- Opowiadanie: Koala75 - Christmas visit

Christmas visit

 Tekst jest własnością spółki Koala75&GreasySmooth. Wszelkie prawa… itd.

Hasło przewodnie: 18. Jak do tego doszło, nie wiem.

Motyw Świąteczny: 14. Niezapowiedziany gość z kosmosu

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Biblioteka:

drakaina

Oceny

Christmas visit

Smok Zyg­munt, w ludz­kiej po­sta­ci, stał przy oknie, pa­trzył na pod­jazd przed domem i koń­czył drugą por­cję ulu­bio­nych lodów z ba­ka­lia­mi. Już za­padł zmierzch i wokół roz­bły­sły ko­lo­ro­we świa­tła de­ko­ru­ją­ce dom i ogród. Śnieg padał le­ni­wie, nie było wia­tru, pa­no­wa­ły cisza i spo­kój. Jesz­cze kilka chwil i razem z żoną Pa­try­cją i córką Kasią smok sią­dzie do wi­gi­lij­nej wie­cze­rzy. Wszyst­kie po­tra­wy go­to­we, zupa rybna (ulu­bio­na zupa wi­gi­lij­na Pa­try­cji) jest go­rą­ca. Zgod­nie z pol­ską tra­dy­cją przy­go­to­wa­ne też zo­sta­ło miej­sce dla za­błą­ka­ne­go wę­drow­ca. Panie koń­czą się stro­ić i zaraz zejdą do sa­lo­nu.

Zyg­munt  był już w świą­tecz­nym na­stro­ju. Wszyst­ko dzia­ła­ło jak na­le­ży. Roz­licz­ne od­dzia­ły firmy przy­no­si­ły zyski, a wczo­raj wy­mknął się z domu i jako smok po­żarł na su­ro­wo ba­ra­na Du­że­go Sta­cha.

 

Stach, gdy Zyg­munt pła­cił za ba­ra­na, śmiał się:

– Zyg­munt, tylko nie mów mi znowu: „Jak do tego do­szło, nikt nie wie”.

Smok ugryzł się w język, bo to właśnie chciał powiedzieć. Góral tymczasem kontynuował:

– Prze­cie nie da się żyć sa­my­mi bro­ku­ła­mi. Moja Hanka też mnie ka­tu­je taką trawą, bo niby spa­śny je­stem, ale przy­naj­mniej nie muszę co­dzien­nie bie­gać skoro świt, jak ty ze swo­imi dziew­czy­na­mi.

 

Do­brze wie­dział, że obie panie Zyg­mun­ta wy­naj­du­ją w tych ko­bie­cych cza­so­pi­smach, coraz to nowe zdro­wot­ne diety i wpro­wa­dza­ją je w domu. Tak się dziw­nie skła­da­ło, że im now­sza była dieta, tym mniej prze­wi­dy­wa­no w niej mięsa, więc smok mu­siał się jakoś ra­to­wać.

Spo­tka­nie za­koń­czy­li, osu­sza­jąc bu­tel­kę śli­wo­wi­cy ‘tylko dla zdro­wia’.

Lody się przy­da­ją, żeby gasić ogień w trze­wiach, i dla­te­go Zyg­munt je tak po­lu­bił. Lubi też te swoje panie. Pa­try­cja dalej taka pięk­na, jak wtedy, gdy dał się za­uro­czyć. Kasia w tę wi­gi­lię skoń­czy dwa­dzie­ścia lat i zyska moc prze­mia­ny w smo­ki­nię i z po­wro­tem w ko­bie­tę. Jest taka ładna, że je­że­li w smo­czej po­sta­ci też taka bę­dzie, to żaden smok nie oprze się jej uro­ko­wi.

Tak roz­my­śla­jąc, z lo­da­mi w ustach, Zyg­munt tro­chę się fra­so­wał, bo skąd wziąć smoka dla córki, oko­licz­ni ju­ha­si… jed­nak to nie to. Całe szczę­ście, że o posag nie trze­ba było się mar­twić i na ślub bę­dzie przy­go­to­wa­na dla gości spe­cjal­na par­tia oscyp­ków.

Usły­szał kroki na scho­dach, więc od­wró­cił się by uśmie­chem po­wi­tać swoje dziew­czy­ny.

Nagle coś łup­nę­ło za oknem. Spoj­rzał i zdzi­wił się nie­po­mier­nie. Przed domem stał naj­praw­dziw­szy młody zło­ci­sty smok. Zyg­munt zmie­nił się w smoka, pod­szedł do drzwi, otwo­rzył i znowu się zdu­miał. Za drzwia­mi stał tro­chę oszo­ło­mio­ny mło­dzie­niec w zło­ci­stym gar­ni­tu­rze, a smoka nie było ani śladu. Młody czło­wiek ode­zwał się naj­czyst­szą pol­sz­czy­zną:

– Sorry, nie wiem, jak to się stało, że tu je­stem i chyba jak do tego do­szło, nikt nie wie, god­da­mit. 

Zyg­munt przy­brał z po­wro­tem ludz­ką po­stać i za­pro­sił go do środ­ka, do sa­lo­nu. Żona i córka pa­trzy­ły z cie­ka­wo­ścią na go­ścia, cze­ka­jąc na wy­ja­śnie­nie, kto zacz i skąd się wziął. Widać było, że na mło­dzień­cu uroda obu pań wy­war­ła nie­ma­łe wra­że­nie. Zwłasz­cza od Kasi nie mógł ode­rwać wzro­ku.

Przy­na­glo­ny przez Zyg­mun­ta za­czął opo­wia­dać:

– Je­stem smo­kiem, mam na imię Evald, po­cho­dzę z pla­ne­ty w gwiaz­do­zbio­rze Smoka.

– Naprawdę? To jak się tu znalazłeś? – Kasia spytała, nie dowierzając.

– Sie­dzia­łem z ro­dzi­ca­mi i dziad­kiem przy świą­tecz­nym stole, bo mamy teraz Smocze Święta. Dzia­dek za­czął opo­wia­dać stare ro­dzin­ne hi­sto­rie i wspo­mniał, że mamy bar­dzo dobre­go znajomego, da­le­ko w Ukła­dzie Sło­necz­nym na pla­ne­cie Zie­mia.

– Faktycznie daleko – znowu wtrąciła się Kasia.

– Wes­tchną­łem, że chciał­bym zo­ba­czyć, jak tam jest i nie wiem, jak to się stało, ale w jed­nej chwi­li zna­la­złem się przed wa­szym domem…

Pa­try­cja prze­rwa­ła mu:

– Je­steś na­szym nie­za­po­wie­dzia­nym przy­by­szem z Ko­smo­su. Też mamy Świę­ta i wła­śnie mie­li­śmy za­siąść do wie­cze­rzy wi­gi­lij­nej. Zjesz z nami i prze­no­cu­jesz.

– Tak, tak! – Tym razem słychać było entuzjazm w głosie Kasi.

Patrycja dokończyła:

– Mamy nie tylko miej­sce przy stole dla nie­spo­dzie­wa­ne­go go­ścia, ale i przy­go­to­wa­ny pokój go­ścin­ny.

Mimo tego, że wszyst­kie po­tra­wy były we­ge­ta­riań­skie, nad­zwy­czaj­nie sma­ko­wa­ły Eval­do­wi. Na jego pla­ne­cie nie ma tylu wa­rzyw i owo­ców, więc za­ja­dał się nimi, co szcze­gól­nie cie­szy­ło Pa­try­cję, ale tro­chę mniej Zyg­mun­ta. Gdy na deser po­ja­wi­ły się ulu­bio­ne lody pana domu i lo­do­wy tort, gość nie mógł się na­chwa­lić ich smaku. Pa­try­cja nie omiesz­ka­ła wspo­mnieć, że te lody ro­bi­ła sama Kasia. W sumie nie było to po­trzeb­ne, bo Evald cały czas nie mógł ode­rwać spoj­rze­nia od Kasi, a Kasia też wpa­trywała się w niego jak w ob­ra­zek, wcale nie świę­ty. Iskrzyło mię­dzy nimi tak, że wła­ści­wie cho­in­ka mogła spło­nąć.

Dzię­ki temu nie zwró­ci­li uwagi na zło­ci­sty płyn, który Zyg­munt dolał sobie ukrad­kiem do lodów, żeby je odrobinę… urozmaicić.

Zyg­munt był tro­chę za­zdro­sny o córkę, jak każdy oj­ciec, ale rów­no­cze­śnie cie­szył się, bo ten smok zro­bił na nim na­praw­dę dobre wra­że­nie. Smoki zło­ci­ste to elita wśród smo­ków, po­rząd­ne  i za­wsze bo­ga­te. Poza tym ktoś bę­dzie mu­siał dbać o smo­cze dzie­ci, kiedy Kasia bę­dzie roz­wi­jać oscyp­ko­we im­pe­rium. Oby tylko śledz­two Ga­lak­tycz­nej Ko­mi­sji Nad­zo­ru Fi­nan­so­we­go się przedaw­ni­ło…

Warto dodać, że dzie­ciń­stwo u smo­ków trwa sto dwa­dzie­ścia lat, a opie­kun szcze­gól­nie na po­cząt­ku musi nosić pan­cerz ognio­od­por­ny.

Po wie­cze­rzy Kasia za­pro­wa­dzi­ła gościa do jego po­ko­ju i długo jesz­cze roz­ma­wia­li. Potem zja­dła dwie duże por­cje lodów, bo spo­dzie­wa­na moc prze­mia­ny się ujaw­ni­ła i trze­ba było smo­czy ogień w niej zła­go­dzić. Na­stęp­ne­go dnia Evald i Kasia spę­dza­li każdą chwi­lę razem i nawet w smo­czych po­sta­ciach po­le­cie­li nocą do Kra­ko­wa, żeby młody zo­ba­czył Jamę Wa­wel­skie­go Smoka, o któ­rym mu dzia­dek opo­wia­dał. Kasia wzię­ła strój do bie­ga­nia, żeby móc się prze­mie­nić i nie wzbu­dzać sen­sa­cji. Zyg­munt po­ży­czył Eval­do­wi swój, mieli po­dob­ne fi­gu­ry w ludz­kiej po­sta­ci. 

 Na bul­wa­rze nad Wisłą mło­dzi spo­tka­li grupę ludzi z sza­li­kami o na­ro­do­wych bar­wach, któ­rzy jesz­cze świę­to­wa­li suk­ces pol­skiej dru­ży­ny pił­kar­skiej. (Po trzydziestu sześciu latach awans do fazy pucharowej MŚ).

Gdy rozgrzani procentami kibice za­cze­pi­li Eval­da są­dząc po żół­ta­wym (zło­ci­stym) ko­lo­rze skóry i czar­nych wło­sach, że jest Ja­poń­czy­kiem i do­ma­ga­li się de­kla­ra­cji za kim jest, ten przy­tom­nie im od­po­wie­dział, że ki­bi­cu­je re­pre­zen­ta­cji Pol­ski i nie mu­siał zmie­niać się w smoka. 

Nie wspo­mniał, że był nawet brany pod uwagę w ka­drze mło­dzie­żo­wej ko­smicz­ne­go Fdel­thu­na. I do­brze, bo by go nie zro­zu­mie­li. 

Został uznany za swojego i otrzymał flaszkę z płynem, do wypicia “za naszych”. Obiecał, że zrobi to później, bo musi odwieźć swoją dziewczynę całą do domu.

W drugi dzień Świąt, gdy wie­czo­rem Evald znowu opo­wia­dał o ro­dzin­nej pla­ne­cie w gwiaz­do­zbio­rze Smoka, Kasia wes­tchnę­ła, trzy­ma­jąc go za rękę:

– Bar­dzo chcia­ła­bym tam się zna­leźć i zo­ba­czyć to wszyst­ko, o czym opo­wia­dasz.

I nagle oboje zna­leź­li się w sa­lo­nie ro­dzin­ne­go domu Eval­da. Ro­dzi­ce i dzia­dek ogrom­nie się ucie­szy­li. Nie wie­dzie­li, co się z je­dy­na­kiem stało, a tu nie dosyć, że wró­cił cały, to jesz­cze z pięk­ną panną i za­ko­cha­ny w niej na umór.

Po ostat­nim smo­czym balu byli tro­chę za­nie­po­ko­je­ni, bo młodemu smokowi nie spodo­ba­ła się żadna smo­czy­ca.

Teraz oznaj­mił, że Kasia bę­dzie jego żoną i od razu przy nich się oświad­czył, elegancko klękając przed nią z pierścionkiem dawno przygotowanym na taką okazję. Kasia tro­chę była za­sko­czo­na, ale Evald jej się po­do­bał i wiel­kość dia­men­tu w pier­ścion­ku też, więc oświad­czy­ny przy­ję­ła. Cał­ko­wi­cie pod­bi­ła serca jego ro­dzi­ny, gdy jesz­cze oka­za­ło się, że wspa­nia­le po­tra­fi krę­cić lody na skalę ko­smicz­ną. Tę szcze­gól­ną zdol­ność odzie­dzi­czy­ła po ta­tu­siu.

Po kilku go­dzi­nach ziem­skie­go czasu mło­dzi za spra­wą wspól­ne­go wes­tchnie­nia  wró­ci­li do Pa­try­cji i Zyg­mun­ta, żeby po­ka­zać, że nic im nie jest i oznaj­mić, że będą miesz­kać w willi Eval­da, nie­da­le­ko domu jego ro­dzi­ców. Stam­tąd Kasia bę­dzie kie­ro­wa­ła od­dzia­łem “Oscyp­ki jak od smoka”, któ­rym pod­bi­je naj­pierw kon­ste­la­cję Smoka, a potem całą Drogę Mlecz­ną. Wes­tchnie­nia po­zwo­lą im od­wie­dzać ro­dzi­ców na Ziemi w każde Świę­ta. W zwy­kłe dni nie będą mogli, bo to dzia­ła tylko w Świę­ta, ale jak do tego do­szło, nikt nie wie. 

Pa­try­cja i Zyg­munt trochę będą tęsknić za córką, lecz się cie­szą, że do­brze wy­bra­ła.

 

Koniec

Komentarze

Sympatyczny szorcik. Miałam co prawda nadzieję, że pociągniecie wątek skrywanej mięsożerności, ale i tak było ładnie. Zaśmiałam się, gdy odkryłam, że smok nie jada baranów, które zna osobiście;)

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć!

 

Już zapadł zmierzch i wokół domu rozbłysły kolorowe światła dekorujące dom i ogród. Śnieg padał leniwie, nie było wiatru, wokół panowały cisza i spokój.

Brzydko.

 

Gdy na deser pojawiły się ulubione przez pana domu lody i lodowy tort, gość nie mógł się nachwalić ich smaku.

Może ulubione lody pana domu?

 

W sumie nie było to potrzebne, bo Evald cały czas nie mógł oderwać spojrzenia od Kasi, a Kasia też była wpatrzona w niego jak w obrazek, wcale nie święty. Widać było, jak iskrzy między nimi tak, że właściwie choinka mogła spłonąć.

Byłoza.

 

Patrycja i Zygmunt trochę będą tęsknić za córką. lecz się cieszą, że dobrze wybrała.

Zaplątała się kropka zamiast przecinka. Ponadto zmieniłabym trochę szyk: …lecz cieszą się, że dobrze wybrała.

 

Sympatyczny tekst, aczkolwiek wiele poza ową sympatycznością nie oferuje. Smokowatość w połączeniu z klimatem świątecznym moim zdaniem nie w pełni wykorzystana. Poza tym historia do niczego nie dąży, ukazuje tylko kilka scenek rodzajowych z życia de facto przeciętnej rodziny. Gdyby nie to, że wszyscy są smokami, nie byłoby tu nic co mogłoby zainteresować czytelnika.

Napisane bardzo prosto, trochę wręcz kulawo: dużo powtórzeń, niezręczności językowych, jakbyś się bał/bali używać bardziej kwiecistego języka.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Gravel, biegnę wprowadzić poprawki. Dzięki za wypunktowanie niezręczności.

Napisane kulawo. Cóż, nie od razu staje się mistrzem języka i pióra. Za dziesięć może lat może będzie lepiej, a może nie. :)

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Miło zobaczyć Krakusa. Sorry, Krokusa.

Hej Kolala75 !!!

 

Spoko bajeczka, z dużą wyobraźnią :))) Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Cześć, Koalo

Początek wzbudził we mnie bardzo pozytywne emocje. Zaintrygował, liczyłem wówczas na rozbudowany świat i sympatyczną historię, bo takie wrażenie można odnieść po pierwszym akapicie. Niestety trochę się zawiodłem. 

Stach, gdy Zygmunt płacił za barana, śmiał się:

– Zygmunt, tylko nie mów mi znowu: „Jak do tego doszło, nikt nie wie.” Przecie nie da się żyć samymi brokułami. Moja Hanka też mnie katuje taką trawą, bo niby spaśny jestem, ale przynajmniej nie muszę codziennie biegać skoro świt, jak ty ze swoimi dziewczynami.

To bardzo subiektywne uczucie, ale mnie ten fragment nie rozbawił. Co więcej humor w całym tekście nie zrobił na mnie wrażenia, a szkoda, bo na tym w głównej mierze opiera się tekst.

Do tego momentu mamy równe tempo akcji, niestety później wszystko działo się dla mnie za szybko. Złocisty smok wpadł i narobił zamieszania. Poznaje Kasię i… Zabrakło mi emocji, nie poczułem tego. 

Rozumiem, że całość jest stylizowana pod bajkę, ale moim zdaniem styl jest nieco poszarpany. Czasem jest trochę akcji, czasem duże akapity streszczenia. Często również występują infodumpy i chociaż wiem, że w bajkach coś takiego powszechnie występuje, to tutaj mi nie pasuje. Brzmi dla mnie nienaturalnie. 

Dialogi brzmiały dla mnie nieco sztucznie, tak jakby miały tylko wyjaśnić prawa rządzące światem, nie zaś służyć kreacji postaci. Zdania były długie, przypominały mi suche wystąpienia, co nie pasowało mi do charakteru bohaterów. 

Pomysł na smoki intrygujący, ale niestety nie zauważyłem, by to coś zmieniło w historii. Równie dobrze mogliby być to ludzie, mają takie same zachowania, żyją w takich samych miejscach i jedyne co ich różni to poznanie kosmosu. Smoki mają większą wiedzę, ale czy to, aż tyle zmienia? 

Doceniam pomysł na przejmowanie kosmosu oscypkami? Chętnie bym je zjadł, jeśli produkują je smoki :D Ogólnie założenia fabularne mi się podobają. Jest tu miejsce na zwrot akcji, ciekawą historię, ale tak jak wyżej wspomniałem, moim zdaniem nie został wykorzystany pełny potencjał. Chętnie przeczytałbym dłuższą wersję tekstu. 

To moja wyłącznie subiektywna opinia. 

„Jak do tego doszło, nikt nie wie.”

Kropka po cudzysłowie. 

Spotkanie zakończyli osuszając butelkę śliwowicy

Wydaje mi się, że brakuje przecinka. 

Gdy rozgrzani procentami kibice zaczepili Evalda, sądząc po żółtawym(złocistym) kolorze skóry i czarnych włosach, że jest Japończykiem i domagali się deklaracji za kim jest

Brakuje przecinka? Ogólnie miałem lekki problem z podmiotem w tym zdaniu. Dla mnie trochę przekombinowane. 

westchnęła, trzymając go za rękę:

wiedzieli, co się z jedynakiem stało,

Pozdrawiam serdecznie! 

 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Wyszło średnio. Może dlatego, że nie chcieliście przeszarżować? No i, jako się na wstępie napisało, średnio jest. Szkoda…

Myślę jednak, że gdybyście dłużej współpracowali, kazdy dorzuciłby od siebie, co ma najlepszego.

Pozdrawiam

Davidiqu, dziękujemy, Greasy i ja.

Młody pisarzu, kropka i przecinki poprawione. Z chochlikiem się policzymy później.

Problem humoru i infodumpów jest zawsze dyskusyjny. Dialogów wcale nie ma, bo mówiący nie odzywają się na przemian. Krótszy tekst, to mniejsza szansa na zanudzenie czytelnika. :)

Adamie, cieszymy się, że średnio, a nie gorzej. Widocznie tylko na tyle było nas stać. :(

 

Dialogów wcale nie ma

Ale chyba wiesz, o co mi chodzi? 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Młody pisarzu, spróbowałem pójść za Twoją radą i wprowadziłem zmiany. Mam nadzieję, że Greasy mi głowy nie urwie. :)

Tobie nie urwie, ale mi? :D 

W mojej opinii teraz jest lepiej. Dialogi są bardziej naturalne i nie przypominają suchych wypowiedzi, ale…

Twoją radą i wprowadziłem zmiany.

Nie mam wystarczającego doświadczenia, by radzić. Podzieliłem się raczej luźnymi przemyśleniami, więc z dużym dystansem podchodź do moich słów :) 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Młody pisarzu, po burzliwej dyskusji z samym sobą uznałem Twoje spostrzeżenia za dobrą radę, a dobra rada nie potrzebuje certyfikatu. :)

Witaj, Koalo75. :)

Nie dość, że ten smok złocisty, to na dodatek jeszcze przybył z gwiazd! :)

Lekki, pełen humoru oraz samych dobrych emocji tekst, doskonały na czas świąteczny. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bruce, z taką intencją został napisany. Spokojnych dni przedświątecznych. :)

Młody człowiek odezwał się najczystszą polszczyzną:

– Sorry, nie wiem, jak to się stało, że tu jestem i chyba jak do tego doszło, nikt nie wie, goddamit.

:D

 

Sympatyczne :) Lubię smoka Zygmunta :) Choć mogliście bardziej wykorzystać zarówno smokowatość, jak i motyw świąt.

Jeśli zamierzaccie nadal publikować wspólnie (a mam nadzieję, że smok się jeszcze pojawi), to może zróbcie to o tak.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, mówiąc innymi słowy: życzysz nam złotych piór. Dzięki, dobra z Ciebie… (wstaw coś super miłego).

Bruce, z taką intencją został napisany.

 

Tak to odebrałam, udało się doskonale. :)

 

Spokojnych dni przedświątecznych. :)

Wzajemnie. Wszystkim nam na Portalu. Oby takimi były. smileyheart

Pecunia non olet

Poczytałem, śmiechłem raz po 

i zakochany w niej na umór.

chyba flaszka do wypicia za naszych jednak weszła płynnie.

Samo opowiadanie nieco niezgrabne niczym pierwsze kroki jelenia na lodzie, odrobine krzywawe(jak przegroda nosowa większości populacji) od kanciastości na łączeniach zdań.

Tym niemniej, albo w tym szaleństwie jest metoda, albo odwaga literata po literatce, ewentualnie pięciu.

 

PanKratzku, wolimy wybrać z Twojej oceny naszego tekstu: “w tym szaleństwie jest metoda”. ;)

Całkiem przyjemne sceny z życia smoków :) 

Młody człowiek odezwał się najczystszą polszczyzną:

– Sorry, nie wiem, jak to się stało, że tu jestem i chyba jak do tego doszło, nikt nie wie, goddamit. 

:D

 

Całkowicie podbiła serca jego rodziny, gdy jeszcze okazało się, że wspaniale potrafi kręcić lody na skalę kosmiczną. Tę szczególną zdolność odziedziczyła po tatusiu.

Całe szczęście, że nie dobraliście innego czasownika, jeszcze by się jakiś złośliwiec dwuznaczności doszukiwał. Te dzisiejsze internety…

 

Ośmiorniczko, dzięki tym dzisiejszym internetom możemy pisać na NF, takie dwuznaczności. laugh 

Niby sympatyczne, ale jakoś mnie nie porwało. Być może to wina bardzo wysokich oczekiwań, bo jak zobaczyłam połączenie Koala + GreasySmooth + Smok Zygmunt spodziewałam się czegoś naprawdę spektakularnego :D

Jest trochę bajkowej sytlizacji, ale jednocześnie jest dla mnie zbyt współcześnie, żebym te bajkowe uproszczenia mogła przełknąć bez mrugnięcia.

Podobało mi się galaktyczne imperium oscypkowe i lody do gaszenia smoczego ognia :)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Minden, musimy smokowi przekazać z lodami na wszelki wypadek, że winduje oczekiwania powyżej naszych możliwości. Taka prawda. :(

Koalo, proszę nie podcinać smokowi ani sobie skrzydeł! Lepiej wspiąć się smokowi na grzbiet i pozwolić jego silnym skrzydłom unieść Was wysoko, wysoko w literackie przestworza :)

Tym razem nie porwało, ale jestem pewna, że następnym razem będzie lepiej!

 

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Może za rok, lub dziesięć, a może nie. My smokowi nic nie zrobimy, może on nam, bo może. :)

Gruszel, dziękujemy za ładną ilustrację To chyba Kasia po przemianie. :)

Слава Україні!

Golodhu, w przyszłym roku nie będzie Mikołaja?

Myślałem raczej, że Mikołaj zmieni się w smoka:P

Слава Україні!

Hej, Koala75&GreasySmooth sp. z o.o.

Ja ten tekst odebrałem jako przyjemną bajeczkę do przeczytania… ot tak, do podusi :)

Wszystko się układa, wszystko jest możliwe. Święta idą!

 

kręcić lody na skalę kosmiczną

Mieli do czynienia z jakimiś przetargami z Unijnymi?

 

Pozdrawiam ;)

Ramshiri, tak, w końcu to jest k.świąteczny. Smoki nie zdradziły nam, czy i jakie mają znajomości w Unii.

Hmmm. No, nie rzuciło na kolana. Jakoś za dużo mi tu romansidła i obyczajówki. Zygmunt jest bardziej ojcem niż smokiem… Jakby zdziadział, a co najmniej podtatusiał.

Babska logika rządzi!

Czyli smoki pochodzą z kosmosu, wreszcie się wyjaśniło, skąd się wzięły i dlaczego jest ich na ziemi tak mało. W końcu musi gdzieś istnieć odległa planeta, którą zamieszkują, ale podróż zapewne jest kosztowna i męcząca, więc nie tak często migrują. Z drugiej strony, skoro potrafią przemieniać się w ludzi, to może być ich u nas więcej. Miłośnicy teorii spiskowych mogą mieć rację, że reptilianie żyją pośród nas, ale chyba nikt nie wziął pod uwagę, że potrafią zionąć ogniem!

 

Ładnie wplotłeś/wpletliście nawiązania do Krakowskiej kultury przekuwając treść w fantastykę i ukazując smoka jako typowego stereotypowego mężczyznę, który się roztył i ukrywa przed żoną, że lubi sobie podjeść i wypić. 

Trochę nie ogarniam o co chodzi z wiekiem bohaterów. W jednym miejscu było wspomniane, że w wieku 20 lat dziewczyna zyskuje moc przemiany w smoka, później jest mowa o wydaniu jej za mąż, a dalej w tekście występuje informacja, że dzieciństwo smoków trwa 120 lat. 

 

Z kwestii technicznych, powtórzę to, co mi kiedyś polecił Chrościsko, warto ograniczyć w tekście ilość wyrazów takich jak “był”, “miał” i pokrewnych zastępując je innymi słowami. 

 

Pozdrawiam :)

 

Finklo, czas działa nawet na smoki, a szort świąteczny, naszym zdaniem, lepiej żeby nikogo na kolana nie rzucał. Jeśli kogoś uśmiechnie, to będziemy szczęśliwi. :)

Mordocu, miło Cię czytać. Kasia do lat dwudziestu była człowiekiem. Na smoczej planecie jej dzieci może będą mogły być smokami zaraz po narodzinach. Tego od Zygmunta nie dowiedzieliśmy się. To są smocze tajemnice.

 

A rzeczywiście! Smoki zawsze były mądrymi i tajemniczymi istotami, ale może kiedyś uda nam się poznać je na tyle blisko, że uchylą chociaż rąbek tajemnicy. Oby!

I dzięki za komplement :D

Mordocu, smoki obserwują ludzi i nie spieszno im do uchylania nawet rąbka swych tajemnic.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Anet, bardzo się cieszę i mam nadzieję, że nie cofniesz udzielonej mi licencji. :)

Miła historyjka, ale zastanawiam się, spółko Koala75&GreasySmooth, co świętują kosmiczne smoki, bo chyba nie Boże Narodzenie. No i bardzo żałuję, że nie dane mi było poznać świątecznych zwyczajów panujących na planecie Evalda.

 

skąd wziąć smoka dla córki, oko­licz­ne ju­ha­sy… – …skąd wziąć smoka dla córki, oko­licz­ni ju­ha­si

 

przy­go­to­wa­na dla gości spe­cjal­na par­tia oscyp­ka. → Jednego oscypka?

 

są­dząc po żół­ta­wym(zło­ci­stym) ko­lo­rze… → Brak spacji przed nawiasem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, spację zaraz wstawię, a z chochlikiem się policzę później.

przygotowana dla gości specjalna partia oscypka. → Jednego oscypka? ← mówi się: partia sera, partia oleju, ale dam l.mn.

okoliczne juhasy ← tego nie poprawię, bo sądzę, że tu smok chciał wyrazić swoje lekceważenie/dezaprobatę.

Smoki mają swoje Smocze Święta i niechętnie zdradzają swoje tajemnice.

 

…mówi się: partia sera, partia oleju, ale dam l.mn.

I słusznie, bo kiedy produkuje się partię sera, to jest to ser jednego gatunku, a kiedy tłoczy się partię oleju, jest to także określony olej; a oscypki bywają różne – mogą być przygotowane z tego samego samego surowca, ale mieć różny kształt i różną wielkość.

 

…tego nie poprawię, bo sądzę, że tu smok chciał wyrazić swoje lekceważenie/dezaprobatę.

Rozumiem smoka. ;)

 

Smoki mają swoje Smocze Święta i niechętnie zdradzają swoje tajemnice.

Zauważyłam. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, jednak juhasów poprawiłem w tekście, bo to nie jest wypowiedziane przez smoka, a narrator nie podkreślił, że smok tak myśli lekceważąco o okolicznych młodzieńcach.

Słusznie, Misiu. Zlekceważony juhas może lekceważącego prasnąć bez kufę i jeszcze nazwać go krucafuksem zatraconym, hej!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, tys prowda.

Lekkie i przyjemne, raczej nie zostawia wrażenia na dłużej i nie ma głębi, ale to taka niezobowiązująca rozrywka. Czytało się nieźle, mimo językowych potknięć tu i ówdzie.

Pozdrawiam!

Chalbarczyk, dziękujemy i cieszymy się, że dostarczyliśmy odrobinę rozrywki, bo taki był cel.

Bardzo sympatyczne i zabawne:). Na pewno poprawiło humor:).

Monique, oby Ci poprawiło na dłużej. :)

Sympatyczny bezpretensjonalny tekścik, wstawka o baranach uśmiechnęła, a ponieważ smoki są zawsze na propsie, to oczywiście poprawiło mi humor, który święta mi nieodmiennie psują ;)

 

PS. Wyrzuciłabym zaimek “swojej” z pierwszego zdania.

http://altronapoleone.home.blog

Bystrooka, oczywiście masz rację, smok nie mógł/nie powinien być w nie swojej ludzkiej postaci (chociaż, kto go wie). Ucieszyło nas, że smoki Cię uśmiechnęły.

 

Cześć! 

zacznę od technikaliów. Wyłapałam sporo powtórzeń i warto przejrzeć jeszcze tekst pod ich kątem, cytuję tylko kilka przykładów. Napisane nieźle, choć momentami niezgrabnie.

Jeszcze kilka chwil i razem z żoną Patrycją i córką Kasią smok siądzie do wigilijnej wieczerzy. Wszystkie potrawy gotowe, zupa rybna (ulubiona zupa wigilijna Patrycji) jest gorąca. 

 

Tak rozmyślając, z lodami w ustach, Zygmunt trochę się frasował, bo skąd wziąć smoka dla córki, okoliczni juhasi… jednak to nie to

Brzmi mocno topornie i dziwnie wręcz.

Przed domem stał najprawdziwszy młody złocisty smok. Zygmunt zmienił się w smoka, podszedł do drzwi, otworzył i znowu się zdumiał. Za drzwiami stał trochę oszołomiony młodzieniec w złocistym garniturze, a smoka nie było ani śladu. Młody człowiek odezwał się najczystszą polszczyzną:

Plus, chyba (pewna nie jestem) po smoku nie było ani śladu?

Siedziałem z rodzicami i dziadkiem przy świątecznym stole, bo mamy teraz Smocze Święta. Dziadek zaczął opowiadać stare rodzinne historie

Patrycja nie omieszkała wspomnieć, że te lody robiła sama Kasia. W sumie nie było to potrzebne, bo Evald cały czas nie mógł oderwać spojrzenia od Kasi, a Kasia też wpatrywała się w niego jak w obrazek, wcale nie święty.

 

Co do fabuły to dla mnie brakowało jakiegoś konkretu i klamry. 

Wspominasz o brakującym mięsie w diecie, ale poza krótką wzmianką przy kolacji ze złotym smokiem, ten kawałek nie ma dla fabuły większego znaczenia.

Zakładam, że miało to przypominać bajkę ale szczególnie końcówka dla mnie kuleje. Można ją streścić do poszli do niego, potem znowu do niej. Żyli długo i szczęśliwie w krainie oscypków. 

Niemniej plusik za pomysł na smoki i smoki z innej galaktyki. No i za oscypki :)

Koalo i TłustawyGładku!

 

Smok Zygmunt, w ludzkiej postaci, stał przy oknie, patrzył na podjazd przed domem i kończył drugą porcję ulubionych lodów z bakaliami. Już zapadł zmierzch i wokół rozbłysły kolorowe światła dekorujące dom i ogród. Śnieg padał leniwie, nie było wiatru, panowały cisza i spokój. Jeszcze kilka chwil i razem z żoną Patrycją i córką Kasią smok siądzie do wigilijnej wieczerzy. Wszystkie potrawy gotowe, zupa rybna (ulubiona zupa wigilijna Patrycji) jest gorąca. Zgodnie z polską tradycją przygotowane też zostało miejsce dla zabłąkanego wędrowca. Panie kończą się stroić i zaraz zejdą do salonu.

To mieszanie czasów takie nie tenteges niestety.

 

No, zabawny szorcik. Niestety trochę nierówny, parę momentów się rozjeżdża względem siebie (tempo początku i kolejnych etapów), ale przyjemna lekturka całkiem. Sympatyczna postać smoka Zygmunta. ^^

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Barbarianie, cieszymy się razem z Zygmuntem, że uważasz go za sympatycznego i, że opowieść o nim i jego rodzinie była przyjemna.

Ciepły, a przy tym nienachalnie dowcipny tekst. Niezły czasoumilacz, choć nie ukrywam, że spodziewałem się po nim trochę więcej. Choćby jakichś trudności (oczywiście łatwych do przezwyciężenia), które stanęłyby na drodze smoczej parze.

Pozdrawiam!

Adamie-c4, cieszy nas, że uznałeś wpleciony humor za nienachalny, o to nam chodziło. Dzięki.

Czyta się dobrze, tak jak powinno być. Świąteczne opowiadanie nie jest złe, kiedy uspokaja i pozwala się zrelaksować. Natomiast płynie trochę tak jakby dyrygent kierował orkiestrą i tylko tak machał rękami, jakby wymalowywał kształt łąki. Czyli spokój, idylla. Poszli, nie poszli, coś zjedli, kogoś spotkali, poszli spać etc. Akurat mi to dzisiaj pasowało, zadziałało jak melisa.

 

Pomijając jednak moje podejście, uważam, że prawdziwi ciężar opka i jego potencjalna moc zawarte zostały we fragmencie:

 

Zygmunt  był już w świątecznym nastroju. Wszystko działało jak należy. Rozliczne oddziały firmy przynosiły zyski, a wczoraj wymknął się z domu i jako smok pożarł na surowo barana Dużego Stacha.

 

Stach, gdy Zygmunt płacił za barana, śmiał się:

– Zygmunt, tylko nie mów mi znowu: „Jak do tego doszło, nikt nie wie”.

Smok ugryzł się w język, bo to właśnie chciał powiedzieć. Góral tymczasem kontynuował:

– Przecie nie da się żyć samymi brokułami. Moja Hanka też mnie katuje taką trawą, bo niby spaśny jestem, ale przynajmniej nie muszę codziennie biegać skoro świt, jak ty ze swoimi dziewczynami.

Myślałem, że dalej pójdziemy właśnie w takie pisanie. Że ta idylla będzie co rusz brutalnie przełamywana i bez niszczenia spokojności zasypiającego dyrygenta, ten spokój będzie burzony właśnie tak subtelnie. Mimo, że trochę nie poszło w tę stronę, pojawiło się kilka momentów magicznych, dość interesujących.

Vacterze, miło nam, że zadziałało jak melisa, w końcu jest świąteczne.

Niestety, tekst mnie nie porwał :( Smoki wydają się ludzkie, nie smocze, nie ma w nich żadnej iskry (chociaż spodobał mi się powód, dla którego Zygmunt zajada się lodami), równie dobrze moglibyście pisać o zwykłej rodzince. Dużo streszczacie. 

Rozumiem, że opowiadanie miało pełnić funkcję bajki, ale nie za bardzo doszukałem się tutaj morału czy celu opowieści. Ot, sympatyczna historyjka, która jednak nie pozostanie na długo w pamięci. 

Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

Amonie, miała być sympatyczna. Dobrze, że tak ją odebrałeś.

Hej, hej, hej!

Dziękuję Wam, Misiu i GreSmo, za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Autorzy oraz pierwsze dwa słowa tekstu zwiastują już lekki klimat opowiadania :) Jest lekko, ale mówiąc szczerze – nie rusza, bo zbyt dużo jest na skróty, bez napięcia, wyłożone kawa na ławę – ot, cieplutka historia o smokach.

Motyw świąteczny i hasło przewodnie wykorzystane ładnie, ale nie podobało mi się, że niepotrzebnie to hasło wcisnęliście do tekstu:

„– Jesteś naszym niezapowiedzianym przybyszem z Kosmosu.

To już było wiadomo, podobnie sam fakt, że Evald nie wiedział jak to się stało ;)

Technicznie dałoby się tu jeszcze sporo wygładzić, było sporo niezręczności.

Ogólne wrażenie bardzo Misiowe i bardzo Zygmuntowe (bo trudno ułożyć przymiotnik do „GreasySmooth”), ale szkoda, że szerzej nie wykorzystaliście limitu i nie wprowadziliście do tekstu napięcia, jakiegoś zagrożenia – ogólnie czegoś, co mocniej trzymałoby czytelnika przy tekście.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Krokusie,

Motyw świąteczny i hasło przewodnie wykorzystane ładnie, ale nie podobało mi się, że niepotrzebnie to hasło wcisnęliście do tekstu

To moja wina, bo uparłem się, że tak trzeba i to, że nie ma w tekście napięcia i zagrożenia, bo jestem zdania, że tekst świąteczny ma być sympatyczny i tyle. Dzięki, że znalazłeś czas na przeczytanie i komentarz.

Hej Koalo i Greasy!

Miły, sympatyczny tekst o smokach. No i wiadomo – smoki <3 Dodatkowo, miło było znów przeczytać coś o Zygmuncie. Niestety, tekst kuleje na kilku płaszczyznach.

Po pierwsze, wygląda jak streszczenie. Mało tu dialogów, nawet w miejscach, gdzie spokojnie dałoby się je wcisnąć. Zapas znaków mieliście, więc to raczej nie problem. Emocje były opisywane, więc trudno było wczuć się w sytuację smoczej rodziny. Ileż żywszy byłby tekst, gdyby zastosować zasadę “Pokaż, nie opisuj”. Wszystko dzieje się szybko i beznamiętnie, a wiele scen jest dość infodumpowych, podanych wprost.

Co do fabuły, dość prosta, zero-jedynkowa, ale optymistyczna. Dziewczyna szuka męża, ten przylatuje z kosmosu, od razu się sobie podobają. Zero napięcia, problemów, walki. Wszystko przychodzi łatwo, problemy rozwiązują się praktycznie same. I doceniam, że to magia świąt, ale tak podana, niestety nudzi. Potrzebowałabym czegoś, co będzie mnie zachęcało do czytania, jakiegoś pytania bez odpowiedzi, choćby o to, czy Kasia poślubi Evalda. Czegokolwiek, co zaburzyłoby rodzinną sielankę, co zmusiłoby smoki do wysiłku i walki o swoje.

I jeszcze jedna uwaga: dzieciństwo u smoków trwa sto dwadzieścia lat, a Kasia zyskała moc przemiany w wieku dwudziestu i już smaliła cholewki do chłopa… Czyli wciąż jest dzieckiem, nawet dość małym. To chyba podchodzi pod pewien paragraf ;P

Ale całość dość miła, rozbawił fakt smoka prowadzącego firmę z oscypkami. Fajnie wykorzystane motywy, grają główną rolę w tekście ;) Dodatkowy plus za smoki!

Dziękuję za lekturę!

 

Niespodziewana reanimacja tekstu. :) Moja wina, że taki wyszedł. Biorę uwagi do serca i pamięci.

Nie martw się misiu, mimo mankamentów czytało się dobrze ;) No i były smoki <3

Bardzo je lubię. Smoki to sam smak. :)

Bardzo je lubię. Smoki to sam smak. :)

Misiu, jak możesz zjadać smoki?!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Nie zjadam smoków ani piesków. To nieumiejętność wyrażenia słowem, co pomyśli głowa. :D

Cóż… Brakowało tu suspensu, napięcia i zasadniczo niczego, co mogłoby uczynić go wartym zapamiętania.

Próbując napisać komentarz nasunęło mi się porównanie z “Moimi Nokturnami”, bo tam również chciałeś zakończyć miłym akcentem. Tam jednak ujawniłeś to dopiero na koniec, wcześniej trochę nakładając tego suspensu (kim jest tajemnicza dama) i korzystając z tego lekko nokturnowatego klimatu. Tu od początku było zbyt słodko i zbyt prosto.

Dorzucę za to plus, że na moje oko jest to poprawnie napisane i nie potykałem się po drodze:P

I jeszcze jedna uwaga: dzieciństwo u smoków trwa sto dwadzieścia lat, a Kasia zyskała moc przemiany w wieku dwudziestu i już smaliła cholewki do chłopa… Czyli wciąż jest dzieckiem, nawet dość małym. To chyba podchodzi pod pewien paragraf ;P

A nie doszliśmy do wniosku, że dałoby się to obronić?;P

Слава Україні!

W świątecznym opku nie widziałem suspensu szczególnie potrzebnym. Było, minęło. Zaskoczony jestem, że jeszcze to czytacie. Smoki są tajemnicze i niewiele o nich wiem.

Wybacz, Misiu, taki jurorski obowiązek, że muszę w końcu zostawić merytoryczny komentarz – Krokus kazał:P

Слава Україні!

Nie mam czego wybaczać. Przecież takie merytoryczne uwagi nie są napastliwe ani krzywdzące, są cenne, są pomocą. Autorzy nie widzą braków w swoich tekstach, a nie powinni pisać tylko dla siebie. Natomiast nie zazdroszczę tego jurorskiego obowiązku. Pozdrawiam :)

Nowa Fantastyka