Profil użytkownika


komentarze: 425, w dziale opowiadań: 343, opowiadania: 173

Ostatnie sto komentarzy

Ach, ten tytułowy pies i jego taniec ;>

Dobre to opko, podoba mi się końcówka i wcale nie taki niewinny Witek. Ta końcówka nadaje głębi całości i ani trochę się nie dziwię, że pojawiło się w Nowej Fantastyce.

Czekam na czerwiec! heart

Mi się podobało:) bóg z piekarnika o trzech nogach, choć trochę szkoda, że tak sobie po prostu poszedł.

Końcówka dużo lepsza od tej, którą czytałam w pierwszej wersji na becie.

Powodzenia!

Przyznam, że jestem zaskoczona, totalnie nie spodziewałam się, że wyląduję na podium. 

Gratulacje dla pierwszego i drugiego miejsca!

Wszystkim autorom dziękuję za konkurs – w tym roku wybór w głosowaniu był dla mnie trudny, bo było sporo naprawdę fajnych tekstów.

Jurkom też dziękuję, szczególnie tym, co już wrzucili komentarze :D

 

Uff, nareszcie udało mi się wrócić z odpowiedziami. Gdyby tak czas był z gumy i dało się go rozciągnąć.

 

Finkla,

dzięki za odwiedziny. Świat miał być przedstawiony szczątkowo, ale rozumiem, że niektórym czytelnikom brakuje szerszego kontekstu.

 

Irka_Luz,

Jeśli chodzi o świat, to myślę, że przedstawiłaś go wystarczająco. Wyobraziłam sobie Europę po wojnie atomowej, przekształconą w wielkie wysypisko śmieci dla Ameryki.

uff, chociaż jedna osoba, dziękuję <3

 

To, czego mi brakuje, to informacji za co bohater znalazł się w tym miejscu, bo rozumiem, że zsyłano tam przestępców.

Tu faktycznie za dużo zostało w mojej głowię i biorę ten zarzut na klatę :)

Cieszę się, że się podobało, to najważniejsze dla mnie.

 

Anet,

uff, kamień z serca <3

 

Reg,

dzięki za łapankę! poprawię jak tylko znajdę chwilę, a z tym ostatnio ciężko ;/

 

Realuc,

kope lat! Dawno cię tu nie widziałam, choć po prawdzie sama tu zaglądam bardzo rzadko.

Dziękuję za odwiedziny, cieszę się, że udało mi się sprawić, że “kupiłeś” tekst, im więcej zadowolonych czytelników, tym większe chęci do pisania kolejnych rzeczy.

 

JolkaB,

rozumiem bardzo dobrze – każdy ma swoje gusta, a czytamy w końcu dla relaksu i przyjemności (no może poza Lożą xd). Też nie raz trafiam na takie teksty, które po prostu nie są z mojej bajki. No i fanką Prachtetta właśnie np nie jestemlaugh

 

HollyHell91,

witam! (bo chyba po raz pierwszy “spotykamy się” pod moim tekstem. Bardzo dziękuję za miłe słowa, chociaż myślę, że do pisania “przepięknie” jeszcze mi brakuje, ale nie będę narzekać na żadne komplementy. Biorę wszystkie bez pytania :D 

Jak chodzi o przywiązanie do bohatera, to niestety tak, limit. To pewne ryzyko, gdy uderza się w te tony przy krótkich tekstach, ale ja chyba nie potrafię pisać innych szortów.

 

grzelulukas,

dzięki! tyle zadowolonych czytelników → norma wyrobiona na cały rok :D widzę, że obrałam dobrą strategię, im mniej publikuje tym mniejsza szansa, że wyjdzie kiepsko wink

 

Krokus,

W tekście nie znalazłem ani krzty cozy fantasy. A, nie… czekaj…

Już miałam szykować kapcia!

Postapo jest, ale choć opisujesz świat najbliższy, to samą postapowość nakreślasz tylko w kilku słowach. Bałwan jest, choć równie dobrze moglibyśmy mieć cokolwiek innego (RENIFERA OwO). Tekst nie obraca się wokół Świąt, choć ich obecności odmówić nie można.

Czepiasz się! No ale tak jest, no co zrobię. Ale napisane? Napisane, po co drążyć temat… :D

Niewiele mamy fabuły, ale też nie ma czego oczekiwać po tak krótkich tekstach. Nastawiłaś się na odbiór emocjonalny, co było dobrym wyborem. Najwięcej miejsca poświęciłaś na wykreowanie bohatera, ale odniosłem wrażenie, że jest to trochę przeciągnięte i gdyby lekko to przyciąć, spokojnie zmieściłabyś się w pierwotnym limicie. No ale dzięki temu musiałaś komentować, a to zawsze jurków cieszy ;)

Pierwotnie tekst był krótszy, ale musiałam rozbudować bohatera, więc pewnie nie złapałam tego idealnego balansu.

Wykonane jest bardzo sprawnie. Postawiłaś na pierwszoosobową narrację wulgarnego gościa, ale trzymałaś to od początku do końca. Może raz się na czymś potknąłem, nie mnie jednak przez tekst przepłynąłem bardzo sprawnie

To teraz skarpety poproszę, liczę, że przyjdzie szybciej niż książka za piórko, na którą wciąż czekam :D

 

Verus,

Zupełnie nie czuję się zaskoczona mrocznym opkiem w Twoim wykonaniu. Myślę, że jeśli pewnego dnia wrzucisz coś cukierowego, zejdę na zawał albo zacznę się zastanawiać, kto Cię podmienił. No ale do rzeczy.

Były takie próby na portalu, ale pomińmy je milczeniem. Wychodzą mi tylko mroczne, obskurne i brudne opowieści. Ciekawe czemu? Ale chyba wolę tego nie wiedzieć.

To naprawdę dobry tekst jest. Klimatyczny, dopracowany, emocjonalny. Przeplatasz całość odliczaniem powodów do śmierci, które nadają rytm postępowi akcji i wiążą ze sobą wydarzenia.

<3

Główny bohater to typ antypatyczny i nie miał wielkich perspektyw na przywiązanie do siebie czytelnika, ale wprowadzenie małej, biednej Saszki pozwoliło mi złapać haczyk. To ciekawa sytuacja, bo jestem zdania, że sama Saszka byłaby bohaterką raczej nieciekawą. To ich relacja, mimowolna – albo wręcz niechciana – troska czyni ten tekst naprawdę wciągającym. Ot, piękny przykład jak istotna jest perspektywa.

Pierwotnie miałam pisać tekst z perspektywy Saszki, ale doszłam do tych samych wniosków – Saszka byłaby nieciekawym bohaterem, płaskim. No i trudnym w wykonaniu, bo trudno byłoby przemycić to co chciałam, gdybym pisała z jej perspektywy.

Jeśli chodzi o świat, wydaje mi się, że w postapo nie ma wielu zaskoczeń, ale pomysł Europy zamienionej w wysypisko, wygnańca politycznego z Ameryki i dronów dostarczających zarówno whisky, jak i kolejne porcje śmierci, przypadł mi do gustu i dodał tej rzeczywistości charakteru oraz kolorytu.

Ha! dokładnie tak miało być. 

Jeśli chodzi o zarzuty – mam wątpliwości, jak ocenić udział świąt w fabule. Nie grają one definitywnie głównych skrzypiec, ale równocześnie to ich nadejście pozwala na nabudowanie emocji – bo muszę przyznać, że scena z kolorowym papierem mocno chwyciła. Tyle, że na rysunku mogłoby być cokolwiek poza bałwankiem. I sam bałwanek nie ma wielkiego wpływu na fabułę. No, ale generalnie to największy konkursowy zarzut jaki mam. Tekst nadal znakomity. :D Dzięki za dobrą lekturę i za udział w konkursie również! Gratuluję znalezienia się na podium, w pełni zasłużone.

Biorę to na klatę, choć naprawdę pisałam tekst na ten konkretny konkurs. No ale wyszło jak wyszło.

 

 

 

Bawiłam się bardzo dobrze :)

Choć słodkie/ cozy klimaty to zwykle nie moja bajka, ale dobrze tutaj wszystko zbalansowałaś: humor, fantastykę, wątek świąteczny. No i zamiast reniferów, centaury w ze skrzydełkami. No i Kijciwoko.

Ani trochę nie czułam długości tekstu, zaciekawiły mnie krasnoludy z ogonami.

No i będę miała teraz zagwozdkę przy głosowaniu :D

Proste, ale przemówiło do mnie. Może dlatego, że mam dziecko, a może to po prostu Twój styl?

Myślę jednak, że imię Kevin tu zupełnie nie pasuje (ale wiem, prezent) i lepiej brzmiałoby polskie imię. Fantastyki tu ciut mało, ale to drobnostka. Dobrze, że czytam już po świętach :)

Cześć!

No więc przyznam od razu, że to nie do końca moje klimaty – zbyt enigmatycznie (szczególnie końcówka), trochę za dużo absurdu (wykolejeńcy, gadające zwierzaki, wkurzony renifer) i nie do końca przekonała mnie nagła przemiana bohatera. Równie dobrze mógł uznać to za sen, no i zależenie od tego dlaczego odwrócił się od rodziny (czego niestety nie wiemy), mogłoby to być za mało, aby odnowić kontakt.

Powodzenie w konkursie :)

 

Faktycznie klimatu świątecznego ciężko u ciebie uświadczyć, ale i tak mi się podobało. No podobałoby się bardziej, gdyby to jemioła wyszła zwycięsko, ale no nóż, nie można mieć wszystkiego cool

 

W końcówce miałam poczucie, że akcja nieco galopuje, nie do końca też zrozumiałam, co ostatecznie pokonało Jemiołę? Zaklęcie, które nie mogło zadziałać, bo Jemiołuszek nie zjadł jagód? Tutaj mam jednak małe zastrzeżenie – jak na to, że porównał Jemiołę do matki i czuł się kochany, prawie natychmiast przestał ufać Jemiole. 

Gryzło mnie w oczy tez trochę to zdanie, które skojarzyło mi się z przygodami Scooby Doo:

– Co? Ty się nie upiłeś? Nie jadłeś moich jagód? Ale zaklęcia przelania energii nie da się już powstrzymać! Jestem zgubiona! Wszystko przez ciebie, ty piskliwe ptaszysko!

Niemniej, szorcik udany :)

Powodzenia w konkursie.

Cześć :)

niestety opowiadanie do mnie nie do końca przemówiło, zarówno ze względu na kwestie bardziej techniczne, jak i te fabularne.

Zacznę jednak od tych pierwszych:

– zaczynasz opowiadanie infodumpem, który niewiele w sumie wnosi; lepiej by było odkrywać świat mimochodem, aby czytelnik, sam krok po kroku odrywał świat;

– tych infodumpów masz niestety dużo, zbyt dużo jak na tak krótki tekst, np tutaj:

Jeden z cudów techniki podarowanych na odchodnym przez Unijczyków – zadumała się. Według wersji oficjalnej, żelobeton, tak jak i wiele innych wynalazków, to dzieło rodzimych konstruktorów. Ale w przypadku żelobetonu naprawdę trudno było uwierzyć w oficjalną propagandę, bo zarówno mobilny sprzęt zdolny do wznoszenia potężnych filarów, jak i sam produkt sygnowany był unicką gwiazdą

– powyższy fragment obrazuje jeszcze jeden problem → postacie z jakiegoś powodu gadają do siebie i wtedy sposób (niestety dość toporny) przekazujesz informacje czytelnikowi; o wiele lepiej by to wyszło, gdybyś ujął to jako przemyślenia bohaterki;

– oprócz infodumpów masz też zbędne opisy, takie jak tutaj, które mocno spowalniają akcję i dynamikę opowiadania:

Apartament w hotelu “Narodowym” był przestronny i urządzony ze smakiem. Klasa i elegancja. Dekster gorzko skonstatował, że sama łazienka jest większa od jego salonu. Wiedział dobrze, że hotel służy nie tylko jako miejsce oficjalnych spotkań, rautów i uroczystości. Mniej oficjalnie korzystali z niego co zamożniejsi obywatele klasy premium, którzy chcieli na kilka dni oderwać się od domowego zacisza i zrzędzących małżonek. A całkiem nieoficjalnie, był miejscem, w którym ważni Ojcowie mogli skorzystać z uroków życia w trybie incognito.

Przechodząc do kwestii fabularnych: dla mnie wygląda to jak fragment czegoś dłuższego, co zostało pocięte pod limit. Widać to szczególnie we fragmencie, gdy Dekster nagle dogania uciekinierkę. Wprowadziło to chaos i mnie dość negatywnie zaskoczyło (dopiero co szukał jej śladów i już mamy scenę jak ją odnalazł?). Przyznam też, że końcówkę nie do końca zrozumiałam. 

Niemniej powodzenia w konkursie :) 

Przyznam od razu, że nie przepadam za “cozy”, ale o dziwo tu bawiłam się całkiem nieźle. Udało Ci się zbalansować trudne tematy takie jak alkoholizm/bezdomność z pozytywnym zakończeniem. 

Ale do rzeczy.

Pomysł całkiem ciekawy, choć zastanawiała mnie lekko niewiedza karpiów, skoro tuż obok jeden z pracowników odcinał im głowy i patroszył… no ale na to można przymknąć oko :)

Końcowy twist zaskakujący, ale tutaj mam mimo wszystko mieszane odczucia. Bo jednak wyskakuje dosyć nagle (kojarzę jeden moment, gdzie jest mowa o tym, że bohater faktycznie nie pamięta swojego imienia i to mnie ciut zaskoczyło) i przydałaby się większa podbudowa, a z drugiej limit jest jaki jest i ciężko oczekiwać czegoś więcej w 18k.

Niemniej bawiłam się nieźle :)

BosmanMat,

jeszcze raz dziękuję za betę!

Po twoich uwagach próbowałam dodać “co nieco” do świata, ale przyznam, że nie bardzo było na to miejsce. No i też w tym opowiadaniu świat celowo był tylko tłem i to dość nikłym, ledwie wspomnianym.

 

 

 

cezary_cezary,

dzięki za odwiedziny :)

Szczerze to uważam wulgaryzmy w Twoim tekście za zbędne, mocno zgrzytają podczas lektury. Dużo lepsze wrażenie robią określenia, jak powyżej.

Przyznam, że zwykle nie ma ich u mnie tak dużo. Tutaj trochę eksperymentowałam, zarówno z narracją (wolę 3os) i z liczbą wulgaryzmów właśnie. Ciekawa jestem czy większości się spodoba lub nie i jaki tutaj jest odbiór, więc dziękuję za opinię!

Horizon Zero Dawn vibes :)

Hmm przyznam, że nie miałam w głowie HZD, ale grałam kilka mcy temu, więc bardzo możliwe, że nieświadomie się inspirowałam.

W ogólnym rozrachunku jest to z pewnością udane opowiadanie, ale do mnie nie przemówiło. Za dużo wulgaryzmów I zbyt depresyjnie.

Wiadomo, wszystkich się nie zadowoli i każdy ma swoje gusta. Niemniej i tak dzięki za odwiedziny i opinię :)

 

NAN,

“Nie ma wesołego świątecznego klimatu i reniferów” – nie ma też (prawie) tematu “świątecznego” – tzn. jest on pretekstem, sam “prezent” też jest wstawiony nieco na siłe, i to w zasadzie jest jedyna wada tego bardzo dobrego opowiadania.

Próbowałam :( na swoją obronę powiem, że opko powstało na ten konkurs i stricte myślałam o nim pod kątem swoich prezentów. No ale cóż, wyobraźnia miała to wyraźnie w poważaniu. 

 

Zgadzam się też z szanownym BosmanMatem, że brakuje trochę kontekstu i przedstawienia świata. Ot choćby – z czego wynika uprzywilejowana pozycja narratora?

Na świat trochę brakło miejsca, ale fakt, mogłam mocniej podkreślić skąd uprzywilejowana pozycja narratora – tutaj za dużo zostało w mojej głowie.

 

Ambush,

No wesołych świąt Shanti, po co jak tu wlazłam, przecież Cię czytałam i wiem…

Przepraszam :( 

Jest plugawie, boleśnie i cuchnąco. Przeczytałam sobie kalendarz adwentowy i było mi błogo, a teraz jakiś Złomopełzacz uczepił się mojej stopy.

Niemniej jednak opko znakomite.

Bardzo miło mi to czytać ;> mam nadzieję, że plugawy nastrój cię szybko opuścił.

 

JPolsky,

dziękuję za wizytę :)

Rzeczywiście strasznie to przygnębiające i niepozostawiające absolutnie żadnej nadziei opowiadanie. Do końca liczyłem na to, że główny bohater ogarnięty resztkami wyrzutów sumienia i atakiem sentymentów pomoże dziewczynce, ale jednak wybrałaś inną koncepcję. 

Przyznam, że nie lubię happy endów. Moje czarne serduszko bije szybciej, gdy jest ponuro i mrocznie. No i w tym konkretnym tekście, mam poczucie, że bardziej pozytywne zakończenie nie wyszłoby naturalnie.

Duża liczba wulgaryzmów zapewne jest uzasadniona fabularnie, aczkolwiek mi osobiście trochę to przeszkadzało. Również temat alkoholu jak dla mnie ciut za mocno jest zaakcentowany i zbyt często przypominany.

Jak pisałam cezary_cezary, zwykle nie ma u mnie tyle wulgaryzmów. Tutaj postawiłam na eksperymentowanie właśnie z celem wybadania / sprawdzenia odbioru, więc wielkie dzięki tutaj za opinię. 

 

Panie Golodh,

proszę pamiętać, aby nie zostawiać komenatrza, abym miała co wypominać przez kolejny rok :D

 

Ananke,

Od razu mi się podoba. Ale ja mam spaczenie i lubię historię o takich bohaterach. Jest ciężki, wręcz brzydki klimat, przekleństwa, a jednocześnie pogarda dla samego siebie. No masz moje serduszko już od pierwszych linijek.

Moja bratnio duszo, gdzie byłaś?! :D bardzo się cieszę, bo sama bardzo lubię takie klimaty, tym bardziej, że się spodobało.

 

Bo raz dałaś nam „szłem”, gdzieś tam jest „pomyślunek”, więc żaden wykształcony gość, choć polityczny… Ale mam wrażenie takiego naprawdę dobrego warsztatu, poprzetykanego drobnymi pomyłkami, potocznymi słowami, przekleństwami… To mi się trochę gryzie.

Biorę to na klatę, rozjechało mi się ewidentnie.

 

To taka flaga: czarno-szaro-biała. To zamierzone? Efekt jest… ciekawy. Na początku serwujesz nam totalnie paskudnego bohatera, potem dajesz nam odcienie jego szarości, a na koniec widzimy go w bieli, kiedy martwi się o Saszkę. No dobra – to nie jest czysta biel, ale mocno kontrastuje z tym, co dostaliśmy na początku. I tak trochę nie wiem, jak to odebrać. Bo tak mocno narzekał na tym Śmieciarzy, że nic nie warci, a tu się martwi.

 

Okej, dalej mamy już taką mocną szarość – tu się martwi, tu biernie czeka. Fajnie stopniujesz napięcie, w końcu czytelnik nie wie, czy Dżon (to John?) poleci na ratunek, czy zostanie i zje jajecznicę, dając sobie kolejny powód do śmierci. Zła jestem, wiem, ale proszę o drugą opcję.

Tak, zdecydowanie celowe. Zależało mi na pokazaniu szarości, ale też tym zrywem, że niby chciał pomóc Saszce, ale gdy przyszło co do czego, do realnego działania… to odwrócił wzrok. Nie zrobił nic. Więc ta biel miała być na takie hm, przełamanie tej szarości? Bo myśleć, można sobie różne rzeczy. Można się martwić, ale jak nic się z tym nie robi?

 

I gorzkie zakończenie, uch. Tego chciałam, a jednak boli. Lubię jak boli, jestem czytelniczą masochistką, więc przekonuje mnie to, co dostałam. Żadnej bohaterskości, dziękuję.

<3 chciałabym powiedzieć, że u mnie tylko takie, ale gdzieś kiedyś na pewno jakiś happy end popełniłam laugh

 

 jakby opowiadanie zostało napisane tak po prostu, a dodatek prezentu przemycony na konkurs.

Właśnie było pisane na konkurs, ale chyba główny zamysł skopał cały wątek świąteczny i pozostawił go gdzieś w rowie, ale ten resztką sił wyczołgał się z niego i wtrącił swoje szalone trzy grosze :D

 

Czego zatem zabrakło? Więcej świata, bo mamy postapo, ale za wiele z tego nie wynika, są Śmieciarze, bohater na pozycji, ale skąd ta pozycja, czemu tam siedzi, co tak naprawdę robi?

Biorę na klatę, świat miał być tłem, ale nie ty pierwsza zwracasz na to uwagę, więc lekcja dla mnie na przyszłość :)

 

AP,

Z tym liczeniem za i przeciw jest jak z potrawami wigilijnymi – zawsze można policzyć je tak, żeby wyszło dwanaście. Fajki, whisky i hamburger równie dobrze można by uznać za jeden prezent. Bohater ewidentnie chce żyć, więc samobójstwo przegrywa. Podobnie jest z jego stosunkiem do Szmaciarzy. Nie można im pomóc, więc lepiej nimi pogardzać. Wtedy ich los nie będzie tak bolesny. Taka strategia na przetrwanie. 

Dokładnie tak. Niby chce się zabić, ale wola życia jest silniejsza. Gardzi sobą, ale mimo tego, chce żyć. 

Sprawnie napisane. Czytało się dobrze. 

Cieszę się bardzo i serdecznie dziękuję za odwiedziny.

Cześć :) 

Na starcie powiem, że betę zawsze warto zrobić, szczególnie, że patrząc po dacie miałeś raczej zapas czasu. Niestety potykałam się czasami o mankamenty techniczne takiej jak np tu:

podniosło na jakieś pół metra od ziemi.

 

Jeżeli chodzi o samą treść, to niestety nie do końca mnie przekonało.

Przede wszystkim od razu nasunęła mi się myśl, czy bohaterowie nie umarliby od promieniowania, skoro wokół rosną radioaktywne grzyby, a na zewnątrz leży osad?

Po drugie po przeczytaniu nadal nie wiem, z czyjej perspektywy jest napisane opowiadanie. Mamy fragment o Mikołaju, który ginie ale potem obserwujemy mutanta. Potem chyba przeskakujesz na dowódcę? Headhopping w tak krótkim tekście niestety moim zdaniem wytrąca z rytmu czytania i wprowadza sporo chaosu. 

Zabrakło mi też chyba jakieś myśli przewodniej? Są sceny walk, gotowanie bigosu, ale chyba nie wyłapałam głębszego przekazu. 

 

Mnie nie przekonało, ale na pewno znajdzie swoich odbiorców. Powodzenia!

 

Spoiler: podobało mi się :) ale będzie też trochę narzekania. 

 

Generalnie pomysł bardzo mi się spodobał. Niby dość prosty, ale jednak ten gigantyczny kot, staw, letnicy. Tu wszystko zagrało i jest to opko, które ociera się dla mnie o nominację piórkową. Ale no właśnie ociera. 

Nie zagrało dla mnie kilka rzeczy technicznych:

Chaos – wkradł się w momencie, gdy pojawili się wszyscy letnicy. Np dość późno użyłaś imienia Monika i pogubiłam się w tym miejscu. Później w kilku innych miejscach miałam wyzwanie z tym, aby połapać się kto i co robi. 

Tempo – zaczęło gonić bardzo szybko, akcja galopuje a to jednak wróg opowiadań grozy i budowania napięcia. Przez to niestety napięcie siadło, a bardzo szkoda. Domyślam się, że to też pewnie kwestia limitu (a jakże, niech się jury wstydzi), ale spokojnie można by skrócić moim zdaniem 1 scenę, podobnie ostatnią i zostawić bardziej otwarte zakończenie.

Brakowało mi opisów (może one też pomogły by tej galopujacej akcji), a ja z tych co nie lubi jak jest ich zbyt wiele. Skoro więc nawet mi ich brakowało, to coś jest na rzeczy. 

 

Podsumowując: szukam w tegorocznym konkursie oryginalności i tutaj ją znalazłam. Bawiłam się dobrze, gdyby rozwiązań kwestie techniczne tekst byłby jeszcze lepszy. 

Niby ostrzegałeś, że będzie słodko, ale ten czekoladowy Mikołaj tak mnie kusił… 

No i taka ilość czekolady w połączeniu z słodyczą opowiadania niestety mnie nie przekonała. 

 

Doceniam to, że inspirowałeś się niektórymi użytkownikami, szczególnie spodobał mi się Kapciuszek (wink wink:) ), ale to po prostu nie moje klimaty. Zdecydowanie za słodko i za dużo “kiblowego” humoru – do tej części nawet mi się podobało, liczyłam, że pójdzie to w nieco innym, świeższym (he he he, suchar) kierunku. No i ten trójkąt na końcu, eh.

W tym roku szukam przede wszystkich oryginalnych pomysłów i niestety tutaj ich nie znalazłam. Ale cóż nie jestem grupą docelową, wierzę, że na pewno sporo osób będzie się przy tym tekście dobrze bawić.

 

No i gdybyś zrobił ze mnie złego bohatera, to byłaby inna rozmowa. Albo gdybyś chociaż dodał mi KUBEK KAWY?! 

W tym roku w opowiadaniach świątecznych szukam przede wszystkim oryginalności i unikam wszelkiej maści reniferów (być może mam lekki uraz, przecież nie musze być subiektywna). Dobrze trafiłam :)

 

Ależ to się dobrze czytało. Opowiadania epistolarne nie są łatwe – forma listu, ciężko wpleść akcję i podtrzymać zainteresowanie czytającego. Tobie się zdecydowanie udało.

Skojarzyło mi się jedno z opowiadań Lovecrafta, choć nie pamiętam niestety tytułu ;/ (również o naukowcu, który opisywał przyjacielowi, że ma poczucie, że coś go śledzi, a i ostatecznie dopadło i zamieniło w bezgłowe coś). Ale to oczywiście dobre skojarzenia.

Mogę się jedynie poskarżyć na niedosyt. Poczytałabym więcej i najchętniej o spotkaniu na żywo Pożeracza i Zorga :)

poproszę:

13. Bałwan rewolwerowiec i postapo

 

I wcale nie zgłaszam się tylko po to, aby kolejny rok wypominać Golodhowi, że nie zostawia komenatrzy pod opkami światecznymi.,..laugh

Odpowiem zbiorczo wszystkim :)

 

Dziękuję wszystkim czytelnikom, za poświęcony czas i podzielenie się wrażeniami.

 

Opowiadanie było zdecydowanie eksperymentem, jak widać wyszło dość średnio :D

Humor/komedia to zazwyczaj nie moje klimaty stąd taki niecodzienny wybór, ale widzę, że jeszcze wiele przede mną!

Wybaczcie brak informacji! Pokonały nas zarazki.

Ale w ciągu dnia / dwóch postaramy się ogarnąć i wrzucić informacje :)

Już są! 

 

ALE 

 

UWAGA: Choć zaiste dwóch pojedynkowiczów miało być, wkradł się nam trzeci. I choć wydawało mu się, że taki sprytny jest, bo obu pojedynkowiczów wykiwać chciał, Shanti  & Golodh, to nie byle kto i własną intrygę uknuli.

Bo kto trolować chce, sam zostanie strolowany :D 

Stąd też, choć Shanti i Golodh anonimowo publikować postanowili, wskazówkę co do tożsamości trzeciego autora w swoich tekstach ukryli. Szukajcie, a znajdziecie!

 

[trzeci autor dołączył za obupólną zgodą Shanti & Golodha, ale postanowili oni mieć przy tym trochę zabawy]

 

A więc ten czas nadszedł!

 

Komisyjnie i przy świadkach (wcale nie, bo był środek nocy), maszyna losująca (generator liczb googla) zdała się na wolę bogów i dokonała wyboru.

 

TA TA DUM 

 

Uderz w grób, a nekromanci się odezwą

 

Wraz z Golodhem opublikujemy swoje opowiadania anonimowo, więc standardowo zachęcamy do zgadywania, kto jest autorem którego opowiadania. Zamierzamy Wam to utrudnić, jak tylko możemy :)

Podejmuję rękawicę!

 

Czekamy zatem na temat, choć wiadomo oczyście, że zwycięstwo jest mojelaugh

i cz. 2 komentarza,

 

Krar,

trochę mnie zaskoczyłeś tym komentarzem, spodziewałam się go po wynikach. Po Twoich komentarzach u innych osób, da się chyba nawet wytypować podium. Zobaczymy, czy dobrze obstawiam :)

 

Motyw dworu i sposobu dotarcia tam przedni, jeżeli coś tu zgrzytało, to tytuł, który trochę przygotowywał czytelnika na taki właśnie początek. Ale może to i dobrze, bo bez tego zaskoczenie mogłoby być za mocne. Spotkanie z monarcha również wyszło świetnie, sączyłaś klimat niespiesznie i efekt jest świetny. Jeszcze te sznury na drzewach…

jakie to miłe <3 pławię się w tych dobrych słowach, wiedząc, że nie ma idealnie i krytyka też zaraz będzie

 

Końcówka początkowo pachnie klasykiem, ale szybko pojawia się Wisielczy Król i wszystko okazuje się czymś nieco innym, niż się wydaje. Dla mnie prawdziwy twist tej historii dzieje się później, kiedy bohater, który „zasmakował” sznura postanawia wrócić w to osobliwe miejsce.

Dokładnie taki był zamysł, że wszystko miało okazać się czymś trochę innym. Fajnie, że udało się chociaż w części.

 

Hasło: Tu już nieco gorzej, bo nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wyszło trochę na siłę, ale jest i wnosi nieco osobliwego humoru do pomysłowego, nieco upiornego świata.

Przyznaję się bez bicia, że tutaj się totalnie nie popisałambroken heart

 

– Hugo to kiepskie imię dla bohatera

Jak mogłaś!? Kiedyś napisałem powieść na 350k znaków z bohaterem o takim imieniu. Naprawdę, mam ZIPa, data modyfikacji 2004 (boję się otworzyć) ;-)

To nie ja, to Wisielczy Król :D

 

Dziękuję za wszystkie uwagi, cieszę się, że in the end podobało się.

 

Ananke,

 

widziałam komentarz pod pierwotnym opowiadaniem – podziwiam skrupulatność! Teksty dzieli ponad półtora roku i myślę, że Dwór jest dużo lepiej napisany i przemyślany. Choć nie powstałby, gdyby nie pomysł, który narodził się przy pierwotnym opku.

Muszę powiedzieć też, że bardzo przyjemnie czyta się Twoje komenatrze pisane na bieżąco – są dokładniejsze i od razu widać, czy sceny, które miały być “fajne” faktycznie zadowoliły czytelnika. Postuluję, aby to był nowy standard na portalu smiley

 

Nie będę odnosić się do wszystkich uwag, ale wszystkie przeczytałam i rozważyłam. Po takim czasie nie lubię już grzebać w skończonych opowiadaniach, ale takie uwagi i tak są cenne – są do zastosowania przy kolejnych tekstach, które dzięki temu być może będą lepsze.

 

Trochę mimo wszystko brakuje mi opisu krainy, tego pierwszego spojrzenia na świat, bo tak naprawdę mamy tylko, że wszędzie są drzewa i mają liny. A na niebie księżyc. A potem zostawiają za sobą las i mamy równiny

Chciałam budować świat stopniowo i nie zalewać czytelnika infodumpem na start. Dzięki temu chyba wyszło klimatycznie, bazując na komentarzach, ale jak widać miało to jakąś cenę i nie wszystkim podeszło.

 

Poza tym – Hugo to świetne imię, taki leniwy czytelnik jak ja, nie musi się wysilać, żeby sprawdzać pisownię, gdybyś wrzuciła tu jakiegoś Hughhdra czy innego Hughtrrag’a. XD

O tak, nie znoszę takich. Tu stawiam na prostotę :D

 

Zaczęłaś od wyprawy bez przygotowań do niej, bez nakreślenia problemu przydługim wstępem i to naprawdę duży plus. Poza tym muszę Cię pochwalić za to umiejętne stopniowanie napięcia, bo niby Hugo mówi, z czym przybywa, a tak naprawdę nic nie wiemy, bo czym jest to zło, skoro zło to tylko puste słowo w krainie upiorów.

Tak, uznałam, że tajemnica dobrze zrobi tekstowi (sama lubię takie teksty), plus no limit i też chciałam aby akcja była głownie w krainie króla. Kawałek po kawałku chciałam odkrywać po co Hugo przybył, ale też nie to miało być najważniejsze w opku.

 

Trochę zbyt mocno dajesz nam na tacy te informacje o Hugo poprzez wspomnienia o mentorze. Tak jakby myślał właśnie teraz, że mentor wpoił mu, czym jest honor, jak go karmił itd., żeby przemycić te informacje o chłopaku dla nas, czytelników. Ale zauważ, że już samo przyjście tutaj i chęć zyskania tych łez, żeby powstrzymać zło, mówi nam o wiele więcej niż suche informacje, że miał wpojony hono

Ach, a dodałam te fragmenty bo znowu miałam feedback, że brakuje zupełnie backstory bohatera. Ale to pewnie ja wybrałam nie za dobrze jak tą jego historię jednak pokazać. Lekcja na przyszłość.

 

Poza tym – świetna scena. Widzę, że motyw poczucia winy z poprzedniego opowiadania, tutaj też dosięga bohatera. Lubię trudne wybory i konsekwencje walk. Sama walka dynamiczna, koniec ponury i ciężki, więc jak dla mnie niczego nie zabrakło.

heart

 

Myśli Hugo momentami są takie zbyt… sztuczne. Ciężko mi uwierzyć, żeby młody chłopak tak myślał. Może lepiej byłoby bez tych myśli.

Hugo to chyba najsłabszy element tekstu niestety. Dobitnie widać to w komentarzach. Nawet nie próbuję go bronić, tutaj podjełam mało trafione decyzje przy kreacji. Cóż, więcej takich błędów mam nadzieję, że już nie popełnię.

Jak dla mnie na minus banalność historii gargulca, bo takich opowieści są setki, tzn. to już dość oklepane, że panna z dobrego, bogatego domu leci za przystojnym łotrem. Jasne, na plus, że zabijała (kurczę, źle to brzmi, wiem!), bo to coś innego, ale jednak te wcześniejsze wynurzenia mogłyby jednak też mieć w sobie coś oryginalnego.

Ach, a tak podoba mi się ta bohaterka. Ale biorę to na klatę, że tutaj też się nie popisałam tak jakbym mogła.

 

Co go tak zmieniło? To, że wyznaczył kogoś na śmierć, mimo że musiał? To, że zabił podczas walki strażniczkę pilnującą dzieci? Czy to, że nie dał się oszukać Finonnie w jej rozgrywce z Królem? Trochę brakowało mi jednak czegoś mocniejszego, żeby ten koniec wybrzmiał właściwie.

 

Trzeba by tutaj wprowadzić więcej mroku, więcej bólu i pokazania, że te działania umazały ręce bohatera we krwi. Tego nie ma i jednak chęć powieszenia się, bo coś go zmieniło, to dla mnie za mało. Ale poza tym opowiadanie czytało mi się bardzo dobrze. :)

Wszystko po trochu, wszystkie decyzje, które podjął. No i czas w krainie Wisielczego Króla, wśród nieumarłych. Nie mógł po czymś takim wrócić taki sam. Ale przyjmuję, że Ciebie to akurat nie przekonało.

 

Jeszcze raz dziękuję za rozbudowany komentarz – super się to czytało jako autorowi – i wszystkie uwagi, te pozytywne i bardziej krytyczne.

 

 

 

Wracam z mocno zaległymi odpowiedziami!

 

Anet,

cieszę się bardzo <3

 

CM,

Napisałbym, że mnie również się podobało, ale, hej, aż żal się nie wpisać w ten posępny klimat, który stworzyłaś w opowiadaniu. ;-)

Nie, nie! Posępność w komentarzach nie jest dobra i zdecydowanie odradzana.

 

atmosfera, która panuje w opowiadaniu z jednej strony pozwala przesiąknąć pewną posępnością, z drugiej nawet na przestrzeni tych 50k nawet na moment nie zaczyna męczyć czy nużyć i dzielnie broni tekstu jak może. Słowem, bardzo mocny punkt opowiadania i chyba jego główna zaleta zarazem

bardzo miło mi to słyszeć, nie zawsze udaje mi się zbudować taką atmosferę jaką bym chciała

 niemniej ten bohater, którego historia jest dla nas nieomal białą kartką, jednak sporo opowiadaniu zabiera. I to nie tak, że tej historii brakuje, żeby opowiadanie było dobre. Bo ono jest dobre. Brakuje raczej, żeby ono było pełne. I żeby praca, którą tutaj ewidentnie wykonałaś, mogła w pełni wybrzmieć.

po wszystkich komentarzach już wiem, że Hugo to chyba jeden z najsłabszych elementów tego opowiada i już chyba nic go nie wybroni ;p

 

Chodzi raczej o to, żeby czytelnik mógł zrozumieć motywację bohatera, żeby strach, niepokój, czy koszmarna konieczność wyboru były wyczuwalne, nie tylko zaakcentowane odpowiednimi opisami, które bez poparcie odpowiednią historią wyprawy Brassa za diabła nie potrafią wybrzmieć. Brakło chyba jednej sceny na początku.

Czyli wracamy do backstory bohatera, której zabrakło? Dobrze rozumiem?

 

Słowem, kawał naprawdę satysfakcjonującej lektury.

<3 to najważniejsze i cieszę się, że tak jest mimo mankamentów! Dziekuję gorąco za rozbudowany i przemyślany komenatrz – takie, choć brutalnie wytykają błędy, są bardzo cenne i pokazują co w danym tekście nie wyszło. A jak widać mimo pochwał, jest też sporo niedoróbek.

 

Zanais,

 Opisałaś ciekawy pomysł na świat, dający wiele możliwości i z pewnością warto go wykorzystać w kolejnych opowiadaniach.

Cieszę się, że świat się broni, bo faktycznie zamierzam do niego wrócić i to chyba mój ulubiony elemnt opowiadania.

tutaj moja główna uwaga co do tekstu – bohater został zupełnie zmiażdżony i pogrzebany pod światotwórstwem. Snuje się chłop od jednego miejsca do drugiego, próbuje niby podjąć jakąś decyzję, ale jego wizyta wypada blado: ani nie wiadomo, po co konkretnie mu Łzy, nie widać rezultatów jego działań, ani nie wiemy zbyt wiele o nim samym.

To była świadoma decyzja, tj. aby bohater był raczej bierny, ale po wielu już komenatrzach wiem, że jednak nie była to decyzja trafiona. Lekcję wyciągnęłam :)

 

Opowiadanie zaczyna się mocno, od bohatera idącego w ślady Odyna, pierwsze spotkanie z dworem też niczego sobie, ale potem zacząłem tęsknić za jasno zarysowanym konfliktem – wiadomo, że Hugo zyska Łzy, i wiadomo, że zapłaci za to ostateczną cenę. Nie przeszkadza mi znajomość zakończenia – wiele opowieści ma przewidywalny finał – ale tutaj sama droga do niej nie wybrzmiała mi wystarczająco dobrze. 

Przyjmuję feedback, brałam pod uwagę, że nie wszystkim podejdzie. Celowo unikałam najbardziej typowych elementów heroika – tj. klarownego antagonisty i wielkiej walki na koniec, ale wiem, że nie wszystkim coś takiego się spodoba.

 

Dzięki za odwiedziny.

 

Ninedin,

Hmm. Po przemyśleniu sprawy piórkowo jestem na TAK.

Zgadzam się z częścią uwag CM-a, zwłaszcza o bohaterze i tle jego historii: tu jest miejsce na ewentualną poprawę. Tekst wygrał u mnie klimatem i kreacją świata: umiejętnością przedstawienia własnej wizji zaświatów i ich władcy, spójnością kreacji i pomysłowością. Tekst jest przy tym fabularnie ciekawy, dobrze się go czyta i w antologii piórkowej byłby z pewnością mocnym punktem.

Dziękuję <3 za bohatera się kajam, nawet nie bronię już jego kreacji, bo widać tak wielu uwagach, że to najsłabszy element. Wyciągnęłam z tego wnioski i wiem już co nie zadziała. 

CIeszę się, że tekst mimo mankamentów Cię przekonał.

 

Barbarian,

witam witam, czekam cierpliwie na komenatrz po zakończeniu konkursu :)

 

JolkaK,

 

Bar­dzo mi się po­do­ba­ło! Hi­sto­ria wcią­ga, czyta się przy­jem­nie, do­brze na­pi­sa­ne. Świat jest prze­ko­nu­ją­co przed­sta­wio­ny. Bo­ha­ter wła­ści­wie od­po­wia­dał mi taki nie­do­okre­ślo­ny, młody, nie­do­świad­czo­ny, po­sta­wio­ny przed wy­bo­ra­mi ponad jego wiek. Cza­sem le­piej wie­dzieć mniej, zwłasz­cza że nie jest to klu­czo­we dla fa­bu­ły. Piór­ko bar­dzo za­słu­żo­ne, moim skrom­nym zda­niem, gra­tu­lu­ję! 

Dziękuję za odwiedziny i komenatrz! Zadowolony czytelnik sprawia, że chce się pisać mimo tego, jaka żmudna bywa to praca, a i tak na końcu okazuje się, że są elementy, które nie wyszły zbyt dobrze.

Jesteś też jedną z nielicznych, która nie narzeka na bohatera i odebrałaś go właśnie tak jak chciałam. Biedny Hugo – zliczowany przez tak wielu.

 

 

Komenatrz dzielę na dwa, bo coś przeglądarka nie chce współpracować.

Motyw dworu i sposobu dotarcia tam przedni, jeżeli coś tu zgrzytało, to tytuł, który trochę przygotowywał czytelnika na taki właśnie początek. Ale może to i dobrze, bo bez tego zaskoczenie mogłoby być za mocne. Spotkanie z monarcha również wyszło świetnie, sączyłaś klimat niespiesznie i efekt jest świetny. Jeszcze te sznury na drzewach…Motyw dworu i sposobu dotarcia tam przedni, jeżeli coś tu zgrzytało, to tytuł, który trochę przygotowywał czytelnika na taki właśnie początek. Ale może to i dobrze, bo bez tego zaskoczenie mogłoby być za mocne. Spotkanie z monarcha również wyszło świetnie, sączyłaś klimat niespiesznie i efekt jest świetny. Jeszcze te sznury na drzewach…

 Motyw dworu i sposobu dotarcia tam przedni, jeżeli coś tu zgrzytało, to tytuł, który trochę przygotowywał czytelnika na taki właśnie początek. Ale może to i dobrze, bo bez tego zaskoczenie mogłoby być za mocne. Spotkanie z monarcha również wyszło świetnie, sączyłaś klimat niespiesznie i efekt jest świetny. Jeszcze te sznury na drzewachMotyw dworu i sposobu dotarcia tam przedni, jeżeli coś tu zgrzytało, to tytuł, który trochę przygotowywał czytelnika na taki właśnie początek. Ale może to i dobrze, bo bez tego zaskoczenie mogłoby być za mocne. Spotkanie z monarcha również wyszło świetnie, sączyłaś klimat niespiesznie i efekt jest świetny. Jeszcze te sznury na drzewach…

Motyw dworu i sposobu dotarcia tam przedni, jeżeli coś tu zgrzytało, to tytuł, który trochę przygotowywał czytelnika na taki właśnie początek. Ale może to i dobrze, bo bez tego zaskoczenie mogłoby być za mocne. Spotkanie z monarcha również wyszło świetnie, sączyłaś klimat niespiesznie i efekt jest świetny. Jeszcze te sznury na drzewach…

 

Wszystko przeczytane, czas komentować…

Trochę potrwało, zanim udało mi się zajrzeć, ale jestem!

 

Miło mi dać brakującego klika do biblioteki (i to dziewiczy, bo pierwszy po otrzymaniu piórka :D).

 

Początek mi się podobał i mnie zaciekawił – dawał nadzieję, na ciekawe światotwórstwo (co bardzo lubię) i ciekawą fabułę. I tutaj niestety się trochę rozczarowałam, ale po kolei. 

 

Zacznę od tego, że czytało się dobrze i płynnie, choć druga połowa mi się jednak nieco dłużyła. 

 

Bohaterka jest nimfą, ale na całe 50k znaków, jak dla mnie nie do końca wyjaśniłeś co to znaczy, co ją odróżnia (zwłaszcza, że gdzieś wspomniałeś, że ma “ładne kształty” co się rzadko zdarzało u drewniaków). Nie wykorzystałeś moim zdaniem dobrze wątku przemiany bohaterki – bo na początku pokazujesz nam posłuszną, złamaną dziewczynę, gwałconą przez barona. I moment, w którym ona nagle zabija swojego oprawcę i ucieka, mnie nie przekonał. Po 20 latach można kogoś tak dobitnie złamać, że nie zabiłyby swojego pana nawet gdyby zależało od tego jego życie. Po prostu to mi nie gra z tą totalnie złamaną bohaterką (może trzeba by było jej dać więcej ikry, cichego buntu?). 

Niemniej rozwijało się to w fajną stronę, ale od momentu wprowadzenia smoka byłam w stanie plus minus przewidzieć całość i to niestety spory minus. Cały wątek smoka i nauki władania ogniem jest zdecydowanie zbyt spłycony, zbyt szybki. Stąd późniejsze zdrady, zmiany stron nie robią wrażenia. 

Bo to, że bohaterka obróciła się przeciwko smokowi, aby obronić przyjaciela mogło się udać, mogło wzbudzić emocje. Ale akcja galopowała, nie było miejsca na zbudowanie relacji bohaterka – smok, więc w zasadzie nie za bardzo mnie to obeszło.

 

Rozczarował mnie też książe, poświęciłeś mu trochę uwagi, a w zasadzie miał niewielki wpływ na fabułę. Sam ich dialog wydał mi się też dość sztuczny (gdy wszyscy na smokach ucinają sobie pogawędkę i książe wzywa bohaterkę do poddania się).

 

Niemniej pomysł na świat miałeś ciekawy i warto by było do niego wrócić, chociażby do samego podboju i wojny.

 

 

W końcu udało mi się dopaść klawiaturę! 

Jestem zaskoczona, ale wyniki zrobiły mi wieczór, po bardzo ciężkim dniu <3

Jak to się mówi? Do trzech razy sztuka ;p

 

Bardzo się cieszę, gorąco dziękuję przede wszystkim nominującym!

Szkoda, że tym razem jest tylko jedno piórko, ale ogromne gratulacje dla innych nominowanych – z doświadczenia wiem, że nominacja bardzo cieszy, nawet jak nie ma piórka. 

Monique.M,

Pamiętam to opowiadanie z linku.

O :o to miło mi, bo trochę czasu minęło, więc jak zostało w pamięci to nie było jednak takie złe.

 

Krokus,

jeszcze raz dziękuję za betę <3

 

Światotwórczo jest bardzo dobrze, do tego w mrocznym klimacie – krainę miałaś już obcykaną, a teraz przedstawiłaś ją w szerszym ujęciu. Widać, że jest przemyślana, a do tego fajnie licuje ze stwierdzeniem, że nie jest ani dobra, ani zła.

Światotwórstwo miało dzwignąć te mniej udane elementy :D 

 

Kolejne rzeczy, które przytrafiają się Hugonowi lekko trącą questami z jakiegoś RPGa, bo oprócz budowania bohatera i splecenia razem przez postać Finonny, nie są ze sobą zbytnio powiązane.

Mówiłeś o tym już na becie – próbowałam z tym walczyć, ale jak widać nie do końca wyszło. Nauczka dla mnie na przyszłość.

Końcówka jest trochę podana na tacy, dałoby się ją napisać trochę bardziej powiązaną z samym Hugonem tak, jak to robiłaś w wielu wcześniejszych scenach.

To nie pierwszy taki feedback, ale kurczę im dłużej o tym myślę, tym mniej mam pomysłów jak mogłam to lepiej rozkminić :( ale biorę to na klatę.

Zatem i marudzę, i chwalę, bo to naprawdę świetny tekst z kilkoma rzeczami do wyszlifowania. Natomiast spośród wszystkich dotychczasowych MiMów podoba mi się najbardziej – ma najwięcej do powiedzenia “o czymś”, nawet jeśli nie jest to nic świeżego. Muszę się zastanowić nad losem tekstu – wieszać, czy nie wieszać?

<3 Oczywiście, że wieszać! Cokolwiek to znaczy w tym kontekście.

 

 

Mr. B,

W KOŃCU, po zmęczeniu własnego opka, mogłem się zabrać za obczajenie reszty stawki i postanowiłem zacząć u Ciebie. :>

Nie wiem czy to dobrze… bo jeszcze cię MiM nie zmęczył i masz ostre pióro, czy z każdym opkiem będziesz jednak surowszy? ;p

Początkowo nie byłem zadowolony. Opowiadanie zaczyna się mnóstwem drobiazgowych opisów, które mają zapewne służyć zbudowaniu klimatu zaświatów, natomiast imo wypadło to bardzo ciężko. Bogactwo detali sprawdziłoby się w animacji czy filmie, lecz co do opowiadania – nie jestem przekonany. Na przykład opis wyglądu Finony zajmuje masywny akapit, który jest tak wypakowany szczegółami, że jeśli któryś z nich jest na tyle istotny fabularnie, że powinienem go zapamiętać, no to zniknął w tłumie, bo ostatecznie nie zapamiętałem niczego. A skoro te drobiazgi nie są istotne, to po co je wprowadzać, w takiej ilości?

Hmm przyjmuję Twój punkt widzenia, ale będę tego bronić. Mam taki styl, tak buduję klimat i choć wiem, że nie każdemu to przypadnie do gustu, to jednak tutaj nic bym nie zmieniła. Ale dzięki za info zwrotne – inny punkt widzenia zawsze jest cenny,

 

Co mi w sumie najbardziej doskwierało, to że w tym ciekawym świecie nie udało się osadzić odpowiednio wyrazistych postaci. Hugo dość biernie jest popychany od wydarzenia do wydarzenia, wszyscy mu (i czytelnikowi) tłumaczą o co biega, a on wszystko przyjmuje do wiadomości. Jeśli postać sili się na odrobinę charakteru, zazwyczaj wypada stereotypowo: narzucona towarzyszka-tajemnicza, król – cyniczny, biesiadnicy – rubaszni, itd.

Co do Hugo to liczyłam się z takim odbiorem, ale był to zabieg celowy. Czy udany, to już totalnie inna kwestia niestety. Ale cóż mam z czego wyciągać wnioski.

Uważam, że Finonna wyszła mi całkiem nieźle – jej nie dam ruszyć. Król, fakt mógł momentami wyjść stereotypowo – było go w tekście dość mało i być może, że nie wykorzystałam jego potencjału tak dobrze jak mogłam. 

 

Na koniec muszę przyznać, że po przebrnięciu przez wstęp, czytało mi się bardzo płynnie i nawet nie zauważyłem, kiedy ten cały metraż zleciał. Powodzenia w konkursie!

Fajnie, że mimo wspomnianych mankamentów bawiłeś się nieźle i nie wzbogaciłeś się o nowe traumy. Wzajemnie!

 

krzkot1988,

Świetny tekst. Jeden z lepszych, jakie miałem okazję przeczytać na portalu :-)

:o to chyba najlepszy komplement na portalu jaki dostałam, pozostaje gorąco za niego podziękować, jak i za nominację do piórka:) po takich komentarzach aż się człowiekowi chce pisać.

Opowieść w swojej konstrukcji bardzo prosta – za rączkę prowadzi bohatera od jednej scenki do drugiej, ukazując jego przemianę, bez szczególnych zwrotów akcji (mniej więcej od połowy tekstu rola Finony staje się jasna). A jednak jest bardzo przejmujący w swym dążeniu do nieuchronnego końca.

Tekst jest bardzo oniryczny w najlepszym znaczeniu. Pomimo ciężkiej i ponurej wymowy, czyta się niczym dziewiętnastowieczną baśń. Kolejne spotkania bohatera przywoływały także skojarzenia z Boską Komedią. 

  1. Nie korzystałam świadomie z Boskie Komedii i nie była moją inspiracją, ale w sumie rozumiem, czemu może się kojarzyć. Może nawet sama nieświadomie miałam ją w głowie. Koniec faktycznie miał być nieuchronny i cieszę się, że udało mi się to choć troche oddać w tekscie. 

Gdyby nieco rozszerzyć “ziemskie” wątki, powstałby bardzo dobry dramat romantyczny. Świetnie wyglądałoby to na scenie :-)

Akurat romans nie jest moją dobrą stroną, no i totalnie nie zmieściłabym się w limicie, a opko i tak wyszło dość długie. Zamierzam wrócić do tego świata i spróbować opowiedzieć wątek króla i jego królowej :)

Podobała mi się również moralna niejednoznaczność. Nie serwujesz czytelnikowi banałów, nie ma moralizatorskiego tonu, a jedynie materiał do przemyślenia. Brawo!

Uff. Na tym mi bardzo zależało, a łatwo mi popaść w moralizatorski ton.

A żeby nie było, że tylko chwalę, najmniej spodobał mi się główny bohater. Jest właściwie taką kukiełką poruszaną kolejnymi wydarzeniami, pozbawioną własnej osobowości i zdania. Łatwo się czytelnikowi wcielić w taką postać i postawić się przed dylematami, które napotyka, ale mimo wszystko przydałoby się, by sam miał nieco więcej do powiedzenia.

To była świadoma decyzja, ale bazując na opini czytelników – niezbyt udana. Ale cóż, zostaje mi wycignąć wnioski i zastanawić się trzy razy, zanim zdecyduję się ponownie na takiego bohatera. Biorę ten feedback na klatę :)

 

Wracam z komentarzem pobetowym :)

 

Wykreowałeś bardzo ciekawy świat. Kupiły mnie bojowe wiewiórki, książę pokazuje nam mroczną stronę, choć początkowo wydawał się postacią dobrą, która nas raczej nie zaskoczy. Fabuła nie jest liniowa i serwuje nam w drugiej części inne rozwinięcie niż się spodziewałam.

Smok, który był sercem drzewa <3 mam słabość do drzew ewidentnie…

 

Nie byłabym sobą, gdybym nie pomarudziła na brak kobiecej bohaterki na pierwszym planie, ale jej brak nie szkodzi opowiadaniu, więc wybaczam :)

 

Czytało się przyjemnie i bez dłużyzn, bawiłam się dobrze. 

Cześć :)

pomysł miałaś całkiem ciekawy, ale niestety wykonanie nie do końca mnie przekonało.

 

Zacznę od technikaliów – tekst przydałoby się sprawdzić pod kątem powtórzeń, a także skrócić niektóre opisy. Dość ciężko czyta się potężne i długie akapity. 

Moim zdaniem opowiadaniu dobrze zrobiłoby też skrócenie i wycięcie niektórych fragmentów – tutaj mam wrażenie, że w zbyt wielu momentach zdecydowałaś się na tell, zamiast show. Tutaj przykład:

nął Damir. – To kto pracuje w klasztorze? Bo chyba nie głodujecie nad tymi zakurzonymi księgami.

– Należę do bardzo wyspecjalizowanego zgromadzenia. Mamy ściśle podzielone role, w których czujemy się najlepiej. Ja przepisuję księgi, ponieważ mam odpowiednio zgrabne pismo, uważność oraz szybkość. A uwierzcie mi, niektórzy mnisi potrafią jedną stronę przepisywać cały dzień. Mam swoje skryptorium, to znaczy pulpit – dodał szybko, widząc zdziwienie towarzyszy – gęsie pióro, czarny atrament, pumeks do wymazywania błędów oraz narzędzia do przycinania. To moje królestwo. Inni bracia odnajdują się natomiast w gotowaniu, więc nie głodujemy, a wręcz miewamy uczty. – Arron uśmiechnął się pod nosem. – Inni zajmują się klasztorem, ogrodem, skąd mamy warzywa oraz rozległym sadem. Dni upływają nam w spokoju… wręcz monotonii. Lecz odwiedzając niekiedy inne klasztory poznałem, że mają tam zgoła odmienną organizację. Każdy mnich ma swoje dyżury, czy to w kuchni, czy przy codziennych obowiązkach. Jest tak na przykład w zgromadzeniu uzdrowicieli. Oni mają dużo większy kontakt ze światem zewnętrznym i ludźmi, niż my. – Zerknął na towarzyszy, przygryzając wargę. – Właściwie czuję się jak zapomniana, zakurzona księga, rzucona na obrzeża społeczeństwa.

– Więc taka wyprawa musi być dla ciebie przygodą życia.

Masz tutaj długi akapit pełen zbędnych szczegółów, a dodatkowo trochę “walisz” czytelnikowi w twarz motywacją bohatera. Ona powinna pojawiać się w jego decyzjach, zachowaniu w całej długości opowiadania, tak aby czytelnik mógł sobie stopniowo ułożyć obraz bohatera w głowie.

Cała scena, gdzie Damir opowiada o swojej przeszłości przy ognisku jest również zbędna. To znowu tell, a nie show.

 Podobnie w pierwszej scenie – masz długi opis myśli naszej 3 bohaterów zaraz po sobie. To mocno toporny początek, który może odrzucić niektórych brakiem akcji. O wiele lepiej byłoby, gdybyś przeplotła ich myśli w rozmowie z królem. Scena byłaby dużo dynamiczniejsza.

 

Jakkolwiek podobało mi się Twoje podejście do motywu, tj. “Papirus, pióro i topór” to tak naprawdę bohaterowie, tak niestety ich kreacja mnie nieco zawiodła. Najlepiej wyszła ci Raven, ale niestety skryba i wojownik wyszli zbyt stereotypowo. Widać, że próbowałaś zerwać z archetypem, ale moim zdaniem nie do końca wyszło. Pokażę, to na przykładzie Damira:

– kreujesz go jako wojownika, dość agresywnego, który pomiata skrybą; w jednej scenie jednak Damir oddaje mu płaszcz, aby ten mógł się ogrzać jak dobrze pamiętam. Nie ciągniesz jednak tej zmiany dalej – nie wiemy czemu, po co, było to jednorazowe i totalnie nie przekonuje.

– robisz też z niego w drugiej części świetnego bajarza, co średnio do niego pasuje; zaczyna sprawiać wrażenie, że jest świetny we wszystkim;

– przy scenie ze smokiem masz z kolei coś takiego:

 

– Chyba, że to też jedynie mit i byle szmer może go obudzić – wyszeptał trwożnie Damir.

Damir jest nagle trwożliwy? On z całej trójki właśnie jest wystraszony? Zdecydowanie zabrakło tutaj konsekwencji w zachowaniach bohaterów.

 

Jeżeli chodzi o fabułę, to jak dla mnie zbyt wiele było podane bohaterom na tacy (Raven ma przeczucie, że chodzi o jezioro? tak po prostu? nie satysfakcjonuje mnie to jako czytelnika ani trochę; Arron akurat czytał zwoje o magii i pamięta z nich tyle aby uczyć tego koleżankę?), a w wielu przypadkach nie byłam w stanie zawiesić niewiary. Samo spotkanie z Bastianem – wiedząc, że wrogi kraj wysłał swoich najemników, aby poszukiwał klejnotów, oni mu tak po prostu zaufali ? :(

 

Myślę, że zawiodło tutaj sporo elementów na etapie planowania opowiadania. Moję od siebie polecić książkę (którą poleciła mi Kam) – Doskonalnie dobrego scenariusza Lindy Seger, która mi osobiście pomogła w temacie planowania fabuły i akcji. 

 

Powodzenie w konkursie :)

 

Sonata,

jeszcze raz dziękuję za pomoc :)

 

Tekst mi się podobał: ma wciągającą fabułę i charakterystyczny klimat. Zbudowałaś ciekawy świat, gdzie każdy z bohaterów ma za sobą jakieś przejścia, których ciężar się za nim ciągnie. Jest bardzo mrocznie i horrorowo, jest też tajemniczo i oryginalnie. 

<3 taki był zamiar, więc pozostaje mi się cieszyć, że się udało

Główny bohater wydał mi się trochę zbyt bierny i prowadzony przez cały tekst za rączkę, ale za to Finonna mi się spodobała – wyrazista, tajemnicza i ciekawa postać, która ma mroczną historię i taki też charakter. Ogółem opowiadanie wyszło dobrze, szybko się czytało, więc klikam :)  

Tak – ostrzegałaś mnie już na becie, świadomie zdecydowałam się jednak nie zmieniać Hugo. Chciałam, aby był bierny, troszkę prowadzony za rączek. Był niejako pionkiem w grze i chciałam, aby właśnie Finonna i Wisielczy Król bardziej skupili uwagę czytelnika.

Dziękuję za klik!

 

Finkla,

Rewelacyjny pomysł na świat. Uwiodłaś mnie tym. Kraina śmierci jest po prostu świetna – od wejścia, przez mieszkańców, do zasad nią rządzących. Ciekawi mnie tylko, czy król będzie królem po wsze czasy, czy też są jakieś kadencje. I jak się zdobywa koronę.

<3 bardzo mnie to cieszy! pomysł na świat dojrzewał ponad rok i z tego elementu jestem naprawdę zadowolona 

 

Fabuła wciągnęła, chociaż tekst długi, czytało się szybko. Może niekoniecznie przyjemnie, bo to nie ten gatunek, ale z zainteresowaniem, co będzie dalej.

Gorzki happy end trochę przewidywalny, ale nie mógł być inny.

Obawiałam się tej przewidywalności, ale miejsca na happy endu tu nie ma. Uznałam jednak, że wymyślanie czegoś na siłę może zaszkodzić. Wybrałam klasyczne zakończenie.

 

Irka_luz,

No, świat stwo­rzy­łaś re­we­la­cyj­ny, do­brze prze­my­śla­ny, za­ska­ku­ją­cy. Po­da­jesz de­ta­le, które czy­nią go praw­dzi­wym. Bo­ha­te­ra też masz świet­ne­go, młody na­iw­ny, który musi szyb­ko do­ro­snąć i w przy­spie­szo­nym tem­pie do­wia­du­je się, że świat nie­ko­niecz­nie ogra­ni­cza się do czer­ni i bieli. Z to­wa­rzy­szą­cej mu Fi­non­ny też stwo­rzy­łaś mocną po­stać, pa­su­ją do sie­bie, uzu­peł­nia­ją się wza­jem­nie. I czuć, że tu się pod­skór­nie coś dzie­je, że ona nie jest do końca szcze­ra, choć kła­mać nie może, to jed­nak pro­wa­dzi jakąś wła­sną grę.

Wy­zwa­nia przed któ­ry­mi sta­wiasz bo­ha­te­ra są przede wszyst­kim nie­ste­re­oty­po­we, jak już musi wal­czyć, to oka­zu­je się, że wcale nie jest tym do­brym. I tak wła­ści­wie do końca, nic dziw­ne­go, że wy­cho­dzi z tego kom­plet­nie strau­ma­ty­zo­wa­ny ;)

Uff chociaż jednej osobie Hugo jako tako się spodobał :) tak jak mówisz, jest młody i naiwny, nie za dobry, materiał na bohatera ale właśnie dlatego tak go napisałam. Wiem, że to heroic, ale ratowanie świata też ma swoją cenę i ofiary.

 

Czep­nąć się mogę lekko za­koń­cze­nia, bo jak już się tyle na­mę­czył, żeby te łzy zdo­być i cały czas my­ślał o swo­jej wio­sce, to do­brze by było ze dwa zda­nia pod­rzu­cić, jak ten ar­te­fakt wy­ko­rzy­sta­li. Po­wspo­mi­nać by sobie mógł, szu­ka­jąc ide­al­ne­go drze­wa ;)

Przyznam, że długo się biłam z myślami, czy rozwijać ten wątek. Ale nie chciałam robić akapitu -infodumpa, nie bardzo miałam znaki, aby to porządnie rozwinąć. No i nie chciałam, aby odrywało to uwagę od krainy Wisielczego Króla. Może nie do końca trafione rozwiązane, ale gdybym wrzucała tekst jeszcze raz tego elementu akurat bym nie zmieniła. 

 

Zaskoczyłaś mnie nominacją do piórka :o serdecznie dziękuję!

 

Monique.M,

Dobrze się czyta, choć smutne opowiadanie. Pamiętam Twoje poprzednie. Chyba napisano już wszystko pozytywnego o nim. Dodam tylko, że zgadzam się z Irką, co do informacji o wiosce. A, i końcówka dla mnie ok, więc nie wiń męża:).

Dziękuję za odwiedziny!

Poprzednie o Wisielczym Królu czy świąteczne? Niestety, mam słabość do raczej smutnej / ponurej tematyki i najlepiej się w niej odnajduję. 

No dobrze, mężowi się upiecze tym razem ;p

 

Gravel,

dziękuję za odwiedziny :)! czekałam na Twój komenatrz i trochę się go bałam …

 

W didaskaliach powinna znaleźć się kropka. Masz więcej takich przypadków, warto by pójść na polowanie.

Aj aj aj, ale wstyd. Muszę w takim razie przejrzeć tekst, dzięki!

 

Skupiłaś się bardziej na budowaniu klimatu, który jest zresztą największa siłą tego tekstu. Na drugim miejscu świat – miałam mocne skojarzenia z Hellblade: Senua's Sacrifice, chociaż nie poprzez podobieństwa fabularne, lecz podobne vibe'y. U Ciebie widzę porównywalną dawkę ponurości i mroczności; momentami aż słychać skrzypienie sznura i krakanie kruków. Nice.

Miód na moje serduszko. Będę się tym pocieszać czytając tą bardziej krytyczną część .

W Hellblade grałam, ale niestety przerwałam, muszę kiedyś wrócić. Ale tyle dobrych opini nt klimatu. Muszę samej sobie pogratulować progresu, bo w przeszłości miałam z tym problem.

 

Z drugiej strony motyw "To nie jest kraj dla starych nieludzi" wydaje się doczepiony na siłę, wyskakuje spomiędzy wydarzeń jak Tom Bombadil, sprawiając wrażenie, że urwał się z zupełnie innej bajki.

Biorę to na klatę i przyznaję bez bicia, że tajny motyw mi wybitnie nie podszedł, a miałam już wyklarowany pomysł. Więc no… wcisnęłam go tutaj, bo musiałam i nie będę udawać, że jest inaczej ;p

 

Na drugim końcu skali znajduje się natomiast Hugo: cały czas miałam poczucie, że jest nie tyle bohaterem opowiadania, człowiekiem z krwi i kości, co odbiorcą narracji, ciągniętym przez fabułę decyzjami i aktywnością innych bohaterów. Outsiderem wprowadzonym po to, by postaci lepiej zorientowane w świecie przedstawionym mogły tłumaczyć mu (a przy okazji czytelnikowi) poszczególne elementy tegoż świata.

Widać, że Hugo miał przejść jakąś drogę od naiwnego młodzika do trochę bardziej doświadczonego przez życie dorosłego, ale dla mnie ta odmiana nie wybrzmiała. Może to kwestia tego, że widzimy Hugo na początku oraz w trakcie drogi ku przemianie, natomiast nie pokazujesz nam konsekwencji całej wyprawy do krainy Króla? Nie mamy jak ocenić jego "progresu", za wyjątkiem bardzo skrótowego podsumowania w końcówce.

Liczyłam się z tym. Tj tak, Hugo jest dość bierny, to celowy zabieg. Nie miał służyć to tłumaczenia świata, przynajmniej nie celowo, ale mogło tak trochę wyjść. 

Co do przemiany to szkoda – widocznie nie do końca mi wyszło. Dla części czytających ta przemiana wyszła fajnie (niestety dla mniejszości), inni mają zdanie zbliżone do Twojego. Mimo wszystko obstaję przy swojej decyzji, ale wnioski dla mnie na przyszłość, bo myślę, że na pewno da się to lepiej ograć.

 

Fabuła. Klasyczny, schematyczny quest, trochę walki na miecze i dylemacik moralny, żeby zrównoważyć tę schematyczność. Fragment z sądem nad zbrodniarzami miał ogromny potencjał, ale ostatecznie odniosłam wrażenie pewnej skrótowości: a aż się prosiło o to, żeby opowieści były dłuższe, żeby Hugo miał więcej wątpliwości co do słuszności swojej decyzji.

Obawiałam się dłużyzny w tych opowieściach. Początkowo miały być dłuże, ale przy tak długim opku zdecydowałam się na bezpieczniejszą opcję. 

 

Moment wielkiego revealu z miejscem ukrycia artefaktu: tutaj największy żal mam z powodu dużej skrótowości i przewagi tell nad show. Jako moment podsumowujący całą historię wydało mi się to średnio satysfakcjonujące: leźli, doleźli, pogadali i koniec. I niby jest w tym puenta o wyborach, których konsekwencje trzeba ponosić, ale gdzieś się zgubił dramatyzm sytuacji Hugona.

Przyjmuję na klatę. Do przemyślenia dla mnie, jak mogłam to lepiej rozegrać. 

 

Czytało mi się bardzo przyjemnie i jeśli znajdę czas, chętnie zajrzę też do tekstu, o którym wspominasz w przedmowie.

Oj nie, nie rób tego. Tamten tekst jest na dużo niższym poziomie ;( 

 

Serdecznie dziękuję za rozbudowaną informację zwrotną – tą pozytywną jak i bardziej konstruktywną.

 

Mortecius,

rozmawialiśmy szerzej na priv o opowiadaniu – więcej tutaj przede wszystkim dzięki i przyjmuję feedback co do końcówki!

 

Dobry wieczór, 

czytane wczoraj ale dopiero udało się zebrać myśli i wrócić z komentarzem.

 

Ogólnie bawiłam się dobrze, choć oczywiście muszę ponarzekać, bo jak to tak, same pozytywy napisać.

Zacznę od tego, że tekst jest nierówny. Pierwsza połowa super: chichrałam się jak głupia, podczas sceny z drzewem. Z zaciekawieniem czytałam o wieży i nieśmiałym księciu, a także produkowaniu “jogurtu”. Później jednak klimat trochę siada i chyba widzę, tu dwa problemy:

– zbyt wiele razy powtarzałeś niektóre żarty (wspomniany jogurt, docinki o zbroi Odwagi);

– w pewnym momencie wprowadziłeś dużo mroku (całopalenie ofiar, wyrzuty sumienia Odwagi) i tutaj miałam wrażenie, że to się po prostu gryzie; tak jakbyś w połowie opka zmienił koncepcję; w której końcowej scenie masz “twoja stara” i tutaj dla mnie klimat umarł niestety zupełnie :( o krok za daleko w żartach, za duże ścieranie się mrocznego klimatu z tym humorystycznym.

 

Ale! Klika rzeczy to prawdziwe perełki: scena z drzewem, mechaniczne pająki, miecz odwagi i to jak zaklęła w niego część siebie (baaardzo mi się podobało), wątek ze smokami. 

 

Cześć :)

 

wracam z komentarzem pobetowym.

Na pewno na plus są zmiany, które wprowadziłeś: skrócenie pierwszej sceny, pozbycie się jednego antagonisty i skupienie na Fidelsie. Tekst jest nieco mniej chaotyczny i łatwiej nadążyć za tym co się dzieje :)

Czytało się dobrze, to udane opowiadanie, ale żebym mogła je określić jako bardzo dobre, to brakuje mi niestety wiarygodności bohaterki. Podtrzymuję to co pisałam już na becie: jak dla mnie Ann jest po prostu nieudolna, podejmuje głupie decyzje i ciężko zliczyć ile razy zemdlała/została ogłuszona. Może gdyby nie była oficerem wywiadu byłoby to bardziej do przełknięcia. A tak, jej np. próba lotu po pijaku sprowadza ją to lekko nieogarniętej trzpiotki. A takich bohaterek bardzo nie lubię (ale to już moje, mocno subiektywne zdanie). 

 

Niemniej bawiłam się nieźle czytając :)

 

Rzeczywiście mogłam bardziej rozwinąć lore świata i opowiedzieć więcej o strażnikach. Będę się trochę bronić limitem, bo musiałam tu sporo informacji zamieścić, a i tak miotałam się jak szczupak w sieci, żeby przemycać je, unikając infodumpów.

Rozumiem bardzo dobrze. Niby nie powinno się zasłaniać limitem, ale jak pomysłów jest wiecej niż miejsca. Czasami trzeba wsadzić krótki infodump, bo nie ma miejsca na ekspozycję, ale to moje zdanie. 

Co do błysków, to w początkowym planie za bardzo poszłam w rozbudowywanie tej magii. Kiedy doszłam do miotania laserami, puknęłam się w głowę. Biała magia miała być z założenia defensywna (ofensywnie działali przywoływacze) i służyć głównie do kontrolowania cieni. Gdyby nie eliksir Laurell byłaby praktycznie bezbronna

Rozumiem, niemniej coś bym tam pokombinowała, gdybyś chciała wracać do tego uniwersum.

 

Jak widać mam z tym problem. Z jednej strony za dużo sugeruję, z drugiej muszę tłumaczyć tekst w komentarzach :/

Niech rzuci kamieniem ten, komu to się nie zdarza;p 

 

Karidan miał pokazać hipokryzję Laurell. Strażniczka fiksowała się na krzywdzie wyrządzonej dzieciom i na własnej przeszłości, jednocześnie odrzucając człowieka, który kiedyś sam był skrzywdzonym dzieckiem. Oceniała i potępiała, samemu mając w sobie ten sam mrok, co on. Gdyby wtedy w szopie podjęła inną decyzje i pomogła mu, ta historia skończyłaby się zupełnie inaczej. No i jako biała strażniczka musiała mieć przy sobie przywoływacza, żeby reprezentować jakąkolwiek siłę bojową. Laurell nie ukrywała, że był dla niej jedynie narzędziem. 

Okej, też to tak odebrałam, ale jednak podtrzymuję, że nie do końca mnie to poprostu przekonało.

 

Chwilę wcześniej pokazywałam w tekście, że Laurell ma przy sobie sztylet i sprawdza, czy może nim podważyć skobel. Tutaj naprawdę nie uważam, że powinnam dokładnie tłumaczyć, jak się wydostała.

To w takim razie moje przeoczenie :)

Taki był od początku mój koncept na to opowiadanie. Uważam, że poległem na wykonaniu pomysłu, to zakończenie z perspektywy czasu wydaje mi się również suche, ale już tego nie zmienię. 

Bez obaw, nie ty pierwszy masz takie poczucie. Plus, no może nie poległeś, ale są elementy, które wypadły słabiej. Zawsze możesz wykorzystać ten motyw i napisać coś innego :) albo wrócić do tego bohatera w innej historii. Jest wiele możliwości :)

Zaczęło się fajnie, ale druga część opowiadania mocno odbiega od pierwszej. 

Wydaje mi się, że w finale brakuje jakiejś akcji, dynamiki, no czegoś więcej poprostu.

 

Zbudowałaś początkiem fajny klimat – nie ukrywam, że miałam obawy co do Gezy i jej funkcji jako Królicy. Bardzo nie lubię, gdy bohaterki sprowadza się do jednego, ale na szczęście szybko okazało się, że to nie ten przypadek. Światotwórstwo, choć zarysowane delikatnie, mnie zaciekawiło (zresztą dla mnie must have w dobrym opowiadaniu) i chętnie poczytałabym więcej.

Tak jak ktoś pisał wyżej – Gezie poszło nieco zbyt łatwo, zabrakło troszkę akcji / wyzwania. To też może mogłoby trochę bardziej pokazać jej osobowość, bo niewiele się o niej dowiedzieliśmy poza tym, że jest oddana swojej roli.

 

Niemniej czytało się dobrze :)

Niestety nie przekonało mnie zupełnie i z trudem dobrnęłam do końca. Zależało mi jednak, aby zostawić opinię po przeczytaniu całości.

 

Zacznę od technikaliów – źle się czyta takie zbite, duże bloki tekstu. Szczególnie jak dominują opisy, a dialogów masz jak na lekarstwo. Dodatkowo raz zapisywałeś dialogi/wypowiedzi standardowo, a raz np w cudzysłowiu:

mnie. Gdy otworzył dłoń, sypnął się z niej snop zielonych iskier. Widziałem już nieraz drogie kamienie, lecz nigdy tak pięknych i tak niezwykłego koloru. Wróbel powiedział: „Mogą wydać ci się rzadkie i cenne, ale wiedz, że tam skąd pochodzą, nie dostałbyś za nie miski zupy. Głupcy mówią, że rodzą się w morzu, że są jak lód, bo powstają, gdy zamarza południowy ocean. To bajki. Na odległym południu nie znają śniegu, zimna, ani lodu. Woda w morzu …”

Zauważyłam też niestety sporo powtórzeń i niezgrabności, więc nad warstwą językową musisz jeszcze popracować.

Wyruszyliśmy więc na południe, horda wojowników, którzy nie obawiali się wyprawy poza niewidzialne granice corocznych wędrówek. Teraz ja byłem przywódcą, gdyż Wydra, wraz z częścią starszyzny i nieliczną gromadą młodszych wojowników, odjechał na zachód. Po miesiącu jazdy dotarliśmy do krainy bagien. Oryks potrafił wynajdować drogi wśród moczarów i przeprowadził nas bezpiecznie aż do miejsca, gdzie tysiące kanałów i strug znów zlewały się w wielką rzekę. Dotarliśmy do niewielkiego…”

Co do samej fabuły – mam wrażenie, że chciałeś zbyt wiele opowiedzieć w takiej liczbie znaków. Dla mnie przypomina to bardziej sprawozdanie, może jakiś dziennik, ale dość chaotyczny i w którym mocno rozmywa się fabuła.

Wiele zdarzeń było dla mnie mało logicznych – dlaczego akurat główny bohater został przywódcą po odejściu Wydry, skoro był dość młody? Jakim cudem zabicie słabszego było źle postrzegane – przecież żyli ze zdobywania i handlu niewolnikami? Czyli słabszych od siebie? Zabicie Wróbla przez Wydrę też jak dla mnie nie jest zbyt dobrze umotywowane.

Cześć!

W opowiadaniu jest kitku? No to 10/10, dziękuję :D

 

A na serio, na pewno za kota duży plus (jestem kociarą i sztuk dwie grzeje mi kolana). 

Podoba mi się jak ograłeś dość typową konwencję – mamy typowego bohatera heroica, który najchętniej zaszyłby się w ogródku lub w domu z książką i kotem. Bardzo lubię takie oryginalne podejście do utartych motywów. 

 

Samo zakończenie pozostawia we mnie niedosyt. Pewnie nie chciałeś tutaj typowego happy endu, ale jakoś mam poczucie, że jest ono nagłe, czegoś mi tu brakuje, choć nie mam pojęcia czego. 

 

Z technikaliów w oczy rzucił mi się ten fragment:

Hegan pokiwał głową. W jego umyśle zrodziła się nadzieja; wszyscy wrogowie znaleźli się w jednym miejscu, a to oznaczało, że gdyby ich pokonał… Nie musiałby już więcej wyruszać na wędrówki, mógłby pozostać w domu i zacząć spędzać czas z kotem przy kominku, jedząc soczyste mięso, pijąc wykwintne wina.

Praktycznie to samo powtarzasz niżej – Hegan mówi to do swojego kota. Przy tak krótkim opowiadaniu nieco kuje w oczy. 

Cześć :)

skupię się przede wszystkim na fabule, bo tutaj mi najwięcej rzeczy nie zagrało. 

Zaznaczę, że nie jestem fanką ckliwości, starałam się jednak być obiektywną w miarę możliwości.

 

Heroic fantasty wiele wybacza, ale jednak w wielu miejscach kuły mnie pewne braki logiki (moim zdaniem) czy pewne uproszczenia.

Oto kilka przykładów:

  1. Pierwsza scena – Księżniczka, która latami prowadziła wojnę z królem podróżuje z obstawą, którą pokonuje zgraja potworów i w dodatku kapitan nakazuje ratować księżniczkę 1 osobie? Spodziewałabym się, że odgórnie jest wyznaczony mały oddział, który ucieka z władczynią.
  2. Wioska – jest wojna, potwory grasują po lasach, Raila ma zakrwawione ubranie i braki w pancerzy, obie pewnie są brudne i wyglądają jak włóczęgi po kilku dniach marszu lasem. A w wiosce witają je bez podejrzeń, nawet nie pytają skąd się wzięły? Plus Ashee ma srebrne oczy, o których potem wspominasz, że to znak, że przynależy się do rodziny królewskiej.
  3. Znikniecie Ashee – skąd żołnierze niby wiedzieli, że jest w jakiejś wiosce w środku lasu?
  4. Brat z mieczem wyskakuje jak Filip z konopii. Sam wątek miecza to dla mnie troszkę pójście na łatwiznę, nie ma chyba bardziej oklepanego wątku w fantastyce tego typu. Fajnie, że próbowałeś dodać coś od siebie (cena jego użytkowania), ale jak dla mnie to zdecydowanie za mało, aby wybronić ten wątek i nadać mu choć trochę oryginalności. 

Sama relacja między bohaterkami też mnie niestety nie przekonała – zbyt ckliwa, nie ma czasu aby pokazać jak ich uczucie się rozwijało (dzięku temu może bardziej bym im kibicowała, a tak jest mi to w sumie obojętne?). Raila zbyt szybko traci dystans, jak na to, że latami służyła księżniczce. 

Ogólnie myślę, że historia potrzebowałabym więcej znaków, aby odpowiednio wybrzmieć i zrobić wrażenie na czytelniku.

Nie poddawaj się jednak – masz pomysły wymagają jednak dalszych szlifów. Każdy z nas był/jest w takim miejscu (jak sobie przypomnę swoje pierwsze opko tutaj to mam lekkie ciary żenady xd) . Trzymam kciuki za kolejne teksty :)

 

Hej! 

Czytało się całkiem nieźle, choć niestety potykałam się o różne kwestie techniczne.

Na pewno warto, abyś przyjrzał się poprawnej formie zapisu dialogów:

– Po wszystkim widzimy się przy furcie albo wcale. – powiedział Gawron i ruszył w mrok. Kirlis za nim.

tutaj np zbędna kropka

 

W niektórym miejscach nie byłam też pewna kto mówi co, np tu:

– Ty, Borgar – zwrócił się do tego niskiego. – weź pozostałych i zrób tak, żeby wyglądało jakby tu nikt nie chodził od czasów, gdy Brotar i Meja stworzyli świat.

– Ani słowa! – dorzucił, widząc, że Borgar chce coś powiedzieć. – Już dość czasu zmitrężyliśmy.

 – Rozkaz, wodzu! – burknął Borgar. 

– Wy dwaj! Bierzcie się do kopania. Głęboko, żeby ich coś nie wygrzebało i nie rozwlekło. Ty! – Wskazał na trzeciego. – Pomożesz mi nosić trupy.

– I jeszcze jedno. – Odwrócił się do Gawrona. – Ktoś do ciebie.

Gawron szybko odwrócił głowę i zobaczył Wiję.

No i plus powtórzenie. Niemniej jest to do wypracowania, przyjdzie z czasem – sama musiałam nad tym dużo pracować i po czasie łatwiej wyłapać własne błędy :)

To tylko przykłady, na pewno masz ich w tekście więcej. 

 

Poczepiam się jednak bardziej fabuły. Ogólny zarys masz dosyć ciekawy – intryga, polityka szlachetności, książkę, który sobie sprytnie wszystko zaplanował.

Nie przekonało mnie jednak do końca wykonanie. Nie kupiło mnie tłumaczenie, że świątynia nie ma strażników, bo nikomu nie przyszłoby do głowy porywanie Świątynnego Dziecka. Tak samo 3 osoby, które zabijają ponad 20 osób. Okej kapłanów, ale część jednak by się broniła. Jak na ważność świątyni i dziecka (tj kukły) poszło im zdecydowanie zbyt łatwo, a można by tutaj fajnie ograć motyw “heist” (po polsku chyba napad, ale raczej spotykam się z anglojęzyczną nazwą). 

Zaczynasz opko od zabicia 7 Gorzków – ale czemu? Ma to jakiś tam wpływ na koniec, ale nie jest to konieczne, nie wyjaśniasz też w sumie dlaczego ich zabili? Nie wyjaśniłeś też zupełnie gada, którego niby ubili w świątyni – mnie to akurat zaciekawiło i liczyłam na jakieś szersze wytłumaczenie. 

 

 

Zacznę od podsumowania: bawiłam się dobrze, ale mam poczucie, że opowiadanie jest nierówne.

 

Zacznę od tego co mi się podobało:

– BARDZO podobał mi się motyw cieni, zbrodni, przebudzenia cienia. Potęga ale za straszną cenę. To, że zło może tkwić nawet w dzieciach. Ten mrok w nas. Cud miód.

– Fakt, że bohaterka nie jest młodą trzpiotką, a dojrzałą kobietą, w dodatku raczej doświadczona przez życie.

– Ogólnie czytało się płynnie, raczej nie widziałam dłużyzn. 

– Zakończenie – spodziewałam się innego, miłe zaskoczenie, choć nie jest idealne to jednak nieoczywiste zakończenia zawsze zasługują na uwagę.

– Przemoc i krew – nie lubię “cukierkowych” opowiadań, ale też takich, które idą w gore, albo mają fruwające flaki, w co drugim zdaniu.

 

Rzeczy, które mi nie do końca zagrały:

Bohaterka – dałaś jej ciekawe tło, ale jednak zupełnie mnie nie przekonała. Może wynika to z tego, że nie do końca wyjaśniłaś czym jest strażniczka i nie raz zastanawiałam się, czy na pewno powinna coś umieć (niewiara się odzywała). Dodatkowo, szczególnie w drugiej części i finalnej walce miałam wrażenie, że nic innego nie robi, tylko rzuca błyski. Te same błyski, które działają tak samo mimo różnych inkantacji. To mnie nieco nawet zirytowało na zasadzie “jezu ile ona jeszcze tych błysków rzuci”. Zabrakło mi w końcowej walce jakiejś dynamiki, zaskoczenia, coś innego niż ten błysk.

– Większość tekstu jest bardzo liniowa (w zasadzie do samego zakończenia) – myślę, że może za dużo momentami sugerujesz czytelnikowi. Np w pierwszej scenie bohaterka jest spięta i czuje, że coś jest nie tak. Nie wiem czy scenie nie wyszłoby na dobre, gdybyś miała słoneczko, sielankę i nagle atak i flaki na wierzchu. Ale tak wrzucam do rozważenia.

– Karidan – jest, ale w zasadzie mogłoby go nie być. Poświęcasz mu trochę czasu w środku tekstu, sporo rozmawiają, są jakieś rozterki, a potem jego rolą jest umrzeć, przed tym trochę pozabijać. Ewidentnie jest tu jakimś narzędziem i wiadomo, że każdy bohater drugoplanowy ma jakąś rolę do spełnienia, ale tutaj to aż ciutke razi w oczy. 

 

I drobna uwaga tutaj:

W centrum osady zgromadzili się ludzie. Dym z rozpalonego na placu ogniska niósł z sobą gryzący zapach ziół. Laurell rozpoznała wśród nich piołun i tatarak. Zmarszczyła brwi. Wiedziona złym przeczuciem zbliżyła się ostrożnie i wyciągnęła szyję. Ze zgrozą zauważyła drobną, szarpiącą się dziewczynkę, przytrzymywaną przez dwóch krzepkich mężczyzn. Przed nią, z nożem w ręku, stał chłopiec, a za jego plecami mężczyzna o białej twarzy.

Wcześniej piszesz, że zostali gdzieś zamknięci, a bohaterka wyskakuje i ratuje dziecko. A przecież chyba ktoś by ich pilnował, albo zamknął chociaż?

 

Powodzenia!

Bardjaskier,

Wydaje mi się, że wprowadzenie wątków między lokacjami. Głównie skupiasz się na rozmowie Hugo z gargulcem w czasie drogi i po takiej dyskusji hyc i znajdują się w następnym miejscu :D. Może jakieś dziwne zjawiska, drobne niedogodności mogłyby nadać ich drodze więcej realności ( hmm w nierealnym świecie :P). Historia gargulca jest istotna dla fabuły ale myślę, że dało by się ją nieco skrócić i zrobić miejsce dla takich zdarzeń.

dzięki za doprecyzowanie :) tej historii zmieniać już na pewno nie będę, ale motyw drogi/podróży można wykorzystywać na wiele różnych sposobów, więc zawsze warto wyciągnąć wnioski na przyszłość, przemyślę!

 

Bruce,

dziękuję za odwiedziny i łapankę – już poprawiłam babole. Tyle razy czytałam, a i tak coś się zawsze prześlizgnie :(

 

Bardzo gorzki, przejmujący tekst. Poprzez konkursowe: magię, miecz, atrybuty oraz hasła, poruszyłaś posady mocnym oskarżeniem wobec różnorakich przestępców, ale także wszechobecnego zakłamania, obłudy oraz fałszu. Strasznie przygnębiający, mroczny i tajemniczy jest świat tytułowego władcy, to genialny pomysł i gorąco namawiam Cię na jego kontynuację w formie obszernej powieści. Niezwykle przykre myśli pojawiają się stopniowo w głowie Hugona, który rozumie coraz więcej, ogromnie smutne jest zakończenie. Brawa za wyobraźnię oraz tak wrażliwe potraktowanie poruszonej problematyki!

Miód na moje serduszko <3 nie ukrywam, że tekst powstawał dwa miesiące i miałam nadzieję, że spodoba się choć kilku osobom. Nie jest to klasyczne heroic fantasty, więc tym bardziej cieszę się z takiej opinii. 

Co do powieści, to przyznam, że to chyba moje najdłuższe opowiadanie i pod koniec nie mogłam na nie patrzeć. Nie byłabym w stanie raczej napisać powieści, ale zamierzam wrócić w kilku opowiadaniach do krainy Wisielczego Króla. Na celowniku mam już historię samego króla i jego królowej :)

 

czeke,

poprawiony babol!

 

Bardzo solidnie zbudowałaś klimat . Jest mrocznie, a poczucie nieuchronności gorzkiego końca wręcz przytłacza. Poruszający jest los Hugona, który został tak naprawdę wmanewrowany w wyprawę po Łzy. Kiedy się zorientował, że nie jest do niej przygotowany, że sprawne władanie mieczem nie wystarczy, jest już za późno. Nie można wejść do krainy zmarłych i wrócić z niej nie ponosząc konsekwencji.

Nie byłam pewna, czy udało mi się zbudować odpowiedni klimat, ale skoro tak to pozostaje mi świętować. Hugo, choć niby jest pierwszoplanowym bohaterem, to niestety jest pionkiem w grze króla i gargulca.

Dziękuję za odwiedziny ! Fajnie, gdyby udało się coś w konkursie, ale przyznam, że najważniejsze i najbardziej motywujące jest zawsze dobre słowo od czytelnika.

 

ośmiornica,

Wciągnęło mnie. :) Oczarował mnie świat, który stworzyłaś oraz rządzące nim zasady. Miałaś oryginalny i dobrze dopracowany pomysł, a plastyczne opisy sprawiły, że królestwo Wisielczego Króla ożyło. Świetnie zbudowałaś napięcie zagadką, opowieścią Fionny i decyzjami bohatera. Zaintrygowała mnie jej postać i zaciekawiła osoba Wisielczego Króla. Przy tej dwójce sam Hugo wyszedł trochę blado, ale nie przeszkadzało mi to, bo przynajmniej nie przysłaniał swoją osobowościom mieszkańców ani cudów królestwa, po którym wędrował. 

<3 Trochę liczyłam, że świat mnie wybroni.

Niestety mam poczucie, że często potrafię wykreować fajny świat, ale dużo gorzej idzie mi kształtowanie osi fabuły, twistów, przekonujących bohaterów ;/ 

Tak, Hugo miał wyjść nieco blado. Liczyłam się z tym, u niego nieco ważniejsza była też przemiana, ale przy dwóch dość silnych osobowościach, Finnony i Króla, którzy w dodatku grają we własną grę, to Hugo musiał pozostać nieco w cieniu. 

 

Jedynie sama końcówka trochę mniej przypadła mi do gustu. Śmierć Hugo, chociaż przewidywalna, była mało satysfakcjonująca i zbyt skrótowa. Nie wiem też, czy jej opis był tutaj konieczny. Według mnie dałaś wystarczająco dużo wskazówek, żeby domyślić się, jak chłopak skończy. Miałam za to nadzieję, że zderzysz nowego Hugo z jego towarzyszami, którzy być może nie zaakceptują jego przemiany, lub zostaną przez niego inaczej ocenieni. Ale to tylko takie marudzenie, żeby komentarz nie wyszedł mi zbyt przesłodzony. ;) Powodzenia w konkursie!

Ach, to idę reklamację do męża złożyć, który namówił mnie właśnie na końcową scenę, bo pierwotnie właśnie jej nie było :D 

Nie chciałam wprowadzać towarzyszy, aby nie dodawać kolejnych twarzy/postaci bo i tak przewija się ich dość sporo.

Dziękuję za odwiedziny <3

 

Ambush,

Przerażająca historia. Całość jeży włos, ale udało Ci się uniknąć flaków i obrzydliwości. Mnóstwo intrygujących i świeżych pomysłów. Chociaż kobietę – drzewo właśnie niedawno wymyśliłam;)

Pisz horrory!

Tu mnie zaskakujesz, bo miało być mrocznie, ponuro, ale nie aspirowałam do horroru, bo chyba nie potrafię ich pisać. Ale skoro się udało – to super, to znaczy, że zrobiłam niezły progres <3 

Mam słabość do motywu drzew/ludzmi przemienionychw drzewa więc szepnij słówko gdzie go masz, abym wiedziała co czytać :D 

Dzięki za czas i odwiedziny!

 

 

Bardjaskier,

dzięki za odwiedziny :) cieszę się, że kraina się spodobała i udało się zbudować klimat, bo wiadomo, że nie zawsze się uda. 

główny bohater, który wydaje się taki trochę płaczliwy, wiecznie niezdecydowany, zagubiony – wiem, że jest w dość dziwnym otoczeniu :) ale to wszystko sprawia, że raczej ciężko mu kibicować.

Tak, celowo stworzyłam Hugo jako płaczliwego i zagubionego, chciałam właśnie aby niezbyt wpisywał się w typowego heroic bohatera. Liczyłam się z tym, że może nie wzbudzać sympatii czytelnika, choć miałam nadzieję, że mimo wszystko czytelnicy będą z zainteresowaniem śledzić jego podróż.

 

Sama podróż trochę mnie zawiodła ograniczając się do przemieszczania bohaterów od lokacji do lokacji trochę jak w grze komputerowej. Jedno zadanie, drugie, trzecie i misja wykonana. 

Tego chciałam uniknąć :( ale jak widać nie do końca mi wyszło. Co konkretnie daje to poczucie questu z gry? Zbytnia liniowość?

 

 

Koala75,

dziękuję za odwiedziny ! 

 

Dobrze się czytało. Akcja nie pędziła, ale nie nudziła. Wybory/decyzje Hugona nawet z oceną autora przedstawiane są tak, żeby czytelnik dokonał własnej oceny. Ciekawe. 

<3 zależało mi, aby pozostawić interpretację wyborów Hugo czytelnikowi właśnie i fajnie, że się udało.

 

Podobało mi się. 

Naprawdę fajny pomysł na konstrukcję tekstu, nawiązania i matadora. To wszystko niby przykrywa chorobę, ale bez problemu możemy domyślić się czymś jest matador, co uosabia. 

Paso doble zawsze jakoś kojarzyło mi się w walką, pojedynkiem, więc tym bardziej bardzo dobrze pasuje to tekstu.

Idę zgłosić do biblioteki :)

Przeczytane kilka dni temu, ale nie było kiedy komentarza napisać :(

 

Ciekawy zamysł na świat, choć muszę od razu powiedzieć, że szczególnie na początku miałam trudność, aby w pełni się w nim odnaleźć i zrozumieć jego działanie. 

Zdecydowanie najmocniejszym elementem opowiadania jest jednak główny bohater – uczony uwięziony w zbroi (mocno mi się kojarzy z Full Metal Alchemist), który tak naprawdę nie jest wojownikiem. Urzekły mnie też szotki <3 

 

Jest jednak sporo elementów, które mnie nie przekonały, choć pewnie wiele w tym subiektywności.

Humor. No jednak odrzucają mnie elementy takie jak Maya wpadająca w kolce i zwracająca na siebie uwagę strażników, taki humor nieco z parodii pomyłek? Było takich gagów trochę, za dużo jak na mój gust, ale pod tym kątem mogę być w mniejszości wśród czytających. 

Maya. Aj aj aj. Prosta i jednowymiarowa, w dodatku niby ślepa a jakimś cudem dobiega sama do kosmicznego statku i jakoś nawiguje w środku. No tutaj moja niewiara jednak za nic nie dała się zawiesić. Szczególnie, że Sall machał tym mieczem i machał, a ona tylko raz się potknęła… No niby ślepa, a jednak nie. Ale do niewiary jeszcze wrócę. Niemniej Mayą jestem rozczarowana bardzo, brakuje jej głębi. I tak wiem, to ma być heroic fantasy, ale z Sallem Ci jakoś wyszło, znam poziom Twojego pisania, co powoduje, że mam pewne (wysokie) oczekiwania. No i się srogo zawiodłam.

W temacie niewiary jeszcze, to w wielu momentach było jak dla mnie zbyt wiele przypadków dogodnych dla bohaterów, Sall niby nie wojownik, a jakoś jednak walczył sporo i to całkiem umiejętnie. 

 

Podsumowując opowiadanie niezłe, przyznam się jednak, że nieco mi się dłużyło (to jednak nie do końca moja bajka), ale na pewno znajdzie swoich fanów.

Niestety, zupełnie mi nie siadło. Od razu zaznaczę, że starałam się być jak najbardziej obiektywna i dałam sobie chwilę, między czytaniem a pisaniem komentarza. Ale czy się uda, to nie wiem.

 

Zaczyna się całkiem nieźle, nadajesz dość lekki ton i czyta się spranie mimo pewnych usterek technicznych (przede wszystkim powtórzenia, ale widziałam już, że osoby bardziej obeznane w temacie wskazały ci konkretne fragmenty). Liczyłam na jakiś twist, odejście od schematu, niestety trzymasz się konwencji dość sztywno, ale wiadomo, że nie zadowoli się wszystkich czytelników.

 

Dlaczego zatem nie siadło? Havi i przejście z lekkiego tonu na jakiś quasi romansowy vibe, niestety taki nie najlepszego sortu. Jestem wielką przeciwniczką robienia z kobiecych bohaterek cycatych lal, które się głównie ratuje (szczególnie, gdy to jedyna kobiecka bohaterka w tekście). I jeżeli dodatkowo doprawiasz to faktem, że owa bohaterka była naga i związana, to dla mnie stanowi jasny przekaz, że pewnie została wykorzystana / molestowana / zgwałcona, i później owa bohaterka okazuje się jurną dziołchą, która rozkłada nogi w ramach podziękowania swojemu bohaterowi… to niestety jest to dla mnie ABSOLUTNIE NIESTRAWNE. 

I żaden lekki ton opowiadania tego nie naprawi. Nie będę opisywać dalej jakie wzbudziło to we mnie odczucia, bo musiałabym być niemiła. 

 

I tak, tworzy się nie raz takie bohaterki, ale naprawdę miks jaki stworzyłeś jest dla mnie absolutnie niestrawny (tak wiem, powtarzam się). I tak jest to opinia subiektywna, ale jestem kobietą i szczerza oburza mnie takie potraktowanie tematu. Jeżeli chcesz mieć jurną krasnoludkę to naprawdę daruj sobie fragmenty, gdzie jest naga i związana w śmierdzącej norze swojego porywacza. 

 

 

Przeczytane jakiś czas temu, ale nie mogłam się do komenatrza zebrać. Pisane z telefonu, więc formatowanie się rozjedzie :( Ogólnie dobry tekst. Czytało się dobrze, choć nie mogłam pozbyć się myśli "Świryb napisał delikatny romans – widziałam już wszystko i mogę umrzeć xd". Przyczepię się jednak trochę do fabuły, o ile podobał mi się Głód i wątek podróży podczas ostrej zimy, tak wątek romantyczny ciut mniej. Jest dobrze napisany, ale trudno mi zawiesić niewiarę – jak na mój gust za dużo tutaj eteryczności, uczucie rozwija się głównie w snach, a w świecie realnym mamy klacz. Niemniej to jest dość mocno subiektywna opinia. Niemniej, bawiłam się dobrze :)

Czytało się przyjemnie, fajnie napisane ale końcówka mi się nie podobała. Jakoś nie kupuję wizji, że odciął sobie kończynę i pozwolił temu czemuś wpełznąć spowrotem. Niemniej, bawiłam się nieźle :)

Uff nie dziwię się wcale, że znalazało się w NFie :)

 

Ciekawy pomysł – choć dopiero na końcu w sumie skojarzyłam czyją sprawą się inspirowałaś (a swojego czasu mocno zgłębiałam temat i teorie spiskowe). Czytało się z przyjemnością i ciekawością, co będzie dalej, choć zamiarów Coco można się było łatwo domyślić.

Nie do końca spodobał mi się styl narracji, ale to już mocno subiektywna kwestia. Brakło mi też ciut więcej wyjaśnienia w zakończeniu – Maisie dorosła, ale w sumie to żyje czy nie? Czy utknęła w pewnym zawieszeniu?

Niemniej podobało mi się mimo tego drobnego narzekania i gratuluję publikacji!

 

Edit: Ach no i fatalnie się to czytało w środku nocy, gdy zachciało mi się takich patatów brava :(

Barb,

sporo już pisałam na becie, więc będzie krótko, choć widzę parę zmian.

 

Końcówka zdecydowanie lepsza – wybrzmiewa mocniej. Nie do końca jestem fanką takiego stylu, ale czytało się płynnie i całkiem dobrze bawiłam się przy Twoim opowiadaniu. 

 

 

Z drobnostek:

Huknęło przeraźliwie, Supti zasłonił uszy. Chwila ciszy, mąconej jedynie przez nieustające dzwonienie. Supti, nieco otumaniony, wychynął z ukrycia i podpełzł na czworaka do urwiska.

powtórzenie

Podobało mi się :)

Erotyki dość niedużo, ale napisane ze smakiem i bez cenzurowania, a to wbrew pozorom niełatwe zadanie, także dobra robota.

 

Muszę troszkę ponarzekać, ale tylko odrobinę, bo główny zarzut mam do tego, że jest za mało i za krótko. Pozostawiłaś zbyt duży niedosyt, szczególnie pod kątem Miho, której jak dla mnie było za mało, aby końcówka uderzyła, tak jak mogłaby. I choć rozumiem zabieg, to jednak końcowa scena nie wzbudziła we mnie aż tyle emocji.

 

Przeczytałabym więcej, więc kończ książkę i zapraszaj do jej bety :)

Trochę się zbierałam do tego komentarza, myślałam i myślałam, ale uznałam, że jak przeczytałam to jakiś ślad po sobie zostawię.

Niestety zupełnie mnie nie przekonało, nawet nieco umęczyło. W komentarzach wspominasz:

 

Trochę mnie ten tekst męczył przy pisaniu, głównie przez to, że nie chciałem iść w pełną parodię, a poeksperymentować z tematem. Wiara miała być motywem przewodnim, stąd skręty w stronę moralno-egzystencjalnych przemyśleń wyskakujących „ni z gruszki, ni z pietruszki”

 

Dla mnie jako czytelnika eksperyment nie udany – ale może kogoś innego przekona. Trochę tekst zostawił u mnie wrażenie, że nie do końca byłeś pewien czym tak naprawdę miał być. Mix wyszedł ciężki i jako, że nie lubię absurdu i parodii jako takich niestety po prostu nie siadło. 

Nie usuwałabym jednak tekstu, to zawsze coś na co poświęciłeś czas i może znajdzie swoich odbiorców.

Dobrości i weny :)

Wybaczcie wszyscy opóźnienie w odpowiedzi, ale mam mało czasu przy klawiaturze, a pisanie komentarzy na telefonie, szczególnie do kilku osób nie ma racji bytu :(

 

Irka_luz,

dziękuję za odwiedziny i za głos w lożowym głosowaniu heart 

bardzo się cieszę, że się podobało!

 

 Językowo jest powściągliwie, w samej fabule też nie przeginasz. 

Tak, to celowe zabiegi. Uznałam, że w tekście jest sporo emocji i że powściągliwy język dobrze może tu zadziałać.

 

Jeśli opko traktować metaforycznie, to widzę tutaj nie tyle rozpad więzi, co bardziej rodzinę, którą sytuacja przerosła i kurczowo trzyma się dawnych przyzwyczajeń i nawyków, w nadziei, że pomogą przetrwać.

Dokładnie – rodziny, która udaje, że nadal wszystko jest dobrze, choć nie jest.

 

mindenamifaj,

dzięki za odwiedziny!

Kurczę zastanawiałam się nad tymi flakami, ale ostatecznie je zostawiłam i chyba nie do końca to była dobra decyzja. 

Dobrze, że po świętach zajrzałaś, niestety totalnie nie umiem pisać wesołych i bardziej optymistycznych opowiadań.

 

Gekikara,

 

Świetnie wykorzystałaś klasyczny, żeby nie powiedzieć absolutnie standardowy, motyw apokalipsy zombie, by przedstawić nam historię rodzinną. I przy którym z tych poudawajmy zacząłem się zastanawiać, jak często moi rodzice tak udawali, jak często podejmowałem z nimi tę grę, jak często udawaliśmy, że jest dobrze, choć wszyscy wiedzieli, że nie jest.

U mnie niestety udawało się bardzo dużo, szczególnie w święta i to była jedna z inspiracji. Wiem, że motyw ograny, ale jednocześnie sama uwielbiam motyw zombie i chciałam go jakoś przemycić. Ja tu jeszcze kiedyś wrzucę opko z zombie na pożarcie ;p 

 

Największa szkoda, że trochę nie urozmaiciłas tekstu swiatotwórczo. Jesteśmy zalewani tekstami, komiksami, grami, serialami, filmami o zombie i aby taki pomysł nie nosił znamion wtórności, nie wywoływał takiego ważenia, że już to gdzieś – jako epizod serialu, albo historia z komiksu, albo coś – widziałem. Nie musiałoby to być coś wywracającego całą historię do góry nogami, ale… czegoś mi zabrakło, by tekst z interesującego stał się porywającym, intrygującym, zaskakującym w jakimś aspekcie.

Dlatego tym razem będę na NIE, choć jest to bez wątpienia solidne postapo. 

Światotwórstwo zeszło całkowicie na dalszy plan w tym opku, ale nie pierwszy zwracasz na to uwagę, więc coś w tym jest i muszę mocniej zwracać na to uwagę. Ale zadowolę się “solidne postapo” laugh bo pisząc nie miałam żadnych aspiracji, poza tym aby coś skończyć i być w miarę zadowoloną z opowiadania.

 

Osvald,

tyle straszenia, a nie było tak źle. Jakoś przełknęłam i nie wylądowałam w kącie z żyletkami :)

 

Niestety, ale wybitnie mi się to opowiadanie nie podobało, wpisuje się w coś, czego nie dzierżę, czyli niejako emocjonalne “szantażowanie” czytelnika. Jest to scena opisująca śmierć chłopca i do tego ojciec musi mu strzelić w głowę. W pewnym momencie myślałem, że będzie to naprawdę dobry tekst, bo pomysł na święta podczas apokalipsy zombie, to mogło być coś naprawdę nietuzinkowego. Pokazanie obchodzenia świąt w zupełnie innych realiach byłoby ciekawe, można by zahaczyć o niezwykłą zdolność przystosowawczą jaką mają ludzie.

Rozumiem – nie jesteś pierwszym, któremu opowiadanie nie siadło i przyjmuję. Dzięki jednak za konkretną informację zwrotną. Celem nie był emocjonalny szantaż, ale nie pierwszy się na to skarżysz więc, choć nie zamierzenie, trochę jednak ostatecznie tak wyszło.

I tak obchodzenie świąt w innych realiach to ciekawy trop, może za rok do wykorzystania.

 

W dłuższym opowiadaniu pokazującym historię tej rodziny i ciąg przyczynowo-skutkowy śmierć chłopca nie sprawiałaby wrażenia bezcelowej i przejaskrawionej. Niestety w tej formie opowiadanie okazało się tylko miałką i depresyjną opowiastką.

 

Auć. No ale cóż, nie podoba się, rozumiem. Dzięki za odwiedziny i konkretny komentarz. 

 

Asylum,

dzięki za odwiedziny!

 

Sam motyw udawania mi się spodobał, ponieważ oddaje charakter wielu współczesnych (i nie tylko) rodzinnych świąt, spotkania dalekich czasami o lata świetlne osób, choć krwią bliskich. Poza tym komponuje się z pomysłem, który powzięłaś – tu domniemuję. ;-)

Ciszę się, że mimo krytyki, były elementy, które jako tako wyszły. Na pewno muszę sobie przemyśleć wytknięte przez Ciebie zabiegi – niektórym spodobały się bardzo, do innych nie przemówiło wcale. I tak pewnie dłuższy tekst, związanie się z bohaterami mógłby wyjść dużo lepiej.

 

Warsztatowo czyta się dobrze, choć skręciłabym gałkę głośności w atrybucjach dialogowych i w narracji. Przykładowe: łkała, sztucznym, nerwowo, pusta i pozbawiona wyrazu.

I tutaj sama nie wiem, bo od innych osób mam komentarze, że językowo jest powściągliwie. Także nieco sprzecznie i tutaj już chyba złotego środka nie znajdę. 

 

,jakiś skurwesyn

Celowo?

Celowo celowo :)

 

Zanais,

I widać to szczególnie w głównej tajemnicy opowiadania, w sprawie syna zmieniającego się w zombie. Miałaś świetny pomysł, aby połączyć udawanie świąt z umierającym światem na zewnątrz. Dysonanse zawsze przyciągają uwagę i tutaj umiejętnie budujesz tajemnicę. COŚ się wydarzyło na zewnątrz i tym razem święta nie są normalne. Oczywiście, trzeba nieco zawieszenia niewiary, aby uwierzyć, że podczas apokalipsy zombie samotna rodzina sprowadza znajomych, by jeszcze raz przeżyć święta, ale Tobie jakoś to wychodzi.

Super, że wyszło choć jak cytuje niżej to nie idealnie :D

 

Wracając do syna – wydarzenia potoczyły się zbyt szybko. Nie nazwę tego szantażem emocjonalnym, bo od początku było wiadomo, że nie chodzi o zwykłe święta z zombie. Niestety, długość tekstu nie pozwoliła mi poczuć tych emocji. Za późno w tekście dowiadujemy się, że choroba syna to przemiana w zombie, za krótko trwa przejście od ujawnienia tajemnicy do pociągnięcia spustu.

“Przyjmuję na klatę” te uwagi. Po czasie widzę, że nie zadziałało to tak jak chciałabym, ale lekcja na przyszłość. 

Dzięki za czas i odwiedziny :)

 

Anet,

heart

 

MrBrightside,

Szybko zorientowałem się, do czego to wszystko zmierza. Wskazówek, że mamy do czynienia z apokalipsą zombie pojawia się kilka i to dość wcześnie. Liczyłem, że zaskoczysz być może jakimś happy endem, np. kolejnym wujkiem wparowującym z antidotum (albo chociaż doniesieniem o antidotum – ależ to podbiłoby dramaturgię!). Niestety historia, jak po sznurku, potoczyła się wprost do oczekiwanego zakończenia.

HAPPY END? Nie no proszę, nie skalam się happy endem nigdy :D ale rozumiem, że nieco oryginalności jednak zabrakło.

 

Jak na tak króciutki tekst, IMO jest tam za dużo postaci. Mylą się, siłą rzeczy nie sposób je sportretować jakoś sensownie na tak małym limicie, część jest więc tam całkowicie zbędna. Na przykład rolę Sama i szwagra można by z powodzeniem połączyć w jedną.

Rozważałam to, ale chciałam też, aby rodzina była jednak kilkuosobowa. Aby ktoś tam jeszcze przetrwał.

 

Tekst w zasadzie jest dramatyczną sceną, która jednak nie wybrzmiewa pełnią swojej mocy, bo brakuje kontekstu. Metraż opowiadania to jedno, ale reakcje bohaterów także mogłyby być bardziej wiarygodne. Zwłaszcza matka wypada jako jakaś taka zblazowana, a wszak zaraz umrze jej pierworodny syn.

Rita nie jest zblazowana, ale raczej w głębokim zaprzeczeniu. Nie przyjmuje do wiadomości tego, co się dzieje i ma wydarzyć.

Podsumowując, myślę, że skrzywdził Ci to opowiadanie limit, Shanti. W obecnej formie uważam, że jest to raptem scenka do przeczytania, a szkoda, bo widać potencjał na coś naprawdę zapadającego w pamięć. Może, gdy wyrwiesz się z okowów limitów, wrócisz do tej historii? :>

Obawiam się, że wątek ten rodziny zakończyłam, ale do zombi wrócę na pewno, bo tak wszyscy narzekają na ten temat, a mam do niego słabość :)

 

ninedin,

Piórkowo jestem na NIE, choć tekst mi się podobał. Bez wątpienia jest udany i nie mam żadnych wątpliwości co do jego biblioteczności, ale do piórka brakuje mi w nim czegoś – nowatorskiego. Nie zrozum mnie źle: doskonale zdaję sobie sprawę, że tekst absolutnie oryginalny nie istnieje i nie o to się upominam. Chodzi raczej o nowe podejście, o spojrzenie trochę inaczej na znane motywy. “Poudawajmy” jest o pół kroku od włączenia tego nowego elementu, przez pomysłowe oparcie tekstu na powtarzającym się odwołaniu do udawania. Pociągnięcie tego, skupienie się w jeszcze nieco większym stopniu na sposobie ujęcia / formie dałoby tekst, który miałby mój piórkowy głos. W obecnej postaci jest to tekst, powiedzmy, biblioteczny plus, znacząco lepszy od średniej biblioteki.

Jeżeli jest lepszy od średniej to i tak bardzo miły komplement. 

Super, że się podobał tekst i przyjmuję informację zwrotną – pisząc go, absolutnie nie miałam ambicji piórkowych i nominacja mnie zaskoczyła, ale pozostaje mi się tylko z niej cieszyć. Uwagi są celne i do rozważenia dla mnie przy kolejnych opowiadaniach.

 

 

Przybyłam, przeczytałam, oceniłam.

 

Mówiłam, że będzie krótko, bo jestem leniwa.

 

A na serio, bardzo ciekawe opowiadanie. Czytało się lekko, szybko i w sumie zdziwiłam się, że to już koniec. I tutaj się pogniewamy, bo zostaje niedosyt i ledwo akcja się rozkręciła, a już mamy koniec opowiadania (chyba jednak ciut skróciłabym początek i dała czytelnikowi więcej na koniec). Nieładnie tak sobie z czytelnikiem pogrywać cool szczególnie mocno brakuje mi chociażby wskazówki, co Brodowicz zamierza zrobić z płytką dziecka?

 

 

Drakaina,

dzięki za odwiedziny i cieszę się, że się podobało :)

 

metaforę czy alegorię rozpadu więzi międzyludzkich czy też ostracyzmu wobec członków rodziny (czy innych społeczności), których życiowe wybory nie podobają się reszcie.

Tak, chodziło mi o temat rozpadu więzi, choć chyba bardziej pod kątem udawania, że są, że są silne. Takie odgrywanie dobrej rodziny, powierzchowne relacje i ignorowanie problemów. 

 

Koala75,

cieszę się zatem bardzo, najważniejsze, że czas na czytanie nie był zmarnowany!

 

dogsdumpling,

Za dużo tu grania na emocjach i takiego powolnego opadania w beznadzieję przy jednoczesnym absurdzie całej sytuacji – Ci ludzie przedzierający się do rodziny oblepieni krwią i flakami tylko żeby razem spędzić święta. Mam wrażenie, że sytuacja byłaby dużo bardziej przekonująca, gdyby jedynymi bohaterami była rodzina w zabarykadowanym domu. Bo bardzo fajnie grasz motywem udawania, zastawionym stołem i zdjęciami bliskich, których zabili. Sporo naprawdę bardzo ciekawych elementów, nie udało mi się jednak zawiesić niewiary.

Hej! Pewnie masz trochę racji – ale jednocześnie jeden z nich umierał, ostatnia szansa, aby się pożegnać. Plus ta apokalipsa może wyglądać inaczej niż przedstawiły nam to filmy. Może poruszanie się nie jest aż tak niebezpieczne? Aczkolwiek przyjmuję uwagę i rozumiem, że pozostałaś sceptyczna do tego konkretnego aspektu. Niemniej, fajnie, że były elementy, które wydały Ci się jednak ciekawe :)

 

Finkla,

dzięki za odwiedziny :) liczyłam się z takim odbiorem wybierając ten motyw. Przyznam jednak, że to tekst na powrót do pisania po przerwie, chciałam napisać cokolwiek, dobrze się przy tym bawić i skończyć. Oryginalność pomysłu stała nieco niżej na liście priorytetów, ale rozumiem zarzut.

 

BarbarianCataphract,

jak klimat się udał stworzyć i udało się wzbudzić chociaż delikatne emocje, to mission accomplished.

 

Sonata,

 

Mocny tekst, bardzo dobrze się udało stworzyć atmosferę napięcia i smutku, dodatkowo podkreślaną jeszcze tymi wstawkami kursywą. Motywy apokalipsy zombie oraz człowieka, który został ugryziony i chce zginąć, nie są zbyt oryginalne, ale przedstawiłaś je na swój własny sposób i wyszło zgrabnie, a nawet w pewnym momencie chwyciło mocniej za serduszko.

bardzo mnie to cieszy, bo rzadko mi się to udaje heart

Atmosferę tego opowiadania można odnieść nie tylko do tego, co ludzie mogliby czuć podczas takiej apokalipsy zombiaków, ale też bardzo mi się skojarzyła z atmosferą podczas wojny, a zwłaszcza ten fragment: Świąteczna kolacja po tym, jak świat się skończył. 

Miałam z tyłu głowy wojnę, nie ukrywam, więc celne spostrzeżenie.

 

Sabina Anto,

przyznam, że musiałam wygooglować wspomniany obraz, ale masz rację. Z niego również bije pewnego rodzaju beznadzieja i tym bardziej miło mi, że skojarzył się z tak pięknym obrazem.

 

fizyk111,

Niestety, nie kupiło mnie.Głownie dlatego, że zbyt długo budujesz tę atmosferę tajemniczości. Gdy przybył wuj Sam to zacząłem się zastanawiać ilu członków rodziny jeszcze przyjdzie, zanim dowiem się czegokolwiek o tym świecie. 

Żałuję, ale oczywiście, nie każdemu mu się spodobać. Tym bardziej dzięki za odwiedziny i poświęcony czas.

 

Również motyw przewodni, czyli “udawanie” nie wywołuje u mnie jakiej głębszej refleksji. To, co najbardziej doceniam, co moim zdaniem powinno bardziej wybrzmieć, to motyw czekania, który ogrywasz pod koniec w dwóch zdaniach.

Może to nie konieczność zabicia syna, a wdzięczność za wytrwanie, powinna wybrzmiewać w scenie końcowej?

Ciekawa uwaga, ale w tym konkretnym opowiadaniu zależało mi na udawaniu. Jeżeli nie przekonało, to trudno, ale tego aspektu będę bronić :)

Super, że spodobały się dialogi. Choć przyznam, że niestety nie czuję się w nich zbyt mocna.

 

PanKratzek,

 

Hamburgery z zombie nieco się mi przejadły, choć w wersji europejskiej chętnie bym skosztował.

Słuszna uwaga. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, ale niemal z automatu myślałam o klimatach USA, a nie Europy. Zdecydowanie warte zapamiętania na przyszłość.

 

bruce,

naprawdę najlepsze co może usłyszeć autor, to to, że tekst wraca i skłania do głębszych przemyśleń.

I tak chodziło o zombie, ale stanowią one tutaj mocne tło, raczej środek do celu, bo skupiałam się na emocjach i bohaterach. 

Każdy trzyma się ostatkiem sił, aby nie popaść w skrajną rozpacz

Dokładnie. Plus chciałam też nieco pokazać, że człowiek rozpaczliwie zaprzecza do końca pewnym zdarzeniom. Jakby udawanie, że wszystko jest w porządku zatrzyma zbliżającą się katastrofę.

 

Monique.M,

dziękuję za odwiedziny i bardzo dziękuję!

 

krar85,

dzięki za odwiedziny i wszystkie uwagi. Pochylę się nad technikaliami – tutaj niestety zawsze coś mi się wkradnie lub coś przeoczę.

Cieszę się, że tekst ogółem się spodobał – nie miałam z nim dużych nadziei, trochę eksperymentowałam z formą. Bardzo obawiałam się, czy uda mi się ująć odpowiednio klimat, bez przesadzenia z emocjami (trochę się udało, trochę nie). Ryzykowałam z ogranym pomysłem – biorę to na klatę, ale od dawna chciałam napisać coś, co choć trochę nawiązuje do zombie.

 

adam_c4,

Pragnienie zachowania choćby pozorów normalności w obliczu beznadziei ładnie tutaj zagrało.

dokładnie o to mi chodziło i tym bardziej cieszę się, że wyszło mi całkiem nieźle!

 

regulatorzy,

dzięki za odwiedziny – niezmiernie się cieszę, że się podobało. Uwagi niezmiennie przeanalizuję i wprowadzę poprawki :)

 

Krokus,

ahoj, marynarzu!

 

 

 

Mam mieszane odczucia – bo z jednej strony bardzo ciekawie ujęłaś temat i pomysł na rozmowy w albumie jest oryginalny, ale z drugiej parę elementów mi nie zagrało.

Szybko pogubiłam się w Michałach, Dorotach, Julkach itp. przez co dość szybko zmęczyła mnie cała rozmowa. Zakończenie mnie nie przekonało, wydaje mi się, że dałoby się to zakończyć czymś mocniejszym, bardziej zapadającym w pamięć. No i ten ton sielskiej opowieści, którego bardzo nie lubię, ale to już oczywiście mocno subiektywne. 

Podobało mi się, nawet bardzo. Ciekawie ograłaś wątek świąteczny, z pewnym humorem, ale nie “przepakowałaś” tekstu żartami, czego szczerze nie znoszę. Dodatkowe plusy oczywiście za kota i ta część pisana z jego perspektywy jest chyba najlepiej napisana. 

 

Jednocześnie troszkę ponarzekam, bo momentami wyszło troszkę niezgrabnie:

Choć dla większości świata najistotniejszym elementem Świąt jest Wigilia, dla elfów Świętego Mikołaja to noc z dwudziestego trzeciego na dwudziestego czwartego stanowi przedmiot corocznego wyczekiwania. Z jednej strony, przygotowania przedświąteczne sięgają wtedy zenitu i każdy z elfów ma ręce pełne roboty. Trzeba przeliczyć prezenty, przygotować listy adresatów, posegregować wszystkie podarunki. Inni z kolei wysyłani są do tak zwanej „pracy w terenie”, czyli opracowania dla Świętego Mikołaja planu wejścia do danego domu. Był to stosunkowo nowy obowiązek na liście zadań elfów, ale w dobie chronionych osiedli, monitoringu i alarmów, konieczny, by zapewnić Mikołajowi komfort i bezpieczeństwo pracy. Ostatnimi czasy technika poszła tak bardzo naprzód, że zadanie, które wcześniej zajmowało elfom jedną noc, teraz należało zacząć już miesiąc przed Świętami. Ale akurat na ten konkretny obowiązek pracownicy Świętego Mikołaja nie narzekali. Móc włamać się bezkarnie do czyjegoś domu, spróbować jego trunków, a na koniec poskakać po wygodnej kanapie? Im bardziej strzeżona posiadłość, tym przyjemniejsza praca.

Po pierwsze akapit jest zdecydowanie zbyt długi i zawiera za dużo “infodumpów”. Rekomendowałabym skrócenie go o połowę co najmniej.

Po drugie masz sporo powtórzeń (pogrubiłam), a z drugiej strony wiele zdań można by skrócić, aby czytało się płynniej, 

Po trzecie raz piszesz Świętego Mikołaja, a raz Mikołaja. 

 

Mimo pewnych niezgrabności (komu nie zdarzają się takie błędy, niech pierwszy rzuci klawiaturą) idę kliknąć do biblioteki.

Ależ mi się to podobało. Bardzo ciekawy pomysł, choć wielka szkoda, że nie wyjaśniłeś ciut więcej kim jest autor, jak tworzy i czemu jego postacie żyją. Ma nad nimi całkowitą władzę? Chyba nie, biorąc pod uwagę końcówkę. Skłania do przemyśleń i na temat pisarzy, ale też i tego mitycznego poszukiwania szczęścia. Istnieje człowiek idealnie szczęśliwy? 

Można się czepiać, że równie dobrze wątek świąt nie jest tutaj potrzebny, ale ująłeś temat dość luźno, w ciekawy sposób i tutaj zdecydowanie się wyróżnia. 

Niestety jak dla mnie za dużo się tutaj działo, za dużo absurdów i za mało połączenia tych wszystkich elementów (aczkolwiek muszę przyznać, że były pomysłowe). 

Zapowiadało się ciekawie, w momencie pojawienia się wyspy, ale później absurd gonił absurd i po prostu nie jestem fanką takich opowiadań. Żałuję, że nie spróbowałaś w jakiś sposób tego wyjaśnić, albo choć trochę nadać opowiadaniu ram (dobrze zastosowane, mogłoby podziałać na plus). 

Czytało się płynnie i bez potknięć, więc o ile ten tekst mi nie siadł, to chętnie spróbuję z kolejnymi. 

Niestety nie przekonało mnie. 

Powtórzę się z osobami komentującymi wyżej – zakończenie moim zdaniem nie bardzo pasuje do pierwszej części opowiadania. Co więcej, dla mnie brakło tutaj jakiegoś “kleju” – masz tak naprawdę kilka wyrwanych scenek, co w samo sobie nie jest złe, ale trochę zbyt dużo zostawiłaś moich zdaniem niedopowiedziane. Również odebrałam końcówkę jako nawiązanie do wojen religijnych. 

 

Cześć :) Ewidentnie celowalaś w coś na kształt bajki i o ile dla dzieci, pewnie byłaby okej to mnie niestety nie przekonała. Brakło mi przede wszystkim jakiejś oryginalności – chłopiec który, nie wierzy w święta, elfy i dobroduszny Mikołaj. To już było i liczyłam na jakąś mniej spotykaną mieszankę, powiew świeżości.

 

Cześć! 

zacznę od technikaliów. Wyłapałam sporo powtórzeń i warto przejrzeć jeszcze tekst pod ich kątem, cytuję tylko kilka przykładów. Napisane nieźle, choć momentami niezgrabnie.

Jeszcze kilka chwil i razem z żoną Patrycją i córką Kasią smok siądzie do wigilijnej wieczerzy. Wszystkie potrawy gotowe, zupa rybna (ulubiona zupa wigilijna Patrycji) jest gorąca. 

 

Tak rozmyślając, z lodami w ustach, Zygmunt trochę się frasował, bo skąd wziąć smoka dla córki, okoliczni juhasi… jednak to nie to

Brzmi mocno topornie i dziwnie wręcz.

Przed domem stał najprawdziwszy młody złocisty smok. Zygmunt zmienił się w smoka, podszedł do drzwi, otworzył i znowu się zdumiał. Za drzwiami stał trochę oszołomiony młodzieniec w złocistym garniturze, a smoka nie było ani śladu. Młody człowiek odezwał się najczystszą polszczyzną:

Plus, chyba (pewna nie jestem) po smoku nie było ani śladu?

Siedziałem z rodzicami i dziadkiem przy świątecznym stole, bo mamy teraz Smocze Święta. Dziadek zaczął opowiadać stare rodzinne historie

Patrycja nie omieszkała wspomnieć, że te lody robiła sama Kasia. W sumie nie było to potrzebne, bo Evald cały czas nie mógł oderwać spojrzenia od Kasi, a Kasia też wpatrywała się w niego jak w obrazek, wcale nie święty.

 

Co do fabuły to dla mnie brakowało jakiegoś konkretu i klamry. 

Wspominasz o brakującym mięsie w diecie, ale poza krótką wzmianką przy kolacji ze złotym smokiem, ten kawałek nie ma dla fabuły większego znaczenia.

Zakładam, że miało to przypominać bajkę ale szczególnie końcówka dla mnie kuleje. Można ją streścić do poszli do niego, potem znowu do niej. Żyli długo i szczęśliwie w krainie oscypków. 

Niemniej plusik za pomysł na smoki i smoki z innej galaktyki. No i za oscypki :)

Mam mieszane odczucia muszę przyznać.

Bo z jednej strony pomysł ciekawy – źli i dobrzy mikołaje, wyssanie kolorów. Napisane dobrze, czytało się szybko i płynnie. Ale jednak jakiś niedosyt jest.

Nie będę się czepiać na siłę, ale dla mnie to opowiadanie “w porządku”. Nie zostanie może ze mną na dłużej, ale nie żałuję czasu spędzonego na czytaniu. No ale czegoś mi zabrakło i wkurza mnie, że sama nie wiem czego.

Mimo że nie biorę udziału w tej "dyskusji", to dziwnym trafem mój nick przewinął się tutaj już kilkakrotnie. Nie chcę brać udziału w tych rozmowach i obrzucaniem się wzajemnie błotem. Tym bardziej, gdy dotyczą mojej osoby (i rozkminiania moich reakcji na komenatrze), a nie moich tekstów. Do tych drugich niezmiennie zapraszam.

Dużo i chaotycznie. 

Napisane całkiem płynnie, nie potykałam się czytając, ale muszę przyznać, że opko mnie nieco zmęczyło. Zwykle to nie moje klimaty, ale staram się mieć otwartą głowę. U Ciebie tego chaosu, wypadków, walki, żartów było dla mnie za dużo. Przepakowane to dobre słowo? Cieżko było nadążyć za tym kto, z kim i dlaczego. Choć na plus na pewno wielość hmm gatunkowa :)

Nie ukrywam też, że mocno się gubiłam kto jest kim (no może poza syrenią babcią). 

 

Cześć!

Z rzeczy technicznych tylko jeden fragment zakuł mnie w oczy:

– Nie chcę marudzić – burknął – ale świecisz na panel, czy dajesz jakiś pokaz światło i dźwięk?!

to światło brzmi dość nienaturalnie, świateł i dzwięku/ów?

 

Podobało mi się. Totalnie zaskoczyła mnie Helena i wątek sokoła, a to zdecydowanie na plus. Mam wrażenie, że końcówka jest trochę ucięta i za mało wyjaśniłaś o samej dziewczynie, hrabi i zostawiłaś sporo niedomówień. Ale patrząc na liczbę znaków, to pewnie nie miałaś już miejsca. Aczkolwiek moim zdaniem lepiej byłoby skrócić nieco początek/ środek i zostawić sobie więcej znaków na końcówkę. 

Wzięłaś nieco ograny motyw: naiwny i prostolinijny brat, oraz ten bystry ale złośliwy. Nie kuje to jednak w oczy, dzięki wykorzystaniu sokoła, ale bardzo brakuje mi pociągnięcia wątku Heleny. 

Mam też poczucie, że Paweł robił mocno za tło i równie dobrze, mogłoby go w opku nie być. 

Czytało się dość płynnie i bez dłużyzny. 

Początek podobał mi się bardzo – już czułam ten klimat postapo i beznadziei. Umierająca planeta, bohaterka ze swoim bagażem doświadczeń i smutkami. Czekałam na ujawienie, co jest ich przyczyną. 

W momencie archanioła czułam się już nieco zagubiona:

 

Wiera nie wie, jak znalazła się w samym środku burzy. Piasek wirował z wyciem, a gdy opadł, jej oczom ukazała się ogromna góra z rudego kamienia. Pionowe żłobienia biegły wzwyż, ginąc gdzieś bardzo wysoko. Wiera patrzyła na to z zachwytem.

Nie byłam pewna, czy bohaterka była wtedy na pustyni, przy wodociągach? Dość nagle pojawia się ten fragment i nieco się pogubiłam.

 

Dalsza część mnie niestety rozczarowała – może dlaczego, że początek uderzał w tony postapo/sci-fi i czegoś takiego się jednak spodziewałam?

Mamy przepowiednię i wybraną, ale dlaczego Wiera? Kim jest dziewczynka? Czemu Wiera akurat ją spotyka? Czemu kilka minut zanim zapadanie ciemność (co swoją drogą dla mnie jest mało logiczne, bohaterka jakby chciała się ewakuować to raczej zrobiłaby to wcześniej?). Zabrakło mi też wyjaśnienia tych kwesti, za dużo jak dla mnie zostało niedopowiedziane.

Kliklam do bliblio, bo napisane dobrze, choć mi samej nie do końca się podobało.

Mam mieszane odczucia. 

Początek podobał mi się bardzo – fajnie zbudowałaś klimat, od początku podejrzewałam, że bohater ma co nieco na sumieniu. Dawałaś czytelne, ale nie za bardzo wprost sygnały. Podobały mi się odniesienia do znienawidzonych zawodów, podejście budowlańców też bardzo znajome. Ale i smaczki takie jak skarpety, który nie może wyrzucić bo dostał je od życzliwej mu osoby. 

I wtedy nadeszła końcówka i Mietek. I tu totalnie mi nie siadło. To mocno subiektywna opinia, ale niepotrzebnie skręciłaś z stronę humoru/komedii (i ta przypadkowa śmierć od kości świętego). Ten mrok i złola można by pociągnąć dalej. Mnie niestety końcówka rozczarowała, mam wrażenie, jakby zabrakło Ci na nią jednak trochę pomysłu.

 

 

Bruce,

Piszę z telefonu (niestety brakuje czasu przy klawiaturze ostatnio), więc może być ciut chaotycznie. Zacznę od tych rzeczy, które mi się mniej podobały:

– sporo uwagi poświęciłaś opisom walk z bestiami, a zupełnie nie rozwinęłaś wątku brata, herosa w śnie (nie do końca załapałam jak i dlaczego bohaterka tylko w śnie stawała się herosem) – i wielka szkoda, bo ten wątek ma moim zdaniem potencjał;

– sporo przeskakujesz, tj dużo się dzieje, dużo bestii itp ale mam poczucie, jakby tekst był dłuższy i cięty pod limit?

– dużo swiatotwórstwa i słowotwórstwa w krótkim tekście – bardzo lubię nowe światy, ale u Ciebie mamy dużo nazw własnych, bestii, krain w relatywnie krótkim tekście. To jednak ciut za dużo – ani zapamiętać, ani w sumie żadne nie są jakoś mega istotne dla opowiadania. Takie rzeczy lepiej wprowadzać stopniowo i stąd moim zdaniem lepiej działają w dłuższym tekstach.

 

Ale, żeby nie było tylko o mankamentach to ja i tak bawiłam się dość dobrze.

Czytało mi się płynnie – lepiej niż pamiętam i wydaje mi się, że zrobiłaś spory progres odkąd ostatnio czytałam coś Twojego :)

Bardzo spodobały mi się naramienniki i wątek burzy (to akurat cud miód i orzeszki).

Wątek z bratem i Mudmanem zapowiadał się ciekawie (chętnie poczytałabym więcej o tym!). Bohaterka ma potencjał, ale wydaje mi się, że niestety nie miała gdzie pokazać głębi bo mocno stawiałaś na opisy walk. Przy nich będąc, fajne napisane, krótkie ale konkretne.

 

Podsumowując, bawiłam się dobrze, ale tekstowi dobrze zrobiłby rozbudowane wątku z bratem i nieco więcej wyjaśnień co do herosa i motywacji bohaterki.

Trochę mi się rzeczy podobało, paru jednak zabrakło.

 

Może zacznę od braków: wątek sknerusa, którego chciano nawrócić został moim zdaniem nie dokończony i jednak trochę ucięty. Myślę, że na plus mogłoby zadziałać gdybyś połączył to z główną puentą. Zakończyłeś ciut za szybko i jak dla mnie ucierpiał na tym trochę klimat tekstu.

 

Czytało się płynnie i ogólnie dobrze. Początek intrygujący, zachęcał do czytania dalej. Nawiązania do typowej opowieści wigilijnej są dobrze ujęte, u mnie przynajmniej wzbudziły sentyment. Nie spodziewałam się takiego zakończenia, ale jak najbardziej pasuje. 

Lubię takie ponure motywy o wiele bardziej niż radosne opowieści, więc bawiłam się dobrze. Klik do biblioteki się należy :)

Święta, święta i po świętach. Nareszcie dopadłam klawiaturę :)

 

Ambush,

dzięki za odwiedziny i cieszę się, że się podobało, choć klimat raczej ponury i mało świąteczny.

 

Gravel,

dzięki za odwiedziny i łapankę – poprawione. 

W tym tekście wiedziałam, że biorę ograny motyw, ale miał być on tłem do tego co dzieje się przy stole. Bardzo chciałam uniknąć “taniego” grania na emocjach, ale widzę, że wyszło tak 50/50. Chodziło mi o ten element udawania, udawania szczęśliwej rodziny (bo czy tacy w sumie są? czy mogą?) i do ostatniej chwili zaprzeczania, że jedno z nich umiera. Kto z nas tego nie zna? Święta, z jednej strony radosny czas, a z drugiej zamiatania problemów pod dywan i udawania, że nie istnieją.

Ale cieszę się, że suma sumarum wyszło nieźle :)

 

ManeTekelFares,

miód na moje uszy oczy. Mam jednak nadzieję, że ponury nastrój Cię jednak szybko opuścił. 

 

mortecius,

dzięki jeszcze raz za betę i fajnie, że taka drobna zmiana zmieniła tekst na plus.

 

JolkaK,

dzięki za odwiedziny i miło poznać, bo chyba jeszcze się nie znamy portalowo (ale to pewnie moja wina, bo rzadko tu zaglądam ostatnio). Nie miałam w głowie “Jestem legendą” (aczkolwiek baaardzo lubię ten film), ale jak o tym powiedziałaś to faktycznie widać podobieństwa. 

 

ośmiornica,

dziękuję za odwiedziny i mega się cieszę, że tekst wzbudził emocje – szczególnie taki krótki i w sumie rzadko mi się to udaje surprise

Co do narracji – biorę to na klatę, czułam, że coś tu nie gra. Miała być bezosobowa, potem jednak nie. I wyszło jak wyszło, a mi brakło czasu na poprawki. Także karnie przyjmuję uwagę :)

 

chalbarczyk,

 

co do narracji powtórzę to co pisałam ośmiornicy:

Co do narracji – biorę to na klatę, czułam, że coś tu nie gra. Miała być bezosobowa, potem jednak nie. I wyszło jak wyszło, a mi brakło czasu na poprawki. Także karnie przyjmuję uwagę :)

Cieszę się jednak, że czuć napięcie, które chciałam zbudować, że jest klimat i że pozostawienie wiele rzeczy w domyśle jednak całkiem nieźle zagrało.

 

Bruce,

heart tylko tyle mogę napisać, nie można nic lepszego usłyszeć na temat swojego opowiadania!

 

Radek,

O! No to teraz połechtałeś moje ego surprise super to słyszeć, choć lekkie zaskoczenie mam, bo jest to opko napisane dość na szybko, wpadł mi do głowy pomysł, ale nie było kiedy porządnie przemyśleć. A ile innych porządnie rozplanowałam i wychodziło mocno średnio…

 

Golodh, 

dzięki za pikantny obrazek tak jak obiecałeś :D

 

AmonRa,

Fajne to-to, umiejętnie budujesz klimat i zainteresowanie, byłem ciekaw, dlaczego bohaterowie muszą udawać i co się właściwie dzieje

heart jeżeli jest klimat i napięcie, to to najważniejsze 

 

Z uwagami technicznymi masz rację, zaraz poprawię wskazane miejsca. Niestety bardzo mało pisałam w tym roku i to widać w takich niezgrabnościach, o czym pisano mi już na betach (i mniejsza płynność niż wcześniejsze teksty). Ale cóż wracam po przerwie, zaciskam zęby i piszę dalej bo samo się nie zrobi. 

I dziękuję za klik do biblioteki!

 

ninedin,

uff zaczęłaś tak, że zaczęłam mieć obawy, czy zaraz nie oberwę kubłem zimnej wody surprise

bardzo miło mi czytać taki pozytywny feedback od “weteranki”, w zasadzie to wspominając moje pierwsze opowiadanie na portalu i opinie pod nim, to prawie mam uczucie “my job is done here”. Prawie bo wiadomo, że do perfekcji daleko, ale póki warsztat nie zakłóca zbytnio odbioru tekstu to jest już naprawdę dobrze :) 

Cieszę się, że nie przesadziłam z balansowaniem emocjami. To miał być trochę tekst o emocjach, relacjach, ale jednocześnie bardzo mi zależało, aby był jednak dość stonowany.

Takie zakończenia lubię :) już myślałam, że to będzie szło w dość klasyczną stronę, a tu proszę wparował mąż. Napisane z humorem, choć dla mnie jednak nieco za dużo absurdu (dorosła Aśka wierzącą w Mikołaja), ale czytało się przyjemnie. No i ta Coca-Cola na końcu. W głowie miałam od razu sławną ciężarówkę :)

Dodałam komenatrz, który wyparował więc piszę drugi raz:( a że leniwa jestem to będzie krótszy. Jest klimat. Czuję się brudna, zniechęcona do świata i też chętnie bym się znieczuliła czymś. Zrujnowałeś mi świąteczny nastrój xd Widzę parę zmian vs. pierwsza wersja, ale wszystkie na plus. Dalej nie przekonuje mnie Pani w płaszczu i czy jest tu potrzebna. Ale poza tym mocny, dobry tekst. Oryginalny, bez sztampy.

Dziękuję za odwiedziny! Odniosę się do poszczególnych komentarzy pewnie dopiero do świętach, gdy będę miała dostęp do klawiatury :)

Przyciągnięta milionem nominacji w końcu i ja zajrzałam. No się nie zawiodłam :)

To chyba jeden w najlepszych Twoich tekstów jakie czytałam. I w sumie nie będę się czepiać, bo nie za bardzo jest czego. Mi jedynie brakło wytłumaczenia (albo go nie wyłapałam) miłości Johna do Elisabeth? Czy to odrastające rzęsy (jakiś urok)? Naprawdę zaczął dostrzegać w niej piękno?

Końcowe opisy bycia w oku mnie obrzydziły, ale to dobrze bo to bizzaro. No i kawał plastycznego opisu. Podobało mi się. Pewnie można by to rozbudować o kolejne dobre 10k i dodać więcej o relacji bohaterów (o czym bym chętnie poczytała), ale opowiadanie broni się i w tym limicie.

Jak nie będzie piórka to szykuję widły :D

 

PS. I tak już mówiłam, spróbuj jeszcze raz narzekać, że nie umiesz pisać, to Cię znajdę i będzie srogi w*******. 

Świnkingowie przekonali mnie absolutnie :) Po przeczytaniu kojarzy mi się tylko jedno słowo "urocze". Ciepłe, z pozytywnym zakończeniem i domieszką humoru. Zwykle wolę nieco mroczniejsze klimaty, ale i tak bawiłam się dobrze (nawet mi udziela się świąteczny klimacik :)). Czytało się płynnie i szybko, wydaje mi się, że dużo lepiej niż poprzednie Twoje teksty więc widać postęp i rozwój Twojego pióra :)

Zanais,

kopę lat, bo dawno nie portal nie zaglądałam :)

 

Choć drama rozgrywająca się w komentarzach jest bardzo absorbująca, skupię się na własnej opinii :).

 

Mi się podobało, nawet bardzo. Przyszłam, szukając inspiracji i to był zdecydowanie dobry wybór – czytałam z zapartym tchem i napięciem. Bohater wzbudził we mnie skrajne emocje, od obrzydzenia po pewnego rodzaju współczucie (czułam tą jego pustkę, pewnego rodzaju wypalenie i poczucie beznadziei). Jest klimat, jest horror, który był umiejętnie wkomponowany i nie trącił z daleka sztampą (co uważam za trudne zadanie w takim limicie i takim gatunku). Temat trudny i obrzydliwy, ale ująłeś to w taki sposób, że nie sposób było się oderwać. Ba, to jedno z opowiadań, które pewnie zostanie mi w głowie na dłużej (a moim skromnym zdaniem to świetny wyznacznik – jeżeli zapominam tekst zaraz po przeczytaniu, to jak może być dobre?). 

Nie będę krytykować – pewnie coś by się znalazło, ale kluczowa zawsze była dla mnie fabuła, klimat i bohaterowie. Tutaj to dostałam na naprawdę dobrym poziomie :) a mam wrażenie, że na portalu zbyt wiele czytaczy skupia się na drobnostkach i czepia się dla samej zasady.

Nowa Fantastyka