- Opowiadanie: An-Elenel - Ogień w sercu (PARANORMAL 2012)

Ogień w sercu (PARANORMAL 2012)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Ogień w sercu (PARANORMAL 2012)

On różnił się od innych, a ja nigdy nie byłam normalna. Oboje należeliśmy do światów odstających od rzeczywistości, w której żyła zdecydowana większość społeczeństwa. Chodziliśmy do jednej szkoły – ba, klasy nawet – ale nigdy nie dostrzegaliśmy się wzajemnie. Oczywiście w końcu musiało się to zmienić.

 

Z reguły patrzę, gdzie idę, lecz tym razem czytałam smsa od mojej najlepszej przyjaciółki Magdy. Jednocześnie niosłam kubek z gorącą czekoladą z automatu, co naprawdę nie było dobrym pomysłem, przyznaję. Wypadek był już tylko kwestią czasu, choć wtedy myślałam tylko o tym, że ani mi, ani Magdzie rodzice nie pozwalają jechać na tegoroczny Zjazd, co oznaczało, że prawdopodobnie nie zobaczymy się przez kolejny rok. Że niby szkoła? A kogo to obchodzi? Obie uważałyśmy Zjazd za ważniejszy. Niestety, dorośli mieli inne zdanie…

 

Właśnie pisałam odpowiedź, gdy ktoś na mnie wpadł. Gorąca czekolada rozlała się na moją nową bluzkę. Dobrze, że chociaż komórka pozostała w stanie nienaruszonym. Spojrzałam wściekle na sprawcę nieszczęścia. Chłopak wzrokiem pełnym żalu patrzył na trzymaną książeczkę częściowo zalaną moim napojem. Sądząc po obrazkach, był to komiks, pewnie manga. Poczułam ukłucie wyrzutów sumienia. Zapewne on wpatrywał się w swój komiks, a ja w komórkę. Oboje zawiniliśmy. Nawet ja bardziej, bo niosłam czekoladę… Powstrzymałam więc odruch nawrzeszczenia na chłopaka, tylko uciekłam do łazienki, wyrzucając po drodze pusty już kubek.

 

Bluzka nadawała się jedynie do prania. Podtrzymywałam się na duchu rozpaczliwą nadzieją, że plamy znikną po użyciu dobrego proszku. Tymczasem włożyłam czysty sweter uchowany w plecaku, po czym pobiegłam na biologię. Usiadłam na swoim stałym miejscu w kącie. Nauczycielka przynudzała jak zwykle, więc większość klasy zajęła się czymś bardziej rozsądnym – przede wszystkim ćwiczeniem matmy i fizy, bo z tego właśnie zamierzaliśmy zdawać maturę.

 

Chłopak, na którego wpadłam, nazywał się Damian. Byliśmy w jednej klasie od ponad półtora roku, ale z trudem przypomniałam sobie to imię. Podobnie jak ja, on także niespecjalnie udzielał się w życiu towarzyskim szkoły. Siedział przy oknie, bezczelnie czytając komiks rozłożony na zeszycie. Przydługie, jasne włosy opadały mu na czoło, a częściowo na oczy. Odgarniał je regularnie, lecz one równie regularnie wracały na swoje miejsce. Najwyraźniej pójście do fryzjera było ponad jego siły.

 

Nagle spojrzał prosto na mnie, a ja pospiesznie odwróciłam wzrok. Potrząsnęłam głową i zajęłam się odrabianiem pracy domowej z matmy.

 

 

*

 

 

 

Przez najbliższy tydzień słońce ani razu nie pojawiło się na niebie – bezustannie zasłaniane przez ciemne chmury. Jakby tego było mało, prawie non stop lało. Właśnie to ostatnie skłoniło mnie do zostania w domu i przeczekania paskudnej pogody. Co prawda, traciłam lekcje, ale starałam się samodzielnie nadrabiać to w domu.

 

Wreszcie po tygodniu poszłam na parę dni do szkoły, by zaraz razem z klasą wyjechać na wycieczkę szkolną. Szczerze mówiąc, o wiele bardziej wolałabym wybrać się na Zjazd, jednak rodzice twierdzili, że powinnam zachowywać się normalnie. Moja klasa wcale nie była taka zła, po prostu… nie potrafiłam się przemóc i stać jedną z nich. Wolałam przyjaciół podobnych do mnie.

 

W każdym razie o ustalonej porze wraz z innymi wpakowałam się do autokaru mającego nas zawieść do Gdańska. Jak zwykle siedziałam sama, w czym nie widziałam żadnego problemu. Niedaleko spostrzegłam Damiana pochłoniętego lekturą nieznanej mi książki. Sama zajęłam się pisaniem wiadomości do Magdy. Na szczęście wykupiłyśmy bezpłatne smsy, co ratowało nasze fundusze. Przyjaźń na odległość bywała kosztowna.

 

Kiedy koło południa dotarliśmy na miejsce, wychowawczyni poprzydzielała nas do domków. Okolica okazała się naprawdę malownicza, ponieważ ośrodek mieścił się w lasku niedaleko deptaku oraz nadmorskiej plaży. Zaraz po wstępnym rozpakowaniu wszyscy pognali się kąpać lub opalać. Pogoda wyjątkowo dopisywała. Rozłożyłam się na ciepłym piasku, z przyjemnością ogrzewając się w promieniach słońca. Jak mi tego brakowało przez całą zimę i deszczową wiosnę… Wreszcie wracała mi energia.

 

– Nie kąpiesz się?

 

Wstałam gwałtownie, słysząc głos koło siebie. Zmierzyłam Damiana lekko zirytowanym wzrokiem, bo przerwał mi tak błogą chwilę. Sądząc po bladości jego skóry, nieczęsto bywał na dworze. Z drugiej strony ostatnio niewiele znalazło się okazji do opalania.

 

– Nie lubię się kąpać – odparłam.

 

– Ktoś tu nie lubi się kąpać?

 

Tym razem pytanie dobiegło z tyłu. Odwróciłam się, rozpoznając Adriana i jeszcze paru innych chłopaków. Często robili w szkole dowcipy ku zachwytowi uczniów a rozpaczy nauczycieli. Moi koledzy najwyraźniej biegli do morza, lecz zatrzymali się na dźwięk mych słów. Większość klasy pluskała już się w wodzie, więc wyróżniałam się.

 

– No co ty, Wera? Naprawdę nie lubisz się kąpać? – drążył Adrian, podchodząc bliżej.

 

– Tak – wymamrotałam. – Nie lubię…

 

Nim zdążyłam zareagować, zostałam pochwycona przez chłopaków chcących bezczelnie wrzucić mnie do morza. Kres suchego piasku zbliżał się niebezpiecznie szybko. Poczułam, jak ogarnia mnie paniczne, zwierzęce wręcz przerażenie. Wyrywałam się rozpaczliwie, co oni uznawali za zabawę.

 

– Puśćcie mnie – poprosiłam, walcząc z narastającym lękiem.

 

Czy naprawdę nie słyszeli powagi w moim głosie? Tylko się śmiali. Twierdzili, że nic mi się nie stanie. Byli silni, a ja nie potrafiłam już rozsądnie myśleć. Wiłam się, szarpałam. Nic z tego. Woda była tuż tuż. W każdej chwili mogłam stracić kontrolę. Walczyłam całą siłą woli. Wszystko, tylko nie to. Czy oni nie rozumieją?! Bałam się straszliwie.

 

– ZOSTAWCIE MNIE! – wrzasnęłam histerycznie.

 

Tym razem posłuchali. Zaskoczeni, postawili mnie na lekko wilgotnym pasie, gdzie co jakiś czas docierały fale. Odskoczyłam do tyłu, w bezpieczniejsze miejsce. Oddychałam powoli dla zapanowania nad łomoczącym sercem. Dopiero po chwili podniosłam wzrok na wpatrzonych we mnie chłopaków.

 

– Słuchajcie, ja… – wyjąkałam. – Ja naprawdę boję się wody. Wiem, że to głupie… Od dzieciństwa tak mam.

 

– Serio? – Adrian chyba rozważał myśl, czy mówię poważnie. – Nie wiedzieliśmy… W takim razie… sorry.

 

– Ok., nic się nie stało.

 

Odeszłam pospiesznie z nadzieją, że jednak nie uznają mnie za kompletną wariatkę. Wróciłam na swój koc i wystawiłam ciało na gorące promienie. To przynosiło mi ulgę, spokój i poczucie bezpieczeństwa. Wtedy nawet nie zauważyłam, że Damian cały czas bacznie mi się przygląda.

 

 

*

 

 

 

Nikt więcej nie próbował już mnie zaciągnąć do morza i ani razu nie padało, więc nie musiałam się niczego obawiać. Zwiedzaliśmy zabytki oraz muzea, a kiedy się dało, przesiadywaliśmy na plaży. Ostatniego dnia rozpaliliśmy wielkie ognisko pożegnalne, przy którym mieliśmy bawić się do późna. Dopiero bardzo powoli się ściemniało, więc impreza ledwo się rozkręcała. Siedziałam daleko od ogniska, ale wciąż pod specjalnie przygotowanym daszkiem. Z masą różnych emocji obserwowałam trzaskające wysoko płomienie. Odnosiłam wrażenie, że mnie wzywają, zapraszają, lecz nie mogłam sobie pozwolić na przybliżenie. Zostałam na swoim miejscu.

 

– Hej. Masz ochotę przejść się chwilę?

 

Chociaż naprawdę nie spodziewałam się takiego pytania od Damiana, przytaknęłam ostrożnie. Nie powinnam zrażać do siebie ludzi, więc postanowiłam przekonać się, o co chodzi. Z nieznacznym żalem oddaliłam się od ogniska i wraz z kolegą poszłam do lasku otaczającego ośrodek. O tej porze nie kręciło się tu już zbyt wielu ludzi, szczególnie że jeszcze nie zaczął się sezon. Przez drażniąco długi czas milczeliśmy, aż wreszcie Damian przemówił cicho.

 

– Jesteś inna. Gdy tylko jest bardzo zimno lub leje, nie przychodzisz do szkoły. Nie lubisz wody.

 

– Po prostu łatwo się przeziębiam – wyjaśniłam ze wzruszeniem ramion, ale on jakby mnie nie usłyszał.

 

– Unikasz ludzi. Masz strasznie gorącą skórę. Zaprzeczysz? Poczułem to, kiedy na siebie wpadliśmy. I jesteś niezdarna, powolniejsza. To widać na w-fie

 

Wpatrywałam się w niego w osłupieniu. Czy on rzeczywiście…? Jak…? Poczułam wzrastający we mnie strach. Czy to możliwe, że odkrył prawdę?

 

– Jesteś antywampirem – zakończył.

 

– Kim?! – wyrwało mi się.

 

Ja tu się bałam, że mnie rozgryzł, a on… wyskakuje mi z antywampirem? O rany…

 

– Jesteś przeciwieństwem wampira, więc chyba wilkołakiem – drążył temat.

 

– Wilkołakiem?

 

Tak, i co jeszcze? Demonem? Diabłem? A może aniołem? A co? Co sobie będziemy żałować? Idźmy na całość!

 

– Wilkołaki są gorące i ponoć nie lubią wody.

 

Poważnie? Nigdy o tym nie słyszałam.

 

– W ludzkiej postaci wolniej się poruszają, ale za to w prawdziwej potrafią osiągać niewyobrażalne prędkości. Do tego…

 

– Stop! – przerwałam mu. – Czy ty insynuujesz, że jestem owłosiona?

 

– No… nie.

 

– Nie jestem wilkołakiem – zapewniłam. – Ani antywampirem, jasne?

 

– W takim razie, kim jesteś?

 

Cały czas nie dawał za wygraną. Dlaczego tak się uparł? Próbowałam wymyśleć dobrą odpowiedź, kiedy pojedyncza kropla spadła mi na dłoń. Za nią poleciały następne. Zaciskając zęby z bólu, usiłowałam schować się pod drzewem. Niestety, lało. Woda po mnie spływała. Coraz bardziej mokre ubranie lepiło się do skóry, ale zdusiłam w sobie jęk. Rozpaczliwie pobiegłam w kierunku naszych domków. Damian miał rację. W takiej postaci fatycznie bywałam niezdarna. Poślizgnęłam się na trawie i przewróciłam na ziemię. Woda, wszędzie woda. Moja powłoka osłabiała się z zastraszającą prędkością. Brakowało mi czasu. Pognałam, ile sił w nogach. W prawdziwej formie byłabym o wiele szybsza. To nic, musiałam sobie poradzić. Damian został gdzieś z tyłu, a ja wciąż biegłam. Wreszcie dotarłam do swojego domku i wpadłam do środka.

 

Pokój był pusty, bo współlokatorki siedziały przy ognisku, gdzie nie groził im deszcz dzięki plastikowemu daszkowi. Pospiesznie zasłoniłam okna i zrzuciłam z siebie mokre ciuchy. Wszystko mnie bolało, piekło nieznośnie. Obejrzałam swoje ciało. Skóra poczerwieniała, jakby od oparzeń, a właściwie bardziej odmrożeń. W wielu miejscach osłabiła się, przez co stała się półprzezroczysta zupełnie jak mokry materiał.

 

Wchłonęłam resztki ludzkiej powłoki, bo jej utrzymywanie kosztowało mnie obecnie zbyt wiele sił. Musiałam dojść do siebie, by wytworzyć sobie nową. Czułam rany zadane przez wodę, zmniejszające moje płomienie. Usiłowałam jeszcze tylko zapanować nad stopami, by nie spalić podłogi.

 

W tym momencie usłyszałam skrzypnięcie otwieranych drzwi, a zaraz po tym zduszony okrzyk.

 

Do tej pory nie wiem, jak, na Matkę Gaję, mogłam być taka głupia. Owszem, zasłoniłam okna oraz zamknęłam drzwi, ale klucza w zamku już nie przekręciłam. Damian wytrzeszczał na mnie oczy, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Nie dziwiłam mu się. Ujrzenie kogoś takiego jak ja mnie również wytrąciłoby z równowagi, gdybym tylko była człowiekiem. Musiałam przybrać znów ludzką powłokę, choć brakowało mi sił. Do tego zobaczy mnie nagą. Zły pomysł. Co robić?

 

Wysłałam w stronę chłopaka niezwykle mocny blask, który oślepił go na chwilę. W tym czasie pospiesznie wytworzyłam sobie skórę i narzuciłam na siebie sukienkę. To było już ponad moją wytrzymałość. Osunęłam się na ziemię.

 

Kiedy zawroty głowy nieco ustały, niepewnie otworzyłam oczy. Spostrzegłam pochylonego nade mną, przestraszonego Damiana. Nie uciekł? Zaskakujące.

 

– Wera… – wydusił z siebie, ale najwyraźniej nie wiedział, co mógłby dalej powiedzieć.

 

Podczołgałam się do łóżka i oparłam o jego ramę. Przycisnęłam dłonie do oczu. Osłona była słaba, jednak powinna na razie wystarczyć. Odetchnęłam głęboko, by tlen wzmocnił moje płomienie. Wreszcie podniosłam wzrok na chłopaka.

 

– Kim… kim ty jesteś? – wydukał.

 

Kłamanie chyba naprawdę nie miało sensu. Przecież widział mnie w mojej prawdziwej postaci, więc nie przekonam go, że to było tylko złudzenie. Poza tym… wieczne ukrywanie męczyło mnie. Czy teraz dostałam szansę, by dzielić z kimś sekret? Z kimś normalnym? Z prawdziwym człowiekiem?

 

– Nie odgadłeś? – wyszeptałam. – Jestem żywiołakiem.

 

– Żywiołakiem…? Takim jak w Heroes III? Takim jak w D&D?

 

– Eee… Co?

 

– Nieważne. – Machnął ręką i wciąż wpatrywał się we mnie z mieszaniną lęku, szoku oraz przeważającej fascynacji. – Mogłabyś pokazać, jak naprawdę wyglądasz?

 

– Nie. – Zdecydowanie pokręciłam głową. – Potem nie dam rady przywrócić sobie powłoki. Muszę odzyskać siły.

 

– Deszcz cię osłabił? – odgadł. – To dlatego tak bałaś się morza? Woda ci szkodzi. Płomienie podwyższają ci temperaturę ciała, tak? Ale… dlaczego jesteś niezdarna? A może udajesz powolniejszą?

 

Dobrą chwilę zajęło mi uświadomienie sobie, o czym on do mnie mówi. Znów nawiązywał do wyliczonych przez siebie cech wilkołaków? Myślenie wyjątkowo topornie mi szło przez to całe zmęczenie.

 

– W pewnym sensie miałeś rację – wyjawiłam. – Tak jak wilkołaki jesteśmy szybcy tylko w naszych prawdziwych postaciach. Ludzka powłoka nas ogranicza.

 

– Super… – mruknął do siebie Damian.

 

Spojrzałam na niego w osłupieniu. On się nie bał. Jakim cudem tak łatwo przyjmował każde moje słowo? Potrząsnęłam głową, odganiając wciąż powracające zamroczenie.

 

– Są też inne żywiołaki? No wiesz… wody, powietrza, ziemi? – spytał z nadzieją.

 

Przytaknęłam ostrożnie, obserwując podejrzliwie entuzjazm, jaki wywołała u niego moja odpowiedź. Może mam do czynienia z jednym z wariatów, przez którymi ostrzegali mnie rodzice? Nie no, bez przesady. Wariaci chyba powinni wyglądać nieco upiorniej, prawda? Z roziskrzonymi oczami Damian prezentował się całkiem nieźle, wcale nie przypominał psychopaty. Mimo to przebywanie z nim sam na sam mogło mnie narazić, szczególnie że dopiero zbierałam siły.

 

Spojrzałam za okno i przekonałam się, że deszcz ustał. Wstałam chwiejnie. Damian przytrzymał mnie odruchowo, gdy prawie straciłam równowagę. Podziękowałam skinięciem głowy, po czym zajęłam się przygotowaniem do wyjścia. Włożyłam moje wysokie kalosze, które wiozę ze sobą dosłownie wszędzie, a potem szczelnie zapięłam płaszcz przeciwdeszczowy. Dopiero wtedy opuściłam domek, a Damian poszedł za mną.

 

– W czasie deszczu nie przychodziłaś do szkoły – przypomniał. – Właśnie dlatego?

 

– Acha – mruknęłam. – Polska to nie najszczęśliwsze miejsce dla żywiołaka ognia.

 

Zabawa przy ognisku trwała w najlepsze – możliwe, że nawet nie zwrócili dużej uwagi na ulewę. I pomyśleć, że gdybym tylko nie poszła z Damianem, pod daszkiem przy ognisku nic by mi się nie stało.

 

Usiedliśmy blisko płomieni przynoszących mi ukojenie. Cała klasa śpiewała znane przeboje ogniskowe i nie tylko, a ja nawet się do niej przyłączyłam. Nagle poczułam czyjś dotyk na dłoni. Drgnęłam przestraszona, ale przekonałam się, że to tylko Damian. Uśmiechnęłam się lekko. I tak wiedziałam, że długo nie wytrzyma. Zgodnie z moimi przypuszczeniami już po chwili zabrał rękę. Miałam nadzieję, że nie nabawił się poważniejszych oparzeń. Nawet jeżeli dłoń go bolała, nie dał tego po sobie poznać, tylko odwzajemnił mój uśmiech. Gdybym miała więcej siły, mogłabym wytworzyć mocniejszą powłokę, jednak obecnie potrzebowałam jakiejkolwiek. Lepiej, żeby nikt więcej nie próbował mnie dotknąć, bo ludzką skalę temperatury ciała przerastałam dosyć wyraźnie.

 

 

*

 

 

 

Następnego dnia czułam się już o wiele lepiej, więc bez problemu wzmocniłam powłokę. Choć w związku z powrotem zrobiło się sporo zamieszania, ani razu nie wpadliśmy na siebie z Damianem. Próbowałam jakoś poukładać sobie w głowie wczorajsze wydarzenia, ale plątałam się we własnym myślach. Po prostu postanowiłam zostawić to na później. Na razie nawet Magdzie nie napisałam, że zdradziłam człowiekowi istnienie żywiołaków.

 

Także po przyjeździe pod szkołę nie znalazłam czasu, by porozmawiać z Damianem. Wsiadłam więc w autobus, by dotrzeć do pustego domu. Dzisiaj rano moi rodzice wyruszyli na nasz coroczny Zjazd, tak że zostałam sama. Mieszkaliśmy w sporym domu otoczonym polami. Dzięki temu mogliśmy cieszyć się prywatnością, chociaż z drugiej strony spory kawałek od przystanku musiałam teraz drałować na piechotę. Oczywiście skutera rodzice kupić mi nie zamierzali, mimo że w okolicy prawie wszyscy w moim wieku już ich używali.

 

Sygnał nadejścia smsa wyrwał mnie z zamyślenia. Pospiesznie wyjęłam komórkę i ujrzałam nieznanego nadawcę. Otworzyłam wiadomość: „Hej, mogę dzisiaj do ciebie wpaść? Damian.” W pierwszej chwili zdziwiłam się, skąd zna mój numer, lecz przypomniałam sobie, że swego czasu wszyscy z klasy mieli je podać na naszym forum internetowym, by nie było trudności z komunikacją.

 

Zawahałam się przed odpowiedzią, jednak ostatecznie wysłałam zwykłe: „Ok.”. Po chwili zapytał się o mój adres, więc mu go podałam. Zdradziłam Damianowi największy sekret istnienia żywiołaków – teraz już naprawdę niczym się nie przejmowałam. Nadal przerażało mnie, że powiedziałam mu prawdę, ale chyba nie żałowałam tej decyzji. Właściwie nie do końca mogłam się zdecydować, co czuję.

 

Dwie godziny później zjawił się Damian. Oczywiście wpuściłam go do środka i kulturalnie poczęstowałam czekoladą oraz chłodzonym napojem. Zerknął na mnie, gdy podniosłam kubek do ust.

 

– Picie ci nie szkodzi? – zdziwił się.

 

– Nie. Gorzej, jak coś się na mnie rozleje. No i mój organizm nie bardzo lubi czystą wodę. Nie powinnam jej pić.

 

Chłopak wyglądał, jakby chciał drążyć ten temat, lecz zrezygnował. Po paru minutach milczenia znów się odezwał.

 

– Masz kontakt z innymi żywiołakami?

 

– Co roku w każdym kraju organizowany jest Zjazd – wyjaśniłam. – Przybywają na niego wszystkie żywiołaki.

 

– Innych żywiołów też?

 

– Tak.

 

– I… nie kłócicie się na przykład z żywiołakami wody?

 

– To nie reguła. Moja przyjaciółka jest żywiołaczką wody i nie mamy z tym problemu – oświadczyłam może trochę za ostro, lecz stereotypy zawsze mnie drażniły.

 

– Jasne, przepraszam.

 

Zamilkł na chwilę, zbierając się na odwagę.

 

– Jak naprawdę wyglądasz? – nie wytrzymał. – Widziałem cię tylko przez moment. Niewiele pamiętam.

 

Westchnęłam ciężko, jednak postanowiłam mu się pokazać. Zasłoniłam okna tak na wszelki wypadek, po czym stanęłam na środku pokoju, gdzie nie mogłam niczego przypadkowo podpalić. Odetchnęłam głęboko i wchłonęłam powłokę. Moje ciało składało się głównie z płomieni. Jeżeli dobrze zrozumiałam słowa moich rodziców, to gdzieś tam w środku mieliśmy narządy, ale… Ok., przyznaję, że ich nie zrozumiałam. Zamiast chodzić do normalnej szkoły powinnam uczyć się anatomii żywiołaków. Zdecydowanie bardziej by mi się to przydało.

 

– Wow – doszedł do mnie okrzyk Damiana.

 

W jego oczach odbijał się ogień mojego ciała. Spojrzałam na swoje dłonie – drgały od tańczących na nich płomieni. Ciekawe, jak się żyje jako normalny człowiek…? Nagle poczułam zapach palonego materiału. O nie, ubranie mi płonie! Biegnąc do swojego pokoju, przybrałam znów ludzki wygląd. Pospiesznie przebrałam się i wróciłam do gościa. Potem zajmę się osmalonymi ciuchami.

 

– W prawdziwej postaci wyglądasz niesamowicie – wypalił Damian. – Mam wrażenie, jakbym śnił. Jak magiczne stworzenia mogą żyć w naszych czasach?

 

– Nie jesteśmy magicznymi stworzeniami – zaprzeczyłam szybko.

 

– To kim?

 

Czy powinnam zdradzać mu historię naszego gatunku? A pal licho, już nie było, czym się przejmować. Szczególnie, że patrzył na mnie tak entuzjastycznie… Chwilami sprawiał wrażenie dziecka rozpakowującego prezenty pod choinką.

 

– Po powstaniu świata – zaczęłam dobrze mi znaną historię – Matka Gaja stworzyła nas, żywiołaki. Nie byliśmy doskonali i z czasem powstali ludzie łączący w sobie wszystkie cztery żywioły. Wypierali nas. Nadszedł czas, gdy nasz gatunek mógł całkowicie wyginąć. Dlatego Matka Gaja zlitowała się, ofiarowując nam moc przyjmowania ludzkiej skóry, która pozwala żyć wśród was, nie zwracając na siebie uwagi.

 

– Ale nigdy nie staniecie się ludźmi, choć pewnie chcielibyście – przemówił Damian zaskakująco poważnym i współczującym głosem. Chyba musiał wyczuć echo smutku i nieziszczonych marzeń w moim głosie. Tak, czasami tego pragnęłam, jakkolwiek znałam cenę takiej przemiany.

 

– Jest pewien… sposób – zdradziłam cicho. – Właściwie został wypróbowany tylko dwa razy w całej naszej historii. Nie mamy też pewności, czy to coś więcej niż legendy.

 

– Co to za sposób? – zapytał łagodnie, gdy zamilkłam.

 

– Żywiołaki każdego z czterech żywiołów muszą się połączyć. Ogień, woda, powietrze i ziemia zrodzą człowieka, ale… te żywiołaki jakby umrą. – Wbiłam wzrok w dłonie położone na kolanach. – Powstanie dziecko będące połączeniem charakteru tamtej czwórki.

 

– Nie bardzo rozumiem…

 

– Masz połowę cech każdego ze swoich rodziców, nie? Takie dziecko będzie miało po ćwiartce cech tych żywiołaków. Różnica jest taka, że twoi rodzice nie zginęli, gdy cię poczęli. Żywiołaki po prostu w tym momencie przestaną istnieć, staną się tylko częścią tego dziecka.

 

Damian pokiwał głową w zamyśleniu.

 

– Dlaczego w takim razie ktoś tego spróbował? Czy to ma sens? – powątpiewał.

 

– To długa historia.

 

Długa i smutna do tego. Nie chciałam teraz jej przytaczać. Spróbowałam odgonić zły nastrój, jednak jakoś tak przyczepił się do mnie wraz z przywołaniem wiecznej tęsknoty żywiołaków za byciem człowiekiem. Damian przysunął się bliżej i niepewnie objął mnie ramieniem. Poczułam się odrobinę lepiej. Tym razem powinien się nie sparzyć, bo miałam o wiele mocniejszą powłokę. Najwyraźniej jednak i tak moja odmienność była wyczuwalna.

 

– Rzeczywiście jesteś gorąca – powiedział. – Bardziej niż sądziłem.

 

Uśmiechnęłam się z rozbawieniem, a chłopak nagle zdał sobie sprawę z dwuznaczności swojego stwierdzenia.

 

– Oczywiście, chodziło mi o temperaturę – zastrzegł pospiesznie.

 

Roześmiałam się, wolna już od smutku. Jakoś tak mimowolnie przytuliłam się do Damiana i po prostu siedzieliśmy. Nigdy nie sądziłam, że tak szybko komuś zaufam. Chyba zwariowałam. Dobrze, że rodziców nie ma, bo bym miała spore kłopoty.

 

Tak więc po prostu siedzieliśmy, aż zapadł zmierzch, a Damian zerwał się z miejsca.

 

– Muszę wracać do domu – wyjaśnił, szybko nakładając buty. – Do zobaczenia – rzucił i już wychodził na dwór.

 

Patrzyłam na niego, czekając na jakiś gest, nie tylko suche „do zobaczenia”. Najpierw mnie przytula, a potem zachowuje się, jak gdyby nigdy nic? Płomienie we mnie buzowały na znak protestu takiego traktowania.

 

Damian zatrzymał się w pół kroku i wrócił do mnie. Nim cokolwiek zdążyłam zrobić, pocałował mnie w usta. To było… hmm… zaskakujące. Nawet bardzo zaskakujące. Prawdopodobnie nieumiejętnie odwzajemniłam pocałunek. Skąd miałam mieć doświadczenie? Chłopak odsunął się zdecydowanie, przykładając palec do warg. Skrzywił się lekko. Co zrobiłam nie tak?

 

– Usta masz strasznie… gorące – stwierdził.

 

Poparzył się? O rany, ale ja głupia. Spłonęłam rumieńcem, lecz on uśmiechnął się do mnie.

 

– To teraz naprawdę muszę lecieć. Zobaczymy się jutro w szkole, ok.? – pożegnał mnie i pognał drogą na przystanek.

 

Nie wróciłam do domu, zanim Damian nie zniknął mi z oczu. Nie tylko usta miałam bardziej gorące niż zwykle. Czułam, jak płomienie chcą przebić powłokę, by wydostać się na zewnątrz. Coś dziwnego się ze mną działo. Chyba jednak będę musiała pogadać o tym z mamą, aby nikomu nie zrobić krzywdy. Mniejsza z tym. Jutro znowu się zobaczymy…

 

Cóż, on różnił się od innych, a ja nigdy nie byłam normalna. Mieliśmy jakieś szanse, nie?

Koniec

Komentarze

Nie wiem, czy piszesz na bieżąco, czy wyciągasz z szuflady prace napisane wcześniej, ale podejrzewam, że tego opowiadania nikt poza Tobą nie czytał. Niestety, znowu, moim zdaniem, nie jest to dobry tekst. Tradycyjnie, masz pomysł, wykonanie szwankuje.

 

"Z reguły patrzę, gdzie idę..." - Z regułu patrzę, dokąd idę...

 

"Tymczasem ubrałam czysty sweter..." -  Sweter (i każdą inną część garderoby) można włożyć, założyć, przywdziać, ubrać się weń, ale nie można swetra ubrać! Można go natomiast ozdobić, np. broszką.

 

"Chłopak, na jakiego wpadłam, nazywał się Damian." - Chłopak, na którego wpadłaś, nazywał się Damian? A jak miał na imię?

 

"Rozłożyłam się na ciepłym piasku, z przyjemnością ogrzewając się w promieniach słońca."- Powtórzenie.

 

"Odwróciłam się, rozpoznając Adriana... Moi koledzy najwyraźniej biegli do morza, lecz zatrzymali się na dźwięk mych słów. Większość klasy pluskała się już w wodzie, więc wyróżniałam się. - No co ty, Wera? Naprawdę nie lubisz się kąpać? " - Wyjątkowo dużo powtórzeń.

 

"Twierdzili, że nic mi się nie stanie... Wiłam się, szarpałam... Bałam się straszliwie." - A tu znowu to samo!

 

"...więc nie musiałam się niczego obawiać. Zwiedzaliśmy zabytki oraz muzea, a kiedy się dało, przesiadywaliśmy na plaży. Ostatniego dnia rozpaliliśmy wielkie ognisko pożegnalne, przy którym mieliśmy bawić się do późna. Dopiero bardzo powoli się ściemniało, więc impreza ledwo się rozkręcała." - To ostatni fragment, w którym zaznaczam maniakalne używanie zaimka SIĘ. W dalszej części szukaj sama, bo ja nie mam siły.

 

"Wreszcie dopadłam swojego domku i wpadłam do środka." - A tutaj inne powtórzenie. Może: Wreszcie dobiegłam do swojego domku i wpadłam do środka.

 

"Pokój był pusty, bo współlokatorki siedziały na ognisku..." - ...a w powietrzu unosił się smród palonego ludzkiego mięsa?

 

"Obejrzałam swoje ciało." - Wera była sama w domku, więc jaką miała szansę widzieć ciało inne niż swoje"

 

"Spojrzałam za okno i przekonałam się, że deszcz ustał. Wstałam chwiejnie." - Aby spojrzeć za okno, trzeba do niego podejść, otworzyć i przez nie wyjrzeć. Wera siedzi w pokoju, w którym zasłoniła okna. Jak mogła widzieć, że deszcz ustał? Bardzo nielogiczne zdanie.

 

"Wsiadłam więc w autobus..." - Wsiadłam więc do autobusu... postępując tak jak napisałaś, musiałabyś także wchodzić w dom, czy w szkołę.

 

"Dzisiaj rano moi rodzice wyruszyli na nasz coroczny Zjazd, także zostałam sama." - ...tak że zostałam sama.

 

"...spory kawałek od przystanku drałować na piechotę." - Jeśli wychodziłaś z domu, to ...spory kawałek do przystanku...

 

"Chyba musiał wyczuć echo smutku i nieuiszczonych marzeń w moim głosie." - Nieuiszczone mogą być rachunki, należności czy raty. Marzenia mogą być niespełnione lub nieziszczone.

 

Pozrawiam i życzę by ilość Twoich opowiadań przeszła w jakość.

 

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przykro mi, ale to jest infantylna story dla nastolatek.

Pozdrówko.

A mnie się nawet podobało, chociaż były momenty, że przeskakiwałam teskt oczami. Mimo, że nie lubię romansów, nie powiem, żeby się strasznie źle czytało ;-)

regulatorzy, nie piszę ich na bieżąco, tylko publikuję te, które już napisałam. I wszystkie czytały także inne osoby. Parę błędów faktycznie zrobiłam głupich, ale co do powtórzeń "się", to nie bardzo wiem, co mogę z tym zrobić. Usiłowałam znajdować wyrazy bliskoznaczne bez "się", jednak w języku polskim unikanie "się" to spory problem. Będę się starać zwracać na to większą uwagę. Dzięki za wypisanie błędów.

RogerRedeye, generalnie to ma być paranormal romance, więc celem było napisanie infantylnego opowiadania dla nastolatek :)

Wpadłem tu przypadkowo. Zapewniam Cię, że ilość z czasem przejdzie w jakość. Nie przejmuj się wymyślnymi recenzjami. Zrób tak: opowiadanie nagraj sobie, a potem słuchaj. Moim zdaniem masz dobrą rękę do pióra. Pozdrawiam.

Zgadzam się z Ryszardem. Tekst jest infantylny, ale nieźle napisany. Nie jestem egzaltowaną nastolatką, więc chyba nic dziwnego, że mnie nie fascynuje? ;)

 

Pomysł jest do gruntownego przemyślenia. Kiedy wydało się, kim jest bohaterka, tak, jak Damian, miałem skojarzenie z grami RPG i HoMM. Pomysły zbyt zbliżone do stereotypów po prostu się z nimi stapiają i nie wyglądają dobrze. Myślę, że powinnaś jednak wymyślić inną nazwę dla swoich "żywiołaków". Przynajmniej ja bym tak zrobił.

Jak dla mnie jest bardzo w porządku. Czyta się lekko, szybko, nawet z zaciekawieniem, czyli jak przystało na ten gatunek. Na początku budzi bardzo wyraźne skojarzenie ze "Zmierzchem", więc trochę bałam się co będzie dalej. Ale antywampir rządzi. Jak to zobaczyłam, roześmiałam się w głos i po cichu nawet liczyłam, że Wera naprawdę nim jest :) A nawiązanie do Heroes bardzo mi się podobało. Gorzej z kreacją Damiana. Coś sprawia, że wydaje mi się mało realistyczny.

Nastolatką, a tym bardziej egzaltowaną nastolatką, także nie jestem, tym niemniej nie było to złe. Zgadzam się z ryszardem, że masz zdolności narracyjne. A naiwności czy infantylności czepiać się nie zamierzam. Znawczynią nie jestem, ale mam wrażenie, że jest to po prostu cecha wpisana w ten gatunek.

Pozdrawiam.

Początek mi się tak skojarzył...

Spotkali się w święto o piątej przed kinem
Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem.

No i potem już poleciało.

Tutejsza idiotko! - rzekł kretyn miejscowy -
Czy pragniesz pójść ze mną na film przebojowy?

Miejscowa kretynka odrzekła - Z ochotą,
Albowiem cię kocham, tutejszy idioto.

Więc kretyn miejscowy uśmiechnął się słodko
I poszedł do kina z tutejsza idiotką.

Na miłym macaniu spłynęła godzinka
I była szczęśliwa miejscowa kretynka.

Aż wreszcie szepnęła: - kretynie tutejszy!
Ten film, mam wrażenie, jest coraz nudniejszy.

Więc poszli na sznycel, na melbę, na winko,
Miejscowy idiota z tutejszą kretynką.

Następnie się zwarli w uścisku zmysłowym
Tutejsza idiotka z kretynem miejscowym.

W ten sposób dorobią się córki lub syna:
Idioty, idiotki, kretynki, kretyna.

By znowu się mogli spotykać przed kinem
Tutejsza idiotka z miejscowym kretynem.


(PS Oczywiście J. Tuwim.)

Nagle zauważyłam nad ogniskiem plastikowy daszek, chroniący przed deszczem. Przed deszczem może chronił, ale co chroniło ów daszek przed ogniem?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka