- Opowiadanie: Sabina Anto - Boże Narodzenie po wodzie

Boże Narodzenie po wodzie

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Boże Narodzenie po wodzie

Mnóstwo spraw trzeba zamknąć przed końcem roku, a właściwie przed Wigilią, bo w przerwie między świętami a sylwestrem już nic się nie załatwi. Zadyszki można dostać.

Straszne było zamieszanie z deadline’ami i kończeniem projektów – a potrzeba też czasu na porządki i zakupy – i pomyślałam, że chrzanić to, w tym roku chyba oleję Święta. Nawet okien nie zdążyłam umyć i nie wiem jak do tego doszło, ale ocknęłam się w poszarpanym ubraniu na bezludnej wyspie, oparta plecami o jeden, jedyny pień, sterczący z jej środka.

 

Coś okrągłego roztrzaskało mi się na głowie i nie był to kokos. Spojrzałam w górę – nade mną widniała plątanina świerkowych gałęzi, obwieszonych bańkami choinkowymi.

Sytuacja była tragiczna. Siedziałam pośrodku bezkresnego oceanu, na niewielkiej wysepce zwieńczonej choinką. Wokół pływały karpie.

Burczało mi w brzuchu i bardzo chciało się pić, a kulista rzecz, która spadła na moją głowę, nie była życiodajnym kokosem, tylko szklaną ozdobą świąteczną. Naokoło, jak okiem sięgnąć – woda. Jednak pośród fal, w oddali, ujrzałam niewielki, rosnący punkcik. Ktoś zbliżał się wpław.

Na brzeg wyszedł zdyszany, jedenastoletni chłopiec w białym stroju.

– Czy przyjmie pani księdza? – zapytał.

Rozejrzałam się wokół. Świerk już zaczynał się sypać.

– Tak tu nieposprzątane, nie wiem czy wypada – odparłam – i nie mam wody… święconej.

– Ksiądz ma swoją, z kropidłem. Przyjdzie za jakiś czas – powiedział.

– Masz, kup sobie coś. – Wcisnęłam mu do ręki kilka monet wygrzebanych z kieszeni, tutaj i tak bezużytecznych.

– Bóg zapłać – zakrzyknął chłopiec i wskoczył z powrotem do morza.

Niestety wprost w otwartą paszczę karpia. Biedne dziecko.

Wstrząśnięta i wyczerpana zasnęłam. Śnił mi się krupnik.

 

Obudził mnie głód i szarpnięcie za ramię. Podniosłam głowę i zobaczyłam swoją matkę.

– Nie garb się! I co ty w ogóle masz na sobie?! – Oderwała strzęp moich łachów rozbitka. – Mizernie wyglądasz. Czegoś ci potrzeba?

– Głodna jestem i pić mi się chce.

– Jakoś dasz radę.

– A nie masz czegoś do jedzenia? – zapytałam, widząc, że grzebie w torebce.

– Z ojcem jesteśmy zdania, że dzieci powinny żywić się same. O! Batonik! – Zerwała z choinki smakołyk w błyszczącym celofanie i wpakowała sobie zawartość do ust.

Że też wcześniej go nie zauważyłam.

– Zjem, żeby cię nie kusiło – mówiła, przeżuwając. – Musisz o siebie zadbać! Pieniądze ci przywiozłam, wydaj szybko póki świeże! Zabaw się, przepij, to ci dobrze zrobi! – Wyjęła z torebki słoik pełen banknotów i postawiła pod choinką.

– Mamo, chyba tu utknęłam…

Zmarszczyła czoło i rozejrzała się.

– Świata nie widać! – westchnęła.

– No…

– Bo okna nieumyte!

– Nie zdążyłam – próbowałam się tłumaczyć – i nie mam czym…

– Nalej wody, a ja skoczę po gąbki! – zarządziła i wskoczyła na główkę do morza.

Próbowałam ją wypatrzyć w głębinie, ale karpie strasznie mąciły wodę. Karpie… Można by jednego upolować i szybko ugrillować na gałęziach choinki. Złapałam zużyty zimny ogień i sprawdziłam czy drut jest wystarczająco ostry. Weszłam po kolana do wody, próbując się nim zamierzyć na najbliżej przepływającego karpia.

Nagle usłyszałam szelest świerkowych gałęzi, ruszały się. Ze szczytu choinki schodził mój ojciec.

– Ani mi się waż! – krzyknął. – Jak się pod skazańcem sznur urwie, to się go drugi raz nie wiesza!

Teraz dopiero dostrzegłam, że większość opływających wyspę karpi ma na głowie ślad po uderzeniu młotkiem. Niektóre pływały bokiem, spazmatycznie poruszając skrzelami i zostawiając za sobą krwawe smugi. Zanim zdążyłam któregokolwiek złapać, wszystkie poszły na dno. Odwróciłam się w stronę ojca, ale już go nie było, zniknął w gałęziach choinki.

 

W oddali zamajaczył kolorowy żagiel.

– Hej! Hej! Ahoj, mejdej! – zaczęłam krzyczeć i machać rękami.

Wymacałam w kieszeni zapalniczkę i – zamiast racy – odpaliłam kilka zimnych ogni wiszących na choince. Kiedy łódź się zbliżyła, moim oczom ukazała się czarna bandera ze zdjęciem rentgenowskim czaszki. Na pokładzie było tłoczno.

Pierwsi zdjęli buty i wyskoczyli na ląd wujkowie. Śmierdziały im skarpetki. Pomogli wysiąść ciotkom.

– Można w butach? – zapytała Pierwsza Ciotka – bo trwałą dzisiaj robiłam. No, dzień dobry. Wesołych.

Pocałowała mnie w oba policzki, zostawiając na nich ślady lepkiej czerwonej szminki.

– Pokaż no się! – ryknęła basem Druga Ciotka, pulchna i w trampkach. – Rumieńce masz! Powietrze ci służy.

Boleśnie uszczypnęła mnie w policzek.

– Ale wyrosłaś! A pamiętam cię taką-taką.

Trzecia Ciotka wygramoliwszy się na ląd od razu usiadła.

– Taka jestem dzisiaj meteorologiczna – westchnęła cicho, wachlując się plikiem recept – i ta aura, ale cóż…

Wujkowie tymczasem szukali korkociągu. Nie znaleźli, więc skupili się na choince.

– Lampki chodzą? – zapytał Pierwszy Wujek.

– Sztuczna! – stwierdził Drugi Wujek.

– Gdzie tam, sztuczna. To świerk! Ja mam jodłę, nie sypie się tak – oświadczył Trzeci Wujek.

– Ee, co się ma sypać, świerk solidny, my takie w hucie przetapiamy na fiks – rzekł fachowo Drugi Wujek i przywalił w pień ciężką dłonią.

Zamiast igieł na ziemię spadło kilka czekoladek z alkoholem.

 

– No, to chluśniem, bo uśniem! – zawołał Pierwszy Wujek, rozdając pozostałym wujom czekoladowe beczułki.

– Jak z likierem, to nie pogardzę – odezwała się Trzecia Ciotka, częstując się.

– A twoja pęknięta kalarepka? A jak będziesz mieć nawrót borygo? – słabo zaoponował Trzeci Wujek.

Ale było za późno, bo ciotka już połknęła czekoladkę razem ze sreberkiem.

– Ja też proszę – powiedziałam, wyciągając rękę do Drugiego Wujka.

– O ho-ho! Masz na to jeszcze czas! – zawołały chórem Druga i Trzecia Ciotka, błyskawicznie pożerając dwie ostatnie czekoladki.

– No, to pogoda nam nie dopisała – zawołał radośnie Pierwszy Wujek.

– Barbary było po lodzie, to mamy Boże Narodzenie na wodzie – westchnęła Trzecia Ciotka.

– A w pracy wszyscy zdrowi? – zapytał Trzeci Wujek.

– A dziękuję, chwalę sobie – odparła Pierwsza Ciotka.

– Święte sianko przywiozłam, poświęcone przez proboszcza u wód – powiedziała Trzecia Ciotka. – Proszę, będzie na stół jak znalazł.

Wyjęła z torebki paczkę waty i położyła pod choinką.

– I jeszcze takie, porządne, solidne, zdobyłam, znajoma mi przywiozła, ona ma jedną zaprzyjaźnioną panią, co jej zawsze odkłada, a ja mam za dużo, to proszę – dodała, wieszając na choince kilka zużytych wenflonów. – No, to komu w drogę, temu czas.

Ciotki i wujkowie błyskawicznie wgramolili się na łódź i odpłynęli, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

Został po nich tylko zapach perfum, czekolady, likieru i skarpet.

Na choince nie było już żadnych słodyczy, ani niczego innego do jedzenia czy picia. Zaczęłam grzebać w ziemi wokół choinki w poszukiwaniu smakowitych larw. W awaryjnej sytuacji to podobno dobre źródło białka. Gdy wykopałam niewielki dołek, zauważyłam, że na jego dnie poruszają się jakieś różowe mięsiste kształty, przypominające tłuste gąsienice. W pośpiechu zaczęłam je odkopywać, i kiedy wystawało ich już pięć, zauważyłam, że mają paznokcie. Z ziemi wysunęła się pulchna dłoń i złapała mnie za rękę. Z przerażeniem próbowałam się wyrwać, myśląc, że zostanę wciągnięta pod ziemię. Z dołka wydobyła się druga ręka, która chwyciła mnie za ramię i po chwili, podciągając się na mnie, z ziemi wygramolił się ksiądz.

– No, szczęść. Z prochu powstałem. Amen – powiedział. – To nie moja parafia, ale trudno.

Ksiądz był pulchny. Rozejrzał się dookoła i zażądał mojego zeszytu do religii. Nie miałam, więc zrezygnowany wyjął zza pazuchy kropidło i pochlapał mnie wodą, mamrocząc coś pod nosem. Wyglądał smakowicie.

Spiłam łapczywie krople wody święconej spływające mi po twarzy. Pragnienie osłabło, jednak wciąż byłam głodna, a ksiądz był taki tłuściutki. Jak to się stało – nie wiem.

 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Genialny pomysł, humor aż kipi, groteski oraz absurdu bardzo dużo, teraz można w pełni zrozumieć, co przeżywał Robinson. :)) I – dlaczego w “tamtych” rejonach jest tylu ludożerców. :))

 

Z technicznych:

– Świata nie widać! – westchnę

– brak dokończenia.

 

Pozdrawiam świątecznie i klikam. ;)

Pecunia non olet

bruce, dzięki za docenienie i poprawkę techniczną, już zmieniam!

 

I życzę przetrwania Świąt…

Bardzo przyjemny szorcik. 

Bardzo.

ManeTekelFares, miał być przyjemny i relaksujący jak Święta… Dzięki za pozytywny komentarz! I Wesołych!

Cześć Sabina!

Klimat z Podróży Pana Kleksa, gdzie słowa zmieniają trochę kształt i znaczenie, przestrzeń się mocno zakrzywia, a bohaterka jest d z i w n a! Bardzo udany szorcik, niby taki odległy od realności, a jednak jakoś zaskakująco podobny…

Pozdrawiam i zgłaszam do biblioteki!

 

I ja bardzo dziękuję, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

chalbarczyk, dzięki za docenienie. Nie inspirowałam się Panem Kleksem, ale faktycznie coś w tym jest, miał być klimat trochę jak ze snów.

Pozdrawiam!

Nie wiem Sabino co bierzesz… ale nie odstawiaj tego!

Karpie, ciocie, wujowie i ministranci, a do tego karuzela zdarzeń.

 

Tak pięknie poczułaś ducha Świąt (poprzednich obecnych i przyszłych), że aż się wzruszyłam.

 

Zabaw się, przepij, to ci dobrze zrobi! – wyjęła z torebki słoik pełen pieniędzy i postawiła pod choinką.

 

Wyjęła nie jest gębowe.

Lożanka bezprenumeratowa

Dzięki, Ambush, za pozytywny komentarz i popraweczkę! Już przerabiam.

 

Pozdrowienia.

Cześć, Sabino! Na początek uwagi:

Straszne było zamieszanie z deadlinami i kończeniem projektów

Deadline’ami.

 

– Nie garb się! – krzyknęła.

– I co ty w ogóle masz na sobie?! – Oderwała strzęp moich łachów rozbitka. – Mizernie wyglądasz. Czegoś ci potrzeba?

Kwestia druga to nadal wypowiedź matki, więc proponuję zapisać ją w tym samym akapicie, co pierwszą.

 

– Można w butach? – zapytała Pierwsza Ciotka – bo trwałą dzisiaj robiłam. No, dzień dobry. Wesołych.

Brakuje kropki w didaskaliach. Drugie zdanie (Bo trwałą…) wielką literą. Przejrzyj dialogi pod tym kątem, bo bardzo często zapominasz o kropce i wielkiej literze.

 

Trzecia Ciotka wysiadła i od razu usiadla.

Nie wiem, czy to zamierzone powtórzenie, ale nie brzmi zbyt dobrze. Poza tym zgubiłaś ł.

 

No, nie odnalazłam się w tym opowiadaniu. To nie jest wina tekstu, po prostu nie lubię absurdu i rzadko po niego sięgam z własnej woli. Ale, żeby nie było, uśmiechnęłam się parę razy, widzę też w tym pewien błysk: dowcip i wyobraźnię. Dlatego pewnie sięgnę po kolejne Twoje teksty, z nadzieją, że stężenie absurdu będzie trochę niższe ;)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Hej, gravel!

Dziękuję za komentarz i cenne poprawki, zaraz je naniosę!

 

Pozdrawiam!

gravel,

Odnośnie szczegółów: wysiadła i usiadła było celowe i celowo się rymowało.

Jeżeli chodzi o:

– Nie garb się! – krzyknęła.

– I co ty w ogóle masz na sobie?! – Oderwała strzęp moich łachów rozbitka. – Mizernie wyglądasz. Czegoś ci potrzeba?”

 

Kwestia druga to nadal wypowiedź matki, więc proponuję zapisać ją w tym samym akapicie, co pierwszą.

to trochę mam problem z tym dialogiem, tzn. wypowiedź “– I co ty w ogóle masz na sobie?! “ ma być jednoczesna z oderwaniem strzępu łachów, a nie z martwieniem się, że ona mizernie wygląda, dlatego było linijkę niżej.

Jeżeli robię tak:

– Nie garb się! – krzyknęła. – I co ty w ogóle masz na sobie?! 

Oderwała strzęp moich łachów rozbitka. – Mizernie wyglądasz. Czegoś ci potrzeba?

 

to przekaz jest inny, nie taki jak chciałam.

 

A jak robię tak:

– Nie garb się! – krzyknęła. – I co ty w ogóle masz na sobie?! – Oderwała strzęp moich łachów rozbitka.– Mizernie wyglądasz. Czegoś ci potrzeba?

 

to się robi bałagan.

Bardzo mi się podobało. Wyszedł ci, jak by to nie zabrzmiało, spójny i konsekwentny absurd, z dobrym pomysłem i “kręgosłupem” fabularnym scalającym kolejne scenki w całość. Niby zabawne, a wcale nie do końca, niby lekkie, a chwilami trafia w punkt lepiej niż wiele poważnych tekstów o samotności w święta. Sceny takie jak z zauważeniem przez narratorkę stanu karpi i ich późniejszym zatonięciem zapowiadają, że masz świetny potencjał kreowania niesamowitości i suspensu. Zdecydowanie udany tekst.

ninedin.home.blog

Uroczy szorcik i taki życiowy. Absurd goni absurd, ale wszystko się klei i czytało mi się bardzo przyjemnie. :) Jak dopadnę komputer, kliknę do biblioteki. P.S. Mam nadzieję, że bohaterka zjadła księdza po Wigilii, bo w Wigilię to przecież post i mięsa nie można.

Dzięki, ninedin za docenienie!

Czerpałam garściami z moich wspomnień, tekst o skazańcu jest autentyczny; pamiętam “zabitego” tłuczkiem w sklepie karpia , który w domu nagle ożył i wypuściliśmy go do stawu.

 

Pozdrawiam

Cześć ośmiornica,

Dzięki za pozytywny odzew i “biblioklik”!

P.S. Mam nadzieję, że bohaterka zjadła księdza po Wigilii, bo w Wigilię to przecież post i mięsa nie można.

W Wigilię zjadła same uszka, a resztę, z chrzanem, na świąteczne śniadanie.

 

Pozdrowienia.

to trochę mam problem z tym dialogiem, tzn. wypowiedź “– I co ty w ogóle masz na sobie?! “ ma być jednoczesna z oderwaniem strzępu łachów, a nie z martwieniem się, że ona mizernie wygląda, dlatego było linijkę niżej.

Więcej wiary w czytelnika. Osobiście rozegrałabym to tak:

 

– Nie garb się! I co ty w ogóle masz na sobie?! – Oderwała strzęp moich łachów rozbitka.– Mizernie wyglądasz. Czegoś ci potrzeba?

 

W pierwszym zdaniu masz wykrzyknik, więc dookreślanie, że matka krzyknęła jest w zasadzie zbędne. Ponadto: jest to kwestia na tyle uniwersalna, że większość czytelników z łatwością sobie wyobrazi, jakim tonem zostało to powiedziane i z jaką intencją, bo pewnie sami nieraz słyszeli podobne napomnienia. Natomiast jeśli chodzi o didaskalia, to zwykle z marszu zakłada się, że występują “w parze” z ostatnią wypowiedzianą kwestią, a więc z I co ty w ogóle masz na sobie. Didaskalia służą także do stworzenia pewnego naturalnego stopa w wypowiedzi i czasami to, co postać mówi po nich, bywa już zupełnie oderwane od pierwotnego tematu. Czytelnik to załapie, trust us ;)

To oczywiście tylko moje subiektywne sugestie, wybierz sobie taką formę zapisu, jaka Ci najbardziej pasuje.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Dzięki gravel, to jest chyba dobre rozwiązanie.

Też czasami miewam tego typu sny. wink

I kiedy przewracam się z boku na bok, połowicznie przywrócony do świadomości, to zastanawiam się, czy chcę go śnić dalej, bo tak fajnie się ta historia plecie i przeplata, czy jednak wolałbym aby ten koszmar się skończył. 

Ładnie napisane z zakończeniem w którym bohaterka odgryza się temu koszmarowi.

 

PS.

Atmosfera aż za bardzo świąteczna. Prezenty rozdane i przyjęte z radością.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

fizyk111, dzięki!

Ja już się boję tego, co mi się przyśni w Wielkanoc…

Czytałem z rozbawieniem, które stopniowo przechodziło w przerażenie smiley. Pomysł świetny, gratuluję!

W komentarzach robię literówki.

NaN, dziękuję za docenienie!

 

Pozdrawiam

Bardzo podoba mi się ta mieszanka snu, absurdu i opowieści, która gdzieś tam się snuje. Dla mnie tekst na świetnym poziomie, kojarzy mi się trochę z “Alicją w krainie czarów”, – taki podobny klimat bezsensu, który nikogo nie dziwi. Gratuluję i pozdrawiam!

JolkaK, bo Święta, a właściwie nie same Święta, tylko to, co się podczas nich dzieje, to często absurd… Dzięki za pozytywny komentarz i pozdrawiam!

 

Drugie pod rząd świąteczne opowiadanie utrzymane w klimacie absurdu i to absurdu “totalnego”, w zasadzie groteski. Nie żebym miała coś przeciwko, ale zaskoczyło mnie to ;)

A zarazem Twoje jest zupełnie inne od tego, które przeczytałam wcześniej, bo to groteska, momentami ocierająca się o bizarro, “swojska”. W sumie można by ją uznać za metaforę świątecznej gorączki. Jako osoba od niej wolna nie czuję do końca klimatu, ale doceniam to, w jaki sposób pokazałaś absurd sytuacji. Zakończenie pyszne ;) Tylko tych karpi było mi jednak trochę żal, biedaczki.

 

PS. Plus plusik za tytuł

http://altronapoleone.home.blog

drakaina, dziękuję za komentarz!

Niby absurd, ale oparty na moich wspomnieniach z dzieciństwa; pamiętam jak karpie zabite w sklepie, nagle w lodówce ożyły, wpuściłam je do wanny i pływały z ranami na głowie – jeden z nich przeżył i mój ojciec wypuścił go do stawu, mówiąc, że “skazańca się drugi raz nie wiesza, jak się pod nim sznur urwie”.

 

Pozdrawiam

Absurdalnie groteskowe albo odwrotnie. W każdym razie da się czytać i można się uśmiechnąć. Tytułem trafiłaś w real.

Koala75, dzięki i pozdrawiam!

Ciekawe podejście do konkursu. Absurd do potęgi, ale porządnie przemyślany i sprawnie napisany. Repertuar okołoświątecznych rytuałów i rodzinnych interakcji, unurzany w surrealistycznym sosie, bawi i przeraża równocześnie. No i generalnie spodobała mi się symbolika wyspy. Zostać wyśledzonym na emigracji wewnętrznej – to już prawdziwy dramat :)

Podobało mi się, klikam.

Pozdrawiam!

adam_c4, bo od “magii świąt” nie ma ucieczki…

Dzięki za docenienie i klik.

 

Pozdrawiam i życzę Szczęśliwego Nowego Roku!

Przyjemny absurd. Nieźle się czytało. Zawarłaś sporo elementów kojarzonych ze świętami – od choinki do krytyki wyglądu. Rodzina okropna, mam nadzieję, że to tylko przejaskrawienie.

Ale ksiądz chodzi z kolędą tak blisko świąt? Zawsze mi się wydawało, że w innym terminie. Jak to jest?

Hasła wykorzystane porządnie.

Babska logika rządzi!

Cześć Finkla,

Ale ksiądz chodzi z kolędą tak blisko świąt? Zawsze mi się wydawało, że w innym terminie. Jak to jest?

Księża zaczynają chodzić po kolędzie tuż po Świętach, już od 27 grudnia do 2 lutego. Mnie w każdym razie kojarzy się to z okresem okołoświątecznym, podobnie jak mycie okien, które przecież robi się wcześniej.

Rodzina okropna, mam nadzieję, że to tylko przejaskrawienie.

Rodzinę mam ok :-).

 

Dzięki za przeczytanie i pozytywny komentarz.

 

Pozdrawiam i życzę Szczęśiwego Nowego Roku!

Księża zaczynają chodzić po kolędzie tuż po Świętach, już od 27 grudnia do 2 lutego.

Będąc z przedświąteczną wizytą u mamy w Katowicach (niedziela 18.12) trafiliśmy na kolędę. I podobno jest to normalne, że zaczynają sporo przed świętami.

 

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

fizyk111, w takim razie tym bardziej chodzenie po kolędzie pasuje do Świąt. Ja nie pamiętam dat, ale zawsze to było w okolicach Świąt.

Cudownie absurdalna historia. Lekka, zabawna i bardzo życiowa. Sposób, w jaki przedstawiasz rodzinną komunikację w punkt. Każdy o czym innym, a jednak rozmowa się toczy i w dodatku większość zadowolona. Podobało mi się :)

It's ok not to.

Sabino!

 

Fajny, absurdalny szorcik. :D

Podoba mi się jak bohaterka jako tako balansuje na granicy normalności i wpadnięcia w absurd, który ją otacza. Dobrze się czytało. ^^

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

dogsdumpling, dzięki za docenienie!

 

pozdrawiam

BarbarianCataphract, w Święta wszyscy tak balansują :-)

Dzięki za pozytywny odzew!

 

Pozdrawiam

Na początek przepraszam za hipokryzję, jakkolwiek chciałbym być w stanie przeczytać wszystkie opowiadania i konkursowe i biblioteczne i poczekalniowe, nie jestem w stanie nic takiego przedsięwziąć. 

Zgodnie z ustaleniami konkursowymi (Konkurs Świąteczny 2022), komentuję tekst niniejszy.

 

Dotychczasową metodą to pójdzie tak – 

Podobało się: myślę że bezludna wyspa to trafny symbol ukazywanego problemu. 

Nie podobało się: Mam może skłonność do narzekania i może bycia dziadkiem krzyczącym na obłoczek (mem z Simpsonów), ale zastanawiam się na ile tu mamy fantastykę, a na ile postmodernizm albo realizm magiczny.

W jakimś literacko-literackim magazynie tekst ten mógłby zrobić furorę, a na pewno zakwalifikować się na nabór. Nie jest to krytyczna uwaga z mojej strony bo raz że miałem do czynienia z kursem dla pisarzy literatury pięknej a dwa, że mam jak dotąd niezłą sztamę z paroma osobami które próbują swoich sił na tym poletku. 

W każdym razie gratuluję i pozdrawiam!

– No, Szczęść. Z prochu powstałem. Amen.– powiedział. – To nie moja parafia, ale trudno.

Warto było do tego fragmentu wzrokiem dotrzeć.

Z wrażeń ogólnych: “Job, czyli ostatnia szara komórka” – pierwsze skojarzenie, o ile film sklecony z luźno powiązanych żartów był, to tu dla odmiany ciągłość.

Skocznie, bombki były oraz wplecione w fabułę prezent i motyw świąteczny.

PanKratzek,

“Job, czyli ostatnia szara komórka” – pierwsze skojarzenie

Niestety nie widziałam tego filmu, chyba muszę to nadrobić.

Patriotyzm lokalny nie pozwolił mi użyć słowa “bombki”, dlatego w opowiadaniu są bańki.

Dzięki za pozytywny komentarz!

 

Pozdrawiam

Niestety jak dla mnie za dużo się tutaj działo, za dużo absurdów i za mało połączenia tych wszystkich elementów (aczkolwiek muszę przyznać, że były pomysłowe). 

Zapowiadało się ciekawie, w momencie pojawienia się wyspy, ale później absurd gonił absurd i po prostu nie jestem fanką takich opowiadań. Żałuję, że nie spróbowałaś w jakiś sposób tego wyjaśnić, albo choć trochę nadać opowiadaniu ram (dobrze zastosowane, mogłoby podziałać na plus). 

Czytało się płynnie i bez potknięć, więc o ile ten tekst mi nie siadł, to chętnie spróbuję z kolejnymi. 

Shanti, opowiadanie miało się rządzić logiką marzeń sennych, wymieszanych z urywkami wspomnień i skojarzeń. Takie miało być, na odmianę, ale oczywiście piszę też opowiadania logiczne do bólu. Dla każdego coś miłego, dzięki za komentarz.

 

Pozdrawiam,

Hej!

Co za absurd :) Sympatyczny tekst. Szkoda, że nitki się nie spinały, ale ładny popis wyobraźni i humoru.

Pozdrawiam!

avei, zwykle piszę zupełnie inne teksty, ale teraz czułam, że ten musi być właśnie taki. Jakiekolwiek próby osadzenia tego tekstu na ziemi powodowały, że tracił klimat snu. Np. zrobiłam w pewnym momencie takie zakończenie: “Jak to się stało – nie wiem, wysoki sądzie.” – i już mi zgrzytało, że to wszystko zbyt rzeczywiste się robi, więc usunęłam te dwa ostatnie słowa i zostawiłam to wszystko bardziej niedopowiedziane. Dzięki za komentarz i pozdrawiam!

Olgierd Glista,

ale zastanawiam się na ile tu mamy fantastykę, a na ile postmodernizm albo realizm magiczny.

W jakimś literacko-literackim magazynie tekst ten mógłby zrobić furorę, a na pewno zakwalifikować się na nabór.

O granicach między sf, fantastyką i realizmem magicznym można dyskutować w nieskończoność, ale wydaje mi się, że portal Fantastyka jest pod tym względem dość elastyczny, więc nie skupiałam się na tym, żeby mój tekst wpisywał się w ramy jakiegokolwiek gatunku.

 

Mam alergię na ciepłe świąteczne opowiastki familijne, a jednocześnie mam wiele świątecznych wspomnień z dzieciństwa – miłych, niezbyt miłych i dziwnych, więc po prostu czułam, że muszę z siebie wyrzucić coś takiego. Często zaczynam od rysunku i tak było też w tym przypadku – narysowałam rozbitka pod choinką i to był mój punkt wyjścia.

 

Dzięki za przeczytanie i pozytywny komentarz!

Pozdrawiam

Dobrze się bawiłam przy czytaniu:). Świetnie wymyślone, podziwiam, gdyż sama absurdu nie umiem pisać.

Monique.M, dzięki za przeczytanie i docenienie!

 

Pozdrawiam

Слава Україні!

Golodh, :-))) dzięki za ilustrację, pasuje jak ulał!

 

Pozdrawiam

Okazjonalny absurd na bazie świąt. Uśmiechałam się, odhaczając kolejne elementy stereotypowej rodzinki. :-) Liczba zwrotow akcji nieco mnie przytłoczyła. Odlotowe pomysły jak ten z gąbkami czy zimne ognie zamiast rac! No i ta bezludna wyspa – w punkt. :-)

 

Drobiazgi

,nie wiem(+,) jak do tego doszło, ale ocknęłam się

Podkreślenie – że, bo raczej nie przeciwstawienie, wzmocnienie, lecz upierać się nie będę, pewnie dyskusja mogłaby być. 

,Burczało mi w brzuchu i bardzo chciało mi się pić, a kulista rzecz, która spadła na moją głowę nie była życiodajnym kokosem, tylko szklaną ozdobą świąteczną. Naokoło, jak okiem sięgnąć – woda.

Troszku "mi-jujemy. :-) Niektóre bez szkody ominąć dałoby radę. xd

 

pod srd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, dzięki za miłą recenzję i za poprawki.

 

,nie wiem(+,) jak do tego doszło, ale ocknęłam się

jakoś “że” mi tam nie pasuje, mam wrażenie, że wtedy to zdanie odnosiłoby się wyłącznie do faktu ocknięcia pod palmą, a nie do całej sytuacji.

,Burczało mi w brzuchu i bardzo chciało mi się pić,

Racja, usunę drugie

 

Pozdrawiam

Może więc w ogóle bez niczego? Ale generalnie jest negacją wcześniejszego, a tutaj nie mamy do czynienia z taką sytuacja, lecz raczej niewiedzą i pójściem naprzód?

Super decyzja z “mi”. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum,

Może więc w ogóle bez niczego? Ale generalnie jest negacją wcześniejszego,

Może tak byłoby lepiej. Muszę przemyśleć, dzięki!

Pomyśl, zawsze – twoja decyzja! :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Początek opowiadania mnie przeraził. Z jednej strony myślałem, że przeczytam o korpoświętach (co nie byłoby najgorszą opcją), z drugiej, że przeczytam o jakiejś zwykłej krzątaninie. Nawet czułem się zmieszany, ale to tylko…

 

Ale nie… pach – bezludna wyspa. W kontraście do początku czułem pewien rodzaj uwolnienia, ale też ciekawość. Owa bezludność zawsze jest dobrym miejscem na wyodrębnienie sytuacji i nakreślenie ich w sposób wyraźny. Jest to sposób, który już widziałem w takim filmie: Ewangelia Według Harry’ego – Lecha Majewskiego. Jednak tutaj skupiamy się na tematyce świąt. Fajnie widać karpie, rodzinę i czyhającą gdzieś jakby obok kolędę.

 

W pewnym momencie czułem już, że na koniec bohaterka zostanie sama. Goście znikną i zapanuje pustka, samotność. Tak często jest w święta, nawet jeśli w domu są inni ludzie (mieszkający z nami). Niektórzy z gości już nie wracają. Faktycznie ta samotność następuje i myślę sobie “haha, przewidziałem”, a nagle pojawia się ta ręka i wszystko co dalej… Końcówka wręcz dobija całość jak gwóźdź obrazek na ścianie. Bardzo fajne. Jest wymiar chaosu podczas świąt, ale to już pojawia się nie tylko tutaj. Tak to już bywa przy świętowaniu. Podoba mi się to odważne zakończenie.

Fajny oniryczno-surrealistyczny tekst z dozą makabry, pozwalający na gorzkie lub wesołe odczytanie. Jeśli ktoś woli: słodko-gorzkie i refleksyjne. Jeżeli chodzi o gatunek, to jest to rzecz specyficzna. Z jednej strony mamy tutaj wspomniany w jednym z komentarzy tag “realizm magiczny” (dostępny na forum), z drugiej zauważyłem, że tego typu teksty są kierowane w stronę innych miejsc publikacji. Ja bym był za tym, by realizm magiczny (i inne absurdy, surrealizmy) stał się przynajmniej mostem między podziałami. Niektórzy piszący nie są w stanie znaleźć łatwo domu (choćby wysepki) na morzach danych terytoriów (literatury tzw. pięknej i tej fantastycznej).

 

Mam wrażenie, że umiesz prowadzić czytelnika i wiesz kiedy mu się coś wydaje. Wpuszczasz oczywistość, a potem skutecznie uderzasz z ukrycia. Przynajmniej ja tak to odczułem :)

Vacter,

Z jednej strony myślałem, że przeczytam o korpoświętach (co nie byłoby najgorszą opcją), z drugiej, że przeczytam o jakiejś zwykłej krzątaninie.

Zmyła na początku jest celowa (praca, dom, porządki), żeby wzmocnić efekt tego nagłego przeskoku na wyspę.

 

Owa bezludność zawsze jest dobrym miejscem na wyodrębnienie sytuacji i nakreślenie ich w sposób wyraźny.

W punkt. To jest sceneria i sytuacja (ekstremalna), w której wszystko jest możliwe, więc można tam wstawić co się chce.

 

W pewnym momencie czułem już, że na koniec bohaterka zostanie sama. Goście znikną i zapanuje pustka, samotność. Tak często jest w święta, nawet jeśli w domu są inni ludzie

Temat samotności – jest nieodłącznie związany zarówno Świętami jak i z bezludną wyspą. Podobnie jak temat jedzenia. Przy czym niektóre problemy na bezludnej wyspie są odwrotnością, lustrzanym odbiciem tego, co się dzieje w Święta, np. w okresie świątecznym wiele osób ma problem z nadmiarem jedzenia i obżarstwem, a na wyspie zamieniłam to na narastające uczucie głodu. Na fali tych odwrotności zrobiłam też matkę, która zamiast jedzenia w słoikach wciska córce pieniądze.

 

Niektórzy piszący nie są w stanie znaleźć łatwo domu (choćby wysepki) na morzach danych terytoriów (literatury tzw. pięknej i tej fantastycznej).

Uważam, że granice gatunków literackich są tylko po to, by je przekraczać. A jeżeli mam znaleźć sobie jakąś wysepkę na morzach literatury, to tylko niezamieszkałą, na której jeszcze żaden pisarz nie postawił ani stopy, ani literki.

 

Dziękuję za wnikliwą i pozytywną recenzję!

 

Pozdrowienia

PS Uważaj, żeby w ramach dorównywania do konwencji nie poprawili Ci tekstu tak, że już nic oryginalnego nie zostanie ;-)

 

 

 

 

Absurdalnie zabawne.

Znalazłam tu wszystko, z czym możemy zetknąć się w święta, świetnie wzbogacone Twoją nieokiełznaną wyobraźnią. ;)

 

na nie­wiel­kiej wy­sep­ce zwień­czo­nej cho­in­ką. → Czy wysepka może być zwieńczona?

Proponuję: …na nie­wiel­kiej wy­sep­ce z ubraną choinką.

 

Trze­cia Ciot­ka wy­sia­dła i od razu usia­dla. → Nie brzmi to najlepiej. Literówka.

Może: Trzecia Ciotka wygramoliła się i od razu usiadła.

 

– No, Szczęść. Z pro­chu po­wsta­łem. Amen.– po­wie­dział. → Zbędna kropka po Amen. Brak spacji przed półpauzą.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, dzięki za pozytywny komentarz i cenne poprawki!

 

na niewielkiej wysepce zwieńczonej choinką. → Czy wysepka może być zwieńczona?

Myślałam o wystającej z morza, stromej wysepce, typu góra, takiej jak w dowcipach rysunkowych, stąd to zwieńczenie.

Trzecia Ciotka wysiadła i od razu usiadla. → Nie brzmi to najlepiej. Literówka.

Rym był celowy, wydawało mi się to zabawne, ale jesteś już drugą osobą, która zwraca mi na to uwagę, więc chyba pomysł był chybiony, zmienię to.

 

Pozdrawiam!

Sabino, niezmiernie mi miło, że mogła się przydać. ;)

 

edycja

My­śla­łam o wy­sta­ją­cej z morza, stro­mej wy­sep­ce, typu góra, ta­kiej jak w dow­ci­pach ry­sun­ko­wych, stąd to zwień­cze­nie.

Sabino, gdyby wysepka była stromą górą, a choinka ją wieńczyła, przybyłym gościom chyba trudno byłoby się tam rozlokować, że o zdejmowaniu słodyczy z drzewka nie wspomnę. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy,

Sabino, gdyby wysepka była stromą górą, a choinka ją wieńczyła, przybyłym gościom chyba trudno byłoby się tam rozlokować, że o zdejmowaniu słodyczy z drzewka nie wspomnę. ;)

Jak zacznę myśleć o realiach i proporcjach, to będę też musiała usunąć skok w paszczę karpia, bo przecież chłopiec by się w niej nie zmieścił i parę innych rzeczy. Umówmy się lepiej, że goście są malutcy i mają przyssawki na stopach.

 

Pozdrawiam

 

 

Malutcy goście, nawet z przyssawkami na stopach, mieliby chyba jeszcze większe problemy z ogołoceniem choinki z łakoci. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, choinka też była malutka ;-)

To pewnie słodkości też były malutkie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy,

To pewnie słodkości też były malutkie. ;)

Wiadomo, przecież cukier ostatnio podrożał…

Nawet na bezludnej wysepce?! ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

regulatorzy,

Nawet na bezludnej wysepce?! ;)

Nie, nie, słodycze zostały przywiezione z sąsiedniej wyspy “Krynica Morska”

Krokusie, witam na mojej wyspie!

 

 

Uśmiechnęło :) Ogólnie nie przepadam za tekstami w klimacie absurdu, ale tutaj mi podszedł. Humor też. Bardzo przyjemna lektura.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

mindenamifaj, dzięki za przeczytanie i miły komentarz!

 

Pozdrawiam

 

Zabawny absurdzik :) Zastanawiam się, czy to kara za nieumyte okna, czy za niechęć do obchodzenia świąt. Choć najbardziej ukarany to został chyba ksiądz ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_Luz,

Choć najbardziej ukarany to został chyba ksiądz ;)

Nie musiał się tam pchać, taki dobrze odżywiony :-)

 

Dzięki za pozytywny komentarz!

 

Pozdrawiam

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet!

 

Pozdrawiam

Absurdalne, przyjemne, a równocześnie trochę przykre i skłaniające do refleksji – czy nie tak właśnie wyglądają święta w większości polskich domów? :P Fajny pomysł i dobre wykonanie, klikałbym, gdyby było to jeszcze potrzebne :)

AmonRa, takie właśnie miało być, dzięki za docenienie!

Sabina Anto – całkiem milusi Survival Horror. Choć ksiądz chyba nie przeżył.

Dobrze oddaje grozę świąt. A do tego jest również zabawny. Ciekawa mieszanka – niby absurd, niby oniryczne bardzo – a tak bliskie rzeczywistości i tak trafne. Brawo!

 

pozdrawiam,

 

Jim

entropia nigdy nie maleje

Jim, bo święta tak mi się właśnie kojarzą. Dzięki za przeczytanie i miły komentarz!

 

Pozdrowienia!

Cześć Gruszel! Dzięki za odwiedzenie mojej wyspy. Widzę, że że MPO nadal nie zabrało choinki…

 

Pozdrawiam

Hej, hej, hej!

Dziękuję Ci, Sabino, za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Dlaczego ja rzadko patrzę na tagi przed lekturą? Oszczędziłoby mi to majndfaka na początku ;) Zatem poszłaś w absurd, ok, zobaczmy.

Rodzina się zjechała, więc spoko, a jak do tego doszło? I tu mam trochę czepialstwa, bo absurd często bazuje właśnie na takim haśle – stąd nie jest to jakoś mocno oryginalne, ale na pewno zaliczone. No i bezsprzecznie są święta!

Całość była jazdą bez trzymanki, ale tego właśnie oczekiwałbym po absurdzie. Fajnie odwracałaś powiedzonka, stawiałaś rzeczy na głowie (o, właśnie – hasło przewodnie „do góry nogami” pasowałoby mi bardziej), to była mega fajna rozrywka. Trochę tylko żałuję, że nie wyniknęło z niej coś głębszego, ale też nie zawsze musi, szczególnie w rozrywkowych szortach.

Wykonane dość fajnie, przebrnąłem przez tekst błyskawicznie, choć na początku ze dwie rzeczy mi zgrzytnęły – drobiazgi.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej Krokusie!

Dzięki za przeczytanie i pozytywny komentarz!

Rodzina się zjechała, więc spoko, a jak do tego doszło?

Odpowiem wybranym przeze mnie hasłem przewodnim: “Jak do tego doszło, nie wiem”.

Całość była jazdą bez trzymanki, ale tego właśnie oczekiwałbym po absurdzie.

I tak miało być.

Trochę tylko żałuję, że nie wyniknęło z niej coś głębszego, ale też nie zawsze musi, szczególnie w rozrywkowych szortach.

Poszukiwacze głębi mogą się przecież w tej wyspie doszukać metafory samotności w święta, a narastający głód może być symbolem braku zaspokojenia potrzeb emocjonalnych w relacjach rodzinnych… Ale faktycznie to nie głębia była moim celem. Tak naprawdę tym opowiadaniem chciałam odreagować te wszystkie ciepłe, wzruszające i pouczające filmy świąteczne.

 

 

Pozdrowienia!

Kapitalne:)

Hej Sabino!

Fajny pomysł na boże narodzenie na bezludnej wyspie. I oczywiście mamy typową rodzinkę podczas świąt, upchnęłaś tu wiele stereotypów, wiele uśmiechnęło, bo kto ich nie zna? Lubię absurd, a u Ciebie było go dużo. No właśnie, chyba nieco za dużo, nawet jak dla mnie. Nawet w braku logiki, musi być jakaś logika. Czytając, zdawało mi się, że jest tu drugie dno, którego nie potrafię dostrzec i może to było źródłem frustracji.

Fajnie, że tekst jest bardzo świąteczny, święta grają tak dużą rolę, że bez nich nie było tekstu ;) Duży plus za to.

Jednak nieco gubiłam się w kolejnych wydarzeniach. Rzeczy się działy jakby oddzielnie od siebie, niewiele mając wpływu na pozostałe.

Językowo było parę zgrzytów, ale nie przeszkadzały na tyle, by nie czerpać przyjemności z lektury.

Podsumowując, fajny tekst, jednak miejscami nieco się gubiłam.

Dziękuję za lekturę!

 

Prondisz,

Dzięki za docenienie!

 

Pozdrawiam

Hej, Gruszel!

Tekst miał być trochę jak sen, z surrealistycznym klimatem, stąd może wrażenie braku logiki.

Dzięki za przeczytanie i komentarz!

 

Pozdrawiam

 

Nowa Fantastyka