- Opowiadanie: mortecius - Nigdy nie chciałam zwykłego życia [specjalnie dla Arnubisa dodaję konieczne oznaczenie +18, gdyż zostałem pouczony, że tak trzeba, tak wypada i tak jest elegancko]

Nigdy nie chciałam zwykłego życia [specjalnie dla Arnubisa dodaję konieczne oznaczenie +18, gdyż zostałem pouczony, że tak trzeba, tak wypada i tak jest elegancko]

4. Na roz­sta­ju dróg

+

6. Przyj­ście Zba­wi­cie­la

+

zgod­nie z re­gu­la­mi­nem te­ma­ty­ka świą­tecz­na – wy­bie­ram świę­to 1.11, czyli Sam­ha­in, a jako po­bocz­ne do­da­ję Uro­czy­stość Wszyst­kich Świę­tych

 

są prze­kleń­stwa

jest nie­ład­nie

 

dzię­ku­ję za betę Shan­ti oraz Belli (przy oka­zji oświad­czam, iż nie skła­da­łem pro­po­zy­cji od­nie­sie­nia ko­rzy­ści ma­jąt­ko­wych obec­nym, prze­szłym ani przy­szłym człon­kom, człon­ki­niom oraz oso­bom człon­kow­skim Loży w za­mian za no­mi­na­cję, po­zy­tyw­ny ko­men­tarz, miłe słowo czy ogól­nie ro­zu­mia­ną przy­chyl­ność)

 

De­dy­ku­ję tekst Go­lo­dho­wi*

 

*de­dy­ka­cja nie jest zwią­za­na w żaden spo­sób z pro­po­zy­cją od­nie­sie­nia ko­rzy­ści ma­jąt­ko­wych dla przy­szłe­go człon­ka Loży w za­mian no­mi­na­cję, po­zy­tyw­ny ko­men­tarz, miłe słowo czy ogól­nie ro­zu­mia­ną przy­chyl­ność pod­czas roz­pa­try­wa­nia wy­ni­ków kon­kur­su

 

Nadal czy­ta­cie przed­mo­wę? By­ście się za uczci­wą ro­bo­tę wzię­li a nie

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Nigdy nie chciałam zwykłego życia [specjalnie dla Arnubisa dodaję konieczne oznaczenie +18, gdyż zostałem pouczony, że tak trzeba, tak wypada i tak jest elegancko]

Na gło­wie miał za­wa­diac­kie­go, cho­ciaż nieco już klap­nię­te­go iro­ke­za. Na ple­cach starą i wy­tar­tą skó­rza­ną kurt­kę z ty­sią­cem agra­fek. Ubło­co­ne glany świe­ci­ły pla­ma­mi po tanim winie i sper­mie, a no­gaw­ki dżin­sów przy­ozda­bia­ły reszt­ki rzy­gów.

Było po­łu­dnie, pierw­szy li­sto­pa­da. Od cho­ro­by trzę­sło mnie jak skur­wy­syn, a na do­miar złego nie mia­łam żad­nej szpry­cy, żeby temu za­ra­dzić. Obok mnie le­ża­ła Anka, ta pier­do­lo­na ździ­ra, i ją trzę­sło jesz­cze moc­niej. Dło­nie tak jej la­ta­ły, że nie mogła od­pa­lić szlu­ga. Nie mia­łam jed­nak siły na kłót­nię, więc uda­wa­łam, że nic nie widzę. Pa­trzy­łam na tego ob­ce­go, który wy­glą­dał jak jeden z nas.

Nie tylko wy­glą­dał, ale i cuch­nął. Pły­nął za nim fetor, na który skła­da­ła się woń nie­my­tych od ty­go­dni stóp, moczu i ją­trzą­cych się ran po igle. Dzię­ki temu wszy­scy wie­dzie­li, że może i był obcy, ale swój. I że nie wrzu­ci do pusz­ki drob­nia­ków, nie do­ło­ży się do kor­bo­la, nie za­pła­ci dy­sz­ki za szyb­ką laskę przy śmiet­ni­ku.

Po wia­duk­cie nad nami jeź­dzi­ły sa­mo­cho­dy, ha­ła­su­jąc i za­nie­czysz­cza­jąc po­wie­trze. Mimo wcze­snej go­dzi­ny be­to­no­we pod­po­ry rzu­ca­ły głę­bo­ki cień, a wszę­dzie wokół pa­no­wał pół­mrok. Coś dymiło z wielkiej beczki po oleju, którą przytargali tu Beniu i Szczurek w wyniku upierdolenia czystszym niż zwykle towarem. Przy­bysz nie wy­glą­dał na zde­gu­sto­wa­ne­go, więc mu­siał być przy­zwy­cza­jo­ny do ta­kich miejsc. Dziw­ne, że pa­trzył na wszyst­ko z za­in­te­re­so­wa­niem.

Byłam na nie­jed­nej me­li­nie, pod nie­jed­nym mo­stem, w wielu ru­de­rach. Grze­ba­łam w śmiet­ni­kach, wa­li­łam w żyłę na dwor­co­wym kiblu, spa­łam w kon­te­ne­rze, kiedy padał śnieg. Je­dy­ne spoj­rze­nia, któ­ry­mi za­szczy­ca­łam te wszyst­kie miej­sca, miały na celu osza­co­wa­nie, kto bę­dzie chciał mnie okraść, kto po­dzie­li się za­war­to­ścią sa­mar­ki, a kto za­ra­zi syfem.

Nie­zna­jo­my wy­cią­gnął zza pa­zu­chy pełną flasz­kę wódki, od­krę­cił, wy­rzu­cił korek przez ramię.

– Żeby nie ku­si­ło – mruk­nął. Dziab­nął wiel­kie­go łyka, po czym po­wiódł wzro­kiem po to­wa­rzy­stwie. Chciwy błysk w wielu oczach wskazywał, że niebawem irokez zamiast butelki w dłoni może nieć tulipana w brzuchu. Ale nie wy­glą­dał na prze­stra­szo­ne­go. Prze­ciw­nie: z wła­snej ini­cja­ty­wy pu­ścił flasz­kę w obieg, a potem – wi­dząc, ilu spra­gnio­nych przy­by­ło – wy­cią­gnął ko­lej­ną.

Dzień zmie­nił się z chu­jo­we­go w cał­kiem zno­śny. Przy­bysz wyjął jesz­cze pacz­kę szlu­gów i pu­ścił w złote roz­da­nie.

Już wtedy po­win­nam po­czuć, że coś jest nie tak.

– Przy­by­wam do was… – zaczął. – Przy­by­wam do was – po­wtó­rzył. – Do was.

– Szyb­ko go wzię­ło – par­sk­nął Beniu.

– Nie. To nie to – za­prze­czył nie­zna­jo­my. – Je­stem synem mi­ło­ści i gnie­wu. Nikt nigdy nie umarł za moje grze­chy. Cen­trum ca­łe­go świa­ta jest wła­śnie tutaj.

Po­pa­trzy­łam na niego zszo­ko­wa­na. Anka po­de­rwa­ła się ze swo­je­go miej­sca, ale nie była w sta­nie utrzy­mać się na no­gach. Prze­szła chwiej­nie kilka kro­ków, ale przez cho­ro­bę wy­rżnę­ła przed nie­zna­jo­mym, roz­bi­ja­jąc sobie mordę.

– Ugh – jęk­nę­ła, ocie­ra­jąc krew. – No, ale skoro już tak leżę, to może byś sko­rzy­stał? Pew­nie masz jesz­cze bu­tel­kę czy dwie? A może i coś moc­niej­sze­go?

Przez twarz iro­ke­za nie prze­szła po­gar­da, którą zwy­kle wy­ra­ża­li klien­ci. Do­tknął roz­cię­te­go nosa, a z jego dłoni wy­pły­nę­ło świa­tło.

– Kurwa! – wrza­snę­ła Anka i od­sko­czy­ła. Zła­pa­ła się za twarz i sta­nę­ła w idio­tycz­nej pozie, a nie­zna­jo­my uśmiech­nął się de­li­kat­nie. Dziew­czy­na po­wo­li od­su­nę­ła ręce, pod któ­ry­mi skry­wa­ła się nie­zbyt czy­sta, ale cała skóra.

– Jak… – urwa­ła, kiedy do­strze­gła, co wyjął nie­zna­jo­my. Wszy­scy jak na ko­men­dę wy­cią­gnę­li łyżki, za­pal­nicz­ki, watę i całą resz­tę sprzę­tu. Ob­leź­li iro­ke­za ni­czym pro­ro­ka. A kilka minut póź­niej le­że­li skur­wie­ni jego to­wa­rem jak kom­plet­ne szma­ty, nie­zdol­ne do ruchu, nie­zdol­ne do my­śle­nia, z bło­gi­mi uśmie­cha­mi na krzy­wych mor­dach i na wpół przy­mknię­ty­mi z roz­ko­szy po­wie­ka­mi. Sam nie­zna­jo­my rów­nież przy­ła­do­wał, i to dawkę, po któ­rej nawet sta­rzy nar­ko­ma­ni sztyw­nie­li­by na stole stu­den­tów me­dy­cy­ny. Ale przy­bysz stał i głu­pio się szcze­rzył.

I ja też się szcze­rzy­łam. Słu­chaj, ta­kie­go strza­łu nie mia­łam nigdy. Nigdy wcze­śniej. Wy­pier­do­li­ło mnie to na or­bi­tę, w ko­smos, ścią­gnę­ło starą, za­śmier­dłą i brud­ną skórę, wrzu­ci­ło do pral­ki z pły­nem do płu­ka­nia tka­nin, a potem de­li­kat­nie otu­li­ło świe­żą i pach­ną­cą ni­czym kasz­mi­ro­wym kocem. Pierw­szy raz od dawna zro­bi­ło mi się na­praw­dę cie­pło, nie tylko na chwi­lę. Towar iro­ke­za był pra­wie biały, pew­nie da­ło­by radę go nawet wcią­gnąć przez nos. Nie jak to, co zwy­kle grza­li­śmy.

I po raz pierw­szy od dawna po­czu­łam się szczę­śli­wa. Tak na­praw­dę, na­praw­dę szczę­śli­wa i wolna. I wi­dzia­łam, ze­zu­jąc le­ni­wie na resz­tę, że oni mieli tak samo. Że Anka, Benio, Szczu­rek i cała resz­ta tej skur­wia­łej ha­ła­stry nie czuli się ma­lut­cy, nie­po­trzeb­ni i słabi. Po raz pierw­szy od czasu za­ję­cia domu przez ko­mor­ni­ka, wy­pad­ku sa­mo­cho­do­we­go, uciecz­ki z domu czy wyj­ścia z pier­dla, albo innej smut­nej hi­sto­rii, którą mia­łam głę­bo­ko w piź­dzie.

A potem helka we­szła jesz­cze moc­niej.

 

ja

pier­do­lę

 

to

nie

mogło

rów­nać się

=

Nie

Nawet

Tak

Tak, nawet

Z tym pierw­szym razem

 

nawet z tym pierw­szym razem

kiedy po szko­le po­szłam do mo­je­go

 chło­pa­ka i li­czy­łam na to że w

końcu ogar­nie pizdę ten pier­do­lo­ny wy­mo­czek ma­min­sy­nek i laluś i w końcu prze­sta­nie mnie ca­ło­wać lekko i gła­skać pod

szyj­ką tylko wresz­cie zdej­mie ze mnie ciu­chy zo­ba­czy ku­rew­ską bie­li­znę ukra­dzio­ną mamie i nie będę mu­sia­ła wie­czo­rem robić tego sama tylko on wresz­cie się

 mną zaj­mie ale nie on nic ta­kie­go nie zro­bił bo był zwy­kłym szes­na­sto­lat­kiem jak inne szes­na­sto­lat­ki gło­śnym w szat­ni szyb­kim w sło­wach nie­do­świad­czo­nym w łóżku bo do­świad­cze­nie miało do­pie­ro na­dejść i miał po

czuć zo­ba­czyć po­sma­ko­wać jak dzia­ła­ją dziew­czy­ny ko­bie­ty żony że nie jest jak na fil­mach do któ­rych trze­pał i które oglą­dał od je­de­na­ste­go roku życia że też czują i chcą i ist­nie­ją dłu­żej niż te czte­ry se­kun­dy przy­jem­no­ści i nie jak na re­kla­mach soku po­ma­rań­czo­we­go więc je­dy­ne co wtedy zro­bił to wsad

ził mi dło­nie pod bluz­kę i po­bru­dził sobie bok­ser­ki kle­istym roz­le­wa­ją­cym się po­czu­ciem wsty­du a ja po tych kilku mi­nu­tach za­wi­nę­łam się do domu gdzie był mój brat z ko­le­ga­mi któ­rzy przy­nie­śli coś no­we­go nie­ty­po­we­go emo

cjo­nu­ją­ce­go czego nigdy wcze­śniej nie mogli zdo­być i wtedy sia­dłam razem z nimi nie mia­łam jesz­cze wła­snej łyżki tylko jeden z nich umiał ła­do­wać więc ła­do­wał po kolei każ­de­mu a na ko­niec mi i kiedy igła szła w

 przed­ra­mię po­ca­ło­wał mnie ukrad­kiem tak żeby mój brat nie wi­dział i wy­obra­ża­łam sobie nie wia­do­mo co cho­ciaż tak na­praw­dę czuł

am że to był całus jak dla młod­szej sio­stry i on wcale mnie nie pra­gnął nie

a ja od tego mo­men­tu bym mu dała gdzie i jak by chciał i wtedy

wtedy

wtedy

wtedy towar

we mnie

 

przy­pier­do­lił

 

.

 

 

pierw­szy raz i

wie­dzia­łam

czu­łam

nic nie mogło tego zmie­nić

że całe życie będę już chcia­ła tylko tego uczu­cia roz­le­wa­ją­ce­go się we mnie jak go­rą­ce na­sie­nie cie­pła pizza zimne piwo latem cie­pła her­ba­ta zimą mro­żo­na kawa cu­kier­ki i cia­stecz­ka dla dwu­lat­ki

 

a potem towar zszedł

a ja chcia­łam wię­cej

po­czu­łam GŁÓD

a nie było

a potem było

mi­ja­ły dni

 

po­ja­wi­ła się cho­ro­ba

 

nikt mnie nigdy nie bił, nie krzy­czał na mnie, nie skrzyw­dził

po pro­stu nie chcia­łam zwy­kłe­go życia

 

I skoń­czy­łam tu, pod wia­duk­tem, w ten zimny dzień pierw­sze­go li­sto­pa­da, a wokół mnie po­wo­li wsta­wa­ły ćpuny, brud­ne, chore, ale nie chore, każdy ja­śniał we­wnętrz­nym bla­skiem, każdy był wspa­nia­ły, czuł się jak bo­ha­ter, jak bo­ha­ter­ka, jak naj­sław­niej­szy aktor i ak­tor­ka na świe­cie, naj­waż­niej­sza osoba we wła­snej opo­wie­ści, i każdy po to­wa­rze od nie­zna­jo­me­go od­zy­skał sie­bie, przy­po­mniał sobie, po co to robi, dla­cze­go tak skoń­czył i że było warto.

Benio i Szczu­rek po­ka­za­li iro­ke­zo­wi po­bli­ską Bie­dron­kę, która stała tam od dawna, od po­ko­leń, od kilku lat prę­dzej, na którą za­wsze się dla jaj zma­wia­li, że kie­dyś ją ob­ro­bią i będą wy­no­sić przez okna zgrzew­ki bro­wa­rów, skrzyn­ki wódki, czip­sy i ba­giet­ki czosn­ko­we jeśli lu­dzie nie wy­ku­pią. Mar­ket tego dnia był za­mknię­ty, a par­king pusty. Nie­zna­jo­my uśmiech­nął się za­chę­ca­ją­co, a tym dwóm de­ge­ne­ra­tom nie było trze­ba ni­cze­go mówić, ni­cze­go po­wta­rzać, wy­bi­li okno, ja­kimś cudem nie zawył alarm, więc wzię­li wózki i za­ła­do­wa­li. Nie my­śle­li o wię­zie­niu i nie li­czy­li czy biorą za pięć stó­wek to­wa­ru na pakę czter­dzie­ści osiem czy za dzie­więć ty­się­cy z ko­dek­sem i nawet dychą pier­dze­nia przy re­cy­dy­wie. I po­dzie­li­li się wszyst­kim i przez chwi­lę było jak daw­niej, cho­ciaż nigdy tak nie było, bo każdy za­wsze pa­trzył po sobie i nie dbał o in­nych.

Dla Anki speł­nie­niem był zwie­rzak, który przy­szedł zni­kąd i za­czął się do niej łasić. Taka głu­pia kurwa i idiot­ka bez po­ło­wy zębów, a jed­nak wie­dzia­ła, o co pro­sić. Pies był zwy­kłym bur­kiem jam­ni­kiem osie­dlo­wą pa­ró­wą z krót­ki­mi łap­ka­mi brą­zo­wą sier­ścią by­stry­mi oczka­mi. Ża­ło­wa­łam go, bo z Anką nie cze­ka­ła go dobra przy­szłość. A sen mu­siał kie­dyś minąć.

Pod wia­dukt za­błą­dzi­ła jakaś ele­ganc­ko ubra­na ko­bie­ta, na szpi­lecz­kach, w szy­kow­nym płasz­czy­ku, tylko jej kurwa pereł na szyi i be­re­tu na lśnią­cych pla­ty­ną, dłu­gich wło­sach bra­ko­wa­ło. Nor­mal­nie ktoś by ją roz­darł na strzę­py, perły opier­do­lił w lom­bar­dzie za stówę za­je­cha­ła­by ka­ba­ry­na ba­gie­ty obiły dwój­kę z nas zma­ca­ły tę tą tom smut­ną na­sto­lat­kę o którą nikt nie dbał. Po afe­rze zo­stał­by płasz­czyk, który by po­zwo­lił komuś prze­trwać zimę albo i nie, a ko­bie­ta by miała ko­lej­ny powód, żeby nie­na­wi­dzić biedy, bie­da­ków, opo­wia­dać o pa­to­lo­gii i mar­twić się czy jej star­czy na urlop na Ha­wa­jach czy tylko na bie­dac­kie Bali gdzie już raz była.

I ta ko­bie­ta po­de­szła do iro­ke­za i za­py­ta­ła o ko­ka­inę. Tacy lu­dzie mają swoje doj­ścia swo­ich ludzi swój towar nie trują się gów­nem z ulic, a już na pewno nie spod wia­duk­tu przy Bie­dron­ce, od ćpu­nów, któ­rych się brzy­dzi i któ­ry­mi gar­dzi. Gdyby ją jacyś zna­jo­mi zo­ba­czy­li to by się ze wsty­du spa­li­ła, a jej koł­nierz z norek by prze­śmierdł rzy­giem biedą piwem Tatra i byłby do wy­rzu­ce­nia. Ale to był dziw­ny dzień. Przy­bysz uśmiech­nął się i roz­ło­żył ręce, więc za­dzia­ła­ła Anka. Prawo ulicy. Po­wie­dzia­ła jej:

– Ko­ka­ina to jest nar­ko­tyk im­pre­zo­wy. Wie pani? Ze zna­jo­my­mi się go bie­rze, żeby było miło, albo na kon­cer­cie dla ener­gii, naj­le­piej z emką wtedy, albo do seksu jak ma być siła. Ko­ka­iny nikt nie wali sa­me­mu w domu. Nie do tego służy. A pani jest sama, nie ma ni­ko­go, dom pusty, nawet kot nie czeka. Ko­ka­ina pani nie­po­trzeb­na. Tylko to.

Ko­bie­ta ode­szła spod wia­duk­tu z nie­szczę­śli­wą miną i dział­ką brud­nej, za­sy­fia­łej helki z ulicy. Anka, ta ździ­ra, mu­sia­ła cho­wać dział­kę, ale przy tym, co miał iro­kez, syfu już nie po­trze­bo­wa­ła. Kurwa, wie­dzia­łam, że coś ma, ale nie wy­cią­ga, żeby się nie dzie­lić, bo GŁÓD nie po­zwa­la. A cho­ro­ba ją tak trze­pa­ła, że wszy­scy wie­rzy­li, że jest pusta.

I Anka, i ja wie­dzia­ły­śmy, że ta ele­ganc­ka wróci.

Nie­zna­jo­my sta­nął na środ­ku, uśmiech­nął się sze­ro­ko i prze­mó­wił po­now­nie.

– Nikt nigdy nie umarł za moje grze­chy. Ja umrę za wasze. Nie po­trze­bu­je­my ko­lej­nych opo­wie­ści o zruj­no­wa­nych do­mach. Prze­gra­nych ży­ciach. Po pro­stu ucie­ka­cie przed bólem. Do­brze. Biorę to wszyst­ko na sie­bie.

Mach­nął ręką. GŁÓD znik­nął.

tak po pro­stu

Ro­zej­rza­łam się i po­zna­łam: w in­nych też. Za­wsze po­tra­fię wy­czuć, czy ktoś nie czuje GŁODU, czy nie jest po­ta­jem­nie taki jak ja. Jak my.

A teraz pod wia­duk­tem stało stado brud­nych ćpu­nów, któ­rym iro­kez wy­rwał z serc uza­leż­nie­nie.

– I to tak… – za­py­tał Szczu­rek – i to tak na za­wsze?

– Na chwi­lę. Ale może być już na za­wsze. Mo­że­cie być wolni. Ale…

– Ale? – pod­chwy­ci­ła Anka.

– Mu­si­cie mnie zabić. Muszę zgi­nąć za wasze grze­chy.

Nie pa­mię­tam, kto za­czął. Czy Benio ci­snął ce­głów­ką, czy Szczu­rek bu­tel­ką po wódce, czy Anka wy­cią­gnę­ła kosę? Może ktoś z in­nych, bez­i­mien­nych w tej opo­wie­ści, od­szu­kał cho­wa­ny po ciu­chach łom?

Ty­siąc dłoni pod­nio­sło się nad nie­zna­jo­mym i opa­dło, dzier­żąc noże wi­del­ce łyżki piły młoty gwoź­dzie. Krew try­snę­ła wy­so­ko, ob­le­pia­jąc agraf­ki na skó­rza­nej kurt­ce glany dżin­sy lekko klap­nię­te­go iro­ke­za.

Wtedy pierw­szy raz do­strze­głam, że wszy­scy – całe to­wa­rzy­stwo spod wia­duk­tu – nie żyje. Jest mar­twe, nie od­dy­cha, cho­ciaż widać parę ucho­dzą­cą z ust, bo pierw­szy li­sto­pa­da i zimno. Nie ma pulsu, poza tymi krót­ki­mi mo­men­ta­mi, gdy żyły muszą po­nieść ku­pio­ny za ukra­dzio­ne wy­su­pła­ne za­ro­bio­ne usta­mi ubło­co­ne ułam­ki gra­mów. Z Anki, z Benia, ze Szczur­ka, ze wszyst­kich ucie­kło życie, już dawno, a ja tego nie za­uwa­ży­łam. Zmie­ni­li się w zom­bie, w żywe trupy, a ich skóra gniła od ty­go­dni. Rzu­ci­li się na nie­zna­jo­me­go jak na chleb, roz­dzie­ra­li mię­dzy sie­bie mięso, które żarli jak na gril­lu, i chłep­ta­li krew. A ich ciała za­czę­ły po­wo­li od­ży­wać, na­bie­rać ko­lo­rów, po­zby­wać się sepii, w któ­rej tkwi­ły od lat i mie­się­cy.

I to trwa­ło, aż po iro­ke­zie zo­sta­ła tylko kurt­ka.

Pierw­sza ode­szła Anka. Za­wo­ła­ła psa, skrzy­wi­ła się na mój widok i po­szła w chuj. Benio i Szczu­rek przez chwi­lę ła­do­wa­li po­roz­wa­la­ne fanty do wóz­ków, ale w końcu do­tarł do nich bez­sens tych dzia­łań, więc mi kiw­nę­li i znik­nę­li we mgle, która po­ja­wi­ła się wraz ze zmro­kiem. Resz­ta bez­i­mien­nych upio­rów roz­my­ła się szyb­ciej i ci­szej, tak, że ledwo to za­uwa­ży­łam.

Zo­sta­łam tylko ja, ode­rwa­ny od czasz­ki przy­kla­pły iro­kez i kurt­ka z agraf­ka­mi.

Zro­bi­ło się zimno, na­praw­dę zimno. Nie było komu roz­pa­lić w becz­ce, więc wrzu­ci­łam tam szma­ty po Ance, po­la­łam wódką i pod­pa­li­łam. Ta­kiej eks­tra­wa­gan­cji nikt nor­mal­nie by się nie do­pu­ścił, ale zo­sta­łam sama.

Nadal jed­nak nie czu­łam GŁODU. Nie byłam też chora.

Pod­nio­słam skó­rza­ną kurt­kę i za­rzu­ci­łam sobie na ra­mio­na. W we­wnętrz­nej kie­sze­ni coś mnie uwie­ra­ło. Się­gnę­łam tylko po to, by od­na­leźć wo­re­czek z to­wa­rem. Było go dużo. Bar­dzo dużo.

– Nie wsty­dzę się ni­cze­go, dla­te­go nie prze­pro­szę – rzu­ci­łam w prze­strzeń. – Po pro­stu nie mam dokąd iść. Nie ucie­kam przed ni­czym. Nie je­stem ofia­rą. To mój dom, znisz­czo­ny, zruj­no­wa­ny, spier­do­lo­ny i po­wa­la­ny przez wszyst­kich. Wspa­nia­ły. Nigdy ni­g­dzie nie czu­łam się le­piej. Nie chcę in­ne­go.

Przy­ła­do­wa­łam wię­cej niż po­win­nam. Był pierw­szy li­sto­pa­da, moje świę­to, więc mi się na­le­ża­ło. Czu­łam na ustach nie­śmia­łe po­ca­łun­ki ko­le­gi brata nie takie jak dla sio­stry tylko go­ręt­sze ostrzej­sze moc­niej­sze wręcz wy­uz­da­ne o któ­rych myśli się całe życie że gdyby gdyby wtedy to byśmy tylko my i my przez całe życie razem prze­ciw­ko świa­tu we dwoje

Wokół mnie, po­śród mgły, za­błysz­cza­ły na czer­wo­no oczy pierw­szych dra­pież­ni­ków. Wy­bi­ła pół­noc. Wró­ci­ła Anka, już bez psa, wró­ci­li Szczu­rek i Benio, wró­ci­ła pani w płasz­czu z koł­nie­rzem, i każdy po kolei brał igłę, łyżkę, watę i za­pal­nicz­kę, i za­bie­rał mój towar, tra­cąc ko­lo­ry i po­now­nie zsu­wa­jąc się w sepię, apa­tycz­ną i bladą, ale do­brze znaną i wy­god­ną.

Nad ranem zo­sta­ły już je­dy­nie mar­twe ciała,

zimne i otę­pia­łe,

obo­jęt­ne

 

chore

 

ale szczę­śli­we.

Jakże szczę­śli­we.

Koniec

Komentarze

Pierwszy!

 

 

wrzucam sam sobie obrazek jurorski, bo czemu nie

Zawsze musisz mi zepsuć premierę opowiadania…

Jakie opowiadanie taka premiera

Specjalnie, dla Arnubisa?

Jestem urazony tak ostentacyjnym pominięciem mię. Oznaczenie 18+ uważam za potrzebne, słuszne i eleganckie i nie wiem, czemu tylko dla Arnubisa powinno być, skoro wiadomo że 18+ najlepsze, mimo, że w teorii 16+ bezpieczne. Też takie chcę.

 

I tak, skomentuję tekst, tylko dokończę lekturę ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

O, Świryb. Specjalnie dla Ciebie:

 

++++++++++++++++++

 

ewentualnie jeśli może być bezpieczne, to:

 

++++++++++++++++

 

Pozdrawiam! Cieszę się, że moderacja od samego początku czuwa!

Nice.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Ech, musiałeś koniecznie? Nastrój i tak mam taki se, a Ty jeszcze z czymś takim wyskakujesz :/ I jeszcze święta nie te.

No, ale dobre to było.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

A dla mnie takie ostentacyjnie prujące żyły.

Napisane sprawnie, ale chyba nie jestem odbiorcą.

 

Przez twarz irokeza nie przeszła pogarda, którą zwykle wyrażali klienci. Dotknął rozciętego nosa, a z jego dłoni wypłynęło światło.

Nie pasuje mi ta przeszła i nie wiem czyjego nosa;)

Lożanka bezprenumeratowa

Było oznaczone 18+, wiec zajrzałam (bo o to chodzi z tymi oznaczeniami, żeby przyciągać?). Totalnie rozwaliłeś system, zresztą nie pierwszy raz. Muszę wypić butelkę wódki i pomyśleć, czy to było genialne, czy porąbane. Na wszelki wypadek klikam. ;)

No… ciekawe to było :)

Niniejszym oświadczam, że nie otrzymałam od Morteciusa propozycji korupcyjnych (ale może jeszcze otrzymam? kto wie :>). Co prawda, zapomniałeś nawiązać w pierwszym akapicie do któregoś z moich opowiadań, no ale niech Ci tam będzie, kliknę i tak :P

Cześć, Morteciusie.

Napisałeś bardzo dobry tekst. Co prawda nie zgadzam się z tagami – według mnie groteska tak, ale bizarro tutaj tyle, co kot napłakał. Przede wszystkim ze względu na poważny i trudny temat, bizarro koncentruje się na aspekcie humorystycznym – a tutaj poszło w innym kierunku.

Mam kilka uwag technicznych – zaczynasz od opisu stroju zbawiciela. Jesteś przekonany, że bohaterka byłaby w stanie odróżnić plamy pozostawione np. przez spermę na glanach od czegoś zostawiającego podobne ślady? Zakładając oczywiście, że nie jest się psem tropiącym, według mnie jednoznaczna identyfikacja tych wszystkich zabrudzeń byłaby niełatwa. Ja bym to opisał ogólniej, albo złagodził przez domniemania, tzn “chyba” “wygląda jak” itd. Dodam, że skoro buty są ubłocone, tym mniej wiarygodne staje się to spostrzeżenie. Widzi to pod warstwą błota?

Druga rzecz – tytuł. Wstawka o Arnubisie jest hermetyczna, nikt poza forum nie wiedziałby o co chodzi. Dodatkowo sugeruje, że tekst będzie niepoważny i napisany dla beki, a “wewnątrz opakowania” czytelnik znajduje coś zupełnie przeciwnego. 

Napisałeś bardzo dobry tekst, domyślam się, że chcesz złagodzić jego forumowy odbiór, bo koledzy z discorda patrzą i nie chcesz wyjść na kolesia piszącego “wydumane” teksty, tylko bizarro dla beki, ale ja bym tego nie robił. Wstawka [18+] jest tutaj niezbędna, ale w takiej formie w zupełności wystarczy. 

Tekst uważam za dobry na tyle, że poważnie biorę pod uwagę jego nominację do piórka, a wątpię, żebyś chciał go posłać w świat z jakimiś wstawkami o Arnubisie ;) (Nie umniejszając w niczym Arnubisowi!)

Podsumowując: świetnie napisana historia o ludziach, ich wadach, małościach i słabościach. Mocny, emocjonalny język, który bardzo pasuje do tekstu. Wiarygodnie sportretowane postacie, a przesłanie, chociaż smutne – wali czytelnika młotem po głowie. 

Należy się klik do biblio, ale póki co – szkoda mojej roboty – dam tylko, jeśli tekst będzie się “kisił w poczekalni”, a raczej to nie nastąpi ;D Po prostu za chwile ktoś to doklika, bo inni też umieją czytać.

 

EDIT: Zgodnie z zapowiedzią, po rozwianiu moich wątpliwości przez autora, zdecydowałem się nominować ten tekst do piórka.

Ależ to fajnie popier… dykane.

devil

A wziąłem i kliknąłem, bo dobre. 

"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf

gravel

Nice.

Дякую тобі!

 

Irka_Luz

Ech, musiałeś koniecznie?

:(

Nastrój i tak mam taki se, a Ty jeszcze z czymś takim wyskakujesz :/

W sumie biorę to za komplement, że działa na emocje :P

I jeszcze święta nie te.

Ale jak to? W regulaminie nic nie widziałem o tym, o które święta chodzi

No, ale dobre to było.

Dziękuję pięknie!

 

Ambush

A dla mnie takie ostentacyjnie prujące żyły.

Napisane sprawnie, ale chyba nie jestem odbiorcą.

ulubiona emotka Baila

 

Przez twarz irokeza nie przeszła pogarda, którą zwykle wyrażali klienci. Dotknął rozciętego nosa, a z jego dłoni wypłynęło światło.

Nie pasuje mi ta przeszła i nie wiem czyjego nosa;)

Czemu nie pasuje? A ktoś inny miał rozcięty nos? :)

 

ośmiornica

o siema

 

Było oznaczone 18+, wiec zajrzałam (bo o to chodzi z tymi oznaczeniami, żeby przyciągać?).

i kpić

 

Totalnie rozwaliłeś system, zresztą nie pierwszy raz.

Dziękuję xD

Muszę wypić butelkę wódki

Wypij zawartość, butelka może stanowić nieprzyjemne doświadczenie

i pomyśleć, czy to było genialne, czy porąbane.

To idzie w parze xD

Na wszelki wypadek klikam. ;)

Dziękuję!

 

avei

No… ciekawe to było :)

Dziękuję, interesująca opinia

 

Bella

o siema!

Niniejszym oświadczam, że nie otrzymałam od Morteciusa propozycji korupcyjnych (ale może jeszcze otrzymam? kto wie :>)

Sprawdź skrytkę pocztową, ale nie pierwszą, o której pomyślałaś, tylko trzecią, w Świ******u

. Co prawda, zapomniałeś nawiązać w pierwszym akapicie do któregoś z moich opowiadań, no ale niech Ci tam będzie, kliknę i tak :P

Nawiązanie jest, i to po trzykroć.

Akcja rozgrywa się pierwszego listopada, a zatem 1.11. Jeśli to zsumujemy, wyjdzie nam 12 (1+11=12). Wszystko zaczyna się w okolicach południa, czyli o godzinie 12. Mamy więc ponownie liczbę 12, zgadza się? Jest dwa razy. Jeśli więc ową 12 podzielimy na 2 (bo tyle razy się pojawia), wyjdzie nam 6 (bo 12/2=6). 6 to co prawda zwykła cyfra, ale gdybyśmy mieli powiedzieć, że to liczba porządkowa dla rodzaju żeńskiego, albo godzina, co by nam wyszło? :)

Dalej. W życiu bohaterki jest trochę osób, które wspomina i które mają na nią wpływ. Dla jasności przyjmijmy, że mówimy o ludziach. Mamy więc: Ankę (1), Benia (2), Szczurka (3), chłopaka z przeszłości (4), brata (5) oraz kolegę brata (6). Ponownie więc znajduje się tu nawiązanie do tego samego opowiadania, co poprzednio.

Weźmy też datę. 21.12. Zsumujmy poszczególne cyfry. 2+1+1+2=6. Co, lepiej sumować po całości? Okej. 21+12=33. Upraszczamy teraz: 3+3. Wychodzi 6. Znowu.

A może zsumujemy cyfry, składające się na obecny rok? 2+0+2+2=6.

Co, że kombinuję z tymi cyframi, raz sam rok, raz dzień i miesiąc? Okej, dobrze. 21+12+2022=2055. Sumujemy cyfry. 2+0+5+5=12. 12 można przedstawić jako 6*2. Ponownie ukryta szóstka.

Mało? Nie ma tego w opowiadaniu, ale Anka ma na drugie imię Helena.

Można też znaleźć o wiele więcej nawiązań, ale zostawiam to już krytykom, polonistkom oraz osobom uczącym się w liceach do analizy.

 

 

silver_advent

Cześć, Morteciusie.

siema

Napisałeś bardzo dobry tekst.

Dziękuję

Co prawda nie zgadzam się z tagami – według mnie groteska tak, ale bizarro tutaj tyle, co kot napłakał. Przede wszystkim ze względu na poważny i trudny temat, bizarro koncentruje się na aspekcie humorystycznym – a tutaj poszło w innym kierunku.

W moim odczuciu aspekt humorystyczny nie jest warunkiem bizarro, ale ciekawa uwaga. Na tyle, że zaraz zapytam na grupie bizarro, co i jak

Mam kilka uwag technicznych – zaczynasz od opisu stroju zbawiciela. Jesteś przekonany, że bohaterka byłaby w stanie odróżnić plamy pozostawione np. przez spermę na glanach od czegoś zostawiającego podobne ślady?

Sperma daje bardzo charakterystyczne plamy

Zakładając oczywiście, że nie jest się psem tropiącym, według mnie jednoznaczna identyfikacja tych wszystkich zabrudzeń byłaby niełatwa. Ja bym to opisał ogólniej, albo złagodził przez domniemania, tzn “chyba” “wygląda jak” itd.

Rozumiem, ale to w sumie trochę baśniowa stylizacja. Natomiast jako wieloletni uczestnik Woodstocku roszczę sobie prawo do całkiem sprawnego odróżniania plam na ubraniach ludzi, nietrudno po jakimś czasie stwierdzić, czy wylała się pomidorowa, czy ktoś się zrzygał, czy wdepnął w coś cuchnącego, czy oblał kisielem. Idąc tym tropem osoba, która w środowisku meneli/ćpunów/żuli żyje i porusza się od kilku lat, takie określenie nie powinno być trudne.

Dodam, że skoro buty są ubłocone, tym mniej wiarygodne staje się to spostrzeżenie. Widzi to pod warstwą błota?

Nie napisałem, że buty są całkowicie/kompletnie/niechcemisięszukaćsynonimuczyinnegoprzymiotnika ubłocone ;)

Druga rzecz – tytuł. Wstawka o Arnubisie jest hermetyczna, nikt poza forum nie wiedziałby o co chodzi. Dodatkowo sugeruje, że tekst będzie niepoważny i napisany dla beki, a “wewnątrz opakowania” czytelnik znajduje coś zupełnie przeciwnego. 

No ale przecież tekst jest wrzucony na forum xD Trochę nie rozumiem tej uwagi, tytuł jest tytuł, a beczka z oznaczeń to sprawa osobna

Napisałeś bardzo dobry tekst, domyślam się, że chcesz złagodzić jego forumowy odbiór, bo koledzy z discorda patrzą i nie chcesz wyjść na kolesia piszącego “wydumane” teksty, tylko bizarro dla beki, ale ja bym tego nie robił.

Jest to uwaga tak bardzo mijająca się z moją osobą, że chyba mocniej się nie da xD

Na start podziękuję ponownie, bo słowa o bardzo dobrym tekście łechcą moje ego. Jeśli chodzi o łagodzenie forumowego odbioru, to nie jestem pewien, co masz na myśli. W sensie przedmowę, żarty z oznaczenia czy coś innego? Dalej: na discordzie mam chyba więcej koleżanek niż kolegów, ale to akurat głupie czepianie się słówek, więc może do rzeczy xD Natomiast koledzy (oraz koleżanki!) z discorda wiedzą, że pisuję teksty kompletnie różne, bizarro jest wśród nich w zdecydowanej mniejszości (stety albo niestety), część jest poważna, część nie jest, nie widzę powodu, by to w jakikolwiek sposób wartościować. W sensie akurat ja nie uważam, żeby teksty bekowe były gorsze dla zasady od takich wydumanych. Jak coś mnie śmieszy to jest dla mnie fajne (chociaż nie zawsze dobre). Jak coś porusza moje emocje to również jest fajne (chociaż znowu: niekoniecznie dobre). Jak coś jest bezbekiem totalnym albo w moim odczuciu jest pretensjonalne to jest dla mnie niefajne. Mam to szczęście, że jarają mnie różne rzeczy i różne teksty.

Wstawka [18+] jest tutaj niezbędna, ale w takiej formie w zupełności wystarczy. 

Tekst uważam za dobry na tyle, że poważnie biorę pod uwagę jego nominację do piórka, a wątpię, żebyś chciał go posłać w świat z jakimiś wstawkami o Arnubisie ;) (Nie umniejszając w niczym Arnubisowi!)

Dziękuję, to miłe. Natomiast o ile mi wiadomo (chociaż musiałbym to sprawdzić), to w antologiach (podejrzewam, że nawiązujesz tu do FP, ale za moment dostanę po głowie, że się wywyższam czy coś, a nie chce mi się prowadzić takiej dyskusji xD) nie stosuje się oznaczeń wiekowych, a wstawka dotyczy tylko oznaczenia 18+, więc tym samym jest do ścięcia.

Podsumowując: świetnie napisana historia o ludziach, ich wadach, małościach i słabościach. Mocny, emocjonalny język, który bardzo pasuje do tekstu. Wiarygodnie sportretowane postacie, a przesłanie, chociaż smutne – wali czytelnika młotem po głowie. 

Należy się klik do biblio, ale póki co – szkoda mojej roboty – dam tylko, jeśli tekst będzie się “kisił w poczekalni”, a raczej to nie nastąpi ;D Po prostu za chwile ktoś to doklika, bo inni też umieją czytać.

Ponownie dziękuję, miło mi :)

 

MTF, uszanowanko

Ależ to fajnie popier… dykane.

Kłaniam się ;)

 

fmsduval

 

dziękuję pięknie! :)

Cześć,

 

Silverze,

“Przede wszystkim ze względu na poważny i trudny temat, bizarro koncentruje się na aspekcie humorystycznym – a tutaj poszło w innym kierunku.”

 

Ja nieco odwrócę sprawę – skąd takie silne przekonanie, że bizarro koncetruje się na aspekcie humorystycznym? Masz jakieś uzasadnienie, czy tak Ci się wydaje po prostu?

Wg mnie zupełnie tak nie jest, samo słowo oraz powiązane “bizarre” nie mają takiego znaczenia w definicja słownikowej – bizarro, bizarre.

Definicja bizarro fiction z wikipedii również o tym nie wspomina. Angielska definicja jest IMHO nawet bardziej obrazowa i wskazuje na niezwykle istotne elementy kreowania świata: “in order to create subversive, weird, and entertaining works”. Ja bym właśnie się skupił na słowie “entertaining”, ten aspekt może być mylony z humorem, ale wg mnie nie jest to tożsame.

 

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Morteciusie, przekonały mnie Twoje argumenty.

 

BasementKeyu, oczywiście, że tak mi się wydaje. Nie jestem polonistą, ani nie zgłębiam literaturoznawstwa. Swoją wiedzę czerpię z sieci i gdzieś znalazłem takie informacje o sposobie rozróżniania New Weirdu od Bizarro: Weird fiction koncentruje się na aspekcie dziwności, jest bardziej ponure, Bizarro zaś jest również “dziwaczne” (jak sama nazwa wskazuje), ale w wypadku tego drugiego dziwność jest pretekstem do stworzenia utworu przede wszystkim zabawnego.

Jeżeli masz jakieś inne źródła, chętnie się zapoznam.

Przyznam, że to, co usiłowałem znaleźć na temat tych nowych gatunków jest mocno nieklarowne. Nawet sami piszący często nie są pewni, do jakich gatunków można zaliczyć utwór. U niektórych powstało przekonanie, że bizarro musi być związane z defekacją, odchodami, puszczaniem bąków, rozmaitymi obrzydliwościami, deformacjami, obsceniczną kopulacją i ma po prostu szokować w dość, moim zdaniem, tandetny sposób. 

Czyli – z kierunku, który miał dawać literacką wolność, mamy coś dokładnie przeciwnego – zakładanie sobie samemu kajdan jakiejś defekacyjnej, odrażającej formy. Na co ja, będąc z natury buntownikiem, zgodzić się nie mogę i nie chcę. To jest ubóstwo. Brak granic nie oznacza konieczności balansowania na krawędzi. Jakieś nieporozumienie.

BasementKeyu, oczywiście, że tak mi się wydaje. Nie jestem polonistą, ani nie zgłębiam literaturoznawstwa. Swoją wiedzę czerpię z sieci i gdzieś znalazłem takie informacje o sposobie rozróżniania New Weirdu od Bizarro: Weird fiction koncentruje się na aspekcie dziwności, jest bardziej ponure, Bizarro zaś jest również “dziwaczne” (jak sama nazwa wskazuje), ale w wypadku tego drugiego dziwność jest pretekstem do stworzenia utworu przede wszystkim zabawnego.

Dzięki za odpowiedź. Ja też tutaj nie roszczę sobie pretensji do bycia Alfą i Omegą ;). Dla mnie kluczowe jest właśnie to słowo “zabawny”, zamieniłbym może na “zabawowy” albo “rozrywkowy”, odnosząc się do słowa “entertaining”, które wydaje mi się bardzo adekwatne. IMHO nie chodzi tutaj o śmieszność.

Zgadzam się z Tobą co do epatowania obrzydliwością przede wszystkim związaną z ekstkremantami czy seksualnością, jest to droga na skróty i warto szukać innych ścieżek literackiej wolności w tym gatunku.

Dzięki za dyskusję!

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Fajna wymiana zdań wyszła, może się ktoś jeszcze wypowie w temacie, bo to mnie również interesuje. W sensie w oderwaniu od opowiadania – bizarro to mocno szeroki gatunek, chyba nawet można powiedzieć, że swego rodzaju umbrella term. Ja w ogóle to rozumiem ultra szeroko, tak skrajnie wręcz.

Widzę, że ciekawa dyskusja na temat bizarro, humoru i spermy. Na pewno bizarro to nie tylko obrzydliwości i epatowanie seksualnością, czy przemocą, to bardziej domena horroru ekstremalnego. Bizarro znacznie bliżej do surrealizmu i absurdu, jeśli chodzi o kreowanie atmosfery dziwności.

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Ja pierdo.ę!

Nie takiego święta się spodziewałem.

Wlazłeś tu ze swoim zbawicielem i rozpird….eś system.

Trochę to nie fair, ale znalazłeś dziurę w regulaminie i bezlitośnie ją wykorzystałeś.

Wyrwało mnie z butów i walnęło o ścianę.

Takim tekstem odbierasz mi ochotę do pisania.

To zdanie napisałem, abyś poczuł się winny.

To tyle na gorąco, być może jeszcze wrócę z mniej emocjonalnym komentarzem.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Ooo, to może przeczytam tekst, a nie tylko komentarze.

 

hehe

Che mi sento di morir

Bardzo mi się podobało. To znaczy, może “podobało” to nienajlepsze słowo, ale zrobiło na mnie wrażenie i naprawdę czułem, o czym piszesz. Nie wiem, czy to bizarro czy inne kijwieco, w sumie kwestia nieistotna.

I trochę mi teraz głupio, że wrzucałem opowiadanie równocześnie z Tobą.

siem fanthomas

i chyba po dyskusji xD

 

fizyk111

Ja pierdo.ę!

już się tak nie chwal

Nie takiego święta się spodziewałem.

o to chodziło ;)

Wlazłeś tu ze swoim zbawicielem i rozpird….eś system.

Trochę to nie fair, ale znalazłeś dziurę w regulaminie i bezlitośnie ją wykorzystałeś.

dziękuję, tym się właśnie zajmuję

Wyrwało mnie z butów i walnęło o ścianę.

dzięki

Takim tekstem odbierasz mi ochotę do pisania.

ej, bez takich ;-; idź coś napisz, żebym Ci tego zazdrościł, proszę bez golenia żył (metaforycznych, pisarskich)

To zdanie napisałem, abyś poczuł się winny.

nie udało się xD Ale nieco mi głupio

To tyle na gorąco, być może jeszcze wrócę z mniej emocjonalnym komentarzem.

Zapraszam gorąco!

 

BK

Ooo, to może przeczytam tekst, a nie tylko komentarze.

 

hehe

xD

 

jest również Amą

Bardzo mi się podobało. To znaczy, może “podobało” to nienajlepsze słowo, ale zrobiło na mnie wrażenie i naprawdę czułem, o czym piszesz.

dziękuję, miło mi niezmiernie

Nie wiem, czy to bizarro czy inne kijwieco, w sumie kwestia nieistotna.

w sumie sam się nie zastanawiałem w kontekście tego tekstu i chyba jest mi to obojętne

I trochę mi teraz głupio, że wrzucałem opowiadanie równocześnie z Tobą.

To mi teraz głupio, że coś takiego piszesz xD Weź tego nie rób, czemu w ogóle miałoby Ci być głupio

Dodałam komenatrz, który wyparował więc piszę drugi raz:( a że leniwa jestem to będzie krótszy. Jest klimat. Czuję się brudna, zniechęcona do świata i też chętnie bym się znieczuliła czymś. Zrujnowałeś mi świąteczny nastrój xd Widzę parę zmian vs. pierwsza wersja, ale wszystkie na plus. Dalej nie przekonuje mnie Pani w płaszczu i czy jest tu potrzebna. Ale poza tym mocny, dobry tekst. Oryginalny, bez sztampy.

Dzień dobry,

 

a to święta się autorowi nie pomyliły czasem? Bo mi to pachnie bardziej Wielkanocą ;) Z drugiej strony tak trochę jest, że narodziny Zbawiciela są jednocześnie zapowiedzią jego śmierci (i naszego zbawienia). Tutaj rzekłbym, że nacisk został położony właśnie na zbawienie choć pewnie można na różne sposoby ten tekst czytać.

Jedną z interpretacji są oczywiście narkotyki. I tak jak Jezus zmienił wodę w wino, tak Irokez zamienił gromadzie ćpunów towar na coś lepszego, wybielił im ich codzienny szkarłat, purpurę zmienił w otulającą ciała i umysły wełnę. Zero fantastyki, czysta chemia.

Ale być może Irokez był prawdziwym Jezusem, który narodził się wśród gromady narkomanów od razu w skórzanej kurtce i pomarszczony niczym odparzona pupcia niemowlęcia? Może. Choć pani w płaszczu zdaje się przeczyć tej teorii, bo wg mnie ona przyszła właśnie po “wino”, po towar premium, za swoim dilerem bawiącym się w Chrystusa.

Czy to jest bizarro? Rzekłbym, że nie. Nie dlatego, że nie ma humoru, nie uważam, żeby uśmiech czytelnika był najważniejszym wyznacznikiem bizarro. Nie znajduję w tekście dziwności, absurdu, czegoś co by mnie niepomiernie zdziwiło, wprawiło w stupor. To smutny tekst o przykrej rzeczywistości. Za rzeczywisty, żeby aspirować do rangi bizarro. Oczywiście to tylko i aż moja opinia ;)

 

Klikać biblio juz nie trzeba jak widzę. Do piórka nie zgłaszam, bo brakuje mi w tym tekście fantastyki (o bizarro, czy klimacie bożonarodzeniowym nie wspominając). Mimo tego uważam, że to kawał porządnej literatury.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Tak myślałem o zaszeregowaniu tego tekstu i według mnie chyba najbliżej tu do realizmu magicznego.

No mnie się zdecydowanie podobało. Po pierwsze, mam wrażenie, że ten tekst – przy całej efektownej nowoczesności formy i narracji – płynie naturalnie, swoim rytmem, nic nie jest w nim wymuszone i nic nie wydaje się służyć epatowaniu czytelnika – wszystko, łącznie ze wszystkimi paskudztwami, jest na swoim miejscu. Po drugie, tekst jest świetnie poskładany fabularnie, sposób narracji zgrywa się dobrze z pomysłem na historię i z charakterystyką postaci – IMHO bardzo udane opowiadanie. Tytuł i przemowa troszkę mrugały do czytelnika, obiecując prowokację, ale to jest kawał solidnego pisarstwa z konkretnym konceptem za nim stojącym.

ninedin.home.blog

Przejmujące prawdziwe. Takie wrażenie robi. Ludzie się nie zmienią, nawet jeśli zdarzy się cud.

Dużo już Ci napisano, równie wiele nakadzono, więc ja się nie będę wysilał, bo mi się zwyczajnie nie chce. Napisze tyle: bardzo podoba mi się forma w jakiej podałeś ten tekst, narracja zmieniająca się pod wpływem narkotyku jest świetna, bardzo płynna, nawet pomimo szczątkowej interpunkcji i innych fikołków. Fabularnie tez bardzo dobrze, bardzo mocno i dosadnie, nawet na tyle, że uwierzyłem w tę postać, w jej życie, jej emocje i pragnienia. Nie zgodzę się, że nie ma tu fantastyki, ona jest, tylko bardzo nieoczywista. Dobra, kończę, bo teraz mi sie już nie chce dwa razy, a teraz już nawet trzy razy tak, jak na początku. Nominuję do piórka, bo to dobre jest. Teraz nie chce mi się już cztery razy bardziej, ale jeszcze coś z siebie wykrzesam, żeby zgłosić w odpowiednim wątku. Pięć razy.

 

Pozdro

Q

Known some call is air am

No to ten

Powygłupiali-my się, dostałem i 18+ i 16+, śmichy chichy, a tekst – przygnębiający. Spoilery w komciu.

 

Zabawa typograficznymi zabiegami całkiem udana, bo koresponduje z treścią i – wiadomo, w pisemny sposób tylko – przybliża odmienny stan, akhem, świadomości. 

Tematyka zgoła przygnębiająca i niewesoła. No, ale jak wjeżdżają w fabułę ciężkie narkotyki, to przeważnie jest niewesoło. Nic odkrywczego, ale trzyma poziom. Dopiero w zestawieniu z tematyką konkursu pojawia się mocniejszy kontrast, bez konkursowego taga narkoDżizas zstepujący do mety nie robi takiego wrażenia. Wypada w sumie wtedy jako najsłabszy element. Dlaczego? Pokuszę się i zdiagnozuję, że przez stereotypowe skojarzenia. Sama historia Jezusa umierającego za grzechy ludzi to w sumie dość ponura opowieść, z duża liczbą sk..ów obsadzonych w biblijnej sztuce. Natomiast obecnie, Święta Bożego Narodzenia dość jednoznacznie kojarzą się z czymś ciepłym, pachnącym, mięciutkim do miętoszenia  przyjaznym i przytulnym. Ten kontrast nie jest narysowany w samym tekście, a silnie zależy od okoliczności i daty lektury opowiadania, więc jak mniemam, w gdybym to czytał np. czerwcu to wydźwięk pesymistycznej końcówki będzie dużo słabszy. A sam re-telling cudu w kanie galilejskiej, no, takiego wrażenia nie robi.

Silną stroną tekstu jest – oczywiście rozumiejąc krótkość formy – w miarę wiarygodne przedstawienie typów ludzkich i to, jak równi wobec narkotyku-boga są, niezależnie od swoich wcześniejszych historii. Sugestywny opis głodu też wkładam do szufladki “na plus”, nie wnikając w fizjologiczną analizę jego prawdopodobieństwa, bo zwyczajnie nie o to w nim chodzi.

 

Napisany jest tak, że czyta się płynnie, wątki różnych postaci są wplecione w naturalny, nie wybijający z lektury sposób i nawet nazajutrz pamiętam, o czym było. Solidny kawałek, wprawdzie nie jakaś tam wyczesana w kosmos zbrodnia na fantastyce, ale życzyłbym sobie więcej tak porządnie napisanych tekstów. Mimo, że bizzaro czy weird to nie do końca moja bajka (trochę się gubię już w tych wszystkich etykietach, SKS jak nic, panie dziejku, SKS), to nawet pomyślałem hipotetycznie o kliku do Biblioteki, ale widzę, że nie musze się kłopotać z dylematem, bo mnie inni wyręczyli i mogę wygodnie poprzestać na tym, że trochę chciałbym, ale się waham.

 

Rozwinąłeś się mocno – fajnie!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Cześć!

 

Przeczytane. Komentarz jutro, bo muszę domowe bizarro posprzątać.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

jeżu hrywno chwilę mnie nie ma i tyle komci

 

Shanti siema

Dodałam komenatrz, który wyparował więc piszę drugi raz:( a że leniwa jestem to będzie krótszy.

Szanuję, mi by się nie chciało xD

Jest klimat. Czuję się brudna, zniechęcona do świata i też chętnie bym się znieczuliła czymś. Zrujnowałeś mi świąteczny nastrój xd

To tylko opowiadanie… to znaczy, na pewno w Warszawie jest podobny wiadukt, ale to nie powód do rozpaczania, przecież o tych ludziach w rzeczywistości też nikt nie myśli i nikt nie dba

kurde, miał być jakiś żart i nie wyszło ;x

Widzę parę zmian vs. pierwsza wersja, ale wszystkie na plus. Dalej nie przekonuje mnie Pani w płaszczu i czy jest tu potrzebna. Ale poza tym mocny, dobry tekst. Oryginalny, bez sztampy.

Dzięki :)

 

siem x2 BK

Dzień dobry,

no witam

 

a to święta się autorowi nie pomyliły czasem?

nigdy

Bo mi to pachnie bardziej Wielkanocą ;) Z drugiej strony tak trochę jest, że narodziny Zbawiciela są jednocześnie zapowiedzią jego śmierci (i naszego zbawienia). Tutaj rzekłbym, że nacisk został położony właśnie na zbawienie choć pewnie można na różne sposoby ten tekst czytać.

Te wszystkie święta religijne można podpinać do wielu spraw. Tu chodziło jednak o święto zmarłych za życia, tak to sobie wymarzyłem

Jedną z interpretacji są oczywiście narkotyki. I tak jak Jezus zmienił wodę w wino, tak Irokez zamienił gromadzie ćpunów towar na coś lepszego, wybielił im ich codzienny szkarłat, purpurę zmienił w otulającą ciała i umysły wełnę. Zero fantastyki, czysta chemia.

Jeśli to zero fantastyki to poproszę o namiary na takiego pana

Ale być może Irokez był prawdziwym Jezusem, który narodził się wśród gromady narkomanów od razu w skórzanej kurtce i pomarszczony niczym odparzona pupcia niemowlęcia? Może. Choć pani w płaszczu zdaje się przeczyć tej teorii, bo wg mnie ona przyszła właśnie po “wino”, po towar premium, za swoim dilerem bawiącym się w Chrystusa.

Ciekawe

Czy to jest bizarro? Rzekłbym, że nie. Nie dlatego, że nie ma humoru, nie uważam, żeby uśmiech czytelnika był najważniejszym wyznacznikiem bizarro. Nie znajduję w tekście dziwności, absurdu, czegoś co by mnie niepomiernie zdziwiło, wprawiło w stupor. To smutny tekst o przykrej rzeczywistości. Za rzeczywisty, żeby aspirować do rangi bizarro. Oczywiście to tylko i aż moja opinia ;)

Z perspektywy czasu też mi się wydaje, że tag nieco na wyrost dałem, może zmienię jak nie zapomnę

dobra, zapomnę na pewno

 

Klikać biblio juz nie trzeba jak widzę. Do piórka nie zgłaszam, bo brakuje mi w tym tekście fantastyki (o bizarro, czy klimacie bożonarodzeniowym nie wspominając). Mimo tego uważam, że to kawał porządnej literatury.

Dziękuję pięknie! Trochę nie rozumiem zarzutu o brak fantastyki, ale chwalisz, to odpuszczam xD

 

Pozdrawiam!

Ja również

 

silver_advent

Tak myślałem o zaszeregowaniu tego tekstu i według mnie chyba najbliżej tu do realizmu magicznego.

Chyba faktycznie się łapie, nie stuprocentowo, natomiast nie mam pomysłu, co by się łapało bardziej. Dzięki :)

 

ninedin

No mnie się zdecydowanie podobało. Po pierwsze, mam wrażenie, że ten tekst – przy całej efektownej nowoczesności formy i narracji – płynie naturalnie, swoim rytmem, nic nie jest w nim wymuszone i nic nie wydaje się służyć epatowaniu czytelnika – wszystko, łącznie ze wszystkimi paskudztwami, jest na swoim miejscu. Po drugie, tekst jest świetnie poskładany fabularnie, sposób narracji zgrywa się dobrze z pomysłem na historię i z charakterystyką postaci – IMHO bardzo udane opowiadanie. Tytuł i przemowa troszkę mrugały do czytelnika, obiecując prowokację, ale to jest kawał solidnego pisarstwa z konkretnym konceptem za nim stojącym.

Jejku, miło mi niezmiernie :D Dziękuję za tak miłe słowa. Łatwiej się odpisuje na krytykę niż na pochwały, więc nie wiem, co jeszcze dodać :P

 

JolkaK

Przejmujące prawdziwe. Takie wrażenie robi. Ludzie się nie zmienią, nawet jeśli zdarzy się cud.

Siem i dziękuję :)

 

OS

Dużo już Ci napisano, równie wiele nakadzono, więc ja się nie będę wysilał, bo mi się zwyczajnie nie chce.

szanuję

Napisze tyle: bardzo podoba mi się forma w jakiej podałeś ten tekst, narracja zmieniająca się pod wpływem narkotyku jest świetna, bardzo płynna, nawet pomimo szczątkowej interpunkcji i innych fikołków. Fabularnie tez bardzo dobrze, bardzo mocno i dosadnie, nawet na tyle, że uwierzyłem w tę postać, w jej życie, jej emocje i pragnienia.

dziękuję

Nie zgodzę się, że nie ma tu fantastyki, ona jest, tylko bardzo nieoczywista.

Podobnie to widzę :)

Dobra, kończę, bo teraz mi sie już nie chce dwa razy, a teraz już nawet trzy razy tak, jak na początku. Nominuję do piórka, bo to dobre jest. Teraz nie chce mi się już cztery razy bardziej, ale jeszcze coś z siebie wykrzesam, żeby zgłosić w odpowiednim wątku. Pięć razy.

tak trzeba żyć. Dziękuję za nominację :D

 

Pozdro

Q

pozdro 600

 

siema Michał

No to ten

Powygłupiali-my się, dostałem i 18+ i 16+, śmichy chichy, a tekst – przygnębiający. Spoilery w komciu.

+++

 

Zabawa typograficznymi zabiegami całkiem udana, bo koresponduje z treścią i – wiadomo, w pisemny sposób tylko – przybliża odmienny stan, akhem, świadomości. 

Tematyka zgoła przygnębiająca i niewesoła. No, ale jak wjeżdżają w fabułę ciężkie narkotyki, to przeważnie jest niewesoło. Nic odkrywczego, ale trzyma poziom. Dopiero w zestawieniu z tematyką konkursu pojawia się mocniejszy kontrast, bez konkursowego taga narkoDżizas zstepujący do mety nie robi takiego wrażenia.

trzeba grać takimi kartami, jakie się dostanie :> (albo wcześniej podłoży)

Wypada w sumie wtedy jako najsłabszy element. Dlaczego? Pokuszę się i zdiagnozuję, że przez stereotypowe skojarzenia. Sama historia Jezusa umierającego za grzechy ludzi to w sumie dość ponura opowieść, z duża liczbą sk..ów obsadzonych w biblijnej sztuce. Natomiast obecnie, Święta Bożego Narodzenia dość jednoznacznie kojarzą się z czymś ciepłym, pachnącym, mięciutkim do miętoszenia  przyjaznym i przytulnym. Ten kontrast nie jest narysowany w samym tekście, a silnie zależy od okoliczności i daty lektury opowiadania, więc jak mniemam, w gdybym to czytał np. czerwcu to wydźwięk pesymistycznej końcówki będzie dużo słabszy. A sam re-telling cudu w kanie galilejskiej, no, takiego wrażenia nie robi.

W sumie aż musiałem sprawdzić, co to za cud, bo jego retelling nie był moim zamierzeniem

Silną stroną tekstu jest – oczywiście rozumiejąc krótkość formy – w miarę wiarygodne przedstawienie typów ludzkich i to, jak równi wobec narkotyku-boga są, niezależnie od swoich wcześniejszych historii. Sugestywny opis głodu też wkładam do szufladki “na plus”, nie wnikając w fizjologiczną analizę jego prawdopodobieństwa, bo zwyczajnie nie o to w nim chodzi.

o, znowu chwalisz, fajnie :D

 

Napisany jest tak, że czyta się płynnie, wątki różnych postaci są wplecione w naturalny, nie wybijający z lektury sposób i nawet nazajutrz pamiętam, o czym było. Solidny kawałek, wprawdzie nie jakaś tam wyczesana w kosmos zbrodnia na fantastyce, ale życzyłbym sobie więcej tak porządnie napisanych tekstów. Mimo, że bizzaro czy weird to nie do końca moja bajka (trochę się gubię już w tych wszystkich etykietach, SKS jak nic, panie dziejku, SKS), to nawet pomyślałem hipotetycznie o kliku do Biblioteki, ale widzę, że nie musze się kłopotać z dylematem, bo mnie inni wyręczyli i mogę wygodnie poprzestać na tym, że trochę chciałbym, ale się waham.

Dziękuję :)

Rozwinąłeś się mocno – fajnie!

A tu dziękuję po trzykroć, bardzo mi miło

 

krar

Cześć!

siem

Przeczytane. Komentarz jutro, bo muszę domowe bizarro posprzątać.

Luz, poczekam. Uważaj na macki, bywają wrażliwe

 

Ciekawy tekst, w sam raz na postwigilijny wieczór. Całkiem ładnie imho udało Ci się oddać perspektywę owieczek pod wiaduktem (oraz jej zmianę, kiedy przechodzili w stan wzbudzony). Prosto, trochę brudno, bez owijania w bawełnę czy upiększania, tak jak – imho – w bizarro być powinno. Zbawiciel również ciekawy choć z tego co pamiętam to Jezus raczej nie chciał być pożarty przez owieczki, a jedynie zgładzić ich grzechy (a inicjatywa zabicia wyszła od samych owieczek). Ale interpretacja ciekawa, trochę obrazoburcza ale z pomysłem i naprawdę nieźle napisana.

Obraz całości nieco psuje mi bohaterka, z jednej strony upadła, z drugiej strasznie sentymentalna i z nader dobrą pamięcią (albo może mam obraz skrzywiony po kumplach, którzy poszli w tany i szybko zaczęli mieć problemy z ogarnianiem podstaw rzeczywistości). Trochę za dużo jest też imho wstawek o jej świecie wewnętrznym i retrospekcji, spowalnia to akcję i osłabia przekaz (jak rozumiem, moc oddziaływania ma być tutaj duża, więc po co ją hamować).

Końcówka smutna, ludzka, powszednia. Nie zaraża optymizmem, ale ostrzegałeś…

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dziękuję pięknie! Trochę nie rozumiem zarzutu o brak fantastyki, ale chwalisz, to odpuszczam xD

W sumie jeżeli tekst jest dobry, to nie ma co się czepiać ;) Ale w kontekście piórkowym wspomniałem o tym, bo IMHO, do piórka powinny być zgłaszane jednak teksty fantastyczne. Oczywiście zdarzało się, że piórko nawet dostawały teksty niefantastyczne, ale jestem przeciwny takiemu podejściu.

Pozdro!

Che mi sento di morir

Ależ to realistyczne, brudne i soczyste! Podobało mi się. :>

Relację ćpunki ze środowiska ćpunów odebrałem jako wiarygodną, zapewne dzięki dużej liczbie detali i nienachalnym wtrąceniom ze slangu. Czuć, że bohaterka wie, o czym mówi. Dosłownie w jednym miejscu mi zgrzytnęło, gdy nazwała wakacje na Bali “biednymi” – nic nie wskazywało, żeby miała okazję wypoczywać w Indonezji, by znała takie osoby, raczej to prosta dziewczyna w bloku/przedmieść, stąd perspektywa wakacji na Bali powinna być dla niej atrakcyjna, tak sądzę. Ale oprócz tego już więcej w nią nie zwątpiłem. Spodobało mi się także, że nie ma przerysowania w kreacji tej bohaterki. Tkwi w szponach nałogu, jest tego świadoma, jest świadoma destrukcyjności stylu życia, który prowadzi, nie gloryfikuje go. Odebrałem ją jako rzeczową.

Płynne i naturalne przejścia do narkotycznych majaków są solą tej krótkiej historii. Porzucenie wielkich liter, interpunkcji, rozstrzał wersów, swoboda w stosowaniu akapitów – wszystko to przypomina mi powojenną poezję, gdzie odchodzono od skostniałego standardu, celem uwypuklenia emocji, pewnych impresji. Tam często rezygnowano nawet z tytułu i zastępował go pierwszy wers utworu, myślę że tutaj to też mogłoby się wspaniale sprawdzić. W każdym razie zastosowane w narkotycznych monologach zabiegi pasowały rewelacyjnie i doskonale oddawały narastający obłęd, natłok myśli.

Tylko tak, o ile formą jestem urzeczony, jest naprawdę zjawiskowa, tak treść tej historii nie nadąża za tym, w co ją opakowano. Fajna jest zabawa świętami – konkurs bożonarodzeniowy, wątek jakby wielkanocny, a rzecz się dzieje we wszystkich świętych. Samo przyjęcie perspektywy narracyjnej uzależnionej dziewczyny sprawia, że jej relacja nie jest zbyt wiarygodna. Skłaniam się raczej ku interpretacji, że Dżizas, który ich nawiedził, to po prostu jakiś kolejny narkotyczny majak. A to ciągnie za sobą refleksję, że fantastyki w tym wszystkim nie ma za wiele.

Trzeba jednak powiedzieć, że to kawał skłaniającego do refleksji tekstu, porządnie napisanego, wartego poświęconego mu czasu.

Jestem pod wrażeniem.

Tekst bardzo inny od pozostałych. Tak inny, że zwykłą oryginalność zostawiłeś gdzieś daleko w tyle.

Spodobały mi się eksperymenty z formą, dobrze pasują do treści.

Jak zwykle narzekam na różne niedookreślenia, tak tym razem je kupuję. Fajnie, że można samodzielnie pokombinować, jakoś koresponduje to z wielością znaczeń Biblii. W narratorce, która zareagowała inaczej niż pozostali, upatruję analogii do Judasza. Ciekawam, jaką rolę można przypisać pani w płaszczu. Łazarza? Piłata?

Narratorka wydaje mi się wiarygodna.

Pomysł na Zbawiciela dobranego do potrzeb i możliwości też interesujący.

Będę na TAK, czyli.

Babska logika rządzi!

Mocne. Robi wrażenie i podobają mi się wstawki “poetycko-typograficzne”. Nie wiem czy dobrze zrozumiałam zakończenie – tzn. kim okazuje się główna bohaterka/narratorka? Śmiercią? Bo mówi, że pierwszy listopada to jej święto. Czy to raczej chodzi o to, że to Święto Zmarłych, a ona uważa się za martwą?

Kłaniam się nisko

 

krar

Ciekawy tekst, w sam raz na postwigilijny wieczór. Całkiem ładnie imho udało Ci się oddać perspektywę owieczek pod wiaduktem (oraz jej zmianę, kiedy przechodzili w stan wzbudzony).

Dziękuję bardzo :)

Prosto, trochę brudno, bez owijania w bawełnę czy upiększania, tak jak – imho – w bizarro być powinno.

W sumie to już wyszło, że sam nie wiem, czy to bizarro, weird czy bardziej realizm magiczny, czy coś w tym stylu, ale bardzo mi miło :)

Zbawiciel również ciekawy choć z tego co pamiętam to Jezus raczej nie chciał być pożarty przez owieczki, a jedynie zgładzić ich grzechy (a inicjatywa zabicia wyszła od samych owieczek). Ale interpretacja ciekawa, trochę obrazoburcza ale z pomysłem i naprawdę nieźle napisana.

Jak się za moment jeszcze okaże, ja się za bardzo nie znam na Jezusie i jego życiu, więc wierzę na słowo ;) W sensie, u Ciebie w komentarzu niekoniecznie to jest, ale kilka osób odnosi/odniosło się tu do rzeczy, które są dla mnie nieznane i musiałem je guglać. Więc w sumie ciekawe, że to tak wyszło.

Obraz całości nieco psuje mi bohaterka, z jednej strony upadła, z drugiej strasznie sentymentalna i z nader dobrą pamięcią (albo może mam obraz skrzywiony po kumplach, którzy poszli w tany i szybko zaczęli mieć problemy z ogarnianiem podstaw rzeczywistości).

To chyba zależy mocno od przypadku i środowiska, natomiast zgadza się, te problemy z ogarnianiem podstaw to chyba klasyczny problem. Ale też nie chciałem, żeby był tu wyłącznie sam bełkot (tylko troszeczkę :P)

Trochę za dużo jest też imho wstawek o jej świecie wewnętrznym i retrospekcji, spowalnia to akcję i osłabia przekaz (jak rozumiem, moc oddziaływania ma być tutaj duża, więc po co ją hamować).

Akurat do tego elementu jestem przywiązany, ale rozumiem :)

Końcówka smutna, ludzka, powszednia. Nie zaraża optymizmem, ale ostrzegałeś…

Dzięki!

Pozdrawiam!

Pozdrawiam również :)

 

 

BK

W sumie jeżeli tekst jest dobry, to nie ma co się czepiać ;) Ale w kontekście piórkowym wspomniałem o tym, bo IMHO, do piórka powinny być zgłaszane jednak teksty fantastyczne.

Luz, rozumiem, natomiast w kontekście pozapiórkowym zapytam (a nominację już mam, więc nie jest to pytanie z haczykiem czy ukrytymi motywami): naprawdę nie widzisz tu fantastyki? W sensie nie jest to może typowe sf czy fantasy, ale w zamierzeniu postać irokeza to ktoś w pewnym sensie spełniający życzenia czy dający odkupienie, więc już samo to :) Plus te zombie.

Oczywiście zdarzało się, że piórko nawet dostawały teksty niefantastyczne, ale jestem przeciwny takiemu podejściu.

Jasna sprawa, tu nie wchodźmy może w dyskusję, bo zrobi się groźnie xD

Pozdro!

pozdro :)

 

MrB witam kolegę

Ależ to realistyczne, brudne i soczyste! Podobało mi się. :>

:fingerguns:

Relację ćpunki ze środowiska ćpunów odebrałem jako wiarygodną, zapewne dzięki dużej liczbie detali i nienachalnym wtrąceniom ze slangu. Czuć, że bohaterka wie, o czym mówi.

:)

Dosłownie w jednym miejscu mi zgrzytnęło, gdy nazwała wakacje na Bali “biednymi” – nic nie wskazywało, żeby miała okazję wypoczywać w Indonezji, by znała takie osoby, raczej to prosta dziewczyna w bloku/przedmieść, stąd perspektywa wakacji na Bali powinna być dla niej atrakcyjna, tak sądzę.

To różnie bywa. Pewnie nie powinienem w ten sposób tłumaczyć, ale co mi tam: ja sam niestety nigdy na Bali nie byłem, gdyż mnie na to nie stać, natomiast zetknąłem się kilka razy z opiniami osób mi znanych (no, mniej niż bardziej, ale jednak) iż Bali obecnie jest “biedackie” i wstyd tam latać, bo jest więcej lotów niż kiedyś, cebulaki tam wypoczywają i tak dalej. Idąc dalej z przykładem, jedna znana mi osoba uzależniona poza kwestią uzależnienia była absolutnie doskonała w obserwowaniu i słuchaniu, podłapywała takie rzeczy, stąd taki przymiotnik w narracji.

Z drugiej strony, zgrzytnęło to zgrzytnęło, tu ciężko dyskutować xD Patrzę z drugiej strony, mi czasem pewne zdania nie brzmią (a szczególnie w tłumaczonych książkach), nawet jeśli są poprawne.

Ale oprócz tego już więcej w nią nie zwątpiłem. Spodobało mi się także, że nie ma przerysowania w kreacji tej bohaterki. Tkwi w szponach nałogu, jest tego świadoma, jest świadoma destrukcyjności stylu życia, który prowadzi, nie gloryfikuje go. Odebrałem ją jako rzeczową.

Dzięki!

Płynne i naturalne przejścia do narkotycznych majaków są solą tej krótkiej historii. Porzucenie wielkich liter, interpunkcji, rozstrzał wersów, swoboda w stosowaniu akapitów – wszystko to przypomina mi powojenną poezję, gdzie odchodzono od skostniałego standardu, celem uwypuklenia emocji, pewnych impresji. Tam często rezygnowano nawet z tytułu i zastępował go pierwszy wers utworu, myślę że tutaj to też mogłoby się wspaniale sprawdzić.

O, fajny pomysł, chociaż akurat tutaj mi nie siada. Ale postaram się zapamiętać na przyszłość.

W każdym razie zastosowane w narkotycznych monologach zabiegi pasowały rewelacyjnie i doskonale oddawały narastający obłęd, natłok myśli.

:)

Tylko tak, o ile formą jestem urzeczony, jest naprawdę zjawiskowa, tak treść tej historii nie nadąża za tym, w co ją opakowano.

:(

Fajna jest zabawa świętami – konkurs bożonarodzeniowy, wątek jakby wielkanocny, a rzecz się dzieje we wszystkich świętych. Samo przyjęcie perspektywy narracyjnej uzależnionej dziewczyny sprawia, że jej relacja nie jest zbyt wiarygodna. Skłaniam się raczej ku interpretacji, że Dżizas, który ich nawiedził, to po prostu jakiś kolejny narkotyczny majak. A to ciągnie za sobą refleksję, że fantastyki w tym wszystkim nie ma za wiele.

protestuję, łamiąc przy tym własne postanowienie, by nie pisać nikomu o interpretacjach xD Ale majak nie był moim zamysłem.

Trzeba jednak powiedzieć, że to kawał skłaniającego do refleksji tekstu, porządnie napisanego, wartego poświęconego mu czasu.

Pięknie dziękuję, naprawdę mi miło :)

 

Finkla

Jestem pod wrażeniem.

:)

Tekst bardzo inny od pozostałych. Tak inny, że zwykłą oryginalność zostawiłeś gdzieś daleko w tyle.

Spodobały mi się eksperymenty z formą, dobrze pasują do treści.

W sumie bardzo mi miło, natomiast coś czuję, że komplementy nieco na wyrost. Ale jakoś to przeżyję, bo urosłem :P

Jak zwykle narzekam na różne niedookreślenia, tak tym razem je kupuję.

@_@

Fajnie, że można samodzielnie pokombinować, jakoś koresponduje to z wielością znaczeń Biblii. W narratorce, która zareagowała inaczej niż pozostali, upatruję analogii do Judasza. Ciekawam, jaką rolę można przypisać pani w płaszczu. Łazarza? Piłata?

Pewnie nie powinienem tego przyznawać, ale to nieco czarna magia dla mnie ;) To znaczy kojarzę nieco wymienione postacie, natomiast z analogiami już gorzej.

To zresztą bardzo ciekawe, na ile tu pewne sprawy są zamierzone, a na ile nieco dopisywane z uwagi na skojarzenia :) Ale dalej pozostanę tajemniczy xD

Narratorka wydaje mi się wiarygodna.

Pomysł na Zbawiciela dobranego do potrzeb i możliwości też interesujący.

Będę na TAK, czyli.

Dziękuję pięknie!

 

Sabina Anto

Mocne. Robi wrażenie i podobają mi się wstawki “poetycko-typograficzne”. Nie wiem czy dobrze zrozumiałam zakończenie – tzn. kim okazuje się główna bohaterka/narratorka? Śmiercią? Bo mówi, że pierwszy listopada to jej święto. Czy to raczej chodzi o to, że to Święto Zmarłych, a ona uważa się za martwą?

Siema, to drugie :) I dziękuję bardzo!

 

No, to jest minus tekstów otwartych na interpretacje – ile znaczeń napisał autor, a ile przyniósł ze sobą czytelnik…

Babska logika rządzi!

W ramach komentowania tekstu konkursowego (przeczytanego dawno, przed nominacją) powiem tyle, że są to tak skrajnie nie moje klimaty i estetyka, że najchętniej od komentarza bym się uchyliła – nie czuję się kompetentna, żeby oceniać, co w obrębie tematyki i estetyki jest tu dobre, a co złe. Doceniam formalne eksperymenty, doceniam przeplatanie wizji z rzeczywistością i koncepcję “zbawienia”. Ale całość jest dla mnie – subiektywnie, jako lektura, mająca dawać jakąś tam satysfakcję czytelniczą (formalnie jest to chyba Twój najlepszy tekst) – mocno odpychająca, więc ta satysfakcja zatrzymuje się na poziomie czysto analitycznym, a tekst nie wciąga, tylko odrzuca.

 

Natomiast już z perspektywy nominacyjnej chciałam zaznaczyć, że imho w tym tekście nie ma ani grama fantastyki.

http://altronapoleone.home.blog

Przeczytałem, bo zacząłem. Nie rozumiem dlaczego w takim konkursie.

Finkla

No, to jest minus tekstów otwartych na interpretacje – ile znaczeń napisał autor, a ile przyniósł ze sobą czytelnik…

Z drugiej strony, przynajmniej jest ciekawie :)

 

drakaina

W ramach komentowania tekstu konkursowego (przeczytanego dawno, przed nominacją) powiem tyle, że są to tak skrajnie nie moje klimaty i estetyka, że najchętniej od komentarza bym się uchyliła – nie czuję się kompetentna, żeby oceniać, co w obrębie tematyki i estetyki jest tu dobre, a co złe.

:)

Doceniam formalne eksperymenty, doceniam przeplatanie wizji z rzeczywistością i koncepcję “zbawienia”. Ale całość jest dla mnie – subiektywnie, jako lektura, mająca dawać jakąś tam satysfakcję czytelniczą (formalnie jest to chyba Twój najlepszy tekst) – mocno odpychająca, więc ta satysfakcja zatrzymuje się na poziomie czysto analitycznym, a tekst nie wciąga, tylko odrzuca.

W porządku

 

Natomiast już z perspektywy nominacyjnej chciałam zaznaczyć, że imho w tym tekście nie ma ani grama fantastyki.

Jako, że pierwszej części komentarza sama przyznałaś, że nie jesteś kompetentna w temacie, chciałbym coś wyjaśnić :) W sensie mamy swoje różnice, ale przyjmuję, że to niewiedza, a nie złośliwość. Dlatego chciałbym tu wyklarować, że fantastyka (przyjście irokeza czy zombie) nie wynikają z narkotycznych wizji narratorki. I to z samego tekstu wynika, nie piszę tego, żeby się po fakcie usprawiedliwić. W opowiadaniu jest jasno zaznaczone, że zażywana jest heroina. Narkotyki działają różnie, heroina akurat daje przede wszystkim uczucie odprężenia i euforię, zero halucynacji, od tego są inne środki, jak LSD, psylocybina, ayahuasca i tak dalej. Pomijam już kwestię ulicznych cen poszczególnych rzeczy, jeśli kogoś stać, żeby walić kwas to nie musi siedzieć pod mostem :)

 

Koala

Przeczytałem, bo zacząłem.

xD

Nie rozumiem dlaczego w takim konkursie.

Wszystko jest w przedmowie :)

Nie pasuje mi ta przeszła i nie wiem czyjego nosa;)

Czemu nie pasuje? A ktoś inny miał rozcięty nos? :)

Może klapnięty irokez?;)

Lożanka bezprenumeratowa

W głosowaniu piórkowym będę na TAK.

 

Oto moje powody:

 

  1. Sposób prowadzenia narracji, z elementami eksperymentalnymi, dopasowanymi do stanu psychicznego i mentalnego narratorki. Do tego należy dodać jeszcze fakt, że i język, i styl, choć mogą razić brudem (nie każdy takie pisanie lubi, w końcu), są bardzo skutecznie i umiejętnie dobrane i do tematyki, i do sposobu poprowadzenia narracji / charakterystyki bohaterki, której oczyma patrzymy.
  2. Spójna i konsekwentnie, IMHO, poprowadzona fabuła, wykorzystująca pomysłowo wybraną przez ciebie narrację i jej typ: inaczej, z innej perspektywy, opowiedziana, ta sama historia byłaby zupełnie inna. Wziąłeś narzędzie literackie (typ narracji) i użyłeś go, żeby atrakcyjnie i po swojemu przedstawić fabułę;
  3. Ciekawe ujęcie idei zbawienia – ale też przedstawienie bohaterki, która, jeśli dobrze ją rozumiem, wcale tego zbawienia (wolności od nałogu) nie chce i nie chce się zmieniać, trzyma się konsekwentnie swojego wyboru. Napisałeś tę postać IMHO przekonująco i wiarygodnie.
  4. Brak “bożonarodzeniowej” świąteczności mógłby mi przeszkadzać, gdybym była jurorką w konkursie, choć obszedłeś problem sprytnie XD. Ale w kontekście ewentualnego piórka i antologii zupełnie IMHO nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, pomaga: typowy tekst okazjonalny, nawet bardzo dobrze napisany, zwykle w ogólnotematycznych antologiach zgrzyta.
  5.  Nie mam problemu z ewentualnym brakiem fantastyczności w tekście – wpisuje mi się on całkiem nieźle w konwencje mityczne, a takich tekstów mamy na portalu sporo, w tym miewamy i piórkowe. Kiepsko znam się na tym, jaki efekt dają poszczególne substancje zmieniające świadomość (chyba że chodzi o zmityzowany kwiat lotosu, zupełnie mityczną nepenthe i równie zmityzowany dym z palonego lauru XD XD) i nie potrafiłabym sama rozsądzić, co się mogło zdarzyć po zażyciu tego czy innego przez bohaterów (wierzę ci, że to, co widzieli, to nie halucynacja), ale, szczerze mówiąc, nie widzę nawet potrzeby takiego wyjaśnienia: cała historia o zbawicielu i to, jak ją ujmujesz, pasuje całkiem płynnie do specyficznej mieszanki realizmu magicznego i weirdu.

ninedin.home.blog

Ja tylko w kwestii formalnej: zielsko obecnie jest droższe od kwasów jbc :) Przy czym znam przypadki ludzi, którzy nawet po ziole mieli omamy. To kwestia dawki oraz częstotliwości zażywania, zmiksowane z czynnikami psychofizycznymi danej osoby. I nadal twierdzę, że fantastyka tutaj jest :) 

Known some call is air am

Ambush, jak dla mnie wszystko wynika z siebie :)

 

ninedin, pięknie dziękuję za komentarz oraz TAKa :) Nie za bardzo wiem, jak odpisać poza wyrażeniem wdzięczności, więc wyrażam ją podwójnie ;)

 

OS

Ja tylko w kwestii formalnej: zielsko obecnie jest droższe od kwasów jbc

O_o

Ale masz na myśli podróby, nie? xD

I nadal twierdzę, że fantastyka tutaj jest :) 

I świetnie :)

Mort!

 

O kurde, dobre to było. I to pod różnymi względami, ale szczególnie dzięki oryginalnej narracji. I dobra, dla niektórych może być niezrozumiała i zbyt chaotyczna, ale o to chodziło w końcu. Czuć tę fazę, ten zjazd i nawet jako osoba, ekhm, niedoświadczona w tych sprawach była w stanie całkiem wczuć się w bohaterkę i jej przeżycia.

Rozjechany tekst w momencie przypierdolenia wyszedł cholernie autentycznie, taki, hmm, prosty zabieg, a tak cholernie skuteczny. Nie spodziewałem się takiego tekstu w tym konkursie, ale jak zobaczyłem morta, to wiedziałem, że konkurs zostanie zbamboozlowany, a tekst wykorzystujący luczki prawne – opublikowany. xD

Mocny tekst i dlatego nominuję go do “pjurka”.

Pozdrówka!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Imponujące opowiadanie.

 

 

Naprawdę imponujące.

Żadnych podrób, czysty sztof z Czech, do których mam niecałą godzinę drogi, więc wiadomo ;) 

Known some call is air am

Hej, Morteciusie

Trochę obawiałam się przeczytać, bo tyle tu ostrzeżeń… Jestem za nie wdzięczna, bo wiedziałam, z czym mam się liczyć. :) Rzeczywiście jest “nieładnie” i do tego jeszcze “18+”. A ostatnie zdanie z przedmowy zachęciło mimowolnie uśmiechem. :) W sumie tyle żartowania.

Tekst jest rewelacyjny. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Biorąc jeszcze pod uwagę Twoje prezenty oraz fakt, że to zgłoszenie na konkurs świąteczny, kojarzący się nade wszystko z radością, nadzieją, rodzinnym ciepłem oraz serdecznym przyjęciem Zbawiciela do serc ludzkich (oczywiście, teraz, kiedy są “sprzyjające” warunki, bo wtedy nie przyjął Go nikt), treści odbieram dodatkowo gorzko oraz dołująco. Pokazałeś tu wszystko, co w nas, ludziach, złe, podłe, haniebne, fałszywe, wredne, obelżywe, egoistyczne, nieludzkie właśnie. A może ludzkie? 

Nominuję, pozdrawiam, brawa za ten tekst. 

 

Edit, widzę, przeglądając pobieżnie powyższe komentarze, że jest tu rozpatrywana kwestia fantastyki. Moim zdaniem całe sceny z “nowym z irokezem” to wątki fantastyczne, a do tego przemiana ciał “paczki”. 

Jeszcze dodam, bo ciągle myślę o Twoim opowiadaniu (podobnie, jak przy pierwszym przed laty). :)

Jako humanistka zawsze stoję na stanowisku, że człowiek ze swej natury jest dobry. Boli mnie, kiedy ktokolwiek postępuje źle, bo nie rozumiem takiego zachowania. Kiedy, hmmm, nie wiem?, np. słyszę w autobusie, jak dwóch chłopaków przechwala się na glos, jak to maltretowali kota albo psa, nie – pomogli czy uratowali go, ale zabijali.

Wtedy pojawia się całkiem odmienne od zwyczajowego, pewne poczucie wstydu, że jest się człowiekiem, słysząc czy czytając o takich makabrycznych zdarzeniach. I przy tego typu tekstach jest podobnie. Przy całej dozie ogromnego współczucia dla “paczki”, zwłaszcza główniej bohaterki, bo ona ma jeszcze chwilowe “prześwity” rozsądnego myślenia, po prostu wstydzę się za to, co zrobili bohaterowie. I – z jaką łatwością im to przyszło. Jak wiemy, historia uwielbia się powtarzać i tu mamy namacalny dowód. A ludzie, tak naprawdę, nie zmienili się nawet na jotę. 

Pecunia non olet

Przed przeczytaniem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą.

 

Ostrzeżenie dla alergików: ze względu na fakt, że w głowie krwiożerczego Osvalda produkowane są w dużych ilościach wredne myśli, komentarz może zwierać śladowe ilości takich zwrotów jak: bzdura, grafomania, durne, bezmyślne, idiotyczne, efekciarskie, nijakie, bez sensu.

 

Po połknięciu komentarz obficie popijać (niekoniecznie wodą).

 

 

Nie jest to opowiadanie szezlongowe, ale zrzut bagiennego szlamu miałkich przemyśleń musi być. 

Na głowie miał zawadiackiego, chociaż nieco już klapniętego irokeza. Na plecach starą i wytartą skórzaną kurtkę z tysiącem agrafek. Ubłocone glany świeciły plamami po tanim winie i spermie, a nogawki dżinsów przyozdabiały resztki rzygów.

No i nie podoba mi się ten pierwszy akapit. Jest jak zupa pomidorowa, do której ktoś dosypał rodzynek. Osobno te rzeczy są smaczne, ale razem zupełnie niestrawne. Co uważam za rodzynki? Ano te słowa: zawadiackiego, chociaż, świeciły. Czy podkreślanie, że irokez był zawadiacki ma sens? Uważam, że nie. Do tego konstrukcja pierwszego zdaniu rozwala rytm (nie da się tego wyjaśnić albo się to czuje, albo nie). “Chociaż” nie pasuje do stylu wypowiedzi bohaterki. Świecenie nie pasuje do plam i nasuwa się też pytanie, czy plamy byłyby aż tak widoczne na ubłoconych buciorach. No za dużo tych rodzynek. Na samym starcie tekst traci na klimacie i wiarygodności. Wywaliłbym też jeden przymiotnik opisujący kurtkę.

Zrzucę z taczki propozycję redakcyjną:

Na głowie miał klapniętego irokeza. Na plecach wytartą skórzaną kurtkę z tysiącem agrafek. Na nogawkach dżinsów tkwiły resztki zaschniętych rzygów, a ubłocone glany były pokryte plamami, których pochodzenia lepiej nie znać.

To było południe, pierwszy listopada.

“To” jest zbędne.

Trzęsło mnie jak skurwysyn od choroby, a na domiar złego nie miałam żadnej szprycy, żeby temu zaradzić.

Nie podoba mi się kolejność.

Od choroby trzęsło mnie jak skurwysyn, a na domiar złego nie miałam żadnej szprycy, żeby temu zaradzić.

Obok mnie leżała Anka, ta pierdolona ździra, i ją trzęsło jeszcze mocniej.

Zbędne “ta”, “i”. Dużo mocniej i “rytmiczniej” zabrzmi to w tej wersji: Obok mnie leżała Anka, pierdolona ździra, ją trzęsło jeszcze mocniej.

 

Nie miałam jednak siły na kłótnię, więc udawałam, że nic nie widzę. Patrzyłam na tego obcego, który wyglądał jak jeden z nas.

To jest niezrozumiałe. O co miałaby się kłócić z Anką, o szluga, o trzęsienie czy może bez powodu? Jeśli miał to być łącznik pozwalający na powrót do tematu przybysza, to niezbyt udany. 

 

Płynął za nim fetor, na który składała się woń niemytych od tygodni stóp, moczu i jątrzących się ran po igle.

Tutaj też jest za duża szczegółowość podważająca wiarygodność tekstu. Chociaż stopy można by zamienić po prostu na ciało.

Mimo wczesnej godziny betonowe podpory rzucały głęboki cień, a wszędzie wokół panował półmrok.

Godzina jest wczesna, bo jest rano, czy godzina jest wczesna, bo jest dzień?

 

Coś dymiło z wielkiej beczki po oleju, którą kiedyś przytargali tu Beniu i Szczurek pod wpływem weny. Albo byli upierdoleni czystszym niż zwykle towarem.

“Kiedyś” jest zbędne, a “wena” nijak nie pasuje. Zakładam, że miało to być kontrastowe zestawienie, ale skoro nie pada cel, w jakim przynieśli beczkę, to wychodzi z tego pusty zwrot.

Coś dymiło z wielkiej beczki po oleju, którą przytargali tu Beniu i Szczurek w wyniku upierdolenia czystszym niż zwykle towarem.

 

Nieznajomy z zaciekawieniem powiódł wzrokiem po naszej mecie.

Tak akapit zaczynasz.

Dziwne, że patrzył na wszystko z zainteresowaniem.

A tak kończysz. 

Czemu bohaterkę ten zaciekawiony wzrok nie zdziwił od razu? Zdanie: Nieznajomy z zaciekawieniem powiódł wzrokiem po naszej mecie, można usunąć. 

– Żeby nie kusiło – mruknął. Dziabnął wielkiego łyka, po czym powiódł wzrokiem po towarzystwie. 

Znowu “powiódł wzrokiem”, za blisko siebie są takie stwierdzenia.

Dziabnął wielkiego łyka, po czym powiódł wzrokiem po towarzystwie. Chciwy błysk w oczach wskazywał na to, że irokez może za moment nie mieć w dłoni butelki, a zamiast niej tulipana w brzuchu. Ale nie wyglądał na przestraszonego.

Grafomania! Na początek nadmienię, że następuje zatrzymanie, bo nie wiadomo od razu w czyich oczach jest ten błysk, co zaburza płynność tekstu. Druga sprawa to ten podkreślony fragment, to jest nielogiczne konstrukcyjnie. Po co tak mieszać?

Zrzucę z taczki propozycję redakcyjną: Chciwy błysk w wielu oczach wskazywał, że niebawem irokez zamiast butelki w dłoni może nieć tulipana w brzuchu. 

– Przybywam do was… – powiódł wzrokiem po zgromadzonym towarzystwie

I ponownie powiódł wzrokiem.

Przeszła kilka chwiejnych kroków, ale przez chorobę wyrżnęła przed nieznajomym, rozbijając sobie mordę.

Kroki były chwiejne, czy Anka je chwiejnie stawiała?

– Jak… – zapytała, ale urwała, kiedy dostrzegła, co wyjął nieznajomy.

“Zapytała” jest zbędne.

 

Nigdy wcześniej. Wypierdoliło mnie to na orbitę, w kosmos, ściągnęło starą, zaśmierdziałą i brudną skórę, wrzuciło do pralki z płynem do płukania tkanin, a potem delikatnie otuliło świeżą i pachnącą niczym kaszmirowym kocem.

Lepiej “zaśmierdłą”, ale poza tym to całkiem dobry opis, nietuzinkowy.

 

Pies był zwykłym burkiem jamnikiem osiedlową parówą z krótkimi łapkami brązową sierścią bystrymi oczkami.

Brakuje przecinków. O ile zaburzenia zapisu podczas zażycia narkotyku się bronią, tak stosowanie tego nadal i to w taki losowy sposób w dalszej części tekstu po prostu utrudnia lekturę. W takiej formie skręca to w kierunku zbytniego efekciarstwa. Trochę bawi ta przecinkowa ignorancja, zamiast dodawać klimatu.

Momentami bohaterka wyraża się zbyt grzecznie używa słów, które nie pasują np. powiódł wzrokiem, na domiar złego.

Scena z kobietą wydaje się wstawiona tylko po to, żeby Anka mogła powiedzieć swój wywód na temat kokainy. To taki urwany wątek, w którym nie widzę większego sensu.

– Nikt nigdy nie umarł za moje grzechy. Ja umrę za wasze. Nie potrzebujemy kolejnych opowieści o zrujnowanych domach. Przegranych życiach. Po prostu uciekacie przed bólem. Dobrze. Biorę to wszystko na siebie.

To jest najciekawszy aspekt tekstu. Aluzje są wyraźnie widoczne od początku i gdybym miał się pokusić o jakieś podsumowanie, co mogłoby być przesłaniem tego tekstu, to powiedziałbym, że wybór, bo nie każdy chce być zbawiony. Można wybrać szczęście nawet jeśli oznaczałoby śmierć. Ludzie nie uzależniają się od używek, ale od uczucia szczęścia. Nie każdego też da się uratować, nie każdy chce wyjść na tzw. prostą.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Akurat zmiana “Ubłocone glany świeciły plamami” na “ubłocone glany pokrywały plamy” jest fatalna, ze względu na potrójny asonans. Plus wprowadza niejednoznaczność na linii podmiot-orzeczenie-dopełnienie.

Nobody’s perfect.

http://altronapoleone.home.blog

Akurat zmiana “Ubłocone glany świeciły plamami” na “ubłocone glany pokrywały plamy” jest fatalna, ze względu na potrójny asonans. Plus wprowadza niejednoznaczność na linii podmiot-orzeczenie-dopełnienie.

Faktycznie, powstaje niejednoznaczność. Pomyślę nad lepszą propozycją.

 

 

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Jako iż dałam Ci punkta w głosowaniu konkursowym (bo powiedziano mi, że tak wolno, tak można i tak jest ładnie), to powracam z bardziej rozbudowanym komentarzem (zanim mnie ktoś pouczy, że tak trzeba, tak wypada i tak jest elegancko).

Tylko że to nie będzie rozbudowany komentarz, bo kompletnie nie mam pomysłu jak ten tekst skomentować, poza tym, że poruszył pewne struny, zrobił wrażenie i żem się zamyśliła. Świetna jest ta zabawa z rozjeżdżaniem tekstu i znikającą interpunkcją w momencie, kiedy działka wchodzi – bardzo autentycznie wyszło.

Gdybym się miała czepiać, to może tego, że ociupinkę za długie mi się wydało? Ale w sumie nie bardzo potrafię stwierdzić, w którym momencie takiego wrażenia doznałam, ani co zrobić, żeby to poprawić. Uznajmy zatem, że jest dobrze tak, jak jest.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Nie przepadam za przekleństwami i wulgarnością – są zbyt dosłowne, jak glutaminian sodu w potrawie.

Jednak… mimo że nie znoszę nadmiernej ilości słów powszechnie uważanych za znieważające, stały się spoiwem, agrafką na ramonesce.

Zbawiciel, który zabiera głód, choroby i inne przypadłości dając w zamian szansę – plastyczne dzięki tłu i tłumowi.

Konwencja we fragmencie bez znaków interpunkcyjnych kiedyś zrobiłaby na mnie wrażenie, teraz zdecydowanie mniej.

Mocne, wyraziste, acz zbyt dosłowne.

Tym niemniej: odlotowe.

Wracam z komentarzem na chłodno (również w kontekście konkursu).

Tym co mnie uderzyło w Twoim opowiadaniu, co, moim zdaniem jest główną jego siłą, to autentyczność. Nie mam pojęcia, czy stojąca za tym wiedza jest wynikiem riserczu, czy jest insajderska (z jednej albo drugiej strony – a może z obu), czy też jest wytworem wyobraźni autora. I szczerze mówiąc mało mnie to obchodzi, bo ja Ci po prostu wierzę.

No, może odrobinę przesadzam, bo w pewnym sensie mnie obchodzi. Wolałbym, aby te przeżycia były bliskie prawdy, bo to zbyt poważny temat, aby sobie fantazjować – ale pytał nie będę i chyba nawet wolałbym, abyś nie odpowiadał.

Drugim uderzeniem było wyjątkowo dobre rozegranie motywu przyjścia Zbawiciela “tu i teraz”. Ostatnio taki efekt wywoła u mnie lektura “Jawnogrzesznicy”. Na gorąco zanotowałem sobie coś takiego:

No, to wejście masz mocne – wino sperma i rzygi!

Od samego początku czuje się tą świąteczną atmosferę.

Zbawiciel był człowiekiem w każdym aspekcie, z wyjątkiem grzechu. Jakie konsekwencje miałaby wiedza o tym, że ćpał, że współżył z kobietami, może też z jakimś mężczyzną, a może i…

Tak. Takie to pytania przychodzą w trakcie lektury.

Chciałem nominować do piórka, ale fiuuu, poszło dużo wcześniej.

 

I jeszcze tylko wyjaśnienie, że nie zagłosuję na to opowiadanie w konkursie, bo moim zdaniem zupełnie nie miałeś zamiaru wypełnić regulaminowego wymogu “tematyka świąteczna”, co dajesz czytelnikowi wyraźnie odczuć pisząc:

To było południe, pierwszy listopada.

Mogłeś przecież napisać – “To był wieczór, dwudziesty czwarty grudnia.” – Ale nie napisałeś i zrobiłeś to świadomie.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Opowiadanie określiłabym jako paradygmatyczny turpizm, w którym wszystko dzieje się jednak dla formy.

Chociaż napisane jest lekko i sugestywnie.

Zastanawiam się nad ogólną wymową i albo czegoś mi brakuje w samej historii, albo nie dostrzegam, bo się gdzieś pogubiłam pod koniec.

Pozdrawiam!

 

Hmmm. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony to jest naprawdę dobry tekst i myślę, że zapadnie mi w pamięć. Nie tylko ze względu na estetykę i eksperyment (zdecydowanie udany) z formą. Napisałeś to nadzwyczaj sprawnie, język narratorki pasuje do opowiedzianej historii, dobrze wyglądają też te rzucane mimochodem informacje dotyczące prochów i paragrafów karnych. Tylko że pod koniec wszystko – jak dla mnie – strasznie zwalnia. Rozumiem, że taki miałeś zamysł, zakładam, że nie ma w tym przypadkowości, ale ja mocno odczułem ten wytracony impet i to, niestety, wybiło mnie z rytmu. Mimo udanego zakończenia, tekst mnie nie zachwycił i uznaję go „tylko” za dobry.

Pozdrawiam!

Napisane sprawnie, pod tym względem nie będę się wymądrzać. Rozumiem również (chyba) wymowę tekstu. Niestety zupełnie nie w moim guście, a i do konkursu mi nie pasuje.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Слава Україні!

siema Barb

O kurde, dobre to było. I to pod różnymi względami, ale szczególnie dzięki oryginalnej narracji. I dobra, dla niektórych może być niezrozumiała i zbyt chaotyczna, ale o to chodziło w końcu. Czuć tę fazę, ten zjazd i nawet jako osoba, ekhm, niedoświadczona w tych sprawach była w stanie całkiem wczuć się w bohaterkę i jej przeżycia.

Dziękuję! :)

Rozjechany tekst w momencie przypierdolenia wyszedł cholernie autentycznie, taki, hmm, prosty zabieg, a tak cholernie skuteczny. Nie spodziewałem się takiego tekstu w tym konkursie, ale jak zobaczyłem morta, to wiedziałem, że konkurs zostanie zbamboozlowany, a tekst wykorzystujący luczki prawne – opublikowany. xD

xD

Mocny tekst i dlatego nominuję go do “pjurka”.

Pozdrówka!

Pozdro i ponownie dziękuję!

 

Sonato, bardzo mi miło :)

 

OS, będę pamiętał i w razie czego się odezwę ;)

 

bruce

Hej, Morteciusie

siem!

Trochę obawiałam się przeczytać, bo tyle tu ostrzeżeń… Jestem za nie wdzięczna, bo wiedziałam, z czym mam się liczyć. :)

Cieszę się, że się przydało :)

Rzeczywiście jest “nieładnie” i do tego jeszcze “18+”. A ostatnie zdanie z przedmowy zachęciło mimowolnie uśmiechem. :) W sumie tyle żartowania.

Okej :)

Tekst jest rewelacyjny. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Biorąc jeszcze pod uwagę Twoje prezenty oraz fakt, że to zgłoszenie na konkurs świąteczny, kojarzący się nade wszystko z radością, nadzieją, rodzinnym ciepłem oraz serdecznym przyjęciem Zbawiciela do serc ludzkich (oczywiście, teraz, kiedy są “sprzyjające” warunki, bo wtedy nie przyjął Go nikt), treści odbieram dodatkowo gorzko oraz dołująco. Pokazałeś tu wszystko, co w nas, ludziach, złe, podłe, haniebne, fałszywe, wredne, obelżywe, egoistyczne, nieludzkie właśnie. A może ludzkie? 

Nominuję, pozdrawiam, brawa za ten tekst. 

Dzięki piękne!

 

Edit, widzę, przeglądając pobieżnie powyższe komentarze, że jest tu rozpatrywana kwestia fantastyki. Moim zdaniem całe sceny z “nowym z irokezem” to wątki fantastyczne, a do tego przemiana ciał “paczki”. 

Zgadza się :)

Jeszcze dodam, bo ciągle myślę o Twoim opowiadaniu (podobnie, jak przy pierwszym przed laty). :)

Jejku, teraz to mi aż głupio :)

Jako humanistka zawsze stoję na stanowisku, że człowiek ze swej natury jest dobry. Boli mnie, kiedy ktokolwiek postępuje źle, bo nie rozumiem takiego zachowania. Kiedy, hmmm, nie wiem?, np. słyszę w autobusie, jak dwóch chłopaków przechwala się na glos, jak to maltretowali kota albo psa, nie – pomogli czy uratowali go, ale zabijali.

Wtedy pojawia się całkiem odmienne od zwyczajowego, pewne poczucie wstydu, że jest się człowiekiem, słysząc czy czytając o takich makabrycznych zdarzeniach. I przy tego typu tekstach jest podobnie. Przy całej dozie ogromnego współczucia dla “paczki”, zwłaszcza główniej bohaterki, bo ona ma jeszcze chwilowe “prześwity” rozsądnego myślenia, po prostu wstydzę się za to, co zrobili bohaterowie. I – z jaką łatwością im to przyszło. Jak wiemy, historia uwielbia się powtarzać i tu mamy namacalny dowód. A ludzie, tak naprawdę, nie zmienili się nawet na jotę. 

Ciężko powiedzieć, to w ogóle temat na bardzo, bardzo, bardzo długą dyskusję. Wydaje mi się, że ludzie jako ogół w jakiś sposób się zmieniają, szczególnie pod wpływem postępu czy innych spraw, natomiast zmiany są i na dobre, i na złe.

A co do wstydu, to wychodzę z założenia, że nie można się wstydzić za innych. Szczególnie, jeśli nie mamy realnego wpływu na ich zachowanie :)

 

o siema Osvald

Przed przeczytaniem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą.

nie

 

Ostrzeżenie dla alergików: ze względu na fakt, że w głowie krwiożerczego Osvalda produkowane są w dużych ilościach wredne myśli, komentarz może zwierać śladowe ilości takich zwrotów jak: bzdura, grafomania, durne, bezmyślne, idiotyczne, efekciarskie, nijakie, bez sensu.

 

Po połknięciu komentarz obficie popijać (niekoniecznie wodą).

nie popiję i co mi zrobisz xD

 

 

Nie jest to opowiadanie szezlongowe, ale zrzut bagiennego szlamu miałkich przemyśleń musi być. 

Zapraszam! :)

Na głowie miał zawadiackiego, chociaż nieco już klapniętego irokeza. Na plecach starą i wytartą skórzaną kurtkę z tysiącem agrafek. Ubłocone glany świeciły plamami po tanim winie i spermie, a nogawki dżinsów przyozdabiały resztki rzygów.

No i nie podoba mi się ten pierwszy akapit. Jest jak zupa pomidorowa, do której ktoś dosypał rodzynek. Osobno te rzeczy są smaczne, ale razem zupełnie niestrawne. Co uważam za rodzynki? Ano te słowa: zawadiackiego, chociaż, świeciły. Czy podkreślanie, że irokez był zawadiacki ma sens? Uważam, że nie. Do tego konstrukcja pierwszego zdaniu rozwala rytm (nie da się tego wyjaśnić albo się to czuje, albo nie). “Chociaż” nie pasuje do stylu wypowiedzi bohaterki. Świecenie nie pasuje do plam i nasuwa się też pytanie, czy plamy byłyby aż tak widoczne na ubłoconych buciorach. No za dużo tych rodzynek. Na samym starcie tekst traci na klimacie i wiarygodności. Wywaliłbym też jeden przymiotnik opisujący kurtkę.

Zrzucę z taczki propozycję redakcyjną:

Na głowie miał klapniętego irokeza. Na plecach wytartą skórzaną kurtkę z tysiącem agrafek. Na nogawkach dżinsów tkwiły resztki zaschniętych rzygów, a ubłocone glany były pokryte plamami, których pochodzenia lepiej nie znać.

Tu trochę jeszcze pomyślę, zanim naniosę zmiany, ale faktycznie – po odleżeniu czuję, że akapit mógłby być lepszy.

 

Może też umówmy się, że te zmiany, które uznałem za słuszne nanoszę i w tym miejscu za nie dziękuję. I tak się robi długi komentarz, więc nie chcę go jeszcze mocniej rozwalać xD

Obok mnie leżała Anka, ta pierdolona ździra, i ją trzęsło jeszcze mocniej.

Zbędne “ta”, “i”. Dużo mocniej i “rytmiczniej” zabrzmi to w tej wersji: Obok mnie leżała Anka, pierdolona ździra, ją trzęsło jeszcze mocniej.

Bez “ta” czegoś mi brakuje w rytmie tego zdania właśnie. W sensie “ta” to taka przednutka do zaakcentowanej “pierdolonej zdziry”.

 

Nie miałam jednak siły na kłótnię, więc udawałam, że nic nie widzę. Patrzyłam na tego obcego, który wyglądał jak jeden z nas.

To jest niezrozumiałe. O co miałaby się kłócić z Anką, o szluga, o trzęsienie czy może bez powodu? Jeśli miał to być łącznik pozwalający na powrót do tematu przybysza, to niezbyt udany. 

Nie; rozdrażnione osoby na kacu lub na głodzie często szukają zaczepki albo pretekstu, wystarczy krzywe (nawet domniemane) spojrzenie, żeby zaczęła się burza.

 

Płynął za nim fetor, na który składała się woń niemytych od tygodni stóp, moczu i jątrzących się ran po igle.

Tutaj też jest za duża szczegółowość podważająca wiarygodność tekstu. Chociaż stopy można by zamienić po prostu na ciało.

Nie działa na wyobraźnię takie wyliczenie? :)

Mimo wczesnej godziny betonowe podpory rzucały głęboki cień, a wszędzie wokół panował półmrok.

Godzina jest wczesna, bo jest rano, czy godzina jest wczesna, bo jest dzień?

Tu nie jestem pewien, co masz na myśli

 

Dziabnął wielkiego łyka, po czym powiódł wzrokiem po towarzystwie. Chciwy błysk w oczach wskazywał na to, że irokez może za moment nie mieć w dłoni butelki, a zamiast niej tulipana w brzuchu. Ale nie wyglądał na przestraszonego.

Grafomania!

xD

 

Pies był zwykłym burkiem jamnikiem osiedlową parówą z krótkimi łapkami brązową sierścią bystrymi oczkami.

Brakuje przecinków. O ile zaburzenia zapisu podczas zażycia narkotyku się bronią, tak stosowanie tego nadal i to w taki losowy sposób w dalszej części tekstu po prostu utrudnia lekturę. W takiej formie skręca to w kierunku zbytniego efekciarstwa. Trochę bawi ta przecinkowa ignorancja, zamiast dodawać klimatu.

Momentami bohaterka wyraża się zbyt grzecznie używa słów, które nie pasują np. powiódł wzrokiem, na domiar złego.

Scena z kobietą wydaje się wstawiona tylko po to, żeby Anka mogła powiedzieć swój wywód na temat kokainy. To taki urwany wątek, w którym nie widzę większego sensu.

Przemyślę powyższe.

– Nikt nigdy nie umarł za moje grzechy. Ja umrę za wasze. Nie potrzebujemy kolejnych opowieści o zrujnowanych domach. Przegranych życiach. Po prostu uciekacie przed bólem. Dobrze. Biorę to wszystko na siebie.

To jest najciekawszy aspekt tekstu. Aluzje są wyraźnie widoczne od początku i gdybym miał się pokusić o jakieś podsumowanie, co mogłoby być przesłaniem tego tekstu, to powiedziałbym, że wybór, bo nie każdy chce być zbawiony. Można wybrać szczęście nawet jeśli oznaczałoby śmierć. Ludzie nie uzależniają się od używek, ale od uczucia szczęścia. Nie każdego też da się uratować, nie każdy chce wyjść na tzw. prostą.

Dzięki piękne za przemyślenia i poprawki, ja może już nie będę więcej pisał o interpretacjach i tak dalej xD Ale generalnie dobrze kombinujesz.

 

gravel

Jako iż dałam Ci punkta w głosowaniu konkursowym (bo powiedziano mi, że tak wolno, tak można i tak jest ładnie), to powracam z bardziej rozbudowanym komentarzem (zanim mnie ktoś pouczy, że tak trzeba, tak wypada i tak jest elegancko).

Właśnie tak

Tylko że to nie będzie rozbudowany komentarz, bo kompletnie nie mam pomysłu jak ten tekst skomentować, poza tym, że poruszył pewne struny, zrobił wrażenie i żem się zamyśliła. Świetna jest ta zabawa z rozjeżdżaniem tekstu i znikającą interpunkcją w momencie, kiedy działka wchodzi – bardzo autentycznie wyszło.

Dzięki :)

Gdybym się miała czepiać, to może tego, że ociupinkę za długie mi się wydało? Ale w sumie nie bardzo potrafię stwierdzić, w którym momencie takiego wrażenia doznałam, ani co zrobić, żeby to poprawić. Uznajmy zatem, że jest dobrze tak, jak jest.

Tak zatem uznaję. Dziękuję za głos i za komentarz :)

 

PanKratzek

Nie przepadam za przekleństwami i wulgarnością – są zbyt dosłowne, jak glutaminian sodu w potrawie.

Trudno o jego brak w kuchni azjatyckiej :P

Jednak… mimo że nie znoszę nadmiernej ilości słów powszechnie uważanych za znieważające, stały się spoiwem, agrafką na ramonesce.

Zbawiciel, który zabiera głód, choroby i inne przypadłości dając w zamian szansę – plastyczne dzięki tłu i tłumowi.

Konwencja we fragmencie bez znaków interpunkcyjnych kiedyś zrobiłaby na mnie wrażenie, teraz zdecydowanie mniej.

Mocne, wyraziste, acz zbyt dosłowne.

Tym niemniej: odlotowe.

Generalnie dziękuję zatem!

 

Dobra, dalej już nie cytuję, bo się ciemno zdążyło zrobić po drodze

 

fizyk111

No i jednak muszę zacytować, no xD

Wracam z komentarzem na chłodno (również w kontekście konkursu).

Tym co mnie uderzyło w Twoim opowiadaniu, co, moim zdaniem jest główną jego siłą, to autentyczność. Nie mam pojęcia, czy stojąca za tym wiedza jest wynikiem riserczu, czy jest insajderska (z jednej albo drugiej strony – a może z obu), czy też jest wytworem wyobraźni autora. I szczerze mówiąc mało mnie to obchodzi, bo ja Ci po prostu wierzę.

To bardzo miłe słowa :)

No, może odrobinę przesadzam, bo w pewnym sensie mnie obchodzi. Wolałbym, aby te przeżycia były bliskie prawdy, bo to zbyt poważny temat, aby sobie fantazjować – ale pytał nie będę i chyba nawet wolałbym, abyś nie odpowiadał.

Okej

Drugim uderzeniem było wyjątkowo dobre rozegranie motywu przyjścia Zbawiciela “tu i teraz”. Ostatnio taki efekt wywoła u mnie lektura “Jawnogrzesznicy”. Na gorąco zanotowałem sobie coś takiego:

No, to wejście masz mocne – wino sperma i rzygi!

Od samego początku czuje się tą świąteczną atmosferę.

Zbawiciel był człowiekiem w każdym aspekcie, z wyjątkiem grzechu. Jakie konsekwencje miałaby wiedza o tym, że ćpał, że współżył z kobietami, może też z jakimś mężczyzną, a może i…

Co za różnica, z kobietami czy z mężczyznami? xD

Tak. Takie to pytania przychodzą w trakcie lektury.

Chciałem nominować do piórka, ale fiuuu, poszło dużo wcześniej.

 

I jeszcze tylko wyjaśnienie, że nie zagłosuję na to opowiadanie w konkursie, bo moim zdaniem zupełnie nie miałeś zamiaru wypełnić regulaminowego wymogu “tematyka świąteczna”, co dajesz czytelnikowi wyraźnie odczuć pisząc:

To było południe, pierwszy listopada.

Mogłeś przecież napisać – “To był wieczór, dwudziesty czwarty grudnia.” – Ale nie napisałeś i zrobiłeś to świadomie.

Spoko luz :) Natomiast jest to konkurs świąteczny, a pierwszy listopada niewątpliwie jest świętem.

 

Dobra, teraz serio bez cytowania

chalbarczyk

adam_c4

Monique.M

Dziękuję pięknie za wizytę i za wyrażenie opinii :)

 

Krokus i Golodh

witam jurorów

Tekst rzuca na kolana i to mi jest głupio patrzeć na moje bazgroły, porównując je z nim. :) BRAWA! :)

Pecunia non olet

Omijałem ten tekst z powodu ujętego w nawiasy dopisku do tytułu. Zniechęcał w nieokreślony sposób, zamiast zaciekawiać. Ale w końcu, spojrzawszy na liczbę komentarzy, oszacowawszy ich przeciętną długość…

Do znudzenia powtarzam zastrzeżenie, że słabo interesuję się tym czy innym podgatunkiem, i w tym przypadku też “widziałem” taki wstęp do komentarza, gdy zacząłem czytać – teraz już nie widzę, byłby prawie że bezsensownym zastrzeżeniem, skoro tekst poruszył mnie, i to mocno. Przypuszczam, że na prawach wyjątku – co jest poświadczeniem jego jakości. Jednocześnie dałoby się opowiadanie “zbyć” stwierdzeniem, że margines najczęściej sam sobie zawdzięcza bycie marginesem i niczego w tym ciekawego nie było i nie ma, ale, jak dowodzi Autor, można skutecznie przeciwstawić się takiemu podejściu, umiejętnie stylizując, wykorzystując środki typograficzne do oddania atmosfery i tematyki refleksji i odczuć narratorki. 

Dla pewnego rodzaju kontrastu o Zbawicielu nie mam aż tak dobrego zdania. Postać z grupy Sił Nadprzyrodzonych owszem, dobrze się wpisuje w tematykę i wydarzenia, ale powrót do stanu “przed” – tak odbieram zakończenie – każe mi wątpić, czy aby emisariusz Niosącego Światło nie podszył się pod wiadomo kogo…

Watpliwość wątpliwością, nie zmienia ona mojego zdania, że przeczytałem coś dobrego i mocnego zarazem.

Pozdrawiam.

Bez “ta” czegoś mi brakuje w rytmie tego zdania właśnie. W sensie “ta” to taka przednutka do zaakcentowanej “pierdolonej zdziry”.

Tak, to kwestia odczuć. Ja mam akurat odwrotne, bez “ta” brzmiało to dla mnie mocniej.

Nie; rozdrażnione osoby na kacu lub na głodzie często szukają zaczepki albo pretekstu, wystarczy krzywe (nawet domniemane) spojrzenie, żeby zaczęła się burza.

Sensowne wytłumaczenie. Wycofuję zarzut. 

Nie działa na wyobraźnię takie wyliczenie? :)

U mnie akurat nie, bo włącza mi się niewiara. 

Tu nie jestem pewien, co masz na myśli

Założyłem, że chodziło o to, że jest popołudnie, ale podpory rzucają cień, więc jest ciemno. Tylko że wtedy cień nie byłby długi, a określenie “wczesna godzina” można zrozumieć dwojako. 

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Zaczęłam czytać już jakiś czas temu, ale wtedy uznałam, że to opowiadanie zupełnie nie dla mnie i wywaliłam je z kolejki. Dziś, aby dobić do 100% tekstów konkursowych, wróciłam. I choć nie jest to opowiadanie, którego lektura sprawia przyjemność, muszę powiedzieć, że wcale nie żałuję, że je przeczytałam.

Po lekturze czuję się… no, sama nie wiem jak się czuję i chyba nie umiem napisać nic więcej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Uwodzisz formą i głodem! W rodzimej fantastyce inna forma niż "po bożemu" jest raczej nietypowa, cholernie rzadko używana, a szkoda.

Decyzja na – tak, z uwagi na:

* płynną narrację,

* dobre odzwierciedlenie głodu bohaterki,

* zamkniętą opowieść (nie ma gorszych i lepszych fragmentów, panowanie nad całością) i budowanie napięcia.

 

Uwagi na boku, chcesz przeczytaj, jeśli nie – daruj sobie. ;-)

1/ W twojej fabule wszystko się spina, lecz nie oddajesz rzeczywistości osób żyjących pod mostem. Porównanie doskonałego towaru z pierwszym razem i chętką na seks z chłopakiem jest dla mnie niewiarygodne, gdyż przy tym poziomie uzależnienia raczej się nie liczy. Seks, cielesność jest ważna, lecz stracenie dziewictwa to raczej męskie fantazje, tj. znajdą się motywy dużo silniejsze. Naprawdę nie wiem, skąd mniemanie, że dla kobiety tak ważny jest pierwszy seks i że ma charakter imprintingu.

Gdy z kolei przyglądam się kluczowemu końcowemu wistowi, widzę odjęcie głodu przez Wybawcę i powrót do uzależnienia. Dla mnie stanowi poważne pęknięcie fabularne, niedotrzymanie kroku faktom, ponieważ jeśli byłoby rzeczywistym odjęciem głodu – wymazaniem, bohaterka nie miałaby pokus i ciągu, natomiast Ty rysujesz mi powrót na bazie głodu, czyli Wybawiciel niejako nie był Wszechmogącym. W żadnym nałogu nie ma powrotów są jedynie odstawienia i szlaban na całe życie. Niemniej prócz tego momentu bohaterka i jej narracja jest wiarygodna. Bohaterka, jej narracja – głód, brud, jazda i pomieszanie bohaterki.

2/ Moim zdaniem w tym kierunku potrafisz pisać, łatwo Ci to przychodzi, lecz tkwi w tym pewien szkopuł. Sorry, że o tym piszę, może dlatego… Nie, nie będę o tym pisała. xd

3/ Hermetycznym tytułem mnie jako potencjalnego czytelnika zrażasz – wykluczając. Można, ale po co? xd

4/ Poprawki dotyczące słów i szyku – dałabym sobie z nimi spokój, tj. czas i podchodziła do nich ostrożnie. Przeczytałam komentarze dotyczące możliwych podmian i, imho, większość propozycji spłaszcza tekst, folgując chęci gustu i uczynienia go poprawnym na jedno kopyto. Cóż, nie estetyzowałbym nałogu, naprawdę powszechne wyobrażenia nie przystają do przerażającej realności. Po prostu nie jest łatwo, stwierdzę nadzwyczaj eufemistycznie (przysłówek, zaczynam poznawać części mowy, ot tak. Mamma mia. Patrzę i wiem, zasługa forum), poszedłeś zrozumiałą ścieżką i nie ma co jej bardziej prostować dla niewtajemniczonych, niechaj się uczą.

 

pzd srd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

To tylko uzupełnię, żeby nie było, że za krótki komentarz wcześniej dałam ;) Podobała mi się forma i przesłanie, może mało świąteczne (trochę naciągane konkursowo), ale opowiadanie pozostaje w pamięci.

Pozdrawiam!

– Żeby nie kusiło – mruknął. Dziabnął wielkiego łyka, po czym powiódł wzrokiem po towarzystwie. Chciwy błysk w wielu oczach wskazywał, że niebawem irokez zamiast butelki w dłoni może nieć tulipana w brzuchu. Ale nie wyglądał na przestraszonego. Przeciwnie: z własnej inicjatywy puścił flaszkę w obieg, a potem – widząc, ilu spragnionych przybyło – wyciągnął kolejną.

Cudowne rozmnożenie flaszek? :P

Pod wiadukt zabłądziła jakaś elegancko ubrana kobieta, na szpileczkach, w szykownym płaszczyku, tylko jej kurwa pereł na szyi i beretu na lśniących platyną, długich włosach brakowało. Normalnie ktoś by ją rozdarł na strzępy, perły opierdolił w lombardzie za stówę zajechałaby kabaryna bagiety obiły dwójkę z nas zmacały tę tą tom smutną nastolatkę o którą nikt nie dbał. Po aferze zostałby płaszczyk, który by pozwolił komuś przetrwać zimę albo i nie, a kobieta by miała kolejny powód, żeby nienawidzić biedy, biedaków, opowiadać o patologii i martwić się czy jej starczy na urlop na Hawajach czy tylko na biedackie Bali gdzie już raz była.

Zastanawiam się, jaka logika rządzi stosowaniem przecinków w tym tekście, bo raz je stosujesz, a raz – w ramach zabawy formą – nie. Tylko te momenty bez przecinków i z przecinkami zlewają się ze sobą. Fajnie w ten sposób (bezprzecinkowy) obrazować gonitwę myśli, tak jak pokazałeś ich chaotyczny natłok po przyjęciu narkotyków, ale w powyższym fragmencie nie odczułem tego, że akurat ten moment bez przecinków jest jakiś szczególny jeśli chodzi o dyspozycje psychofizyczne bohaterki.

I ta kobieta podeszła do irokeza i zapytała o kokainę. Tacy ludzie mają swoje dojścia swoich ludzi swój towar nie trują się gównem z ulic, a już na pewno nie spod wiaduktu przy Biedronce, od ćpunów, których się brzydzi i którymi gardzi.

Tu tak samo. Sposób wypowiedzi jest bardzo uporządkowany, logiczny. Przecinki za to raz są, raz nie – i to brak ich w tak oczywistych miejscach, że to z pewnością nie jest błąd, tylko zamierzone działanie.

 

Efekciarski tekst. Tak, używam tego słowa z rozmysłem, tak samo jak ty z rozmysłem poszedłeś w efekciarstwo – ta sperma na butach już w pierwszych zdaniach, te wulgarne ozdobniki i obrazy upodlenia w przeróżnych konfiguracjach – one temu służą. Mają wywierać wrażenie. Tak jakby im tekst był brudniejszy, tym bardziej klarowny byłby jego wyraz.

I o dziwo w tym tekście to zagrało. Jest to żywy obraz tego, jak można pokazać jakieś zjawisko w sposób wręcz tandetny, a jednocześnie wprawny. Opowiadanie mógłbym porównać do taniego wina. Siarka, zgniłki, spirytus i Bóg wie co jeszcze, ale smakuje i kopie, chociaż w pewnym wieku to się raczej takich trunków nie wybiera – a jak wybiera, wypada pochylić z politowaniem głowę nad wybierającym, ukrywając jednocześnie to ukłucie zazdrości.

Element fantastyczny jest fantastyczny o tyle, o ile wszystko nie było narkotycznym widem. Opisałeś jednak wydarzenia w taki sposób, że takie potraktowanie tak sprawy byłoby celowym zamknięciem się na inne interpretacje.

Przesłanie do bólu dekadenckie i nihilistyczne.

Jestem na TAK.

Słowa uznania – to świetny tekst.

 

 

P.S. Przelew dotarł.

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Efekciarski tekst. Tak, używam tego słowa z rozmysłem, tak samo jak ty z rozmysłem poszedłeś w efekciarstwo – ta sperma na butach już w pierwszych zdaniach, te wulgarne ozdobniki i obrazy upodlenia w przeróżnych konfiguracjach – one temu służą. Mają wywierać wrażenie. Tak jakby im tekst był brudniejszy, tym bardziej klarowny byłby jego wyraz.

Jako specjalista od rozpoznawania tekstów efekciarskich, nie mogę się z tym zgodzić. Efekciarstwo to posługiwanie się środkami obliczonymi wyłącznie na wywarcie wrażenia, a w opowiadaniu wszystkie elementy do siebie pasują, mają cel, są uzasadnione. Jedynym elementem, który zbliża się do efekciarstwa, jest zbyt nachalny zabieg z przecinkami. Nazwałbym to opowiadanie raczej efektownym, brawurowym, ale nie efekciarskim, bo żaden element nie jest pozoranctwem i bufonadą.

 

A teraz coś Ci pokażę, Gekikaro. Pozwolę sobie zrealizować Twój pomysł na wykreślanki z komentarzy na przykładzie Twojego komentarza.

“Efekciarski tekst […] poszedłeś w efekciarstwo […] sperma na butach […] wulgarne ozdobniki […] upodlenia […] wręcz tandetny […] Opowiadanie mógłbym porównać do taniego wina. Siarka, zgniłki, spirytus i Bóg wie co jeszcze […] wypada pochylić z politowaniem głowę […] do bólu dekadenckie i nihilistyczne”.

Mam nadzieję, że ten żart da Ci do myślenia i wyciągniesz z niego wnioski na przyszłość.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

No nie bardzo.

Zacznę od plusów.

Jest obrany styl i konsekwentnie się go trzymasz przez cały tekst. Nie zatrzymałem się na niczym, zdania wchodzą gładko, czasem aż za gładko i musiałem się cofać, ale widać umiejętność tworzenia plastycznych opisów. Równie dobrze wypadają porównania, to z pralką świetne.

Temat obecności fantastyki oceniam po Twojej stronie, czyli uznając, że to wszystko jednak się wydarzyło, a nie jest tylko fantasmagorycznym odlotem ćpunki, ale pisząc historię w postaci strumienia świadomości narkomanki, musisz się liczyć z ryzykiem takiej interpretacji.

Rozerwanie narkotycznego Jezusa przypomina mi jak żyw scenę śmierci Jeana-Baptisty z „Pachnidła”. Nie wiem, czy taką miałeś inspirację, czy szedłeś w chrześcijańską symbolikę boskiego ciała i krwi, przekształconą w dosłowny, kanibalistyczny rytuał. Wyszło dość groteskowo, ale pewnie o to chodziło.

Nie ujęło mnie pokazanie narkotycznego odlotu. Brak interpunkcji i kot, który nie chciał zejść z klawisza spacji, a okazjonalnie nawet potrącił enter, bardziej utrudnia czytanie, niż odzwierciedla haj. Brak interpunkcji w lepszym wydaniu widziałem w „Opowieści terapeuty” Grzędowicza, ciekawszą zabawę formą w „Dobranej parze” Abercrombiego, a najlepszą w „Armacie” Kelly Link.

Przede wszystkim zabrakło mi tu oryginalności – jej miejsce zajął styl, wypełniony każdym syfem, który kojarzy się z najniższymi warstwami społeczeństwa, a nie o to chodzi, żeby dowalić jak najwięcej brudu, ponieważ przestaje on w końcu poruszać. Plamka na białej bluzce przyciąga większą uwagę niż kolejny zaschnięty paw na koszuli wygrzebanej ze śmietnika. Pierwszy akapit robi wrażenie. Potem? Eh, ok. Nie ma żadnego przełamania, wyjścia poza nihilizm – i nie, nie interpretuję tego jako symbol zamkniętego kręgu uzależnienia. Daremne próby wyjść z nałogu to temat wałkowany nadzwyczaj często i tutaj nie spodziewałem się niczego innego niż właśnie to – daremność. Co dostałem na końcu? Daremność.

Ostatnia sprawa – bohaterka. Nie zainteresowała mnie, nie polubiłem jej, nie obchodzi mnie jej los, nie potrafię się z nią identyfikować. Istnieje to tylko, bo ktoś musi opowiedzieć historię.

Podsumowując – dla mnie ładnie, ale pusto. Nie ma się jednak czym przejmować, bo większości się podoba :)

Pozdrawiam

Myślę, że zapis regulaminu zakazujący w komentarzach treści wulgarnych powinien się też odnosić do obrazków.

„Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich" – Friedrich Nietzsche

Też jestem oburzony tym obrazkiem, zgłaszam komentarz Gruszel do prokurat… znaczy moderacji.

Слава Україні!

bruce

Tekst rzuca na kolana i to mi jest głupio patrzeć na moje bazgroły, porównując je z nim. :) BRAWA! :)

Nie myśl tak, głupio mi jeśli w takie poczucie Cię wprawiłem :) Piszemy różnie i to normalne, nie masz się czym przejmować :)

 

AdamKB

Omijałem ten tekst z powodu ujętego w nawiasy dopisku do tytułu. Zniechęcał w nieokreślony sposób, zamiast zaciekawiać. Ale w końcu, spojrzawszy na liczbę komentarzy, oszacowawszy ich przeciętną długość…

;)

Do znudzenia powtarzam zastrzeżenie, że słabo interesuję się tym czy innym podgatunkiem, i w tym przypadku też “widziałem” taki wstęp do komentarza, gdy zacząłem czytać – teraz już nie widzę, byłby prawie że bezsensownym zastrzeżeniem, skoro tekst poruszył mnie, i to mocno. Przypuszczam, że na prawach wyjątku – co jest poświadczeniem jego jakości. Jednocześnie dałoby się opowiadanie “zbyć” stwierdzeniem, że margines najczęściej sam sobie zawdzięcza bycie marginesem i niczego w tym ciekawego nie było i nie ma, ale, jak dowodzi Autor, można skutecznie przeciwstawić się takiemu podejściu, umiejętnie stylizując, wykorzystując środki typograficzne do oddania atmosfery i tematyki refleksji i odczuć narratorki. 

Dzięki piękne!

Dla pewnego rodzaju kontrastu o Zbawicielu nie mam aż tak dobrego zdania. Postać z grupy Sił Nadprzyrodzonych owszem, dobrze się wpisuje w tematykę i wydarzenia, ale powrót do stanu “przed” – tak odbieram zakończenie – każe mi wątpić, czy aby emisariusz Niosącego Światło nie podszył się pod wiadomo kogo…

Ludzie są ludzie, co zrobisz ;)

Watpliwość wątpliwością, nie zmienia ona mojego zdania, że przeczytałem coś dobrego i mocnego zarazem.

Pozdrawiam.

Dziękuję pięknie i pozdrawiam również! :)

 

Osvaldzie ponownie, regulatorzy dziękuję :)

 

Asylum siema!

Uwodzisz formą i głodem! W rodzimej fantastyce inna forma niż "po bożemu" jest raczej nietypowa, cholernie rzadko używana, a szkoda.

Decyzja na – tak, z uwagi na:

* płynną narrację,

* dobre odzwierciedlenie głodu bohaterki,

* zamkniętą opowieść (nie ma gorszych i lepszych fragmentów, panowanie nad całością) i budowanie napięcia.

Dziękuję pięknie! :)

 

Uwagi na boku, chcesz przeczytaj, jeśli nie – daruj sobie. ;-)

1/ W twojej fabule wszystko się spina, lecz nie oddajesz rzeczywistości osób żyjących pod mostem. Porównanie doskonałego towaru z pierwszym razem i chętką na seks z chłopakiem jest dla mnie niewiarygodne, gdyż przy tym poziomie uzależnienia raczej się nie liczy.

Nawet na bardzo głębokim poziomie uzależnienia – szczególnie po strzale – to nie jest tak, że ludzie przestają kompletnie istnieć poza uzależnieniem :)

Seks, cielesność jest ważna, lecz stracenie dziewictwa to raczej męskie fantazje, tj. znajdą się motywy dużo silniejsze. Naprawdę nie wiem, skąd mniemanie, że dla kobiety tak ważny jest pierwszy seks i że ma charakter imprintingu.

Tej, bardzo proszę bez takich ;) Po pierwsze, nie wiem skąd wniosek, że narratorka nie ma doświadczenia w sferze seksualnej we wspomnianym momencie. Po drugie, imprinting jako taki uważam za obrzydliwy i naprawdę nie wiem, skąd mniemanie, że go tutaj znalazłaś :)

Gdy z kolei przyglądam się kluczowemu końcowemu wistowi, widzę odjęcie głodu przez Wybawcę i powrót do uzależnienia. Dla mnie stanowi poważne pęknięcie fabularne, niedotrzymanie kroku faktom, ponieważ jeśli byłoby rzeczywistym odjęciem głodu – wymazaniem, bohaterka nie miałaby pokus i ciągu, natomiast Ty rysujesz mi powrót na bazie głodu, czyli Wybawiciel niejako nie był Wszechmogącym.

Tu miałem dłuższą sekcję, ale pozostawię to jednak jako otwarty wątek :)

W żadnym nałogu nie ma powrotów są jedynie odstawienia i szlaban na całe życie. Niemniej prócz tego momentu bohaterka i jej narracja jest wiarygodna. Bohaterka, jej narracja – głód, brud, jazda i pomieszanie bohaterki.

Dziękuję :)

2/ Moim zdaniem w tym kierunku potrafisz pisać, łatwo Ci to przychodzi, lecz tkwi w tym pewien szkopuł. Sorry, że o tym piszę, może dlatego… Nie, nie będę o tym pisała. xd

Teraz to proszę, żebyś napisała :)

3/ Hermetycznym tytułem mnie jako potencjalnego czytelnika zrażasz – wykluczając. Można, ale po co? xd

Jednych zrażam, innych przyciągam. Tak już jest :)

4/ Poprawki dotyczące słów i szyku – dałabym sobie z nimi spokój, tj. czas i podchodziła do nich ostrożnie. Przeczytałam komentarze dotyczące możliwych podmian i, imho, większość propozycji spłaszcza tekst, folgując chęci gustu i uczynienia go poprawnym na jedno kopyto. Cóż, nie estetyzowałbym nałogu, naprawdę powszechne wyobrażenia nie przystają do przerażającej realności. Po prostu nie jest łatwo, stwierdzę nadzwyczaj eufemistycznie (przysłówek, zaczynam poznawać części mowy, ot tak. Mamma mia. Patrzę i wiem, zasługa forum), poszedłeś zrozumiałą ścieżką i nie ma co jej bardziej prostować dla niewtajemniczonych, niechaj się uczą.

:D

Spoko, odleży całość, nabiorę dystansu i będę decydował.

 

pzd srd

a

pozdrawiam ;)

 

avei, dzięki i siema :)

 

Gekikara

Efekciarski tekst. Tak, używam tego słowa z rozmysłem, tak samo jak ty z rozmysłem poszedłeś w efekciarstwo – ta sperma na butach już w pierwszych zdaniach, te wulgarne ozdobniki i obrazy upodlenia w przeróżnych konfiguracjach – one temu służą. Mają wywierać wrażenie. Tak jakby im tekst był brudniejszy, tym bardziej klarowny byłby jego wyraz.

I o dziwo w tym tekście to zagrało. Jest to żywy obraz tego, jak można pokazać jakieś zjawisko w sposób wręcz tandetny, a jednocześnie wprawny. Opowiadanie mógłbym porównać do taniego wina. Siarka, zgniłki, spirytus i Bóg wie co jeszcze, ale smakuje i kopie, chociaż w pewnym wieku to się raczej takich trunków nie wybiera – a jak wybiera, wypada pochylić z politowaniem głowę nad wybierającym, ukrywając jednocześnie to ukłucie zazdrości.

Dzięki :)

Element fantastyczny jest fantastyczny o tyle, o ile wszystko nie było narkotycznym widem.

Nie było :)

Opisałeś jednak wydarzenia w taki sposób, że takie potraktowanie tak sprawy byłoby celowym zamknięciem się na inne interpretacje.

Przesłanie do bólu dekadenckie i nihilistyczne.

Jestem na TAK.

Słowa uznania – to świetny tekst.

Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa.

 

P.S. Przelew dotarł.

Nic nie wysyłałem, więc dziękuję anonimowemu darczyńcy, w razie gdyby przelano za dużo to chętnie przyjmę zwrot nadwyżki :)

 

Zanais, dzięki za wizytę i za opinię, nie przejmuję się :)

,Nawet na bardzo głębokim poziomie uzależnienia – szczególnie po strzale – to nie jest tak, że ludzie przestają kompletnie istnieć poza uzależnieniem :)

Naturalnie, lecz zważ poziom zaawansowania/zagłębienia się, tyle. Jasne może odlatywać w "swoje", lecz musiałoby być wtedy nie tak konkretne. :-)

,Tej, bardzo proszę bez takich ;) Po pierwsze, nie wiem skąd wniosek, że narratorka nie ma doświadczenia w sferze seksualnej we wspomnianym momencie.

Dobrze imprinting pozostawiam na boku, chociaż bohaterka wspominała właśnie ten moment. Doświadczenie obecnie ma niejedne, dużo silniej wdrukowane, być może właśnie w tej chwili hołubi (jej pamięć) tamto. 

,Tu miałem dłuższą sekcję, ale pozostawię to jednak jako otwarty wątek :)

Ok. xd

,Teraz to proszę, żebyś napisała :)

Innym razem, gdy napiszesz coś nowego, albo dasz link na forum do tekstu (wszystko jedno czy trzeba będzie kupić czy w wolnym dostępie) – przeczytam, i wtedy napiszę (ustawiłam sobie przypominajkę).

,Jednych zrażam, innych przyciągam. Tak już jest :)

To prawda, lecz trochę wypada ostentacyjnie. :p

 

Pa, pa, do następnego :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

heart Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Asylum :P

Innym razem, gdy napiszesz coś nowego, albo dasz link na forum do tekstu (wszystko jedno czy trzeba będzie kupić czy w wolnym dostępie) – przeczytam, i wtedy napiszę (ustawiłam sobie przypominajkę).

Już kiedyś coś podobnego napisałaś (chociaż w sprawie komci jurorskich do DBZ xD Ale dobrze, skoro sama ustawiłaś się w pozycji, w której naciągam Cię na kupno książki to zapraszam xD Będę w zaplanowanej na luty antologii Planety Czytelnika zatytułowanej Gruzy.

Hej, hej, hej!

Dziękuję Ci, Morcie, za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Podoba mi się wykorzystanie motywu świątecznego i hasła przewodniego, choć na minus, że swym upartym, mortowym zwyczajem wybrałeś nie te święta co trzeba, a tutaj nawet nie trzeba by się wysilać.

Ciekawie przedstawiłeś cały świat bohaterki, trudno mi określić, na ile realnie, ale jest spójnie i obrazowo.

Wykonanie jest specyficzne i opis haju, sposób zapisu, jaki wybrałeś, jest naprawdę świetny. Mógłbym pewnie marudzić, że za bardzo to przeciągnąłeś, ale powiedziałbyś, że nie, ja bym powiedział, że tak, potem dalibyśmy sobie po mortach i w pokoju rozeszli.

Postać zbawiciela i sama fantastyka opowiadania bardzo fajna.

Ogólnie to bardzo dobry tekst, ale nie pasuje do konkursu, a żałuję, bo odniosłem wrażenie, że to zabieg celowy. No cóż, Mort zawsze będzie Mortem ;)

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Siema Krokus! :)

 

Hej, hej, hej!

Dziękuję Ci, Morcie, za udział w krokusie!

Również dziękuję sobie za udział xD

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

;)

Podoba mi się wykorzystanie motywu świątecznego i hasła przewodniego, choć na minus, że swym upartym, mortowym zwyczajem wybrałeś nie te święta co trzeba, a tutaj nawet nie trzeba by się wysilać.

W sumie tu trochę uzupełnię :P Jasne, wykorzystanie innego święta to znalezienie luki w regulaminie (bo lubię, bo mnie to bawi i takie rzeczy mnie napędzają do pisania, co zrobić), natomiast cały tekst wyszedł z pomysłu, w którym jest cross święta zmarłych oraz Samhain. Ten motyw jest imo mocno obecny w całym tekście, i szczerze mówiąc o wiele silniej widzę tu to niż święta bożonarodzeniowe ;) Chociaż to chyba kwestia tego, że święta bożonarodzeniowe wchłonęły już wszystko i można w nie upchać cokolwiek, i tak powinno pasować.

Nawet raz chciałem zmienić datę w tekście, ale mi to wybitnie nie pasowało.

Ciekawie przedstawiłeś cały świat bohaterki, trudno mi określić, na ile realnie, ale jest spójnie i obrazowo.

Wykonanie jest specyficzne i opis haju, sposób zapisu, jaki wybrałeś, jest naprawdę świetny.

Dziękuję :)

Mógłbym pewnie marudzić, że za bardzo to przeciągnąłeś, ale powiedziałbyś, że nie, ja bym powiedział, że tak, potem dalibyśmy sobie po mortach i w pokoju rozeszli.

no wiesz co.

Postać zbawiciela i sama fantastyka opowiadania bardzo fajna.

;)

Ogólnie to bardzo dobry tekst, ale nie pasuje do konkursu, a żałuję, bo odniosłem wrażenie, że to zabieg celowy. No cóż, Mort zawsze będzie Mortem ;)

Dokładnie tak.

Pozdrówka!

Pozdrawiam! :)

 

,Już kiedyś coś podobnego napisałaś (chociaż w sprawie komci jurorskich do DBZ xD Ale dobrze, skoro sama ustawiłaś się w pozycji, w której naciągam Cię na kupno książki to zapraszam xD Będę w zaplanowanej na luty antologii Planety Czytelnika zatytułowanej Gruzy.

Ano napisałam. xd Choć nie podobne działanie nie wchodzi w skład mojego schematu.

Jak to powiedziała Hugh Grantowi bohaterka komedii miłosnej – Julian Roberts (przytaczam z pamięci, więc może niedosłownie): “…jestem zwykłą dziewczyną, która stoi przed chłopakiem, prosząc go”. Nie, nie, żadne miłości i miłostki nie wchodzą w grę (cholera jasna, ciągle muszę to zastrzegać, może wypadałoby napisać epopeję miłosną i wtedy przestanę, tzn. odpuści, a może zarażonam przez was, forumowiczów, bo daleko mi od tych spraw).

Bardzo cieszę się, że podałeś link, na to liczyłam. Już zakupione i zaoszczędzona dycha, bo nie w twardej okładce, o nie, bo oszczędzam (właśnie “pękło” mi sześć stów na grzałki w piecach rodzinnych).  Wśród autorów rozpoznaję forumowiczów. Wspaniale. A teraz <… uwaga…> zapodaję krotochwilę, jest w tym zbiorze cześć osób z TWA. :D Przypadkiem się nie obraźcie. ^^ 

Z przyjemnością przeczytam opowiadania i coś tam skrobnę do Ciebie o Twoim. :-)

 

Edytka: Morteciuszu musiałam zeedytować, bo nieposłuszne “nie” ciągle mi się samowolnie dodaje w głupich momentach. Nurtuje mnie dlaczego nie rusza cytatów nie rusza, lecz jedynie moje odpowiedzi. xd  Dam skreślenie, abyś widział, co było wbrew mojej woli. ;-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Na prośbę autora, ucinamy offtop pod opowiadaniem.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Eee co tu się odwaliło to ja nawet nie. XD dobrze, że krótkie, bo mózg mi wypadł. :> lubisz te Zombiaki co? :P Gratuluję piórka!

 

 

 

Początek i opis. Nie jestem fanką opisów wrzucanych od razu, ale tutaj ten opis jest ciekawy, mocny i przyciągający. Jedyne co, to trochę średnio idzie sobie wyobrazić to:

Ubłocone glany świeciły plamami po tanim winie i spermie

Skoro glany były ubłocone to skąd tam te świecące plamy po winie i spermie, w sensie skąd wiadomo, że to na pewno tanie wino i sperma, jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, że mając tyle błota na glanach, jakieś białe ślady są akurat od spermy, a te czerwone od wina i że to się tak wyróżnia i rzuca w oczy. XD

Nie czepiałabym się, gdyby to była narracja trzecioosobowa, ale przy pierwszoosobowej… No wygląda to średnio.

 

Od choroby trzęsło mnie jak skurwysyn

No właśnie, zwłaszcza że narratorka raczej nie wygląda jako Sherlock w formie (choć Sherlock nawet po narkotykach miałby pewnie ten swój zmysł zgadywania dedukcji, jaka plama odpowiada dokładnie jakiej substancji), więc tym bardziej ciężko sobie wyobrazić, że patrząc na gościa, od razu zauważa, że ma jakieś białe plamy spermy i jeszcze wina.

 

Dłonie tak jej latały,

Te dłonie tutaj są jak egzotyczny ptak. :D Przy takim słownictwie bardziej pasowałoby „Łapy tak jej latały” albo jak delikatniej „Ręce tak jej latały”, bo dłonie brzmi tak wdzięcznie.

 

Nie miałam jednak siły na kłótnię, więc udawałam, że nic nie widzę.

Zdanie wydaje się zbędne, wystarczyłoby zwykłe „Udawałam, że nic nie widzę”.

 

może nieć tulipana w brzuchu

mieć

 

Przychodzi mesjasz do narkomanów. I nie, żeby ich zbawić moralizatorską gadką, mimo że gdzieś po drodze przypadkiem leczy nos. Opowiadanie łamie schematy i to mi się podoba. Jest mocne, brudne, ciężkie.

 

A kilka minut później leżeli skurwieni jego towarem jak kompletne szmaty, niezdolne do ruchu, niezdolne do myślenia, z błogimi uśmiechami na krzywych mordach i na wpół przymkniętymi z rozkoszy powiekami.

Stylizacja niesamowita. Dalej jest równie mocno, choć porównanie do pralki i kaszmiru takie wdzięczne, delikatne, ale tym razem mi się to podoba, bo to taki przebłysk innego życia, taka kropla czystości w oceanie brudu.

 

Rozbiegane litery od „ja pierdolę” do „Z tym pierwszym razem” to naprawdę dobry zabieg, w tym tekście nie można tego poczytać jako sztuczność czy przekombinowanie.

 

Jedynie porównanie mi nie pasuje. Skoro ten towar był taki świetny, to czemu bohaterka porównuje to do nieudanego pierwszego razu? Chyba że chodzi o to, co dalej: ten pierwszy raz, kiedy wzięła heroinę, ale jakoś tak narracyjnie słabo jest to nakreślone. Tak jakby na siłę był wciśnięty ten fragment z chłopakiem i przemyśleniami. I piszę to pomimo tego, że fragment bardzo mi się podoba. Jest świetny. Tylko nie pasuje mi do momentu, w którym został napisany.

 

Początkowo trochę rozpraszały mnie te dziwne konstrukcje zdań przenoszonych na następną linijkę, ale dość szybko przywykłam i ma to taki nietypowy wydźwięk, tworzy coś innego, przełamuje barierę pisania tak, jak we wszystkich innych tekstach.

A te rozstrzelone wyrazy to dla mnie kosmos. Są genialne. Takie inne, trochę gdzieś przynoszą skojarzenie z futurystami, ich rozstrzelonymi wierszami, ale tutaj mają mocniejszy ton, rozpaczliwie wołający o więcej i zatrzymujący wzrok na konstrukcjach. Pozwalający na przemyślenia. Trafiający. Mocno.

 

Trochę przydługi opis od pokazania Biedronki do tej bogatej kobiety, która przychodzi tak do nich i prosi o kokainę, ciężko mi to sobie wyobrazić, choć bohaterce też było ciężko, więc nie wiem, czemu ta scena się pojawiła. Momentami zdania bez przecinków męczyły oczy, ale nie było źle.

 

Jak mesjasz powiedział, że może umrzeć za ich grzechy to znowu mi się włączyła fascynacja tekstem. To jest mistrzowski pomysł, żeby przybył do nich, do narkomanów i zabrał im nałóg i chciał, żeby go zabili. Jak można wpaść na coś takiego? Chapeau bas.

 

No i dalej, scena zabijania. Jest bez cukierkowego nawrócenia, za co bardzo dziękuję. Oczywiście ten tekst jest tak mocno mroczny, ciężki i pesymistyczny, że cudowne nawrócenie nijak tu nie pasuje, ale zdarzało mi się czytać teksty, które na końcu zmieniały kierunek. A ja tak mam, że prawie zawsze nie lubię happy endu.

 

Końcówka dobijająca. Mocna. Taka, jak trzeba. Jest gorzko, zimno, bez nadziei. A to szczęście na końcu to jak śmiech Boga. Ogrom interpretacji sprawia, że naprawdę ciężko będzie się tego tekstu pozbyć. Bo on zostaje pod skórą, przypomina o sobie, odciska piętno.

Z mojej strony mogę pogratulować tak dobrego opowiadania.

 

Pozdrawiam,

Ananke

 

EDYCJA po przeczytaniu komentarzy: Co do braku fantastyki – no ale jak to? A mesjasz? Przecież on ich uzdrawia, leczy z choroby, już sama scena, w której uzależniona uświadamia sobie, że jest wolna, wolna od nałogu (czyli ktoś ją cudownie uzdrowił, a cud to już fantastyka), to wystarczyłoby za element fantastyczny. Myślę, że fantastyka to tak szerokie pojęcie, że ten tekst spełnia wymagania w 100%. Zdarzało mi się czytać opowiadania znanych autorów fantastyki, gdzie tego elementu było o wiele mniej.

Hej Mort!

Komentarz będzie krótki: bardzo dobry tekst, szczególnie podobał mi się pomysł na brak interpunkcji w niektórych scenach. Nadało to wrażenie chaotycznego, niekontrolowanego strumienia myśli, wyszło świetnie!

Pomysł też mi się podobał, ale nie potrafię pozbyć się wrażenia, że tu jest coś jeszcze, że ten Zbawiciel ma jakieś inne, ukryte znaczenie, ale nie wiem, czy sobie nie domyślam. Jeśli faktycznie było coś takiego, to tego nie znalazłam.

Językowo bardzo fajnie, jak dla mnie nieco zbyt wiele wulgaryzmów, nawet w tekście z założenia wulgarnym, ale to moja opinia. Po prostu przekleństwa tracą na wydźwięku, kiedy są używane zbyt wiele razy.

Cały tekst bardzo smutny, szkoda było mi wszystkich, którzy wrócili, ale rozumiem, dlaczego to zrobili. Nie jest łatwo wyjść z nałogu, kiedy jest on właściwie całym życiem i całym życie wybiera za nas. A więc nie wystarczy pozbyć się głodu, tu trzeba zmienić znacznie więcej i przede wszystkim, trzeba samemu mieć spore samozaparcie, by do tego nie wrócić.

Ale, ale, oczywiście niedrogi mortecius, cwaniaczek, musiał znaleźć pierdyliard luk w regułach i je ominąć. Zapamiętam to.

Podsumowując, bardzo dobry tekst.

Dziękuję za lekturę!

 

Cześć mortecius !!!

 

Bardzo mi się podobało. Powodzenia. Jeśli miałbym decydować na razie to ty byś wygrał, ale przeczytałem dopiero dwa opowiadania :)

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Forma przednia, ale treść nie dla mnie. Zbyt ostentacyjne to i zbyt jednowymiarowe, przez co ja też muszę chyba odpaść. Chociaż przejście z formy normalnej na przećpaną wyszło Ci bardzo udanie. Opko typowo o problemach ludzkich, ale ta kropla fantastyki spuszczona kurwa między te pierdolone punkowe zjeby, to do chuja zdecydowanie za mało na mój spierdolony mózg. Być może to przez to, że czytam tekst poza kontekstem konkursowym i czasem z nim związanym (i tym samym pewną atmosferą). Jednak przyszedłem tu za polecajką na tekst roku, więc niestety muszę powiedzieć: pas. Z mojej pozaświątecznej perspektywy to niestety, może i ciekawe to kurwa czytadło, ale jak na opowiadanie roku za słaby ten towar. Taki trochę jednorazowy.

Cześć. 

Szczerze? Bardzo prosta historia i nie czytało mi się źle, a tekst uważam za dobry, ale za najlepszy zdecydowanie nie. Pomijam już brak fantastyki. 

Przedstawiłeś poważny problem w groteskowy sposób i ten typ narracji mi pasował, natomiast podejście do tematu w kreacji historii już nie. Cały tekst skupia się na niebezpiecznej potrzebie “ćpania”. Zasadniczo pokazuje ludzi, którzy poprzez narkotyki upadli, ale robi to w bardzo typowy sposób niczym się niewyróżniający, a przy tekście na najlepsze opowiadanie roku oczekiwałbym czegoś więcej. Bohaterowie ćpają, nie próbując nic zmienić i pokazany jest ich straszny los, zagrożenie płynące z zażywania prochów. Jednak dość ograne na schematach, bo są ludzie, którzy nie potrafią myśleć – typowy wizerunek ćpuna. I tak to broni się w tej konwencji, co nie zmienia faktu, że nie ma tu czegoś takiego, co by sprawiło, że tekst uznałbym za naprawdę świetny. 

A śladowe ilości fantastyki nie pomagają.

Więc miło się czytało, ale nie mogę uznać opowiadania za jedno z najlepszych roku 2022. 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Ciężko mi ująć w słowach co czuję po przeczytaniu twoje opowiadania. Było do dobre, bardzo dobre i bardzo, ale to bardzo inne

Nowa Fantastyka