
Droga prosta.
Atrybut: brązowy kot z jednym okiem.
Poprawiałem, poprawiałem, wyciąłem 6k znaków i w końcu muszę wrzucić.
Droga prosta.
Atrybut: brązowy kot z jednym okiem.
Poprawiałem, poprawiałem, wyciąłem 6k znaków i w końcu muszę wrzucić.
Hegan stał w wąwozie, w cieniu dwóch murów skalnych porośniętych kępkami trawy. Przed sobą widział zakręt, zza którego dobiegał huk oraz ryk. Odgłos narastał, odbijając się od kolejnych skał, zagłuszając wiwaty ludzi stojących daleko za plecami wojownika.
Mężczyzna poprawił uchwyt na dwuręcznym mieczu i ruszył do przodu. Kroki stawiał pewnie, wydawało się, że ciężka zbroja mu nie przeszkadza, jakby waga nie miała dla niego żadnego znaczenia.
Wyprostował się i przyśpieszył. Tupot zza zakrętu stawał się coraz głośniejszy. Bestia była już blisko, jej ryk niemal rozdzierał uszy. Hegan stanął.
Najpierw zza skał wyłonił się jeden pysk pełen zębów, a za nim kolejny. Trzygłowa hydra nie straciła impetu i gnała prosto na wojownika. Cztery łapy uderzały o podłoże, wzniecając chmury kurzu. Hegan westchnął.
– Hydra? Znowu?
Wiedział, że po raz kolejny poczuje nieprzyjemny odór, a krew prawdopodobnie opryska mu zbroję. Poprawił położenie nóg i obrócił w dłoniach miecz.
Jeden z pysków znalazł się w zasięgu. Hegan ciął, po czym odskoczył w bok. Głowa hydry potoczyła się po kamieniach.
Bestia zaryła pazurami o ziemię i zmierzyła wroga wzrokiem. W jej pozostałych czterech oczach płonął gniew. Uderzyła przednimi łapami o podłoże i wypuściła kłęby dymu z nozdrzy.
Wojownik wyskoczył jej naprzeciw. Chwilę przed zderzeniem odbił w bok i podniósł miecz. Uderzył. Stal wbiła się w cielsko hydry. Bestia jeszcze przez chwilę biegła z rozpędu do przodu, ale w końcu zachwiała się i upadła na ziemię.
A więc trafił idealnie – prosto w serce. Z oddali słyszał wiwaty, ludzie sławili jego imię. Pomyślał, że pewnie niedługo pojawi się kolejny poemat. Podniósł miecz w geście zwycięstwa i krzyknął:
– Za honor i króla Elama!
Odpowiedziały mu pełne uniesienia głosy. Z boku wypatrzył kępkę trawy, podszedł do niej i wytarł ostrze. Nie lubił tego zapachu krwi, nie lubił ciemnej czerwieni, nie lubił wiwatów.
***
Hegan stanął przed małą chatką z kominem i drewnianymi okiennicami, które czasem otwierał podczas wietrznych dni. Lubił, gdy mróz wpadał do pomieszczenia. W dali majaczyły mury miasta; ogromne i wspaniałe, wykonane z marmuru otaczały setki budynków, wież i złoty pałac.
Drzwi zastał otwarte. Od kilku lat, gdy wyruszał na wyprawę, jego domem zajmował się chłopak ze wsi.
Hegan przekroczył próg i rozejrzał się po pomieszczeniu. Odetchnął głęboko. Panowała tu przyjemna cisza. Pokój zajmowały głównie regały z książkami i skrzynki. Wiele skrzynek. Obok nich wymurowany kominek, a pod oknem stał stół, na którym wygrzewał się…
– Miri! Jak dobrze cię widzieć!
Brązowe kocisko przeciągnęło się i ziewnęło. Jedynym okiem spojrzało na Hegana, zeskoczyło na podłogę, po czym zaczęło się ocierać o jego nogi.
– No co, staruszku, pogadamy sobie?
Na pysku Miriego widniała szrama, która zabrała mu oko i kawałek ucha. Hegan znalazł go wychudzonego w zawiązanym worku w górach, podczas jednej ze swoich zimowych wypraw. Siedem lat temu.
Podszedł do szafki, wyciągnął z niej kawał mięsa, pokroił je na małe części i włożył do drewnianej misy. Miri już czekał, bacznie obserwując ruchy mężczyzny. Hegan się uśmiechnął.
– No już… Nie rób takich maślanych oczek.
Położył miskę na ziemi, a sam usiadł na taborecie przykrytym skórami. Miri nie czekał na pozwolenie, tylko od razu zabrał się za połykanie mięsa.
Hegan zmrużył oczy; w szafce miał jedzenie również dla siebie. Pięknie przypieczonego kurczaka w sosie z ziołami, ale nie wyciągnął go. Na razie pragnął tylko spokoju.
– Miri – zaczął. – Zabiłem hydrę, bestii jest coraz mniej.
Kot zjadł ostatni kawałek mięsa i wskoczył na jego kolana. Hegan przejechał ręką po grzbiecie zwierzaka. Zamknął oczy i wsłuchał się w mruczenie, które zawsze pomagało mu się odprężyć.
– Wiesz, najchętniej to bym się stąd już nie ruszał. Śmieszne, prawda? Heros, siedzący w domu, słuchający śpiewu ptaków, głaszczący kota i zajmujący się ogrodem, chętnie bym taki przygarnął, posadził tam lipy, może drzewa owocowe, a takie zrywanie z nich jabłek… byłoby świetne, co nie?
Delikatnie zdjął kota z kolan i wstał. Podszedł do szafki, w której mieściła się miska z kurczakiem, nawet nie usiadł, tylko od razu zabrał się za jedzenie. Mięso rozpływało się w ustach i wywoływało znajome uczucie. Przypominało mu lata dzieciństwa, kiedy jego nauczyciel podawał mu podobne potrawy.
Usłyszał stukot kopyt, a chwilę później głośne kroki. Westchnął. Czuł, że to kolejny posłaniec; nie lubił ich, zawsze przywozili wiadomości, które wyrywały go z cichego miejsca.
– Proszę! – wyprzedził pytanie.
Drzwi uchyliły się, a zza nich wyjrzała bujna czupryna chłopaka. Młodzieniec skłonił się, a na jego twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech.
– Mam list.
Hegan podszedł bliżej i wyciągnął rękę.
– Pokaż, co tam przyniosłeś.
Rozerwał pieczęć i przesunął wzrokiem po treści listu. Wzywali go do zamku, a więc nici z odpoczynku. Przygryzł wargę i obrócił się w stronę Miriego:
– Znowu muszę cię zostawić. Wybacz, przyjacielu, jak wrócę… to jeszcze pogadamy.
***
Hegan minął dwóch strażników z halabardami i skręcił w bok. Przed nim stały otwarte na oścież drzwi do sali tronowej. Nabrał powietrza w płuca, kontrolując wyraz twarzy. Wyprostował się i wszedł.
Po obu stronach pomieszczenia wisiały pochodnie przymocowane do kamiennych ścian, na których widniały przeróżne malunki oświetlane żółtym płomieniem. Ciągnęły się aż do tronu, gdzie siedział król z siwą brodą.
Hegan ukłonił się i powiedział:
– Wasza wysokość…
Król Elam wstając, odłożył pięknie zdobioną laskę.
– Miło gościć cię w moim domu, Heganie. Jak się spodziewasz, nie wezwałem twojej osoby bez powodu. Chętnie zapewniłbym ci spokój, ale chyba rozumiesz, że ojczyzna wzywa. Czasem trzeba się poświęcić.
– Oczywiście… Co mam zrobić?
– Z Gór Czarnych nadchodzi wróg.
Hegan zamrugał.
– Nowa bestia?
– Nie, to coś znacznie potężniejszego. Idzie na nas wielka armia dowodzona przez jednego człowieka, Arana, który rządzi nią przy pomocy fioletowego diademu. Składa się z potworów i pomniejszych bestii.
Hegan pokiwał głową. W jego umyśle zrodziła się nadzieja.
Elam się uśmiechnął.
– Czy możemy liczyć na twoją pomoc?
– Tak – odparł Hegan i nie czekając na kolejne słowa, wyszedł z sali.
***
Gdy wszedł do chatki, w kominku skakały już iskry, a ciepło rozchodziło się po całym pomieszczeniu. Kot z zamkniętym okiem leżał blisko ognia i się wygrzewał.
– Miri!
Futrzak poderwał się i podbiegł do drzwi.
– No, tak, tak. Zaraz usiądziemy, pogadamy.
Hegan podszedł do szafki i wyciągnął z niej miskę z suszonym mięsem, po czym usiadł na podłodze, tak by przed oczami mieć kominek i błąkające się w nim ogniki. Za oknem panował już zmrok, przyroda cichła. Miri usadowił się obok Hegana, łakomym wzrokiem obserwując jedzenie. Wojownik podał mu kawałek mięsa i wsłuchał się w trzaskające ognisko; skry przeskakiwały, tworząc coraz to nowe historie.
Widział w nich małego siebie w szponach orła. Zostawiali za sobą płonące miasto, z którego dobiegały odgłosy walki, czyjeś krzyki i ryk. Ryk smoka. Wtedy Hegan widział go po raz ostatni… Z czasem zaczął szukać bestii. To był jego cel, odkąd tylko dorósł, lecz przez ile lat można szukać?
Poczuł drapnięcie.
– Oj, Miri. Przepraszam, już ci daję.
Wyciągnął kawałek mięsa z miski i podał kotu, który z wdzięcznością w oczach przyjął upominek, po czym wszedł na kolana i zwinął się w kłębek. Też patrzył na igrające ze sobą iskry. Hegan mimowolnie się uśmiechnął. Odłożył miskę z jedzeniem na bok. Przeżuł ostatni kęs i pogłaskał głowę kota.
– Wiesz, dostałem nową misję; z Gór Czarnych nadchodzi potężna armia, która chce zawładnąć światem, są tam chyba wszystkie bestie świata, całe zło.
Miri podniósł łeb i zajrzał w oczy Hegana. Przez chwilę tak patrzył, dopóki nie poczuł na sobie ciepłej dłoni. Opuścił pyszczek i tylko mocniej wtulił się w kolana.
– Nie martw się, staruszku. Powiem ci, że to dla nas okazja, bo zobacz… Jeśli pokonamy tę armię, to zginą wszystkie bestie, a więc wtedy zniknie zagrożenie i… Już nigdy nie będę musiał wyruszać w podróż.
Miri znów spojrzał na Hegana i teraz już nie chciał spuścić wzroku, po prostu wpatrywał się w twarz.
– Optymistyczne myślenie? Może trochę, ale wiesz… Czego się nie robi dla chwili spokoju na starość?
Miri wstał i cicho mrucząc, wtulił się w jego brzuch.
– Do zobaczenia, malutki.
***
Hegan stał na wzniesieniu. Przed nim ciągnęła się otwarta przestrzeń porośnięta wysoką trawą i nielicznymi krzewami, po jej bokach rósł świerkowy las, skąd jeszcze niedawno dolatywał śpiew ptaków. Na horyzoncie ciągnęły się szeregi wroga. Przeważał kolor czerwony. Bestie i potwory parły naprzód, ich ryki dochodziły już do pozycji ludzi.
Hegan spojrzał przez ramię na wojowników; trzy rzędy łuczników i tysiąc włóczników z tarczami mających na celu osłabić wrogą armię, zatrzymać ją w miejscu. W lesie czaiła się prawdziwa siła.
Słońce ułożone wysoko nad horyzontem dawało się we znaki prawie wszystkim wojownikom w zbrojach, ale Hegan tak do niego przywykł, że czasem wydawało mu się, iż nie ma już dla niego znaczenia, czy jest zimno, czy gorąco. Tak jakby temperatura znikła.
Za sobą miał tylko mury miasta porośnięte na całej szerokości wieżyczkami – ostatnia linia obrony, choć w tej bitwie nikt nie planował z niej korzystać. Wróg nadciągał, był coraz bliżej i nie spowalniał.
– Witaj, Heganie. – Król na wierzchowcu wyłonił się zza jego pleców.
– Wasza wysokość…
– Rycerze już czekają w lesie. Przyjmiesz pierwsze uderzenie Arana, tak jak się umawialiśmy?
Hegan zacisnął dłonie na rękojeści miecza.
– Oczywiście.
Elam uśmiechnął się i pokiwał głową.
– Dobrze mieć cię u swojego boku – to powiedziawszy, spiął konia i ruszył stępem w stronę lasu.
Hegan jeszcze przez chwilę odprowadzał go wzrokiem. Dzisiaj musiał poprowadzić armię do zwycięstwa, miał wykonać pierwsze zadanie, ściągnąć przeciwnika w zasadzkę. A król? Król miał wpaść od boku na przeciwników i dokończyć dzieła. Lasy przerzedzono całkiem niedawno, dzięki czemu można było zmieścić w nich kawalerię, a co za tym idzie, przygotować szarżę. To mogło się udać. To musiało się udać.
Wróg zbliżył się już na kilkaset kroków. Pierwsze biegły czerwone monstra na czterech łapach z ostrymi zębami i pancerzem z łusek, za nimi pędziły większe bestie, które co jakiś czas podlatywały, a jeszcze dalej roiło się od hydr, węży, istot przypominających ludzi oraz setek innych potworów.
Hegan obrócił się w stronę wojowników. Nie miał ochoty wygłaszać żadnej przemowy, tym bardziej że ponad połowa armii by go nawet nie słyszała. Podniósł w górę dwuręczny miecz i krzyknął:
– Za Elama! Za ojczyznę! Za naszych braci!
Ruszył w stronę wroga, a za nim poszła cała armia. Obie strony zbliżały się do siebie w ogromnym tempie.
Gdy odległość osiągnęła dwieście kroków, Hegan zatrzymał się, wzniósł rękę ku górze, a wojownicy stanęli.
– Łucznicy! – krzyknął.
Odpowiedziały mu gromkie okrzyki. Wojownicy przygotowali łuki i czekali na sygnał, Hegan wpatrywał się w ruch przeciwnika. Nie chciał stracić żadnej szansy.
– Gotować się. Strzelać!
Grad pocisków wystrzelił ku górze. Chwilę później zaczął opadać wprost na szarżujące bestie, groty przebiły się przez skórę potworów. Hegan powtórzył rozkaz. Strzały znów przykryły niebo i znów nie szczędziły wroga. Jeszcze raz zdołał wydać komendę. Następnie krzyknął:
– Piechota. Za mną! Do boju, pokażmy bestiom, gdzie ich miejsce!
Skoczył jako pierwszy. Odciął łeb jednemu potworowi, drugiemu wbił ostrze pomiędzy oczy, a trzeciemu podciął gardło.
Przedarł się przez kolejny szereg wroga. Teraz atakowały go już silniejsze latające bestie, jednak szybkimi ciosami pozbawiał ich skrzydeł. Zabijając kolejne potwory, zbliżał się do głównych sił przeciwnika.
Drogę zastąpił mu wielki wąż. Hegan uchylił się przed ciosem szczęk. Zgiął nogi i podniósł w górę miecz. Uderzył. Zielonkawa skóra rozcięła się. Hegan wyjął miecz z cielska i ciął w nadbiegającą hydrę. Dwie głowy potoczyły się po trawie. Trzecia nie sięgnęła wojownika, Hegan wykorzystał ten moment, by szybkim pchnięciem dokończyć dzieła.
Bitwa rozpoczęła się na dobre. Do walki dołączyła już kawaleria z lasu i siała pogrom wśród armii z gór Czarnych. Konie tratowały bestie, a wojownicy bez ustanku cięli mieczami. Król również walczył, zagrzewając swoich ludzi.
Hegan przedarł się przez kolejną linię obrony. Teraz prawie nikt już nie próbował go zatrzymywać, wrogowie wręcz usuwali mu się z drogi.
W końcu wypatrzył na małym wzniesieniu sylwetkę, której szukał. Postać miała ludzką twarz, choć było w niej coś zwierzęcego. Na jej czole widniał fioletowy pulsujący diadem. Hegan odciął głowę szkieletowi i pognał do przodu, gdy nagle coś nim szarpnęło.
Tylko przez chwilę obraz się zamglił. Hegan poczuł, jak krew spływa mu z ramienia. Wstał z trawy i się obejrzał. W samą porę; zdołał sparować cios pejcza.
Zaatakowała go szara bestia z rogami, która w łapie trzymała pejcz z przyczepionymi małymi lazurowymi ostrzami. Hegan znał ten materiał. Można go było zdobyć tylko w fioletowych wodach, bo należał do zamieszkujących tamten teren potworów morskich.
– Wyrwałeś im zęby?
Bestia uśmiechnęła się i przygotowała do ataku. Hegan schylił się, a pejcz przeciął powietrze. Wojownik skoczył w stronę bestii. Przyjął cios na nogę. Znów ten ból. Jednak się nie zatrzymał, ale z okrzykiem wpadł na wroga i przebił go mieczem. Odetchnął, spojrzał na wypływającą z jego ran krew, widział ją po raz pierwszy.
Odszukał na wzgórzu postać z diademem; musiał ją zabić, by uwolnić bestie spod władzy, liczył, że wówczas część z nich ucieknie, a te, które tego nie zrobią, zginą od jego pobratymców.
Zabił kilku blokujących mu drogę przeciwników i stanął naprzeciwko postaci z diademem. Skoczył do przodu i ciął z boku. Aran zdołał jednak sięgnąć po miecz w kolorach magmy i sparował atak.
Hegan cofnął się o krok, czuł, że miecz wroga może przebić się nie tylko przez jego zbroję, ale także i skórę, o którą zwykła stal się rozbijała. Aran ruszył do przodu, zamarkował uderzenie od góry i ciął z boku. Hegan odbił miecz, jednocześnie wprowadzając uderzenie w klatkę piersiową przeciwnika. Za słabo i niecelnie.
Aran odbił w bok, podnosząc miecz. Ciął. Heros zdołał zmienić tor ciosu, ale i tak rozcięło mu kawałek barku. Aran zaśmiał się i pokręcił głową.
Hegan z trudem powstrzymał rękę, która przesuwała się w stronę barku. Zacisnął zęby i mocniej chwycił rękojeść miecza. Skóra na palcach zbielała.
Zaatakował od boku. Aran sparował cios i wyprowadził własny w odsłoniętą klatkę piersiową Hegana, który nie zdążył w porę zareagować. Trysnęła krew. Wojownik zachwiał się, ale utrzymał na nogach. Obraz tracił ostrość, wszystko się zamazywało, a w głowie rozbrzmiewał huk. Przez głowę przemknęły setki obrazów; kominek, ogród i kot, którego już nigdy więcej nie spotka. Zmusił się do ostatniego wysiłku, podniósł miecz i uderzył. Za słabo.
Odgłosy z zewnątrz się urwały. Zniknął ból, wrzawa, a przyszła cisza, cisza, która dawała dziwne ukojenie.
Hej Młody pisarzu
Pomysł całkiem niezły i powiem szczerze – że czytając, tak sobie myślałem, czy ta historia do czegoś zmierza :P A tu proszę końcówka mnie zaskoczyła. Los bohatera zmęczonego wszystkimi zmaganiami może być tylko jeden i fajnie to oddałeś. Podobało mi się jak po pierwszej scenie walki pokazałeś drugie oblicze Hegana, domownika, który już raczej czeka na emeryturę, a nie kolejne przygody :). Mam jednak wrażenie, że opowiadanie ciągle wymaga pewnego dopieszczenia :).
Może więcej Hegana jakiś rozważań na temat jego życia i zmęczenia ciągłym herosowaniem :)
Widział bym też bardziej rozwiniętą relację z królem, a raczej skrócił ostatnią walkę
Ale to tylko moje takie przemyślenia, na szybko :)
Taka uwaga soczyste mięso z szafki – eh chyba by się zepsuło :D – może lepiej suszone mięsko ;)
Pozdrawiam
"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."
Cześć, Bardjaskier.
Miło znowu cię widzieć :)
Zaskoczyłeś mnie swoim pozytywnym odbiorem tekstu. Gdyby nie konkurs nawet bym tego opowiadania nie publikował. Zabrakło mi czasu, żeby napisać coś innego i musiałem wrzucić Los herosa.
Dzięki za uwagi. Mięsko miał w zamyśle miał przynieść chłopak Karry, ale nie wyjaśniłem tego odpowiednio, więc zaraz poprawię.
Większych zmian nie wprowadzę, bo nie chcę łamać regulaminu. Jednak przemyślę wszystkie uwagi i wysnuję odpowiednie wnioski, które pomogą mi przy pisaniu następnych tekstów.
Dzięki za odwiedziny.
Pozdrawiam.
Czytasz na własną odpowiedzialność.
wydawało się, że ciężka zbroja ani broń mu nie przeszkadzają, jakby waga nie miała dla niego żadnego znaczenia.
Tu mi trochę nie leży, bo masz ciężką zbroję, potem miecz, a potem znów wagę. Trzebaby napisać, że i miecz i zbroja były ciężkie.
Ale kroki hydry? A nie człapanie?
Bestia jeszcze przez chwilę biegła siłą pędu do przodu, ale w końcu zachwiała się i upadała na ziemię.
A nie rozpędu? Raczej upadła, niż upadała.
Za dużo masz Heganów. Możnaby zmienić na bohater,, mężczyzna, heros, wojak, czy co tam.
Król za wierzchowcu wyłonił się zza jego pleców.
A nie na wierzchowcu?
Wróg
niemalzbliżył się już na kilkaset metrów.
Sporo błędów, ale ładnie Ci wychodzą sceny bitewne.
Witaj, Ambush.
Dzięki za wyłapanie błędów, poprawiłem.
Sporo błędów, ale ładnie Ci wychodzą sceny bitewne.
O, popatrz, nigdy bym nie pomyślał, że uznasz je za ładne :)
Pozdrawiam.
Czytasz na własną odpowiedzialność.
Cześć ,
przyznam, że trochę mnie to zaskoczyło, kiedy dość schematyczna heros story okazała się tylko tłem dla ukazania prawdziwych pragnień bohatera i ich ewolucji. Kiedyś chęć zemsty na smoku, a teraz już tylko ciepłe kapcie i święty spokój :) Opowiadanie fantastyczne nagle stało się bardzo realne . Szacunek :)
Pojawiło się trochę błędów, dla przykładu: “…Do boju, pokażmy bestią,” . To tylko literówka i myślę, że poprawiając tego typu wpadki, nie złamiesz regulaminu.
I jeszcze tylko jedna rzecz, która zawsze mi zgrzyta – używanie jednostek układu SI w światach baśniowych / historycznych itp. Wolałbym, żeby potwory były wysokie na dwanaście stóp , a nie cztery metry :)
Hegan stał w wąwozie, w cieniu dwóch murów skalnych porośniętych kępkami trawy. Przed sobą widział zakręt, zza którego dobiegał huk oraz ryk. Odgłos narastał, odbijając się od kolejnych skał i nie milknął, zagłuszając wiwaty ludzi stojących daleko za plecami wojownika.
skoro odgłos narastał, to wydaje się oczywiste, że nie milknął. Trochę nadmiarowe się to wydaje, a imho z nadmiarowością w tekstach należy uważać. Mogą wybić czytelnika z rytmu, wprawić go w konfuzję albo po prostu pozbawić fragment siły wyrazu. Trochę jak z masłem, które rozsmarujesz na zbyt wielu kromkach xD
Z boku wypatrzył kępkę trawy, podszedł do niej i wytarł ostrze. Nie lubił tego zapachu krwi, nie lubił ciemnej czerwieni, nie lubił wiwatów.
trochę zbyt wprost jak na mój gust. Lepiej sprawdza się podsuwanie czytelnikowi puzzli, a nie gotowego obrazka. Mógłbyś na przykład pozbyć się zupełnie stwierdzenia, że nie lubił tego i tego, zastępując je subtelniejszą informacją, czymś w stylu "Z obrzydzeniem otarł ostrze o kępę trawy. Ruszył prędko w stronę wyjścia, gdzie mógłby odetchnąć od huku wiwatów". W skrócie lepiej sugerować myśli i emocje bohatera jego zachowaniem, niż mówić o nich wprost. Lepiej *show* niż *tell*.
Hegan stanął przed małą chatką z kominem i drewnianymi okiennicami, które czasem otwierał podczas wietrznych dni. Lubił, gdy mróz wpadał do pomieszczenia.
to się wydaje zupełnie zbędne. Ale zobaczymy, piszę w trakcie lektury, więc może jakiś foreshadowing to jest xD
– Znowu muszę cię zostawić. Wybacz, przyjacielu, jak wrócę… to jeszcze pogadamy. Hegan minął dwóch strażników z halabardami i skręcił w bok. Przed nim stały otwarte na oścież drzwi do sali tronowej. Nabrał powietrza w płuca, kontrolując wyraz twarzy.
brzmi to, jakby ta sala tronowa stała tuż przed drzwiami chaty xD Dodaj jakąś tranzycję, a jeśli chcesz dać time skip, to oddziel wizualnie dwa fragmenty od siebie. Nowy akapit to za mało jak na taki przeskok, można by dodać taki dzyndzel (niedawno się dowiedziałem, że nazywa się dingbat xD) pomiędzy dwa segmenty tekstu. Zresztą stosujesz je w tekście wielokrotnie.
Nie, to coś znacznie potężniejszego. Idzie na nas cała armia, cała armia dowodzona przez jednego człowieka, Arana, który rządzi nią przy pomocy fioletowego diademu.
specjalne powtórzenie "cała armia"? Jeśli tak, to myślę, że lepiej byłoby rozdzielić je kropką, a nie przecinkiem. Przynajmniej jak sobie to dyktuję w głowie, to tak chłodniej brzmi ;)
Hegan pokiwał głową. W jego umyśle zrodziła się nadzieja; wszyscy wrogowie znaleźli się w jednym miejscu, a to oznaczało, że gdyby ich pokonał… Nie musiałby już więcej wyruszać na wędrówki, mógłby pozostać w domu i zacząć spędzać czas z kotem przy kominku, jedząc soczyste mięso, pijąc wykwintne wina.
tak sobie myślę, że to trochę out of character zachowanie, przynajmniej względem tego, czego dowiedzieliśmy się o Heganie wcześniej. Chłop niby chce spokoju i ma dość, ale z drugiej strony nie może powiedzieć sobie dość, bo łudzi się, że kolejne zlecenie będzie ostatnim, zamiast po prostu wycofać się z interesu. To jest w sumie ciekawy motyw, takie samooszukiwanie się bohatyra, można to w ciekawą stronę pociągnąć. Jeśli tak zrobiłeś to gitówa, a jeśli nie, to możesz pomyśleć, czy nie chciałbyś czegoś w tym kierunku spróbować w tym czy innym opowiadaniu. Chłodny pomysł imo.
Na horyzoncie ciągnęły się szeregi wroga. Przeważał kolor czerwony. Większość potworów miała maksymalnie cztery metry wysokości, ale zdarzały się i większe osobniki. Parły naprzód. Ich ryki dochodziły już do pozycji ludzi.
strasznie techniczny opis. W ogóle wcześniej też kilka rzuciło mi się w oczy, ale nie będę się czepiał każdej pierdoły. Za to tutaj to już gryzie w ucho bardzo. Takie technikalia w stylu "potwór miał maksymalnie cztery metry wzrostu", "bohater jest przekoksem, bo ma cztery miliony furyoku energii ducowej xD" czy podobne w środowisku moim znajomych nazywamy animizmami i myślimy, że lepiej ich unikać. Wiadomo, w umyśle autora to się wydaje strasznie cool, trzeba przecież jakoś pokazać skalę zagrożenia itd., ale w istocie rzeczy czytelnikowi nic to nie mówi. Co mi po informacji, że mają cztery metry wzrostu? Nie działa to specjalnie na wyobraźnie. Zamiast tego można skupić się na opisie zachowania, jego brutalności, porywczości, krwiożerczości i podobnych, ale w akcji. Np. lepiej pokazać, że jakaś bestia zmiażdżyła konia jednym ruchem łapy albo jeszcze lepiej że przy tym zaryczała, wyginając okoliczne drzewa samym podmuchem. Tu się dalej stosuje to słynne *show, don't tell*, bo starasz się ukazywać złodupność postaci (albo dowolną inną cechę) przez jej interakcję ze światem, a nie encyklopedyczne wstawki.
Rycerze już czekają w lesie. Przyjmiesz pierwsze uderzenie Arana, tak jak się umawialiśmy?
-trochę dziwne, że król w ogóle się go o to pyta, zamiast wydać rozkaz. Hegan nie jest mu podległy?
Dzisiaj musiał poprowadzić armię do zwycięstwa, miał wykonać pierwsze zadanie, ściągnąć przeciwnika w zasadzkę, a król?
A król powinien się znaleźć w osobnym zdaniu xD Lepiej mi się to układa na języku, ale jak uważasz.
To mogło się udać. To powinno się udać. To musiało się udać. przydługi ten ciąg.
Środkowe zdanie zbędne.
Wróg niemal zbliżył się już na kilkaset metrów.
znów to samo co wyżej. Lepiej jakąś niewymierną jednostkę wielkości wprowadź, np. "rzut beretem" czy coś takiego xD Druga kwestia, o której wcześniej zapomniałem wspomnieć, że w ogóle jednostki wielkości (szczególnie SI) są strasznie scjentystyczne i gryza się ze światem fantasy. Lepiej ich unikać, chyba że już musisz, ale wtedy lepiej uciec się do jakichś bardziej wymyślnych lub anatomicznych jak łokcie i stopy czy dla większych dystansów staje. Trochę wiarygodniej to brzmi w ustach preoświeceniowego bohatera. Opis walki z potworami jest bardzo miałki. W ogóle opisy walk w fantasy (choć wydają się mieć potencjał na bycie cool) zwykle nużą czytelnika. Walka jest spoko nie dlatego, że ma fajną choreografię (to nie film ani inna sztuka wizualna) a dlatego, że występuje w nim konflikt. Napięcie i rywalizacja jest wyczuwalka w dialogu, w gestach i myślach postaci. Samo obijanie się żelastwem nie robi takiego wrażenia.
Odszukał na wzgórzu postać z diadem
literówka w diademie.
Hegan cofnął się o krok, czuł, że miecz wroga może przebić się nie tylko przez jego zbroję, ale także i skórę, o którą zwykła stal się rozbijała. Aran ruszył do przodu, zamarkował uderzenie od góry i ciął z boku. Hegan odbił miecz, jednocześnie wprowadzając uderzenie w klatkę piersiową przeciwnika. Za słabo i niecelnie.
o tutaj widać to, co opisywałem wyżej. Tłuką mieczami, ale przez całą walkę nie pada choćby jedno słowo. To bardzo spłyca cały konflikt i pozbawia scenę napięcia.
Zakończenie cool, a przynajmniej koncept, bo nad realizacja musisz popracować. Tutaj mógłbyś rzucić jakąś ckliwą sceną, gdzie bohater czuje na twarzy ten sam chłodny wieczorny wiatr, jaki lubił wpuszczać przez otwarte okna swojego domku czy coś xD Sama akcja straciła sporo na dramatyzmie, mimo że umiera głowny bohater, głównie przez to, że przez calą sekwencję walki nie widać zbytnio ani stawki ani emocji. Hegan pojawia się na początku, potem przebija się przez szeregi bezpłciowych potworów i umiera w pojedynku ze złolem. Ale nie mówi nic przez cały ten czas! W ogóle niewiele czuje przez tę sekwencję, a przecież to pole bitwy! Powinno wrzeć od emocji.
Takie krótkie podsumowanko zrobię. Spoko tekst, ale widać że zaczynasz dopiero. Widać potencjał i czyta się spoko, więc jak najbardziej powinieneś kontynuować przygodę z pisaniem :D Pisz dalej i stosuj się do porad, jaki usłyszysz od innych (w szczególności od innych, bo ja sam się zbytnio na tym całym pisaniu nie znam xD) i będzie gites już wkrótce. Przede wszystkim skup się na show, don't tell, o ile wcześniej o tym nie słyszałeś, potrenuj budowanie dialogów i unikaj nadmiarowości, a teksty w mgnieniu oka podskoczą na jakości. Powodzonka, kolego ;)
Hej, Młody pisarzu
– Znowu muszę cię zostawić. Wybacz, przyjacielu, jak wrócę… to jeszcze pogadamy.
Hegan minął dwóch strażników z halabardami i skręcił w bok. Przed nim stały otwarte na oścież drzwi do sali tronowej. Nabrał powietrza w płuca, kontrolując wyraz twarzy. Wyprostował się i wszedł.
Oddziel to, bo sala tronowa nie jest przy chacie.
Większość potworów miała maksymalnie cztery metry wysokości, ale zdarzały się i większe osobniki
System metryczny do wyrzucenia.
Wojownicy napięli łuki i czekali na sygnał, Hegan wpatrywał się w ruch przeciwnika.
Nie napinasz łuków, by czekać. Po paru, parunastu sekundach nie utrzymasz napiętego łuku.
Nieźle, ale trochę źle rozłożyłeś akcenty.
Na pewno bohater na plus – stary, zmęczony szukający tylko spokoju. Mam sentyment do starych bohaterów, ale tutaj nieco przedobrzyłeś z naciskiem na jego “odpoczynek”. Sceny z kotem są za długie w stosunku do reszty tekstu. Nie wiem, czemu znów decydujesz się na tak krotki tekst. Chyba nawet nie wyczerpałeś limitu drogi prostej. Im krótszy tekst, tym trudniejszy – nie jest to zawsze prawda, ale bardzo często.
W bitwie ucieka ci bohater, a zostaje mechaniczny opis starcia. Nie stworzyłeś odpowiedniego klimatu, by przejmować się wynikiem bitwy, więc zostań przy bohaterze, reszta nie jest taka ważna. No i nieco zabrakło realizmu. Facet przyjmuje na siebie całe uderzenie armii, potem przebija się wrogiego dowódcy?
Dajesz imię chłopca, który zajmował się domem. Po co? Dając imię, stwarzasz wrażenie, że ta postać jest ważna, lub pojawi się później w tekście.
Ogólnie widzę u Ciebie postęp, ale naprawdę radzę mierzyć treść na limit. 15k znaków zasługuje na kameralną opowieść, nie całą batalię z wrogą armią.
Pozdrawiam
Cześć, czeke :)
Poprawione. Cieszę się, że historia pozytywnie cię zaskoczyła.
Dzięki za wyłapanie błędów i opinię.
Pozdrawiam.
Witaj, MetronomeArthritis.
Większość uwag wprowadziłem.
Zakończenie cool, a przynajmniej koncept, bo nad realizacja musisz popracować. Tutaj mógłbyś rzucić jakąś ckliwą sceną, gdzie bohater czuje na twarzy ten sam chłodny wieczorny wiatr, jaki lubił wpuszczać przez otwarte okna swojego domku czy coś xD
Rozumiem, że przydałoby się coś takiego i pomyślę nad tym, tylko nie wiem, czy w ten sposób nie złamię regulaminu.
W ogóle niewiele czuje przez tę sekwencję, a przecież to pole bitwy! Powinno wrzeć od emocji.
Bardzo cenna uwaga, którą z pewnością zapamiętam na przyszłość, bo faktycznie w scenie walki mam za mało emocji. Muszę się pilnować.
Przede wszystkim skup się na show, don't tell, o ile wcześniej o tym nie słyszałeś, potrenuj budowanie dialogów i unikaj nadmiarowości, a teksty w mgnieniu oka podskoczą na jakości.
Słyszałem, ale różnie z tego stosowaniem, czasem trudno stwierdzić, czy lepiej powiedzieć, czy może pokazać. Popracuję nad tym :)
Takie krótkie podsumowanko zrobię. Spoko tekst, ale widać że zaczynasz dopiero. Widać potencjał i czyta się spoko, więc jak najbardziej powinieneś kontynuować przygodę z pisaniem :D
Napisałem około dwudziestu opowiadań i trochę scenek (nie licząc rozpoczętych książek), to wystarczająco dużo by nauczyć się totalnych podstaw, ale być może za mało książek przeczytałem i dlatego ta droga się wydłużyła.
Dzięki za słowa wsparcia, wyłapanie błędów i opinię.
Pozdrawiam.
Miło mi ciebie widzieć, Zanaisie :)
Co do długości tekstu, to na początku wyszło mi 21k znaków, czyli trochę ponad limit, ale później wyciąłem wiele elementów. Za jakiś czas pewnie wrzucę nieco dłuższe opowiadanie, bo napisałem historię na 40k znaków. Pod warunkiem, że będzie się nadawała.
W wypadku Losu herosa nie liczyłem na jakiekolwiek pozytywne opinie, co więcej gdyby nie konkurs, to bym nie publikował. Czuję się pod tym względem miło zaskoczony.
W bitwie ucieka ci bohater, a zostaje mechaniczny opis starcia. Nie stworzyłeś odpowiedniego klimatu, by przejmować się wynikiem bitwy, więc zostań przy bohaterze, reszta nie jest taka ważna. No i nieco zabrakło realizmu. Facet przyjmuje na siebie całe uderzenie armii, potem przebija się wrogiego dowódcy?
Sprawdziłem sobie przed chwilą, jak w innych tekstach został rozwiązany ten problem. Dzięki za zwrócenie uwagi, bo faktycznie wsadziłem tu za mało emocji, o czym wspomniał również Metronome. Zawsze to lepiej, jak uwagi się powtarzają, bo wtedy łatwiej je zapamiętać.
Dajesz imię chłopca, który zajmował się domem. Po co? Dając imię, stwarzasz wrażenie, że ta postać jest ważna, lub pojawi się później w tekście.
Słusznie. Teraz jest bezimienny ;)
Ogólnie widzę u Ciebie postęp, ale naprawdę radzę mierzyć treść na limit. 15k znaków zasługuje na kameralną opowieść, nie całą batalię z wrogą armią.
Rozumiem. Może za dużo powycinałem? Pewnie mógłbym zmieścić tu więcej treści, poszerzyć opowiadanie, tak, by każdy wątek dostał swój czas. Mimo wszystko cieszę się, że widzisz postęp :)
Dzięki za wyłapanie błędów i rady.
Pozdrawiam.
Czytasz na własną odpowiedzialność.
Młody pisarz przez dopiero zaczynasz miałem na myśli, że nie jesteś pisarzem z dwudziestoletnim stażem xD Nie przejmuj się tym, czy postępy są za wolne czy nie, myślę że nie to powinno być priorytetem przy pisaniu opowiadań. Co jest faktycznie ważne, to fun ;) Więc jeszcze raz powodzonka i nie przestawaj pisać!
Na pysku Miriego widniała szrama, która zabrała mu oko i kawałek ucha. Hegan znalazł go wychudzonego w zawiązanym worku w górach, podczas jeden jednej ze swoich zimowych wypraw. ← szrama nie mogła zabrać
Hegan wykonał ukłon ← może po prostu ukłonił się, bo na przykład dalej napisałeś: – Tak – odparł Hegan i nie czekając na kolejne słowa, wyszedł z sali.
Pomysł spodobał mi się i realizacja, ale końcówka mniej. Miałeś jeszcze znaki do limitu.
Witaj.
Z technicznych – sugestie do przemyślenia:
Hegan znalazł go wychudzonego w zawiązanym worku w górach, podczas jeden ze swoich zimowych wypraw. – literówki
Czuł, że to kolejny posłaniec; nie lubił ich, zawsze przywozili wiadomość, która wyrwała go z cichego miejsca. – skoro wcześniej jest czas niedokonany, i tu lepiej by on brzmiał
Hegan podszedł bliżej i wyciągnął ręką. – literówka
Ciągnęły się, (zbędny przecinek?) aż do tronu, gdzie siedział król z siwą brodą.
Słońce ułożone wysoko nad horyzontem dawało się we znaki prawie wszystkim wojownikom w zbrojach, ale Hegan już tak do niego przywykł, że czasem wydawało mu się, iż nie ma już dla niego znaczenia, czy jest zimno, czy gorąco. – powtórzenie
Tak, jakby temperatura znikła. – styl nieco mi zgrzyta
Wbił ostrze w ziemie. – literówka
Wojownicy przygotwali łuki i czekali na sygnał, … – też
Zabił kilku blokujących mu drogę przeciwników i stanął na naprzeciwko postaci z diademem. – literówki
Ciał. – literówka
Kominek, ogród, kot, którego już więcej go nie spotka, wiedział o tym. – składniowy – za dużo w tym zdaniu, coś trzeba usunąć
Szkoda, że uśmierciłeś bohatera i tym samym osierociłeś takiego superkota, ale rozumiem cel. Tytułowy los herosa nie jest łatwy, niestety… Emocje oraz realizm to wielkie atuty Twojego opowiadania, podobnie jak marzenia Hegana, tak bliskie każdemu z nas. :) Ta wytęskniona sielanka we własnej chacie, z przysłowiowym „świętym spokojem” – rewelacyjna! Dobre opko, takie emocjonalne, gratulacje. :)
Interesująco wykorzystałeś atrybut. Przeczytawszy go w przedmowie, wyobraziłam sobie odrażającego kociego cyklopa, z którym heros będzie walczyć, a tu tymczasem cudowny mruczek, porzucony w górach przez bezdusznych właścicieli i uratowany dzięki gołębiemu sercu głównego bohatera, wiernie czekający na jego powroty. :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w konkursie, klik za emocje i kochanego zwierzaka. :)
Pecunia non olet
MetronomeArthritis,
Więc jeszcze raz powodzonka i nie przestawaj pisać!
Dzięki :)
Cześć, Koala.
Szkoda, że końcówka nie podeszła. Mógłbym ja z pewnością rozbudować i w ten sposób uczynić lepszy, ale teraz już tego nie zmienię. Postaram się w przyszłości pisać lepsze finisze.
Dzięki za wyłapanie błędów i opinię.
Witaj, bruce.
Łapanka wykorzystana, dzięki :)
Przeczytawszy go w przedmowie, wyobraziłam sobie odrażającego kociego cyklopa, z którym heros będzie walczyć,
Ciekawe spojrzenie. Coś takiego mi nawet nie przyszło na myśl ;) Ale muszę przyznać, że pomysł ciekawy.
Miło mi, że historia przypadła Ci do gustu. Jeśli wywołała emocje, to dobrze. I tak, lubię koty, są takie… Super :) Toteż wybór mruczka jako przyjaciela herosa był w moim przypadku dość oczywisty.
Dziękuję za miłe słowa i klika.
Pozdrawiam.
Czytasz na własną odpowiedzialność.
Młody Pisarzu, z Twoich tekstów przebija wielka miłość do zwierząt (miałam przyjemność betować jeden, a i to opowiadanie jest tego dowodem), co nie każdemu jest dane. :)
Pozdrawiam, również dziękuję, powodzenia. :)
Pecunia non olet
bruce,
Pisanie o zwierzętach to dla mnie czysta przyjemność.
Dzięki za życzenia :)
Czytasz na własną odpowiedzialność.
Pisanie o zwierzętach to dla mnie czysta przyjemność.
Pecunia non olet
OK, opowiadanie szału nie robi, ale daje radę. Końcówka mnie zaskoczyła, bo spodziewałam się, że bohater uratuje świat zgodnie z wymogami konkursu. W sumie, to ciekawe podejście do bohaterstwa.
No tak, metry w quasiśredniowiecznym fantasy dziwnie wyglądają, bo nic nie wskazuje, że rewolucja francuska już miała miejsce. ;-)
Hegan stanął i przysłonił oczy dłonią.
Tak tuż przed walką? A czym trzymał dwuręczny miecz?
Babska logika rządzi!
Najbardziej podobała mi się scena z kotem w domowym zaciszu. Pomyślałem, że powinien pójść za swoim marzeniem o ciszy i spokoju, odwiesić miecz na ścianę i wywiesić tabliczkę na drzwiach “Nie przeszkadzać. “ Nawet bohaterowie mogę chcieć umrzeć spokojnie w swoim łóżku.
Pozdrawiam.
Na szukanie lepszego świata nigdy nie jest za późno.
Cześć!
W opowiadaniu jest kitku? No to 10/10, dziękuję :D
A na serio, na pewno za kota duży plus (jestem kociarą i sztuk dwie grzeje mi kolana).
Podoba mi się jak ograłeś dość typową konwencję – mamy typowego bohatera heroica, który najchętniej zaszyłby się w ogródku lub w domu z książką i kotem. Bardzo lubię takie oryginalne podejście do utartych motywów.
Samo zakończenie pozostawia we mnie niedosyt. Pewnie nie chciałeś tutaj typowego happy endu, ale jakoś mam poczucie, że jest ono nagłe, czegoś mi tu brakuje, choć nie mam pojęcia czego.
Z technikaliów w oczy rzucił mi się ten fragment:
Hegan pokiwał głową. W jego umyśle zrodziła się nadzieja; wszyscy wrogowie znaleźli się w jednym miejscu, a to oznaczało, że gdyby ich pokonał… Nie musiałby już więcej wyruszać na wędrówki, mógłby pozostać w domu i zacząć spędzać czas z kotem przy kominku, jedząc soczyste mięso, pijąc wykwintne wina.
Praktycznie to samo powtarzasz niżej – Hegan mówi to do swojego kota. Przy tak krótkim opowiadaniu nieco kuje w oczy.
Witaj, Finklo.
OK, opowiadanie szału nie robi, ale daje radę. Końcówka mnie zaskoczyła, bo spodziewałam się, że bohater uratuje świat zgodnie z wymogami konkursu.
Załóżmy, że najszanowniejsze jury niczego nie zauważyło ;P
Na początku zabijał złola, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego motywu, może przez to moje fantasy jest mało heroic? Ale nie pasowało mi inne zakończenie, niż te, którego użyłem. Może to błąd? Nie wiem. Cztery godziny przed dedlajnem mocno zmieniłem opowiadanie.
No tak, metry w quasiśredniowiecznym fantasy dziwnie wyglądają, bo nic nie wskazuje, że rewolucja francuska już miała miejsce. ;-)
Nic nie wskazuje na to, by kiedykolwiek w tym świecie powstała Francja :) Poprawiłem.
Dzięki za wizytę i… klika oczywiście.
Pozdrawiam.
Cześć, Koryu.
Najbardziej podobała mi się scena z kotem w domowym zaciszu.
A powiem ci, że mi również najbardziej podobało się (w moim przypadku) pisanie scen z Heganem mówiącym do kota. Może powinienem napisać inne zakończenie? Skupiające się na konflikcie ze słabszym wrogiem, ale zawierające więcej emocji Hegana?
Dzięki za opinię.
Pozdrawiam.
Witaj, Shanti.
W opowiadaniu jest kitku? No to 10/10, dziękuję :D
Kitki dodają opowiadaniom atrakcyjności i potwierdzają, że przy ocenie tekstów nie potrafię być obiektywny ;)
mamy typowego bohatera heroica, który najchętniej zaszyłby się w ogródku lub w domu z książką i kotem. Bardzo lubię takie oryginalne podejście do utartych motywów.
Taki był od początku mój koncept na to opowiadanie. Uważam, że poległem na wykonaniu pomysłu, to zakończenie z perspektywy czasu wydaje mi się również suche, ale już tego nie zmienię.
Praktycznie to samo powtarzasz niżej – Hegan mówi to do swojego kota. Przy tak krótkim opowiadaniu nieco kuje w oczy.
Poprawiłem.
Dziękuję za przeczytanie i komentarz.
Pozdrawiam.
Czytasz na własną odpowiedzialność.
Taki był od początku mój koncept na to opowiadanie. Uważam, że poległem na wykonaniu pomysłu, to zakończenie z perspektywy czasu wydaje mi się również suche, ale już tego nie zmienię.
Bez obaw, nie ty pierwszy masz takie poczucie. Plus, no może nie poległeś, ale są elementy, które wypadły słabiej. Zawsze możesz wykorzystać ten motyw i napisać coś innego :) albo wrócić do tego bohatera w innej historii. Jest wiele możliwości :)
Plus, no może nie poległeś, ale są elementy, które wypadły słabiej. Zawsze możesz wykorzystać ten motyw i napisać coś innego :)
Coś dużo u mnie tych elementów, które wypadają słabiej, ale jestem dobrej myśli. Masz rację, zawsze mogę jeszcze wykorzystać dany pomysł :)
Czytasz na własną odpowiedzialność.
Jeszcze kiedyś zmienisz nick na starego i doświadczonego pisarza. ;-)
Babska logika rządzi!
Jeszcze kiedyś zmienisz nick na starego i doświadczonego pisarza. ;-)
Jeśli kiedyś pojawi się taka opcja na stronie, to mam nadzieję móc wówczas z niej skorzystać :D
Czytasz na własną odpowiedzialność.
Cześć, Młody Pisarzu!
Scena 1:
Człapanie zza zakrętu
to człapanie jest nieszczęśliwe – wcześniej jest huk i ryk, a później “hydra nie straciła impetu”. Czapanie ni w ząb się z tymi rzeczami nie kojarzy.
są tam chyba wszystkie bestie świat, całe zło.
literówka
Dość ciekawe podejście do tematu. Te sielskie sceny z domku sugerowały takie zakończenie, więc nie byłem zaskoczony, a wręcz liczyłem, że tak to się potoczy. Tutaj duży plus.
To ma być heroic, więc trochę patosu jest uzasadnione. Dialogi wyszły sucho – trochę jakby żywcem wyjęte z jakichś gier. Pod tym kątem opowiadanie jest mocno stereotypowe. Cierpią przez to bohaterowie.
Skoncentrowałeś się na scenach walki – tu warto jeszcze poćwiczyć. Uważam, że to dość trudne rzeczy do pisania, bo sporo się dziej naraz, często musisz skakać z jednego punktu widzenia na drugi. Nie jest jakoś źle, ale to na pewno rzecz do poprawy.
Stylowo zdarzają Ci się niezgrabności, jakieś powtórzenia, ale jak na niebetowany tekst, to całkiem spoko.
To całkiem ok opowiadanie, może bez szału, ale wstydu nie ma.
Pozdrawiam i powodzenia w krokusie!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Kiciuś cudny i w sumie sceny z kiciusiem bardzo mi się podobały, ale trochę proporcje zostały zachwiane. Powiedziałabym, że kiciusia jest dość, tylko reszty trochę za mało ;)
Początek bardzo fajny, kiciuś – jak już pisałam, potem zaczynasz ścinać i lecisz na łeb na szyję. Trochę się mogłeś rozpisać i o niebezpieczeństwie, i o bitwie, bo wyszło trochę skrótowo i nie dałeś czytelnikowi poczuć walki. A swoją drogą do kiciusie też mogłeś na koniec jeszcze wrócić i pokazać, jak czeka na pańcia ;)
Natomiast pomysł na zmęczonego życiem bohatera, który chciałby już tylko głaskać kota, a mu nie pozwalają – bardzo mi się podoba. I kliczka Ci za niego dam. I za kota, oczywiście ;)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Witaj, Krokusie!
Dialogi wyszły sucho – trochę jakby żywcem wyjęte z jakichś gier.
To taka sama uwaga, jak przy naszym pierwszym spotkaniu, które nadal dobrze wspominam ;) Może to efekt ciągłych poprawek i dlatego zabrakło realizmu? Następnym razem postaram się poświęcić temu więcej czasu.
Skoncentrowałeś się na scenach walki – tu warto jeszcze poćwiczyć. Uważam, że to dość trudne rzeczy do pisania, bo sporo się dziej naraz, często musisz skakać z jednego punktu widzenia na drugi.
Też mi coś tu nie grało. Na szczęście dostałem od tutejszych użytkowników kilka cennych porad i myślę, że to poprawi moje przyszłe sceny walki.
To całkiem ok opowiadanie, może bez szału, ale wstydu nie ma.
Jeśli uważasz, że wstydu nie ma, to dla mnie git :)
A i kurczę, zmarnowałem szansę na dodanie do tekstu pięknych kwiatów – krokusów. Obiecuję poprawę.
Pozdrawiam i powodzenia w krokusie!
Dzięki za wizytę i cenną opinię. Powodzenie przyjmuję bardzo chętnie, bo niewątpliwie przyda się w krokusie.
Pozdrawiam.
Cześć, Irko!
Kiciuś cudny i w sumie sceny z kiciusiem bardzo mi się podobały, ale trochę proporcje zostały zachwiane.
Bardzo mi miło, że sceny z kiciusiem ci się podobały :)
Rozumiem zastrzeżenie co do proporcji. Pojawia się nie pierwszy raz i chyba już rozumiem, co zrobiłem źle. Te późniejsze sceny, tak jak mówisz, mogłyby być dłuższe, a część zdań mógłbym pewnie wyciąć.
Co do scen walki. Porady od użytkowników bardzo mi pomogły w tej materii i mam nadzieję, że w przyszłych opkach bitwy będą napisane lepiej.
. A swoją drogą do kiciusie też mogłeś na koniec jeszcze wrócić i pokazać, jak czeka na pańcia ;)
Kurczę, skąd ty bierzesz takie dobre pomysły? Podoba mi się taki koncept, niestety ja na niego nie wpadłem.
Cieszę się, że ogólny pomysł przypadł Ci do gustu. Przeczytałaś wiele moich opowiadań, za co jestem wdzięczny i zawsze mi miło widzieć Twój kolejny komentarz, a jeśli tekst się podoba, to już w ogóle :)
Szczerze nie spodziewałem się, że opowiadanie, którego wrzuciłem tylko z powodu konkursu, zbierze (jak na mój standard) w miarę dobre opinie :)
Dziękuję za wizytę i wytknięcie błędów, bo to bardzo mi pomaga w dalszej drodze pisarskiej.
Pozdrawiam.
Czytasz na własną odpowiedzialność.
Nie chciałeś wrzucać opowiadania na konkurs, a wyszło ci całkiem zgrabnie. :) Stworzyłeś przyjemną historię z nietypowym zakończeniem. To, co najbardziej mi zgrzytało, to głos postaci. Twój bohater był wojownikiem, który zjadł zęby na walce, a w scenie z kotem miałam przed oczami współczesną, trzydziestoletnią singielkę. Miałam też wrażenie, że opowiadanie urwałeś trochę zbyt nagle. Pomimo tego czytało się dobrze i klikam do biblioteki. Powodzenia w konkursie!
Ośmiornico
Co tu się podziało? Widzę, że mój tekst trafia do biblioteki! Bardzo mi miło.
Nie chciałeś wrzucać opowiadania na konkurs, a wyszło ci całkiem zgrabnie. :)
Przekonałaś mnie do wrzucenia :)
Rozumiem zarzut odnośnie nienaturalnego zachowania Hegana, myślę, że na tym porządnie cierpi moje opowiadanie, powinienem bardziej dopracowywać charakter postaci.
miałam przed oczami współczesną, trzydziestoletnią singielkę.
Myślisz, że jak zmienię mu wiek, płeć i imię to jury mi wybaczy? ;P
Miałam też wrażenie, że opowiadanie urwałeś trochę zbyt nagle.
Rozumiem. Popracuję nad tym w moich przyszłych tekstach, by zakończenia były lepsze.
Cieszę się, że pomimo tych wad tekst czytało Ci się dobrze.
Dziękuję za komentarz i ostatniego klika!
Pozdrawiam.
Czytasz na własną odpowiedzialność.
Przyjemnie się czytało. Fajnie stworzyłeś postać herosa, który chce spokojnego życia. A kot mnie ujął. Choć kibicowałam rycerzowi, tak coś przeczuwałam końcówkę. Scena bitwy była dla mnie trochę bezosobowa.
Siema!
Niestety, będę marudził :( Choć nie tylko.
Po warsztacie widać, że zaczynasz przygodę z pisaniem, bo zdarzają Ci się niezgrabności, dziwne konstrukcje, przeciąganie opisów, zbytnie – a niepotrzebne, bo rozmywające treść – uszczegóławianie scen. Masz nad czym pracować, ale widać już, że ta praca nie będzie jałowa, tylko przyniesie dobre rezultaty.
Opowiadanie uważam za bardzo nierówne. Początek zaciekawia, późniejsze sceny z kotem, pomimo braku pasującej stylizacji języka, to najjaśniejsze punkty Twojego tekstu – jest nieśpiesznie, ale nie leniwie. Scenka z audiencją taka se, potem znów jest lepiej, a potem gonisz, lecisz na łeb, na szyję, byle dobiec do mety i zmieścić się w limicie. Od sceny opisującej pole walki jest źle – na początek dużo słów, mało treści, potem nawałnica niezgrabności, w mojej ocenie nudne oraz przeciągnięte sceny walk, którym brakuje dynamiki i śmierć bohatera, nieco patetyczna w wymowie – choć to ostatnie to nie zarzut, bo pasuje do konwencji.
Teraz przeglądam komentarze i widzę, że kilka osób miało podobne spostrzeżenia, heh. Piszą Ci, że zaskoczył ich koniec, śmierć bohatera, a ja się akurat tego spodziewałem. Ta ostatnia scena z kotem, kiedy on patrzy na niego, a potem się wtula i zwija w kłębek, połączona z kończącymi tę część słowami bohatera zapaliły mi lampkę w głowie, po czym pomyślałem, że protagonista dobrze nie skończy. Śmierć bohatera mnie nie zaskoczyła, jednak cały czas liczyłem jednak na jakiś twist – inny niż to przełamanie konwencji.
Wydaje mi się również, że zbyt wiele miejsca poświęciłeś na przygotowanie gruntu pod rozwiązanie akcji, przez co zabrakło Ci później miejsca na bardziej satysfakcjonujące zakończenie, bo to aktualne jest – że tak powiem – po łebkach przeleciane.
Reasumując: w warstwie fabularnej nie ma tu za wiele, światotwórstwo jakieś takie typowe, językowo nieźle, protagonista nawet, nawet, kot najlepszy (bo koty są najlepsze), zakończenie łamiące konwencję podobno zaskakujące ;)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Witaj, Monique.M.
Cieszę się, że przeczytałaś opowiadanie z przyjemnością, W pełni rozumiem zarzut co do sceny bitwy, coś mi faktycznie tam nie wyszło i dzięki komentarzom użytkowników chyba już wiem co :)
Dziękuję za przeczytanie i opinię.
Pozdrawiam.
Siema, Outta!
Niestety, będę marudził :( Choć nie tylko.
Zakładam zbroję płytową i szykuje się na zmasowany atak :)
Po warsztacie widać, że zaczynasz przygodę z pisaniem
Trafione w punkt.
Masz nad czym pracować, ale widać już, że ta praca nie będzie jałowa, tylko przyniesie dobre rezultaty.
Optymistyczne myślenie, podoba mi się ;) Następnym razem bardziej sprawdzę tekst pod tym kątem, bo po komentarz widzę, że faktycznie czasem podaje za dużo szczegółów, czasem za mało, a innym razem tworzę niezgrabności.
Scenka z audiencją taka se, potem znów jest lepiej, a potem gonisz, lecisz na łeb, na szyję, byle dobiec do mety i zmieścić się w limicie.
Rozumiem i nie mam nic nic na swoją obronę. Ta bitwa taka se, ale chyba już wiem, gdzie popełniłem błąd (tutejsi użytkownicy nigdy mnie nie zawodzą), zabrakło emocji. W trakcie walki zacząłem opisywać suche wydarzenia, nie przez pryzmat bohatera, ale taki sposób jakbym tworzył reportaż do gazety, a to błąd.
Teraz przeglądam komentarze i widzę, że kilka osób miało podobne spostrzeżenia, heh.
Złowrogie to “heh”.
Piszą Ci, że zaskoczył ich koniec, śmierć bohatera, a ja się akurat tego spodziewałem.
Nie sądziłem, że kogoś zaskoczę, ale nieprzewidziane skutki czasem działają na korzyść autora :)
Śmierć bohatera mnie nie zaskoczyła, jednak cały czas liczyłem jednak na jakiś twist – inny niż to przełamanie konwencji.
Ogólnie w mojej opinii twist nie byłby potrzebny, gdybym udźwignął historię warsztatowo, a tak coś tutaj nie wyszło. Chciałem stworzyć prostą historię o problemach herosa, tylko nie wiem, czy przypadkiem z tą prostotą nie przesadziłem i przez to tekst nie wypadł słabiej.
bo to aktualne jest – że tak powiem – po łebkach przeleciane.
To prawda, coś tu nie zagrało w zakończeniu, ale ja ogólnie mam problem z rozwiązywaniem akcji. Tu powinna być wzruszająca scena i tak próbowałem to ograć, lecz nie wyszło, tak jak chciałem.
kot najlepszy (bo koty są najlepsze)
Święta prawda :D
Nie na wszystkie uwagi odpowiedziałem, ale oczywiście nad każdą się pochyliłem.
Dzięki za wizytę i wiele cennych rad.
Pozdrawiam serdecznie
M
Czytasz na własną odpowiedzialność.
YO!
Moje “heh” nie są złowrogie, tylko takie, no wiesz, jak skwitowanie wujka przy stole wigilijnym zadławienia się ością przez kogoś z rodziny, kto łapczywie jadł, choć on wcześniej ostrzegał, że tak to się skończy ;)
sposób jakbym tworzył reportaż do gazety, a to błąd.
O! Świetnie podsumowałeś, jak reportaż.
To prawda, coś tu nie zagrało w zakończeniu, ale ja ogólnie mam problem z rozwiązywaniem akcji. Tu powinna być wzruszająca scena i tak próbowałem to ograć, lecz nie wyszło, tak jak chciałem.
Nie. Nie zakończenie jest problemem, ale to, że jest ono tak samo na chybcika ograne jak cała walka. Gdybyś miał miejsce na rozbudowanie opisu bitwy, wówczas zakończenie wybrzmiałoby o wiele lepiej, bo byłoby naturalnym wyciszeniem, takim zejściem z dynamiki do refleksji, a to Ci sie nie udało z powodu tempa, które narzuciłeś od jakichś trzech czwartych tekstu.
Powodzenia życzę w dalszym pisaniu i – a, niech tam! – oferuję w przyszłości pomoc przy becie – byle teskt nie przekraczał 30k znaków ;)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Moje “heh” nie są złowrogie, tylko takie, no wiesz, jak skwitowanie wujka przy stole wigilijnym zadławienia się ością przez kogoś z rodziny, kto łapczywie jadł, choć on wcześniej ostrzegał, że tak to się skończy ;)
“Heh” po tym, gdy ktoś się zadławił ością, faktycznie brzmi mniej ZŁOWROGO ;D
O! Świetnie podsumowałeś, jak reportaż.
A dziękuję, dziękuję. Chociaż to mi wyszło :)
Nie. Nie zakończenie jest problemem, ale to, że jest ono tak samo na chybcika ograne jak cała walka.
No rozumiem, wiele elementów się złożyło na słabe zakończenie, bo żeby w rozwiązaniu akcji osiągnąć pożądany efekt, wszystkie elementy muszą zagrać. A jeśli w scenie walki wiele rzeczy się popsuło, no to odebranie końcówki może być tylko jedne… Tak jak napisałeś, zabrakło naturalnego przejścia z dynamiki do refleksji. Tak przynajmniej uważam po zebraniu opinii.
Powodzenia życzę w dalszym pisaniu i – a, niech tam! – oferuję w przyszłości pomoc przy becie – byle teskt nie przekraczał 30k znaków ;)
Świetna oferta, po długich rozważaniach, wypiciu dwóch kubków stuprocentowej wody i szeregu obliczeń matematycznych akceptuję warunek. Będę wdzięczny za pomoc :)
Jeszcze raz dzięki.
Pozdrawiam serdecznie.
Czytasz na własną odpowiedzialność.
Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.
O, witam szanownego jurora.
Grafika świetnie wpisuje się w tematykę opowiadania i wyjątkowo dobrze wygląda, ale nie mogłoby być inaczej skoro kot jest w centrum uwagi ;)
Dzięki za wizytę.
Czytasz na własną odpowiedzialność.
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Cieszę się, Anet :)
Czytasz na własną odpowiedzialność.
Czytało się przyjemnie :) Dłuższą chwilę nie byłem pewien, w którą stronę zmierza historia, ale oczekiwanie na finał było na tyle krótkie, że problem nie był uciążliwy. Kilka rzeczy mnie ugryzło:
Drzwi zastał otwarte. Od kilku lat, gdy wyruszał na wyprawę, jego domem zajmował się chłopak ze wsi, który dostarczał pożywienie i sprzątał.
Wygląda, jakby chłopak dostarczał pożywienie pod nieobecność gospodarza. Być może chodziło o jedzenia dla kota, ale ten nie został jeszcze na tym etapie wprowadzony ;)
Hegan zmrużył oczy; w szafce miał jedzenie również dla siebie. Pięknie przypieczonego kurczaka w sosie z ziołami, ale nie wyciągnął go.
Może zamiast kropki lepszy dwukropek?
Czuł, że to kolejny posłaniec; nie lubił ich, zawsze przywozili wiadomość, która wyrywała go z cichego miejsca.
wiadomość → wiadomości
Hegan spojrzał przez ramię na wojowników; trzy rzędy łuczników i tysiąc wojowników z tarczami mających na celu osłabić wrogą armię, zatrzymać ją w miejscu. W lesie czaiła się prawdziwa siła.
Słońce ułożone wysoko nad horyzontem dawało się we znaki prawie wszystkim wojownikom w zbrojach,
Powtórzenie.
Pozdrawiam :)
It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead
Cześć, ostam.
Cieszę się, że czytałeś z przyjemnością. To prawda, że zacząłem dość klasycznie i w sumie taki miałem zamiar, chociaż początek pewnie nie zachęca, bo występuje w nim tylko niczym się niewyróżniająca walka. Pewnie dało się to lepiej ograć.
Wielkie dzięki za opinię i wyłapanie błędów, które oczywiście zostały poprawione.
Pozdrawiam :)
Czytasz na własną odpowiedzialność.
Hejoo,
najpierw nieścisłości, które rzuciły mi się w oczy:
Tupot zza zakrętu stawało się coraz głośniejsze.
a “tupot” nie jest rodzaju męskiego? → Tupot zza zakrętu stawał się coraz głośniejszy.
Mięso rozpływało się w ustach i wywoływało
toznajome uczucie.
Lepiej mi pasuje bez “to”.
Ciągnęły się
,aż do tronu, gdzie siedział król z siwą brodą.
Zbędny przecinek.
– Wstań, Heganie.
Tomiło gościć cię w moim domu.
Moim zdaniem “to” jest niepotrzebne.
Hegan ukłonił się i powiedział:
– Wasza wysokość…
Król Elam wstając, odłożył pięknie zdobioną laskę.
– Wstań, Heganie.
Przecież on się tylko ukłonił, nie klęknął, więc po co prośba “wstań’?
Futrzak poderwał się i podbiegł do drzwi
Brakuje kropki.
– Do zobaczenia, malutki.
Brakujący przecinek.
Tak
,jakby temperatura znikła.
Tu nie ma przecinka → https://sjp.pwn.pl/slowniki/tak%20jakby.html
W wielu miejscach brakuje zamienników Hegana, to imię bardzo często przewija się przez tekst, a można go zastąpić przecież wojownikiem, herosem, młodzianem, mężczyzną…
Podoba mi się niekonwencjonalne zakończenie – niekonwencjonalne w tym znaczeniu, że główny bohater jednak ginie, a nie wygrywa.
Historia mnie zbytnio nie wciągnęła, ale mnie mało książek i opowiadań zadowala – jak to śpiewali Stonesi: aj kent get noł satysfakszyn, więc tym bym się nie przejmowała.
Bardzo lubię Twój styl pisania, bo jest niezwykle staranny, widać, że ostrożnie dobierasz słowa i dopieszczasz swoje dzieła. I nie jesteś też ani pretensjonalny ani protekcjonalny – nie lubię, gdy w opowiadaniach czy książkach autor “się mądruje” i wplata w tekst rzadko używane słowa.
Zajrzałam tu, bo pamiętałam z Twojego opisu na profilu, że Twoim celem jest dostanie się do Biblioteki i jak zobaczyłam Cię na głównej stronie, to się bardzo ucieszyłam :) Serdecznie gratuluję! I powodzenia w dalszym pisaniu! Miło patrzeć, jak Twój warsztat się rozwija :)
He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...
Witaj, HollyHell.
Dzięki za łapankę. Wykorzystana.
W wielu miejscach brakuje zamienników Hegana, to imię bardzo często przewija się przez tekst, a można go zastąpić przecież wojownikiem, herosem, młodzianem, mężczyzną…
Czytałem kiedyś, że nie warto wymyślać pustych zamienników, bo wcale nie poprawiają odbioru tekstu, a imię podobno jest naturalniejsze. Mimo wszystko trochę “Heganów” jeszcze wyrzuciłem.
Historia mnie zbytnio nie wciągnęła, ale mnie mało książek i opowiadań zadowala – jak to śpiewali Stonesi: aj kent get noł satysfakszyn, więc tym bym się nie przejmowała.
E tam, myślę bardziej, że ta historia nie miała po prostu dużego potencjału na “wciągnięcie”. Wciąż się uczę, a zabawa napięciem itp. jeszcze nie weszła mi w krew. Może następnym razem będzie lepiej ;)
Bardzo lubię Twój styl pisania,
O, bardzo się cieszę, że mój styl przypadł Ci do gustu :)
Serdecznie gratuluję! I powodzenia w dalszym pisaniu! Miło patrzeć, jak Twój warsztat się rozwija :)
Dziękuję. Po ponad roku udało mi się zrealizować cel. To trochę długo, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Powodzenie z pewnością się przyda. A na rozwój mojego warsztatu i mnie miło patrzeć :D
Dzięki za łapankę i opinię.
Pozdrawiam serdecznie!
Czytasz na własną odpowiedzialność.
Hej, motyw kota całkiem nieźle wyszedł. Dialogi można by nieco dopieścić, bo obecnie wydają się dość proste, zmierzające prosto do celu, bez oddawania charakteru postaci. Zakończenie nieco nagłe. Tutaj przydałaby się trochę dłuższa droga, by je osiągnąć.
Love begins with an image. Lust with a sensation.
Cześć, Bravincjusz.
motyw kota całkiem nieźle wyszedł.
Motyw kota ciężko zepsuć ;P
Dialogi można by nieco dopieścić, bo obecnie wydają się dość proste, zmierzające prosto do celu, bez oddawania charakteru postaci.
Jasne, rozumiem, o co chodzi. Faktycznie, brakuje w nich takiego realizmu i charakteru. W przyszłości postaram się je bardziej dopracować. Chyba niepotrzebnie zmieniałem je godzinę przed publikacją, bo później nie miały czasu, żeby odleżeć.
Zakończenie nieco nagłe. Tutaj przydałaby się trochę dłuższa droga, by je osiągnąć.
Ten zarzut przewinął się już kilka razy i to bardzo słuszna uwaga. Trochę się pospieszyłem.
Dzięki za przeczytanie i opinię.
Pozdrawiam.
Czytasz na własną odpowiedzialność.