- Opowiadanie: Shanti - Dwór Wisielczego Króla

Dwór Wisielczego Króla

Mało u mnie heroic fantasy, ale zdecydowałam się nieco inaczej podejść do tematu.

 

Droga kręta

Atrybut: obowiązkowy gargulec

Hasło: to nie jest kraj dla starych nieludzi

 

Gorące podziękowania dla betującyh: Sonaty i Krokusa :)

 

Niektórym osobom Wisielczy Król może wydawać się znajomy – po raz pierwszy pojawił się w opowiadaniu “Pocałunek pod szubienicą” i od tamtej pory wiedziałam, że chcę wrócić do tej postaci, a przede wszystkim do jego świata. Są to jednak dwie zamknięte historie i nie trzeba znać poprzedniego opowiadania.

 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Dwór Wisielczego Króla

Hugo De Brass drżącymi rękami założył pętlę na szyję.

– Jesteś pewien? – zapytał jeden z towarzyszy.

– Nie mamy wyboru. To jedyny sposób. Jeśli nie wrócę…

Powiódł wzrokiem po twarzach przyjaciół i wziął głęboki oddech. Nie mógł ich zawieść. Mieli w końcu uratować świat.

Dał znak. Poczuł gwałtowne szarpnięcie i jego ciało zawisło w powietrzu. Instynktownie otworzył usta, próbując złapać oddech. Choć wiedział, co go czeka, nie potrafił zapanować nad paniką i zaczął szarpać linę. Ta jednak z każdym ruchem zaciskała się coraz mocniej.

Ostatnie, co pamiętał, to urywana inkantacja i gwiazdy na niebie, które przybrały jadeitowy odcień.

 

*

 

Coś siłą wepchnęło powietrze w jego płuca. Otworzył oczy. Zanim zrozumiał, co widzi, dotarło do niego, że gruby sznur nadal ciasno oplata mu szyję. Jęknął i spanikowany zaczął szarpać powróz, który tym razem nie stawiał oporu. Potykając się, Hugo zrobił kilka kroków w tył. Przez chwilę rozmasowywał obolałe gardło, nim uniósł wzrok.

– Udało się – szepnął i zamarł.

Wszędzie widział drzewa. Miały potężne, grube pnie i zdawało mu się, że sięgają samego nieba. Z gałęzi coś jednak zwisało. Zmarszczył brwi, próbując w półmroku dostrzec szczegóły. Wtedy zza ciężkich chmur wyszedł księżyc i uświadomił sobie, że to liny. Setki, tysiące zaplecionych w pętle lin.

Przełknął głośno ślinę. Wyciągnął dłonie, ale wyglądały tak, jak zawsze. Wstrzymał oddech. Niemal uśmiechnął się z ulgą, gdy wyczuł miarowe bicie serca.

– Żyjesz. Przynajmniej na razie.

Prawie podskoczył, gdy dotarł do niego kobiecy głos. Dłoń instynktownie powędrowała do pasa i trafiła na rękojeść miecza. Zacisnął na niej palce z westchnieniem ulgi i zerknął na boki.

Obca stała za jego plecami. Nie słyszał jej kroków i nie był pewien, jak długo go obserwowała. Brzęknęło szkło, a po chwili półmrok rozgoniło mdławe światło lampy.

Podeszła, zanim się ocknąłem. Usłyszałbym ją z daleka, pomyślał Hugo, patrząc na ciężką suknię, której liczne warstwy zapewne podtrzymywała halka na kole. Podobne nosiła jego młodsza siostra.

Hanna… De Brass pokręcił głową, odganiając myśli o rodzeństwie. Ponownie skupił się na kobiecie. Gorset ściskał talię tak wąską, że byłby w stanie objąć ją dłońmi. Włosy miała zebrane w luźny kok, a oczy martwe.

– Wisielczy Król czeka na ciebie – powiedziała, po czym nie czekając na odpowiedź, ruszyła między drzewa.

Chciał coś odpowiedzieć, ale ostatecznie podążył za dziewczyną. Przez chwilę szli w ciszy, a Hugo nerwowo zastanawiał się, które z nurtujących go pytań powinien zadać jako pierwsze. Miał ich tak wiele.

Gdy zostawili za sobą las, chłopak na moment zgubił krok. Ledwie dostrzegalnie pokręcił głową i przywołał na twarz maskę obojętności.

Już nie nazywaliby mnie odważnym, gdyby mnie teraz zobaczyli, pomyślał z przekąsem. Wodził wzrokiem za setkami zmarłych, którzy otępiali snuli się po rozległej równinie. Nienaturalnie bladzi, o czarnych oczach i każdy z ciemnofioletową pręgą od sznura na szyi. Nie musiał pytać, aby wiedzieć, że wszyscy zostali powieszeni. Nikogo nie zauważali i noga za nogą, wędrowali w sobie tylko znanym kierunku.

Hugo poczuł na plecach lepkie macki strachu.

 

*

 

Siedzibę Wisielczego Króla stanowiły rozległe ogrody, poprzetykane martwymi drzewami i zmurszałym murem. Ścieżki wiły się i przecinały niczym w labiryncie, a kopuła z trującego bluszczu zasłaniała niebo. Kilkukrotnie w oddali dostrzegł zakapturzone postacie, ale te szybko znikały w mroku.

Salę tronową wytyczała kolumnada, której wejście wieńczył łuk ozdobiony płaskorzeźbami. Ze środka wyzierała korona ogromnego, gęsto porośniętego listowiem drzewa.

Już z daleka widział liczne postacie, przemykające w cieniu i wymieniające urywane szepty. Gdy podeszli bliżej, dziesiątki bladych twarzy zwróciło się w ich kierunku. Niektóre stare, inne zbyt młode, wszystkie z dziwnym blaskiem w oczach i fioletową pręgą na szyi. Dworzanie Wisielczego Króla.

Tłum rozstąpił się i w końcu mógł ujrzeć tron stworzony z korzeni i ziemi. Nieregularne siedzisko było jednak puste. Zerknął na swoją przewodniczkę, ale ta pewnie ruszyła do przodu. Dopiero po chwili dostrzegł mniejszą ławę, którą zajmowała drobna dziewczyna o splątanych białych włosach sięgających żeber. Korona z cierni nie raniła jej skóry, a twarz skrywała za maską rzeźbioną w siwym drewnie.

Czyżby królowa?

Przestąpił z nogi na nogę, gdy cisza stała się trudna do zniesienia. Zerknął na boki, ale wszyscy wyraźnie na coś czekali. Rozważał, czy powinien przemówić pierwszy, ale przybył rozmawiać z królem.

Uniósł głowę, gdy kątem oka dostrzegł jakiś ruch. Zamarł. To, co wziął za gęste listowie, było setką smolistych kruków o złotych ślepiach.

 Z oddali dotarły do niego kroki. Nie miały jednego źródła, dochodziły z wielu stron jednocześnie. Rozejrzał się, ale niczego nie dostrzegł. Tłum szykownie ubranych postaci nie odrywał wzroku od drzewa.

Najpierw dostrzegł dłoń brudną od ziemi, która wysunęła się z wąskiej szpary między korzeniami. Zaraz za nią wyrosło całe ramię i skrawek peleryny z liści.

To niemożliwe, przemknęło mu przez myśl. Potrząsnął głową – powiesił się, aby uzyskać audiencję u Króla Wisielców. Nic, co tu zobaczy, nie powinno go dziwić.

Opalizujące jadeitowe oczy przyciągały jak magnes. Z wysiłkiem oderwał od nich wzrok i objął spojrzeniem wysoką postać, która częściowo stała w cieniu drzewa.

– Hugo to kiepskie imię dla bohatera – szydził Wisielczy Król, a chłopak spąsowiał i wykonał niski ukłon.

– Wierzę, że nie ma kiepskich imion.

– No, proszę. Tym razem przysłali kogoś, kto potrafi też myśleć. Podejdź bliżej, chłopcze.

De Brass chciał zaprotestować, ale ostatecznie ugryzł się w język. Uznał, że władca może nazywać go tak, jak chce, byle go wysłuchał. A najlepiej spełnił jego prośbę.

– Tym razem?

– Myślisz, że jesteś pierwszy? – zaśmiał się Wisielczy Król. – Co jakiś czas żywi czegoś od nas chcą. Doceniam odwagę, chłopcze, choć zwykle ta idzie w parze z głupotą. Mów, z czym do mnie przybywasz.

Hugo wziął głęboki oddech. Miał tylko jedną szansę – ostrzegano go, że Wisielczy Król nie należy do łaskawych. Ani cierpliwych.

– Nasz świat jest w niebezpieczeństwie, wielkie zło zagraża naszym pobratymcom. Aby je pokonać, musimy…

– Zło? – zdziwił się władca. – A czymże jest zło, chłopcze?

Młodzieniec zaniemówił. 

– Dobro, zło. Lubicie sobie wycierać nimi ręce. A my, chłopcze, czy moje królestwo jest w twoim przekonaniu dobre, czy złe?

Król wbił w niego jadeitowe spojrzenie, wyzierające zza kościanej ptasiej maski. Hugo poczuł, jak kropelki potu spływają mu po skroni. Zerknął na boki, ale nieprzychylne i złośliwe twarze tylko potęgowały pustkę w głowie. Wiedział, że na takie pytanie nie ma dobrej odpowiedzi.

– Mój królu. – Śpiewny głos królowej uratował go z opresji. Blada dłoń musnęła rąbek liściastej peleryny. – To tylko posłaniec, nieświadomy ceny, jaką będzie musiał zapłacić. W dodatku taki młody. Ile wiosen przeżyłeś, młodzieńcze?

– Prawie dwadzieścia, pani.

– Taki młody – powtórzyła.

Cisza przeciągała się w nieskończoność. Czuł na sobie spojrzenie władcy, jakby ten coś dokładnie rozważał.

– Czegoż to śmiertelnicy potrzebują tym razem?

Hugo powoli wypuścił powietrze. Oparł dłoń na pasku podtrzymującym broń, próbując odzyskać resztki pewności siebie.

– Artefaktu. Zwą go Łzami Wiecznego Smutku.

Przerwał na moment nieco speszony brakiem reakcji. Liczył chociaż na kiwnięcie, które potwierdziłoby, że król wie, czego poszukuje. Odchrząknął.

– Powiedziano nam… mi, że można je odszukać tylko w twoim królestwie. Ja… od niego zależy los wielu ludzi.

Popatrzył w oczy władcy, ale nieruchome spojrzenie sprawiło, że szybko odwrócił wzrok. Było w nim coś potężnego, ale i pierwotnego zarazem. Przypomniał sobie historie, które niegdyś opowiadała mu matka. Nazywano go też Panem Wierzb – za każdą niewinnie powieszoną istotę, zasadzał jedną wierzbę płaczącą w świecie śmiertelników.

– Pozwolę ci wędrować po moim królestwie, choć musisz wiedzieć, że ma to swoje konsekwencje. Odnajdziesz to, czego szukasz.

Hugo ledwie dostrzegalnie odetchnął i z trudem powstrzymał westchnienie ulgi. Był o krok bliżej od wypełnienia swojej misji.

– Dziękuję.

– Co raz zawisło, należy do drzewa. Wisielcy cię spaczą, wrócisz odmieniony, choć wielu zawiśnie, zanim pojmiesz znaczenie mych słów.

– Nie rozumiem…

Pan Wierzb przerwał mu machnięciem dłoni.

– Otrzymałeś ostrzeżenie. Jeżeli szukasz Łez, czas na ciebie.

Hugo zamilkł i próbował zapanować nad wyrazem twarzy. Liczył na inną odpowiedź. Nie bał się wyzwań, ale nawet nie wiedział, gdzie zacząć poszukiwania.

– Mój panie, noc ma się ku końcowi. – Jego przewodniczka zrobiła krok do przodu i spuściła głowę. Król nawet nie spojrzał w jej stronę.

– Finonno, obudź się. Poprowadzisz śmiertelnika.

Niebo nad głową Hugona rozdarł przeraźliwy zgrzyt. Chłopak uniósł głowę i dokładniej przyjrzał się kolumnadzie. Dopiero wtedy dostrzegł jakiś tuzin kamiennych rzeźb, które dumnie spoczywały na cokole.

Jeden z gargulców drgnął, a dotąd kamienne spojrzenie nabrało życia. Bestia wstała i rozprostowała porośnięte szczeciną skrzydła. Lekko przechyliła głowę z dwoma rogami i zmierzyła młodzieńca wzrokiem.

Stwór zeskoczył, wzbijając tumany kurzu. Dworzanie cofnęli się z oburzeniem i obrzucili go nieprzychylnymi spojrzeniami. Gdzieś w oddali zabrzmiał róg, a tłum zaczął momentalnie rzednąć.

– Jak sobie życzysz, mój królu – powiedziała Finnona oschle.

Róg rozbrzmiał po raz drugi.

De Brass zerknął na nią kątem oka. Miała szponiaste kończyny i pochyloną sylwetkę, jakby nie mogła się zdecydować czy chodzić na dwóch, czy czterech łapach. Przepaska biodrowa zasłaniała okolice intymne, a cienki pasek materiału obwisłe piersi. Skóra w niektórych miejscach była siwa, a w innych granatowa. Szczeciniaste włosy sięgały karku, nieco przysłaniając toporny pysk ze spłaszczonym nosem. Jedyne, co było w niej ładne, to oczy, przywodzące na myśl szarość poranka, tuż przed wschodem słońca.

– Gargulce nie potrafią kłamać, więc wskaże ci drogę. Na dowód mojej przychylności zaprowadzi cię do tego, kto wie, gdzie znajdziesz Łzy.

Po tych słowach Wisielczy Król wstał i zniknął między korzeniami, a ku zaskoczeniu Hugo drzewo ożyło. Pochyliło gałęzie ku ziemi, na których również wisiały pętle. Pierwsza podeszła królowa. Sięgnęła do najdłuższej z lin, której koniec znikał gdzieś w koronie i wsunęła głowę pomiędzy sznur.

– Co raz zawisło, należy do drzewa – szepnęła w odpowiedzi na pytające spojrzenie De Brassa.

Reszta dworzan poszła w jej ślady. Gdy róg rozbrzmiał po raz trzeci, drzewo z głośnym trzaskiem wyprostowało się i uniosło jakiś tuzin ciał. Można było pomyśleć, że wisielcy śpią, gdyby nie ich szeroko otwarte i martwe oczy.

Hugo z trudem przełknął ślinę. Odetchnął głęboko, czując na sobie taksujące spojrzenie gargulca. Nie chciał stracić twarzy. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, jego uwagę ponownie przykuł hałas na kolumnadzie.

Pozostałe stwory również się obudziły i trzęsły łbami, jakby chciały odgonić resztki snu.

– Finonna, a ty co? Dzisiaj pilnujesz jakiegoś młokosa?

Kobieta tylko prychnęła.

– To nie jest kraina dla starych nieludzi – stwierdziła bestia o pokaźnym brzuchu i krótkich skrzydłach. – Żadnego szacunku dla naszej ciężkiej służby!

– Strzeżcie królestwa. Ku uciesze Wisielczego Króla! – zakrzyknął inny gargulec, po czym wzbił się w górę, a w ślad za nim podążyła reszta.

 

*

 

– Pośpiesz się, śmiertelniku.

– Mam na imię Hugo. I w przeciwieństwie do ciebie mam tylko dwie nogi – odpowiedział De Brass, siląc się na uprzejmy ton.

Gdy gargulec wyprowadził go z ogrodów, wzbił się w powietrze i powiódł krętą ścieżką pomiędzy falistymi wzniesieniami. W oddali chłopak widział potężne drzewa, z licznymi ciałami zwisającymi z gałęzi.

– Dlaczego…?

Urwał i ruchem głowy wskazał nieruchome postacie, które delikatnie kołysał wiatr.

– Dzień nie należy do wisielców – powiedziała Finonna. – Co raz zawisło, należy do drzewa – dodała, gdy nie dostrzegła w jego oczach zrozumienia.

Chłopak odetchnął, próbując zapanować nad irytacją.

– Ale co to znaczy? Powtarzacie to, ale nic mi nie mówi.

Finonna westchnęła przeciągle i zmierzyła go nieprzychylnym wzrokiem. Przez chwilę milczała i Hugo miał wrażenie, że nad czymś się zastanawia. W końcu podjęła decyzję i wyraźna niechęć wypisana na jej pysku nieco zelżała.

– W krainie Wisielczego Króla panują pewne zasady, których musimy przestrzegać. Po co tutaj właściwie przybyłeś?

– Po artefakt, Łzy…

– To wiem – przerwała mu. – Ale czemu? To ryzykowne, możesz nie wrócić.

Chłopak przez chwilę milczał.

– Muszę spłacić dług. Dawno temu ktoś mnie uratował, dał szansę mojej siostrze i mi. Teraz ja ocalę innych. A ty? Dlaczego… – zaczął, ale umilkł, nie do końca wiedząc jak sprecyzować pytanie.

– Jestem, czym jestem? To długa i nudna historia. Kiedyś byłam człowiekiem.

– Mamy chyba trochę czasu do zabicia – mruknął Hugo, rozglądając się po rozległych wzgórzach, których jedyną ozdobą były drzewa pełne wisielców. Przez moment wydawało mu się, że kąciki ust Finonny zadrżały, ale jej twarz pozostała poważna.

 

*

 

Dzień w krainie Wisielczego Króla był cichy i ponury. Niebo zasnuwały ciemne, burzowe chmury grożące ulewą.

W Hugonie z każdym krokiem narastało napięcie i niepokój, którego źródła nie potrafił nazwać. Dopiero gdy stanęli przed ciągnącymi się aż po horyzont bagnami, niemalże pozbawionymi drzew, uświadomił sobie, co go tak nęka. Cisza. Żadnych ptaków, szumu traw czy wody. Tylko skrzypienie gałęzi, na których wisiały trupy.

Ścieżka wiła się i zakręcała, ale prowadziła przez gęsty zagajnik widoczny w oddali. Finonna doradziła mu, aby pod żadnym pozorem nie wędrował przez bagna.

– To miejsce dla tych, których nawet Wisielczy Król nie chce w swoim królestwie. Nie mają swojego drzewa i trawi ich szaleństwo.

– Dlaczego ty nie śpisz?

– Gargulce zwykle odpoczywają nocą.

– Gdy inni wracają na drzewa, wy strzeżecie króla? – domyślił się. – Dobrze przemyślane. Musi mieć do was zaufanie.

Finona prychnęła i z lekkim niedowierzaniem spojrzała na Hugona.

– Sądzisz, że on ufa komukolwiek?

Chłopak nie odpowiedział. Ważył w głowie jej słowa i dotarło do niego, jak naiwnie musiał zabrzmieć. Odwrócił głowę, próbując ukryć zaczerwienione policzki.

– Mówiłaś, że urodziłaś się w szlacheckiej rodzinie…? – De Brass wrócił do ich wcześniejszej rozmowy.

– Stara krew i ogromny majątek. Dostawałam wszystko, czego chciałam. Suknie, klejnoty, służących na każde zawołanie. Poza miłością i uwagą tych, którzy powołali mnie do życia. Miałam sporo czasu, aby to wszystko przemyśleć i zrozumieć – dodała, widząc zaskoczenie na jego twarzy. – Pamiętam, jak godzinami uczyłam się haftować, aby zadowolić ojca. Zrobiłabym wszystko, żeby usłyszeć choć jedno miłe słowo. Stwierdził, że to niepotrzebne, bo z takim posagiem zechce mnie każdy. Nawet ślepą i kulawą.

– Przykro mi.

– Matka się go bała, ale byłam jej oczkiem w głowie. Wyczekaną i wychuchaną księżniczką. Pozwalała mi na wszystko i zaszczepiła we mnie myśl, że jestem kimś wyjątkowym. Że czeka mnie wspaniała przyszłość. I choć pewnie myślała o bogatym mężu i dostatnim życiu, to ja marzyłam o czymś innym, bardziej ekscytującym.

Umilkła, pogrążona we wspomnieniach.

De Brass zastanawiał się, czy gargulec mówi prawdę, a potem przypomniał sobie słowa Wisielczego Króla – stwór nie potrafił kłamać.

– Jesteśmy blisko – powiedziała jakiś czas później Finonna.

Chłopak ożywił się i poczuł narastającą ekscytację. Cel misji był na wyciągnięcie ręki – tyle przygotowań oraz pracy. Pozwolił sobie na moment rozmarzenia.

Skup się, Hugonie. Nie możesz zawieść, liczą na ciebie. To zbyt ważne.

Przed oczami stanęła mu twarz jego mistrza i nauczyciela. To on zgarnął go z ulicy i pokazał jak władać mieczem. To on go wykarmił, wpoił, czym jest honor. Chłopak nadal pamiętał dziwną nostalgię w oczach starca, gdy zgłosił się na ochotnika. Mentor żegnał go z dumą, ale i smutkiem.

Wkroczyli na wąską ścieżkę zagajnika. Stare powykręcane drzewa przypominały sylwetki pogrążone w cudacznym tańcu. Hugo poczuł ciarki na plecach. Znikąd pojawiła się mgła, która lizała grube korzenie, ale nie miała śmiałości wkroczyć na dróżkę.

– Gdzie jesteśmy? – zapytał, gdy wyszli na rozległą równinę, zewsząd otoczoną ścianą lasu.

Polana pełna białych kwiatów zaskoczyła De Brassa. Przypominały lilie, ale były drobniejsze i pachniały inaczej. Pośród nich mościły się przypominające bulwy domki, nie wyższe niż kilkuletnie dziecko. Przez niewielkie okrągłe otwory przenikało mdłe światło, ale pokraczne drzwiczki były zamknięte.

Hugo, nieco zdziwiony, zauważył, że niebo zdążyło już ściemnieć, a pierwsze gwiazdy nieśmiało wspięły się na firmament.

Finonna ruszyła przodem, ale uważnie obserwowała polanę. Hugo odszukał dłonią broń przypiętą do pasa i powoli wypuścił powietrze z płuc. Zachowanie gargulca podpowiadało mu, że powinni być ostrożni, próbował więc wyciszyć natrętne myśli i oczyścić umysł.

Nad polaną górowało stare i samotne drzewo, które chyliło się pod własnym ciężarem. Gęsto porośnięte niebieskawym mchem i drobnymi listkami, pośród korzeni skrywało sporej wielkości jamę. 

Gdy podeszli bliżej, w ciemnym otworze błysnęła para chabrowych oczu. Gargulec zatrzymał się, a Hugo stanął u jego boku. W milczeniu obserwowali, jak kobieca postać zmierza w ich stronę.

– Gargulce nie są tu mile widziane.

– To rozkaz Wisielczego Króla.

Obca prychnęła. De Brass nie chciał się nachalnie przyglądać, ale nie potrafił odwrócić wzroku. Większość ciała pokrywała kora i splątane gałązki, zostawiając tylko nieco skóry powyżej pępka i wokół obojczyków. Twarz, choć niegdyś ludzka, teraz miała nienaturalnie duże i skośne oczy, a zamiast nosa korę ciągnącą się aż do linii włosów.

– Wynoś się i… – chabrowe oczy spojrzały na chłopaka – zabierz śmiertelnika ze sobą.

– Musimy przejść, Zaro.

– To niemożliwe, wiesz o tym.

Gargulec przez chwilę patrzył na obcą, ale ostatecznie odwrócił wzrok. 

– Ja mogę przelecieć, ale ty musisz pójść tędy.

– Nie ma innej drogi? Dopiero co powiedziała, że…

– Wywalcz sobie przejście albo zrezygnuj – wycedziła Finonna, po czym nie czekając na odpowiedź, wzbiła się w powietrze. Zaskoczony Hugo przez chwilę obserwował, jak krąży nad polaną. Westchnął.

– Nie chcę walczyć. Błagam, przepuść mnie, a unikniemy rozlewu krwi.

– Nie mogę. Nic nie może zakłócić snu tych, których strzegę. Zawróć.

De Brass pokręcił głową. Przymknął na moment oczy i odetchnął.

– Przepraszam – mruknął, zanim sięgnął po broń i skoczył w kierunku kobiety.

Pierwszy cios zablokowały pnącza, które wyskoczyły z ziemi, jak gdyby tylko czekały na jego ruch. Wyprowadził kolejny atak, ale i ten został sparowany.

Odskoczył i powoli odetchnął. Jeszcze raz przyjrzał się Zarze, wiedząc już, że nie wygra pojedynku ot tak. Szukał słabych punktów, które mógłby wykorzystać. 

Strażniczka nie skorzystała z jego zamyślenia, choć powinna. Mogłaby zalać go gradem ciosów i zmęczyć, a był niemal pewien, że to ją cechowała większa wytrzymałość.

Skoczył do przodu. Ostrze w rękach Hugo ożyło i rozpoczęło brutalny taniec z cienkimi pnączami.

Kilkanaście ciężkich oddechów później wokół młodzieńca leżał co najmniej tuzin korzeni, ale na ich miejsce pojawiały się kolejne.

Tak tego nie wygram. Wspomniała, że czegoś strzeże. Cokolwiek to jest, musi kryć się w tych bulwach.

Uniósł miecz, markując kolejny cios, po czym uskoczył w bok i ruszył w kierunku pokracznych domków. Ku jego radości, Zara wydała z siebie przerażony okrzyk.

To ją zdekoncentruje.

Usłyszał za sobą świst pnączy. Wykonał unik. Ponowiła atak, ale i ten chybił. Zmusił ją tym samym do skrócenia dystansu. Gdy wbiegł pomiędzy kwiaty, złoty pył buchnął mu w twarz. W jednej chwili widział swój cel, w następnej zapiekły go oczy. Stęknął, gdy wszystko wokół zlało się w jedną plamę, a uporczywy świąd został wyparty przez ból.

Z trudem powstrzymał chęć tarcia powiek, wiedząc, że to tylko pogorszy sprawę. Stanął i spuścił głowę. Uniósł miecz i zaczął nasłuchiwać. Szkolono go na takie sytuacje, ale nigdy nie musiał walczyć pozbawiony jednego ze zmysłów.

Spokojnie. Dasz radę. Wyczekuj przeciwnika. W końcu zaatakuje. Jesteś w stanie go usłyszeć, po to od lat trenujesz… Nadchodzi!

Klinga miecza wbiła się w miękkie ciało tuż nad pępkiem, a Hugo poczuł ulgę. Ciężko dyszał, a pot spływał mu po twarzy. Oczy nadal piekły i wszystko wokół lekko wirowało. Nie dałby rady zbyt długo kontynuować walki.

Chabrowe spojrzenie przez moment rozszerzyło zdumienie, a później dziwnie zmiękło. Zara osunęła się na ziemię i dłońmi przycisnęła ranę, gdy chłopak wyszarpnął miecz.

– Mówiłeś szczerze? – wyszeptała, opadając na kolana.

– Szczerze?

– Wcześniej, gdy twierdziłeś, że ci przykro.

Hugo otworzył usta, aby bezwiednie potwierdzić, ale nie mógł wydusić z siebie ani słowa.

Kłamałem. Uświadomił sobie. Zaraz jednak potrząsnął głową. To bez znaczenia. Zmusiła mnie do walki, nie dążyłem do niej. Musiałem to zrobić. Nie miałem wyboru.

– Rozumiem – wyszeptała strażniczka, gdy nadal milczał. Spojrzała w bok, za jego plecy i w jej oczach pojawił się prawdziwy ból.

– Zawiodłam swojego króla i swoje dzieci.

Hugo, niczego nie rozumiejąc, zerknął przez ramię i zamarł. W ferworze walki nie zauważył, jak dzień został wyparty przez noc i pokraczne drzwiczki zaczęły się uchylać. Z bulw wyzierały dziesiątki wystraszonych oczu, które w ciszy obserwowały pojedynek.

Kilkuletnie dzieci tuliły się do siebie, niektóre bezgłośnie płakały. Wszystkie nosiły ślady po sznurze.

Wojownik zrobił dwa kroki w tył.

– Teraz nie będę mogła ich bronić. Oby było warto. Śmiertelniku… strzeż się gargulca.

Las zatrzeszczał i otworzył przed nim ścieżkę, a Hugo, potykając się, uciekał. Uciekał od chabrowego spojrzenia i widoku niewinnych twarzy, które patrzyły na niego jak na potwora. Oprawcę. A przecież nim nie był, chciał tylko uratować swoich bliskich.

 

*

 

– Dlaczego… dlaczego mnie nie ostrzegłaś? – zapytał Hugo jakiś czas później gargulca.

Siedział na płaskim głazie, tuż przy wyjściu z ciemnego lasu. Głowę miał spuszczoną, a w dłoniach trzymał zakrwawioną klingę, nie mogąc poradzić sobie z emocjami. Nigdy wcześniej nie czuł się winny.

– Zmieniłoby to coś? Odwróciłbyś się i odszedł? To była jedyna droga.

Nie odpowiedział.

– Te dzieci – zaczął chrapliwie, ale odchrząknął. – One nie miały swoich drzew.

– To akt łaski Wisielczego Króla. Istoty, które niczym nie zawiniły, nie muszą co ranek ponownie zakładać pętli na szyję. Ukrył je i wyznaczył strażnika.

– Ona umrze?

– Nie można zginąć dwa razy. Wydobrzeje, ale do tego czasu nic nie powstrzyma tych, którzy znajdą ścieżkę do dzieci.

Hugo przymknął oczy. Coś zakłuło go w piersi.

Nie miałem wyboru. Nie miałem wyboru. To jej wina, powinna mnie była przepuścić, powtarzał sobie niczym mantrę. Wstał, kręcąc głową, jakby chciał pozbyć się natrętnych myśli. Zacisnął dłoń na broni i zaczął czyścić klingę. Znajome, proste ruchy pomogły mu wrócić do równowagi.

Muszę myśleć o swoim celu. Misji. Wiele żyć od niej zależy. Nie mogę zawrócić. Ich dobro jest ważniejsze.

– Opowiedziałaś mi o swoich rodzicach, ale nie wyjaśniłaś, co doprowadziło cię aż tutaj? – powiedział Hugo, który rozpaczliwie pragnął zająć czymś głowę.

– Miłość, oczywiście. A przynajmniej coś, co sądziłam, że nią jest. – Pokręciła głową. – Byłam taka młoda i głupia.

Spojrzała na niego z ukosa i chłopak miał wrażenie, że chciała dodać „tak jak i ty”, ale w ostatniej chwili musiała zmienić zdanie.

– Nosił takie piękne imię, Rafael, choć jestem przekonana, że nie otrzymał go przy narodzinach. Gdy się poznaliśmy, już wtedy lawirował na granicy prawa, Uwodziciel, łowca posagów, koszmar każdej matki. Sama zabiegałam o to, aby go poznać. Był taki ekscytujący, zakazany owoc.

Przerwała, a na jej twarzy zagościł uśmiech. Nie było w nim jednak radości, a politowanie.

– Uciekłam z nim, sądziłam, że to takie romantyczne. Miałam tak wiele planów, ale wszystkie się posypały, kiedy wydano za nim list gończy. Wtedy wierzyłam, że popełnił głupi błąd, że wszystko możemy naprawić.

 

*

 

Najpierw ich usłyszał. Rubaszne śmiechy, uwodzicielskie chichoty i karczemne przyśpiewki. Hugo przystanął. Przez długi moment po prostu nasłuchiwał, nie wierząc w to, co słyszy.

– Trupa Ślepego Joe – mruknęła Finonna.

Rozległe ruiny czegoś, co przypominało świątynię, rozświetlały liczne czerwone światła. Ktoś całkiem sprawnie grał na lutni skoczną melodię, którą co jakiś czas przerywały pijackie wrzaski.

W środku dostrzegł wiele postaci. Najwięcej kręciło się na parterze, w pozostałościach głównej sali, do której przez resztki sufitu zaglądał księżyc. Parę osób grało w kości, ktoś nawet podskakiwał w rytm muzyki. Niektóre pary ulokowały się na poszarpanych resztkach piętra i z zapamiętaniem oddawały cielesnym przyjemnościom. Hugo nieco zawstydzony odwrócił wzrok.

– Niech mnie świśnie, gargulec w naszych skromnych progach – krzyknął brodaty mężczyzna, wyciągnięty na licznych poduszkach. Finonna ruszyła w jego kierunku.

Obcy uniósł się nieco i wsparł na łokciu. Pogłaskał po udzie wyciągniętą obok niego skąpo ubraną brunetkę i posłał im krzywy, ledwo widoczny zza gęstego zarostu uśmiech.

– Jesteś zaskakująco radosny, Gerard, jak na to, z czym przychodzę. Wisielczy Król nie jest zadowolony.

Mężczyzna rozłożył bezradnie ręce, zupełnie niewzruszony. Hugo kątem oka zauważył, jak wokół nich zebrało się kilku osobników, których można było śmiało określić typami spod ciemnej gwiazdy.

– Wiedziałem, że kogoś wyśle. Zresztą ci idioci są sami sobie winni. A ten… – ruchem głowy wskazał na milczącego chłopaka – co tu robi śmiertelnik?

– Niech sam przedstawia swoje sprawy.

Hugo podszedł bliżej i odchrząknął. Próbował panować nad nerwami, ale zewsząd otoczony zbirami, z trudem powstrzymywał się od sięgnięcia po broń.

– Szukam Łez Wiecznego Smutku. Podobno wiesz, gdzie je znaleźć.

Gerard przelotnie spojrzał na gargulca, po czym ponownie wrócił do chłopaka. Jeżeli był zaskoczony, nie okazał tego.

– A więc to tak. Dobrze się składa. Potrzebuję przysługi, a ty informacji.

Hugo zacisnął zęby i zdusił w sobie iskrę irytacji.

No tak, przecież nie mogło pójść zbyt łatwo.

– Co to za przysługa?

– Siadaj, napij się z nami.

Chłopak chciał zaoponować, ale coś w błękitnych oczach mężczyzny nakazało mu usiąść. Ustąpił, czując, że opór byłby bezcelowy.

– Och, co to za przystojniak! – Wesoły szczebiot rozległ się tuż obok jego ucha. Zanim zdążył zareagować, na kolana opadła mu młoda dziewczyna z kwiatami we włosach.

Stokrotki, pomyślał Hugo, patrząc na misternie pleciony wianek. Zesztywniał i próbował się odsunąć, ale wytatuowane dłonie oplotły szyję, a rude pukle łaskotały policzek.

– Nieśmiały, lubię takich – skomentowała ze śmiechem.

– Przepraszam, ale ja…

De Brass próbował wstać, jednak dziewczyna tylko mocniej do niego przylgnęła, odsłaniając zgrabne nogi. Z przerażeniem uświadomił sobie, że zaczyna się rumienić.

– Jeszcze wpędzisz go w kłopoty. Pewnie czeka na niego jakaś blondwłosa piękność, do której pała czystym i nieskazitelnym uczuciem – zakpiła Finonna, a policzki młodzieńca przybrały barwę purpury. Hugo zignorował rubaszny śmiech.

Drobne palce zaczęły dotykać jego twarzy, a szkarłatne spojrzenie hipnotyzowało.

– Jaka szkoda. Nie dane wam będzie szczęśliwe zakończenie. Ją czeka starość, a ty umrzesz młodo. Ale bez obaw… – pochyliła się i szeptała wprost do ucha – to nie będzie dziś.

– Tissa, nie strasz chłopaka. Widać, że ledwo daje radę – powiedział Gerard z rozbawieniem.

Dziewczyna zrobiła smutną minę, ale ewidentnie nie zamierzała się ruszyć.

– Skąd…?

– Po prostu wiem.

Hugo zmarszczył brwi. Korciło go, aby wypytać dziewczynę, ale uznał, że to ani czas, ani miejsce. Zapytał jednak o coś, co nurtowało go, odkąd przekroczyli próg świątyni.

– Wszyscy zginęliście w tym samym miejscu?

– Miejscu, czasie. Żołnierze wyświadczyli nam przysługę. No, wolałbym żyć, ale Wisielczy Król przyjął nas wszystkich. Jak on to nazwał… – Gerard podrapał się po ciemnej brodzie – Wyborny dodatek do jego ogrodu.

– Ogrodu?

– Jesteśmy kwiatami w ogrodzie, które należy pielęgnować. Albo przycinać – wtrąciła Tissa.

De Brass przez chwilę rozważał jej słowa. Podali mu kubek z dziwnie pachnącym płynem, ale nie odważył się spróbować. Nie należał do ich świata, cały czas wierzył, że wróci. Ostatecznie ledwie zauważalnie pokręcił głową.

Skup się, Hugo.

– Nie możesz mi po prostu powiedzieć, gdzie znajdę Łzy? – zapytał Gerarda. – To ważne, mój czas tutaj jest ograniczony, każda zwłoka…

– Nawet gdybym chciał, chłopcze, to nie mogę. Jestem winny, my wszyscy jesteśmy. Nie możemy dawać, bez otrzymania czegoś w zamian.

Hugo nierozumiejącym wzrokiem spojrzał po zbirach.

– Niech ci Krwawa Dama wyjaśni. Sama wie najlepiej.

Krwawa Dama? Co to za przezwisko?

Finonna wymruczała kilka przekleństw pod nosem i niechętnie spojrzała na śmiertelnika.

– Król ma tylko dwa rodzaje poddanych. Niewinnych, którzy nigdy nie skrzywdzili człowieka. I winnych. Ci drudzy nie mogą po prostu dawać nic bezinteresownie, tak to działa – wyjaśnił gargulec.

– Nie rozumiem…

– Nie musisz. Albo wyświadczysz mi przysługę, albo nici z naszej umowy.

– Niech zatem tak będzie. W czym mam ci pomóc?

Gerard uśmiechnął się paskudnie, po czym usiadł. Krzyknął coś do kompanów i po chwili podeszło do nich kilku mężczyzn, każdy brzydszy od poprzedniego.

– Widzisz tych trzech głąbów? Tępaki rozgniewali króla, a on oczekuje, że ukażę jednego z nich. Ot dla przykładu, aby następnym razem ruszyli pustym łbem, zanim się za coś wezmą.

– Jak masz ich ukarać? – zapytał ostrożnie Hugo.

– Wygnanie. Jeden z nich straci swój stryczek i miejsce na drzewie.

– A wy musicie o świcie wrócić na drzewo.

– Ha! Dokładnie. Widzę, że nie jesteś w ciemię bity. Gdybym miał odesłać całą trójkę, nie byłoby kłopotu, a tak dwóm się upiecze, ale jednego cóż… czeka raczej mało przyjemny los. Nie lubię babrać się w czymś takim. Chcę, abyś wybrał tego, którego wygnam.

De Brass zamarł. Przez chwilę tępo patrzył na Gerarda, pewien, że ten żartuje. Jego twarz była jednak poważna, a krzywy uśmieszek zniknął.

– To… Nie mogę. Na pewno podejmiesz lepszą decyzję. To pewnie wbrew zasadom. – Z nadzieją spojrzał na Finonnę. Ta jednak pokręciła głową. Hugonowi zdawało się, że widzi w jej oczach złośliwą satysfakcję.

– Daj spokój… jak cię zwą w sumie?

– Hugo.

– Hugo, z daleka widać coś ty za jeden. Miecz u pasa, dobre ubranie i ładna buźka. Nie nazywacie czasem samych siebie tymi dobrymi? Na co dzień pewnie chętnie wymierzasz sprawiedliwość nieszczęśnikom, których uznajesz za winnych, co?

Brodacz miał rację. Chłopak nie zaprzeczył i z jakiegoś powodu czuł się pokonany. Przegrał walkę, choć nie wiedział, że jakaś się toczy.

– Ale bez obaw, to nie powinno być trudne dla kogoś o tak czystym sercu – zakpił Gerard. Wstał i wziął od swojej partnerki przybrudzoną ludzką czaszkę.

– Karl ci pomoże. Kto trzyma tego sukinkota, nie może kłamać. Zwykle używamy go do innych celów, ale jakie czasy, takie hm… narzędzie. No więc masz tu przed sobą Vinnie’ego, mordercę. Mówię oczywiście o ich najcięższych winach, bo jakbyśmy chcieli przejść przez całą listę, nie starczyłoby nam nocy. Diego, nigdy nie przelał cudzej krwi, ale nie przyjmuje odmowy od kobiet. No i Gustaw, on też nigdy nikogo nie zabił, ale jakby to ująć poetycko… nieco za bardzo lubi dzieci.

Gerard rzucił czaszką w zaskoczonego Hugona, po czym sam rozsiadł się wygodnie na poduszkach i oparł głowę na ramieniu. 

– Którego z nich chcesz wysłuchać najpierw? Bo przecież każdy zasługuje na sprawiedliwy sąd, co nie? – zapytał jeszcze.

De Brassa skręciło w środku. Zamierzał od razu wskazać mordercę i zawstydził go własny pośpiech. Sam przecież był orędownikiem sprawiedliwego sądu nawet dla najgorszego przestępcy.

– Morderca, gwałciciel i zboczeniec – podsumowała Finonna, przyglądając mu się badawczo.

Chłopak otarł pot z czoła i rzucił Karla Vinniemu.

– Zacznijmy od ciebie.

Zbir przez chwilę niezdecydowany obracał czaszkę w dłoni. Dość młody, ale niezbyt urodziwy, ocenił Hugo. Sterczące i ciężkie do ujarzmienia włosy, zbyt okrągła twarz o topornych rysach. Bulwiasty nos i blizny po trądziku. Dlaczego? Jest niewiele starszy ode mnie, mógł mieć lepsze życie, przemknęło mu przez myśl.

– Vinnie, nie mamy całej nocy. Opowiedz mu o dziewczynie – popędził Gerard, gdy młodzik niepewnie patrzył na kompanów.

– Ja… nie chciałem… – wydukał w końcu i umilkł.

Zapadła cisza, a chłopak wbił wzrok w swoje stopy. W końcu poirytowana Finonna prychnęła, a wszyscy spojrzeli w jej stronę.

– Skaże cię na wygnanie, jeżeli nie podejmiesz próby wytłumaczenia się. To twoja jedyna szansa, a wierz mi, brak miejsca na drzewie to najgorsze, co może cię tu spotkać.

Zbir przez chwilę patrzył na nią z szeroko otwartymi ustami. Podskoczył, gdy syknęła, obnażając kły i skulił się, gdy pacnęła go łapą.

– Naprawdę? Takich dzieciaków wciągałeś do swojej trupy? – Spojrzała ze złością na Gerarda, który wzruszył ramionami.

– Nie za mądry, ale jaką parę ma w łapach…

– Mów! – krzyknęła na odchodnym do Vinniego, po czym odeszła kawałek. Obróciła się do nich plecami, ale Hugo widział, jak co jakiś czas zerka na nich kątem oka.

– Opowiedz nam – zachęcił bandytę De Brass.

– Nno… bardzo ją lubiłem. Naprawdę. Była taka ładna. U-uśmiechała się, jak przynosiłem błyskotki. O tu – wielką łapą dotknął policzka – dała mi nawet buziaka. Chciałem ją zabrać ze sobą, do trupy, ale reszta mówiła, że taka mnie nie zechce. I że… że to dziwne, że tak pyta o szefa. To jednej nocy poszli ze mną… Ja bardzo nie chciałem, ale ona miała nóż. Zdenerwowałem się, nie chciałem jej jednak krzywdy zrobić. Tylko ją ścisnąłem, aby się uspokoiła i …

– Prawie ją zmiażdżyłeś! Ślepia jej na wierzch wyszły – zarechotał Gustaw. – Gdzie z takimi łapskami do dam, ty to się tylko do roboty nadajesz. A ona, sprzedajna dziwka polowała na szefa.

Vinnie spuścił głowę i widać było, że żadna siła nie wydusi z niego ani słowa więcej.

Czy morderstwo w wypadku to dalej morderstwo? Czy to mógł być wypadek? Wydaje się skruszony. Nie, Hugonie, opamiętaj się. Krzywda to krzywda, nic dziewczynie życia nie wróci. Zresztą, to pewnie niejedyna jego ofiara.

– Zabiłeś jeszcze kogoś? – zapytał De Brass po chwili.

Vinnie jedynie pokręcił głową, po czym wepchnął czaszkę w ręce wysokiego blondyna, stojącego obok. Ten uśmiechnął się i uniósł Karla na wysokość oczu.

– Ach, przyjacielu. Niemal żałuję, że cię tu z nami nie ma. – Pogłaskał zakurzoną potylicę. – Po tej żenującej historii siadł nam nieco nastrój. Ale bez obaw, na mnie możecie liczyć.

Diego oparł jedną nogę na pieńku i ktoś podał mu lutnię. Brzęknął palcami kilka razy na próbę i odchrząknął. Uśmiechnął się szeroko i potoczył wzrokiem po zebranych, upewniając się, że przykuł ich uwagę.

 

Winny jestem, powiem od razu!

Nigdy…

 

Głos miał niski i miły dla ucha. Śpiewał pewnie, a gromkie śmiechy i oklaski tylko dodawały mu pewności siebie.

 

Nie, nie, żadnej nie odmówię,

ona przecież mi też nie.

Dama nie wie, czego chce,

aż na mnie nadzieje się.

Jedne płaczą, inne krzyczą,

Ach, jak wzbraniają się!

 

De Brass z lekkim obrzydzeniem patrzył na zbirów, którzy tupali w rytm melodii i których ewidentnie bawiła przyśpiewka blondyna. Korciło go, aby przerwać tę maskaradę, ale ostatecznie odpuścił. 

Gustaw z kolei nawet nie próbował się tłumaczyć. Uśmiech pełen poczerniałych zębów niepokoił Hugona. Nie był pewien, czy chce i czy powinien o coś dopytywać.

Żaden nie zaprzeczył. Ale czy któryś żałuje? Co jest cięższą winą, gwałt czy zabójstwo? A dzieci… niewinne dzieci? Chłopak wstał i przestąpił z nogi na nogę, gdy zebrani spojrzeli w jego kierunku. Szydercze grymasy mieszały się z niezdrową ciekawością. Usłyszał, jak ktoś za nim właśnie przyjmuje zakłady.

Nie wiedział co robić. Spojrzał w górę na ciemne niebo, zastanawiając się, ile jeszcze zostało mu czasu. Przestrzegano go, aby nie zwlekał i nie zostawał w królestwie Wisielczego Króla dłużej niż to koniecznie. Powinien się namyślić, uważnie rozważyć winy i skruchę. Być pewien swojej decyzji, w końcu od niej zależał czyjś los, nawet jeśli tym kimś był zwykły zbir. Powinien…

Jeszcze raz spojrzał w niebo.

– Morderca musi zostać wygnany.

Gdy tylko wypowiedział te słowa, wiedział, że się myli. I jednocześnie ma rację. Poczuł nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej i dyskretnie wytarł spocone dłonie o tunikę.

– Morderca musi zostać wygnany – powtórzył jeszcze raz, z trudem przekrzykując rozemocjonowany tłum. Radość mieszała się z wrzaskami oburzenia.

Hugo zachował kamienny wyraz twarzy, mimo że poczucie rozdarcia narastało z każdym oddechem. Obserwował Gerarda, gdy ten podszedł do Vinniego i poklepał go po ramieniu.

– Przykro mi, przyjacielu – wyszeptał przywódca bandy. Ku zaskoczeniu De Brassa wydawał się szczery.

Gdzieś nad nimi rozbrzmiał potężny trzask. Hugo obrócił głowę i w milczeniu obserwował spadającą gałąź, do której przymocowana była pojedyncza pętla. Nikt nie zareagował, a oczy większości zwróciły się na Vinniego. Chłopak popatrzył po towarzyszach, ale gdy zrozumiał, że nikt mu nie pomoże, podniósł suchy konar i przytulił go do piersi. Spojrzał na nich po raz ostatni, po czym zniknął w mroku.

Stali w milczeniu długą chwilę.

– No dobra, to moja część umowy – powiedział w końcu Gerard. – To, czego szukasz, jest bardzo rzadkie nawet tutaj. Wiesz w ogóle, czym są Łzy Wiecznego Smutku?

Chłopak pokręcił głową. Kątem oka zobaczył, jak tłum rozchodzi się, nagle znudzony, w poszukiwaniu innej rozrywki.

– Mogą je uronić tylko ci, którzy odebrali wiele niewinnych żyć – wyjaśniła Tissa, chwytając Hugo za ramię. – A gdy zdecydowali się ukorzyć i prosić o wybaczenie swoje ofiary, nie uzyskali przebaczenia. Nie ma dla nich miejsca w ogrodach króla i na jego drzewach.

– Idź na północ, na Pustynię Popiołów. Odszukaj kamienny krąg, nie da się go pomylić z niczym innym – wyjaśnił Gerard. – Tam znajdziesz mordercę, którego ruszyło sumienie.

 

*

 

Milczeli do samego świtu. Milczeli, gdy wędrowali przez wymarłe miasteczka i osady pełne nieruchomych ciał, które delikatnie kołysał wiatr.

Hugo szedł wolniej niż wcześniej. Odczuwał zmęczenie, choć nie potrzebował jedzenia ani odpoczynku. Jego ramiona zgarbiły się, a na czoło wstąpiła pionowa bruzda, idealnie pasująca do zmarszczonych brwi.

– Jak skończyła się historia twoja i Rafaela? – powiedział, gdy miał już dość ciszy.

– Długo nie dostrzegałam, jaki był naprawdę. Nie widziałam brutalności, zachłanności. Wszystko potrafiłam sobie wytłumaczyć. Nawet życia, które zaczął masowo odbierać. Prawda dotarła do mnie, dopiero gdy zmusił mnie do zabijania. Ja… Musiałam trzymać sznur i patrzeć na szarpiące się ciała. Stamtąd nie było już odwrotu. Nie mogłam go opuścić i wrócić do rodziny, a gdy stałam się od niego całkowicie zależna, wyzbył się jakichkolwiek oporów.

Chłopak nie wiedział, co odpowiedzieć. Z jednej strony żałował dziewczyny, ale z drugiej coś mówiło mu, że to nie mogła być cała prawda. Przecież stwór nie potrafił kłamać.

– Co to? – zapytał Hugo, gdy coś dotknęło jego twarzy. Wyciągnął rękę, a na dłoń opadły czarne płatki. Gdy roztarł je między palcami, zamieniły się w pył.

– Pustynia Popiołów – powiedziała Finonna, potwierdzając oczywiste.

Chłopak próbował coś dostrzec przed sobą, ale gęsta śnieżyca utrudniała widoczność. Spojrzał za siebie.

– Jak?! Dopiero co wędrowaliśmy przez równinę i niczego nie wiedziałem, nie rozumiem.

– Kto szuka ten znajdzie.

Hugo zdusił w sobie złość na kolejną lakoniczną odpowiedź, która nic mu nie mówiła. Mocniej zacisnął dłoń na mieczu, dodając sobie w ten sposób otuchy. Bez słowa podążył za gargulcem, który jego zdaniem prowadził ich zbyt pewnie. Ogarnęło go nieprzyjemne poczucie, że stwór znał drogę od samego początku, ale z jakiegoś powodu zdecydował się tego nie zdradzać.

Wisielczy Król nie chciał, abym od razu znalazł artefakt. Dlaczego? Jaki miałby w tym cel?

 

*

 

Najpierw usłyszał tętent kopyt i minęła długa chwila, nim w czarnej śnieżycy dostrzegł cokolwiek. Przystanął i patrzył, jak dziwny kształt zbliża się powolnym krokiem. Szybko uświadomił sobie, że niedługo przetnie im drogę.

Nie potrafił powstrzymać wzdrygnięcia, gdy stwór znalazł się bliżej. Przypominał konia, choć Hugo ze zgrozą odrzucił tę myśl – wszystko w królestwie Wisielczego Króla umarło na stryczku, nie chciał wierzyć, że i to zwierzę zginęło w takich męczarniach.

Może to coś, co nigdy nie żyło? Nie należało do naszego świata?

W milczeniu patrzył, jak bestia sunie na obwiązanych zakrwawionym bandażem nogach. Gdzieniegdzie zamiast skóry dostrzegł gołe kości, a kawałek starej szmaty zasłaniał pysk tak, że widoczne były tylko rozszerzone nozdrza. Łańcuchy, którymi było obwieszone stworzenie, cicho pobrzękiwały przy każdym kroku. Na jego zadzie przysiadło kilka kruków, które wlepiły w Hugona złote ślepia.

– To Hummdail – powiedziała cicho Finnona.

– Czy on…?

– Dla niektórych nie stanowiło różnicy, czy wieszają człowieka, zwierzę czy dziecko. On…

Urwała na moment, jakby chciała ugryźć się w język, ale ostatecznie zdecydowała się dokończyć myśl.

– Prowadzi na pustynię tych szaleńców, którzy szukają już tylko nicości. Nie wiem, czy strażnik to dobre słowo, ale czuwa nad nimi. Choć sam jest nie mniej szalony.

– Szalony koń czuwa nad szaleńcami?

– Myślisz, że zwierzę nie może być bardziej szalone od człowieka?

Hugo nie odpowiedział. Ponownie spojrzał w górę, na wirujące czarne płatki. Nagle coś go tknęło.

– Rozsypują się w pył, prawda? Ci, którzy podążą za Hummdailem.

Gargulec spojrzał na niego i to wystarczyło mu za odpowiedź. De Brass spuścił wzrok. W głowie miał zupełną pustkę. Żadnej gonitwy myśli, sprzecznych emocji. Nic. Tylko przeraźliwa cisza.

– Jesteśmy na miejscu.

Głos Finonny wyrwał go z odrętwienia. Wyrosły przed nimi kamienne schody, prowadzące na wyrwany z ziemi podest, które ciasno oplatały konary drzewa.

– Idź, to cel twojej podróży.

Hugo wziął głęboki wdech i stłumił westchnienie. Nie czuł radości czy ekscytacji, a jedynie ulgę. I koszmarne zmęczenie. Powłócząc nogami, wspinał się na strome stopnie. Ledwie dotarło do niego, że gargulec podążył za nim.

Na szczycie znalazł wyryte w kamieniu kręgi i runy, z których nic nie rozumiał. Zmarszczył brwi i z trudem wykrzesał z siebie jeszcze odrobinę motywacji. Był tak blisko celu, ale jednocześnie ogarniało go coraz większe zniechęcenie. Przed tym nikt go nie ostrzegał, nikt go na to nie przygotował.

Poczuł lekkie ukłucie żalu, ale czym prędzej je od siebie odsunął. Nie chciał przyznać sam przed sobą, że być może jego towarzysze, których tak podziwiał, nie powinni wyprawić go w taką podróż samotnie.

Przecież sam się zgłosiłem, powiedział sobie stanowczo, ale jakiś uporczywy głosik w głowie szeptał, jak bardzo było to dla nich wygodne. Jak kiepsko go przygotowali. A Hugo tak rozpaczliwie pragnął podołać swojej misji, pokazać, że jest godzien. Wykazać się. Gdyby zawiódł, jak mógłby spojrzeć im w oczy? Jak zniósłby wstyd porażki?

– Już nie ma odwrotu – wyszeptał i przekroczył granice kręgu.

Bezwiednie wstrzymał oddech, ale zaraz wypuścił powietrze. Nic się nie stało. Nie wiedział, na co liczył, ale krąg pozostał martwy. Zdusił w sobie jęk frustracji i ścisnął rękojeść miecza. Przeniósł spojrzenie na gargulca, który stał u szczytu schodów.

– Aby zdobyć łzy, potrzebny jest jeszcze morderca.

– Morderca, którego ruszyło sumienie. – Hugo cicho powtórzył słowa, którymi pożegnał ich Gerard.

Finona powoli wkroczyła do kręgu, który natychmiast ożył i zapłonął szkarłatem. Głowę miała lekko spuszczoną, a wzrok wbity w ziemię.

– Ty jesteś mordercą, którego ruszyło sumienie – powiedział.

Pokiwała głową i wyprostowała się. Najpierw uniosła łeb, później ramiona, a na końcu wzrok.

– Zrobiłam, co zrobiłam. Nie cofnę czasu, ale nie będę się też wypierać.

– Przez cały ten czas… miałaś je ze sobą… mogłaś…

Gargulec pokręcił głową.

– To tak nie działa, Hugonie. – Po raz pierwszy użyła jego imienia. – Musiałeś odbyć tę podróż i jej koniec miał być właśnie tutaj. Nie mam prawa odmówić ci Łez, ale musisz coś wiedzieć.

Uniosła jedną z łap i nim chłopak zdążył zareagować, wbiła szpon głęboko w pierś, po czym mocno pociągnęła. Chłopak z półotwartymi ustami patrzył, jak zanurza rękę w ranie, z której gęsto kapała krew.

– Łzy Wiecznego Smutku – powiedziała, wyciągając zakrwawioną dłoń w jego kierunku.

Wyglądały inaczej, niż się spodziewał, wręcz niepozornie. Pięć drobnych niebieskawych klejnotów faktycznie przypominało kształtem łezki.

– Bez nich ponownie oszaleję. To one czynią mnie tym, kim jestem teraz.

– Ponownie? – Zrobił krok do przodu, z trudem odrywając wzrok od klejnotów.

– Wisielczy Król odmówił mi miejsca na drzewie.

Jej łapa zaczęła drżeć, gdy powoli obróciła ją do pionu, a drobne klejnoty upadły na ziemię. Przemiana zajęła mniej niż mrugnięcie. W jednej chwili stał przed nim brzydki gargulec, a oddech później urodziwa brunetka, z czarnym tuszem rozmazanym pod oczami. A zaraz za nią dziesiątki postaci. Półprzeźroczysty tłum składał się z mężczyzn, starców, ale też kobiet i dzieci. Tak wielu kobiet i dzieci.

– Dlaczego? – wyszeptał De Brass, nie odrywając wzroku od bladych twarzy i pełnych nienawiści spojrzeń.

– Musiałam. – Palcami musnęła kilka paskudnych blizn na lewej ręce.

W Hugonie walczyły sprzeczne emocje. Z jednej strony wzbudzała współczucie, a coraz mocniej jednak tlił się w nim też gniew. Tak wielu ludzi, których nie miała prawa krzywdzić. Tak wiele odebranych żyć.

– A więc jeśli zabiorę ci klejnoty…?

– Wyląduję na bagnach i w agonii szybko zapomnę o tym, kim byłam, co zrobiłam. Zostanie tylko ból. I obłęd.

– A więc znowu muszę wybierać? Nic innego nie robię, odkąd tu jestem. To nawet nie są moje wybory, nie mam wyjścia. Muszę…

Zamilkł, gdy posłała mu smutny uśmiech. Doskonale wiedziała, co chciał powiedzieć, jakich wymówek użyć.

– Wybierz w zgodzie ze sobą, Hugo. To ty będziesz dźwigać brzemię podjętych decyzji, wierz mi. Wtedy co noc będą do ciebie wracać. Myśli co by było, gdyby… będą cię nękać, aż żal i wyrzuty sumienia doprowadzą cię do szaleństwa. Nie musisz mnie poświęcać.

– Nie mogę. Ja… – Wziął głęboki oddech. – Gdybym mógł, oszczędziłbym ci tego losu. Zbyt wiele osób na mnie liczy.

Przez długą chwilę mierzyli się wzrokiem. Twarz Finonny wykrzywił nieprzyjemny grymas.

– Testuje cię.

– Król?

Potwierdziła skinieniem głowy.

– Dlaczego?

– Sprawdza, czy będziesz pasować do jego ogrodu.

Niemal parsknął śmiechem, choć wcale nie był rozbawiony. Rozmasował palcami czoło, szczerze zmęczony. Miał dość zagadek, tego miejsca i zasad Pana Wierzb. Jedyne, czego pragnął w tym momencie, to wrócić do domu. O ile jeszcze mógł wrócić.

– Przykro mi – powiedział.

– Czyżby?

Przechyliła głowę w zamyśleniu. Nie wierzyła mu.

Jest mi przykro? Sam nie jestem pewien. Nic już nie wiem, poza tym, że muszę wykonać misję. Czekają na mnie. Liczą na mnie.

De Brass ostrożnie zrobił krok do przodu. Dłonią sięgnął do miecza gotowy do działania. Hugo nie odrywał wzroku od gargulca niepewny jej reakcji. Ta jednak cofnęła się i gestem zachęciła go do sięgnięcia po Łzy Wiecznego Smutku.

– Nie mogę cię powstrzymać.

– Dlaczego? Nie będziesz walczyć? – Chłopak aż przystanął.

– Otrzymałam je od Wisielczego Króla i muszę je oddać temu, kto o nie poprosi.

Mimo wszystko nie spuszczał z niej oczu. Odetchnął dopiero gdy zacisnął palce na wszystkich pięciu kamieniach. Zaraz po tym do jego uszu dotarł znajomy stukot kopyt. I czyjeś kroki, które dochodziły z różnych stron. Za krawędzią podestu Hugo dostrzegł Wisielczego Króla, który szedł powoli po grubym konarze.

– Mówiłem, chłopcze, że odnajdziesz to, czego szukasz.

– Po co ta cała farsa? Cały czas miałem je pod nosem. – Nabrał śmiałości, gdy klejnoty bezpiecznie spoczywały w jego dłoni. Zaraz jednak upomniał sam siebie, musiał jeszcze wrócić do świata żywych.

– Byłem ciekawy, czy teraz jesteś już w stanie udzielić mi odpowiedzi na moje pytanie. Moje królestwo jest w twoim przekonaniu dobre, czy złe?

Hugo przymknął oczy. Czuł, że tym razem Pan Wierzb nie odpuści. Jadeitowe oczy patrzyły na niego z oczekiwaniem i ciekawością. Przypomniały mu się nieruchome ciała wiszące na drzewach. Blade twarze dzieci z pręgami po sznurze. Banda złoczyńców, która ucztowała co noc.

– Ani takie, ani takie – wydusił w końcu z wysiłkiem.

Coś w nim głęboko burzyło się na to stwierdzenie. Pragnęło powrotu do świata, gdzie wszystko było czarno-białe. Dobre lub złe.

Nigdy takie nie było, przemknęło mu przez myśl. Tylko ja tego nie widziałem.

Przed oczami przeleciały mu wszystkie zdarzenia ostatnich dni. Wszystkie decyzje. W głowie zaczęła kiełkować myśl i pragnienie, aby jakoś zaklasyfikować to, co się wydarzyło. Ocenić i poukładać, tak aby dalej mógł o sobie myśleć jako o tym dobrym.

– A ty Finonno, zdaje się, że przegrałaś po raz kolejny.

Dziewczyna hardo uniosła brodę i wytrzymała jadeitowe spojrzenie Pana Wierzb. Zaskoczony Hugo zmarszczył brwi, niczego nie rozumiejąc.

– Muszę przyznać, że tym razem byłaś naprawdę blisko. Utkałaś całkiem przekonującą historię, wybierając tylko wygodną dla ciebie prawdę. Pominęłaś jednak dość istotne szczegóły, takie jak to, że zabiłaś swojego kochanka i przejęłaś jego szajkę.

– Krwawa Dama – wyszeptał De Brass, przypominając sobie słowa Gerarda.

– Los ci nie sprzyjał, chłopak naprawdę bardzo potrzebuje artefaktu. Choć nie po to, by ocalić świat, a zaledwie wioskę. – Hugo zaczerwienił się, przyłapany na kłamstwie. – Ale próba stworzenia golema, by pokonał demona to całkiem rozsądna decyzja.

– Ale Łzy miał uronić ktoś, kto się ukorzył i prosił o wybaczenie – wyszeptał młodzieniec.

– Żałowała przez to, co spotkało ją w moim królestwie. Ale czy nosi w sobie prawdziwą skruchę, to wie tylko ona.

Ile było prawdy w jej zachowaniu? Udawała troskę o Vinniego? A może wręcz przeciwnie? Rozmyślał Hugo, wodząc wzrokiem pomiędzy Wisielczym Królem a gargulcem. Finonna milczała, ewidentnie nie zamierzała się tłumaczyć.

– Hummdail czeka na dole, jeśli chcesz za nim podążyć. Jeżeli jednak nadal twierdzisz, że znajdziesz kogoś, kto okaże ci litość…

– Czeka mnie tysiąc dni szaleństwa i dalsza służba. Wiem, mój królu – powiedziała, po czym uniosła rąbek sukni i wykonała zgrabny ukłon. – Następnym razem mi się powiedzie. A wtedy będziesz musiał oddać mi drzewo na swoim dworze.

Dziewczyna posłała im zimny uśmiech i ruszyła ku schodom.

Hugo uniósł głowę, gdy usłyszał trzepot skrzydeł. Kolejno, jeden po drugim, gargulce lądowały na postrzępionych krawędziach podestu. W milczeniu obserwowały Finonnę, gdy ta powoli ich mijała. Na początku szła pewnie, ale z każdym krokiem jej sylwetka garbiła się coraz bardziej. W połowie podestu ciałem zaczęły szarpać niekontrolowane tiki, a nim dotarła do schodów, wyrzucała z siebie niezrozumiałe potoki słów.

– To nie jest kraina dla starych nieludzi – szeptały jak zaklęcie, a chłopak zaczął się zastanawiać, czy wszystkich ich wiąże taka sama umowa z Wisielczym Królem. Czy wszyscy nosili w sobie Łzy Wiecznego Smutku?

– W twoim świecie już świta. Czekają na ciebie.

De Brass pokiwał głową. Zastanawiał się, co powiedzieć, złość walczyła z wpojonymi naukami. Zdecydował się jednak milczeć.

– Hugonie – powiedział jeszcze Wisielczy Król, przyciągając wzrok chłopaka. Wszystko wokół zaczęło ciemnieć, a na szyi młodzieńca mocno zacisnął się sznur. – Do zobaczenia.

 

*

 

Długo szukał właściwego drzewa. Przyglądał się gałęziom i porośniętym mchem pniom. Godzinami wędrował przez leśne ostępy, szukając tego jedynego. Hugo czuł, że gdy znajdzie to właściwe, będzie wiedział.

Kiedy natrafił na stary, dostojny dąb, od razu podjął decyzję. Niewidzialna pętla, którą od lat czuł na szyi, nieco się rozluźniła.

Uśmiechał się, wiążąc sznur wokół gardła – czekał na to bardzo długo. Początkowo walczył i zaprzeczał, ale ostatecznie zrozumiał, że Pan Wierzb mówił prawdę. Jego kraina zmieniła go i spaczyła. Choć powrócił do świata żywych, nigdy nie opuściło go wrażenie, że sznur nadal zaciska się na gardle.

Wisielczy Król od początku wiedział, że Hugo zawiśnie i ponownie zawita w jego królestwie. Tym razem bez drogi powrotnej.

 

Koniec

Komentarze

Hej 

Fajny pomysł na opowiadanie, by poprzez śmierć dostać się do krainy umarłych. 

Sama kraina była ciekawa, opisy mi się podobały i robiły klimat. Moim zdaniem sama przygoda nadaje się na heroic fantasy to co już mniej to główny bohater, który wydaje się taki trochę płaczliwy, wiecznie niezdecydowany, zagubiony – wiem, że jest w dość dziwnym otoczeniu :) ale to wszystko sprawia, że raczej ciężko mu kibicować. Sama podróż trochę mnie zawiodła ograniczając się do przemieszczania bohaterów od lokacji do lokacji trochę jak w grze komputerowej. Jedno zadanie, drugie, trzecie i misja wykonana. 

Przeszkody, które pokonywał na swojej drodze Hugo były dość dobre i ciekawie poprowadzone.

Co mnie zupełnie nie przekonało to początek. Hugo pojawia się i pada informacja, że – ok kolejny śmiertelnik dobra idź i poszukaj sobie czego tam ci trzeba i końcówka, która od początku była z góry wyłożona na tacy.

 

 

Pozdrawiam

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dobrze się czytało. Akcja nie pędziła, ale nie nudziła. Wybory/decyzje Hugona nawet z oceną autora przedstawiane są tak, żeby czytelnik dokonał własnej oceny. Ciekawe. 

Bardjaskier,

dzięki za odwiedziny :) cieszę się, że kraina się spodobała i udało się zbudować klimat, bo wiadomo, że nie zawsze się uda. 

główny bohater, który wydaje się taki trochę płaczliwy, wiecznie niezdecydowany, zagubiony – wiem, że jest w dość dziwnym otoczeniu :) ale to wszystko sprawia, że raczej ciężko mu kibicować.

Tak, celowo stworzyłam Hugo jako płaczliwego i zagubionego, chciałam właśnie aby niezbyt wpisywał się w typowego heroic bohatera. Liczyłam się z tym, że może nie wzbudzać sympatii czytelnika, choć miałam nadzieję, że mimo wszystko czytelnicy będą z zainteresowaniem śledzić jego podróż.

 

Sama podróż trochę mnie zawiodła ograniczając się do przemieszczania bohaterów od lokacji do lokacji trochę jak w grze komputerowej. Jedno zadanie, drugie, trzecie i misja wykonana. 

Tego chciałam uniknąć :( ale jak widać nie do końca mi wyszło. Co konkretnie daje to poczucie questu z gry? Zbytnia liniowość?

 

 

Koala75,

dziękuję za odwiedziny ! 

 

Dobrze się czytało. Akcja nie pędziła, ale nie nudziła. Wybory/decyzje Hugona nawet z oceną autora przedstawiane są tak, żeby czytelnik dokonał własnej oceny. Ciekawe. 

<3 zależało mi, aby pozostawić interpretację wyborów Hugo czytelnikowi właśnie i fajnie, że się udało.

 

Hej 

 

“Tego chciałam uniknąć :( ale jak widać nie do końca mi wyszło. Co konkretnie daje to poczucie questu z gry? Zbytnia liniowość?” 

 

 

Wydaje mi się, że wprowadzenie wątków między lokacjami. Głównie skupiasz się na rozmowie Hugo z gargulcem w czasie drogi i po takiej dyskusji hyc i znajdują się w następnym miejscu :D. Może jakieś dziwne zjawiska, drobne niedogodności mogłyby nadać ich drodze więcej realności ( hmm w nierealnym świecie :P). Historia gargulca jest istotna dla fabuły ale myślę, że dało by się ją nieco skrócić i zrobić miejsce dla takich zdarzeń. Opowiadanie nie jest łatwe do napisania bo jest to historia drogi naszego bohatera po świecie umarłych, a opisanie wędrówki w ciekawy sposób to jednak duże wyzwanie. Można też zrezygnować z drogi np. gargulec może za pomocą portali lub magicznych wirów przenosić Hugo do kolejnych miejsc ( ale wtedy trzeba by przebudować całe opowiadanie) . Mam nadzieje, że nieco pomogłem :) 

 

Pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Witaj.

 

Z technicznych – sugestie do przemyślenia:

Wtedy zza ciężkich chmur wyszedł księżyc i uświadomił sobie, że to liny. – nieco brzmi tak, jakby to księżyc sobie uświadomił.

Już nie nazywaliby mnie odważnym, gdyby mnie teraz zobaczyli, pomyślał z przekąsem. – powtórzenie

– Mamy chyba trochę czasu do zabicia … – nie jestem pewna, czy tu nie powinno być „dla”

– Wynoś się i… – chabrowe oczy spojrzały na chłopaka – zabierz śmiertelnika za sobą. – czy tak celowo, czy miało być „ze”?

Niewinne istoty, które niczym nie zawiniły, nie muszą co ranek ponownie zakładać pętli na szyję. – styl

W środku dostrzegł sporo postaci, więcej niż podejrzewał. Najwięcej kręciło się na parterze, w pozostałościach głównej sali, do której przez resztki sufitu zaglądał księżyc. – powtórzenie

Ci drudzy nie mogą po prostu dawać nic bezinteresownie, tak to działa – wyjaśnił Gargulec. – czemu tu wielką literą?

– Hugo, z daleka widać (przecinek?) coś ty za jeden.

Uśmiech pełen poczerniałych zębów niepokoił Hugo. – czasem odmieniasz to imię, czasem nie, czy to celowe?

Wyciągnął rękę, a na dłoni opadły czarne płatki. – dłoń?

Wiem, mój królu – powiedziała, po czym uniosła rąbek sukni i wykonała zgrabny ukłon (brak kropki) – Następnym razem mi się powiedzie.

 

Bardzo gorzki, przejmujący tekst. Poprzez konkursowe: magię, miecz, atrybuty oraz hasła, poruszyłaś posady mocnym oskarżeniem wobec różnorakich przestępców, ale także wszechobecnego zakłamania, obłudy oraz fałszu. Strasznie przygnębiający, mroczny i tajemniczy jest świat tytułowego władcy, to genialny pomysł i gorąco namawiam Cię na jego kontynuację w formie obszernej powieści. Niezwykle przykre myśli pojawiają się stopniowo w głowie Hugona, który rozumie coraz więcej, ogromnie smutne jest zakończenie. Brawa za wyobraźnię oraz tak wrażliwe potraktowanie poruszonej problematyki!

 

Pozdrawiam serdecznie, powodzenia, klik. :)

Pecunia non olet

Cześć, 

Na początek, załatwmy sprawę jednej literówki: “Nie mógł ich zawieźć.”

I teraz możemy już przejść do opowiadania :)

Bardzo solidnie zbudowałaś klimat . Jest mrocznie, a poczucie nieuchronności gorzkiego końca wręcz przytłacza. Poruszający jest los Hugona, który został tak naprawdę wmanewrowany w wyprawę po Łzy. Kiedy się zorientował, że nie jest do niej przygotowany, że sprawne władanie mieczem nie wystarczy, jest już za późno. Nie można wejść do krainy zmarłych i wrócić z niej nie ponosząc konsekwencji.

Niezbyt szybkie tempo akcji też, moim zdaniem, buduje tą historię. W dominium Wisielczego króla czas nie ma znaczenia. 

Myślę, że opowiadanie ma spore szanse w konkursie :)

Wciągnęło mnie. :) Oczarował mnie świat, który stworzyłaś oraz rządzące nim zasady. Miałaś oryginalny i dobrze dopracowany pomysł, a plastyczne opisy sprawiły, że królestwo Wisielczego Króla ożyło. Świetnie zbudowałaś napięcie zagadką, opowieścią Fionny i decyzjami bohatera. Zaintrygowała mnie jej postać i zaciekawiła osoba Wisielczego Króla. Przy tej dwójce sam Hugo wyszedł trochę blado, ale nie przeszkadzało mi to, bo przynajmniej nie przysłaniał swoją osobowościom mieszkańców ani cudów królestwa, po którym wędrował. 

Jedynie sama końcówka trochę mniej przypadła mi do gustu. Śmierć Hugo, chociaż przewidywalna, była mało satysfakcjonująca i zbyt skrótowa. Nie wiem też, czy jej opis był tutaj konieczny. Według mnie dałaś wystarczająco dużo wskazówek, żeby domyślić się, jak chłopak skończy. Miałam za to nadzieję, że zderzysz nowego Hugo z jego towarzyszami, którzy być może nie zaakceptują jego przemiany, lub zostaną przez niego inaczej ocenieni. Ale to tylko takie marudzenie, żeby komentarz nie wyszedł mi zbyt przesłodzony. ;) Powodzenia w konkursie!

P.S. Zapomniałam dopisać, że podobały mi się lepkie macki strachu ^^

Przerażająca historia. Całość jeży włos, ale udało Ci się uniknąć flaków i obrzydliwości. Mnóstwo intrygujących i świeżych pomysłów. Chociaż kobietę – drzewo właśnie niedawno wymyśliłam;)

Pisz horrory!

Lożanka bezprenumeratowa

Bardjaskier,

Wydaje mi się, że wprowadzenie wątków między lokacjami. Głównie skupiasz się na rozmowie Hugo z gargulcem w czasie drogi i po takiej dyskusji hyc i znajdują się w następnym miejscu :D. Może jakieś dziwne zjawiska, drobne niedogodności mogłyby nadać ich drodze więcej realności ( hmm w nierealnym świecie :P). Historia gargulca jest istotna dla fabuły ale myślę, że dało by się ją nieco skrócić i zrobić miejsce dla takich zdarzeń.

dzięki za doprecyzowanie :) tej historii zmieniać już na pewno nie będę, ale motyw drogi/podróży można wykorzystywać na wiele różnych sposobów, więc zawsze warto wyciągnąć wnioski na przyszłość, przemyślę!

 

Bruce,

dziękuję za odwiedziny i łapankę – już poprawiłam babole. Tyle razy czytałam, a i tak coś się zawsze prześlizgnie :(

 

Bardzo gorzki, przejmujący tekst. Poprzez konkursowe: magię, miecz, atrybuty oraz hasła, poruszyłaś posady mocnym oskarżeniem wobec różnorakich przestępców, ale także wszechobecnego zakłamania, obłudy oraz fałszu. Strasznie przygnębiający, mroczny i tajemniczy jest świat tytułowego władcy, to genialny pomysł i gorąco namawiam Cię na jego kontynuację w formie obszernej powieści. Niezwykle przykre myśli pojawiają się stopniowo w głowie Hugona, który rozumie coraz więcej, ogromnie smutne jest zakończenie. Brawa za wyobraźnię oraz tak wrażliwe potraktowanie poruszonej problematyki!

Miód na moje serduszko <3 nie ukrywam, że tekst powstawał dwa miesiące i miałam nadzieję, że spodoba się choć kilku osobom. Nie jest to klasyczne heroic fantasty, więc tym bardziej cieszę się z takiej opinii. 

Co do powieści, to przyznam, że to chyba moje najdłuższe opowiadanie i pod koniec nie mogłam na nie patrzeć. Nie byłabym w stanie raczej napisać powieści, ale zamierzam wrócić w kilku opowiadaniach do krainy Wisielczego Króla. Na celowniku mam już historię samego króla i jego królowej :)

 

czeke,

poprawiony babol!

 

Bardzo solidnie zbudowałaś klimat . Jest mrocznie, a poczucie nieuchronności gorzkiego końca wręcz przytłacza. Poruszający jest los Hugona, który został tak naprawdę wmanewrowany w wyprawę po Łzy. Kiedy się zorientował, że nie jest do niej przygotowany, że sprawne władanie mieczem nie wystarczy, jest już za późno. Nie można wejść do krainy zmarłych i wrócić z niej nie ponosząc konsekwencji.

Nie byłam pewna, czy udało mi się zbudować odpowiedni klimat, ale skoro tak to pozostaje mi świętować. Hugo, choć niby jest pierwszoplanowym bohaterem, to niestety jest pionkiem w grze króla i gargulca.

Dziękuję za odwiedziny ! Fajnie, gdyby udało się coś w konkursie, ale przyznam, że najważniejsze i najbardziej motywujące jest zawsze dobre słowo od czytelnika.

 

ośmiornica,

Wciągnęło mnie. :) Oczarował mnie świat, który stworzyłaś oraz rządzące nim zasady. Miałaś oryginalny i dobrze dopracowany pomysł, a plastyczne opisy sprawiły, że królestwo Wisielczego Króla ożyło. Świetnie zbudowałaś napięcie zagadką, opowieścią Fionny i decyzjami bohatera. Zaintrygowała mnie jej postać i zaciekawiła osoba Wisielczego Króla. Przy tej dwójce sam Hugo wyszedł trochę blado, ale nie przeszkadzało mi to, bo przynajmniej nie przysłaniał swoją osobowościom mieszkańców ani cudów królestwa, po którym wędrował. 

<3 Trochę liczyłam, że świat mnie wybroni.

Niestety mam poczucie, że często potrafię wykreować fajny świat, ale dużo gorzej idzie mi kształtowanie osi fabuły, twistów, przekonujących bohaterów ;/ 

Tak, Hugo miał wyjść nieco blado. Liczyłam się z tym, u niego nieco ważniejsza była też przemiana, ale przy dwóch dość silnych osobowościach, Finnony i Króla, którzy w dodatku grają we własną grę, to Hugo musiał pozostać nieco w cieniu. 

 

Jedynie sama końcówka trochę mniej przypadła mi do gustu. Śmierć Hugo, chociaż przewidywalna, była mało satysfakcjonująca i zbyt skrótowa. Nie wiem też, czy jej opis był tutaj konieczny. Według mnie dałaś wystarczająco dużo wskazówek, żeby domyślić się, jak chłopak skończy. Miałam za to nadzieję, że zderzysz nowego Hugo z jego towarzyszami, którzy być może nie zaakceptują jego przemiany, lub zostaną przez niego inaczej ocenieni. Ale to tylko takie marudzenie, żeby komentarz nie wyszedł mi zbyt przesłodzony. ;) Powodzenia w konkursie!

Ach, to idę reklamację do męża złożyć, który namówił mnie właśnie na końcową scenę, bo pierwotnie właśnie jej nie było :D 

Nie chciałam wprowadzać towarzyszy, aby nie dodawać kolejnych twarzy/postaci bo i tak przewija się ich dość sporo.

Dziękuję za odwiedziny <3

 

Ambush,

Przerażająca historia. Całość jeży włos, ale udało Ci się uniknąć flaków i obrzydliwości. Mnóstwo intrygujących i świeżych pomysłów. Chociaż kobietę – drzewo właśnie niedawno wymyśliłam;)

Pisz horrory!

Tu mnie zaskakujesz, bo miało być mrocznie, ponuro, ale nie aspirowałam do horroru, bo chyba nie potrafię ich pisać. Ale skoro się udało – to super, to znaczy, że zrobiłam niezły progres <3 

Mam słabość do motywu drzew/ludzmi przemienionychw drzewa więc szepnij słówko gdzie go masz, abym wiedziała co czytać :D 

Dzięki za czas i odwiedziny!

 

 

Na razie w ostatnim wyzwaniu, ale spodobało mi się, więc pewnie pociągnę temat;)

Lożanka bezprenumeratowa

Shanti, trzymam kciuki, pisz o tych motywach nadal. :)

Pozdrawiam ciepło, powodzenia. :)

Pecunia non olet

Przychodzę z komentarzem pobetowym :) Tekst mi się podobał: ma wciągającą fabułę i charakterystyczny klimat. Zbudowałaś ciekawy świat, gdzie każdy z bohaterów ma za sobą jakieś przejścia, których ciężar się za nim ciągnie. Jest bardzo mrocznie i horrorowo, jest też tajemniczo i oryginalnie. 

Główny bohater wydał mi się trochę zbyt bierny i prowadzony przez cały tekst za rączkę, ale za to Finonna mi się spodobała – wyrazista, tajemnicza i ciekawa postać, która ma mroczną historię i taki też charakter. Ogółem opowiadanie wyszło dobrze, szybko się czytało, więc klikam :)  

Widać, że bety nie sprawdzały przedmowy. ;-)

Rewelacyjny pomysł na świat. Uwiodłaś mnie tym. Kraina śmierci jest po prostu świetna – od wejścia, przez mieszkańców, do zasad nią rządzących. Ciekawi mnie tylko, czy król będzie królem po wsze czasy, czy też są jakieś kadencje. I jak się zdobywa koronę.

Bohaterowie udani. Chłopak młody, ideowy, ale w miarę przyspieszonego dojrzewania nachodzą go wątpliwości. Widać, jak kontrast w postrzeganiu mu maleje i pojawia się coraz więcej odcieni. Gargulec bardzo oszczędnie gospodaruje prawdą i doceniam sposób, w jaki to robi. Lubię takie sytuacje.

Fabuła wciągnęła, chociaż tekst długi, czytało się szybko. Może niekoniecznie przyjemnie, bo to nie ten gatunek, ale z zainteresowaniem, co będzie dalej.

Gorzki happy end trochę przewidywalny, ale nie mógł być inny.

Babska logika rządzi!

No, świat stworzyłaś rewelacyjny, dobrze przemyślany, zaskakujący. Podajesz detale, które czynią go prawdziwym. Bohatera też masz świetnego, młody naiwny, który musi szybko dorosnąć i w przyspieszonym tempie dowiaduje się, że świat niekoniecznie ogranicza się do czerni i bieli. Z towarzyszącej mu Finonny też stworzyłaś mocną postać, pasują do siebie, uzupełniają się wzajemnie. I czuć, że tu się podskórnie coś dzieje, że ona nie jest do końca szczera, choć kłamać nie może, to jednak prowadzi jakąś własną grę.

Wyzwania przed którymi stawiasz bohatera są przede wszystkim niestereotypowe, jak już musi walczyć, to okazuje się, że wcale nie jest tym dobrym. I tak właściwie do końca, nic dziwnego, że wychodzi z tego kompletnie straumatyzowany ;)

Opowieść wciąga, trudno się od niej oderwać, choć to w sumie nie moje klimaty.

Czepnąć się mogę lekko zakończenia, bo jak już się tyle namęczył, żeby te łzy zdobyć i cały czas myślał o swojej wiosce, to dobrze by było ze dwa zdania podrzucić, jak ten artefakt wykorzystali. Powspominać by sobie mógł, szukając idealnego drzewa ;)

Bym klikła, alem spóźniona :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dobrze się czyta, choć smutne opowiadanie. Pamiętam Twoje poprzednie. Chyba napisano już wszystko pozytywnego o nim. Dodam tylko, że zgadzam się z Irką, co do informacji o wiosce. A, i końcówka dla mnie ok, więc nie wiń męża:).

Cześć, Shanti!

Nie robiłam szczegółowej łapanki, ale rzuciło mi się w oczy, że dość często źle zapisujesz dialogi, np. tutaj:

Jak on to nazwał… – Gerard podrapał się po ciemnej brodzie – Wyborny dodatek do jego ogrodu.

W didaskaliach powinna znaleźć się kropka. Masz więcej takich przypadków, warto by pójść na polowanie.

 

Ponadto pierdołki:

 

Z wysiłkiem oderwał od nich wzrok i objął spojrzeniem wysoką postać, która częściowo stała w cieniu drzewa.

Częściowo stała, częściowo leżała? ;)

 

Tłum rozstąpił się i w końcu mógł ujrzeć tron stworzony z korzeni i ziemi.

Zbędne.

 

Rozległe ruiny czegoś, co przypominało świątynię, rozświetlały liczne czerwone światła.

Niby wiadomo o co chodzi, ale takie konstrukcje mogą wyjść dwuznacznie. Ruiny rozświetlały, czy światła rozświetlały? ;)

 

Tępaki rozgniewali króla, a on oczekuje, że ukażę jednego z nich.

Ukażę = pokażę. Ukarzę = wymierzę karę.

 

Ot dla przykładu, aby następnym razem ruszyli pustym łbem, zanim się za coś wezmą.

Jeden łeb na spółkę mieli?

 

Hugo zdusił w sobie złość na kolejną lakoniczną odpowiedź, która nic mu nie mówiła.

Czyli w tym uniwersum mają Lakonię?

 

Dla niektórych nie stanowiło różnicy, czy wieszają człowieka, zwierzę czy dziecko.

A dziecko to nie człowiek?

 

Poza tymi drobnostkami czytało się nieźle, a historia wciągnęła, chociaż snuła się niespiesznie niczym mgła między wisielczymi drzewami. Skupiłaś się bardziej na budowaniu klimatu, który jest zresztą największa siłą tego tekstu. Na drugim miejscu świat – miałam mocne skojarzenia z Hellblade: Senua's Sacrifice, chociaż nie poprzez podobieństwa fabularne, lecz podobne vibe'y. U Ciebie widzę porównywalną dawkę ponurości i mroczności; momentami aż słychać skrzypienie sznura i krakanie kruków. Nice.

Fajne to powtarzalne hasło: Co raz zawisło, należy do drzewa (prawie jak Part of the crew, part of the ship xD), dodaje klimatu, stanowi przyjemny smaczek światotwórczy, lubię takie wtręty.

Z drugiej strony motyw "To nie jest kraj dla starych nieludzi" wydaje się doczepiony na siłę, wyskakuje spomiędzy wydarzeń jak Tom Bombadil, sprawiając wrażenie, że urwał się z zupełnie innej bajki.

 

A teraz elementy mniej fajne.

Postaci. Sam Wisielczy Król ma spory potencjał, chociaż chyba głównie przez to, że na ekranie pojawia się tylko na chwilę, a całą jego legendę budujesz gdzieś z boku, we wspominkach bohaterów i opowieściach. I to jest jak najbardziej na plus, dodaje tej postaci tajemniczości. Na drugim końcu skali znajduje się natomiast Hugo: cały czas miałam poczucie, że jest nie tyle bohaterem opowiadania, człowiekiem z krwi i kości, co odbiorcą narracji, ciągniętym przez fabułę decyzjami i aktywnością innych bohaterów. Outsiderem wprowadzonym po to, by postaci lepiej zorientowane w świecie przedstawionym mogły tłumaczyć mu (a przy okazji czytelnikowi) poszczególne elementy tegoż świata.

Widać, że Hugo miał przejść jakąś drogę od naiwnego młodzika do trochę bardziej doświadczonego przez życie dorosłego, ale dla mnie ta odmiana nie wybrzmiała. Może to kwestia tego, że widzimy Hugo na początku oraz w trakcie drogi ku przemianie, natomiast nie pokazujesz nam konsekwencji całej wyprawy do krainy Króla? Nie mamy jak ocenić jego "progresu", za wyjątkiem bardzo skrótowego podsumowania w końcówce.

Finonna chyba z tego wszystkiego najciekawsza, chociaż też wpadła w pewien schemat tajemniczej, ukrywającej coś przed bohaterem kobiety. Natomiast doceniam to, że była bardzo aktywna, zaznaczała swoją obecność w fabule przez cały czas, w przeciwieństwie do Hugo, którego prowadziła za rączkę właściwie aż do końca. Podobało mi się też to, że przez cały czas rozgrywała własną grę i ostatecznie okazała się mocno niejednoznaczną postacią.

Fabuła. Klasyczny, schematyczny quest, trochę walki na miecze i dylemacik moralny, żeby zrównoważyć tę schematyczność. Fragment z sądem nad zbrodniarzami miał ogromny potencjał, ale ostatecznie odniosłam wrażenie pewnej skrótowości: a aż się prosiło o to, żeby opowieści były dłuższe, żeby Hugo miał więcej wątpliwości co do słuszności swojej decyzji.

Moment wielkiego revealu z miejscem ukrycia artefaktu: tutaj największy żal mam z powodu dużej skrótowości i przewagi tell nad show. Jako moment podsumowujący całą historię wydało mi się to średnio satysfakcjonujące: leźli, doleźli, pogadali i koniec. I niby jest w tym puenta o wyborach, których konsekwencje trzeba ponosić, ale gdzieś się zgubił dramatyzm sytuacji Hugona.

Ponarzekawszy, ale ogólne wrażenia na plus, a biblioteka w pełni zasłużona. Szczególnie światotwórstwo oraz klimat zasługują na pochwały, ale właściwie żadna z rzeczy, na które marudziłam wyżej, nie bruździła na tyle, bym mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że lektura nie była satysfakcjonująca. Czytało mi się bardzo przyjemnie i jeśli znajdę czas, chętnie zajrzę też do tekstu, o którym wspominasz w przedmowie.

Powodzenia w konkursie!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Ogółem całość mi się podobała, a miejscami bardzo.

Fajnie, że ogarnęłaś język i kwestie techniczne. Pamiętam, że kiedyś miałaś z tym delikatne problemy, tutaj właściwie nie wyłapałem żadnych zgrzytów i zapanowałaś nad tekstem. Przekazuje wszystko tak, jak tego chcesz.

Pomysł jak zwykle bardzo dobry :)

Fabularnie jest porządnie. Podoba mi się, że nie przegrałaś tej wędrówki przez obcą, niesamowitą i przerażającą krainę, dodatkowo bohater sam musiał podejmować trudne decyzje i to mi odpowiadało.

Wydaje mi się, że wszystko jest dość wyważone, w sensie mniej by było nieco za mało, a jeszcze jedno wydarzenie chyba jednak za dużo.

Bohater główny jest dość przezroczysty, ale momentami się wybija charakter, co jest ogółem dobrym planem – ta przezroczystość – bo z nim poznajemy całość, więc więcej osób się może z nim utożsamić.

Wisielczy Król koks!

gargulec też spoko.

Przyczepię się do końcówki – uważam, że ostatni akapit jest zbędny.

Nominuję i tak dalej xD

Sonata,

jeszcze raz dziękuję za pomoc :)

 

Tekst mi się podobał: ma wciągającą fabułę i charakterystyczny klimat. Zbudowałaś ciekawy świat, gdzie każdy z bohaterów ma za sobą jakieś przejścia, których ciężar się za nim ciągnie. Jest bardzo mrocznie i horrorowo, jest też tajemniczo i oryginalnie. 

<3 taki był zamiar, więc pozostaje mi się cieszyć, że się udało

Główny bohater wydał mi się trochę zbyt bierny i prowadzony przez cały tekst za rączkę, ale za to Finonna mi się spodobała – wyrazista, tajemnicza i ciekawa postać, która ma mroczną historię i taki też charakter. Ogółem opowiadanie wyszło dobrze, szybko się czytało, więc klikam :)  

Tak – ostrzegałaś mnie już na becie, świadomie zdecydowałam się jednak nie zmieniać Hugo. Chciałam, aby był bierny, troszkę prowadzony za rączek. Był niejako pionkiem w grze i chciałam, aby właśnie Finonna i Wisielczy Król bardziej skupili uwagę czytelnika.

Dziękuję za klik!

 

Finkla,

Rewelacyjny pomysł na świat. Uwiodłaś mnie tym. Kraina śmierci jest po prostu świetna – od wejścia, przez mieszkańców, do zasad nią rządzących. Ciekawi mnie tylko, czy król będzie królem po wsze czasy, czy też są jakieś kadencje. I jak się zdobywa koronę.

<3 bardzo mnie to cieszy! pomysł na świat dojrzewał ponad rok i z tego elementu jestem naprawdę zadowolona 

 

Fabuła wciągnęła, chociaż tekst długi, czytało się szybko. Może niekoniecznie przyjemnie, bo to nie ten gatunek, ale z zainteresowaniem, co będzie dalej.

Gorzki happy end trochę przewidywalny, ale nie mógł być inny.

Obawiałam się tej przewidywalności, ale miejsca na happy endu tu nie ma. Uznałam jednak, że wymyślanie czegoś na siłę może zaszkodzić. Wybrałam klasyczne zakończenie.

 

Irka_luz,

No, świat stwo­rzy­łaś re­we­la­cyj­ny, do­brze prze­my­śla­ny, za­ska­ku­ją­cy. Po­da­jesz de­ta­le, które czy­nią go praw­dzi­wym. Bo­ha­te­ra też masz świet­ne­go, młody na­iw­ny, który musi szyb­ko do­ro­snąć i w przy­spie­szo­nym tem­pie do­wia­du­je się, że świat nie­ko­niecz­nie ogra­ni­cza się do czer­ni i bieli. Z to­wa­rzy­szą­cej mu Fi­non­ny też stwo­rzy­łaś mocną po­stać, pa­su­ją do sie­bie, uzu­peł­nia­ją się wza­jem­nie. I czuć, że tu się pod­skór­nie coś dzie­je, że ona nie jest do końca szcze­ra, choć kła­mać nie może, to jed­nak pro­wa­dzi jakąś wła­sną grę.

Wy­zwa­nia przed któ­ry­mi sta­wiasz bo­ha­te­ra są przede wszyst­kim nie­ste­re­oty­po­we, jak już musi wal­czyć, to oka­zu­je się, że wcale nie jest tym do­brym. I tak wła­ści­wie do końca, nic dziw­ne­go, że wy­cho­dzi z tego kom­plet­nie strau­ma­ty­zo­wa­ny ;)

Uff chociaż jednej osobie Hugo jako tako się spodobał :) tak jak mówisz, jest młody i naiwny, nie za dobry, materiał na bohatera ale właśnie dlatego tak go napisałam. Wiem, że to heroic, ale ratowanie świata też ma swoją cenę i ofiary.

 

Czep­nąć się mogę lekko za­koń­cze­nia, bo jak już się tyle na­mę­czył, żeby te łzy zdo­być i cały czas my­ślał o swo­jej wio­sce, to do­brze by było ze dwa zda­nia pod­rzu­cić, jak ten ar­te­fakt wy­ko­rzy­sta­li. Po­wspo­mi­nać by sobie mógł, szu­ka­jąc ide­al­ne­go drze­wa ;)

Przyznam, że długo się biłam z myślami, czy rozwijać ten wątek. Ale nie chciałam robić akapitu -infodumpa, nie bardzo miałam znaki, aby to porządnie rozwinąć. No i nie chciałam, aby odrywało to uwagę od krainy Wisielczego Króla. Może nie do końca trafione rozwiązane, ale gdybym wrzucała tekst jeszcze raz tego elementu akurat bym nie zmieniła. 

 

Zaskoczyłaś mnie nominacją do piórka :o serdecznie dziękuję!

 

Monique.M,

Dobrze się czyta, choć smutne opowiadanie. Pamiętam Twoje poprzednie. Chyba napisano już wszystko pozytywnego o nim. Dodam tylko, że zgadzam się z Irką, co do informacji o wiosce. A, i końcówka dla mnie ok, więc nie wiń męża:).

Dziękuję za odwiedziny!

Poprzednie o Wisielczym Królu czy świąteczne? Niestety, mam słabość do raczej smutnej / ponurej tematyki i najlepiej się w niej odnajduję. 

No dobrze, mężowi się upiecze tym razem ;p

 

Gravel,

dziękuję za odwiedziny :)! czekałam na Twój komenatrz i trochę się go bałam …

 

W didaskaliach powinna znaleźć się kropka. Masz więcej takich przypadków, warto by pójść na polowanie.

Aj aj aj, ale wstyd. Muszę w takim razie przejrzeć tekst, dzięki!

 

Skupiłaś się bardziej na budowaniu klimatu, który jest zresztą największa siłą tego tekstu. Na drugim miejscu świat – miałam mocne skojarzenia z Hellblade: Senua's Sacrifice, chociaż nie poprzez podobieństwa fabularne, lecz podobne vibe'y. U Ciebie widzę porównywalną dawkę ponurości i mroczności; momentami aż słychać skrzypienie sznura i krakanie kruków. Nice.

Miód na moje serduszko. Będę się tym pocieszać czytając tą bardziej krytyczną część .

W Hellblade grałam, ale niestety przerwałam, muszę kiedyś wrócić. Ale tyle dobrych opini nt klimatu. Muszę samej sobie pogratulować progresu, bo w przeszłości miałam z tym problem.

 

Z drugiej strony motyw "To nie jest kraj dla starych nieludzi" wydaje się doczepiony na siłę, wyskakuje spomiędzy wydarzeń jak Tom Bombadil, sprawiając wrażenie, że urwał się z zupełnie innej bajki.

Biorę to na klatę i przyznaję bez bicia, że tajny motyw mi wybitnie nie podszedł, a miałam już wyklarowany pomysł. Więc no… wcisnęłam go tutaj, bo musiałam i nie będę udawać, że jest inaczej ;p

 

Na drugim końcu skali znajduje się natomiast Hugo: cały czas miałam poczucie, że jest nie tyle bohaterem opowiadania, człowiekiem z krwi i kości, co odbiorcą narracji, ciągniętym przez fabułę decyzjami i aktywnością innych bohaterów. Outsiderem wprowadzonym po to, by postaci lepiej zorientowane w świecie przedstawionym mogły tłumaczyć mu (a przy okazji czytelnikowi) poszczególne elementy tegoż świata.

Widać, że Hugo miał przejść jakąś drogę od naiwnego młodzika do trochę bardziej doświadczonego przez życie dorosłego, ale dla mnie ta odmiana nie wybrzmiała. Może to kwestia tego, że widzimy Hugo na początku oraz w trakcie drogi ku przemianie, natomiast nie pokazujesz nam konsekwencji całej wyprawy do krainy Króla? Nie mamy jak ocenić jego "progresu", za wyjątkiem bardzo skrótowego podsumowania w końcówce.

Liczyłam się z tym. Tj tak, Hugo jest dość bierny, to celowy zabieg. Nie miał służyć to tłumaczenia świata, przynajmniej nie celowo, ale mogło tak trochę wyjść. 

Co do przemiany to szkoda – widocznie nie do końca mi wyszło. Dla części czytających ta przemiana wyszła fajnie (niestety dla mniejszości), inni mają zdanie zbliżone do Twojego. Mimo wszystko obstaję przy swojej decyzji, ale wnioski dla mnie na przyszłość, bo myślę, że na pewno da się to lepiej ograć.

 

Fabuła. Klasyczny, schematyczny quest, trochę walki na miecze i dylemacik moralny, żeby zrównoważyć tę schematyczność. Fragment z sądem nad zbrodniarzami miał ogromny potencjał, ale ostatecznie odniosłam wrażenie pewnej skrótowości: a aż się prosiło o to, żeby opowieści były dłuższe, żeby Hugo miał więcej wątpliwości co do słuszności swojej decyzji.

Obawiałam się dłużyzny w tych opowieściach. Początkowo miały być dłuże, ale przy tak długim opku zdecydowałam się na bezpieczniejszą opcję. 

 

Moment wielkiego revealu z miejscem ukrycia artefaktu: tutaj największy żal mam z powodu dużej skrótowości i przewagi tell nad show. Jako moment podsumowujący całą historię wydało mi się to średnio satysfakcjonujące: leźli, doleźli, pogadali i koniec. I niby jest w tym puenta o wyborach, których konsekwencje trzeba ponosić, ale gdzieś się zgubił dramatyzm sytuacji Hugona.

Przyjmuję na klatę. Do przemyślenia dla mnie, jak mogłam to lepiej rozegrać. 

 

Czytało mi się bardzo przyjemnie i jeśli znajdę czas, chętnie zajrzę też do tekstu, o którym wspominasz w przedmowie.

Oj nie, nie rób tego. Tamten tekst jest na dużo niższym poziomie ;( 

 

Serdecznie dziękuję za rozbudowaną informację zwrotną – tą pozytywną jak i bardziej konstruktywną.

 

Mortecius,

rozmawialiśmy szerzej na priv o opowiadaniu – więcej tutaj przede wszystkim dzięki i przyjmuję feedback co do końcówki!

 

Pamiętam to opowiadanie z linku.

Cześć, Shanti!

 

Przybywam z komentarzem pobetowym i nie tylko ;)

Tekst jest historią przygód (takich drak-przygód) w krainie Wisielczego Króla, ale mamy też bardzo enigmatyczne backstory głównego bohatera. To co mi lekko zazgrzytało, to że nie wszystko się wyjaśnia, ale nie jest to też coś co psułoby wrażenia z lektury.

A wrażenia są bardzo pozytywne.

Światotwórczo jest bardzo dobrze, do tego w mrocznym klimacie – krainę miałaś już obcykaną, a teraz przedstawiłaś ją w szerszym ujęciu. Widać, że jest przemyślana, a do tego fajnie licuje ze stwierdzeniem, że nie jest ani dobra, ani zła.

No właśnie – dylematy moralne przedstawione w tekście może nie są jakieś świeże, ale działają. Użyłaś ich jak rzemieślnik narzędzi, które mają pomóc w osiągnięciu założonego celu. Kupuję to.

Kolejne rzeczy, które przytrafiają się Hugonowi lekko trącą questami z jakiegoś RPGa, bo oprócz budowania bohatera i splecenia razem przez postać Finonny, nie są ze sobą zbytnio powiązane.

O, właśnie – zapomniał bym o gargulcu. Robi robotę – jest niespodziewanym bohaterem i okazuje się, że odgrywa rolę znacznie istotniejszą, niż myślałem na początku.

Dość sporo czasu minęło od bety, ale teraz tekst wydaje mi się bardziej spójny, lepiej związany celami poszczególnych postaci.

Końcówka jest trochę podana na tacy, dałoby się ją napisać trochę bardziej powiązaną z samym Hugonem tak, jak to robiłaś w wielu wcześniejszych scenach.

Zatem i marudzę, i chwalę, bo to naprawdę świetny tekst z kilkoma rzeczami do wyszlifowania. Natomiast spośród wszystkich dotychczasowych MiMów podoba mi się najbardziej – ma najwięcej do powiedzenia “o czymś”, nawet jeśli nie jest to nic świeżego. Muszę się zastanowić nad losem tekstu – wieszać, czy nie wieszać?

 

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Najpierw trochę głupotek:

 

Hugo De Brass drżącymi rękami założył pętlę na szyję.

– Jesteś pewien? – zapytał jeden z towarzyszy.

– Nie mamy wyboru. To jedyny sposób. Jeśli nie wrócę…

[+Hugo]Powiódł wzrokiem po twarzach przyjaciół i wziął głęboki oddech. Nie mógł ich zawieść. Mieli w końcu uratować świat.

Dał znak. Poczuł gwałtowne szarpnięcie

Dodałbym podmiot ponownie po dialogu, a nie jechał na domyślnym, bo po drodze w didaskaliach wplątuje się jakiś towarzysz i tak w sumie wygląda, że ten towarzysz wszystko robi w dalszej części akapitu, a chodzi najpewniej o Hugo.

 

zmurszałym murem

mur-mur

 

Salę tronową wytyczała kolumnada, której wejście wieńczył łuk ozdobiony płaskorzeźbami.

Wejście do której? Do której wejście?

 

o splątanych białych włosach sięgających żeber.

Niezbyt precyzyjny ten opis, bo żebra ciągną się od obojczyków po talię. :P

 

Korona z cierni nie raniła jej skóry, a twarz skrywała za maską rzeźbioną w siwym drewnie.

Korona skrywała twarz?

 

Siedzibę Wisielczego Króla stanowiły rozległe ogrody, poprzetykane martwymi drzewami i zmurszałym murem. Ścieżki wiły się i przecinały niczym w labiryncie, a kopuła z trującego bluszczu zasłaniała niebo. Kilkukrotnie w oddali dostrzegł zakapturzone postacie, ale te szybko znikały w mroku.

Salę tronową wytyczała kolumnada, której wejście wieńczył łuk ozdobiony płaskorzeźbami. Ze środka wyzierała korona ogromnego, gęsto porośniętego listowiem drzewa.

Już z daleka widział liczne postacie, przemykające w cieniu i wymieniające urywane szepty. Gdy podeszli bliżej, dziesiątki bladych twarzy zwróciło się w ich kierunku. Niektóre stare, inne zbyt młode, wszystkie z dziwnym blaskiem w oczach i fioletową pręgą na szyi. Dworzanie Wisielczego Króla.

Tłum rozstąpił się i w końcu mógł ujrzeć tron stworzony z korzeni i ziemi. Nieregularne siedzisko było jednak puste. Zerknął na swoją przewodniczkę, ale ta pewnie ruszyła do przodu. Dopiero po chwili dostrzegł mniejszą ławę, którą zajmowała drobna dziewczyna o splątanych białych włosach sięgających żeber. Korona z cierni nie raniła jej skóry, a twarz skrywała za maską rzeźbioną w siwym drewnie.

Czyżby królowa?

Przestąpił z nogi na nogę, gdy cisza stała się trudna do zniesienia. Zerknął na boki, ale wszyscy wyraźnie na coś czekali. Rozważał, czy powinien przemówić pierwszy, ale przybył rozmawiać z królem.

Spory akapit, a ani razu nie pada imię/nazwisko bohatera. Cały czas jedziesz na podmiocie domyślnym, część z nich naturalnie odnosi się do Hugo, ale niektóre są co najmniej mylące. Na przykład akapit rozpoczynający się podmiotem „tłum” sugeruje, że to ten tłum zerka na przewodniczkę, dostrzega ławę, itd.

Swoją drogą rozważyłbym ograniczenie takiego łypania na prawo i lewo, IMO opis będzie bardziej dynamiczny. Jeśli coś się dzieje, to bohater domyślnie to widzi, a jeśli nie widzi, to wtedy można to zaznaczyć w narracji.

 

Dobro, zło. Lubicie sobie wycierać nimi ręce.

Jeśli chodzi o slogany, to nie lepiej wyglądałoby „wycierać nimi usta”?

 

Przerwał na moment[+,] nieco speszony brakiem reakcji.

 

Po tych słowach Wisielczy Król wstał i zniknął między korzeniami, a ku zaskoczeniu Hugo drzewo ożyło.

Drzewa to są żywe organizmy. Może: drzewo poruszyło się?

 

– Mam na imię Hugo. I w przeciwieństwie do ciebie mam tylko dwie nogi – odpowiedział De Brass, siląc się na uprzejmy ton.

Uprzejmy ton, a wypowiedź taka nie za uprzejma…

 

– Ale co to znaczy? Powtarzacie to, ale nic mi [+to] nie mówi.

 

Dostawałam wszystko, czego chciałam. Suknie, klejnoty, służących na każde zawołanie. Poza miłością i uwagą tych, którzy powołali mnie do życia.(…)

Matka się go bała, ale byłam jej oczkiem w głowie.

Jak to możliwe, że choć była jej oczkiem w głowie, nie zaznała z jej strony uwagi ani miłości? Chyba że to nie matka powołała ją do życia.

 

Spokojnie. Dasz radę. Wyczekuj przeciwnika. W końcu zaatakuje. Jesteś w stanie go usłyszeć, po to od lat trenujesz… Nadchodzi!

Klinga miecza wbiła się w miękkie ciało tuż nad pępkiem, a Hugo poczuł ulgę. Ciężko dyszał, a pot spływał mu po twarzy. Oczy nadal piekły i wszystko wokół lekko wirowało. Nie dałby rady zbyt długo kontynuować walki.

Hm. Zara całą walkę atakowała dystansowo, w defensywie również polegała na pnączach – niby czemu w newralgicznym momencie zaatakowała osobiście (jeszcze widząc, że przeciwnik wyczekuje ciosu)?

 

– Ona umrze?

– Nie można zginąć dwa razy. Wydobrzeje, ale do tego czasu nic nie powstrzyma tych, którzy znajdą ścieżkę do dzieci.

Hugo przymknął oczy. Coś zakłuło go w piersi.

Hmm. Czemu przejął się tak losem dzieci, skoro, jak padło przed chwilą, nie można umrzeć dwa razy?

 

Był taki ekscytujący, zakazany owoc.

Dałbym tutaj średnik zamiast przecinka lub dopisał „jak zakazany owoc”. Obecnie zapis jest bardzo niejasny.

 

– Mogą je uronić tylko ci, którzy odebrali wiele niewinnych żyć – wyjaśniła Tissa,

A czemu Tissa się odzywa, skoro przysługa była wyświadczona hersztowi?

 

W KOŃCU, po zmęczeniu własnego opka, mogłem się zabrać za obczajenie reszty stawki i postanowiłem zacząć u Ciebie. :>

Początkowo nie byłem zadowolony. Opowiadanie zaczyna się mnóstwem drobiazgowych opisów, które mają zapewne służyć zbudowaniu klimatu zaświatów, natomiast imo wypadło to bardzo ciężko. Bogactwo detali sprawdziłoby się w animacji czy filmie, lecz co do opowiadania – nie jestem przekonany. Na przykład opis wyglądu Finony zajmuje masywny akapit, który jest tak wypakowany szczegółami, że jeśli któryś z nich jest na tyle istotny fabularnie, że powinienem go zapamiętać, no to zniknął w tłumie, bo ostatecznie nie zapamiętałem niczego. A skoro te drobiazgi nie są istotne, to po co je wprowadzać, w takiej ilości?

Spodobały mi się próby, jakimi poddano Hugona. Najzgrabniejsza imo zdecydowanie ta z wybieraniem skazańca. Ogólnie odniosłem wrażenie, że pewne “narracyjne flow” pojawia się z czasem, czyli początek nieco kolebie, ale później ekspozycja miesza się z akcją w fajnej proporcji. Liczyłem, że finalnym posiadaczem łez okaże się sam Hugo, jako ten, który np. skazał na śmierć łotrzyka z trupy. Albo, idąc za ciosem niejednoznaczności dobra-zła, Hugo przypomni sobie jakąś śmierć, którą zadał za życia, wierząc, że morduje w imię dobra. Ale postawiłaś na Finonę i to też się obroniło.

Co mi w sumie najbardziej doskwierało, to że w tym ciekawym świecie nie udało się osadzić odpowiednio wyrazistych postaci. Hugo dość biernie jest popychany od wydarzenia do wydarzenia, wszyscy mu (i czytelnikowi) tłumaczą o co biega, a on wszystko przyjmuje do wiadomości. Jeśli postać sili się na odrobinę charakteru, zazwyczaj wypada stereotypowo: narzucona towarzyszka-tajemnicza, król – cyniczny, biesiadnicy – rubaszni, itd.

Na koniec muszę przyznać, że po przebrnięciu przez wstęp, czytało mi się bardzo płynnie i nawet nie zauważyłem, kiedy ten cały metraż zleciał. Powodzenia w konkursie!

Świetny tekst. Jeden z lepszych, jakie miałem okazję przeczytać na portalu :-)

Nie powiem wiele o kwestiach technicznych, bowiem zbyt wciągnęła mnie lektura, ale poza pojedynczymi miejscami zgrzytów w czytaniu nie odnotowałem.

Opowieść w swojej konstrukcji bardzo prosta – za rączkę prowadzi bohatera od jednej scenki do drugiej, ukazując jego przemianę, bez szczególnych zwrotów akcji (mniej więcej od połowy tekstu rola Finony staje się jasna). A jednak jest bardzo przejmujący w swym dążeniu do nieuchronnego końca.

Tekst jest bardzo oniryczny w najlepszym znaczeniu. Pomimo ciężkiej i ponurej wymowy, czyta się niczym dziewiętnastowieczną baśń. Kolejne spotkania bohatera przywoływały także skojarzenia z Boską Komedią. 

Gdyby nieco rozszerzyć “ziemskie” wątki, powstałby bardzo dobry dramat romantyczny. Świetnie wyglądałoby to na scenie :-) Podobała mi się również moralna niejednoznaczność. Nie serwujesz czytelnikowi banałów, nie ma moralizatorskiego tonu, a jedynie materiał do przemyślenia. Brawo!

A żeby nie było, że tylko chwalę, najmniej spodobał mi się główny bohater. Jest właściwie taką kukiełką poruszaną kolejnymi wydarzeniami, pozbawioną własnej osobowości i zdania. Łatwo się czytelnikowi wcielić w taką postać i postawić się przed dylematami, które napotyka, ale mimo wszystko przydałoby się, by sam miał nieco więcej do powiedzenia.

 

Jako dyżurny, bez cienia wątpliwości nominuję do najlepszego opowiadania miesiąca :-) Pozdrawiam!

Monique.M,

Pamiętam to opowiadanie z linku.

O :o to miło mi, bo trochę czasu minęło, więc jak zostało w pamięci to nie było jednak takie złe.

 

Krokus,

jeszcze raz dziękuję za betę <3

 

Światotwórczo jest bardzo dobrze, do tego w mrocznym klimacie – krainę miałaś już obcykaną, a teraz przedstawiłaś ją w szerszym ujęciu. Widać, że jest przemyślana, a do tego fajnie licuje ze stwierdzeniem, że nie jest ani dobra, ani zła.

Światotwórstwo miało dzwignąć te mniej udane elementy :D 

 

Kolejne rzeczy, które przytrafiają się Hugonowi lekko trącą questami z jakiegoś RPGa, bo oprócz budowania bohatera i splecenia razem przez postać Finonny, nie są ze sobą zbytnio powiązane.

Mówiłeś o tym już na becie – próbowałam z tym walczyć, ale jak widać nie do końca wyszło. Nauczka dla mnie na przyszłość.

Końcówka jest trochę podana na tacy, dałoby się ją napisać trochę bardziej powiązaną z samym Hugonem tak, jak to robiłaś w wielu wcześniejszych scenach.

To nie pierwszy taki feedback, ale kurczę im dłużej o tym myślę, tym mniej mam pomysłów jak mogłam to lepiej rozkminić :( ale biorę to na klatę.

Zatem i marudzę, i chwalę, bo to naprawdę świetny tekst z kilkoma rzeczami do wyszlifowania. Natomiast spośród wszystkich dotychczasowych MiMów podoba mi się najbardziej – ma najwięcej do powiedzenia “o czymś”, nawet jeśli nie jest to nic świeżego. Muszę się zastanowić nad losem tekstu – wieszać, czy nie wieszać?

<3 Oczywiście, że wieszać! Cokolwiek to znaczy w tym kontekście.

 

 

Mr. B,

W KOŃCU, po zmęczeniu własnego opka, mogłem się zabrać za obczajenie reszty stawki i postanowiłem zacząć u Ciebie. :>

Nie wiem czy to dobrze… bo jeszcze cię MiM nie zmęczył i masz ostre pióro, czy z każdym opkiem będziesz jednak surowszy? ;p

Początkowo nie byłem zadowolony. Opowiadanie zaczyna się mnóstwem drobiazgowych opisów, które mają zapewne służyć zbudowaniu klimatu zaświatów, natomiast imo wypadło to bardzo ciężko. Bogactwo detali sprawdziłoby się w animacji czy filmie, lecz co do opowiadania – nie jestem przekonany. Na przykład opis wyglądu Finony zajmuje masywny akapit, który jest tak wypakowany szczegółami, że jeśli któryś z nich jest na tyle istotny fabularnie, że powinienem go zapamiętać, no to zniknął w tłumie, bo ostatecznie nie zapamiętałem niczego. A skoro te drobiazgi nie są istotne, to po co je wprowadzać, w takiej ilości?

Hmm przyjmuję Twój punkt widzenia, ale będę tego bronić. Mam taki styl, tak buduję klimat i choć wiem, że nie każdemu to przypadnie do gustu, to jednak tutaj nic bym nie zmieniła. Ale dzięki za info zwrotne – inny punkt widzenia zawsze jest cenny,

 

Co mi w sumie najbardziej doskwierało, to że w tym ciekawym świecie nie udało się osadzić odpowiednio wyrazistych postaci. Hugo dość biernie jest popychany od wydarzenia do wydarzenia, wszyscy mu (i czytelnikowi) tłumaczą o co biega, a on wszystko przyjmuje do wiadomości. Jeśli postać sili się na odrobinę charakteru, zazwyczaj wypada stereotypowo: narzucona towarzyszka-tajemnicza, król – cyniczny, biesiadnicy – rubaszni, itd.

Co do Hugo to liczyłam się z takim odbiorem, ale był to zabieg celowy. Czy udany, to już totalnie inna kwestia niestety. Ale cóż mam z czego wyciągać wnioski.

Uważam, że Finonna wyszła mi całkiem nieźle – jej nie dam ruszyć. Król, fakt mógł momentami wyjść stereotypowo – było go w tekście dość mało i być może, że nie wykorzystałam jego potencjału tak dobrze jak mogłam. 

 

Na koniec muszę przyznać, że po przebrnięciu przez wstęp, czytało mi się bardzo płynnie i nawet nie zauważyłem, kiedy ten cały metraż zleciał. Powodzenia w konkursie!

Fajnie, że mimo wspomnianych mankamentów bawiłeś się nieźle i nie wzbogaciłeś się o nowe traumy. Wzajemnie!

 

krzkot1988,

Świetny tekst. Jeden z lepszych, jakie miałem okazję przeczytać na portalu :-)

:o to chyba najlepszy komplement na portalu jaki dostałam, pozostaje gorąco za niego podziękować, jak i za nominację do piórka:) po takich komentarzach aż się człowiekowi chce pisać.

Opowieść w swojej konstrukcji bardzo prosta – za rączkę prowadzi bohatera od jednej scenki do drugiej, ukazując jego przemianę, bez szczególnych zwrotów akcji (mniej więcej od połowy tekstu rola Finony staje się jasna). A jednak jest bardzo przejmujący w swym dążeniu do nieuchronnego końca.

Tekst jest bardzo oniryczny w najlepszym znaczeniu. Pomimo ciężkiej i ponurej wymowy, czyta się niczym dziewiętnastowieczną baśń. Kolejne spotkania bohatera przywoływały także skojarzenia z Boską Komedią. 

  1. Nie korzystałam świadomie z Boskie Komedii i nie była moją inspiracją, ale w sumie rozumiem, czemu może się kojarzyć. Może nawet sama nieświadomie miałam ją w głowie. Koniec faktycznie miał być nieuchronny i cieszę się, że udało mi się to choć troche oddać w tekscie. 

Gdyby nieco rozszerzyć “ziemskie” wątki, powstałby bardzo dobry dramat romantyczny. Świetnie wyglądałoby to na scenie :-)

Akurat romans nie jest moją dobrą stroną, no i totalnie nie zmieściłabym się w limicie, a opko i tak wyszło dość długie. Zamierzam wrócić do tego świata i spróbować opowiedzieć wątek króla i jego królowej :)

Podobała mi się również moralna niejednoznaczność. Nie serwujesz czytelnikowi banałów, nie ma moralizatorskiego tonu, a jedynie materiał do przemyślenia. Brawo!

Uff. Na tym mi bardzo zależało, a łatwo mi popaść w moralizatorski ton.

A żeby nie było, że tylko chwalę, najmniej spodobał mi się główny bohater. Jest właściwie taką kukiełką poruszaną kolejnymi wydarzeniami, pozbawioną własnej osobowości i zdania. Łatwo się czytelnikowi wcielić w taką postać i postawić się przed dylematami, które napotyka, ale mimo wszystko przydałoby się, by sam miał nieco więcej do powiedzenia.

To była świadoma decyzja, ale bazując na opini czytelników – niezbyt udana. Ale cóż, zostaje mi wycignąć wnioski i zastanawić się trzy razy, zanim zdecyduję się ponownie na takiego bohatera. Biorę ten feedback na klatę :)

 

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Napisałbym, że mnie również się podobało, ale, hej, aż żal się nie wpisać w ten posępny klimat, który stworzyłaś w opowiadaniu. ;-)

Dobra, to zaczniemy od klimatu. Jest. Jest wyraźny, jest wyczuwalny, jest nieprzesadzony (w sensie nie próbujesz tworzyć na siłę jakiegoś diabli wiedzą jak gęstego klimatu, nie brniesz też w jakąś nadmierną grozę) – atmosfera, która panuje w opowiadaniu z jednej strony pozwala przesiąknąć pewną posępnością, z drugiej nawet na przestrzeni tych 50k nawet na moment nie zaczyna męczyć czy nużyć i dzielnie broni tekstu jak może. Słowem, bardzo mocny punkt opowiadania i chyba jego główna zaleta zarazem.

Czy jedyna? Nie, na pewno nie. Oczywiście będą i czepy, żeby nie było za słodko, ale skoro mi się tak fajnie zaczęło to jeszcze trochę pochwalimy. 

Ładnie opisujesz ten świat. Nie są to rzecz jasna opisy pełne niesamowitych porównań czy efektownych metafor – ten język jest tutaj ciut oszczędniejszy – tym niemniej poprzez owe opisy pomagasz obrazom ze świata Wisielczego Króla współtworzyć ów klimat, który wcześniej chwaliłem.

Dalej. Tempo masz tutaj monotonne i… dobrze. Tak, w tym wypadku wyjątkowo dobrze. Dlaczego? Bo próby przyspieszenia zamordowałyby klimat. Dostajemy wędrówkę eksponującą świat i jego charakterystykę. Tutaj nie można gonić. Tym bardziej, że jest to świat oparty często na wyborach. Czytelnik wraz z bohaterem zanurza się w nim, pojmuje go coraz lepiej, ale żeby pojąć, musi mieć do tego odpowiednie warunki. I mimo, że tekst jest długi, tempo, jak wspomniałem monotonne, akcji – wydaje się – jak na lekarstwo, to opowiadanie jednak nie nuży.

Dobra, no to szczęśliwie dotarliśmy do fragmentu trasy: dziury, czepy i wyboje. ;)

Bohaterowi dramatycznie brakuje historii. Jakiejś podbudowy do jego wizyty w tym osobliwym świecie, do wyborów, których musi dokonać, uzasadnienia konieczności i nieuchronności jego wizyty w tym miejscu oraz jego dalszych decyzji. To pozornie jest, tyle że w praktyce on wędruje sobie tylko z taką kartką: jestem tu z takiego a takiego powodu i motywuje mnie to i to. I tak, jak świat odwala kawał dobrej roboty budując klimat, prezentując siebie jako element, przez który warto iść z tym bohaterem nawet mimo monotonii, nawet mimo sporej liczby znaków, tak jednak ten bohater nie daje tu od siebie nic. Pewnie w złośliwej formie komentarza można machnąć jakieś stwierdzenie, że mógł się nazywać Korzeniowski, bo głównie lezie, ale to już nie będzie uczciwe i jednak uznałbym to za mocno przesadzone. Tym niemniej ten bohater, którego historia jest dla nas nieomal białą kartką, jednak sporo opowiadaniu zabiera. I to nie tak, że tej historii brakuje, żeby opowiadanie było dobre. Bo ono jest dobre. Brakuje raczej, żeby ono było pełne. I żeby praca, którą tutaj ewidentnie wykonałaś, mogła w pełni wybrzmieć.

Pilnowałaś, by w konkretnych scenach nakreślać emocje bohatera. To było widać. I ja to pamiętam mimo że czytałem tydzień temu. Tylko to nie potrafiło w żaden sposób wybrzmieć. I już nie chodzi nawet o takie podstawowe przejęcie się losem bohatera, kibicowanie mu i tym podobne. Myślę, że to opowiadanie spokojnie może sobie bez tego poradzić. Chodzi raczej o to, żeby czytelnik mógł zrozumieć motywację bohatera, żeby strach, niepokój, czy koszmarna konieczność wyboru były wyczuwalne, nie tylko zaakcentowane odpowiednimi opisami, które bez poparcie odpowiednią historią wyprawy Brassa za diabła nie potrafią wybrzmieć. Brakło chyba jednej sceny na początku. Dobra, starczy, pewnie i tak przeciągnąłem opis tego problemu.

Z uwag pomniejszych. Trochę żałowałem, że Brassowi nie wyznaczono konkretnego czasu pobytu w świecie Wisielczego Króla. Jasne, on wie, że ma tam przebywać możliwie najkrócej i wracać jak najszybciej. Gdyby jednak miał określony czas, pewne elementy jego wędrówki mogły wybrzmieć mocniej i bardziej dramatycznie (jak konieczność wyboru między trzema winnymi, czy końcówka). Inna rzecz, że też pewnie by wtedy ubyło trochę ponurej refleksyjności świata, w którym się znalazł, więc przyjmij tę uwagę wyłącznie jako odczucia czytelnicze. Nie jako wadę opowiadania.

Dobra, podsumowując. Ten omawiany brak historii jednak sporo zabiera, ale też na końcu powinna zostać z Tobą moja końcowa uwaga, że nawet bez niej to jest wciąż dobre opowiadanie (a powinno być co najwyżej przeciętne ;)), które ma sporo zalet, które zapada w pamięć. I tak, jak mogę chwalić klimat, tak najbardziej zapadł mi w pamięć świat. Nie dlatego, jak wygląda ani z czego się składa, ale przede wszystkim dlatego, jak został pomyślany. Bo myślenie przy koncepcji świata cenimy nad wyraz. 

Słowem, kawał naprawdę satysfakcjonującej lektury.

I podobnie jak u Krokusa… Daruj ewentualne literówki, ale naprawdę nie chce mi się tego wszystkiego jeszcze raz czytać. :P

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hej, hej

Z nominowanych w tym miesiącu, tutaj byłem najbliżej taka. Opisałaś ciekawy pomysł na świat, dający wiele możliwości i z pewnością warto go wykorzystać w kolejnych opowiadaniach. Pamiętam poprzednie opowiadanie z Wiesielczym Królem, ale tym razem zamiast mocnego dark fantasy czułem bardziej heroika i tutaj moja główna uwaga co do tekstu – bohater został zupełnie zmiażdżony i pogrzebany pod światotwórstwem. Snuje się chłop od jednego miejsca do drugiego, próbuje niby podjąć jakąś decyzję, ale jego wizyta wypada blado: ani nie wiadomo, po co konkretnie mu Łzy, nie widać rezultatów jego działań, ani nie wiemy zbyt wiele o nim samym.

Jedyną zapadającą w pamięć decyzją Hugo było odebranie sobie życia na końcu, ale że tak się skończy, wiadomo już od początku, bo przecież „co raz zawiśnie…”.

Opowiadanie zaczyna się mocno, od bohatera idącego w ślady Odyna, pierwsze spotkanie z dworem też niczego sobie, ale potem zacząłem tęsknić za jasno zarysowanym konfliktem – wiadomo, że Hugo zyska Łzy, i wiadomo, że zapłaci za to ostateczną cenę. Nie przeszkadza mi znajomość zakończenia – wiele opowieści ma przewidywalny finał – ale tutaj sama droga do niej nie wybrzmiała mi wystarczająco dobrze. Opowiadanie stoi klimatem i tego odmówić mu nie można, masz też doskonałe uniwersum do rozwijania. Nie zdziwię się, jeśli dostaniesz piórko za ten tekst, bo wielu tu zadowolonych czytelników, a może tylko ja trochę marudzę ;)

Pozdrawiam

 

Cześć!

 

Przeczytałem, komentarz po zakończeniu konkursu.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hmm. Po przemyśleniu sprawy piórkowo jestem na TAK.

Zgadzam się z częścią uwag CM-a, zwłaszcza o bohaterze i tle jego historii: tu jest miejsce na ewentualną poprawę. Tekst wygrał u mnie klimatem i kreacją świata: umiejętnością przedstawienia własnej wizji zaświatów i ich władcy, spójnością kreacji i pomysłowością. Tekst jest przy tym fabularnie ciekawy, dobrze się go czyta i w antologii piórkowej byłby z pewnością mocnym punktem.

ninedin.home.blog

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Bardzo mi się podobało! Historia wciąga, czyta się przyjemnie, dobrze napisane. Świat jest przekonująco przedstawiony. Bohater właściwie odpowiadał mi taki niedookreślony, młody, niedoświadczony, postawiony przed wyborami ponad jego wiek. Czasem lepiej wiedzieć mniej, zwłaszcza że nie jest to kluczowe dla fabuły. Piórko bardzo zasłużone, moim skromnym zdaniem, gratuluję! 

Pozdrawiam cieplutko!

Cześć!

 

Wszystko przeczytane, czas komentować…

Opowiadanie bardzo mi się spodobało, choć przypominało trochę wannę: świetny początek i niezły twist końcowy (trochę w stronę tolkienowskiego, ale może tylko ja tak to widzę) z depresją pośrodku.

Motyw dworu i sposobu dotarcia tam przedni, jeżeli coś tu zgrzytało, to tytuł, który trochę przygotowywał czytelnika na taki właśnie początek. Ale może to i dobrze, bo bez tego zaskoczenie mogłoby być za mocne. Spotkanie z monarcha również wyszło świetnie, sączyłaś klimat niespiesznie i efekt jest świetny. Jeszcze te sznury na drzewach…

Całość przysiada trochę w czasie podróży z gargulcem, a jest tu trochę gierek przy budowaniu relacji, przez co fantastyka schodzi – na chwilę – na dalszy plan. Ale atmosfera niepewności i jakiegoś zaplątania bohatera pozostaje. No i mamy drogę, którą protagonista pokonuje, a bez tego – chyba – nie ma heroic.

Końcówka początkowo pachnie klasykiem, ale szybko pojawia się Wisielczy Król i wszystko okazuje się czymś nieco innym, niż się wydaje. Dla mnie prawdziwy twist tej historii dzieje się później, kiedy bohater, który „zasmakował” sznura postanawia wrócić w to osobliwe miejsce. Oczko do Froda, w krzywym zwierciadle, ale pasujące do gatunku.

Napisane bardzo przystępnie i plastycznie, lektura wciągała i wzbudzała emocje.

 

Atrybut: Dobrze wykorzystany i mający ogromny wpływ na fabułę, ważny element całości.

 

Hasło: Tu już nieco gorzej, bo nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wyszło trochę na siłę, ale jest i wnosi nieco osobliwego humoru do pomysłowego, nieco upiornego świata.

 

Mapa: Jest, ale z programu… więc zaliczone.

 

Piórkowo byłem na TAK, ale to już pewnie wiesz ;-)

 

Z rzeczy, które jeszcze jakoś szczególnie rzuciły mi się w oczy:

– Hugo to kiepskie imię dla bohatera

Jak mogłaś!? Kiedyś napisałem powieść na 350k znaków z bohaterem o takim imieniu. Naprawdę, mam ZIPa, data modyfikacji 2004 (boję się otworzyć) ;-)

 

A najlepiej spełnił jego prośbę.

tu coś zgrzyta

 

– Pośpiesz się, śmiertelniku.

Ale on nie żyje… chyba

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Witam pod kolejnym tekstem. ;)

 

Myślę, że przeczytanie poprzedniego opowiadania (mimo że niekonieczne) nadaje smaczku przy czytaniu tego tekstu. Mamy człowieka, który chce uratować świat i wiesza się, żeby w pewnym sensie umrzeć i trafić do Wisielczego Króla. A tego znamy trochę z rozmowy z wiedźmą z „Pocałunku pod szubienicą”. Z drugiej strony – znajomość nie jest konieczna i bez niej też można się tutaj spokojnie połapać. Fajny pomysł, tak delikatnie łączyć opowiadania.

 

Trochę problem z podmiotami, kiedy bohater jest nienazwany. To nie jest narracja trzecioosobowa, choć mamy POV bohatera bez podawania imienia. Mimo że przecież ma na imię Hugo i można spokojnie je wprowadzać. ;)

 

Zobacz tutaj:

Wtedy zza ciężkich chmur wyszedł księżyc i uświadomił sobie, że to liny. Setki, tysiące zaplecionych w pętle lin.

Przełknął głośno ślinę.

Ja wiem, o co chodzi. No ale patrząc pod kątem poprawności… Cóż, to wygląda, jakby ten księżyc sobie coś uświadomił, a potem przełknął ślinę itd.

 

Podeszła, zanim się ocknąłem. Usłyszałbym ją z daleka

Czemu Hugo myśli, że usłyszałby ją z daleka, skoro jej nie słyszał? Czy ja coś źle czytam?

 

Ponownie skupił się na kobiecie. (…) podążył za dziewczyną.

To bardziej już kobieta czy dziewczyna?

 

Hugo poczuł na plecach lepkie macki strachu.

Tutaj trochę za późno to następuje. Kiedy się budzi to nie widzi tych zmarłych, nie czuje strachu? Czy ta obecność dziewczyny jest na tyle zaskakująca, że ten strach schodzi na dalszy plan? Czy może ci zmarli są zawsze dość daleko od drzew? Z drugiej strony, nikogo by tam nie było pod drzewami, kto by się budził, wszyscy równo na równinie? ;) Ani jednego wisielca w czasie, gdy Hugo się budzi?

 

Trochę mimo wszystko brakuje mi opisu krainy, tego pierwszego spojrzenia na świat, bo tak naprawdę mamy tylko, że wszędzie są drzewa i mają liny. A na niebie księżyc. A potem zostawiają za sobą las i mamy równiny.

 

(…) wieńczył łuk ozdobiony płaskorzeźbami. Ze środka wyzierała korona ogromnego, gęsto porośniętego listowiem drzewa.

Już z daleka widział (…)

Zdarza Ci się gubić podmiot, więc nie będę dalej wyszukiwać tych momentów, warto po prostu przejrzeć tekst pod tym kątem, bo trochę tego jest.

 

Fajnie, że mamy opis dworu u Wisielczego Króla. Może trochę skromny, ale dalej też są opisy, więc się nie czepiam. Zresztą sama też męczę się często z opisami i nie lubię ich pisać.

 

To niemożliwe, przemknęło mu przez myśl. Potrząsnął głową – powiesił się, aby uzyskać audiencję u Króla Wisielców. Nic, co tu zobaczy, nie powinno go dziwić.

Tu mam trochę takie wrażenie sztuczności. Coś nie pasuje mi w tych myślach, tak jakby Hugo myślał, że coś jest niemożliwe tylko po to, aby narrator mógł dodać, że nic nie powinno go dziwić.

 

– Hugo to kiepskie imię dla bohatera – szydził Wisielczy Król,

Może lepiej „zaszydził”, bo przecież dopiero co się odezwał.

 

Poza tym – Hugo to świetne imię, taki leniwy czytelnik jak ja, nie musi się wysilać, żeby sprawdzać pisownię, gdybyś wrzuciła tu jakiegoś Hughhdra czy innego Hughtrrag’a. XD

 

Na plus, że Hugo nie jest pierwszy. Scena z królem mi się podoba, sam król jest taki na luzie, a jednocześnie czuć przed nim respekt, dobrze go kreujesz, sprawnie operujesz słowami, dialogi są niewymuszone i ciekawi mnie powód przyjścia Hugo do króla. I przez to, że od początku tego nie wiemy, ładnie buduje nam to napięcie.

 

Zaczęłaś od wyprawy bez przygotowań do niej, bez nakreślenia problemu przydługim wstępem i to naprawdę duży plus. Poza tym muszę Cię pochwalić za to umiejętne stopniowanie napięcia, bo niby Hugo mówi, z czym przybywa, a tak naprawdę nic nie wiemy, bo czym jest to zło, skoro zło to tylko puste słowo w krainie upiorów. Takie zagrania na pewno działają na utrzymanie czytelnika przy tekście. Na tym etapie wciągnęłam się i bardzo chętnie poznam ciąg dalszy.

 

Sprytnie wplatasz wiek Hugo do opowiadania.

 

I dalej: Hugo wyjawia cel wizyty i przedmiot, który chce zdobyć, a jednocześnie wciąż nie wiemy, co też przedmiot ma zdziałać. Te mgliste informacje bardzo dobrze współgrają z zainteresowaniem czytelnika.

 

Przewodnik-gargulec, aż mi się przypomniał „Dzwonnik z Notre Dame”. :)

 

O, Finonna to dawny człowiek? Ciekawe, jak się tam znalazła. Historia wpleciona w rozmowę mnie nie nużyła, choć była taka do bólu standardowa – bogata dziewczyna ze szlacheckiej rodziny, której brakuje miłości ojca, ale stara się ją pozyskać.

 

To on zgarnął go z ulicy i pokazał jak władać mieczem. To on go wykarmił, wpoił, czym jest honor.

Trochę zbyt mocno dajesz nam na tacy te informacje o Hugo poprzez wspomnienia o mentorze. Tak jakby myślał właśnie teraz, że mentor wpoił mu, czym jest honor, jak go karmił itd., żeby przemycić te informacje o chłopaku dla nas, czytelników. Ale zauważ, że już samo przyjście tutaj i chęć zyskania tych łez, żeby powstrzymać zło, mówi nam o wiele więcej niż suche informacje, że miał wpojony honor. Jednocześnie poprzez sceny nie możemy być tak do końca wszystkiego pewni i gdzieś tam musimy zachować czujność, a przez takie dodatki, że miał wpojony ten honor, to teraz już jesteśmy ukierunkowani na patrzenie na bohatera ze świadomością, że był taki a taki.

 

Podoba mi się za to scena z Zarą i to, jak ją malujesz, człowiek-drzewo.

 

O, właśnie, spójrz:

– Przepraszam – mruknął, zanim sięgnął po broń i skoczył w kierunku kobiety.

Nawet ta scena daje nam rozbieżne informacje o honorze bohatera. No bo jednak okej, chciał ratować swoich, ale czy honor nie powinien mu przeszkodzić w zdobywaniu Łez na siłę? Dlatego właśnie wstawki narratora, że bohater był taki a taki, są bez sensu, zwłaszcza gdy z tekstu wynika coś innego.

 

Niebo nad głową Hugona

Ostrze w rękach Hugo ożyło i rozpoczęło brutalny taniec z cienkimi pnączami.

To Hugona czy Hugo? ;) Takich fragmentów jest więcej.

 

Chabrowe spojrzenie przez moment rozszerzyło zdumienie

Raczej oczy mogą się rozszerzyć ze zdumienia, nie spojrzenie.

 

Poza tym – świetna scena. Widzę, że motyw poczucia winy z poprzedniego opowiadania, tutaj też dosięga bohatera. Lubię trudne wybory i konsekwencje walk. Sama walka dynamiczna, koniec ponury i ciężki, więc jak dla mnie niczego nie zabrakło.

 

Muszę myśleć o swoim celu. Misji. Wiele żyć od niej zależy. Nie mogę zawrócić. Ich dobro jest ważniejsze.

Myśli Hugo momentami są takie zbyt… sztuczne. Ciężko mi uwierzyć, żeby młody chłopak tak myślał. Może lepiej byłoby bez tych myśli.

 

Opowieść gargulca dalej standardowa – ucieczka z uwodzicielem i łotrem. Hm, gdyby historia była mniej typowa, na pewno czytałoby się o niej lepiej. A tak to nie mam w głowie myśli: „o, ciekawe, co będzie dalej?”.

 

Trupa Ślepego Joe – barwnie opisana hałastra, podoba mi się. ;)

 

Ustąpił, czując, że opór byłby bezcelowy.

Można sobie darować.

 

Scena z trupą i Tissą uwodzącą Hugo – przyjemnie się czytało, zwłaszcza że młody tak się rumienił i czuć, że dzieciak z niego. ;)

 

Korciło go, aby wypytać dziewczynę, ale uznał, że to ani czas, ani miejsce. Zapytał jednak o coś, co nurtowało go, odkąd przekroczyli próg świątyni.

Skoro nie zapytał, to możemy się domyślić, że uznał, że to nie ten czas na takie pytania. ;) A drugie zdanie można sobie darować, no bo jak zapytał, to nie ma znaczenia, czy go to nurtowało od początku, po chwili, czy może właśnie postanowił o to zapytać.

 

Brodacz miał rację. Chłopak nie zaprzeczył i z jakiegoś powodu czuł się pokonany. Przegrał walkę, choć nie wiedział, że jakaś się toczy.

Brakuje mi tutaj opisów, które zastępujesz czasami takimi wstawkami niewiele dającymi. Wolałabym zobaczyć reakcję Hugo, np. przeczytać, że spojrzał w ziemię albo zgarbił się, cokolwiek.

 

O, ale fajny pomysł z tym „sądem”. Spodziewałam się, że Hugo po prostu wybierze jednego z mężczyzn i tyle, dostanie informacje. A tutaj taka smakowita scena.

 

Ach, ta „sprawiedliwość”… Po przeczytaniu trzech opisów mężczyzn, jestem bardzo ciekawa, którego Hugo wybierze na wygnanie. Być może mordercę, który okaże się kimś mordującym w obronie, a dwóch paskudnych typów przetrwa. Jak w życiu. No ale zobaczymy.

 

Trochę mi nie pasuje, że gargulec tak zmuszał Vinniego do spowiedzi, a przy Gustawie mamy, że nie próbował się tłumaczyć i nic więcej. No to tutaj już gargulec odpuścił?

 

Tam znajdziesz mordercę, którego ruszyło sumienie.

Uwielbiam takie motywy.

 

Historia z Finonną skojarzyła mi się z historią Karli Homolki przedstawionej w filmie „Karlą” (w rzeczywistości było trochę inaczej niż w filmie).

 

Hummdail – mocny opis.

 

No i doszłam do momentu, w którym okazało się, że Finonna miała te Łzy przy sobie. Podróż była bardziej mentalna niż faktyczna, więc to na duży plus. A sama rozmowa o przeszłości, jak się okazało, nie była tylko dodatkiem, a stanowiła pełnoprawną historię, bo bez tego brakowałoby uzupełnienia. Widać, że opowiadanie jest mocno przemyślane, że te wszystkie elementy się łączą, nie ma tu przypadkowości. ;)

 

Jak dla mnie na minus banalność historii gargulca, bo takich opowieści są setki, tzn. to już dość oklepane, że panna z dobrego, bogatego domu leci za przystojnym łotrem. Jasne, na plus, że zabijała (kurczę, źle to brzmi, wiem!), bo to coś innego, ale jednak te wcześniejsze wynurzenia mogłyby jednak też mieć w sobie coś oryginalnego.

 

Przechyliła głowę w zamyśleniu. Nie wierzyła mu.

Drugie zdanie bym sobie darowała. ;)

 

Jest mi przykro? Sam nie jestem pewien. Nic już nie wiem, poza tym, że muszę wykonać misję. Czekają na mnie. Liczą na mnie.

To znowu te same myśli, co miał wcześniej. Poproszę trochę opisów, sama chętnie wywnioskuję z nich, w jakim był stanie. ;)

 

Dłonią sięgnął do miecza gotowy do działania. Hugo nie odrywał wzroku od gargulca niepewny jej reakcji.

A tu nie musisz pisać podmiotu, bo mamy go w poprzednim zdaniu i wiadomo, o co chodzi.

 

Fajnie, że na koniec przybywa Król. Jego nadejście, pytanie – naprawdę robi się mroczna atmosfera, czuć to.

 

O, Finonna jednak miała więcej grzechów na sumieniu.

 

Finonna milczała, ewidentnie nie zamierzała się tłumaczyć.

Skoro milczy to wiemy, że nie zamierza się tłumaczyć.

 

Podoba mi się to „do zobaczenia” od Króla. I ogólnie cała historia bardzo sprawnie napisana, bez dłużyzn, jedynie sporo było niepotrzebnych zdań i powtarzania oczywistych informacji, ale to do spokojnego przejrzenia opowiadania.

 

Końcówka – hm, jakoś mi nie pasuje. To znaczy, wiesz, ja lubię takie rzeczy i koniec jest w moim stylu, bo mroczny i gorzki, ale jednocześnie nie pasuje mi do bohatera, który był mimo wszystko młody i pełen ideałów, i ciężko zauważyć tę jego przemianę. Co go tak zmieniło? To, że wyznaczył kogoś na śmierć, mimo że musiał? To, że zabił podczas walki strażniczkę pilnującą dzieci? Czy to, że nie dał się oszukać Finonnie w jej rozgrywce z Królem? Trochę brakowało mi jednak czegoś mocniejszego, żeby ten koniec wybrzmiał właściwie.

 

Trzeba by tutaj wprowadzić więcej mroku, więcej bólu i pokazania, że te działania umazały ręce bohatera we krwi. Tego nie ma i jednak chęć powieszenia się, bo coś go zmieniło, to dla mnie za mało. Ale poza tym opowiadanie czytało mi się bardzo dobrze. :)

 

Ładna mapka, kojarzy się z taką z gier. ;)

 

Pozdrawiam serdecznie,

Ananke

Wracam z mocno zaległymi odpowiedziami!

 

Anet,

cieszę się bardzo <3

 

CM,

Napisałbym, że mnie również się podobało, ale, hej, aż żal się nie wpisać w ten posępny klimat, który stworzyłaś w opowiadaniu. ;-)

Nie, nie! Posępność w komentarzach nie jest dobra i zdecydowanie odradzana.

 

atmosfera, która panuje w opowiadaniu z jednej strony pozwala przesiąknąć pewną posępnością, z drugiej nawet na przestrzeni tych 50k nawet na moment nie zaczyna męczyć czy nużyć i dzielnie broni tekstu jak może. Słowem, bardzo mocny punkt opowiadania i chyba jego główna zaleta zarazem

bardzo miło mi to słyszeć, nie zawsze udaje mi się zbudować taką atmosferę jaką bym chciała

 niemniej ten bohater, którego historia jest dla nas nieomal białą kartką, jednak sporo opowiadaniu zabiera. I to nie tak, że tej historii brakuje, żeby opowiadanie było dobre. Bo ono jest dobre. Brakuje raczej, żeby ono było pełne. I żeby praca, którą tutaj ewidentnie wykonałaś, mogła w pełni wybrzmieć.

po wszystkich komentarzach już wiem, że Hugo to chyba jeden z najsłabszych elementów tego opowiada i już chyba nic go nie wybroni ;p

 

Chodzi raczej o to, żeby czytelnik mógł zrozumieć motywację bohatera, żeby strach, niepokój, czy koszmarna konieczność wyboru były wyczuwalne, nie tylko zaakcentowane odpowiednimi opisami, które bez poparcie odpowiednią historią wyprawy Brassa za diabła nie potrafią wybrzmieć. Brakło chyba jednej sceny na początku.

Czyli wracamy do backstory bohatera, której zabrakło? Dobrze rozumiem?

 

Słowem, kawał naprawdę satysfakcjonującej lektury.

<3 to najważniejsze i cieszę się, że tak jest mimo mankamentów! Dziekuję gorąco za rozbudowany i przemyślany komenatrz – takie, choć brutalnie wytykają błędy, są bardzo cenne i pokazują co w danym tekście nie wyszło. A jak widać mimo pochwał, jest też sporo niedoróbek.

 

Zanais,

 Opisałaś ciekawy pomysł na świat, dający wiele możliwości i z pewnością warto go wykorzystać w kolejnych opowiadaniach.

Cieszę się, że świat się broni, bo faktycznie zamierzam do niego wrócić i to chyba mój ulubiony elemnt opowiadania.

tutaj moja główna uwaga co do tekstu – bohater został zupełnie zmiażdżony i pogrzebany pod światotwórstwem. Snuje się chłop od jednego miejsca do drugiego, próbuje niby podjąć jakąś decyzję, ale jego wizyta wypada blado: ani nie wiadomo, po co konkretnie mu Łzy, nie widać rezultatów jego działań, ani nie wiemy zbyt wiele o nim samym.

To była świadoma decyzja, tj. aby bohater był raczej bierny, ale po wielu już komenatrzach wiem, że jednak nie była to decyzja trafiona. Lekcję wyciągnęłam :)

 

Opowiadanie zaczyna się mocno, od bohatera idącego w ślady Odyna, pierwsze spotkanie z dworem też niczego sobie, ale potem zacząłem tęsknić za jasno zarysowanym konfliktem – wiadomo, że Hugo zyska Łzy, i wiadomo, że zapłaci za to ostateczną cenę. Nie przeszkadza mi znajomość zakończenia – wiele opowieści ma przewidywalny finał – ale tutaj sama droga do niej nie wybrzmiała mi wystarczająco dobrze. 

Przyjmuję feedback, brałam pod uwagę, że nie wszystkim podejdzie. Celowo unikałam najbardziej typowych elementów heroika – tj. klarownego antagonisty i wielkiej walki na koniec, ale wiem, że nie wszystkim coś takiego się spodoba.

 

Dzięki za odwiedziny.

 

Ninedin,

Hmm. Po przemyśleniu sprawy piórkowo jestem na TAK.

Zgadzam się z częścią uwag CM-a, zwłaszcza o bohaterze i tle jego historii: tu jest miejsce na ewentualną poprawę. Tekst wygrał u mnie klimatem i kreacją świata: umiejętnością przedstawienia własnej wizji zaświatów i ich władcy, spójnością kreacji i pomysłowością. Tekst jest przy tym fabularnie ciekawy, dobrze się go czyta i w antologii piórkowej byłby z pewnością mocnym punktem.

Dziękuję <3 za bohatera się kajam, nawet nie bronię już jego kreacji, bo widać tak wielu uwagach, że to najsłabszy element. Wyciągnęłam z tego wnioski i wiem już co nie zadziała. 

CIeszę się, że tekst mimo mankamentów Cię przekonał.

 

Barbarian,

witam witam, czekam cierpliwie na komenatrz po zakończeniu konkursu :)

 

JolkaK,

 

Bar­dzo mi się po­do­ba­ło! Hi­sto­ria wcią­ga, czyta się przy­jem­nie, do­brze na­pi­sa­ne. Świat jest prze­ko­nu­ją­co przed­sta­wio­ny. Bo­ha­ter wła­ści­wie od­po­wia­dał mi taki nie­do­okre­ślo­ny, młody, nie­do­świad­czo­ny, po­sta­wio­ny przed wy­bo­ra­mi ponad jego wiek. Cza­sem le­piej wie­dzieć mniej, zwłasz­cza że nie jest to klu­czo­we dla fa­bu­ły. Piór­ko bar­dzo za­słu­żo­ne, moim skrom­nym zda­niem, gra­tu­lu­ję! 

Dziękuję za odwiedziny i komenatrz! Zadowolony czytelnik sprawia, że chce się pisać mimo tego, jaka żmudna bywa to praca, a i tak na końcu okazuje się, że są elementy, które nie wyszły zbyt dobrze.

Jesteś też jedną z nielicznych, która nie narzeka na bohatera i odebrałaś go właśnie tak jak chciałam. Biedny Hugo – zliczowany przez tak wielu.

 

 

Komenatrz dzielę na dwa, bo coś przeglądarka nie chce współpracować.

Motyw dworu i sposobu dotarcia tam przedni, jeżeli coś tu zgrzytało, to tytuł, który trochę przygotowywał czytelnika na taki właśnie początek. Ale może to i dobrze, bo bez tego zaskoczenie mogłoby być za mocne. Spotkanie z monarcha również wyszło świetnie, sączyłaś klimat niespiesznie i efekt jest świetny. Jeszcze te sznury na drzewach…Motyw dworu i sposobu dotarcia tam przedni, jeżeli coś tu zgrzytało, to tytuł, który trochę przygotowywał czytelnika na taki właśnie początek. Ale może to i dobrze, bo bez tego zaskoczenie mogłoby być za mocne. Spotkanie z monarcha również wyszło świetnie, sączyłaś klimat niespiesznie i efekt jest świetny. Jeszcze te sznury na drzewach…

 Motyw dworu i sposobu dotarcia tam przedni, jeżeli coś tu zgrzytało, to tytuł, który trochę przygotowywał czytelnika na taki właśnie początek. Ale może to i dobrze, bo bez tego zaskoczenie mogłoby być za mocne. Spotkanie z monarcha również wyszło świetnie, sączyłaś klimat niespiesznie i efekt jest świetny. Jeszcze te sznury na drzewachMotyw dworu i sposobu dotarcia tam przedni, jeżeli coś tu zgrzytało, to tytuł, który trochę przygotowywał czytelnika na taki właśnie początek. Ale może to i dobrze, bo bez tego zaskoczenie mogłoby być za mocne. Spotkanie z monarcha również wyszło świetnie, sączyłaś klimat niespiesznie i efekt jest świetny. Jeszcze te sznury na drzewach…

Motyw dworu i sposobu dotarcia tam przedni, jeżeli coś tu zgrzytało, to tytuł, który trochę przygotowywał czytelnika na taki właśnie początek. Ale może to i dobrze, bo bez tego zaskoczenie mogłoby być za mocne. Spotkanie z monarcha również wyszło świetnie, sączyłaś klimat niespiesznie i efekt jest świetny. Jeszcze te sznury na drzewach…

 

Wszystko przeczytane, czas komentować…

i cz. 2 komentarza,

 

Krar,

trochę mnie zaskoczyłeś tym komentarzem, spodziewałam się go po wynikach. Po Twoich komentarzach u innych osób, da się chyba nawet wytypować podium. Zobaczymy, czy dobrze obstawiam :)

 

Motyw dworu i sposobu dotarcia tam przedni, jeżeli coś tu zgrzytało, to tytuł, który trochę przygotowywał czytelnika na taki właśnie początek. Ale może to i dobrze, bo bez tego zaskoczenie mogłoby być za mocne. Spotkanie z monarcha również wyszło świetnie, sączyłaś klimat niespiesznie i efekt jest świetny. Jeszcze te sznury na drzewach…

jakie to miłe <3 pławię się w tych dobrych słowach, wiedząc, że nie ma idealnie i krytyka też zaraz będzie

 

Końcówka początkowo pachnie klasykiem, ale szybko pojawia się Wisielczy Król i wszystko okazuje się czymś nieco innym, niż się wydaje. Dla mnie prawdziwy twist tej historii dzieje się później, kiedy bohater, który „zasmakował” sznura postanawia wrócić w to osobliwe miejsce.

Dokładnie taki był zamysł, że wszystko miało okazać się czymś trochę innym. Fajnie, że udało się chociaż w części.

 

Hasło: Tu już nieco gorzej, bo nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wyszło trochę na siłę, ale jest i wnosi nieco osobliwego humoru do pomysłowego, nieco upiornego świata.

Przyznaję się bez bicia, że tutaj się totalnie nie popisałambroken heart

 

– Hugo to kiepskie imię dla bohatera

Jak mogłaś!? Kiedyś napisałem powieść na 350k znaków z bohaterem o takim imieniu. Naprawdę, mam ZIPa, data modyfikacji 2004 (boję się otworzyć) ;-)

To nie ja, to Wisielczy Król :D

 

Dziękuję za wszystkie uwagi, cieszę się, że in the end podobało się.

 

Ananke,

 

widziałam komentarz pod pierwotnym opowiadaniem – podziwiam skrupulatność! Teksty dzieli ponad półtora roku i myślę, że Dwór jest dużo lepiej napisany i przemyślany. Choć nie powstałby, gdyby nie pomysł, który narodził się przy pierwotnym opku.

Muszę powiedzieć też, że bardzo przyjemnie czyta się Twoje komenatrze pisane na bieżąco – są dokładniejsze i od razu widać, czy sceny, które miały być “fajne” faktycznie zadowoliły czytelnika. Postuluję, aby to był nowy standard na portalu smiley

 

Nie będę odnosić się do wszystkich uwag, ale wszystkie przeczytałam i rozważyłam. Po takim czasie nie lubię już grzebać w skończonych opowiadaniach, ale takie uwagi i tak są cenne – są do zastosowania przy kolejnych tekstach, które dzięki temu być może będą lepsze.

 

Trochę mimo wszystko brakuje mi opisu krainy, tego pierwszego spojrzenia na świat, bo tak naprawdę mamy tylko, że wszędzie są drzewa i mają liny. A na niebie księżyc. A potem zostawiają za sobą las i mamy równiny

Chciałam budować świat stopniowo i nie zalewać czytelnika infodumpem na start. Dzięki temu chyba wyszło klimatycznie, bazując na komentarzach, ale jak widać miało to jakąś cenę i nie wszystkim podeszło.

 

Poza tym – Hugo to świetne imię, taki leniwy czytelnik jak ja, nie musi się wysilać, żeby sprawdzać pisownię, gdybyś wrzuciła tu jakiegoś Hughhdra czy innego Hughtrrag’a. XD

O tak, nie znoszę takich. Tu stawiam na prostotę :D

 

Zaczęłaś od wyprawy bez przygotowań do niej, bez nakreślenia problemu przydługim wstępem i to naprawdę duży plus. Poza tym muszę Cię pochwalić za to umiejętne stopniowanie napięcia, bo niby Hugo mówi, z czym przybywa, a tak naprawdę nic nie wiemy, bo czym jest to zło, skoro zło to tylko puste słowo w krainie upiorów.

Tak, uznałam, że tajemnica dobrze zrobi tekstowi (sama lubię takie teksty), plus no limit i też chciałam aby akcja była głownie w krainie króla. Kawałek po kawałku chciałam odkrywać po co Hugo przybył, ale też nie to miało być najważniejsze w opku.

 

Trochę zbyt mocno dajesz nam na tacy te informacje o Hugo poprzez wspomnienia o mentorze. Tak jakby myślał właśnie teraz, że mentor wpoił mu, czym jest honor, jak go karmił itd., żeby przemycić te informacje o chłopaku dla nas, czytelników. Ale zauważ, że już samo przyjście tutaj i chęć zyskania tych łez, żeby powstrzymać zło, mówi nam o wiele więcej niż suche informacje, że miał wpojony hono

Ach, a dodałam te fragmenty bo znowu miałam feedback, że brakuje zupełnie backstory bohatera. Ale to pewnie ja wybrałam nie za dobrze jak tą jego historię jednak pokazać. Lekcja na przyszłość.

 

Poza tym – świetna scena. Widzę, że motyw poczucia winy z poprzedniego opowiadania, tutaj też dosięga bohatera. Lubię trudne wybory i konsekwencje walk. Sama walka dynamiczna, koniec ponury i ciężki, więc jak dla mnie niczego nie zabrakło.

heart

 

Myśli Hugo momentami są takie zbyt… sztuczne. Ciężko mi uwierzyć, żeby młody chłopak tak myślał. Może lepiej byłoby bez tych myśli.

Hugo to chyba najsłabszy element tekstu niestety. Dobitnie widać to w komentarzach. Nawet nie próbuję go bronić, tutaj podjełam mało trafione decyzje przy kreacji. Cóż, więcej takich błędów mam nadzieję, że już nie popełnię.

Jak dla mnie na minus banalność historii gargulca, bo takich opowieści są setki, tzn. to już dość oklepane, że panna z dobrego, bogatego domu leci za przystojnym łotrem. Jasne, na plus, że zabijała (kurczę, źle to brzmi, wiem!), bo to coś innego, ale jednak te wcześniejsze wynurzenia mogłyby jednak też mieć w sobie coś oryginalnego.

Ach, a tak podoba mi się ta bohaterka. Ale biorę to na klatę, że tutaj też się nie popisałam tak jakbym mogła.

 

Co go tak zmieniło? To, że wyznaczył kogoś na śmierć, mimo że musiał? To, że zabił podczas walki strażniczkę pilnującą dzieci? Czy to, że nie dał się oszukać Finonnie w jej rozgrywce z Królem? Trochę brakowało mi jednak czegoś mocniejszego, żeby ten koniec wybrzmiał właściwie.

 

Trzeba by tutaj wprowadzić więcej mroku, więcej bólu i pokazania, że te działania umazały ręce bohatera we krwi. Tego nie ma i jednak chęć powieszenia się, bo coś go zmieniło, to dla mnie za mało. Ale poza tym opowiadanie czytało mi się bardzo dobrze. :)

Wszystko po trochu, wszystkie decyzje, które podjął. No i czas w krainie Wisielczego Króla, wśród nieumarłych. Nie mógł po czymś takim wrócić taki sam. Ale przyjmuję, że Ciebie to akurat nie przekonało.

 

Jeszcze raz dziękuję za rozbudowany komentarz – super się to czytało jako autorowi – i wszystkie uwagi, te pozytywne i bardziej krytyczne.

 

 

 

Shanti!

Zaczyna się dobrze. Otwierająca scena jest dobrana bardzo sprawnie – od razu buduje suspens – a następujące poprowadzenie do dworu Wisielczego Króla ocieka klimatem. Sam pomysł na rozpoczęcie fabuły, w którym bohater wyrusza w podróż po dworze Wisielczego Króla – choć naturalne, przed przeczytaniem tekstu, wydawałoby się postawienie go jako adwersarza – również zapowiada ciekawą historię.

Potem zaczynają się schody. Po pierwsze – nie podchodzą mi trochę dialogi. Tak jak napisałem Ci już na pw, masz manierę zbyt częstego (moim zdaniem!) podsumowania ich sentencjami, mądrościami albo po prostu czymś bardziej pompatycznym. Brakuje przez to takiej ich naturalności, a przy okazji są trochę pospieszne. Ja bym chyba po prostu je porozpisywał i powydłużał.

Równie szybko ucinasz konkretne wątki. Nie wiem czy było tu jakieś skracanie – ale np. wybór, który z kumpli Gerarda zostanie wygnany jest aż do przesady wręcz skrócony. Pierwszy jeszcze dostaje scenę i kłótnię z Finonną (acz krótką), a potem już pospiesznie opowiadasz o innych i cyk, wyroczek. Burzy to trochę konflikt, jaki próbujesz tam postawić – bo niby Hugo nad czymś tam rozmyśla, ale dla czytelnika pozostawiasz za mało, żeby wczuć się w sytuację. Lepiej jest przy walce z tą kobietą wyrastającą z drzewa, choć fragmentami walka też wygląda na skracaną (ciach, ciach, odciął jej kilka gałęzi).

Poza sama fabuła jest trochę heroiczna, jak na heroiczny konkurs przystało, ale jak na moje aż zbyt heroiczna. Chodzi o to, że droga nie stanowi tu jasnej drogi, tylko bardziej jak w erpegu – przeskakujesz z lokacji, do lokacji, odhaczając kolejne punkty programu.

Ciągle zastanawiałem się również nad celem tej całej wyprawy. Po co Hugo szuka tych łez? Bo tak dokładnie nie zostało to podane (chyba, że przeoczyłem) i trochę to było pretekstowe. A spodziewałem się, że to w którymś momencie wyjaśnisz.

Na koniec mam jednak niespodziankę – więcej plusików! Po pierwsze za konsekwencję, bo jednak widać, że wiesz co chcesz powiedzieć (trudne wybory!) i konsekwentnie to realizujesz. Po drugie za światotwórstwo, bo tam gdzie wchodzi, to wchodzi mocno i pasuje do klimatu. Póki co mam wrażenie, że takie cięższe historie w stylu dark fantasty generalnie Ci służą.

A poza tym końcowa scena jest spk. Niby nieco oderwana od clue historii, ale skoro już budujesz WisielczoKróloverse, to takim zamknięciem sprawnie robisz tu nadbudowę, i to nawet tak oszczędnie.

Слава Україні!

Hej!

Przychodzę ze sporą obsuwą od publikacji, ale z nadzieją, że lepiej późno niż wcale. Czy coś. :p

Tekst zaczynasz bardzo klimatyczną sceną, która wzbudza zaintrygowanie od ręki i to mi bardzo przypadło do gustu, podobnie jak kraina, którą kreujesz – wyobrażam sobie scenerię, w której drzewa pokrywają wisielcy i ojej, więcej takich (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, ale zaręczam, ja o książkach).

Mimo to z początku miałam duży problem, żeby wgryźć się w atmosferę miejsca. Aż do rozmowy z Królem, zdania robią wrażenie krótkich, a jeśli nie krótkich, to bardzo do siebie konstrukcyjnie podobnych, przez co nie mogłam złapać rytmu czytania. Potem było, na szczęście, znacznie lepiej i już łatwiej wczułam się w atmosferę.

Mam kilka uwag bardziej szczegółowych:

De Brass zastanawiał się, czy gargulec mówi prawdę, a potem przypomniał sobie słowa Wisielczego Króla – stwór nie potrafił kłamać.

Tu mi fabularnie nie leży jedno – dlaczego Hugo wierzy, że Wisielczy Król nie kłamie? Przecież mógłby i fakt, że o tym nie pomyślał wydaje mi się dziwny.

To on zgarnął go z ulicy i pokazał jak władać mieczem.

“Zgarnął” mi zgrzytnęło – słowo raczej z dzisiejszego języka, niezbyt pasuje do klimatu.

– Daj spokój… jak cię zwą w sumie?

Podobnie tutaj z “w sumie”.

– Szalony koń czuwa nad szaleńcami?

– Myślisz, że zwierzę nie może być bardziej szalone od człowieka?

A to z kolei bardzo ładny koncept i bardzo ładne zdania.

 

I wracając do ogółu… Główna oś fabuły nie wydaje się skomplikowana – ot, bohater podróżuje przez niebezpieczne krainy, żeby zdobyć artefakt, który uratuje świat. Tu, przyznam, zabrakło mi szczegółów nieco wcześniej. Nie czułam jakoś istoty tej podróży, tego, co czyniło ją tak istotną, bo jakoś zapewnienia Hugona, że to ratowanie świata mnie nie przekonały. Przez to gdzieś w połowie zakiełkowała doza zniecierpliwienia.

Niemniej, ta pozorna prostota głównej osi jest znakomicie obudowana pojedynczymi “przygodami”, z braku innego słowa. Kobieta od dzieci jeszcze nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, ale przysługa wypełniana w karczmie już znacznie bardziej. Bałam się, że to będzie kolejny standardowy “quest poboczny”, a tu proszę, porządna moralna rozkmina z dużą dozą klimatu, opowieści i obudowana barwnymi postaciami. Ogromny plus za ten wątek.

Oraz, jak już przy tym jesteśmy, za zakończenie. Nie samo powieszenie się chłopaka, bo szczerze dość wcześnie miałam pewność, że trafi do wisielczego królestwa po śmierci, choć sądziłam, że stanie się to bez względu na to, jaką śmiercią umrze – przez to powtarzane w pierwszej części zdanie. Niemniej, dużo lepsze wrażenie zrobiła na mnie sprawa gargulca, powstania łez, historii jej życia i umowy z królem. Znakomite i bardzo dobrze napisane. 

Na koniec, dla dopełnienia trójcy, bohater. Trochę mnie irytował, taki naiwny i nie tak mądry, za jakiego uznał go król, ale wygląda na celowo wykreowanego w taki sposób. Jeśli tak było w istocie, to jak najbardziej wyszło, choć przez te cechy jakoś ciężko mi było mu kibicować. Był to drugi powód, dla którego miałam w połowie wspomnianą już chwilę zniecierpliwienia. Reszta bohaterów za to – gargulec, sam król, ekipa z karczmy – jawili mi się znacznie ciekawiej.

Chyba tyle mogę powiedzieć. Dzięki za lekturę! :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Nowa Fantastyka