- Opowiadanie: JolkaK - Jak Pietrucha wybrał się po kamienie

Jak Pietrucha wybrał się po kamienie

Moje prezenty to “Kto zjadł pierniczki” i absurd. 

Miało być lekko, świątecznie i przyjemnie. Czy się udało, nie wiem. Z betą nie zdążyłam. Więcej grzechów nie pamiętam... :D Wesołych Świąt!

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Jak Pietrucha wybrał się po kamienie

Pietrucha nie był pewien, co właściwie się stało. Pamiętał puszczę, jakieś dziwne błyski, a potem już nic. Wszystko inne było jakby zamglone. Dlatego rozglądał się teraz nieco zdezorientowany, bo nie przypominał sobie mrozu. I śniegu. I jak to się stało, że wisiał teraz głową w dół na gałęzi wielkiej sekwoi, wysoko ponad czubkami świerków.

Jego umysł odmawiał współpracy, jakby bał się samej próby powrotu do przeszłości. Pietrucha podjął więc wysiłek fizyczny, mając nadzieję, że jeżeli głowa, wisząc w dół, nie chciała myśleć, to może w normalnej pozycji będzie bardziej chętna. Udało mu się chwycić rękoma gruby konar, na którym był zawieszony, przytrzymał się dla pewności ogonem i z wysiłkiem podciągnął na górę. Stopy miał związane sznurem i siedział teraz jak na koniu, z którego nie mógł zejść. Wysokość przerażała go, horyzont ponad świerkami był jasny i niepokojąco rozległy, widoczność wspaniała, zwłaszcza że słońce dopiero wstawało, a szron skrzył się na gałęziach prastarych sekwoi. Las ciągnął się daleko, aż do widocznych w oddali gór, żadnych wiosek, żadnych dymów z ogniska. Tylko las.

Nagle zrobiło mu się zimno, nie tylko od mroźnych podmuchów wiatru, lecz również z rosnącego przekonania, że jest tu zupełnie sam. Szybko dołączył niepokój, z cisnącymi się jedno za drugim pytaniami. Co ja tu robię? Co się stało? I gdzie są wszyscy?

 

Dzień był chłodny, ale słoneczny, gdy Pietrucha, leśny krasnolud ogoniasty, szedł przez Puszczę do wioski trolli po kamyki. Matka, zajęta przygotowaniami do świąt, nie była w najlepszym nastroju i Pietrucha wiedział, że to nie jest dobry dzień na jakiekolwiek protesty. Szedł więc posłusznie i nawet chętnie, bo im dalej był od kuchni i matki, tym bardziej świat nabierał uroku. Zielone komnaty puszczy opromienione były światłem poranka, wszędobylski mech nabrał ciepłych odcieni, gałęzie zwieszały się tak gęsto, że miejscami sprawiały wrażenie dachu. Szedł wśród nigdy niecichnącej muzyki lasu, śpiewu ptaków, szelestu gałęzi, szedł po dywanie mchu i, jak zawsze, pomału wszystkie troski ulatywały i znikały. Zostawało wszechogarniające poczucie przynależności, które każdemu mieszkańcowi puszczy dawało radość, z wyjątkiem dorastających nastolatków – im zmniejszało jedynie poziom chmurności. 

Kijwoko dogonił go w chwili, gdy życie wydało się krasnoludowi całkiem znośne. Pojawił się jak grypa, na którą nikt nigdy nie czeka, ale i tak nie da się jej uniknąć.

– Gdzie idziesz? Gdzie idziesz? Mogę iść z tobą? 

Pietrucha spojrzał na skaczącego wokół dzieciaka z niesmakiem.

– Nie.

– No coś ty! Na pewno mogę! Mama mi pozwoliła!

– Pozwoliła ci iść ze mną?

– Pozwoliła mi biegać po puszczy, jeśli będzie ze mną ktoś starszy! Gdzie idziesz?

– Do trolli – odpowiedział zrezygnowany, widząc, że chudzielec szybko się nie odczepi.

– Do trolli! Co za przygoda! Idę z tobą! – obwieścił, jakby kierunek podróży miał jakiekolwiek znaczenie. 

Miał nieprzyjemny zwyczaj wykrzykiwania wszystkiego, co mówił. Miał wiele nieprzyjemnych zwyczajów. Denerwujących. Irytujących. Złych. Pietrucha nie mógł trafić gorzej. Kijwoko nie mógł trafić lepiej, bo Pietrucha był jednym z mniej kłótliwych krasnoludów. Był, można rzec, łagodny. 

– Proszę cię, nie krzycz tak! – spróbował młodzieniec, porównując w myślach matkę w kuchni ze skaczącym dzieciakiem. 

– Dobrze! Patrz! Idzie Rozgwiazdka! – wykrzyczał zachwycony dzieciak. 

Tego jeszcze brakowało! Wyszła zza dębów, niosąc naręcze chrustu, piękna jak puszcza bez Kijwoka. Mocne, szerokie biodra, kibić jak u młodej brzozy, pierś jak wzgórza dalekiego Marungu. Pietrucha patrzył zachwycony i przerażony na górskie rejony ponętnie przesłonięte jasnymi warkoczami, które niczym wodospady spływały ku szmaragdowej spódnicy. Jak zwykle, kłębowisko uczuć zawładnęło nim całym i odebrało władzę językowi. Gapił się więc bez słów.

– Hej, Rozgwiazdka! Gdzie idziesz? Mogę iść z tobą?! – Kijwoko był już gotowy na nową przygodę. 

– Nie możesz! Ej, Pietrucha, oczy mam wyżej, więc unieś ten wzrok, jeśli łaska – rzekła, nieco poirytowana brakiem powitania. 

Chłopak zmieszał się, spojrzał Rozgwiazdce w oczy i od razu uciekł wzrokiem gdzieś na gałęzie drzew. Te oczy, szmaragdowe jak spódnica, zbyt wiele od niego wymagały. Zebrał się w sobie, na ile mógł. 

– Idę do trolli, chcesz iść ze mną? Oni tam mają dzisiaj jarmark. 

– O, naprawdę? – Dziewczyna, niewiele myśląc, zrzuciła chrust pod drzewo i otrzepała ręce. – Matka i tak szaleje w kuchni i nie ma co tam wracać zbyt szybko. Idę. 

Uśmiech pojawił się na twarzy Pietruchy, lecz szybko zgasł pod wpływem krzyków.

– Ale fajnie, idziemy razem do trolli! Idziemy! Przez puszczę! Będzie fajnie!

– Kijwoko, może zaniesiesz mamie Rozgwiazdki ten chrust? Na pewno w nagrodę dostaniesz pierniczka – spróbował Pietrucha bez większej nadziei. 

– Nie mogę, bo chcę iść z wami! Ale chcę pierniczka! Macie pierniczki?!

– Pierniczki ma tylko mama Rozgwiazdki.

Dziewczyna przytaknęła gorliwie. 

– Polecę! Szybko pobiegnę! Poczekacie na mnie?!

– Oczywiście – odrzekła Rozgwiazdka.

Na tę deklarację chłopiec złapał naręcze chrustu i pobiegł w stronę wioski. Poczekali trochę, aż zniknął za drzewami, i ruszyli w drogę. Przez chwilę szli w milczeniu, ale dziewczyna nie wytrzymała długo.

– Jak tam jest, na tym jarmarku? Są słodkości?

– Mnóstwo.

– A chusty? Takie kolorowe?

– Mnóstwo.

– A stroiki…

Urwała. Przed nimi między starymi dębami majaczyły sanie. Zatrzymali się, niepewni, czy podchodzić bliżej. Pietrucha pomyślał, że dzisiaj pech miesza się ze szczęściem jak kapusta z grochem. Jego marzenia o tarzaniu się w mchu z Rozgwiazdką odpłynęły daleko.

Sanie były zaskakujące, przede wszystkim dlatego, że śniegu w puszczy nie było nigdy, więc płozy tylko przeszkadzałyby w przemieszczaniu czegokolwiek. Stały sobie pod sędziwym bukiem, wyładowane po brzegi jakimiś workami. Gdy podeszli ostrożnie, zobaczyli grupę centaurów siedzących nieopodal na mchu. Te znane z przemocy istoty były silnie umięśnione, a wysunięte nieco do przodu czoła sprawiały, że wyglądali na wiecznie zagniewanych. Zwykle budziły strach, lub przynajmniej respekt, jednak te tutaj miały na ramionach jakieś rachityczne skrzydełka, odbierające powagę tatuażom i bliznom.

Z pobliskich krzaków wyłonił się opasły ogr, zawiązujący spodnie pod grubą kapotą. Ogr wyglądał dostojnie i potężnie, głównie z powodu rozmiarów oraz niezwykłej aury przywódczej. Właśnie zaczął zbierać całe siedzące towarzystwo do dalszej drogi. Wtedy zauważył krasnoludy i znieruchomiał. 

– Na zgniłego świkłaka, czy nie można już w spokoju odetchnąć po drodze?! – zapytał świat i wszystkich dookoła. – Ja tylko chcę czasem ulżyć starym kościom, ulżyć pęcherzowi i ulżyć wierzchowcom! – Machnął w stronę centaurów, jakby były końmi. – No, przecież to jest puszcza! Dlaczego tu się ktoś kręci? – Tym razem zwrócił się już bezpośrednio do młodych krasnoludów. 

– Nie kręcimy się, proszę pana, tylko idziemy do trolli. Po kamienie i na jarmark! – odrzekła zaczepnie Rozgwiazdka. – To raczej my moglibyśmy zapytać, co robicie w naszej puszczy! 

Pietrucha spojrzał na Rozgwiazdkę z podziwem, bo sam nie miał odwagi odezwać się do takiego wielkiego jegomościa. Pochwycił na moment jej wzrok. Szmaragd oczu nie miał dna. Ona sama wzięła się pod boki i dziarskim krokiem podeszła do ogra.

– To nasza puszcza, nasza i trolli! Proszę się na nas nie wydzierać, bo my jesteśmy u siebie!

– No, moja panno, nie będziesz mi tu…

Zdyszany Kijwoko nadbiegł od strony wsi i ledwo wyhamował przed zebranymi, krzycząc wniebogłosy tak przeraźliwie, że wszystkie ptaki nagle wyemigrowały.

– Mieliście poczekać! Mieliście poczekać! O, ja nie mogę! Zimowy Dziadek! To się nie dzieje! Nikt mi nie uwierzy!

Pietrucha z Rozgwiazdką spoglądali to na ogra, to na dzieciaka, jakby chcieli sprawdzić, który jest bardziej szalony. Pierwszy zreflektował się olbrzym. 

– Ale dzieciak ma wyobraźnię! Ha, ha! Tego… jaki dziadek, toż ja nieżonaty! A jemu ogon jeszcze od ziemi nie odrósł, a już takie rzeczy wygaduje. Ja tu w podróży tylko odpocząć przystanąłem, a moje wie… moi kompani posilili się w tym czasie… będziemy już ruszać. 

Odwrócił się plecami, ale jakby jakaś myśl mu przyszła do głowy, bo jeszcze spojrzał na nich.

– Czy nie chcieliście iść do trolli? Nie spieszno wam?

– Spieszno! A wam, dziadku, nie spieszno? Bo my nigdy nie widzieliśmy, jak sanie po mchu jadą! – rzekła Rozgwiazdka z podejrzliwością, niewierzącej już w cuda, młodej kobiety. 

– Chcę zobaczyć! Chcę zobaczyć! Jak one pojadą, dziadku?! – wołał podniecony Kijwoko, podskakując w miejscu z radości. 

– Nie pojadą, bo nie dla waszych oczu taka uczta – odburknął rozeźlony ogr. 

Pietrucha też postanowił się odezwać. 

– Panie centaurze, a te skrzydełka, to jakaś klątwa przez wiedźmę rzucona, czy już takie od urodzenia macie?

Centaur spojrzał bezradnie na chłopaka, potem na ogra, jakby szukając pomocy. 

– Co za niegrzeczne pytanie! Jak też wychowują teraz młodzież! To prywatna sprawa centaura, bezczelny chłopaku! Krasnoludowa mama nie uczyła cię, jak się do nieznajomych odnosić? – odezwał się ogr. 

– Z nieufnością i rezerwą, proszę pana – odparł Pietrucha. – Tak mnie mama uczyła. 

– No, to nieufnie i z rezerwą idź do trolli, bo jarmark ci się skończy! – Ogr aż tupnął wielką nogą i ziemia zadrżała. 

– Idę. W wielkim pośpiechu idę, nie widać? – odpowiedział chłopak, stojąc w miejscu.

– Mam pierniczki! Trzy! Ukra… Mama Rozgwiazdki mi dała! Chcesz, dziadku, pierniczki?

Kijwoko był mały, wierzył w Zimowego Dziadka i jego legendarny apetyt na pierniczki. 

– No, to jak będzie? Pierniczki za pokaz na saniach? – zachęcająco, choć z niedowierzaniem, zapytał Pietrucha.

Ogr zawahał się. Najwyraźniej walczył ze sobą. W końcu westchnął ponuro.

– Przykro mi dzieciaki, chciałem po dobroci. Nie będę zdradzał swoich sekretów, a nie mam czasu na wasze gierki. Przykro mi. 

Machnął ręką. Błysnęło, raz i drugi. Wszystko zniknęło. Zrobiło się biało, a potem młody krasnolud obudził się na gałęzi wielkiej sekwoi. 

 

Gdy Pietrucha uważnie się rozejrzał, zauważył Rozgwiazdkę i Kijwoka na niższych gałęziach. Wisieli, jak on wcześniej, głowami w dół, ze związanymi wokół konara nogami. Jeszcze się nie ocknęli. Pietrucha zajął się swoim sznurem. Za każdym razem, gdy się pochylał, kręciło mu się w głowie od wysokości, ale postanowił o tym nie myśleć. Sznur dało się rozsupłać i krasnolud od razu poczuł się niepewnie. Lęk przed upadkiem paraliżował mu ruchy. Pomału przesunął się w stronę pnia, gdzie znalazł przynajmniej oparcie dla pleców. Wtedy usłyszał, że Kijwoko się ocknął. 

– Aaa, ratunku! Wiszę! Dlaczego wiszę?! Ratunku!

– Kijwoko! Jestem tu, nie krzycz! Jestem nad tobą, wyżej! Widzisz mnie? Spróbuj złapać gałąź i wdrapać na górę! 

– Nie dam rady! Za gruba jest! Ratuj mnie, Pietrucha! Umrę tu!

– Co się dzieje? Czemu tu jesteśmy? – Rozgwiazdka też się obudziła i zdezorientowana rozglądała dookoła, walcząc jednocześnie z zasłaniającą wszystko spódnicą. – Nie gap się na mój tyłek, bo zdzielę cię w rzyć, jak tylko zejdę! – pogroziła chłopakowi, widząc, gdzie patrzy. 

– Nie gapię się. – Pietrucha odwrócił głowę. – Spróbuj się podciągnąć. Pomóż sobie ogonem. Kijwoko, idę do ciebie.

Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Pień był bardzo gruby, ale w końcu, z pomocą sznura przerzuconego wokół drzewa, Pietrucha zaczął schodzić.

Dobre pół dnia zajęło im dotarcie na dół. Kijwoko tak się wydzierał ze strachu, że dostał chrypki, ale w końcu wszyscy stanęli na śniegu.

– Co teraz? Gdzie idziemy? – spytał Pietrucha.

Rozgwiazdka rozglądała się chwilę dookoła.

– To nie jest prawdziwe. 

– Co nie jest prawdziwe? – Nie zrozumiał.

– To. Wszystko. Jest za cicho.

– Wiesz, Kijwoko tak działa na otoczenie, że wszystko ucieka, ptaki też…

– Nie, to nie to! To nie jest prawdziwe. Mówię ci. 

Spojrzał w szmaragd oczu i na chwilę się zgubił. 

– Yyy, no dobra, to co teraz?

– Nie wiem – odpowiedziała bezradnie, wciąż się rozglądając. 

Kijwoko biegał po śniegu i rzucał w nich śnieżkami, śmiejąc się radośnie. Nagle zniknął i zrobiło się cicho. 

– Gdzie on jest? Co się stało?

– Patrz! Wpadł do jakiejś dziury, zobacz, jaka głęboka!

– Chodźcie, tu jest domek! – krzyknął z czeluści śniegowych Kijwoko. – Jest ciepło! I jest kakao!

– Co on wygaduje? Idę do niego, a ty zostań z tym sznurem, jakby co, to nas wyciągniesz, dobra? – Pietrucha kucnął na śniegu, by zejść do otworu, gdy Rozgwiazdka go powstrzymała. 

– Stój. Odwrotnie. Ja idę, ty czekasz, bo nie dam rady cię wyciągnąć. Za ciężki jesteś. 

– Racja. To dawaj.

Zniknęła w dziurze.

– Pietrucha! Złaź tu! Musisz to zobaczyć! – Usłyszał po chwili.

– Dobra, idę.

Rozejrzał się dookoła po raz ostatni. Cisza. Miała rację, pomyślał. Wszystko tu jest nieprawdziwe.

Zszedł i znalazł się w chacie. Przez okna zaglądało słońce, w kominku palił się ogień, w kubkach parowało kakao. Kijwoko wypił już swoje i zasnął w fotelu. W kącie stało drzewko ustrojone owocami głogu i ostrokrzewu. Pachniało świerkiem.

– Co tu się dzieje? Jeden świat pod drugim światem, jak we śnie. – Rozgwiazdka wzięła kubek w zmarznięte ręce.

Chciała się napić, ale spojrzała na chłopaka, a on pokręcił głową i wskazał  dzieciaka. Odstawiła kubek.

– Idziemy stąd.

Pokiwała głową. Pietrucha wziął Kijwoka na ręce i wyszli. Wzięli tylko koc z fotela, żeby okryć małego.

Gdy tylko wyszli na zewnątrz i przeszli parę kroków, chata zniknęła. Znowu byli w lesie pełnym śniegu, który skrzypiał złowieszczo przy każdym kroku. Prędko pożałowali ciepłej chaty, było coraz zimniej. Kijwoko obudził się z płaczem.

– Co się stało?

– Ktoś zjadł moje pierniczki! Zimno mi! Chcę pierniczki! Uuu!

– Myślisz, że to ten ogr? – Pietrucha postawił dzieciaka na śniegu i zaczął owijać całą trójkę kocem. 

– Pewnie tak! Co za bezczelny typ, żeby dziecku zabierać! – Rozgwiazdka chętnie wcisnęła się pod koc. Małego wzięli między siebie. Szło się niewygodnie, ale było cieplej. 

– To Zimowy Dziadek! Mówię wam! Czy my zamarzniemy? Ale przygoda! Dziadek zjadł moje pierniczki! A centaury miały skrzydełka! Chcę do mamy! – Niespodziewanie zakończył swoje krzyki płaczem. 

– To nie na moje nerwy – mruknęła Rozgwiazdka, przysuwając się bardziej do Pietruchy. Między nimi wiercił się Kijwoko, ale wystarczyło. Pietrucha był niemal szczęśliwy, a młodym krasnoludom rzadko się to zdarzało. Objął dziewczynę w pasie, by łatwiej się szło. Tak sobie tłumaczył. Nie protestowała. Ale zatrzymała się. 

– Patrzcie! – krzyknęła i wskazała wierzchołki drzew.

Złapał wzrokiem w ostatniej chwili. Kawałek centaura ze skrzydełkami, między gałęziami, potem fragment sań, wielka postać w środku. Błysnęło, raz i drugi. 

 

Obudzili się w swojej puszczy. Pod zielonym dachem, wśród śpiewu ptaków. Ze szczęścia Rozgwiazdka przytuliła się do Pietruchy tak mocno, że aż mu dech zaparło. Z wielu powodów. I wtedy wskoczył na nich Kijwoko.

– Wróciliśmy! Jest ciepło! Hurra! Gdzie są moje pierniczki?! Pierniczki? Gdzie są?! – wrzeszczał, jakby go obdzierano ze skóry. 

– Nie wytrzymam tego dłużej – powiedziała Rozgwiazdka i odsunęła się od Pietruchy. 

A on wyjął piernika z kieszeni i podał dziecku.

– Masz, ale musisz go zjeść w domu, inaczej straszna klątwa na ciebie spadnie i żołądek skurczy ci się do rozmiarów fasoli. I będziesz mógł jeść tylko fasolę. 

– Skąd masz mój pierniczek? – powiedział pierwszy raz normalnym głosem Kijwoko. – Przecież Zimowy Dziadek go ukradł!

– A ja ukradłem jemu. No, biegiem do domu! Pamiętaj o klątwie!

Kijwoko spojrzał z podziwem na Pietruchę. A potem pognał do domu.

Pietrucha przytulił zdumioną Rozgwiazdkę.

– Ty naprawdę ukradłeś to Dziadkowi? Czy dzieciakowi?

– Czy to ważne? – mruknął z uśmiechem Pietrucha i zaciągnął dziewczynę na najbardziej miękki mech w całej puszczy. Poczuł, że ogarnia go wspaniały, świąteczny nastrój. 

 

 

Koniec

Komentarze

Szedł więc posłusznie i nawet chętnie, bo im dalej od kuchni i matki, tym bardziej świat wydawał się zyskiwać uroku.

 

Według mnie urok, lub na uroku.

 

– Ja tylko chcę czasem ulżyć starym kościom, ulżyć pęcherzowi i ulżyć wierzchowcom!

Może starczyłoby jedno ulżenie?;)

 

 

Powiem Ci Jolko, że podejrzewam, iż posiadasz jakieś dodatkowe zwoje mózgowe odpowiedzialne za wyobraźnię;)

Centaury ze skrzydełkami, kolorowy mech, ogr Mikołaj i ta mała cholera. Ubawiłaś mnie, rozczuliłaś i nastroiłaś do kończenia barszczu.

Aha i plastycznie pięknie, zobaczyłam las, ogonki i Rozgwiazdkę.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Miły, ciepły (mimo mroźnej scenerii) tekst. Na pewno masz zdolności do opisu tak przyrody, jak i relacji międzyludzkich. Trochę raziło mnie zakończenie, ta nieodpowiedzialna metoda pedagogiczna, oczywiście realnie trudno więcej oczekiwać po parze nastolatków opiekujących się irytującym dzieckiem, ale jakby psuje wymowę całości. Rozumiem, że Pietrucha z Rozgwiazdką są jeszcze na etapie “tarzania się w mchu”, niewinnych pieszczot, ale wielu odbiorców może uznać ostatnie zdanie za ocenzurowany stosunek, i znowu – nie byłoby w tym nic złego, tylko nie wiem, czy pasuje do ogólnego nastroju. Spróbuję teraz przyjrzeć się kwestiom językowym…

Udało mu się chwycić rękoma gruby pień, na którym był zawieszony

Może jaśniej: gruby konar? Przywiązać kogoś głową w dół do pionowego pnia też na upartego można, ale wątpię, czy to miałaś na myśli.

widoczność wspaniała, zwłaszcza, że słońce dopiero wstawało a mróz skrzył się na gałęziach prastarych sekwoi.

Drugi przecinek błędny, spójnik złożony. Za to przed “a” jest potrzebny.

Matka zajęta przygotowaniami do świąt, nie była w najlepszym nastroju

Przecinek przed “zajęta”, wtrącenie wydzielamy obustronnie.

wydawał się zyskiwać uroku.

Zgadzam się z Ambush.

– Proszę cię, nie krzycz tak! – Spróbował młodzieniec, myśląc, jak miły był przed chwilą ten poranek.

Dałbym “spróbował” małą literą, bo to opis wypowiadania się, czynności ustnej… ale to zawsze śliski temat, nie jestem pewien, czy choćby Reg nie poleciłaby odwrotnie.

pierś jak wzgórza dalekiego Marungu. Pietrucha patrzył zachwycony i przerażony na górskie rejony przesłonięte ponętnie jasnymi warkoczami, które niczym wodospady

Ogromnie lubię takie metafory geograficzne!

Te oczy, szmaragdowe, jak spódnica, zbyt wiele od niego wymagały.

Bez przecinka przed “jak”, zasadniczo przy takich porównaniach jest opcjonalny, ale tutaj wyszłoby na to, że spódnica zbyt wiele od niego wymagała i oczy podobnie.

Na tą deklarację chłopiec chwycił naręcza chrustu

TĘ!!!

Poczekali chwilę, aż zniknął za drzewami i ruszyli w drogę.

Przecinek przed “i”, domknięcie wtrącenia.

Ogr wyglądał poważniej, zwłaszcza z powodu rozmiarów i właśnie zaczął zbierać całe siedzące towarzystwo

Jak poprzednio.

odezwać się do takiego wielkiego jegomościa.

Kogo? czego? – jegomości, analogicznie do “jego królewskiej mości” (absolutnie nie “jego królewskiego mościa”… chociaż był taki żart o dzidzie… most dzielimy na przedmoście mostu, moście mostu i zamoście mostu?). Z tym trzeba uważać, bo chęć popisania się rzadkim wyrazem i popełnienie w nim błędu wywiera fatalne wrażenie na wielu czytelnikach.

– Spieszno! A tobie, dziadku, nie spieszno?

Forma A wam, dziadku… byłaby może naturalna w tym klimacie językowym, ta natomiast bardzo nieuprzejma, nie wiem, czy taki efekt chciałaś osiągnąć.

Pietrucha i Rozgwiazdka spojrzeli na ogra, jakby sprawdzali teorię dzieciaka.

Jeżeli mogę prosić, to bardziej hipoteza niż teoria, ale nikt poza mną pewnie nie zwróci na to uwagi (chyba że Cię Tarnina odwiedzi).

– No, dziadku, pierniczki za pokaz na saniach? – zachęcająco, choć z niedowierzaniem, zapytał Pietrucha.

Przed chwilą mówił do niego “proszę pana”, a teraz per “dziadku”? Kijwoko jest mały i mu uchodzi, a Pietrusze co najwyżej “proszę dziadka”.

Spróbuj wejść na górę gałęzi.

Bardzo niezręczne. Może “na wierzch”, ale chyba lepiej Spróbuj podciągnąć się na gałąź.

– Co nie jest prawdziwie? – Nie zrozumiał. (…) – Nie, to nie to! To nie jest prawdziwie. Mówię ci.

Czemu “prawdziwie”, a nie “prawdziwe”?

z czeluści śniegowych

Ze śnieżnych czeluści.

Chciała się napić, ale spojrzała na krasnoluda

Oboje są krasnoludami. Już widzę, jak piszesz o ludzkiej bohaterce “chciała się napić, ale spojrzała na człowieka”…

– To Zimowy Dziadek! Mówię Wam!

“Wam” małą literą, nie zwraca się do nich listownie przecież, tylko wrzeszczy.

 

Ostatni akapit wydaje się językowo w porządku. Rozejrzałbym się jeszcze po zaimkach, żadne konkretne miejsce nie zwraca szczególnie uwagi, ale w sumie jest ich moim zdaniem lekki nadmiar.

Dziękuję za świąteczną lekturę i pozdrawiam!

Cześć!

 

Przyjemne opowiadanie. W sam raz na zrelaksowanie się po ciężkim dniu:) Historia lekko absurdalna :) No dobra, może nawet dość mocno absurdalna… :) Bardzo podobały mi się Twoje opisy i metafory, rewelacyjnie działają na wyobraźnię. 

Dzień był chłodny, ale słoneczny, gdy Pietrucha, leśny krasnolud ogoniasty, szedł przez Puszczę do wioski trolli po kamyki.

Kupiłaś mnie tym zdaniem jak paczkę żelków xD

 

Kijwoko dogonił go w chwili, gdy życie wydało się krasnoludowi całkiem znośne. Pojawił się jak grypa, na którą nikt nigdy nie czeka, ale i tak nie da się jej uniknąć.

Dobre!

 

Centaury, co dziwniejsze, miały na ramionach jakieś rachityczne skrzydełka.

Okej, są i "renifery" ;)

 

Zakończenie adekwatne do reszty tekstu :) Lecę klikać.

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Sympatyczny tekst. Bohaterowie przypadli mi do gustu – każdy jest jakiś, ma swoje zalety i przywary. Niezły haczyk na początku, umieszczenie Pietruchy w nieciekawym położeniu zaciekawiło, chciało się czytać dalej, dowiedzieć czegoś więcej o świecie i o nim samym – sprawnie odsłaniałaś kolejne karty. Co do absurdu, to nie wiem, czy nie ma go zbyt mało, ale w gruncie cała historia do końca „normalna” nie jest (to na plus :)) Klikam.

Pozdrawiam! 

Misię czytało z uśmiechem. absurd nie przeszkadzał, wzmacniał zaciekawienie. Relacje między trójką bohaterów, a także z ogrem, opisane z lekkim humorem. Bajkowy świat przedstawiony tak, że się go widzi. Brawo. :) 

Ambush, dziękuję za odwiedziny, poprawię zaraz po świętach, teraz tylko szybka odpowiedź, bo wdzięczna jestem, za miły komentarz i łapankę! Bardzo się cieszę, że trafiło do wyobraźni! 

Ślimak Zagłady, wow, dziękuję, przejrzałam uwagi i już widzę, że są bardzo cenne! Dzięki za poświęcony czas, doceniam bardzo, zaraz po świętach usiądę do poprawek. Dzięki za klika!

cezary_cezary, cieszę się bardzo, że są dobre fragmenty i że się podobało! Pozdrawiam świątecznie!

adam_c4, super, że przeczytałeś w tym świątecznym czasie, doceniam! Dziękuję za miły komentarz i klika!

Koala75, dziękuję, bardzo się cieszę, że misiowi się podobało! Miało być lekko i świątecznie, więc dobrze, że odbiór masz podobny, do moich zamierzeń. 

Pozdrawiam wszystkich świątecznie! :)

 Jego umysł odmawiał współpracy, jakby bał się samej próby powrotu do przeszłości. W związku z tym Pietrucha podjął wysiłek fizyczny

Troszkę tu przesadzasz z tym dobrym.

 gruby pień, na którym był zawieszony

Przecież wisiał na gałęzi?

 przekręcił ciało tak, by znalazło się na górze

…? Ciało znalazło się na górze? Nie głowa?

 siedział teraz, jak na koniu

Tu bez przecinka. Im dalej w las, tym mniejsze mam pojęcie o tym, co właściwie robi Pietrucha.

 słońce dopiero wstawało a mróz skrzył się

Słońce dopiero wstawało, a szron skrzył się.

 z rosnącego pod kapturem przekonania

Hmmmm. "Pod kapturem" jednak udosłownia metaforę.

 Do zimna dołączył niepokój,

W jaki sposób?

 Matka zajęta przygotowaniami do świąt, nie była w najlepszym nastroju

Wtrącenie: Matka, zajęta przygotowaniami do świąt, nie była w najlepszym nastroju.

 nie jest to dobry dzień

Może lepiej: to nie jest dobry dzień.

 im dalej od kuchni i matki, tym bardziej świat wydawał się zyskiwać uroku

Nie wiem, co jest takiego trudnego w tej konstrukcji, wszyscy ją psują: im dalej był od kuchni i matki, tym bardziej świat nabierał uroku.

Zielone komnaty puszczy opromienione były blaskiem poranka

Purpura.

 szedł po dywanie mchu

Zimą? Czy on jest gdzieś w ciepłych krajach?

 gdy życie wydało się krasnoludowi całkiem znośne

Dobra, ale przed chwilą bardzo starannie opisywałaś, że wydaje mu się wręcz piękne.

 Gdzie idziesz? Gdzie idziesz?

Dokąd idziesz, ale dzieciak może i tak mówić. Tylko zaznaczam.

 Pietrucha spojrzał na skaczącego wokół niego dzieciaka z niesmakiem.

Źle to brzmi. Ale chyba wystarczy skasować "niego".

 widząc, że ten chudzielec nie odczepi się od niego szybko.

Angielskawe: widząc, że chudzielec szybko się nie odczepi.

 , jakby dopiero się zdecydował.

Mało obrazowe.

 – Proszę cię, nie krzycz tak! – Spróbował młodzieniec, myśląc, jak miły był przed chwilą ten poranek.

Paszczowe małą. Reszta zdania nie wnosi nic nowego.

 piękna jak puszcza bez Kijwoka

:)

 przesłonięte ponętnie jasnymi warkoczami

Ponętnie przesłonięte, czy ponętnie jasnymi?

 gotowy był już

Szyk: był już gotowy.

 odrzekła, nieco poirytowana brakiem powitania.

Tłumaczysz, a odrzekła młodemu, nie Pietrusze.

 szmaragdowe, jak spódnica

Tu bez przecinka.

 Pietruchę okrasił uśmiech szczęścia

https://wsjp.pl/haslo/podglad/11483/okrasic Ponadto – szczęście to trwały stan duszy, a Pietrucha chwilowo przeżywa radość.

 pierniczka. – Spróbował

Paszczowe, małą.

Nikt nie chciał zbyt długo przebywać z tym dzieciakiem.

Zapewniasz.

tą deklarację chłopiec chwycił naręcza chrustu

Tę deklarację. Aliteracja, a naręcze jest jedno – to taka ilość chrustu, którą można unieść naraz.

 Przed nimi, między starymi dębami majaczyły sanie.

Bez przecinka.

 że dzisiaj pech mieszał się ze szczęściem

C.t.: miesza się.

 odpłynęły chwilowo daleko

Znów szyk utrudnia parsowanie, ale można to w ogóle uprościć.

przeszkadzałyby w przemieszczaniu

Aliteracja trochę.

 grupę centaurów siedzącą

Siedzących. To centaury siedzą.

 zawiązujący spodnie i poprawiający kapotę

Ile on ma rąk, że to robi jednocześnie?

 Centaury, co dziwniejsze, miały na ramionach jakieś rachityczne skrzydełka.

Co dziwniejsze od czego?

Przy groźnym wyglądzie tych znanych z przemocy istot, sprawiało to nieco osobliwe wrażenie.

Zbędny przecinek, mocno zapewniające. Mogłabyś od razu opisać centaury, ze skrzydełkami i mięśniami oraz zakazanymi mordami, a dopiero potem ogra. Byłoby spójniej.

 Ogr wyglądał poważniej, zwłaszcza z powodu rozmiarów

?

 najwyraźniej chcąc ruszać dalej

Skąd ten wniosek?

 Wtedy ich zauważył

Kogo?

 moglibyśmy się zapytać

"Się" wytnij.

 Szmaragd jej oczu nie miał dna.

A co to ma do rzeczy? Chłopak nie patrzy jej w oczy, tak w ogóle.

 Ona sama za to

Czemu "za to"?

 wszystkie ptaki postanowiły przenieść się na razie gdzie indziej

Skróć, zdynamizuj. Dowcip jest dobry, ale za długo opowiadany, każdy dowcip traci.

jakby chcieli sprawdzić, które jest bardziej szalone

Który. Obaj są płci mniej więcej męskiej.

 Rozgwiazdka podejrzewająca już co tylko najgorszego mogła wymyśleć

Dlaczego? Brakuje też przecinków, ale po pierwsze – co ona takiego podejrzewa i skąd to wiemy?

 Ogr był już wkurzony, aż tupnął wielką nogą i ziemia zadrżała.

Nie musisz mnie zapewniać, że był wkurzony – widać.

 Pietrucha i Rozgwiazdka spojrzeli na ogra, jakby sprawdzali teorię dzieciaka.

Co wnosi to zdanie?

 od tej wielkiej wysokości

Wystarczy: od wysokości.

 krasnolud od razu poczuł się mniej bezpiecznie

Dlaczego? Siedzi stabilnie i nie spadnie przecież.

 widząc, gdzie patrzy.

Przez spódnicę, która jej opada na głowę?

 nie jest prawdziwie

Prawdziwie – czy prawdziwe?

 Kijwoko ma takie działanie na otoczenie

Kijwoko tak działa na otoczenie.

 To nie jest prawdziwie

Drugi raz ta sama być może literówka. Ponadto – są w śniegowej kuli, co?

 śmiejąc się z radości

Zapewniasz.

 Pietrucha usiadł na śniegu i zaczął się schylać

?

gdy Rozgwiazdka powstrzymała go.

Krótkie na pozycji akcentowanej. Przeczytaj na głos.

 wzięła kubek, który rozgrzał jej zmarznięte ręce

Hmm. Widzimy to z perspektywy…?

 mróz skrzypiał złowieszczo przy każdym kroku

To śnieg skrzypi pod butami. Ponadto – oni chyba nie są ubrani na taką pogodę?

 Mówię Wam!

Zaimek małą.

 przysuwając się bardziej do Pietruchy

Dało się bardziej?

 Pietrucha był niemal szczęśliwy, a krasnoludom bardzo rzadko się to zdarzało

Tylko na początku tej historii :P

potem fragment sań

Może: kawałek?

 

Nie do końca wiem, co tu się wydarzyło, ale było miluchne.

 Jeżeli mogę prosić, to bardziej hipoteza niż teoria, ale nikt poza mną pewnie nie zwróci na to uwagi (chyba że Cię Tarnina odwiedzi).

Hipoteza też tak jakby nie do końca…

 Przed chwilą mówił do niego “proszę pana”, a teraz per “dziadku”? Kijwoko jest mały i mu uchodzi, a Pietrusze co najwyżej “proszę dziadka”.

Oj, tanieje nam dobre wychowanie, tanieje…

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Слава Україні!

Siedzę i poprawiam świątecznie :)

 

odezwać się do takiego wielkiego jegomościa.

Kogo? czego? – jegomości, analogicznie do “jego królewskiej mości” (absolutnie nie “jego królewskiego mościa”… chociaż był taki żart o dzidzie… most dzielimy na przedmoście mostu, moście mostu i zamoście mostu?). Z tym trzeba uważać, bo chęć popisania się rzadkim wyrazem i popełnienie w nim błędu wywiera fatalne wrażenie na wielu czytelnikach.

Ślimaku Zagłady, sprawdziłam w SJP i tam podają dopełniacz jegomościa, więc waham się czy to ruszać. Formy się zmieniały, XVI, XVIIw. to forma jegomości, XXw. to jegomościa. Hmmm…

 

 pierniczka. – Spróbował

Paszczowe, małą.

Nikt nie chciał zbyt długo przebywać z tym dzieciakiem.

Zapewniasz.

 

Tarnino, zdziwiło mnie, że spróbował to określenie paszczowe! I mam pytanie  o wspomniane przez Ciebie zapewnienia. Są złe? W sensie umieszczania ich w tekście? Dlaczego? 

 

 krasnolud od razu poczuł się mniej bezpiecznie

Dlaczego? Siedzi stabilnie i nie spadnie przecież.

 

No dlatego, że ma lęk wysokości! :)

 

 widząc, gdzie patrzy.

 

Przez spódnicę, która jej opada na głowę?

 

No walczy z tą spódnicą, czyli jednak widzi, jak już odgarnie spódnicę sprzed oczu. Myślisz, że jakoś trzeba to lepiej napisać? 

 

mróz skrzypiał złowieszczo przy każdym kroku

To śnieg skrzypi pod butami. Ponadto – oni chyba nie są ubrani na taką pogodę?

 

No pewnie, że nie są ubrani! Dlatego marzną i wciskają się pd koc! I dlatego skrzypienie jest złowieszcze. :)

Wielkie dzięki za wszelkie poprawki, starałam się poprawić! Jak zwykle, Tarnina daje z siebie wszystko! Świątecznie pozdrawiam! 

Tarnino, zdziwiło mnie, że spróbował to określenie paszczowe!

Bo nie chodzi o to, o co myślisz, że chodzi :) Paszczowy jest każdy czasownik, który w tym konkretnym zdaniu oznacza mówienie – a tutaj “spróbował” wyraźnie je oznacza.

I mam pytanie  o wspomniane przez Ciebie zapewnienia. Są złe? W sensie umieszczania ich w tekście? Dlaczego? 

Dlatego, że wyrywają z zawieszenia niewiary. W pewnym sensie jako autor musisz być podstępna – jeśli powiesz coś złożonego wprost, czytelnik Ci nie uwierzy. Porównaj:

 

Stół był nieludzko zabałaganiony.

 

Stół zawalała malownicza kompozycja pudełek, kartonowych, plastykowych i drewnianych, poobwijanych kablami, przystrojonych paczką krakersów i pomarańczową smugą skórki z mandarynki. Spomiędzy pudełeczek wyglądało zakurzone oko żarówki, a całość wieńczył wbity na sztorc śrubokręt.

 

Który stół jest bardziej zabałaganiony?

No dlatego, że ma lęk wysokości! :)

A skąd ja mam o tym wiedzieć? :)

No walczy z tą spódnicą, czyli jednak widzi, jak już odgarnie spódnicę sprzed oczu. Myślisz, że jakoś trzeba to lepiej napisać? 

Miłoby było jaśniej.

No pewnie, że nie są ubrani! Dlatego marzną i wciskają się pd koc! I dlatego skrzypienie jest złowieszcze. :)

Jestem zmarźluch :)

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej nie wiem czy już to pisałem, ale jeśli nie, to wolałabym twoje opowiadanie przeczytać jako komiks :). Albo zobaczyć jako animację. To nie moje klimaty, te wszystkie pierniki i słodkie motywy ale czytało się fajnie. Trochę dziwnie toczy się akcja nie wiadomo, co jak i dlaczego, ale można to zwalić na magię świąt, a w tak magicznym świecie jaki przedstawiłaś to już nie ma o czym mówić, wszystko jest możliwe. I z tym mam największy problem bo świat jest tak bardzo nierealny, że każda akcja przejdzie :). I tu mam problem bo opowiadanie nie przypadło mi do gustu, ale to jest mój problem a nie opowiadania więc daje klika i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

sprawdziłam w SJP i tam podają dopełniacz jegomościa, więc waham się czy to ruszać.

Jest gorzej: nawet Doroszewski podaje wyłącznie dopełniacz jegomościa! Zwracam honor. Nie przyszłoby mi do głowy, zawsze uważałem to za kardynalny błąd… Historycznojęzykowo nie ma to uzasadnienia kompletnie, więc pozostanę przy swojej formie, ale oczywiście nie mogę jej nikomu wpierać. Dziękuję za zwrócenie uwagi.

Jeszcze co do tej paszczowości: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Przeklejam:

 

To proste, byle tego nie traktować mechanicznie. Przykład Ślimaka pożyczę, bo dobry:

 – Czyli chce mnie panienka poprosić o przysługę? – domyślił się Euzebiusz.

Tutaj Euzebiusz domyśla się czegoś i od razu ten domysł werbalizuje. Domyślanie (głową) i wygłaszanie domysłu (paszczą) są jedną czynnością. Trudno je rozgraniczyć i nie ma takiej potrzeby.

 – Przykro mi, ale jestem zajęty przy przemycie literatury co najmniej do czwartku. – Domyślił się, że Salomea zamierza poprosić go o przysługę. Taki szczwany był ten Euzebiusz.

Tutaj zaś Euzebiusz się domyśla, ale domysł zachowuje w cichości serca swego. Nie wypaszczowuje go. Mógłby to zrobić później – grunt, że powzięcie domysłu (za pomocą szarych komórek) i wyartykułowanie go mową (poprzez przetłaczanie powietrza przez paszczę) to osobne czynności.

 

Na fantazmatowej liście verborum dicendi są takie, które zawsze będą oznaczały czynności paszczowe: jęknął, mruknął, roześmiał się; i takie, które niekoniecznie: ucieszył się, stwierdził, zniecierpliwił się. Są i takie, które mają wiele znaczeń: zaciął się (przy goleniu; w uporze; w mowie – czyli się zająknął). Problem należy do dziedziny semantyki, nie tylko syntaksy. Żeby to zilustrować, dorzucę parę przykładów od siebie:

 

– To kwestia semantyki, nie syntaksy – popisała się znajomością trudnych słów.

– I raz dokoła. – Popisała się jazdą na jednokołowym rowerku.

– Żartujesz? – roześmiał się.

– I on mu wtedy, rozumiesz, wasza Świątobliwość się nie martwi, on wziął mój plecak! – Roześmiał się głośno z własnego, jakże ogranego, żartu.

– Nnie… nie ma mowy. – Zaciął się w uporze.

– Nnie… nie ma mowy – zaciął się.

 

Zasadnicza reguła jest taka – verbum dicendi piszemy małą literą. Verbum z dicendi niezwiązandi piszemy dużą. Bo v.d. jest jakby orzeczeniem zdania, a wypowiedź jego dopełnieniem (zwracam uwagę, że to jest tylko mój domysł, ale może Ci ułatwić zapamiętanie reguły). Nie chodzi o to, którą częścią ciała bohater wykonuje daną czynność (bo mógłby się na przykład porozumiewać w języku polegającym, pardon my French, na kontrolowanym puszczaniu wiatrów – nie, to nie ja wymyśliłam – i wtedy dotyczące go verba dicendi będą, ekhm, inne).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, dziękuję za wszystkie wyjaśnienia, zrobiło się od nich trochę… jaśniej! :) Super! Ktoś powinien zacząć Ci za to płacić! (nie ja!) :D Wysyłam wirtualnego całusa dziękczynnego! kiss

Ślimaku, w SJP właśnie rozpisali to w wyjaśnieniem historycznym, zresztą język rzadko kiedy kieruje się logiką… też to odkrywam co chwilę… :)

Bardjaskier, dziękuję, to najdziwniejszy klik, jaki dostałam, nie podobało Ci się, co rozumiem, gatunkowo i w ogóle, ale klikasz! Żeby tak wszyscy robili! :D Wdzięcznam bardziej niż zwykle! 

Pozdrawiam gorąco! heart

JolkaK

 

Widzisz, choć akcja jest dość niezwykła, bo dzieją się dziwne rzeczy, to opowiadanie jest tak poprowadzone, że w tym świecie jest to wszystko prawdopodobne, a do tego przeszłoby wiele więcej. I to mi się nie podoba, to nie jest mój klimat. Ale czytało się dobrze i wykreowany świat, usprawiedliwia te dziwne zwroty akcji, dlatego klikam ;). A to, że nie są to moje klimaty, to nie oznacza, że mam nie klikać :). Mam nadzieję, że teraz nieco ci rozjaśniłem mojego klika :) 

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Sympatyczne opowiadanie. Postaci bajkowe niby znane skądinąd, ale bardzo oryginalne. Leśne krasnoludy ogoniaste, sympatyczne (w sumie) ogry i centaury, i trolle, których nie trzeba się bać. Wszystko podane na słodko. Do tego pierniczki i ciepłe kakao. Bardzo ładne opisy przyrody, ciekawe postaci. Bajkowo i świątecznie.

 

Nominuję. Pozdrawiam. 

Bardjaskier, Twój klik rozjaśnił się jak ta gwiazda na grudniowym niebie! :) Tym bardziej szanuję takiego klika. Niech się klika na zdrowie! 

AP, super że wpadłeś, faktycznie takie słodkie to wyszło, ale wiesz, święta i te sprawy… Dziękuję za nominację, bardzo, bardzo! :)

Pozdrawiam poświątecznie! :) heart

Ktoś powinien zacząć Ci za to płacić!

Popieram! :)

(nie ja!) :D

Jaaasne, jak trzeba zapłacić, to nikt się nie zgłasza XD

Wysyłam wirtualnego całusa dziękczynnego! kiss

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej!

 

Gdy z daleka widzę akapity jako ściany tekstu, wewnętrznie wzdycham. Brak dialogów na początku mnie odstrasza, bo zazwyczaj autor daje sporo opisów, a ja nie jestem jeszcze w historii, więc już na wstępie trochę się nudzę. A u Ciebie – niespodzianka, bardzo lekko i przyjemnie pozwoliłaś mi na zagłębienie się w początek historii. Od razu mamy Pietruchę, rozmyślanie o tym, jak tam utknął, czemu niczego nie pamięta, skąd ten śnieg.

 

Bardzo plastycznie opisałaś ten początek. Naprawdę czytałam z przyjemnością.

Mówię tu zarówno o tej akcji na drzewie, jak i o dalszych wydarzeniach, zakończonych sympatycznym

 

z wyjątkiem dorastających nastolatków – im zmniejszało jedynie poziom chmurności.

:)

 

Kijwoko

Cudowne! XD

 

O rany, haha, Kijwoko jest super! Pamiętam z poprzedniego opowiadania, że Twój humor do mnie trafiał, więc tak jest i tym razem.

 

jeśli łaska. – rzekła

Bez kropki.

 

pierniczka. – spróbował

To samo.

 

Dziewczyna przytaknęła gorliwie, bo też chciała zbyt długo przebywać z tym dzieciakiem.

nie chciała

Ale ja bym usunęła ten fragment po „gorliwie”, domyślam się, że za chwilę pozbędą się Kijwoko, więc oczywiście, że też nie chciała z nim przebywać.

 

złapałł

 

jegomościa.Pochwycił

Spacja uciekła

 

moi kompani posilili się w tym czasie… będziemy się już zbierać.

Odwrócił się plecami, ale jakby jakaś myśl mu przyszła do głowy, bo odwrócił się

 

Co do fabuły – ogr jako Mikołaj, centaury jako renifery, pomysł mi się podoba. :D

 

Zgrabnie wróciłaś do początkowej sceny. ;)

 

Łatwiej powiedzieć niż zrobić.

Przecinek

 

– Co nie jest prawdziwe? – Nie zrozumiał.

Hm, no ja bym dała bez tego nie zrozumiał, bo z pytania wynika, że nie rozumie.

 

wyszli. Wzięli tylko koc z fotela, żeby okryć małego.

Gdy tylko wyszli na zewnątrz i przeszli parę kroków

 

Scena w domku z kakao, kominkiem – jak uroczo, miło, szkoda, że trwała krótko, takie mignięcie. Wiem, limit, widzę, tekst trochę na tym traci, bo piszesz naprawdę dobrze, plastycznie, aż się chce w to wgryźć jak w sernik, a tu tylko jeden gryz i zabrane.

 

Kijwoko jest tak uroczo irytujący, że naprawdę świetnie odmalowałaś postać. Serio. Są bohaterowie irytujący niecelowo, którzy męczą mnie niezmiernie, a przy Kijwoko nic takiego nie odczułam, bo Ty sama chciałaś, żeby był irytujący, ale w zaplanowany, odmierzony sposób. To wyszło, jak dla mnie wyszło.

 

Przyjemna przygoda, trochę magii, zimy, a na koniec znajoma kraina, mech, no może koniec aż za idealny, ale przymykam oko, konkurs świąteczny. :)

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

P.S. Klikam :)

Cześć JolkaK,

 

Zabawne, ciepłe i intersujące opowiadanko napisałaś. Może trochę za słodkie, ale przecież mamy okres świąteczny! Jest humor, jest wyczucie smaku, jest dopięta od początku do końca historia. Zazwyczaj nie przepadam za Fantasy, czyli wszelkimi ogrami, elfami, itp. krasnoludami, ale w wersji na wesoło, nieco absurdalnej jestem w stanie to strawić. I Twoje trawiło się całkiem nieźle, jak te pierniczki, wspomniane w tekście:)

PS I chyba rzeczywiście trzeba byłoby przejrzeć tekst pod kątem błędów, bo gdzieś tam brakowało przecinków, gdzieś tam zjadłaś spację czy literkę.

 

Powodzenia w konkursie i Pozdrawiam.

Ananke, dziękuję za odwiedziny i tyle pochwał, aż chce się pisać dalej. Przede wszystkim jednak jestem wdzięczna za poprawki i wyłapanie dodatkowych błędów. Postarałam się wprowadzić wszystkie oprócz tej: 

– Co nie jest prawdziwe? – Nie zrozumiał.

Hm, no ja bym dała bez tego nie zrozumiał, bo z pytania wynika, że nie rozumie.

 

Zostawię jednak, bo wymiana zdań jest dłuższa, a to mi osadza dobrze uczestników dialogu. 

Super, że Ci się podobało! Zdaję sobie sprawę, że każdy ma inne poczucie humoru, tym bardziej cieszę się, gdy ktoś ma podobny do mojego! Koniec słodki, nawet dla mnie, ale na protesty Rozgwiazdki już zabrakło mi miejsca! :)

JPolsky, dziękuję za odwiedziny! A jeszcze bardziej za miły komentarz! Trawienie ważna rzecz, więc jeśli opko działa leczniczo, to super! Postaram się jeszcze raz (dwudziesty) przeczytać tekst i może jeszcze coś znajdę i poprawię!  Również powodzenia konkursowego! :)

Sympatyczne opko. Chyba najbarwniejszą postacią jest Kijwoko. Już samo imię świetne.

Wizja Mikołaja w wersji fantasy też mi się spodobała. Ogr ze zdolnościami przywódczymi, powiadasz? ;-)

Czytało się przyjemnie, miło, że wszystko dobrze się skończyło.

Babska logika rządzi!

Zostawię jednak, bo wymiana zdań jest dłuższa, a to mi osadza dobrze uczestników dialogu. 

Rozumiem, może warto w tym przypadku zamienić to “nie rozumiał” na czynność, wiesz, że zamrugał albo przekrzywił głowę, cokolwiek, co nie powtórzy. Albo możesz zostawić jak jest, jeśli Tobie nie przeszkadza. ;)

 

Super, że Ci się podobało! Zdaję sobie sprawę, że każdy ma inne poczucie humoru, tym bardziej cieszę się, gdy ktoś ma podobny do mojego!

Czytałam trochę opowiadań z dziećmi i naprawdę w wielu są tak irytujące, że przewracam oczami. Tutaj było odwrotnie i mogłam się uśmiechnąć przy Kijwoko. :D

Uśmiechnęło mi się, bardzo fajne, cieplutkie opko. Fajnie udało Ci się umieścić Mikołaja w świecie krasnoludąw i trolli. Same krasnoludy ogoniaste też mi się spodobały. Zabawne jest to, że mimo oczywistych dowodów krasnoludzkie nastolatki nie zdołały uwierzyć, że spotkały prawdziwego Zimowego Dziadka. Jeszcze rozumiem Pietruchę, co innego było mu w głowie, ale że Rozwiazdka była równie nieczuła ;) Kijwoko zrobił opku dobrą robotę, bez tej postaci to nie byłoby to ;)

Nie będę się rozpisywać, mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Zawsze się znajdzie puszcza, w której bohaterowie przeżyją osobliwą przygodę, a cieszę się, że w tym przypadku opisałaś wszystko niezwykle malowniczo, nie skąpiąc przy tym humoru dobrej jakości.

I zupełnie mi nie przeszkadza, że nie dowiedziałam się, do czego Pietrusze były potrzebne tytułowe kamienie…

Joloko, mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić opowiadanie do Biblioteki.

 

Wy­szła zza dębów, nio­sąc na­rę­cza chru­stu… → Obawiam się, że mogła nieść nie więcej niż jedno naręcze.

 

ni­czym wo­do­spa­dy spły­wa­ły w dół ku szma­rag­do­wej spód­ni­cy. → Masło maślane – czy wodospad może spływać w gorę?

Wystarczy: …które ni­czym wo­do­spa­dy spły­wa­ły ku szma­rag­do­wej spód­ni­cy.

 

zo­ba­czy­li grupę cen­tau­rów sie­dzą­cą nie­opo­dal na mchu. → Ponieważ, jak mniemam, siedziały centaury, to chyba: …zo­ba­czy­li grupę cen­tau­rów sie­dzą­cych nie­opo­dal na mchu.

 

a ich czoła, wy­su­nię­te nieco do przo­du, da­wa­ły im wy­gląd wiecz­nie za­gnie­wa­nych. → A może: …a wy­su­nię­te nieco do przo­du czoła sprawiały, że wy­glądali na wiecz­nie za­gnie­wa­nych.

 

bo od­wró­cił się z po­wro­tem i spoj­rzał na nich. → Zbędne dookreślenie. Wystarczy: …bo od­wró­cił i spoj­rzał na nich.

 

z po­dejrz­li­wo­ścią, nie wie­rzą­cej już w cuda, mło­dej ko­bie­ty. → …z po­dejrz­li­wo­ścią niewie­rzą­cej już w cuda mło­dej ko­bie­ty. 

 

– Spró­buj pod­cią­gnąć się na górę. → Zbędne dookreślenie – czy można podciągnąć się na dół?

 

Środ­ko­wy pień był bar­dzo gruby… → Ile pni miała sekwoja, i jakie były pozostałe, skoro środkowy by bardzo gruby?

A może miało być: Pień w środkowej części był bardzo gruby…

 

Dobre pół dnia za­ję­ło im zej­ście na dół. → Zbędne dookreślenie – czy mogli schodzić na górę?

Proponuję: Zejście zajęło im dobre pół dnia.

 

Zszedł na dół. → Masło maślane – czy można zejść na górę?

 

– Co tu się dzie­je?Jeden świat… → Brak spacji po pytajniku.

 

a on po­krę­cił głową i wska­zał na dzie­cia­ka. → …a on po­krę­cił głową i wska­zał dzie­cia­ka.

Wskazujemy kogoś, nie na kogoś.

 

krzyk­nę­ła i wska­za­ła na wierz­choł­ki drzew. → …krzyk­nę­ła i wska­za­ła wierz­choł­ki drzew.

Wskazujemy coś, nie na coś.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Finkla, dziękuję za odwiedziny i ciepły komentarz. Ogry najlepiej nadają się na Mikołaja, nie sądzisz? :) Posturą są idealne!

Ananke, dobrze, może masz rację, pomyślę jeszcze nad tym fragmentem i zmienię. :)

Irka_Luz, fajnie, że wpadłaś z tak miłym komentarzem, cieszę się bardzo, że się podobało! Nastolatki ogólnie podważają całą otaczającą rzeczywistość, a co dopiero Zimowego Dziadka! Rozgwiazdka była twardo stąpającą po ziemi dziewczyną. :)

Regulatorzy,  to wspaniale, że się spodobało! Kamienie potrzebne były do świątecznej kolacji i musiały być od trolli… nie zdradzę wszystkiego, ale to była tradycja, jak u nas karp… Poprawki naniesione, dziękuję za wyłapanie i poświęcony czas! 

Pozdrawiam wszystkich noworoczne! Do siego! :D

Posturą pasują nieźle, tylko nie jestem pewna, czy ogrom będzie dobrze w czerwonym. ;-)

Babska logika rządzi!

Bardzo proszę, Jolko. A skoro dokonałaś poprawek, moge udać się do klikarni.

Moc serdeczności na nadchodzący rok! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sympatyczne :)

I na tym bym w zasadzie poprzestała, gdybym nie zauważyła, że brakuje Ci jednego klika do biblioteki ;)

Mnie się podobało. Jest ciepło, przyjemnie, lekko, mamy romans Pietruchy z Rozgwiazdką, podoba mi się Kijwoko (tu nie dało się nie uśmiechnąć). Mikołaj taki jakiś mało mikołajowy, zamiast rozdawać prezenty wiesza krasnoludzkie dzieci na sośnie ;)

Dobrze się czytało, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dzień dybry,

 

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić.

Zbędny przecinek.

 

Kijwoko tak się wydzierał, że dostał chrypki

Dlaczego się wydzierał? Myślałam, że się skupia na zejściu z drzewa, a nie na darciu mordy.

 

ale w końcu wszyscy stanęli na ziemi, na śniegu.

Albo na ziemi, albo na śniegu.

 

Pietrucha kucnął na śniegu, by zejść do otworu

Zabrakło przecinka.

 

Złapał wzrokiem w ostatniej chwili.

Co złapał?

 

 

Pięknie napisane opowiadanie, niemal akwarelowe, łatwo było mi sobie wyobrazić las, centaury, ogra, krasnoludy… Minusik taki, że trochę mało się działo, nie wydarzyło się nic, co by kazało mi czekać w napięciu.

Jednak Twój warsztat jest tak wspaniały: język i styl w ogóle mi nie zgrzytał, czytało się płynnie i przyjemnie. Nie da rady – trzeba dać klika!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Anet, dziękuję ślicznie za odwiedziny, faktycznie przynosisz radość! Klik się przyda, doceniam bardzo i cieszę się, że spodobało się na tyle, by klikać! :) 

HollyHell91, dzięki za łapankę i wspaniały komentarz! Przyznam, że zaczęłam szperać po Googlach do wspomnianego przez Ciebie zdania:

 

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić.

Zbędny przecinek.

 

I natknęłam się na dużą rozbieżność. Np.: ortograf.pl każe go stawiać a SJP nie, na innych stronach różnie. Usunę go, mając jednak w pamięci, że to sporna kwestia. :) 

Resztę poprawiam, oprócz ostatniego, bo przecież następne zdanie tłumaczy, co złapał, więc chyba można tak zostawić…

Bardzo dziękuję za pochylenie się nad tekstem! I za klika! :) 

Witam jury!

Pozdrowienia dla wszystkich! :) 

 

Dobra, ten nie ma skrzydełek, ale…

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

I natknęłam się na dużą rozbieżność. Np.: ortograf.pl każe go stawiać a SJP nie, na innych stronach różnie. Usunę go, mając jednak w pamięci, że to sporna kwestia.

Rzeczywiście ciekawa i sporna, tutaj Malinowski: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Przecinek-przed-niz-w-zdaniach-porownawczych-zlozonych;19386.html przeciwko Bańce: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/niz;11686.html, a tutaj zupełnie niepomocne brzmienie reguły: https://sjp.pwn.pl/zasady/379-90-H-1-Przed-czlonem-porownawczym-wprowadzonym-przez-wyrazy-jak-jakby-jako;629797.html.

Dobra wiadomość jest więc taka, że można pisać zgodnie z własnym wyczuciem językowym; zła taka, że zawsze ktoś i tak może zarzucić błąd. Osobiście stawiam przecinek przy wyraźnym przeciwstawieniu, nie stawiam, gdy porównanie ma charakter stopniowania lub człony są bardzo krótkie.

Lepiej odczuwać dyskomfort niż cierpieć.

Lepiej umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach.

Dzięki, Ślimaku, za zgłębienie problemu i wskazanie swojego podejścia. Niech żyją zasady polskiej pisowni, gdzie nic nie jest do końca pewne, i można zginąć tragicznie w gąszczu niejasności. Przy takim szkoleniu, żaden inny język nie jest nam straszny! :D 

Bawiłam się bardzo dobrze :)

Choć słodkie/ cozy klimaty to zwykle nie moja bajka, ale dobrze tutaj wszystko zbalansowałaś: humor, fantastykę, wątek świąteczny. No i zamiast reniferów, centaury w ze skrzydełkami. No i Kijciwoko.

Ani trochę nie czułam długości tekstu, zaciekawiły mnie krasnoludy z ogonami.

No i będę miała teraz zagwozdkę przy głosowaniu :D

Shanti, dziękuję za odwiedziny i komentarz, bardzo się cieszę, że się podobało, mimo, że nie Twoje klimaty. Tym bardziej doceniam! :) Pozdrawiam cieplutko, b o u nas minus 8. Brrr!

Bardzo przyjemne opowiadanie, idealne do zimowej herbaty ;)

 

– Na zgniłego świkłaka, czy nie można już w spokoju odetchnąć po drodze?! – zapytał świat i wszystkich dookoła.

Powinno być: zapytał świata, w końcu zapytał (kogo/czego) świata

 

edit: przekreślenie

Skąd, zapytał wiąże biernik: zapytał (kogo? co?) świat, bo rzeczowniki męskorzeczowe mają biernik równobrzmiący z mianownikiem. Łatwiej sobie uzmysłowić na przykładzie rodzaju żeńskiego:

Zapytaj rzekę (nie: rzeki), gdzie swe toczy wody.

Słusznie angel

Cześć, Jolko!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Wybrane hasło zdecydowanie na plus wykorzystane. Ciekawie przerobiłaś Święta – pasują do przyjętej konwencji, choć nie doszukałem się tu literackiego absurdu. Estetyką tekst bardziej pasuje do High Fantasy.

Bohaterowie może i trochę stereotypowi, ale wykonani porządnie, sam świat również przedstawiony dość obrazowo. No i wiadomo, że nic nie zbliża bardziej, jak wspólnie przeżyte przygody, dzięki czemu fabularnie wszystko się domyka, choć trochę brakło pociągnięcia wątku trolli. Równie dobrze mogli iść na grzyby.

Wykonane dobrze, bez zgrzytów. Dialogi masz czasem aż nazbyt potoczne, ale dzięki temu łatwiej wejść w klimat przygody młodych ludzi z emocjonalnie reagującym bachorkiem.

To bardzo ciepły tekst, w sam raz na Święta!

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć!

Fajne opko Ci wyszło, było dużo ciepła i trochę zagrożenia. Bohaterowie, choć nie miałaś na to dużo miejsca, wydają się bardzo realistyczni, nawet jeżeli nieco brak im oryginalności. W szczególności dotyczy to dzieciaka – irytował mnie od pierwszego pojawienia się, młodsze rodzeństwo albo jedyny maluch w okolicy jak się patrzy. ;)

Fabuła nie jest przesadnie złożona, ale też nie musiała taka być. Uważam, że tekstowi dobrze zrobiło wyjście od sceny, w której krasnolud budzi się na drzewie – gdybyś zaczęła od wędrówki przez las, nie byłoby tu żadnego haczyka, a tak mieliśmy od razu przeczucie, że coś się stanie. I to czekanie na wybuch podziałało na emocje.

Światotwórczo, jak na tak krótki tekst, mamy tu całkiem sporo. Oparcie całości na rasach dobrze znanych z fantastyki wszelakiej pozwoliło łatwo wciągnąć się w bajkowy klimat. Możesz mnie też uznać za osobistą fankę krasnoludów z ogonami, bo nie mogę przestać sobie wyobrażać teraz wielkich kowali czy górników, którzy mają chwytny ogon. :D

Ale, co by nie było tak cukierkowo, uważam, że w wędrówce trójki krasnoludów przez kolejne krainy czegoś zabrakło. Może większych zagrożeń, może jakiś większych emocji – mieliśmy chwilową radość, a poza tym zimno i mróz. W porównaniu z resztą tekstu – szczególnie butnego dialogu z ogrem-zimowym dziadkiem – zrobiło to na mnie wrażenie nieco bezbarwnego.

No, ale nie zmienia to faktu, że tekst mi się podobał – miły, ciepły, spokojny. Dzięki za udział w konkursie!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Krokusie, dziękuję za komentarz, faktycznie może źle dobrałam ten absurd, ale wiesz, najpierw wybrałam motyw, potem pisałam, a potem już było za późno na zmianę… cieszę się, że raczej jest dobrze, poważnie potraktuję następnym razem stereotypowość bohaterów i może wyjdzie jeszcze lepiej! Dzięki!

Verus, wspaniale, że się podobało, piszesz o mało oryginalnych bohaterach, wspominał już o tym Krokus, co oznaczać może tylko jedno – to jest słuszna uwaga. Do zapamiętania przy następnych próbach pisarskich. Zgadzam się też z uwagami dotyczącymi fabuły – nieco więcej emocji by nie zaszkodziło. Dziękuję za przydatny komentarz! 

Udział w świątecznym konkursie to przyjemność, mam nadzieję, że będzie również w tym roku! 

Tekst całkiem przyjemny do przeczytania. Nie powiem, żebym był adresatem pod tym względem, że generalnie zaserwowany humor nie jest moim ulubionym. Ale samo wykonanie historii – w takiej formie, jaką sobie wyraźnie założyłaś – jest dobre i spójne. Postać Kijwoka, wgl same imiona bohaterów, ich rysy, stosowany język, powracające aluzje do tarzania się w mchu – wszystko do siebie pasuje. Jak mówiłem – generalnie dobre opowiadanie, choć niekoniecznie trafiające w mój target:P

Слава Україні!

Nowa Fantastyka