- Opowiadanie: dePalama - Rosjanie zdecydują o twoim życiu po śmierci

Rosjanie zdecydują o twoim życiu po śmierci

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Rosjanie zdecydują o twoim życiu po śmierci

Rosjanie zdecydują o twoim życiu po śmierci

 

Rosyjska ruletka jest jak jeden do sześciu.

A kiedy dostajesz ten jeden rozwalasz sobie łeb na krwawą miazgę i przegrywasz. Zawsze ktoś przegrywa.

Borys Klemens miał czterdzieści dwa lata i włosy, i zarost siwe jak u starca. Jego usianą bruzdami twarz pokrywało więcej zmarszczek niż miał na korze mózgowej, a jego paznokcie były starte pilnikiem na absolutne, bolesne zero. Zawsze półprzymknięte oczy świeciły ciemną zielenią, a dłonie, z niewyjaśnionych przyczyn, trzęsły mu się jak przy zaawansowanym reumatyzmie. Był dosyć niski, ale starannie wyrzeźbiony, jakby dwa razy w tygodniu jakiś utalentowany artysta dłubał dłutem w jego mięśniach. Nie uśmiechał się od miesiąca.

Borys Klemens przystawił mały stolik pod zwierciadło i usiadł tak, by znajdować się twarzą wprost do blado-błękitnej tafli lustra. To był niewielki, pusty pokoik, z brudno-żółtymi ścianami oświetlonymi jedynie skrzącą jarzeniówką, w którym teraz szalał i tańczył dym z wypalonych przed chwilą dwunastu papierosów. Pety umierały w popielniczce.

Miesiąc temu Borys Klemens dowiedział się, że jego ukochana żona, matka ich dwójki wspaniałych dzieci, od dwóch lat po kryjomu obciąga fiuta jakiemuś prawnikowi wciśniętemu w garnitur od Ralpha Laurena i z krawatem w kropki, opinającym jego szyje jak smycz. I pomimo tego, że Borys był szczerze wierzący, naprawdę kochał Boga, to i tak postanowił postawić wszystko na jeden do sześciu. Zagra w rosyjską ruletkę z Bogiem i wszystko się wyjaśni.

Jego żona była dla niego całym życiem, a teraz całe to życie runęło i zdechło, zwiędło, cokolwiek, dlatego było tylko jedno wyjście. Położył na stoliku z obdrapanym blatem butle wódki i rewolwer Smith and Wesson model 29 i patrząc w lustro powiedział sam do siebie naśladując Brudnego Harrego: „But being as this is a .44 Magnum, the most powerful handgun in the world, and would blow your head clean off, you've got to ask yourself one question: "Do I feel lucky? Well, do ya, punk?”

Borys Klemens uniósł rewolwer, otworzył bębenek broni i wsunął jeden nabój do jednej z sześciu pustych komór, po czym wściekłym ruchem zakręcił bębenkiem i zatrzasnął go w czterdziestce czwórce. Przystawił sobie broń do skroni i poczuł jak łza ścieka mu po zniszczonym policzku. Zawsze trzęsąca się dłoń, w której teraz trzymał rewolwer, drgała jeszcze mocniej, jeszcze silniej, jakby żyła własnym życiem i właśnie oszalała. Zimny pot zrosił mu czoło, a strach przejechał jak elektryczny impuls w dół kręgosłupa przyprawiając o gęsią skórkę i palpitacje serca. Żołądek podchodził mu do gardła i zbierało mu się na wymioty. Przed oczami miał dwójkę swoich uśmiechniętych dzieci. Zwlekał długo smakując językiem słony pot. Wreszcie agresywnie pociągnął za spust, a odgłos głuchego trzasku prawie wyrwał mu serce z piersi. Chwilowo bezpieczny.

Wychylił dwa kieliszki wódy i ponownie uniósł rewolwer, tym razem celując w lustro. Tego strzału bał się jeszcze bardziej, tak naprawdę bardziej niż czegokolwiek i czuł jak cały trzęsie się i dygocze. Czuł, że wychodzą my żyły na czole i rękach i, że one zaczynają pulsować jak oszalałe. Teraz już lało się z niego obficie, pot skapywał na blat stolika, ubranie i podłogę. Było mu tak niedobrze, że w końcu zwymiotował pod siebie, ale zaraz podniósł się, wstał z krzesła i ponownie wycelował w lustro, w odbicie własnego czoła.

Pociągnął za spust i huk rozdarł powietrze. Lustro rozprysło się na tysiące kawałków. Niektóre z nich sięgnęły Borysa i powbijały mu się w przedramiona, którymi zasłonił twarz. Klemens zasyczał z bólu, ale w końcu opuścił ręce i spojrzał w pustą ramę lustra. Łzy pociekły mu po policzkach. Zagryzał zęby z bólu, kiedy wyciągał szkiełka ze swoich mięśni i owijał ręce bandażami, ale nawet na chwilę nie oderwał wzroku od pustej framugi. Płakał.

A więc przegrałem duszę, szepnął.

Borys Klemens nie mógł pogodzić się ze zdradą żony, ale jako osoba wierząca nie chciał również grzeszyć. Postawił więc wszystko na jeden do sześciu. Albo strzeli sobie w łeb i Bóg w niebie zdecyduje czy samobójstwo było lepszym rozwiązaniem niż grzech śmiertelny, albo zastrzeli własną duszę, zaprzeda się diabłu i pójdzie słodko zemścić się na swojej żonie i jej kochanku.

A więc przegrałem duszę, szepnął.

Podniósł czterdziestkę czwórkę, otworzył bębenek i włożył naboje do wszystkich sześciu komór, po czym, ze smutkiem, zatrzasnął kołowrotek rewolweru i ruszył do hotelu Bristol, gdzie jego żona umówiła się na spotkanie.

Koniec

Komentarze

Miniaturka, dla zabawy:)

Nienajgorzej napisana i całkiem ciekawa :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Ale po co takie radykalne rozwiązanie? Jak mawiali starożytni rosjanie: "Tego kwiatu jest pół swiatu" :) :) :)

Calkiem dobrze się czytało.

Borys Klemens miał czterdzieści dwa lata i włosy i zarost siwe jak u starca.

Przed drugim (i każdym kolejnym) "i" - przecinek.

 

Zimny pot zroszył mu czoło

Chyba zrosił?

 

Może być. Napisane porządnie, ale nie wciągnęło mnie. Brakuje rozwinięcia, wyraźniejszego zarysowania bohatera tak, by czytelnik mógł poczuć z nim jakąś więź.

Jedyna obiekcja - zamieniłabym to podwójne 'i' na 'i włosy oraz zarost'.

A tak to bardzo mi się podobało, a zakończenie motyw strzału w lustro - zaskakujący :)

Fajne opowiadanie, z tym, że chyba pierwsze kilka zdań do dopracowania. Tytuł --- może jednak nieco inny? 

Zdziwił mnie kołowrotek rewolweu.  Nie to znaczenie, niestety, tego wyrazu. Potrzebny byłby inny wyraz na zastąpienie wyrazu "bębenek". 

Koniec jest zaskakujący.

Fajny pomysł -- do rozwinięcia. Ale i tak jest naprawdę dobre.  

Jestem nieco rozczarowana, bo tytuł sugeruje treść inną, niż przedstawiona przez Autora. Ale czytało się dobrze. Mam tylko dwie uwagi:

 

„…a dłonie, z niewyjaśnionych przyczyn, trzęsły mu się jak przy zaawansowanym reumatyzmie.” – Jeszcze nie mam reumatyzmu, ale wydaje mi się, że ta choroba, w dodatku w zaawansowanym stadium, raczej usztywnia stawy, a to nie powoduje trzęsienia się dłoni. Może miałeś na myśli chorobę Parkinsona?

 

„Położył na stoliku z obdrapanym blatem butle wódki” – Wolałabym butle, chyba  duże, z tak cenną zawartością raczej postawić, a nie kłaść, by uniemożliwić im stoczenie się z blatu.

 

Pozdrawiam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rosyjska ruletka jest jak jeden do sześciu.
A kiedy dostajesz ten jeden rozwalasz sobie łeb na krwawą miazgę i przegrywasz. – Popraw te zdania, bo brzmią cholernie kaprawo. Rosyjska ruletka jak jeden do sześciu? To tak jakby napisać, że Multilotek jest jak dziesięć do osiemdziesięciu. W drugim zdaniu, od kogo dostajesz ten jeden? Od rosyjskiej ruletki? Też do przeformułowania.

 

Jego usianą bruzdami twarz pokrywało więcej zmarszczek niż miał na korze mózgowej, - czym różnią się bruzdy od zmarszczek? W zasadzie jest to to samo. Adekwatny przykład: Na ciele poszarpanym kulami miał więcej ran postrzałowych niż dziur jest w durszlaku. – Masło maślane.

 

a jego paznokcie były starte pilnikiem na absolutne, bolesne zero. – Koleś w ogóle nie miał paznokci? To musiał być niezły masochista, żeby naparzać pilnikiem do gołej skóry… Do tego „jego” w tej części zdania jest zbędne.

 

Jego żona była dla niego całym życiem, a teraz całe to życie runęło i zdechło, zwiędło, cokolwiek, dlatego było tylko jedno wyjście. – Może to moja nadinterpretacja, ale ze zdania wynika, że skoro żona była dla niego tym życiem, to ona zwiędła i zdechła.

 

Borys Klemens uniósł rewolwer, otworzył bębenek broni i wsunął jeden nabój do jednej z sześciu pustych komór, po czym wściekłym ruchem zakręcił bębenkiem i zatrzasnął go w czterdziestce czwórce. – Pierwsze „jeden” do wywalenia. Nabój jest w liczbie pojedynczej, więc domyślimy się, że więcej nie wpakował.

 

Tego strzału bał się jeszcze bardziej, tak naprawdę bardziej niż czegokolwiek i czuł jak cały trzęsie się i dygocze. – Chyba podmiot tu się nieco zagmatwał.

 

Wyżej kilka uwag. W zasadzie to tekst powinien robić za wstep, bo najciekawsze dopiero przed nami. A technicznie jest naprawdę sporo do poprawki. Ja tylko kilka przykładów wyłuskałem.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

nie lubje Rosjanów, oni za durzo piją nie z kieliszków

Nowa Fantastyka