- Opowiadanie: bilbo - Trivion

Trivion

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Trivion

Rozdział 1 

Podróż

 

Archeomagik. Ten zawód jest mało znany na świecie, lecz bardzo ceniony. Każdy archeomagik bada tajniki, dawnej magii, która w tych czasach już nie istnieje. Pewna legenda podaje, że w naszym świecie wciąż istnieje miasto o magicznej sile, ale dla zwykłego oka jest nie widzialne. Jednym z ludzi, którzy próbują odnaleźć dawno zaginione miasto jest, Marek Milowski. Razem z synem mieszkają w rodzinnym mieście, Krakowie. Syn ma na imię Adam. Chłopak nie jest gruby, ani zbyt wysoki. Co zadziwiające, ma on bliznę za prawym uchem ukazującą dwie litery, „L” i „A”. Marek, bardzo długo szukał wyjaśnienia co do tych liter, lecz nigdzie nie mógł znaleźć. Miał nadzieję, że dowie się czegoś więcej, na piętnastym zjedzie Zespołu Magii Historycznej, które w tym roku odbywało się w Paryżu. W tym roku postanowił zabrać ze sobą syna, by móc znaleźć rozwiązanie zagadki.

Jeszcze wczesnym rankiem Marek obudził syna na samolot, który wylatywał o ósmej, z Balic.

– Czy ja naprawdę muszę lecieć z tobą ? – pół otwartym okiem popatrzył się na tatę.

– Innej opcji nie widzę. Może inni będą wiedzieć więcej na ten temat. Wstawaj, bo się spóźnimy. – Marek próbował wepchać do walizki jeszcze swoją nie dawną odkrytą rzecz, którą znalazł na rynku w Krakowie.

– Poczekaj jeszcze sekundkę. – odparł Adam, poczym nakrył się kołdrą i zasnął.

– O nie tym razem. – Marek zepchał Adama z łóżka i kazał pójść mu do łazienki się umyć.

Adam, posłusznie udał się do łazienki, gdzie przywrócił się do wyglądu, bardziej „normalnego”. Zszedł posłusznie na śniadanie do kuchni, gdzie tata przyszykował pięknie wyglądające kanapki i ciepłą herbatę.

– Szybko jedz, bo za chwilę wychodzimy. – pośpieszył go tata.

Adam nie miał wyboru musiał się go, słuchać. Jak skończył pić herbatę, zegar wybił godzinę szóstą. W tej właśnie chwili pod dom podjechała taksówka. Marek, razem ze swoimi bagażami próbował wyjść z domu. Adam posprawdzał, czy wszystko jest wyłączone i zamkną drzwi frontowe.

– Piękny dzień na wycieczkę. Czyż nie mówię prawdy? – uśmiechną się kierowca.

– Oczywiście, w pełni się z panem zgadzam.

– Gdzie mam was podrzucić ?

– Na lotnisko, bym prosił.

– Ależ oczywiście, już jedziemy.

Adam podczas jazdy podziwiał, piękny Kraków, który dopiero budził się ze snu. Piękne ulice skąpane, w rozświetlającym je słońcu. Kwiatki postawione przez mieszkańców na parapetach. To wszystko było tak piękne, że wydawało mu się, że wciąż śpi, na wszelki wypadek uszczypną się w policzek, by być pewnym, czy aby nie zasną.

– Dojechaliśmy. Życzę miłego lotu. – kierowca pomachał ręką i odjechał.

Marek i Adam wraz z walizkami, udali się do środka lotniska. Po całym sprawdzeniu bagaży i innych sprawach, zajęli miejsca w samolocie.

– Czyli, o której będziemy w Paryżu ?

– O jedenastej – odparł Marek, poczym jego oczy zatonęły w książce.

Sam lot zdawał się adamowi, wydłużać. Oglądał piękne krajobrazy, roztaczających się pól, wiosek, miast. Myślami błądził, gdzieś bardzo daleko. Zapomniał, że przebywa w samolocie, teraz był na jednej z francuskich wiosek, które tak bardzo lubił. Polskie wioski również przychodziły mu na myśl, ponieważ oprócz pięknego Krakowa, bardzo kochał życie na wsi. Ten cudowny spokój, śpiew ptaków, cudowny krajobraz. Zawsze wiedział, że jego miejsce jest na wsi, zamierzał tam wrócić, gdy tylko skończy studia, lecz na razie miał dopiero szesnaście lat.

Koniec

Komentarze

To jest dopiero początek, książki. Jeśli coś nie będzie się podobało, bardzo bym prosił, o własy pomysł bym mógł porównać.

Każdy archeomagik bada tajniki ,- dawnej magii, która w tych czasach już nie istnieje.

W jakich czasach? Naszych? Całkowicie zbędne słowa ‘w tych czasach’.

 

Pewna legenda podaje, że w naszym świecie wciąż istnieje miasto o magicznej sile, ale dla zwykłego oka jest nie widzialne.

W naszym świecie — zbędne. Miasto o magicznej sile? Czym się przejawia magiczna siła miasta? Niewidzialne — razem.

Jednym z ludzi, którzy próbują odnaleźć dawno zaginione miasto ,+ jest ,- Marek Milowski.

Razem z synem mieszkają w rodzinnym mieście, Krakowie.

Mieszka. Podmiotem jest Marek, liczba pojedyncza.

Syn ma na imię Adam. Chłopak nie jest gruby, ani zbyt wysoki.

Nie umiesz napisać inaczej, bez zaprzeczeń? Oraz ładniej i składniej? Że, na przykład, z wyglądu jest przeciętnym nastolatkiem, młodym mężczyzną czy podobnie, w zależności od wieku Adama.

Co zadziwiające, ma on bliznę za prawym uchem ukazującą dwie litery, „L” i „A”. Marek ,- bardzo długo szukał wyjaśnienia co do tych liter, lecz nigdzie nie mógł znaleźć.

Jedynym, co różni Adama od rówieśników, jest ukryta za prawym uchem niewielka blizna w kształcie dwóch połączonych ze sobą liter, L i A. Marek długo i bezskutecznie szukał przyczyn pojawienia się tego znaku, dziwnego i tajemniczego zarazem, bo Adam nigdy nie skaleczył się w okolicy ucha.

Dłużej, ale chyba składniej, Jak uważasz?

Miał nadzieję, że dowie się czegoś więcej ,- na piętnastym zjedzie Zespołu Magii Historycznej, które w tym roku odbywało się w Paryżu.

Na zjedzie? Nie pisz, kiedy jesteś głodny, bo ktoś zjedzie Ciebie za takie pisanie... Na zjeździe, które odbywało się? Trzymajcie mnie, dobrzy ludzie...

W tym roku postanowił zabrać ze sobą syna, by móc znaleźć rozwiązanie zagadki.

No, argument jak się patrzy. Obecność syna zapowiedzią rozwiązania tajemnicy... Założę się, że co innego miałeś na myśli, co innego napisałeś.

Jeszcze wczesnym rankiem Marek obudził syna na samolot, który wylatywał o ósmej ,- z Balic.

Niezgrabne zdanie.

- Czy ja naprawdę muszę lecieć z tobą ? – pół otwartym okiem popatrzył się na tatę.

Półotwarty razem. Słowniczek ortograficzny przyjacielem pisarza. Popatrzył się. Jakie się, dlaczego się, się pytam?? Słownik poprawnej polszczyzny do rączek proszę...

Marek próbował wepchać do walizki jeszcze swoją nie dawną odkrytą rzecz, którą znalazł na rynku w Krakowie.

Bez ‘swoją’. Niedawno odkrytą i znalezioną, czy zakupioną na rynku?

 

Dalej na skróty, bo tak to można do rana...

 

poczym — osobno.

Adam ,- posłusznie udał się do łazienki, gdzie przywrócił się do wyglądu, bardziej „normalnego”. Zszedł posłusznie na śniadanie do kuchni, gdzie tata przyszykował pięknie wyglądające kanapki i ciepłą herbatę.

- Szybko jedz, bo za chwilę wychodzimy. – pośpieszył go tata. — a nie ponaglił?

Adam nie miał wyboru musiał się go ,- słuchać. Jak skończył pić herbatę, zegar wybił godzinę szóstą. — śliczny, znaczy paskudny kolokwializm. Jak skończył czy gdy / kiedy skończył?

Marek ,- razem ze swoimi bagażami próbował wyjść z domu. — rewelacja! Razem z bagażami! Ze swoimi bagażami do tego! Brawo, nie skusił się, nie podgrandził bagażu sąsiada... A udała mu się ta próba? Czy jednak wyszedł sam, bez bagaży?

zamkną — za takie zjadanie końcówek jeszcze nie zamykają. A powinni...

Jaki wspaniale sztuczny dialog z taksówkarzem...

Adam podczas jazdy podziwiał ,- piękny Kraków, który dopiero budził się ze snu. Piękne ulice skąpane ,- w rozświetlającym je słońcu. Kwiatki postawione przez mieszkańców na parapetach. To wszystko było tak piękne, że wydawało mu się, że wciąż śpi ,-.+ Na wszelki wypadek uszczypną się w policzek, by być pewnym, czy aby nie zasną.

Tyle tego piękna, że aż mdli. Końcówki patrz wyżej...

Marek i Adam wraz z walizkami, udali się do środka lotniska.

Przytomniacy. Nie zapomnieli o walizkach, kierunku nie pomylili... Ale chyba do budynku się udali?

 Po całym sprawdzeniu bagaży i innych sprawach ,- zajęli miejsca w samolocie. — ciekawe, jakie to inne sprawy... Aha, i po całym sprawdzeniu. Całym. To istotne...

- Czyli, o której będziemy w Paryżu? — a kto pyta?

- O jedenastej – odparł Marek, poczym jego oczy zatonęły w książce. — szczęściarz z Marka. Fakt, że bez oczu, które wzięły i zatonęły, kiepsko się żyje, no ale przecież oczy mogły, tonąc, pociągnąć za sobą całego Marka...

Sam lot zdawał się adamowi, wydłużać. Oglądał piękne krajobrazy, roztaczających się pól, wiosek, miast. — imiona piszemy dużą literą. Przecinek potrzebny po imieniu, jak dziura w moście. Jak nisko leciał samolot, że dały się oglądać krajobrazy, w tym krajobrazy wiosek i miast? Pytam, bo krajobraz wioski lub miasta jest czymś zadziwiająco nowym...

Zawsze wiedział, że jego miejsce jest na wsi, zamierzał tam wrócić, gdy tylko skończy studia, lecz na razie miał dopiero szesnaście lat. — wrócić? Mieszkał w Krakowie, nic nikomu nie wiadomo, by dzieciństwo spędzał na wsi... Dopiero szesnaście lat, a już o skończeniu studiów mowa? Kiedy je rozpoczął? Zamiast gimnazjum?  

 

Jeżeli tak to ma wyglądać do samego końca... Bilbo, masa pracy przed Tobą. Masa! Świetnie, że masz ochotę, masz jakiś pomysł, ale w Twoim jak najlepiej pojętym interesie leży opanowanie sztuki pisania...

Podziwiam Adama, że chciało mu się wypisywać wszystkie błędy. Ja powiem tylko tyle, żemimo błędów, tekst jest napisany nieporadnie. Dużo pracy, Autorze, dużo. Ach i jeszcze: skąd się bierze maniera, by zamiast zasnął pisać zasną?

Przeczytałam, znalazłam masę błędów (Napisałeś imię Adama z małej litery o.O). Podoba mi się pierwsze zdanie :), ale zasadniczo zgadzam się z AdamKB

"Marek i Adam wraz z walizkami, udali się do środka lotniska."

Nie wiem co mnie rozśmieszyło w tym zdaniu, może po tak długiej lekturze po prostu mózg mi wysiadł :P

Pomysł zapowiada się nader ciekawie, ale nad wykonaniem trzeba długo i solidnie popracować. Do mrócwczej pracy Adama dorzucę myśl, że wklejanie tak krótkich fragmentów większej całości absolutnie mija się z celem. Tu się nic nie dzieje, nic nie "zahacza" czytelnika, nie przyciąga uwagi. Ot, szary zwyczajny dzień. Wstajemy z łóżek i udajemy się na lotnisko, bo niedługo mamy bardzo ważne spotkanie. Ble...

 

Znacznie ciekawiej byłoby, gdybyś np. zaczął od sceny pokazującej Archeomagika w jego pracy, mógłbyś przy okazji rzucić garść szczegółów na temat tego oryginalnego zawodu. To byłoby coś, co miałoby szansę przyciągnąć uwagę. Powyższy tekst nie zawiera niczego takiego. A do tego roi się od błędów, co już wskazano powyżej.

Przeczytawszy pierwszy akapit, zauważyłem wiele niedociągnięć interpunkcyjnych. Już w pierwszym wersie jest jeden zbędny (przed "dawnej"). Ponadto zerkajac niżej, widać, że jeszcze autor nie pojął różnicy między dywizem i myślnikiem. Może to i drobiazgi, ale zniechęcające do dalszej lektury. 

Bardzo dziękuję, szczególnie Adamowi i Świętomirowi. Mam również pytanie, oczywiście rozumiem, początek musi czytelnika zachęcać do dalszej lektury, ma być tajemnicą, która będzie się rozwiązywać w trakcie czytania. Nie wiem jak od zwykłego początku mam ułożyć dalszą część. Moje pytanie brzmi: czy są książki, które pomogłyby mi w tych błędach, bym później ich nie popełniał. Jeśli są, to bardzo bym prosił o tytuły.

Brawo, bilbo

Nie, bynajmniej nie kpię. Od takiego głupiego podejścia jestem odległy o lata świetlne. Zapytanie, konkretne, zamiast fochów...

Wejdź na początek na strony, poświęcone pisaniu. Te przeróżne "Pasje pisania" i temu podobne. Na wielu znajdziesz po pierwsze wskazówki, rady autorstwa parających się pisaniem, po drugie tytuły kilku poradników. 

Tylko jednego się strzeż. Kopiowania. Jeśli pisać, to "po swojemu"; poprawnie językowo i kompozycyjnie, ale w swoim stylu, odróżnialnym od innych. Powodzenia! 

Aha, jeszcze coś: wcale nie musisz znikać z tej strony...

Nie podam Ci żadnego tytułu książki, z której mógłbyś się nauczyć lepiej pisać. Nie ze złośliwości bynajmniej, a dlatego, że... sam je znasz najlepiej! W odróżnieniu od Adama, nie będę zalecał poradników. Wszystkie one - jak dla mnie - przypominają przepowiednie "fachowej" wróżki: są niekonkretnei piszą to, co chciałbyś przeczytać. Moim zdaniem najlepiej nauczysz się, po prostu czytając swoich ulubionych autorów. Biorąc ich do ręki, po prostu za każdym razem zadaj sobie pytanie: "Co sprawia, że tak lubię czytać tego gościa? Jak on(a) to robi?" Odpowiedz sobie na to pytanie, a potem po prostu próbuj zastosować to sam. Ale tak, jak Adam napisał: żadnego kopiowania. Korzystaj z ogólnych idei, nie z konkretnych pomysłów.

Nie zalecałem poradników, odpowiedziałem na pytanie bilba. To raz. Dwa, pominąłem (czego robić nie powinienem) kwestię języka. Tego, swobody operowania poprawnym językiem, z poradnika nie da się nauczyć. To trzeba wypraktykować, za pomoc mając właśnie lektury, całe fury lektur. A do nich --- słowniki poprawnościowe. Tego na początku drogi nie da się uniknąć. Bo różnicę między zieloną trawą a trawą zieloną trzeba znać, by wiedzieć, jak spozycjonować przymiotnik w danym opisie łączki na planecie w układzie Dzety Sieci.

Dobrze, dobrze. Przecież ani w głowie mi było Cię krytykować, czy tym bardziej atakować. Mam nadzieję, że tak to nie brzmiało.

Wiem, że nie w głowie Ci było. Z mojej strony były to uzupełnienia, a że w nawiązaniu do Twojej wypowiedzi, to samo tak wyszło.  {  :-)  }

Czy autor jest we Froncie Wyzwolenia Przecinków?

Sam pomysł wydaje się interesujący, ale wykonanie jest zabójcze.

Widzę, że już dużo naprawdę dobrych rad otrzymałeś, pozostaje mi się tylko pod nimi podpisać.

Nowa Fantastyka