- Opowiadanie: Mytrix - ...tobie i osobom w twoim otoczeniu

...tobie i osobom w twoim otoczeniu

Kawa, herbata, czy tytoń w bibule, wedle preferencji i zapraszam do lektury.

 

Hasło brzmi: Małostkowa nikotyna

 

Betowali: DEIRDRIUMASKROLMERSEJKSCHMETTERLINGVERUS

Wielkie dzięki! (W becie spłodziliśmy łącznie 20 komentarzy)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

...tobie i osobom w twoim otoczeniu

Sroka

 

Na ulicę Główną w Jamestown składają się dwie mile dziurawego asfaltu, lichy chodnik, oraz kilka sklepów i punktów usługowych, upchanych pomiędzy starymi kamienicami. Oprócz tego i stacji paliw Texaco przy zjeździe z krajowej sto dwudziestki, miasteczko nie ma nic więcej do zaoferowania.

Gdzieś w oddali kracze wrona, a z bramy nieopodal dochodzą szczeniackie wyzwiska, nerwowe śmiechy i charakterystyczny odgłos kozłowania piłką.

Jamestown musi wystarczyć.

Wchodzi do sklepu.

Zapowiada go ostry dźwięk miedzianego dzwonka, zamocowanego na drewnianych drzwiach. Lekko pochylony, przekracza próg. Mogłoby się wydawać, że w ten sposób próbuje nie zahaczyć kapeluszem o framugę. Nie prostuje się. Jego twarz pozostaje słabo widoczna. Odznaczają się tylko surowe rysy starego człowieka i nos z garbem.

Lampy o blaszanych kloszach zwisają z sufitu zbyt nisko, przez co w sklepie panuje półmrok, poprzecinany punktowymi snopami światła.

Nie spieszy się, ale i nie ociąga. Wypuszcza dłoń i podejmuje marsz wzdłuż centralnej alejki, przesuwając dwoma palcami po półkach. Opuszki omijają wyłożone towary i znaczą w kurzu cienką, falistą linię.

Właściciel sklepu, wsparty na łokciach, siedzi znużony za ladą. Jednym okiem obserwuje przygarbionego starca. Raczej dla rozrywki, bowiem wątpi, by ten chciał coś ukraść.

Przybysz dociera do końca regałów, odrywa palce i wkłada pokryte szarym pyłem opuszki do ust. Gdy je wyciąga, błyszczą od śliny.

Kurz smakuje chciwością.

Podchodzi do lady i wilgotnym placem stuka w słoik na napiwki, do którego ktoś wrzucił kilka zaśniedziałych ćwierćdolarówek.

– Słoik – stwierdza sklepikarz. – Chcesz taki kupić?

Pokazuje, że większy.

– Wecka czy twista?

Zatacza palcem półkolisty ruch wstecz.

– Wecka. Przyniosę. Są w bocznej alejce.

Wracając, sklepikarz zrywa małą nakleję z wieczka, roluje w palcach i pstryknięciem posyła na czystą, wypolerowaną podłogę. Zadowolony z siebie, zajmuje miejsce za ladą i wierzchem wolnej dłoni odsuwa ceramiczną popielniczkę, wypełnioną po brzegi niedopałkami. Popielniczka zostawia czarny ślad brudu i na tym brudzie mężczyzna stawia przyniesiony słoik.

Starzec sięga do kieszeni po monety.

– Dwa dolary.

I na chwilę zastyga w bezruchu, strapiony. Pokazuje jeden palec, co i tak jest wygórowaną ceną. Słoik nie może być warty więcej niż siedemdziesiąt pięć centów.

– Dwa.

Przybysz wyciąga banknot jednodolarowy i po chwili namysłu dokłada jeszcze dwie ćwierćdolarówki. Pokazuje w sekwencji najpierw jeden, a później wykonuje jeszcze gest odcięcia połowy palca.

– Cholerni ludzie. Wszystko by chcieli za darmo. Jeden dolar i siedemdziesiąt pięć centów.

Dokłada jeszcze jedną ćwierćdolarówkę, a sklepikarz łapczywie zgarnia pieniądze i chowa w kieszeń.

Starzec wychodząc zerka jeszcze raz na nieskazitelnie czystą podłogę.

 

Kruk

 

Przed sklepem stoi walizka. Ma dokręcone dziewięciocalowe kółka od wózka dziecięcego i dorobiony uchwyt do ciągania.

Wkłada do niej zakupiony słoik.

Ściąga kapelusz odsłaniając rzadkie, siwe włosy i spogląda na szare chmury sunące po szarym niebie. Równie dobrze niebo może być niebieskie lub pomarańczowe. Tego nie wie, nie widzi barw. Jego świat to paleta odcieni szarości. Słońce stoi wysoko, ale nie razi zbytnio w oczy. Po nocnej ulewie powietrze wciąż jest gęste od wilgoci. Na ulicy zalegają kałuże. Musi być gdzieś koło południa. Ewentualnie kwadrans po.

Ociera nieistniejący pot z czoła i nakrycie głowy wraca na swoje miejsce. Może ten? Zastanawia się w myślach, ale jeszcze nie zdecydował. Rusza przed siebie, a jedno z kółek wydaje pełne sprzeciwu skrzypnięcie. Inne przeważnie w ogóle nie dotyka podłoża.

Nie zachodzi daleko, zatrzymuje się przed małym sklepem mięsnym.

“Zakład masarski”, dumnie głosi szyld.

Kiełbasy przecież się nie odmawia, a pora na obiad w sam raz. Wchodzi.

 

Zżółkły paznokieć równie zżółkniętego palca stuka w szybę, wskazując na najdroższą wyłożoną za ladą kiełbasę. Następnie ten sam palec zostaje skierowany na pierś opasłego masarza.

– Czy moja? He, he. Pewnie, że moja. Znaczy się, swojska – poprawia się masarz. – Nawet, he, he, tutejsza. Ubojnia jest tam, o – wskazuje tłustym paluchem gdzieś pomiędzy drzwiami wejściowymi, a sąsiadującą z nimi ścianą – za polem kukurydzy.

Stary kiwa głową na znak, że wierzy.

Jeden funt.

Masarz wyjmuje pęto, bierze nóż i czeka.

Jeden…

Starzec znów kiwa głową, tym razem sam do siebie, z niedowierzaniem, że próbował mówić do kogoś w myślach. Już dawno mu się to nie przytrafiło.

– Cztery funty? – pyta nagle masarz. W jego głosie nie ma zniecierpliwienia.

Zaprzeczenie.

– Trzy?

Dwa razy pokazuje, że mniej.

– Tylko jeden funt?

Skinięcie na zgodę.

Masarz odcina trzy kawałki kiełbasy i kładzie na wagę. Po chwili jeden ściąga. Zmienia stalowy odważnik na brązowy i oblizuje się ze smakiem.

– O, proszę bardzo. W papier, he, he, zawinąć? – Jego pucułowatą twarz zdobi dorodny uśmiech.

Nie może być, stary wytęża wzrok, ale na odważniku wyraźnie stoi “1lb”.

Masarz zawija kiełbasę pomimo braku odpowiedzi i podaje klientowi.

– Trzy dolary.

Płaci zażądaną kwotę i zgarnia kiełbasę.

– Miłego, he, he, dnia!

Wychodzi.

Kremowo-szare zawiniątko z papieru pakowego nic a nic nie ciąży w dłoni.

 

Starzec przysiada na wysokim krawężniku w połowie drogi pomiędzy jednym a drugim odwiedzonym sklepem. Wciąż nie zdecydował, ale to musi być wkrótce. Nie podoba mu się tutejszy klimat. Chce opuścić miasteczko przed nocą.

Z walizki wyciąga scyzoryk, trzyipółcalowe bibułki z filtrami, gilzownicę, tytoń i słoik. Do tego ostatniego nabiera nieco wody z kałuży, tak by pokryć denko.

Ręcznie produkuje kilka długich papierosów i większość chowa w papierośnicy. Na zamkniętej walizce rozkłada papier pakowy, odkrawa kawałek nabytej kiełbasy i używając scyzoryka jako widelca, wkłada do ust. Pachnie jałowcem, a smakuje oszustwem. I obżarstwem.

 

Kundel

 

Papierosa trzyma w zaciśniętej pięści, a wystającą część z filtrem obejmuje ustami. Podstawia zapalniczkę Zippo. Zasilany benzyną płomień, dodatkowo zachęcony ciągiem powietrza, chętnie wskakuje do tunelu utworzonego z palców. Razem z dymem starzec wciąga jęk żarzącego się tytoniu.

Zmienia uchwyt i pali niespiesznie. Problemy z utrzymaniem papierosa w ryzach pojawiają się tylko przy jego zapalaniu. Później przestaje on walczyć i poddaje się swojemu losowi.

Stary kilka razy strzepuje popiół do wcześniej przygotowanego słoika i wtedy zauważa kręcącego się przy nim bezpańskiego kundla. Brudna, posklejana sierść blakuje na psiaku, a wiatr zdaje się przelatywać przez nienaturalne dziury w klatce piersiowej.

Żona starca kochała psy. Pomijając brud i nienaturalne zniekształcenia, obecny tu kundel jest podobny jak dwie krople wody do czworonoga, którego trzymali w domu.

Mężczyzna odłamuje kawałek kiełbasy i dzieli się z nieszczęsnym stworzeniem, jednocześnie domyślając się jego natury. Pies niepewnie obwąchuje rękę starca.

No dalej, Cooper, myślami przekonuje zwierzaka. Zawsze rozumieli się bez słów.

Kundel przyjmuje podarek.

Dooobry pies!

Na pochwałę reaguje wesołym merdaniem ogona. Je w całkowitej ciszy. Nie słychać nawet mlaskania.

Z bramy na środek ulicy wypada mocno sfatygowana, spaldingowska piłka do koszykówki. Kundel spostrzega ruch i kładzie po sobie uszy. Po chwili za piłką wybiega czarnoskóry dzieciak w podartych szortach. Przed wtargnięciem na ulicę rozgląda się i mierzy wzrokiem psa i starca. Oprócz piłki podnosi kamień. Ciska nim w czworonoga.

– Tfu, brudny kundel. Poszedł!

Stary zrywa się na równe nogi, co powoduje lekki zawrót głowy, ale ten ruch wystarczy, by dzieciak stracił pewność siebie i uciekł.

Rozgląda się, ale po kundlu nie została nawet jedna pchła. Jest wściekły. Chętnie ukarałby małego nicponia. Lanie albo nawet zmuszenie do wypalenia kilkunastu papierosów pod rząd, powinno dać dobrą nauczkę małemu chuliganowi. Ale nie może tego zrobić. Dzieci są poza jego zainteresowaniem. Poza tym nie ma czasu na uganianie się za podrostkami. Musi w końcu wybrać.

 

Rak

 

Od sklepu mięsnego nadchodzi dziewczyna o falowanych, rudych włosach. Gdy odległość na to pozwala, stary lustruje ją dokładnie, po czym pospiesznie topi niedopałek w słoiku i rusza dwa kroki w jej kierunku.

Zaskoczona panna staje w miejscu.

Nieznajomy gestem nakazuje jej poczekać i z głębi płaszcza wydobywa malutki notesik i ogryzek ołówka 3B. Wertuje kartki w poszukiwaniu wolnej przestrzeni, naprędce kreśli wiadomość i pokazuje.

Jest pani podobna do mojej zmarłej żony. Była piękna, zupełnie jak pani.

To zdanie sprawia, iż stres u dziewczyny wywołany nagłym, dziwnym spotkaniem, ustępuje miejsca ciekawości i empatii do wdowca.

– Przykro mi i dziękuję za komplement. – Dziewczyna lekko się rumieni. – Moje kondolencje.

Dawne dzieje. Młodo odeszła. – Nieznajomy dopisuje odpowiedź.

– Wypadek?

Rak płuc.

– To chyba nie powinien pan palić – karci starca, wykrzywiając usta w zgrabnym uśmiechu.

Patrzą na siebie przez chwilę w milczeniu. On z garbem czasu na plecach i pomarszczony, ona piegowata i urocza. Stary postanawia jeszcze coś dopisać.

Spaliłem ją… chciałem, by była blisko.

– Och, doprawdy? Kremacja, tak? Ksiądz mówi, że Bogu się to nie podoba. Ale z drugiej strony to praktyczne. I rzeczywiście można wtedy trzymać prochy w urnie na kominku! – Twarz dziewczyny przecina cień zwątpienia. – Ale… chyba nie ma pan jej prochów w tej walizce na kółkach?

Nie odpisuje od razu. Przez chwilę wodzi ogryzkiem nad karteczką. Zaczyna coś skrobać, lecz nietypową konwersację przerywa im dźwięk kościelnego dzwona. Trzy uderzenia. Piętnasta.

– O Jezusie Nazareński, miałam przecież… spóźnię się, ojczym będzie zły! Odkąd matka odeszła, ech… – Dziewczyna pospiesznie się oddala. – Przepraszam! – rzuca na odchodnym.

Starzec odprowadza ją wzrokiem, aż do sklepu w którym nabył słoik. Właściciel akurat wylewa pomyje z wiadra w wąskiej uliczce przy budynku. Gdy spostrzega dziewczynę, prostuje się. Coś do niej mówi, pokazując na mopa opartego o ścianę. Policzkuje ją.

Nie moja sprawa. Przybysz odwraca się, siada na swoim odcinku krawężnika i zapala kolejnego papierosa. Ale to powinno ułatwić mi wybór.

 

Sklepikarz zamyka sklep, ruga pasierbicę i ciągnie ją za sobą. Przechodząc obok, fuka na starca.

Docierają do masarza, który także przekręcił już klucz w zamku i panów zajmuje ożywiona dyskusja. Grubas wyciąga z kieszeni kiełbasę i łamie na pół, częstując sklepikarza.

– Na koszt firmy. – Zerka wymownie na byłego klienta, siedzącego nieopodal na krawężniku.

Gdy zza rogu wyłania się miejscowy pijak i zaczepia rzeczonego palącego starca, mężczyźni przerywają rozmowę, a sklepikarz odprawia pasierbicę. Dziewczyna nie odchodzi daleko, ciekawa rozwoju wydarzeń, chowa się w cieniu za sklepem.

 

Sęp

 

– Daj zapalić, dziadku. – Od mężczyzny czuć alkohol.

Starzec wyjmuje z papierośnicy i podaje pijakowi jeden ze skręconych wcześniej papierosów. Chlejus ściska nieznajomego mocno za nadgarstek i przyciąga do siebie.

– Mendo chciwa, tyle ich masz, a tu co? Poskąpić chcieliśmy? – Skrócenie dystansu potęguje natężenie woni trawionego alkoholu i pazerności.

Zaprzecza ruchem głowy i potrząsa papierośnicą w wolnej ręce. Pijak trzyma go jeszcze przez chwilę, po czym puszcza.

– No, ja myślę. Ale honor mam. Ze trzy sobie zostaw.

Odlicza pięć sztuk i oddaje pijakowi. Nie oponuje.

– Ogień!

W roli widzów spektaklu dołączają sklepikarz i gruby masarz.

Przybysz służy zapalniczką. Chlejus wtyka zdobycznego papierosa do ust, przybliża się i próbuje trafić nim w płomień, ale skręt się wije i jęczy ilekroć muska go ognisty jęzor. Pijak wypluwa papierosa na ziemię.

– Cholera! Sztuczek ci się zachciewa? – Mężczyzna podwija rękaw. – Ja ci, mendo, pokażę.

 

Palenie szkodzi tobie

 

Pierwsze uderzenie pięścią jest niedokładne i starzec sięga po swój scyzoryk, ale brakuje mu tak refleksu, jak i siły. Sklepikarz i masarz na widok broni oficjalnie dołączają do komitywy przeciwko starcowi-przybyszowi. Biją go we trzech, a gdy upada dotkliwie kopią. Stary przestaje się bronić i dopiero wtedy zostawiają go leżącego i charczącego. Otwierają walizkę na kółkach.

– No panowie, niezły łup. Proponuję podzielić się znaleziskiem. – Sklepikarz zaciera ręce na widok tytoniu.

– Taaak, he, he, w ramach zadośćuczynienia za zniewagę.

Pijak częstuje ich zdobycznymi papierosami i łypie na leżącego, który charczy i pluje krwią.

– Tfu. Proponuję nikotynowy toast.

Masarz podnosi z ziemi upuszczoną przez starca zapalniczkę.

Papieros znów wije się i odgina od ognia, przypomina dźganą patykiem dżdżownicę.

– Nie no, nie może, cholera, być – kwituje sklepikarz. – Trzymaj go, chłopie, całą dłonią.

Zapalony papieros przestaje stawiać opór. Odkrywszy sposób, po kilku chwilach wszyscy panowie rozkoszują się mocnym tytoniem.

Spaliwszy skręta do połowy, pijak próbuje zogniskować wzrok na twarzy pobitego nieznajomego, zalegającego na ulicy, ale ta wydaje mu się płynna, poskręcana. Zupełnie, jak na tym sławnym obrazie, tego znanego malarza, ale za cholerę nie może sobie przypomnieć tytułu owego dzieła. Traci ostrość widzenia, gryzie go w płucach.

– Panowie? – pyta niepewnie.

Bez odpowiedzi.

Gruby masarz stoi zgięty w pół i próbuje coś wykrztusić, a sklepikarz wymiotuje czarną mazią.

– Co do chol…

Pijak nie kończy. Zaczyna męczyć go kaszel, a przy każdym kaszlnięciu, czuje flegmę odrywającą mu się od płuc i ból porównywalny do przypalania ogniem od środka. Słania się na nogach, nie może złapać oddechu. Musi… musi kaszleć i…

Cała trójka znajduje się już na czworakach i wszyscy wymiotują czarną mazią, a może to ona sama wyrywa się z ich wnętrzności i opuszcza ciała przez usta.

Smolista wydzielina, którą spanikowany masarz upaćkał sobie już ręce i pół twarzy, zdaje się żyć własnym życiem, pulsuje, bulgocze. Przemieszcza się po chodniku, zbiera w jednym miejscu i formuje w ptasi kształt.

Przerażona dziewczyna wybiega ze swojej kryjówki, i zdawać by się mogło, że wbrew logice mija ojczyma, a kuca przy nieznajomym starcu – żyje, jest przytomny – pomaga mu usiąść, później wstać.

 

I osobom w twoim otoczeniu

 

Przekrwione oczy masarza wychodzą na wierzch, dusi się, jakby właśnie wypluł płuca. Po kilkunastu sekundach jest po wszystkim. Grube cielsko pada bez życia. To samo dzieje się z pozostałymi mężczyznami.

Dziewczyna w ciszy przygląda się scenie, podtrzymując dochodzącego do siebie starca, który właśnie zażywa tabaki przez nos.

Przed ciałem masarza stoi ociekający smołą kruk o bystrych oczach i wybrakowanym upierzeniu. Ptaszysko w podskokach podchodzi do zwłok i rozpoczyna dziobanie oka, przerywane krakaniem. Dołącza do niego ohydna sroka uformowana z wydzieliny z płuc sklepikarza. Oba ptaszyska przepędza na odpowiednią odległość dużo potężniejszy od nich sęp. W czaszce ma dziurę na wylot. Śmierdzi zgnilizną.

Starzec uwalnia się od wspierającego ramienia dziewczyny, sięga do głębi płaszcza i wydobywa metalowy gwizdek z kulką. Dmie weń z całych sił. Na ostry, wibrujący dźwięk, ptaszyska podrywają się do lotu i tuż po starcie rozpływają w powietrzu, pozostawiając za sobą jedynie kilka opadających piór, które przy kontakcie z podłożem, zamieniają się w pył.

 

Koniec?

 

Starzec pisze, dziewczyna zagląda mu przez ramię.

Miałem wybrać tylko jednego, ale oni

Na chwilę przerywa i stuka ogryzkiem w kartkę.

.

.

.

sami sobie zgotowali taki los.

– Od kiedy to się dzieje?

Odkąd skremowałem żonę i wypaliłem jej prochy. Poczęstowałem raz złego człowieka.

– I zabijasz tak kogo popadnie?

Nie. To nie działa na porządnych ludzi. Tylko szumowiny.

– Ale… dlaczego to robisz?

Silne Niezbędne do życia uzależnienie od tego rodzaju "nikotyny".

 

Promienie słońca zdają się przebijać spomiędzy chmur ze zdwojoną siłą i padać prosto na zwłoki trzech mężczyzn. Ich ciała wysychają i kruszeją w zastraszającym tempie, zapadają się w głąb siebie. Zmieniają kolor na brązowy. Po minucie zostaje jedna dwudziesta objętości czegoś, co wygląda na wysuszony tytoń.

Starzec podciąga walizkę do pierwszego z nich i ładuje susz prosto z ulicy do środka. Dziewczyna tylko stoi, aż ten skończy. Nic nie mówi.

 

Będziesz tak stać, czy pomożesz mi zaciągnąć to do cadillaca. – Wdowiec podsuwa dziewczynie notes pod nos, czym wyrywa ją z zamyślenia.

– Skąd pomysł, że ci pomogę?

Rozkłada ręce i wzrusza ramionami. Po prostu wie. I ma rację, dziewczyna sama jeszcze nie jest pewna, czy za starcem pcha ją niezdrowa fascynacja tym, co się właśnie stało, czy też to, że szczerze nienawidzi tego drania, ojczyma. Sklep i tak tonie w długach, dom obciążony hipoteką… Tak czy siak, już postanowiła.

– I… Masz cadillaca?!

Kiwa głową, że ma.

– Gdzie?

Zostawiłem na Texaco. – Dopisuje.

– Och, to ze dwie mile stąd. Chodź. – Dziewczyna łapie za rączkę i ciągnie walizkę. – Cholera, jakie to ciężkie. – Zagryza wargi.

Koniec

Komentarze

Betowałem, więc autor zna moją opinię.

Ale nie zna jej reszta świata! Zatem, oto ona.

Opowiadanie doceniam za ciekawe wykonanie. Mytrix nie idzie na łatwiznę i buduje całkiem zaawansowane zdania. Historia jest ciekawa i tajemnicza, ma swój klimat i jest to klimat amerykańskiego miasteczka. Postacie są mroczne (a może bardziej: brudne), a główny bohater jest małą zagadką. Utwór jest również alegoryczny i możemy doszukiwać się w nim różnych odniesień, co buduje zabawę z lekturą. Puenta trzyma poziom dobrego weird.

Mamy tu ciekawy pomysł i dobre wykonanie :– )

Też brałam udział w betowaniu, więc tekst jest mi znany – a autorowi opinia. :D Spieszę jednak napisać, że to kawał dobrego opowiadania. Mamy ciekawą kompozycję i oryginalny styl. Dobrą historię i bohaterów z krwi i kości. A także weirdowy klimat. I choć od pewnego etapu zakończenia można się spodziewać, absolutnie nie popsuło mi to przyjemności z lektury.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Mersejk, dziękuję :)

Z tym nie chodzeniem na łatwiznę, to jest tak, że szlifuję pisanie w czasie teraźniejszym. A w ogóle to uważam, że do utworu trzeba dobrze dobrać narrację – czas i osobę narratora. Pod uwagę trzeba wziąć swoje umiejętności i możliwości danego typu narracji. Napisanie "tego samego" w trzeciej osobie w czasie przeszłym, a w pierwszej osobie w teraźniejszym – będzie stanowić zupełnie różne wyzwania, da nam dostęp do różnych narzędzi i w efekcie otrzymamy inny produkt. Miewałem już tak, że przerabiałem w połowie już napisany tekst na inną narrację ;P

A co do zdań, to co określasz skomplikowanym, dla kogoś innego będzie łatwe czy zwykłe, ja teraz pracuję nad zdaniami złożonymi, bo typowy Mytrix, to chyba rzuca krótkimi zdaniami i enterami na prawo i lewo. A czasem trzeba zwolnić. I tutaj zwolnienie tempa pasowało do klimatu weird. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo nie jest z weird zbyt dobrze zaznajomiony, ale czasem trzeba od humoru, cyb punku i socjal sf odetchnąć.

 

Verus, dziękuję ;)

Cieszę się, że udało się w ciekawy sposób, ze znamoinami własnego stylu i że zakończenie nie popsuło zabawy ;-)

 

Robicie mi dobrą promocję :D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Fabularnie intrygujące i wciągające – jak zaczęłam, nie oderwałam się, póki nie skończyłam. Dostatecznie dziwaczne, żeby wywołać dreszczyk niepokoju. Efektowne.

Znaczy – podobało się.

ninedin.home.blog

Mytriksie, bardzo dobre opowiadanie. Podobnie jak ninedin – jak już zaczęłam czytać, tak nie mogłam się oderwać. Wykorzystanie czasu teraźniejszego w narracji to był dobry pomysł. Czuć klimat amerykańskiego miasteczka charakterystyczny dla Kinga. 

Podobało się ❤

 

Powodzenia w konkursie!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

ninedin, dzięki!

I klik wpadł! Autorowi miło usłyszeć, gdy przedstawiona przez niego historia okazuje się wciągająca. Dziwaczne i niepokój – o kurczę! A nie zaraz… tak miało być :D

 

sy, dzięki!

Klimat amerykańskiego miasteczka odhaczam z to-do-list. Ale żeby zaraz do Kinga? A ja za pisaniem Kinga nie przepadam, wolę klimat Lovecrafta :P

Powodzenie może się przydać, bo konkurencja ostra heart

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

No, konkurs wyjątkowo udany, i piórek wpadło, i nominacji, i opowiadania generalnie dobre… Nie zazdroszczę jurorom :D

ninedin.home.blog

Klimat amerykańskiego miasteczka odhaczam z to-do-list. Ale żeby zaraz do Kinga? A ja za pisaniem Kinga nie przepadam, wolę klimat Lovecrafta :P

Mi się to widzi jako amerykańskie miasteczko z lat ‘70 lub ‘80, a taką kreację bardzo lubię u Kinga, stąd skojarzenie :D

 

Powodzenie może się przydać, bo konkurencja ostra heart

Oj tak, dołożyłeś do tego swoją cegiełkę, mój drogi ^^

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Teraz jak już dodałem swoje to można czytać konkurencję, bo tak, to bym chyba nie dodał, bo za mocna ;-)

 

Ninedin, ja też jurkom nie zazdroszczę.

 

sy, to właśnie miało być fikcyjne miasteczko z tego okresu, druga połowa XX wieku.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Lubię, jak autor daje mi znaki i prowadzi za rękę, aż po ostatnią kropkę. 

MTF, dzięki za pozostawienie śladu.

Taka chyba rola autora, żeby prowadził :)

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

@Mytrix, no właśnie różnie z tym bywa. Tym bardziej doceniam, gdy na końcu okazuje się, że autor od początku wiedział dokąd idziemy. Naprawdę przyjemna lektura do porannej kawy.

Mytrix, bardzo mroczny klimat. Czytając twoje opowiadanie widziałam je w biało– czarnych barwach (mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi:-)) bardzo mi się podobało. Powodzenia i pozdrawiam

Tak, mnie też się kojarzyło z Kingiem. Bardzo dobrze zagrałeś klimatem.

Nie lubię palenia, więc przekaz mi się spodobał. Oszustów też nie, więc tym bardziej.

Tekst krótki, ale udało Ci się fajnie nakreślić bohaterów.

Tak się zastanawiam nad cenami. Półtora dolara za słoik to chyba bardzo dużo. Robiłeś jakiś research?

Jestem na TAK, czyli.

Pastor mówi, że bogu się to nie podoba.

Czemu małą?

Babska logika rządzi!

Klik. Później się rozwinę.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Świetne.

Znakomicie napisane, widziałem bardzo wyraźnie każde słowo i zdanie, czułem zapachy i kurz. Ten beznamiętny ton potęguje tylko przekaz. Bardzo dobre jest “wyczuwanie” ludzi poprzez smakowanie kurzu czy kiełbasy.

Scena po zapaleniu przez trójkę mężczyzn też bardzo dobra. Podobało mi się bardzo, że w tej brudnej historii jednak zwyciężyło w jakimś stopniu dobro. 

 

Już dawno tak nie czekałem na komentarze :)

 

MTF, cieszę się, że się udało kawę uprzyjemnić. Kawa ważna rzecz.

 

Olciatka, klimat i czarno-białość mówisz? I dobrze, cieszy się moje serducho.

 

Finklo, dzięki. Bogu poprawiony – niedopatrzenie związane z researchem – otóż pierwotnie bohaterka mówiła coś w stylu "Tak, kremacja, to teraz popularne.", betujący zwrócili mi uwagę, byn sprawdził, czy było w owym czasie popularne i nie, nie było. Istniało od samek końcówki XIXw, ale kremacja spopularyzowała się później, najpierw chyba w EU później w US. W każdym razie to zdanie wyrzuciłem i dopisałem to o Bogu (zgodnie ze stanowiskiem kościoła w tamtych czasach), a później już tylko raz czytałem całość i przegapiłem.

Ceny słoika typu weck nie researchowałem. Możliwe, że przesadziłem, jak teraz patrzę na ceny artykułów spożywczych na przestrzeni ostatniego stulecia to coś co w 1913 kosztowało 50 centów teraz potrafi kosztować 3 dolary. Poszukam jeszcze.

Skojarzeń z Kingiem pewnie nie uniknę, bo w końcu chodzi o klimat Amerykańskiego miasteczka, le biorę to za komplement ;-)

Ja też nie lubię palenia – owszem paliłem – ale odkąd jestem z moją lubą to juz nie palę. Nie wyobrazam sobie mieć rodzinę i palić, ale to kwestia indywidualna – choć nie powinna taka być. Badania wskazują, że nawet gdy rodzic pali tylko poza domem, to i tak szkodzi dzieciom.

Jest klimat, są nakreśleni bohaterowie – jest i moja satysfakcja z Twojego bycia na tak :-)

 

Świrybie, dzięki za klik. Czekam na raport.

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mnie się wydaje, że nawet teraz półtora dolara za pusty słoik to straszne zdzierstwo.

Zdaje się, że w USA strasznie długo benzyna kosztowała mniej niż 2$ za galon.

Babska logika rządzi!

Edwardzie, Lejesz miód na moje autorskie aparaty słuchowe.

Smakowanie ludzi jest jeszcze w woni alkoholu u chlejusa ;-) Cieszy mnie tak pozytywny odbiór i zgodzę się, że w jakimś sensie dobro zatriumfowało.

 

Finklo, co kraj, to ceny niektórych produktów potrafią zaskoczyć. Tam jest też mowa, że facet kupuje większy słoik (ale niesprecyzowałem jaki), więc będzie droższy. No i system wecka z uszczelką będzie droższy niż zwykły twist. Jednakowoż odejmę dolara od negocjacji i powinno być okej! Dziękuję za sugestię :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Hej, Mytrixie. Wydaje mi się, że pisałeś już opowiadania z amerykańskim klimatem i tutaj też czuć taką nutę, która dobrze komponuje się z wymyśloną fabułą.

Wprowadzasz bohatera nieśpiesznie, z pewną tajemnicą i poczuciem zwolnienia czasu. W całym opowiadaniu to właśnie główny bohater jest najlepiej przedstawiony, mam na myśli wiarygodność, szkic, i charakter. Reszta postaci mniej mi się podobała. W moim odczuciu pokazałeś ich trochę zbyt stereotypowo, przez to walka z nimi nie wzbudza odpowiednio wysokich emocji. Dziewczynie też brakuje charakteru. Możliwe, że to przez zbyt typowe sytuacje, które przed nią stawiasz. Wiem, wiem. Zamieniający się w tytoń ludzie to nie jest typowa sytuacja. I tak, ta scena jest najciekawszym elementem opowiadania. Ładnie to wymyśliłeś. Bardziej szkoda, że dajesz na tacy wyjaśnienie, które jest sztucznie wklejone w opowiadanie. To taki fragment, gdzie Autor chce powiedzieć czytelnikowi o co chodzi, niż wynika on z samej fabuły. Jaki bowiem ma powód starzec, żeby powiedzieć to dziewczynie? Wszak zrobiłeś go małomównym, może niemową, człowiekiem skrytym. A on opowiada wszystko dziewczynie. Dałeś co prawda mały powód ku temu, że była podobna do jego zmarłej żony, ale żona zmarła dziesiątki lat temu, więc czy jego obecna “droga”, domyślam się, że znacznie cięższa niż poprzednie życie, pozwoliłaby na takie zwierzenia? Dodając to tego charakter, moim zdaniem nie. Stąd uwaga o wciśnięciu w opowiadanie wyjaśnienia.

To jest fajny tekst, Mytrixie, ale mógłbyś go trochę bardziej dopieścić. Głównie w warstwie charakterów postaci.

Pozdrawiam.

Po przeczytaniu Twojego opowiadania mam poczucie winy. Bo wiem, że mogło mi się bardziej spodobać, ale niestety, najpierw przeczytałem “Nakręcia” i teraz odczuwam pewien niedosyt. Noż, cholera, jak można odczuwać niedosyt po przeczytaniu takiego opowiadania? Tu wszystko jest na swoim miejscu, warsztat, fabułę, bohater, a przede wszystkim klimat i obraz. 

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Wiktorze, fans gonna fan.

 

fizyku, poczucie winy niepotrzebne, to naturalna kolej rzeczy. Cieszę się, że wszystko znalazło się na swoim miejscu. Ale niedosyt jest też pozytywny, bo oznacza, że czytelnik chce więcej, a nie że już nie chce ;-)

 

Darconie, dzięki za opinię. Szanuję, bo zawsze wydawałeś się nie uzależniać swoich opinii od tego co mówią inni. Ja to wiedzę tak, że te "czarne charaktery" miały właśnie być stereotypowe, bo wśród takih ludzi Starzec szukał swoich "ofiar". Poza tym stereptypowość jest przydatna przy budowaniu klimatu zapuszczonego amerykańskiego miasteczka.

Dlaczego mówił dziewczynie co mówił? Nie ma nigdzie, że stronił od ludzi. Aby zapisać coś w notesie musiał wertować go, by znaleźć wolne miejsce. Pisał też zjechanym już ogryzkiem ołówka. A nie gadał, bo był niemową – prawdopodobnie przez palenie mocnej, małostkowej nikotyny, pozyskiwanej tylko z tytoniu z konkretnego typu ludzi. On jest skryty dla nas, skryty dla swoich ofiar, prawda, musi podjąć z nimi kontakt, by ich poznać, ale kontakt ten nie jest przecież przyjemny.

A dziewczyna? Nic jej w miasteczku nie trzymało, jest nakreślona jej sytuacja rodzinna. Ojczym źle ją traktował, matki zabrakło. Sklep też plajtował. A miasteczko to dziura pełna nieciekawych typów. Takie załamanie, fiasko Amerykańskiego snu. Staruch w swoisty sposób oferuje jej przygodę, coś więcej od życia.

Z kolei narrację trzymałem dosyć ciasno przy głównym bohaterze, bo to jego historia, bardziej z jego perspektywy, dlatego nie odjechałem dalej w stronę dziewczyny i tego co dokładnie nią powoduje. To nie jej historia. Jej historia dopiero się zaczyna wraz z decyzją o opuszczeniu Jamestown.

Rozumiem, że chciałbyś więcej od charakterów drugoplanowych postaci, ale plan był by przedstawić je w taki właśnie sposób. Czarne charaktery na dystans – widziane przez pryzmat negatywnych cech poszukiwanych przez Starca. Dziewczynę – jako zwykłą, zwyczajną dziewczynę (z nakresleniem tła, że ma w życiu przegrane) – bo z kimś takim Staruch mógłby i chciałby utrzymywac relację. I kogoś takiego jego papierosy nie skrzywdzą.

Co do zarzutów, że chciałem od czapy dodać wyjaśnienie dla całej sprawy – tego też tak nie widzę, ani nie czuję w ten sposób. Choć rozumiem, że tak to odebrałeś. Jaki powód ma starzec, by pogadać z dziewczyną? Poza tym co pisałem wyżej, to gdy czegoś nie możemy, wtedy najbsrdziej nam tego brakuje. A jemu brakowało możiwości rozmawiania z innymi ludźmi po tym jak stracił głos. (Próba mówienia w myślach do masarza). Poza tym opowiada o żonie, bo dziewczyna przypomina mu żonę. A skąd później wyjaśnienia tego co się stało? Wyczuł ją, chciał by z nim poszła, wiedział że pójdzie. Potrzebowal mieć z kim pogadać, wygadać się, dzielić los? A może po prostu chciał jąwyrwać z tego miasteczka? Usprawiedliwić sam siebie, za to co robił? A jak najlepiej przekonać kogoś do siebie, jeśli nie szczerością?

Wiem że miałem zapas znaków, ale nie chciałem być na spokojnie pod limitem. I chciałem opowiedzieć historię Starca i myślę, że wywiązałem się z założeń.

Możesz odczuwać inaczej, możemy się nie zgodzić, możliwe że masz rację – ja wyłożłem swój punkt widzenia ;-) Dzięki za trochę konstruktywnej krytyki, bo zaczęli mnie tu klepać po głowie z automatu (No Finkla przynajmniej zwróciła na coś uwagę :-) )

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

To brzmi sensownie, Mytrixie, ale napisałeś opowiadanie akcji, ogólnie rzecz biorąc. A w takich opowiadaniach rzeczy do domysłów powinno być trochę mniej. Mi zabrakło kilku zdań tu i ówdzie, żeby dojść do takich jednoznacznych wniosków.

Pozdrawiam.

Okay, rozumiem ;]

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

To tak, Chomixie

 

Sto lat!

 

Biblioteka bo:

– język → dopieszczony, oszczędny, prezentujesz to co trzeba, kiedy trzeba

– pomysł → przewrotnie ironiczny, z odrobiną czarnego humoru, ale jednak osadzenie w Hameryce i trochę ten palacz niczym samotny kowboj, czyniący sprawiedliwość i oddalający się w kierunku zachodzącego słońca, w dodatku z branką, tfu, towarzyszką… Słowem, bawisz się kliszami w udany sposób, podtrzymując klimat takiego niezwykłego wydarzenia w klasycznym, amerykańskim zadupiu z dala od wszystkiego; a jeszcze do tego dyskretna krytyka nałogu – szanuję.

– konstrukcja → wszystko na miejscu, bohater, antagoniści, piękna kobieta nawet jest ;-) , tempo, zamknięcie wątków;

 

Trochę ta nagła decyzja dziewczyny, mimo w sumie strasznego widowiska, mało mi się zdaje prawdopodobna (i to mimo umotywowania wieloletnim poniżeniem), ale w sumie bo to człowiek wie, co innemu w głowie siedzi?

 

Podobało się, w sensie.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Świrybie, dzięki za raport ;-)

 

Jak pisałem wcześniej do Darcona, nie chciałem skupiać się na dziewczynie, a narrację trzymać blisko starca, prawie będąc w jego butach i prawie pierwszoosobowo. Niemniej będę mieć na przyszłość na uwadze, by moim bohaterom nie zabrakło motywacji do podjętych działań. Wydawało mi się, że wystarczy nakreślić jej sytuację, a resztę można pozostawić w sferze domysłów – może trzeba gdzieś było coś dopisać zamiast tego ;-) Teraz zostawiam już jak jest, bo jeszcze by było zbyt pięknie. Ewentualnie pogrzebię w tym opku po konkursie.

Bardzo mnie cieszy, że wszystkie pozostałe składowe opowiadania się zgadzają i stoją tam gdzie trzeba \m/

 

Mam nadzieję, że w komentarzach pojawi się jeszcze trochę krytyki, warto się jeszcze czegoś nauczyć.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Motywacja dziewczyny była jasna, ale mimo wszystko z takim narwanym palaczem-zabijaczem to trochę straszno, nie?

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Bo ja wiem? Chyba nie gorzej niż z ojczymem-damskim bokserem.

Babska logika rządzi!

Ja wiem, czy narwanym?

Nie prosił się, żeby go bili, ani żeby wszyscy palili. Jednego chciał wybrać, najgorszego, co próbował jej wytłumaczyć.

Nie będę nikomu oczywiście narzucać, co ma myśleć ;-) Com napisał, to napisałem. Jak kto to zinterpretuje, jego wola, a tekst niech broni się sam przeciwko jurorom :-D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Niezwykle obrazowo i interesująco napisane opowiadanie :) Nie nudziło się ani przez chwilę, cały czas byłam ciekawa, jak się to potoczy i do czego zmierza. Klimat wymyślonego przez ciebie miasteczka oddałeś chyba idealnie, rzucając kilka uwag, ale nie zalewając czytelnika opisami. I szczerze to nie wiem, co więcej napisać. Zwykle jakoś umiem lepiej ująć to, co myślę o opowiadaniu, ale tu… po prostu wsiąkłam.

I faktycznie, trochę klimatem przypomina Kinga, ale może dlatego, że on często pisał o takich małych miasteczkach. Fajny też pomysł z podziałam na sekcje.

Kasjopeja, dzięki za wizytę i ślad :-) Wsiąknięcie w tekst biorę za ciężkiego kalibru komplement!

Ach, te małe miasteczka. Czasem przerażają bardziej niż wielkie metropolie ;-) A taki podział na sekcje to raczej popularny zabieg. Mi ułatiwa on życie pisanie. Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ćwiartujesz, przepraszam, dzielisz żywych, przepraszam, życie na sekcje? ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dla przykładu dla WO, życie to dłużący się czas pomiędzy jedną sekcją a drugą. ;-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Hej, Mytrix!

Twoje opowiadanie przeczytałam jednym tchem. Niepokojący klimat zbudowałeś już na wstępie w zapyziałym sklepie. Główny bohater wydał mi się nad wyraz intrygujący, dziwny i zły, ale nie do końca. 

Otoczenie, detale i umiejętnie dobierane słowa oraz przedstawione gesty wzbudzały we mnie niepokój. To może jedno z takich opowiadań, gdzie bohaterowie nie dają się lubić, ale całość odbiera się w pewnym sensie pozytywnie i nie można przestać czytać. Nie wiadomo, komu kibicować, czy w ogóle był ktoś taki? Może ruda. Ale wyszła ciut płasko. Napakowałeś tu sporo emocji.

Sam pomysł pojechany i dziwaczny, ale o to chodzi, ne? ;) Lubię brud i kurz opisane ładnym językiem.

 

Powodzenia w konkursie!

Saro, dzięki. Cieszy mnie pozytywny odzew i to że padają synonimy typu zassało, jednym tchem itd.

Nie ma tu jednoznacznie dobrego bohatera, a dziewczynę tylko nakreśliłem, więc jeśli się chce, to trzeba kibicować Starcowi, który jest szary jak większość z nas. Ani do końca zły, ale dobry na pewno też nie. Albo jeszcze lepiej kibicować krytyce palenia wyrobów tytoniowych ;-)

Sam pomysł pojechany i dziwaczny, ale o to chodzi, ne? ;) Lubię brud i kurz opisane ładnym językiem.

♡♡♡

I o to chodziło!

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dla przykładu dla WO, życie to dłużący się czas pomiędzy jedną sekcją a drugą. ;-)

Rzeczywiście, to bardzo dobry opis stanu faktycznego :-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Odwiedzam, nareszcie :)

 

Ujął mnie całkowicie klimat opowiadania – jest czuć amerykańską małomiasteczkowość. Świetnie mi się płynęło z narracją i z każdym słowem byłam ciekawa, co wydarzy się dalej. Przyznam się, że lubię dłuższe, obyczajowe wstępy – tutaj pięknie zostały pokazane interakcje głównego bohatera z czarnymi charakterami. A rozwiązanie historii? Dla mnie jest po prostu piękne. Idealnie wkomponowane w klimat, nie uderza prosto w twarzy znikąd. Wszystkie znaki w opowiadaniu mówiły, że wydarzy się coś niezwykłego. 

Witam Żonglerkę w moim skromnym miasteczku.

 

Deirdriu, dzięki! Miłe słowa są miłe. Zadowoleni czytelnicy największym komplementem dla pisarza ;-) Właśnie taką niespieszną akcją chciałem zbudować klimat. Bo tutaj dla klimatu, co nagle to po diable :D

 

W ogóle dużo dobrych i fajnych tekstów jest i to takich piórkowych i nominowanych do piórek i takich którym co nieco brakuje, ale i tak mają w sobie coś wartego uwagi, a czasu do czytania tak niewiele, tym bardziej cieszy mnie, że sporej liczbie osób udało się tak szybko zawitać do mojego opowiadania i zostawić komentarze :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Anet, dzięki :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Sympatyczna lektura.

Piszesz obrazowo i nieprzeciętnie, potrafisz wykreować sceny poprzez skupienie na detalu i kilka mocniejszych zdań. Atmosfera małego miasteczka też na plus – choć dla mnie to “amerykańskie” miasteczko istniejące w wyobraźni zbiorowej twórców weirdu – przy każdej lekturze widzę je tak samo i tych samych słów używają twórcy. Podobny klimat co u ciebie odnalazłam niedawno w dyżurnym tekście Michała Pe.

Małostkowości w tekście nie widziałam, wręcz przeciwnie, nietrudno sympatyzować z głównym bohaterem po tym, jak jest traktowany. Scena z psem szczególnie zagrała mi na emocjach – smutno patrzeć na wysiłek, który bohater wkłada w zawiązanie nici przyjaźni, który natychmiast zostaje zniweczony.

Podobały mi się tytuły rozdziałów, choć szkoda, że nie było w tym głębszego sensu i logiki. A może były, tylko ja się nie dopatrzyłam? 

Całości brakuje głębi, dzięki której tekst zapadłby w pamięć. Czytałam niedawno, a już teraz w pamięci mam kilka obrazków. To taka fajna historia na raz – i w sam raz do biblioteki.

 

Technicznie całkiem w porządku, choć miałam parę zastrzeżeń – masz błąd interpunkcyjny zaraz w pierwszym zdaniu, który zresztą powtarza się potem. Przecinka przed albo nie stawiamy.

 

Podsumowując, sympatyczna lektura. Dobrze mi się czytało :)

Powodzenia w konkursie!

www.facebook.com/mika.modrzynska

Dzięki za wizytę i komentarz Kam, później odniosę się szerzej, bo tytuły podrozdziałów mają głębszy sens, a małostkowość wydaje mi się, że znajdziesz głównie w zachowaniu "czarnych bohaterów", czy nie zachowują się w sposób małostkowy? I na tej podstawie bohater wybiera sobie ofiarę ;)

 

Spadam jeść obiad i szykować się do pracy ;-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Okej, Kam, już się rozwijam :)

 

Zacznę od tych tytułów – zwierząt.

 

Sroka, kruk i sęp – symbolizują trzy czarne charaktery, sprzedawcę, masarza i pijaka i odwołują się do ich negatywnych cech przypisywanych symbolicznie tym zwierzętom. To właśnie te ptaki formują się też na końcu.

Sroka przypisana jest sprzedawcy, checha sprzedawcy to chciwość

Kruk przypisany jest masarzowi, cechy masarza to obżarstwo i oszustwo.

Sęp przypisany jest chlejusowi, cecha chlejusa to pazerność.

Wymieniłem te chechy, które padają w tekście z nazwy

 

Dalej kundel – potrafi być dobrym przyjacielem i oddanym towarzyszem.

No i rak już bardziej doslownie jako nazwa choroby na którą umarła żona Starca.

 

A co do małostkowości – to objawia się ona w zachowaniu czarnych bohaterów. Np. sprzedawca oszukuje nieznajomego starca na drobną kwotę, specjalnie po to sam idzie po słoik i zrywa z niego cenówkę. Moim zdaniem to małostkowe. Czy masarz który oszukał na wadze kiełbasy żeby się napchać. Lub chlejus robiący awanturę o błahostkę i wszczynając bójkę.

 

Z tym klimatem Amerykańskiego miasteczka – ja próbowałem po raz pierwszy, w literaturze to spotkałem się z tym w Lofcraftowym Zewie Cthulhu. I jeszcze w Dallas 63 której z nudów nie dokończyłem. Z kolei Kinga próbowałem czytać i nigdy dalej niż dwa rozdziały nie dotarłem. Bardziej w głowie miałem to, co się widziało w filmach, moje własne wyobrażenie i to co wygooglowałem na potrzeby opowiadania :)

 

Nie narzucam Ci swojej immersji opowiadania czy interpretacji, oczywiście, i jestem wdzięczny za komentarz jasno stawiający sprawę co i jak odebrałaś :) – przerwa mi się kończy muszę uciekać :P

 

edit: Przecinek sprzed albo wywaliłem, ale gdzie jest błąd na początku nie wiem.

A jakie jeszcze zastrzeżenia? Pisz, o ile pamiętasz ;P

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Źle się wyraziłam. Rozumiałam, czemu poszczególne podrozdziały nazywały się tak, jak się nazywały, ale nie spajają się one w całość – masz zwierzątka-źli ludzie, potem rak-choroba, kundel, palenie szkodzi tobie, wszystko z innej parafii. Lubię jednorodność w takich oryginalnych pomysłach, bo nie sztuką jest dobrze zatytułować fragment na pół strony – sztuką jest wybrać spójną konwencję i zachować ją aż do końca tekstu.

Nie jest naturalnie błędem, że u ciebie każdy tytuł jest sam sobie, ale na portalu, na którym opowiadania są maksymalnie dopieszczone i dokręcone, jako lożanka spodziewałam się “tej głębszej myśli” w nominowanym do piórka opowiadaniu.

 

Małostkowość wśród bohaterów jest jak najbardziej, ale zwróć uwagę, że w haśle masz “małostkową nikotynę”, więc nie dziwnego, że czytelnik będzie jej poszukiwać w obrębie paczki fajek czy jej właściciela. To są dwie różne rzeczy.

 

Co nie zmienia faktu, że czytało mi się fajnie :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Hm… Okej rozumiem :P Ale nikt mnie do piórka nie nominował. (Chyba, że Finkla, ale oficjalnie tego nie widziałem).

 

A małostkowość jest w nikotynie → Starzec pali tytoń tylko z małostkowych ludzi, zawierający małostkową nikotynę ← takie ma uzależnienie, może za słabo zaznaczyłem to w tekście, ale jest tu:

 

– I zabijasz tak kogo popadnie?

Nie. To nie działa na porządnych ludzi. Tylko szumowiny.

– Ale… dlaczego to robisz?

Silne Niezbędne do życia uzależnienie od tego rodzaju "nikotyny".

 

Dzięki za wyjaśnienia i polecam się na przyszłość :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ups. Niespodzianka!

Gratulacje :>

 

<wycofuje się rakiem>

www.facebook.com/mika.modrzynska

Jak nie widziałeś? Przecież napisałam “TAK, czyli”. To powinno być jednoznaczne dla takiego starego wygi.

Nie czytasz uważnie moich komentarzy?

Babska logika rządzi!

Czytam uważnie wszystkie komemtarze po dwa razy, w wątku w Hyde Parku nie ma jeszcze oficjalnej wiadomości gdzie nominacja byłaby ujęta, źle się wyraziłem ;P

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Irka się pewnie opuszcza w aktualizacji stanu spraw ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Bardzo fajne opowiadanie, Mytrixie :) Co prawda podczas lektury zastanawiałam się momentami, czy aż tak szczegółowe opisy są potrzebne – jak konkretna nazwa zapalniczki, i coś tam ze dwa razy podobnego jeszcze było, ale ogólnie to pryszcz na tle całości. Z początku lekko niezrozumiała dla mnie akcja powoli wychodzi na prostą, finał satysfakcjonujący, pomysł ciekawy, słowem: gratuluje udanego tekstu :)

P.S. Skoro już nominacja lożowska poszła, to zbierać poszczególnych głosów nie musisz, ale i tak dołożę cegiełkę od siebie :)

 

Powodzenia w konkursie!

Interesujacy pomysł, niezłe wykonanie (choć tu mam trochę uwag poniżej). Końcówka z dziewczyną troszkę na siłę, w ogóle jej postać wydaje mi się tu za mało zarysowana, za mało ciekawa – zlepiona właściwie z najbardziej oczywistych elementów.

Najlepsze jest to budowanie nastroju, dziwaczność starca, no i powolny twist, że się tak wyrażę.

Aha, skoro on zażywa tabakę, to czy poza tym pali ten ludzki tytoń (to do komentarza powyżej)? Nie do końca to akurat zrozumiałam.

 

Jamestown musi wystarczyć.

Wchodzi do sklepu.

Rozgląda się, ale po kundlu nie została nawet jedna pchła. Jest wściekły.

Lubię podmioty domyślne (kiedyś ich nawet nadużywałam), ale tu akurat to nie działa – masz pomieszanie podmiotów, co zwłaszcza w kontekście wściekłości i psa wypada tak sobie

 

Pastor mówi, że Bogu się to nie podoba.

To nie jest niemożliwe, ale raczej mało prawdopodobne, bo co ogromna większość kościołów protestanckich nie ma problemu z kremacją. Chyba tylko najbardziej radykalni zielonoświątkowcy mają jakieś zastrzeżenia. A ich wyznawczyni raczej nie powie “Jezusie Nazareński” ot tak ;)

 

Pijak wypluwa peta na ziemię.

Nie palę i zasadniczo nienawidzę palenia, więc nie jestem obeznana z terminologią, ale wydaje mi się, że “pet” to wypalony papieros – a tu jest wyraźnie sugestia, że nie zajmuje się ogniem?

 

Sklepikarz i masarz na widok broni oficjalnie dołączają do komitywy przeciwko starcowi-przybyszowi.

“oficjalnie” mi tu zgrzyta

 

kwituje Sklepikarz

Czemu nagle i wyjątkowo wielka litera?

 

po kilku chwilach wszyscy panowie smakują w mocnym tytoniu

Smakować w czymś to synonim lubić. Tu raczej: rozkoszują się… tytoniem

 

pobitego nieznajomego, zalegającego na ulicy

Zalegający też zgrzyta w tym kontekście, chyba przekombinowałeś, bo nawet 2 z poniższej listy nie pasuje ;)

zalec, zalegnąćzalegać

1.  «o dużej ilości czegoś lub o wielu osobach: wypełnić sobą jakąś przestrzeń lub jakieś miejsce»

2. «niepotrzebnie zajmować miejsce»

3. zalegać «spóźniać się z wypełnieniem jakiegoś obowiązku»

4. zalegać «o pracy, płatnościach itp.: nie być wykonanym we właściwym czasie»

5. zalegać «o złożach mineralnych, pokładach czegoś: występować na jakimś obszarze»

 

dziewczyna sama jeszcze nie jest pewna, czy za starcem pcha ją niezdrowa fascynacja tym, co się właśnie stało, czy też to, że szczerze nienawidziła tego drania, ojczyma. Sklep i tak tonął w długach, dom obciążony hipoteką…

 

Następstwo czasów: nienawidzi, tonie w długach.

No i fascynacja nie może pchać za kimś ;)

 

http://altronapoleone.home.blog

Arya, dzięki :) Szczegółowe opisy mają na celu spowolnienie akcji, skupienie na detalu i budowanie klimatu. Wciskanie marek produktów to też taka amerykańska maniera, poza tym określenia te padają głównie dlatego, że to produkty/marki amerykańskie, dostępne w USA w okresie, w którym dzieje się akcja opowiadania. Znienawidziłabyś książkę American Psycho i kulturę Yuppies. :D

Cieszy mnie, że lektura okazała się satysfakcjonująca :)

 

Drakaino, dzięki za wizytę i uwagi! Cieszę się, że całościowo jednak na plus :D Z kilkoma uwagami się nie zgodzę, resztę przyjmę :D

Lubię podmioty domyślne (kiedyś ich nawet nadużywałam), ale tu akurat to nie działa – masz pomieszanie podmiotów, co zwłaszcza w kontekście wściekłości i psa wypada tak sobie

W tym opowiadaniu gubienie podmiotów było celową częścią stylu. Starałem się tak to wyważyć, by było zauważalne, że robię to celowo i dodawało do klimatu, ale jednocześnie, by czytelnik się nie pogubił. Nie każdemu ten zabieg przypadnie do gustu, każdy inaczej go odbierze, a i w niektórych momentach mogłem zwyczajnie przegiąć :P

 

Pastor mówi, że Bogu się to nie podoba.

To nie jest niemożliwe, ale raczej mało prawdopodobne,

A widzisz, błąd w riserczu chyba, bo riserczowałem, ale poplątałem dane katolickie z protestanckimi. Katolicy znacznie później zaakceptowali kremację, chociaż protestanci też nie byli co do tego zawsze zgodni. Przemianuję pastora na księdza :P

 

kwituje Sklepikarz

Czemu nagle i wyjątkowo wielka litera?

 

→ My bad.

 

A resztę w sumie też biorę na klatę i coś pomyślę, poprawię.

 

Aha, skoro on zażywa tabakę, to czy poza tym pali ten ludzki tytoń (to do komentarza powyżej)? Nie do końca to akurat zrozumiałam.

Tak, on pali ten ludzki tytoń, jest od niego uzależniony, uzależniony od małostkowej nikotyny :) Tabaka to była w sumie tylko taka ozdoba, wciągnął żeby się otrzeźwić na swój sposób.

 

A no i dziewczyna jest dosyć płasko przedstawiona bo przykleiłem narrację do Starca i nie miałem dla niej miejsca, już gdzieś to wcześniej tłumaczyłem w odpowiedzi na podobne zarzuty. Choć może i trzeba było bardziej ją jako bohaterkę rozpisać :)

 

edit:

Z tym zelaganiem, numer 2 by pasował, miejscowi gardzą Starcem, więc ten leżąc na ulicy niepotrzebnie zajmuje miejsce w ich mieścinie :D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

To jest tekst, który bardzo dobrze się czyta i który na swój surowy sposób nieźle uderza. A jednak jakby czegoś w nim brakowało, coś było wyrwane. Czy to kwestia liczby znaków? Na pewno nie. Czy uproszczonych opisów? O, to zdecydowanie nie, te obecne, skrótowe, szarpane, właśnie w swojej surowości mają sporą siłę.

Trochę mi zgrzyta to, że tekst w niektórych miejscach sprawia wrażenie westernu (i to bardzo mocno), a w innych okazuje się, ze to XX wiek (chyba, bo może i XXI?). Do tego stopnia, ze nawet pamiętając już o tym, ze to właśnie XX wiek i tak po chwili znów wpadam w skojarzenia westernowe. Nie wiem czy to celowe. Całkiem możliwe, bo to nawet dodaje tą dwoistością dodatkowego posmaku, ale coś jednak zatrzeszczało na tej “dwoistości światów”.

Swoją drogą czy te “duchy z tytoniu” to jakieś luźne skojarzenie z indiańskimi rytuałami? Pewnie nie, ale i tak coś takiego daje dodatkowego smaczku.

Na taka mi nie wystarcza, ale mimo to opowiadanie bardzo dobre, z bardzo dobrym klimatem i nieźle trafiające w klimat “opowieści w małomiasteczkowych Stanach”. Brak jeszcze tylko country na końcu – i rzecz jasna zachodzącego słońca ;-)

 

Dzięki, wilku-zimowy, dzięki za pochwały. Nie będę ściemniał o westernie i o indiańskich obrzędach tutaj nie myślałem. Chodziło o klimat amerykańskiego miasteczka i o weird. Zwierzęta mają raczej symbolizować złe ludzkie cechy, które się im przypisuje. (No chyba że kundel, to te dobre).

Wiek mamy tutaj zdecydowanie XX, najbardziej pasuje druga połowa XX wieku.

Do country się nie posunę :D A zachodzące słońce można sobie wyobrazić :-)

Ja się tutaj w sumie piórka nie spodziewam, cieszy mnie już dosyć liczna grupa nominujących :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Piórkowo niestety będę na NIE, ale do tak-a niewiele brakło.

TAK-owy byłby w tym tekście przede wszystkim pomysł: błyskotliwy, dostatecznie absurdalny, żeby intrygować, a jednocześnie konsekwentnie realizowany. Czarna makabra, dosłownie. 

O decyzji NIE przeważają postacie, a raczej – sposób ich wkomponowania w fabułę. Poza starcem wszystkie są blade i trochę – zwłaszcza dziewczyna – w tej historii zawieszone. Rozumiem, że źli mieli być konwencjonalni, że taki był zamiar; w przypadku bohaterki wolałabym dostać postać nieco bardziej dookreśloną, wolałabym wiedzieć trochę więcej o jej motywacjach i tym, skąd ta nagła decyzja.

To jest naprawdę niezły tekst i jestem przekonana, że jak tak dalej pójdzie, to jeszcze przez końcem mojej lożowej kadencji klepnę piórko dla ciebie :)  

ninedin.home.blog

Piórkowo niestety będę na NIE, ale do tak-a niewiele brakło.

TAK-owy byłby w tym tekście przede wszystkim pomysł: błyskotliwy, dostatecznie absurdalny, żeby intrygować, a jednocześnie konsekwentnie realizowany. Czarna makabra, dosłownie. 

O decyzji NIE przeważają postacie, a raczej – sposób ich wkomponowania w fabułę. Poza starcem wszystkie są blade i trochę – zwłaszcza dziewczyna – w tej historii zawieszone. Rozumiem, że źli mieli być konwencjonalni, że taki był zamiar; w przypadku bohaterki wolałabym dostać postać nieco bardziej dookreśloną, wolałabym wiedzieć trochę więcej o jej motywacjach i tym, skąd ta nagła decyzja.

To jest naprawdę niezły tekst i jestem przekonana, że jak tak dalej pójdzie, to jeszcze przez końcem mojej lożowej kadencji klepnę piórko dla ciebie :)  

ninedin.home.blog

Komentarz nominacyjny :-) Z wiadomych okoliczności przybywam, aby napisać kolejny komentarz, który być może lepiej usprawiedliwi moją nominację do piórka. Pragnę wspomnieć tylko, że jestem prostym człowiekiem, nie literatem i nie intelektualistą. Zatem, moja opinia może być niewybitna. Poza tym postaram się odnosić do mojego wcześniejszego komentarza.

 

Opowiadanie doceniam za ciekawe wykonanie. Możemy zwrócić uwagę na podział rozdziałów, który został jakby wpisany w wewnętrzną alegorię, bo tytułowe zwierzęta z rozdziałów odnoszą się do bohaterów opowiadania. Mytrix nie poszedł na łatwiznę i buduje całkiem zaawansowane zdania. Mam tu na myśli złożone wypowiedzi, które malowniczo opisują okoliczności miejsca, np. poniższe zdanie:

 

Na ulicę Główną w Jamestown składają się dwie mile dziurawego asfaltu, lichy chodnik, oraz kilka sklepów i punktów usługowych, upchanych pomiędzy starymi kamienicami” 

 

Historia jest ciekawa i tajemnicza, ma swój klimat i jest to klimat amerykańskiego miasteczka. Autor zbudował przekonujące sceny, w których bohater opowieści przemierza okoliczne sklepy, ma w nich swoje sprawunki. Każde z tych miejsc na pierwszy rzut oka wydaje się zwykłe i zapewne to są zwykłe miejsca, ale czy to narracja czy bohaterowie czuć mrok oplatający wszystko dookoła. To jest oczywiście mój subiektywny odbiór.

Poza tym postaci są mroczne (a może bardziej: brudne), a sam główny bohater jest małą zagadką. Co potęguje zastosowana narracja. Narrator snuje historię jakby przez głowę głównego bohatera, ale o samej postaci na pierwszym planie mówi tajemniczo. W efekcie nie wiemy, kim jest bohater, ale poznajemy trochę jego myśli („Jamestown musi wystarczyć”). Poza tym autor postarał się rozpisać skomplikowaną wypowiedź jednego ze sklepikarzy, oto przykład:

 

„– Czy moja? He, he. Pewnie, że moja. Znaczy się, swojska – poprawia się masarz. – Nawet, he, he, tutejsza. Ubojnia jest tam, o – wskazuje tłustym paluchem gdzieś pomiędzy drzwiami wejściowymi, a sąsiadującą z nimi ścianą – za polem kukurydzy

 

Utwór jest również alegoryczny i możemy doszukiwać się w nim różnych odniesień, co buduje zabawę z lekturą. Autor wprowadził dobrze znane nośniki metaforyczne, czyli zwierzęta. Za zwierzętami są oczywiście ukryte ludzkie przywary i podłości, które możemy odnosić do poszczególnych bohaterów. Ja osobiście próbowałem doszukiwać się jeszcze odniesień do głównego bohatera, jakby to on znalazł się w kręgu tych zwierząt, ale to już daleko posunięte rozważania. Puenta trzyma poziom dobrego weird. Pomysł z paleniem prochów jest świetny. Wprowadza pewną konsternację i element grozy. Jest przede wszystkim ciekawym konceptem.

 

Bardzo fajne opowiadanie :-)

Dzięki, ninedin, za piórkowo-uzasadniający komentarz. Z tego co jest na tak cieszę się, a z tym co jest na nie popracuję przy następnych tekstach :) Jedno piórko już mam, więc nie mam szału na to żeby je dostać, tylko próbuję dopieścić każdy kolejny tekst, jak się uda to się uda :D

Może rzeczywiście głównie zawiodła zbyt płaska postać dziewczyny (pierwotnie miałem jej nie dodawać wcale). Co do jej motywacji wydawało mi się, że podałem dosyć informacji, ale może trzeba było dać jej w tekście więcej miejsca. Trzymałem narrację przy starcu, mogłem na chwilę odpuścić, zrobić skok w bok.

 

Dzięki, Mersejku, za nominacyjny komentarz, ponowną wizytę i rozbudowany komentarz. Fajnie się taki komentarz czyta. Później postaram się jeszcze odnieść bardziej szczegółowo, bo chwilowo nie mam opcji by się skupić.

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mytriksie, dołączam do czytelników zadowolonych z bardzo udanego przedstawienia miasteczka wypełnionego stosownym, podejrzanie spokojnym i beznadziejnym klimatem, i umieszczenia w nim kilku postaci, których losy splotły się, co prawda na krótko, ale za to ostatecznie. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie agresja tubylców wobec starca, skutkiem której dorwali się do jego papierosów, no i to, co wydarzyło się później. Podobał mi się symboliczny udział ptaków i psa w tej historii, a także to, że dopóki nie stało się ostateczne, nie można się było domyślić, jaki będzie los uczestników opowieści.

Myślę, Mytriksie, że małostkowa nikotyna naprawdę dobrze zaprezentowała się w opowiadaniu i należycie spełniła przeznaczone jej zadanie.

 

Brud­na, po­skle­ja­na sierść bla­ku­je na psia­ku… ―> Co to znaczy, że sierść blakuje?

 

dziew­czy­na o fa­lo­wa­nych, ru­dych wło­sach. ―> …dziew­czy­na o fa­lujących ru­dych wło­sach.

 

To zda­nie spra­wia, iż stres dziew­czy­ny wy­wo­ła­ny na­głym, dziw­nym spo­tka­niem… ―> To zda­nie spra­wia, iż stres dziew­czy­ny wy­wo­ła­ny na­głym, dziw­nym spo­tka­niem

Stresu nie ma u kogoś, stres może mieć ktoś.

 

prze­ry­wa im dźwięk ko­ściel­ne­go dzwo­na. ―> …prze­ry­wa im dźwięk ko­ściel­ne­go dzwo­nu.

 

W roli wi­dzów spek­ta­klu do­łą­cza­ją skle­pi­karz i gruby ma­sarz. ―> Jak to dołączają, skoro cały czas na to patrzą?

 

Sklepikarz i masarz na widok broni oficjalnie dołączają do komitywy przeciwko starcowi-przybyszowi.  ―> Miejscowi mogli być ze sobą w dobrej komitywie, ale nie mogli do niej dołączyć, a już na pewno nie przeciw komuś.

Proponuję: Sklepikarz i masarz na widok broni podchodzą i oficjalnie stają przeciwko starcowi-przybyszowi.

 

Gruby ma­sarz stoi zgię­ty w pół i pró­bu­je… ―> Gruby ma­sarz stoi zgię­ty wpół i pró­bu­je

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

OK, najpierw parę zastrzeżeń. Takie tam lekkie zgrzytnięcia.

 

półkolisty ruch wstecz

Nie bardzo rozumiem w jaki sposób taki ruch miałby odróżnić wek od słoika typu twist-off…

 

Pokazuje w sekwencji najpierw jeden, a później wykonuje jeszcze gest odcięcia połowy palca.

 

Jakoś mi to nie brzmi z tą sekwencją

 

uchwyt do ciągania

 

Nie wiem czy to jest poprawna konstrukcja.

 

Wkłada do niej zakupiony słoik. Ściąga kapelusz

 

Walizka wkłada słoik i ściąga kapelusz? Coś nie teges z podmiotami.

 

nabytej kiełbasy

 

Jak dla mnie zbędny przymiotnik.

 

blakuje

 

Tu też bym się czepnął, podobnie, jak Reg. Pierwszy raz zetknąłem się z tym słowem, musiałem googlować, okazało się anachronizmem, ewentualnie gwarą. Jaki sens jego użycia? 

 

spaldingowska piłka

 

Czemu służy to dookreślenie piłki? Dla kogoś, kto, tak jak ja, nie interesuje się koszykówką, to tylko zaburzenie rytmu zdania i przerwa na googlowanie.

 

poza jego zainteresowaniem. Poza tym

 

sporo pozowania

 

rusza dwa kroki w jej kierunku.

Nie wydaje mi się to prawidłową konstrukcją.

 

ołówka 3B

Czy gdyby był 2H coś by to zmieniło? Sam ołówek byłby zdecydowanie lepszy.

 

 empatii do wdowca

chyba zbyt duży skrót myślowy

 

– O Jezusie Nazareński, miałam przecież… spóźnię się, ojczym będzie zły! Odkąd matka odeszła, ech…

 

Hmm, brzmi sztucznie, wystarczyłoby coś w stylu “muszę lecieć”, może nieco rozbudowanego.

 

pokazując na mopa

 

chyba bez “na”

 

 i panów zajmuje ożywiona dyskusja

 

Nie brzmi to za dobrze.

 

zaczepia rzeczonego palącego starca

Tak bym to widział.

 

Skrócenie dystansu potęguje natężenie woni trawionego alkoholu i pazerności.

Jakoś to niefajnie napisane.

 

Zaprzecza ruchem głowy i potrząsa papierośnicą

 

Pijak zaprzecza i potrząsa? Znów coś nie zagrało z podmiotem.

 

 

“W roli widzów spektaklu dołączają sklepikarz i gruby masarz.”

Przecież cały czas to obserwowali. Zgadzam się z Reg. To by wynikało z tego zdania:

“Gdy zza rogu wyłania się miejscowy pijak i zaczepia rzeczonego palącego starca, mężczyźni przerywają rozmowę, a sklepikarz odprawia pasierbicę.”

 

Podobnie jak Reg, zgrzytnęło mi też całe zdanie z “komitywą”.

 

zalegającego na ulicy

 

A tu się zgadzam z Drakainą.

 

zdawać by się mogło, że wbrew logice

Niepotrzebne, zbyt dopowiedziane.

 

Niezbędne do życia uzależnienie od tego rodzaju "nikotyny".

 

Znów zbyt wprost i łopatologicznie, w sumie niepotrzebnie i zgodzę się z Darconem, że ta wylewność nie pasuje mi do charakteru postaci, choć Twoje wyjaśnienia częściowo mnie przekonują ;) .

 

Podobnie jak w przypadku odczuć Kam, nie podeszła mi też niespójność śródtytułów.

 

Generalnie opowiadanie jest w porządku. Podoba mi się oszczędność środków wyrazu. Poza kwestiami, o których pisałem, nie przesadzasz z liczbą słów. Na plus również klimat, taki amerykański, a równocześnie swojski, ale też lekko niepokojący (naprawdę delikatnie jak dla mnie). Nie wciągnęło mnie jakoś szczególnie, ale czytało się przyjemnie. Jak to było? Wyluzowywacz do obiadu? No – coś w tym rodzaju ;)

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Jest tu fajny klimacik, jest porządne wykonanie. A przede wszystkim rewelacyjny pomysł. Mam tylko problem z głównym bohaterem. Dziadek ma potencjał na morderczego włóczęgę, jeździ od miasta do miasta i zabija ludzi. Zmienia ich w tytoń, który następnie wypala. Czym to się, przepraszam, różni od zjedzenia nerki ofiary. To też tylko drobne uzależnienie.

Widzę psychopatę, a Ty mnie przekonujesz, że poczciwy z niego gość. Najpierw dzieli się jedzeniem z pieskiem i jeszcze go broni, następnie informujesz czytelnika, że żona zmarła mu na raka, dostaje wp… i jeszcze na koniec dowiaduję się, że dobrym ludziom krzywdy nie robi, bo to działa tylko na szumowiny. No, i jego samotność, najpierw chce się zaprzyjaźnić z psem, potem z dziewczyną.

Na dodatek te usilne starania sprawiają, że nieco się rozjeżdża konstrukcja opka, bo poszczególne elementy trochę do siebie nie pasują. Dziewczyna nie pełni tutaj żadnej roli, poza tym, że dzięki niej dowiadujemy się, że dziadziuś nie jest złym człowiekiem. Pies pojawia się właściwie też tylko po to.

Prawdę powiedziawszy wolałabym tu klasyczny horrorek z morderczym włóczęgą, który zabija każdego, kto na niego krzywo spojrzy. Też pasowałoby do hasła, a na dodatek dziadka mogłabym potraktować jako metaforę nałogu.

Nie przekonałeś mnie.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Kompozycja i atmosfera wciągnęły mnie do ostatniej linijki smiley Bardzo lubię groteskę w lekko makabrycznym i zaskakująco podanym wydaniu. I zawsze wiedziałam, że pójście do mięsnego może mieć poważne konsekwencje, to nie takie hop siup jak warzywniak laugh Kupiłeś mnie zdecydowanie tym smakowitym kąskiem!

 

Wybaczcie tymczasową nieobecność, bardzo cieszą mnie nowe komentarze, na dniach wrócę z odpowiedziami :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Jestem na NIE, Mytrixie.

A przez mniej więcej połowę tekstu byłem na TAK.

Zaczynasz bardzo intrygująco, umiejętnie budujesz napięcie, naprawdę ciekawie kreślisz niepokojącego bohatera. Zręcznie, kilkoma pociągnięciami pióra malujesz mi przed oczami obraz małego amerykańskiego miasteczka, dorzucasz dziwne zachowanie głównej postaci (niemowa, próbuje gadać w myślach do ludzi z otoczenia, liże kurz, jara szlugi-wygibasy itd.).

Udziela mi się nastrój i narasta zainteresowanie wydarzeniami oraz pojawia wyczekiwanie na rozwiązanie tajemnicy bohatera. Wciągam się w opowieść przymykając oko, na od pewnego momentu zbyt drobiazgowe i czasami zbyt efekciarskie opisywanie poszczególnych czynności…

A potem Mytrix mi wszystko rozwala, wywala kawę na ławę, gubi z precyzją i wysiłkiem zbudowany klimat, sprzedaje poczciwą historyjkę na fundamentach solidnego weird, serwuje niemal happy end na zgliszczach czarnej groteski z elemetami grozy, miesza niezrozumiałą symbolikę, wciska nieco naciąganą opowieść i równie naciągane i wydumane wyjaśnienie tajemnicy (dosyć słabe po prostu). Dorzuca całkiem nieracjonalne zachowanie dziewczny. Spłaszcza wymowę i wydźwięk fabuły, a przy tym wyraźnie siada językowo pod koniec tekstu. A dobija tym fragmentem:

 

Starzec pisze, dziewczyna zagląda mu przez ramię.

Miałem wybrać tylko jednego, ale oni

Na chwilę przerywa i stuka ogryzkiem w kartkę.

.

.

.

sami sobie zgotowali taki los.

– Od kiedy to się dzieje?

Odkąd skremowałem żonę i wypaliłem jej prochy. Poczęstowałem raz złego człowieka.

– I zabijasz tak kogo popadnie?

Nie. To nie działa na porządnych ludzi. Tylko szumowiny.

– Ale… dlaczego to robisz?

Silne Niezbędne do życia uzależnienie od tego rodzaju "nikotyny".

 

Naprawdę do połowy tekstu byłem właściwie na TAK. Potem okazało się, że lizanie kurzu nie miało sensu i znaczenia, słoik, któremu poświęciliśmy tyle miejsca i czasu był zupełnie niepotrzebny, wyjaśnienia Autora odnośnie znaczenia symbolicznych zwierząt są urwane z choinki (kruk to obżarstwo? Sęp to pazerność? Już prędzej sęp pasowałby do masarza) itd.

Jestem na Ciebie zły Mytrixie, bo moim zdaniem zmarnowałeś potencjał tej historii, jej klimatu, jej tajemnicy, potencjał bohatera i Jamestown.

Kilka przykładowych zgrzytnięć warsztatowych:

Popielniczka zostawia czarny ślad brudu i na tym brudzie mężczyzna stawia przyniesiony słoik.

 

– nieumyślne powtórzenie.

Przed sklepem stoi walizka. Ma dokręcone dziewięciocalowe kółka od wózka dziecięcego i dorobiony uchwyt do ciągania.

 

– nie wiem kto ci doradził i przyklepał to "do ciągania". Po co to. Nie wystarczyłby sam uchwyt?

Przed sklepem stoi walizka. Ma dokręcone dziewięciocalowe kółka od wózka dziecięcego i dorobiony uchwyt do ciągania.

Wkłada do niej zakupiony słoik.

 

– jak pisała Drakaina jest w tekście sporo momentów, w których podmioty skaczą i fruwają albo się gubią. Często tym wytrącasz czytelnika przez swoje dążenie do lapidarności zdań.

posklejana sierść blakuje na psiaku,

– co znaczy "blakuje"?

Docierają do masarza, który także przekręcił już klucz w zamku i panów zajmuje ożywiona dyskusja.

– docierają, masarza, panów. Ci "panowie" to nie wiem skąd tutaj i po co.

Gdy zza rogu wyłania się miejscowy pijak i zaczepia rzeczonego palącego starca, mężczyźni przerywają rozmowę, a sklepikarz odprawia pasierbicę.

– skąd to "rzeczonego" i w odniesieniu do czego?

Dziewczyna tylko stoi, aż ten skończy.

– chyba czeka? Można “tylko stać” aż ktoś skończy?

Po przeczytaniu spalić monitor.

Ciekawe, bardzo frapujące i nieoczywiste opowiadanie naszpikowane symboliką. Temat konkursowy realizujesz w sposób ambitny, obudowując go pozornie stagnacyjnym światem (przypominającym niektóre opowiadania i starsze powieści S. Kinga, szczególnie te z akcją w Derry) stanowiącym tło dla niejednoznacznej opowieści. Moim zdaniem bardzo na plus jest tutaj dobór czasu teraźniejszego, który podbił wrażenie „tu i teraz” tekstu, który w zasadzie przedstawiał krótki wycinek czasu.

Przy minimalizmie narracyjnym udało Ci się zarazem dość obrazowo odmalować świat przedstawiony. Językowo jest bardzo dobrze (widziałam parę źle postawionych lub brakujących przecinków). Wprawdzie domyślałam się od momentu, kiedy zostało wspomniane o zmarłej żonie, że może chodzić o kremację i kręcenie skrętów z jej prochów, ale sama koncepcja wydaje mi się należycie upiorna. Nie mam jednak pewności, czy zachowanie dziadka – jak sam stwierdził, „nikotyczne” uzależnienie od karania złych ludzi – jest małostkowe. Dla mnie zakrawa raczej na modus operandi seryjnego zabójcy z zaburzeniami psychicznymi na tle syndromu Mesjasza, który wymierza sprawiedliwą karę. W settingu amerykańskiego, lekko archaicznego zadupia, wydaje mi się to opcją podwójnie ciekawą.

Komentarz po-piórkowy i po-wynikowy. Uważałam w głosowaniu, że temu tekstowi brakuje nieco do piórka (niedużo, wahałam się, przeważyła puszczona, imho, kreacja dziewczyny).

Niemniej jest to również jak dla mnie jeden z liderów Salonu Odrzuconych w konkursie. Tekst, który prawdopodobnie byłby w mojej dwunastce, a w piętnastce na pewno.

http://altronapoleone.home.blog

Jak zwykle mam opóźnienia z piorkowymi komentarzami, ale moje wyjaśnienie, dlaczego głosowałem NIE, nie będzie ani oryginalne, ani jakoś specjalnie interesujące. Bo wszystko już usłyszałaś, głównie od Marasa. 

Czyli – zaczyna się znakomicie, przy pomocy świetnych opisów (oszczędnie w słowach, ale mimo to niezwykle obrazowo) budujesz zapadającą w pamięć postać starego włóczęgi, odpalasz w umyśle czytelnika przekonującą wizję małego, biednego, amerykańskiego miasteczka (choć ze zgrzytami – brama {z której wypadła piłka i wybiegł dzieciak} raczej kojarzy mi się z mało amerykańską kamienicą lub blokiem, a jałowcowa kiełbasa… No sam rozumiesz ;-)) dorzucając do tego gęsty, mroczno-westernowy klimat. 

A potem wkracza fabuła i wyjaśnienie całej sytuacji, jakieś takie proste, pospieszne i… mało satysfakcjonujące. Po pierwsze tym, o czym pisał Maras – nie wykorzystałeś początkowego, fajnego zabiegu z fokusem na szczegóły. Po co słoik, dokładnie taki a nie inny? Po co smakowanie kurzu? Precyzowanie i nazywanie detali (zapalniczka, ołówek…) tworzy pewien nastrój, ale najlepiej działa, gdy te wszystkie, wymienione "z imienia", a co za tym idzie, ważne w głowie czytelnika, rzeczy są później istotne dla tekstu. 

W ogóle mam wrażenie, iż ów niesamowicie nastrojowy i sprawnie napisany początek powinien być wstępem do czegoś większego, bardziej złożonego, dłuższego. Dlatego rozwinięcie pozostawia niedosyt, bo wydaje się jakby stworzone w większym pośpiechu, zbyt krótkie, zbyt proste, jakby gonił Cię limit objętościowy lub czasowy. 

I po co tam ta dziewczyna? Tylko po to, by było amerykańsko, tak w stylu B-klasowych filmów? 

I po co ptasia symbolika? Fakt, w miarę czytelna, ale myślę, że niczego nie wnosząca. Czyżby była tylko po to, by było bardziej weird? 

I dlaczego papierosy działają tylko na złych? Uważam, że byłoby dużo lepiej (i dla fabuły i dla postaci bezimiennego dziadka – ależ bym widział Clinta Eastwooda w ekranizacji! -) gdyby stary robił co mógł, żeby "trafiało" tylko na niegodziwców, ale przecież rak nie wybiera… 

Okej, krótko, bo obowiązki gonią – to bardzo dobry tekst, ale niestety nie piórkowy, przede wszystkim ze względu na nieco rozczarowującą fabułę i (w mojej opinii) zbyt pośpieszną. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Oprócz tego i stacji paliw Texaco przy zjeździe z krajowej sto dwudziestki, miasteczko

Nie stawiałabym pieniędzy na ten przecinek.

 kozłowania piłką

Mnie zawsze mówili, że się kozłuje piłkę?

 miedzianego dzwonka

Nikt nie robi dzwonków z miedzi, tylko z mosiądzu, zresztą skąd on to wie?

 Jego twarz pozostaje słabo widoczna. Odznaczają się tylko surowe rysy

To widać go czy nie?

 Wypuszcza dłoń

A czyją dłoń on trzyma?

 Opuszki omijają

Hmm.

 znaczą w kurzu cienką, falistą linię.

Bardziej ją kreślą, znaczyć można coś czymś (na przykład liniami).

 Raczej dla rozrywki, bowiem wątpi, by ten chciał coś ukraść.

"Bowiem" jest dziwnie wysokie na tle.

 Zatacza palcem półkolisty ruch wstecz.

Zatacza się kółko (niech stracę, półkole), i to zataczanie jest ruchem.

 małą nakleję

Literówka.

zostawia czarny ślad brudu

Hmm. Nie jestem pewna.

 Pokazuje jeden palec, co i tak jest wygórowaną ceną

Hmm.

 Pokazuje w sekwencji najpierw jeden

"W sekwencji" strasznie mąci, po co Ci ono? Masz na myśli, że facet pokazuje jeden, a potem pichuta palcem palec, tak? No, to to jest sekwencja, nie samo pokazywanie jedynki.

 chowa w kieszeń.

Kolokwializm.

 Starzec wychodząc zerka

Starzec, wychodząc, zerka.

 uchwyt do ciągania

Hmm.

 Ściąga kapelusz odsłaniając

Ściąga kapelusz, odsłaniając.

 Inne przeważnie w ogóle nie dotyka podłoża.

Chyba "drugie"? Zasugerowałeś się, mam wrażenie, angielszczyzną, bo nie można przetłumaczyć "the other one" na polski jako "inne". Tylko "to drugie".

 Zżółkły paznokieć równie zżółkniętego palca

"Zżółkłego" byłoby spójniejsze. Powtórzenie będzie i tak, równie dobrze można je wykorzystać.

 wskazując na najdroższą

"Na" zbędne, robi wrażenie czkawki.

 Następnie ten sam palec zostaje skierowany

Jakieś to nienaturalne.

drzwiami wejściowymi, a sąsiadującą z nimi ścianą

Drzwi są wprawione w ścianę, nie?

z niedowierzaniem, że próbował mówić do kogoś w myślach

Hmm.

 Skinięcie

Skinienie.

 dorodny uśmiech

Dorodny?

 tak by

Tak, by.

 Ręcznie produkuje kilka długich papierosów

Ponieważ nie jest fabryką, to: Skręca kilka długich papierosów.

 kawałek nabytej kiełbasy

"Nabytej"? Nie wiem, po co o tym zapewniasz, brzmi nienaturalnie.

wystającą część z filtrem obejmuje ustami.

Potknęłam się na tym dookreślaniu.

 do tunelu utworzonego z palców

"Utworzonego" jest mało naturalne.

 Zmienia uchwyt

Bardziej "chwyt", uchwyt to rzecz, za którą się chwyta, a chwyt to chwytanie.

 przestaje on walczyć

"On" psuje mi rytm.

 Brudna, posklejana sierść blakuje na psiaku

Na pewno?

 nienaturalne dziury w klatce piersiowej

Bo normalne psy mają takie dziury?

 nienaturalne zniekształcenia

Masło maślane.

 obecny tu kundel

"Obecny tu" może być petent, ale kundel?

 dzieli się z nieszczęsnym stworzeniem, jednocześnie domyślając się jego natury

Rozdzieliłabym: dzieli się z nieszczęsnym stworzeniem. Domyśla się jego natury.

 Przed wtargnięciem na ulicę rozgląda się

Nie.

 Lanie albo nawet zmuszenie do wypalenia kilkunastu papierosów pod rząd, powinno dać dobrą nauczkę małemu chuliganowi.

Lanie, albo nawet zmuszenie do wypalenia kilkunastu papierosów pod rząd, powinno być dobrą nauczką dla małego chuligana.

 Dzieci są poza jego zainteresowaniem.

Nie po polsku.

Poza tym nie ma czasu na uganianie się za podrostkami.

Przecież już powiedziałeś, że nie obchodzą go dzieci?

 falowanych, rudych włosach

Falujących rudych włosach.

 rusza dwa kroki w jej kierunku

Robi dwa kroki.

 To zdanie sprawia, iż stres u dziewczyny wywołany nagłym, dziwnym spotkaniem, ustępuje miejsca ciekawości i empatii do wdowca.

Bardzo niestylistyczne. Poza tym, że powinna być empatia wobec wdowca, składnia jest dziwna – ale w ogóle lepiej to pokaż. Pokaż, jak dziewczyna się rozluźnia.

 I rzeczywiście można wtedy trzymać prochy w urnie na kominku!

Hmm. Niby gra, ale…

dźwięk kościelnego dzwona

Kościelnego dzwonu. Dzwona są karpia.

sklepu w którym nabył słoik

Sklepu, w którym kupił słoik. To włóczęga, nie pierwszy sekretarz podstawowej komórki.

 wylewa pomyje z wiadra w wąskiej uliczce

Nie jest to stuprocentowo jasne.

 pokazując na mopa

"Na" możesz wyciąć.

 panów zajmuje ożywiona dyskusja

Hmm.

byłego klienta

Czemu "byłego"? To sugeruje jakiś trwalszy związek.

 zaczepia rzeczonego palącego starca

Spokojnie wystarczyłoby: zaczepia starca. Wiemy, o kogo chodzi.

 wyjmuje z papierośnicy i podaje pijakowi jeden ze skręconych wcześniej papierosów

Przestawiłabym: wyjmuje z papierośnicy jeden ze skręconych wcześniej papierosów i podaje pijakowi.

 Skrócenie dystansu potęguje natężenie woni trawionego alkoholu i pazerności.

Bardzo nienaturalne.

 Odlicza pięć sztuk i oddaje pijakowi. Nie oponuje.

Dlaczego pijak miałby oponować przeciwko czemuś, co sam robi? Innymi słowy, kto tu jest podmiotem?

 W roli widzów spektaklu dołączają

Do widzów (albo gapiów) dołączają. Kropka.

 jęczy ilekroć

Jęczy, ilekroć.

 Pierwsze uderzenie pięścią jest niedokładne

Jakie? Nie miałeś na myśli, że cios jest niecelny?

 gdy upada dotkliwie kopią

Gdy upada, dotkliwie kopią.

 No panowie

No, panowie. Tacy tam, panowie.

 nieznajomego, zalegającego na ulicy

Nieznajomy nie jest śniegiem: https://sjp.pwn.pl/szukaj/zalegać.html

 ale ta wydaje mu się płynna

Nie jestem pewna, co próbujesz pokazać. I – co tu jest podmiotem?

 Zupełnie, jak

Bez przecinka.

nie może sobie przypomnieć tytułu owego dzieła

"Owego dzieła" zbędne.

 Traci ostrość widzenia

Pokaż to.

zgięty w pół

Zgięty wpół.

 Zaczyna męczyć go kaszel

Zaczyna go męczyć kaszel. Pokaż to.

 przy każdym kaszlnięciu, czuje flegmę

Bez przecinka.

ból porównywalny do przypalania ogniem od środka

"Porównywalny" spowalnia akcję, jest intelektualne, sugeruje refleksję. W scenie, w której faceta skręca zwierzęcy ból nie pasuje ani trochę.

 Cała trójka znajduje się już na czworakach

For fuck's sake, chłopie. Nie można "się znajdować" na czworakach, najwyżej pan feudalny może się znajdować w czworakach, kiedy dokonuje wizyty gospodarskiej, a i to głupio brzmi. Zwracaj uwagę na te kolokacje, bo sam pod sobą kopiesz wilcze doły.

 którą spanikowany masarz upaćkał sobie już ręce i pół twarzy

Znowu: "upaćkał" kojarzy się z dziećmi, kaszkami i kupkami. W ogóle wycięłabym to zdanie podrzędne i pokazała gdzieś obok, jak facet się tym maże.

 formuje w ptasi kształt

W kształt ptaka, albo lepiej w sylwetkę ptaka.

 wybiega ze swojej kryjówki

Wybiega z kryjówki. Kropka.

 wbrew logice mija ojczyma

Co w tym nielogicznego?

 dusi się, jakby właśnie wypluł płuca

Może właśnie wypluł?

 To samo dzieje się z pozostałymi mężczyznami.

Pokaż to.

 podtrzymując dochodzącego do siebie starca, który właśnie zażywa tabaki przez nos.

Chociaż musi być podtrzymywany?

 wybrakowanym upierzeniu

Tak, nie przeszło testów jakości. Konotacje!

 Ptaszysko w podskokach podchodzi

To nie brzmi.

 rozpoczyna dziobanie oka

Zaczyna dziobać, to ptak, ptak śmierci albo i Odyna, dobra, ale ptak, nie polityk.

 ohydna sroka uformowana z wydzieliny z płuc sklepikarza

Pokaż to. Nie mów, że ohydna, tylko to pokaż, a sama się domyślę.

przepędza na odpowiednią odległość

Czyli jaką? I – aliteracja.

 sięga do głębi płaszcza

W głąb płaszcza, to frazeologizm.

 wibrujący dźwięk, ptaszyska

Bez przecinka.

 , pozostawiając za sobą jedynie kilka opadających piór, które przy kontakcie z podłożem, zamieniają się w pył.

Odcięłabym to: Tylko kilka piór opada na ziemię i natychmiast rozsypuje w pył.

 aż ten skończy

"Ten" zbędne, wiemy, kto.

 pomożesz mi zaciągnąć to do cadillaca

Szyk: pomożesz mi to zaciągnąć do cadillaca.

 , czym wyrywa ją z zamyślenia.

Zbędne, widać.

 tym, co się właśnie stało

Też zbędne.

 

Ten tekst prawie ma atmosferę. Prawie, bo jego niebagatelny potencjał grzęźnie w złym doborze słów, miejscami także w ich nadmiarze, choć tylko miejscami. Zdecydowanie jest weird i dark i wszystkie te angielskie słowa, widać inspirację Kingiem. Gdyby nie ten nieszczęsny język, który przeszkadza się wczuć… Może trochę za mało jest dziewczyny, zważywszy na to, że ma zostać partner in crime, a mieszczanie są wredni niemal karykaturalnie. Wydało mi się nienaturalne, że trzymają z pijakiem (nawet “swoim” pijakiem) czynnie – poważani obywatele? Tylko dlatego, że jakiś żul postanowił kogoś sprać? Rozumiem, że to małostkowi osobnicy, ale żeby aż tak? Amerykanie są, mam wrażenie, zbyt dumni na coś takiego.

A w ogóle to uważam, że do utworu trzeba dobrze dobrać narrację – czas i osobę narratora. Pod uwagę trzeba wziąć swoje umiejętności i możliwości danego typu narracji.

 Wszak zrobiłeś go małomównym, może niemową, człowiekiem skrytym. A on opowiada wszystko dziewczynie.

Zdaje mi się, że on nie jest małomówny z wyboru (czyżby kruki raka nie były obojętne dla zdrowia ptasznika?), a dziewczynę przecież sam sobie upatrzył (i sceną z psem pokazałeś, że chce mieć towarzysza). Więc mnie to akurat nie zgrzytnęło. Jej decyzja w sumie też nie, ludzie idą za dziwniejszymi i straszniejszymi postaciami. Ważne, żeby mieć dokąd iść.

 Np. sprzedawca oszukuje nieznajomego starca na drobną kwotę, specjalnie po to sam idzie po słoik i zrywa z niego cenówkę. Moim zdaniem to małostkowe.

Moim też, chociaż chyba trochę to przykryłeś tymi targami.

 Z tym zelaganiem, numer 2 by pasował, miejscowi gardzą Starcem, więc ten leżąc na ulicy niepotrzebnie zajmuje miejsce w ich mieścinie :D

Nice try. Ale nie pokazujesz tego z ich punktu widzenia, więc – nie.

 Trochę mi zgrzyta to, że tekst w niektórych miejscach sprawia wrażenie westernu (i to bardzo mocno), a w innych okazuje się, ze to XX wiek (chyba, bo może i XXI?).

Troszkę tak, ale to buduje tę amerykańskość.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dzięki za komentarze, naprawdę odkopię się spod tak zwanego Real Life i Wam odpiszę!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dzięki narracji jesteśmy tutaj, teraz, razem z protagonistą. Widzę dwa wymiary opowiadania: pierwszy, że palenie szkodzi tobie i osobom w twoim otoczeniu, drugi: małomiasteczkowe ponuractwo, bieda i niesprawiedliwość, która dotyka niemego starca.

Ruchome, stawiające opór przed odpaleniem kręcone papierosy i sroka wyrzygana z czarnej mazi, gwizdek, walizka z kółkami od dziecięcego wózka; klimat stworzony i utrzymany.

 

Osadzający podłość ludzi tytoń, będący równocześnie prochami żony starca… jest dziwaczny, tak konkretnie dziwaczny, jak w pokręconych animacjach Jana Švankmajera, które są niepokojące, nieprzyjemne.

Mam również skojarzenia McCarthy'm, za co chyba największy plus ode mnie. Autentyczny kurz i brud amerykańskiej rzeczywistości po Wielkim Kryzysie/Depresji. Portretują ją głównie świetne detale.

 

Najmniej podoba mi się "dobre zakończenie", a mianowicie autko i laska. Jeśli to swoiste odkupienie wdowca (zyskuje kogoś do towarzystwa, rozmowy), czy na pewno zasłużył na odkupienie?

Dzięki, żonglerko, bardzo przyjemny memu sercu komentarz.

Co do zakończenia – to nie, nie myślałem chyba o tym, jak o odkupieniu, chociaż może i na to wyszło. Miało być tak po hamerykańsku. Starzec to bardziej potępieniec odgrywający taniec ze śmiercią, by dalej ciągnąć swój marny żywot, a dziewczyna, chciała się pewnie wyrwać z dotychczasowego życia. Czy mu się taka nagroda należała? Pewnie nie. Czy ich los splecie się na dłużej? Pojęcia nie mam.

 

(Tak wiem, że nadal nie odpisałem na wiele zacnych komentarzy i mnie to przytłacza.)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nowa Fantastyka