- Hydepark: Talent

Hydepark:

Talent

Na wstępie przepraszam za to, że nie chce mi się przeszukiwać całego Hyde parku, żeby znaleść podoby temat, ale jakby nie patrzył troszkę tego jest... dlatego proszę, nie bijcie.

 

Jak to z tym talentem jest, czy istnieje, a jeśli tak to na ile jest ważny. Czy przysłowiową "ciężką pracą" i tylko ciężko pracą można cokolwiek osiągnąć na polu twórczości literackiej, czy też należy raczej od razu spasować, bo tylko ktoś "wypruje sobie żyły" i nigdy mu się nie uda?

 

Osobiście uważam, że talent istnieje i niestety jest tutaj bardzo istony. Oczywiście wiadomo, że talent sam w sobie to tylko kilka procent sukcesu, praca jest równie ważna. Z drugiej strony jednak praca sama w sobie da nie wiele. Pracując można się nauczyć prawidłowo konstruować zdania, stawiać przecinki w odpowiednich miejscach, a nawet eliminować niektóre zjawiska nieporzadane, jak "zaimkoza" i "sięjoza", ale tekstom nadal będzie czegoś brakować. Ale to moje zdanie.

 

Druga kwestia, to jak rozpoznać to czy ma się talent, czy też nie. Przyznaje, że jak na razie nie mam na to żadnego pomyłu, jednakże ostatnio dochodzę do przekonania, że chyba jednak go nie posiadam... Aczkolwiek jest to strasznie bolesne. (no mniejsza o mnie).

 

Więc jak to z tym wszytskim jest?

Komentarze

obserwuj

Według mnie talent, a nawet tak łagodnie nazwany "dryg", jest bardzo ważny.Bez tego ani rusz.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Sukce to w 99% cięszka praca i 1 % talentu ale zero pomnożone przez 100 nadal pozostaje zerem.

Pozdrawiam

Patrząc idealistycznie: albo coś robisz i masz z tego frajdę, albo frajdy nie masz i wtedy nie robisz. Do dupy z rozważaniami o talencie czy też jego braku ;)

Sama frajda, to jeszcze nie wszytsko. Ot, Mandaryna mogła mieć frajdę ze śpiewania i co z tego?

Nie wierzę w talent tak do końca. W sumie wychodzę troszkę z naukowego punktu widzenia. Jeżeli czegoś nie umiesz, to znaczy tylko tyle, że nie masz odpowiednich połączeń neuronowych w mózgu. Pocieszające jest to, że mózg można wyćwiczyć i jeśli tylko masz odpowiednia motywację nic nie stoi na przeszkodzie, żeby nauczyć się tego, czego chcesz, choć na pewno może to zająć trochę czasu. A o osobie utalentowanej raczej myślę jako o takiej, która bez wysiłku osiąga sukcesy w jakiejś dziedzinie.

Także mi się wydaje, że nie. Nie potrzeba wcale talentu, tylko dobra motywacja i praca, wcale też nie ciężka, bo jeżeli robi się to co lubi, to sprawia tylko przyjemność ;)

Wiem to też troszkę po sobie. Kiedyś myślałam, że ładnie rysować mogą tylko osoby utalentowane i nic mi do tego, ale jednak chęć wyżycia się ołówkiem po kartce papieru zwyciężyła ;p Faktycznie, rysując "na ślepo" efekty były mierne, ale wystarczyło zainwestować w jakiś poradnik, który po kolei tłumaczy co i jak i od razu efekty. Jakie? Jak tylko pokazałam osobom z najbliższego otoczenia usłyszałam " Ładne, ale masz talent" ;p

A co do pisania, to myślę, że oprócz solidnej pracy jeszcze po prostu trzeba dojrzeć, bo z wiekiem człowiek inaczej widzi świat i na początku nie warto zawieszać sobie wysoko poprzeczki, bo wtedy faktycznie można odnieść wrażenie, że człowiek daje z siebie wszystko i nic z tego nie ma.

Talent jest tu rzeczywiście istotny. Ale frajda jest ważniejsza. Jeżeli coś lubisz, to robisz to i naturalną rzeczy koleją uczysz się. Poza tym nie oszukujmy się, na ogół lubimy to, do czego jesteśmy uzdolnieni (wiem, wiem, nie zawsze, ale często).

 

Zawsze i ze wszystkim jest tak, że by osiągnąć to, co jednemu przychodzi z łatwością, inny musi sobie żyły wypruć. Ale czasem warto sobie właśnie po wypruwać i okazjonalnie można osiągnąć dużo, dużo więcej niż sławę i pieniądze. :)

Ceterari nazywa to "błyskiem". To się ma, albo się nie ma. ; ) Ale bez ciężkiej pracy można sobie błyskać złamanym kawałkiem szkła w zapchlonym zaułku, a nie lustrem na sali balowej pełnej kryształów.

 

Tak, wiem, to beznadziejna metafora ; D

 

Można nauczyć się warsztatu i pisać teksty poprawne, niezłe, nawet dobre... ale nie bardzo dobre i nie wybitne, moim zdaniem. ; ) Jeśli się nie ma tego "czegoś".

 

Podobnie jest ze słuchem muzycznym - można go mieć, ale wyszkolenie go wymaga godzin ciężkiej pracy i wprawek, bez tego dojść do perfekcji prawie (poza nielicznymi wyjątkiami) nie sposób...

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

@Jose - dobrze, że nie "lśnieniem"...

Talent jest ważny nie z powodu warsztatowego, ale fabularnego. Nawet z genialnym warsztatem, ale - wybaczcie mój francuski - gównianym, wtórnym, płaskim pomysłem i bladymi, również powtarzalnymi i typowymi postaciami, to można napisać co najwyżej wypracowanie szkolne o Stasiu i Nel. Bez błysku nic innego z tego nie będzie.

Zapraszam na stronę autorską: www.facebook.com/LadyWrites - Anna Szumacher

Moim zdaniem talent jest podstawą. Bez takentu trudno zbudować cos o solidnych postawach. Niestety, ciężka praca bez talentu to chyba za mało. Tak mi się wydaje. To jakby składać klocki Lego z instrukcją obsługi albo tworzyć rzeźbę według czichś wytycznych. Owszem, powinno wyjść, ale nie będzie miało duszy.

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

W przypadku pisania nie wierzę w talent, w takim rozumieniu jak np. w podanym przez Joseheim przykładzie słuchu muzycznego. Talent pisarski, wg mnie, to po prostu zespół predyspozycji, które można nabyć. Tak jak w przypadku wielu innych rzeczy - nie jest takie coś mierzone ilością poświęconego na rozwinięcie czasu, bo można dużo nad sobą pracować, a nadal stać w miejscu - wymagane jest instynktowne wyrobienie tego w sobie.
Prawda, z jakichś względów jedni mają tak rozumianego talentu więcej od innych, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ich przegonić ; )
Aha, ale ja rozumiem przez to zdolność tak wciągającego pisania jak i konstruowania fabuły. Nie tak dawno pewna osoba tłumaczyła mi, że "Zmierzch" mimo wiadomo jakiej historii, jest napisany tak, że chce się go czytać. I to się nazywa prawdziwym talentem. Co o tym sądzisz, Cet? ; )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

W pierwszej czesci zgadzam sie z Berylem. Uważam też, że "cięzka praca" to jest kopanie rowów, albo noszenie worków w porcie. Jak ma się poczucie, że ciężko się pracuje, to lepiej odpuścić pisanie. Pisać powinno się lekko.

A talent to wypadkowa oczytania i wychowania w domu. Czyli coś, co można przyswoić. Stawiam tezę, że z domu gdzie ojciec i matka nie potrafią sklecić poprawnego zdania rzadko może wyjść literat. Może za to wyjść kilka literatek (takich szklaneczek), jak goście wyniosą ;)

Jest jeszcze jeden, ostatni czynnik: wena. No cóż, tutaj chodzi chyba tylko o to, żeby uwolnić umysł od innych spraw i samemu wsiąknąć w kreowany tekst, tudzież dzieło. Zgodnie z artystyczną tradycją znakomicie sprawdza się alkohol. Marihuana pod tym względem jest zdradliwa, bo powoduje problemy z koncentracją, więc cięzko coś sensownego napisać. Zioło to nadaje się lepiej do etapu tworzenia pomysłu. W tym aspekcie ma jednak dwie wady: każdy pomysł można zapomnieć oraz wada druga: w tym stanie każdy pomysł wydaje się super, więc cięzko odróżnić ziarno od plew.

Podsumowując: zachęcam do sięgania po używki, ale na własną odpowiedzialność, bowiem wąska turnia geniuszu literackiego otoczona jest ze wszystkich stron przepaścią, w którą można się stoczyć na samo dno.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Stawiam tezę, że z domu gdzie ojciec i matka nie potrafią sklecić poprawnego zdania rzadko może wyjść literat.

A jednak  jest to możliwe. Żeby nie było wątpliwości, nie uważam się za żadnego wielkiego litarata (może kiedyś? ;p), ale niewątpliwym faktem jest, że potrafię sklecić kilka sensownych zdań i są ludzie, którym się efekty tych działań podobają. A w rodzinie sami budowlańcy i lekarze, na ogół z humanizmem i humanistyką mający wspólnego jak najmniej. Brat wyszedł na informatyka, kuzyn zapewne będzie fizykiem. Ja sam pewnie poszedłbym w podobnym kierunku, bo interesuję się wieloma dziedzinami, a i umysł mam raczej ścisły, gdyby nie to, że w ogólniaku przypadkowo najlepszego, abosultnie fenomenalnego nauczyciela miałem akurat od historii... No i faktem jest, że zawsze dużo czytałem - myślę, że to właśnie czytanie jest w tym wszystkim najważniejsze. Daje jedyny w swoim rodzaju przykład do naśladowania. Im ambitniejszy tym lepszy.

 

Ktoś też zauważył słusznie, że czasem trzeba dojrzeć. Próbowałem pisania już w liceum, ale dziś wstydziłbym się tamte wypociny komukolwiek pokazać. Potem miałem krótką przygodę z poezją, po czym zarzuciłem to na kilka lat i niedawno dopiero wróciłem.

Tak, to też ważny czynnik, żeby pisać choćby i fantasy, to trzeba mieć coś do powiedzenia. A dwudziestolatek ma tylko do powiedzenia coś, co gdzieś zasłyszał (sam tak miałem, dlatego wtedy odpuściłem sobie pisanie - nie wykluczm jednak istnienia dwudziestolatków z bagażem doświadczeń).

 

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

@Rinos - um, znaczy, że na trzeźwo nie da się napisać nic dobrego...? ; p

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Rinos, tak gwoli ścisłości: ciężka pracą pisanie bywa, i ciężka praca niejednokrotnie jest potrzebna. Chodziło mi, że tego, co być może opacznie i po swojemu nazwałem talentem, nie da się nabyć poprzez pracę samą w sobie.

A za zachęcanie do spożywania nielegalnych używek można Cię zbanować ; )

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

beryl: wiem, lubię jeździć po bandzie

josenheim: może i się da, ale ja nie umiem :) a zdaje się, że i po pijaku nie umiem. Najprościej będzie uznać, że nie umiem. Podsumowując: pewnie się da, ale łatwiej bez czeźwości :)

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

To wiele wyjaśnia, Rinos, to wiele wyjaśnia :)
I to tyle ode mnie w kwestii pisania i używek. Wróćmy może do tematu talentu.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

,,A dwudziestolatek ma tylko do powiedzenia coś, co gdzieś zasłyszał.'' - nie zgodzę się z Tobą, Risos. Nie trzeba mieć 40-60 lat, by mieć coś do powiedzenia. Wiek nie jest granicą, raczej bogactwo wyobraźni i warsztat. Każdy pod tym względem może dojrzeć w różnym wieku.

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

Tzn. dojrzałość literacka objawia się u każdego zgoła w innym wieku.

“A lesson without pain is meaningless. That's because no one can gain without sacrificing something. But by enduring that pain and overcoming it, he shall obtain a powerful, unmatched heart. A fullmetal heart.”

talent m IV, D. -u, Ms. ~ncie; lm M. -y
1. niezwykła, nieprzeciętna zdolność twórcza; wybitne uzdolnienie do czegoś.  

Bynajmniej nie złośliwie cytuję słownik. 

Dlaczego od razu mówić o talencie? Zacznijmy od czegoś pospolitszego: od umiejętności. Talent z reguły --- podkreślam: z reguły --- trzeba mieć dany, wrodzony, natomiast umiejętność można osiągnąć, wyćwiczyć. Czy taka wyuczona umiejętność nie wystarczy? Przynajmniej na początkowym etapie? Moim zdaniem wystarczy. Dodać do niej, do rzeczonej umiejętności "radość tworzenia", i kończą się bóle porodowe, że tak je nazwę. Na ich miejsce natychmiast pojawią się następne, ale już chciane, z własnej woli prowokowane: gdzie znaleźć informacje o tym czy tamtym, żeby na beznadziejnego ignoranta nie wyjść? jakim sposobem zapamiętać, gdzie przecinek musi być, a gdzie tylko może? I tak dalej i dalej --- per aspera ad astra, ale za to jak miło, gdy nikt się nie czepia, bo nie ma czego...

Talent istnieje w praktycznie każdej dziedzinie. To on jest "zbiorem predyspozycji", które pozwalają nam wyłaniać mistrzów. Gdyby świat działał na prostej zasadzie znanej z gier RPG "im więcej masz expa, tym lepszy jesteś", to każdy pracujący równie ciężko nad danym zagadnieniem powinien osiągać identyczne wyniki. A jednak tak nie jest. Znam ludzi, którzy czytają bardzo dużo, a jednak w ich tekstach nie ma odciśniętej ani krzty iskierki, która zachęca do czytania. Nie robią błędów (przynajmniej tych poważniejszych), budują nawet sensowne historie, ale nie mają wyczucia. Brak im daru, który tylko ciężką pracą rozwinąć można w talent.

 "Czy taka wyuczona umiejętność nie wystarczy? Przynajmniej na początkowym etapie? Moim zdaniem wystarczy."

Taka jest właśnie różnica pomiędzy rzemieślnikiem, a artystką. Rzemieślnik się nauczy, ale nigdy nie przebije artysty... no chyba, że artysta sobie akurat odpuszcza.

Znam też ludzi, którzy uważają, że "Talent to wymówka dla tych, którzy przestają po pierwzym razie" ale nie zgadzam się z tym... i faktycznie: "Gdyby świat działał na prostej zasadzie znanej z gier RPG "im więcej masz expa, tym lepszy jesteś", to każdy pracujący równie ciężko nad danym zagadnieniem powinien osiągać identyczne wyniki." Nie ma sprawiedliwości...

Historia zna przypadki, gdy dobry rzemieślnik był bardziej poczytny i doceniany, niż wybitnie utalentowany jego kolega po fachu, który nie miał szczęścia lub siły, by się wybić i pokazać szerokiej publiczności. I wielokrotnie jest tak, że chętniej czytamy dzieła mniej wybitne a "fajne", niż te znakomite dzieła literatury światowej, które często ciężkostrawne lub wręcz niestrawne są. Kto z was z własnej nieprzymuszonej woli przeczytał np. "Braci Karamazow" lub "Czarodziejską górę"? Ja przyznaję, że poległam, nie dałam rady, a takich przykładów jest więcej, bo z jednej strony degustibus po prostu, a z drugiej szkoda życia na samoumartwianie literackie.

Poza tym ocena tego czy jakiś autor utalentowany jest czy tylko chałturzy zmiania się często z czasem - inaczej oceniają twórczość współcześni autorowi, inaczej następne pokolenia. To też sę zdarza, często.

Poza tym czytając rózne dzieła współczesnych mi autorów (fantastyki i nie-fantastyki) często mam wrażenie, że talentu tam niewiele, więcej pracy, pracy i jeszcze raz pracy. Wydawani są ci, którzy zaciekawią, potrafią się zareklamować i sprzedać, i niekoniecznie muszą mieć talent. Takie są moje wrażenia. Coraz rzadziej trafiam na książki, które mnie oczarowują, o których myślę, analizuję i opowiadam domownikom i znajomym, bez wzgledu na to czy chcą mnie słuchać czy nie ;).

Dobrych książek jest sporo, wybitnych znacznie mniej. Prawo do posiadania TALENTU przyznałabym właśnie tym pisarzom, którym udało się napisać coś niezwykłego, co porusza różnych ludzi i różne i pokolenia. Ale w żadnym wypadku nie chcę, żeby przestali pisać ci, którzy mają po prostu dobry warsztat i ciekawe pomysły, lubię czytać "fajne" książki.

W mniejszym "rozmiarze" można uznać, że talent to pomysłowość i polot + pewiem trudny do określenia czynnik, który przyciąga potencjalnych czytelników. Faktycznie jedni mają, inni nie. Podobnie jak proste zęby. Ale  tu  można wiele poprawić, wiele wyprostować/wypracować, jak zęby;). Z moich obserwacji wynika,  że często wygrywają najbardziej uparci tupeciarze, a nie ci najzdolniejsi.

Zadziwiające jest, że czytelnik czasem potrafi wyczuć, czy autor bardzo się napocił nad dziełem swoim, i często nieszczęsnemu czytelnikowi zmęczenie autora się udziela, dlatego to, o czym pisał Adam jest tak ważne - zabawa.

Po co więc obarczać się ciężarem rozważań czy talent się ma czy się nie ma? To się okaże, gdy będziesz pisać. Ludzie ci powiedzą Roxsano ;)

Inna sprawa z weną i z pomysłami. Ale to już zupełnie inna bajka;)

Gdyby siedem miliardów Ziemian zamiast zajmować się tym, czym się zajmują, od maleńkiego z upartością maszyny trenowało ostro na doskonale wyposażonych pływalniach pod okiem wybitnych fachowców, tobym się nie zdziwił, jakby Michael Phelps nie pojechał wcale na Igrzyska. Ten sam trening, ten sam zapał, ta sama technika. Tylko warunki inicjalne inne. Inne ciała.

 

A gdyby siedem miliardów Ziemian-pacholąt wzięło pióra do rąk...

 

Literatura to, się wydaje, taka sztuka tajemna. Że ona wolna, marzycielska i pozornie pozbawiona kryteriów, to i znęca do siebie takich, śmakich i owakich, niekoniecznie do jej robienia się nadających. Ale oni wytrwale pracują i o niektórych się nawet mówi, że mają talent. Na siedmiomiliardowej grupie reprezentacyjnej szybko by się jednak okazało, kto naprawdę ma "talent". Nie zdziwiłbym się, gdyby najbardziej uznani w znacznej mierze pokrywali się z tymi o najwyższym IQ. Tak po prostu. Mechanicznie. Dlaczego? A bo szybkość procesora bardzo ale to bardzo wpływa na tempo, efektywność wykonywanej pracy. Inteligencja, proponuję, to niejedyny parametr początkowy, ale ten, który najwięcej w ostatecznym rozrachunku waży. Umożliwia wszechstronną analizę i chłodne, samokrytyczne wnioskowanie. Pozwala na adaptację do oczekiwań, a także ich wyprzedzanie. Nikt mi nie wmówi, że ci geniusze, przełomowi twórcy awangardy byli tępakami. Pochodne: kreatywność, wrażliwość, wiedza, światopogląd, charakter swoją drogą, ale bez nadzoru mocnej jednostki centralnej, na nic by się zdały.

Bywa tu pewna uczennica Pilipióka. Warsztat ma znośny, ale treść to zjedzone i zwrócone wielkokroć banały. Najczęściej otrzymujemy od tej panienki ładnie napisane brednie o bełkocie i bzdetach. W tm przypadku mam wrazenie, że ta młoda pisarka znajduje się na właściwej drodze, bo z punktu wyjścia, gdzie nie ma oczym pisać, ale się już umie, łatwo przejść do punktu gdzie wie się o czym pisac warto.

Tutaj można obrać dwie drogi:

1. do zręcznego warsztatu dołączyć mistrzowską fabułe, dodjąc w formie dygesji interesujące przemyślenia

2. zręczny warsztat okrasić sztampową fabułą i skupić się na oryginalnych komentarzach i przemyśleniach od autorskich

Druga metoda daje o wiele ciekawsze owoce, ale osobiście nie wierzę, żeby kogoś poniżej trzydziestki stać było na takie rozwiązanie! A młody wiek może stanąć na drodze posiadania jakichkolwiek przemyśleń. Zaś pisanie bez treści to wstyd i obciach.

 

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Tak patrzę na Ciebie rinos i dochodzę do wniosku, że wiek nie ma żadnego wpływu na wartość naszych przemyśleń.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

A kto to jest Pilipiók? Tego nie czytałam... ; P

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

---> Julius.  

Zastrzeżenie: wszystkiego z całą powagą nie traktuj. 

Piszesz o IQ. Porównujesz do procesora, jego wydajności obliczeniowej. Niby OK, ale co ze zbiorami danych wejściowych, pamięcią stałą i operacyjną? Szumami własnymi, błędami transmisji, korektą błędów i zakłóceniami zewnętrznymi? Przepustowością układów we/wy? Stabilnością parametrów zasilania?

Przyjmując Twoją interpretację, należałoby zabronić dostępu do komputerów / piór i papieru mniej więcej --- a, nie napiszę, bo i mnie zlinczują... Pomimo zaciekłej obrony, że ja nie tylko hardware, ale również software pod uwagę biorę, a nawet stawiam program na pierwszym miejscu. Bo z dobrym oprogramowaniem nawet słabszy procesor dorachuje się, ile to jest siedem razy siedem.

Adamie, ależ będę traktował to poważnie --- z tego względu, że uderzyłem w pewną strunę z innego, sobie tylko znanego powodu i bardzo chciałem się dowiedzieć, jak brzmi. Niczego więcej nie zdradzę, bo spalę ;)

 

Inne hardware'owe cechy uprościłem. Software pominąłem --- przykładem mi była pewna galaretowata superinteligencja, nie człowiek. W niej ujrzałem dążenie do doskonałości, powolną i konsekwentną optymalizację oprogramowania, które na długim dystatnsie także przestaje mieć znaczenie.

 

beryl: na wartość pewnie nie ma wpłuwu, za to ma wpływ na ich ilość ;P

 

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Rozbawiła mnie wizja Juliusa. 7 mld pisarzy!!! Wyobrażacie to sobie? Ciekawe, czy ktoś zdążył by coś napisać, zanim umarłby z głodu. No i skąd brałyby się obiektywne opinie na temat cudzej twórczośći?

Czym jest talent literacki? Czym jest ciężka praca? Co my możemy na ten temat wiedzieć? O tym pierwszym jeszcze nikt w naszym przypadku nie miał okazji się przekonać, a by mówić o tym drugim trzeba jeszcze wiele czasu.

Zresztą czym jest talent literacki? Jest to składowa tak wielu czynników, że możemy do końca świata się kłócić, czy ktoś go ma czy nie. Ciężką pracę włożoną w pisanie można jeszcze jakoś zmierzyć, ale talent?

Co do sporu artystów i rzemieślników, to ja jednak wole tych drugich, gdybym miał wybierać. Twórczość tych szumnie nazywanych artystów jest dla mnie po prostu niezjadliwa (nie chcę nazywać jej bełkotem). Rzemieślnik - pisarz martwi się przede wszystkim, by trzymać czytelnika przy książce. Dobrze napsiany tekst, chociaż wtórny, jakoś się obroni. Granie na stunach ludzkiej duszy napisane nudno i bezpłciowo nigdy, choćby na nowo odkrywało koło. 

---> Julius.  

Bo spalisz? Znaczy, szykujesz niespodziankę, która z nóg nas zwali?   :-)  

Najpierw sięgnij po jedną z podróży Trurla i Klapaucjusza. Potem przemyśl ponownie kwestię ważności / nieważności softwaru. Punktem wyjścia możesz uczynić "preoprogramowanie", zaszyte w staromózgowiu.  

Pozdrawiam urlopowo --- przez kilka dni nie będę się z Tobą "kłócił".

Nie puszczę farby :) I co się odwlecze... ;]

 

Rozważmy osobliwy przypadek Galaretowatej. Galaretowata jest istotą, która nie ma mózgu, lecz galaretę. Wedle pewnych raczej nieuniknionych analogii różne rodzaje galarety układają się hierarchicznie. Późniejsza galareta jest zależna od wcześniejszej. Pregalareta to rdzeń.

 

Galaretowata ma taką zdolność, że kiedy nad czymś dużo rozmyśla, to się nagrzewa. Galareta nie jest już sztywna, więc daje się kształtować. To samo dotyczy pregalarety. Galaretowata miesza, miesza, miesza w rdzeniu, aż w końcu stwierdza: "Oho, teraz jakby myśli mi się lepiej, szybciej, precyzyjniej. Tak zostanie." Zachęcona poczynionym postępem, zaczyna coraz więcej mieszać. Z biegiem czasu odkrywa prawidłowości, dzięki którym mieszanie nie odbywa się już na oślep. Ponadto myślenie staje się lepsze, szybsze i precyzyjniejsze w tempie geometrycznym i pozwala na proporcjonalnie większy rozmach mieszania. W końcu cała galareta zostaje przetopiona do stanu optymalnego, a Galaretowata żałuje, że nie ma już czego mieszać :(

 

I teraz pytanie: czy na finalną efektywność myślenia Galaretowatej najbardziej wpływa jakość zastanego na początku "oprogramowania" czy raczej liczba dostępnych "integratorów", a zatem ilość galarety? Trzeba dodać, że Galaretowata reprezentuje gatunek długowieczny, który w stadium przedinteligentnym opanowuje umiejętność przetwarzania części metabolitów w galaretę. Na tle innych przedstawicieli tego gatunku, Galaretowata wyróżnia się wydajnością owego przetwarzania, ale ustępuje innym w tym, że jej startowy "software" jest kiepski. Kto zatem zostanie większym geniuszem: Galaretowata czy jej pobratymcy?

pozostawiając galaretki smakoszom, polecam blog Jakuba Winiarskiego :) świetnie ujmuje kwestię talentu i samego pisarstwa. Mówi o pisarstwie jako o określeniu samego siebie. Nie będę przepisywał całego bloga, więc link. Poszukajcie "przypowieści o koniu" jakiegoś mistrza zen (?).

Jestem zdania, że ten talent to "zespół predyspozycji" (za berylem).

Pozwolę sobie wznowić temat. Wszyscy tu, panowie i panie, mówicie o swoich odczuciach i opiniach odnośnie słów "talent" oraz "ciężka praca". Myślę, że intuicyjnie wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, co to tak naprawdę znaczy mieć talent – to coś. Moje pytanie jest inne i moim zdaniem o wiele bardziej praktyczne: czy znacie kogoś, kto nie mając talentu osiągnął sukces na miarę talentu? (I nie wnikam tu w rozważania o ukrytym talencie, bo chyba wszyscy możemy uznać, że jeżeli jakaś osoba zaczyna swoją przygodę od zmasowanych szyderstw doświadczonych rzemieślników to najzwyczajniej na świecie takiego talentu nie ma.) Znam osoby, które nie potrafiąc odbić piłki od kosza stały się czołowymi graczami powiatu. Znam osoby, które kompletnie nie potrafiły radzić sobie z dziewczynami, ale dzięki ciężkiej pracy nad samym sobą stały się ulubieńcami kobiet. Myślę, że ludzie czytając ten wątek poszukują wiary w to, że mogą stać się lepsi. Przynajmniej ja jej poszukuję, bo nie cierpię stać w miejscu. Jeden dobry kontrprzykład burzy całą błędną teorię, a więc… czy znacie takie osoby z własnego doświadczenia bądź z doświadczeń waszych bliskich?

Nowa Fantastyka