- Opowiadanie: Shanti - Urząd podatkowy ds. nekromancji [Shanti vs Golodh]

Urząd podatkowy ds. nekromancji [Shanti vs Golodh]

Pojedynek Shanti vs Golodh

Hasło: Uderz w grób, a nekromanci się odezwą

 

UWAGA: Choć zaiste dwóch pojedynkowiczów miało być, wkradł się nam trzeci. I choć wydawało mu się, że taki sprytny jest, bo obu pojedynkowiczów wykiwać chciał, Shanti  & Golodh, to nie byle kto i własną intrygę uknuli.

Bo kto trolować chce, sam zostanie strolowany :D 

Stąd też, choć Shanti i Golodh anonimowo publikować postanowili, wskazówkę co do tożsamości trzeciego autora w swoich tekstach ukryli. Szukajcie, a znajdziecie!

 

[trzeci autor dołączył za obupólną zgodą Shanti & Golodha, ale postanowili oni mieć przy tym trochę zabawy]

 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Urząd podatkowy ds. nekromancji [Shanti vs Golodh]

Sergiusz z obawą spojrzał na szyld, a później na trzymane w ręku papiery. Niestety był w dobrym miejscu.

Westchnął i jeszcze raz przeczytał nazwę Urząd podatkowy ds. nekromancji. Tatko zawsze powtarzał, aby nigdy przenigdy nie odwiedzał przybytków działalności publicznej. Urzędów w szczególności. Tym bardziej jeżeli same kazały się zjawić. Najlepiej podrzeć takie listy i udawać, że żaden nie dotarł. 

Wezwania do zapłaty, które oblepiły już cały nagrobek, to jest biuro, stały się jednak zbyt naglące, a narzekanie mateczki nie do zniesienia. Biedny Sergiusz nie miał więc wyboru.

Pchnął wiekowe drzwi mauzoleum, gdzie ukryty przed ciekawskimi oczami, krył się urząd. W końcu miłościwie panujący nie chcieli wszem wobec ogłaszać, że nekromancja istnieje i ma się dobrze. No ale podatki to już ściągali bardzo chętnie. I skwapliwie.

Ledwo przekroczył próg, a zwały kurzu zaatakowały jego biedne astmatyczne płuca. Zasłonił dłonią usta i mimo załzawionych oczu rozejrzał się po pomieszczeniu. Od razu zwrócił uwagę na dwie rzeczy.

Po pierwsze, na wytrzeszczone oczy hieny albinosa, która gryzła własną łapę.

A po drugie, na stojące na podwyższeniu, niepokojąco wysokie biurko. Nawet Sergiusz, a miał nieskromne metr dziewięćdziesiąt osiem wzrostu, musiał zadzierać głowę, by dojrzeć siedzącą za nim drobną postać.

Odczekał chwilę, mając nadzieję, że kobiecina go zauważy. 

Przestąpił z nogi na nogę.

Odchrząknął.

– Czego? – warknęła urzędniczka.

Sergiusz głośno przełknął ślinę. Próbował wydobyć z siebie jakieś słowa, ale siwe oczy, które spojrzały na niego znad grubych jak denka słoika szkieł, przeraziły jego jeszcze bardziej. Chłopak zerknął na ledwo czytelne słowa, umieszczone na wysłużonej plakietce wpiętej w bury żakiet: Bożena Babiniec.

– Kiedyś getry to kobiety nosiły. I stać je było na takie niepodarte.

Sergiusz zerknął na swoje ulubione czarne rurki z dziurami i nieco zapadł się w sobie.

– Czego szuka tutaj? – ponagliła go zirytowana Bożenka. Cmoknęła z niezadowoleniem.

Chłopak uniósł zwitek dokumentów.

– Bo ja, no, ten wezwanie dostałem. To znaczy, tatko dostał. Ale tatko to pożegnał ten padół tak ze dwa miesiące temu, no i wie pani. Mateczka się biznesem kazała zająć, bo wiadomo, pieniążki potrzebne, a jak mawiała, tego starego capa to się żadne majątki nie trzymały, jeno co najwyżej same nieszczęścia. A on tak nagle, jednego dnia zdrów był, a następnego…

– Przyszedł sprawę załatwić czy historię życia opowiedzieć?

Sergiusz otworzył usta, ale nie udało mu się wydukać ani słowa.

– No ta, chcieli bezstresowego wychowania, to mają. Że gęby otworzyć nie umie nawet – wymruczała pod nosem Bożenka. – Dawaj pan te papiery, sama se przeczytam.

Urzędniczka skupiła się na dokumentach, ale chłopak wyraźnie widział krzaczaste brwi, które z każdym zdaniem marszczyły się coraz bardziej.

– Mhm. No tak, Drobowolski. Ha, w końcu dziada dosięgło. Się podatków nie płaci i pacz, jaki po wezwaniu skromniś. – Opuściła zwitek papierów i uważniej przyjrzała się Sergiuszowi. – Tylko za młody jakiś.

– To mój tatko. Schedę przejąłem dopiero co i no, próbuję biznes kręcić po tatku.

– Tosz nie lepiej wezwać ojca na pomoc?

– No tatko to taki przezorny był jednak. Ubezpieczenie wykupił, co by go z grobu nie mógł nikt wezwać. Bo wie pani, on taki od zawsze…

Bożenka zamachała dłonią.

– Dobrze, dobrze. Pieniążki poproszę.

– Pieniążki?

– No pieniążki.

– Pieniążki mówi pani. Bo ten…

Babiniec opuściła okulary na czubek nosa i wbiła w niego pełne osądu spojrzenie.

– Bo ma pan pieniążki? Na podatki zaległe. I kary umowne. I procenciki od kar.

Sergiusz głośno przełknął ślinę.

– No… jak mówiłem, dopiero po tatku interes rozkręcam i…

– Czyli nie ma pieniążków.

Odchyliła się na krześle i sięgnęła po filiżankę z wielką rozzłoszczoną kocią mordą. Upiła łyk, ale zaraz splunęła na papiery przed sobą.

– No i zimna cholera już, zaś trzeba zrobić nową.

– Może na raty można by rozłożyć? – bąknął nieśmiało Sergiusz.

– Na raty to można było z dziesięć lat temu. Urząd wolno działa, ale ani złotóweczki nie odpuści. Daje pan dokumenty ojczulka z ubezpieczenia.

– Ale, ale po co?

– Daje, a nie głupie pytania zadaje.

Sergiusz dalej się wahał, ale ciche warczenie zwróciło jego uwagę. Wychylił się w bok i znów napotkał wytrzeszczone spojrzenie hieny. Tym razem jednak ślina gęsto skapywała z jej pyska. Bestia nie odrywała od niego wzroku. Cały czas wlepiając w niego ślepia, oblizała się z głośnym mlaśnięciem.

Dobrowolski nie potrzebował dodatkowej zachęty.

– Urząd przejmuje ubezpieczenie na poczet spłaty długu. No, no, całkiem pokaźna sumka. Cwaniak z tego pana ojczulka.

– Oj, tatulek nie będzie zadowolony.

– To lepiej pan go wskrzesi, zanim ktoś inny to zrobi. Się nie ucieszy, jak go jakiś obcy nekromanta przymusowo zatrudni do kopania dołów.

– A no właśnie ja w jeszcze jednej sprawie. Pozwolenie bym chciał, na nieumarłych. Wie pani biznes, a pracownicy drodzy teraz. ZUS i takie tam.

– Ile tych nieumarłych by pan chciał przywołać?

– No tak z pięćdziesięciu.

– A pieniążki są?

– Po przemyśleniu, to mi jednak dziesięciu chyba starczy.

– No chyba będzie musiało. Pan wypełnia.

Bożenka podała mu pokaźną stertę papierzysk. Sergiusz znowu zakaszlał.

– Dz…dziękuję. To ja to w domu, z mateczką uzupełnię i przyjdę znowu. 

– Co taki prędki. To nie wszystko.

Chłopak zbladł, widząc złośliwy uśmieszek pani Bożenki. Już wiedział, że to, co zaraz usłyszy, wcale a wcale mu się nie spodoba.

– Skoro już się pan w końcu łaskawie zjawił – zawiesiła głos. – Tom zobligowana poinformować, że wpisaliśmy pana i pana biznesy, to jest – zerknęła na papierzyska – Dobrowolski-Agencja pracy tymczasowej nieumarłych, do krajowego rejestru dłużników nekromantów.

– Ale to takie… konieczne?

– Dla takich cwaniaczków jak pan…

– Tatko. To tatko nie płacił podatków.

– …mamy specjalne procedury i przypisujemy takim komornika.

– Komornika? – powtórzył przerażony Sergiusz.

– No komornika. Pan poda rekę.

– Ale?

– Podaje pan rękę i nie zadaje głupich pytań.

Dobrowolski powoli uniósł dłoń i lękliwie przyglądał się starszej pani. Zastanawiał się, czy zaraz straci kończynę. Ku jego zdziwieniu jednak Bożenka zapięła mu na nadgarstku łańcuch.

– No, Mort, psinko chodź tutaj.

Głos Bożenki od razu złagodniał. Na chwilę zniknęła Sergiuszowi z oczu, po czym pojawiła się u jego boku, przechodząc przez niskie drzwiczki we froncie biurka. 

Poklepała udo, a hiena, cała w skowronkach, podbiegła do staruszki i zamerdała ogonem. Dopiero wtedy chłopak zauważył, że bestii gdzieniegdzie brakowało skóry i mięśni, a miejscami widoczne były blade kości. Spojrzał na kajdany na nadgarstku i przesunął wzrok dalej. Łańcuch wił się u stóp staruszki, a potem znów unosił, aż do szyi nieumarłej hieny. Na prowizorycznej obroży dostrzegł nawet czerwoną kokardkę. Sergiusz zaniemówił.

– Mort upewni się, że pieniążki pan szybko przyniesie. Wie pan, to urocze stworzenie – poklepała go po kudłatym łbie – tylko drogi w utrzymaniu. Żre niemiłosiernie dużo. 

– Och – wydukał chłopak.

– Jednego nieumarłego dziennie.

– A jak skończą mi się nieumarli, to ten, to co wtedy?

Bożenka przyjrzała mu się krytycznie.

– Chudyś, ale dobrą kością Morcik też nie wzgardzi. Śmierć to żadne usprawiedliwienie na niepłacenie podatków – gderała Bożenka i jej pomarszczone czoło przecięła kolejna zmarszczka. – A w ZUS-ie to pan już był może?

Koniec

Komentarze

smiley

– Tatko. To tatko nie płacił podatków.

Stawiam na Tarninę…

cheeky

dum spiro spero

 Wezwania do zapłaty, które oblepiły już cały nagrobek, to jest biuro, stały się jednak zbyt naglące

Hmmm.

 gdzie ukryty przed ciekawskimi oczami, krył się urząd

Krył się ukryty, hmm?

 Odczekał chwilę, mając nadzieję, że kobiecina go zauważy.

Bardziej po polsku: Odczekał chwilę w nadziei, że kobiecina go zauważy.

 nieco zapadł się w sobie

Tylko nieco? XD

 Bo ja, no, ten wezwanie dostałem

Bo ja, no, ten, wezwanie dostałem.

 jak mawiała, ten starego capa

Albo: jak mawiała, ten, starego capa; albo: jak mawiała, tego starego capa.

 i pacz, jaki

Paczę, paczę :P Ale jednak napisane powinno być poprawnie.

 No tatko to taki przezorny był jednak

No, tatko to taki przezorny był jednak.

 co by go z grobu

Łącznie: https://sjp.pwn.pl/szukaj/coby.html

 No pieniążki.

No, pieniążki.

 Pieniążki mówi pani.

Pieniążki, mówi pani.

 pełne osądu spojrzenie

Jakie?

 ślina gęsto skapywała z jej pyska

Skapywała jej z pyska.

 A no właśnie ja w jeszcze jednej sprawie

A, no, właśnie, ja w jeszcze jednej sprawie.

 Wie pani biznes

Wie pani, biznes.

 psinko choć tutaj.

… najlepsze szkoły… Psinko, CHODŹ tutaj.

 pojawiła się u jego boku, przechodząc przez niskie drzwiczki

Przeszedłszy!

 zauważył, że bestii gdzieniegdzie brakowało skóry i mięśni, a miejscami widoczne były blade kości

C.t. Brakuje, są widoczne.

 Spojrzał na kajdany na nadgarstku

Obejmę.

 usprawiedliwienie na niepłacenie

Rym.

 

Nic nowego https://www.youtube.com/watch?v=ooGHbtF_Iz0 XD Ale gdyby nie "choć"…

 Stawiam na Tarninę…

A ja na Tolka Banana. Twoim zdaniem napisałabym "choć", zamiast "chodź"? FOCH! :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Była mysz, teraz hiena, matuś i córuś, czym on Was tak wkurzył? ;)

 

Przerażające. Nawet po śmierci człowieka nie zostawią w spokoju. Ubezpieczenie od wskrzeszenia bardzo mi się spodobało, szkoda tylko, że najwyraźniej nie działa, jak powinno. A z Sergiusza to faktycznie płatek śniegu jest. Fajne :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

W obydwu tekstach powtarza się Mort, więc może to mortecius?

smiley

A ja na Tolka Banana

Niekoniecznie tutaj – jako trzeci element po prostu…

dum spiro spero

 

Foch!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej, Anonimie!

 

Usunę na koniec powtarzające się z Tarniną uwagi, gdybym przeoczyła – wybacz. ;)

 

nie chcieli wszem wobec ogłaszać,

wszem i wobec

 

No ale podatki to już ściągali bardzo chętnie. I skwapliwie.

XD

 

Wizyta w urzędzie trochę zbyt zwyczajna, na początku mamy tylko hienę albinosa, a później dość normalna rozmowa, która mogłaby mieć miejsce też i w naszym urzędzie, gdyby trochę pozmieniać cel wizyty. Ja bym wolała krótszą i bardziej konkretną scenę.

 

Bestia nie odrywała od niego wzroku. Cały czas wlepiając w niego ślepia

Powtórzenie. Skoro nie odrywa wzroku – wiemy, że wlepia w niego ślepia.

 

– Skoro już się pan w końcu łaskawie zjawił – zawiesiła głos. – Tom zobligowana

– Skoro już się pan w końcu łaskawie zjawił – zawiesiła głos – tom zobligowana

 

Scenka opiera się na rozmowie w urzędzie i sporo w niej było ozdobników… i tego marudzenia Bożenki, a za mało świata. Szkoda. Hiena dość urocza w swojej martwości, ale i tak brakowało mi mocniejszego zakończenia.

 

Komentarze:

Stawiam na Tarninę…

Taaak, to “choć” pasowałoby do Tarniny, gdyby miała pod ręką butelkę wina i postanowiła wszystkich niecnie oszukać, realizując chytry plan nieodgadnięcia anonima, wrzucając jako ktoś inny anonimowo i komentując sobie z wytykaniem błędów. XD

 

A ja na Tolka Banana. Twoim zdaniem napisałabym "choć", zamiast "chodź"? FOCH! :P

Ej, no o tym samym pisałam wyżej. XD

Klimat kafkowski, śmieszno i straszno za razem. Jako osoba obawiająca się nieco urzędników, przeczytałam z lekką obawą. Trochę nie podobała mi się kobiecina, nie lubię takich pogardliwych zwrotów.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć, Morteciusie!

 

Nie ma lekko, nawet “wtedy” się urzędasy od człowieka nie odczepią. Cóż, trzeba załatwiać swoje sprawy odpowiednio szybko, żeby nie było zdziwienia.

Ledwie scenka, co może być zarzutem, ale też zaletą, bo dialog napisany całkiem sprawnie. No, niektórzy to potrafią ;)

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Taaak, to “choć” pasowałoby do Tarniny, gdyby miała pod ręką butelkę wina i postanowiła wszystkich niecnie oszukać, realizując chytry plan nieodgadnięcia anonima, wrzucając jako ktoś inny anonimowo i komentując sobie z wytykaniem błędów. XD

Przypisujesz mi znacznie bardziej pokrętny umysł, niż faktycznie mam XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przypisujesz mi znacznie bardziej pokrętny umysł, niż faktycznie mam XD

 Wiem, dlatego na końcu postawiłam XD

 

 

 

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dzień dobry, trafiłem do urzędu?

 

Ciekawe, ciekawe. Dużo rozmowy jak na urząd, a mało czekania i refleksji. Mało oglądania innych, mało zerkania na ściany, choć wydaje się, że detali nie brakuje. Na przykład:

 

A po drugie, na stojące na podwyższeniu, niepokojąco wysokie biurko. Nawet Sergiusz, a miał nieskromne metr dziewięćdziesiąt osiem wzrostu, musiał zadzierać głowę, by dojrzeć siedzącą za nim drobną postać.

Tutaj zasadniczo mógłby się zacząć wyścig formuły jeden, może nawet jakieś Rugby, a może po prostu pokręcone opowiadanie. Natomiast pojawiła się gra w ping-ponga z wynikiem, który może nie był do przewidzenia całkowicie, ale leżącym w granicach “ten wygrał, a ten nie”.

 

Co ciekawe, tekst ma fajne momenty, które można by znacznie lepiej wykorzystać. Wysokie biurko, nagrobek oblepiony wezwaniami… Ja tu coś widzę, ale anonim zdecydował się nam przedstawić przede wszystkim formę wymiany zdań, momentami zahaczającą o formę kabaretową.

 

Anonimie, pomyśl o napisaniu tego samego bez dialogów, tak dla zabawy ;]

Widać, że fantastyka. Wchodzi do urzędu i od razu jest obsłużony. ;)

Scenka napisana sprawnie, hiena bardzo mi się podobała, ale poza tym… no, wiele tutaj nie ma. I właściwie nie bardzo wiem, co można by więcej napisać. Ot, sympatyczne.

deviantart.com/sil-vah

Przemawia do mnie humor opowiadania, choć wyśmiewanie urzędów w stylu Terry'ego Gilliama jest już stare jak dowcipy wujka z wesela ;). Ale mnie to bawi :) I szort mi się podobał :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Zabawne (chociaż hieny to nie psy) – i to w sumie wszystko. Obstawiam Golodha.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Kolejna parodia wrednych urzędników. Tym razem z fantastyką. Mnie też podobało się ubezpieczenie. Bardziej mnie ciekawi, jak działa ZUS w tym świecie. Płaci emerytury zombiakom?

Trochę mało akcji, tylko dialogowa scenka.

Babska logika rządzi!

Bardziej mnie ciekawi, jak działa ZUS w tym świecie. Płaci emerytury zombiakom?

Łojeju, toż zbankrutowałby zaraz :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hmm, fabularnie za dużo się tu nie wydarzyło. Ciężko mówić o napięciu, bo jak tylko zrozumiałem, do jakiego celu powinien dążyć któryś z bohaterów, akcja przechodziła dalej i proces zaczynał się od nowa. Humor za to wypadł nieźle, w szczególności ten językowy ;)

Też zaplątałem się w wielokrotnym opisie spojrzenia hieny.

 

Pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Jest lekko – to bez wątpienia. Jest i z humorem – i to muszę szortowi oddać. Jest w końcu solidnie napisane. Jednocześnie tekst wydaje się być taki… nieskłonny do ryzyka. A może raczej nie tekst, a jego autor/autorka. ;)

Mamy tutaj połączenie nekromancji z biurokracją. Biurokracją, którą – zwłaszcza ze względu na gatunek – powinienem nazwać przerysowaną. A jednak, w praktyce, nazwę ją raczej “niedorysowaną”, bo owo przerysowanie powinno w jakiś sposób wykraczać poza realia, a ono nawet do nich nie dobija. ;-)

Już widzę, jak ten Sergiusz dowiaduje się czegoś o długach ojca bez stosownych upoważnień, najlepiej poświadczonych notarialnie. Albo jak to ma możliwość zapłacenia w tym samym miejscu, co tłumaczenie się z zadłużenia. :P

No, ale to szczegóły.

Jedyny problem tego tekstu jest w zasadzie taki, że on nie bardzo ma ochotę wykroczyć poza coś w rodzaju lekkiej, szkoleniowej scenki rodzajowej. Bardzo przewidywalnej. I mocno bazującej na wszelkich schematach prezentacji biurokracji w humorze.

Inna rzecz, że – jak wspomniałem – napisane to-to lekko, humor wcale fajny, w zasadzie nigdzie na siłę i na pewno nie prostacko. Miła scenka na chwilę. Nieco mniej, niż u konkurencji, ale dalej wystarczająco, żeby docenić klikiem. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Zrób kabaret, po prostu zrób kabaret… :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Łojeju, toż zbankrutowałby zaraz :D

No właśnie, Tarnino. A w takim razie – jakie są jego zadania?

Babska logika rządzi!

ZUS: Zakład Udręki Społecznej :P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

To wypełnia już nasz, ten niefantastyczny. ;-)

Babska logika rządzi!

Wchodzą tam beznodzy, wychodzą całkiem zdrowi? :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Na odwrót – wchodzą zdrowi, wychodzą z nadciśnieniem i stanem przedzawałowym. ;-)

Babska logika rządzi!

No cóż, mam wrażenie, że przeczytałam scenkę kabaretową, która, choć oparta na fantastycznym pomyśle, naigrywa się z sytuacji mogącej być udziałem kogoś, kto składa wizytę w urzędzie.

Nie pojmuję, Anonimie, dlaczego o starszej urzędniczce piszesz zdrobniale Bożenka, jakby była dzieckiem.

 

Tosz nie le­piej we­zwać ojca na pomoc?Toż nie le­piej we­zwać ojca na pomoc?

 

Be­stia nie od­ry­wa­ła od niego wzro­ku. Cały czas wle­pia­jąc w niego śle­pia… → Dlaczego dwa razy jest napisane to samo?

 

– Skoro już się pan w końcu ła­ska­wie zja­wił – za­wie­si­ła głos. → Skoro zawiesiła głos, to przydałby się wielokropek: – Skoro już się pan w końcu ła­ska­wie zja­wił – za­wie­si­ła głos.

 

Pan poda rekę. → Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, bo te panie tak do siebie mówią – Bożenko, Grażynko… To i o nich się przyjęło. Trochę jak Areczek Janusza.

Babska logika rządzi!

Matko jedyna, to do mnie mówiłyby Regulatoreczko…? Jak to dobrze, że miałam znikomy kontakt z urzędami! ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reguniu… ;-)

Babska logika rządzi!

Och, Finkluniu… ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Na odwrót – wchodzą zdrowi, wychodzą z nadciśnieniem i stanem przedzawałowym. ;-)

Ale zdolni do pracy XD

 Matko jedyna, to do mnie mówiłyby Regulatoreczko…? Jak to dobrze, że miałam znikomy kontakt z urzędami! ;)

Do petenta tak nie mówią XD

 Och, Finkluniu… ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnineczko, mnie to raczej wygląda na misiunia, więc z tym gifem to do Koali. ;-D

Babska logika rządzi!

Finkluchno, ale jakiego gifunia do Twojego pseudonimka dopasować? Może być kiciuś?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dobra, może być kotek, jeśli nie masz androida na stanie… ;-)

Babska logika rządzi!

Śliczny robocik, raz:

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Kwituję odbiór gifa z robocikiem. ;-)

Babska logika rządzi!

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ciekawa próba stworzenia urzędu dla nekromantów. Gigantyczne biurko i urzędniczka mówiąca w trzeciej osobie są dość sztampowymi elementami, za to hiena-komornik wypadła oryginalnie. Swoją drogą, hiena o imieniu Mort, hmm, HMMM! Tu i w poprzednim tekście pojawiło się to imię, CIEKAWE CZEMU ;) Styl jest niezły, ale miejscami były niezgrabności. Pomysł na młodzika próbującego się tłumaczyć z długów ojca nie jest może jakimś cudownym odkryciem Ameryki, ale jednak przyjemnie jest od czasu do czasu przeczytać coś takiego. Całość zatem mi się podobała.

Zgadzam sie z licznymi oponiami poprzedników: sympatyczne.

Odpowiem zbiorczo wszystkim :)

 

Dziękuję wszystkim czytelnikom, za poświęcony czas i podzielenie się wrażeniami.

 

Opowiadanie było zdecydowanie eksperymentem, jak widać wyszło dość średnio :D

Humor/komedia to zazwyczaj nie moje klimaty stąd taki niecodzienny wybór, ale widzę, że jeszcze wiele przede mną!

Nie było najgorzej, ale za “choć” to nahajem po białych plecach :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć, Shanti!

Taka głupotka, ale w sumie sympatyczna. I używam tu słowa “głupotka” w pozytywnym sensie, jako określenie na krótki, przyjemny tekścik, który można chapnąć na raz do kawki. Właśnie taki vibe ma dla mnie Twoje opowiadanie. A najbardziej urzekająca była oczywiście hiena xD

Natomiast trochę mi zabrakło mocniejszego wbicia szpilki w sposób działania urzędów. Taka tematyka nieodmiennie kojarzy mi się z Dwunastoma pracami Asteriksa i Domem, który czyni szalonym – tam frustracja bohaterów i absurd całego systemu wybrzmiewają bardzo wyraźnie i są przedstawione w punkt. Twój tekst, mam wrażenie, ledwie prześlizguje się po temacie, a szkoda, bo koncepcja urzędu podatkowego ds. nekromancji dawała dużo więcej możliwości, jeśli chodzi o odmalowanie biurokracji w krzywym zwierciadle.

Niemniej czytało się bardzo przyjemnie, a postać pani Bożenki była odpowiednio triggerująca xD

three goblins in a trench coat pretending to be a human

No tak – dobrze napisane, ale jakoś tak bez fabuły. Chyba wszystko wytknęli komentujący xD

Trochę też nie mój humor, jak sam mort zauważył – co nie znaczy, że nie było zabawnie. Tylko nie tak bardzo, jak byłoby przy moim :Piesek:

Слава Україні!

Nowa Fantastyka