Profil użytkownika


komentarze: 639, w dziale opowiadań: 356, opowiadania: 213

Ostatnie sto komentarzy

Cześć!

Poproszę o rez na taki numerek:

 

75. Doświadczenie śmierci (N.D.E), to coś, co spotkało Szymona. Po nieudanej próbie samobójczej uznał, że gdy był bliski śmierci widział coś, w co nie chcą uwierzyć mu najbliżsi. Postanawia powtórzyć swój czyn.

 

Dzięki!

Dziękuję Jurorom za pozostawione komentarze :)

 

Wilku – dzięki za docenienie, jest jednak ta jedna kwestia, wspólny mianownik wszystkich komentarzy :P Dopracujemy go. Fajnie, że pomysł podszedł!

 

"nawet dla mnie – internisty, który ostatni raz miał"

– internistki, która, miała

W polskim chyba się nie odmienia zawodu internisty, ale głowy sobie urwać za to nie dam. Nigdy nie słyszałam, by ktokolwiek tak mówił.

 

Black_cape

 

“I takie właśnie sprzeczne odczucia się we mnie pojawiły, zwłaszcza podczas ostatniej sceny, która dla mnie wywróciła całą fabułę do góry nogami.”

 

Zbyt sprzeczne zatem :D Dzięki za miłe słowo i krytyczną ocenę jednocześnie, w pewniej sposób wyczuli mnie to myślę na przyszłość, by uważniej prezentować bohaterów i ich odniesienie do otoczenia.

 

Dobry konkurs, fajnie zmotywował do wrzucenia czegoś, bo długiej przerwie :)

Gratulacje dla wszystkich wymienionych i uznanie dla niewymienionych :)

Dzięki Wilku za organizację naboru, to był bardzo ciekawy temat i potrzebny kopniak motywacyjny :D

Czołem, Reg!

 

Dzięki za wizytę. I…chyba przepraszam za pozostawienie w stanie niezaspokojonym :P

Bardzo Ci dziękuję za łapankę :)

 

Cześć, dawidiq :)

 

Fajnie, że się spodobało. Dzięki za wizytę oraz komplement :)

Pozdrówka

Kurczaki, pamiętam tytuł… :D Ale nie czytałam niestety.

Witaj, Golodh :)

Na początek parę technicznych uwag:

 

Był łysy; jego twarz pokrywały liczne zmarszczki, a oczy, niegdyś z pewnością bystre,

Skąd ta pewność? :>

 

Ale chcieliście więcej. Wynaleźliście komputery, zaczęliście przeprowadzać coraz bardziej skomplikowane eksperymenty… Tak ciężko było za wami nadążyć. A chciałem tylko, żeby wasz świat był interesujący.

IMO nieco banalnie to zabrzmiało.

 

– Już czas – wyszeptał staruszek, przepełnionym ulgą głosem.

Trochę niezręcznie to brzmi, przyhamowuje czytelnika.

 

Moje ciało oblał pot.

– To koniec. I zarazem nowy początek.

Mój rozmówca uniósł do ust owy czarny przedmiot,

Powtórzenie.

 

Mój rozmówca uniósł do ust owy czarny przedmiot, którą ściskał dotąd w dłoniach, i złożył na niej krótki pocałunek.

Podmiotem jest “przedmiot”, zatem nieprawidłowa odmiana.

 

To powiedziawszy wstał i, ostrożnie, zrobił krok do przodu.

Zbędne przecinki.

 

Niespokojny dotąd grunt ustabilizował się pod jego stopą, pozwalając bezpiecznie rozpocząć wędrówkę; jakby złagodniał obłaskawiony szeptem swego pana.

Hah, ostatnio zwrócono mi uwagę na dokładnie to samo i od razu zauważyłam w tym zdaniu. Mianowicie nawarstwienie zbyt dużej ilości czasowników w jednym zdaniu. Możnaby wywalić spokojnie np. “rozpocząć”. Do tego nie pasuje mi zestawienie słów: złagodniał – obłaskawiony. Myślę, że ogólnie można skrócić to zdanie.

 

Chwilę później zniknęła ostatnia kula energii i ostatni sześcian, a mgła całkowicie przesłoniła niebo. Wokół zapadła ciemność; zostawiając mnie samego pośrodku nicości.

I wtedy znowu poczułem kojące ciepło czarnej kuli, którą ściskałem w dłoniach.

Kula tu, kula tam i trochę można się pogubić.

 

Znajdujące się wewnątrz świetliste kształty poczęły się poruszać, najpierw tylko delikatnie zatracając szczegóły, by z czasem rozpłynąć się i wypełnić blaskiem całe wnętrze sfery. Ta zdawała się świecić coraz bardziej; choć najpierw ledwo dorównywała jarzącym się węgielkom, to w mgnieniu oka osiągnęła moc tysięcy gwiazd, przed którą mrok zaczął ustępować. Wszystko zaczynało się od nowa.

Powtórzenia.

 

Zauważyłam, że masz skłonność do nagromadzania przydługich zdań, wprowadzając średnikiem sztuczne, wewnętrzne podziały, zamiast dać czytelnikowi odetchnąć i dzielić je na nieco krótsze. Nie wszystkie, ale część, w zależności od tempa akcji. Przydługie zdania niepotrzebnie spowalniają czytelnika, a do tego potrafią być męczące :)

 

Sam tekst napisany sprawnie. Zabierasz czytelnika do krainy abstrakcji i nie mogę powiedzieć, że to była nudna podróż :P Ciekawa wizja końca świata, fajnie wykorzystujesz fragmenty swojej wiedzy i przemycasz do tekstu. Podobało mi się Twoje opowiadanie, chociaż technicznie możnaby je jeszcze dopracować :)

Powodzenia w konkursie!

 

 

 

 

 

 

 

Cześć, Verus :)

 

Ładnie napisane opowiadanie. Chociaż mieszanka baśni z sci-fi to zupełnie nie mój klimat, podobnie jak historia z rodzaju tych, gdzie wszystko zostaje wyłożone już na samym początku tekstu, pozbywając czytelnika możliwości stopniowego odkrywania świata/bohaterów oraz wyciągania własnych wniosków. Niemniej jednak doceniam zarówno pomysł jak i wykonanie.

Zdarzyło się kilka takich niezręcznych miejsc w tekście.

 

Zebrane dzieci westchnęły chóralnie z zachwytem, podnosząc wzrok. Niektóre wystawiły nawet języki, próbując wyobrazić sobie tak gigantyczną roślinę.

Trudno sobie wyobrazić skalę wielkości tego typu w zamkniętym pomieszczeniu.

 

Poczuli to oboje: bicie serca Wszechświata, dotyk każdego kamienia, liścia i zwierzęcia.

Nie pasowało mi wspomnienie o kamieniach pomiędzy ewidentnie żywymi istotami (bijące serce również wskazuje na to, że o żywych organizmach jest tu mowa :P ).

 

Liście pierwszy raz od wieków dotknęły promieni słońca, a ludzkość w końcu ujrzała niebo, które wybrało właśnie ten moment, aby pęknąć.

To drzewo sprawiło, że niebo pękło, czy też dwa wydarzenia akurat zbiegły się w czasie? Za pierwszym razem pomyślałam o tej drugiej wersji, ale potem przestałam być pewna :)

 

Widziałam, że Tarnina wyłapała parę rzeczy, które też mi się napatoczyły, ale to już nie będę powielać.

 

Podsumowując udany szort, choć nie w moim guście :) Powodzenia w konkursie!

 

Cześć, Outta Sewer!

 

Dzięki za miłe słowo w tym samym stopniu, jak za chlapnięcie dziegciem :D

Mimo że ewidentnie zboczyłam w nieodpowiednim kierunku, albo w nieodpowiednim czasie – co zaczynam dostrzegać przez pryzmat zgodnych komentarzy – to i tak nie żałuję wrzuconego tekstu, ponieważ wyniosłam już z tego dobrą lekcję uważniejszej konstrukcji historii.

 

Było tutaj kiedyś opowiadanie rrybaka, jedno z najlepszych, jakie czytałem, ale tytułu nie pomnę, bo to było dawno, a rrybaka dawno też już z nami nie ma, w którym właśnie autor pokazał zniszczenie czegoś, czego niszczący nie rozumieli, czegoś co było dla nich obce i dziwne, więc nie warto było tym zaprzątać sobie głowy. Tam to było widać, od razu nasuwały się takie skojarzenia. U Ciebie dowiedziałem się jaki był zamysł z komentarzy.

Pamiętam rrybaka, chociaż tego konkretnego tekstu prawdopodobnie nie czytałam :P Nie zamierzam się tutaj bronić i narzekać na limit znaków, bo wyzwanie polegało właśnie na tym, aby zmieścić w nim wszystkie niezbędne elementy.

 

Dzięki za wizytę :)

 

Cześć, Maras!

 

Jak zwykle rzetelnie podchodzisz do komentowania, dzięki wielkie za poświęcony czas!

 

Matka (chyba matka, chociaż czasem wypowiada się jak narratorka o tym Jaśku jak o czymś, a nie swoim dziecku) z jakimś medycznym przygotowaniem (to wynika z tekstu) jak gdyby nigdy nic, dłubie sobie w garażu w jakiejś obcej, nieznanej, dziwacznej formie życia wyrastającej z rannego psiego przybłędy i na dodatek pozwala, żeby kręcił się przy tym jej młodociany syn?

Naukowcy/ludzie z takimi zapędami potrafią niekiedy zachowywać się nieco nieodpowiedzialnie (?) zaślepieni lub opętani obsesją, by poznać odpowiedzi za wszelką cenę tu i teraz. Być może tutaj nie ma aż tak silnego pragnienia u bohaterki, ale jest ciekawość i nie wydaje mi się znów to takie dziwne, to dłubanie w garażu.

 

– do kogo ona mówi to „zatem tak, …”? To wygląda jakby zwracała się niby do siebie ale bardziej do mnie, czyli czytelnika. Robi to jeszcze raz, gdy wspomina, że „tyle razy powtarzała…” i to jest dziwny chwyt i jakby niepasujący do reszty narracji.

Nie, nie. Do czytelnika to byłby bardzo nietrafiony chwyt. Całość miała być taką jakby snutą przez narratorkę opowieścią, w której można zwracać się do siebie – przekonywać siebie, rozmawiać ze sobą, itp.

 

w zaledwie dwóch zdaniach napisałeś o dziecku: Jasiek, on (go), chłopiec, dzieciak. Nie za dużo? To można lepiej napisać i ująć.

Noted :P

 

– nie wspominałaś o tym kagańcu a wystarczyło dopisać, że skoczyła po niego albo posłała syna. Bo teraz on wyskakuje jak z kapelusza i nie tylko ja tak to widzę.

I tak, i nie. Bo w domyśle w całej tej scenie chodziło właśnie o to, że oni usłyszeli dźwięk z terenu domu więc od razu poszli z tym nieszczęsnym kagańcem :D Ale z drugiej strony rozumiem, skąd bierze się to zmieszanie z jego nagłym pojawieniem.

 

nie rozumiem tego fragmentu, a raczej rozumiem, ale nie rozumiem, co on tutaj ma oznaczać. W takiej formie nie rozumiemy tego jej skojarzenie w ten sposób, że ona zobaczyła w tych naroślach drzewa, a w odstępach między nimi jakieś leśne ścieżki i przypomniało to jej jakiś las. Rozumiemy to w ten sposób, że ona zobaczyła tam konkretnie te ścieżki, którymi chadzała w dzieciństwie, więc (chyba) niechcący sugerujesz czytelnikowi, że na grzbiecie psa pojawiła się dziwaczna miniatura lasu, w którym bohaterka ganiała za dzieciaka… No to byłby serio werid…

Dokładnie to chciałam napisać, w sensie to, czego nie jesteś pewien :P Czyli napisać o wyroślach, które przypominają drzewa i do tego układają się we fragmenty prawdziwego lasu. I bynajmniej nie było to “niechcący”, to celowy zabieg ;)

 

Dzięki wielkie za szereg technicznych uwag, ponieważ to ten etap, że one fajnie nakierowują, gdzie należy dopracowywać warsztat. Bardzo doceniam, że mi je tu wypunktowałeś.

 

Pomyślę, w jaki sposób można to było inaczej sfinalizować i nad resztą Twoich fabularnych spostrzeżeń. Fajnie, że wpadłeś ;)

 

 

Cześć, Nir :)

 

Jedna drobna uwaga:

 

nie traciła czasu ani tlenu na coś tak niepraktycznego,(-) jak żarty. → zbędny przecinek

Nie wymyślę tu nic oryginalnego, podpisuję się głównie pod zdaniem pozostałych czytelników. Czyli że dobrze napisanie, dobrze się czyta. Motyw kataklizmu i utraty podstawowych dóbr, jakie mamy wkoło (w tym kontekście lasu) jest wtórny, ale to nie zawsze jest wada, chociaż osobiście preferuję powiew świeżości.

Podobnie jak Outta i Dogs mam też wątpliwości odnośnie braku jakiegokolwiek wizerunku lasu, ale ogólnie tekst na plus :)

Podobało się i życzę powodzenia w konkursie :)

Cześć, krar85 :)

 

Dzięki za wizytę i przemyślenia, mniej więcej zgodne z poprzednimi, ale każdy kolejny komentarz i punkt widzenia, to większa pula dla mnie do późniejszego wyciągnięcia wniosków :) Fajnie, że wpadłeś.

Tobie również życzę powodzenia!

Finkla, Golodh,

wtrącę się nieco do dyskusji :P

 

W zamyśle bohaterowie mieli mieszkać na odludziu – za daleko od sklepów, by iść na piechotę, a samochód mógł zwyczajnie paść (akumulator rozładowany, albo diesel nie chce odpalić), nie wspominając o nieodśnieżonej drodze. Jak zapowiadają jakieś pogorszenie warunków klimatycznych, jednocześnie jednak jasno sugerując, ile mogą one potrwać, myślę, że sporo osób nie robiłoby od razu zapasów na miesiąc (w tym ja). Może na 2 tyg, pewnie. Do tego nie racjonuje się jedzenia przez ten tydzień/dwa wtedy. Plus tutaj bohaterowie nie mieli przymierać głodem. Wiem, ostatnia scena od razu nasuwa takie podejrzenie i przerzuca w taką surowszą refleksję, ale zrobiłam to świadomie, bo miała pokazywać kaprys, nie działanie ze 100% konieczności. Nie wybory “my albo oni”. :)

 

 

Cześć, Łosiot :)

Super, że wpadłeś.

Do głodu odniosłam się powyżej. W domyśle wcale nie miał być dominującym elementem historii, ale pewnie można było zwrócić na niego nieco większą uwagę.

 

Tak samo nagle wyskakuje ten drugi pies, wydaje mi się, że można go było wprowadzić zdawkowo wcześniej, a nawet wykorzystać do “podkrecenia” tematu głodu (psu widać rysujące się żebra, te sprawy). 

To trochę próba tańczenia walca na 4m2 :P Jasne, że można by więcej – tylko świadomie postanowiłam spróbować zmieścić się w tej objętości. Swoją drogą ciekawa uwaga konstrukcyjna :)

 

Haha, dobra, infodump może rzeczywiście delikatnie wyskoczył przed szereg. Zanim opublikowałam tekst, rozważałam wrzucenie tych paru linijek na sam początek jako takie intro, zaś pisząc zastanawiałam się z kolei czy nie zrobić tak, jak zasugerowałeś :P Ostatecznie przyznam, że nieco pogonił mnie czas i za dużo go na to myślenie nie było ;)

 

Dzięki za klika, cieszy, że się podobało ;)

 

Ciekawe czy te krótkie formy pomogą nam się zaktywizować na dłuższą metę xD

 

 

Cześć, Asylum :)

Kaganiec – i tu też nie jest on od czapy, ponieważ ranne zwierzę może zaatakować, jeśli spróbujesz coś przy nim kombinować. Stąd pomysł na profilaktyczne założenie kagańca – to dziki, obcy pies, nie wiesz, czy nie ma wścieklizny, nie wiesz, czy się na Ciebie jednak nie rzuci, mimo że wydaje się mocno osłabiony. Trzydzieści kilo to też nie jest znów taki malutki piesek by owinąć go w koc i podnieść w pojedynkę :D Osobiście ledwie przenoszę 25kg worki z klejem do kafli, a słabeuszem nie jestem xD

 

Na początku nogi co chwila wpadały w zaspy, potem ślizgały się na kiepsko odśnieżonym podjeździe. Dłonie drętwiały i piekły mimo podwójnej pary rękawiczek, a nos jakby nie istniał.

Nie przesadzajmy. ;-)

No co, sroga zima :D

 

Jeśli mikrus, chyba łatwy do skorygowania w działaniu/reakcjach? 

Nooo z dziećmi aż tak łatwo chyba jednak nie jest.

 

Dzięki za wizytę :)

Finklo,

Hah, dzięki :)

 

Golodh,

dzięki za miłe słowo i nominację :) Fajne uwagi, poprawiłam. Co do przecinka – też nie wiedziałam na 100% :D

 

Gdybyś do opisów braku prądu dorzuciła to niegłodowanie

*w sensie: głodowanie? :P

Hmm…jeśli rzeczywiście właśnie o to się rozchodzi, to wystarczyłoby jedno odpowiednie zdanie, aby naprawić sytuację, ale to już ingerencja mogąca nie spodobać się jurorom, także przyjmę ich ciosy w obecnej formie ;)

 

byłby pewnie chyba jeden z moich faworytów.

Bardzo Ci dziękuję :)

 

Cześć :)

 

Sprawnie napisany tekst, dobrze się czytało. Czy też raczej niedobrze, bo z takim kwasem na języku. Ukazanie wizji niemal teraźniejszej w przyszłości, by można było zaliczyć szort do fantastyki było dobrym zabiegiem :)

Powodzenia w naborze:)

Cześć, Finklo :)

 

W tekście piszesz, że nie ma prądu, baterii, komórki się rozładowały, ale nie wspominasz o głodzie.

Rzuciłam takową sugestię:

Zwłaszcza przy akompaniamencie nieprzyjemnego ssania w żołądku, które nie ustępowało od tygodnia.

Odnośnie tego, co było badane, to zaiste miał być “drugi mózg”, ale jako że pies cały czas nie odzyskiwał przytomności, to nie za bardzo nie brnęłam w jego aktywność. Z kolei pojawił się dopiero po podaniu środka przeciwbólowego → gdy cały organizm mógł “odetchnąć”.

Czy oni nie mieli furtki, że musieli przeciskać się pod bramą?

XD Ale mnie tu o bramę garażową szło :D Gdzie do garażu furtka prowadzi? U mnie w domu jest opcja na wypadek braku prądu otwarcia bramy w bardziej manualny sposób.

 

Zawsze zabierają na spacer kaganiec?

Nie, ale wrzucając uwagę o nieposłuszeństwie chłopca, o tym jak miał zostać w domu, uznałam, że jest to dość mocno sugestywne, że to nie był spacer, a usłyszeli skamlenie z terenu domu.

 

Ogólnie zamierzałam pokazać na tej objętości, jak człowiek dla zaspokajania własnych potrzeb potrafi zniszczyć nawet coś, co jest całkowicie nowe i obce. Zastanawiałam się, czy nie rozwinąć nieco do 2k słów, aby wszystkie poboczne wątki były nieco jaśniejsze, ale postanowiłam pozostać przy minimalizmie, aby zobaczyć, czy surowość oraz zdawkowość tekstu (poniekąd adekwatna do samej nieskomplikowanej historii) pozwoli czytelnikowi wyciągnąć odpowiednie wnioski :) Oki, sądząc po komentarzach – lesson learned :P 

 

Koalo,

no cóż <ulubiona_emotka_Baila>, dzięki za wizytę i pozostawienie śladu :)

Ajajaj, podpisuję się pod powyższymi komentarzami. Tekst zasługuje na znak ostrzegawczy: Uwaga! Wciąga i topi! :D

Jesteś świetnym bajarzem i również bardzo lubię Twoje teksty za tę swobodę gawędziarstwa, staropolski klimat, sam markowo wyposażony warsztat. Miodzio.

Skoro wyzwania się podjąłeś, czekamy na ciąg dalszy ;>

Nadrabiam komentarze sprzed kilku dni, zatem wpadam i tu ;)

 

Witaj, Łosiocie!

Małe limity potrafią aktywizować, zgadzam się z tym :D Co do tekstu…

Czarujesz słowem. Szorcik stoi barwnym, bajecznym opisem, super wykorzystanym językiem, aż słuchać niemalże szmer strumienia i szelest liści, jakby się stało w tym lesie. Historia co prawda rozpływa się pośród życia samego lasu, ale taki był ewidentnie zamiar i w tak krótkiej formie się on sprawdza.

Nie wiem co można by sensownego dodać tu o tak późnej porze, więc znikam pozostawiając swe zadowolenie z lektury.

A mnie się lektura spodobała :) Jasne, jest sporo słownictwa, od którego niejednemu twardszemu fanowi drgnie powieka – że cliche, że efekciarstwo. Mnie osobiście w ogóle to nie przeszkadzało, stworzyło za to fajny klimat, który utrzymał się już do końca. Poetycka narracja? Teraz uchodzi ona za wadę, że tak trochę wyżej była wytykana? :D

Nie słyszałam wcześniej o Pando – spory plus za przemycenie trochę nowej wiedzy i ciekawy pomysł na wykorzystanie motywu.

Czytałam parę dni temu, więc to taka garść wrażeń, które po tym czasie ze mną zostały.

Dobrze Ci wychodzi to SF :)

Cześć, ninedin :)

 

Które motywy Ci się rozłażą? Pytam, ponieważ dość przemyślałam tę historię.

Co nie przekonuje w zwierzaku? Poza tym, że sam w sobie jest dość niewiarygodny, jako że jest tu element fantastyczny. Jeśli chodzi może o plastyczność, to ze względu na to, że potraktowałam właśnie tę ścieżkę jak wyzwanie, postanowiłam postawić na nieco większą surowość, adekwatną poniekąd do sytuacji w której znajdują się bohaterowie (tak, w międzyczasie rozważałam jednak rozwinięcie do 2k).

Co do chłopca i jego zachowania – nie każde działanie jest psychologicznie do wytłumaczenia. Abstrahując, że na tak małym gruncie jakim jest 1k słów, nie da rady przedstawić pełnego portretu psychologicznego. Mamy tu dzieciaka, który został wrzucony do dość ekstremalnej sytuacji (warunki pogodowe wokół, odcięcie od świata, głód – może nie jest on jeszcze porównywalny do takiego głodu, w którym moralność przestaje mieć znaczenie, ale jednak u osoby nieprzyzwyczajonej, młodej, której kaprysy były zawsze do tej pory spełniane, sytuacja może wywrzeć silniejsze wrażenie).

 

Podyskutujmy :)

 

Każdy element ma tu też poniekąd szersze znaczenie, ale mam nadzieję, że nie muszę tłumaczyć tekstu (to by znaczyło moją porażkę jako autora :D ).

Hejo :)

Też nie będę produkować komentarza dłuższego niż tekst :D Jest klimacik, jest historia, lasu nie ma. Czyli zagrało :) Podobało mi się.

Oki, to my z ANDO na środek tygodnia zmieniamy trochę ton :D

Tym samym duet A&A przedstawia: “Niegrzecznych chłopców”

 

 

– Nienawidzę Gwiazdki! – Krzysztof obudził się z krzykiem.

Usiadł gwałtownie na łóżku. Pod powiekami wciąż majaczyło wspomnienie świątecznego koszmaru. Zaledwie wczoraj zmuszony był odbębnić tę coroczną idiotyczną tradycję. Kolacja, w tle tandetne kolędy, sztywne rozmowy z rodziną, której wolałby nie oglądać nawet tego jednego wieczoru w roku. Ale robił to, przyjeżdżał dla matki.

Po powrocie zawsze odreagowywał. Ten sam numer, zapisany na ostatniej pozycji w kontaktach. Agencja zawsze wiedziała, kogo przysłać. Lecz teraz druga strona łóżka była pusta. Brakowało również charakterystycznego zapachu brzoskwiniowych perfum, z których wszystkie korzystały.

Krzysztof podrapał się skołowany w przerzedzoną czuprynę. Pamiętał jak przychodziła.

Rozległ się dzwonek do drzwi.

A może dopiero miała przyjść?

Nie zdążył wygrzebać się z pościeli, gdy ktoś delikatnie zastukał we framugę i rudowłosa piękność w czerwonej sukience nagle pojawiła się w jego sypialni. Powietrze wypełniła woń wanilii. Drobinki śniegu opadały z włosów i ubrania nieznajomej wprost na perski dywan.

Krzysztof pojął wszystko w lot, wyszczerzył zęby w uśmiechu. Uwielbiał tę grę.

– Zamach, głupi dowcip, psychofanka, reality show. – Zbombardował kobietę odpowiedziami, nim ta zdążyła postąpić chociaż krok w głąb pokoju.

– Trafiłeś na listę najbardziej niegrzecznych chłopców – szepnęła, ignorując jego wysiłki  

Krzysztof zmarszczył brwi. Nie podobał mu się jej ton. Niby miękki i zmysłowy, ale jednocześnie ofensywny.

– Jak pani śmie mówić tak do kogoś na moim stanowisku! – Wtem zdał sobie sprawę, jaki jest dzień. – Zaraz… Ta czerwona czapka… Chyba nie jesteś…?

Podeszła bliżej. Wzdrygnął się, gdy jej oczy zapłonęły upiornym blaskiem.

– Mikołaj zawsze była kobietą! – Kobieta uśmiechnęła się paskudnie i tupnęła ośnieżonym glanem.

Przed oczami mężczyzny zatańczyły miliony choinkowych światełek, po czym zapadła ciemność.

Ocknął się na polanie pod lasem, zamarznięte kępki trawy boleśnie kłuły w plecy. Zerwał się z ziemi, rozejrzał, zdziwiony nie mniej niż pozostałych kilku mężczyzn. Znał ich doskonale: część z pracy, część z pierwszych stron gazet. Wyglądali komicznie w przemoczonych, kolorowych piżamach.

Mikołaj zeskoczyła z sań, zadeptała niedopałek.

– Chłopaki, czas do roboty! – Pstryknęła palcami.

Krzysztof poczuł mrowienie na całym ciele. Z niedowierzaniem obserwował, jak jego ręka pokrywa się futrem, a palce zmieniają w kopyto. Wrzeszczał ile tchu w piersiach, wtórując towarzyszom.

Wkrótce przy saniach stało dziewięć reniferów. Pojawiły się karłowate stworki, błyskawicznie spętały ich uprzężą. Krzysztof chciał zaprotestować, ale zdołał wydobyć z gardła tylko parsknięcie.

 

                                                                                                      ***

 

– Nienawidzę Gwiazdki! – Mężczyzna obudził się z krzykiem. W pierwszej chwili miał dziwne wrażenie deja vu. Koszmar, kolorowy blask lampek za oknem, pusta druga połowa łóżka. Kobieta. Wciąż pamiętał smak bata i ciężar sań wypełnionych prezentami.

"Na szczęście to był tylko zły sen! " – Pokręcił głową i zamarł.

– Dzyń, dzyń – zadźwięczało na jego szyi.

 

Gratulacje dziewczyny! :)

Ja również dziękuję Asylum za wyczerpującą recenzję :)

 

Odniosę się do kilku uwag:

wyniesienie w przestrzeń jednej tony odbierane w kategoriach sukcesu, skąd ta euforia i radość społeczeństwa. Rocznie produkujemy miliony ton

Pierwsza rakieta wyniosła tysiąc ton, co oczywiście w obliczu milionów wciąż pozostaje marnym procentem. Jednak to miał być dopiero chrzest nowej metody radzenia sobie z problemem, zatem – jak wiadomo – kolejne rakiety mogłyby mieć większą ładowność.

 

zanieczyszczenie górnych warstw atmosfery w ten sposób, hmm

“W ten sposób”? Wydaje mi się, że składowych ujęłam w tekście kilka, także nie wiem, o co dokładnie chodzi :P

 

Niemożliwe, nie da rady tego wypreparować z uwagi na charakter zapisów pamięciowych.

A podnoszenie przedmiotów z użyciem Mocy jest obecnie możliwe? ;) Nie jest to obyczajówka, lecz fantastyka, więc dywagacje na temat tego, czy da się coś realnie wyodrębnić w sposób sztuczny z procesów myślowych/pamięciowych/innych efektów działania neuroprzekaźników i nie tylko, powinny mieć raczej drugorzędowe znaczenie. Zwłaszcza jeśli temat jest płynny – co innego próbować defibrylować na ekranie lub kartach opowiadania asystolię… Tego nawet gatunek o nazwie “fantastyka” nie wybroni.

 

Wyraźne skojarzenia z Gatesem, chyba spróbowałabym uogólnić, tj. stworzyć bardziej uniwersalną figurę.

 

Ani razu o nim nie pomyślałam XD

 

W każdym razie super, że przeczytałaś nasze teksty i dzięki za podzielenie się swoimi przemyśleniami ;)

 

 

 

 

 

 

Tak, to była bardzo dobra i satysfakcjonująca lektura. Niby tylko niecałe 10k znaków, ale zdążyłeś wciągnąć mnie w klimat opowiadania, zaciekawić bohaterem i nie pozostawić na koniec z głębokim niedosytem. Przypadł mi do gustu zwłaszcza wątek z zanikiem pamięci – główny wątek, tak naprawdę :D – oraz sposób, w jaki bohater stara sobie z problemem poradzić. Czytając, wyłapałam niedopowiedzeń. Dobra robota :)

Moje teksty pisane pod ławką nieco odbiegały poziomem :D (Tak, to komplement).

Opowiadanie ładne napisane, chociaż to bardziej zbiór pojedynczych scenek niż ciągła historia, która miałaby nas do czegoś doprowadzić. Osobiście preferuję jednak konkretną linię fabularną, nawet jeśli przedstawiamy ją na zaledwie paru tysiącach znaków.

Niemniej jednak te scenki są nakreślone nader plastycznie i dość wymownie. Może nie przemówiły do mnie w stopniu równie wysokim co u niektórych komentujących, ale doceniam koncepcję.

Ja również lubię te tzw. “retellingi”, jak to ujęła Ninedin :) Fajnie jest odnajdywać w opowiadaniach klasyki stare jak sam świat. Szort dodatkowo bardzo ładnie napisany. Podobało się :)

Może Brajt jeszcze tu kiedyś zajrzy, to zostawię ślad :)

Tekst poruszający, bardzo dobrze napisany. Wybrzmiał jak wybrzmieć powinien.

“udowodnij, że amulet nie był magiczny”

Tego argumentu nie sposób powalić, zatem tematyczność przemilczę :)

Bardzo dobry szort. Opowieść, wykorzystane tło historyczne, puenta – wszystko zagrało w odpowiednich proporcjach i szarych barwach (zawsze Twoje teksty jawią mi się w szarych lub zgniłozielonych kolorach :D Taka osobliwa synestezja :P). Znaczy podobało się :)

Hmm..zgadzam się z Funem. To taka bardziej zajawka czegoś, co mógłbyś nieco bardziej rozwinąć i poprowadzić czytelnika w jakimś “świeżym” kierunku. Przy obecnej objętości nie zagrało tak, jak zagrać mogło i powinno.

Bardzo ładnie napisana opowieść o starości przesycona melancholią. Tytuł pasuje jak ulał. Podobało mi się :)

Dzięki! :)

 

Dla zainteresowanych: napomknę jeszcze, że zbiór można zdobyć m.in. przez stronę samego wydawnictwa :)

Ta została niniejszym pogrzebana, przynajmniej w przyszłości wiem na kogo zwalić… :D

Hejka ;)

Nie moje klimaty. Automatycznie stanął mi przed oczami film animowany “Zwierzogród” i choć na ekranie mogę oglądać, to w literkach nie porywają mnie podobne historie.

To tyle narzekania, ponieważ tekst oczywiście przeczytałam i doceniam zarówno swobodę z jaką żonglujesz dowcipami – dobrymi, żeby nie było :D – jak budujesz akcję, praktycznie bez wysiłku, jak kreujesz pełnokrwistych bohaterów. Odnoszę wrażenie, że świetnie się bawisz pisząc, a osiągając powyższy efekt jest to absolutnie fantastyczne.

Gratuluję wysokiego miejsca w plebiscycie:)

infodumpami, których – nie da się ukryć – i tak trochę tu jest.

Infodumpy? Panie, gdzie? Wskaż mi palcem :D

 

W przeciwieństwie do Wilka nie miałam wrażenia oporności przy wstępie, porwałeś mnie od pierwszych akapitów. Opisy imprezy są tak cholernie plastyczne i klimatyczne, że bardziej miałam wrażenie, że oglądam film niż czytam opowiadanie.

Zaintrygowałeś mocno, potem zeszliśmy nieco na trakty znane jak świat. Z jednej strony zbudowałeś fabułę na nieco oklepanych motywach, rzec można – klasykach: koniec znanego świata na skutek jakiejś globalnej katastrofy klimatycznej, życie pod kopułą (tą dosłowną jak i w przenośni), tłumienie emocji w celu niwelowania potencjalnych konfliktów, ścisły monitoring biochemii mieszkańców; z drugiej jednak powykręcałeś ją w takich miejscach, że ostatecznie zostawiasz schematy gdzieś w tyle.

Składowe, które moim zdaniem zadecydowały to postawa Yasuna i jego poniekąd samolubna chęć rzucenia górnolotnych głupot w cholerę. Tu zerwałeś z szablonem.

Finał – bardzo wymowny. Bardzo. I niesamowicie przykry.

Tak, to z rodzaju tych opowiadań, które rozmachem wizji oraz wzbudzeniem konkretnych emocji zostaje w głowie na dłużej. To 90k znaków czytało się jakby miało góra 30k, a mogłoby mieć i więcej.

 

 

P.S wędrujące miasto – świetny, świetny pomysł. Podobnie jak surowy zakaz samoistnego rozmnażania. Podobny wątek był chyba w “Nowym wspaniałym świecie”, ale w kontekście silnej niechęci jaką wywoływała sama idea niż jako zbrodnia per se.

Nie oczekuję rewanżu, lektura była czystą przyjemnością :)

Oczywiście idzie zgłoszenie do biblioteki (chociaż tyle można zrobić :P).

Porządnie napisany kawałek tekstu. Zachowałeś fajne proporcje i balans w trakcie całego opowiadania, przez co nie ma za bardzo momentu, aby czytelnik się znudził. Brak dialogów nieodczuwalny, narracja wyszła całkowicie naturalnie i na koniec ją umotywowałeś – plus. Sama historia może odkrywcza nie była, jednak wysnułeś tę opowieść lekko, przeplatając zwykłą szarością życia.

Dobrze się to czytało :)

Przygotowaliśmy również nagrody dla uczestniczących w głosowaniu, zależne od ich osobistego zaangażowania, według jednego z trzech scenariuszy

Może za jednym razem pójdą pocztą tegoroczne i zeszłoroczne? :>

Haha, ja też bym się do Twojego świata, Syf.ie z własnej woli nie pakowała :D Tekst stoi konkretną, skrojoną na wymiar fabułą z dobrym – choć nieprzyjemnym – twistem. Mroczny, zawilgocony klimat, ciekawi bohaterowie – zarówno Galt jak i Ridiger. Fajny szorciak, chociaż będąc szczerym po tekście roku chyba oczekuję czegoś więcej :) Jednak nie przeczytałam jeszcze wszystkich tekstów, wiec to się ostatecznie okaże.

Powodzenia :)

Cześć :) Ja również wpadłam celem głosowanka i dobrze, bo to fajny tekst. IMO głównym atutem jest tutaj plastyczność. Nie rozbudowujesz do przesady opisów a jednak trafnie użyte poszczególne słowa robią fantastyczną robotę. Sama historia może nie jest zbyt skomplikowana i szczerze mówiąc nie sądzę, by została w głowie na dłużej, ale czytało się bardzo przyjemnie. Za to klimacik oraz styl należą już do wyższej półki :)

Fun ujął to nader trafnie:

No bo to nie jest tak, że się dobrze czy źle pisze, jeśli się  nie pisze wcale…

I dołączył idealnego gifa xD

Od siebie dodam, że mogło być lepiej, ale to lepiej to może być zawsze. Zadowolenie czerpię z mniej więcej połowy roku. Napatoczyły się fajne konkursy, udało się te 4-5 tekstów naskrobać, czemu sprzyjało poniekąd siedzenie w domu na e-learningu. 1-2 konkursy z kolei prześlizgnęły się w terminach niemożliwych do ogarnięcia ze względu na inne powinności. Lato – jak to lato – tradycyjnie bezowocne.

Niemniej jednak coś wreszcie ruszyło w tym roku, i to z trzema tekstami, więc drobny uśmiech na ustach pozostaje :)

Przyjemnie czytać, że więcej osób idzie powolutku – lub startuje jak w biegu na 100m – do przodu :D

 

Dziękuję bardzo wszystkim :) Serdecznie gratuluję również pozostałym nagrodzonym w “Nowoświatach” :D

Gratki dla Kam, odpowiednio duże, bo i sukces wielki <3 XD

Dla Wiktora, autorów “Świętologii”, “Zbrodni”, oj istotnie zasypało na koniec roku :) (szkoda, że też nie śniegiem :P )

Były gdzieś wyniki drugiej tury Nowoświatów?

To ja pozwolę sobie podbić powyższe pytanie :) Czy obserwować stronę wydawnictwa/Naz czy też wybrani dowiedzą się mailowo (czyli być może jest już po fakcie :D ).

 

Takie rozwiązanie rozumiem. Może to niefortunny dobór słów w regulaminie, a ten jest zaiste zniechęcający :) Bo to jakby płacić jurorom za kawę w trakcie lektury :D

Wilku, to nie żarty :D Przykładowo co roku organizowany jest "konkurs" na udział w Szkole morskiej w Gdyni. Zadania są bardzo czasochłonne, nagrodą rejs, w cenie rynkowej xD Dwa razy się na to ogłoszenie złapałam :D

To nagrodą mógłby być udział w szkoleniach płatny te symboliczne 50zł, już po zakwalifikowaniu. Jednak za samo przeczytanie przez kogoś Twojego tekstu? :D No nie wiem… I to sformułowanie “pokrycie kosztów lektury, oceny i naboru” – nie brzmi jak pobór kasy dla kadry szkoleniowej :P

Warunkiem rozpatrzenia zgłoszenia jest wniesienie na konto 71 1050 1575 1000 0022 7732 9062 opłaty w wysokości 50 zł na pokrycie kosztów związanych z lekturą, oceną nadesłanego tekstu oraz obsługą naboru.

No proszę, nawet organizując konkurs/nabór można zarobić xD

Powyższy fragment pochodzi z regulaminu naboru wspomnianej wyżej pracowni biura literackiego.

I tu jest zresztą właśnie pytanie – czy gdyby na końcu zrobiło się jaśniej, czy te odczucia by nie uleciały, hen?

Może być, możesz mieć rację. Dlatego zależy co głównie chciałeś osiągnąć – jeśli ten niepokój, to udało Ci się znakomicie. Nie jest jednak powiedziane, że nie byłbyś w stanie doprowadzić zarówno do jaśniejszej fabuły, jak i pozostawienia odpowiedniego wrażenia :) A wtedy siła rażenia byłaby podwójna.

 

Ale rzeczywiście, gdyby pisać w oderwaniu od tego, Przedwieczni przyjęliby tu zupełnie inną formą, pewnie bym poszedł bardziej od tej strony białych much i czarnych larw.

Fajnie, podoba mi się ta koncepcja, znacznie bardziej od macek :P

Pierwsze wrażenie było mocne – fragment otwierający i kolejne 3 zrobiły Ci wejście ponure, mroczne i przede wszystkim szalenie intrygujące. Z początku myślałam, że obserwowanym jest człowiek, a wizję wykreowałeś postapo. Potem doszły te stwory, zrobiło się jeszcze ciekawiej, klimat zagęszczał, tylko czemu zawsze “obrzydliwe” czy też “dziwnie obrzydliwe” rzeczy muszą tętnić, być oślizgłe, mieć macki…?

Trochę zabrakło mi w tym momencie czegoś nowego :)

Zabieg z zaprzeczeniem: tętni – nie tętni. Żyje – nie żyje. Jestem – nie jestem bardzo mi się spodobał. Fajna dwuznaczność, która każe zwolnić i się dokładniej przyjrzeć treści. Budzi refleksję nad lekturą, a po zastanowieniu dobrze komponuje z całokształtem i tą huśtawką między byciem a nie byciem.

Później jednak treść się nieco rozmyła. Nie zrozumiałam niestety motywu “Tych Sprzed Pamięci” ani – jak sam dopisałeś :) – istoty narratora.

Całość jednak zdecydowanie na plus. Bo i klimat super, podział na krótkie fragmenty fajnie buduje napięcie. Przez całą lekturę nie opuszcza przykre wrażenie bezsilności, szarości, beznadziei. Coś zawarłeś w tym opowiadaniu, że ciary przechodzą :D Szkoda tylko, że nie zostanie w głowie na dłuższą metę ze względu na ostateczną enigmatyczność :)

To ja dołączam do grona malkonentów.

Pomysł fajny, i na zawody i na system punktacji. Główny bohater również “do kupienia”. Ma jakieś tam wady i zalety, życiowe problemy, osobowość, itp. Jednak… nie odebrałam całokształtu z takim zachłyśnięciem jak wiele innych osób.

Po pierwsze nie czuję tych emocji bijących z tekstu, o których pisze np. Verus. Owszem, one są tu i tam, przez co tekst nabiera kolorów, ale mógłby być szczyptę bardziej nimi doprawiony :) Względem moich preferencji, ofc.

Zaczyna się ciekawie, od razu rzucasz czytelnika w wir rozgrywki, relatywnie szybko ogarniamy, o co w niej chodzi. Niechęć bliskich Paula też jest zrozumiała. I tak do połowy tekstu wciągasz w ciekawą historię i intrygujesz, a potem właśnie wszystko poniekąd idzie w łeb. Za szybko, za łatwo chcesz zakończyć to randez-vous czytelnika z Paulem. Przewidywalne zakończenie to jedno, zmarnowanie ciekawych postaci jaką jest np. Amanda to kolejna sprawa. Myślałam, że bardziej pociągniesz w tekście jej historię. Zgłębisz problem, przepleciesz wyraźniej z Paulem. Tymczasem Amanda się pojawia, poświęcasz jej niemało miejsca, a potem nagle spada na dalszy plan i świat o niej zapomina :D Szkoda.

Niemniej moim zdaniem zarżnąłeś ten tekst dając inne punkty widzenia niż Paula.

Podczas lektury, podobnie jak pisze Drakaina, gryzło mnie to przerzucanie narracji. Rzeczywiście wydaje mi się, że lepiej zagrałaby perspektywa oczami jednej osoby.

 

Fajny jest ten moment, kiedy komputer bierze oskarżenie o oszustwo za reakcję

O to, to. Istotnie fajnie obrany kierunek. Zaś idąc od razu tym tropem, też zastanawiałam się nad ostatecznym końcem Paula. Nie odniosłam silnego wrażenia wcześniej, żeby miał problemy o podłożu depresyjnym. Czy taki pojedynczy epizod mógłby go pchnąć do podjęcia tak drastycznych kroków? Tak się akurat złożyło, że jeśli miałam kontakt z osobami po próbach samobójczych, to nawet dla nich nie była to łatwa decyzja i nieraz długo ją w sobie nosili. Ale każdy jest inny, więc może akurat dla Paula wystarczyła ta prawie-przegrana.

 

No i szkoda, że nie pokazałeś deathmatchu.

Fakt :D Wspominasz parę razy o tym, kusisz, a i tak się nie dowiadujemy, czym on dokładnie jest. A przecież na finałowe starcie to jak zagranie asem ;)

 

Tuszy matki nie będę się “czepiać”, ale obraz otyłości w czasach obecnych i nadchodzących jak już tak mocno zakorzeniony, że pewnie można było spokojnie odpuścić. Zwłaszcza, iż klasyczny dobór słów na sekundę mnie w tym miejscu zatrzymał podczas lektury.

 

Zastanawiałam się, zanim przejrzałam pobieżnie inne komentarze, co mi nie pasowało w warsztacie i chyba Darcon ujął te rozterki w sedno. Styl młodzieżowy. Nieco zbyt prosty. Nie jest to absolutnie zarzut, ponieważ niektórzy wolą tak pisać/czytać. Ja akurat oczekuję od stylu czegoś więcej.

 

Twoje opowiadanie jest dobre, Kosmito, myślę, że nie powinieneś w to wątpić mając tyle pozytywnych komentarzy. Moim zdaniem też jest dobre, ale pod wieloma względami wolę nieco inną lekturę. Niemniej jednak przybyłam, przeczytałam, cieszy mnie to i pozdrawiam Cię serdecznie ;)

 

 

O ten fragment mi chodziło:

– Ale się leje! Byłeś z tym u lekarza? Kasieńka, wiesz, ta od brata Heńka, jak ją wybadali, to się okazało, że białaczkę ma! I szpiku jej musieli szukać!

– Opowiadasz banialuki, Hela! Ty to wszędzie tylko raki widzisz.

I nie był to zarzut, ponieważ większość ludzi tego nie rozróżnia. Dlatego zabrzmiało “naturalnie”.

 

Co i tak jest wersją złagodzoną, bo oryginalnie miała być choroba Waldenströma. XD

A podejrzewałam pospolitą hemofilię :D Zwłaszcza na tle cmentarzy i ogólnego klimatu.

 

No bo kto by się spodziewał, że bób…

Jest to o tyle fajnie wplecione, że właśnie nasuwa się od razu dla tzw. ”obeznanych”, a nie jest kompletnie na siłę.

Cześć i czołem :)

Wpadam z komentarzem po przyjemnej lekturze. Przyjemnej, bo o ile na starcie pomyślałam “długie to, nie wiem czy nie zasnę” – a byłam naprawdę mocno zmęczona i nawet 5min Nolanowskiego filmu mogłoby mnie w tamtej chwili pokonać – to jednak przeczytałam całość, prawie nie mrugnąwszy okiem.

Do konkretów.

Lubię takie klimaty. Mieszanie pospolitego, szarego życia, wrzucanie problemów, które z powodzeniem mogłyby dotyczyć każdego człowieka z przeciętnymi, nie nieomylnymi bohaterami, których nawet nie trzeba obdarzać po drodze sympatią. Lubię to u Funa i Ty tutaj też bardzo fajnie sobie z tym poradziłeś. Kojarzę, że ogólnie preferujesz “obyczajówkę” – takie słowa pamiętam ;) i mnie również dorzucanie w rzeczywistość odrobiny fantastyki mocno odpowiada.

Tekst jest równy, klimatyczny, przedstawione postaci przekonujące, nawet wcisnąłeś w usta zwykłego kowalskiego “raka krwi” xD Stopniowo odkrywasz karty, skrywające pokręcone i ponure dzieje rodziny. Dramat, za dramatem, jeszcze dobite kolejnym wypadkiem i na żadnym etapie nie wydało mi się to przesadzone. Motyw fantastyczny fajnie poprowadzony. Przyznam, że po względnie klasycznym zagraniu z lustrem w łazience, spodziewałam się trochę powiewu horroru, ale poszedłem w inną stronę i mogę temu jedynie przyklasnąć. Też złapałam się na haczyk z gwoździem :D

Zakończenie dość przewidywalne, im bliżej czytelnik się go znajduje. Jednocześnie przyjemnie niejednoznaczne. Idealna lektura na jesienny wieczór.

Dobra robota :)

Ok, to ja jestem dopiero na 4 i póki co jest spoko, tylko właśnie z tymi tasiemcami zawsze jest tak samo – nadchodzi ten moment, kiedy szkoda już inwestować w niego czas. Nawet nie lubię  zombie, więc sam fakt, że WD mi się spodobało, to niemała niespodzianka. Zwłaszcza różne przemiany bohaterów w stosunku do rozwoju sytuacji i adaptacji są interesujące.

Może ma ktoś doświadczenie z Walking Dead? :D Do którego sezonu warto oglądać tego tasiemca, a kiedy zaczyna się już zwykła papka? :)

Póki nie pojawiła się nazwa "iDiary", obstawiałam Chianga…

Pierwotny konkret mnie satysfakcjonowal, ale rozwiniecie rozwialo wszelkie watpliwosci :) Zaczelam The Expanse i zapowiada sie obiecujaco.

Oglądał ktoś może netfliksowy “The 100”? Ma na tę chwilę tyle sezonów, że nie wiem, czy warto inwestować swój czas :)

Umbrella Academy – po drugim sezonie mam mocno mieszane uczucia. Niby poziom swady oraz czarnego humoru został zachowany, to jednak miejscami serial się dłużył, a niektóre rozwiązania fabularne zbyt przekombinowane. Czasem lepiej pozostawić tajemnicę w swej pierwotnej postaci, niż zepsuć efekt wymuszonym wyjaśnieniem. Finał…cóż…kropka w kropkę jak finał czegoś innego, również między sezonami :P

To opowiadanie ma w sobie coś unikatowego. Nie spotkałam się wcześniej z taką formą i podejrzewam, że przy odrobinie mniejszej sprawności, można było napisać tekst, w którym człowiek totalnie by się pogubił. Tymczasem wszystko jest jasne, klarowne a jednocześnie zawiłe na tyle, aby wciągnąć czytelnika jak ruchome piaski.

Czasem zastanawiam się, jak Ty to robisz, że Twoje opowiadania są tak “pełnokrwiste”. Nasycone prozą życia, emocjami, o zwykłych ludziach. I bardzo pomysłowe.Przedstawiona przez Ciebie historia zostanie w głowie na dłużej :)

Swąd lekarza wyczuwalny jeszcze z półpiętra. ;)

To chyba nie jest komplement :D

Dzięki za komentarz, Wiktorio, i za naprawdę bardzo fajny konkurs :)

 

Co do klimatu: w moim odczuciu fragmenty alkoholowo-w-sumie-nie-wiadomo-czy-wręcz-narkotyczne, podczas których Morris nie pamiętał, co się z nimi działo, można było podkręcić – tak, aby tekst zyskał więcej na dziwaczności i odjechaniu od świata rzeczywistego pierwszym pospiesznym (bez biletu).

Czekałam, aż ktoś mi to wytknie :P Pewnie dlatego, że po cichu też zdaję sobie sprawę, że można było wycisnąć z tego więcej, chociaż z drugiej strony zaczynałam się nieco dusić w limicie :)

 

czy autochtoni wymawiają „Greenwich Village” zamiast samego „Greenwich”?

Hmm…ciekawe spostrzeżenie. Akurat w książkach, które przeglądałam oraz stronach w necie nic nie było na ten temat, więc pełną nazwę wrzuciłam poniekąd z automatu.

 

Kompozycja klasy fachowca, język również – choć tutaj akurat mam poczucie, że dysponujesz techniką, która daje Ci tak solidne podstawy, że możesz już sobie nimi nieco zaszaleć.

Raz za barokowo, raz za szaro, masz Ci los. Może w końcu wyceluję w środek.

 

Cześć, oidrin :) Miło że wpadłaś i fajnie, że się podobało ;)

Dużo weirdu w końcówce

I to jest dobra wiadomość dla mnie :D

Dzięki, ANDO, za wizytę :)

Robisz ze mnie zrzędę! XD

Jedynie konstruktywnego krytyka xD Polecam tego allegro…betowicza ;)

 

Fiszu,

Przewrotny finał każe mi postawić pytanie, co motywowało Hortonsa i spółkę, a właściwie: czy motywowało ich cokolwiek poza chciwością i czy chciwość mogłaby być matką dziedziny sztuk?

To dość ciekawe pytanie. Jak to zwykle bywa, u podłoża zgromadziło się kilka motywatorów. Raz – zwykły rasizm oraz wrogość skierowana przeciwko imigrantom. Nie mnożyłam wątków na przestrzeni limitu znaków, ale cała zgraja mogłaby należeć do np. Ku Klux Klanu, który w tamtych czasach przeżywał niejako odrodzenie, chociaż relatywnie krótkotrwałe. Chciwość oczywiście to druga sprawa, tuż obok nierzadkiej ambicji utrwalenia swojego nazwiska w nurcie historii. Trzecia sprawa to niejako zwyrodnienie wymienionych w tekście panów – tworzenie mozaiek z flaków..? :)

Czy chciwość mogłaby być matką dziedziny sztuk? – podejrzewam, że nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi.

Dzięki za lekturę, fajne przemyślenia i że przyjemnie spędziłeś czas, śledząc historię Morrisa :)

 

Anet – dzięki heart

 

Fajny tekst, ale na początku pogubiłam się z narracją. Irek, nagle dziewczyna, potem zdaję sobie sprawę, że czasowniki są w męskiej odmianie i zgłupiałam :D Ale jak już ogarnęłam co i jak, to opowiadanie samo się przeczytało. Absurd jest tu wyważony, końcówka przewrotna, a ogólnie to zgodzę się z ninedin, że masz takie fajne psychologiczne podejście do swoich bohaterów. Zawsze wydają się być pełnokrwiści , nawet gdy nie zdradzasz na ich temat zbyt wiele.

 

Za nimi lipy i topole częściowo zasłaniały nasyp kolejowy. Między nimi mignął elektryczny, w stronę Sulejówka.

Tutaj powtórzenie, akurat rzuciło się w oczy :)

 

Podobało mi się :)

Cześć, Mersejk :)

Pierwsza część to taka trochę wyliczanka, ale potem jest już lepiej :)

mięsień oplatał go niczym wielometrowy wąż.

No nie mogłam wyrzucić z głowy piosenki Happysadu :D

 

Ogólnie opowiadanie całkiem spoko. Ciekawy pomysł, niezłe wykonanie i udało Ci się nie przekroczyć granicy absurdu, który z inteligentnie zabawnego potrafi zrobić się nagle sztucznie naciągany. Za to duży plus. Przyjemnie mi się czytało :)

Powodzonka w konkursie :)

Ahhh i zapomniałam dodać, że chętnie zobaczę wspomnianą ilustrację :)

Bardzo fajne opowiadanie, Mytrixie :) Co prawda podczas lektury zastanawiałam się momentami, czy aż tak szczegółowe opisy są potrzebne – jak konkretna nazwa zapalniczki, i coś tam ze dwa razy podobnego jeszcze było, ale ogólnie to pryszcz na tle całości. Z początku lekko niezrozumiała dla mnie akcja powoli wychodzi na prostą, finał satysfakcjonujący, pomysł ciekawy, słowem: gratuluje udanego tekstu :)

P.S. Skoro już nominacja lożowska poszła, to zbierać poszczególnych głosów nie musisz, ale i tak dołożę cegiełkę od siebie :)

 

Powodzenia w konkursie!

Wpadam i ja – tak się złożyło, że przeczytałam ostatniej nocy “do poduszki”, więc nasze relacje zbiegną się w czasie :)

Wrażenia: bardzo pozytywne. Przede wszystkim świetnie napisałeś tę historię. Prąd, który porywa czytelnika od momentu zmiany “przepisów”, nie ustaje ani na moment, rwąc do przodu i miota w równym stopniu bohatera, co odbiorcę. Fajne to było.

Druga sprawa – pomysł. Za światotwórstwo, nazewnictwo, poziom absurdu i zlepienie tego wszystkiego w sensowną historię duże brawa. Plus za nie byle jaką puentę :) Oraz, oczywiście, sposób wykorzystania konkursowego hasła.

Jesteś mocną pozycją, Edwardzie, Twój tekst mocno się broni, a mnie pozostaje podsumować, że mimo iż nie lubię podobnych klimatów, to opowiadanie mi się spodobało :)

Silvo, dzięki za komentarz :) Miałam okazję dać ten tekst do przeczytania dwóm osobom – poza CM-em, z których jedna była usatysfakcjonowana z klimatu, druga podobnie jak Ty :) Także to rzeczywiście podchodzi chyba pod osobiste preferencje. Na etapie pisania wydawało mi się, że jest ok.

W każdym razie super, że się podobało.

 

Wita, Edwardzie :)

w środku miałem może momentami wrażenie, że troszeczkę akcja się dłużyła.

Jakbym słyszała (czytała…? xD) CMa. Rzeczywiście potraktowałam tę część jako zaczerpnięcie oddechu, przedstawienie zmiany perspektywy, pobycie chwilę z bohaterem “na spokojnie”. Nie wiem, czy spełniło to swoje zadanie. Jeśli wrzuciłam zbyt niski bieg, to może niekoniecznie, ale nie mnie to oceniać. Mogę co najwyżej wyciągnąć średnią z Waszych wrażeń :)

Dziękuję Ci za lekturę i pozostawienie śladu tej wizyty :)

Co innego oglądać, a co innego sobie wyobrażać :D Wpływa to u mnie nieco odmiennie na estetykę.

To było takie…niepokojące.

Podczas lektury zastanawiałam się, dokąd zaprowadzą mnie meandry Twoich myśli, czy podołasz na końcu wielowarstwowości opowieści, którą stworzyłeś? Czy rzucisz w finale asem?

No cóż. Rzuciłeś :D Dopatrywałam się wiele w samym bohaterze, poczynając od schizofrenii, przez AI, pinokia pod koniec. Tematykę, choć poruszaną na wiele różnych sposobów, udało Ci się przedstawić w ciekawy, intrygujący sposób, bawiąc się formą i balansując na granicy kompletnego braku zrozumienia po stronie czytelnika. Tak się czułam właśnie :) Że być może zostawisz mnie w stanie dezorientacji. Jednak w odniesieniu do całokształtu, nie przekroczyłeś tej granicy. Nieźle. Naprawdę nieźle, MaSkrolu. Fajnie się rozwijasz.

 

Martwe też być nie mogło, nawet jeśli specjalnie dla śmierci zbliżyło się do życia.

Mocny akcent jako ostatnie słowo :)

 

Życzę Ci szczerze powodzenia – zarówno w konkursie, jak i nominacji.

 

Aaa no i jeszcze pochwała ode mnie za interpretację hasła konkursowego :)

Do mnie należy nabicie okrągłego, setnego komentarza :D Fanfary…

Bardzo dobrze napisane, pomysł chory i porąbany, podobne uczucia mam po lekturze. Kurcze, chyba – podobnie jak ninedin – nie jestem targetem. Nie tym razem. Więc nie mogę powiedzieć, że mi się podobało, chociaż otrzymane wyróżnienie stoi murem za opowiadaniem i obiektywnie zgadzam się, iż Ci się należy.

Powodzenia w konkursie. Brr…

 

Body horror… Ciekawe. Też nie zdawałam sobie sprawy, że wyodrębniono podgatunek i nadano mu nawet nazwę :)

 

Katiu, miło, że wpadłaś :) Bardzo się cieszę, że treść przypadła Ci do gustu. Dziękuję też za kliczka :) Twoje opko konkursowe też mam na oku, na pewno do niego zajrzę ;)

 

Witam też obydwie jurki! Fajny miałyście pomysł na ten konkurs.

Żongler – świetny ten obrazek xD

Wiktorze – dzięki za lekturę :)

 

kasjopejatales – fajnie, że zajrzałaś :)

 

Już w trakcie tekstu coś człowiekowi zaczyna świtać, że wiedza i doświadczenie, które posiada bohater, wydaje się nie pochodzić od niego.

I super, bo właśnie taki efekt starałam się osiągnąć. Dzięki za lekturę oraz za to, że podzieliłaś się wrażeniem :) Bardzo mi miło. Oczywiście życzę Ci też powodzenia w konkursie ;)

Przeczytałam pierwszy raz zaraz po wrzuceniu przez Ciebie tekstu. Nie zostawiłam śladu, ponieważ, kurcze, szczerze mówiąc nie zrozumiałam wątku z Laurą :/ Całkiem spoko przedstawiłaś tutaj OCD, wypada dość przekonująco, obraz foliówek wkoło – bomba. Podobnie jak wstęp, też super. Tylko śledząc historię głównej bohaterki, spodziewałam się na koniec jakiegoś większego nawiązania do tych worków, o co z nimi chodzi (poza przytykiem ekologicznym), ale nie wyłapałam tego :/ Podobnie, co kierowało Tobą, aby fragmenty z Laurą prowadzić w narracji 1os?

Wykonanie ok, dobrze się czytało, poziom weirdu podkreślają foliówki. Btw zmieniałaś tytuł odkąd wrzuciłaś opowiadanie? Nie wiem, czy przegapiłam wcześniej dopisek “natręctw”, czy go dodałaś :)

Wrócę w celu ponownej lektury i rozbuduję wtedy komentarz :)

Wstęp wydawał mi się trochę przydługi na taką objętość, ale oceniając całościowo taki być musiał :) Zastanawiałam się też, jaka może być puenta wymienianych informacji. Cóż… Puenta zaskoczyła, rozbawiła i ostatecznie pozostawiła z satysfakcją z tej króciutkiej lektury. Na plus :)

Mężczyzna przerwał, upił łyk kawy i rzucił szybkie spojrzenie po twarzach, oświetlonych jedynie odbitym od ekranu światłem. W tej chwili w sali słychać było jedynie cichy szum leżącego na biurku laptopa.

Powtórzenie. W tekście było też trochę literówek.

Nowa Fantastyka