznie to już nie szort

ninedin.home.blog

Hej!

 

Fajny pomysł z tą bandą zakamuflowanych oryginałów :-) Całkiem przyjemny rozwój akcji, pod koniec robi się dynamicznie, a całość czyta się gładko. 

Nie przypadły mi do gustu odzywki głównej bohaterki. Za bardzo kojarzą mi się ze stereotypową wsiową babą. “Na bal se przyszłam, a co?”. “A co, może se księciową zostanę”. Najbardziej mi nie leżą te “a co”. Czytam i widzę zuchwałą grubą kucharkę :-)

Narrator rzeczywiście znakomity i chyba ten motyw najbardziej przypadł mi do gustu, choć jest w tym tekście wiele smaczków. Najbardziej ukochałam: “Spod sufitu spadło co najmniej szesnaście szklanych pantofelków, zgubionych przez odlatujące sylfidy, syreny i strzygi”. heart

Bardzo zgrabny tekst!

No, uśmiechnęło mi się :) Fajna zabawa bajkowymi motywami, która mocno mi się ze Shrekiem kojarzyła. Czytało się świetnie, fajny pomysł z narratorem, którego naturę poznajemy na koniec.

Oba opka mi się podobały, ale tu jest jaśniejszy przekaz, więc gwiazdek będzie więcej.

Kliczek się należy, ale wstrzymam się, ponieważ widzę, że mogą być problemy z anonimowością autorki.

 

PS Proponowałabym dodać w przedmowie temat pojedynku, żeby kolejni czytelnicy nie musieli mozolnie go poszukiwać w wątku pojedynkowym.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Rozkoszne, choć w pewnej chwili oczywiście czepia się czytelnika pytanie, jak to funkcjonowało na co dzień, ale w końcu nie o to w bajkach chodzi ;)

Rozumiem, że to o antymagicznych lustrach było ściemą, propagandą królewską?

A, i na początku myślałam, że narratorem, tym klamrowym, jest błazen, ale gdzieś tak w 2/3 zaczęłam podejrzewać lustro, choć co to za lustro było fajnym zaskoczeniem.

Bardzo ładne pogranie różnymi motywami nie tylko baśniowymi, także popkulturowymi.

I w zasadzie mam 99% pewności co do autorstwa tego tekstu… Jeśli mam rację, to Autorka powinna pisać więcej humoresek, bo widać, że to jej bajorko (Autorka wybaczy to sformułowanie?) ;)

 

Drobiazgi

 

Książe

literówka

 

a naszą królową…

Brak zamknięcia cudzysłowu na końcu. Plus zaraz w następnym zdaniu jest królewska mość i to mnie troszkę zbiło z tropu

 

Jej królewska mość

Chyba powinno być zawsze dużymi literami

 

pPrzeklęta paskuda najwyraźniej nie zamierzała ustąpić.

 

utopce, Wiem,

Kropka po utopce

 

To niewiarygodne, ale czyżby w głosie jej królewskiej mości było słychać zniecierpliwienie? Najjaśniejsza pani pobladła – można by wręcz powiedzieć, że niemal zzieleniała.

JKM j.w., a poza tym tu jakoś dziwnie miałam wrażenie non sequitur czy też raczej błędnego 

 

żadna iluzja[-,] poprawiająca urodę[-,] nie przejdzie

 

kKrólowa próbowała jakoś opanować rosnący chaos[+.]

 

zawołała madame Latasse!

Chyba autorkę poniosło z wykrzyknikami ;)

http://altronapoleone.home.blog

Zwarta historia i koncepcyjnie lepiej dopracowana. W scenie mamy napięcie, węzeł, za którego rozwiązywaniem mogę podążać jako czytelnik. Troszku wypadało skorygować z uwagi na „to” i krzynę zaimkozy (nie jestem nazi, ani betomatem, lecz miejscami wartałoby pokombinować, zwłaszcza że kanon na forum jest mega bezwzględny – za bardzo imho. :-( Jeszcze muszę zaznaczyć, że obie pojedynkujące się Anonimki nigdy tego nie robią, lecz niejako piszę dla potomności, aby i inni kontrolowali swoje zapędy w tym kierunku, gdyż niewiele mają wspólnego z redakcją i korektą tekstu).

„Białe koszule na sznurze schły” – rozbawiło. :-)))

Narracja lustra – ciekawa, acz trzeba byłoby ją jeszcze przyjrzeć. Koncept – przedni!

 

Drobiazgi:

,ściskał wytytłany w błocie, wymiętoszony kawa

Może – utytłany, bo Tarnina wjedzie czołgiem, źe aliteracja. ;-)

,Wszystkich cenimy tak samo, to nie żadna dyskryminacja

,poprzedniego mi ta zołza Wanda podkradła. A niby taka była moja koleżanka! Śmieją się ze mnie, rok za rokiem mija, a ja niczyja. No(+,) to jakżeście mie to zaproszenie dali, to żem przyszła.

,Te to wiedzą, czego chcą!

Uważaj, Anonimko, na „to”. Czasami bywa niepotrzebne. 

 

Edytka: obie historie w pojedynku Ananke &Ninedin są fajne. „Piękno” ma duży potencjał, lecz konstrukcyjnie słabsze, „Powiedz” jest lepsze, choć cierpi na co nieco. Dodałam Edytkę przy szortach, ponieważ pry pojedynkach o czym innym się gaduli. ;-)

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Anonim obiecuje wszystkim rzetelne, solidne odpowiedzi w najbliższym czasie.

Na razie jedna rzecz: jak to mogło funkcjonować w rzeczywistości?

 

No to się przyznam: inspiracją, poza pewną znaną baśnią, była “Podróż jedenasta” z “Dzienników gwiazdowych”. Ta z planetą robotów. Chodziło więc nie o realistyczny pomysł na świat (tu fantasy), raczej o stworzenie absurdalno-groteskowej sytuacji zastąpienia większości iksów przez igreki; w idei dużo zresztą duuużo płytszego niż u Lema, gdzie pseudo-roboty bardzo, bardzo wczuły się w role robotów i to niesie za sobą, jak się człowiek zastanowi, mocno niefajne implikacje… W szczegółach bliższy był pomysł na klimat, który przywołała w swoim komentarzu Irka_luz: coś pośredniego między Shrekiem a mocno humorystycznym pastiszem (skręcającym w parodię) księżniczek Disneya, kpinę z baśniowych uproszczeń. A jednocześnie – ja mam wielką słabość do zwykłych, zupełnie nie wybitnych postaci, everymanów postawionych w głównych rolach. I dlatego Truda jest niespecjalnie młoda, urodziwa po utopcowemu, godo czymś w rodzaju gwary, a jej jedyną ambicją jest wyjść za mąż. Ot, zwykła dziołcha, ale takie przecież też zasługują na odrobinę szczęścia w miłości, odrobinę serca czyjegoś, jedną małą chwilę radości u boku ukochanego, że tak dalej pojadę klasyką polskiej piosenki :)

ninedin.home.blog

No, klasyką polskiej piosenki to tu jedziesz ;)

http://altronapoleone.home.blog

I ciągle zastanawiam się, czy / kiedy ktoś zlokalizuje cytat z klasyki polskiej fantastyki, niezbyt dokładnie ukryty w tekście :)

ninedin.home.blog

Jeżeli nie jesteśmy gotowi uznać Małgośki za klasykę polskiej fantastyki, to chyba musi chodzić o magiczne zwierciadła dzielone na uprzejme i rozbite: nie czuję się teraz na siłach szukać tego w Sadze o wiedźminie, ale jestem prawie pewien, że musiało tam być. (Bazyliszka też można zabić takim lustrem. Jeżeli mocno zdzielić prosto w łeb.)

Nie spodziewałem się wątpliwości co do tożsamości Anonima, które widzę w komentarzach. Styl, wiadomo, zawsze może mylić, w analizę częstościową zaimków nie będę się bawił, ale zakładam, że tylko znawczyni mitologii mogła napisać o odlatujących… syrenach.

Tekst w całokształcie naprawdę przyjemny, ujmujący. Na wiele aspektów przedmówcy zwrócili już uwagę, może tylko dodam, że trafnie obrazujesz, jak wiele osób udaje kogoś, kim nie są: przed współpracownikami, znajomymi, rodziną, wreszcie przed samymi sobą. Tożsamość narratora zaskoczyła. Niby dosyć było odniesień do luster, aby się domyślić, gdy przy wejściu na scenę madame Latasse pojawia się wzmianka o ograniczonym polu widzenia, a jednak zobrazowałem sobie tylko, że przymocowany i dobrze unieruchomiony albo jako więzień, albo z przyczyn ortopedycznych.

Fabuła jakoś poważnie nie zgrzytała. Nie widzę problemu w tym, że królowa osobiście zajmuje się Trudą, bo to ewidentnie nie jest wielkie mocarstwo, a w drobnych państewkach rządzący zwykle bywają dużo bliżej ludu (i nieraz jeszcze na tym rozgrywają dla zachodniej opinii obrazek egzotycznego króla-mędrca sprawującego sądy w cieniu lipy – Bałkany przed pierwszą wojną?). Dziwniejsze, że krótka w sumie scenka rozmowy z utopculą przedłużyła bal aż do północy, co ewidentnie nie mogło być wcześniej planowane, a wręcz wszystkim bardzo zależałoby na uniknięciu tego – złóżmy to na karb konwencji.

Naprawdę drobna łapanka błędów…

doprecyzowała ni w pięć ni w dziesięć utopcula.

Napisałbym albo klasycznie “ni w pięć, ni w dziewięć”, albo jakiś całkiem szalony liczebnik (np. 9 3/4), a tak wygląda na błąd. Nie widzę też powodu opuszczenia przecinka.

– Zaklęcia spadają! – zawołała madame Latasse!

Czemu wykrzyknik w narracji?

–  No dobra, może ci wierzę, Ale kochasz mnie dalej, Topciu? – zapytała.

Wielka litera po przecinku.

 

Chyba nie będę głosował w pojedynku, ale bardzo się cieszę, że pojawiła się taka okazja do powstania smakowitego opowiadania!

Tak, to są zwierciadła (w oryginale Nehaleni), w “Mniejszym źle” Sapkowskiego, brawo Ty! Dziękuję za łapankę (jutro, po de-anonimizacji, poprawię) i miło mi, że się miło czytało :)

ninedin.home.blog

Przepraszam za komentarz pod komentarzem, ale:

 – ci, którzy myśleli, że to ja jestem autorką, mieli rację

– ci, którzy przypisali mi opowiadanie “Piękno”, powiedzieli mi w ten sposób komplement :)

ninedin.home.blog

– ci, którzy myśleli, że to ja jestem autorką, mieli rację

 

…a tym razem było to nieco trudniejsze, bo w przypadku drugiej uczestniczki nie mieliśmy “materiału porównawczego”. 

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka