- Opowiadanie: Irka_Luz - Paso doble z zabójcą

Paso doble z zabójcą

Miało być na Obcość, ale nie wyszło :/

Bluzgam, ale po hiszpańsku, więc się nie liczy ;)

Słowniczek (nie tylko wulgaryzmów) w pierwszym komentarzu.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Paso doble z zabójcą

Tercio de varas

 

 

Próbuję zapalić papierosa, ale palce pulsują bólem i nie potrafię wystarczająco mocno nacisnąć spustu wyzwalającego płomień. Zapalniczka wypada mi z rąk, odbija się od stołu, ląduje wprost pod nogami matadora i rozbija się z głośnym puf. Podskakuję, a ten hijo de puta stoi niewzruszony, z aroganckim uśmiechem. Chciałabym zetrzeć mu go z gęby.

– Idź do domu. – Zuza podaje mi ogień.

Zaciągam się głęboko, by zyskać na czasie.

– Dam radę – odpowiadam. – Jest mnóstwo rzeczy, które mogę zrobić: poukładać ubrania w szafach, zabrać pacjentki na spacer…

Milknę, bo kończą mi się opcje. Czy mi się zdaje, czy kącik ust Zuzy unosi się w grymasie irytacji?

Palimy w milczeniu.

Dwie godziny później siedzimy we trójkę w dyżurce. Zwykle podczas przerwy gadamy, żartujemy. Dziś panuje cisza. Choć dziewczyny próbują rozluźnić atmosferę, wygłupy nam nie wychodzą. Nie mam na nie siły, nie tykam nawet śniadania. Wiem, że nie przekroję bułki, nie posmaruję jej masłem, nie utrzymam w ręku łyżeczki z jogurtem. Żołądek głośnym burczeniem domaga się kalorii. Wtóruje mu staccato wybijane obcasami matadora. Zaproszenie do tańca. Zaciskam zęby i milczę.

– Idź do domu – mówi Zuza.

Tym razem nie protestuję.

 

***

 

Wpadam do mieszkania. Kurtkę rzucam na podłogę, udaje mi się rozwiązać i zdjąć buty. Matador krąży wokół mnie.

– Moja, moja – powtarza. – ¡Baila conmigo!

Ignoruję go. Usiłuję zdjąć spodnie. Dżinsy z lycrą, na dodatek bez zapięcia, szczelnie otulają ciało, bezwładne ręce nie potrafią chwycić i pociągnąć materiału. Na przemian szlocham i przeklinam: siebie, poranny wybór ciuchów, matadora. Udaje mi się zsunąć spodnie z bioder. Pozbywam się ich leżąc na łóżku i machając wściekle nogami. Wstaję i chwieję się przez chwilę, a przed oczami wiruje mi czerwona muleta. Matador! Mam ochotę rozorać mu twarz pazurami. Zamiast tego biegnę do łazienki i z ulgą siadam na sedesie.

 

***

 

Ręce mi drżą, gdy wybieram numer. Odkładałam tę rozmowę tak długo, jak się dało, ale w końcu muszę ją odbyć.  Darek odbiera po pierwszym sygnale.

– Nie przyjdę dzisiaj. Nie jestem w stanie ruszać rękami – mówię.

– Marta, musimy ćwiczyć, turniej już za dwa miesiące! Trochę ruchu dobrze ci zrobi.

– Cholera, czy ty w ogóle słuchasz?! Miałam problem, żeby się rozebrać. Nie dam rady! – Ostatnie słowa wykrzykuję piskliwym tonem, ledwo nad sobą panując.

Czuję się bezradna, jak mam mu wyjaśnić, co powiedzieć? Choroby nie widać. Jeszcze. Bólu też nie. Matadora dostrzegam tylko ja. Nie jest mi dane cokolwiek wymyślić.

– Który to już raz? – Słyszę w telefonie. – Przykro mi, mam zamiar wygrać ten turniej, z tobą czy bez ciebie. Pogadam z Agatą, nie jest tak dobra, ale damy radę. Przykro mi. – Rozłącza się.

Patrzę na telefon i tłumaczę sobie, że Darek zawsze był tym, który – jeśli już coś robi – to musi być najlepszy. Mnie cieszą sukcesy, ale nie dla nich tańczę. Tańczę, bo kocham taniec.

Matador wyciąga rękę.

¡Baila conmigo!

Cholerny gillipollas! Akurat z nim nie mam ochoty tańczyć.

 

 

Tercio de banderillas

 

 

Z bólu trzęsę się jak w gorączce. Nie jestem w stanie nic zrobić, włączony telewizor tylko mnie wkurza. Tabletki, które rzeczywiście pomogą, mogę wziąć dopiero rano, więc kładę się wcześniej, licząc, że prześpię najgorsze.

Rzucam się na łóżku, co rusz to wpadając w płytki sen, to odzyskując świadomość. Nagle mrużę oczy, chroniąc je przed słońcem. Stoję pośrodku piaszczystej areny, w szkarłatnej sukience, w której miałam zatańczyć paso doble na turnieju. Naprzeciwko matador w tym swoim czarnym, haftowanym srebrem traje de luces. Tupie, wzbijając chmurę pyłu.

¡Baila conmigo!

Chcę go zbluzgać, odejść, ale rozbrzmiewa muzyka, ciało napina się mimowolnie gotowe do tańca, a ręce same podnoszą. Łapie mnie za dłoń, prawą rękę opiera o talię i obraca, prowadząc w promenadzie. Nie chcę z nim tańczyć. Wiruję, w obrotach próbując się wyrwać. Nie pozwala mi. Suniemy biodro przy biodrze w dragu. Ciało buntuje się przeciw jego dotykowi, ale jednocześnie reaguje na muzykę, wykonując znane figury. Przez chwilę mam nadzieję, że się uwolnię, ale puszcza tylko jedną rękę i szarpię się bezradnie, jak uwięzione na linie zwierzę. Przed oczami mam jego zwycięski uśmieszek. Przyciąga mnie. Prowadzi wokół siebie niczym byka…

Aż nagle jestem wolna. Nie od razu to do mnie dociera. Kończę figurę, a kiedy się odwracam, matador trzyma czerwoną muletę. Ziemia drży, gdy zza moich pleców wybiega byk o burgundowym umaszczeniu. Z jego grzbietu sterczą jarmarczne banderillas, karmazynowe krople krwi znaczą drogę, którą przebiegł. Byk zajmuje moje miejsce. Muleta wiruje, półtonowy kolos próbuje za nią nadążyć. Matador opuszcza płachtę i odwraca się do nas plecami w triumfalnym desplante. Zwierzę stoi zdezorientowane. Dostrzega mnie. Patrzymy sobie w oczy – kobieta i byk – i w jednej krótkiej chwili nasze umysły splatają się niczym w tańcu. Może dlatego, że mamy coś wspólnego: wściekłość. Wściekłość za ból moich opuchniętych dłoni i jego ran. Za utraconą wolność; za mój taniec i jego łąkę w słonecznej Andaluzji.

Choć trybuny są puste słyszę… słyszymy wrzask publiczności, radosne ¡Olé!, wykrzykiwane na cześć matadora. I wściekłość w nas rośnie, ogarnia umysły, aż zostaje już tylko jedna myśl… Zabić! Ruszam… ruszamy…

 

***

 

Budzę się gwałtownie. Światło księżyca, zaglądającego przez okno, połyskuje na srebrnym hafcie stroju matadora. Spoglądam na budzik, jest czwarta rano. Ręce pulsują bólem. Wstaję, z trudem wyłuskuję tabletki z opakowania i połykam bez popijania. Pozostawiają w ustach gorzki posmak.

Przepocona koszulka przywołuje wspomnienie cierpkiego zapachu zwierzęcia z areny, ale nie mam siły jej zmienić. Włączam telewizor, nocną ciszę przerywają dźwięki hiszpańskiej muzyki, tej samej, którą słyszałam na plaza de toros. Leci powtórka Tańca z gwiazdami. Nie rozpoznaję pary, która tańczy. Patrzę przez łzy, bo nagle dociera do mnie, co straciłam. Cabrón, który zabiera mi życie po kawałku, wyciąga rękę.

¡Baila conmigo!

¡Vete a la mierda! – wrzeszczę przez łzy.

Pilot spada na podłogę, ekran ciemnieje, a ja kulę się na sofie i szlocham.

 

 

Tercio de muerte

 

 

Ból popuszcza, matador staje się coraz bardziej niewyraźny, ale nie odchodzi całkiem, podobnie jak ból. Staje się cieniem, który stale mi towarzyszy. Trwa przy mnie, żebym nie zapomniała, żebym się bała tego, co może mi zrobić.

Obsypuje mnie prezentami niczym wahającą się kochankę. Obleka ręce w zbyt ciasne koronkowe mitenki, zdobi palce ciężkimi pierścieniami, a na nadgarstki nakłada brzęczące bransolety. Muska ramiona i kolana jak falbany sukienki, a na stopach maluje wzory niczym u mauryjskiej panny młodej. Czuję jego dłonie na biodrach i oddech na karku, gdy szepcze:

Baila conmigo.

I udaje mu się trzymać mnie w strachu. Boję się chwili, gdy znów zobaczę go w pełnej krasie, w błyszczącym srebrem stroju. Boję się bólu, który mi zada.

Więc pozwalam mu się dotykać, błądzić po ciele. Tańczę, jak mnie prowadzi. I tylko oczy skrywam za wachlarzem rzęs, żeby nie zobaczył, jak planuję swoją faenę. Nie mogę go zabić, nie zabijając przy tym siebie, ale mogę go okaleczyć. Z każdą tabletką, z każdym zastrzykiem, który wbijam sobie w brzuch jestem bliżej chwili, w której dokonam zemsty.

A wtedy zapłaci mi. Za każde upokorzenie, każdą łzę, każdą sekundę bólu.

Jestem burgundowym bykiem. Zaszarżuję, nadzieję go na rogi, potrząsnę łbem, a potem cisnę ścierwo na ziemię. Grzebiąc kopytem w piasku rueda będę patrzeć, jak krwawi bezradny. Odwrócę się i, odchodząc, kopnę w jego żałosne cojones.

Jestem tancerką w szkarłacie. Napluję mu w twarz i odejdę. Przetańczę wokół areny triumfalną vueltę. ¡Bailaré sola! Poraniona, w poszarpanej sukni, lecz dumna i niepokonana.

Jestem kobietą, która sama decyduje o swoim życiu. To mój taniec! I wydrapię oczy każdemu, kto spróbuje mi go zabrać!

¡Olé!

Koniec

Komentarze

Słowniczek:

Paso doble – taniec towarzyski, zaliczany do grupy latynoamerykańskich (choć wywodzi się z Hiszpanii), jest przedstwieniem korridy, tancerz pełni w nim rolę matadora, tancerka najczęście, choć nie zawsze – byka.

Promenada, drag – figury paso doble.

Tercio de varas – pierwsza część korridy, w której torreadorzy drażnią byka, a konni pikadorzy go ranią.

Tercio de banderillas – druga część korridy, w której byk spotyka się z banderillos, którzy wbijają mu w grzbiet krótkie włócznie (banderille).

Tercio de muerte – trzecia część korridy, w której matador zabija byka.

Muleta – czerwona płachta, którą posługuje się matador.

Traje de luces (świetlisty strój) – charakterystyczny kostium, który ma na sobie matador.

Plaza de toros – arena, na której odbywają się walki byków.

Desplante – gest panowania nad bykiem, jaki wykonuje matador, na przykład odwrócenie się do niego plecami.

Faena – w kontekście korridy – walka.

Ruedo – piaszczysty środek areny.

Vuelta – triumfalne okrążenie areny na zakończenie korridy.

Hijo de puta – sk…

Gilipollas – dupek, kutas

Vete a la mierda – sp…

Cojones – jaja

Baila conmigo – zatańcz ze mną

Bailaré sola – zatańczę sama

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, ale powinno być "baila conmigo", bo to imperativo: http://www.curso.pl/index.php?p=2_27

 

Łapanki dziś nie będzie, tylko ogólne wrażenie – niezły kawałek, impresjonistyczny, a mimo to jasny – ale coś w nim jest takiego, co mnie nie przekonuje. Inna rzecz, że mnie ostatnio nic nie przekonuje, jestem jak skrzyżowanie Sama Vimesa z Angel Archer, ale mniejsza z tym. Mam pisać o tekście. Wiem, o czym jest. Rozumiem wierzchnią warstwę. I tę drugą. Ale dalej nie mogę się przebić. Jest jakieś dalej?

Nie mam pojęcia.

Bailemos? https://www.youtube.com/watch?v=Z1dIRjazpBw

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej, Tarnino, fajnie Cię tu widzieć :)

Irko, ale powinno być "baila conmigo"

No, kurde, widzisz, wiedziałam, że coś się musi schranić. Już poprawiam :)

 

Łapanki dziś nie będzie

 

niezły kawałek, impresjonistyczny, a mimo to jasny

Dziękuję :)

 

ale coś w nim jest takiego, co mnie nie przekonuje.

A to już mniej dobrze, tak się trochę bałam, że będzie zbyt hermetyczny, ale zobaczymy jeszcze.

 

Bailemos?

No, ba :) Tym bardziej, że muzyka cudna :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Tak mi się skojarzyła. Co prawda to tango, nie paso doble… ale jakoś pasuje.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

ale jakoś pasuje.

A żebyś wiedziała :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

ląduje wprost pod nogimi matadora ← chochlik

Irko, Tú baila, baila… curiosamente. :)

Hej, Koalo, ależ się te chochliki rozpanoszyły. Tyle czasu i nadal nie chcą odpuścić :)

Dzięki za wizytę i fajnie, że ciekawie :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

smiley

Prawie jakbym delektował się Salome Carlosa Saury…

Moje klimaty, dziękuję…

dum spiro spero

Fascynatorze, wow, takie porównanie. Dziękuję :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ciekawy tekst.

Podobał mi się pomysł – zarówno na budowę jak i fabułę opowiadania. Cenię sobie niejednoznaczność, symbolikę w fantastyce. I tutaj to dostałem. Dodatkowo mam słabość do bohaterów, którzy zamiast walczyć z całym światem, mierzą się ze samym sobą.

 

Za to opowiadanie należy Ci się vuelta! ;)

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Hej, Nazgulu, miło Cię tu widzieć i bardzo się cieszę, że Ci się spodobało :)

mam słabość do bohaterów, którzy zamiast walczyć z całym światem, mierzą się ze samym sobą.

Ja też :)

 

Za to opowiadanie należy Ci się vuelta! ;)

XD

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej 

Szort super paso doble i korridy jako metafora walki z bólem i samym sobą (jak sądzę ) bardzo mi się podobała. Czytając czuć zarówno taniec jaki i zmagania towarzyszące walce byka z matadorem. 

Ciekawe jest też podkreślenie, że bohaterka toczy nierówną walkę, tak jak w korridzie przewagę zawsze ma matador, który zna wszystkie słabe strony byka. 

 

Pozdrawiam 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Zastanawiam się, czy dobrze odczytałem, że choroba, z którą zmaga się narratorka to rak (założyłem tak na samym początku i jakoś się potem tej myśli trzymałem, nie za bardzo się przejmując, czy tekst ją potwierdza czy też nie – przepraszam, jakoś tak wyszło).

Podobnie jak Tarnina zastanawiam się co jest trzecim, czwartym dnem tego tekstu. Na pewno ten taniec pasuje nie tylko do pomyślanego przeze mnie pierwotnie nowotworu, ale też do wielu innych schorzeń, także neurologicznych czy tych o psychicznym podłożu. A może to wszystko na raz? Nowotwór + zmiany neurologiczne + rozchwiana psychika. Tylko gdzie tu fantastyka? Skoro matador jest projekcją tego wewnętrznego wroga? Ale może jednak nie, może to nie tylko projekcja, może to emanacja?

Opowiadanie ciekawe. Bohaterka – również.

To – czego mi zabrakło – to chyba moich własnych umiejętności by wejść głębiej, pod skórę utworu, między tkanki.

 

pozdrawiam,

 

Jim

entropia nigdy nie maleje

Stwardnienie rozsiane (tak strzelam, nie jestem lekarzem)?

Fajne, i jako metafora, i z tym południowym klimatem.

Dobra, późno jest, więcej z siebie nie wykrzeszę. Tak w ogóle jestem bardzo wdzięczny za poszerzenie mojego słownika brzydkich wyrazów. ;D

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

smiley

Może czasami, zamiast doszukiwać się drugiego dna, czy odpowiedniej przegródki w szufladce,

dajmy się ponieść emocjom chwili…czuć i doznawać a nie tylko rozumować…

W końcu to Półwysep Iberyjski a nie zimna Skania.cool

dum spiro spero

Witaj.

Ubolewam głęboko, że nie udało się zdążyć, bo obcość potraktowana jest tutaj w sposób mistrzowski i z pewnością tekst zyskałby uznanie w oczach Jury. 

Cabrón chyba zabrakło w słowniczku, ale sobie wygooglałam, zresztą łatwo się domyślić znaczenia. 

Wstrząsający szort. Własnoręcznie aplikowane zastrzyki w brzuch skojarzyłam z przyjmowanymi przed laty i serio – nie jest to przyjemna rzecz. Emocje bohaterki są dla mnie pokazane rewelacyjnie. Porównanie każdej sceny do morderczego tańca robi piorunujące wrażenie. Odwołanie do walki byków, tak charakterystyczne przy tym tańcu, nabiera w Twoim opowiadaniu nowego znaczenia. Słowniczek i charakterystyczne zwroty zasługują na dodatkowe brawa, bo potęgują przekaz. 

Osobną kwestią jest moje bardzo wątpliwe nastawienia do wspominanych walk. Jakkolwiek lubię Hiszpanię, cenię kulturę oraz życzliwość mieszkańców, dodatkowo bliska osoba zna język i dzięki temu teraz wydaje mi się on jeszcze ładniej brzmiący niż kiedyś, jednakże korridy pojąć od najmłodszych lat nie umiem. Nie mnie oceniać, nie miejsce i czas ku temu; owo widowisko jest głęboko zakorzenione w kulturze i chylę czoła, bo ta kultura jest przebogata, ale mimo wszystko odrzuca mnie obejrzenie choćby sceny… Tutaj korrida potęguje/dodaje powera makabrycznej treści i rozpaczliwej walce dziewczyny o życie. Jest takim ciosem, po którym mnie jako czytelnikowi trudno przejść do porządku dziennego. Szczególnie, że piszesz o realnych zjawiskach, o ludziach żyjących i zmagających się z powolnym umieraniem tuż obok nas. Opis jedynie symptomów choroby byłby tylko smutny i przygnębiający, opowieść o chorobie przez prymat korridy, połączonej nierozerwalnie z pełnym emocji tańcem, wstrząsa podczas czytania. 

W głębi serca rozumiemy przecież, że – mimo silnego postanowienia – bohaterce nie uda się i walkę przegra. 

Klik, pozdrawiam serdecznie i gratuluję nadwrażliwości. 

Pecunia non olet

Zafundowałaś mi mały wehikuł czasu. Miałem kiedyś wspaniałą przyjaciółkę, która zaczynała każdy swój dzień od zastrzyków przeciwzakrzepowych. Jej się nie udało, nowotwór był zbyt późno zdiagnozowany, ale znam też osoby, które wyzdrowiały. Jeśli jest taka osoba, która była dla Ciebie inspiracją, to mam nadzieję, że będzie dobrze, bo właściwe nastawienia psychiczne to 30% sukcesu. W końcu “Jestem kobietą, która sama decyduje o swoim życiu. To mój taniec!”

Pozdrawiam.

Na szukanie lepszego świata nigdy nie jest za późno.

Witaj, Bardzie, miło Cię tu widzieć, dzięki za miły komentarz :)

 

Cześć, Jimie :)

Zastanawiam się, czy dobrze odczytałem, że choroba, z którą zmaga się narratorka to rak

No diagnoza się nie zgadza, ale właściwie opko może dotyczyć każdej choroby i w sumie fajnie, że czytelnicy widzą tak różne schorzenia. Dla mnie to znaczy, że opko działa.

 

Tylko gdzie tu fantastyka? Skoro matador jest projekcją tego wewnętrznego wroga? Ale może jednak nie, może to nie tylko projekcja, może to emanacja?

Matador jest dla bohaterki realny i nie jest żadną halucynacją. Opko ma tag realizm magiczny, choć rozumiem, że nie wszyscy widzą w nim fantastykę.

 

Opowiadanie ciekawe. Bohaterka – również.

Dziękuję :)

 

Hej, SNDWLKR, fajnie, że się podobało i południowy klimat był odczuwalny :)

 

Tak w ogóle jestem bardzo wdzięczny za poszerzenie mojego słownika brzydkich wyrazów. ;D

Cała przyjemność po mojej stronie :)

 

Fascynatorze,

Może czasami, zamiast doszukiwać się drugiego dna, czy odpowiedniej przegródki w szufladce,

dajmy się ponieść emocjom chwili…czuć i doznawać a nie tylko rozumować…

heart

 

Witaj, bruce, cieszę się, że opko wywarło na Tobie takie wrażenie :) Też żałuję, że tekst nie znalazł się w konkursie, ale przynajmniej mogę się nim od razu pochwalić na forum :)

Osobną kwestią jest moje bardzo wątpliwe nastawienia do wspominanych walk.

A w tym puncie w pełni się zgadzamy. Zwróć uwagę, że zwykle mówi się w takich sytuacjach o łapaniu byka za rogi, a tutaj byk jest ofiarą.

 

Hej, Koryu :)

 

Miałem kiedyś wspaniałą przyjaciółkę, która zaczynała każdy swój dzień od zastrzyków przeciwzakrzepowych. Jej się nie udało

Przykro mi z powodu Twojej przyjaciółki. I mi miło, że pomimo bolesnych wspomnień, które przywołało opko, zostawiłeś komentarz.

 

bo właściwe nastawienia psychiczne to 30% sukcesu.

Zgadzam się w stu procentach :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

 

Przykro mi z powodu Twojej przyjaciółki. I mi miło, że pomimo bolesnych wspomnień, które przywołało opko, zostawiłeś komentarz.

Irka_Luz dzisiaj wspomnienie o niej wywołują uśmiech na mojej twarzy i radość, że ktoś taki był w moim życiu. Miałem szczęście, że ją spotkałem.

Pozdrawiam.

 

 

Na szukanie lepszego świata nigdy nie jest za późno.

Irko, doceniam kunsztowny opis paso doble, ale co począć, kiedy taniec nigdy nie zdołał mnie porwać, czy choćby zainteresować. A corrida, no cóż… jej istnienie uświadamiam sobie z największą przykrością.

 

tur­niej już za dwa mie­się­ce! → Literówka.

 

Mia­łam pro­blem się ro­ze­brać. → Chyba miało być: Mia­łam pro­blem, żeby się ro­ze­brać.

 

Pa­trzę na  te­le­fon… → Zbędna spacja.

 

kar­ma­zy­no­we kro­ple krwi zna­czą drogę… → Czy dookreślenie jest konieczne? Czy kapiąca z byka krew może mieć inny kolor?

 

i jed­nej krót­kiej chwi­li nasze umy­sły spla­ta­ją się ni­czym w tańcu. → Chyba miało być: …w jed­nej krót­kiej chwi­li nasze umy­sły spla­ta­ją się ni­czym w tańcu.

 

Grze­biąc ko­py­tem w pia­se­ku rueda→ Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć :)

Szkoda, że tekst nie bierze udziału w naborze :(

Napisałaś piękne opowiadanie, obfite w szczegóły, ładne opisy, bardzo odświeżające. Wielki plus za pomysł ze wstawieniem zwrotów i słów z języka hiszpańskiego. Gdyby nie one, szort byłby uboższy w odbiorze, a tak czuć w nim ducha, którego zapewne chciałaś pokazać w tekście.

Stylistycznie – moim zdaniem świetnie.

Pozdrawiam :D

tegarsini pu taheerni tvaernnat

Hmmm… to może obrzęk limfatyczny?

 

Kurcze, zabiłaś mi ćwieka, teraz będę się zastanawiać co to za choroba.

 

entropia nigdy nie maleje

Paso doble jest jedynym tańcem wymuszającym stawianie kropek– zakończeń. Napięcie ciągle wzrasta, taniec nie pozwala na luki, wytchnienie. Metafora do mnie trafiła!

 

Pięknie opisałaś walkę z chorobą, spersonifikowanym bohaterem. Myślę, że jest Obcym, bo wdziera się niepostrzeżenie i wyrządza niepowetowane straty. Miałam kiedyś przyjaciółkę, genialną brydżystkę na polibudzie. Walczyła do końca, nawet zrobiłyśmy razem dyplom… 

Więcej nie będę pisała, widzę ją walczącą do końca o każdy ruch.

 

Narracja i prowadzenie opowieści – bardzo dobre.

Bibliotekowałabym, ale chyba już nie trzeba.  Bardzo ludzkie opko – dla mnie.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Koryu,

Irka_Luz dzisiaj wspomnienie o niej wywołują uśmiech na mojej twarzy i radość, że ktoś taki był w moim życiu.

heart

 

Reg, miło Cię tu widzieć, szkoda, że się nie spodobało, ale może następnym razem. Dziękuję za łapankę, zaraz popoprawiam :)

 

Hej, Ermirie, witam serdecznie i dziękuję za miły komentarz :)

 

Jim

teraz będę się zastanawiać

Sprowadź tu lekarza ;)

 

Asylum, fajnie że wpadłaś :) Cieszę się, że opko przemawia do Ciebie. Przykro mi z powodu Twojej przyjaciółki, mam nadzieję, że opko wywołało dobre o niej wspomnienia.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Przybywam!

Ładnie napisane, impresjonistyczne ujęcie obcości. Metafora z chorobą czytelna, może nawet za bardzo – jak zwykle narzekam, że nie rozumiem, tak w przypadku Paso doble… miałam wrażenie dostania przysłowiową łopatą w łeb. Na przykład to zdanie:

Jestem kobietą, która sama decyduje o swoim życiu. To mój taniec! I wydrapię oczy każdemu, kto spróbuje mi go zabrać!

Podsumowanie/przesłanie tekstu podsunięte czytelnikowi prosto pod nos, żeby przypadkiem nie umknęło. Zabrakło mi nieco subtelności, może pozostawienia tego matadora na trochę dłużej w sferze domysłów, podania czytelnikowi klocków, żeby sam sobie z nich ułożył obraz.

Ale podobała mi się rytmiczność tego tekstu, rzeczywiście kojarząca się z tańcem. Dobrze się czytało.

No i tytuł – dobra, dużo zdradza, ale jaki ładny! Przykuwa uwagę i zachęca do czytania.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Hej, gravel, dzięki za przybycie :)

 

miałam wrażenie dostania przysłowiową łopatą w łeb. Na przykład to zdanie:

Ech, kurde, to miała być wściekłość, a nie łopata ;)

 

Ale podobała mi się rytmiczność tego tekstu, rzeczywiście kojarząca się z tańcem. Dobrze się czytało.

Dzięki, fajnie, że przynajmniej tyle ;)

 

Dobra, idę lizać rany ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Podobało mi się. 

Naprawdę fajny pomysł na konstrukcję tekstu, nawiązania i matadora. To wszystko niby przykrywa chorobę, ale bez problemu możemy domyślić się czymś jest matador, co uosabia. 

Paso doble zawsze jakoś kojarzyło mi się w walką, pojedynkiem, więc tym bardziej bardzo dobrze pasuje to tekstu.

Idę zgłosić do biblioteki :)

Hej, Shanti, dziękuję serdecznie za komentarz, lejesz miód na moje serduszko :)

 

Paso doble zawsze jakoś kojarzyło mi się w walką, pojedynkiem

Mnie też, od razu przyszło mi do głowy :)

 

Idę zgłosić do biblioteki :)

heart

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Wszystko ok, Irko! Zdarzyło się wiele lat temu na studiach, gdy zarywałyśmy noce grając w brydża i ona została niespodziewanie zaproszona do tańca przez kogoś, kto nie przyjął odmowy. Do walki z każdym ruchem. SLA, zupełnie wbrew statystyce, ponieważ młoda kobieta przed trzydziestką, żartowałyśmy. Przypomniałaś mi ten czas, wiernie oddając ból, złość i szczęk oręża oraz w pewnym sensie pamięć.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Wszystko ok, Irko!

heart

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, Irko!

 

Oj, jak narracja 1-osobowa tu pasuje!

Oj, jak brzytwa portalowa by tu cięła!

Jestem fanem pierwszej i sceptykiem w kwesti tej drugiej ;)

Trochę poczytałem komentarzy, bo nie potrafiłem rozpoznać choroby – widzę, że są różne “pomysły”, a to świadczy o uniwersalności tekstu.

Doceniam słowniczek – najpierw przeczytałem kompletnie o nim zapominając, coś tam nawet sprawdziłem w internecie, ale dałem radę przebrnąć przez opowiadanie – lektura samego słowniczka dopełniła tekst.

Narzekałbym, że mocno odgrodziłaś matadora od świata realnego, wręcz zaznaczyłaś jego odrębność. Nie wiem, czy nie wolałbym większego rozmycia między tym co prawdziwe, a tym co w głowie bohaterki.

Nie mniej jednak tekst oddziałuje na czytelnika, tym bardziej że napisany jest bardzo ładnym językiem.

 

Pozdrówka! 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hmmm. Nie zrozumiałam.

No, porównałaś ze sobą chorobę, taniec i korridę. I? Co z tego wynika? Ja widzę tu tylko metaforę, bez fabuły.

Babska logika rządzi!

smiley Najpierw “szufladka”:

Zdarzenia fabularne nie zawsze są przedstawione zgodnie z obiektywnym porządkiem. Sposób narracji może osłabiać rolę fabuły na rzecz np. ukazania motywów postępowania bohaterów, określonej koncepcji losu ludzkiego 

…etc, itp… Fabuła jest zawsze. Jeden z Wielkich radził początkującemu pisarzowi: jeżeli nic się 

nie dzieje – opisz jak się nic nie dzieje…

 

Heh, uwielbiam cytować (sam siebie…wink):

Może czasami, zamiast doszukiwać się drugiego dna, czy odpowiedniej przegródki w szufladce,

dajmy się ponieść emocjom chwili…czuć i doznawać a nie tylko rozumować…

Wiem…XXI wiek to nie Romantyzm…

dum spiro spero

Hej, Krokusie :)

Oj, jak narracja 1-osobowa tu pasuje!

Oj, jak brzytwa portalowa by tu cięła!

No i no ;)

 

Trochę poczytałem komentarzy, bo nie potrafiłem rozpoznać choroby – widzę, że są różne “pomysły”, a to świadczy o uniwersalności tekstu.

Mnie się ta różnorodność też podoba, bo faktycznie świadczy o tym, że tekst jest uniwersalny, albo, jak ja bym to ujęła, działa :)

 

Narzekałbym, że mocno odgrodziłaś matadora od świata realnego, wręcz zaznaczyłaś jego odrębność. Nie wiem, czy nie wolałbym większego rozmycia między tym co prawdziwe, a tym co w głowie bohaterki.

Ale tak właśnie chciałam, on miał być kimś zewnętrznym. Kimś na kogo można się rozedrzeć, zbluzgać, a z drugiej strony chciałam podkreślić, że choroba to wróg zewnętrzny, w tym znaczeniu, że nie jest “winą” chorego, żadną boską karą, tylko dupkiem, któremu się wydaje, że może zabić, okaleczyć, żeby pokazać jaki to ważny jest ;)

 

Nie mniej jednak tekst oddziałuje na czytelnika, tym bardziej że napisany jest bardzo ładnym językiem.

…uję :)

 

Hej, Finklo, ech no, kurczę, ja tu tworzę epicki obraz walki z wrogiem, a przychodzi Finkla i mówi, że ni ma fabuły ;) Co z tego, że obraz metaforyczny, kiedy walka realna ;)

A poza tym, hmm, w sumie to masz rację, ale tak miało być, tak to sobie wymyśliłam :)

 

Fascynatorze, a dla Ciebie kolejne heart

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Bywają chwile, kiedy ból jest tak duży, że nic innego nie ma już znaczenia.

Poczułam ból i wściekłość bohaterki i arenę.

Pięknie to opisałaś i bardzo plastycznie.

Lożanka bezprenumeratowa

Trochę poczytałem komentarzy, bo nie potrafiłem rozpoznać choroby – widzę, że są różne “pomysły”, a to świadczy o uniwersalności tekstu.

…? Albo przeziębienie zaatakowało mój mózg, albo bardzo różnie pojmujemy uniwersalność… (bo może i można “torreadora” interpretować jako coś innego, nie chorobę i to by była uniwersalność. Wiele możliwości chorobowych – eee, no, nie).

dupkiem, któremu się wydaje, że może zabić, okaleczyć, żeby pokazać jaki to ważny jest ;)

To też antropomorfizm. Ulubiona_emotka_Baila.

Hej, Finklo, ech no, kurczę, ja tu tworzę epicki obraz walki z wrogiem, a przychodzi Finkla i mówi, że ni ma fabuły ;) Co z tego, że obraz metaforyczny, kiedy walka realna ;)

Oj, tam XD Zasada numer jeden – nie nudź. Problem z tą zasadą polega na tym, że absolutnie wszystko kogoś zainteresuje, i absolutnie wszystko kogoś znudzi. Twój tekst należy zdecydowanie do grupy Nudzących Finklę :D

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie napisałam, że tekst mnie znudził. Tylko, że sprowadza się do jednej metafory. A metafora to IMO za mało na tekst.

Babska logika rządzi!

Ekhm, baby shoes, never worn ;) A Asimov (który przy śniadaniu pisał opowiadanie, raz napisał w trakcie wywiadu w telewizji) miał tendencję do przerabiania na opowiadania dowcipów. Dowcipy mają niewiele fabuły.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przy baby shoes wiemy, co się stało. A tu wiemy, że bohaterka zachorowała i walczy z chorobą jak byk z torreadorem.

Babska logika rządzi!

A co jeszcze chcemy wiedzieć?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

My, Finkla, chcemy wiedzieć, co się wydarzyło.

Edytka: I dlaczego. I jaki to miało wpływ na innych ludzi i rzeczy. I…

Babska logika rządzi!

A przy baby shoes wiemy, tak naprawdę, co się wydarzyło? Wiemy, że są butki, nieużywane, i ktoś je sprzedaje. Ale dlaczego – to już sobie dośpiewaliśmy.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hej, Irko

Taki wewnętrzny, refleksyjny tekst i w sumie pod tym kątem wyszedł bardzo dobrze. Nie zamierzam zgadywać, z czym mierzy się bohaterka, ale czuć tę walkę, a tutaj to chyba było Twoim najważniejszym celem. Miało być na Obcość i nie wiem, czy zamierzałaś pokazać ją w postaci matadora, tańczącego z bohaterką, ale trochę mi nie pasuje ;) Taniec z matadorem jako zmaganie się z chorobą już prędzej.

Napisanie, jak zwykle u Ciebie, bardzo dobrze.

Pozdrawiam!

D-dyżu-dyżurny!

Próbuję zapalić papierosa, ale palce pulsują bólem

4 x p, w tym dwa po sobie.

Przez chwilę mam nadzieję, że się uwolnię, ale puszcza tylko jedną rękę i szarpię się bezradnie, jak uwięzione na linie zwierzę.

Łatwo tę zmianę podmiotu przeoczyć.

Ból popuszcza,

Mi to jakoś lekko zgrzyta.

podobnie jak ból.

Zdanie zaczyna i kończy się na “ból”.

potrzasnę łbem

Ortograf?

 

Tekst jest świetnie napisany, sceny z matadorem przemawiają do wyobraźni, opis bólu szarpie za struny emocji, ale z drugiej strony przez tą intensywność emocjonalną i jednak pewną jednostajność (dominuje bezsilny gniew) też nieco mnie… zmęczył to złe słowo, ale jednak zostaję z uczuciem dość mocnego przemaglowania.

 

Ograniczony zasób słów do opisu bólu i wściekłości powoduje uczucie lekkiej powtarzalności.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Hej, Ambush, dziękuję :D

 

Tarnino,

 

Oj, tam XD Zasada numer jeden – nie nudź. Problem z tą zasadą polega na tym, że absolutnie wszystko kogoś zainteresuje, i absolutnie wszystko kogoś znudzi.

Wiem, że Finkla lubi mięsko w opkach, a tu wegetariańsko :)

 

To też antropomorfizm. Ulubiona_emotka_Baila.

No… ;)

 

Ekhm, baby shoes, never worn ;)

Jejciu, a to mi się spodobało :D

 

Finklo,

Nie napisałam, że tekst mnie znudził. Tylko, że sprowadza się do jednej metafory. A metafora to IMO za mało na tekst.

My, Finkla, chcemy wiedzieć, co się wydarzyło.

Edytka: I dlaczego. I jaki to miało wpływ na innych ludzi i rzeczy. I…

ale imo tu wszystko jest. Kobieta, która wiodło zwyczajne życie, miała pracę, poważnie traktowane hobby (taniec) zachorowała. Dlaczego zachorowała? Ano właśnie bez powodu, bo choroba miała kaprys, zaatokować właśnie ją. Jaki to miało wpływ na nią – straciło coś, co kochała, taniec, ale się nie poddała. Jaki to miało wpływ na innych – ano stała się dla nich obca, inna.

Ja się z Tobą nie kłócę, wiem, że za takimi tekstami nie przepadasz, ale w tym opku się naprawdę wiele wydarzyło ;)

 

Zanaisie,

 

Taki wewnętrzny, refleksyjny tekst i w sumie pod tym kątem wyszedł bardzo dobrze.

Dziękuję :)

 

Miało być na Obcość i nie wiem, czy zamierzałaś pokazać ją w postaci matadora

Hmm, Bogiem a prawdą obcość to się tu pojawiła na początku, a potem wzięła i poszła się paść i majta sobie ogonem gdzieś w tle ;) Pierwotny zamysł był taki, żeby pokazać, że choroba czyni ludzi nagle obcymi, trochę to widać na początku, ale potem opko jakoś wzięło i skręciło w inną uliczkę ;) Można przyjąć, że matador jest obcy, jeśli się to powiąże z korridą, to wychodzi…

 

Hej, GreasySmooth,

 

4 x p, w tym dwa po sobie.

Ups.

 

Łatwo tę zmianę podmiotu przeoczyć.

W kontekście też?

 

Zdanie zaczyna i kończy się na “ból”.

A tu celowo.

 

Ortograf?

Jejciu, patrzę, i patrzę, i patrzę, i nie widzę. Nawet sobie w neta wpisałam i dalej nie widziałam ;)

Aż nagle mnie olśniło, ale to literówka nie ortograf :)

 

zostaję z uczuciem dość mocnego przemaglowania.

Alleluja! Nareszcie! Toż tego właśnie chciałam :)

 

Ograniczony zasób słów do opisu bólu i wściekłości powoduje uczucie lekkiej powtarzalności.

Znaczy się lepiej, gdyby było więcej synonimów?

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Znaczy się lepiej, gdyby było więcej synonimów?

Albo jakichś opisów, metafor. Ogólnie zrobiłaś wrażenie!

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

No, zachorowała. I choroba utrudnia jej życie. Gdyby ułatwiały, nie stanowiłyby problemu. Dla mnie to dopiero początek opowieści – co było dalej, wyzdrowiała, zmarła, musiała żyć bez tańca?

Dobra, nie ma sensu tego ciągnąć. Tekst nie należy do gatunku moich ulubionych. Ja to wiem, Irka to wie… Innym może się podobać i niech im idzie na zdrowie.

Babska logika rządzi!

Greasy,

Albo jakichś opisów, metafor. Ogólnie zrobiłaś wrażenie!

Ok, dziękuję :) Grzebać jakoś mocno już przy nim nie będę, ale zapamiętam na przyszłość :)

 

Finklo, yes

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć!

Bardzo fajny klimat. Raczej nie przepadam za obcymi słowami w tekście, ale tutaj to nie przeszkadzało, a nawet działało (pewnie też pomogło, że przed lekturą przeczytałam słowniczek). Całość mnie bardzo zaciekawiła, tym bardziej, że uwielbiam taniec, więc już tym tańcem/teatrem mnie kupiłaś. I hiszpańskie klimaty też lubię :). Jedynie koniec mi się średnio podobał. Wcześniej była jakaś fabuła, relacje międzyludzkie, kolejne elementy tańca, a potem nagle pojawia się manifest, który był dla mnie troszkę jak ściana, jakby mnie potraktowano info-dumpem. Może to też przesyt, może gdyby manifest był krótszy, to lepiej bym go odebrała. Ale ogólnie bardzo na plus!

Pozdrawiam!

Hej, avei, miło Cię tu widzieć :) Cieszę się, że generalnie tekst się spodobał :) Taniec też lubię, podobnie jak hiszpańskie klimaty.

 

a potem nagle pojawia się manifest, który był dla mnie troszkę jak ściana, jakby mnie potraktowano info-dumpem.

Jesteś już drugą osobą, która o tym pisze. Przyznam, że nie pomyślałam, że końcówka może zostać tak odebrana.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

w tym opku się naprawdę wiele wydarzyło ;)

Wydarzyło się… wszystko i nawet jeszcze więcej. To jest kwintesencja życia każdego z nas. Taniec z takim matadorem, to jest dopiero wyzwanie! Normalnie, wcześniej czy później, kroki się pozna i przyswoi, to jedynie kwestia czasu oraz zdolności czy uwagi, lecz jak nauczyć się tańczyć z tak przewrotnym partnerem? W dodatku – niespodziewanie, bo podstępna choroba nie wyznacza nam czasu ani miejsca, kiedy znienacka zaatakuje, kiedy wyznaczy turniej turniejów, w którym walczy się nie o puchar czy medal, lecz o życie, będąc osobą młodą i pełną marzeń? crying

Pecunia non olet

Hm… Opowiadanie o RZS? Artretyzmie? Puchnące dłonie i utrata ruchomości zdają się na to wskazywać, metody leczenia również, ale inne objawy już nie całkiem mi się zgadzają.

Fabularnie opowiadanie jest proste, wręcz pretekstowa. Bohaterka jest chora, nie chce być chora, walczy z chorobą spersonalizowaną w postaci matadora. I w zasadzie tyle.

Również kreacja bohaterki do rozbudowanych nie należy. Jest zdeterminowana walczyć z chorobą i lubi tańczyć – tyle mniej więcej jestem w stanie o niej powiedzieć. Te cechy, które są, zostały pokazane sprawnie i w sposób wiarygodny, ale trudno mi mimo wszystko zobaczyć w niej człowieka.

Językowo tekst stoi na dobrym poziomie, nie mam się czego czepić.

 

Mój główny problem z tym tekstem to poczucie braku satysfakcji po jego lekturze. Nie wiem, co chciałaś mi nim powiedzieć, o czym opowiedzieć. Bohaterka jest chora i jej się to nie podoba. Ale nie ma tu w zasadzie opowieści o walce z tą chorobą. Rys charakterologiczny bohaterki jest zbyt prosty, by uznać tekst za studium takiej czy innej osobowości mierzącej się z chorobą. Nie dowiadujemy się, jak ona wpływa na bohaterkę, jak ją zmienia – lub jak jej nie zmienia. Nie dowiaduję się w zasadzie, z jakimi wyzwaniami bohaterka musi się mierzyć (poza początkiem tekstu, gdzie jest to zasygnalizowane). Poruszasz trudny, ważny dla wielu osób temat, ale nie widzę, co konkretnie masz na ów temat do powiedzenia, mam raczej wrażenie, że po prostu sygnalizujesz, że taki temat istnieje.

Może czegoś nie widzę lub nie rozumiem. Ale na ten moment mam poczucie, że przeczytałem coś bardzo sprawnie napisanego, technicznie ze wszech miar poprawnego, ale pustego.

Déjame bailar…

 

No, bardzo ładny tekst, choć na moje oko fantastyki w nim nie ma (obcość by pewnie była, bo choroba to alien w naszym ciele). W zasadzie trudno cokolwiek więcej powiedzieć, bo to szort, oparty na konkretnym schemacie, co się świetnie udało. Po prostu solidna, efektowna robota! Klikałabym, ale za późno ;)

Tak sobie zerknęłam na kawałek opinii None powyżej, bo mam go na ekranie, i jakkolwiek mogę się zgodzić z tym, że mało się dowiadujemy, to dla mnie jest to impresja, co usprawiedliwia niedobory fabularne i charakterologiczne.

Na moje oko choroba to stwardnienie rozsiane – bo bohaterka ma problemy z poruszaniem się. Ale nie jestem lekarzem.

http://altronapoleone.home.blog

bruce,

Wydarzyło się… wszystko i nawet jeszcze więcej.

heart

 

None,

Językowo tekst stoi na dobrym poziomie, nie mam się czego czepić.

Dziękuję :)

 

Mój główny problem z tym tekstem to poczucie braku satysfakcji po jego lekturze.

Na to już nic poradzić nie mogę :(

 

Ale nie ma tu w zasadzie opowieści o walce z tą chorobą. Rys charakterologiczny bohaterki jest zbyt prosty, by uznać tekst za studium takiej czy innej osobowości mierzącej się z chorobą. Nie dowiadujemy się, jak ona wpływa na bohaterkę, jak ją zmienia – lub jak jej nie zmienia. Nie dowiaduję się w zasadzie, z jakimi wyzwaniami bohaterka musi się mierzyć (poza początkiem tekstu, gdzie jest to zasygnalizowane).

Ech, kurczę, czyli hermetyczne :/ To jest w równym stopniu opowieść o chorobie, jak i o zmagającej się z nią bohaterce. Sporo rzeczy jest w tańcu i w korridzie, ale jak nie widać, to mogę się tylko bić w pierś i powtarzać mea culpa.

Z drugiej strony są osoby, na które opko działa, przywołuje wspomnienia, co mnie pociesza.

 

mam poczucie, że przeczytałem coś bardzo sprawnie napisanego, technicznie ze wszech miar poprawnego, ale pustego.

Auć! Ech, idę pisać kolejnego Widara ;)

 

Hej, drakaino :)

No, bardzo ładny tekst, choć na moje oko fantastyki w nim nie ma

Dziękuję :) Co do fantastyki, szorcik ma tag realizm magiczny i myślę, że ten tag pasuje, aczkolwiek można dyskutować, czy realizm magiczny jest faktycznie fantastyką.

 

Po prostu solidna, efektowna robota!

heart

 

to dla mnie jest to impresja, co usprawiedliwia niedobory fabularne i charakterologiczne.

W sumie tak to było pomyślane. Nie chciałam za bardzo przedstawiać bohaterki, raczej jej emocje, walkę, bo walka to tu akurat imo jest. Myślę, że gdybym skupiła się mocniej na bohaterce, podłyby zarzuty o szantaż emocjonalny ;) Tym bardziej, że szorcik na emocjach stoi. To jest po prostu opko z gatunku tych, które albo działają, albo nie. Może trzeba po prostu, żeby czytelnik na podobnych falach nadawał, żeby zadziałało ;)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Wiem, że ostatnio bardzo Ci czegoś brakowało, więc…

CO TO ZA BLUZGI W OPOWIADANIU?! JESZCZE TAKIM KRÓTKIM?!

I nie, tym razem mi nie przeszkadzały, ale skoro tak usilnie dopominałaś się o opiernicz, to do głowy by mi nie przyszło, żeby Ci czegokolwiek odmawiać. ;-)

No więc co my tu dostajemy? Opowiadanie z niedopowiedzeniami. Moje “ulubiene”. :P

Tak, nie jestem fanem niedopowiedzeń, ale tutaj nie miałem z tym tak najgorzej. Piszesz ten szort w bardzo specyficzny sposób. Bo czytając, cały czas czułem, że balansuję na granicy zrozumienia. To znaczy, wydawało mi się, że pewne rzeczy doskonale rozumiem, ale umyka mi chyba coś jeszcze. Na końcu doszedłem do wniosku, że tego czegoś jeszcze jednak tu chyba nie ma, a granica zrozumienia, na której się zatrzymałem, jest zarazem granicą niedopowiedzeń w opowiadaniu.

Pod względem wydźwięku tekst dosyć mocny. Głównie dlatego, że niemal każdy z nas może w swoim życiu znaleźć taki lub inny motyw walki (właśnie opartej na podobnych etapach) i powiedzieć sobie: Jeżu, jak ta to dobrze rozumiem. I jak jak, do cholery, dobrze znam i czuję ból zawarty w tym opowiadaniu. A w zasadzie ból i wszystkie stadia walki oraz powolnej rezygnacji.

Wydźwięk jest więc mocny. Z kolei jeśli chodzi o fantastykę w opowiadaniu to trzeba naprawdę dużej dozy dobrej woli, żeby się jej doszukać. Ja w sumie dobrej woli skąpić Ci nie zamierzam, więc przyjmijmy, że bardzo skutecznie nie widzę, że tej fantastyki za bardzo tu nie ma. ;)

Tak, jak mogę chwalić za wydźwięk, tak jednak muszę też zauważyć, że w pewnej mierze bazuje on jednak na życiu, nie na literackiej fikcji, która ma ten wydźwięk budować. Bo jeśli Twoja opowieść nas uderza, to uderzasz nas tak naprawdę losami nie bohaterki, ale ludzi na co dzień. I chociaż można pisać, że na tym właśnie polega tworzenie opowiadań i taka jest ich rola, to tutaj w równiej mierze co Twoje opowiadanie, na odbiór pracuje perfidność życia. ;)

A żeby jakoś ładnie zakończyć to może jeszcze takie pytanko:

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dlatego po raz kolejny piszę smęty, co? :P

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Cześć, CMie

 

CO TO ZA BLUZGI W OPOWIADANIU?! JESZCZE TAKIM KRÓTKIM?!

I nie, tym razem mi nie przeszkadzały, ale skoro tak usilnie dopominałaś się o opiernicz, to do głowy by mi nie przyszło, żeby Ci czegokolwiek odmawiać. ;-)

:D

Od razu się lepiej poczułam ;)

 

Bo czytając, cały czas czułem, że balansuję na granicy zrozumienia. To znaczy, wydawało mi się, że pewne rzeczy doskonale rozumiem, ale umyka mi chyba coś jeszcze. Na końcu doszedłem do wniosku, że tego czegoś jeszcze jednak tu chyba nie ma, a granica zrozumienia, na której się zatrzymałem, jest zarazem granicą niedopowiedzeń w opowiadaniu.

<drapie się po głowie>

Czyli zrozumiałeś? MMyślałeś, że jest coś więcej, ale na koniec doszedłeś do wniosku, że jednak zrozumiałeś wszystko?

I proszę mnie nie poprawiać, bo to taka bardzo dla autorki korzystna interpretacja komentarza ;)

 

Pod względem wydźwięku tekst dosyć mocny.

Dziękuję :)

 

Ja w sumie dobrej woli skąpić Ci nie zamierzam, więc przyjmijmy, że bardzo skutecznie nie widzę, że tej fantastyki za bardzo tu nie ma. ;)

:D

 

Tak, jak mogę chwalić za wydźwięk, tak jednak muszę też zauważyć, że w pewnej mierze bazuje on jednak na życiu, nie na literackiej fikcji, która ma ten wydźwięk budować.

Ale literatura bazuje na życiu, nawet fantasy, nawet science-fiction, bo nawet wybór tematu opowiada o naszych ludzkich lękach. Nie wiem, czy da się stworzyć fikcję, całkowicie oderwaną od życia. I jak już pisałam drakainie, gdybym uderzyła losami bohaterki, pewnie miałabym w komentarzach zarzuty o emocjonalny szantaż. Ech, i tak źle, i tak niedobrze ;)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dlatego po raz kolejny piszę smęty, co? :P

Dobra, na MiM nie zdążę, ale opko i tak zamierzam napisać, będzie trochę weselej ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ech, kurczę, czyli hermetyczne :/ To jest w równym stopniu opowieść o chorobie, jak i o zmagającej się z nią bohaterce. Sporo rzeczy jest w tańcu i w korridzie, ale jak nie widać, to mogę się tylko bić w pierś i powtarzać mea culpa.

Z drugiej strony są osoby, na które opko działa, przywołuje wspomnienia, co mnie pociesza.

Nie nazwałbym tekstu hermetycznym. To nie tak, że brakuje mi jakichś informacji, żeby go zrozumieć. Jeżeli już, nazwałbym go osobistym – żeby się nim przejąć, potrzeba jakichś osobistych przeżyć, własnych skojarzeń.

Tak jak pisze CM:

Tak, jak mogę chwalić za wydźwięk, tak jednak muszę też zauważyć, że w pewnej mierze bazuje on jednak na życiu, nie na literackiej fikcji, która ma ten wydźwięk budować. Bo jeśli Twoja opowieść nas uderza, to uderzasz nas tak naprawdę losami nie bohaterki, ale ludzi na co dzień. I chociaż można pisać, że na tym właśnie polega tworzenie opowiadań i taka jest ich rola, to tutaj w równiej mierze co Twoje opowiadanie, na odbiór pracuje perfidność życia. ;)

A tu trafiasz w moją ślepą plamkę, bo robota wyerodowała całe moje współczucie dla osób chorych już jakiś czas temu. Więc może stąd moja niewrażliwość na ten tekst.

Ja widzę to tak:

Na chodniku siedzi/leży dziewczyna/młoda kobieta i wyciąga przed siebie rękę. Przed laty takie sceny były w Polsce powszechne, odkąd w jednym z „demoludów” zamordowano przed kamerami przywódcę państwa wraz z małżonką – uchodźcy zalali nasz kraj, dorosłych traktowano źle, ale kiedy u ich boku pojawiły się małe dzieci, niejeden dał pieniądze czy nawet żywność. To taka dygresja, jak można pokierować zachowaniem innych, wracam do sceny.

Dziewczyna siedzi sama. Nie gra na emocjach – brak obok niej budzących litość oraz współczucie: dziecka, podopiecznego z ośrodka czy np. podwiniętej nogi lub ręki („udawanego kalectwa”). Każdy, kto przechodzi obok, a nie zna jej, jest oburzony. „Taka młoda, w pełni sił, w wyzywającej kolorystyką i drogiej sukni, zamiast zabrać się do uczciwej roboty, siedzi i bezczelnie żebrze! Skandal!”. Czasem ktoś odbiegnie z przerażeniem, bo dziewczyna zmienia się nieoczekiwanie w byka, podobnie wyciągającego do przodu kończynę. W oczach obie te postaci mają prośbę, błagalne życzenie, nikłą nadzieję, że może się uda, że koś się ulituje i pomoże wstać, że stanie się cud.

Wyciągnięta dłoń dziewczyny nie żebrze, ona nie prosi o datki, ona prosi o pomoc. W walce z chorobą. Ze wszystkimi chorobami świata. Boli ją wszystko i cierpi na wszelkie możliwe schorzenia, symbolicznie ma objawy ich wszystkich jednocześnie, rozumiejąc, że wcześniej czy później przytłoczą ją one i pochłoną… Takich, jak ona, są lub będą na świecie tysiące…

Zjawia się kilka koleżanek z pracy, poklepujących ją po ramieniu i odchodzących bardzo szybko.

Podchodzi znajomy dziewczyny, wiedzący o celu proszenia, więc ona ma nadzieję, że przynajmniej zrozumie, poda wodę, lekarstwo, może nawet dłoń, która uspokoi i ukoi strach oraz ból. A on, przyszedłszy w konkretnym celu, każe jej wstać i tańczyć, bo sam ma taki zamiar. Wobec odmowy, pluje jej w twarz, po czym odchodzi, złorzecząc. Gorzej niż obcy.

Nagle pojawia się wystrojony, pewny siebie przechodzień, który przeraża dziewczynę, niczym demon. Jest przeciwieństwem leżącej – dostojny, wyprostowany, dumny i pewny siebie. Podchodzi i kopie ją, podając dłoń do morderczego tańca, przekonany że wykończy ją dzięki temu i tym samym zakończy jej „bezczelne żebractwo”.

Ona wie, że jego jednego nie chce tu widzieć, jemu jednemu zaufać nie może. Matador jest obcym, lecz jednocześnie znanym kobiecie od dawna złem, trawiącym jej organizm. Chora staje się na zmianę sobą i bykiem, atakowanym przez obcego. Rozumiejąc, że stawką jest życie, postanawia resztką sił wstać i zatańczyć, aby pokazać, że potrafi, że może, że wierzy w zwycięstwo, że się przed matadorem/demonem/złem nie ugnie. Tańczy sama przeciw niemu, chociaż długo prosiła o pomoc innych. Innym także pragnie pokazać, że zrobi wszystko, co może, aby już nie leżeć na chodniku i nie denerwować ich, aby pokonać pewnego siebie matadora, aby wbić w niego swoje bycze rogi i zatriumfować nad podstępnym obcym. Wygrać. Zwyciężyć zło. Dokonać rzeczy niemożliwej.

Tekst kończy się pozytywnie. W moim, pesymistycznym odczuciu, dziewczyna nie ma szans, lecz przecież wiara czyni cuda, a owe cuda zdarzają się wielokrotnie i nawet nieuleczalnie chorzy nagle zdrowieją, ciesząc się pełnią sił i życiem jeszcze długie lata. Każdy lekarz zna takie przypadki. Jest nadzieja, jest szansa, jest głęboka wiara. Tego nikt ani nic odebrać nie może. Bohaterka, początkowo bez sił, leżąca i nieprzytomna, jednak wstała, obecnie tańczy i ma nadzieję na wygranie tej „walki tanecznej”. Są byki, które pokonują matadorów. Ona chce takim bykiem być. Ona nim jest! :)

 

Pecunia non olet

None,

Jeżeli już, nazwałbym go osobistym – żeby się nim przejąć, potrzeba jakichś osobistych przeżyć, własnych skojarzeń.

A, nie chciałam sama tego pisać, ale skoro już napisałeś, to faktycznie też mam takie wrażenie :)

 

A tu trafiasz w moją ślepą plamkę, bo robota wyerodowała całe moje współczucie dla osób chorych już jakiś czas temu. Więc może stąd moja niewrażliwość na ten tekst.

Współczuję

 

Hej, bruce, bardzo ładna interpretacja heart

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Bo to świetny tekst. yes

Pecunia non olet

Irko, None!

Ja pomyślałam od razu o stwardnieniu zanikowym bocznym (łc. SLA, ang. ALS), bo jest cholernie związane jest ruchem i bezpośrednio się z nim zetknęłam. Cierpiał na nie również Stephen Hawking. Teraz przychodzą mi do głowy również rzadkie choroby genetyczne, np. EDS, tu jest wiele odmian, a niektóre parszywsze od pozostałych (niestety też doświadczenie osobiste).

W ogóle myślę sobie, że można różnie "tańczyć" z różnymi dolegliwościami, kontuzjami, a nawet chorobami. Jaki to będzie rodzaj tańca zależy od konkretnej osoby.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

W ogóle myślę sobie, że można różnie "tańczyć" z różnymi dolegliwościami, kontuzjami, a nawet chorobami. Jaki to będzie rodzaj tańca zależy od konkretnej osoby.

O, to, to :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Bardzo misie. Tekst ma swój klimat, który mi przypadł do gustu i poprowadził przez tekst, dodając uroku całej historii. A zmagania bohaterki mnie kupiły. Mocna scena z lekami, w tamtym momencie zastanawiałem się, czy wytrzyma, czy może sięgnie po tabletki szybciej. Ostatnią opcję uznałem za możliwą, bo Marta popadała w coraz gorszy stan. Dobrze przedstawiłaś jej charakter. 

Pozdrawiam. 

 

PS. 

Jestem kobietą, która sama decyduje o swoim życiu. To mój taniec! I wydrapię oczy każdemu, kto spróbuje mi go zabrać!

To zdanie mi nie podpasowało, wydaje mi się, że nie jest potrzebne. 

*SUBIEKTYWNA OPINIA*

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

smiley

Fascynatorze, a dla Ciebie kolejne heart

Nie dorównam dwom  takim serduszkom, ale…byki górą!

https://youtu.be/tTwktPMZw8A

Olé!

 

dum spiro spero

Witaj, Młody pisarzu, cieszę się, że się spodobało :) 

A zmagania bohaterki mnie kupiły.

A z tego zdania to cieszę się najbardziej :)

 

Fascynatorze, dałabym Ci jeszcze jedno serduszko, ale to już podejrzane będzie ;) Tej piosenki Wójcickiego nie znałam, ale pasuje jak ulał :)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Tekst, jaki trudno uczciwie ocenić (piszę o sobie). Z jednej strony nic nadzwyczajnego – chora dziewczyna walczy ze swoją dolegliwością. Ale z drugiej – sposób opisania tej walki… Owszem, wszystko można podciągnąć pod metaforę, znaczy torreadora, jego postępowanie z dziewczyną, zamiary (przerażające) wobec niej, taniec i byka też, ale to nie “załatwia” sprawy, czyli nie daje podstawy do nazwania szorta takim sobie opisem zmagań z chorobą. Za przenośniami chowa się realna walka, konkretny człowiek, i tu zaczyna się dla mnie to, co istotne – rozpaczliwa, bo skazana na przegraną walka bohaterki, dosłownie bohaterki, bo nie każda, nie każdy podejmuje boje, nie każdy prowadzi je do końca. Czy obecność fantastyki jest niezbędna, aby opowiadanie wybrzmiało w pełni? Myślę, że nie. Więcej – wciskanie jej, fantastyki potocznie rozumianej, na siłę, zaszkodziłoby, kierując uwagę czytającego na ślepe tory.

Pozdrawiam, Adam

Witaj, Adamie

Tekst, jaki trudno uczciwie ocenić (piszę o sobie)

A wiesz, zauważyłam, że szorcik bardziej przemawia do osób, które mają jakieś osobiste doświadczenia z chorobą, przywołuje wspomnienia, o tych, którzy odeszli.

 Ale z drugiej – sposób opisania tej walki… Owszem, wszystko można podciągnąć pod metaforę, znaczy torreadora, jego postępowanie z dziewczyną, zamiary (przerażające) wobec niej, taniec i byka też, ale to nie “załatwia” sprawy, czyli nie daje podstawy do nazwania szorta takim sobie opisem zmagań z chorobą.

Dziękuję, :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witaj Irko_Luz!

 

Przejmujący i metaforyczny tekst. Temat trudny i należy się uznanie za jego niebanalne ujęcie. Poza tym, pięknie napisany, chociażby ten fragment:

Obsypuje mnie prezentami niczym wahającą się kochankę. Obleka ręce w zbyt ciasne koronkowe mitenki, zdobi palce ciężkimi pierścieniami, a na nadgarstki nakłada brzęczące bransolety. Muska ramiona i kolana jak falbany sukienki, a na stopach maluje wzory niczym u mauryjskiej panny młodej.

 

Pozdrawiam!

Hmm, nie będę zgadywać, co to za choroba, bo chyba nie o to w tym wszystkim chodzi. Jakakolwiek by nie była, odbiera bohaterce coś ważnego i właśnie ta walka jest tutaj najważniejsza. Podoba mi się przeplatanie tego wszystkiego z tańcem matadora i niejednoznaczność tytułu. Pod koniec pojawia się lekkie znużenie wałkowaniem tego samego, ale rozumiem, że wymaga tego schemat i podział korridy. 

 

Ostatecznie bardzo na plus. I chyba jeden z nielicznych szorciaków, który mnie “gniecie” po przeczytaniu. Ale czytanie o śmierci takie chyba jest 

Hej, Kronosie, miło Cię tu widzieć :) Dziękuję z miły komentarz i cieszę się, że się spodobało :)

 

Cześć, OldGuard

Hmm, nie będę zga­dy­wać, co to za cho­ro­ba, bo chyba nie o to w tym wszyst­kim cho­dzi.

Zgadzam się w stu procentach :)

 

 I chyba jeden z nielicznych szorciaków, który mnie “gniecie” po przeczytaniu. Ale czytanie o śmierci takie chyba jest

Chciałabym powiedzieć, że mi przykro, że gniecie, ale w sumie o to chodziło. Cieszę się, że się spodobało :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dobry tekst umiejętnie grający na zaciekawieniu i przedstawieniu emocji postaci.

Bohaterka jest wyraźnie rozpisana, zwłaszcza od strony emocjonalnej. To definitwynie na plus dla szorta. Tajemnicza choroba też, choć tu może niektórych zawieść, że koniec końców nei pada jej nazwa i trzeba wydedukować, o co chodzi (a przynajmniej o jaką kategorię).

Zakończenie mocne, dobrze podsumowujące całośc utworu – czyli tak jak lubię w szortach.

I tylko te hiszpańskie wstawki mi przeszkadzały. Tak, dodawały klimatu, w najważniejszych miejscach dało się domyśleć ich kontektstu. Ale ponieważ nie znam grama hiszpańskiego, dlatego bohaterka mogła dla mnie mówić równie dobrze po klingońsku. A zejsćie na dół i przeczytanie słowniczka oderwałoby mnie od szorta, do którego właśnie przecież wszedłem. Nie mam jednak gotowego rozwiązania, samo rozwiązanie też nie jest dla mnie złę. Po prostu tutaj nie zadziałało i przez to dopiero poniewczasie uświadomiłem sobie, że cały tekst odnosi się do korridy.

Tak więc bardzo dobry koncert fajerwerków, odpowiednio dobrany emocjonalnie, z tajemniczym elementem w tle.

 

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hej, NWM, fajnie Cię widzieć : Serdecznie dziękuję za masę ciepłych słów i cieszę się, że się spodobało. Syczególnie miło mi było przeczytać, że bohaterka wyraźnie rozpisana, bo nie wszyscy czytelnicy byli podobnego zdania ;)

I tylko te hiszpańskie wstawki mi przeszkadzały.

To jest tak: robisz risercz, a potem żal ci niewykorzystać ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Anet, dziękuję :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

¡Baila conmigo!

Fajnie Ci wychodzi hiszpańszczyzna w polszczyźnie. Tak trzymać.

 

Hijo de puta.

Mocne! Syn dziwki, sukinsyn! Zabrakło klasycznego już de puta madre. Swoją drogą, jak można łączyć tak wiele dla nas, Polaków znaczący wyraz “matka”, prawie że święty, ze słowem dziwka? Zawsze mnie to zajmowało.

 

Wrócę z dłuższym komentarzem. Pozdrawiam! :)

 

 

Maćku, a jak to się łączy w “kurwa mać”? Tak samo.

Babska logika rządzi!

Maćku, a jak to się łączy w “kurwa mać”? Tak samo.

Tyż prawda. 

Maćku,

Swoją drogą, jak można łączyć tak wiele dla nas, Polaków znaczący wyraz “matka”, prawie że święty, ze słowem dziwka?

Hmm, tego… skurwysyn jest bardzo polski, a znaczy to samo ;)

 

Wrócę z dłuższym komentarzem.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Świetne opowiadanie, niesamowite. Wszystko mi się w nim podobało, przedstawienie corridy, walka z chorobą. Z jakiegoś powodu twoje opowiadanie skojarzyło mi się z książką Ernesta Hemingwaya Zaś Słońce Wschodzi. Jeszcze raz świetne opowiadanie, pozdrawiam.

Nowa Fantastyka