Profil użytkownika


komentarze: 981, w dziale opowiadań: 645, opowiadania: 375

Ostatnie sto komentarzy

Czytałem to jakoś w liceum, praktycznie dzieckiem jeszcze będąc. Wtedy było fajne. Ale z im dłuższej perspektywy patrzę na te książki, tym za bardziej tandetne je uważam. Każdy ma swoją literaturę. I tyle.

 

A '"fantasy do porzygu" i istotnie określenie wyjątkowo trafne. ;)

Cóż, mogę się tylko zgodzić z przedpiszcami: wyśmienite opowiadanie. Chyba już wiem, jak należy czytać ten portal: sporadycznie zaglądać tylko w teksty przyciągające uwagę tytułem podobnym do powyższego. :p 

Wszystko zależy od gustu konkretnego czytelnika. Po prostu jednym będzie się podobać, a innym nie, nic na to nie poradzisz. Ja osobiście lubię dobrze objaśniony i logicznie spójny świat (chyba posługujemy się absurdem, to co innego), tzw. "twarde" SF i te klimaty. Ale większość czytelników nie przepada chyba za nadmierną naukowością. Musisz więc odpowiedzieć sobie na kluczowe pytanie: po co i dla kogo piszesz? Wtedy będziesz miała odpowiedź. :)

Dobrnąłem tylko do odbioru paczki. Po pierwszym akapicie też miałem ochotę odejść, ale się powstrzymałem na chwilę. To, co preczytałem, wyraźnie stara się być zabawne, ale dla mnie nietstety nie jest. Część żartów jest po prostu obrzydliwych lub niesmacznych. Do tego obrażasz ludzi, a tego na żadnym poziomi żartu robić nie wypada. Cytat dla Ciebie:

 

Najtrudniej nauczyć się, że nawet idiota może czasem mieć rację

- Winston Churchill

 

No i te błędy. Nie  dla mnie takie pisanie, przykro mi.

Bogowie mi świadkiem,
Chyba "świadkami"...

Mogłem tylko patrzeć, jak jej ciało poddaje się nieustępliwym rytmom, napinając pod rozkazy każdy mięsień, motywując całą energię, by jak najumiejętniej wyrazić uczucia i ekspresję.
Jak możena "wyrazić ekspresję"?

Osiemdziesiąty szósty sektor - nie bardzo mi tu pasuje do klimatu. Wydaje mi się, że nawte do początku ubiegłego wieku ludzie znacznie chętniej nadawali obszarom znaczące nazwy, niż numery. To oczywiście kwestia świata i ewolucji przyzwyczajeń, ale tak mi to trochę zgrzyta.

To najbardziej bezwzględny i przebiegły typ agenta jakiego udało się wyhodować w podziemnych labolatoriach jeszcze za czasów wojen
Laboratoriach, albo jeszcze lepiej, pracowniach.

 

Co do samego tekstu - był umiarkowanie wciągający. Solidnie napisany, ale trochę niechlujnie, jak wyżej dostrzeżono. Czegoś mu jednak brakuje. Może to kwestia tego, że mamy tu do czynienia z serią mikoopowiadań, a nie jednolitym solidnym tekstem. Pozostawia to pewien niedosyt.

narrator nie powinien posługiwać się ich językiem

to też nie jest bezwzględna reguła. Zwłaszcza w narracji pierwszoosobowej, gdy narrator jest jednocześnie bohaterem niekoniecznie musi to mieć zastosowanie. Tym niemniej warto odróżniać język narracji od języków bohaterów (tych też w obrębie jednego utworu może być wiele) dbać o to, by język używany przez daną osobę zawsze do niej pasował.

 

Co do zapisu np. 600.0000 - to często podaje się pewne ceny do czwartego miejsca po przecinku. Wynika to wielkości transakcyjnych. Przy dużych ilościach ma to znaczenie.

Nie jestem ekonomistą. Mnie na matematyce uczyli, że końcowe zera po przecinku nie mają znaczenia i można je pomijać. Robę to więc z dbałości o czytelność zapisu. Zwłaszcza, że Polska jest takim dziwnym krajem, gdzie część dziesiętną oddziela się przecinkiem, a nie kropką. Tej ostatniej natomiast używa się niekiedy do oddzielania setek od tysięcy, setek tysięcy od milionów itd. Powoduje to niemało zamieszania i nie inaczej było w tym przypadku. ;)

Ja mam mieszane uczucia. Treść i idea jest nawet fajna, ale wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Przede wszystkim język - bardzo kolokwialny, miejscami toporny, najeżony neologizmami i zapożyczeniami, zupełnie niepotrzebnymi. Ze skrótami też bym tak nie przesadzał. Nie są (przynajmniej przeze mnie) dobrze widziane w literaturze apirującej do miana pięknej.


Dialogi są rzeczywiście niezłe, ale narracja mocno kuleje, miejcami w ogóle jej brak. Zwłaszcza rzuca się w oczy w brze, gdzie mamyt do czynienia z różnokolorowym tłumem ideowców i anarchistów, którego narratorowi nie chciało się w ogóle opisać. Poza jednym człowiekiem, którego opis był naprawdę konieczny, a i ten jest podany tylko chyłkiem w nawiasie. Tych nawiasów, nawiasem mówiąc, też za dużo. To nie prasówka. Lenistwo autora, czy brak pomysłu?


Wreszcie pod koniec akcja robi się kompletnie niewiarygodna, coraz bardziej zaczyna wyglądać jak kiepski żart. Ten krzyż zwłaszcza. Kompletny bezsens. Że co niby GE chciało pokazać przez tą symbolikę? "Hurra, jesteśmy z wami"? Bez sensu. Również śmierć bohatera jest zupełnie zbędna. Jej upozorowanie nie byłoby chyba wielkim problemem? Zwłaszcza że decydenci, zdaje się, go lubili i szanowali. No i wreszcie intryga Anny jest już kompletnie bezsensowna; opiera się na ciągu wydarzeń kompletnie nie do przewidzenia i zresztą mało realnych.


Podsumowując: dobry pomysł, ale jeśli o warsztat chodzi, mnóstwo pracy jeszcze przed Tobą. Poniżej trochę szczegółowej łapanki.

W tekście literackim liczby zapisujemy słownie. W nagłówkach ewentualnie mogę zostać godziny zapisane cyframi dla stylizacji dziennikowej, ale to wszystko. Pomijając, co to jest za zapis: 600.0000

deafultowo - nie znam takiego słowa. I gwarantuję Ci, że żaden słownik języka polskiego również go nie zna.

deal - j.w. O ile takie rzeczy w dialogach jeszcze uchodzą - co poradzić, kiedy bohaterowie tak mówą - o tyle w narracji nie pisz w ten sposób. Jakby nie było polskich słów.

GENERAL ECONOMICS (GE) - to jest artykuł prasowy, czy opowiadanie?

bzdety - kolokwializm.

Wyją soczewki - to Ci dopiero...

- To spotykaj się z HS 1.0 - zaproponował Zabłocki. - połącz to w jedno zdanie. Lepiej wygląda.

AS QUICKLY AS POSSIBLE - as soon as possible, jeśli już. Jak musisz używać obcego języka, to chociaż rób to poprawnie.

Gardło nienawykłe do pompowania takich ilości powietrza  - to Ty oddychsz przez gardło? Bo ja to przez tchawicę...

Niestety, uświadomiona w końcu głuchota bohatera nie jest żadnym zaskoczeniem, bo przez cały czas stopniowo czytelnik odkrywa, że jest on ranny i leży w szpitalu, czy gdzieś. Jeżeli coś miałoby w tym tekście przyciągnąć uwagę, to właśnie nagły i niespodziewany kontrast między sytuacją, której czytelnik się spodziewa, a tą ujawnioną w ostatnim zdaniu. Trudno mi wyobrazić sobie cokolwiek innego, co mogłoby uczynić ze stuwyrazowego zaledwie tekstu mocne, czytelnicze przeżycie.

Borys Klemens miał czterdzieści dwa lata i włosy i zarost siwe jak u starca.

Przed drugim (i każdym kolejnym) "i" - przecinek.

 

Zimny pot zroszył mu czoło

Chyba zrosił?

 

Może być. Napisane porządnie, ale nie wciągnęło mnie. Brakuje rozwinięcia, wyraźniejszego zarysowania bohatera tak, by czytelnik mógł poczuć z nim jakąś więź.

Odpowiedz mi Autorze, na jedno pytanie: gdzie są w tym tekście bohaterowie? Bo nie widzę żadnego. Na upartego można przyjąć, że załogi statków są bohterem zbiorowym. No i ten nieszczęsny naukowiec. Co o nich wiadomo? Co robią, co myślą, co czują, jak się nazywają chociaż? Nic, pustka. Takim pisaniem nie przyciągniesz czytelnika. Diabeł tkwi w szczeółach - powiadają. A u Ciebie tych szczegółów brak.

 

To fragment większej całości - odpowiesz. Dobrze. Zatem pokaż nam taki fragment, który będzie już te szczegóły zawierał, w którym coś się będzie dziać z bohaterami, a nie bezosobowymi statkami i planetami. Jeżeli takim nie dysponujesz - wstrzymaj się do czasu, aż będziesz go mieć. Ja rozumiem, że różne sa warunki pracy, każdy ma jakieś trudności. To nie usprawiedliwia fuszerki.

 

Tyle ode mnie.

A ja nie napisałem, że jest dobry. Napisałem tylko, że mi się bardzo podobał i ża bardzo czegoś takiego potrzebowałem. ;)

To ja mam pierwszą od kilku miesięcy nie budzącą cienia wątpliwości nominację. Przeze mnie droga... - Suzuki M.

 

Dobry, alegoryczny i dający do myślenia tekst. Długi, co pewnie niejedengo zniechęci, ale co starsi z nas wiedzą, że Suzuki pisać potrafi. Tekst przez całą lekturę odlegle mi się z czymś kojarzył i teraz wreszcie wiem, z czym. Chodzi zapewne o Władcę Much Goldinga. Podobny zamknięty świat, podobne rosnąc z linijki na linijkę napięcie, bezbłednie wiodące do dramatycznego finału. Gorąco polecam. :)

Wcale nie poczułem żadnej ulgi. - moim zdaniem bez sensu dublować znaczenia "wcale" albo "żadnej" do wykreślenia.


Nocna eskapada do zakątka bezprawia nie zniechęciła mnie do wizyt pod motylim domem. - chyba wielkimi literami?


 Ze znawstwem oglądała budynek, obeszła, obejrzała bliżej wybrane elementy - powtórzenie (?)


 Zieloni ustawili kamienną rusałkę w rzędzie kamiennych banitów. - powtórzenie.

 

Tyle łapanki. Komu innemu napisałbym, że niewiele, jak na tak długi tekst, ale Tobie napiszę: wstydź się. :P

 

Co do treści - badzo mi się podobało. Ciekawy pomysł, alegoryczność i refleksyjność. Super. Brakowało mi takich "cięższych" tekstów ostatnio. Bardzo. Wątpliwości mam dwie. Po pierwsze nie zauważyłem, żeby ktokolwiek w tym tekście jadł, więc nie wiadomo tak naprawdę, czy w tym świecie się nie jada, czy po prostu narrator nie uznał za stosowne o tym wspomnieć. Trochę mnie to gryzie. Jeśli tak miało być to w porządku, po prostu zwracam uwagę.

 

Po wtóre kiedy bohater idzie przez korytarz domu Wery, w opisie bardziej wyczuwa się napięcie i rosnący lęk, niż wściekłość, a mimo to, na miejscu wściekłość dopiero powoli z niego ulatuje... To moim zdanie trochę zgrzyta. Wydaje mi się, że narrator nie powinien się tak bardzo skupiać na mroku i zgniliźnie otoczenia, jeśli w danej sytuacji jest wściekły i rwie się do działania.

 

Poza tym nie mam zarzutów. Bardzo mi się podoba. Idę napędzić Ci więcej czytelników... :>

Faktycznie jest niejednoznaczne. To przez ten absurd chyba. Podob mi się. Sprawne, a i uśmiechnąć się można i zastanowić. :)

Nie dołączę do zachwyconych. Niby wszystko na miejscu, ale jednak czegoś mi tu brakuje. Skwitowałem wzruszeniem ramion. Nie wiem w sumie dlaczego, bo czytałem już znacznie słabsze drable. ;)

Regulatorzy ma(-ją? :p)  rację. Ponadto:

 

-Jestem Dorman – drwal uścisnął dłoń strojnisia – główny oficer sił specjalnych Białej Korony . - jeżeli to "strojniś" mówi (a na to wskazuje kontekst) to on powinien być podmiotem podkreślonego zdania. Bo tak, jak jest, znaczy, że drwal miał na imię Dorman. Innymi słowy powinno być:

— Jestem Dorman — strojniś uścisnął dłoń drwala — główny oficer...

 

W moim zapisie jest jeszcze jedna różnica w stosunku do Twojego: do oznaczenia dialogów używamy długich pauz dialogowych, a nie średnich półpauz (służących m. in. do oznaczania przedziałów liczbowych, np. "strony 1–3") krótkich dywizów (te ostatnie służą do łączenia wyrazów, np.: "biało-czerwony"). W swoim komputerze znak taki możesz uzyskać, przyprzymując lewy [Alt] i wystukując na klawiaturze numerycznej numer 0151, albo zwyczajnie skopiować go z Tablicy znaków.

 

Dalej, po kropce zdanie zaczynamy wielką literą (nawet po pauzie dialogowej), a spację stawiamy po znaku interpunkcyjnym, a nie przed nim (wyjątkiem są wspomniane pauzy i półpauzy, które mają spacje z obu stron). Ogólnie potrzebna Ci, Autorze, solidna lekcja typografii i interpunkcji (dobry początek masz tu). Oraz dużo, dużo lektur, bo język masz straszliwie siermiężny. Parafrazując znany cytat Napoleona I, żeby pisać dobre teksty, trzeba trzech rzeczy: czytania, czytania oraz czytania. Powodzenia w nauce, dużo jej przed Tobą. ;)

Forma prozy rytmicznej ambitna i zrealizowana nie bez pewnego uroku, chociaż i nie bez potknięć. Brakuje sporej ilości przecinków, kilka form jest mocno archaicznych,a z drugiej strony mamy też "bluesa". Rozpaczliwe próby utrzymania rytmu i rymu prowadzą do powstania najdziwaczniejszych konstrukcji, jak np.:

 

a po bokach trawy zielenią się obijające z lenistwa

Idą dalej, w polane wstępują.

Wtem wuj do Lady rzecze. - nagłe obcojęzyczne wtrącenie wybija z rytmu i dezorientuje, zabija cały rytm. Pomijając już fakt, że zupełnie nie pasuje do stylistyki. "do panny" napisać nie można?


itd. Poza tym fajnie tylko na przyszłość poproszę tekst z treścią.

Zgadzam się z Ryszardem. Tekst jest infantylny, ale nieźle napisany. Nie jestem egzaltowaną nastolatką, więc chyba nic dziwnego, że mnie nie fascynuje? ;)

 

Pomysł jest do gruntownego przemyślenia. Kiedy wydało się, kim jest bohaterka, tak, jak Damian, miałem skojarzenie z grami RPG i HoMM. Pomysły zbyt zbliżone do stereotypów po prostu się z nimi stapiają i nie wyglądają dobrze. Myślę, że powinnaś jednak wymyślić inną nazwę dla swoich "żywiołaków". Przynajmniej ja bym tak zrobił.

Nienajgorszy ten drabble, ale zakończenie rzeczywiście przydałoby się wzmocnić. I wtedy byłoby super, bo pomysł jest jak najbardziej udany. :)

Kartka z pamięnika, pardon.

Mnie również się nie podobało. Nieprzekonywujące to i nieciekawe. Dziannik pamiętnika biednego schizofrenika, dokładnie. Ponadto Autor mógłby się zdecydować, czy jedgo zdaniem pisze się "żądać", czy może jednka "rządać"...

Ja tam się nie dziwię. Przeczytałem połowę i jestem na etapie zastanawiania się, czy NA PEWNO CHCĘ kontynuować. Bo z jednej strony technicznie jest to najlepsze opowiadanie od dawna, a z drugiej, jak to sam Fas ostatnio celnie ujął, zdecydowanie nie jestem targetem tego opowiadania... :D

I wcięlo mi komentarz :/ Gdzieś tam bohater zorientował się, że stracił orientację. Słyszysz, jak to brzmi? ;)

 

Styl jest poprawny, ale jeszcze do podrasowania, jeszcze zddarzają się potknięcia i niedociągnięcia tu i tam.

 

Co do treści - zabawa konwencjami to trudna rzecz i widać, że w Twoim przypadku za wcześnie na to. Chciałaś stworzyć historię, w której znane, ograne motywy dążyć będą do niespodziewanego, nietypowego zakończenia. Pomysł sam w sobie nie jest już nowy, ale sprawnie zrealizowany znajduje jeszcze uznanie. Największym problemem tego tekstu jest przewidywalność. Właściwie od początku wiadomo, że bardz wyprawi się przeciw smokowi, potem - że go zabije. Od chwili, gdy pojawia się król, można się już domyślić, że z małżeństwa nic nie wyjdzie, a skarbiec zdradza, że bohater spróbuje orżnąć wiedźmy. Bez przerwy zdradzasz, co się stanie za chwilę i nie jest to dobra taktyka niestety.

 

Kilka elementów fabularnych jest dość naiwnych:

- dlaczego król od razu nie pomyślał o przekupieniu biedaka, żeby sobie poszedł.

- po incydencie z zabójcami, król nie powinien w żadnym wypadku pozwolić boahaterowi ujść z życiem, by się wieść nie rozeszła.

- wiedźmy bardzo łatwo dały się oszukać.

No i te nieszczęsne buteleczki... Nie wiem, czy się orientujesz, diament jest bodaj najtwardszym znanynm materiałem. Nawet współcześnie jego obróbka nie jest łatwa, a cóż dopiero przy dawnej technice. Wykonanie butelki z takiego tworzywa dziś może i byłoby możliwe, ale w Średniowieczu z całą pewnością nie. To samo dotyczy innych nomen omen kamieni szlachetnych.

Zakończenie jest niejasne. O co chodzi? Woźniak chciał ściągnąć na Ziemię kosmitów, którzy ją zniszczą? Dlaczego? Co to ma wspólnego z zabójstwami? Nie widzę w tym sensu; jeśli jakiś jest, to trzeba go wyraźniej zaznaczyć dać trochę więcej wskazówek. Puenta idzie w dobrym kierunku, stara się zostawić niedopowiedzenie, dać pole do spekulacji. Niestety niedopowiedzenie jest za duże, a pole - za szerokie. Na takiej przestrzeni kosmici, pardon, czytelnicy nia mają szans odnaleźć właściwego sensu. ;)

 

Do poprawki.

Moim zdaniem wystarczy zwyczajnie zamienić zakładkę "najwyżej ocenione" na "wyróżnione" i już. Powodów jest wiele, wszystkie praktycznie gdzieś tam po drodze padły, więc nie będę powtarzał. Dodatkowy argument podsunął właśnie DJ. Jestem przeciwny skracaniu zakładek, bo nowi na stronie będą wiedzieć, o co chodzi. Zakładka "ostatnio dodane" też powinna - dla jasności pozostać.

Dla mnie może być zbiorcza. Nie wymagajmy za wiele. Zresztą, ile w końcu jest złotopiórkowych opowiadań? 10? 20?

Warsztat leży na obu łopatkach i pokwikuje dość załośnie. Język jest słaby i prosty niczym konstrukcja cepa. Na początek proponuję zaznajomienie się ze słownikiem synonimów, bo powtórzeń jest od groma, niektóre zresztą zupełnien zbędne. Przykłady:

 

Mężczyzna podniósł wzrok znad brudnego kubła i spojrzał z trwogą na stojącego mężczyznę

ale żebym mógł wziąć go ze sobą. Nie mogę tracić czasu, siedząc tutaj.
- Ale nie mogę, tak ot, po prostu wam dać piwo z kuflem

Czarodziej słyszał coraz lepiej okrzyki przerażenia, co oznaczało, że jest coraz bliżej. Ale potwór wygrywał wyścig.
Wreszcie las zrobił się coraz rzadszy



Jeszcze więcej jest językowych niezręczności, jak te poniżej:


Patrzył złowrogo i bezlitośnie - czy odwrócenie wzroku byłoby przejawem litości? Z jakiego powodu?

Waćpanie... - nie mówi się i nie mówiło w ten sposób. Zamiast wołacza używano mianownika: "Waćpan". Pozatym był to zwrot nieco poufały, użyć go mógł w stosunku do szlachcica inny szlachcic, ale nie chłop. Właściwszym zwrotem byłoby: "panie".

Po godzinie jazdy, całe szczęście nie napotykając żadnej przeszkody, usłyszał ludzki gwar. Spojrzał w niebo.

Po pierwsze: "na całe szczęście", albo jeszcze lepiej "szczęśliwie".

Po wtóre: "usłyszenie gwaru" miało miejsce równocześnie z "nie napotykaniem", czy później? Obstawiam, że to drugie, a w takim razie należy użyć imiesłowu uprzedniego: "nie napotkawszy".

 

Jest tego więcej. No i wreszcie treść też jest nieprzemyślana. 

1. Potężny i światły mag zachowuje się w karczmie jak tępy osiłek.

2. Mimo całej bogatej wiedzy i doświadczenia, zapomina o prostych konsekwencjach własnych zaklęć?

3. Skoro mag umie wyczarować wszystko za pomocą różdżki, to dlaczego po prostu nie spopieli wampira jednym słowem?

4. Świat jest jakiś taki niedookreślony; nie za bardzo wiadomo, o co tu chodzi. Jakiś mag pędzi na koniu, tak mu się spieszy, że nawet nie może rzucić prostego zaklęcia(?). W końcu dociera na miejsce, porywa dwójkę dzieci i koniec. Nic z tego nie wynika, nic się nie wyjaśnia, jak coś takiego ma zapaść w pamieć? Choć akapit wyjaśnienia, o co chodzi z tymi Darami, kim sa mariganie lub jak wygląda "hodowanie" Daru - to nie łaska?

 

Słowem - niestety nie podobało mi się. Powodzenia następnym razem.

- Przejdźmy do saloniku. - Wskazał kolejne drzwi i podążył za nim.

Kto wskazał i kto za kim podążył??

 

Styl zgrabny całkiem, daje się toi czytać. Ale tekst jest przeraźliwie nudny, gdyż nic się w nim nie dzieje. Przez pierwsza połowę jakiemuś bliżej nieznanemu gościowi zbiera się na wymioty, po czym następuje sentymentalna rozmowa o "nowych czasach". Nihil novi sub sole. Zakończenie też nie ma w sobie nic, co by kazało mi zapamiętać to opowiadanie. Warsztat w porządku, ale nad treścią trzeba jeszcze popracować.

Tekst zdaje się miał rzucać na kolana pomysłem i podejściem do tematu, taki był jego sens w zamiarze autora. Wyszło to średnio na jeża. Jakiś tam uśmiech przez pierwszą połowę tekstu błąka się po wargach. Potem żart przestaje już być zabawny i czytelnik ma nadzieję, że coś się wreszcie zacznie dziać. Niestety, rozczarowuje się w tym punkcie i tekst bardzo przez to traci. Jako początek większej całości ujdzie. Samodzielnie nie jest wiele wart.

Prawie w całości zgadzam się z lPPlem. Dialogi są zdecydowanie najmocniejszą stroną, choć nie uważam, by reszta była tak beznadziejna. Mnie całośc czytało się dosyć przyjemnie. Tym niemniej zrówno kluczowa rozmowa, jak i cała otoczka dadzą się jeszcze sporo poprawić. Pomysł jest naprawdę dobry, więc warto z niego wycisnąć wszystko, co się da. Na przykład teść mógłby być trochę bardziej tajemniczy i nie tak od razu (a np. dopiero po spożyciu odpowiedniej ilości alkoholu) wyjawić swą prawdziwą naturę. Przydałby się też malowniczy opis jego piekielnej postaci. Jeśli się trochę postrasz, może nawet będzie dość oryginalny. Nad puentą też bym popracował. Jest zabawna, ale choba trochę zbyt niejasna. Trzeba się chwilę zastanowić, o co tam chodzi, co niemal zupełnie zabija "efekt rozśmieszający".

 

Mam nadzieję, że ta garść uwag pomoże Ci dopracować tekst. Nie traktuj ich tylko zbyt poważnie. Wykorzystaj, jeśli uznasz za stosowne lub pójdź inną drogą. Przede wszystki bądź twórczy. Ale pracuj, pracuj, bo warto! :)

Może po prostu sam jestem przewrażliwiony? W każdym razie lubię Cię  i głupio byłoby mi Cię obrazić. Nie pisząc już o tym, że Quetzalcoatl wraz z Jeżem Kolczastym mogliby się na mnie zdenerwować, a wiesz, jak to jest. Weles z Księżycem ujmą się za mną, i po co nam wojna bogów? No, po co? :p


Joseheim, rób swoje, śmiechem niedowiarków się nie przejmuj. Kto wie, ilu wielkich pisarzy skierujesz na właściwą ścieżkę? Powiem Ci: tylko wspomniany już Weles to wie, a może i on nie. :p

Ameryki chyba nie odkryję tym razem. Jest całkiem dobrze, ale bez rewelacji. Opowiadaniu brakuje oryginalności, a końcówka jest zdeydowanie niejasna. Moim zdaniem warto by tekst pociągnąć dłużej, dodać mu jakichś mniej ogranych motywów. Zgodzę się też z uwagą o napięciu - nagłe ataki szaleństwa bohatera są nieprzykonywujące, brakuje im chyba nieco głębszego opisu myśli, a zwłaszcza emocji nim targających. Zdecydowanie do rozwinięcia.

 

Powodzenia! :)

Ależ przecież to nie atak na Ciebie w żadnym razie! A to, co piszesz brzmi trochę, jakbyś to w ten sposób odebrał...  Nie tak przecież miało być. Joseheim, abstrahując od sensowności takiego postępowania, wykazuje nadludzką w moich oczach cierpliwość i tylko o podkreślenie tego mi chodziło. O nic innego. ;)

No nie wiem, w tym, który tu wkleiła jest podpisana "Joseheim"...

Wysłałem, co następuje. Mam nadzieję, że nie przesadziłem...

Szanowny Panie,

piszę do Pana w związku z dyskusją, która miała ostatnio miejsce na Forum "NF" w sprawie ocen pod tekstami. List mój dotyczy jednak sprawy szerszej, a mianowicie ogólnej postawy Redakcji "NF" względem wspomnianego Forum, której przykładem jest między innymi odpowiedź, jakiej udzielił Pan użytkowniczce Joseheim (a nie Josephine, jak zechciał się Pan do niej zwrócić w odpowiedzi...) na jej list w sprawie zmian w ocenach. Być może wyda się Panu niestosowne, że zwykły, szary użytkownik pozwala zwracać się w takim tonie, jaki przeczyta Pan za moment, do Redaktora Naczelnego, tym niemniej mam nadzieję, że jednak da to Panu do myślenia. A myśleć jest o czym.

Ponieważ poprzednie (nie tylko w ostatnim czasie, ale i dawniejsze) uprzejme apele nie dawały rezultatu, pozwolę sobie pójść inną drogą. Ujmując rzecz tyleż krótko, co dosadnie, uważam, że postawa Redakcji względem użytkowników portalu jest zwyczajnym chamstwem. Z tak mocnego zarzutu wypada mi się wytłumaczyć i temu też poświęcę resztę swego listu.

Zacząć należy od zauważenia, że oprócz szerokiej masy osób, pojawiających się na Forum raz jeden, w celu umieszczenia jednego, jedynego tekstu, działa tam kilkanaścioro zaangażowanych użytkowników. Powiedzmy sobie prosto z mostu: Forum funkcjonuje tylko i wyłącznie dzięki nim. Jeżeli ich zabraknie, stanie się ono miejscem, gdzie mnóstwo ludzi będzie wklejać teksty, których nikt nigdy i tak nie skomentuje. Być może nie zdaje sobie Pan sprawy, że wspomniani użytkownicy wykonują dla Pana i Pańskiego pisma kawał ciężkiej pracy, polegającej na rzetelnym i solidnym komentowaniu wszystkich tekstów, jakie się na portalu pojawiają. Co więcej, pracują zupełnie za darmo, a korzysta na tym przede wszystkim "NF". Oni sami nie mają z tego zupełnie nic, oprócz może wątpliwej satysfakcji, że wciąż trwają tu na przekór wszystkiemu.

I właśnie o owo nic się tutaj, Panie Redaktorze, rozchodzi. Zupełnie nie mieści mi się w głowie, jak Redakcja może być tak bardzo, obraźliwie wręcz obojętna wobec ludzi, który tak tak ciężko na nią pracują. Uparte ignorowanie próśb o zmiany, względnie zbywanie ich lakonicznym "pomyślimy, pogadamy o tym w redakcji" jest - ufam, że zgodzi się Pan ze mną - co najmniej niestosowne. Tymczasem nie od dziś, ale od lat jak słyszałem, jest to jedyna polityka, na jaką Redakcja "NF" jest w stanie zdobyć się względem Forum.

Nie chce mi się wierzyć, że aż tak wielkim problemem jest wprowadzenie tych kilku kosmetycznych przecież zmian w skrypcie Forum, o które użytkownicy od dawna z podziwu godną wytrwałością apelują. Wierzę w to tym mniej, że na własne oczy widzę i uczestniczę w działaniu młodego portalu literackiego, założonego skądinąd własnym sumptem, zupełnie darmowym wysiłkiem (nie mówiąc już o kosztach hostingu i domeny) przez jedną z naszych użytkowniczek. Zwykły śmiertelnik może, a czołowe polskie wydawnictwo fantastycznie - nie?

Wspomniany portal jest przykładem nie tylko tego, że chcieć to móc. Dowodzi on jeszcze jednej rzeczy, której Redakcja "NF" zdaje się zupełnie nie dostrzegać. Tego mianowicie, że w tym okrutnym świecie nie ma nic za darmo. Żeby coś działało należycie, niezbędne jest poświęcić temu czas, dać coś od siebie. Choćby odrobina wysiłku wystarczy, jak pokazuje przykład wspomnianego miejsca, żeby zgromadzić wokół siebie rzeszę ciekawych ludzi, którzy z chęcią wspomogą pracę założycieli i zbudują przy okazji zupełnie wyjątkową atmosferę. Portalem, o którym piszę jest "Herbatka u Heleny". Serdecznie polecam Panu zajrzeć tam, gdyż może to być wizyta wielce pouczająca, zwłaszcza, jeżeli zechce Pan poświęcić jej odrobinę swego arcycennego czasu.

Trochę obawiam się, że to, co dalej napiszę obrazi Pańską inteligencję, gdyż są to dla mnie rzeczy najzupełniej oczywiste, ale ponieważ chciałbym, aby Forum "NF" zaczęło jednak naprawdę żyć, a nie udawać tylko, że żyje, pozwolę sobie jednak - gwoli zupełnie czystego sumienia - zaryzykować. Otóż musi Pan wiedzieć, że cierpliwość użytkowników nie jest nieograniczona. Moja własna jest już u kresu, a choć nikt o tym wprost nie mówi, podejrzewam, że nie jestem w tym odosobniony. Szczerze podziwiam tych, którzy są z Forum od lat i jeszcze chcą dla niego działać, gdyż ja sam po kilku zaledwie miesiącach mam serdecznie dość. Włożone zaangażowanie nie pozwala mi tak po prostu odejść. Zapewniam jednak, że każda cierpliwość ma swoje granice. Kiedy zostaną one przekroczone, Forum stanie się smutnym wrakiem miejsca, którym kiedyś ponoć było. Tak jak każda rzecz, o którą się nie dba.

Dlatego bardzo proszę, aby Redakcja wykazała choć odrobinę dobrej woli i wyszła naprzeciw użytkownikom, którzy chcieliby usprawnić działanie Forum. Leży to bowiem nie tylko w naszym, ale również i w Waszym dobrze pojętym interesie. Uprzejmie proszę nie odpisywać na ten list, gdyż nie interesują mnie obietnice "przemyślenia sprawy", a mogłyby tylko przyprawić mnie o większą jeszcze frustrację niż dotychczasowa. Nie przepadam tez za sytuacją, gdy przekręca się mój pseudonim, a zdaję sobie sprawę, że nie jest on łatwy ani wygodny do napisania. Nie interesuje mnie zresztą, co Redakcja ma w tej sprawie do powiedzenia, a wyłącznie to, co ma do zrobienia.

Pozdrawiam,
Świętomir

Stawiam tezę, że z domu gdzie ojciec i matka nie potrafią sklecić poprawnego zdania rzadko może wyjść literat.

A jednak  jest to możliwe. Żeby nie było wątpliwości, nie uważam się za żadnego wielkiego litarata (może kiedyś? ;p), ale niewątpliwym faktem jest, że potrafię sklecić kilka sensownych zdań i są ludzie, którym się efekty tych działań podobają. A w rodzinie sami budowlańcy i lekarze, na ogół z humanizmem i humanistyką mający wspólnego jak najmniej. Brat wyszedł na informatyka, kuzyn zapewne będzie fizykiem. Ja sam pewnie poszedłbym w podobnym kierunku, bo interesuję się wieloma dziedzinami, a i umysł mam raczej ścisły, gdyby nie to, że w ogólniaku przypadkowo najlepszego, abosultnie fenomenalnego nauczyciela miałem akurat od historii... No i faktem jest, że zawsze dużo czytałem - myślę, że to właśnie czytanie jest w tym wszystkim najważniejsze. Daje jedyny w swoim rodzaju przykład do naśladowania. Im ambitniejszy tym lepszy.

 

Ktoś też zauważył słusznie, że czasem trzeba dojrzeć. Próbowałem pisania już w liceum, ale dziś wstydziłbym się tamte wypociny komukolwiek pokazać. Potem miałem krótką przygodę z poezją, po czym zarzuciłem to na kilka lat i niedawno dopiero wróciłem.

Roger, mogę to zrobić. Jak o tym wspomniałeś, to nawet mam ochotę. Ale ostrzegam uczciwie, że nie będę tak elegancki i oględny w słowach, jak Wy. Napiszę wprost, co myślę, a nie są to rzeczy przyjemne. Jesteś pewien, że tego właśnie chcesz? ;)

Chyba że to kwestia tego, że za krótko tu jestem - w takim razie przepraszam. ^^

Joseheim, ale nie pamiętam, by Adam kiedykolwiek robił łapanki długie na dwa ekrany. A to znacznie ważniejszy moim zdaniem miernik wytrwałości. Komentować cierpliwie i wytrwale, a zwłaszcza merytorycznie, staram się i wychodzi raz lepiej raz gorzej. Zrobić w dłuższym tekście łapanki choćby zbliżonej dokładnością do Twoich nie byłbym w stanie. I tyle. ;)

Talent jest tu rzeczywiście istotny. Ale frajda jest ważniejsza. Jeżeli coś lubisz, to robisz to i naturalną rzeczy koleją uczysz się. Poza tym nie oszukujmy się, na ogół lubimy to, do czego jesteśmy uzdolnieni (wiem, wiem, nie zawsze, ale często).

 

Zawsze i ze wszystkim jest tak, że by osiągnąć to, co jednemu przychodzi z łatwością, inny musi sobie żyły wypruć. Ale czasem warto sobie właśnie po wypruwać i okazjonalnie można osiągnąć dużo, dużo więcej niż sławę i pieniądze. :)

Na całej linii muszę zgodzić się z Adamem. A już w sprawie samooceny zwłaszcza. Nadmienić zresztą wypada, że Adam i tak należy do najcierpliwszych w naszym gronie, ustępując chyba tylko Joseheim, której nikt i nic już chyba przebić nie zdoła w tym względzie. ;) Ja ze swej strony zawsze staram się komentować bez niepotrzebnej dosadności i podać choć jeden konkret powodujący niską ocenę. Nie zawsze jest to łatwe, bo należę do czytelników, którzy nie analizują i nie rozkładają czytanego tekstu na czynniki pierwsze, jeno polegają na własnej intuicji i wrażeniach z całokształtu.

 

Prawdą też jest, że nie zasługuje na szacunek czytelnika autor, któremu szkoda czasu na choćby pobieżną korektę, ba nawet na włączenie w swoim procesorze tekstu opcji sprawdzania pisowni. Po wtóre ogromna większość użytkowników portalu wstawia teksty i oczekuje na pogłaskanie po główce, bez zamiaru czy chęci choćby kiwnięcia palcem w zamian. Ich reakcje na komentarze są różne: jedni giną bez wieści, czy choćby odpowiedzi w komentarzu, inni przed zniknięciem wylewają swoje żale, jeszcze inni z uporem maniaka wstawiają coraz gorsze wypociny. Niektórzy pracują nad sobą, ale jest ich naprawdę niewielu. Żadnemu natomiast baranowi nie przyjdzie do głowy, żeby skomentować w zamian jakieś cudze teksty. Nawet nie w "czynie społecznym", ale choćby po to, by samemu się czegoś nauczyć z obserwacji cudzych błędów. I wreszcie po trzecie: niektórzy (tak się przypadkiem składa, że stanowią większość komentujących) przyjęli tu na siebie pewne obowiązki i doprawdy trudno się dziwić, że czasem mają ich już serdecznie dość.

Zdaje się, że Autor się obraził i możnaby już o nim zapomnieć, ale mimo wszystko napiszę, co myślę na wypadek, gdyby jednak postanowił jeszcze tu zajrzeć.

 

Otóż tekst nie zrobił na mnie wrażenia. Napiszę więcej: jest dla mnie tak zupełnie przeciętny, że po przeczytaniu powyższego wstępu na pewno nie zdecydowałbym się na kontynuowanie lektury, nie mówiąc już o zakupie. Dlaczego? Trudno powiedzieć; po prostu brak tu tego czegoś, co przyciągałoby uwagę od pierwszych chwil. Myślę, ż Autorowi brak umiejętności budowania napięcia - w ogóle go nie czuć. Od pierwszych linijek - gdzie mamy przecież do czynienia z brutalnym zabójstwem! - narracja jest mdła i nudna. Nie widać w ogóle, by bohater przeżywał paskudny widok, jaki stał się jego udziałem, a już na pewno uczucia te nie udzielają się czytelnikowi.

 

Później następuje część życiorysowa - zdecydowanie za bardzo rozbudowana. Zamiast wykorzystać ostatnią szansę, daną przez litościwego czytelnika, który dobrnął aż tutaj, Autor zasypuje go teraz smętną i - wbrew treści - wypraną całkowicie z emocji i nstroju opowieścią o choej siostrze. A gdzie akcja, gdzie coś się w tej książce dzieje? Jeśli nie na początku, doprawdy nie licz, Autorze, że czytelnikowi będzie się chciało szukać tej akcji dalej.

 

I zgadzam się - przecinki są istotne. Ich brak lub nadmiar niejednokrotnie wypacza sens zdania, nie mówiąc już o tym, że niekiedy zwyczajnie śmieszy.

 

A co do Arctura, to ktoś dawno już powinien rozprawić się z tym trollem. DJ?

Ha, myślałem, że to tylko ja taki niedomyślny, ale widzę, że generalne nierozumienie tu króluje. Niestety, Autorze, przekaz niejasny, treść niejasna, nie wiadomo, co się tak naprawdę stało i dlaczego. Zgadzam się: wygląda na wstęp do czegoś większego.

No, moich nie wzbudziło za wiele. Ma duży potencjał: możnaby z tego zrobić doskonałą humoreskę, lub całkiem poważne opowiadanie. Ty zrobiłeś zaledwie szkic. I to nieciekawy.

Oj po bandzie, Berylu, po bandzie. :]

 

Ale niestety, muszę się zgodzić. Przeczytałem pierwszy rozdział i mam dosyć. Popracuj na ortografią. Sam nie rozumiem, dlaczego nie przestałem czytać już po pierwszym "końcie"... "iraki", "afgany" i "wietnamy" też o pomstę do Rady Języko Polskiego wołają. Odrobinę szacunku dla czytelnika. Nie wspominając już o tym, że brak licznych pauz dialogowych, czyni przedzieranie się przez tekst iście męczącym.

 

Następnym razem, zanim opublikujesz tekst, bądź łaskaw przepuścić go chociaż przez jakiś program sprawdzający pisownię. Dobra rada. Inaczej nikt Cię nie będzie czytać, wierzaj mi.

Tak czy owak opowiadanie fajne. 

No, to dopiero jest komplement. Chyba mało kto może coś takiego od Ciebie usłyszeć, co? Dziękuję. :)

Co jest?! Przecież poprawiałem... Roger już to wyłapał. Ale dzięki. Czyżby strach Ci mijał? :p

Oda, zanim wyszła za Mieszka, była mniszką, przez co mariaż wywołał skandal niemały. Tyle w kwestii jej wykształcenia. :)

 

Co do Cesarstwa, ja właśnie nie pisałem o całym "narodzie", ale warstwie politycznej i zwyczajach obowiązujących na szczytach władzy. Tak, Oda mogłaby znaleźć sojuszników na zewnątrz, ale przez własny lud byłaby postrzegana jako władca narzucony. Poza tym narrator nie zabiera głosu w tej sprawie. W tekście mamy tylko poglądy Bolesława i Światosława na ten temat. Poglądy - dla nich - jak sądzę, zupełnie naturalne. :)

 

Wpływy niemieckie oczywiście były silne, ale znów, tylko w warstwie politycznej. Lud, nawet drużyna,  raczej trzymały się starych wierzeń, a i warstwa polityczna też zapewne w różnym stopniu ulegała wpływom (patrz: Światosław). A w państwie wciąż jeszcze plemiennym władca nie istnieje bez poparcia drużyny.

 

By podtrzymać twierdzenie, że państwo opisane przez Dagome iudex obejmuje Małopolskę, musielibyśmy przyjąć, że obejmuje także Prusy i Ruś, co jest oczywistym bezsensem...

Zachowanie współczesne? Nie rozumiem...

 

W jaki sposób Dagome iudex miałoby dyskredytować Bolesława, skoro wymienia Kraków poza granicami Polski?

 

Co do regencyj - to kwestia kontekstu. Regencja cesarzowej Teofano (w imieniu małoletniego Ottona III) jest niemal współczesna opisywanym wydarzeniom, ale to jest Cesarstwo, kraj politycznie w stu procentach zachodni. Da nas te zwyczaje dopiero powoli napływały, a trudno mi sobie wyobrazić kobietę rządzącą tradycyjnym państwem plemiennym, gdzie prawo do władzy wypływa ze sprawności bojowej, a nie z urodzenia.

Ok, w każdym razie widzę, że muszę poćwiczyć mowę pozornie zależną, bo nie idzie gładko. I te "suche" fragmenty udramatyzować odrobinę. Masz rację - w końcu to bardzo emocjonalna relacja. Dziękuję :)

To może coś mi nie wyszło. To miały być myśli samej Ody zapisane mową pozornie zależną. Tak samo, jak wszystkie przedstawione przez narratora opinie. Narrator miał ograniczyć się do referowania przebiegu wydarzeń, zaś wszelkie wygłaszane przez niegoi opinie i oceny są tak naprawdę opiniami księżnej, co zresztą doprecyzowuje  zakończenie. Dlatego nie zgadzam się z zarzutem wobec pierwszego fragmentu. Drugi rzeczywiście należałoby przestylizować. Co do trzeciego - to już zupełnie nie rozumiem. Mamy tu dosłownie zacytowane myśli księżnej, po czym następuje opis wydarzeń tym myślom towarzyszących. Normalna rzecz w opowiadaniu. "Spanikowała" wynika stąd, że brakło mi już rodzimych synonimów, a trochę ich się w tym miejscu gromadzi; strach Ody systematycznie narasta w toku narracji aż do kulminacyjnego punktu, gdzie opowieść się urywa.

Adamie, mnie też się ostatnio nie czepiałeś. Może jesteś chory? Chociaż tutaj faktycznie nie bardzo jest czego się czepiać. Bdb. :)

Aha, Roger, czy mógłbyś mi wyjaśnić, w których miejscach Twoim zdaniem następują zmiany stylistyki z reportażowej na opowiadaniową i odwrotnie?

I na wytężone w walce uda. Jak to rozumieć?

No, napięte mięśnie. Wybacz, nie zauważyłem pytania wcześniej.

Dziękuję za wszystkie uwagi, zwłaszcza Rogerowi. Postaram się jeszcze dziś przejrzeć tekst i może zdążę jeszcze tutaj wprowadzić poprawki. Nadmienię tylko, że tekst jest trochę z innej bajki i trafił tu z rozpędu, przez pomyłkę. Następne opowiadania ściśle historyczne będę jednak publikować gdzie indziej. Ale żeby nie robić kryptoreklamy (jezcze DJ tu zajrzy i wlecę na kopach :P), zainteresowanych proszę o zgłaszanie się po namiary mailowo. Zreztą warto tam zajrzeć niezależnie od ukazywania się moich wątpliwej jakości płodów. ;)

Rubieże! Racja, dzięki. :)

Ech.. odstęp oczywiście był, ale się zmył. Już poprawiam.

Niezgodo, czy aż tak nieprawdopodobne? Dyskutowałbym. :)

 

Oda manipulująca chorym Mieszkiem to dla mnie jedyne sensowne wytłumaczenie wystawienia dokumentu znanego jako  Dagome iudex (którego wiarygodność skądinąd i tak jest bardzo niska). Odziedziczenie kraju przez Bolesława jest oczywistym następstwem śmierci ojca, zwłaszcza, że obaj jego bracia są małoletni. Zauważ, że Mieszko zgodnie współpracował ze swymi braćmi, jak o tym zresztą sam Bolesław w dyskusji z Odą wspomina. Pełnili oni ważne funkcje na książęcym dworze, dowodzili wojskiem Mieszka, mimo iż prawdopodobnie również nie pochodzili z tej samej matki (poligamia). Dlaczego zatem Bolesław miałby wyganiać Odę i jej synów? Musiała dać mu powód.

 

Oda oczywiście miała wobec swych synów większe ambicje, w końcu pochodziła z Cesarstwa, które do rozdrobnienia było od wieków przywykłe - nic dziwnego, że przenosiła te schematy na grunt, do którego zupełnie one nie pasowały. Polskę podział mógł doprowadzić tylko do ruiny i możni musieli to rozumieć, dlatego (z wyjątkiem dwóch, o których wspomina Thietmar) nie poparli spisku księżnej.

Nie, musisz mnie skrytykować. Tradycja święt rzecz dla poganina. :D

Ach no i decyzja o zabiciu Denil jest kompletnie absurdalna, ponieważ eksperyment udał się przez przypadek, co oznacza, że nie ma absolutnie żadnej gwarancji, że uda się go powtórzyć.

I jeszcze ten "lewitosamochód". Spróbuj posługiwać się tym pojęciem na codzień. Zapewniam, że szybko Ci się odechce. "Lewitochód" brzmiałby stokroć bardziej naturalnie.

Niestety, muszę się zgodzić. Opowiadanie od pierwszej, aż do ostatniej linijki jest absolutnie przewidywalne. Wręcz schematyczne. Schematyczna jest fabuła, akcja, a nawet morlane pytania, które się przy ich pomocy zadaje. A udzielona odpowiedź nie wnosi asolutnie niczego nowego.

 

McDb słusznie podniósł, że przebieg eksperymentu jest niewiarygodny. Umiejętność mówienia dziewczyny da się jeszcze jakoś wytłumaczyć, bo powiedziane jest, że kamery zarejestrowały, jak porusza ustami. Nie rozumiem natomiast, dlaczego nikt nie zaciekawił się tym zjawiskiem i nie postanowił go sprawdzić. Badali ją naukowcy, czy głąby? No i skąd w jej głowie nieznane słowa? Usłyszała je kiedyś z ust naukowców, ok. Ale skąd zna ich znaczenie? Co to za wizje w jej głowie. Niestety, współczesna wiedza podpowiada, że poza garstką wrodzonych instynktów (niemających nic wspólnego z wiedzą) w naszych głowach nie ma nic, co nie zostałoby tam w jakiś sposób wcześniej "włożone". Jeśli więc miało to być SF, to zdecydowanie zabrakło "riserczu".

Ależ nie przeczę. Nie żądam szczegółowych opisów. Wystarczą drobne informacje, a nwet poszlaki, czy sugestie, wplecione w narrację tu i tam.

 

Sens tekstowi nadaje czytelnik, nie autor. To jest pierwsza lekcja dla początkujących, ambitnych pisarzy. Twoim zadaniem jest tylko napisać tekst, który dobrze się czyta, który chce się czytać. A im bardziej wieloznacznie, artystycznie to uczynisz, tym większa szansa, że czytelnik wyciągnie z niego coś ponad to, co dosłowne. Ale nie staraj się tym procesem sterować, bo z góry skazany jesteś na porażkę. Możesz mi wierzyć, testowałem sam, dawno temu. ;)

Wcale nie musi być dużo dłuższe. Moim zdaniem główną przyczyną jest fakt, że bohaterki nie ma. Nic o niej nie wiadomo, że się boi i ucieka, a potem nie ma już sił. Zreo osobowości, zero historii. To nie jest bohater: to jest statysta! Pokaż czytelnikowi bohatera z krwi i kości, który żyje, ma swoje sprawy, pragnienia i przeżycia. Również pozytywne, nie tylko zwykły, niemal zwierzęcy strach.

 

Stylistyka trochę kuleje, ale nie leży, jak u wielu początkujących, więc potencjał masz. Tylko trochę popracuj i będzie dobrze. Oczywiście do uwag poprzendników też się zastosuj. Mają rację, więc nie będę ich powtarzać. Powodzenia. :)

Roger napisał prawie wszystko. Dodam jeszcze od siebie, że zakończenie trąci banałem. Mocno.

Nic specjalnego, tak to streszczę. Na pewno dużo możnaby tu poprawić. Jeśli o mnie chodzi, wyciąłbym przede wszystkim objaśnienie dotyczące kopuł. Na tym etapie nie jestczytelnikowi do niczego potrzebne, sądzę, że wręcz dużo ciekawiej byłoby mu nabywać tę wiedzę stopniowo.

 

Szkoda tylko, że ta koncepcja kompletnie nie trzyma się kupy. Skąd uśpieni ludzie biorą żywność? Po co żyją? Jak się rozmnażają? Istota biologiczna, żyjąca w takim stanie, jak słusznie zauważono w Matriksie nie ma prawa przetrwać. Nie ma bodźców do jakichkolwiek realnych działań, w tym do rozmnażania się. Powinni błyskawicznie się zdegenerować i wymrzeć w ciągu jednego pokolenia. I po co ktokolwiek chciałbytakie zdegenrowane, nieużyeczne nic zabijać, płacąc za to horrendlne sumy? Nie kupuję tego.

 

Poza tym fabuła nie zdążył się jeszcze rozwinąć, na razie mamy sucharowaty początek, więc trudno coś tu oceniać. Językowo jest całkiem porządnie, choć kilka potknięć też dałoby się znaleźć. Podsumowując: dużo do poprawki i przemyślania. na razie jest przeciętnie.

Bellatrix napisała wszystko, co było do napisania. Temat można z czytsym sumieniem zamknąć. :)

Urbanie, to mniej więcej chciałem powiedzieć. Ale najwyraźniej mi nie wyszło. ;)

Aha. I co dalej? Mam się wzruszyć i poszukać kontaktu z ludźmi? Wyjść na ulicę z wielkim transparentem: "Bądź moim przyjacielem"? Jedyne, co możesz zrobić, to żyć po swojemu. Jeśli kogoś wyciągniesz - good for you.

Pozdrawiam.

Skoro już tak porównujemy się do części ciała, to napisałbym, że ja jestem mózgiem Redakcji. Szkoda, że tylko, że pisząc tak rozminąłbym się z prawdą. ^^

Rozbawił mnie, więc nie jest źle. Ale faktycznie, warto by go doszlifować. Zgodnie z radami przedpiszców. :)

Jest rzeczywiście lepsze od Drogi Słońca, bardziej klimatycznie, ale wciąż nie dość jak dla mnie. Tym niemniej na pewno jest to krok w dobrą stronę. Zrób jeszcze ze dwa albo trzy i będzie dobrze.

Wymiękłem przy barze. Gdyby usunąć wszystkie powtórzenia i ozdobniki, z tego fragmentu, który przeczytałem w bólach, zostałaby linijka, może dwie. Jeśli reszta tekstu jest podobna, to bardzo mi przykro. Jeśli nie- moja strata. Będę musiał jakoś z nią żyć. Pod pociąg chyba się nie rzucę. (bez urazy, proszę ;))

To ja dołączam do grona zazdrośników. Masa błędów, a klimatu niet. Nie podobało mi się.

Moim zdaniem pomysł Juliusa jest grenialny w swej prostocie. Sam przez chwilę zastanawiałem się nad opracowaniem jakiegoś wzrou uwzględniającego zarówno ilość, jak i jakoś komentarzy, ale nie jestem taki dobry z matematyki, jak widać. Popieram tym bardziej, że jego pomysł oraz mój/Beryla wcale nie wykluczają, a przeciwnie: doskonale się uzupełniają.

 

Dołączam się do pytania: co takiego dzieje się na FilmWebie?

:-)  Tak, tak, dopiero Świętomir wymyślił coś takiego...  :-)   

Z początku wziąłem to za dobrą monetę i trochę się zdziwiłem, że nikt nie wpadł wcześniej na coś tak oczywistego. ;) Zresztą nie jest specjalnie ważne, czyj to pomysł. Jeśli znajduje akceptację, to trzeba go wdrożyć i tyle. Sprawa jest dla fachowca banalna. Trzeba tylko, by fachowcowi się chciało; względnie zapłacić, żeby mu się chciało. Niestety, wygląda na to, że to nie ta bajka. A może powinniśmy gromadnie wynieść się na jakiś portal, o który jego właścicel dba choć trochę?

Mnie też się nie podobało. Podpisuję sie pod zdaniem Vyzarta, zwłaszcza tym o "geniuszu zła", czy może raczej "zua". ;) Poza tym ta fabuła. Zdaje się, że miała być niedopowiedziana i tajemnicza, ale Autor zdecydowanie w tym przedobrzył i wyszło na to, że fabuły w ogóle brak. Dialogi niezmiernie schematyczne i nieciekawe, postaci praktycznie brak; są tylko jakieś potiomkinowskie makietki z tektury.

Roger, albo tak, albo tak. Moim zdaniem oba rozwiązania są dobre, sam nie wiem, które lepsze.

 

Wodnik, żartowniś, czy troll? Słyszałeś kiedy termin "zdrowy rozsądek"?

 

11. Użytkownik zapewnia, że będzie korzystał z Serwisu, zarówno w zakresie odbioru jak i przesyłania informacji, wyłącznie w sposób zgodny z obowiązującym prawem, zasadami współżycia społecznego i dobrymi obyczajami, w poszanowaniu dla praw własności intelektualnej.

Voilà. Jeśli nie rozumiesz, dlaczego złośliwe wystawienie kilkudziesięciu jedynek tylko po to, aby zbić najwyżej ocenione teksty w dół jest sprzeczne z dobrymi obyczajami, to obawiam się, że nie znajdziesz tu miejsca dla siebie.

Adamie, pewnie, że masz trochę racji, ale uważam, że przesadzasz. 16 lat to wiek, kiedy nie dość że dojrzałości brak, to jeszcze jest na ogół bardzo silne przekonanie, że już się ją posiadło. Zresztą pomijając to, nikogo nie warto mieszczać z błotem. Nawet najdojrzalsi ludzie robią czasem głupoty. Nikt nie mówi o rozczulaniu się. Raczej o spokojnym i przyjaznym wskazaniu, co jest nie tak. Co do reszty masz oczywiście rację.

 

Teraz do Autora:

coś krępuje moją świadomość, tak jakby całe moje postrzeganie rzeczywistości zostało ograniczone o kilkadziesiąt procent, atmosfera jest gęsta, wstaje z łóżka, wszystkie bodźce , chociażby dotknięcie gołą stopą zimnej posadzki są strasznie wyraziste i wyraźnie podkreślone, zapach pokoju, odgłos za oknem, kapanie wody… wszystko wyczuwam…

Nie dostrzegasz sprzeczności w tym fragmencie?

 

czuję te światło to światło!

 

Język polski nie zna litery 'x'. Może się ona pojawić tylko w nazwach własnych obcego pochdzenia i - o ile dobrze pamiętam - tylko w mianowniku. W pozostałych przypadkach piszemy: 'ks', a więc: "Matriksa".

 

Przeczytałem rozdział I i mam dość, wystarczy. Tekst nie jest aż tak koszmarny, jak chcą niektórzy, da się go czytać. Co nie znaczy, że czyta się go dobrze. Natomiast tak otwarte zapożyczenia zakrawają już na plagiat, zdradzają brak oryginalności i własnych pomysłów oraz budzą mój niesmak. Dlatego w tym miejscu kończę, zachęcając do podjęcia próby napisania czegoś własnego. Najlepiej po uprzednim zapoznaniu się z linkowanym wyżej poradnikiem.

Ej, nie trzeba mieć nie wiadomo jakiego dorobku, żeby stawiać oceny. Wystarczy jakiś frustrat, który napisał 5-6 bazgrołów, wrzucał i zbierał kiepskie opinie. Postanowił się zemścić. Zresztą, jakie ma znaczenie, kto to zrobił? W żaden sposób nie wpływa to na sensowność istnienia ocen.

Można powiązać ocenę z komentarzem, tzn. jeżeli komentarz ma określoną długość, powiedzmy 1000 znaków, to można dołączyć do niego ocenę, która jest wyświetlana przy komentarzu i wlicza się do średniej. Jeżeli ktoś wystawi komentarz z tysiącem iksów dla przykładu, to taki komentarz będzie natychmiast widoczny i zostanie wystrzelony w próżnię razem z oceną.

 

Zanim podniesie się larum, pragnę zaznaczyć, że oczywiście dostrzegam wady, a nawet pewną bezsensowność tego rozwiązania. Tym niemniej jest to jedyne, co potrafię wymyślić dla uratowania ocen. Bez tego (lub podobnego) mechanizmu zabezpieczającego należy je po prostu  zlikwidować w trybie natychmiastowym.

 

Nawiasem mówiąc ostatnią ocenę wystawiłem... nie pamiętam już, kiedy. A jestem na portalu od pół roku zaledwie.

Słabiutko, Droga Autorko, słabiutko. Tekst niestety jest nudny. Po pierwsze z przyczyn wymienionych przez Joseheim, a po wtóre dlatego. Że nie wiadomo zupełnie, o co chodzi. Do końca nie traciłem nadziei, że chociaż częściowo się to wyjaśni, ale niestety się zawiodłem. Nie powiem, by tego rodzaju teksty czytało się przyjmnie, co chyba jest zrozumiałe?

 

Co więcej, nie zgodzę się, że tekst jkrest napisany "sprawnie". Jest w nimk sporo potknięć (część z nich już wypunktowano). Ponadto opisy są rozwlekłe, dłużą się niemiłosiernie. W drugiej częsci zaczynają się dialogi i niby powinno być lepiej, ale nie nie jest (głównie dlatego, że nie wiadomo, o co chodzi). I co gorsza, owo "nie wiadomo , o co chodzi" wcale nie wzbudza zaciekawienia, a raczej odrzuca. Przynajmniej mnie. Językj i sposób prowadzenia wspomnianych dialogów też bez rewelacji. Przykro mi, ale chyba nie potrafię o tym napisać nic pozytywnego.

Coś podobnego doświadczyłem...

Czegoś podobnego

 

...przerażające, zakleszczające gardło przerażenie. - chyba nie wymaga komentarza.

 

Do tego garść literówek tu i tam. Nie wierzę, że mogłeś przeoczyć podobne błędy. Chyba nadmierny pośpiech. Co do treści, jak zwykle nie w moim guście, ale przyznaję, że umiesz budować nastrój i napięcie, podkręcać jej powoli, acz systematycznie. Nieraz już tego zresztą dowiodłeś. Jak na standard tego portalu (zwłaszcza ostatnimi czasy - co sam zresztą na innym miejscu zauważyłeś) jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Ale jak na Twoje umiejętności, to co najwyżej średnio. Zakończenie - przynajmniej dla mnie - niezrozumiałe. Może stąd niska ocena?

Dobrze, dobrze. Przecież ani w głowie mi było Cię krytykować, czy tym bardziej atakować. Mam nadzieję, że tak to nie brzmiało.

Nie podam Ci żadnego tytułu książki, z której mógłbyś się nauczyć lepiej pisać. Nie ze złośliwości bynajmniej, a dlatego, że... sam je znasz najlepiej! W odróżnieniu od Adama, nie będę zalecał poradników. Wszystkie one - jak dla mnie - przypominają przepowiednie "fachowej" wróżki: są niekonkretnei piszą to, co chciałbyś przeczytać. Moim zdaniem najlepiej nauczysz się, po prostu czytając swoich ulubionych autorów. Biorąc ich do ręki, po prostu za każdym razem zadaj sobie pytanie: "Co sprawia, że tak lubię czytać tego gościa? Jak on(a) to robi?" Odpowiedz sobie na to pytanie, a potem po prostu próbuj zastosować to sam. Ale tak, jak Adam napisał: żadnego kopiowania. Korzystaj z ogólnych idei, nie z konkretnych pomysłów.

Myślałem, że to samochwalcze wyznanie dokądś zmierza. Srodze się zawiodłem.

Nowa Fantastyka