- Opowiadanie: caalgrevance - Współczucie

Współczucie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Współczucie

Współczucie

 

Powierzchnia wody lśniła słonecznymi refleksami. Porośnięte trzciną i grążelami moczary wydawały się być idealną kryjówką.

Veraine spojrzał na złamane źdźbło. I uśmiechnął się pogardliwie.

Był łowcą od dwunastu lat, cenionym profesjonalistą, którego wynajmowano do arcytrudnych zadań. Znał się na swym zawodzie jak mało kto. I jak mało kto, kochał tą pracę. Bo oprócz materialnych zysków dawała mu ona również czystą przyjemność. Kochał być łowczym, kochał kiedy jego zwierzyna uciekała. Dlatego nie odmówił margrabiemu, gdy ten zlecił mu zabicie dziwożon.

Przykucnięty więc, pośród trzcin, na rozległych moczarach, nasłuchiwał teraz najdrobniejszego szmeru, ulotnego szelestu, który mógłby naprowadzić go na ślad.

Gdzieś w oddali odezwała się cyranka. Gdzieś indziej żuraw. Wytężył słuch. Poprawił, przerzucony przez plecy, kołczan. Ścisnął mocniej łuk. I nasłuchiwał. Plusk wody. Znowu jakiś ptak.

Gdzieś one tu są, myślał.

Postąpił kilka kroków. Trzciny ledwie się zakołysały.

Nic nie usłyszał. Nie zobaczył. Nagle strzała wbiła się w jego ramię. Później kolejna. Zaskoczony, przypadł do ziemi. Ale w niczym to nie pomogło. Kolejny grot dosięgnął go, tym razem wbijając się w biodro. Machał rękoma, jak gdyby w nadziei, że to pomoże.

Leżąc na mieliźnie i krwawiąc, nie wiedział co ma robić. Nagle zobaczył trzy postacie, które wyłoniły się z burzy trzcin. Stanęły nad nim i zaczęły się mu bacznie przyglądać. Były to dziwożony – te same, na które dostał zlecenie.

Milczał. One również. Ale ich twarze mówiły za nie. Były to twarze surowe, dzikie i zarysowane złością. Ale nie tylko. W ich oczach, Veraine dostrzegał dalekie mu uczucie. Uczucie, którego podobnież dziwożony nie miały, gdyż były dzikie, niecywilizowane, a przede wszystkim okrutne, pałające chęcią mordu i sycące się smakiem krwi. Jego strach przeminął. Gdyż tym uczuciem było miłosierdzie.

Dziwożony zaniosły go do swej kryjówki. A zachowywały się przy tym tak, jakby polowanie, które sobie na nie urządził, wcale nie miało miejsca. Leżał u nich długie tygodnie. A one opiekowały się nim, leczyły, karmiły. Aż wreszcie wydobrzał i nabrał sił. Wtedy to Veraine podziękował im, odwdzięczył się w iście ludzki sposób.

 

***

 

– Wejść! – powiedział niewysoki mężczyzna, siedzący za mahoniowym biurkiem.

Drzwi skrzypnęły.

– Veraine!

– Witaj, margrabio – rzekł łowca. Zza jego pleców wystawał łuk i kołczan, w ręku natomiast dyndał skórzany wór.

– Toć nie może być – z niedowierzaniem wychrypiał mężczyzna, odsuwając się w krześle. – Przecie powiadali, że dziwożony cię utłukły, zabiły, a truchło na wierzbie powiesiły.

– Kto kogo zabił toć się sami przekonajcie – odparł Veraine, rzuciwszy na mahoniowy stolik skórzany wór.

Margrabia odchylił worek. I natychmiast się skrzywił, dając wyraz swego zniesmaczenia.

-Trzy dziwożońskie głowy, wedle zlecenia – powiedział łowca, nie skąpiąc uśmiechu.

– A weź mi to stąd.

Łowca zabrał worek, margrabia na chwilę zamilkł.

– Spytam z ciekawości, jak to jest? Nie ma cię miesiąc, a nuż zjawiasz się i przynosisz utłuczone dziwożony. Jakżeś to zrobił, Veraine?

– Toć już tajemnica zawodowa, margrabio. Ale musicie wiedzieć, że bycie profesjonalistą w tym fachu jest ciężkie. I nie ma w nim miejsca na sentymenty.

 

 

Koniec

Komentarze

Ratujcie. Toć kolejne opowiadanie, które nic w życie me nie wnosi, jeno czas pochłania. I nie rozumiem rzeczy kilku. Veraine był łowcą z doświadczeniem, gdzieżby zatem dał się podejść jak amator. Gdzież logika w tym, że zachowywał się, jak (sam napisałeś) dziecko. Po dwunastu latach pracy, przy ARCYTRUDNYCH zadaniach (sam zaznaczasz takie rzeczy... padasz pod ciosami, własnego miecza) miałby wszakże odruchy wyrobione. 

 

Pisząc już normalnym językiem. Tekst jest dla mnie niewiarygodny. Nie wierzę w twojego bohatera. Podajesz kilka szczegółów z jego przeszłości, a potem opisujesz sytuację, która przeczy temu, w co chciałeś, żebym uwierzył. Nie wiem czy możesz się jakoś z tego wybronić. Możnaby przypuścić, że taki miał plan od początku, dać się złapać, uśpić czujność, gdyby nie fakt, że "Potem sam się sobie dziwił, że postąpił jak przestraszone dziecko. " oraz, że przestał się bać, dopiero, gdy zobaczył wypisane na ich twarzach miłosierdzie. Co świadczy o tym, że były to reakcje spontaniczn, więc takiego planu nie miał.


A już w ogóle niewiarygodne jest to, że Dziwożony czy jak one się tam zwą dały się zabić swojemu gościowi. Stwory są wstanie wytropić faceta, który tropi je, biorą go do siebie, a potem dają mu się załatwić, na własnym podwórku? No halo. Musiałyby mu pozwolić na zdobycie broni, na podejście się... Ok, z dużym przymrużeniem oka jestem w stanie uwierzyć, żeby udało mu się z jedną, ale na Innosa, nie z trzema.


Tekst niewiarygodny. End of story.

Dzięki za komentarz.

Wprowadziłem drobne zmiany. I nic już sobie nie przeczy. Mój bohater, jak napisałem był łowcą z doświadczeniem, to fakt, a dał się zaskoczyć, bo przeciwnik, czyli dziwożony w " podchodach" były zdecydowanie lepsze – załóżmy, że lepiej widziały, słyszały, czuły etc. Nie docenił przeciwnika, więc dostał. Jak na razie, myślę, wszystko logiczne. Jeden zero dla driad. Ale „mój bohater”, zwykły skurwysyn, szybko zaplanował odwet i kiedy tylko powrócił do dawnej formy wszystkie je zabił. W czym nielogiczność? Że one były trzy. Owszem, posiadały zdolności (słuch,wzrok… itp.) lepiej rozwinięte od niego, ale to najzwyczajniej nie wystarczyło. One mu zaufały i to był przysłowiowy gwóźdź, wziął je z zaskoczenia, kiedy się tego nie spodziewały. No i właśnie o tym jest ten tekst. O głupiej naiwności i litości, które obróciły się przeciwko „naiwnym” i „litościwym”. Taka z tego point’e.

Bardzo nieprzekonywujące. Zabrakło co najmniej  dwóxh rzeczy --- 1. --- wytłumaczenia, czemu jednak dziwożony nagle stały się tak milosierne. Kilka ogólnikowych zdań o tym to za mało --- należało roszerzyć i uprawdopodobnić ten wątek; 2. zabrakło opisu sposobu wkradzenia się w laski dziwożon i opisu mordu. To duż błąd, powiedziałbym, podstawowy.

Ponadto -- niekonsekwetna stylizacja języka. Rozmowa łowcy i margrabiego przaśna, jakby nieco średniowieczna. A w tekście mamy zwroty " profesjonalista". " otrzymal zlecenie", a margrabia siedział za biurkiem... Przecinki , a raczej ich brak, to zmora Autora. 

I nie ostrze się biło w ciało, a grot. Strzała i bełt są zakończone z jednej stron grotem, z drugiej  --- lotkami.  

Tekst do rozszerzenia i dopracowania. Ale --- klimacik wciągajacy, a czyta się w sumie dobrze. I tekst jest zwarty.

Ps. Autorze i Five, , zerknijcie może w "HP" w wątek "Rewolucja w ocenach".... Jezeli okaże się intersujący,  napiszcie posty i wybierzcie jakąś opcję... 

Pozdrówko. 

Czytałem ten wątek kiedy się pojawił. Za krótko tu siedzę, żeby o czymś decydować, nawet nie zaglądałem do tych "najwyżej ocenianych". Bardzo ostrożnie podchodzę do zamieszczanych tu opowiadanań. Wstrzymam się więc od głosu.

 

Co do opowiadania jeszcze, to zgadzam się co do miłosierdzia. Chciałem to dopisać do mojego poprzedniego komentarza. Okazywanie miłosierdzia po tym jak wbije się kogoś kilka strzał, to dosyć dziwny przypadek. Miłosierdziem w takiej sytuacji byłoby raczej skrócenie męk, a one go uleczyły... po co? Chciały potem znowu do niego postrzelać?

 

Opis mordu też by się przydał, bo ja nadal nie wierzę w to, że facet, który dał się podejść, potem nagle zabił trzy istoty, które jak sam twierdzisz, były lepsze w podchodach. Nie wierzę w to, że one by się dały podejść. Poza tym na pewno zabrałyby mu broń i nie ufałyby mu na tyle, żeby ułatwiać mu zdobycie takowej. 

 

A to machanie rękami zamiast uciekania... musisz koniecznie dodać jakiś gest rozpaczy co? Nie mógłbyś go po prostu zostawić krwawiącego i nie wykonującego żadnych głupich ruchów? To też nie wpływa korzystnie na jego wiarygodność.

 

Więcej logiki następnym razem. A i tak, zmień te ostrze na grot, bo ja myślałem na początku, że go postrzeliły, a potem jeszcze przebiły mieczem, co już w ogóle pozbawiałoby leczenie i mord jakiejkolwiek racjonalności. Grot to podstawa.

Ciezy mnie, Fiyo, że zaakceptowałaś mój komentarz... Mała rzecz, a cieszy. Absolutnie nie jest to stwierdzenie ironiczne.

Rozumiem decyzję o wstrzymaniu się z zabieraniem głosu w sprawie zmiany systemu ocen.

Sorry za wcześniejszą pomyłkę w pisowni nicka.

Jak jeszcze wejdziesz na mój profil, spojrzysz mi w oczy i powiesz mi prosto w twarz "zaakceptowałAŚ" bez zająknienia, to będę cię podziwał :D

Mylący avatar.... Co zrobić. Chyba koniec wątku pobocznego.  

Dzięki Roger. Cóż, chyba moją zmorą (oprócz przecinków) są krótkie opowiadania. Widzę, że kiedy po raz któryś piszę shorta to zawsze w nim czegoś brakuje. A wydawało mi się, że tym razem trafię w gusta, a tu...

Ale to jest niezły pomysł... Nic nie stoi na przeszkodzie, aby go rozszerzyć, dopracować i przedstawić po pewnym  czasie tekst poprawiony. 

A może co pewien czas dziwożony pragnęly mieć dzieci? Oklepane, ale... Albo --- chciały wykorzsytać łowcę jako niewolnika i parobka do wszystkiego.. Czyste wygodnictwo. Nie wydawał sie juz grożny, ale do pracy w pętach mógł sięj eszcze nadać.  Tylko jakiej? Trzeba coś wymyśleć. Itp, itd. Dwie strony więcej -- będzie dobrze. Pamiętaj -- musi mieć broń, żeby je wszystkie zabić.

Wracam do filmu.

Pozdro.    

W pełni zgadzam się z pierwszym postem Rogera, nic dodać, nic ująć, a szkoda pisać dwa razy to samo. No, może tylko dodam, że niektóre zdania wypadają słabo, są jakieś takie sztywne, brak im szlifu.

Pozdrawiam

Ty, to Roger wiesz, jak podnieść na duchu. :)

Opowiadanko - do poprawki.

Roger napisał prawie wszystko. Dodam jeszcze od siebie, że zakończenie trąci banałem. Mocno.

"Gdzieś onetu są, myślał. "
Szyk dziwny jakiś tego zdania.

"Machał rękoma, jak gdyby w nadziei, że to pomoże. " - no to jak na lowczego z dwunastoletnim doświadczeniem... Dziw, że żyw jeszcze.

"Leżąc na mieliźnie i krwawiąc, nie wiedział co ma robić. Nagle zobaczył trzy postacie, które wyłoniły się z burzy trzcin. "
Po tych zdaniach oficjalnie nie dałam rady dalej czytać. Dosłownie - przestałam mieć ochotę na czytanie. Pierwsze zdanie zabija naiwnością, kolejne jest opkowe do bólu.

Resztę opowiadania tylko przejrzałam, więc wiem jak się skończyło. Pomysł nie jest zły, ale popracuj więcej nad techniką.

PS. Jeśli chodziło o element zaskoczenia, to opis mordowania dziwożon wszystko zepsuje. Za to dlaczego się nim zajęły, warto byłoby dodać.

Nowa Fantastyka