- Opowiadanie: adanbareth - Piernikowa apokalipsa nadejdzie w te Święta

Piernikowa apokalipsa nadejdzie w te Święta

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Piernikowa apokalipsa nadejdzie w te Święta

– …we­dług naj­now­szych do­nie­sień, te­go­rocz­na ilość prze­po­wied­ni do­ty­czą­cych końca świa­ta bije re­kor­dy w skali dzie­się­cio­le­ci, a może i nawet stu­le­ci. Na­pły­wa­ją do nas wie­ści z róż­nych kra­jów ca­łe­go globu o zna­kach na nie­bie i ziemi, In­ter­net pęka w szwach od nie­wia­ry­god­nych po­gło­sek. Tym­cza­sem, nasi re­por­te­rzy spe­cjal­nie dla pań­stwa po­szu­ku­ją ziar­na praw­dy w tym cha­osie in­for­ma­cyj­nym. Od­da­ję teraz głos An­ge­li­ce McW­ri­ght, która łączy się z nami z Re­pu­bli­ki Konga, gdzie spo­tka­ła się z jed­nym z miej­sco­wych sza­ma­nów o zdu­mie­wa­ją­cej mocy…

Ber­nard Ro­bin­son słu­chał pre­zen­ter­ki z nie­wy­raź­ną miną, wpa­tru­jąc się przy tym w ko­lo­ro­we pismo roz­ło­żo­ne na ko­la­nach. Lubił od czasu do czasu spraw­dzić swój ho­ro­skop, ot tak, dla za­ba­wy. Prze­waż­nie wy­pi­sy­wa­li bzdu­ry, ale cza­sa­mi śmiesz­nym zbie­giem oko­licz­no­ści zda­rza­ło się, że jakiś dro­biazg fak­tycz­nie się spraw­dził. Tym razem jed­nak, zapis wy­da­wał się wy­jąt­ko­wo bzdur­ny, zwłasz­cza, że po­ja­wiał się pod każ­dym zna­kiem zo­dia­ku. Naj­pew­niej ku­rio­zal­ny błąd w druku, tylko że…

Ber­nard pod­niósł wzrok na te­le­wi­zor, po czym spoj­rzał na żonę, która w kuch­ni za jego ple­ca­mi zaj­mo­wa­ła się świą­tecz­nym wy­pie­ka­mi.

– Ko­cha­nie – za­czął nie­zręcz­nie – a nie wy­da­je ci się, że jakoś dużo pier­nicz­ków w tym roku? Prze­cież nawet nie spę­dza­my Świąt w domu.

– Ależ co ty mó­wisz, Ber­nar­dzie! – Żona ro­ze­śmia­ła się. – Prze­cież żeby ubrać tę gi­gan­tycz­ną cho­in­kę, którą przy­ta­cha­li­ście z Maxem, po­trze­bu­ję upiec jesz­cze kilka blach. No i pla­no­wa­łam za­wieźć też pu­deł­ko sio­strze. Nie mo­że­my zrzu­cić na nią wszyst­kich przy­go­to­wań.

Ber­nard za­wa­hał się, ale umilkł. Zmar­kot­niał. Jak miał wy­ja­śnić żonie swój nie­po­kój, skoro wy­ni­kał on z bzdur o apo­ka­lip­sie w te­le­wi­zji i głu­pie­go za­pi­su w ho­ro­sko­pie, który kazał mu – i przy oka­zji całej po­pu­la­cji ludz­kiej, uwa­żać na świą­tecz­ne pier­nicz­ki?

***

Bal­ta­zar przy­glą­dał się w mil­cze­niu ko­le­gom, po­rząd­ku­jąc in­for­ma­cje, które zo­sta­ły mu wła­śnie prze­ka­za­ne.

– I co? – za­py­tał w końcu. – Uwa­ża­cie, że po­win­ni­śmy ostrzec Świę­te­go Mi­ko­ła­ja?

– Nie ma żad­nych po­le­ceń z Góry – za­uwa­żył Kac­per. – Ale gwiaz­dy wy­raź­nie mówią, że przed koń­cem roku coś się wy­da­rzy. Nie­ste­ty, żad­nych szcze­gó­łów. Tylko ta ludz­ka ga­da­ni­na o apo­ka­lip­sie, ale gdyby Góra pla­no­wa­ła na tak wiel­ką skalę, na pewno byśmy o tym wie­dzie­li.

– Apo­ka­lip­sie? – Bal­ta­zar zmarsz­czył brwi.

– Co ty, te­le­wi­zji nie oglą­da­łeś przez te dwa ty­go­dnie? Mel­chio­rze, bądź tak miły i włącz nasz od­bior­nik.

Trze­ci z Mę­dr­ców ski­nął głową w mil­cze­niu i pod­szedł do wiel­kie­go, nieco prze­sta­rza­łe­go te­le­wi­zo­ra. Wci­snął kilka przy­ci­sków, po­ru­szał ka­bla­mi, po­krę­cił się do­oko­ła. Je­dy­ne, co udało mu się uzy­skać, to śnie­żą­cy ekran.

Bal­ta­zar strze­lił pal­ca­mi z roz­draż­nie­niem.

– Znowu mamy pro­ble­my z an­te­ną?

– Nie ma co się dzi­wić na ta­kiej wy­so­ko­ści. – Kac­per spoj­rzał na niego wy­mow­nie. – Dla­te­go za­wsze mó­wi­łem, że mo­gli­śmy wy­bu­do­wać sobie miłe, no­wo­cze­sne ob­ser­wa­to­rium gdzieś na La­zu­ro­wym Wy­brze­żu albo w Ka­na­dzie. Ale ty mu­sia­łeś być tra­dy­cyj­ny i ta­jem­ni­czy, no i skoń­czy­li­śmy w Hi­ma­la­jach.

Mel­chior po­ki­wał głową. Bal­ta­zar wes­tchnął cięż­ko, ma­su­jąc skro­nie. Dla­cze­go takie pro­ble­my mu­sia­ły za­wsze po­ja­wiać się aku­rat, kiedy wra­cał po urlo­pie?

***

Choć dla więk­szo­ści świa­ta naj­istot­niej­szym ele­men­tem Świąt jest Wi­gi­lia, dla elfów Świę­te­go Mi­ko­ła­ja to noc z dwu­dzie­ste­go trze­cie­go na dwu­dzie­ste­go czwar­ty sta­no­wi przed­miot co­rocz­ne­go wy­cze­ki­wa­nia. Z jed­nej stro­ny, przy­go­to­wa­nia przed­świą­tecz­ne się­ga­ją wtedy ze­ni­tu i każdy z elfów ma ręce pełne ro­bo­ty. Trze­ba prze­li­czyć pre­zen­ty, przy­go­to­wać listy ad­re­sa­tów, po­se­gre­go­wać wszyst­kie po­da­run­ki. Inni z kolei wy­sy­ła­ni są do tak zwa­nej „pracy w te­re­nie”, czyli opra­co­wa­nia planu wej­ścia do da­ne­go domu. Był to sto­sun­ko­wo nowy obo­wią­zek na li­ście zadań, ale w dobie chro­nio­nych osie­dli, mo­ni­to­rin­gu i alar­mów, ko­niecz­ny, by za­pew­nić Mi­ko­ła­jo­wi kom­fort i bez­pie­czeń­stwo pracy. Ostat­ni­mi czasy tech­ni­ka po­szła tak bar­dzo na­przód, że za­da­nie, które wcze­śniej zaj­mo­wa­ło elfom jedną noc, teraz na­le­ża­ło za­cząć już mie­siąc przed Świę­ta­mi. Ale aku­rat na ten kon­kret­ny obo­wią­zek pra­cow­ni­cy Świę­te­go Mi­ko­ła­ja nie na­rze­ka­li. Móc wła­mać się bez­kar­nie do czy­je­goś domu, spró­bo­wać jego trun­ków, a na ko­niec po­ska­kać po wy­god­nej ka­na­pie? Im bar­dziej strze­żo­na po­sia­dłość, tym przy­jem­niej­sza praca.

Wszy­scy naj­bar­dziej cze­ka­li na mo­ment, w któ­rym Świę­ty Mi­ko­łaj kładł się do łóżka w noc przed Wi­gi­lią. Po­nie­waż ob­le­ce­nie ca­łe­go globu w jedną noc kosz­to­wa­ło go sporo sił, zwykł spać na zapas od wie­czo­ra dwu­dzie­ste­go trze­cie­go aż do póź­ne­go po­po­łu­dnia dwu­dzie­ste­go czwar­te­go. A jak wia­do­mo, kiedy kota nie ma, myszy har­cu­ją.

Naj­po­pu­lar­niej­szą roz­ryw­ką elfów tej nocy było „wy­po­ży­cza­nie” sań Mi­ko­ła­ja. Ist­nia­ła lista nie­pi­sa­nych zasad, któ­rych na­le­ża­ło prze­strze­gać, aby nie­po­trzeb­nym za­mie­sza­niem nie zwró­cić uwagi wła­ści­cie­la. Wszyst­kim na tyle za­le­ża­ło na kon­ty­nu­acji co­rocz­nych wy­pa­dów, że kryli się na­wza­jem jak jeden mąż i zda­rza­ło się, że el­fo­wie w kil­ku­na­stu sprzą­ta­li na­pręd­ce ba­ła­gan po swoim ko­le­dze, byle tylko zdą­żyć, zanim Mi­ko­łaj się obu­dzi. Prze­lot sa­nia­mi był na tyle po­pu­lar­ną roz­ryw­ką, że cza­sa­mi cze­ka­ło się la­ta­mi na swoją kolej. 

Teemu wpi­sał się na listę ocze­ku­ją­cych dwa­dzie­ścia pięć lat temu i wresz­cie w tym roku przy­szła jego kolej. Miał am­bit­ny plan za­bra­nia na prze­jażdż­kę swo­jej dziew­czy­ny. Am­bit­ny dla­te­go, że tą dziew­czy­ną była Aija.

Wszy­scy lu­bi­li Aiję. Była urze­ka­ją­ca i cha­ry­zma­tycz­na. Po­tra­fi­ła zająć roz­mów­cę go­dzi­na­mi, w do­dat­ku miała uro­czą, okrą­głą twa­rzycz­kę i błysz­czą­ce włosy. Rzecz w tym, że jed­no­cze­śnie była też nieco po­strze­lo­na, a obiek­ty nie­oży­wio­ne miały ten­den­cję do wy­bu­cha­nia w jej obec­no­ści. Na­le­ża­ło więc cią­gle mieć się na bacz­no­ści, żeby nie na­bro­iła na miej­scu.

W nocy dwu­dzie­ste­go trze­cie­go grud­nia Teemu za­pa­ko­wał swój worek po­dróż­ny, „Świą­tecz­ny Ze­staw Wła­my­wa­cza” i Aiję na sanie Mi­ko­ła­ja, po czym sam na nie wsko­czył i czu­jąc przy­jem­ny dresz­czyk emo­cji, chwy­cił lejce. W tym roku tra­fił mu się cał­kiem nie­zły przy­dział, bo wy­wal­czył Lon­dyn, a w Lon­dy­nie mógł li­czyć na duży wybór ład­nych domów z do­brym winem. Wła­ści­wie upa­trzył sobie jeden już kilka lat temu i zbie­rał skrzęt­nie in­for­ma­cje na jego temat od in­nych elfów. Wie­dział więc, że wła­ści­cie­le co roku wy­jeż­dża­ją na Świę­ta do ro­dzi­ny, mają dobry gust do al­ko­ho­li i zde­cy­do­wa­nie za dużo pie­nię­dzy. Klucz do barku cho­wa­ją w pu­stej cu­kier­nicz­ce, a na do­da­tek za­wsze pieką wię­cej pier­ni­ków, niż cho­in­ka jest w sta­nie unieść, więc trze­ba jej ulżyć w cier­pie­niu. Dla ta­kich oka­zji warto było pra­co­wać dla Świę­te­go Mi­ko­ła­ja.

***

Te­apot ode­mknął le­ni­wie jedno oko, po czym ziew­nął, prze­cią­gnął się i uło­żył wy­god­niej na gzym­sie ko­min­ka. Chłod­ny po­wiew wia­tru i dźwięk otwie­ra­ne­go okna wy­rwa­ły go z przy­jem­ne­go snu. Nie prze­jął się jed­nak zbyt­nio. Co roku było to samo. Przy­cho­dzi­li, po­krę­ci­li się, cza­sa­mi wy­pi­li tro­chę al­ko­ho­lu, ogo­ło­ci­li cho­in­kę i zni­ka­li. Być może Te­apot po­wi­nien wło­żyć wię­cej wy­sił­ku w pil­no­wa­nie domu, ale jako sza­nu­ją­cy się kot nie za­mie­rzał wy­ko­ny­wać psiej ro­bo­ty.

– Za­cze­kaj chwi­lę na ze­wnątrz, a ja spraw­dzę, czy nie zo­sta­wi­li ja­kiejś nie­spo­dzian­ki – do­biegł go męski głos. – Za żadne skar­by nie ru­szaj się z miej­sca. Ani na krok. I ni­cze­go nie do­ty­kaj.

Wy­glą­da­ło na to, że tym razem było ich dwoje. Te­apot miał swoje lata i wiele wi­dział, odkąd za­miesz­kał z Ro­bin­so­na­mi. In­tru­zi po­ja­wia­li się co roku przed Świę­ta­mi, kiedy jego wła­ści­cie­le wy­jeż­dża­li. Prze­waż­nie wła­my­wa­li się po­je­dyn­czo, ale cza­sa­mi zda­rza­ły się pary. Raz na­to­miast zwa­li­li mu się na głowę całą grupą i wtedy nawet le­ni­wy Te­apot opu­ścił swoje zwy­cza­jo­we miej­sce przy ko­min­ku i na­sy­czał na nich z pasją. Zo­stał na­gro­dzo­ny prze­kleń­stwa­mi i prze­go­nio­ny, w do­dat­ku póź­niej do­sta­ło mu się od Ro­bin­so­nów za zmal­tre­to­wa­ną cho­in­kę.

– W po­rząd­ku, droga wolna. – Sądząc po gło­sie, przy­bysz wy­raź­nie się roz­luź­nił. Te­apot po­now­nie uchy­lił po­wie­kę i przyj­rzał mu się. Sa­miec, rude włosy spię­te na karku, śmiesz­na zie­lo­na czap­ka. Bez wąt­pie­nia jeden z nich. Po­ma­gał wła­śnie wejść przez okno drob­niej­szej po­sta­ci w su­kien­ce. Czyli para. Za­pew­ne zrobi się gło­śno. Zre­zy­gno­wa­ny Te­apot zwi­nął się w kłę­bek, na­kry­wa­jąc uszy ła­pa­mi.

Wkrót­ce lamp­ki na cho­in­ce mi­go­ta­ły ko­lo­ro­wym bla­skiem, a w ko­min­ku pło­nął ogień. Wła­ści­wie by­ło­by cał­kiem cie­pło i przy­tul­nie, gdyby wła­my­wa­cze nie wzię­li się zaraz do opróż­nia­nia bu­te­lek, a je­że­li Te­apot na­uczył się cze­goś, żyjąc wśród ludzi, to tego, że wszel­kie dwu­no­gi sta­wa­ły się gło­śniej­sze po al­ko­ho­lu. Szcze­gól­nie ten w su­kien­ce ha­ła­so­wał bar­dziej niż co­kol­wiek, z czym kot dotąd się ze­tknął.

Wła­śnie za­mie­rzał się pod­dać i prze­nieść w chłod­niej­sze, ale spo­koj­niej­sze miej­sce, kiedy zo­stał za­uwa­ża­ny przez gło­śne­go dwu­no­ga.

– Cóż za uro­czy ko­ciak!

Te­apot za­marł. Nikt nie na­zwał go w ten spo­sób, odkąd wszedł w koci wiek śred­ni i przy­tył pięć kilo. Dziew­czy­na wy­ko­rzy­sta­ła chwi­lę jego dez­orien­ta­cji i chwy­ci­ła w ra­mio­na. Pró­bo­wał pro­te­sto­wać, ale było za późno.

– Strasz­ny gru­bas – za­uwa­żył drugi z wła­my­wa­czy, się­ga­jąc po ko­lej­ną bu­tel­kę. Przyj­rzał jej się kry­tycz­nie, mru­żąc oczy. – Hm. Chyba pójdę spraw­dzić, gdzie trzy­ma­ją kor­ko­ciąg. – Prze­niósł po­dejrz­li­wie wzrok na dziew­czy­nę. – Tylko nie pij za dużo pod moją nie­obec­ność.

 – Aye, sir! – za­wo­ła­ła, sa­lu­tu­jąc, po czym, nie zwa­ża­jąc na pro­te­sty ze stro­ny Te­apo­ta, ze­rwa­ła się z ka­na­py i po­ca­ło­wa­ła na­mięt­nie dru­gie­go dwu­no­ga. Bied­ny kot le­d­wie mógł od­dy­chać, zmiaż­dżo­ny gdzieś po­mię­dzy nimi.  

Po od­kor­ko­wa­niu wina za­ba­wa trwa­ła w naj­lep­sze. Te­apot szyb­ko zo­rien­to­wał się, że wła­my­wa­cze na­le­żą do ka­te­go­rii tych po­dat­nych na al­ko­hol i bar­dzo ża­ło­wał, że nie usu­nął się ze sceny wcze­śniej. Ta­kiej po­pi­ja­wy salon Ro­bin­so­nów nie wi­dział od lat.

W mo­men­cie, gdy dziew­czy­na za­czę­ła tań­czyć po po­ko­ju, wy­wi­ja­jąc nim z pasją, kot stra­cił wresz­cie cier­pli­wość. Za­sy­czał wście­kle, usi­łu­jąc do­się­gnąć jej pa­zu­ra­mi i wy­rwać się, ale trzy­ma­ła mocno, cho­le­ra jedna.

– Brzmi jak za­rdze­wia­ły czaj­nik na gazie – ro­ze­śmiał się głu­pio ten drugi.

– Szko­da, że nigdy nie ro­zu­mia­łam kotów – wes­tchnę­ła dziew­czy­na. – Cie­ka­we, co ma nam do po­wie­dze­nia.  

Sa­miec strze­lił pal­ca­mi z wy­ra­zem trium­fu na twa­rzy.

– Wła­ści­wie, jest na to spo­sób!

Pi­ja­ny idio­ta, wy­raź­nie chciał po­pi­sać się przed dziew­czy­ną, w do­dat­ku kosz­tem Te­apo­ta. Dwu­no­gi za­bra­ły go na ze­wnątrz, na zimno i śnieg, do wiel­kich, fi­ku­śnych sań. Tam dwu­nóg sa­miec wska­zał rząd wiel­kich, przy­cze­pio­nych z tyłu słoi. Były wy­peł­nio­ne błysz­czą­cym pyłem w róż­nych ko­lo­rach, a od każ­de­go od­bie­ga­ła rurka ze zło­tym kur­kiem.

– Co to? – Dziew­czy­na przy­ci­snę­ła nos do zie­lo­ne­go sło­ika, ze­zu­jąc z za­cie­ka­wie­niem na to­wa­rzy­sza. Te­apot wy­ko­rzy­stał tę chwi­lę, by po­dra­pać ją po twa­rzy.

– Za­klę­cia Świę­te­go Mi­ko­ła­ja – wy­ja­śnił dwu­nóg. – Od­po­wia­da­ją za te wszyst­kie świą­tecz­ne cuda i ho­kus-po­kus. Jedne oży­wia­ją za­baw­ki, inne spra­wia­ją, że zwie­rza­ki ga­da­ją, a nie­któ­re po pro­stu zsy­ła­ją przy­jem­ne sny. Wi­dzisz te miar­ki przy kur­kach? Re­gu­lu­ją ilość prosz­ku, jaka wy­pa­da z rurki. Czyli że za­klę­cie nie dzia­ła na wszyst­kie domy, tylko na okre­ślo­ną część. Kie­dyś od­krę­ca­li­śmy je na maksa przed każ­dym od­lo­tem, ale teraz by się zro­bił hałas, że gdzieś tam cho­in­ka tań­czy i śpie­wa, więc uży­wa­my ich bar­dzo oszczęd­nie.

– To zna­czy, że – Dziew­czy­nie za­bły­sły oczy. – Je­że­li uży­je­my tego prosz­ku?

Wła­my­wacz przy­tak­nął i wziął się do roz­szy­fro­wy­wa­nia na­le­pek na sło­ikach. Naj­wy­raź­niej nie wi­dział zbyt do­brze w noc­nych ciem­no­ściach, w do­dat­ku z głową zmro­czo­ną al­ko­ho­lem. Kilka razy sap­nął sfru­stro­wa­ny. Te­apot pod­jął ostat­nią, roz­pacz­li­wą próbę wy­rwa­nia się ze sta­lo­wych objęć sa­mi­cy dwu­no­ga, ale po­niósł po­raż­kę i za­wisł zre­zy­gno­wa­ny. Za­mie­rza­li go po­zba­wić jego ko­ciej god­no­ści!

Wresz­cie chło­pak zna­lazł wła­ści­wy słój, prze­krę­cił kurek i na jego rękę spa­dło tro­chę zie­lo­ne­go pyłu. Wy­star­czy­ło lek­kie dmuch­nię­cie i błysz­czą­ca chmu­ra oto­czy­ła kota, do­sta­jąc się do jego nosa i wy­wo­łu­jąc po­tęż­ne kich­nię­cie. Poza tym jed­nak nie po­czuł, by co­kol­wiek się zmie­ni­ło. Za­pa­dła kil­ku­se­kun­do­wa cisza, wresz­cie Te­apot miauk­nął nie­pew­nie. Po­czuł nie­wy­sło­wio­ną ulgę, gdy usły­szał swój wła­sny, koci głos.  

– Ojej, nie za­dzia­ła­ło. – Rozczarowana sa­mi­ca wy­dę­ła wargi.

– Jakim cudem? – Jej to­wa­rzysz był wy­raź­nie po­iry­to­wa­ny. – Aija, weź prze­czy­taj, co tu pisze, bo ja się roz­czy­tać w tej ciem­ni­cy nie mogę.

– Pier­ni­ko­wa… Pa­ra­da Szczę­ścia?

– O cho­le­ra! – Dwu­nóg ze świ­stem wcią­gnął po­wie­trze. Wy­glą­dał, jakby nagle wy­trzeź­wiał. – Było bli­sko. Tego pa­skudz­twa nie ty­ka­my już od dzie­się­cio­le­ci.

– Dla­cze­go? – za­in­te­re­so­wa­ła się wła­my­wacz­ka.

– Pier­ni­ko­we lu­dzi­ki są… nie­obli­czal­ne. I w do­dat­ku wy­jąt­ko­wo do­brze zor­ga­ni­zo­wa­ne. Mają za złe lu­dziom i Mi­ko­ła­jo­wi, że w każde Świę­ta ich prze­zna­cze­niem jest wy­wi­sieć się na cho­in­ce, a potem zo­stać zje­dzo­nym. Ostat­nim razem, kiedy oży­wi­li­śmy więk­szą licz­bę, zor­ga­ni­zo­wa­ły ko­mi­tet straj­ko­wy. Dla­te­go od tam­te­go czasu nie uży­wa­my pier­ni­ko­we­go za­klę­cia. Dziw­ne, że Mi­ko­łaj w ogóle go jesz­cze nie usu­nął. – Za­drżał. – Gdyby się do­wie­dział, że przy nim maj­stro­wa­łem… To byłby mój ko­niec. Chodź, Aija, zbie­ra­my ma­nat­ki i wra­ca­my, zanim jesz­cze zdą­ży­my coś zbro­ić.

Od­wró­cił się na pię­cie i ru­szył w stro­nę domu. Dziew­czy­na za­wa­ha­ła się i Te­apot wy­ko­rzy­stał chwi­lę jej nie­uwa­gi, by wy­swo­bo­dzić się i dać susa jak naj­da­lej. Od­wró­cił się, by spraw­dzić, czy go goni, ale ona stała w miej­scu i przy­pa­try­wa­ła się uważ­nie sło­jom. Kot po­czuł, jak prze­cho­dzi go nie­przy­jem­ny dreszcz. Coś było na rze­czy.

Le­piej się w to nie mie­szać.

***

Sanie Świę­te­go Mi­ko­ła­ja pę­dzi­ły po noc­nym nie­bie, zo­sta­wia­jąc za sobą wstę­gę mi­go­czą­ce­go, zie­lo­ne­go pyłu. Ob­ser­wo­wa­ła je ciem­na syl­wet­ka, od­ci­na­ją­ca się na tle okna. Była wi­gi­lij­na noc, wszy­scy spali w ocze­ki­wa­niu na bo­żo­na­ro­dze­nio­wy po­ra­nek i pre­zen­ty, które miały ich po­wi­tać. A jed­nak w wielu do­mach wła­śnie teraz życie za­czy­na­ło się tlić w opu­sto­sza­łych sa­lo­nach i przy mi­go­czą­cych cho­in­kach.

Ciem­ny kształt od­wró­cił się od okna. 

– Bra­cia i sio­stry, oto nad­szedł nasz czas – ode­zwał się, wio­dąc wzro­kiem po sze­re­gach pier­ni­ko­wych lu­dzi­ków, usta­wio­nych na pod­ło­dze i wpa­tru­ją­cych się w niego lu­kro­wy­mi ocza­mi. – Świą­tecz­ny cud po­bu­dził nas do życia i dał szan­sę, byśmy wresz­cie wy­swo­bo­dzi­li się spod ludz­kiej ty­ra­nii. Te­go­rocz­ne Boże Na­ro­dze­nie za­pi­sze się jako dzień zwy­cię­stwa w pier­ni­ko­wej hi­sto­rii!

Od­po­wie­dział mu chór en­tu­zja­stycz­nych okrzy­ków. Kilka lu­dzi­ków unio­sło ręce w ge­ście so­li­dar­no­ści.

– Oczy­wi­ście, nie obę­dzie się bez po­świę­ceń z na­szej stro­ny – cią­gnął pier­ni­ko­wy przy­wód­ca. – Ale nasz przy­kład otwo­rzy drogę dla ko­lej­nych ge­ne­ra­cji pier­ni­ków. Do życia, w któ­rym nie będą mu­sia­ły się mar­twić, czy zo­sta­ną zje­dzo­ne jesz­cze przed Wi­gi­lią, czy do­pie­ro po Nowym Roku. Wie­rzę w jed­ność wszyst­kich pier­ni­ków na świe­cie tej hi­sto­rycz­nej nocy. Razem zmie­ni­my świat. Wol­ność!

– Wol­ność! – za­krzyk­nę­ły roz­ocho­co­ne tłumy.

– Do dzie­ła więc! – Przy­wód­ca ze­sko­czył z pa­ra­pe­tu i sta­nął w ma­je­sta­tycz­nej pozie przed swo­imi za­stę­pa­mi. Jego oczy z cu­kro­wych pe­re­łek za­bły­sły we wpa­da­ją­cym przez okno świe­tle księ­ży­ca. – Czas uzbro­ić się w środ­ki prze­czysz­cza­ją­ce!

Tej nocy świat miał się zmie­nić. Ko­niec z ludz­ką ty­ra­nią. Nad­cho­dzi­ła Era Pier­ni­ków.  

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Atak Pierników, niczym Misiów-Żelków z komediowego horroru o szalonym pisarzu. ;)

Bardzo fajny, lekki pomysł.

Próbowanie przez elfy trunków w odwiedzanych domach mocno przypadło mi do gustu. :)

No i te horoskopy… :)

 

Z technicznych na pewno wpadło mi w oko, że po trzech kropkach trzeba dać spację, bo ta kwestia jest w kilku miejscach, np. tu:

– Piernikowa…(spacja) Parada Szczęścia?

 

Pozdrawiam, klikam, Wesołych i Zdrowych Świąt! ;)

Pecunia non olet

Cześć! Na początek uwagi:

 

W nocy 23 grudnia Teemu zapakował swój worek podróżny

Liczebniki słownie.

 

Wiedział więc, że właściciele co roku wyjeżdżają na Święta do rodziny, mają dobry gust do alkoholi i zdecydowanie za dużo pieniędzy.

Imo lepiej by brzmiało: mają dobry gust, jeśli chodzi o alkohole/mają nosa do alkoholi.

 

– To znaczy, że – Dziewczynie zabłysły oczy. – Jeżeli użyjemy tego proszku?

Czegoś brakuje w pierwszym zdaniu: albo ciągu dalszego, albo trzech kropek ;)

 

Zamierzali go pozbawić jego kociej godności!

Zbędne, wiadomo, że jego godności.

 

Chodź, Aiya, zbieramy manatki i wracamy, zanim jeszcze zdążymy coś zbroić.

A kimże jest Aiya? Czyżby zaginioną bliźniaczką Aiji?

 

Sympatyczny, lekki tekst. Prezenty konkursowe wykorzystałaś bardzo dosłownie, przez co łatwo się domyślić zakończenia. Ale czytało się przyjemnie.

Ukochuję Teapota całym sercem i mam nadzieję, że przetrwa piernikalipsę.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Cześć!

Przeczytałam z zainteresowaniem i, nie powiem, z przyjemnością. Mam jednak problem z tym tekstem. Składa się z dwóch części i swego rodzaju epilogu. Części nie tworzą całości, nawet nie są podobne w narracji. No właśnie, narracja. W drugiej części widzimy świat oczami kota i to jest całkiem zabawne i fajne. Chociaż nie pasuje tu:

Biedny kot ledwie mógł oddychać, zmiażdżony gdzieś pomiędzy nimi

Jeśli ma pasować do kociej narracji, powinno być: ‘Ledwie mógł oddychać, zmiażdżony gdzieś pomiędzy nimi’

Natomiast w części o elfach narratorem jest pan Obojętny i Wszechwiedzący, a informacje o funkcjonowaniu świata elfów i pożyczaniu sań – całkowicie zbędne dla fabuły, można byłoby załatwić to jednym zdaniem. Nie dowiadujemy się również niczego o charakterze bohatera, a raczej otrzymujemy sprzeczne dane. Raz elf niepokoi się, czy dziewczyna nie narozrabia, a później sam ostro imprezuje…

Gdyby uprościć i pozostawić tylko kociego narratora (nie wyjaśniając wcześniej, że to elfy, które ukradły sanie etc. – bo przecież czytelnik nie jest aż taki niedomyślny) – tekst zyskałby spójność i napięcie, które się gdzieś rozlazło.

Więcej Teapota!

Pozdrawiam!

 

Lekkie, łatwe i miłe opowiadanko, a Teapot jego najjaśniejszym punktem.

 

PS.

Atmosfera świąteczna dobrze podchmielona, jednak pod koniec porządnie spierniczona.

Prezenty wręczone.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Sympatyczne, choć prościutkie, bo znając hasła można się domyślić, co się wydarzy.

Pomysł, żeby epizody napisać z trzech różnych perspektyw uważam za dobry, niemniej zwłaszcza drugi wyszedł troszkę przyciężkawo w próbie napisania go tak, żeby perspektywa była wiarygodna.

Niemniej ogólnie miła świąteczna lektura.

http://altronapoleone.home.blog

Miałam nadzieję, że kot im wygarnie, a tu pomyłka…

Jak dla mnie fajnie poukładane kartki świąteczne, które tworzą nie taką znów oczywistą całość.

Bardzo świąteczne;)

Lożanka bezprenumeratowa

Bardzo sympatycznie świąteczne i z kotem. Pierniczki trzeba zjadać, żeby zmniejszać zastępy potencjalnej wrogiej armii. Dla pamięci opko na półkę Humor. Za rok odkurzyć.

Śledzenie wydarzeń z perspektywy kota uważam za fajny pomysł. Scena z udziałem mędrców wypadła nieźle, ale sam nie wiem, czy była w tym tekście niezbędna. Choć lektura była przyjemna, momentami przeszkadzał mi nadmiar przymiotników.

Pozdrawiam!

Faaajne, sympatyczne, ze szczyptą humoru.

Ładnie pokazujesz, w jaki sposób zdarzenia wynikają z poprzednich. Tylko trzech królowie wydają się niepotrzebni.

Ludziki uzbrojone w… to zaprawdę straszna siła.

Hasła wykorzystane głośno i wyraźnie.

Babska logika rządzi!

Tak się zagapiłam, że wyjdzie mi dość dużo odpowiedzi w jednym komentarzu.

 

Bruce Dziękuję za lekturę i cieszę się, że się dobrze czytało :) Spacje poprawione, zapamiętam na przyszłość.

 

gravel Dzięki za lekturę i poprawki! Wygląda na to, że bardzo łatwo pomylić "j" z "y", w życiu bym się tego sama nie dopatrzyła. Teapot raczej nie jest piernikożerny, więc przy odrobinie szczęścia dożyje kolejnych Świąt ;)

 

chalbarczyk Cześć i dzięki za komentarz! Cieszę się, że ktoś mi zwrócił uwagę na narrację, bo drugą część z wszechwiedzącym narratorem pisało mi się jakoś tak trochę oporniej i zastanawiałam się, czy będzie to zauważalne, ale nie miałam pomysłu, czym ją zastąpić.

 

fizyk111 Dziękuję za lekturę. Cieszę się, że umiliło trochę czas :)

 

drakaina Dziękuję za lekturę i komentarz! Jednak druga część faktycznie trochę odstaje, dobrze wiedzieć.

 

Ambush Dziękuję za lekturę i kamień z serca, że czuć świąteczną atmosferę, bo bałam się trochę, czy krwiożercze pierniki jej nie zepsują.

 

Koala75 Dzięki za przeczytanie i komentarz :) No, opowiadania z kotami są najlepsze. Całkowicie zgadzam się, co do pierników, tylko trzeba uważać na ich skład ;)

 

adam_c4 Dziękuję za lekturę! Muszę przyjrzeć się chyba swojej tendencji do nadmiernego przymiotnikowania, bo kiedyś miałam z nią spory problem i ciągle walczę.

 

Finkla Dzięki za lekturę i za klika :) Faktycznie Mędrcy nie wnoszą w zasadzie nic nowego, ale mam słabość do takich postaci nieco dziwacznych staruszków i uległam pokusie.

 

 

 

 

 

 

Adanbareth, ja także dziękuję i pozdrawiam noworocznie. :)

Pecunia non olet

Adanbareth

część z wszechwiedzącym narratorem pisało mi się jakoś tak trochę oporniej i zastanawiałam się, czy będzie to zauważalne, ale nie miałam pomysłu, czym ją zastąpić.

Trzeba było dać kota! :)

Fajne, podoba mi się fragment opowiadany z punktu widzenia kota. Oraz to: “– Czas uzbroić się w środki przeczyszczające!”.

 

Pozdrawiam

Podobało mi się, nawet bardzo. Ciekawie ograłaś wątek świąteczny, z pewnym humorem, ale nie “przepakowałaś” tekstu żartami, czego szczerze nie znoszę. Dodatkowe plusy oczywiście za kota i ta część pisana z jego perspektywy jest chyba najlepiej napisana. 

 

Jednocześnie troszkę ponarzekam, bo momentami wyszło troszkę niezgrabnie:

Choć dla większości świata najistotniejszym elementem Świąt jest Wigilia, dla elfów Świętego Mikołaja to noc z dwudziestego trzeciego na dwudziestego czwartego stanowi przedmiot corocznego wyczekiwania. Z jednej strony, przygotowania przedświąteczne sięgają wtedy zenitu i każdy z elfów ma ręce pełne roboty. Trzeba przeliczyć prezenty, przygotować listy adresatów, posegregować wszystkie podarunki. Inni z kolei wysyłani są do tak zwanej „pracy w terenie”, czyli opracowania dla Świętego Mikołaja planu wejścia do danego domu. Był to stosunkowo nowy obowiązek na liście zadań elfów, ale w dobie chronionych osiedli, monitoringu i alarmów, konieczny, by zapewnić Mikołajowi komfort i bezpieczeństwo pracy. Ostatnimi czasy technika poszła tak bardzo naprzód, że zadanie, które wcześniej zajmowało elfom jedną noc, teraz należało zacząć już miesiąc przed Świętami. Ale akurat na ten konkretny obowiązek pracownicy Świętego Mikołaja nie narzekali. Móc włamać się bezkarnie do czyjegoś domu, spróbować jego trunków, a na koniec poskakać po wygodnej kanapie? Im bardziej strzeżona posiadłość, tym przyjemniejsza praca.

Po pierwsze akapit jest zdecydowanie zbyt długi i zawiera za dużo “infodumpów”. Rekomendowałabym skrócenie go o połowę co najmniej.

Po drugie masz sporo powtórzeń (pogrubiłam), a z drugiej strony wiele zdań można by skrócić, aby czytało się płynniej, 

Po trzecie raz piszesz Świętego Mikołaja, a raz Mikołaja. 

 

Mimo pewnych niezgrabności (komu nie zdarzają się takie błędy, niech pierwszy rzuci klawiaturą) idę kliknąć do biblioteki.

Telewizor bez szans na odbiór telewizji z racji wysokości, a tu pretensje od jednego z mędrców, że drugi(czy tam trzeci) nie jest na bieżąco.

Poza tym: ja pierniczę! Zapachniało nieco Ciastkiem ze Shreka – walczył do końca. Ci co z mąki powstali, dopiero rozróbę planowali i nie liczyli się ze środkami, choć w zasadzie mieli środek w zasięgu i zamierzali ów środek wsadzić w środek. Czy jakoś tak.

Motyw zemsty i święta. To się miało prawo, jak widać, udać.

Bardzo fajna opowiastka:). Dzięki różnym punktom widzenia stała się ciekawsza. No i kotek :). Wieczorem postaram się kliknąć.

Opisałaś kilka scen, z których, moim zdaniem, nie wszystkie łączą się ze sobą. Choć pozostają w klimacie, ale nie do końca spójnie się łączą.

Polubiłam Teapota.

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

– Ko­cha­nie – za­czął nie­zręcz­nie – A nie wy­da­je ci się… → – Ko­cha­nie – za­czął nie­zręcz­nie – a nie wy­da­je ci się

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

noc z dwu­dzie­ste­go trze­cie­go na dwu­dzie­ste­go czwar­te­go sta­no­wi… → …noc z dwu­dzie­ste­go trze­cie­go na dwudziesty czwarty sta­no­wi

 

Prze­lot sa­nia­mi był na tyle po­pu­lar­ną roz­ryw­ka… → Literówka.

 

Am­bit­ny dla­te­go, że ta dziew­czy­ną była Aija. → Literówka.

 

Na­le­ża­ło więc cia­gle mieć się na bacz­no­ści… → Literówka.

 

i Aiję na sanie Mi­ko­ła­ja , po czym… → Zbędna spacja przed przecinkiem.

 

czu­jąc przy­jem­ny dresz­czyk emo­cji, chwy­cił za lejce. → …czu­jąc przy­jem­ny dresz­czyk emo­cji, chwy­cił lejce.

 

Sa­dząc po gło­sie, przy­bysz wy­raź­nie się roz­luź­nił. → Literówka.

 

Tam dwu­nóg sa­miec wska­zał na rząd wiel­kich… → Tam dwu­nóg sa­miec wska­zał rząd wiel­kich

Wskazujemy coś, nie na coś.

 

Sa­mi­ca wy­dę­ła wargi z roz­cza­ro­wa­niem. → Czy dobrze rozumiem, że samica miała wargi z rozczarowaniem?

A może miało być: Rozczarowana sa­mi­ca wy­dę­ła wargi.

 

– Aija, weź prze­czy­taj, co tu pisze, bo ja się roz­czy­tać w tej ciem­ni­cy nie mogę. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: – Aija, weź prze­czy­taj, co tu jest napisane, bo ja w tej ciemnicy nic zobaczyć nie mogę.

Choć rozumiem, że Teemu nie musiał wrażać się zbyt poprawnie.

 

w ocze­ki­wa­niu na Bo­żo­na­ro­dze­nio­wy po­ra­nek… → …w ocze­ki­wa­niu na bo­żo­na­ro­dze­nio­wy po­ra­nek

 

– Świą­tecz­ny cud po­bu­dził nas do życia i dał nam szan­sę… → Drugi zaimek jest zbędny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Napiekłam w tym roku całą masę pierników, na szczęście wszystkie już zjedzone :)

Opowiadanko raczej przewidywalne, ale wesołe, świąteczne i czytało się z przyjemnością. Część opisywana z perspektywy kota jest zdecydowanie najciekawsza, a Teapot to świetne imię :) Z kolei fragment z mędrcami jak dla mnie zbędny.

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Shrek: The Muffin Man Scene (HD CLIP) – YouTube

Ponoć rewolucja pożera własne dzieci…

Слава Україні!

Hej, hej, hej!

Dziękuję Ci, Adanbareth, za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Wysoko oceniam wykorzystanie motywu świątecznego i hasła przewodniego. No i jest świątecznie, co doceniam!

Muszę przyznać, że początkowo bałem się, że przesadzisz z ilością wątków, ale fajnie się wszystko spięło. Trochę żałuję, że dostaliśmy tylko zapowiedź apokalipsy, a koszmarne wydarzenia dopiero nadejdą. Sporo włożyłaś wysiłku w światotwórstwo i przedstawienie zasad życia elfów, co dałoby się uciąć. Tylko dlaczego nie zakręcili kurka z zielonym proszkiem i beztrosko lecieli z odkręconym? Wina wina?

Technicznie jest sporo rzeczy do poprawy – od literówek, błędów interpunkcyjnych, aż po nieskładne zdania.

Mimo wszystko całkiem fajnie to rozegrałaś!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Sabina Anto Dzięki i cieszę się, że się podobało :) Też lubię ten fragment.

Shanti Dziękuję za lekturę i za klika :) Odkąd zdałam sobie sprawę, że sama nie lubię czytać przepakowanych żartami opowiadań, staram się trochę mitygować, bo miałam z tym problem :’)

PanKratzek Jak wszyscy wiemy, zemsta najlepiej smakuje na słodko i z cynamonem. Oby ludzkość nigdy nie zapomniała, że lepiej nie robić sobie wrogów z produktów żywnościowych. 

Monique.M Dzięki za klika :) Kotki są najlepsze, zwłaszcza w świątecznej atmosferze!

 regulatorzy Dziękuję za lekturę i uwagi! Przyjęte i zaktualizowane :)

mindenamifaj Dziękuję za lekturę i komentarz :) Cieszę się, że Teapot nie brzmi dziwnie, bo łamałam sobie nad tym imieniem głowę przez dobre pół godziny, ale w końcu uznałam, że za bardzo mi się podoba, żeby zmienić je na coś zwyklejszego. 

Anet Dziękuję :>

Gruszel Przerażająca i jakże adekwatna wizualizacja!

Golodh Dosłownie!

Krokus Cieszę się, że udało mi się dostarczyć trochę świątecznej rozrywki :) Początkowo zamierzałam pzrzedstawić raczej samą apokalipsę, ale po wyborze broni, doszłam do wniosku, że lepiej pozostawić jej przebieg wyobraźni czytelników. Jeśli chodzi o kurek, został odkręcony celowo, więc myślę, że Aija jakoś zadbała, żeby nikt go z powrotem nie zakręcił ;)

 

Hej, przyciągnął mnie tytuł. :)

 

Na początku, jak to na święta, wiadomości o niczym. W sumie to ciekawe jak oni sprawdzają, ile tych przepowiedni jest, chyba że wszystkie mają miejsce w Internecie albo istnieje specjalna grupa zajmująca się badaniem przepowiedni. :D

 

Przecież nawet nie spędzamy Świąt w domu.

Tutaj też mała litera, bo nie mamy pełnej nazwy świąt. 

 

Podoba mi się klimat tego opowiadania, absurdalna przepowiednia dotycząca pierniczków, markotny mąż, który niby nie wierzy w horoskopy, ale coś mu tu nie pasuje… 

 

Trzej Mędrcy w Himalajach, trochę żartów o telewizorze, nawiązanie do apokalipsy. Brakuje mi tu dodatkowej informacji, o której nie wiedziałam. Jak na razie to i tak wiem, że będzie apokalipsa lub coś w tym stylu (tytuł plus pierwsza scena z telewizją, horoskop). Tu brakuje czegoś nowego, w sumie taka scena dla sceny.

 

Świąt jest Wigilia,

świąt

 

Kolejna scena z obowiązkami elfów jest przydługa. Myślę, że większość czytelników (jeśli nie wszyscy) znają elfy i mają jako takie pojęcie o tym, co te elfy robią i jak pomagają Mikołajowi. Ta długa ściana tekstu jest typowo opisowa i wybija z rytmu, zwłaszcza że dalej mamy Teemu i jego historię. ;)

 

A historia Teemu, który chce zaprosić Aiję na przejażdżkę saniami Mikołaja, ma w sobie takie świąteczne ciepło. :) Wzmianka, że przy niej różne rzeczy wybuchają – no, już wiem, że będzie się działo. :D To taki punkt opowiadania, który sprawia, że czytam dalej zaciekawiona.

Trochę się jedynie poczepiam tych opisów dotyczących Aiji. Pisanie, że była charyzmatyczna, urzekająca itd. to dla mnie takie streszczeniowe zdradzanie bohatera, zanim go poznamy. Myślę, że lepiej nie dodawać takich opisów i pozwolić czytelnikom poznać Aiję w akcji, dzięki czemu czytelnik sam stwierdzi, czy faktycznie jest taka urokliwa.

 

dodatku później dostało mu się od Robinsonów za zmaltretowaną choinkę.

Przy tym się uśmiechnęłam. Biedny Teapot, nie dość, że bojowo zasyczał na intruzów, to jeszcze oberwał od właścicieli. :D 

 

Na tym etapie zastanawiam się, czy ten pierwszy fragment był potrzebny, bo informacja o tym, gdzie elf idzie (do jakiego domu) pokrywa się z pierwszą sceną, podobnie jak przy Teapocie.

 

roku przed Świętami,

świętami, ew. napisać Świętami Bożego Narodzenia, dalej też są święta, już nie będę wypisywać. ;)

 

To znaczy, że – Dziewczynie zabłysły oczy. – Jeżeli

To znaczy, że – dziewczynie zabłysły oczy – jeżeli 

 

jeżeli użyjemy tego proszku?

Tu powinien być wielokropek, bo Teemu przytaknął, więc Aija zadała niedokończone pytanie. ;)

jeżeli użyjemy tego proszku…?

 

W scenie, gdzie Aija trzyma kota trochę mi nie pasuje, że Teapot, podobno taki gruby i duży, bez problemu mieści się w rękach Aiji. Elfy mogą mieć super siłę, ale co z drobnymi dłońmi?

 

Dalej już czyta się płynnie, a wizja pierników które chcą zaprowadzić swoje porządki, jest słodka, zabawna i z odrobiną dziegciu do przemyśleń. Podobało mi się. ;)

 

Jak dla mnie to część z rodziną i mędrcami mimo wszystko jest zbędna i za wiele zdradza, gdyby przejść od razu do wyprawy Teemu i Aiji do kota, byłoby bardziej tajemniczo i fantastycznie. Ewentualnie można zostawić scenę, ale dodać w niej coś nowego. ;)

 

Pozdrawiam, 

Ananke

Hej adanbarethu!

Zabawny tekst, uśmiałam się ;) Świetnie wykorzystałeś motywy świąteczne i w ciekawy sposób poprowadziłeś fabułę. Podobało mi się, jak zapowiedziałeś atak pierników, ciekawie przedstawiłeś też historię z kilku perspektyw ;) Wszystko ładnie się zgrało.

Językowo mogło być lepiej, było kilka grud, literówek czy zagubionych przecinków, ale nic, co urosło by do frustrującej rangi ^^

Nie rozumiem tylko, dlaczego dziewczyna Teemu tak mało wiedziała. Pewnie chciałeś móc ustami elfa wszystko nam objaśniać, ale nie kupuję tego, że elfka naprawdę nie wiedziała tak, zdaje się, podstawowych rzeczy.

Podsumowując, fajny tekst, dobrze się bawiłam czytając go.

Dziękuję za lekturę!

 

Nowa Fantastyka