- Opowiadanie: Lambertos - Księżniczka Popiołów

Księżniczka Popiołów

Droga Krót­ka, atry­but: Kilof praw­dzi­wej mi­ło­ści

Świe­żyn­ka, można po­wie­dzieć, wcze­śniej pi­szą­ca w in­nych miej­scach. Do tej pory byłem ci­chym czy­tel­ni­kiem, ale na­mó­wio­ny do udzia­łu w kon­kur­sie pró­bu­ję swo­ich sił, choć nie liczę na wiele :D. Za­pra­szam!

Za betę serdecznie dziękuję Bruce, Ambush i GreasySmooth!

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy II, Krokus, Bravincjusz

Oceny

Księżniczka Popiołów

 

Ciszę wieczoru rozdarło opętańcze wycie. Pochylone, człekokształtne postacie długimi susami gnały w dół zbocza prosto na oddział Reili. Zaciśnięta na rękojeści miecza dłoń dziewczyny zwilgotniała od potu, serce tłukło w piersi. Pomiędzy zaroślami migały zdeformowane, na wpół ludzkie twarze, błyszczały kły i pazury. Pokryte sierścią cielsko wypadło prosto na Reilę. Strażniczka zasłoniła się przed szarżującą bestią i rozłupała jej twarz ostrym rondem tarczy. Przeraźliwy skowyt zlał się z odgłosami uderzenia ciał o tarcze oraz szczękiem stali. Drugiego potwora cięła, gdy skoczył między konie. Krew prysnęła dziewczynie w twarz, na chwilę oślepiając. Reila ledwo zdążyła uchylić się przed szponami. Pchnęła przeciwnika w brzuch. Uderzała mieczem coraz szybciej i mocniej. Cuchnąca jucha bryzgała w powietrzu jak fale. Coś uderzyło ją w bok. Odwróciła się płynnie i zasłoniła przed ciosem wyszczerbionej siekiery. Zanim wyprowadziła cięcie, głowa potwora potoczyła się po ziemi. Reila nie zdążyła zauważyć, kto jej pomógł, bo tuż przed nią wyrosła kolejna bestia. Szpony wystrzeliły ku jej twarzy. Uchyliła się w ostantniej chwili i cieła.

Machała mieczem raz z prawej, raz z lewej strony, cofając się krok za krokiem. Poczuła, jak ktoś chwyta ją za ramię. Obróciła się błyskawicznie, ale nie zadała ciosu. Kapitan Aedwulf, z twarzą we krwi, patrzył na rozszerzonymi strachem oczami.

– Zatrzymamy ich tutaj. – Jego krzyk ginął w zgiełku bitwy. – Zabierz księżniczkę i uciekaj!

Reila przez chwilę stała w bezruchu, sparaliżowana tymi słowami.

Ashee…

Rzuciła się w stronę zatrzymanego powozu i szarpnięciem otworzyła drzwi. Zdyszana i obolała, spojrzała na kobietę w środku. Ta była bledsza niż księżyc, ale nawet w tej sytuacji zdawała się lśnić. 

Raila bała się. Bała jak nigdy dotąd, lecz nie był to strach o własne życie.

– Pani! Trzeba ci uciekać.

– Ale…

– Już!

Ashee skinęła głową, wyskoczyła na zewnątrz. Reila uniosła tarczę, chroniąc ją i siebie jednocześnie. Odbiła cios siekiery i uskoczywszy w bok przed prymitywną włócznią, ścięła przeciwnikowi głowę. Druga bestia gdzieś zniknęła, tonąc w młynie ciał i mieczy. Liczebność najemników topniała w zastraszającym tempie. Było już więcej martwych niż żywych. Kapitan Aedwulf padł, zasypywany ciosami noży, jego zastępcę rozrywano na strzępy pod jednym z drzew. Reszta nie miała najmniejszych szans.

– Na Bóstwa! – Ashee przywarła do pleców dziewczyny. 

Reila wyczuwała drżenie jej ciała.

– Tędy!

Niewiele myśląc pociągnęła ją w kierunku jedynego żywego konia. Wskakując na siodło, poczuła kłujący ból w boku. Zignorowała go i pomogła księżnej wdrapać się na grzbiet zwierzęcia. Machnęła na oślep mieczem; ostrze zagłębiło się w pysku bestii.

– Wio!

Koń wyrwał przed siebie. Staranował z tuzin bestii; uskakiwały skowycząć i warcząc. Reila obejrzała się, by ujrzeć, jak część z nich odrywa się od ofiar i rusza w pogoń. Mimo skocznych nóg i zabójczej siły nie byli zbyt chyży i zostali daleko w tyle. Drzewa migały po bokach, zlewając się w mozaikę plam i cieni. Księżniczka ściskała ją boleśnie w pasie i coś mówiła.

– …annna…

– Co?

– Esanna!

– Co?!

Ashee zbliżyła twarz do jej policzka i krzyknęła.

– Jesteś ranna!

Reila rozszerzyła oczy, spojrzała na swój bok. Ujrzała dziurę w zbroi i krew, która zabarwiła wszystko ciemną czerwienią. Dopiero teraz zrozumiała, jak była słaba. 

– Tylko nie to – szepnęła. 

Oderwała oczy od rany i spojrzała przed siebie. Jej wzrok padł prosto na dziurę w drodze, którą zauważyła wcześniej, niż koń.

Trzasnęła łamana kość. Reila poczuła, jak wypada z siodła i leci w powietrzu. Wydało jej się, że potężny młot trzasnął ją w plecy. Ciało dziewczyny zwiotczało, a rozpaczliwy krzyk Ashee był ostatnim, co usłyszała. Później była już tylko ciemność.

* * *

Najpierw dopadł ją ból, chwilę później wrócił słuch, aż w końcu ujrzała pochylającą się nad nią twarz oraz oczy; mądre, zatroskane, srebrne jak księżyc. Uniosła dłoń i dotknęła bladego policzka. Usta księżnej rozciągnęły się w uśmiechu.

Reila zorientowawszy się, co czyni, momentalnie wróciła do pełni świadomości. Tak długo ukrywała swoje uczucia, a teraz pozwoliła, by zdradził ją impuls. 

Poderwała się w przestrachu. Rana w boku zakłuła dotkliwie, przypominając o minionych wydarzeniach. Dziewczyna obmacała pospiesznie żebra i nogi, lecz ku swojemu zdziwieniu, niczego nie złamała.

Ashee również podniosła się z ziemi. Jej jedwabna suknia, postrzępiona i ubrudzona błotem przypominała strzęp szmaty. Włosy, wcześniej ułożone w wymyślną fryzurę, potargane opadały na twarz. 

– Żyjemy – westchnęła i patrzyła w niebo. – Na Upadłe Bóstwa, żyjemy!

– Wciąż mogą nas ścigać! 

Reila zerknęła niespokojnie za siebie. Nikogo. Wycie umilkło w oddali, zapadająca noc spowiła wszystko martwą ciszą. Nie mogły ryzykować pozostania w tym miejscu. Zeszły z drogi, mijając truchło konia, i ruszyły przez las. Przeszły może z sześćset jardów, kiedy Reila usiadła ociężale, trzymając się za ranę w boku. Krew płynęła jej wąską strużką przez palce.

– Przepraszam – wyszeptała.

– Pokaż.

Głos zabrzmiał tuż przy uchu i dziewczyna zrozumiała, że przymknęła oczy. Otworzyła je powoli, z trudem.

– Ashee – szepnęła. – Nie teraz…

Księżniczka uśmiechnęła się łagodnie.

– Dawno nikt nie mówił mi po imieniu.

Reila rozszerzyła oczy, na jej policzki wystąpił rumieniec. Nie zdawała sobie sprawy, że wymówiła jej imię na głos.

Ashee delikatnie odsunęła dłoń dziewczyny i przyjrzała się ranie. Reila ledwie odważyła się podążyć za jej wzrokiem. Ostrze wżarło się w ciało na długość palca albo dalej. To cud, że jeszcze mogła chodzić, ale trudno było jej się tym pocieszać. Jeśli to pchnięcie jej nie zabiło, z pewnością zrobi to zakażenie.

– Już po mnie – szepnęła.

– Nie, dopóki ja tu jestem.

Reila pokręciła energicznie głową. Słyszała o zdolnościach księżniczki, lecz nie mogła dopuścić, żeby ich teraz użyła. Ashee umiała uzdrawiać, lecz dzieliła się przy tym własną witalnością i przejmowała na siebie cierpienie chorego.

– Nie rób tego. Uciekaj. Niedaleko stąd jest strumień, jeśli podążasz wzdłuż jego brzegu, opuścisz Przeklęty Bór i trafisz do wioski.

– Nie pozwolę ci zginąć.

– Nie pozwolę, byś za mnie cierpiała… pani.

– Wolałam, kiedy mówiłaś mi po imieniu.

– Ja… przepraszam, nie powinnam była.

– Ciii…

 Ashee przylgnęła do niej, dłoń przycisnęła do rany, a głowę oparła na ramieniu. Reila czuła jej gorący oddech na szyi. Tyle samotnych nocy marzyła o tym, by były razem, lecz nie tak, nie w takim celu. Gorące łzy spłynęły jej po policzkach.

– Moje życie z twoim w jedno złączę – wyszeptała. Jej głos brzmiał jak szelest liści, oddech muskał szyję niczym letni wiatr. – Cierpienie zadane przez zatrute ostrze odbiorę.

Na Reilę spłynęła fala ciepła, a ból po prostu zniknął. Jednocześnie poczuła, jak ciało Ashee napręża się i wygina. Z ust księżnej wyrwał się przejmujący jęk. Dziewczyna, niewiele myśląc, przytuliła ją i zaczęła gładzić po włosach. Czuła, jak trzymane w ramionach ciało drży, lecz powoli, tak nieznośnie powoli zaczyna się rozluźniać. W końcu oddech uzdrowicielki stał się spokojniejszy, a głowa opadła. Ashee, Księżniczka Popiołów i jedyna córka Obłąkanego Króla, zasnęła w ramionach dziewczyny.

– Chciałabym móc być z tobą – wyszeptała Reila. – Na zawsze.

* * *

Strumień, którego śladem podróżowały przez kilka ostatnich dni, rozrósł się i płynął teraz wartko, prowadząc ku wsi wyrastającej ponad łanami zbóż. 

– Wiedziałam, że znajdziesz drogę. – Ashee z uśmiechem położyła dłoń na ramieniu dziewczyny. 

Reila pokraśniała z dumy niczym podlotek, lecz w tej samej chwili poczuła ukłucie smutku. Ich wspólna wędrówka miała się wkrótce zakończyć. Dziewczyna odwróciła wzrok. Przez te wszystkie dni nie przestawała myśleć, czy gdyby ich losy splotły się inaczej, miałyby szansę na wzajemną miłość? Czy piękna, mądra księżniczka pokochałaby prostą dziewczynę z ludu umiejącą jedynie wymachiwać mieczem? Jednocześnie wiedziała, że podobne historie miały swój szczęśliwy finał jedynie w bajkach. Wiedziała, ale i tak nie przestawała marzyć. Tylko to jej zostało.

Ruszyły w stronę wsi i Reila zaczęła dostrzegać stłoczonych przed największym domem ludzi. Wyniesione na zewnątrz stoły uginały się od potraw, ktoś pobrzękiwał na lutni. Jeden z biesiadników – chłop z pajęczyną zmarszczek wokół oczu i wydatnym wąsem – zerwał się na nogi i rozłożył ramiona.

– Goście! – zawołał. – Niech Bóstwa was błogosławią! Zapraszamy do stołu!

Reila od dawna nie zaznała tak serdecznego przywitania. Nie w czasach, gdy światem rządził Obłąkany Król. Częściej można było napotkać oszalałe bestie niż życzliwych ludzi.

Ashee postąpiła krok do przodu i obdarzyła wszystkich czarującym uśmiechem.

– Witajcie! Niech Bóstwa mają was w opiece, zacni gospodarze! Z chęcią skorzystamy z zaproszenia.

Muzyka zagrała głośniej. Człowiek z wąsem posadził je przy stole i błyskawicznie przedstawił sąsiadów, których imion Reila nawet nie próbowała spamiętać.

– Częstujcie się, czym tylko zapragniecie! – powiedział. – Dzisiaj świętujemy.

– Z jakiej okazji? – zapytała Reila.

Ochoczo napełniała sobie talerz; głód nagle stał się silniejszy od dobrych manier.

– A toście nie słyszały, piękne panie? Koniec wojny! Koniec Obłędu!

Reila niemal zachłysnęła się winem, oderwała kubek od ust i odruchowo zerknęła w stronę Ashee. Księżniczka uśmiechała się nieprzerwanie, lecz w jej oczach pojawił się smutek.

Reila wróciła wzrokiem do gospodarza.

– Jak to „koniec”?

– Po prostu. W każdy zakątek świata wieść poszła, że Obłąkany Król w końcu zmysły odzyskuje, a jego ozdrowienie zapowiada powrót Bóstw i koniec plag! W końcu, po stu przeszło latach wojowania, pokój z Księżniczką Popiołów zawarł i małżeństwem go przypieczętują! Tedy cieszyć się trzeba!

Serce Reili skurczyło się na moment, by zaraz rozprężyć i uderzyć boleśnie w samą duszę. Rozpacz ścisnęła jej gardło. 

Małżeństwo…

To musiała być jakaś okropna pomyłka!

Spojrzała na Achee, która uciekła wzrokiem. Reila wiedziała, że wiezie ją do Obłąkanego Króla w sprawie negocjacji, ale to? Wstrzymała oddech, dusząc w sobie ciężkie westchnienie bólu. Zagapiła się bezmyślnie w widelec i powtarzała w myślach tylko jedno słowo.

Małżeństwo…

Smukłe palce księżnej splotły się z jej własnymi. 

– Zatańczymy? Proszę. Mamy jeszcze tę jedną noc.

Reila miała ochotę krzyczeć i płakać, przeklinać los. Wstała i dała się poprowadzić. 

Przez moment obserwowała, jak inne kobiety podskakiwały i tupały w tańcu bosymi stopami. Wielobarwne spódnice wirowały, odsłaniając łydki a nieraz i uda. Wątpiła, czy tak potrafi.

Ashee zdawała się nie mieć podobnych rozterek. Wypięła pierś, zaklaskała w dłonie; pokazała w uśmiechu perełki zębów. Smutek znikał ze złotych oczu, które błyszczały jak iskry. Bez trudu odnalazła rytm. Włosy falowały przy każdym jej kroku, tupnięciu, obrocie, przywodząc na myśl dojrzałe łany zbóż. 

Zakręciła biodrami, rozchyliła usta i przyciągnęła Railę do siebie. Smukłe dłonie znalazły się na plecach dziewczyny, spłynęły w dół przez kibić do pośladków. Wargi zbliżyły się do warg. Reila poczuła gorąc występujący na policzki, serce zatrzepotało w piersi jak spłoszony ptak. 

Ashee zaśmiała się. Odskoczyła lekko i zwinnie, zakręciła się. Przemknęła obok, trącając biodrem o biodro. Zaklaskała. Znów splotły dłonie na krótki, szalony moment obrotu. Złote włosy księżnej zawirowały jak spadająca gwiazda.

Reila nie do końca wiedziała, co właściwie robi. Podskoczyła, zatupała, spróbowała złapać rytm. Obrót, krok i obrót. Jeszcze raz i znowu; coraz odważniej, coraz szybciej. Wirowała już nie w ciosach i zwodach, lecz w tanecznych figurach i podskokach. Muzyka rozbrzmiewała jej w uszach, szczęście rozpierało pierś, a zmęczenie podróżą ustępowało miejsca radości.

Noc mijała powoli, lecz nieubłaganie, aż melodia stała się wolna, melancholijna, tęskna. Ashee przywarła do ciała dziewczyny, oparła głowę o jej ramię. Płynęły tak przez jakiś czas w milczeniu, wsłuchując się w dźwięki muzyki i bicie własnych serc.

– Dziękuję, że ze mną byłaś – wyszeptała Ashee. – Że jesteś tu teraz ze mną.

Podniosła głowę i z powagą spojrzała Reili w oczy.

– Wszyscy zawsze czuli przede mną lęk, lub próbowali wykorzystać. Ty jako jedyna chciałaś mnie tylko chronić.

– Jutro…

– Nie rozmawiajmy o jutrze, proszę.

Reila zacisnęła powieki. Smutek nieubłaganie wzbierał w jej sercu.

– Całe życie spędziłam w pałacu mojego ojca – odezwała się znów Ashee. Mówiła szeptem słyszalnym jedynie dla Reili. – Później Bóstwa zniknęły, a on popadł w szaleństwo i zabił moich braci. Zostałam sama, przez… bardzo długi czas. Myślałam, że nigdy już nie znajdę nikogo, na kim mogłabym się oprzeć.

Reila zamknęła oczy, by nie uwolnić łez. Księżniczka odsunęła się niespodziewanie, chwytając ją za dłoń.

– Już wystarczy tańca, powinnyśmy odpocząć – powiedziała.

Te słowa sprawiły Reili niemal fizyczny ból. Skinęła jednak głową i nadal ściskając dłoń księżnej, poszła z nią ku wskazanej przez wieśniaków karczmie.

Gościnny gospodarz przygotował już dla nich pokój, jego żona nagrzała wodę na kąpiel. Kobiety ze wsi zdążyły nawet przynieść czyste ubrania.

– Zaczekam na zewnątrz – zaproponowała, gdy wniesiono balię i napełniono ją gorącą wodą. Odwróciła się w stronę drzwi, lecz Ashee złapała ją za rękę.

– Zostań.

Serce Raili zatrzymało się na moment, by zaraz ruszyć szalony galopem. Dziewczyna uniosła dłoń, dotykając delikatnie bladego policzka. Ashee przechyliła głowę, na moment oddając się tej pieszczocie, a później ich usta zwarły się w szybkim, gwałtownym pocałunku.

Księżniczka i jej strażniczka…

Reila pragnęła, by ta noc trwała wiecznie.

* * *

Reilę zbudził chłód. Chciała wtulić się w bok Ashee, lecz trafiła na pustkę. Podniosła się i przetarła oczy. Złe przeczucie wtargnęło w jej myśli nieproszone, zagnieździło się w nich na dobre.

Pospiesznie wciągnęła ubranie i zbiegła schodami do sali jadalnej. Popędziła do wyjścia. Karczmarz coś za nią krzyknął, ale zignorowała go. Słońce znajdowało się już w zenicie, ludzie kręcili się, zajęci codziennymi sprawami i… To wszystko. Ashee nigdzie nie było.

Nie… Nie mogła odejść. Nie mogła mnie zostawić! Nie teraz…

Ale czy faktycznie nie mogła? Reila przygryzła wargę niemal do krwi. Ashee była Księżniczką Popiołu, a ona jedynie strażniczką. 

Dziewczyna zasłoniła usta dłonią, próbując zdławić w sobie jęk. 

Jaka byłam naiwna. Jedna wspólna noc i uwierzyłam, że mogę dla niej cokolwiek znaczyć. Że to, co razem przeżyliśmy, było czymś pięknym, czymś prawdziwym nie tylko dla mnie.

Zawód i rozpacz szeptały w jej myślach gorzkie, raniące słowa.

Stąd prowadziła prosta droga do stolicy, a ona, głupia dziewucha, przygodna kochanka, stała się kimś niewygodnym. Niepotrzebnym. 

Z trudem powstrzymywała napływające łzy. Wróciła pamięcią do dotyku Ashee, do miękkości jej ciała, smaku jej warg.

Nie. Ashee taka nie jest. Nie zrobiłaby tego, gdyby nie miała powodu.

A powód był oczywisty. Reila poczuła, jak górę bierze gniew, gdy przypomniała sobie wczorajsze toasty. „Niech żyją”!

– Pani Reilo – usłyszała za sobą.

Odwróciła się powoli. Ciężkim spojrzeniem chciała posłać karczmarza w diabły, ale on stał z liścikiem w ręce. Reila podejrzewała, jaka była jego treść.

– Kiedy? – zapytała, dziwiąc się, jak słabo zabrzmiał jej głos.

– Wyjechała z samego rana – odpowiedział. – Przyjechali po nią żołnierze. Prosiła, bym to przekazał.

Reila wzięła liścik i rozwinęła go. Treść była krótka i taka, jakiej się spodziewała.

„Reilo,

byłaś kilofem, który roztrzaskał mur wokół mego serca. 

Są jednak rzeczy ważniejsze od miłości.

Na zawsze twoja,

Ashee”

Reila zgniotła liścisk w palcach. Wzięła głęboki wdech, starając się uspokoić – na próżno. Gniew i żal, nadzieja i rozpacz. „Byłaś kilofem, który roztrzaskał mur”.

A więc tym dla ciebie byłam? Narzędziem, który miał cię pocieszyć w trudnej chwili? A co ze mną? Pomyślałaś o tym?!

Minęła chaty, przekroczyła złote pola, dotarła do lasu i tam załkała. Skuliła się pod drzewem, a szloch wstrząsał jej ciałem. Tak długo trwała u boku Ashee, kochając ją skrycie i chroniąc. Marząc o tym, czego dane jej było doświadczyć tej nocy. Nigdy jednak nie pomyślała, że mogło być aż tak cudownie i że potem mogło aż tak boleć. Jej życie w jednej chwili utraciło sens. Co powinna robić? Żyć dalej i zapomnieć? Jak mogłaby zapomnieć Ashee? Jak żyć bez miłości?

Tkwiła w rozpaczy, nie bacząc na upływ czasu. Nie zauważyła, kiedy minął dzień. A gdy wszedł księżyc, usłyszała szelest.

Obróciła się gwałtownie, sięgając do pasa, ale jej dłoń natrafiła na pustkę. Nie miała miecza. Uspokoiła się jednak, gdy zobaczyła, kto przed nią stał – starzec o lasce, z długą brodą i wyglądem przywodzącym na myśl czarownika z baśni. Otworzyła usta, widząc jego srebrne, zdradzające królewskie pochodzenie oczy. 

– Wybacz, jeśli przeszkadzam – powiedział. – Jestem Galandhorth, syn Obłąkanego Króla.

– Król zamordował wszystkich swoich synów. Nie możesz…

– Nie wszystkich – przerwał jej. – Myśleć, że się kogoś zabiło, a zabić kogoś, to duża różnica, Reilo Znikąd.

– Jak…

– Obserwuję cię od dłuższego czasu. – Znów wszedł jej w słowo. – Wiem o twoim związku z moją drogą siostrą. I wiem, dlaczego ronisz łzy.

Westchnął i podniósł głowę, na moment zapatrzył się w gwiazdy. 

Ashee też lubiła w nie spoglądać…

Starzec, jakby odczytując myśli dziewczyny, spuścił wzrok i uśmiechnął się smutno.

– Nasz ojciec ma to do siebie, że potrafi zniszczyć wszelkie dobro, jakie zrodzi się na świecie. Przepędził Bóstwa chcąc zagarnąć ich potęgę, zamordował mych braci, bo widział w nas zagrożenie dla swej władzy. Stworzył bestie i rozpoczął erę obłędu. A teraz zwiąże się z własną córką i ją również zniszczy. – Spojrzał prosto w oczy Reili; miała wrażenie, że potrafi przeczytać jej duszę. – Obłąkany Król pragnie jedynie uzdrawiających mocy Ashee. Posiądzie ją, skazując na wieczne cierpienie. Dlatego zostałaś porzucona, drogie dziecko. Abyś nie musiała patrzeć na jej ból i rozpacz. Jednak wciąż jeszcze możemy ją uratować.

– Jak?

W odpowiedzi stuknął laską o ziemię, a drewno pękło. Zmieniło się w pył, który zawirował wokół jego dłoni i uformował się w miecz o ostrzu czarnym jak najciemniejsza noc.

– Stworzyłem tę broń dawno temu, by powstrzymać mojego ojca. Zakląłem w niej duszę wszystkich mych braci, jak i część własnej. Odebrało mi to jednak nieśmiertelność. Stałem się zbyt stary, by móc używać jej o własnych siłach. Lecz ty możesz mnie zastąpić. Jedno pchnięcie w pierś Obłąkanego Króla i raz na zawsze zakończysz to szaleństwo. Co jednak ważniejsze, uratujesz Ahee od wiecznych męczarni. Sprawisz, że znów będziecie razem. Moja siostra zasługuje na szczęście. Ty na nie zasługujesz. Nie ma potężniejszego uczucia od miłości i nic nie powinno stanąć wam na drodze.

Spojrzał na nią z powagą. 

– Jeśli rzeczywiście kochasz moją siostrę, wyrwij ją z łap Obłąkanego Króla. Zawalcz o swą miłość, Reilo Znikąd.

 

* * *

 

Stolica musiała być kiedyś naprawdę piękna. Reila ze smutkiem patrzyła na rozciągające się wokół miasto, na setki wież pnących się ku niebu i na wyrastający nad tym wszystkim pałac – kiedyś majestatyczny, dzisiaj na wpół zrujnowany. Część domów legła w gruzach, gdy fala królewskiego obłędu zmieniła niemal każdą żywą istotę w bestię, której jedynym celem było mordować i niszczyć.

Dłoń Reili mimowolnie spoczęła na rękojeści miecza dusz. Broń dawała jej niezwykłe moce, wzmacniała ciało, pozwalała wskoczyć na najwyższy mur i nie odczuwać przy tym zmęczenia. Dotarcie do króla zdawało się teraz dziecinną igraszką, zabawą w wyścig z własnymi ograniczeniami. Cena za to była jednak wysoka. Każde dobycie miecza sprawiało Reili ból. Dziewczyna czuła, jak broń wysysa z niej życie, jednak według słów Galadnhortha powinna mieć dostatecznie dużo czasu, aby wbić przeklęte ostrze w królewskie serce. 

Skoczyła ponad tłumem zebranym na placu. Uczepiła się palcami wyżłobienia w kolejnej wieży i odbiła. Pobiegła w kierunku królewskich zabudowań.

Przesadziła kamienny mur i przez otwarte okno wkradła się do pałacu. W jego wnętrzu na próżno było szukać obrazów, popiersi, czy dywanów. Tylko puste, szare korytarze. Rozejrzała się w obie strony, nasłuchując kroków. Cisza. Jakby to miejsce zamieszkiwały tylko upiory.

Reila ruszyła przed siebie; prowadziły ją wściekłość i gniew dusz zaklętych w mieczu. Nie odda Ashy w łapy tego potwora, nie pozwoli, by ją zniszczył! Jeśli miała to przypłacić własnym życiem, niech tak będzie. Była gotowa.

Dla niej.

Dostrzegła czterech strażników na końcu korytarza. Stali przed drzwiami, za którymi krył się potwór. Wiecznie młody, wiecznie potężny, nieśmiertelny demon. Była u celu.

– Hej! – zawołał jeden ze strażników, dobywając broni. – Zatrzymaj się!

Reila szła przed siebie wolnym krokiem, oceniając zagrożenie. Świadomość miecza krzyczała w jej umyśle, wyła z rozkoszy i łaknęła krwi. Reila da mu ją. Teraz!

Uniosła ostrze. Przyskoczyła do przeciwnika i ścięła mu głowę, nim zdołał unieść broń do zasłony. Drugi rzucił się na nią z krzykiem. Odbiła stal, splunęła mu w twarz i cięła od dołu. Trzeci wpadł między nich, wywijając halabardą. Reila uchyliła się przed ciosem. Niczym żmija przeszła obok niego i ukąsiła w bok. Miecz wszedł gładko, za nic mając pancerz. Krew bryzgnęła na posadzkę. Dziewczyna odbiła atak ostatniego, kopnęła go w pierś i wywaliła na plecy. Nim się podniósł, przebiła mu szyję. Odetchnęła, oszołomiona łatwością starcia. Spojrzała na zakrwawione ostrze, które zaczęło już odbierać jej siły.

Muszę się pospieszyć.

Przeszła nad ciałem, ramieniem wyważając drzwi do komnaty króla. Był tam…

Na Odległe Bóstwa, był tam!

Siedział w fotelu, patrząc na nią niepokojącym wzrokiem szaleńca. 

– Mała Myszka zapragnęła uchwycić słońce.

Głos króla przypominał zgrzyt zardzewiałych krat. W pierwszej chwili zamarła, lecz zaraz ruszyła w jego stronę, siląc się na pełen pogardy grymas.

– Mała Myszka wyciągnęła ręce, lecz te zaczęły się palić. Zanim zdążyła krzyknąć, zamieniły się w zwęglone kosteczki.

Zatrzymała się przed królem na długość ostrza. Patrzył na nią i przez nią strasznymi oczami pełnymi obłędu. Zrozumiała, że nie chciał się bronić. I nie będzie tego robił. 

– Mała Myszka miała wielkie pragnienie, lecz przeznaczona była jej jedynie śmierć.

Przeklęty miecz zadrżał z okrutnej radości; w sercu Reili wezbrała nienawiść. Uniosła broń do pchnięcia. Jeden cios. Tyle wystarczy. 

– Reila?

Wystarczył, by zabić niezabijalne.

– Reila…

Mogła zakończyć… wszystko!

– Reila!

Coś uderzyło ją w ramię. Miecz wypadł jej z dłoni, upadł na płytki i rozpłynął się w cienie. Dopadała ją obezwładniająca bezsilność. Ból ścisnął wnętrzności, zawładnął nią całą i po raz pierwszy od dawna wydała z siebie jęk rozpaczy.

Zaczęła się czołgać. Wyciągnęła rękę, pragnąc uchwycić rękojeść, której już nie było. Straciła ją. Straciła swoją szansę!

– Reila… Reila, ocknij się!

Ashee…

Otworzyła oczy i spojrzała na twarz księżnej. Ashee płakała.

– Moja kochana, dlaczego?

– Nie mogę ci na to pozwolić. – Reila mówiła z trudem; gardło bolało, jakby wypełniały je suche wióry. – U boku Obłąkanego Króla czeka cię wieczne cierpienie.

– Wiem. Ale taką podjęłam decyzję.

– Czemu nie pozwoliłaś mi go zabić?

– Bo to zniszczyłoby twoją duszę. Nie widzisz, co ten miecz z tobą zrobił?

– Nie dbam o to. Nie dbam o życie, jeśli mam je spędzić bez ciebie.

Po policzkach Ashee spływały łzy.

– Moja wojowniczko… Wiem, że posiadasz odwagę, która pozwoli ci stawić czoło samotnej codzienności. – Ashee pochyliła się i złożyła na ustach Reili długi pocałunek. – Mój ojciec nie jest człowiekiem. Widziałaś, co uczynił jego obłęd. Jego śmierć rozerwałaby świat. Ja mogę to naprawić.

– Ale…

Ashee uśmiechnęła się smutno i odgarnęła z czoła dziewczyny wilgotny od potu kosmyk włosów.

– Są rzeczy ważniejsze od miłości, Reilo. Ważniejsze od naszego osobistego szczęścia. Gdybym teraz zmieniła decyzję i wybrała życie u twojego boku, musiałabym patrzeć na zagładę świata oraz na rozpacz, której nie zapobiegłam. To by mnie zniszczyło i skalało naszą miłość, która z czasem zamieniłaby się we wzajemny żal, a może nawet nienawiść. Nie chcę tego.

– Nasze uczucie przetrwa wszystko, nic nie stanie mu na drodze! Jest jak najgwałtowniejszy sztorm, jak lawina schodząca z najwyższych gór, jak pożar pochłaniający naraz tysiąc lasów.

Ashee pokręciła głową, po czym schyliła się i pocałunkiem starła łzy z oczu Reili.

– Moja dzielna wojowniczko, przemawia przez ciebie młodość i żar. Też taka byłam, lecz teraz nie wierzę już w miłość za wszelką cenę. Każda z nas ma własne przeznaczenie, jednak wspomnienie tego, co nas łączyło, będzie dla mnie światłem w mroku. – Objęła dziewczynę i przytuliła. – Żegnaj ukochana.

Reila poczuła, jakby w jej pierś wbiły się naraz tysiące odłamków szkła. Zawsze myślała, że miłość była czymś najpiękniejszym. Myliła się. Była kilofem, który roztrzaskał jej serce.

 

 

Koniec

Komentarze

Witam już po becie. :)

Dziękuję, gratuluję bardzo oryginalnego podejścia do konkursu oraz atrybutu. 

Pozdrawiam, powodzenia, klik. :)

Pecunia non olet

Hej 

Piękna historia o miłości :) W opowiadaniu jest pełno dramatyzmu, wątpliwości, uczuć na końcu dostajemy jeszcze rozczarowanie i złamane serce . Wszystko fajnie opisane, z samej historii nie kupuję akcji z bratem, który trochę pojawił się jak królik z kapelusza ;). Opowiadanie kompletnie nie w moim klimacie, jednak w moim odczuciu dobre :)

Pozdrawiam 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Rację ma Bruce, że oryginalnie podszedłeś do konkursu i wykorzystałeś atrybut. Ładne. Powodzenia u jurorów. Dobrze, że przestałeś tylko czytać. :)

Hej, hej, przeczytałam, podobało mi się! To właściwie tekst o miłości, ale ładnie osadzony w fantastycznym świecie. Fabuła ciekawa, mimo przewagi wątku romantycznego.

Parę poprawek niżej.

 

Uchyliła się w ostantniej chwili i cieła.

Literówki

– Wio!

Raczej wio mówimy do konia, siedząc na wozie, trzymając lejce, nie zrywając się do galopu. Może jakiś inny okrzyk?

Reila obejrzała się, by ujrzeć,

takie trochę masło maślane – zmieniłabym

 

Reila pragnęła, by ta noc trwała wiecznie.

* * *

Reilę zbudził chłód.

Powtórzenie, w dodatku w tej samej pozycji w zdaniu. Może: Dziewczynę zbudził chłód.

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia! :)

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Hej! Dzięki wszystkim za komentarze i miły odbiór :)

Bardjaskier, czasami bracia mają to do siebie, że wyskakują z kapeluszy z dziwnymi pomysłami.

JolkaK, dzięki za wskazanie błędów ;) 

BarbarianCataphract, fajny art! :D

Ładne, plastyczne, romantyczne.

Kilof użyty znakomicie, jakbyś był górnikiem przodowym!;)

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć, Lambertos! Na początek uwagi:

 

Uchyliła się w ostantniej chwili i cieła.

 

Kapitan Aedwulf, z twarzą we krwi, patrzył na rozszerzonymi strachem oczami.

Czegoś tu zabrakło.

 

Zignorowała go i pomogła księżnej wdrapać się na grzbiet zwierzęcia.

Przed chwilą jeszcze była księżniczką. Później ten błąd się powtarza. Księżniczka to córka księcia, a księżna – żona.

 

Jej jedwabna suknia, postrzępiona i ubrudzona błotem przypominała strzęp szmaty.

Powtórzenie.

 

Przeszły może z sześćset jardów, kiedy Reila usiadła ociężale,

Zbędne.

 

Krew płynęła jej wąską strużką przez palce.

Zbędny zaimek.

 

Ostrze wżarło się w ciało na długość palca albo dalej.

Skoro wżarło się w, to chyba raczej na głębokość palca?

 

Niedaleko stąd jest strumień, jeśli podążasz wzdłuż jego brzegu,

Podążysz?

 

Dziewczyna zasłoniła usta dłonią, próbując zdławić w sobie jęk. 

Zbędne.

 

Że to, co razem przeżyliśmy, było czymś pięknym, czymś prawdziwym nie tylko dla mnie.

Przeżyłyśmy.

 

Narzędziem, który miał cię pocieszyć w trudnej chwili?

Które miało. Chociaż podoba mi się wizja słowa “narządź”.

 

A gdy wszedł księżyc, usłyszała szelest.

Wzeszedł.

 

Uspokoiła się jednak, gdy zobaczyła, kto przed nią stał – starzec o lasce, z długą brodą i wyglądem przywodzącym na myśl czarownika z baśni.

Starzec z wyglądem brzmi kulawo. Proponuję: Uspokoiła się jednak, gdy zobaczyła, kto przed nią stał – starzec o lasce, z długą brodą, wyglądem przywodzący na myśl czarownika z baśni.

 

Zakląłem w niej duszę wszystkich mych braci, jak i część własnej.

Jedną mieli do podziału?

 

Stałem się zbyt stary, by móc używać jej o własnych siłach. Lecz ty możesz mnie zastąpić.

Może: Zanadto się postarzałem, by…

 

Co jednak ważniejsze, uratujesz Ahee od wiecznych męczarni.

Alternatywna księżniczka.

 

Nie odda Ashy w łapy tego potwora, nie pozwoli, by ją zniszczył!

Tydzień dopplegangerów. Populacja Alternatywnych Księżniczek zwiększa się.

 

Niczym żmija przeszła obok niego i ukąsiła w bok.

Ze smutkiem donoszę, że żmije nie mają nóżek, na których mogłyby chodzić :(

 

Ból ścisnął wnętrzności, zawładnął nią całą i po raz pierwszy od dawna wydała z siebie jęk rozpaczy.

Pojękiwała z rozpaczy całkiem niedawno, kiedy myślała, że Ashee ją porzuciła.

 

Tekst nie jest napisany źle, a błędy nie są na tyle poważne, by zniechęcać do lektury, niemniej są i trochę się na nich potykałam.

Generalnie ckliwo-rzewne romansidła to nie moja bajka, więc nie mogę powiedzieć, żebym się jakoś szczególnie dobrze bawiła w czasie lektury. Dużo ciekawsza wydawała mi się historia Obłąkanego Króla, przepędzenia Bóstw i zamordowania synów – szkoda, że pozostała tylko tłem. Dużo wątków aż się prosi o rozwinięcie: królewski obłęd i jego konsekwencje na przykład. Piszesz, że: fala królewskiego obłędu zmieniła niemal każdą żywą istotę w bestię, której jedynym celem było mordować i niszczyć. I w tym momencie chciałabym wiedzieć, jak to zadziałało, jaka magia za tym stała, skąd się wzięła.

Dostrzegam tu potencjał na jakiś prequel ;)

Nie kupuję zachowania Reili w chwili, kiedy budzi się w pustym łóżku i z miejsca zakłada, że księżniczka ją porzuciła – jako doświadczona strażniczka powinna mieć chyba wpojone trochę inne odruchy i założyć, na przykład, że znikająca bez słowa i bez śladu osoba, którą miała pod opieką, mogła wpaść w jakieś tarapaty. Swoją drogą, fakt, że Reila aż tak dała pupy i nawet nie zauważyła, że Ashee wcięło, nie świadczy zbyt dobrze o jej profesjonalizmie.

Końcówka skręca w stronę przefajnowanej gry komputerowej, z bohaterką, która dostała boosta w skille, nowy mieczyk i rusza na final bossa. Trochę przełamujesz schemat poprzez wprowadzenie ceny, którą trzeba zapłacić za używanie miecza – na plus. Podobnie brak happy endu, chociaż tutaj trochę się zastanawiam nad motywacjami Ashee. Bo generalnie najpierw piszesz, że era obłędu dobiega końca, króla się ogarnął i idzie ku lepszemu. Potem natomiast okazuje się, że jednak nie, król jak był obłąkany, tak dalej jest i w dodatku: Obłąkany Król pragnie jedynie uzdrawiających mocy Ashee. Posiądzie ją, skazując na wieczne cierpienie.

W związku z tym Ashee postanawia się poświęcić, gdyż: Są rzeczy ważniejsze od miłości, Reilo. Ważniejsze od naszego osobistego szczęścia. Gdybym teraz zmieniła decyzję i wybrała życie u twojego boku, musiałabym patrzeć na zagładę świata oraz na rozpacz, której nie zapobiegłam.

Problem polega na tym, że poświęcenie się nie sprawi, że zagłada świata nie nastąpi. Wręcz przeciwnie, Król posiądzie uzdrawiające moce Ashee i będzie rządził i uciskał w nieskończoność. Chyba że chce ich użyć, aby uzdrowić się z obłędu, ale w takim wypadku czemu miałby skazać ją na wieczne cierpienie? Po uleczeniu Raili nie była nawet zmęczona.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Hej opowiadanko zaczyna się tak że nie wiadomo za bardzo o co chodzi ale ogólnie to 7/10

Ckliwe. Mimo to czytało się dość przyzwoicie.

 

Fabularnie nie jest źle – choć nie jest też super. Opowieść jest bardzo prosta, momentami ociera się o pretekstowość. Widzę tu pewne zalety – dość sprawnie manewrujesz emocjami, na przemian fundując nam sceny bardziej i mniej nimi przesycone, zmieniasz też rodzaj emocji. Pod tym kątem jest to tekst co najmniej przyzwoicie napisany. Niestety są też wady, z których główną jest dość toporne prowadzenie fabuły – wpierw pojawia się zasadzka, potem szczęśliwym zbiegiem okoliczności chłopska potańcówka, potem do miasta przybywa pan Ekspozycja, by wyjaśnić czytelnikowi co i jak (to najsłabszy punkt tekstu), potem mamy nic nie wnoszącą walkę dla podbicia atmosfery no i już finał. Bardzo wyraźnie widać w tym wszystkim rękę autorki, która popycha bohaterów w określonym kierunku, wydarzenia nie zawsze wydają się naturalnie wynikać z siebie nawzajem. Brak tu też wyważenia – miałem poczucie, że tekstowi wyszłoby to na zdrowie, gdybyś skupiła się albo na wątku obyczajowym, albo na akcji, bo mieszanie jednego z drugim sprawiło, że oba są potraktowane nieco po łebkach,.

Kreacja postaci. Z jednej strony dość dobrze odmalowałaś bohaterkę jako młodą, zakochaną i nieco naiwną, ale z drugiej – zupełnie nie udało ci się sprawić, by mnie jej uczucia obeszły. Mam poczucie, że wrzuciłaś mnie tu na zbyt głęboką wodę, od razu mamy parę zakochaną na zabój, podczas gdy ja nie zdążyłem jeszcze nic się o nich dowiedzieć. Dlatego przeżycia i cierpienia bohaterki pozostawiły mnie obojętnym.

Światotówrstwo – jest, trochę soulsowe, dość mroczne. Może nie oryginalne, ale dość interesujące. Zgadzam się z gravel, że jest potencjalnie nawet ciekawsze, niż opowieść, dla którego stanowi tło.

 

Podsumowując – przeczytałem bez przykrości, ale tu i ówdzie zgrzytnąłem zębem.

Zwykle nie czytam romansów, ale czytam sobie teksty konkursowe, to czasami trzeba. I nie mam tutaj wiele do powiedzenia poza tym, że mocno zgadzam się z komentarzem None. Może przy drodze długiej wyszłoby to lepiej, ale w tym momencie to tylko gdybanie. Z drugiej strony jak na pierwszy tekst bardzo przyzwoicie. Czytałem też raczej szybko, na jednym tchu, ziewając przy ckliwych rozmowach bohaterek (tak już mam xd).

Całkiem nieźle :)

Cześć, Lambertos!

 

Łapaneczka robiona na bieżąco:

z twarzą we krwi, patrzył na rozszerzonymi strachem oczami.

coś tu poszło nie tak

Jej jedwabna suknia, postrzępiona i ubrudzona błotem przypominała strzęp szmaty.

powtórka

W każdy zakątek świata wieść poszła, że Obłąkany Król w końcu zmysły odzyskuje, a jego ozdrowienie zapowiada powrót Bóstw i koniec plag! W końcu, po stu przeszło latach wojowania, pokój z Księżniczką Popiołów zawarł i małżeństwem go przypieczętują! Tedy cieszyć się trzeba!

Tu się zgubiłem – Ashee jest Księżniczką Popiołów i córką Obłąkanego Króla. Z nią zawarł rozejm? Ma się z nią hajtać? No i sto lat wojowania – ta księżniczka się w takim razie nie starzeje. Jestem zagubiony, ale zobaczymy, co będzie później.

EDIT: dobra, później wszystko się rozjaśnia!

Spojrzała na Achee,

literówka

przyciągnęła Railę do siebie.

tu również

Ashee była Księżniczką Popiołu, a ona jedynie strażniczką. 

wszędzie było “Popiołów”

gdy wszedł księżyc

wzeszedł

uratujesz Ahee od wiecznych męczarni.

literówka

Zatrzymała się przed królem na długość ostrza.

Niiiieeee! Nie rób tak! <facepalm> czarne charaktery po prostu się zabija, gdy ma się okazję…

 

Oki, a teraz kilka słów o tekście:

Asteryski Ci się trochę rozjechały – raz na środku, raz z lewej, raz puste linijki przed i po, raz bez. Proponuję ujednolicić. To ja – Twój asteryskinazi!

Trochę się gubiłem, kto jest “dziewczyną” gdy Ashee leczyła Reilę, bo w sumie obie są dziewczynami.

Ogólnie co do wykonania, to tekst wymagałby jeszcze poprawek – nie tylko te, które wypisałem, ale też troszkę niezgrabne zdania itd. – nic czego nie da się wypracować, więc po prostu pisz i ćwicz, poprawiaj i koryguj!

Historia jest z tych ckliwych, fabuła prosta, no ale limit trzymał, więc nie było miejsca na coś więcej. Nie było też za bardzo miejsca, żeby zbudować relację obu dziewczyn – po prostu wchodzimy w tekst w pewnym momencie i sytuacja jest nam podana – no tak musiałeś, ale to trochę osłabia obraz ich miłości, przez co trzeba trochę wierzyć na słowo. Mimo wszystko ten fragment, który mamy, ograłeś dość dobrze.

Moc uleczania księżniczki z jednej strony niesie konsekwencje, bo ta przejmuje cierpienie, ale z drugiej strony wyspała się i tyle – wszystko ok.

Brat Księżniczki trochę wyskakuje jak Filip z konopii i to wyszło pretekstowo. Sam miecz całkiem fajny, dobrze, że jego użycie niesie konsekwencje. Trochę natomiast za łatwo weszła do komnaty króla, dziwi mnie też, że ten nie chciał się bronić. W stolicy już żadne stwory jej nie goniły, jakby nikt nie zobaczył skaczącej na kilka pięter w górę dziewczyny.

Ogólnie znajduję tu kilka nielogiczności, ale to wciąż całkiem fajne opko. Rozumiem, że limit wymusił pewne skróty i jestem w stanie zawiesić niewiarę w kilku miejscach. Szczególnie, jeśli mówisz, że raczej jesteś Świeżynką (nie wiem gdzie wcześniej pisałeś) – szczególnie techniczne rzeczy na pewno wypracujesz, jeśli nad nimi przysiądziesz.

Tyle z mojej strony :)

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Uchyliła się w ostantniej chwili i cieła.

Ostatniej i cięła.

Strażniczka zasłoniła się przed szarżującą bestią i rozłupała jej twarz ostrym rondem tarczy. Przeraźliwy skowyt zlał się z odgłosami uderzenia ciał o tarcze oraz szczękiem stali. Drugiego potwora cięła, gdy skoczył między konie.

Uderzenia ciał o tarcze mówi mi, że stali w formacji. Potem stwór wskakuje między konie. Jakie konie? Przeskoczył mur tarcz? Później Reila tnie z lewej i prawej, walka zaczyna przypominać pojedyncze potyczki. W końcu nie potrafiłem sobie wyobrazić, co się dzieje.

– Zatrzymamy ich tutaj. – Jego krzyk ginął w zgiełku bitwy.

Jeśli to krzyk, to poproszę wykrzyknik ;)

Odbiła cios siekiery i uskoczywszy w bok przed prymitywną włócznią, ścięła przeciwnikowi głowę.

Moje czepialstwo mówi mi, że skoro dajesz na początku informację o szponach i pazurach, a potem mówisz o włóczniach i siekierach, to nie wiem, jak trzymają tę broń – to detal, jednak, co gorsza, tworzysz najpierw wrażenie, że to jakieś pół dzikie zwierzęta, a to jednak prymitywni ludzie, czy inne licho?

uskakiwały skowycząć i warcząc

uskakiwały, skowycząc i warcząc.

Staranował z tuzin bestii; uskakiwały skowycząć i warcząc. Reila obejrzała się, by ujrzeć, jak część z nich odrywa się od ofiar i rusza w pogoń. Mimo skocznych nóg i zabójczej siły nie byli zbyt chyży i zostali daleko w tyle.

Podmiotem są wciąż bestie, więc “nie były zbyt chyże i zostały…”

– …annna…

– Co?

– Esanna!

– Co?!

Ashee zbliżyła twarz do jej policzka i krzyknęła.

– Jesteś ranna!

Fajne. Tylko dwukropek po krzyknęła.

Nie mogły ryzykować pozostania w tym miejscu. Zeszły z drogi, mijając truchło konia, i ruszyły przez las.

Ta dziura zamordowała konia, a dziewczynie nic nie jest. Utrata przytomności to praktycznie gwarantowane wstrząśnienie mózgu. Księżniczce też nic nie jest? Poza tym lot z przewróconego, pędzącego konia i otwarta rana to przepis na poważne obrażenie zewnętrzne.

Głos zabrzmiał tuż przy uchu i dziewczyna zrozumiała, że przymknęła oczy. Otworzyła je powoli, z trudem.

– Ashee – szepnęła. – Nie teraz…

Księżniczka uśmiechnęła się łagodnie.

– Dawno nikt nie mówił mi po imieniu.

Reila rozszerzyła oczy, na jej policzki wystąpił rumieniec.

Romans zawsze w cenie, ale to chyba nie najlepszy moment na flirt.

Ostrze wżarło się w ciało na długość palca albo dalej.

Ostrze się nie wżera, wystarczyłoby “weszło”.

odsłaniając łydki(,)a nieraz i uda.

Gościnny gospodarz przygotował już dla nich pokój, jego żona nagrzała wodę na kąpiel. Kobiety ze wsi zdążyły nawet przynieść czyste ubrania.

To nadal kobieta ubrana po książęcu, a druga to wojowniczka, która nosi ślady walki. Gościnność wieśniaków trochę nie na miejscu.

Żegnaj (,) ukochana.

Bardzo dobre i pomysłowe wykorzystanie trudnego atrybutu.

Przyznam, że masz tu pomysł raczej na dłuższą opowieść. Trudno przejąć się miłością bohaterek w takim limicie. Jednak nie było źle, i przymykając oko, można spokojnie czytać. Główne wady widziałbym w drugiej połowie – pojawienie się brata księżniczki i szybkie przeniesienie akcji do królewskiego pałacu.

Większą część opowiadania stanowi opis miłości, ale czego się spodziewać przy tym atrybucie ;)

Jak na debiut całkiem, całkiem.

Pozdrawiam

 

 

“Kilof prawdziwej miłości” Comme ç'est mignon et romantique. No powiem ci, łatwo nie miałeś :)

Ciekawe wykorzystanie atrybutu przełożyło się na całkiem interesujące opowiadanie. 

 

 

Cześć wszystkim :)

Wybaczcie długi czas mojej odpowiedzi, ale zapodziałem hasło i nie mogłem się zalogować na innym sprzęcie (u siebie mam zapisane automatycznie). Ale problemy techniczne przeszły, to odpowiadam.

Gravel, już wcześniej gdy tekst został napisany naszedł mnie pomysł, że prequel o Obłakanym Królu byłby ciekawszy, ale nie miałem pewności, czy zmieściłbym się w limicie i podołał pomysłowi, żeby wszystko było jasne i przejrzyste do 25k znaków. Zatem jest, co jest i chociaż to romans ubrany w barwy fantasy, to i tak cieszę się, że nie wyszło najgorzej i komuś się podoba. Co do samego króla, to koncepcja wyglądała tak, że ten cały chaos był spowodowany jego obłędem, który z biegiem czasu się pogłębiał, a gdy Ashee go uleczy, powinno być okej. Wieczne cierpienie polega na tym, że Ashee lecząc kogoś odczuwa jego ból, tak jak w początkowej scenie, gdy leczyła Reilę, która mówi “Nie pozwolę, byś za mnie cierpiała”. Więc im większe wyzwanie – w tym przypadku uleczenie zaawansowanego obłędu – tym większy problem.

 

None, “Brak tu też wyważenia – miałem poczucie, że tekstowi wyszłoby to na zdrowie, gdybyś skupiła się albo na wątku obyczajowym, albo na akcji” → myślę, że tutaj masz sporo racji. Nie lubię porzucenia akcji na rzecz wątku obyczajowego, ani odwrotnie, dlatego finalnie starałem się to połączyć. 

 

Krokus “Asteryski Ci się trochę rozjechały”. :O

Już lecę je poprawiać, nie zwróciłem uwagi. Dzięki, będę ćwiczył i pracował nad warsztatem :)

 

Zanais, dzięki za łapankę. Wierzę, że niekiedy mógł wkraść się chaos. Postaram się to poprawić.

 

Dziękuję wam za poświęcenie czasu, przeczytanie i zostawienie komentarza. Czytałem je wielokrotnie i dały mi sporo do myślenia. Zaznaczone przez was błędy poprawię jak najszybciej.

 

Ambush, Kazik12, ZigiN, czeke, wam też dzięki za przeczytanie i te krótsze, szybkie komentarze :)

Fajnie że zacząłeś od akcji. Ładnie napisane, dobrze dozujesz informacje wplecione w różne miejsca. Spodobały mi się takie elementy jak magiczna broń i szczegóły, jak strata nieśmiertelności przez jednego z synów. Jak dla mnie za nachalny wątek miłosny. Nie gustuję w romansidłach. I dziwi mnie, że o ile obłąkany król mógł wpaść na pomysł ożenienia się z córką, to jednak społeczeństwo tak ochoczo przyklasnęło kazirodztwu. Ja wiem, że nieraz się to zdarzało, ale cóż… chyba jestem za stara ;P. Ogólnie zgadzam się z gravel. Tło byłoby dla mnie ciekawsze, niż wątek miłosny, a uważam że dałbyś radę, bo pisać ładnie umiesz :).

 

Cześć :)

skupię się przede wszystkim na fabule, bo tutaj mi najwięcej rzeczy nie zagrało. 

Zaznaczę, że nie jestem fanką ckliwości, starałam się jednak być obiektywną w miarę możliwości.

 

Heroic fantasty wiele wybacza, ale jednak w wielu miejscach kuły mnie pewne braki logiki (moim zdaniem) czy pewne uproszczenia.

Oto kilka przykładów:

  1. Pierwsza scena – Księżniczka, która latami prowadziła wojnę z królem podróżuje z obstawą, którą pokonuje zgraja potworów i w dodatku kapitan nakazuje ratować księżniczkę 1 osobie? Spodziewałabym się, że odgórnie jest wyznaczony mały oddział, który ucieka z władczynią.
  2. Wioska – jest wojna, potwory grasują po lasach, Raila ma zakrwawione ubranie i braki w pancerzy, obie pewnie są brudne i wyglądają jak włóczęgi po kilku dniach marszu lasem. A w wiosce witają je bez podejrzeń, nawet nie pytają skąd się wzięły? Plus Ashee ma srebrne oczy, o których potem wspominasz, że to znak, że przynależy się do rodziny królewskiej.
  3. Znikniecie Ashee – skąd żołnierze niby wiedzieli, że jest w jakiejś wiosce w środku lasu?
  4. Brat z mieczem wyskakuje jak Filip z konopii. Sam wątek miecza to dla mnie troszkę pójście na łatwiznę, nie ma chyba bardziej oklepanego wątku w fantastyce tego typu. Fajnie, że próbowałeś dodać coś od siebie (cena jego użytkowania), ale jak dla mnie to zdecydowanie za mało, aby wybronić ten wątek i nadać mu choć trochę oryginalności. 

Sama relacja między bohaterkami też mnie niestety nie przekonała – zbyt ckliwa, nie ma czasu aby pokazać jak ich uczucie się rozwijało (dzięku temu może bardziej bym im kibicowała, a tak jest mi to w sumie obojętne?). Raila zbyt szybko traci dystans, jak na to, że latami służyła księżniczce. 

Ogólnie myślę, że historia potrzebowałabym więcej znaków, aby odpowiednio wybrzmieć i zrobić wrażenie na czytelniku.

Nie poddawaj się jednak – masz pomysły wymagają jednak dalszych szlifów. Każdy z nas był/jest w takim miejscu (jak sobie przypomnę swoje pierwsze opko tutaj to mam lekkie ciary żenady xd) . Trzymam kciuki za kolejne teksty :)

 

Nie przepadam za romansami, więc trochę ciężko mi jest ocenić to opowiadanie. Z pewnością wykreowałeś ciekawy świat, a sceny dynamiczne chłonęłam z przyjemnością. Relacja dziewczyn przypominała lukrowane bułeczki. ;)

No, siema!

 

Czyli zapodałeś nam romans w duchu lgbptsd, czy jakoś tak, ukryty pod płaszczykiem heroic fantasy. Cwana z Ciebie bestia, bo normalnie nie dałbym rady ;)

Mam sporo zarzutów, jednak nie co do warsztatu, bo ten najgorszy nie jest, chociaż doszlifować to i owo by można. Moje zarzuty dotyczą logiki świata i przedstawionych wydarzeń. Ale po kolei…

Zacząłeś dobrze, typowo i w konwencji. Więc mamy bohaterkę, która należy do oddziału eskortującego księżniczkę gdzieś, jeszcze nie wiadomo gdzie. Ale już tu ponarzekam, bo w świetle późniejszych informacji, ta scena jest co najmniej dziwna. Bo księżniczka jest transportowana skądś, nie wiemy skąd, do obłąkanego króla. Czyli zakładam, że z miejsca, gdzie wpływy króla nie sięgają, a potem dowiaduję się, że obłąkany król rządzi całym światem. No to gdzie ona się ukrywała? Ale OK, może jest tam gdzieś jakaś enklawa, wioska galów, czy inne metro. Gorzej wypada to, że ona jest eskortowana do obłakanego króla, by zostać jego nałożnicą (kazirodztwo, ugh, nie lubię, nawet bardzo nie lubię tego motywu, ale niech będzie), a eskortę atakują stwory, będące tworami obłakanego króla, w dodatku chcą ją zabić. No, wybitnie mi to nie gra.

Potem jest ucieczka, podczas której dowiedziałem się, że Ashee ma moc uzdrawiania, ale przejmuje ból i rany uzdrawianego. Fajny motyw, jednak zupełnie niewykorzystany, bo już chwile później księzniczka i wojowniczka wesoło hasają na przyjęciu w osadzie. I tutaj znów robi się dziwnie, bo wieśniacy posłyszeli jakąś plotkę, uwierzyli, więc robią imprezę, niepomni zagrożenia, które nadal może na nich spaść. Ale dobra, załóżmy, że są bardzo łatwowierni z jakiegoś powodu.

Potem mamy ckliwe tete-a-tete bohaterek – może znajdziesz amatorów takich scen, ja jednak do nich się nie zaliczam, więc się nieco wynudziłem. Ale propsy za niedosłowne wykorzystanie motywu, który aż się prosił o jakieś miłosne krasnoludzkie przygody ;)

Kolejna scena to najsłabszy punkt Twojego tekstu. Raz, że po Ashee przyjechali żołnierze z rana – skąd wiedzieli, że w osadzie przebywa księzniczka? Dwa, że Reila, doświadczona łowczyni i wojowniczka, przekimała do południa, nie ogarnęła, że Ashee wstała i odeszła, a w dodatku nie zarejestrowała w żaden sposób obecności wojska w wiosce – jak na łowczynię coś mało czujna jest ta bohaterka. Brat księzniczki i króla wyskakuje jak Filip z konopi, deus ex machina, masz se tu miecza, bo król tylko myślał, że mnie zabił, a ten miecz, to go wykułem, żeby zabić króla, ale on mi odebrał niesmiertelność, przez co nie miałem szansy go użyć. Okropnie pretekstowe to jest niestety.

Ostatnie sceny, dotarcie w łatwy i bezproblemowy sposób do króla, potem “zdrada” Ashee i ostatecznie smierć Reili nie byłyby złe, gdyby nie wrażenie pośpiechu, zbytniego gonienia w końcówce. Śmierć Reili zaskoczyła, ale dramat pań nie zdążył dobrze wybrzmieć – i tutaj zrzucam to na karb przerysowanych wypowiedzi obłąkanego króla.

No, nie zmęczyło mnie Twoje opowiadanie, ale nie mogę powiedzieć, że mi się podobało.

 

Pozdrawiam serdecznie :)

Q

Known some call is air am

Fajny pomysł z przejmowaniem bólu uzdrawianego. Ogólnie pomysły masz niezłej, ale chyba brakuje Ci wprawy w przerabianiu je na teksty.

Dziury logiczne już wcześniej ludzie pokazali.

Ogólnie – nie jest źle, szlifuj umiejętności.

Babska logika rządzi!

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Reila pokręciła energicznie głową. Słyszała o zdolnościach księżniczki, lecz nie mogła dopuścić, żeby ich teraz użyła. Ashee umiała uzdrawiać, lecz dzieliła się przy tym własną witalnością i przejmowała na siebie cierpienie chorego.

Myślę, że ciekawiej by było pominąć informację, czym kończy się próba uzdrawiania. I tak pokazujesz to potem (co i tak jest lepszym, bardziej naturalnym rozwiązaniem).

 

– Goście! – zawołał. – Niech Bóstwa was błogosławią! Zapraszamy do stołu!

Reila od dawna nie zaznała tak serdecznego przywitania. Nie w czasach, gdy światem rządził Obłąkany Król. Częściej można było napotkać oszalałe bestie niż życzliwych ludzi.

Hmm, wydaje mi się, że w takim świecie ludzie staliby się bardziej sceptyczni do niespodziewanej życzliwości. Chyba bardziej na miejscu byłaby nieufność ze strony Reili, która przynajmniej do tej pory, sprawiała wrażenie bardziej przyziemnej i zdystansowanej z bohaterek.

 

„Reilo,

byłaś kilofem, który roztrzaskał mur wokół mego serca. 

Są jednak rzeczy ważniejsze od miłości.

Na zawsze twoja,

Ashee”

Trochę śmieszy ten kilof mimo wszystko xD Nie do końca mi tu pasuje, lepiej wpisałby się w parodię. Zresztą napisała to księżniczka, więc spodziewałbym się trochę subtelniejszej metafory. Ale ciekawie wybrnąłeś z problemu atrybutu.

 

Dłoń Reili mimowolnie spoczęła na rękojeści miecza dusz. Broń dawała jej niezwykłe moce, wzmacniała ciało, pozwalała wskoczyć na najwyższy mur i nie odczuwać przy tym zmęczenia. Dotarcie do króla zdawało się teraz dziecinną igraszką, zabawą w wyścig z własnymi ograniczeniami. Cena za to była jednak wysoka. Każde dobycie miecza sprawiało Reili ból. Dziewczyna czuła, jak broń wysysa z niej życie, jednak według słów Galadnhortha powinna mieć dostatecznie dużo czasu, aby wbić przeklęte ostrze w królewskie serce. 

Imho zręczniej by wypadło, gdybyś opis zachowania broni umieścił wcześniej, np. gdy Reila chwyta go po raz pierwszy. Przy okazji starzec mógłby wtedy jej coś powiedzieć. Zajęłoby to tyle samo miejsca co teraz, a naturalniej wpisałoby się w narrację. Teraz czuję się trochę wyrwany z historii przez wstawkę encyklopedyczną.

 

Ashee pokręciła głową, po czym schyliła się i pocałunkiem starła łzy z oczu Reili.

Wyobraziłem sobie, że je zlizała 0_o To nie o to chodziło, prawda? xD

 

Noo, nieźle było. Szczególnie zakończenie. Bardzo dobrze, że zdecydowałeś się na własnie taką konkluzję, happy end nie spisałby się zbyt dobrze.

Łapanki nie robiłem, bo już wiele osób przede mną wypisało wszystko, co udało mi się wypatrzyć. Skupiłem się raczej na bardziej meta sugestiach, dotyczących stylu. Było trochę ekspozycji, którą stosunkowo łatwo byłoby wpleść w narrację, ale i z nią czytało się przyjemnie, bo sam tekst jest napisany dobrze od strony językowej. Udało ci się wpleść kilka przyjemnych metafor i porównań, szczególnie dotyczących uczuć – w końcu odgrywają sporą rolę w tym tekście – a ja jestem na nie bardzo łasy, więc super :3

Zgrzytał mi głównie fragment ze starcem w lesie. Jego postać pojawiła się zupełnie znikąd, nie kupiłem wytłumaczenia, że obserwował ją od dłuższego czasu. Dalej miałem wrażenie, że zespawnował się tam out of thin air. Później była też drobna niezręczność z ekspozycją dotyczącą miecza, ale to już pisałem wyżej.

Moim zdaniem bardzo dobrze wywiązałeś się z przedstawienia relacji bohaterek – jest wiarygodna i angażująca. W tak krótkim tekście zmieściłeś chwile radości i smutku, uniesienia i kryzysy, a na sam koniec udało ci się mnie wzruszyć satysfakcjonującą konkluzją. No i czuję niedosyt, bo dalej mnie ciekawi, czy faktycznie plan Ashee się powiedzie, czy może jej poświęcenie pójdzie na marne.

Ogółem bardzo przyjemny, dobrze napisany tekst. Najs!

Cześć, nawet ciekawe. 

Zacząłeś dość mocno, choć rozpoczęciem wrzuciłeś trochę na głęboką wodę, to później czytało się nawet przyjemnie. Wybiła mnie reakcja strażniczki na zniknięcie księżniczki. Dla mnie mocno nierealistyczna. 

Tak to OK, chociaż bez szału. To oczywiście w pełni subiektywna opinia. 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Romans? Mało tego romansu w romansie, jak dla mnie. Nie sklasyfikowałabym tak tego opowiadania.

Heroic fantasy? Każda z nich na swój sposób heroicznie się poświęcała i oddawała swojej sprawie.

Prawdziwa miłość? Tylko ze strony Reili wg mnie. Księżniczka coś czuła – wdzięczność, sympatię, what ever, ale nie prawdziwą miłość. Prawdziwa miłość ma to do siebie, że człowiek jest w stanie zrobić wszystko, żeby być z ukochaną osobą, poruszyć niebo i ziemię, podpalić świat. Wydzielające się w mózgu hormony pozbawiają nas racjonalnego myślenia i “przywiązują” do obiektu naszych uczuć. Dlatego taka kalkulacja zysków i strat u niby zakochanej kobiety – no nie. Tym bardziej, że płeć żeńska jest zazwyczaj bardziej emocjonalna.

To nie było złe opowiadanie, tylko, księżniczka mnie wkurzyła. Wow, złamać komuś serce, komuś kogo się podobno kocha, w imię przeżycia intensywnie ostatniej nocy swojej wolności i jakiejś pokrętnej idei ratowania świata, która ma nikłe szanse powodzenia, a do tego nie zakańcza szaleństwa terroru. To taka do tej pory, przynajmniej w literaturze, męska domena – “Kochanie, w sumie to spadam na chatę, bo ci nie mówiłem, ale czeka na mnie żona z trójką dzieci. Nie mogę odejść od niej, bo w końcu bym cię znienawidził, a nie chcę cię skrzywdzić. Jednak będziesz mogła przechowywać w sercu pamięć o naszej miłości i dupczeniu życia, jaki ci sprezentowałem.” Ubrane w lesbijskie klimaty, wcale nie jest mniej wredne i samolubne.

A czego nie kupiłam? Najpierw Bestie Szalonego króla próbują ich pozabijać, a potem rano z wioski księżniczkę zabierają żołnierze tegoż króla, jak gdyby nigdy nic. Jak ona dała znać gdzie jest i gdzie mają przysłać eskortę? Dzwoniła z komórki, czy stacjonarnego? devil

 

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Hej, dość uroczy romans z elementami walki. Reila wg mnie trochę nieprofesjonalnie się zachowała, pozwalając, by księżniczka niepostrzeżenie zniknęła. Ostateczne ją odnalazła, idąc na głosem serca, choć zakończenie do zbyt szczęśliwych raczej nie należy. Są pewne nielogiczności i skrótowce, ale ogólnie bardzo fajnie wyszło.

Lambertosie!

 

W sumie jestem pozytywnie zaskoczony. Podobał mi się ten wątek nieco YA romansu w otoczce fantasy, i to heroicznego, co czuć. Tutaj duży plus ode mnie.

No i fajne wykorzystanie atrybutu, serio! Gdy czytałem ten tekst, to Twoje podejście do kwestii atrybutu do mnie wyjątkowo bardzo trafiło. ^^

Pomysłów tu pojawiło się dużo, więc fundament do pracy nad warsztatem masz niezły. Co dalej? Z pewnością czeka Cię nieco roboty nad stworzeniem spójnej fabuły (co łatwe nie jest) i przekonujących bohaterów (ale żeby była jasność – było całkiem okej, a komentatorzy wskazali to, co im nie pasowało; warto brać to pod uwagę :D).

Zgodzę się, że pewne elementy (jak specjalna umiejętność głównej bohaterki) nie dostały wystarczająco czasu antenowego. No i końcówka, gdzie łowczyni daje się zaskoczyć jak głuchy jeleń w ciemnej puszczy – trochę trudno zawiesić niewiarę. Oraz samo zakończenie, gdzie widać i czuć pośpiech (ale rozumiem ten ból, we’ve all been there, limit nie sługa xD).

Dziękujemy za udział i pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Nowa Fantastyka