- Opowiadanie: bruce - Cmentarzysko potłuczonych i Mudman

Cmentarzysko potłuczonych i Mudman

Zapraszam serdecznie i z góry dziękuję Wam za poświęcony czas.  Tekst przeszedł mnóstwo metamorfoz, mam jednak nadzieję, że nie będzie wielkim rozczarowaniem. Punktem wyjścia miała być nawałnica, jaka nawiedziła moje miasto w 2008 roku. Potem treści popłynęły w całkiem innym, powiedziałabym – bardziej konkursowym kierunku, ponieważ na horyzoncie pojawił się nieoczekiwanie konkurs właśnie. :)

A zatem:  Atrybut: Naramienniki wezwania burzy (droga prosta).

Serdeczne podziękowania za cierpliwość i wszystkie pomocne rady dla Betujących :SERCE:. 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Cmentarzysko potłuczonych i Mudman

Wokół pa­no­wa­ła nie­prze­nik­nio­na ciem­ność. Zna­la­złam się w niej nie­spo­dzie­wa­nie, wrzu­co­na siłą i bez­rad­na, jak dziec­ko. Po­wo­li oswa­ja­łam się z sy­tu­acją. Nie mogąc z po­cząt­ku do­strzec ni­cze­go, pró­bo­wa­łam wolą umy­słu skon­cen­tro­wać się na przy­go­to­wa­niu ciała do spo­tka­nia z nie­zna­nym. Na­bra­łam po­tę­gi, mię­śnie roz­bu­do­wa­ły się, pę­dzi­łam coraz szyb­ciej. Wy­ostrzo­ne zmy­sły spra­wi­ły, że czu­łam naj­drob­niej­sze drże­nia po­wie­trza. Byłam go­to­wa na cze­ka­ją­cą kon­fron­ta­cję.

Bie­głam mrocz­ną ulicą, pod­świa­do­mie ro­zu­miejąc, że je­stem męż­czy­zną. Sil­nym, wy­spor­to­wa­nym, zbu­do­wa­nym jak atle­ta. Bli­żej nie­zna­nym superbohaterem. Sły­sząc nie­wy­raź­ne od­gło­sy gdzieś z tyłu, za­czę­łam przy­spie­szać, co przy­szło mi ze zdu­mie­wa­ją­cą ła­two­ścią.

Czu­łam, że coś mnie ściga i jest coraz bli­żej. Po­ty­ka­jąc się i brnąc po omac­ku, wpa­dłam nagle na grzą­ski teren, z któ­re­go wy­strze­li­ły ko­ści­ste szpo­ny. Byłam w po­trza­sku. Tuż obok za­ma­ja­czy­ły nie­wy­raź­ne kon­tu­ry po­wa­lo­nych, sta­rych na­grob­ków. Z ziemi wy­su­wa­ły się ręce po­tę­pio­nych, spo­czy­wa­ją­cych na za­po­mnia­nym cmen­ta­rzu. Wcią­gnę­ły mnie pod po­wierzch­nię i zna­la­złam się w cia­snej, mrocz­nej kryp­cie, wypełnionej częściowo potłuczonymi kawałkami kolorowego szkła.

Wy­ma­ca­łam dło­nią me­ta­lo­wy przed­miot, który po­czu­łam pod stopą. To krót­ki szty­let zmie­nia­ją­cy się w miecz. Pod­ję­łam na oślep he­ro­icz­ną walkę z cza­ją­cy­mi się de­mo­na­mi, uży­wa­jąc ma­gicz­nej broni, a na­ło­żo­na przez nie­wi­dzial­ne siły zbro­ja, ze zło­ty­mi na­ra­mien­ni­ka­mi, chro­ni­ła mnie przed cio­sa­mi upio­rów. Miecz ata­ko­wał za­ska­ku­ją­co – błot­ny­mi cię­cia­mi, przy­po­mi­na­ją­cy­mi ob­fi­te salwy z drobinkami żrącego żwiru, po któ­rych zranieni wro­go­wie upa­da­li, ginąc w gęstej mazi. Jako Mud­man na­bra­łam szyb­ko nad­ludz­kiej spraw­no­ści, więc ciosy za­da­wa­łam coraz cel­niej, czę­ściej i moc­niej.

 

Ocknęłam się prze­ra­żo­na i mokra od potu. Był środek nocy, przez szpary w deskach prześwitywał księżyc. W jego nikłym blasku dostrzegłam, że wierne Mastie spoczywały obok na słomie w stodole życzliwego gospodarza, który wczoraj użyczył nam schronienia. Ciszę prze­ry­wały je­dy­nie mia­ro­we od­dechy tych zielonoskrzydłych stworzeń, co zadziałało nader uspokajająco, więc opa­dłam na twarde źdźbła, przekonana, że to tylko mara senna. Od­ci­śnię­te na skó­rze ślady po na­ra­mien­ni­kach zbroi znik­nę­ły do rana.

To było moje pierwsze zbrojne starcie ze Złem. Dzięki magicznemu atrybutowi, działającemu jedynie po zmroku, mogłam rozdwajając jaźń, jednocześnie walczyć i zapadać w sen.

 

***

 

– Powiadają, że przybył Lenart, posłaniec z Krainy Zmarłych, aby przeczyścić okolice z nieproszonych elementów. – Żółtoskóry oberżysta ściszył głos, nalewając mi trzecią ręką wodę, zaś czwartą podając pajdę poczerniałego chleba. – Szuka Wybrańców…

Wzruszyłam ramionami, nie chcąc wdawać się w próżne dysputy.

Po szybkim spożyciu posiłku zostawiłam na tacy pusty kubek oraz dwa luszoki, rzucone mi kwadrans temu przez możnych, abym odprowadziła ich konie. Z oberży dobiegały teraz wesołe śmiechy podchmielonych tanim winem przyjezdnych. Jej właściciel obiema wolnymi dłońmi złapał sprawnie monety, spojrzał na nie z chciwością i wsadził w poczerniałe zęby celem sprawdzenia autentyczności. Najwidoczniej pozbył się wszelkich podejrzeń, bo kiwnął głową i ręką wskazał mi drogę.

 

Z oberży zapuściłam się w mroczny, gęsty las, gdyż o tej porze wędrować traktem byłoby krokiem cokolwiek ryzykownym. Eliksir Omdysa, którego brak dotkliwie teraz odczuwałam, dawał wprawdzie możliwość pozostawania niewidzialnym i to aż przez pięćdziesiąt dni bez przerwy, lecz – jak można się było domyślać – był towarem niezwykle drogim, a w tej części świata posiadało go jedynie kilku magów. Poza tym, tracił moc podczas starcia zbrojnego. Używałam go zatem tylko w wyjątkowych sytuacjach, przemierzając bezkresne tereny tej zdziwaczałej planety w wieśniaczym przebraniu. Z reguły nikt nie zwracał uwagi na wałęsające się po polach, obdarte pacholę, ale czasem jakiemuś awanturnikowi wpadała w oko moja chuderlawa postać i z nudów zaczepiał podczas marszu, przewracając kopniakiem lub popychając. Miałam wtedy wielką ochotę rozkwasić jego bezczelną gębę, lecz powstrzymywałam się, nie chcąc zdradzić, kim tak naprawdę jestem.

Tylko zwierzęta i magiczne stwory wiedziały o tym, dostrzegając charakterystyczną dla Wybrańców, szarawą poświatę, jaka mnie otaczała. Ludzie tego daru nie mieli. Dzięki temu mogłam niepostrzeżenie przemierzać szerokie połacie czarodziejskich krain oraz ziemskie pustkowia, znajdujące się między nimi.

Lasy wprawdzie nie były bezpiecznym schronieniem, lecz dawały możliwość ucieczki przed wścibskimi ludźmi. W kniejach narażona byłam na wielce dokuczliwe zaczarowane stwory, atakujące z powietrza, gałęzi oraz podziemi. Stąd też tak zbawiennym było wówczas towarzystwo moich nieodłącznych Mastii, zwykle kryjących się w otaczającym powietrzu. Owe skrzydlate stworzenia, opiekujące się mną od urodzenia, miały bowiem moc znikania w każdym momencie i w każdych okolicznościach.

 

***

 

Od czasów Wielkiego Zderzenia, które miało miejsce blisko dwieście lat temu w Kosmosie, zmieniając cały Wszechświat, Ziemię pokrywały głównie szerokie, wymarłe połacie pustynne, zwane potocznie pustkowiami. Tam zniszczoną skorupę ziemską spowijały gęste mgły i panował wieczny mrok. Wyłącznie z konieczności, należało jak najszybciej przeprawić się przez te tereny, nie zatrzymując zbyt często ani nie zasypiając.

Między nimi, na niewielkich przestrzeniach z roślinnością oraz nielicznymi zbiornikami wód, jak jeziora czy rzeki, rozciągały się krainy, należące do możnych władców, sprawujących tam rządy dynastyczne. Tylko w owych państewkach mieszkała ludność, poddana swemu monarsze, zajmująca się rzemiosłem oraz uprawą roli. Spokój i dobrobyt ziemskich krain zakłócało co jakiś czas Zło, posyłając z Piekieł Lenarta, który dzięki magii przywoływał do życia potworne bestie, dziesiątkujące mieszkańców i obalające sprawiedliwie rządzących. Dawni władcy owych maszkar spoczywali na cmentarzysku potłuczonych. 

Do walki z potworami Dobro nadawało nielicznym przedstawicielom rodów królewskich miano Wybrańców, obdarowując czarodziejskimi atrybutami i wspierając podczas potyczek. Ci zaś, którym moce Dobra zezwoliły, mogli poprzez Jezioro Przejścia wydostać się z planety i zawładnąć którąś z okolicznych, gdyż Wszechświat miał ich obecnie bez liku. Inni, zbierając podczas starć elementy witrażu wspomnianego cmentarza, tkwiące w ciałach stworów, mieli szanse odzyskać dawne bogactwa, tytuły rodowe bądź całe państwa. Ja należałam do tych drugich. 

 

***

 

– Więc powiadasz, że twój pan jest słynnym Mudmanem, czy tak? – Dakrzed siedział dostojnie na tronie i wraz ze świtą przyglądał się podejrzliwie pustej przestrzeni po mojej prawicy.

– W samej rzeczy, książę. – Skłoniłam się.

– Winienem wierzyć, że w chwili obecnej nie ma go tu z nami?

– Nie ma, dostojny Dakrzedzie. 

– I mam z tobą rozmawiać w jego zastępstwie? – prychnął pogardliwie.

– Do usług, panie. – Pokłoniłam się jeszcze niżej.

– Podejrzanie cienkim głosem prawisz, pachołku…

– To przez mocno poturbowane struny głosowe, mości książę. Podczas bitwy z armią Trybretów jedna poczwara próbowała zmiażdżyć mi gardło.

– O, tak! Cała część naszego świata słyszała o rozgromieniu owych uskrzydlonych węży. To dopiero wyczyn!

– W samej rzeczy, panie. Wieść o wspomnianym zwycięstwie Mudmana rozeszła się szybko po okolicy.

– Wolałbym jednak ujrzeć oblicze dzielnego męża, któremu zlecam tak ważną powinność, bo niewłaściwym zdaje mi się rozprawiać o istotnych kwestiach z pacholęciem. Jak dotąd, nigdy nie dyskutowałem w sprawach wagi państwowej ze… służbą.

– Wybacz, dostojny książę, lecz mój pan zawsze tak postępuje – łgałam dalej bez mrugnięcia powieką. Ile to już razy powtarzałam tę samą bajeczkę!… – Dostrzec go gołym okiem nie sposób.

– Skoro, jak rozumiem używa eliksiru niewidzialności bez przerw jakichkolwiek, musi być naprawdę wyjątkowym wojownikiem i nadzwyczaj majętnym człowiekiem!

Milczeniem potwierdziłam stwierdzenie dociekliwego władcy.

– Prawda to, że zabija on wszystkie bestie rodem z Piekieł i jak dotąd żadna mu się skutecznie nie przeciwstawiła, żadna nie uszła z życiem?

– Szczera prawda, panie.

– I zawsze podejmuje walkę dopiero wtedy, gdy słońce zniknie za horyzontem?

– Zawsze.

– I, kiedy nawałnica z piorunami przechodzi nad światem?

– W rzeczy samej, książę.

– Powiadają, że pochodzi z rodu królewskiego, przed laty obalonego i wymordowanego, więc jest jedynym dziedzicem, nie licząc jego starszej siostry.

Kiedy wspomniał o mnie, zacisnęłam pięści. Na szczęście nikt z obecnych tego nie zauważył. 

– Tego nie wiem, książę – odpowiedziałam, z trudem siląc się na spokój. – Pan mój ma swe tajemnice, jemu tylko znane.

– Jeśli pokona przebrzydłą gadzinę, która już lat dwadzieścia niszczy moje państwo, do obiecanej zapłaty dodam jeszcze drugie tyle.

– To zbyteczne, mości książę. Pan mój zawsze wykonuje usługę za stawkę, ustaloną wcześniej, a przeznaczoną na rynsztunek oraz schronienie w kilkudniowej drodze do legowiska bestii – kłamałam dalej. Pieniędzy bowiem potrzebowałam zazwyczaj, by zakupić nowe odzienie oraz jakikolwiek wikt. Nade wszystko złoto było mi niezbędne do zdobycia słynnego eliksiru niewidzialności. Natomiast zbroję i broń, te same od dziesięcioleci, otrzymywałam zawsze od Dobra tuż przed starciem– Takie ma zasady. I są one niezmienne. 

– Na moich poddanych nie zamierzam oszczędzać! – stwierdził butnie.

– W rzeczy samej, panie.

– Każdy tu powie, żem sprawiedliwy władca!

Po sali przeszedł pomruk poparcia.

– Rzekł książę. – Skłoniłam się prawie do posadzki, by w taki sposób potwierdzić szczerość jego słów.

Dakrzed, wielce niekontent z moich zdawkowych odpowiedzi oraz niemożności rozmowy z tajemniczym Mudmanem, skinął ręką. Na ten znak służący przynieśli pokaźnych rozmiarów skrzynię, wypełnioną po brzegi złotymi trapenami.

– Liczę na twego pana, sługo! – odrzekł, kiedy sprawnym ruchem pomniejszałam kufer i wkładałam do torby.

– Z pewnością nie zawiedziesz się, książę!

 

Pokonanie zwinnej Jerrenkli, maszkary o pomarańczowej skórze i pysku długim, niczym krokodyli, chowającej się w ogromnych kielichach kwiatowych rosbuncji, było możliwe tylko przy potężnej nawałnicy, jaką rozpętałam złocistymi naramiennikami. Rwące potoki wody wypłukiwały owe wielkie rośliny z ziemi, a ja mieczem Mudmana dopełniałam reszty, strzelając błotnistymi razami wprost w ich kwiatostany. Drobiny żrącego żwiru wtapiały się w skórę poczwary, wypalając ją i raniąc boleśnie. Wreszcie utopiłam przebrzydłe zwierzę, pożerające od lat tutejszą trzodę oraz siejące postrach w kraju, którym władał obecnie książę Dakrzed. Jeden z pazurów zalśnił srebrzyście, zatem wyrwałam go pospiesznie. Zapłata za wykonanie zadania była mi tym razem nadzwyczaj potrzebna.

 

*** 

 

Grota Metzeba znajdowała się tuż przy urwisku.

– Jesteś znowu! – Mag nie krył radości, widząc rzucony woreczek z pieniędzmi i słysząc charakterystyczny dźwięk złota.

– Jak widać. – Sięgnęłam po fiolkę z eliksirem Omdysa, chowając ją na dno płóciennej torby.

– Znam cię!

– Nikt mnie nie zna. I nikt nie powinien – odparłam ponuro.

– Wiem, kim jesteś, Sebi.

Na dźwięk imienia drgnęłam, lecz zaraz zacisnęłam zęby, potrząsając głową i zmierzając do wyjścia.

– Masz na ręku ośmioramienną gwiazdę. Naramienniki wezwania burzy przekazała ci sama bogini Dobra, którą widzisz w każdym śnie. Nieprzypadkowo są one inkrustowane klejnotami z insygniów koronacyjnych twoich rodziców, dzięki czemu w starciu zyskują niezwykłą moc. Jesteś Wybrańczynią, walczącą co noc z siłami Piekieł. Twój ród po zdetronizowaniu wygnano. Lecz przepowiednia głosi…

Odwróciłam głowę i rzuciłam mu groźne spojrzenie, przerywając:

– Nie ma to już znaczenia! Przeszłość bezpowrotnie odeszła. Ważne jest dziś, a nie wczoraj!

– A co z jutrem?

Nie odpowiedziałam.

– Brat cię szuka, aby wraz z tobą pomścić rodzinę… 

– Ja nie mam brata! Już nie!

– Rozumiesz przecież, że to nieprawda i wcześniej czy później musisz go spotkać. 

– Uciekł, jak tchórz! Zostawił nas na pastwę piekielnych siepaczy Lenarta! Wymordowali wszystkich! Widziałam to! – krzyczałam. – Przeżyłam tylko dzięki cudownemu ocaleniu przez Dobro i magicznym naramiennikom.

– Chowanie urazy jeszcze nikomu nie przyniosło ukojenia. 

– Cóż ty możesz o tym wiedzieć? O braterskiej zdradzie? O pragnieniu zemsty, trawiącym przez lata serce i umysł?!

– Znam powody waszej waśni. I znam przyszłość. 

– To bujdy! Jesteś tylko podrzędnym magiem trzeciej kategorii!

Wybiegłam z groty, popijając łyk czarodziejskiej mikstury i ocierając napływające łzy. Wędrówka ku granicznym szczytom była niebezpieczna, zatem należało zachować czujność, nawet będąc niewidzialną.

 

Burza zbli­ża­ła się w iście pio­ru­nu­ją­cym tem­pie. Była gwał­tow­na, a gradowe kule nisz­czy­ły wszyst­ko, co na­po­tka­ły. Przeczekiwałam jej apogeum w mrocznej jaskini, przeszedłszy najpierw ośnieżone góry i zmierzając od trzech dni na północ, do Kraju Amiliardy, gdzie czekała mnie następna misja.

Od pierwszego wcielenia się w postać Mudmana, skłębione nawałnice były nieodłącznymi towarzyszkami mojej wędrówki, a okoliczni możnowładcy i rządzący poczęli prześcigać się w hojnie opłacanych propozycjach wykonywania dla nich powierzanych mi zleceń. Zazwyczaj odbywało się to tak, że najpierw herold obwieszczał zarządzenie panującego i rozchodziła się wieść o poszukiwaniu śmiałków, zdolnych do stoczenia walki z potworem. Celem miało być uwolnienie spod jarzma piekielnego stwora całego państwa wraz z ciemiężonymi mieszkańcami za ustaloną z góry zapłatą. Przekazywałam wówczas posłańcowi, że Mudman przyjmuje zlecenie i jest gotów stawić się w pełnym rynsztunku. Dodatkowo starałam się zdobyć części witrażu z bramy cmentarzyska potłuczonych, tkwiące w cielskach piekielnych potworów, rozsianych po całym świecie. Skompletowanie dwustu części szklanej układanki miało zagwarantować otrzymanie trójdzielnego klucza, otwierającego podwoje utraconego zamku mojego rodu i odzyskanie królestwa. 

Teraz czekała mnie batalia z najeźdźcą, cieszącym się ponurą sławą, zwanym potocznie Kamsyrem, synem zdobywcy Imperium Grotgerów.

 

Znów bie­gnę we śnie przez to­ną­cy w mroku, za­nie­dba­ny cmen­tarz. Je­stem nim – znanym mi już su­per­bo­ha­te­rem, wła­da­ją­cym la­wi­na­mi błota ze żrącym żwirem, który bły­ska­wicz­nie radzi sobie z si­ła­mi czar­nej magii. Czu­łam się w tej po­sta­ci tak pew­nie, jak we wła­snej skó­rze. W moich ży­łach krą­ży­ła ma­gicz­na ener­gia. Cze­ka­łam na na­dej­ście wro­gów, roz­glą­da­łam się uważ­nie, byłam na nich przy­go­to­wa­na.

Z głę­bo­kie­go dołu wy­su­wa się po­stać upio­ra, w któ­rym roz­po­zna­ję Kamsyra, herosa o czterech głowach, gadzich oczach i tylnych łapach lwa. W prawej ręce trzyma szklany miecz, który wbija w swój brzuch, ję­cząc przy tym prze­cią­gle. Z wnętrz­no­ści wy­la­tu­je stado roz­sza­la­łych, po­tęż­nych nie­to­pe­rzy, rozrastających się jeszcze bardziej i ude­rza­ją­cych mnie skrzy­dła­mi oraz pró­bu­ją­cych kąsać ra­mio­na i twarz. Na­ło­żo­ne przez nie­wi­dzial­ną moc: zbro­ja, miecz oraz tar­cza do­da­ją od­wa­gi. Czuję na sobie cięż­kie na­ra­mien­ni­ki, wiem, że są danym przez Dobro atry­bu­tem zwy­cię­stwa, działającym tylko nocą. Po­now­nie jako Mud­man od­ga­niam ata­ku­ją­ce stwo­ry sal­wa­mi lep­kie­go, gę­ste­go błota. Żwir wypala oczy, skórę i skrzydła bestii, które skowyczą z nieopisanego wręcz bólu. Wy­gry­wam każde star­cie, je­stem nie­zwy­cię­żo­ną po­tę­gą! Pioruny i ulewa pomagają mi w tej samotnej walce.

Wresz­cie spraw­nie wy­ko­nu­ję wiel­ki za­mach i tra­fiam mie­czem w czar­ną po­stać. Upada, ale cią­gle pa­trzy na mnie po­sęp­nym, nie­na­wist­nym wzro­kiem. Na ciele leżącego Kamsyra powstaje pokrywa z potłuczonych części szklanego miecza, wpadająca z wolna do rozerwanych trzewi. Reszty dopełniają żrące drobinki z mojej zaczarowanej broni. Tyran wrzeszczy i kona w straszliwych męczarniach. Wyrywam lśniący na niebiesko ząb upadłego – kolejny element cmentarnego witraża.

Rozglądam się i widzę czarną połać lasu, majaczącą na horyzoncie, za potężnym lodowcem. Dotykam śladów po na­ra­mien­ni­kach i już wiem, że tej nocy pokonałam potwora, uwalniając Kraj Amiliardy od piekielnego uzurpatora.

 

***

Kolejnym celem było niewielkie państewko, położone na zachód od mego miejsca urodzenia, Bersenotonium. Mieszkańcy poświęcali się od dwunastu lat, by ratować dzieci, odkąd smoczą jamę zajęło obrzydliwe stworzenie o cielsku dwugłowego jaszczura z mokradeł. Hydriagraktus, olbrzymi, skrzydlaty potwór, bo to o nim mowa, był stworzony przez samego Lenarta z potłuczonej ceramiki całego kraju. Stąd też jego zaczarowane łuski odporne były na metalowe ostrza mieczy, którymi wcześniej wielu śmiałków próbowało zgładzić poczwarę. Zionął ogniem, miotał najeżonym rogami ogonem, wywołując szkody i siejąc postrach, lecz nade wszystko atakował dzieci, porywając je i pożerając. I do niego droga wiodła znaną mi już ścieżką – poprzez senne mary i porozbijane płyty nagrobne pogan z lat Przed Wielkim Zderzeniem Kosmosu.

Cmen­tarz wzy­wał mnie we śnie, tym razem w środ­ku sło­necz­ne­go dnia. Bie­g­łam w ciele po­tęż­ne­go atle­ty wśród po­wyw­ra­ca­nych na­grob­ków oraz cał­ko­wi­cie za­ro­śnię­tych dró­żek przy granicznej wa­row­ni. Ta­jem­ne sym­bo­le, wy­ry­te na ka­mien­nych pły­tach i mocno już po­za­cie­ra­ne, wska­zy­wa­ły na od­le­głe czasy stwo­rze­nia gro­bów. Od razu do­strze­głam na sobie cięż­ką zbro­ję Mud­mana. Czu­łam po­tęż­ną siłę, jaka we mnie wzbie­ra­ła. Jasna po­stać po­ja­wi­ła się znie­nac­ka i przy­twier­dzi­ła mi zło­ci­ste na­ra­mien­ni­ki, przyciągające nocną burzę.

– Atry­but zwy­cię­stwa, tylko dla Wybrańczyni! – szep­nę­ła. Potem ode­szła, wy­bu­dza­jąc mnie z le­tar­gu.

W po­staci po­tęż­ne­go su­per­bo­ha­te­ra, w zbroi i złocistych, wysadzanych klejnotami rodowymi naramiennikach, dotarłam do legowiska magicznego gada. Usły­sza­łam w od­da­li grzmot, nad­cią­ga­ła wspierająca mnie, gi­gan­tycz­na nawałnica. Nie zwa­ża­jąc na wybudzenie potwora i jego pierwszy przeciągły ryk, zręcz­nie sko­czy­łam na po­bli­skie skały, od­bi­ja­jąc się od nich i celnie atakując salwami żwirowo-błot­nych cio­sów. Potłuczone części pokrywy stworzenia odrywały się od niego, próbując przeciąć mój hełm oraz napierśnik. Umiejętnie odbijałam owe kawałki ceramiki błotnymi salwami, a wspomagające mnie Mastie wzlatywały ponad ciało maszkary, atakując je ogniem i podmuchem rozłożystych skrzydeł.

Potłuczone kawałki, trafiające z powrotem w nagie fragmenty cielska gada, raniły go dotkliwie, więc wydawał z siebie przeraźliwe jęki, zagłuszające wszystko. Na moment musiałam zasłonić uszy, gdyż ryki potwora wwiercały się coraz silniej w głowę, uniemożliwiając walkę. Hydriagraktus wykorzystał ten moment słabości i zaatakował salwą ognia, wymierzoną wprost w moje ramiona. Naramienniki jednak stworzyły dodatkową zasłonę obronną, skutecznie powstrzymując rażenie, a deszczowe ulewy je ugasiły. Smoczysko nie wytrzymało nowych ciosów błota i palącego żwiru oraz odbijanych kawałków ceramicznych i zwaliło się, wstrząsając posadami okolicy. Oderwałam z ogona ogromny róg – mieniącą się odcieniami zieleni część witrażu bramy cmentarnej.

Zmęczona siedziałam czas jakiś nad powalonym, częściowo spalonym cielskiem olbrzyma, z którego wyciekała krew czarna i gęsta, niczym smoła. Mastie krążyły dookoła, z niepokojem spoglądając na moje rany. Dotknęłam magicznymi naramiennikami wezwania burzy obolałych, pokrwawionych miejsc, a one szybko pokryły się bliznami.

– Czas na nas – powiedziałam do wiernych towarzyszy, spoglądając w niebo. – Szukajmy nowych zleceń. I nowych przygód, by zapełnić cmentarny witraż i odzyskać tron.

 

 

Koniec

Komentarze

Hej, bruce!

Tym razem bez łapanki. Wypisałam trochę uwag, ale mój kot uznał, że znakomitym pomysłem będzie ulokować włochaty tyłek na klawiaturze i poprzedni komentarz szlag trafił. Nie chciało mi się zaczynać łapanki od nowa, przepraszam.

Na początek zaznaczę, że będzie subiektywnie, więc proszę, nie panikuj i nie wycofuj opka z konkursu, okej? Poczekaj na opinie innych czytelników, na pewno znajdzie się wielu ukontentowanych. W moje gusta po prostu się nie wstrzeliłaś i błagam, nie przepraszaj za to, bo to niczyja wina. A jeśli już koniecznie musimy szukać winnych, to wiń mnie, bo jestem czepialskim malkontentem, któremu nic się nie podoba ;)

Mam pewne wątpliwości, czy Twój tekst na pewno jest heroic. Zapewne w szerszym rozumieniu się kwalifikuje, ale dla mnie zabrakło pewnych kluczowych elementów. W końcu akcja dzieje się w naszym świecie, w dodatku głównie współcześnie, a koncepcja bohatera kojarzy się bardziej z superbohaterem, kimś w stylu Shazama na przykład, niż z pełnokrwistym fantasy dziejącym się w pełnym magii neverlandzie. No ale o tym, czy to heroic fantasy nie mnie decydować, tylko Jurkom ;)

Osobiście nie przepadam za przechodzeniem pomiędzy światami, łączeniem dwóch różnych koncepcji w jeden tekst. Zazwyczaj psuje mi to immersję, cały czas przypomina, że to, co się dzieje, nie jest prawdziwe, tymczasem ja w literaturze fantasy szukam tego poczucia pochłonięcia przez świat i zapomnienia, że coś takiego jak szara rzeczywistość za oknem w ogóle istnieje.

Historia o złowieszczej sekcie złych szklarzy planujących przejąć władzę nad światem nie do końca mnie przekonuje, głównie dlatego, że sekta złych szklarzy nie wydaje się szczególnie… poważna? Skojarzyła mi się z Pratchettem, u niego coś takiego mogłoby się pojawić. Tutaj ciężko było mi poczuć to zagrożenie, o którym piszesz.

Bohaterka dość mdława, nie potrafię przypisać jej żadnych cech charakteru. Jasne, w tak krótkim tekście nie da się wykreować mega skomplikowanej postaci, ale wydaje mi się, że można by obejść ten problem – dać jej mocniejszy głos, jakąś cechę charakterystyczną, dzięki której czytelnik mógłby stworzyć sobie w wyobraźni jej pełniejszy, barwniejszy obraz. W obecnym wydaniu bohaterka wydaje się postacią głównie reakcyjną – spotykają ją różne dramatyczne wydarzenia, na które ona reaguje, ale sama wykazuje bardzo mało inicjatywy, poza końcowym zrywem, w którym postanawia skonfrontować się z Dworakami. Dobrze, że podjęła jakieś działania, jednak wydaje mi się, że trochę zbyt późno; końcówka stanowi bowiem niewielki wycinek całego tekstu.

Z plusów: udało Ci się wcisnąć bardzo dużo fabuły jak na taki krótki tekst. Czyta się szybko, przyjemnie i nie nudzi, chociaż to zupełnie nie moje klimaty. Tytuł bardzo fajny.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Dziękuję, Gravel, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Pierwszy tekst na konkurs – yeeey! ;D

Zgadzam się z Gravel, że to raczej historia o superbohaterach niż fantasy. Najfajniejszymi fragmentami są chyba sny o Mudmanie (trochę jak stare gry wideo) i sceny sugerujące, że z szybami jest coś nie tak. Parę razy miałem ciarki. A przy finałowej walce zacząłem sobie odtwarzać w głowie Holding out for a Hero, więc uważam, że klimat udało się zbudować. :)

Natomiast kilka rzeczy wydaje mi się mało wiarygodnych:

Co ciekawsze, we wspomnianej kronice znalazłam zdawkowy zapis o moim przodku, dawnym zarządcy tutejszego grodu (…).

??? Może się nie znam, ale… w Polsce chyba niewiele rodzin potrafi dokładnie prześledzić swój rodowód aż do średniowiecza?

 

Wypowiedzi bohaterów pod koniec brzmią cokolwiek… specyficznie.

– Tak! Przemienia się w Błotnistego i jego klon ze szkła! Niepotrzebnie zabijaliśmy samych mężczyzn!

– Ten zakład znajduje się na miejscu, (niepotrzebny przecinek) otoczonym kultem, gdzie spoczywają prochy tutejszych mieszkańców.

– Zamilknij! Nie masz prawa ingerować w ten świat! Nasz pan, wielki kapłan Wilgred, nie uznaje tych kultów ani wierzeń! One są przeszłością! Trzeba zniszczyć przeszłość i potomków, by przejąć władzę nad światem! Oto nasz cel!

Mi by to przez gardło nie przeszło. ;) Poza tym, w ostatnim zdaniu na pewno nie chodziło o ,,przodków”? Nie rozumiem sensu niszczenia przeszłości i potomków równocześnie.

Poza tym ci szklarze… Są źli, bo są źli? Rozumiem, że konwencja zakłada czarno-białą moralność, ale moim zdaniem takie ,,zło” powinno mieć jakiś cel, uzasadnienie. Tak samo trochę brakuje mi wyjaśnienia, dlaczego akurat bohaterka została wybrana. 

 

P.S.: Dlaczego tytuł jest w cudzysłowi…*? I dlaczego ksywka Człowieka-Błota jest w większości przypadków zapisana kursywą?

*Przyznaję się, nie wiem, jak poprawnie odmienić to słowo.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Czyżbyś miała zamiar, Bruce, dopisać ciąg dalszy? Skoro “nowy” szklarz nazywa się Wilgred i z rysów twarzy przypomina poprzedników…

Poza powyższym nie mam pytań, nie zamierzam kaprysić i wydziwiać. Ale, niestety, i przykro mi, tego tekstu do Twoich najlepszych zaliczyć nie potrafię. Niby jest w nim, co być powinno, nadmiarów osób i wątków nie dostrzegam, walka Dobra ze Złem, a przy okazji o przyszłość świata, jest, i jak na razie rzeczone Dobro triumfuje – ale bez tego, co niektórzy zwą iskrą.

A może to wina nie tekstu, a mojego słabego przejmowania się takimi tematami?

<> Tytułów w cudzysłowy nie ujmujemy. 

Pozdrawiam – Adam

SNDWLKR, dziękuję bardzo i już się przymierzam do poprawek. :)

AdamKB, i Tobie dziękuję za odwiedziny, cóż, czasem bywa słabiej, czasem nieco mniej słabo. :) Raczej o kontynuacji nie myślałam, ale chciałam zaznaczyć, że główny sprawca Zła jest nieśmiertelny i byle Mudman go nie pokona. :))

 

Pozdrawiam Was serdecznie. :)

Pecunia non olet

Nigdy bym się po Tobie bruce nie spodziewała takich pokładów brutalności!;)

To Twój kolejny horror, który jeży włosy na głowie.

Zgadzam się z przedpiśami, że bohaterowie są czarno-biali, ale komisowa konwencja właśnie taka jest. Mamy proste podziały, tajemnice których wyjaśnienie pojawi się by może dopiero w Błotniaczku 7, ale wiemy, że to właśnie taka zabawa.

Podoba mi się wartka fabuła i świeży motyw szyb.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Hahaha, a początkowo miało być tylko o gradobiciu. :))

Dziękuję, Ambush, i za kolejną betę, i za wsparcie. heart Pozdrowionka! :)

Pecunia non olet

Ok, będę marudzić. Bardzo marudzić.

Tekst jest zwyczajnie zły. Przykro mi, ale nie ma co czarować i owijać w bawełnę, lektura była zwyczajnie nieprzyjemna.

Fabuła jest na poły komiczna, na poły tragiczna, w całości pretekstowa. Nic tu nie ma większego sensu. Dzieje się bardzo mało, a to co się dzieje, nie ma większego sensu. W scenach na jawie bohaterka jest w zasadzie całkowicie bierna, przez co nie dzieje się tam nic wartego uwagi – aż do finału, kiedy nagle ubiera rajtuzy i realizuje naprawdę dziwny plan ratowania miasta (serio, urwanie sufitu jest łatwiejsze niż zwyczajne wytłuczenie szyb?). W scenach “sennych” dla odmiany jest akcja, ale pozostają one w zasadzie bez wpływu na przebieg fabuły. Do tego mamy jakichś średniowiecznych superbohaterów (że co? Że jakie spalenie na stosie za czary?), złowrogich szklarzy, których plan polega na… sprowadzaniu na ludzi śmierci przez wstawianie im magicznych szyb? Nie wiem, co chcą przez to zyskać, ale widać to ten typ czarnego charakteru. Dziwi też fakt, że tylko bohaterka odkryła ten przebiegle zakamuflowany fakt, że z oknami jest coś nie tak…

Jest też kwestia nastroju. Sam nie wiem, czy podczas lektury miałem się bać, śmiać czy ekscytować akcją, ale nic z tego nie wyszło. Jakieś elementy grozy się tam plączą, ale przeplatane scenami na granicy pastiszu, które rozbijają nastrój. Pastisz dla odmiany nie wygląda na zamierzony i jest go za mało by naprawdę śmieszyć. Akcja, kiedy już jest, nie jest zła. Nie wybitna, ale dość sprawnie napisana, by czytało się ją lekko. Ale jest jej mało i aż do finału nie ma wpływu na fabułę, co powoduje, że szybko traci urok.

Co do bohaterów… Nie ma co o nich mówić. Nie mają jednej cechy charakterystycznej, to zwykłe kukły.

Językowo jest tak sobie. Potykałem się sporo (skrócona lista poniżej), ale nie znalazłem nic wołającego o pomstę do nieba.

Podsumowując – przykro mi, ale nie podeszło. Gdybym miał redagować ten tekst, zaleciłbym przepisać go od zera.

 

Czepy szczegółowe:

Byłam gotowa do czekającej konfrontacji.

Na konfrontację.

To Mizerykordia, krótki sztylet, zmieniający się w miecz.

Mizerykordia do dość specyficzny rodzaj sztyletu, zasadniczo o długim ostrzu, żeby sięgnął ważnych organów i dobił kogo ma dobić.

po których wrogowie od razu upadali pokotem

Można leżeć pokotem, ale nie padać, ani tym bardziej upadać.

błyskawicznie przybrała postać błotnistego wgłębienia z połyskującą rękojeścią ogromnego miecza,

Wgłębienie z rękojeścią? Czego to nie wymyślą.

– „Zakład szklarski. Józef Dworak i Synowie”– odczytałam niewyraźny napis na zniszczonym szyldzie, kiedy zatrzymaliśmy się przy niedużym budynku na krańcu miasta. Z dwadzieścia samochodów parkowało obok niego, najwyraźniej inni mieszkańcy również liczyli na szybką wymianę potłuczonych wczoraj okien.

Czy to się dzieje w latach 90? Bo obecne okna nie mają szklanych szyb i wymiany czegoś takiego raczej nie robi szklarz.

Gdyby nie zniszczony samochód, pojechalibyśmy do kogoś innego!

Ale przecież dosłownie kilka zdań niżej jadą samochodem do domu.

Po kilku dniach zdecydowałam się do niego zajrzeć, zaniepokojona panującą ciszą.

Troskliwa z niej żona, nie ma co. :P

ciało miał wbite w ostre sztachety ogrodzenia

A nie na odwrót? To raczej sztachety wbiły się w ciało.

Nogi się pode mną ugięły. Przerażona krzyczałam i uderzałam w szybę, lecz ani mamy to nie obudziło, ani nie zatrzymało synka.

Serio? Jako ojciec dwóch brzdąców mogę śmiało powiedzieć – w takiej sytuacji rzuca się wszystko i biegnie, a nie woła, jakby półroczne dziecko miało na to zwrócić uwagę.

Wpadłam do środka, otwierając wszystko i krzycząc histerycznie, że trzeba uciekać, bo gaz jest odkręcony i zaraz wybuchnie cały dom.

Jakie wszystko? No i czemu po prostu nie zakręcić gazu? Ile może się go nagromadzić w te 30 sekund?

Kolejne dni były jeszcze gorsze. Przez szybę tarasową widziałam mamę, spadającą z wysokiej szafy

Chwila, co? Jak dorosła osoba miałaby wejść na szafę?

Nieczynne! – krzyknął, patrząc ze złością. – Zapraszamy za tydzień – wystękał i zniknął w sklepie. Z głowy wleczonego spływała strużka krwi, znacząc niewielki ślad na ziemi. 

Osłupiałam i zaczęłam się cofać.

Nie, nie dzwońmy na policję. Po co się mieszać w próbę morderstwa.

Zauważyłam zdumiona, że wiele ulic oraz dzielnic uległo zmianie.

Od czasów średniowiecza? Zdumiewające.

Nagle z przerażeniem odczytałam, że miejskie cmentarzysko z czasów pogańskich zostało zlikwidowane i zaorane przed kilkuset laty, a w jego miejscu otwarto… zakład szklarski, istniejący do dziś!

Miejskie cmentarzysko z czasów pogańskich? Że co? W Polsce za czasów pogańskich nie było miast, bardzo wątpię, by były cmentarzyska (bo zwłoki się paliło), a już na pewno nie było typowych grobów z kamiennymi płytami. Jeżeli takie coś by nawet istniało, to zostało by zlikwidowane zaraz po chrzcie Polski, w ramach walki z pogaństwem lub, co bardziej prawdopodobne, poświęcone i przerobione na chrześcijański cmentarz. No i trudno mi uwierzyć, że w miejscu cmentarza powstała tylko ta jedna, konkretna firma.

– Zamilknij! Nie masz prawa ingerować w ten świat! Nasz pan, wielki kapłan Wilgred, nie uznaje tych kultów ani wierzeń! One są przeszłością! Trzeba zniszczyć przeszłość i potomków pochowanych tu, pogrzebać wszelkie ślady kultu Welesa, by przejąć władzę nad światem! Oto nasz cel! – krzyczał starszy Dworak, ścigając mnie i wyciągając pistolet. Do magazynu wbiegali kolejni pracownicy.

A potem zaśmiał się złowieszczo kręcąc wąsa.

Usłyszałam w oddali charakterystyczny grzmot. Nadciągała gigantyczna burza. Nie zważając na protesty mężczyzn, zręcznie skoczyłam na pobliskie ściany, odbijając się od półek oraz stosów szyb. Uczepiona spodniej części płytowego dachu, poczęłam go ściągać, używając szklanego miecza i błotnych ciosów. Grzmoty nasiliły się.

A ten facet z pistoletem to co, śpi?

Po kilku miesiącach, w miejscu zakładu szklarskiego Dworaków, pojawiła się tablica pamiątkowa po średniowiecznym cmentarzu oraz przywrócone pojedyncze nagrobki.

Chwila, to średniowiecznym czy pogańskim? Ja wiem, że średniowiecze w Europie zaczyna się w V wieku, a Polska jest wtedy pogańska, ale u nas liczymy średniowiecze od chrztu Polski.

Witam serdecznie, None.

Faktycznie, sporo tu błędów i postaram się nad nimi zaraz popracować. 

Bardzo serdecznie Ci dziękuję za pomocne rady i pozdrawiam serdecznie. :)

 

Edit, jeszcze wyjaśnię:

Czy to się dzieje w latach 90? Bo obecne okna nie mają szklanych szyb i wymiany czegoś takiego raczej nie robi szklarz.

 

To się dzieje dokładnie w 2008 roku. :)

Pecunia non olet

Hej!

Bardzo zaciekawił mnie tytuł. I, nie czarujmy się, to on niejako mnie tu ściągnął. 

Przyjdzie mi nieco pomarudzić, bo tak, jak sam tytuł obiecywał całkiem sporo, tak wykonanie do końca mi tej obietnicy dotrzymać nie potrafiło.

Pierwsze, co zwraca uwagę, to jakaś skrótowość. Ma się wrażenie tekstu, który w wielu momentach przybiera formę sztywnej relacji. Choćby ta śmierć jednego z bohaterów. Właściwie dostajemy takie krótkie oświadczenie, że umarł. I tak w wielu fragmentach. Zdawkowa informacja, że stało się tak a tak, ale my tylko przyjmujemy to do wiadomości. Nie ma nas tam. A takich tekstach to chyba dość ważne. Żeby trzymać czytelnika możliwie blisko wydarzeń, dać niejako poczuć ową grozę na własnej skórze.

Wiele innych rzeczy wymienili przedpiścy, więc nie będę się tu jakoś długo rozwodził. Pisząc, zdarzają nam się takie teksty, które (dzięki ocenom czytelników) dostarczą nam parę miłych chwil i kilka powodów do zadowolenia. Są też takie, które będą dla nas kopalnią wniosków na przyszłość. I tutaj raczej trafił Ci się ten drugi. Trochę szkoda, że nie spotykamy się pod innym tekstem, bo wiem, że potrafisz lepiej. I pewnie przy kolejnej wizycie dostaniesz ode mnie zdecydowanie pozytywniejszy komentarz. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hej, CM, dzięki, popracuję jeszcze nad nim, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Hmmm. Ja tu widzę taką prostą przygodówkę fantasy. Superbohater biega od jednej misji do drugiej. Tłucze wrogów mieczem i nikt nie ma żadnych wątpliwości, że tak należy robić.

Zastanawia mnie zasada działania błotnego miecza – w jaki sposób robi krzywdę przeciwnikowi. To znaczy, dlaczego jest bardziej niebezpieczny niż pistolet na czystą wodę? Błoto jest pod takim ciśnieniem, że przecina? Oblepia i zastyga w posąg? Powoduje, że przeciwnik się ślizga?

Interesujący pomysł na błotnego bohatera, ale nie bardzo widzę, dlaczego akurat błoto.

Mnie błoto kojarzy się z niedogodnością – brudzi wszystko, można się wywalić, może zabrać but, ale żeby jakoś niebezpieczne, to nie widzę.

I naramienniki wydają się wpływać jedynie na scenerię, nie odgrywają fabularnej roli. Czy gdyby wywoływały suszę albo zielony deszcz, coś by się zmieniło?

I jeszcze się zastanawiam, czy czytałam ten sam tekst, co przedpiścy. Gdzie ci źli szklarze?

Babska logika rządzi!

Witaj, Finklo. :)

Zacznę od końca. :) 

I jeszcze się zastanawiam, czy czytałam ten sam tekst, co przedpiścy. Gdzie ci źli szklarze?

 

Masz całkowitą rację. :) Biorąc pod uwagę sugestie z bety, pokrywające się z radami Komentatorów, istotnie poprawiłam wskazywane usterki, m. in. usuwając groźnych szklarzy, z którymi początkowo walczył Mudman. :)

 

Dziękuję za Twoje zapytania/wątpliwości, wezmę je pod uwagę, ponieważ rzeczywiście pewne sprawy mogą wydawać się jasne jedynie autorowi, a niekoniecznie Czytelnikom. Muszę czymś “wzbogacić” owo błoto. :))

 

Wydało mi się, że to nowatorski pomysł na bohatera walczącego nowym rodzajem “broni”, lecz – jak zawsze u mnie – pomysł wymaga jeszcze odpowiedniej realizacji. ;)

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bruce,

Piszę z telefonu (niestety brakuje czasu przy klawiaturze ostatnio), więc może być ciut chaotycznie. Zacznę od tych rzeczy, które mi się mniej podobały:

– sporo uwagi poświęciłaś opisom walk z bestiami, a zupełnie nie rozwinęłaś wątku brata, herosa w śnie (nie do końca załapałam jak i dlaczego bohaterka tylko w śnie stawała się herosem) – i wielka szkoda, bo ten wątek ma moim zdaniem potencjał;

– sporo przeskakujesz, tj dużo się dzieje, dużo bestii itp ale mam poczucie, jakby tekst był dłuższy i cięty pod limit?

– dużo swiatotwórstwa i słowotwórstwa w krótkim tekście – bardzo lubię nowe światy, ale u Ciebie mamy dużo nazw własnych, bestii, krain w relatywnie krótkim tekście. To jednak ciut za dużo – ani zapamiętać, ani w sumie żadne nie są jakoś mega istotne dla opowiadania. Takie rzeczy lepiej wprowadzać stopniowo i stąd moim zdaniem lepiej działają w dłuższym tekstach.

 

Ale, żeby nie było tylko o mankamentach to ja i tak bawiłam się dość dobrze.

Czytało mi się płynnie – lepiej niż pamiętam i wydaje mi się, że zrobiłaś spory progres odkąd ostatnio czytałam coś Twojego :)

Bardzo spodobały mi się naramienniki i wątek burzy (to akurat cud miód i orzeszki).

Wątek z bratem i Mudmanem zapowiadał się ciekawie (chętnie poczytałabym więcej o tym!). Bohaterka ma potencjał, ale wydaje mi się, że niestety nie miała gdzie pokazać głębi bo mocno stawiałaś na opisy walk. Przy nich będąc, fajne napisane, krótkie ale konkretne.

 

Podsumowując, bawiłam się dobrze, ale tekstowi dobrze zrobiłby rozbudowane wątku z bratem i nieco więcej wyjaśnień co do herosa i motywacji bohaterki.

Serdecznie dziękuję, Shanti, za pomocne wskazówki oraz odwiedziny. Chciałam część rzeczy pozostawić bez wyjaśnień, ale chyba jest tego za dużo. :)

Podumam nad tym. :) 

Pozdrawiam już prawie noworocznie. :) 

Pecunia non olet

Cześć ponownie, bruce, mam nadzieję, że nie masz mnie jeszcze dość ;) Zaciekawiona, pozwoliłam sobie przeczytać nową wersję Mudmana. Na początek kilka uwag:

 

Biegłam mroczną ulicą, a ściślej biegłem, bo podświadomie rozumiałam, że jestem mężczyzną.

Nad tym zdaniem trochę się zastanawiałam już przy pierwszej wersji tekstu. Rozumiem, że stanowi początek wprowadzenia w postać Mudmana i opisania mechanizmu jego działania, ale z drugiej strony, to jedyne miejsce w opku, w którym bohaterka używa męskiej formy czasownika. Skoro później nie jest to dla niej istotne, dlaczego w tej akurat chwili postanawia uściślić, że jest mężczyzną?

Dumam sobie też nad imieniem Mudmana. W obecnej odsłonie opka angielski przydomek wydaje się trochę od czapy, skoro akcja i tak się dzieje gdzieś hen za siódmą górą i siódmą rzeką, w krainie niebyłej.

 

– No, skoro (jak rozumiem) używa eliksiru niewidzialności bez przerw jakichkolwiek, musi być naprawdę wyjątkowym wojownikiem i nadzwyczaj majętnym człowiekiem!

Nawiasy w dialogach są (chyba) poprawne, ale imho wyglądają trochę dziwnie. Może by tak zastąpić przecinkami?

 

Natomiast tę samą zbroję i broń otrzymywałam od dziesięcioleci co noc tuż przez starciem od Dobra.

Trochę karkołomne to zdanie. Przerobiłabym: Natomiast zbroję i broń, te same od dziesięcioleci, otrzymywałam zawsze od Dobra tuż przed starciem.

 

– Każdy tu powie, że-m sprawiedliwy władca!

Po co ta półpauza w żem?

 

Wreszcie utopiłam przebrzydłe zwierzę, pożerające od lat tutejszą domową trzodę

Czy trzoda z definicji nie jest aby domowa?

 

Grota Metzeba znajdowała się tuż przy stromym urwisku, jakby wiązała życie ze śmiercią przybywających tu nieszczęśników.

A tutaj nie rozumiem, o co chodzi.

 

Od razu dostrzegłam na sobie ciężką zbroję z imieniem Mudman na piersiach.

Zbroja z imieniem… To jest element bardzo zgrzytający, pasuje raczej do superbohaterów, choć i w konwencji superbohaterskiej prawdopodobnie wzbudziłby mój śmiech. Nawet Superman ograniczył się do samego “S” ;)

 

No ale summa summarum jest zdecydowanie lepiej niż wcześniej. Po pierwsze: zostawiłaś koncept wyjściowy (przemiana w Mudmana), ale wprowadziłaś więcej elementów heroic fantasy, stworzyłaś nawet własny neverland, i od razu czyta się to inaczej. Teraz już nikt Ci nie może zarzucić, że nie wpasowujesz się w tematykę konkursu.

Świat może i trochę sztampowy, kojarzący się z pulpowymi historyjkami fantasy sprzed kilku dekad, ale takie klimaty też mają swój urok. Inna sprawa, trochę bardziej tricky, że większość światotworzenia załatwiłaś poprzez wstawienie nazw własnych; nie dane nam jest ujrzeć krain, o których mówisz, dowiadujemy się jedynie, że istnieją. Na przykład:

Teraz czekała mnie batalia z najeźdźcą, cieszącym się ponurą sławą, zwanym potocznie Kamsyrem, synem sławnego niegdyś Wilgreda, zdobywcy Imperium Grotgerów i bogini Dziesięciu Planet, Syrke.

Dużo nazw własnych, dużo informacji, ale nie stoi za nimi żadne znaczenie, nie przywołują żadnych obrazów. Może lepszym rozwiązaniem byłoby nie biegać po całym świecie, zarysowując poszczególne lokacje trzema słowami i nazwą, lecz skupić się na jednej, za to opisać ją porządnie, ożywić dla czytelnika?

Widzę za to znaczącą poprawę w dialogach, przynajmniej w porównaniu z Cylindrolandią. Teraz są już znacznie mniej “zatłoczone”, przez co lektura jest płynniejsza. Sprawiają wrażenie nieco patetycznych, ale do obranej przez Ciebie konwencji pasują, więc nie uważam tego za wadę.

Ogólnie czytało się dobrze, a odchudzenie tekstu o wątek “współczesny” wyszło mu na dobre, moim zdaniem. Z drugiej strony teraz brakuje silniejszej osi fabularnej: mamy ciąg walk i krótkich przygód, zamiast jednej konkretnej, spinającej całość historii.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Hej, Gravel, dziękuję za czas i komentarz.smiley

Próbuję, próbuję… blushOdrzucam, co gorsze, staram się brać do serca każdy komentarz. smiley

Poprawię jeszcze, wielkie dzięki, pozdrawiam serdecznie. :)

 

Edit, chyba z samego Mudmana nie dam rady zrezygnować, bo za bardzo się już zżyłam. ;))

Pecunia non olet

Miałem trochę pretensji do tego opowiadania, ale na koniec przypomniałem sobie, że to droga krótka i postanowiłem wybaczyć:) co tu się odhetmanilo:) Skoro burza i napięcie elektryczne tak karmi Twoja wyobraźnię, to nie wiem co by zrobił Garnitur:) hehe. Ja nie jestem mechanikiem. Nie napiszę ci więc ile pali to auto, albo ile bierze oleju. Jestem zwykłym czytelnikiem, pasażerem, któremu jechało się bardzo wygodnie, choć krótko. Dzięki za przejażdżkę:)

Dziękuję serdecznie, Vrchamps. :)

Garnitur bardzo by się tutaj przydał. :))

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Okej, przeczytałem i nie porwało. Zapewne przez to, ze pojawia się tu zbyt dużo materiału jak na tak krótki tekst. Ja jako czytelnik, nie miałem czasu na przetworzenie informacji i cała akcja działa się bez wpływu na moje emocje. Podobała mi się niesłychanie szeroka gama słowna. Nie jeden poeta by ci jej pozazdrościł .

V123, cześć, dzięki za odwiedziny oraz komentarz, pozdrawiam. ;) 

Pecunia non olet

 

Takie tam próby…smiley

No i “polskich literek” póki co brak, problem nie rozwiązany od 35 lat… crying

 

W komentarzach robię literówki.

NaN, genialna sprawa, brawka! :)

Moje niezręczne próby skorzystania z linków, podanych przy konkursie, nic nie dały, zatem zamieściłam coś, co dopiero reprezentuje – cytuję za Klasykiem – “poziom przedszkola”. ;) Ale, skoro było wspomniane, że może być odręczna, i że lepiej taka niż żadna, to zamieściłam. ;)

 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

bruce, to nie tak, że to opowiadanie jest złe. Pomysł dobry, lecz opisany za szybko i mocno upłycony. Rozumiem, że to droga prosta i po wyborze nie było już wyjścia. Może spróbuj bardziej zagłębić czytelnika w tę historię. Na przykład poza konkursowo bo chyba w regulaminie pisze, że nie można po publikacji robić przebudowań generalnych. Tak naprawdę nie poznałem tytułowego Mudmana, ale żałuję. Pozdrawiam 

Kto wie? >;

Dziękuję, Skryty. :)

To takie luźne przymiarki konkursowe… :))

Pecunia non olet

No nie wiem… Mi jakoś bardziej do gustu przypadła poprzednia wersja. :\ Tam była zamknięta fabuła, a teraz nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że czytam pierwszy rozdział czegoś większego. Ten nieszczęsny brat, Wybrańcy, nawet Dakrzed (zaskoczyło mnie, że nie jest zły… zaraz powiem, dlaczego) zostali wprowadzeni, ale teraz wydają się czekać w ogonku na rozwinięcie ich wątków. Zanosi się na sequel?

Świat fajny. Przypomina troszkę starą ,,bajkę” ,,Thundarr Barbarzyńca”. Tylko sposób jego ekspozycji nie za bardzo mi się podoba. Ten akapit:

Od czasów Wielkiego Zderzenia…

wybił mnie z rytmu. Wygląda jak zajawka wydrukowana z tyłu książki.

Ogólnie całość przypomina mi mity o Herkulesie. Są ,,prace”, kolorowa menażeria potworów, a Dakrzeda początkowo wziąłem expy króla Eurysteusza. ;)

I jeszcze jedno:

stworzenie o głowie poczwary z mokradełcielsku dwugłowego jaszczura

Nie potrafię tego sobie wyobrazić.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

SNDWLKR, dziękuję bardzo za komentarz. Próbowałam bardziej upodobnić fabułę do oczekiwań Komentatorów. :)

Rzeczywiście pewne sprawy jedynie zasygnalizowałam, nie rozwijając ich.

Podczas bety pojawiła się opcja dalszego ciągu, ale na razie zdecydowałam, że przez pewien czas niczego dłuższego już tu nie zamieszczę, bo jestem zrażona tym, co wyprawia się pod niektórymi opowiadaniami. 

Głowę zaraz poprawiam.

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Cześć, Bruce!

 

Pochwalę się, że też na MiM piszę, więc wpadam zobaczyć co też napisała konkurencja ]:->

znanym mi już superbohaterem,

słowo superbohater nie pasuje do konwencji

A po lekturze stwierdzam, że jednak trochę pasuje, chociaż wciąż to “super” gryzie się z mieczami, zbrojami itd., chyba że celowałaś w marvelowskie klimaty

Jeśli chodzi o bohaterkę, to jest trochę takim Wiedźminem, choć z rozdwojoną jaźnią. Natomiast wydaje mi się zdecydowanie Over Powered – wszystkie walki poszły wyjątkowo łatwo, zresztą same opisy uzbrojenia sugerują, że problemów być nie powinno, a przez to brak poczucia zagrożenia.

Nie obyłaś się bez infodumpów, szczególnie na początku, ale wydaje mi się, że to będzie konkurs infodumpami stojący, bo jednak trzeba trochę ten świat zarysować.

Fabuła to w sumie droga od jednego pojedynku do drugiego, z zapowiedzią kolejnych. Brakowało mi właśnie celu, dokąd ten cel dążył.

Przydałoby się więcej uwagi poświęcić relacji Sebi-Mudman, bo to jest pole do dobrego konfliktu i miejsce, gdzie może dojść do przemiany bohatera.

Same pomysły za to ciekawe, postać Mudmana, przemiany Sebi, błotny miecz – to pobudza wyobraźnię. Bardzo fajnie!

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Witam serdecznie, Krokusie; konkurencja ze mnie żadna :))

Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny. :) 

Pecunia non olet

konkurencja ze mnie żadna :))

Właściwie to nie, bo ja walczę z drogą długą (i to walczę, żeby się zmieścić w dłuższym limicie), ale jednak w konkursie tak :) głowa do góry, Bruce! Fantasy wbrew pozorom jest mega trudne!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Dziękuję za słowa otuchy; celowo wybrałam krótsza drogę (też walczyłam z limitem), ponieważ ilość zgłoszeń (i konieczność przeczytania ich) już wtedy mnie powaliła. :))

Pecunia non olet

Droga bruce,

 

Kilka razy się zabierałem do czytania tego opowiadania, musiałem chyba mieć odpowiedni "mood" na mudmena (pun not intended). Ale mus to mus, podobnie jak dla Krokusa, tak dla biednego Jima, 60k znaków to stanowczo za mało ;-)

 

Interesujący pomysł na błotnego bohatera, ciekawe to swoiste rozdwojenie jaźni. Intrygujący tytuł. Początek – bardzo fajnie i szybko wprowadzający w akcję. Kreacja świata – niczego sobie, co prawda widzimy tylko jego część, ale dałoby się tu nieźle pozwiedzać i parę dobrych historii w tej scenerii opowiedzieć.

No właśnie: dobrych historii.

A ta historia, mimo, że na początku mnie zainteresowała, to szybko znudziła :(

Patrzę teraz na tę swoją (jeszcze nie napisaną), przez pryzmat Twojej i zastanawiam się, czy czasem mojej również nie można przypiąć takich zarzutów. Ja na szczęście jeszcze mam czas by wycofać się rakiem z konkursu i udać, że niczego nie planowałem ;)

Jakie to zarzuty?

Głównie to, co już wymienił na przykład Krokus, czy gravel. Nie będę tego powtarzał, uwypuklę tylko to, co mi najbardziej przeszkadzało: całość przypominała grę rpg (co samo w sobie nie jest wadą), w której bohaterka biega od jednego zlecenia do drugiego (co też jeszcze nie jest wadą), a której brakuje nadrzędnego celu (i to, właśnie to – już jest wadą).

Spodziewałem się, że opowiadanie zakończy się jakimś pogodzeniem lub konfrontacją z bratem, jakimś starciem z uzurpatorami, rozliczeniem z przeszłością, odzyskaniem tronu rodziców itp.

Można w sumie to mieć też za plus, bo zostałem zaskoczony zakończeniem, bo było zupełnie inne niż się spodziewałem. Bo w sumie spodziewałem się jakiegoś mocnego zakończenia – a go po prostu nie było :)

Kolejny, już podnoszony zarzut – ale dla mnie ważny – nie udało Ci się zagrać na moich emocjach (być może dlatego, że jestem strasznie nieczułym draniem) ani przez chwilę nie czułem się jakoś związany z główną bohaterką, ani przez chwilę nie bałem się o nią, bo wiedziałem, że wyjdzie bez szwanku z każdego starcia (no z tego ostatniego zostały jakieś blizny). Zupełnie jakbym Rey z nowych Gwiezdnych Wojen widział.

W warstwie językowej, która sama w sobie była ciekawa i różnorodna, w pewien sposób nawet poetycka – denerwowały mnie i psuły odbiór liczne tautologie, przykładowo: "zasłonę obronną" czy "deszczowe ulewy".

Podsumowując: przyciągający uwagę tytuł, ciekawie skonstruowany świat, świetny pomysł, fatalne wykonanie.

Zawsze ciężko jest pisać takie recenzje względem ludzi, którzy są tak dla wszystkich mili i tak dużo tu fajnego i dobrego robią, są takimi iskierkami w tej społeczności – ale ja niestety nie potrafię być nieszczery, nawet względem ludzi, których bardzo lubię. (Usprawiedliwiam tę swoją okrutną szczerość tym, że szczera, twarda prawda bardziej może pomóc przy kolejnych próbach niż najsłodsze kłamstwo).

Utwór jest słaby. Pomysł dobry. Na Twoim miejscu, podobnie jak Ci to już sugerowano, spróbowałbym to napisać jeszcze raz, już pozakonkursowo.

pozdrawiam i przepraszam za dość ostre słowa,

Jim

entropia nigdy nie maleje

Hej, Jimie. :)

Nie masz absolutnie powodów do takich obaw, martwiąc się o – jak to ująłeś – “okrutną szczerość”. :) 

Napisałeś mi w tym komentarzu tyle dobrych rzeczy, że aż pokraśniałam i bardzo za nie dziękuję. :)

Oby każdy krytyczny komentarz był napisany na takim poziomie kultury osobistej! :) 

Wcale nie dziwią mnie podobne opinie, ponieważ nigdy wcześniej nie pisałam tekstów o tej tematyce, to była skromna przymiarka, początkowo zmieniająca już wcześniej stworzony tekst, którego głównym wątkiem było gradobicie, jakiego doświadczyliśmy w 2008 r. i wymyślenie do niego szalonych szklarzy. :)) Później dorabiałam resztę, a tylko Dzielni Betujący wiedzą, jaki ze mnie uparciuch. :))

Ja zazwyczaj tak mam, że pomysł jest czasem w porzo, wykonanie znacznie gorsze. :) Norma. :)

I tak wiele się tutaj na Portalu nauczyłam. :) Całkiem inaczej patrzę dziś na moją pisaninę. :)

A, najważniejsze, że podzieliłam się po prostu kolejnym pomysłem, zamieściłam go, bo był już w becie i szkoda mi było poświęconego czasu oraz wkładu Betujących, zaś jednocześnie dotrzymuję danego sobie słowa, że nigdy więcej koszmaru, jaki tu przeżyłam z “Cylindrolandią”. :) 

 

Patrzę teraz na tę swoją (jeszcze nie napisaną), przez pryzmat Twojej i zastanawiam się, czy czasem mojej również nie można przypiąć takich zarzutów. Ja na szczęście jeszcze mam czas by wycofać się rakiem z konkursu i udać, że niczego nie planowałem ;)

Jestem pewna, że będzie bardzo dobra. :)

 

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję. :)

 

Pecunia non olet

bruce

Rzecz za którą Cię najbardziej podziwiam (oprócz pomysłów, które naprawdę masz wyśmienite, ale mówiąc nieskromnie – na to ja też nie narzekam) to wytrwałość i nie zrażanie się jakimiś nieprzychylnymi komentarzami. Każdy przecież jakoś tam lubi swoje dzieło – nawet jeśli z początku na nie patrzeć nie może, to przecież potem jest taki moment, że to moje własne, ja to napisałam, miłoby było coś o tym pozytywnego przeczytać – a tu bęc i z tej i z tamtej itp. Ja mogę stwierdzić jedno, jak wujek, który odwiedza co dwa lata siostrzeńców – ale Ty wyrosłaś! Piszesz o wiele lepiej, niż wtedy gdy półtorej roku temu (czy półtora roku? nigdy nie wiem) znikałem z tego portalu (zresztą – pod moim tekstem przemile mi napisałaś, bym wrócił szybko!).

Wyrosłaś! Jak na drożdżach!

entropia nigdy nie maleje

gdy półtorej roku temu (czy półtora roku? nigdy nie wiem)

Półtora roku. Półtora jest dla rodzaju męskiego i nijakiego (jak dwa) – półtora roku, półtora jajka.

Półtorej jest dla żeńskiego (jak dwie) – półtorej minuty, półtorej kanapki.

Babska logika rządzi!

Finkla

wreszcie mi ktoś (a właściwie nie byle kto, ale Ty) to prosto i logicznie (łopatologicznie!) wytłumaczył!

 

Gdyby to nie była najgorsza możliwa klątwa, to napisałbym, że powinnaś zostać nauczycielką ;-)

 

 

entropia nigdy nie maleje

No to, jako ta przeklęta, była belfrzyca właśnie, dziękuję Finkli za odwiedziny i wyjaśnienie tej gramatycznej pułapki (sama w nią dawniej wpadałam), a także Tobie, Wujku Jimie, za kolejną garść dobrych słów. laugh

Moje teksty traktuję dzięki temu Portalowi bardzo specyficznie. Rozumiem pomysł, mój wkład i realizację, ale wiem już, że przywiązywać się zbytnio nie powinnam, a raczej – uczyć i to – nadal bardzo mozolnie. Każdą radę biorę do serca, każdą wskazówkę doceniam i jestem wdzięczna. Tutaj znalazłam Indywidualności o takiej wiedzy, że głowa mała. Umiem z pokorą przyjmować każdą krytykę, zawsze bardziej walczę o czyjeś/znajomych/krewnych niż o swoje. :) Z wiekiem mądrości człowiekowi przybywa (u mnie jeszcze jej nie widać, ale się staram :)) ). 

Pozdrawiam Was serdecznie. :)

Pecunia non olet

Lubię tłumaczyć. Kiedyś nauczałam studentów, więc klątwa już się spełniła.

Babska logika rządzi!

Lubię tłumaczyć. Kiedyś nauczałam studentów, więc klątwa już się spełniła.

laughheart

Pecunia non olet

Finkla

Kiedyś nauczałam studentów, więc klątwa już się spełniła.

 

Ufff… czyli jesteś już wolna :) Zresztą, kto nie nauczał kiedyś studentów, niech pierwszy rzuci kamieniem :)

Samo przekazywanie wiedzy, doświadczenie mistrzostwa – to jest super rzecz, której warto doświadczyć – biurokracji na uczelniach – tak państwowych jak i prywatnych – już niekoniecznie ;-)

 

entropia nigdy nie maleje

 kto nie nauczał kiedyś studentów, niech pierwszy rzuci kamieniem :)

 

Ja nie nauczałam nigdy studentów. I po dziś dzień jestem zadowolona z tego wyboru oraz odmowy, udzielonej zdumionemu promotorowi mojej magisterki, ponieważ zawsze chciałam uczyć w LO i ten cel zrealizowałam. :)

Pecunia non olet

Jak na opowiadanie napisane na konkurs „Magia i miecz”, pod dostatkiem tu i magii, i miecza, ale brakło mi konkretnej historii. Opisanie szeregu potyczek bohaterki z różnymi potworami to dla mnie trochę za mało. Pewne streszczenie przeszłości Sebi ujawnia motywy jej działania, ale nie w pełni zaspakaja ciekawość, przynajmniej moją.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

– Po­wia­da­ją, że przy­był Le­nart, Po­sła­niec z Kra­iny Zmar­łych, aby prze­czy­ścić oko­li­ce z nie­pro­szo­nych ele­men­tów. → Dlaczego wielka litera? Dlaczego kursywa?

 

 …oraz jed­ne­go lu­szo­ka, rzu­co­ne­go mi kwa­drans temu przez kilku moż­nych… → W jaki sposób kilku możnych rzuciło jedną monetę?

 

wpa­da­ła w oko moja chu­der­la­wa po­stać i z nudów za­cze­piał mnie pod­czas mar­szu… → Czy oba zaimki są konieczne?

 

Mia­łam wtedy wiel­ką ocho­tę skwa­sić jego bez­czel­ną gębę… → Pewnie miało być: Mia­łam wtedy wiel­ką ocho­tę rozkwa­sić jego bez­czel­ną gębę

Sprawdź znaczenie słów skwasićrozkwasić.

 

to­wa­rzy­stwo moich nie­od­łącz­nych Ma­stii, zwy­kle kry­ją­cych się w ota­cza­ją­cym mnie po­wie­trzu. → Czy drugi zaimek jest niezbędny?

 

Od cza­sów Wiel­kie­go Zde­rze­nia, jakie miało miej­sce… → Od cza­sów Wiel­kie­go Zde­rze­nia, które miało miej­sce

 

– W samej rze­czy, ksią­żę – skło­ni­łam się.– W samej rze­czy, ksią­żę. – Skło­ni­łam się.

 

– I mam z tobą roz­ma­wiać w jego za­stęp­stwie? – Prych­nął po­gar­dli­wie. → – I mam z tobą roz­ma­wiać w jego za­stęp­stwie? – prych­nął po­gar­dli­wie.

 

– Do usług, panie. – Po­kło­ni­łam się jesz­cze moc­niej. → A może: – Do usług, panie. – Po­kło­ni­łam się jesz­cze niżej.

 

Skło­ni­łam się pra­wie do ziemi… → Skło­ni­łam się pra­wie do podłogi/ posadzki

 

Za­pła­ta za wy­ko­na­nie za­da­nia była mi tym razem nad­zwy­czaj po­trzeb­ną.Za­pła­ta za wy­ko­na­nie za­da­nia była mi tym razem nad­zwy­czaj po­trzeb­na.

 

Grota Met­ze­ba znaj­do­wa­ła się tuż przy stro­mym urwi­sku. → Zbędne dookreślenie – urwisko jest strome z definicji.

 

Uło­że­nie ca­ło­ści szkla­nej, dwu­stu­czę­ścio­wej ukła­dan­ki… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Skompletowanie ca­ło­ści szkla­nej, dwu­stu­czę­ścio­wej ukła­dan­ki… Lub: Skompletowanie dwustu części szklanej układanki

 

z lat Przed Wiel­kim Zde­rze­niem Ko­smo­su. → Dlaczego kursywa?

 

i zwa­li­ło się, wstrzą­sa­jąc po­sa­da­mi. → Posadami czego?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj, Regulatorzy, bardzo dziękuję za Twoje odwiedziny i wskazówki, zaraz biorę się do poprawiania. 

Wstyd, bo to przecież oczywiste rzeczy, tak nielogiczne oraz podstawowe błędy, a jednak ich nie widziałam. blush

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Bruce, przecież wiesz, że najtrudniej dostrzec usterki we własnym tekście. Jestem pewna, że z czasem będzie coraz lepiej. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

smiley Mam nadzieję, dziękuję Ci bardzo. ;)

Pecunia non olet

Bardzo proszę. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

smiley

Pecunia non olet

Hej 

Dużo już zostało napisane. Ale postaram się coś wykrzesać :) . Opowiadanie od początku do końca skojarzyło mi się z baśnią i jako baśń mi się podobało. Element heroic fantasy zdawały się tylko przeszkadzać w tej historii. Uważam też, że rozbudowanie opowiadania dobrze by zrobiło całej fabule. 

Pozdrawiam 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej, Bardjaskierze, ten skromny tekścik przeszedł już wojny i gradobicia, zatem faktycznie chyba w realiach baśni czuje się najlepiej. :))

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny. :)

Pecunia non olet

Cześć!

 

Tekst przeczytałem, komentarz po zakończeniu konkursu.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dziękuję, Krarze85, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

9/10

Kazik12, dziękuję, bardzo hojna ocena. :) Pozdrawiam.:)

Pecunia non olet

Przygodówka z bogatym światotwórstwem. Czytało się szybko, bez ‘łapanki’. Rozrywkowe i spełniło w moim przypadku taką rolę dobrze.

Dziękuję bardzo, Koalo75 i cieszy mnie Twoje zadowolenie z lektury tego skromnego tekstu. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej, hej

Co tu się stało? Bruce, nie obraź się, bo nie ma czego, ale ten tekst wpasowuje się w kategorię „tak zły, że aż dobry”. Patrząc z perspektywy krytyki, postać masz dość nieciekawą, obecne infodumpy i relacyjny styl. Patrząc z perspektywy czytelnika, podobał mi się ten chaos, bo już zupełnie nie wiedziałem czego się spodziewać, i to było na swój sposób całkiem rozrywkowe.

Myślę, że wzięłaś duży pomysł i niepotrzebnie włożyłaś go w mały limit. To trudne zadanie. Nie podejmowałbym się tworzenia nowego świata bez minimum 25-30k znaków, a Ty jeszcze masz tutaj problemy rodzinne oraz całkiem sporo walk i bestii.

Nie powiem, że było źle czy dobrze. Było ciekawie :)

Dzięki, Zanais, tekst przeszedł od początku bety tyle zmian, że i tak mnie dziwi jego obecna czytelność. :))

Pozdrawiam serdecznie. ;)

Pecunia non olet

Czytałem pierwszą wersję opowiadania i powiem szczerze : było słabo. Teraz, po korektach jest dużo lepiej. Czyta się całkiem przyjemnie. 

Pewne niedociągnięcie jeszcze zostały, ale te kwestie, jak widzę były już szeroko omawiane w komentarzach i to w sposób dużo bardziej fachowy niż ja mógłbym to zrobić.

Ponadto, mam świadomość, że limit dwudziestu kiloznaków nie ułatwiał zadania, więc przynajmniej część wpadek można złożyć na karb narzuconej, ciasnej formy .

Zauważyłem kilka ciekawych detali. Najbardziej ujął i rozbawił mnie ten z księciem hojnie wspierającym swych poddanych pieniędzmi, które im wcześniej zabrał (bo skąd by je miał?) To jest chyba immanentna cecha rządzących, niezależnie od universum :)

Na koniec posłużę się angdotą. Ksawery Dunikowski powiedział ponoć do studentów (sepleniąc): “Zeźbić prosę Państwa mozna we wszystkim, nawet w gównie. Ale mówiąc między nami, to bardzo niewdzięcny materiał”

Błoto to chyba bardzo niewdzięczny materiał dla heroic fantasy, dlatego chapeau bas za podjęcie wyzwania, nieszablonowy pomysł na bohatera i użycie błota :)

 

Cześć, Czeke, dziękuję za budujący komentarz. :)

Początkowo moi Wytrwali Betujący musieli zmagać się z zafundowanym przeze mnie, koszmarnym chaosem, w który na dodatek wplatałam (całkowicie bez sensu, ale po prostu stary rys opowiadania grozy próbowałam “przerobić” na potrzeby konkursu… :) ) zdjęcia ze wspominanego już gradobicia, które przeszliśmy w 2008 r., jak chociażby to:

 

Rzeczywiście, ta nowa odsłona ma więcej wspólnego z tematyką konkursową, a dużo mniej z ówczesnym kataklizmem i wymyślonymi do niego szklarzami-demonami. :) Wiele jej jednak nadal brakuje, jeszcze sporo intensywnej pracy przede mną nad szlifowaniem pisania. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Szlifowanie diamentów jest zajęciem żmudnym i czasochłonnym, ale jak się chce mieć brylant… smiley

Ho, ho, Drogi Czeke, dziękuję, obym ja chociaż kawałek skałki miała! Gdzie mi tam do diamentów, a co dopiero brylantów! ;)

Pecunia non olet

Ja również nie spodziewałam się po Tobie takiego mrocznego tekstu :).

Bardzo spodobał mi się tytuł oraz pomysł ze zbieraniem fragmentów witrażu, ukrytych w bestiach. Podobał mi się również pomysł na podwójne “życie” bohaterki. Ciekawa była sprawa z bratem, szkoda że nie było konfrontacji. Tu mogłoby być i emocjonalnie i intrygująco. Podoba mi się rozmowa z księciem, dawkująca informacje.

Troszkę przydługi wstęp, choć na pewno pomocny w zrozumieniu sytuacji.

Dla mnie zbyt szarpana fabuła. Po wstępie mamy szybki kalejdoskop walki i nieraz ciężko zorientować się, że to już następna lokacja i misja. Na dodatek wszystko za gładko idzie. Nie ma w czytelniku tego strachu, że coś się nie powiedzie. Dodatkowo ma fajne bestie na usługach, ale tu sprowadzają się tylko do elementu dekoracji. A mogłyby przecież pomóc w którejś walce. Można by nawet zmniejszyć ilość walk, na rzecz choć jednej dobrej, emocjonującej.

Styl jest dla mnie specyficzny i początkowo nie mogłam się wczuć, ale później stał się integralną częścią opowiadania.

Ze względu na świetne pomysły i jednak pewien klimat, który stworzyłaś w swoim opowiadaniu, kliknę :).

Dziękuję bardzo, Monique.M, to wielka niespodzianka. :) Opowiadanie początkowo było mroczne z całkiem innego powodu (inna sceneria, inni wrogowie, inne przygody, a nawet miejsca akcji), lecz z czasem zmiany dodawały mroku z zupełnie “zaskakujących” stron. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Cudna ilustracja. heart

Dziękuję, Jurorze, za odwiedziny. ;)

Pecunia non olet

Hej!

 

To może tak: nie jest to tekst zły, powiem nawet, że to wyliczanie kolejnych zleceń i zbieranie brakujących fragmentów witraża, było całkiem wciągające. Ale…

Pierwszy mocniejszy zgrzyt, który mi się nie spodobał, to Wielkie Zderzenie Kosmosu. Wybacz, bruce, może zabrzmi to brutalnie, ale to jest nieco infantylne. Gdybyś to poparła jakimś ciekawym opisem tego zjawiska, to ja bym to kupił, ale jako wzmianka czegoś, co się stało z naszym światem – wzmianka, która nie doczekała się uszczegółowienia – to ja podziękuję.

Na ogromny plus zasługuje za to pomysł z fragmentami witrażu w ciałach demonów. To jest pretekst do ciągnięcia tej historii, wiesz, coś jak z niektórymi serialami albo kreskówkami. Pamiętam taki serial, kręcony około 2000 roku, niestety nie doczekał się drugiego sezonu, “Brimstone”. Gościa uwalniają z piekła, żeby sprowadził czterysta zbiegłych demonów – bohater ma na sobie czterysta tatuaży i po zabiciu każdego demona jeden z tych tatuaży znika, a jak znikną wszystkie to będzie mógł opuścić piekło. Tak mi się skojarzyło, bo to właśnie jest pretekstowe potraktowanie tematu przewodniego, aby można było go jeszcze długo pociągnąć. To nie jest zły zabieg, często potrafi przykuć do serii. Ale Ty nam nie dajesz zakończenia, po prostu urywasz w którymś momencie i już. I to jest drugi zgrzyt, bo się rozczarowałem.

Mudman, czyli błotny czlowiek, superhero :) Cały czas wyobrażałem sobie Swamp Thinga z DC i za cholerę nie potrafiłem sobie wyobrazić tego Mudmana inaczej, a obleczonego w zbroję i naramienniki to już wcale. Wydaje mi się, bruce, że chciałaś zbyt dużo pomysłów wrzucić w tak krotki tekst, a limit ciśnie i nie pozwala na rozwijanie większej ilośći ciekawych dla czytelnika wątków.

Czy to jest heroic? Nie znam dokładnej definicji, ale gdzieś tam, przy samej krawędzi marginesu, się chyba łapie ;)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hej, Outta, ciągle tak przy marginesie działam, pomysł gdzieś zaświta, gorzej z ciągiem dalszym. :)

Wielkie dzięki za sugestie oraz wskazówki, opis filmu świetny, niestety go nie oglądałam. 

Mudman przeszedł sporo przeobrażeń i walczył już faktycznie z tyloma przeciwnikami, że i tak się dziwię, czemu jeszcze żyje. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

No to daj temu Mudmanowi osiągnąć cel, Bruce. Niech zdobędzie wszystkie fragmenty. A czy spełni się to, co Mudman chciałby żeby się spełniło po skompletowaniu witraża – to już spore pole dla popisu ;)

Known some call is air am

Przyznam, że od pewnego czasu korci mnie rozszerzenie tego opowiadania w postaci czegoś dłuższego i kto wie, czy tego nie zrealizuję. :)

W każdym bądź razie, dzięki za wsparcie. :)

Pozdro! :)

Pecunia non olet

Czytając te opisy burzy, to skojarzyło mi się z żywiołem “Króla Lear’a”, gdzie to, co szaleje na zewnątrz jest odbiciem tego, co wewnątrz. Szkoda, że brak zakończenia, jakiejś puenty. Może lepiej było poświęcić jeden opis walki na coś innego? Klimaty nie moje, ale ciekawy pomysł i fajne wykonanie.

Pozdrawiam.

Na szukanie lepszego świata nigdy nie jest za późno.

Dziękuję, Koryu, tekst wymaga jeszcze wielu szlifów, wiem; pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Początek opowiadania aż do rozmowy z księciem przypomina mi fragment filmu, w którym kamera skupia się na szczególe, a potem powoli zaczyna się oddalać, dając szerszy obraz tego gdzie jesteśmy i co widzimy. Z Twoim opowiadaniem jest podobnie, początkowo mamy bardzo niewiele informacji o świecie, ale mniej więcej po trzech pierwszych fragmentach wiele rzeczy się wyjaśnia i jestem w stanie zbudować sobie w głowie jakiś szkielet świata. Bardzo szkoda, że bohaterka nie zdobyła wszystkich fragmentów witraża, ale rozumiem, że w tak krótkim limicie mogłoby to być nieco trudne.

Nie będę oryginalny, ale podobały mi się fragmenty, w których opisujesz walki Mudmana. Budujesz odpowiedni, mroczny klimat, który aż kipi gwałtownością. Bardzo podobał mi się również pomysł z kawałkami witraża. Zanim wyjaśniasz tę tajemnicę, opowiadanie wydaje się ciągiem starć z potworami bez żadnego większego celu, a w ten sposób w kilku zdaniach zwięźle opisujesz motywację bohaterki.

Moim zdaniem historia zasługuje na rozwinięcie w nieco dłuższej formie, by opowiedzieć nieco więcej o przeszłości Sebi. 

Bardzo mi miło, Fladrifie, dziękuję i pozdrawiam. :)

Teraz dopiero spojrzałam, dziękuję za klik. :)

Pecunia non olet

Dodatkowo starałam się zdobyć części witrażu z bramy cmentarzyska potłuczonych, tkwiące w cielskach piekielnych potworów, rozsianych po całym świecie. Skompletowanie dwustu części szklanej układanki miało zagwarantować otrzymanie trójdzielnego klucza, otwierającego podwoje utraconego zamku mojego rodu i odzyskanie królestwa. 

Potężna ekspozycja, ale zrozumiała przy tak krótkim tekście. Mimo to mam wrażenie, że dałoby radę to inaczej rozwiązać. Może lepiej byłoby wzmiankować o kluczu przy rozmowie z jakąś postacią? Albo przez opowiadanie budować w czytelniku wrażenie, że witraże muszą być bardzo istotne, skoro bohaterka tak bardzo się nimi interesuje?

Podobna dawka ekspozycji pojawiła się w scenie z księciem i magiem, choć tam próbowałaś zaszyć je w formie dialogu. Wyszło zręczniej, ale wciąż jest wiele miejsca na poprawę. Informacje najlepiej przekazywać w nieco zawoalowanej formie, gdzie czytelnik musi się natrudzić, by je wyłuskać. Ale nie za bardzo, bo wtedy wiadomo – niczego się nie zrozumie xD Książę wzmiankujący o plotkach na temat Mudmana jest ok pomysłem na ukrycie tych informacji, ale może lepszym byłoby po prostu pokazać, że zawsze gdy toczy się walka, towarzyszy jej nawałnica z piorunami? Zresztą i tak to robisz w sumie, więc wypowiedzi księcia w tym zakresie wydają się nieco zbędne.

 

Potem jest rozmowa z magiem, w której imho też trochę za dużo tłumaczysz. Np. tutaj:

Masz na ręku ośmioramienną gwiazdę. Naramienniki wezwania burzy przekazała ci sama bogini Dobra, którą widzisz w każdym śnie. Nieprzypadkowo są one inkrustowane klejnotami z insygniów koronacyjnych twoich rodziców, dzięki czemu w starciu zyskują niezwykłą moc. Jesteś Wybrańczynią, walczącą co noc z siłami Piekieł. Twój ród po zdetronizowaniu wygnano.

 

to już brzmi bardziej jak pastisz. Informacje, które podajesz są zbyt szczegółowe i gęste. Zamiast wspominać w dialogu o klejnotach z insygniów koronacyjnych rodziców mogłabyś spokojnie wpleść tę informacje w narrację, gdy bohaterka przygląda się naramiennikom i ma jakąś krótką refleksję na ich temat albo jeszcze lepiej ktoś pyta o te klejnoty, z kolei protagonistka nie ma ochoty odpowiadać i widać po niej, że unika tematu.

Jasna postać pojawiła się znienacka i przytwierdziła mi złociste naramienniki, przyciągające nocną burzę.

– Atrybut zwycięstwa, tylko dla Wybrańczyni! – szepnęła. Potem odeszła, wybudzając mnie z letargu.

W postaci potężnego superbohatera, w zbroi i złocistych, wysadzanych klejnotami rodowymi naramiennikach, dotarłam do legowiska magicznego gada.

O, nawet to robisz xD To by był dobry moment, by wprowadzić to, o czym mówiłem wcześniej.

 

Podoba mi się pomysł na Mudmana, który z nazwy nieco sugeruje bycie superbohaterem, ale z drugiej strony wydaje się bardziej klasycznym magicznym wojownikiem, paladynem potężnego bóstwa. Zresztą, w ogóle jego zdolności są zupełnie dziwaczne i przez to intrygujące. Bohater władający błotem i żwirem? Kupuję!

Sam świat przedstawiony również jest interesujący – wyniszczone i niebezpieczne pustkowia, jamy i lasy, gdzie gnieżdżą się potwory nie z tego świata. Dałoby się z tego wykręcić naprawdę wciągające uniwersum.

Warstwa językowa jest w porządku. Nie widziałem zgrzytów, o których warto byłoby wspominać. Co mi nie podeszło, opisałem powyżej, tutaj tylko podsumuję. Kulejesz przy dawkowaniu informacji, to jest chyba największy problem jaki tu widzę, a przynajmniej jeden z większych. Robisz to zbyt szybko, zbyt wprost. Slow and steady wins the race xD Nie ma się dokąd spieszyć, nawet przy tak krótkim tekście. Wywalenie ekspozycji i zastąpienie jej mniej oczywistymi zabiegami, dopracowanie tempa akcji wystarczyłoby, by opowiadanie stało się dużo przyjemniejsze w odbiorze.

Bohaterowie też nie zostali szczególnie zgłębieni. Coś o nich przebąkujesz, ale najczęściej jest to ekspozycja, przez którą nie przebija się nic dość charakterystycznego ani charyzmatycznego, żeby dało się poczuć do nich sympatię. Ale zainteresowanie tak.

Wszystkie problemy wynikają chyba z jednego, głębszego. Zbytnio się spieszyć, przez co całe opowiadanie sprawia wrażenie streszczenia niż pełnoprawnego kawałka literatury. Wydaje mi się, że niepotrzebnie przykułaś wiele uwagi do pewnych fragmentów, np. motywy senne mogłyby zostać skompresowane, podobnie jak spora część dialogów – niewiele wnoszą a stanowią balast. Przez to w tekście nie pozostało wiele miejsca na mięsko, np. opisy starć, według twoich opisów heroicznych, są bardzo lakoniczne i nie wzbudzają emocji. Słowem (a właściwie trzema) – brakuje tu zrównoważenia.

Nie mam tak negatywnych odczuć, jak niektórzy powyżej. W ogóle nie zgadzam się z tak ostrą krytyką i nie uważam, żeby czemukolwiek służyła. Tekst ma wiele wad, nie nazwałbym go dobrym, ale widać spory potencjał. Musisz doszlifować swoje umiejętności i jestem pewien, że z przyjemnością będzie się czytać twoje następne teksty <3

Wielkie dzięki, MetronomeArthritisie za odwiedziny, każde dobre słowo oraz tyle cennych wskazówek; szlifuję ciągle, lecz to nader mozolna praca. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Hej bruce :-) Na początek pozwolę sobie zacytować klauzulę informacyjną zapożyczoną z komentarza gravel ;-)

 

Na początek zaznaczę, że będzie subiektywnie, więc proszę, nie panikuj i nie wycofuj opka z konkursu, okej? Poczekaj na opinie innych czytelników, na pewno znajdzie się wielu ukontentowanych. W moje gusta po prostu się nie wstrzeliłaś i błagam, nie przepraszaj za to, bo to niczyja wina. A jeśli już koniecznie musimy szukać winnych, to wiń mnie, bo jestem czepialskim malkontentem, któremu nic się nie podoba ;)

Było to konieczne, gdyż tekst mnie akurat raczej nie kupił. Na pewno czyta się dobrze i przyjemnie, więc spełnia swoją rozrywkową rolę, ale zabrakło mi tu przede wszystkim… historii.

Widać, że mocno pracowałaś nad światotwórstwem – Wielkie Zderzenie odmieniające oblicze Ziemi i tworzące pomieszanie fantasy z postapokalipsą, krainy odwiedzane przez bohaterkę, Mudman i jego moce, bestie. Tylko umyka mi w tym wszystkim fabuła. Właściwie po wstępie jest to tylko ciąg scenek: rozmowa z księciem, stanowiąca ekspozycję bohaterki, i siekanie kolejnych potworów oraz zbieranie “lootu” :-) Owszem, informujesz do czego dąży nasza bohaterka, sygnalizujesz konflikt z bratem, ale nic istotnego w tej kwestii się nie dzieje.

Po przeczytaniu opka sięgnąłem aż do początkowych komentarzy i wygląda na to, że miałaś wiele ciekawych pomysłów, które koniec końców zostały wycięte. Opowiadanie naprawdę ma potencjał na fajne, trochę komiksowe, trochę pulpowo-pastiszowe ujęcie heroic fantasy. Jednakże pełnowartościowe opowiedzenie tej konkretnej historii w tym limicie znaków było wyzwaniem nie heroicznym, lecz zwyczajnie niemożliwym :-)

Mam nadzieję, że wrócisz jeszcze do tej opowieści w szerszym wymiarze! Pozdrawiam :-)

Krzkocie1988 witaj, to prawda, zmian było sporo i wycinków również. :)

Dziękuję za komentarz oraz budujące słowa i pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Cześć, bruce

Dla mnie ciekawy pomysł i czytało się przyjemnie, ale czegoś mi tu zabrakło. Historia jest lekka, sprawnie napisana… To prawda, jednak protagonistka specjalnie nie przypadła mi do gustu, chociaż pomysł na przejmowanie kontroli nad ciałem superbohatera – interesujący. Jej charakter wyszedł według mnie trochę niespójnie. Zobacz, że raz wszystko w niej pęka podczas rozmowy z magiem, ale później mroku tej przeszłości (przynajmniej ja) nie czułem.

I jeszcze taka uwaga co do napięcia. Ono było, jednak głównej bohaterce wszystko przychodziło bardzo łatwo, żaden stwór nie sprawił problemów, żaden nie zadał rany. Chociaż pomysły na bestie miałaś bardzo ciekawe. 

Powodzenia w konkursie!

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Bardzo słuszne uwagi. Trzeba będzie nad nimi pomyśleć w przyszłości.

Dziękuję, Młody Pisarzu, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję i pozdrawiam, Anet. :)

Pecunia non olet

Cześć Bruce!

 

Klimatyczny tekst, który lekko się czyta. Trochę sporo tu infodumpów i zwiastunów tego, co się będzie działo w kolejnej scenie – zmniejsza to napięcie. Bohaterka dość pobieżnie zarysowana, zdecydowanie poświęciłaś znaki na fabułę. Tekst ze mną na dłużej nie zostanie, ale ogólnie była to przyjemna lektura :)

Pozdrawiam!

Dzięki, Avei, pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Jak się złocistymi naramiennikami wywołuje burzę? :D Rozumiem, że musiałaś to wykorzystać, ale czynność, o której mówię, brzmi tak zdawkowo, że nieco komicznie. Bo jak to – Sebi potrząsnęła ramionami, czy ki diabeł w nich się schował i pioruny przyzywał? Drogi Pamiętniku. :) Bo tak odebrałem Twoj tekst – jak kartki z pamiętnika. Początek był dla mnie zbyt sprawozdawczy, brzmiał jak streszczenie. Wydaje mi się, że opowiadanie było mocno cięte i przez to nierówne – opis świata przeplatał się z krótkimi opisami wydarzeń. W mojej opinii, mając tak mało znaków, powinnaś skupić się na walce z jedną maszkarą i przez akcje pokazać wymyślony przez Ciebie świat. Nie było źle, było po prostu zbyt… przelotnie?

Dziękuję, Stn, jeszcze sporo pracy przede mną. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

To nie jest tak, że wymaga to pracy – wydaje mi się, że za bardzo to skompresowałaś. Z drugiej strony mogłaś też oprzeć się na jednej walce/zadaniu. Ciężko powiedzieć, co dałoby oczekiwany efekt. Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało – powiem raczej, że poczułem głód. To tylko przystawka, poczekam na główne danie ;)

Hehehe, Stn, dajesz nadzieję, dzięki, ale ja pisałam o pracy również w szerszym kontekście – w sumie każdy mój tekścik tak wygląda i rzeczywiście zawsze trzeba jeszcze w nim sporo popoprawiać, aby wyszedł co najmniej znośny. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Przeczytałam za jednym posiedzeniem. Niezły język, tylko w jednym miejscu musiałam się skupić i czytać jeszcze raz, bo się zgubiłam. Więc w sumie szło w rytmie i nie zgrzytało.

Fajny pomysł na super bohatera i jego super moc.

Nie przepadam za tak czarno białym podziałem dobro – zło. Choć gdyby to miał być fragment większej całości, to bym to kupiła. Ale jako całościowe opowiadanie – nie.

Dziewcze ukrywa się i zabija potwory na zlecenie, i zbiera szkiełka, i … to by było na tyle.

Tyle nierozwiniętych wątków – brat zdrajca, piekielny Lenart, opieka Mastii, pogrom rodziny, motywy odzyskania dziedzictwa…

Nie mam pojęcia, co chciałaś przekazać, bruce. Alegoria tego, że życie to ciągła, nie kończąca się walka i mozolne dążenie do celu, w których jesteśmy osamotnieni? Czy może zbieranie okruchów witrażu to symbol próby posklejania rozwalonego życia?

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Inanno, miałam zamiar przekazać opowieść o fragmencie życia superbohatera, którym wskutek czarów staje się osierocona dziedziczka tronu, wędrująca przez rozmaite krainy dziwacznego świata, aby zdobyć niezbędne elementy fantastycznej układanki cmentarnej, ukryte w cielskach piekielnych bestii i odzyskać tron swego rodu. A – najwidoczniej – nie bardzo mi się to udało. :)

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny. :) 

Pecunia non olet

Jeśli to miał być fragment z życia i pokazanie, że życie, nawet niepokonanego bohatera, to nie bajka, to ci się udało. Ja jednak czuję niedosyt, właśnie przez te zaczęte i nierozwinięte wątki, przez to, że zabieg fragmentacji czyni ten świat czarno-białym, a bohaterkę jednowymiarową.

Po tym co odnajdywałam w tekście wciąż spodziewałam się więcej i więcej, a tu nagle dup – koniec.

No jak mogłaś tak rozgrzebać i zostawić cheeky

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

Rozgrzebywanie i zostawianie to najwyraźniej moja specjalność, ponieważ prawie każde opko takie jest. laugh

Pecunia non olet

Hej, pomysł ze zbieraniem okruchów witraży bardzo fajny. Głównej bohaterce trochę za łatwo to wszystko szło, chociaż nie ma się co dziwić, w końcu wcielała się w niepokonanego superbohatera :) Trochę za dużo materiału zostało upchanego i wg mnie sporo by zyskało to opowiadanie, gdyby rozwinąć i wrzucić na drogę długą ;) 

Dzięki, Bravincjuszu za komentarz, faktycznie nieco poupychałam tu treści i wrażenie jest dużo gorsze, niż gdybym je rozwinęła. :) 

Pecunia non olet

Bruce!

 

Bardzo nam miło, że otworzyłaś wrota Magii i Miecza i jako pierwsza opublikowałaś swój tekst :D

Ciekawe podejście do kwestii heroic fantasy! I tak, faktycznie wyszło bardziej marvelowo, niż conanowo, lecz miało to swój urok, nie powiem, że nie ^^

Być może konflikt został przedstawiony nieco zbyt czarno-biało, niż mój gust by chciał. Pomysł na sektę szklarzy jest co najmniej oryginalny, tego zabrać Ci nie mogę, bo z takim czymś się jeszcze nie spotkałem! Ale może brakuje im nieco… motywacji? Fundamentu złolstwa, historii, która niejako doprowadziłaby tych bohaterów do tego momentu.

Bohaterce nadałbym więcej cech charakterystycznych, takich, które wyróżniłyby ją na tle innych “jestem bohaterką bo po prostu ktoś zrobił ze mnie główną postać”, wiesz o co chodzi. ;) 

Ale wiem, że to czasem trudne, sam miewałem z tym problem. Trzeba sobie powiedzieć, że o, tej postaci dam taką a taką cechę, która będzie wpływać na jej dialogi, wybory i historię :D

Końcówka pozytywnie wyróżnia się z tekstu – jest zryw, są decyzje i wartka akcja!

Atrybut – jest, może nieco zbyt dosłowny i nie dostał rozwinięcia, ale jest i został wykorzystany ^^

Dziękujemy za udział w konkursie i pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Baaardzo dziękuję, BarbarianCataphract, za tak miły komentarz i tak ciekawy konkurs, pozdrawiam także, Do Siego Roku! :)

Pecunia non olet

Nowa Fantastyka