- Opowiadanie: soldan - Pielgrzymi

Pielgrzymi

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Pielgrzymi

Dom starego Woźniaka stał na wzgórzu, wznoszącym się nad polami zboża. Wokół rozciągało się pustkowie

i podziurawiona jak ser szwajcarski droga, prowadząca z Sietlec do Gnierowic. Ruch na tej drodze był niewielki, właściwie nie istniał. Jeśli ktoś jechał do tej dziury to na pewno był miejscowym, którego wszyscy znali.

W tej sennej wsi stary Woźniak oglądał te same twarze przez całe życie. Nic się nie zmieniało. Czasami tylko ktoś umierał, a potem lądował dwa metry pod ziemią. Nikt nowy się nie wprowadzał, nikt nie budował nowego domu. Przybywał tylko grobów na cmentarzu. Niektóre dzieciaki zostawały i przejmowały interesy od ojców, ale większość od momentu gdy stała się nastolatkami, myślała jak wyjechać, by już nigdy nie wrócić.

Dla starego Woźniaka taka okolica pasowała jak ulał. Wojtek łączył ten fakt ze swoimi podejrzeniami na temat morderstwa pani Woźniak. Właściwie nie wiadomo, czy doszło w ogóle do morderstwa, ale ciekawie było domniemywać przyczyn, dla których Stary Woźniak mógłby zabić swoją żonę i jak to zrobił. Znajomi Wojtka zawsze byli podekscytowani opowiadając o swoich szabrowniczych wyprawach do ogrodu tego faceta.

– Byliśmy wczoraj wieczorem na szaberku. – mówił Gruby Michał. – W ogrodzie Woźniaka.

– U Woźniaka ? – Niektórzy opanowali udawanie zdziwienia do perfekcji, bo chcieli dojść do etapu, w którym każdy wymieni przyczyny morderstwa.

– Tak, u Starego Woźniaka, tego który zamordował swoją żonę.

W sierpniowy wieczór Gruby Michał jak zwykle zadzwonił do drzwi Wojtka, by razem z nim odwiedzić ogród Woźniaka. Jego przyjaciel wyszedł z garażu, trzymając w rękach linę

i ostro zakończony kij.

– A co to ? – zapytał Gruby Michał.

– Dziś oderwiemy się od rutyny i zrobimy coś nowego.

W drodze Wojtek opowiedział swojemu przyjacielowi o kręgach w zbożu i kosmitach (a może Marsjanach) zapładniających ziemskie kobiety. Pominął całą technikę tworzenia kręgów, bo Michał i tak by nie zrozumiał,

i wytrzeszczyłby swoje świńskie oczka w głupim wyrazie.

– Ale plan jest doskonały. Zrobimy staremu krąg centralnie naprzeciwko jego domu na wzgórzu. – mówił. – Może uwierzy, że to UFO albo jacyś Marsjanie.

– Którzy chcieli go zapłodnić. – dodał Michał i zarechotał.

Gdy ostrożnie szli przez zboże było już całkowicie ciemno. Wojtek wyjął z plecaka latarkę i resztę drogi oświetlali strumieniem światła. Musimy stąpać ostrożnie, by nie wygnieść ścieżek. – pomyślał. – Efekt będzie lepszy jeśli jedynymi śladami w zbożu będzie nasz krąg.

Wkrótce zatrzymali się. Naprzeciwko nich wznosił się ponuro wyglądający dom Woźniaka. W oknach nie dostrzegli świateł.

– Pewnie śpi. – mruknął Wojtek. – Trzymaj koniec sznura i nie puszczaj. – powiedział do Michała.

Przeszedł trzy metry, bo taka była długość liny i wbił kij w ziemię.

– Nie puszczaj. – odezwał się wracając. – Teraz trzymaj linę cały czas napiętą i okrążaj kij dopóki nie nawiniesz na niego całej liny.

Wokół słychać było tylko miarowe sapanie Michała, który zataczał coraz mniejsze kręgi i najwyraźniej był już całkowicie zmęczony. Wojtek oderwał od niego wzrok i spojrzał na chmury, które rozstąpiły się i odkryły księżyc, wiszący na niebie tuż nad domem Woźniaka. Poczuł dreszcz. Do jego uszu dobiegł odgłos szelestu zboża, które musiało uginać się pod czyimiś stopami. Rozejrzał się dookoła. Nie dostrzegł nikogo. Na polu jesteśmy tylko ja i Gruby Michał – uspakajał się, ale wciąż był przestraszony. – Ewentualnie jakieś zabłąkane zwierzę. Pewnie sarna. Tak, to na pewno sarna.

Wyrwał się z zamyślenia, gdy Michał wydał ostatnie sapnięcie, przetarł czoło i stanął na środku kręgu.

– Wojtek! I jak wygląda nasz świeży, marsjański krąg ?

– Ekstra. Powinniśmy zrobić jeszcze parę mniejszy…

Głos Wojtka przerwał głośny chlupot, przypominający dźwięk wylewanych świńskich wnętrzności. Chłopak stał zgarbiony, trzymając się za brzuch z którego wypłynął żołądek i obficie ciekła lepka, szkarłatna krew. Mężczyzna stojący za nim wykonał kolejne, błyskawiczne cięcie nożem, tym razem dziurawiąc podbrzusze. Ponownie rozległ się głośny chlupot, ale znacznie dłuższy. Jego jelita wyślizgiwały się z niego tak jak kabel, wciągany przez odkurzacz. Wojtek upadł na kolana. Michał zobaczył Starego Woźniaka, miał kapelusz na głowie, a w ręku trzymał nóż myśliwski. Mężczyzna rzucił mu groźne spojrzenie i kopnął Wojtka w plecy. Jego twarz plasnęła o kałużę krwi w której pływały wnętrzności. Chłopak jęknął i umarł.

W zbożowym kręgu zaległa cisza. Woźniak i Michał stali w milczeniu naprzeciwko siebie, między nimi leżał Wojtek zbryzgany krwią. Całą tą straszliwą scenerię oświetlała zagubiona w zbożu latarka. Woźniak zrobił krok w kierunku Michała, który poczuł, że spodnie wypełnia mu powoli ciepła masa.

– Na mojej ziemi ten skurwiel robił różne rzeczy. – oświadczył starzec pochylając się nad ciałem Wojtka. – Zaakceptuję wszystko… – mówił powoli. – ale nie zboże.

Woźniak wyprostował, sięgnął do kieszeni po jabłko i z powrotem spojrzał na stojącego przed nim chłopaka.

– D-d-dlaczego ? – Michał jakimś cudem zdobył się na odwagę by wydukać to słowo.

– Zboże jest ważne. – odparł – Oni – Woźniak wskazał ręką na niebo – Oni są jak pielgrzymi. Muszą mieć wskazówkę by dotrzeć do celu podróży.

Tamtej nocy stary mężczyzna ostatni raz użył swojego ostrza. Pielgrzymi zakończyli swoją podróż, gdy w zbożu pojawiły się właściwe znaki. To był koniec dla tej wsi, a niewiele później reszty świata.

Koniec

Komentarze

"...i wytrzeszczyłby swoje świńskie oczka w głupim wyrazie" - zdanie bez sensu.

Krew z rozprutego brzucha nie miałaby szkarłatnego koloru. A już napewno nie w nocy...

"Mężczyzna stojący za nim wykonał kolejne, błyskawiczne cięcie nożem, tym razem dziurawiąc podbrzusze" - Jeśli naprawdę zrobił to od tyłu, to raczej nie cięciem, a pchnięciem. Tym pierwszym mógłby tylko rozpłatać Wojtka, i to dosłownie, co jest mało możliwe - nikt nie jest taki silny ;)

"Woźniak wyprostował." - Co niby wyprostował? ;)

Ogólnie to opowiadanie nie jest najlepsze. Na początku jest namiastka klimatu, niektóe opisy są nawet plastyczne, lecz fabuła, niezręczne porównania podczas krwawej sceny i zakończenie, nie wywołujące u mnie żadnaje reakcji emocjonalnej, sprawiają, że tekst jest mi obojętny.

Na pocieszenie dodam, że nie jest fatalnie, pewne predyspozycje masz.

Pozdrawiam.

 

 

 

Sietlce, a nie Siedlce? Czy to może zabieg celowy.

 

Zaimki - groza.

"Ruch na tej drodze był niewielki, właściwie nie istniał. Jeśli ktoś jechał do tej dziury to na pewno był miejscowym, którego wszyscy znali. W tej sennej wsi stary Woźniak oglądał te same twarze przez całe życie."

Albo:

"Tamtej nocy stary mężczyzna ostatni raz użył swojego ostrza. Pielgrzymi zakończyli swoją podróż..."

Tak się nie robi.

 

Zdecyduj się, Stary Woźniak czy stary Woźniak?

 

Stosujesz nieprawidłowy zapis dialogów. Jak on powinien wyglądać, jest przepięknie opisane w TYM wątku.

 

"Dla starego Woźniaka taka okolica pasowała jak ulał." - Coś pasuje do czegoś, ewentualnie Woźniakowi taka okolica odpowiadała/podobała się itp. Ale nie tak, jak jest teraz.

 

To Marsjanie nie są UFO?

 

Jeśli odkurzacz kabel wciąga, to ów kabel znika w jego wnętrzu - a wnętrzności się wylewały. Czyli chodzi o zjawisko odwrotne. Zdecydowanie nietrafiona metafora.

 

Nieścisłości podmiotowe. Niestety, podmiot w zdaniu ważna rzecz, określa co, komu, jak, gdzie i kiedy. A jeśli zmieniamy podmiot, bo w następnym zdaniu dzieje się coś komuś innemu, koniecznie trzeba to dookreślić. Ot, logika i gramatyka. Na przyład:

"Ponownie rozległ się głośny chlupot, ale znacznie dłuższy. Jego jelita wyślizgiwały się z niego tak jak kabel, wciągany przez odkurzacz." - Czy to jelita chlupotu się wyślizgiwały...?

Albo:

"Michał zobaczył Starego Woźniaka, miał kapelusz na głowie, a w ręku trzymał nóż myśliwski."- podmiotem jest tu Michał, więc wychodzi na to, że to on miał kapelusz i nóż. Sprawę załatwiłoby proste słowo "który".

 

TĘ scenerię, a nie tą.

 

Co do fabuły - nie oceniam, bo chyba nie do końca pojęłam zamysł. Co do warsztatu - ćwicz, pisz, czytaj, pisz jeszcze więcej, ucz się.

 

Pozdrawiam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki, wasze komentarze są bardzo pomocne :)

Zakończenie jest niejasne. O co chodzi? Woźniak chciał ściągnąć na Ziemię kosmitów, którzy ją zniszczą? Dlaczego? Co to ma wspólnego z zabójstwami? Nie widzę w tym sensu; jeśli jakiś jest, to trzeba go wyraźniej zaznaczyć dać trochę więcej wskazówek. Puenta idzie w dobrym kierunku, stara się zostawić niedopowiedzenie, dać pole do spekulacji. Niestety niedopowiedzenie jest za duże, a pole - za szerokie. Na takiej przestrzeni kosmici, pardon, czytelnicy nia mają szans odnaleźć właściwego sensu. ;)

 

Do poprawki.

Gdyby nie zakończenie, prawie uznałabym, że to plagiat. Bardzo podobne opowiadanie, we fragmencie większej całości, widziałam już dwa razy. Przykro mi, to nie jest zaskakujący i nowatorski temat.

Nowa Fantastyka