Nie wiem, czy cokolwiek to wniesie, ale napiszę trochę o swoich odczuciach i skojarzeniach. Artykuł wydał mi się ciekawy, jednak ta optymistyczna historiozofia punktu Omega, w którym dokonuje się poprzez technologię ostateczne zespolenie z Duchem, nieprzypadkowo pomija faktyczny punkt Omega, który opisano z grubsza tutaj:
A siedmiu aniołów,
mających siedem trąb,
przygotowało się, aby zatrąbić.
I pierwszy zatrąbił.
A powstał grad i ogień – pomieszane z krwią,
i spadły na ziemię.
A spłonęła trzecia część ziemi
i spłonęła trzecia część drzew,
i spłonęła wszystka trawa zielona.
I drugi anioł zatrąbił:
i jakby wielka góra płonąca ogniem została w morze rzucona,
a trzecia część morza stała się krwią
i wyginęła w morzu trzecia część stworzeń
– te, które mają dusze -
i trzecia część okrętów uległa zniszczeniu.
I trzeci anioł zatrąbił:
i spadła z nieba wielka gwiazda, płonąca jak pochodnia,
a spadła na trzecią część rzek i na źródła wód.
A imię gwiazdy zowie się Piołun.
I trzecia część wód stała się piołunem,
i wielu ludzi pomarło od wód, bo stały się gorzkie.
I czwarty anioł zatrąbił:
i została rażona trzecia część słońca
i trzecia część księżyca i trzecia część gwiazd,
tak iż zaćmiła się trzecia ich część
i dzień nie jaśniał w trzeciej swej części,
i noc – podobnie.
I ujrzałem,
a usłyszałem jednego orła lecącego przez środek nieba, mówiącego donośnym głosem:
«Biada, biada, biada
mieszkańcom ziemi
wskutek pozostałych głosów trąb trzech aniołów, którzy mają [jeszcze] trąbić!»
Czasy ostateczne nie będą, z tego co czytamy, mlekiem i miodem płynące.
Poza tym – i to nie jest jakiś osobisty przytyk, tylko raczej luźna uwaga co do natury tego typu rozważań – sugerowanie, że technologia, czyli coś w oczywisty sposób cielesnego i światowego, jak powiedzieliby świadkowie Jehowy, może nieść zbawienie (czy coś podobnego do zbawienia, żeby nie używać tego słowa, bo to byłoby za dużo?), wydaje mi się bardzo niereligijna i wprost sprzeczna z tym, co czytamy tutaj:
Bożki pogańskie to srebro i złoto,
dzieło rąk ludzkich.
Mają usta, ale nie mówią,
mają oczy, ale nie widzą.
Mają uszy, ale nie słyszą;
i nie ma oddechu w ich ustach.
Podobni są do nich ci, którzy je robią,
i każdy, co w nich ufność pokłada.
IMO – nauka czy technologia nie mają zbyt wiele wspólnego z samym zbawieniem, chociaż oczywiście wpływają na historię zbawienia i wydarzenia, które się dokonują w naszej ziemskiej perspektywie (prawdopodobnie negatywnie, ponieważ w duchu chrześcijańskim jest moim zdaniem historiozoficzny pesymizm). Augustyn modlił się: Daj mi poznać siebie, bym mógł poznać Ciebie – i nie chodziło mu o poznawanie procesów fizycznych, które za nim stoją, tylko o poznanie swojej duszy, która nie należy do świata materialnego (a więc tego, którym się zajmuje technologia).
Swoją drogą bardzo ciekawy jest wątek “obrazu i podobieństwa”, ta jedna linijka ma jednak taką literaturę, że trudno o niej krótko mówić – jednak znowu w Twoim jej rozumieniu, Tsole, ujawnia się o nastawienie “na zewnątrz”:
Na obraz i podobieństwo stworzeni jesteśmy, więc do wszechwiedzy także. Ale nie zaraz, dopiero jak dorośniemy.
Być może – być może – tak jest, ale ja sobie wyobrażam ten obraz i to podobieństwo trochę inaczej. Bóg maluje swoją podobiznę, nie? Czyli autoportret. Czy wszystkie właściwości modela są zawarte w obrazie? No nie, np. jego barwa głosu zostaje utracona. Więc może jest tak, że tylko pod pewnymi względami, konkretnie pod jednym kluczowym względem, jesteśmy podobni do Boga. Pod którym? Podpowiada nam moim zdaniem największy fantastyczny prorok, Philip K. Dick, w swojej ostatniej książce “Transmigracja Timothy’ego Archera”:
<cytat>
Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.
Pierwszym hebrajskim słowem jest tu anokhi albo anochi, które znaczy “Ja”, jak w zdaniu “Ja jestem Pan”. Jeff pokazał mi, co mówi oficjalny żydowski komentarz do tej części Tory:
Bóg, któremu oddaje część judaizm, nie jest jakąś bezosobową Siłą, Czymś, o czym mówimy jako o Naturze czy Rozumie Świata. Bóg Izraela jest Źródłem nie tylko mocy i życia, ale również świadomości, osobowości, moralnego celu i etycznego działania.
Nawet dla mnie, niechrześcijanki, a może powinnam powiedzieć nieżydówki, jest to coś wstrząsającego. Jestem wzruszona i zmieniona, nie jestem już taka sama. Tym, co znalazło tu swój wyraz, wytłumaczył mi Jeff, w tym jednym słowie, w dwóch literach alfabetu, jest jedyna w swoim rodzaju samoświadomość Boga:
Tak jak człowiek wznosi się ponad wszystkimi innymi stworzeniami dzięki swojej woli i świadomemu działaniu, tak Bóg “panuje nad wszystkim, jako jedyny nieograniczenie samoposiadający się Umysł i Wola […]
</koniec>
Więc może to bycie “kimś” a nie “czymś” jest tym obrazem Boga. I tylko tyle.
Mając taką nadzieję, może boleśnie nie uderzymy się w palec.
Mnie się wydaje, że się uderzymy, i właśnie wtedy przyjdzie jakiegoś rodzaju ratunek. Cytując dość ciekawy tekst, “Manifest neomesjanistyczny” Rafała Tichego:
Dość mydlenia nam oczu, że ten świat da się naprawić w oparciu o coraz to nowe gospodarcze, polityczne, kulturowe i pseudoreligijne utopie. Dość resetowania nam mózgów hasłami miłości, pokoju i tolerancji, które jakoby zapanują w tym świecie, gdy zostaną ostatecznie pokonane religijne i narodowe uprzedzenia, rozsadzone ostatnie tabu. Ten, kto wierzy w Mesjasza z Nazaretu, nie może mieć złudzeń co do kondycji tego świata. Z perspektywy krzyża nie wygląda on zbyt optymistycznie: pełno tu cierpienia, szyderstwa, małostkowości, ignorancji, okrucieństwa, masakry. Nie wierzymy w spokojny sen zrealizowanej ludzkości. Żyjemy w czasach ostatecznych. Wojna światów trwa i trwać będzie aż do końca. Kultura współczesna potrzebuje więc pewnej dozy ozdrowieńczego katastrofizmu.
A, i dodam, że tego typu artykuły na tej stronce są bardzo mile przeze mnie widziane, poczytałbym więcej. O ile sam na razie jeszcze chyba nie mogę nic oryginalnego napisać, to zachęcam np. Tarninę do podzielenia się czymś ciekawym o Bogu itd…