- Hydepark: Sprzedaż ebooków – warto?

Hydepark:

książki

Sprzedaż ebooków – warto?

Jestem ciekaw czy są tu użytkownicy, którzy na przykład piszą książki albo zbiory opowiadań, a później wprowadzają je do sprzedaży w postaci ebooków? Nie mam w tym zakresie żadnych doświadczeń, więc jeśli to możliwe, chętnie przeczytam wypowiedzi bardziej doświadczonych osób. Wydanie książki w tradycyjnym wydawnictwie graniczy z cudem, a vanity to przykre oszustwo. Zwyczajnie rozmyślam o tym, co mogą robić ludzie, którzy lubią pisać i chcieliby się tym dzielić we względnie łatwy sposób, w zamian za symboliczne opłaty. Podsumowując, zastanawiam się czy napisanie książku lub zbioru opowiadań i wstawienie tego do księgarni internetowej w postaci ebooka w cenie kilku zł, to sensowna, realna alternatywa dla autora? Czy może jednak taki pomysł jest beznadziejny i ja zwyczajnie nie zdaję sobie z tego sprawy? Będę wdzięczny za dyskusję.

Komentarze

obserwuj

Jeśli ma być to zrealizowane w modelu “self-publishing po polskiemu”, czyli “napisałem tekst, zapisałem jako PDF i ebook gotowy do sprzedaży” to, na litość boską, nie dokładajcie cegiełki do i tak już spieprzonego wizerunku autorów selfowych. Owszem, w takim modelu się coś zarobi, może nawet wystarczy na dużą hawajską i piwo, ale gwarantuję, że niesmak pozostanie dłużej.

 

Wydanie selfa wyłącznie elektronicznie, ALE po zainwestowaniu w redakcję, korektę i skład, wymaga już naprawdę tytanicznej pracy w rozreklamowaniu tego, jeśli faktycznie ma się to zwrócić, a i nie wiem, czy wersja wyłącznie elektroniczna da radę, nie na rynku beletrystyki.

https://fantazmaty.pl

Zależy Ci na zarobku czy na zaistnieniu jako osoba pisząca?

 

Jeśli to pierwsze – to beletrystyka nie jest tu najprostszą drogą. Przyzwoicie sprzedająca się książka wydana w porządnym, dbającym o promocję wydawnictwie, nie daje dobrych zarobków – te zaczynają się od bestsellerów.

 

Jeśli to drugie – czemu nie spróbujesz czegoś opublikować tam, gdzie da się zaistnieć, ale za darmo? Jest to dobry sposób, żeby powoli robić sobie nazwisko.

 

Self e-bookowy moim skromnym zdaniem nie różni się niczym od selfa papierowego, a ten od publikacji na blogasku. Owszem, stwarza pozór publikacji, ale tylko tyle. Autor nabiera fałszywego przekonania, że wydał książkę.

 

Pomysł jest również beznadziejny, bo sam sobie nie zrobisz redakcji i korekty.

http://altronapoleone.home.blog

Domyślam się, że moje myślenie może być naiwne, dlatego chciałem poznać opinię doświadczonych ludzi i w porę zafundować sobie kubełek zimnej wody. Zawsze podobało mi się to, że jeśli ktoś potrafi np. ładnie rzeźbić w drewnie, to może zrobić parę figurek, a potem je sprzedać. Wtedy ktoś taki przeznaczył swój czas na robienie tego co lubi, ale przy okazji udało się coś z tego mieć. Łączenie hobby z drobnym zarobkiem uważam za optymalne wykorzystywanie swojego czasu (mamy jego ograniczoną ilość i jest niezwykle cennym dobrem).

 

Niestety w dzisiejszym świecie tego typu przykłady chyba nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością, a już na pewno nie wśród tych, którzy chcą pisać. Moje myślenie sprowadza się do tego, że skoro lubię tworzyć fikcyjne historie i będę na to przeznaczał sporo swojego czasu i pracy, to fajnie byłoby coś z tego mieć. Napisać, sprawdzić, dać do sprawdzenia paru znajomym, a potem połączyć przyjemne z pożytecznym i zarobić na tym parę groszy. Niska cena w zamian za zrozumienie, że autor dołożył wszelkich starań do zapewnienia jakości, lecz o profesjonalnej korekcie nie ma mowy. Żyjemy w takich czasach, że teoretycznie takie rzeczy powinny być możliwe i stanowić opcję dla czytelników zainteresowanych tego typu twórczością. Porównałbym to do rynku gier komputerowych, gdzie możemy znaleźć coś takiego jak gry niezależne.

 

Tylko dlatego, że ktoś nie dysponuje milionami dolarów i zespołem liczącym setki osób, gra nie może powstać? Może... ale będzie miała niższą jakość, bo grafika nie będzie z najwyższej półki i cała zawartość będzie znacznie skromniejsza, niż w przypadku produkcji typu AAA. Klient będzie o tym wszystkim wiedział i w zamian poniesie niższy koszt zakupu, ale otrzyma produkt, który w przeciwnym razie nigdy by nie powstał. Podobnie widzę to z pisaniem książek czy zbiorów opowiadań i sprzedawaniem ich za kilka zł w wersji elektronicznej.

...czemu nie spróbujesz czegoś opublikować tam, gdzie da się zaistnieć, ale za darmo?

Bo życie kosztuje i jeśli przeznaczę na coś dużo czasu i pracy, to chciałbym być chociaż odrobinę do przodu pod względem finansowym. W przeciwnym razie chyba trzeba zmienić priorytety i lepiej wykorzystywać swój czas – pewnie ostatecznie dojdę do takich wniosków i porzucę próby pisania.

Drogi Marcinie, 

 

Dziecku, które namaluje swój pierwszy obrazek farbkami plakatowymi, nie płaci się za to tylko, że poświęciło na to dużo czasu i pracy, a życie kosztuje. Nie oczekuje się tym bardziej, że jego praca zawiśnie w poważanej galerii sztuki i pójdzie za przyzwoite pieniądze. Artysta zaś – w tym i pisarz – to wiecznie rozwijające się dziecko, które najpierw musi przekonać odbiorcę, że już trochę dojrzało i jego praca warta jest gratyfikacji. Są na NF autorzy, którzy wydali książki w wydawnictwach komercyjnych, publikowali opowiadania w periodykach płatnych albo wygrywali konkursy z nagrodami finansowymi – czyli ogółem zarobili na swoich tekstach. Uwierz mi, że każdy z nich miał (a wręcz dalej ma) etap publikowania za darmo. 

Czy każdy przejaw pracy twórczej powinien być wynagrodzony finansowo? Być może, ale my akurat poruszamy się w specyficznym obszarze: naszej pracy nikt uprzednio nie zamówił, nie oczekiwał, że ją wykonamy i nie czekał na nią – to my sami ją oferujemy. I jestem przekonana, że twórca figurek, makatek czy tam innego rękodzieła najpierw też musiał opchnąć parę sztuk za darmo, by się rozreklamować i przekonać odbiorcę, że warto.

 

Napisać, sprawdzić, dać do sprawdzenia paru znajomym, a potem połączyć przyjemne z pożytecznym i zarobić na tym parę groszy. Niska cena w zamian za zrozumienie, że autor dołożył wszelkich starań do zapewnienia jakości, lecz o profesjonalnej korekcie nie ma mowy.

Dwie uwagi:

Po pierwsze – właśnie z nieskrępowaniem przyznałeś, że skorzystasz z czasu, pracy i umiejętności (bo nie podejrzewam, byś prosił o beta-reading analfabetę) postronnych ludzi, żeby pociągać korzyści majątkowe, jakie by one nie były (chyba że tym życzliwym znajomym zapłacisz?).

Po drugie – ależ oczywiście, że jest mowa. Istnieją projekty wydawnicze działające w profilu non-profit, jak chociażby antologia wyróżnionych prac opublikowanych na niniejszym forum lub Grupa Wydawnicza Fantazmaty (https://fantazmaty.pl/), która przepuszcza teksty przez magiel kilkunastoetapowej redakcji i korekty wykonywanej przez ludzi, którzy zajmują się tym także zawodowo. Istnieją też warte uwagi e-ziny, w których także można opublikować z redakcją, korektą i za darmo: Magazyn Biały Kruk, Magazyn Histeria, Magazyn Silmaris, Esensja, OkoLica Strachu i inne. 

Co najważniejsze, aby tam opublikować, redakcja musi Cię przyjąć, a konkurujesz z innymi autorami – więc to nie jest tak, że napisałeś i klikasz “publikuj”, i kto Ci zabroni.

Tyle że działają za darmo, a to, wnosząc z Twojej wypowiedzi, Cię nie interesuje.

To ja się wypowiem, bo praktykowałam to, o czym tu mowa, w wersji darmowej. Napisałam około trzystu kilku stron, zrobiłam sobie domorosłą korektę, i puściłam pdfa w dwóch portalach selfubupowych, za darmo. Co do jednego się nie wypowiem, bo pokazywał ilość wejść, a nie ściągnięć, ale na drugim, na dwa i pół roku “wiszenia”, pdf miał 2539 wyświetleń i tylko 11 (słownie: jedenaście) ściągnięć. Gdybym sprzedawała pdfa za 5 zł, to za dwa i pół roku zarobiłabym 55 zł, co,  przy obecnych kosztach życia jest sumą śmieszną (i to pod warunkiem, że tych jedenaście osób ściągnęłoby tekst także w wersji płatnej, co nie jest oczywiste).

Inaczej mówiąc, albo traktujesz to jako hobby, bo lubisz pisać i nie zakładasz, że coś na tym zarobisz, albo – jak powtarza moja rodzina – zajmij się wreszcie czymś pożytecznym.

Pozdrawiam :)

Bo życie kosztuje i jeśli przeznaczę na coś dużo czasu i pracy, to chciałbym być chociaż odrobinę do przodu pod względem finansowym.

Ale właśnie Ci napisałam, że nawet wydanie książki w dobrym wydawnictwie z promocją (niedawno wydałam drugą) nie gwarantuje, że na tym poważnie zarobisz. Owszem, dostałam zaliczkę na poczet tantiem, ale właśnie dlatego, że wydawnictwo ma promocję itd., no i trochę czasu jeszcze minie, zanim zaliczka się zwróci i pojawią się tantiemy. W modelu selfowym nie masz zaliczki, a jedynie to, co sprzedasz. No więc pomyśl, ile tych ebooków masz szanse sprzedać?

Policz sobie, czy jeśli sprzedasz dziesięć ebooków za pięć złotych, będzie to warte nakładu pracy, jaką włożyłeś w samą czynność pisania? A nawet gdybyś sprzedał ich sto – pięćset złotych na rękę to przyzwoita stawka za arkusz (40k) tłumaczenia literackiego w komercyjnym wydawnictwie. Arkusz tłumaczenia to dla profesjonalisty (a w tym akurat robię od dawna) przy dobrze się tłumaczącym tekście pół dnia. Mały nakład czasu i pracy. Ale równowartość w zasadzie nieosiągalnej liczby sprzedanych self-ebooków, w które włożysz znacznie więcej pracy.

Pogadaj z ludźmi handlującymi na etsy czy innych deviantartach, ile zarabiają. Pewnie, że możesz wrzucić swoje ebooki gdzie chcesz i dać im absolutnie dowolną cenę. Ale przecież nie pytasz o to, czy można to zrobić, ale o to, czy to ma sens. No więc – moim zdaniem nie.

 

http://altronapoleone.home.blog

@Marianno, 

Też nie przesadzając – na pisaniu zarobić się przecież da: od sum Noblowskich (Pani Olga), przez naprawdę przyzwoite (popularni polscy pisarze), po przyjemny zastrzyk drobnej gotówki od czasu do czasu. IMO sęk w tym, żeby najpierw zagryźć zęby tak mocno, aż dogryziesz się do własnej dupy, i pisać, riserczować, rzeźbić, starać się, próbować i nie poddawać, a nie oczekiwać, że ktoś nam zapłaci, bo byliśmy łaskawi oprzeć palce o klawiaturę.

Andrzej Sapkowski przekopał ogrom materiałów archiwalnych, żeby napisać trylogię husycką, a Jakub Ćwiek poszedł mieszkać jako bezdomny na dworzec PKP w Katowicach, żeby napisać “Ciemność płonie”. Tak sobie tu tylko tę wzmiankę zostawię.

 

Wiktorio, milcz o riserczu! Mi się poniekąd z riserczu wprawdzie pomysł na duży projekt naukowy urodził, ale...

http://altronapoleone.home.blog

Droga Wiktor Orłowski,

 

odnoszę wrażenie, że po twojej stronie doszło do nadinterpretacji i widać tu całkowicie zbędną, pogardliwą postawę. Pisałem za darmo nie raz i nie dwa, również tutaj na Fantastykę. Ludzka przedsiębiorczość nie jest niczym złym, ale widzę, że w twoich oczach to spore przewinienie. Nie rozumiem jak to, że ktoś zastanawia się nad przekuciem hobby w drobny zarobek i próbuje zasięgnąć porad w miejscu przeznaczonym do dyskusji, może prowokować do takich docinek:

 

…próbować i nie poddawać, a nie oczekiwać, że ktoś nam zapłaci, bo byliśmy łaskawi oprzeć palce o klawiaturę.

 

Uważam to za coś całkowicie zbędnego i nie wnoszącego niczego do rozmowy, poza tym, że widać twoje wielkie oburzenie, bo ktoś „śmiał śmieć” zastanawiać się nad opcjami spieniężenia swojej twórczości. Powiedziałbym, że twoje agresywne usposobienie jest trochę zabawne, na przykład tutaj:

 

Po pierwsze – właśnie z nieskrępowaniem przyznałeś, że skorzystasz z czasu, pracy i umiejętności (bo nie podejrzewam, byś prosił o beta-reading analfabetę) postronnych ludzi, żeby pociągać korzyści majątkowe, jakie by one nie były (chyba że tym życzliwym znajomym zapłacisz?).

 

No widzisz, przyłapałaś mnie na gorącym uczynku. Przyjaciele wyświadczają sobie przysługi na zasadzie wzajemności. Masz mnie. Śledztwo zamknięte.

 

Pozostałym chcę podziękować za konkrety. To co napisała np. Drakaina jest dokładnie tym, na czym mi zależało. Rzeczowe wyjaśnienie, że odpowiedź na moje pytanie brzmi „to nie ma sensu”. Dziękuję.

Wiktorio, coś się zapewne da, z naciskiem na coś. Według rankingu Wprost, dwudziesta osoba na liście najlepiej zarabiających pisarzy w Polsce “wyciągnęła” w zeszłym roku całe 134 tys. Zakłam więc, że z samego pisania jest w stanie wyżyć  w kraju kilkadziesiąt osób.

Dodam tylko, że moje uwagi odnoszą się do modelu zarobkowego i to nie dla autorów bestsellerów. Jeśli chcesz coś powiesić w necie, nie przejmować się tym, jakiej jest wartości, i zakładać, że jeśli zarobisz pięć zł, to jesteś do przodu – nikt Ci nie broni. Trudno nawet powiedzieć, jakie coś takiego ma przełożenie na ewentualne przechodzenie w inne modele – bo co przypadek, to inaczej. Są nawet osoby, które zarabiają miliony, choć zaczynały od fanficzków (autorka Greya).

http://altronapoleone.home.blog

Wiktorio,

ale autor wątku określił, że chodzi mu o ludzi którzy lubią pisać, i dzielić się z innymi tą pisaniną w nieskomplikowany sposób. Jak zrozumiałam, chodzi mu o pisanie w ramach hobby przez przeciętnego zjadacza chleba, co do noblistów i innych uzdolnionych literacko ludzi, którzy na pisanie mają mnóstwo czasu, bo tym się zajmują zawodowo, ma się chyba nijak...

Marcinie, nie wiem, gdzie widzisz agresję, ale jak potrzebujesz się jej dopatrzeć, to niech będzie i tak. Piszesz o sprzedaży utworów, których autor dołożył starań, by zaprezentować jakość – a ja zaznaczam, że autor nie ma instrumentów, by ocenić wartość własnego utworu. Tyle w temacie.

 

Marianno, przepraszam, ale muszę zaoponować. Nobliści nie dostali Nobla przez pstryknięcie palców, Olga Tokarczuk debiutowała pod pseudonimem w pisemku harcerskim – myślisz, że ktoś jej tam zapłacił? W starych numerach NF można przeczytać pierwsze opowiadania Dukaja, Sapkowskiego, Orbitowskiego – a ile z jeszcze wcześniejszych poszło niższym kalibrem i za darmo? Tym ludziom kariera pisarska nie spadła z nieba, nasi użytkownicy książkowi jakoś też nie rzucili pracy, więc uważam za krzywdzące stwierdzenie, że mogą sobie pisać, bo zajmują się tym zawodowo. 

Ej, Wiktorio, teraz to Ty mnie źle rozumiesz. Nie chodzi o to, że mogą sobie pisać, bo to każdy może. Chodzi mi o to, że jeśli poświęcają na to mnóstwo czasu na samo pisanie i wysiłku na risercz (bo  mają ten czas) o którym wspomniałaś, to jak najbardziej należy im się za to godziwa zapłata. Jak ktoś, kto traktuje to jako hobby – dam mój przykład – i ma na to  pisanie trzy, w porywach cztery godziny w tygodniu, to jasne jest, że ani wartość literacka jego dzieł nie będzie porównywalna z profesjonalnym pisarzem (no chyba że ktoś ma ambicję nim zostać, nie poprzestać na amatorstwie), ani zarobek tym bardziej. I właśnie taki przypadek tu rozpatruję, nie dopatrujmy się tu obrazy innych użytkowników i generalizacji.

Wiktorio, nie wiem jak pisze Marcin, ale jeśli Ty również nie wiesz, to pytanie czy trafne jest porównanie do “dziecka z farbkami”. Może tak, może nie. Ale faktem jest, ze komuś “z nikad” zawsze będzie trudniej, bo nikt nie zainwestuje w ciemno.

 

Marcinie, Tobie z kolei podrzucę jedną rzecz. Z LinkedIna wynika, ze współpracujesz z agencją contentową. I to taką, która ma w swojej ofercie również usługi z zakresu SEM i SM. Nie wiem jakie masz z nimi kontakty jako luźny współpracownik, ale jeśli dobre, to podpytaj ich adsowców ile wynosi średnie CPC dla Google Ads i FB Ads w tym obszarze i jaki współczynnik konwersji można uznać za zadowalający. Zrób poprawkę na “bycie nieznanym” i będziesz mógł sobie prognozować jak by wyglądały koszta promocji, gdybyś próbował działać w stu procentach samodzielnie. Oczywiście z poprawką na to, że próba podbijania ceny będzie się wiązać z obniżaniem konwersji. Plus to, że na starcie, zanim kampania się zoptymalizuje, pewnie i tak CPC będzie musiało być przez jakiś czas wyższe.

Podpowiedź: owszem, byłoby to naprawde trudne do spięcia, jeśli nie dołączysz do tego naprawdę sporej pracy i sporych nakładów czasu, o czym wspomniał Fenrrirr.

 

Drakaino, pewna różnica w selfie papierowym i e-bookowym jest. Koszt składowania, koszt dystrybucji. Oczywiście z trudnością sprzedaży nadal jest podobnie.

 

Oczywiście, w ebooka nie trzeba zainwestować nic poza czasem, tylko że jeśli chce się zarabiać, to przez ten czas można było zarobić ;)

http://altronapoleone.home.blog

A to już osobna kwestia. Choć są przypadki takie, jak Michał Szafrański z JakOszczedzacPieniadze.pl, który świetnie sprzedał swoją książkę (też w papierze!), przy czym to nie ona jest osią jego biznesu, a jej popularność oparła się na tej właśnie osi. Albo inny przykład: Dawid Myśliwiec (Uwaga, Naukowy Bełkot), u którego książka jest dodatkiem do kanału bazującego na Patronicie i sponsorach (choć nie zdziwiłbym się, gdyby ów dodatek znacząco przekroczył zyski z Patronite).

Popularni blogerzy i youtuberzy to całkowicie inna rzeczywistość :) Mają ogromną bazę potencjalnych klientów, którzy bardzo chętnie kupią każde ich dzieło.

Michał Szafrański użył tez innych sztuczek :) Trik z wbiciem się na listę bestsellerów Empiku był świetny ;) Ale na to też nie każdego stać.

Ze znanych mi osobiście blogerek tak samo sukces odniosła Paulina Łopatniuk z “Patologami na klatce”, więc oczywiście, to jest możliwe. Ale to wszystko nie jest beletrystyka! Co więcej, właśnie z beletrystyką niekoniecznie wychodzi – kolejna znana mi osobiście blogerka, Kaśka Czajka (Zwierz popkulturalny) miała gigantyczne zasięgi blogowe, kiedy wydała powieść, a książka mimo to przeszła w zasadzie niezauważona. W sumie nie miałabym nic przeciwko temu, żeby wydać blogową książkę (a już z dwoma tematami mnie wstępnie namawiano, więc może się kiedyś skuszę) XD

 

Btw jak Szafrański “wbił się” na listę bestsellerów? Wykupił nakład? ;)

http://altronapoleone.home.blog

Jeśli chodzi o internetową (empik.com) listę bestsellerów, to każdy się tam może wbić praktycznie zerowym kosztem, ale nie będę zdradzał publicznie, jak to zrobić, bo zaraz zaczęłoby to być pewnie nadużywane. ;) W każdym razie sztuczka niestety istnieje i niestety się sprawdza.

https://fantazmaty.pl

Jak wbić się na listę bestsellerów empiku:

  1. Dodaj wieczorem do koszyka 9 swoich książek (możesz poprosić znajomych, by zrobili to samo, lub, jeśli jesteś bardziej chaotyczny, możesz zrobić to z wielu maili i fejkowych adresów)
  2. Zaznacz płatność przy odbiorze.
  3. Następnego dnia rano sprawdź listę bestsellerów.
  4. Anuluj zamówienie.

Po lekturze wątku przypomniało mi się stwierdzenie jednego z polskich autorów, o tym, że początkujący pisarze często stracą masę czasu na szukanie sposobu, jak obejść system i wydać coś, czego nie chciało żadne wydawnictwo, zamiast spożytkować ów czas na pisanie czegoś nowego i lepszego od poprzednich dzieł. A sposobu i tak nie znajdują.

"Nic mnie nie zmusi dzisiaj do biegania, mimo wszystko znów zasiadam zaraz do pisania."

pablo026 – CELNIE!!!

http://altronapoleone.home.blog

Wydaje mi się, że w dobie tak rozwiniętego internetu i social mediów należy szukać nowych sposobów na dotarcie do ewentualnych odbiorców swoich “dzieł”. Po pierwsze należy stworzyć bazę osób, które byłyby potencjalnie zainteresowane zakupem, gdyż wrzucanie e-booka bez żadnego zaplecza poskutkuje tym o czym wspominano już wcześniej czyli zakupem ledwie kilku-kilkunastu sztuk. A po drugie dane “dzieło” powinno czymś się wyróżniać spośród setek innych ukazujących się na rynku.

Ja akurat nie widzę nic złego, że ktoś chce połączyć swoje hobby z możliwością zarobku (choćby niewielkiego), w końcu każdemu z nas marzy się aby móc utrzymywać się z tego co kochamy robić czyli pisania. Niestety polski rynek jest dość specyficzny, a szczególnie już jeśli chodzi o fantastykę. Najprostszą drogą jest seryjne produkowanie kolejnych powieści (jak Gołkowski czy Piekara), jednak oni mają oddaną i przede wszystkim liczną grupę fanów, którzy kupują ich dzieła pomimo spadającej jakości. Sam jaram się jak dziecko, że za jakiś czas spłynie mi jakaś kasa (choćby będzie to kwota, którą pewnie będzie można wydać w jeden weekend, albo nawet w jeden dzień) ze stworzonego przez serwis audioteka.pl audiobooka mojego opowiadania.

 

Czy ja wiem czy celnie... Jeśli celem jest pisanie samo w sobie, to tak. Jeśli ktoś chce przede wszystkim wydać, to na co mu napisanie, jeśli potem nie znajdzie sposobu na wydanie. A nawet nieudany research może dostarczyć pewnych informacji, które potem mogą się przydać w innych dziedzinach.

drakaino też tak uważam

"Nic mnie nie zmusi dzisiaj do biegania, mimo wszystko znów zasiadam zaraz do pisania."

Nowa Fantastyka