- Opowiadanie: Krokus - Zawsze tam, gdzie ty

Zawsze tam, gdzie ty

Nie podołałem wyzwaniu napisania pierwotnego pomysłu – miało być opowiadanie o Słońcu, może nawet ktoś by na nim wylądował (w nocy) ;)

Chcąc mimo wszystko w konkursie wziąć udział, skrobnąłem tegoż szorta – trochę dla zabawy, trochę na rozpisanie, a przede wszystkim dlatego, że Golodh mnie zmusił :)

Na koniec zawieruszył się wulgaryzm. Uważam, że adekwatny do sytuacji.

Będziemy kolonizować Marsa. Zastanawiałem się, czy zamiast SF, nie sklasyfikować tego jako horror. Sami oceńcie, Drodzy Czytelnicy!

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Zawsze tam, gdzie ty

Szłam korytarzem naszej głównej siedziby. Baza była stosunkowo nowa – zasiedlona ledwie cztery pokolenia temu – ale godna XXII wieku. Wielkie przestrzenie o białych ścianach, podłogi wykładane szarym gresem i aluminiowe kanały wentylacyjne sprawiały, że ludzie poczuli się bezpiecznie – sterylnie – i stracili czujność. Wtedy zinfiltrowaliśmy budynek – rozmieściliśmy posterunki ukryte przed ciekawskimi obiektywami kamer, odporne na regularne próby tępienia zalążków obcych ludziom cywilizacji.

W najdalszym zakątku bazy miała swój gabinet Moss, dziedziczka klanu rządzących. Strażniczki dopuściły mnie po dokładnym przeszukaniu; wiedziałam, że czujnie odprowadzają mnie wzrokiem.

– Pani – zaczęłam i wykonałam skłon zgodnie z etykietą. Niepotrzebnie. I tak stała do mnie tyłem, postukując nogą, aż unosił się kurz.

Odchrząknęła, co uznałam za zachętę.

– Z przechwyconego raportu wynika, że w ciągu tygodnia wystartuje pierwszy lot transportowy o napędzie jądrowym. Ludzie deklarują, że uda im się dotrzeć na Marsa w mniej niż sto pięćdziesiąt dni. Kolejne loty planowane są w odstępach dwutygodniowych, a…

Uciszyła mnie gestem. Zaczęła ciężko oddychać.

– Nareszcie – wycedziła, aż ciarki przeszły mi po grzbiecie.

Długo milczała, przez chwilę myślałam, że powinnam odejść, ale wtedy podjęła:

– Szturmujemy pierwszy transport. Skupią się na kwestiach związanych z napędem, do ładunku będą przywiązywać mniejszą wagę. Zabiorą coś, co nie będzie wymagało kwarantanny na miejscu, żeby jak najszybciej odtrąbić sukces na Ziemi i pokazać twarde dowody na Marsie. Wysyłam cały twój klan, Cule. Możecie zostać pionierami, którzy zasiedlą czerwoną planetę, albo… – urwała.

Przełknęłam ślinę.

Albo cała moja rodzina zginie, pomyślałam.

– Pani, ale potrzebujemy większej różnorodności genetycznej… – oponowałam.

– Jesteście wystarczająco zróżnicowani! – wysyczała wściekle. – Ręczysz za te informacje życiem całego swojego klanu. Odmaszerować.

 

***

 

Kolację jadłam w wisielczym humorze. Siorbałam czerwony nektar i cały czas przeklinałam w myślach Moss. Z drugiej strony rozumiałam ją – już dwukrotnie misja na Marsa skończyła się porażką, bo oficerowie wywiadu fingowali dowody na rzetelność uzyskanych informacji i wyselekcjonowane jednostki kolonizacyjne posłano na śmierć. Psia krew, co musieli czuć po wybudzeniu z hibernacji, gdy zorientowali się, że wciąż lecą i nie zdążą wylądować; że umrą w poczuciu bezsensu i straconej szansy. Samotni w kosmosie, wymieceni z historii podbojów międzyplanetarnych jak kurz z szafy.

Jeśli teraz się uda, trafimy do kronik, ale ewentualna porażka będzie milczącą przestrogą dla kolejnych pokoleń. Pieprzona Moss po prostu zapewniła sobie zwycięstwo. Oni zawsze tak robią – cały klan rządzących.

 

***

 

Następnego dnia siedziałam w laboratorium i uzgadniałam wszystkie etapy misji. Koma, przemiła pani doktor, a zawodowo szefowa działu rozwoju i technologii, zaznajamiała mnie ze szczegółami wyposażenia.

– Najchętniej sprzęglibyśmy mechanizm wybudzania z hibernacji z komputerem pokładowym statku, ale wątpliwe, byśmy mieli szansę się do niego włamać. Dlatego ustawimy wybudzanie na sztywno. Na początek sto czterdzieści pięć dni od startu, chyba że dostaniemy inne informacje. Korekty będzie można wprowadzić do momentu zajęcia pozycji na statku i przejścia w stan uśpienia.

Patrzyłam na Komę przerażona. A jeśli start się opóźni albo lot potrwa dłużej, niż oficjalnie podano?

– Za dużo niemożliwych do ustalenia faktów. Margines błędu jest… nie ma go wcale – powiedziałam drżącym głosem.

Informacje, które uzyskałam ciężką pracą, a potwierdziłam w kilku źródłach heroicznym wręcz wysiłkiem, przestały być dla mnie takie wiarygodne. O ile łatwiej wysyłać w bój obce kohorty niż własnych krewnych.

– Kończymy pracę nad żelazną porcją, która ten margines zbuduje – powiedziała Koma, widząc moją minę. – Daj mi moment.

Po chwili wróciła, niosąc z wysiłkiem spory pojemnik, po czym wylała jego zawartość na podłogę. Napięcie powierzchniowe uformowało perfekcyjną półsferę. Poczułam ssanie w żołądku.

– W tej chwili możliwe jest zachowanie przydatność do spożycia przez cztery miesiące od filtracji. Przy obniżonej temperaturze czas ten wydłuża się nawet do sześciu i pół miesiąca. Jeśli uda wam się zahibernować w chłodnym obszarze statku, zyskacie czas i możliwości, a także… przewagę liczebną – powiedziała z uśmiechem. – Ale jeśli zdąży się zepsuć – spoważniała – wytruje was. Nie określicie zdatności organoleptycznie.

Patrzyłam na żelazną porcję. Bańkę pełną życia.

 

***

 

Penetracja statku przeszła bez zakłóceń. Podzieliliśmy jednostkę na kilka lokacji, omijając obszary narażone na wzrost temperatury. Każdy dźwigał żelazną porcję, co znacznie obniżyło mobilność pojedynczego żołnierza, ale Moss miała rację – ludzie zbyt byli zajęci kwestiami napędu, by drobiazgowo dopilnować pokładu.

Wchodziłam jako ostatnia. Obejrzałam się do tyłu, by jeszcze jeden raz zobaczyć Ziemię. A czy będzie mi dane zobaczyć Marsa? Przycisnęłam do siebie bagaż z żelazną porcją i poszłam się ukryć razem z resztą oddziału.

 

***

 

Brzęczki budzików interferowały, tworząc w ciemności posępną symfonię. Otępienie i dezorientację potęgował szum silników. Zatem hamowanie już się rozpoczęło. Z ulgą zauważyłam, że jest mi zimno. Zimno! Żelazne porcje powinny wciąż być zdatne do spożycia.

– Rozpoczynamy inwazję – krzyknęłam w ciemność.

Usłyszałam jak dookoła zapanowało poruszenie, żołnierze szemrali z przejęciem, a krew w moich żyłach zawrzała. To się dzieje, to będziemy my!

 

Epilog

 

Nowa przeszklona kopuła kolonii marsjańskiej została uszczelniona. Od dwóch dni trwał proces napełniania powietrzem – stopniowy, by nie nadwyrężyć konstrukcji, która miała pomieścić budynki mieszkalne dla blisko dwóch tysięcy osób oraz tereny rekreacyjne. Teraz nadchodził pierwszy etap prac budowlanych.

Victor Climen siedział przed pulpitem sterowniczym, nadzorując pracę czterystu czterech zautomatyzowanych maszyn: od buldożerów i koparek, przez ciężarówki, aż po drony. Z odsłoniętego tarasu wieży mógł dostrzec każde z urządzeń, jak również wyświetlić na ekranie widok z kamer umieszczonych na pojazdach. To była najnudniejsza i najbardziej opłacalna z jego dotychczasowych fuch – popijał kawę, zagryzał kanapkami i myślał o tym, jak pieniążki płyną na konto.

Zaswędział go kark, pacnął się w szyję. Popatrzył na dłoń. Z każdą chwilą coraz szerzej otwierał usta i oczy.

– Kurwa, komar!

Koniec

Komentarze

Hej Krokusie!

 

Błyskotliwe! Końcowe dwa wyrazy mnie zwaliły z nóg. laugh Fajnie to wymyśliłeś! Prawie do samego końca nie załapałem o co chodzi. Wyobrażałem sobie jakieś Bene Gesserit… Tymczasem w grę wchodzi poteżniejsza i bardziej starożytna cywilizacja. Czy muszę dużo się rozpisywać, żeby zgłosić klika? :)

Tytuł też nabiera innego znaczenia… xD

 

Drobiazg:

stracili czujność. Wtedy zinfiltrowaliśmy budynek – rozmieściliśmy posterunki ukryte przed czujnymi

 

Hej,

 

to zdecydowanie horror ^^

 

Ciekawa, acz smutna, puenta. Nigdzie nie ma dla nas ratunku :( 

 

Pozdrawiam

Świetne. Pointa zaskoczyła misia i przywołała banana na pysk. Zupełnie się tego nie spodziewał. Nie lubi tych nieludzkich kolonizatorów, tak jak ludzie. Tytuł super, po przeczytaniu całości. Klik.

Hej, hej, Czytelnicy!

 

Kronosie,

Może nie chciałem zwalać z nóg, ale z drugiej strony cieszę się :D cywilizacja to niestety starożytna i mająca się całkiem dobrze, mimo niesprzyjających warunków ekonomiczno-politycznych ;) a tytuł, cóż… warto wyśpiewać w rytmie starego hitu Lady Punk ;)

Babolki poprawione – było nawet ciut więcej tych “czujności” ;) dzięki!

Dzięki za wizytę, komentarz i kliczka!

 

OldGuard,

Mnie ciarki przechodzą na samą myśl, że nawet na Marsie mógłbym spotkać tych obrzydliwych napastników!

Ratunku brak…

Dzięki za wizytę i komentarz!

 

Misiu,

A cieszę się, że zaskoczyłem, a jeszcze bardziej, że się Miś uśmiechnął :D trudno lubić małych skurczybyków, a tytuł dobrany właśnie pod całość – cieszę się, że wszystko zagrało tak, jak planowałem!

Dzięki za wizytę, komentarz i kliczka!

 

Pozdrówka dla wszystkich!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ooooo, Krokusik coś napisał! I króciutkiego, w sam raz ^^ Jak ja Cię będę katować XD

 Baza była stosunkowo młoda

Baza była nowa. To budynek, nie żywa istota (sprawdzić, czy nie lovecraftowski horror).

 Wielkie przestrzenie o białych ścianach

General Protection Fault. To jest w pewien sposób logiczne, ale frazeologicznie dziwne.

 podłogi kryte szarym gresem

Wykładane. Kryty może być tylko dach.

 poczuli się bezpiecznie – sterylnie – i stracili czujność

Chwila, narratorka chyba nie jest bakterią? To czemu sterylnie? Czy w ogóle można się czuć sterylnie?

 odporne na regularne próby tępienia zalążków obcych ludziom cywilizacji

Sama nie wiem…

 swój gabinet miała Moss

Przestawiłabym: miała swój gabinet Moss. Białe myszy, co?

 czujnie odprowadzają mnie wzrokiem, nieznacznie, o kilka kroków, przesuwając się w stronę władczyni.

Kto tu co robi? Jeśli odprowadzają wzrokiem, to ona odchodzi, ale z budowy zdania wynika, że odchodzą strażniczki.

 postukując nogą, aż podnosił się kurz

Unosił.

 Przechwyciliśmy raport, mówiący

Można bez przecinka. Ale sformułowanie jest ciut niezręczne.

 Widziałam, jak zaczęła ciężko oddychać.

Zaraz, zaraz. Dlaczego?

 wysyczała wściekle

Czemu ona się wścieka? Tylko dlatego, że ktoś się ośmielił krytykować?

 Ręczysz za te informacje całym swoim klanem.

Można ewentualnie ręczyć majątkiem, ale klanem?

 Strażnicy zbliżyli się, dalsza rozmowa nie miała sensu.

Niezbyt ładne i w sumie zbędne. Poprzednie zdanie dobrze zamyka scenę. Strażnicy – czy strażniczki?

 Wieczorny posiłek spożywałam w wisielczym humorze.

Nierówny ton. Wysokie "posiłek" i "spożywanie", kolokwialny wisielczy humor. Czerwony nektar, ogólna samiczość… może to komary?

 fingowali dowody na rzetelność uzyskanych informacji

Wydumane to.

 cała linia jej rodu

Na pewno wiesz, co to znaczy?

 a zawodowo szefowa

Można być szefową prywatnie?

 Z tego względu

A gdyby normalnie powiedziała "dlatego", coś by się stało?

 Bazowo sto czterdzieści pięć dni od startu

Chyba "domyślnie"? Albo "na początek"?

ze strachem w oczach

W oczach można mieć wyłącznie łzy i paprochy.

 lot potrwa dłużej, niż brzmią oficjalne dane?

Od kiedy dane brzmią? Dłużej, niż oficjalnie podano, tak.

 Za dużo niemożliwych do ustalenia niewiadomych.

Podwojona informacja.

 Margines błędu jest… nie ma go wcale

Co to jest margines błędu, hmm?

 Informacje, które uzyskałam ciężką pracą, a potwierdziłam w kilku źródłach heroicznym wręcz wysiłkiem

A konkrety?

przestały być dla mnie takie oczywiste

Może jednak "wiarygodne"?

 Ileż łatwiej

O ile łatwiej.

 Kończymy pracę nad żelazną porcją, która ten margines zbuduje

Czyli nad konkretnym ładunkiem prowiantu. Tak ma być?

 powiedziała uspokajająco Koma, widząc moją minę.

"Uspokajająco" w sumie zbędne, domyśliłabym się.

 Napięcie powierzchniowe uformowało perfekcyjną półsferę u mych stóp.

Tak, to komary. Choć na ich miejscu wysłałabym raczej poczwarki. Ton trochę zbyt książkowy ("u mych stóp"? to nie opera!).

 czas ten wzrasta

Czas się wydłuża.

 wytruje was. Nie określicie zdatności organoleptycznie

Nie świrujmy, rozkład białka widać, słychać i czuć.

 Podzieliliśmy jednostkę na kilka lokacji

Purpurowe.

 obszary narażone na podwyższoną temperaturę

Nie mogą być narażone na temperaturę, tylko na jej wzrost.

 drobiazgowo dopilnować pokładu

"Drobiazgowo" jest zupełnie zbędne.

 Przycisnęłam do siebie bagaż z żelazną porcją

Nie wiem…

 ukryć się

"Się" na początek.

 Brzęczki budzików interferowały, tworząc w ciemności posępną symfonię.

Purpurowe.

 Porcje powinny wciąż być zdatne do spożycia.

Niezręczne. Co to jest porcja?

 Poruszenie dookoła napawało mnie podnieceniem.

Też niezręczne. Opisz to po prostu.

nadchodził pierwszy etap

Nadchodził?

 mógł dostrzec

Widział.

 Coś zaswędziało go w kark,

To kark go zaswędział, jak już.

 – Kurwa, komar!

E, tam. W londyńskim metrze powstał już nowy gatunek. XD

 

 

Sympatyczne. Tytuł wdzięcznie przewrotny, zwłaszcza w zestawieniu z treścią. No i co? No i życie znajduje sposób :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej :) Bardzo fajny szorcik :) tak gdzieś w połowie zaczęłam się zastanawiać, co to będą za istotki i typowałam: delfiny, koty, psy, ale komarów się nie spodziewałam ;)

Mocne, ale brakuje powietrza wysysanego przez głośnosiorbiące uszczelki. ²⁰'' by dotrzeć do zestawu tlenowego i szybko się ubrać..

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Kryta, technicznie rzecz biorąc, może być każda powierzchnia. Np. kryty gumoleum krystalizującym żelazobetonowy fundament izolacja dostatecznie mocno trzymała wygenerowane powietrze.

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Obszary narażone na podwyższoną temperaturę. Nie chcę wyrażać się kolokwialnie, ale niektóre parametry temperaturowe ustala się dla poszczególnych materiałów, nominalnie

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Tarnina. Do moździerza. Ustawić pionowo przy użyciu długiej poziomicy. Wrzucić oburącz pocisk, rozłożyć parasolkę i czekać na opad;). ..

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Technicznie – może. Literacko – nie. Tu jest forum literackie.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Czy można być szefową prywatnie?! Owszem, miałam szefową tyrankę, po godzinach [Interwencja moderacji, dzień dobry, poproszę kulturę osobistą do kontroli…]. Specjalnie wyżywała się na mnie w pracy, by tym bardziej przykładnie zostać ukaraną..

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Tu jest forum literackie.. znaczy wolne od logiki byle poprawne?! Gratulacje, wiesz jak się gra w rosyjską ruletkę półautomatycznym pistoletem? Dać jej snajperkę, przynajmniej sobie łba nie odstrzeli, bo wylot lufy za daleko od cyngla..

Kawkoj piewcy pieśni serowych

znaczy wolne od logiki byle poprawne?!

Wolne od logiki nie jest poprawne. A ja skrytykowałam frazeologię i dobór słów. Uprzejmie proszę, żebyś czytała ze zrozumieniem. O pisanie z sensem prosić nie śmiem.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zabawny szort, od początku wiadomo, że chodzi o jakieś żyjątka, czytelnik tkwi w niepewności aż do końca. Obstawiałam karaluchy, tylko płeć się nie zgadzała. Opisałeś mafię komarową.;)

Nie powiedziałabym, że to horror, raczej sf, bo przy okazji dowiadujemy się wielu szczegółów dotyczących bazy i działania ludzi w kosmosie. Interesująco poprowadzona fabuła, dobry styl. Zgłaszam do wątku bibliotecznego.

Witajcie, Czytelnicy!

 

O, Kędzie Tarnina!

 

Muszę popracować nad poprawkami – jutro wprowadzę i się odniosę :)

 

Adora,

Fajnie, że się spodobało, a jeszcze fajniej, że udało mi się utrzymać w niepewności do końca :D Całkiem ciekawe miałaś typy :o

Dzięki za lekturę i komentarz!

 

Astrid,

cóż… chyba nie wszystko zrozumiałem, co chciałaś napisać, części rzeczy nawet nie próbowałem zrozumieć, a jeszcze innych nigdy nie chciałem wiedzieć.

 

ANDO,

Cieszę się, że wyszło zabawnie :) no i że niepewność była do końca, bo bałem się, że będzie się dało zbyt szybko zorientować :)

Zdecydowanie humorystyczne SF, a moje rozważania odnośnie horroru to oczywiście nawiązanie do końcówki, która miała zmrozić krew w żyłach, szczególnie teraz, podczas rozpoczęcia sezonu komarowego :)

Dzięki za lekturę, komentarz i kliczka!

 

Pozdrówka, trzymajcie się!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

@AstridLundgren

 

Uprzejmie proszę o nie pisanie dwóch następujących po sobie własnych komentarzy w krótkich odstępach czasu (u Ciebie: co 5-10 minut). W takiej sytuacji sugeruję podjąć edycję raz wpisanego komentarza, np. z wyraźnym oznaczeniem sekcji poprzez napisanie EDIT, AKTUALIZACJA, MIAŁAM NOWĄ MYŚL I DZIELĘ SIĘ NIĄ Z WAMI EDYTUJĄC.

Tak jest po prostu czytelniej.

 

Jeden Twój komentarz zaliczył moja interwencję, ponieważ otarł się zdradziecko i zmysłowo o naruszenie regulaminu, a zwracam na to uwagę publicznie, żeby przypomnieć: teksty i komentarze są dostępne bez zalogowania do portalu. Proszę język, który być może ujdzie w konwersacji w grupie prywatnej, nieco powściągnąć w przypadku komentarzy publicznych.

 

EDYTKA:

 

Nie polecam też lżenia innych użytkowników, zazwyczaj to się kończy srogim klapsem permabanowym. ;-)

 

I PO EDYTCE, ECH, A TAKA FAJNA BYŁA

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Byłam całkiem blisko, lecz obstawiłam zbyt optymistycznie: zgadywałam, że to będą pszczoły lub muchy. Komary były zbyt straszną możliwością i wypierałam ją do ostatniej chwili :0

Gorsze byłyby tylko kleszcze.

Świetny szorciak, bardzo pomysłowy :)

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Oh no, nie ma ucieczki przed tym latającym draństwem :-(

Bardzo pomysłowe, super się czytało, horroroidalny klimat na początku sam w sobie był plusem, ale jeszcze dodatkowo wyprowadził w pole (obstawiałam razej coś w klimatach starożytnych kosmitów, albo futurystyczną cywilizację po modyfikacjach biotechnologicznych, przepraszam, tak mi się skojarzyło)

I przyznaj się, tytuł (idealnie pasujący), wybrałeś też po to by połowie portalu śpiewał po nocach w głowie Borysewicz ;-)

Życie to bajka braci Grimm w oryginale.

Witajcie, Drodzy Goście!

 

PsychoRybie,

Dziękuję za zaprowadzenie porządku :)

 

Anoia,

Po komentarzach widzę, że udało mi się zachować tożsamość kolonizatorów do samego końca, co cieszy mnie niezmiernie :) z pszczołami byłby ciekawy temat, bo w sumie trzeba by je na tego Marsa zawieźć, żeby zapylały rośliny na terenach rekreacyjnych – to ciekawy temat na opko i przypomina mi nieco Finklową “Szarańczę na naszych polach!”.

No ale kleszcze…

 

Dzięki za wizytę i komentarz!

 

Jeremia,

Cieszę się, że fajnie się czytało :) a jeszcze bardziej się cieszę, że wyprowadziłem w pole :D komary to trochę taka starożytna rasa, bo ponoć istniały już na Ziemi ponad 200 milionów lat temu, także dobrze się skojarzyło :P a przepraszać nie ma za co ;)

Ha! Mi samemu ta piosenka teraz siadła na głowę :( ale cieszę się, jeśli nie jestem sam ]:->

 

Dzięki za wizytę i komentarz!

 

Tarnino,

Cierpliwości – potrzebuję jeszcze trochę czasu na komputerze!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Komarów bym nie wymyślił, w pewnym momencie moje skojarzenia zaczęły skręcać w dziwnym kierunku – jakieś urban fantasy czy podobne rzeczy. :) Tekst jest przewrotny, ale jak się głębiej zastanowić, to w przedstawionej sytuacji nie ma nic zabawnego – komary roznoszą śmiertelne choroby, typu malaria na przykład, i chyba (może się nie znam) mogłyby doprowadzić do ich zawleczenia na Marsa…

Co do tytułu – nienawidzę tej piosenki szczerze. Teraz będę ją nienawidzić jeszcze bardziej, bo gdy tylko ją usłyszę, zacznę sobie wizualizować takiego komarka śpiewającego ją wysokim, brzęczącym głosikiem. Także dzięki… :\

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

No to lecimy z tym koksem!

 

Tarnino!

Chwila, narratorka chyba nie jest bakterią? To czemu sterylnie? Czy w ogóle można się czuć sterylnie?

Nieee…. bakteria nie :) sterylnie, czyli nieskazitelnie czysto :)

 Widziałam, jak zaczęła ciężko oddychać.

Zaraz, zaraz. Dlaczego?

Bo wcześniej bała się, czy dożyje tego momentu :) rozsadzają ją tu emocje i czarny charakter

 wysyczała wściekle

Czemu ona się wścieka? Tylko dlatego, że ktoś się ośmielił krytykować?

Yup, to bardzo czarny charakter…

Można ewentualnie ręczyć majątkiem, ale klanem?

Na samym końcu podlinkowanej strony jest konstrukcja, której użyłem. Wcześniej jest też przykładowe połączenie “ręczyć honorem”

Można być szefową prywatnie?

Tak, wystarczy być żoną, albo córką.

W oczach można mieć wyłącznie łzy i paprochy.

W “Czerwonym smoku” mieli lusterka

Co to jest margines błędu, hmm?

kolokwializm ;)

 Informacje, które uzyskałam ciężką pracą, a potwierdziłam w kilku źródłach heroicznym wręcz wysiłkiem

A konkrety?

Hę? Nie wiem o co Ci chodzi

Czyli nad konkretnym ładunkiem prowiantu. Tak ma być?

Nad rodzajem prowiantu, w który będzie wyposażony każdy żołnierz. Tak miało być :P

Tak, to komary.

Bingo!

 wytruje was. Nie określicie zdatności organoleptycznie

Nie świrujmy, rozkład białka widać, słychać i czuć.

No, ale to było specjalne przetwarzanie i filtrowanie, po którym rozkład nie następuje przez co najmniej 4 miesiące :P ciii!

 

No i dziękuję! Fajnie, że sympatyczne! :D a te sku******y zawsze znajdą sposób…

 

Uff!

 

Witaj, SNDWLKR!

Ha! Czyli udało się zachować tajemnicę do samego końca :) 

Tekst jest przewrotny, ale jak się głębiej zastanowić, to w przedstawionej sytuacji nie ma nic zabawnego – komary roznoszą śmiertelne choroby, typu malaria na przykład, i chyba (może się nie znam) mogłyby doprowadzić do ich zawleczenia na Marsa…

Oj, niestety masz rację – komary są najbardziej śmiercionośnym zwierzęciem na świecie, więc sprawa jest poważna.

Co do tytułu – nienawidzę tej piosenki szczerze. Teraz będę ją nienawidzić jeszcze bardziej, bo gdy tylko ją usłyszę, zacznę sobie wizualizować takiego komarka śpiewającego ją wysokim, brzęczącym głosikiem. Także dzięki… :\

A, nie ma za co :D

 

Dzięki za wizytę i komentarz!

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Rybku,

Sir, yes, sir!

 

Kwiatuszku,

:D

 Bo wcześniej bała się, czy dożyje tego momentu :) rozsadzają ją tu emocje i czarny charakter

Zaaraz, to szefowa się bała? Hem?

 Yup, to bardzo czarny charakter…

Muahahahahaha.

 Na samym końcu podlinkowanej strony jest konstrukcja, której użyłem. Wcześniej jest też przykładowe połączenie “ręczyć honorem”

Tak, jest. Ale nie dam głowy, że można ręczyć klanem. Życiem klanu, tak. Ale klanem? Coś tu nie tentegesuje z poziomami abstrakcji.

 Tak, wystarczy być żoną, albo córką.

 W “Czerwonym smoku” mieli lusterka

O?

 kolokwializm ;)

 Hę? Nie wiem o co Ci chodzi

A, bo nic konkretnego bohaterka nie powiedziała. A chyba powinna.

 Nad rodzajem prowiantu, w który będzie wyposażony każdy żołnierz. Tak miało być :P

Ale rodzajem – czy kawałkiem? Poziomy abstrakcji!

 Bingo!

 No i dziękuję! Fajnie, że sympatyczne! :D a te sku******y zawsze znajdą sposób…

No i proszę! Nie było tak źle, co? XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Obstawiałam mrówki :)

Rozbawiłeś mnie, a to zawsze w cenie :) Czytało się dobrze, na komary bym nie wpadła, i właściwie nie wiem, czemu, bo teraz wydają się oczywiste ;) Podobało mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć!

 

Za­sta­na­wia­łem się, o czym to bę­dzie. Sta­wia­łem na bak­te­ria, albo ja­kieś pchły może, a tu ko­ma­rzy­ska. Przy­jem­ny szor­cik, krót­ki i nieco śmiesz­ny, grozy jakoś nie po­czu­łem, bo dosyć szyb­ko po­ka­za­łeś, że co to bę­dzie i cóż to za in­wa­zja się szy­ku­je. Mo­głeś nieco dłu­żej po­trzy­mać w nie­pew­no­ści albo dwu­znacz­no­ści. Skojarzył mi się nieco z tekstem Ambush “Źródeł nam nie zabraknie”.

 

Po­zdra­wiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dobrze się czytało, szkoda że tak krótko. Dobry klimacik robi klimacik:)

Zabawne. Forma nieco anegdotyczna, co przypomina mi niektóre starodawne antologie SF i napawa nostalgią. Językowo dostałeś tyle “porad”, że gdybym nawet coś więcej wypatrzył, to nie ośmieliłbym się odezwać. Rzeczywiście, przydałoby się chyba podszlifować nieco zdania, żeby pozbyć się paru niezręczności, ale nie krzyżowałbym Cię za to, jak napisałeś.

Przyjemnie się czytało.

A kto go krzyżuje? Widziałeś krzyżowanie?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Już myślałam, że to będzie romans międzyplanetarny, a tu jednak jednostronne uzależnienie… Nie wiem, czy dodaje mi otuchy fakt, że ktoś/coś zawsze ślepo za mną podąży… ;P

Czytało się przyjemnie i wciągnęło mnie prawie do samego statku, ale…

1).Jest sterylnie, ale z kurzem? Czy w pokojach Klanu Rządzących nie sprzątają?

2). “Oni zawsze tak robią – cała klan rządzących.” – chyba cały klan

Tarnino,

 Bo wcześniej bała się, czy dożyje tego momentu :) rozsadzają ją tu emocje i czarny charakter

Zaaraz, to szefowa się bała? Hem?

No tak – to tylko komar – miała max. 10 tygodni życia – niewielkie były szanse, że wyśle udaną misję na Marsa.

 W “Czerwonym smoku” mieli lusterka

O?

Ralph Fiennes powkładał do oczu lusterka, a Edward Norton go szukał.

No i proszę! Nie było tak źle, co? XD

 

Irko,

Ha! Kolejna zwiedziona czytelniczka! Cieszę się, że rozbawiłem i że się podobało! :D

Dziękuję za wizytę, komentarz i kliczka!

 

Krar,

Przyjemny szorcik, krótki i nieco śmieszny, grozy jakoś nie poczułem, bo dosyć szybko pokazałeś, że co to będzie i cóż to za inwazja się szykuje. Mogłeś nieco dłużej potrzymać w niepewności albo dwuznaczności

Chyba skapnąłeś się najszybciej ze wszystkich czytelników w takim razie :) A z grozą w przedmowie trochę żartowałem, bo w końcu komarzyska to jeden z największych koszmarów, których doświadczamy w okresie letnim.

Skojarzył mi się nieco z tekstem Ambush “Źródeł nam nie zabraknie”.

Czekałem na to skojarzenie! Wciąż mam ten tekst w pamięci :)

Dzięki za wizytę, komentarz i kliczka!

 

Vr,

Cieszę się, że było dobrze, a szorciaka pisałem z premedytacją, bo inny pomysł mi nie wypalił.

Dzięki za wizytę i komentarz!

 

Seener,

Ja z SF miałem niewiele do czynienia, więc porównanie dla mnie bardzo miłe. No i cieszy mnie, że rozbawiło :)

Dzięki za wizytę, komentarz i ocalenie przed krzyżowaniem ;)

 

Tarnino,

very naughty boy!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Oo, M.G.Zanadro,

Różnie to się mogło potoczyć ;) z pewnością musiało się wydarzyć sporo gorących scen, bo jakoś populację trzeba pomnożyć, ale to chyba nie były romantyczne zbliżenia ;)

Fajnie, że czytało się przyjemnie, dobrze, że na statek nie wciągnęło, bo tam póki co ściernisko, mogłabyś się nudzić ;)

1) Ludzie czuli się sterylnie, ale w zakamarkach z pewnością czaiła się wilgoć i kurz.

2) Już poprawiam, dzięki!

 

Dzięki za wizytę i komentarz!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ralph Fiennes powkładał do oczu lusterka, a Edward Norton go szukał.

… chyba wolę nie wiedzieć.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A kto go krzyżuje? Widziałeś krzyżowanie?

Nie, ale wiem gdzie szukać :)

Ja też jestem zwolennikiem poprawności językowej, tylko słabo się na tym znam.

… chyba wolę nie wiedzieć.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ja też jestem zwolennikiem poprawności językowej, tylko słabo się na tym znam.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej Krokusie!

 

Fajny szorcik, końcówka nieźle zaskoczyła ;) W sumie to takie tekst jednego żartu, ale fajnie na niego przygotowałeś. Stylistycznie, jak to u Ciebie, dobrze, nie ma się do czego przyczepić xD

Mam nadzieję, że tyle wystarczy na kliczka ;)

 

Dziękuję za lekturę!

Cześć, Gruszhildo! 

 

A miło mi to czytać :) no tak, wszystko zbudowałem pod ostatnie dwa słowa :D fajnie, że nie ma się do czego przyczepić :) 

Chyba pobudziłaś eskadrę użytkowników, bo nagle poklikali – dzięki! 

 

Dzięki też za wizytę i komentarz! 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Sympatyczne. Jakoś szybko zaczęłam obstawiać owady (ciągle mam w pamięci resztki tego tekstu, który uprzejmie podlinkowałeś wyżej), ale na gatunek nie wpadłam. Czyli trzeba wydłużyć czas lotu, bez dwóch zdań, ryzyko jest zbyt duże.

Jedyna nadzieja, że trudno im będzie znaleźć otwarte zbiorniki wody, a chyba potrzebują do rozmnażania.

Babska logika rządzi!

Ale wystarczą bardzo nieduże, niestety. Nawet opona z wodą po deszczu. Ciekawostka – jednym z powodów, dla których hoduje się w stawach karpiki koi, są komary. Karpiki zjadają larwy i ograniczają liczebność draństwa, bez tego komary już dawno zeżarłyby całą Azję.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Zdaje się, że na Marsie bardzo rzadko pada. ;-)

Babska logika rządzi!

Ale w bazie z kopułą może XD wystarczy, żeby była dostatecznie duża.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Obrazek konkursowy:

 

 

a przede wszystkim dlatego, że Golodh mnie zmusił :)

https://c.tenor.com/aH_a8d2Yf_IAAAAd/everything-is-proceeding-exactly-as-i-foreseen-palpatine.gif

Слава Україні!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Prosta i lekka historyjka w sam raz do obiadu. Klan komarów z krwiożerczą przywódczynią w natarciu. Nie mam złudzeń, jaki gatunek przetrwa w kosmosie.

Hej, ho! Wracam po długim weekendzie!

 

Finklo,

Wystarczy nie skracać tego czasu ;) No i w tej budowanej kopule będą tereny rekreacyjne, więc pewnie i staw. W innych, wcześniejszych już takie rzeczy opędzlowali, więc małe gnojki się rozmnożyły… niestety…

A tych Tarninowych karpików to pewnie jeszcze nie przewieźli :(

 

Golodh’u,

Dobry jurkowy obrazek :D

 

No i odpowiadając na gifa:

 

CzarnyŚniegu,

A smacznego życzę, choć pewnie nieco za późno ;) cóż, gnojki wszędzie się wcisną :D

 

Dziękuję wszystkim za wizytę i komentarze, szczególnie Tarninie za wsparcie :P

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To ja krótko, zwięźle i na temat: Hehe, dobre, hehe :-)

Neato Mosquito GIF – Neato Mosquito Bloodsucker – Discover & Share GIFs

Spodziewałem się mrówek lub os.

Pomysłowe i napisane z polotem. W moim przypadku puenta nie do końca siadła, bo od razu myślnęło mi się: “Przecież komary nie tworzą kolonii”. Niemniej, udany szorcik.

Tarnino,

 

Krzkocie,

Hehe, cieszę się, chociaż nie jestem pewien, czy dobrze jeśli się te skubańce pojawiają… ;)

 

None,

“Przecież komary nie tworzą kolonii”.

To są bardzo postępowe komary ;) ale cieszę się, że się podobało :)

 

Dzięki za wizyty i komentarze!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Przeczytawszy, że to groza, a może nawet horror (nie lubię takich klimatów), zamierzałam pominąc, ale zerknęłam na komentarze i postanowiłam jednak dac szansę. Warto było :D Bardzo zgrabne.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Hej, Mindenamifaju!

 

Cieszy mnie Twa opinia, fajnie, że podjąłeś wyzwanie :P no groza raczej z przymrużeniem oka :P Dzięki za wizytę i komentarz!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Fomo Lonely GIF – Fomo Lonely Looking Inside GIFs

Слава Україні!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hurra ! Humor i jeszcze raz humor, trochę mi się dłużyło, ale koniec to złoto, piękne opko :>

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Cześć, Ilu! 

Tak, po tym jak poddałem się przy pisaniu poważnego opowiadania, postanowiłem napisać coś lekkiego :) cieszę się więc, że podeszło, nawet jeśli się dłużyło :) 

Pozdrówka! 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Known some call is air am

K(r)okusie!

 

Aż mnie przedramię zaswędziało. xD

Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Fajny szorciak, prawdziwy horror, od którego nie mogłem usiedzieć w miejscu (a może to te latające draństwa?).

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

O, kurka! Przeoczyłem własne opko :|

 

Cześć, 404!

Ciekawy gif ;)

 

Hej, Barb!

Oj niedobrze jak swędzi – nie drap, bo będzie jeszcze gorzej ;)

Cieszę się, że udało się zaskoczyć, ale mam też nadzieję, że nie budzi Cię w nocy bzyczenie ;)

 

Dzięki za wizytę i komentarze, Panowie!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Podobało się: Tytuł doskonale współgra z fabułą. Coś mi świta że kiedyś słyszałem tego rodzaju interpretację tytułowej piosenki, ale równie dobrze może to być fałszywe wspomnienie, zasugerowane opowiadaniem. 

Nie podobało się: W pierwszej chwili nie zrozumiałem puenty, nie wiedziałem do końca czy się śmiać czy bać. Ale czy to wada?

 

Gratuluję i pozdrawiam!

Cześć, Olgierdzie!

 

Ja nie dam sobie ręki uciąć, ale w czeluściach umysłu świta mi mem z komarem i właśnie tym tytułem – możliwe, że widzieliśmy te same rzeczy :)

A w końcówce miałem na celu raczej rozśmieszenie czytelników, ta wzmianka o horrorze w przedmowie jest kolejnym w tym temacie żarcikiem ;)

Dzięki za wizytę i komentarz!

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, 404!

Ciekawy gif ;)

Unicron pożera planetę. Najlepsza krecha o transformerach ever.

Known some call is air am

Hej! 

 

Męczyłam się czytając, bo takie inwazje i kosmiczne intrygi to nie moje klimaty. Ale patrzę – krótkie – dobrnę :-P No i jak dotarłam do końca to się rozczuliłam i nie pożałowałam. To takie opowiadanie, na które zupełnie inaczej się patrzy, z perspektywy ostatniego zdania. Kunszt! :-)

Najs i cute. 

 

eM

Cześć, eM!

 

W zasadzie opko zacząłem od ostatniego zdania, więc cieszę się, że wyszło :) No i mam nadzieję, że nie wymęczyło zbyt mocno :)

Fajnie, że dobrnęłaś – dzięki za wizytę i komentarz!

 

PS. Świetnie się składa, bo rano przeczytałem Twój “Powrót…” i zabieram się za komentarz ;)

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Sympatycznie czytać taką opinię :) Dziękuję!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Komentarz będzie powstawał na bieżąco.

 

Na początek – mamy XXII wiek i dość typowy opis, co mi się gryzie z tym, że to późniejsze czasy. Fajnie, gdybyśmy zobaczyli jakiś smaczek z tej przyszłości.

 

Widziałam, jak zaczęła ciężko oddychać

 

Wystarczy napisać, że zaczęła ciężko oddychać, fakt, że główna bohaterka to widzi jest oczywisty, w końcu to jej perspektywa.

 

Tekst zapycha ten fragment, w którym bohaterka je kolację. Przemyślenia są dość nudne, może przez to, że wstęp był krótki i człowiek nie zdążył się porządnie wgryźć w opowiadanie, a tu już stopowanie akcji. 

 

To, że pani doktor Koma jest przemiła, warto byłoby podkreślić w tekście jej słowem, np. niech mówi „proszę” albo niech się uśmiecha, niech zapyta o samopoczucie. Samo stwierdzenie narratora, że ktoś jest miły, niewiele daje, więc równie dobrze mogłoby go nie być.

 

Końcówka mnie rozwaliła. Ale że komary?! W życiu bym się nie domyśliła. :D Ostatnie zdanie powala. I teraz dopiero uznałam, że niezłym pomysłem było to siorbanie czerwonego nektaru. Ale wiesz, brakowało innych smaczków (chyba mignął mi gdzieś tam grzbiet, no i wspomniana doktor Koma, do którego wystarczyłoby dopisać „r”), które by pokazały różnice między komarami a ludźmi, bo jednak dość się to zlewa, zbyt podobne są do nas te komary, no chyba że pijąc naszą krew, przechodzą do nich nasze cechy. :)

 

Pozdrawiam,

Ananke

Cześć, Ananke!

 

Wybacz opóźnienie z odpowiedzią – żyćko nie chciało mnie dopuścić do komputera!

Dziękuję za ciekawe uwagi :) Cóż – wszystko było budowane pod te ostatnie dwa słowa – fakt, nie poszedłem mocno w SF, czy nawet przyszłościowe wizje, chociaż uważam, że na poziomie robali, kurzu i wilgoci w kątach – niewiele się zmieni przez 100 lat :P

doktor Koma, do którego wystarczyłoby dopisać „r”

Zdradzę sekret, że imiona wszystkich stwonogich bohaterów powstały właśnie w ten sposób ;)

Smaczki były bardzo subtelnie, w czym dostrzegam teraz plus, bo mało osób się domyśliło w trakcie – w tak krótkim tekście to jeszcze ma sens ;)

 

Dziękuję za wizytę i rozbudowany komentarz!

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej, Krokus :)

 

Chociaż uważam, że na poziomie robali, kurzu i wilgoci w kątach – niewiele się zmieni przez 100 lat :P

 

Haha, dobre, przyjmuję Twoje tłumaczenie. :D

 

Co do budowania wszystkich na bohaterów w taki sposób, kim jest w takim razie Moss? Skrótem od moskit? 

 

Zbudowałeś tak, że chyba nie dało się domyślić, a jednocześnie wszystko zagrało, więc na plus. :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Niedługo to my będziemy wcinać robaki, a nie robaki hamburgerki. :D

To nie robak! To karaluszek ^^

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jedno i to samo xd. Karaluchy też można jeść, ale trzeba uważać, bo żywią się wszystkim :p

Karaluchy też można jeść, ale trzeba uważać, bo żywią się wszystkim

 

Na przykład kraboburgerami, jak widać na załączonym gifie ;)

Known some call is air am

kim jest w takim razie Moss?

Moss – Mosquito

Cule – Culex

Poszły po prostu różne języki :)

 

Karaluszek żywiony burgerami mógłby być pyszniutki. A na pewno tłuściutki :)

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Krokus, dzięki, tak obstawiałam moskita. ;) Culex za to pierwsze słyszę, ale Google mi pomogło. :) 

 

Jak żywił się burgerami to nic, tylko zajadać takiego. :) No chyba że ma rodzinę karaluchów, to wtedy już niekoniecznie. Tak mi się teraz przypomniała animacja „Dom” (trzy różne historie w jednym domu). W tej drugiej mamy pokazane życie robaków. No chyba nic mnie tak nie rozwaliło jak tamta perspektywa. Absurd wylewał się z ekranu i chciałam tylko więcej. Dostałam. :)

 

 

Culex za to pierwsze słyszę, ale Google mi pomogło. :) 

Powiem Ci coś…

<szept> Ja też wcześniej nie wiedziałem! XD </szept>

 

Miałem kilka innych imion przygotowanych, np. Hyttynen (z fińskiego), Mück (od niemieckiego Mücke), albo Szún (od węgierskiego szúnyog)

 

“Dom” dodany na listę “do obejrzenia” ;)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Inne nazwy też fajne, kurczę, jak człowiekowi braknie weny na wymyślanie imion, to wystarczy poszperać w necie, szukając zagranicznych nazw owadów. :D 

 

„Dom” jest rewelacyjny. Dla mnie wnosił pewną świeżość, a o to coraz ciężej w obecnych czasach. 

A Wikisłownik nie pokazuje tłumaczeń na różne języki? Nawet szukać specjalnie nie trzeba…

Babska logika rządzi!

Pewnie pokazuje, ale łatwiej do Google translate wrzucić. ;) Chociaż oczywiście pisałam tekst o imionach z przymrużeniem oka ;)

Jedno i to samo xd.

Arnubis! Chono, trza edukować entomologicznie XD

Karaluchy też można jeść, ale trzeba uważać, bo żywią się wszystkim :p

Oj tam :P Chyba zostanę pustelnicą i będę jeść szarańczę, miód i korzonki XD

łatwiej do Google translate wrzucić. ;)

Google Translate to zuuuuuo. :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Arnubis! Chono, trza edukować entomologicznie XD

 

No trzeba, trzeba, mogę zapisać się na warsztaty specjalne. :P

 

Oj tam :P Chyba zostanę pustelnicą i będę jeść szarańczę, miód i korzonki XD

 

Szarańczę raz widziałam z bliska do jedzenia, ale nie tknęłam. Za to zrobił to pięciolatek, brawa dla niego za większą odwagę. xD

 

Google Translate to zuuuuuo. :P

 

Niestety, istnieją osoby zbyt tępe na języki. Tak, jestem wśród nich. Tak, przegrałam życie. 

No trzeba, trzeba, mogę zapisać się na warsztaty specjalne. :P

Arnubis jest naszym specem od bezkręgowców.

Tak, przegrałam życie. 

<szuka dostatecznie ironicznego komentarza>

<nie znajduje>

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

<szuka dostatecznie ironicznego komentarza>

<nie znajduje>

 

Dzięki, przegranych lepiej nie dobijać. Choć krążą plotki, że jak sięgną dna, to się w końcu odbiją. Tylko że nie każde dno jest trampoliną. 

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Spoko, luz, zaraz wyjdzie słońce. :D 

 

Zawsze można zjeść psychicznego misia i od razu lepszy humor!

 

 

Już nawet wróżki latają albo elfy jakieś. Życie piękne i słodkie. 

 

P.S. Żeby nie było, że tak całkiem offtop, to dochodzimy do momentu, w którym można przemyśleć sytuację, gdzie krewni komarów z opowiadania (inne owady, np. zwykłe muchy) postanawiają lecieć na planetę razem z komarami, ale zabierając ze sobą części misia, no żeby było co jeść.

Albo nie, ja już nie mam sił do swoich sucharów… 

… potwór, zje mnie :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Prawo silniejszego :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bardzo zgrabna historia :)

Obstawiałam szczury.

Kro­kus – Za­błą­ka­ny Kro­kus, Mała Lady Pank

 

 

Nie za dużo tutaj można oce­nić, jeśli cho­dzi o kon­kur­so­we za­ło­że­nia. No bo to rów­nie do­brze mo­gła­by być ja­ka­kol­wiek inna pla­ne­ta, a nawet Zie­mia. Nie­trud­no mi wy­obra­zić sobie, że lu­dzie ucie­ka­ją do ja­kichś ha­bi­ta­tów i tam prze­no­szą się opi­sa­ne ga­dzi­ny, po­dą­ża­jąc za czło­wie­kiem. Pod tym kątem tekst ra­czej leży, może pół­le­ży, albo pół­sie­dzi, wy­bierz sobie ;).

Za to sama fa­bu­ła uba­wi­ła, choć od pierw­szych zdań; tych, gdzie opi­su­jesz, że te cosie się w ludz­kich ośrod­kach ucho­wa­ły; po­dej­rze­wa­łem, że cho­dzi o ja­kieś de­ner­wu­ją­ce cho­ler­stwo, jed­nak sta­wia­łem na muchy, któ­rych nie­na­wi­dzę po sto­kroć bar­dziej niż ko­ma­rów.

Po­mysł, żeby za­mę­czać ludzi bzy­cze­niem, swę­dze­niem i może nawet prze­no­szo­ny­mi przez ko­ma­ry cho­ro­ba­mi gdzieś poza naszą pla­ne­tą, jest na­praw­dę dia­bo­licz­ny i bły­sko­tli­wy. Ale to tyle, bo fa­bu­ły za bar­dzo nie ma, wspo­mnia­nych za­ło­żeń kon­kur­so­wych też, a ję­zy­ko­wo jest po­praw­nie – jako umi­lacz czasu Twój tekst się spraw­dza, ale to tylko tyle, choć może, jak na szor­ta, aż tyle.

Known some call is air am

Osz, cholera – znów się zagapiłem z odpowiedzią! Wybacz, 404 i MaLeeNo!

 

Witam Jurora!

 

No bo to równie dobrze mogłaby być jakakolwiek inna planeta, a nawet Ziemia.

Sporą rolę gra czas dotarcia na Marsa, bo komary hibernują 6 miesięcy, a aktualne szacunki długości podróży na Marsa są dłuższe. Z drugiej strony bohaterka nie czyni w tym celu niczego wielkiego – nie tego dotyczy tekst. Ale skubańce będą z nami zawsze ;)

Pomysł, żeby zamęczać ludzi bzyczeniem, swędzeniem i może nawet przenoszonymi przez komary chorobami gdzieś poza naszą planetą, jest naprawdę diaboliczny i błyskotliwy.

jako umilacz czasu Twój tekst się sprawdza, ale to tylko tyle, choć może, jak na szorta, aż tyle.

Jak w każdym konkursie, nie mogę wyjść z podziwu, że nie wygrałem XP ale cóż… kwiatki nie mają tej siły przebicia ;) nie no – zupełnie inny tekst pisałem, ale gdy ogarnąłem, że nic z tego nie wyjdzie, to napisałem krótki zamiennik – stąd najbardziej cieszą mnie te ubawione reakcje czytelników :)

 

Dzięki za konkurs, lekturę i komentarz!

 

Maleeno!

 

Cieszy mnie Twój odbiór!

 

Dzięki za lekturę i komentarz!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Zawsze ciężko jest mi komentować szorty, bo jakoś mało jest się czego czepiać*. Tak właśnie jest tu – warsztatowo w porządku, fabuła się spina, twist na końcu całkiem błyskotliwy. Z początku traktowałem to tylko jako żart, ale sezon owadowy i co i rusz pojawiające mi się w domu insekty doprowadziły do dodatkowej refleksji na temat głębszego sensu Twojego opowiadania:P

Niby da się w takiej objętości tekstu zmieścić więcej, ale… fajne:) (na licencji Anet (na licencji Misia)).

 

* A czymże jest komentarz pozbawiony dobrego czepialstwa, jeśli nie ledwie pustą skorupą?

Слава Україні!

Gołdhaczu drogi!

Może tekst do końca żartem nie był, ale też napisany został raczej dla czystej rozrywki :) Z pewnością da się upchnąć więcej, ale czy zawsze więcej znaczy lepiej :)

Ale przyczepiłeś się, że nie ma się czego czepiać, więc w sumie się przyczepiłeś, a to znaczy, że jest się do czego czepiać ;) No! I to jest prawdziwy komentarz jurkowy!

Pozdrówka i dzięki za krokus!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Kokusie,

nie mam nic do odpowiedzenia, ale chciałem Cię nazwać Kokusem:P

Pozdrawiam i nie ma za co:)

Слава Україні!

Cześć, Krokus

Proszę pamiętać, że to tylko moje przemyślenia. Mam nadzieję, że uda Ci się z nich coś wyciągnąć ;P 

W pierwszej części otrzymałem zarys świata. Ładnie napisany opis, ale czegoś mi zabrakło. Jak na XXII wiek nie widać tutaj wysokiej technologii. Chętnie zobaczyłbym coś nowego, bo na razie świat wygląda całkiem normalnie. 

Później zostaje wprowadzony bohaterka i tu pojawia się mój problem, znaczy do finału wszystko jest git. I OK, puenta jest fajna, ale… Dowódczyni tupie tak, że się unosi kurz. Komar by tego nie zrobił. W mojej wyobraźni pojawiła się znacznie większa postać, a przez to twist mi nie zagrał tak, jak mógł. Ogólnie, zakończenie uważam za sympatyczne, ale w wyniku szoku i nagłej zmiany wyobrażeń nie poczułem zbyt dużej satysfakcji. 

Sam pomysł na komary, które lecą za ludźmi, aż na Marsa bardzo misię. Jest w tym komizm, a zarazem coś… Hmm, intrygującego. Chętnie zobaczyłbym życie tych małych stworzonek, ale znacznie różniące się od ludzkiego. Inna kultura itp. To bardziej takie luźne przemyślenie i nie dotyczy tekstu, bo tutaj nie ma na to miejsca. 

Lekka narracja moim zdaniem świetnie pasuje, dzięki niej tekst zyskał sporo w moich oczach. Opowiastka skutecznie umiliła czas. 

Wybacz, że tak krótko, ale idę spać :D

Pozdrawiam serdecznie!

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Nowa Fantastyka