Oberżysta miął w palcach fartuch.
– Czcigodna siostro, nie chciałbym rozgniewać Łagodnej Królicy, ale izba dla kapłanek już jest zajęta.
– Nie obawiaj się – odpowiedziała Geza – bogini Łagodna rozumie takie sprawy. Jakie szaty nosi kobieta, która zajęła izbę?
– Jasnoniebieskie.
Czyli miała do czynienia z kapłanką Zmiennobarwnej Flądry. One zwykle były jak woda – zimne i uparte, ale dawało się nimi pokierować. Acz odprawianie przy nich całonocnych rytuałów nie wchodziło w grę – hierarchia wśród błękitnych sióstr zależała od ilości złowionych ryb, więc żadna kapłanka zdolna do utrzymania sieci nie zaniedbywała porannego połowu.
– Spytaj siostry, czy zechce dzielić izbę ze mną. Obiecuję nie sprowadzać tu mężczyzn.
Po dłuższej chwili oberżysta wrócił ze zgodą kapłanki Flądry.
Geza zostawiła bagaż w izbie, zdrzemnęła się, zjadła lekką wieczerzę, wystroiła w krótką bladoróżową suknię eksponującą biust, który wciąż należał do jej najcenniejszych atutów, i ruszyła na uliczki osady. Ona też marzyła o awansie. Po odległej o dwa dni drogi świątyni Królicy biegała już czwórka jej dzieci. Jeszcze jedno i zostałaby prefektą, zyskała prawo do szat w nieco ciemniejszym odcieniu i garść innych przywilejów. Właśnie zaczynały jej się dni płodne. W tej niewielkiej osadzie nie stała świątynia Łagodnej, a mieszkańcy z pewnością chcieli oddać jej hołd. Kto wie, może Królica pobłogosławi kapłance akurat tej nocy?
***
Geza wróciła do oberży nad ranem, akurat kiedy kapłanka Flądry już zdążyła wstać i szykowała się do wypłynięcia na Nil. Wymieniły kilka uprzejmości, po czym Geza rzuciła się na siennik i usnęła.
Wydawało jej się, że ledwie zmrużyła oczy, gdy obudził ją gwar przed izbą. Za chwilę wniesiono kapłankę w jeszcze niedawno błękitnej szacie. Kobieta ociekała wodą i miała zabandażowaną prawą nogę. Spod opatrunku przesiąkała krew.
– Co się stało? – Geza zerwała się na równe nogi i rzuciła w stronę tobołka, w którym trzymała rozmaite użyteczne drobiazgi.
– Hipopotam – stęknął jeden z mężczyzn dźwigających kapłankę.
– Najpierw wywrócił łódkę, a potem pogryzł czcigodną siostrę – uzupełnił drugi, wyższy. – Był ogromny!
– Wezwaliście kapłankę Kruka? – Geza już trzymała flakon z wyciągiem z kwiatów sambuki. Lek uśmierzał ból przy porodzie, więc nie mógł zaszkodzić przy ranach.
– Posłałem chłopaka, ale to kawał drogi… – Oberżysta bezradnie pokręcił głową.
– Zostawcie… nas same – wyszeptała z wysiłkiem kapłanka Flądry.
– Ale, czci…
– Precz!
– Wypij łyk, siostro. – Geza przytknęła flakon do ust kobiety. Uświadomiła sobie, że nawet nie zna jej imienia. – Pomoc już jest w drodze.
– Za późno… – Mimo to pociągnęła z flakonu. – Za dużo… krwi… Musisz… Sakwa… – Machnęła dłonią w stronę stołu zawalonego jej rzeczami. Ten ruch wydawał się bardzo wiele ją kosztować. Geza pokiwała głową, że rozumie. Ranna oddychała z coraz większym trudem.
– Nic nie mów, odpoczywaj – poradziła Geza.
Błękitna siostra wykrzywiła się ze złością.
– Do pała… cu… księ… Ważne… Szyb… Uni… kaj Ni… – Spazmatycznie wciągnęła powietrze i zamilkła.
Geza kazała oberżyście zawiadomić najbliższą świątynię Zmiennobarwnej Flądry, by kapłanki zajęły się pogrzebem. Wydawało jej się, że zmarłe błękitne siostry wysyłane są w czółnach do morza, ale nie była pewna. Ku jej zaskoczeniu gospodarz odrzekł, że cała obsada świątyni zatruła się rybami i od czterech dni nikt nie sprawuje obowiązków. Chyba misja martwej siostry rzeczywiście należała do ważnych. Aż niewiarygodne, że bogini wody potraktowała tak surowo własny przybytek. To przy okazji wyjaśniało, dlaczego nieznajoma kapłanka nie zatrzymała się u innych błękitnych. I pozwoliło zrozumieć dwa ostatnie słowa zmarłej.
W prowincji egipskiej wstawał nowy dzień i w izbie z każdą chwilą przybywało światła. Dopiero teraz Geza zauważyła stosunkowo ciemny kolor szat poranionej kapłanki, który sugerował, że była co najmniej zastępczynią arcykapłanki. Choć trudno o pewność, bo ubranie jeszcze nie wyschło. Na pewno kobieta stała o wiele wyżej w hierarchii niż ona. Za wysoko jak na prostego posłańca.
Geza podeszła do stołu i otworzyła sakwę. Oprócz osobistych rzeczy znalazła w niej glinianą tabliczkę, naszyjnik składający się z pięciu precyzyjnie oszlifowanych kawałków turkusu w różnych kształtach nawleczonych na rzemień, drugi z rybich łusek, wypchaną sakiewkę oraz srebrną figurkę flądry – znak, że posiadaczka odbywa misję wielkiej wagi.
Tabliczka zawierała na pozór bezsensowne znaki i pieczęć świątyni Flądry w Napacie. Jeżeli pamięć nie myliła Gezy, to miasto leżało nieco poniżej czwartej katarakty. Kobieta przypomniała sobie zasady wspólnego dla wszystkich kapłanek szyfru, który poznała jako mała dziewczynka w akademii trzecich sióstr. Pomrukując pod nosem, odczytała treść tabliczki – nakaz pomocy wysłanniczce Mericie (a więc tak się nazywała nieznajoma) w dotarciu do stolicy prowincji, podkreślenie, że sprawa ma wagę państwową oraz ogólne formułki błogosławieństw.
Turkusowy naszyjnik nie przedstawiał wielkiej wartości, ale mógł mieć znaczenie dla błękitnych sióstr. Geza uznała, że musi go dostarczyć do pałacu książęcego. Zawahała się nad naszyjnikiem z łusek. Może to na przykład podarunek od dziecka, który Merita chciałaby zabrać w ostatnią podróż? Ale ozdobę wykonano bardzo starannie, a na dodatek zawinięto w płótno. W końcu oba włożyła do tobołka z własnymi rzeczami, obok figurki i tabliczki.
Sakiewka stanowiła ogromne rozczarowanie – zawierała wyłącznie łuski. Czyżby zmarła kapłanka za życia lubiła wyrabiać ozdoby z tak niezwykłego materiału? Raczej nie, większość była zbyt drobna. A może to po prostu rejestr złowionych ryb? Na wszelki wypadek zabrała i sakiewkę – mimo sporej objętości nie ważyła wiele.
***
Do pałacu książęcego i Stubramnych Teb Geza miała około trzech dni drogi. Gdyby mogła płynąć w dół Nilu. Konieczność podróżowania lądem wydłużała ten czas dwukrotnie. Ale kapłanka Królicy w każdej nadrzecznej osadzie dostrzegała mądrość przestrogi Merity. Wszędzie w świątyniach Flądry działo się coś złego; błękitne siostry chorowały, tonęły, atakowały je hipopotamy i krokodyle… Jakby Zmiennobarwna bogini postanowiła pognębić krainę.
Geza musiała jednak przyznać, że figurka i tabliczka dokonywały cudów. Pomagano jej na każdym kroku – dołączano do karawan, oferowano osły, muły, konie i wielbłądy. A chęć do współpracy rosła w miarę upływu czasu. Niestety, wraz z nieprzewidywalnością Nilu. W każdej rozmowie kapłanka słyszała nową plotkę – o śniętych rybach, o ohydnym fetorze, o wodzie płynącej pod górę, o gigantycznych falach… Nie potrzebowała plotek, aby widzieć, że przybór życiodajnej rzeki się spóźnia. Narastało przerażenie Egipcjan i zapewne pozostałych prowincji Imperium – głód tutaj, w najżyźniejszym regionie, oznaczał nieszczęście dla wszystkich. Ale chłopi ani rybacy nie potrafili nic zaradzić – Nil odrzucał ofiary składane Zmiennobarwnej Flądrze.
Ostatnio nawet zarządcy mijanych miast kazali nieść wysłanniczkę przez całą noc w lektyce, aby mogła przemieszczać się, nie tracąc ani chwili. Geza zaniedbała obowiązki kapłanki Łagodnej, lecz naprawdę nie mogła poświęcać czasu na spotkania z mężczyznami.
***
Dzięki tym wszystkim przysługom i wyrzeczeniom piątego dnia podróży późnym popołudniem ujrzała mury Teb. Wprawdzie Merita mówiła o pałacu książęcym, ale Geza nie miała pojęcia, na czym właściwie polega jej misja, więc skierowała się do tebańskiej świątyni Flądry. Jak przystało na główne miejsce kultu w prowincji, była wyjątkowo okazała i bogata – fontanny nieodzowne w przybytku bogini wody wyłożono turkusami. Ich szmer przynosił radość. Rzeźby ryb i innych wodnych stworzeń cieszyły oko doskonałymi proporcjami i wspaniałym wykonaniem.
Kapłanka Królicy poprosiła o rozmowę z arcykapłanką. Ku jej zdumieniu, została zaprowadzona do krzepkiej, około pięćdziesięcioletniej kobiety w szacie tak nasyconej błękitem, że musiała być co najmniej diakonessą. Drugie, uważniejsze spojrzenie ujawniło jasną lamówkę – oznakę zastępczyni. Teoretycznie, kapłanki różnych bóstw były sobie równie, niezależnie od miejsca zajmowanego w hierarchii, aby żaden bóg nie poczuł się urażony protekcjonalnym traktowaniem. Ale praktyka nie zawsze szła w parze z teorią.
– Witaj, siostro. Jestem Rami, zastępczyni metropolitki Egiptu. Sama metropolitka jest niedysponowana.
Na skłóconą Najstarszą Dwunastkę! Submetropolitka! Geza nigdy wcześniej nie rozmawiała z tak wysoko postawioną osobą. Onieśmielona, siedziała ze spuszczonym wzrokiem na macie i nie mogła wykrztusić nawet słów powitania.
– Siostro, opowiedz, w jaki sposób weszłaś w posiadanie srebrnej Flądry, którą pokazałaś przy wejściu.
Spokojne słowa i łagodny uśmiech odblokowały Gezę. Przedstawiła się, jąkając, a potem coraz płynniej opisała śmierć nieszczęsnej Merity i swoją podróż do stolicy.
– Czy znalazłaś jakąś biżuterię w rzeczach naszej zmarłej siostry?
Geza wyciągnęła oba naszyjniki i podała turkusowy kobiecie. O dziwo, ta pokręciła głową.
– Ten powinien popłynąć razem z Meritą do morza. Nie szkodzi, poślemy go w ślad za nią, kiedy rzeka wreszcie się uspokoi, i będziemy mieć nadzieję, że Zmiennobarwna Flądra pozwoli im się odnaleźć.
Submetropolitka chwyciła naszyjnik z łusek. Rozłożyła go sobie na podołku i przesuwała czubkami palców po elementach. Czyli tak wyglądał szyfr błękitnych kapłanek! Nacinały lub wyginały łuski i układały je w określonej kolejności.
Mimo silnej opalenizny widać było, że Rami blednie w miarę poznawania treści przesłania. Zamknęła na dłuższą chwilę oczy, po czym wstała.
– Musimy pojechać do pałacu księcia. Ruszamy za pół klepsydry. Siostro, odśwież się przez ten czas, idź do kuchni, niech dadzą ci coś do jedzenia, a potem czekaj przy głównym wejściu. Gdybyś potrzebowała pomocy, każda akolitka jest do twojej dyspozycji.
***
W pałacu Rami oznajmiła, że muszą zobaczyć się z czarownikiem Flądry. Ta wieść podekscytowała Gezę, od dawna fascynował ją wygląd magów. Służący zaprowadził je do wielkiego pawilonu na tyłach ogrodu i tam przekazał starszemu koledze. Ten powiódł obie kobiety do wielkiej komnaty. Już jej wystrój okazał się niezwykły – za wejściem ciągnął się może dziesięciostopowej szerokości pas terakotowych płytek, a za nim rozpoczynał się dół w podłodze wypełniony wodą. Ale dopiero wygląd czarownika wprawił Gezę w osłupienie. Jako prosta kapłanka nie powinna mieć dostępu do takich tajemnic, ale… Niektórzy mężczyźni, z którymi dokonywała rytuału ku czci Królicy, nie potrafili zapanować nad językiem w chwilach uniesienia. Albo w chwilach braku uniesienia, kiedy po prostu musieli udowodnić, że mimo drobnych problemów, są kimś bardzo ważnym i bywałym. Geza wiedziała więc, że czarownik z każdym rzuconym zaklęciem upodabnia się do boga, od którego czerpie swoją moc. Wiedziała również, że w pałacu książęcym mieszka dwunastu najstarszych czarowników w Egipcie – po jednym dla każdego z najważniejszych bogów. Jednak wiedzieć a widzieć to ogromna różnica.
Ten czarownik bardziej przypominał rybę wielkości człowieka niż człowieka. Podpłynął do szerokiej rampy przy brzegu i spoczął na niej jak na pochyłym łożu, trzymając głowę przy powierzchni wody. Jeśli to jeszcze można było nazwać głową… Nosa nie miał w ogóle, skórę pokrywały drobne łuski. Oczy przesunęły się blisko siebie i zrobiły wyłupiaste. Usta utraciły wargi, stały się rybim pyskiem, na dodatek umieszczonym nie pod oczami, ale na lewo od nich, asymetrycznie. Uszy przekształciły się w skrzela, a niedaleka za nimi leżała ręka zredukowania do dłoni z kilkunastoma cienkimi palcami pokrytymi błoną. Resztę płaskiego ciała litościwie skrywały szaty, zwiewne jak u książęcej nałożnicy, pokryte błękitnymi haftami. Widok był odrażający, ale Geza nie potrafiła oderwać od niego oczu.
Rami tymczasem opowiadała czarownikowi, co wyczytała z naszyjnika:
– Przybór Nilu opóźnia się. Lada moment zagrozi nam głód. Świątynia w Napacie donosi o mnóstwie niekorzystnych znaków. Obecna tu kapłanka Łagodnej Królicy wiele z nich widziała po drodze… W świątyni Czuwającego Puchacza granatowe siostry wywróżyły, że ma to związek z bogiem Hipopotamem. Czy możesz udzielić nam jakichś rad, podzielić się swoją wiedzą? Czy Zmiennobarwna Flądra zdradziła ci coś z boskich planów?
Mag wysunął pysk z wody, zaczerpnął powietrza, a potem z bulgotem wypuścił je skrzelami. Submetropolitka słuchała dziwnych dźwięków bardzo uważnie. Później zadała jeszcze dwa dodatkowe pytania i otrzymała odpowiedzi. Po chwili wyszli wraz z służącym na korytarz. Tam zapytała staruszka:
– Co zrozumiałeś z jego odpowiedzi?
– Niewiele. Że bóg Hipopotam się rozgniewał.
– A w jaki sposób mamy go udobruchać?
– Czarownik mówił coś o posągu.
– …który trzeba wrzucić do Nilu, tak. Och, jaka szkoda, że metropolitka jest zbyt chora, by mogła tu przyjść. Ona ma największą wprawę w słuchaniu tego bulgotania… A tam było coś jeszcze, chyba o cennym oku, ale nie jestem pewna.
W ciszy przemierzali dziedziniec. Geza ośmieliła się ją przerwać:
– Przepraszam, siostro. Czym właściwie zajmuje się bóg Hipopotam?
– Rządzi wylewami Nilu.
– Och.
– No właśnie. Konsekwencje jego gniewu będą straszliwe.
– Jeszcze nigdy nie widziałam czarownika tak zaawansowanego w swojej przemianie. – Geza przemilczała fakt, że dotychczas spotkała tylko jednego maga. – On musi być bardzo stary…
– Raczej nie. Nie ma nawet trzystu lat.
– Trzystu? – powtórzyła młodsza kobieta.
– To niewiele jak na maga. Egipt w ogromnym stopniu zależy od wylewów Nilu, więc książę zbyt często prosił czarownika Zmiennobarwnej o pomoc. Ot, cała tajemnica.
– A co z nim dalej będzie?
– Siostro, jeśli twój stopień wtajemniczenia na to pozwala, powinna ci to wytłumaczyć twoja przełożona.
***
Geza skierowała się do świątyni Flądry. Po nocach spędzonych w spartańskiej lektyce miękkie łóżko wydawało się luksusem. Zresztą, sama budowla była o wiele wystawniejsza niż jej macierzysta świątynka w osadzie pod Elefantyną. Tutaj ściany z różowego granitu tworzyły istny labirynt intymnych pokoików. A płaskorzeźby na ścianach! Po ośmiu latach w różowej szacie Geza uważała się za doświadczoną kapłankę bogini miłości i płodności, mimo to poznała kilka nowych pozycji…
Po odespaniu trudów podróży powinna wracać do domu i własnej arcykapłanki, ale wolała zamarudzić jeszcze jeden dzień. Tym bardziej, że dni płodne nadal trwały, a chętnych do uczczenia Łagodnej nie brakowało. Po pierwsze, działał urok nowej twarzy w świątyni. Po drugie, dotarcie do Teb z wiadomością i wizyta u czarownika dała Gezie pewien rodzaj krótkotrwałej sławy i wielu mieszkańców pałacu pragnęło odprawić rytuał właśnie z nią.
Co miało jeszcze jeden nieoczekiwany efekt – każdy mężczyzna chcący skorzystać z usług kapłanki powinien za jej pośrednictwem złożyć Łagodnej ofiarę, na jaką było go stać. Ubodzy chłopi zazwyczaj przynosili miarkę jęczmienia, dorodną rybę lub dzban piwa. Dworzanie płacili monetami, znaczniejsi nawet srebrnymi lub złotymi. Wszystkie datki wcześniej czy później trafiały do świątynnego skarbca lub kuchni, ale na razie Geza czuła się bogata i dowartościowana, jak jeszcze nigdy w życiu.
Tymczasem w pałacu książęcym wrzało. Geza uznała, że swoją rolę już spełniła i więcej się tam nie pojawiła, ale i tak docierały do niej plotki o planowanym stworzeniu ogromnego posągu hipopotama i wrzuceniu go do Nilu. Podobno miano go ulepić z gliny i wypalić w największym piecu. Szczególnie najmłodsze, szesnastoletnie akolitki lubiły przekazywać niesprawdzone informacje i przybiegały do starszej koleżanki z każdą wieścią.
Po kolejnej nocy w wygodnym łóżku doszła do wniosku, że nie powinna już dłużej odkładać powrotu. Właśnie pakowała swoje suknie i z przyjemnością podrzucała napęczniałą sakiewkę, gdy usłyszała podekscytowane głosy na korytarzu. Po chwili do izby zajrzała akolitka Czuwającego Puchacza.
– To ty jesteś Geza, siostro?
– Tak, to ja.
– Ufff! Całe szczęście, że jeszcze cię zastałam! – Dziewczyna ogarnęła wzrokiem rozgardiasz wynikający z pakowania. – Trzy nasze kapłanki miały tej nocy wieszcze sny. Wszystkie zgadzają się, że koniecznie musisz wziąć udział w uroczystościach ofiarowania posągu hipopotama.
– Jeśli taka jest wola bogów, kimże jestem, by się im sprzeciwiać… – odrzekła Geza, skrywając radość. – Kiedy odbędą się uroczystości?
– Za kilka dni, posąg jeszcze nie jest gotowy do wypalenia.
***
Geza spędziła czas oczekiwania przyjemnie i bogobojnie. Kiedy plotka o wróżbie rozeszła się po Tebach, tłum mężczyzn marzących o spotkaniu z nią jeszcze zgęstniał. Aż musiała sobie kupić na targowisku drugą, większą sakiewkę.
Wreszcie ósmego dnia, tuż przed świtem zbudził ją posłaniec z pałacu – może dziesięcioletni chłopiec. Pobiegli czym prędzej.
Posąg wyglądał imponująco. Wyższy od człowieka, połyskujący w promieniach słońca, z otwartą groźnie paszczą… Jego grzbiet wymalowano w złote wzory. Geza nie wyobrażała sobie, jak można wypalić w piecu coś tak ogromnego. Może złożono go z kilku części? Obwiązany linami stał na rampie prowadzącej prosto w fale Nilu i czekał na zakończenie uroczystości.
Po wygłoszeniu błogosławieństw i modlitw okazało się, że każdy z obecnych powinien obdarzyć czymś statuę. Zebrani namaszczali ją pachnącymi olejkami, ozdabiali wstążkami, obwieszali wieńcami kwiatów… Geza wpadła w panikę – nie spodziewała się tego, nic ze sobą nie przyniosła! Pośpiesznie obmacała szaty, poszukując czegoś, co nadawałoby się na podarunek. Znalazła tylko sakiewkę.
Kiedy nadeszła jej kolej, podeszła sztywnym krokiem i wepchnęła największą złotą monetę, jaką miała, w pusty oczodół. Nigdy tak naprawdę nie uwierzyła w to, co stało się w następnym momencie – posąg hipopotama mrugnął złotym okiem! A wtedy wszystkie trzymające go liny pękły z trzaskiem i statua majestatycznie zsunęła się do wody.
Wcześniej wzburzone fale Nilu wygładziły się, ledwie posąg zniknął pod powierzchnią.
W tej samej chwili w odległej Napacie, akolitka Zmiennobarwnej Flądry drgnęła zaskoczona. Przez chwilę wpatrywała się w kolorowe, szerokie na palec, poziome pasy namalowane na słupie wbitym w dno rzeki, a potem co tchu popędziła do świątyni.
– Arcykapłanko! Arcykapłanko! Nil zaczął przybierać!
***
Po powrocie do swojej macierzystej świątyni Geza usiadła w maleńkiej klitce, która stanowiła większość jej świata. Zaczęła się zastanawiać. Przeliczyła coś na palcach. I jeszcze raz. A potem przyłożyła dłoń do łona. Tak, nie myliła się. Krwawienie powinno się zacząć już trzy dni temu, a tymczasem nawet nie czuła bólu brzucha, który zawsze je poprzedzał.
Dopiero po niecałych dziewięciu miesiącach miała się dowiedzieć, że Łagodna Królica pobłogosławiła ją bliźniętami.