- Opowiadanie: Ananke - Piękno [ANANKE VS NINEDIN]

Piękno [ANANKE VS NINEDIN]

To jest tekst na pojedynek Ananke kontra ninedin, let the best woman win!

 

Temat: Kanon urody potworów

 

Teksty można oceniać do 2 września za pomocą gwiazdek.

 

Opowiadanie Konkurentki jest tutaj

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Piękno [ANANKE VS NINEDIN]

Noc nigdy nie nadchodzi.

Piach i pył. Magia przenika przez umysł, dociera do każdej ukrytej myśli, wsącza się w nią jak trucizna, niczym kurz osiada na ciele. Nie ma ucieczki, nie ma wyboru, jest tylko duszne przyzwolenie. I kolce opuchnięte od gorąca. Łuski wybrzuszone na popękanej skórze. Krew wrząca niczym magma w pobliskim ignivie.  

– Wróćmy, Warginie… – Aszi kładzie pysk na czarnym, sypkim piachu. Gdyby nie szmaragdowe skrzydła i czerwone oczy, mogłaby wtopić się w otoczenie. Ma długie, szorstkie ciało i ogon z ostrym kolcem. Na jej grzbiecie widnieje ślad płomienia: naznaczenie. – Ja już nie dam rady.

– Wrócimy… – Wielki czarny kot wciąga w nozdrza piach, też leży, ledwo się rusza, brakuje mu sił. Łapy ma czarne, brudne, pokryte zaschniętą krwią. Sierść wypada, nie błyszczy jak dawniej, przeszkadza. Magia wyżera każdą tkankę myśli, zabiera wspomnienia, zwodzi. – Teraz wysycz naszą historię, wywerno… Chcę przypomnieć sobie początek…

– W czasach, gdy wolne stworzenia nie były prześladowane… W czasach, gdy niebo ciemniało, nadchodziły noce i prawdziwe cienie…

– Tak, tak, cienie… – Wargin mruczy z zadowoleniem, przymyka oczy. Stapia się w jedność z bólem, przestaje go czuć tak, jak wcześniej. Akceptuje, pozwala magii na zaciśnięcie pętli na umyśle. Naznaczenie to wyrok i nic go nie powstrzyma.

– Noc spłynęła na świat powoli, przystrojona w blady księżyc.

– Nie pamiętam smaku nocy… Pachniał polowaniem? – Wargin powstrzymuje odruch wylizania łapy posklejanej krwią. – Pewnie tak… Sycz, wywerno, sycz.

– Najpierw przyciemniła niebo, ochłodziła powietrze, odprawiła złociste promienie. Później zatańczyła z różowymi blaskami, przegnała słońce za horyzont, żeby wyostrzyć srebrną lunę. I rozsypała gwiazdy na mrocznym szlaku.

Ignivo – złowieszczy wulkan bulgocze, pieni się, tryskają ciemne krople. Wsiąkają w piasek, tworzą kamyczki podobne do koralików, błyszczące jak oczy drapieżnika na pustyni. Jest jasno, tak jasno, że widać każdą drobinę czarnego piasku. Słońce zastyga nad rozmawiającymi niczym wyrok. Dla naznaczonych jego ruchy są niewidoczne. Noc nigdy nie nadejdzie.

– Krążyła pośród wolnych stworzeń jak słodka krew. Tworzyła cienie i dodawała odwagi. – Aszi czuje, że język ma sztywny, dziąsła rwą dokuczliwie. – Zauważyła to przepełniająca powietrze magia. Mało jej było, że pomagała złym ludziaszom o krwi słodkiej do wypicia przy blasku księżyca. W swoim zadufaniu uznała, że zabierze noc, aby wolne stworzenia zniewolić w jasności. Podstępna magia oplotła noc swoją siłą, próbując wycisnąć z niej mrok, odebrać to, co najpiękniejsze.

Wargin prycha ze złością. Wywerna kontynuuje:

– Lecz noc znała gwiazdy, które strzegły ją przed agresją nieprzyjaciół. Wezwała je na pomoc, a gwiazdy rozproszyły magiczną moc, rozsiewając ją po całej ziemi.

Aszi nie porusza językiem, mówi dalej bez własnych słów, jakby historia płynęła w powietrzu bez jej udziału. Jest gorąco, ignivo wrze, smród rozkładu wiruje w powietrzu razem z czarnym piaskiem.

– I tak oto magia wpadła do źródeł i oceanów, wcisnęła się w szczeliny skał i na szczyty drzew, wypełniła przypadkowe istoty swoją lepką obecnością. Rozsypana po świecie, nie zmarniała jednak i nie zniknęła. Urosła w siłę, gdyż na podatny grunt była wrzucona.

– Przeklęta magia… – Wargin ledwo otwiera oczy. – Prześladowca…

– Wolne stworzenia zalał deszcz magicznej świadomości, wydobył z nich światło, poskromił dzikość, podarował mowę i kanon urody.  

– Zabrała… wszystko nam zabrała… – Wargin oddycha ciężko, chrapliwie, świszcząco. Nie otwiera oczu. Pamięta, pamięta ten czas spowity dymem ogniska. Pamięta też nowe zasady dotyczące polowania. – Tak, ten początek… Sycz, wywerno, sycz… Opowiedz naszą historię do końca. Chcę umierać pamiętając, za co tu trafiłem.

Ignivo w nagłym wyrzucie czarnej magmy zalewa wnętrze przezroczystej bańki. Wargin umiera szybko, pozwala dostać się substancji do płuc. Wywerna ma zaciśnięte szczęki, wstrzymuje oddech. Ostatni raz patrzy na świat, który ponownie wraca do początku sprzed kilku godzin. Magia igniva dodaje im odrobinę siły. Akurat tyle, ile potrzeba do egzystencji na marnym poziomie. Pętla trwa.

 Wciąż dzień, gorące słońce, kuszenie magii. Zaakceptujcie kanon – rozpływa się w dusznym powietrzu – uwolnijcie się.

Wargin przypomina sobie tamten dzień, który wydarzył się całą ognistą wieczność temu.

 

***

 

– Trzy gałki oczne, dwie kości wyjęte na żywca przy pełni księżyca, sto łusek krwi od miłego ludziasza… Co?! Jak to miłego? To wymarły gatunek!

– Och, Ejlo. – Wywerna Aszi macha ogonem, uderza kolcem o skały, tworzy w nich półokrągłe zagłębienie. Stoją tuż nad przepaścią, wokół otaczają ich wielkie szczyty gór. Chłód poranka jest widoczny w wilgotnych od rosy chwastach. Wargin obserwuje ich nieporuszony. Nie zauważyli go. – Kolce mi puchną od twojego zrzędzenia. Przynieś ingrediencje i już.

– A nie możesz… no tego… zapolować?

– No wiesz! – Aszi wypuszcza z nozdrzy kłąb dymu. Stojący przed nią polewik posapuje z niechęcią. Wzrostem nie sięga nawet do uda wywerny, przypomina trochę pokurczonego krasnoluda. Jego szara skóra jest jak wyjałowiona ziemia. – Taka czysta? 

– To po co stałaś na deszczu? Zmył z ciebie cały brud, a tera muszem latać po te twoje ingriediencyje.

– Chcę się odpowiednio prezentować. – Aszi unosi giętką szyję. – Wiesz jak lubię, kiedy uciekają przed samym zapachem krwi. A jak mam kawałek kości w paszczy, to nawet najbardziej wyszczekani milkną. Martwi mnie tylko nieokiełznana moc nieznanego.

– Co? – Polewik pociera szpiczasty, siny nos. – Jaka znowuż moc?

– Nie czujesz? – Aszi wdycha powietrze. – Śmierdzi magią. Może nas spotkać to samo, co wolne stworzenia z pobliskich bagien. Bo wiesz, nasz odpychający wygląd i zabawy z przerażonymi ludziaszami, co nie mają odwagi uciekać, przestały się podobać magii. Odwieczna równowaga planuje coś z tym zrobić.

– Nie słyszeliście?! – Wargin zeskakuje z występu skalnego. Patrzy tylko na Aszi, polewika nigdy specjalnie nie lubił. – Nowy kanon już jest.

– Że co niby? – Ejlo drapie się po głowie. Z jego brody wygląda mała mysz polna.

– Przepis na nasz wygląd, magiczna recepta na wszystko – wyjaśnia miękko Wargin, lecz w jego słowach pobrzmiewa drwina.

– A, to! – Polewik wciska ręce do kieszeni podartej, ubłoconej szaty. – Agh! Dopiero co wytępiliśmy ludziaszy z południowych granic, przez te nowe zalecenia znowuż nawrócą. 

– Och, Ejlo! – Aszi kręci płaskim łbem. – Musimy coś zrobić, nie mogą nam rozkazywać! Podobno jeśli nie dopasujemy się do kanonu, to zostaniemy odrzuceni. 

– Ghmm… – mruczy pod słomianym zarostem polewik. – Zmykaj, Kłopocie! – szepcze do myszy, zaganiając ją z powrotem do brody. – Ten kanon urody narzuca ograniczenia. Cokolwiek nie zrobisz, będzie źle. Nie tak, jak myślą inni.

– A co myślą inni?

– Tak ogólnie myślą, że to… eee… słabo przemyślane… – Ejlo gładzi słomianą brodę. – A tak mniej ogólnie, to sądzą, że z dupy wzięte. Nie pasuje do nas… Ale w sumie…

– Kanon już powstał i nic nie poradzimy. – Wargin ostrzy pazury o kamień. – Według niego wolne stworzenia powinny mieć w sobie ludzki pierwiastek. Chodzić na dwóch nogach. Rozmawiać. Wtapiać się w otoczenie.

– Ja na dwóch nogach? – syczy wywerna. – Rozmawiająca z ludźmi? To bezczelność!

– Więc co zrobimy? – Wargin obserwuje Aszi oczami pełnymi rozmigotanych plam.

– Bunt! – Wywerna uderza ogonem, tworząc zagłębienie po drugiej stronie. Skały drżą. – Żadnych kanonów piękna! Tylko krew, brud i chrząstki między zębami!

 – Ja tam nie wim… – Polewik wyciąga z obdartej kieszeni małą flaszkę pszenicznego samogonu, pociąga spory łyk, nie zwraca uwagi na polną mysz wystawiającą pysk z brody, żebrzącą o kilka kropel bimbru. – Mam trochu urody ludziaszów. – Kolejny łyk. – Jakoś się wtopię. – Znowu łyk i połowa flaszeczki opróżniona. – Zamieszkam w sianie na wsi? 

– Nie ma już żadnych wsi na naszych terenach! – Aszi patrzy gniewnie na polewika. Tuż za nim majaczą odległe, zamglone szczyty skąpane w kłębach smrodliwego dymu. Przed nimi są tylko nagie skały. – I nie będzie ich poza Wielkimi Szczytami. Wypowiemy wojnę ludziom i magii. Przynieś mi te składniki, Ejlo, magia niedługo nadpłynie, czuję to… 

Ejlo mamrota pod nosem, sięga po spis. Odchodzi bez pożegnania. Wargin rusza za nim, bezszelestnie niczym koci demon. W drodze polewik wypija trochę samogonu, częstuje myszkę, po niej drugą i trzecią, dopiero przy czwartej zaczyna bełkotać, że te osiem myszek w jego brodzie to prawie mysia armia. Trasa znad przepaści nie jest długa, prowadzi jednak dość krętą ścieżką i zataczający się polewik włazi w krzaki, dopijając resztę flaszki, ukryty przed światem.

– W dupie… hik! mam te bunty… hik! Sami se róbcie te prze… hik! wratajce…

 

***

 

– Żądamy prawa do skóry pachnącej ludzką krwią! Do sierści naoliwionej wnętrznościami wrogów! Niech pazury i kolce pełne będą zaschniętych ścięgien! A zęby wypełnią resztki chrząstek! To jest nasza prawdziwa natura!

Wywerna syczy w oparach dymu, lata nad zebranymi stworzeniami. Jej oddech przepełnia mieszanka surowego mięsa, lnu i świeżo skoszonej trawy.

– Precz z kanonem urody! Żadnego udawania ludzi! Nie będzie rusałek i topielców obmytych w górskim źródle! „Nie dla smoków o lśniących łuskach! Żadnych wampirów o twarzach bez śladów krwawej uczty!

Wargin rozdaje symboliczne ulotki sporządzone na liściach. Postuluje głównie o możliwość chodzenia na czterech łapach. Zgromadzone wśród skał wolne stworzenia zaciskają pięści, sapią i obnażają kły. Większość śmierdzi resztkami jedzenia i krwi, dwa trolle nadchodzą od południa, targają ostatnie posiłki ze sobą, znaczą czerwoną posoką ścieżkę.

– Kanon urody zakłada zmiany! – grzmi wywerna. – Zakazuje naszej naturalnej dzikości! Chce nas ułaskawić, upodobnić do ludziaszy!

– Nie znoszę żywych ludziaszów! – charczy ghul, obgryzając rękę trupa. Jest w przysiadzie, zgarbiony i pochylony jak goryl. Ma siną, gnijącą skórę. Ostre zęby wystają z otwartych ust.

– Szcho ten… kahano… od naszsz… chsze? – Bazyliszek zatacza się lekko, wypluwając kawałki słomy. Na deser zjadł pewnego dezertera, w którego krwi płynęły procenty. Teraz odbija mu się pszenicznym samogonem.  Bazyliszki mają bardzo słabe głowy.

– No jak to co – prycha południca pokryta krwawymi ozdobami z ludzkich kości. – Narzucić nam, jak mamy wyglądać. Co jest dozwolone, a co nie.

– O to, to, to! – dodaje Baba Jaga. Jej siwe włosy pełne są resztek pieczonego mięsa. – Moje ciało lubuje się w krwawej saunie… A zakażą takich rozrywek! Bo jakby nagle przyleźli ludziasze, to by oszaleli ze strachu! Kanon mówi też: żadnych śladów ludzi na innych stworzeniach. Głowę będę musiała zakrywać chustą, wygląd upodobnić do wiejskiej staruchy…

– A co zrobisz z chatą ozdobioną ludziaszowymi jelitami? – pyta kikimora, łasa na smakowite resztki z chaty.

– Czymś zalepię… najlepiej słodkim, żeby ukryć zapach.

– Jago, ale po to robimy bunt, żebyś nie musiała się ukrywać – wtrąca swoje zdanie wodianoj.

– No tak, tak… – Baba Jaga kiwa gorliwie głową.

– Nie wierzysz, że wygramy?

– Ależ wierzę! Słuchajmy lepiej przywódcy…

– Przeciwstawimy się podłemu kanonowi urody! – Wywerna krąży nad zgromadzonymi. – Nie pozwolimy, żeby…

Wielka, przezroczysta bańka zlatuje z górnych warstw nieba, wchłaniając Aszi w całości, więżąc w środku galaretowatej substancji. Wargin wpija pazury w ziemię, lecz nawet to nie pomaga, kiedy magiczna siła wsysa go do tego samego więzienia.

~ Każdy zbuntowany potwór zostanie schwytany w wieczną pętlę, aż przyjmie jedyny i słuszny kanon urody ~ przemawia Magia w myślach uczestników zgromadzenia. ~ Ilość ludzi w krainach maleje, wielki głód i choroby dziesiątkują wioski oraz miasta. Wasze nieustanne polowania dążące do mordów i zabaw dla samego widoku krwi, muszą zostać przerwane. Jeżeli upodobnicie się do ludzi, może zyskacie trochę ich punktu widzenia. Zaakceptujcie to, co nieuniknione. Zamieszkajcie na poddaszach, w piwnicach, pod mostami, w zamkowych salach, w stodołach. Pozwólcie ludziom przetrwać, a oni odpłacą się tym samym. Pomogą wam dzięki współczuciu, którego wy nie znacie.

 

***

 

– A rzućże to truchło na wóz! Byle szybko! Psia pogoda, tfu!

– Co za potwór, blee… Juchę ma czarną jak smoła i cuchnie gorzej niż pełny wychodek.

Wielki, gadzi łeb uderza o mokre deski wozu. Po otwartych, czerwonych oczach, spływają krople deszczu. Wargin pojawia się znikąd, pozwala futru moknąć, ostatni raz żegna biedną, martwą Aszi. Jej oczy są jak szklane kule. Puste, sztuczne, potworne. Wargin patrzy, jak ludzie próbują upchnąć resztę imponującego ciała wywerny, lecz jest zbyt długie, więc sięgają po broń, aby odrąbać ogon z ostrym kolcem. Klną na twardy pancerz łamiący topory. Dopiero przy pomocy zaklęcia poirytowanego czarodzieja, powstaje szczelina pozwalająca na podzielenie tułowia Aszi na trzy średnio równe części.

Wszystko zostaje zapakowane na wóz, który odjeżdża po błotnistej drodze w deszczowy mrok.

Wargin w milczeniu podnosi głowę. Niebo jest sine, brudne, nadpływa zmierzch. Żadna magiczna bańka już nie wisi pod chmurami, większość wolnych stworzeń więzionych w pętlach dawno zaakceptowała kanon urody. Reszta poszła za ich przykładem.

I tak zostali potworami. Ludzkie współczucie skończyło się, kiedy nastąpił wzrost populacji człowieka. A jednak kanon urody przetrwał. Wargin podchodzi do przepaści. To tutaj rozmawiał z Aszi i tym dezerterem… nie pamięta jego imienia. Rozpoczynali nową erę, planowali bunty… Teraz w tym miejscu stoi kaplica, zdewastowana przez rozgoryczoną Aszi. Ludzie rozpełzli się po krainach jak zaraza, a magia była po ich stronie.

Wargin dopiero po latach dostosowywania się zrozumiał, że magia nie dążyła do równowagi pomiędzy wolnymi stworzeniami a ludźmi.

Magia zawsze była po stronie ludzi. Zazdrosna o to, że wolne stworzenia dysponowały siłami, których nie potrafiła zrozumieć. Urodą, której nie potrafiła dostrzec.

Koniec

Komentarze

Hej, Anonimie ;-)

 

Zacznę może od tego, że pomysł na opowiadanie z perspektywy “potwora” zawsze ma u mnie dodatkowy plus za odwrócenie ról :-)

Po drugie, muszę wspomnieć, że absolutnie nie trawię narracji w czasie teraźniejszym. To oczywiście nie twój, autorko, problem, lecz mój, ale mógł wpłynąć na odbiór tekstu, który…

 

…niestety niezbyt mi się spodobał. Widać myśl przewodnią, dotyczącą subiektywnej natury piękna i wymuszonego konformizmu. Są barwne opisy, choć niekiedy, szczególnie z początku, zahaczają niebezpiecznie o “sztukę dla sztuki”. Technicznie też nie mam specjalnie nic do zarzucenia. 

Nie byłoby więc źle, gdyby nie to, że warstwa fabularna, w mojej ocenie, stanowi tu tylko cienką, przezroczystą folię na idei, którą chciałaś przekazać. Jest, bo musi, ale równie dobrze mogłaby to być rozprawka na temat piękna, a nie fikcja literacka :-)

Dzień doberek, pojedynkująca się kowbojko. Jak zwykle szczerze. Hmmm, z telefonu to na szybko. Bardzo, ale to bardzo zgadzam się (a to mi się niezbyt często zdarza :p) z opinią użytkownika powyżej. Technicznie jest solidnie, opisy całkiem niezłe, ale jak na prawie 15 tys znaków zdecydowanie brakło mi tu historii. Dla mnie przerost formy nad treścią, delikatnie męczyło mnie to opowiadanie :/ Na niektórych zdaniach wręcz się zatrzymywałem, zastanawiając się – co autorka ma na myśli. Odczytuję to opowiadanie, jako pisane "na wenie" ;) Ode mnie trója, tylko dlatego, że technicznie jest dobrze, fabuła – na minus. Podpisany pod krzkotem1988, Near-Deathu. A, i jeszcze mam taki pro tip. Moja ciekawska, kocia natura sprawiła, że dluga, długą chwilę po tym jak tekst wpadł na portal zerknalem na profile pojedynkujacych i… maska Anonimow opadła :P Zatem – przyszli pojedynkujący – dogadajcie się, aby w miarę w jakimś rownym czasie się podobnie zalogować, bo psujecie zabawę xD

Umówiłam się z pojedynkującą na wrzucenie opowiadań dzisiaj w godzinach porannych. Tak też wrzuciłam. Gdybym wiedziała, że drugie opowiadanie będzie miało takie przesunięcie w czasie, sama też poczekałabym do wieczora i na pewno teraz jeszcze pracowałabym nad historią.

Za komentarze dziękuję, nie będę odpisywać od razu. Na wszystko odpowiem po walce. :)

Smętne opowiadanie.

Granie magii po jednej stronie skojarzyło mi się z Bogiem żądającym od aniołów uznania wyższości człowieka. Ale w tej wersji przynajmniej buntownicy przeżyli.

Jest tu pewien przerost opisów nad fabułą. Czytałam pierwszą część i czekałam, aż wreszcie się zacznie. Opowieść wywerny trochę infodumpowata. Ledwo żywi i tracą czas na mówienie o czymś, co doskonale oboje znają?

Spodobała mi się postać Jagi i humorystyczne pochodzenie jej domku.

Babska logika rządzi!

Podpiszę się pod tym, co napisał krzkot1988.

Bardzo ładne zdania, opisy wyraziste, ale fabuły w tym niewiele. Odniosłam wrażenie, że zamiast punktów zwrotnych, są tylko słowa kluczowe wymuszone warunkami pojedynku.

To, co najbardziej zwróciło moją uwagę, to magia jako byt posiadający wolę i narzucający ją innym. I ulotki na liściach (nieco absurdalny humorystyczny akcent).

Pozdrawiam :)

Zdecydowanie mniej dosłowne podejście do tematu pojedynku, niż u rywalki :)

Pomysł bardzo mi się podoba, chociaż (gdybym miała się czepiać) mam wrażenie, że taki trochę “podciągnięty” pod temat pojedynku, bo niby cały czas mowa o kanonie piękna, ale rozchodzi się chyba jednak bardziej o zachowanie tych istot…? Jako przedstawicielka rasy ludzkiej bardziej miałabym zastrzeżenia do rozszarpywania ludzi na kawałki, niż do tego, że potem sobie flaki wplatają we włosy albo ozdabiają nimi domy ;) I z tego co rozumiem magia, będąca tutaj siłą sprawczą, zrobiła to co zrobiła w obronie ludzi, a nie dlatego, że fuj.

Nastrój jest nierówny i zastanawiam się, czy to zamierzone, czy tak wyszło przypadkiem? Bo z początku jest bardzo posępnie i poważnie, w drugiej części robi się humorystycznie (żeby nie powiedzieć wręcz rubasznie – te myszy domagające się bimbru, pijany bazyliszek), a na koniec wracamy do poważnego tonu.

 

Sycz, wywerno, sycz…

No to przestań mi przerywać… pomyślałam, wczuwając się w wywernę, kiedy Wargin powiedział to po raz trzeci…

 

– A co zrobisz z chatą ozdobioną ludziaszowymi jelitami? – pyta kikimora, łasa na smakowite resztki z chaty.

– Czymś zalepię… najlepiej słodkim, żeby ukryć zapach.

Za to brawa :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Nie mogę powiedzieć, że była to lektura w pełni satysfakcjonująca, albowiem spodziewałam się zajmującej historii, a otrzymałam charakterystyki różnych stworów, tudzież objaśnienie, co nimi powodowało.

 

wy­li­za­nia łapy po­skle­ja­nej wil­got­nym pia­chem. → Jak wilgotny piach może posklejać łapę?

 

~ I tak oto magia wpa­dła do źró­deł i oce­anów… → Czemu służy tylda na początku zdania?

 

~ Wolne stwo­rze­nia zalał deszcz ma­gicz­nej świa­do­mo­ści… → Jak wyżej.

 

po­cią­ga spo­re­go łyka… → …po­cią­ga spo­ry łyk

 

– A rzuć te tru­chło na wóz!– A rzuć to tru­chło na wóz!

 

Wiel­ki, gadzi łeb ude­rza o mokre deski po­wo­zu. → Na pewno powozu, czy może raczej wozu?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Miś przeczytał oba teksty i uważa, że sprawiedliwie będzie przyznać remis.

Dziękuję, błędy poprawione. :)

Hej,

 

opowiadanie trochę się dłużyło, ale trzeba oddać, że jest napisane ładnym językiem, a niektóre zdania to majstersztyk. Niestety po pewnym czasie przestało to wystarczać, ale to nadal kawał dobrego tekstu :)

Zacznę do tego, że to jak do tej pory najlepszy pojedynek. Obydwa teksty są dobre, naprawdę.

Przy tym jest to starcie, które – tak mi się wydaje – rozstrzygnąć będzie najłatwiej, bo jedno z opowiadań (już nie szortów), jest wyraźnie lepsze.

Najpierw przeczytałem “Piękno” i muszę powiedzieć, że klimat chwycił od razu. Pięknie było ono napisane, malowało przed moimi oczami wszelkie te bestie i maszkary. Później przyszedł czas na rozwinięcie fabuły i tu tez nie mam zastrzeżeń – pomysł bardzo ciekawy, by spersonifikować Magię i jednocześnie uczynić ją przeciwniczka stworzeń magicznych. To było oryginalne i w tym pomyśle drzemie potencjał. Podobało mi się również wykorzystanie tego “kanonu urody” i uczłowieczanie potworów, co jest chyba elementem z jeszcze większymi możliwościami, które gdzieś drzemią pod podszewką. Od razu mi się skojarzyło to przedstawianie potworów w popkulturze, gdzie są coraz ładniejsze, albo gdzie takie smoki z gadzich bestii stają się czymś na podobieństwo ludzi. Tekst niesamowicie pobudza wyobraźnię.

Tylko zakończenie pozostawiło trochę niedosytu, bo opowiadanie skończyło się szybko i prosto. To wydaje mi się jego jedyną wadą. Polecałbym autorowi wziąć ten tekst, ten pomysł, obrócić w myślach jeszcze kilka razy i wyskrobać z tego dłuższe opowiadanie. Na pewno warto!

Przy okazji – tak mi się wydaje – że autorem tego tekstu była ninedin. Coś widzę takiego w stylu, co każe mi tak sądzić.

Jako drugie czytałem “Powiedz” i szczerze pierwsze zdanie kompletnie nie zapowiadały tego, co otrzymam. Jakże ja się zdziwiłem, jak dobry był ten tekst! Fantasy podszyte absurdem i groteską, a jednocześnie przekazujące nam pewną prawdę o ludziach. Moment, kiedy zaklęcia spadają, jest genialnie pomyślany i opisany. Szczerze gratuluję ci, autorze, że miałeś tutaj tę odwagę, by się nie ograniczać, by co chwila iść krok dalej. Najpierw troll, potem większość panien, potem się okazuje, że i królowa, a na koniec nawet książę udaje kogoś, kim nie jest – znakomicie to kontrastuje z tymi słowami, że dwór to tylko ludzie, że ludzie są elitą… I doskonale przedstawia to, jak ludzie w życiu udają kogoś, kim nie są. Jak udają dosłownie wszyscy. To jest mocne. Potem jeszcze dostajemy kolejny absurdalny twist, bo się okazuje, że książę kocha naszą brzydulę. Po prostu jazda bez trzymanki.

Przyznać jednak muszę, że głupotek fabularnych w tym tekście jest sporo. Ot, chociażby Królowa Matka witająca przybłędę na sali! (jak ona w ogóle wdarła się do zamku?) I jeszcze prosząca grzecznie, by ta sobie poszła. A gdzie straże? Gdzie rozkazy? Jej zachowanie w ogóle nie przystaje do zajmowanej pozycji.

Po drugie książę, który wychodzi na to, był pijaczyną i błąkał się bez obstawy, a nawet trafiło się, że utonął. Do tego wybrankę swego serca zauważa dopiero na sam koniec, jakby wcześniej nabrał wody w usta. I w ogóle czemu on był człowiekiem? W końcu jego matka to driada i jeśli patrzeć na to, jak jest przedstawiona w tekście, to jest bardziej rośliną. :P

Po trzecie: skoro nawet z królowej zaklęcie spada, kiedy wybije północ (rozumiem, że trzeba to zaklęcie co ranek odnawiać, stąd bliskość Matki Chrzestnej), to po kiego grzyba organizować bal trwający do północy? Tym bardziej, że wówczas wszystkie panny mogły zobaczyć, że książę to zombie?

No i wreszcie: jeżeli magia matek chrzestnych jest tak powszechna w użytku, to po co w ogóle zabezpieczenia antymagiczne, skoro na nią nie działają i skąd ta pewność, że nikt nie jest zaczarowany?

Rozumiem jednak, że tutaj autora poniósł absurd i to z gatunku tych szlachetnej próby, bo pod nim znajduje się przesłanie, więc mogę przyjąć istnienie tak osobliwie działającego królestwa oraz nielogiczności w decyzjach bohaterów – w końcu to też element absurdu.

W dodatku jest to tekst idealnie skrojony pod tę liczbę znaków, niczego mu nie brakuje, nie ma poczucia, że coś mnie omija (i wcale nie chodzi o skrótowość, czy nieskrótowość – w większej liczbie znaków to opowiadanie mogłoby już nie mieć swojego uroku). I to “Powiedz” koniec końców daje wyższą notę, choć głosowanie za pomocą gwiazdek w ogóle mi się nie podoba.

Warsztatowo również bardzo dobrze i do tego dowcipnie, a pewne elementy powodowały, iż miałem wrażenie, że autorem tego tekstu jest Tarnina… ona jednak nie bierze udziału w pojedynku, więc stawiam na Ananke. :P

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Bardzo, ale to bardzo wyrównany pojedynek i – tak jak powiedział Geki – najwyższy poziomem z dotychczasowych.

Technicznie – bliżej mi do “Piękna”, uważam go za poprowadzony bardziej plastycznym, literackim językiem. Owszem, momentami nużyło mnie nagromadzenie charakterystyk postaci, które to cechy były też dość powtarzalne (część ludzkiego ciała X w części potworzego ciała Y). Mimo to na tej płaszczyźnie punkt dla ninedin :) Jednak na poziomie dialogów zdecydowanie wygrywa “Powiedz” od, jak sądzę, Ananke.

Fabularnie lepsze jest dla mnie “Powiedz”, ale dosłownie o czubek pantofelka. Swoboda prowadzenia historii, duży luz we wplataniu nowomowy/popkulturowych powiedzonek, plot twist z zaklętymi w księżniczki potworzycami i finalne ujawnienie narratora – to zaowocowało przyznaniem punktu na rzecz tego opka, chociaż na moment skrzywiłem się, gdy padło określenie “zombie”, tak cholernie niepasujące do reszty maszkar. W istocie dopiero finalny plot twist odwrócił bieg pojedynku :) Z kolei w “Pięknie” podobało mi się wiele rzeczy, zwłaszcza myśl przewodnia, ale także ukazanie sytuacji konfliktowej od strony potworów, uczynienie z magii naiwnej wspólniczki człowieka oraz finał z przedstawieniem nas takimi, jakimi jesteśmy. Niestety, początek jest nieco chaotyczny, pojawiło się u mnie drobne zagubienie, zresztą towarzyszyło mi ono też fragmentarycznie w wątku z polewikiem.

Pod względem bohaterów zdecydowanie wyróżnia się Truda utopcula, zresztą część postaci drugorzędnych również wypada jaśniej, niż bohaterowie “Piękna”. Tu znów punkt dla Ananke.

Mógłbym się dłużej rozwodzić, ale przedpiścy sporo już powiedzieli i zasadniczo się zgadzam. Także w tym momencie milknę i ogłaszam – “Powiedz” jest dla mnie zwycięzcą :)

 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

Tym razem łapania nie będzie, boć to bój na śmierć i życie (albo na gwiazdki). I zgadujcie sobie, co mi nie podeszło :P

 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wyłamię się, według mnie to Ninedin napisała “Powiedz”, a “Piękno” jest autorstwa Ananke. Może się mylę, ale mam stawiam 9/10, że tak jest. 

Oba opowiadania są napisane dobrze, ale “Powiedz” ma krystaliczną przejrzystość obrazowania, która znamionuje niezwykle doświadczone pióra. Właściwie powinienem być ostrożny, bo nie znam możliwości Ananke, więc… no cóż, kto wie. Może, może… I właściwie są pewne poszlaki, wskazujące na taki właśnie scenariusz. 

Więc może przedpiścy mieli rację? ;D

Zabawne są te zgadywanki. Ale jeśli tak jest, to Ananke ma obłędnie mocne wejście na forum ;)

I zgadzam się, że pomysł w “Piękno” jest chyba bardziej oryginalny, a postacie ciekawsze. 

Ale za to “Powiedz” jest napisany tak wesoło, tak zadziornie i z takim pazurem, że zwyczajnie nie mam wyboru. Dla mnie to zwycięzca konfrontacji.

Aczkolwiek nie uważam, żeby była to łatwa walka, bo oba teksty są bardzo przyzwoite. Dla mnie to wybór między tekstem dobrym i lepszym ;)

I nie doszukiwałbym się tutaj jakichś drobnych nieścisłości w fabule, bo klasyczna konwencja bajkowa wiele wybacza.

Tak czy owak, wielkie brawa dla obu uczestniczek! 

Hej!

 

Jak dla mnie za dużo poetyckich opisów dla samych poetyckich opisów :-) Przez to niestety szybko poczułam się tym tekstem zmęczona. Początek jest dosyć subtelny i w pewien sposób poruszający. Konające stworzenia, magia, niepewność i lęk. Choć nie pojmuję niektórych rzeczy.

Np. 

Noc nigdy nie nadchodzi.

Krótko potem:

Noc spłynęła na świat powoli, przystrojona w blady księżyc.

Jest tam dużo jakiegoś uniesienia i człowiek czeka, aż coś się z tego wyłoni. Choć czytałam i zastanawiałam się o czym oni tak naprawdę mówią? O co chodzi. Jaki wulkan? 

Nie za bardzo też mi pasuje ten kanon piękna, bo jednak mam wrażenie, że nie za bardzo o piękno tu chodzi, tylko odmienność zwyczajów. Dla ludzi niezbyt fancy jest fakt, że zębate i ogoniaste stwory mają chrapkę na ich krew. Poza tym chcą traktować bestie jako dystrybutory składników, a także sposób na udowodnienie swojej fajności. Co to ma wspólnego z pięknem? 

Jest w tym tekście trochę dobrych rzeczy, ale przede wszystkim – wydaje się przekombinowany i chyba zawiera w sobie pomysły na dwa lub trzy opowiadania. 

Jestem poruszona losem tych stworzeń, czuję ich dramat, ale z pewnością należałoby nad tym opowiadaniem jeszcze posiedzieć.

Na poziomie pomysłu podoba mi się bardziej, niż tekst konkurentki, ale zabrakło mi klarowności przekazu. Nie jestem też przekonana, czy akurat piękno jest tym, o co tutaj chodzi. Może gdyby położyć nacisk na to, że mowa o pięknie w sensie duchowym, byłoby to bardziej przejrzyste.

Początek ciutkę zbyt poetycki, odrobinkę purpurowy i leciutko przegadany.

Trochę baboli się pojawiło.

Generalnie jednak całkiem fajne opko, choć więcej gwiazdek dałam konkurentce.

Na kliczka zasługuje, ale się wstrzymam, bo u konkurencji mogą wystąpić problemy z anonimowością, więc zakładam, że i tutaj może być podobnie.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Intrygujący pomysł, taka antyutopia fantasy ostatnie zdanie daje wiele do myślenia, ale mam wrażenie, że to nie coś na taki “średni dystans”, ale albo na całkowitego szorta, albo na rozwinięcie w pełnoprawne opowiadanie czy mikropowieść.

W obecnym kształcie bowiem trochę za mało się dzieje i w pewnym momencie impresyjność, niemalże oniryczność rozmów kota i wywerny zaczyna nużyć, mimo że starasz się w to wpleść trochę akcji. Jako wstęp do jakiegoś mocnego fantasy to by się sprawdziło (ale też w nieco innych proporcjach), zwłaszcza że bohaterowie mają potencjał na charaktery, a przede wszystkim “sytuacja społeczna” jest naprawdę ciekawa. I widać, że masz pomysł, co z nią robić, i jakkolwiek przebijają tu pewne "aktualne” motywy, to nie jest to po prostu alegoria, ale naprawdę materiał na ciekawy świat, w którym można zbudować świetne fabuły.

Mam z tymi opowiadaniami jak w pojedynku NearDeatha i Golodha: tu (jak w “Kwiatuszku”) jest oryginalniejszy pomysł, o którym na dodatek w tym przypadku chętnie poczytałabym więcej, ale opowiadanie jako całość gorzej się klei od konkurenta.

 

Drobiazgi:

 

Magia ignivo dodaje im odrobinę siły

Dlaczego ignivo nieodmienne?

 

to samo, co wolne stworzenia z pobliskich bagien. Bo wiesz, nasz odpychający wygląd i zabawy z przerażonymi ludziaszami, co nie mają odwagi uciekać, przestały się podobać magii. Odwieczna równowaga kombinuje, co by tu z tym zrobić.

 

Dopiero co wytępiliśmy ludziaszy z południowych granic, przez te nowe wytyczne znowuż nawrócą. 

To jeden z przykładów niezbyt udanej stylizacji. O ile słowo “ludziasz” mi się podoba, o tyle w drugiej części zdania zderzasz bardzo nowocześnie brzmiące “wytyczne” z niezbyt dobrze dobranymi stylizowanymi słowami. Można się bawić, oczywiście, w zderzenie takiej biurokratycznej mowy z archaizacją, ale to akurat, rzekłabym, nie wyszło tu najlepiej.

http://altronapoleone.home.blog

Pomysł super ciekawy, ale przedobrzony, przegadany w przypadku tego konkretnego szorta. Pokazujesz samo gadanie „o”, a potem konfrontujesz nas z konsekwencjami. A gdzie środek? Napisane ładnie, ale dla czytelnika, którym jestem, przebiega obojętnie. Mogę się przejąć czyimiś losami, jeśli je zobaczę/w jakiś sposób doświadczę. W zasadzie mogłabyś zacząć, Anonimko, od ostatniej sceny. :-)

 

Edytka: obie historie w pojedynku Ananke &Ninedin są fajne. „Piękno” ma duży potencjał, lecz konstrukcyjnie słabsze, „Powiedz” jest lepsze, choć cierpi na co nieco.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Na wszystkie komentarze będzie czas już po wynikach. ;) Błędy poprawione. Odniosę się tylko do kilku pytań:

 

Dlaczego ignivo nieodmienne? (drakaina)

Ignivo to słowo określające magiczny wulkan, powstałe w świecie opowiadania, nie odmienia się podobnie jak u nas kakao. Ale jeżeli to bardzo razi, to mogę się zastanowić nad wprowadzeniem zmian do świata.

 

Jaki wulkan? (emlisien)

Bohaterowie są ranni. Wulkan wyrzuca lawę, która ich dobija. Śmierć nie jest ostateczna, bo bohaterowie zostali uwięzieni w pętli czasowej. Umierając, trafiają znowu na początek tej pętli.

 

Ledwo żywi i tracą czas na mówienie o czymś, co doskonale oboje znają? (Finkla)

Wargin prosi Aszi o opowieść, żeby nie skupiać myśli na bólu, przy czym na początku jest wzmianka, że:

Magia wyżera każdą tkankę myśli, zabiera wspomnienia, zwodzi.

 

Tak doskonale nie znali, bo Wargin nie pamiętał wielu rzeczy i chciał o nich usłyszeć:

– Nie pamiętam smaku nocy… Pachniał polowaniem?

 

Kiedy Aszi opowiada, Wargin:

Stapia się w jedność z bólem, przestaje go czuć tak, jak wcześniej.

 

Ale zgadzam się, że można ciut mocniej podkreślić to w tekście. :)

 

Choć nie pojmuję niektórych rzeczy.

Np. 

“Noc nigdy nie nadchodzi.”

Krótko potem:

“Noc spłynęła na świat powoli, przystrojona w blady księżyc.”

(emlisien)

 

Tutaj to pierwsze jest zdaniem narratora, który opowiada, że noc nie nadchodzi. Dlaczego? Bo stworzenia są w wiecznej pętli, która trwa dość krótko i zaczyna się w dzień, w momencie, kiedy trafiły do magicznej bańki. Pętla kończy się razem ze śmiercią, więc noc nie nadchodzi. Czas przemija, lecz bez upływu dni.

To drugie zdanie jest fragmentem dialogu, w którym Aszi opowiada Warginowi bajkę pocieszenia o dobrych czasach, kiedy magia jeszcze nie rządziła. Można jednak zauważyć moment, w którym bajka zmienia się w triumf magii.

 

A gdzie środek? (Asylum)

Na środek nie starczyło znaków, których limit był do 15 tys., przy czym po napisaniu opowiadania nie zostało już czasu na rozplanowanie lepiej całości… Tak, znowu limit, tym razem dni. Skutki pisania na ostatnią chwilę :) Ale zgadzam się, że brakuje środka. ;)

Większość rzeczowników w rodzaju nijakim się odmienia, wyjątków jest niewiele. Kakao – podejrzewam, że nieodmienne po prostu ze względu na eufonię, bo kakaa, kakaem już brzmi nie najlepiej, a z miejscownikiem (o kim, o czym: kakale?) to już w ogóle tragedia.

 

Ignivo brzmi natomiast jak “ogniwo” i nie widzę powodu, dla którego miałoby pozostać nieodmienne. “Magia ignivo” brzmi jak dla mnie jak magia, która się nazywa “ignivo”.

http://altronapoleone.home.blog

Drakaino, przekonałaś mnie merytorycznym komentarzem, poprawiłam ignivo. ;)

Pierwszy fragment do mnie zupełnie nie trafił, przy trzecim pojawiło się moje zaciekawienie i przetrwało do końca. Podsumowując całość – myśl przewodnia ciekawa, podobnie jak niektóre opisy i pomysły, trochę brakowało fabuły.

Wpadłem jako dyżurny, nie głosujący w pojedynku. Szkoda, że drugi tekst nie wpadł w mój dyżur, ale może znajdę czas.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Chciałabym podziękować wszystkim za komentarze! Czytanie Waszych opinii, odczuć, porad – niesamowite doświadczenie, które wiele mi uświadomiło. 

 

Potraktowałam to wyzwanie od ninedin jako możliwość do zabawy z formą, stylem i dziwnymi wydarzeniami. Wiem, że nie wyszło tak, jak powinno, ale wciąż się jeszcze uczę i myślę, że im więcej będę pisać, tym lepiej mi to będzie wychodzić. :)

 

To taka oczywistość, ale krótkie formy to dla mnie trochę nowość. Nie licząc wszelkiego rodzaju artykułów, recenzji, felietonów itp., bo tam zazwyczaj nie ma fabuły. ;) 

 

(W tym nawiasie będzie dygresja, więc jeśli kogoś nie interesują dygresje, może nawias pominąć i przejść dalej. Z tym opowiadaniem było tak, że kiedy już je napisałam – oczywiście na ostatnią chwilę – to dałam przeczytać mężowi, a on stwierdził, że nic nie rozumie i że to jest zagmatwane niepotrzebnie xd. I ja na to: 

– Co robić?

– Pisać od nowa!

Na to niestety nie było już czasu…).

 

Wiem, że tekst jest przekombinowany i brakuje rozwinięcia, ale nie wiem, czy próba zmian nie spowodowałaby napisania tekstu od nowa… Jeszcze pomyślę, czy zostawić to tak, jak jest i pisać nowe opowiadanie w tym świecie, czy pozmieniać coś tutaj.

 

Na komentarze prawie odpisałam, wrzucę grupowo pod wieczór/w nocy, bo trochę tego wyszło. :D 

 

Odpisuję w końcu na komentarze. :)

 

 

Hej, krzkot1988 :)

 

Po drugie, muszę wspomnieć, że absolutnie nie trawię narracji w czasie teraźniejszym.

Jasne, rozumiem, a z ciekawości zapytam: wynika to z czegoś konkretnego? Dla mnie teraźniejszy ma większą dynamikę i poniekąd krótka forma pozwalała tak pisać, przy dłuższej pewnie wolałabym przeszły.

 

Widać myśl przewodnią, dotyczącą subiektywnej natury piękna i wymuszonego konformizmu.

Tak, wiem, że ta myśl ulatywała zbyt wysoko, w przyszłości obiecuję poprawę. ;)

 

Nie byłoby więc źle, gdyby nie to, że warstwa fabularna, w mojej ocenie, stanowi tu tylko cienką, przezroczystą folię na idei, którą chciałaś przekazać.

Coś w tym jest, opowiadanie ma więcej niedopowiedzianych wydarzeń niż tych rzeczywistych. Pisząc w nocy, goniona terminem, za bardzo odbiegłam od akcji na rzecz rozproszonych myśli.

 

 

Hej, Near-Death,

szczerość doceniam zawsze i wszędzie. :)

 

Technicznie jest solidnie, opisy całkiem niezłe, ale jak na prawie 15 tys znaków zdecydowanie brakło mi tu historii. Dla mnie przerost formy nad treścią, delikatnie męczyło mnie to opowiadanie :/

Racja, historia przeciekło trochę przez palce stukające w klawiaturę zbyt szybko i zbyt mało przytomnie. Forma rozdmuchała to opowiadanie do zatrważającej ilości znaków, więc treść ze smutkiem zeszła na dalszy plan.

 

Na niektórych zdaniach wręcz się zatrzymywałem, zastanawiając się – co autorka ma na myśli.

A co to były za zdania? XD

 

 

Witaj, Finklo!

Granie magii po jednej stronie skojarzyło mi się z Bogiem żądającym od aniołów uznania wyższości człowieka. Ale w tej wersji przynajmniej buntownicy przeżyli.

W mojej wersji buntownicy też przeżyli bunt, pętla czasowa działa się wcześniej. Wiem, że zamotałam z linią czasową i to moja wina, że jest tak średnio czytelnie. Ale najpierw zrobili bunt, później magia zamknęła ich w pętlach, a ostatni fragment jest już kilka lat po pierwszym. Wargin i Aszi ulegli kanonowi, żeby uwolnić się z pętli. Fakt, że Aszi na koniec umiera to trochę takie przewrotne pokazanie, ile były warte słowa magii twierdzącej, że ludzie im pomogą. Wiem, że to jest niedopowiedziane i wygląda tak, jakby działo się po pętlach, a wystarczyłaby mała wzmianka, której zabrakło.

Ale tak, na koniec Aszi umiera, to taka moja smętna natura przejęła końcówkę, cierpię na taką przypadłość, że nie lubię happy endów. :(

 

Jest tu pewien przerost opisów nad fabułą.

Zgadzam się, będę z tym walczyć. ;)

 

Opowieść wywerny trochę infodumpowata

Hm, ja to dodałam jako taką bajkę potworów – opowieść, którą przekazywały sobie wolne stworzenia. Dla nich to był rodzaj pocieszenia, podnoszenia na duchu w trudnych chwilach.

 

 

Hej, MaLeeNo!

Bardzo ładne zdania, opisy wyraziste, ale fabuły w tym niewiele.

Tak, zgadzam się, że fabularnie zabrakło konkretnej akcji, z pewnością będę nad tym pracować. :)

 

 

Witaj, mindenamifaj!

 

Pomysł bardzo mi się podoba, chociaż (gdybym miała się czepiać) mam wrażenie, że taki trochę “podciągnięty” pod temat pojedynku, bo niby cały czas mowa o kanonie piękna, ale rozchodzi się chyba jednak bardziej o zachowanie tych istot…? Jako przedstawicielka rasy ludzkiej bardziej miałabym zastrzeżenia do rozszarpywania ludzi na kawałki, niż do tego, że potem sobie flaki wplatają we włosy albo ozdabiają nimi domy ;)

Celem opowiadania było pokazanie, że magia próbująca wymusić na stworzeniach konkretny kanon piękna, tym samym ogranicza ich też w inny sposób. Jedno z drugim jest powiązane. W dzisiejszym świecie, upadający na ulicy żebrak (często) zostanie pominięty, a piękna modelka na pewno znajdzie tłumy próbujących jej pomóc. Z czego to wynika? Dlaczego osoba zaniedbana, otyła, bez makijażu, wychodząc do ludzi dać występ zostanie często wyśmiana czy wydrwiona zanim cokolwiek zaprezentuje? I dlaczego wejście pięknej i uroczej dziewczyny sprawi, że wszyscy z przyjemnością i zaciekawieniem będą oczekiwać, co przygotowała? Bo piękno – czy chcemy czy nie – wiąże się z narzuconym społecznie odbiorem. Nie u wszystkich, ale jednak.

 

Wiem, że te flaki we włosach to coś dziwnego i niepojętego, ale dla wolnych stworzeń to naturalność, to ich życie. Wolne stworzenia, pozbawione możliwości wyglądu wg własnego kanonu urody, który jest dla nich czymś naturalnym, przestaną być sobą. Przestaną czuć się sobą. A od tego już blisko do zmian w zachowaniu, jasne. To też było celem magii. W naszym świecie narzucony kanon urody sprawia, że niektóre osoby, usilnie upodabniając się do #instagirl, zatracają coś więcej niż tylko naturalność.

 

Zakazywanie stworzeniom polowań na ludzi wywołałoby większe poruszenie. Magia celowo dała im wybór: dostosowania się do kanonu urody, bo dzięki temu wiele magicznych stworzeń (jak polewik) mogło z wygody przystać na obowiązujące zasady, dostosowując się do standardów bardziej ludzkich.

 

I z tego co rozumiem magia, będąca tutaj siłą sprawczą, zrobiła to co zrobiła w obronie ludzi, a nie dlatego, że fuj.

Tak, dlatego magii nie przeszkadzało to, że wplecione we włosy flaki są obrzydliwe. Ona chciała zmienić kanon urody potworów wedle bardziej ludzkich standardów, żeby magiczne istoty zasymilowały się z ludźmi. No wiesz, taki wampir-elegant z ukrytymi kłami wtapia się w tło i może przejść obok ludzi niezauważony. A wampir ociekający krwią, z szatą spryskaną posoką… no nie. Chodziło o pewien proces, o wchłonięcie tych zdolnych do asymilacji potworów. Pierwszym krokiem była zmiana kanonu urody. Bez tego ludzie nie zaufają. :D

 

Nastrój jest nierówny i zastanawiam się, czy to zamierzone, czy tak wyszło przypadkiem? Bo z początku jest bardzo posępnie i poważnie, w drugiej części robi się humorystycznie (żeby nie powiedzieć wręcz rubasznie – te myszy domagające się bimbru, pijany bazyliszek), a na koniec wracamy do poważnego tonu.

Przeplatanie nastroju – tu wychodzi to moja słabość do koreańskich filmów, gdzie w jednej scenie płaczemy, w drugiej śmiejemy się do łez, żeby te łzy zastąpić łzami smutku. Oczywiście u mnie nie ma żadnych łez, ale lubię takie połączenia. Może następnym razem spróbuję trzymać ciągłość nastroju. ;)

 

No to przestań mi przerywać… pomyślałam, wczuwając się w wywernę, kiedy Wargin powiedział to po raz trzeci…

Haha, masz rację, to poprawiłam. :D

 

 

Witaj, regulatorzy. ;)

Kurczę, to teraz mi szkoda, że tyle się spodziewałaś, a wyszło tak słabo. :( Następnym razem spróbuję napisać lepiej. ;)

 

 

Witaj, Misiu! :)

Dziękuję za komentarz i przeczytanie opowiadania. ;)

 

 

Hej, OldGuard ;)

opowiadanie trochę się dłużyło

Ups, to nie było zamierzone, ale wiem, że ten rozdmuchany styl na dłuższą metę jest męczący, w przyszłości obiecuję poprawę. ;)

 

 

Witaj, Geki! ;)

Dziękuję Ci za tyle komplementów, po tych poprzednich komentarzach zdziwił mnie pozytywny odbiór tekstu. :D

 

Podobało mi się również wykorzystanie tego “kanonu urody” i uczłowieczanie potworów, co jest chyba elementem z jeszcze większymi możliwościami, które gdzieś drzemią pod podszewką.

Czuję, że ten pomysł może kiedyś wykiełkować w zupełnie inne opowiadanie, nieograniczone tematem ani ilością znaków. ;)

 

Od razu mi się skojarzyło to przedstawianie potworów w popkulturze, gdzie są coraz ładniejsze, albo gdzie takie smoki z gadzich bestii stają się czymś na podobieństwo ludzi.

Ten tekst to trochę taka moja irytacja na potwory, które są coraz ładniejsze i bardziej ludzkie, a brakuje im cech potworów, których my nie zrozumiemy i które dla nas będą odpychające.

 

Tylko zakończenie pozostawiło trochę niedosytu, bo opowiadanie skończyło się szybko i prosto. To wydaje mi się jego jedyną wadą.

Zakończenie jest trochę szybkie, nie ukrywam, że limit znaków stanowił dla mnie największą trudność, a co do wad – to chyba nie jedyna jego wada, ale dziękuję, że tak uważasz. :)

 

Polecałbym autorowi wziąć ten tekst, ten pomysł, obrócić w myślach jeszcze kilka razy i wyskrobać z tego dłuższe opowiadanie.

Zachęcasz mnie w taki sposób, że muszę się za to zabrać. I dziękuję za komentarz pełen przemyśleń i pozytywnych myśli. :)

 

Hej, fmsduval!

Te charakterystyki miały na celu przedstawić kanon piękna, ale rozumiem, że wyszło to dość powtarzalnie. ;)

 

Niestety, początek jest nieco chaotyczny, pojawiło się u mnie drobne zagubienie, zresztą towarzyszyło mi ono też fragmentarycznie w wątku z polewikiem.

Tak, wiem, że ten początek jest zagmatwany i za bardzo poetycki, a co do polewika to nie rozumiem? Upił się i poszedł spać w krzaki, żeby nie brać udziału w buncie. :D

 

 

Hej, Tarnino,

wiem, że za dużo słów, za mało treści, pompatyczne, zbyt poetyckie i nie podeszło. :D

 

 

Hej, Silver!

Może się mylę, ale mam stawiam 9/10, że tak jest. 

Nie myliłeś się. :D

A zgadywanki są super, dają dużo radości.

 

I zgadzam się, że pomysł w “Piękno” jest chyba bardziej oryginalny, a postacie ciekawsze. 

Dziękuję, trochę mi się te postacie rozmyły po drodze, w natłoku zbyt górnolotnych opisów, ale cieszy mnie, że jednak się wyróżniają. ;)

 

 

Witaj, emlisien!

Na część komentarza odpowiedziałam już wcześniej. ;)

Jak dla mnie za dużo poetyckich opisów dla samych poetyckich opisów :-) Przez to niestety szybko poczułam się tym tekstem zmęczona.

Masz rację, za bardzo popłynęłam, taki już mam momentami styl, ale będę z tym walczyć i mam nadzieję, że wywalczę złoty środek: napiszę w swoim stylu, ale bardziej zrozumiale i mniej męcząco.

 

Nie za bardzo też mi pasuje ten kanon piękna, bo jednak mam wrażenie, że nie za bardzo o piękno tu chodzi, tylko odmienność zwyczajów.

Tłumaczyłam już w komentarzu do mindenamifaj, o co chodziło z tym pięknem. Dla potworów ta krew we włosach to jak dla nas ruda farba do siwych włosów u trzydziestolatki, kiedy (mówiąc bardzo ogólnie) kanon piękna zakłada, że włosy młodej osoby muszą wyglądać na młode i „piękne” (czyt. pofarbowane). Nie będę przeklejać całości komentarza, żeby sztucznie nie rozdmuchać swojej wypowiedzi, więc jeśli masz chęć, to zajrzyj do wyjaśnień, które napisałam do mindenamifaj osiem komentarzy wcześniej. ;)

 

Jest w tym tekście trochę dobrych rzeczy, ale przede wszystkim – wydaje się przekombinowany i chyba zawiera w sobie pomysły na dwa lub trzy opowiadania. 

Masz rację, że przekombinowałam i jak na tę ilość znaków, powinnam raczej skupić się na fabule, a nie opisach. Ale pisałam na spontanie i kiedy sprawdziłam, ile mam znaków to okazało się, że dobiłam do 13 tysięcy. I nie było już odwrotu…

Może pomyślę nad czymś w tych klimatach, ale bez tego przesadnego kombinowania. ;)

 

Witaj, Irko! ;)

Na poziomie pomysłu podoba mi się bardziej, niż tekst konkurentki, ale zabrakło mi klarowności przekazu.

Tak, problemem tekstu jest przesadne zagmatwanie fabuły, masz rację. Wiele osób mi to wytknęło i będę się starała pisać konkretniej. ;)

 

Może gdyby położyć nacisk na to, że mowa o pięknie w sensie duchowym, byłoby to bardziej przejrzyste.

Ale tu nie chodziło o piękno duchowe, ale fizyczne. Stworzenia miały dopasować się wyglądem do ludzi, zmienić swój wygląd po to, aby bardziej się podobać, wyglądać na milsze, wręcz takie miłe dla ludzkiego oka.

 

 

Witaj, drakaino!

ale mam wrażenie, że to nie coś na taki “średni dystans”, ale albo na całkowitego szorta, albo na rozwinięcie w pełnoprawne opowiadanie czy mikropowieść.

To prawda, opowiadanie przy takiej ilości znaków jest jak skondensowane mleczko w tubce. Zbyt gęste, za dużo rozciągniętych myśli.

 

W obecnym kształcie bowiem trochę za mało się dzieje

Racja, brakuje tutaj akcji, która pokazałaby trochę więcej świata bez tych pogmatwanych opisów.

 

ale naprawdę materiał na ciekawy świat, w którym można zbudować świetne fabuły.

Jesteś kolejną osobą, która twierdzi, że świat ma potencjał, coraz bardziej kusi mnie napisanie czegoś w tym świecie, ale bez tych niepotrzebnie poplątanych słów.

 

To jeden z przykładów niezbyt udanej stylizacji. O ile słowo “ludziasz” mi się podoba, o tyle w drugiej części zdania zderzasz bardzo nowocześnie brzmiące “wytyczne”

Poprawiłam na „zalecenia”, choć to też mi średnio pasuje, zresztą każdy pomysł brzmi słabo… Jak nic nie wymyślę to tak zostanie albo zmienię całe zdanie.

 

 

Hej, Asylum! :)

Pomysł super ciekawy, ale przedobrzony, przegadany w przypadku tego konkretnego szorta.

Masz rację, przegadałam to opowiadanie, kolejnego już tak nie zasypię słowami.

 

 

Hej, zygfryd89 ;)

Cieszę się, że zaciekawienie nadeszło, te pierwsze fragmenty faktycznie za bardzo przegadałam. ;)

 

 

Jeszcze raz dziękuję wszystkim za komentarze. :)

A ninedin dziękuję za ten pojedynek. :)

Następnym razem będzie lepiej heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Następnym razem spróbuję napisać lepiej. ;)

Ananke, jestem przekonana, że każde Twoje opowiadanie, które napiszesz, będzie lepsze od poprzedniego. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czekamy Ananke z niecierpliwością na Twoje opowiadanie, którego nie będzie ograniczał narzucony temat :-)

Nowa Fantastyka