- Opowiadanie: nickcage - Brud i smród

Brud i smród

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Brud i smród

– Co za gówno.

 

Krasnolud z mozołem wyciągał ostrze topora z czaszki. Broń zakleszczyła się mocno i wojownik sapałby z wysiłku, gdyby nie był wściekły. Kiedy powtarzasz coś nudnego po raz setny nie wiesz o tym, liczyć przestajesz znacznie wcześniej.

 

– Przeklęte, bezmyślne zombie.

 

Jeśli uderzyć w czaszkę odpowiednio mocno, broń wbija się w kręgosłup. Poszukiwacze przygód rzadko kiedy wspominają o pragmatycznych problemach swoich podróży. Nie są one ciekawe, a często wymagają wiele zachodu tylko po to, by bohatera opowiadań oblać ciepłą posoką.

 

– Do cholery! A żebyś szczezł na dnie siedmiu piekieł pomiocie! Gdzie się to całe gówno mieści w takim małym, zakutym łbie?

 

Topory utkwione w czaszkach.

Przemoczone krwią buty.

Smród nadpsutego mięsa wybudzonego z wiecznego snu złą wolą.

 

To dziwne, ale słysząc opowieści o katakumbach ludzie w wyobraźni widzą zapomniane grobowce ukruszone zębem czasu i mroczne korytarze zakończone czeluścią wrót do sklepionej pieczary, ukrytej za zasłoną ciemności, ale nigdy nie myślą o tym, jak to wszystko śmierdzi.

 

Krasnolud rozejrzał się i wybrał otwór w ścianie prowadzący na powierzchnię. Wracał po swoich śladach z pustymi rękami, ponieważ w nekropolii nie znalazł niczego, co opłacałoby się z niej wynieść. Trafił do niej kierując się plotkami o podziemnych skarbach chronionych przez hordy żądnych krwi nieumarłych. Z całej tej informacji prawdą okazała się być tylko jedna część i to nie ta o kosztownościach, nawet nie o niebezpieczeństwie. Nieumarłych były setki i poza tym można było o nich powiedzieć tylko tyle, że snuli się powolnie i bez sensu. W podziemiach panował grobowy spokój.

 

Spokojne miejsca działały krasnoludowi na nerwy.

 

Nie było potrzeby zabijania zombie, ale porywczy krasnolud robił to co jakiś czas, aby sobie ulżyć. Po raz pierwszy, kiedy po krętych schodach dotarł do najgłębszego korytarza, niedaleko od wyjścia z katakumb. Ponieważ łatwiej jest zejść w dół niż piąć się w górę, a nieumarli wybierają zawsze prostsze rozwiązania, kłębili się tam dziesiątkami. Z wywieszonymi, sinymi jęzorami, pomrukując gardłowo, obijali się o siebie wzajemnie, co przypominało szalenie wolny taniec. Krasnolud na próbę odrąbał dwie głowy, po czym zdał sobie sprawę z tego, że nie robi to różnicy na pozostałych przy swoim drugim życiu. Topór na wszelki wypadek dzierżył krzepko w dłoniach i zaczął torować sobie drogę łokciami, z uwagi jednak na swój niski wzrost nie szło mu to najlepiej. Po kilku nieudanych próbach wściekł się i wyrąbał sobie drogę przez las nóg i rąk pozostawiając za sobą stos trupów. Oczywiście nie pomyślał o tym, że nie ułatwi mu to powrotu.

 

– Ugh… Co… za… gówno!

 

Brodząc po kolana w truchłach i ich płynach trudno było mu się zdobyć na coś innego. I trudno się dziwić. A także nie mówić w takiej sytuacji przez nos.

 

Przed nim były już tylko schody, korytarz, jama niewątpliwie zamieszkiwana niegdyś przez jakieś wielkie zwierzę, jeszcze jeden korytarz i most nad przepaścią strzeżony przez najeżone kolcami pułapki. Kolce zaś najeżone nieumarłymi wpadającymi na nie od wiek wieków. Przypominało to gnijący most pojękujący z cicha gdy postawić na nim stopę.

 

Krasnolud wyciągnął nogę ze śmierdzącej brei. Otrzepał się i obtarł tyle wnętrzności ile zdołał o skalną ścianę. Pnąc się w górę chlupotał zawartością swych butów.

 

– Kretyn, kretyn, kretyn ze mnie! Dać się wpakować w to… Jak spotkam tego elfa… I jeszcze podskakiwał w tych swoich pierdolonych ciżemkach: „Skarby i bogactwo, skarby i bogactwo”… W rzyć ci topór wsadzę suczy synu!

 

Nie należy ufać elfom.

Nigdy nie należy ufać elfom.

 

– Co za gówno.

Koniec

Komentarze

To jest fragment czegoś czy samodzielny tekst?

Przeczytałem - nie przyłożyłeś się do tego tekstu. Powtórzenia i literówki są dowodem na to, że nawet nie wrzuciłeś tego do Worda. Zdania takie jak to: "Przed nim były już tylko schody, korytarz, jama niewątpliwie zamieszkiwana niegdyś przez jakieś wielki zwierzę, jeszcze jeden korytarz i most nad przepaścią strzeżony przez najeżone kolcami pułapki, groźne do czasu gdy nie wpadli w nie nieumarli i nie utworzyli ze swych ciał mostu ze snów szaleńca pojękującego z cicha, gdy postawić na nim stopy." każą mi sądzić, że prawdopodobnie nikt, poza Tobą, tekstu nie czytał. Życzę dalszej, owocnej pracy. Pozdrawiam.

"mostu ze snów szaleńca pojękującego z cicha, gdy postawić na nim stopy" - rozumiem, że to most pojękiwał, a nie szaleniec? Bo zdanie jest tak skonstruowane, że można mieć wątpliwości.

Achika: Jest to owoc dwóch, może trzech godzin leniwej pracy nad stylem, nic ponad to :)

|PP|: Prawdą jest, że się nie przyłożyłem, ale ponieważ są to moje początki liczę na konstruktywną krytykę bardziej niż na to, że od razu będę pisał na poziomie mistrzowskim. Prawdą jest także to, że nikt poza mną tego tekstu nie czytał. Tekst był pisany w wordzie, tam korekta nie wskazywała mi błędów i pewnie dlatego ich nie widzę.

|PP|, gdybyś wskazał mi literówki i powtórzenia byłbym zobowiązany!

Achika: Rzeczywiście, zdanie jest przezabawnie sformułowane. Z cicha pojękiwały w tym przypadku zombie. 

 

Mam pytanie do zaprawionych w bojach: czy uwzgledniając Wasze komentarze tekst poprawiać, czy zostawić go tak jak jest, żeby komentarze nadal były zasadne? Pozdrawiam i dziękuję za zainteresowanie!

Z literówek, to po szybkim przeczytaniu tekstu wychwyciłem „ wielki zwierzę”.

Zdania faktycznie są dość niezgrabnie sformułowane. Ilość powtózeń także jest zatrważająca (chociaż mnie w odbiorze tekstu nie przeszkadzała).

Ardel: Mogę prosić cobyś mi te niezgrabnie sformułowane zdania wskazał? Ciężko jest to wychwycić we własnym tekście, a postanowiłem poprawić skoro mam te 24 godziny.

Ależ poprawiać, poprawiać! Jaki, w przeciwnym razie, byłby sens wytykania błędów? Ponadto uważam, że autor, który nie koryguje błędów, póki ma możliwość, olewa komentatorów. Na przyszłość radzę umieszczać tu bardziej dopracowane owoce swej twórczości. Przyznanie się do "dwóch, może trzech godzin leniwej pracy nad stylem, nic ponadto" dotyka mnie jako czytelniczkę, czuję się zlekceważona. W kolejnym zdaniu wyznajesz, z rozbrajająca szczerością, że "...się nie przyłożyłem, ale ponieważ są to moje początki liczę na konstruktywną krytykę..." Na krytykę możesz liczyć zawsze, czy zawsze na konstruktywną, nie gwarantuję. Mam też prośbę. Nie bacząc, iż to Twoje początki, przykładaj się, przykładaj. Mam trzy uwagi:

 

"Krasnolud z mozołem wyciągał ostrze topora z czaszki. Kość zakleszczyła się mocno..." - To nie kość się zakleszczyła, to topór zakleszczył się w kości.

 

"Brodząc po kolana w truchłach i ich płynach ciężko było mu się zdobyć na coś innego. I ciężko się dziwić." - Powtórzenie to jedna sprawa. Druga jest taka, że ciężkie jest coś, co można zważyć, np. o worku karofli niesionym na plecach, możesz tak powiedzieć. Podejmowanie decyzji, dokonywanie wyboru jest trudne. "I trudno się dziwić."

 

"Krasnal wyciągnął nogę ze śmierdzącego basenu truchła, aż zabulgotało i cmoknęło." - Proszę o wyjaśnienie, czy rzeczone truchło było basenem, czy miało basen w którym pływało, czy może był to tylko basen, jaki bywa podawany w szpitalach?

 

Pozdrawiam i życzę sukcesów. Dopracowanych.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy: Jak to mawiają jankesi "I meant no disrespect." Dziękuję za komentarz i jak najbardziej konstruktywną krytykę, nie omieszkam z niej skorzystać.

Pozdrawiam.

nickcage, nie czuję się dotknięta osobiście, regulatorzy też już niejedno przeczytali. Jednak to miło z Twojej strony, że reagujesz na komentarz i jesteś gotowy na krytykę. Nie każdy to potrafi. Cieszę się, jeśli pomogłam, bo taki był cel moich uwag. Pozdrawiam. :-) 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fatalny brak wielu przecinków...

Nic specjalnego ani odkrywczego. Ja tam nigdy elfom nie wierzyłem. A opek taki sobie.

RogerRedeye: Jeśli możesz, wskaż palcem, z przyjemnością poprawię.

Nie było potrzeby zabijania zombie, ale porywczy krasnolud robił to co jakiś czas, aby sobie ulżyć. Po raz pierwszy, kiedy po krętych schodach dotarł do najgłębszego korytarza, niedaleko od wyjścia z katakumb

To dziwne, ale słysząc opowieści o katakumbach ludzie w wyobraźni widzą zapomniane grobowce ukruszone zębem czasu i mroczne korytarze zakończone czeluścią wrót do sklepionej pieczary, ukrytej za zasłoną ciemności, ale nigdy nie myślą o tym, jak to wszystko śmierdzi.

 Krasnolud na próbę odrąbał dwie głowy, po czym zdał sobie sprawę z tego, że nie robi to różnicy na pozostałych przy swoim drugim życiu.

A to zdanie jeszcze dodatkowo do przerobieia...

Z wywieszonymi, sinymi jęzoram,  pomrukując gardłowo. obijali się o siebie wzajemnie, co przypominało szalenie wolny taniec

Tak na szybo. Jeszcze trochę brakuje.

 

Sam też szukałem, ale nie znalazłem dużej części z Twojego komentarza, dziękuję i pozdrawiam!

"Jeśli uderzyć w czaszkę odpowiednio mocno,  broń wbija się w kręgosłup."

Akurat tutaj też brakuje przecinka. Tylko tak -- z czego właściwie wyciągał  topór krasnolud? Z czaszki czy z kręgosłupa?

Albo zdanie logicznie niedopracowane: "Kiedy powtarzasz coś nudnego po raz setny nie wiesz o tym, bo liczyć przestajesz znacznie wcześniej."

"Kiedy powtarzasz coś nudnego po raz setny, nie wiesz o tym, że czyniłeś to wielokrotnie, bo liczyć przestajesz znacznie wcześniej."

Dużo jest tego, co zauważyli juz przedpoścy. I raczej " nieumarli", a nie  "zombie". Zombie i krasnolud? Dziwny melanż... 

Tekst zdecydowanie do doszlifowania językowego.

<iło było.

Miło było.

Ja już po doszlifowaniu zajrzałem i powiem, że mnie się to podobało. Ciekawe spojrzenie na nieumarłych pilujących katakumb. A jakby to jeszcze rozwinąć...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

"..i wojownik sapałby z wysiłku, gdyby nie był wściekły..."  Eee... co? Czym w sapaniu przeszkadza bycie wściekłym?

W tym zdaniu - "Kiedy powtarzasz coś nudnego po raz setny nie wiesz o tym, liczyć przestajesz znacznie wcześniej." i tu "A żebyś szczezł na dnie siedmiu piekieł pomiocie!" brakuje po przecinku.

"Topory utkwione w czaszkach.
Przemoczone krwią buty.
Smród nadpsutego mięsa wybudzonego z wiecznego snu złą wolą." - nie rozumiem, czemu wszystko zaczyna się od nowej linijki.

Ogólnie napisane w miarę sprawnie. Czyta się szybko, brak zgrzytów. Brak też (niestety) jak dla mnie jakiejkolwiek fabuły. Nie rozumiem celu tego tekstu. Opowiadanie powinno być opowieścią. Powinno mieć początek, rozwinięcie i zakończenie. To jest fragment czegoś większego?

Tekst zdaje się miał rzucać na kolana pomysłem i podejściem do tematu, taki był jego sens w zamiarze autora. Wyszło to średnio na jeża. Jakiś tam uśmiech przez pierwszą połowę tekstu błąka się po wargach. Potem żart przestaje już być zabawny i czytelnik ma nadzieję, że coś się wreszcie zacznie dziać. Niestety, rozczarowuje się w tym punkcie i tekst bardzo przez to traci. Jako początek większej całości ujdzie. Samodzielnie nie jest wiele wart.

Do ostatnich trzech panów (pozwoliłem sobie założyć na podstawie nicków... i avatarów): Trudno jest mówić mi o jakimkolwiek założeniu tego tekstu. Pisałem szybko, krótko i bez perspektywicznego planu. Nie jest to także część czegoś większego, a przynajmniej nie jest to część czegoś większego aktualnie. Jeżeli chodzi o błędy jestem, że tak to ujmę, po czasie i już ich nie poprawię, nie mniej jednak dziękuję za słowa krytyki (i uznania)!

Podobało mi się.

Nowa Fantastyka