- Opowiadanie: Verus - Ostatnie Drzewo

Ostatnie Drzewo

Opowiadanie uczestniczy w konkursie „Tu był las” projektu Zapomniane Sny: https://www.zapomnianesny.pl

Jeśli podoba Ci się ta inicjatywa, rozważ darowiznę na stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot: https://pracownia.org.pl

 

Dziękuję serdecznie Shanti, Sonacie, Morteciusowi i Golodhowi za betę. I za inne rozmowy też. :D Opowiadanie ma delikatne (ale naprawdę delikatne) nawiązanie do mojego tekstu z “Granic nieskończoności”, jednak nie są ściśle powiązane i nie ma potrzeby znajomości tamtego opowiadania.

Miłej lektury!

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Ostatnie Drzewo

– Po lewej stronie widzimy pozostałości po jednym z najbardziej niepraktycznych miejsc, jakie istniały kiedyś na planecie. Naukowcy podejrzewają, że brak wiedzy o technologii oczyszczania powietrza zmusił dawnych ludzi… o właśnie, kto pamięta, jak nazywamy poprzedni gatunek?

– Homo sapiens! – krzyknęło jedno z dzieci, unosząc rękę w górę dopiero po fakcie.

– Doskonale! Brak technologii zmusił naszych przodków do zachowania marnujących przestrzeń ogromnych roślin. Były dużo, dużo wyższe niż te, które widzieliśmy w dziale historii kwiatów doniczkowych. Niestety żaden okaz nie zachował się do dziś. Wyobraźcie sobie, że niektóre osiągały nawet wysokość budynku waszej szkoły.

Zebrane dzieci westchnęły chóralnie z zachwytem, podnosząc wzrok. Niektóre wystawiły nawet języki, próbując wyobrazić sobie tak gigantyczną roślinę.

– Miejsca te nazywano lasami – dodał przewodnik, po czym niespiesznie ruszył dalej. – Teraz wrócimy do budynku. Zobaczycie tam wizualizację wielkich skał, które również nie istnieją już na Ziemi. Mówiono na nie “góry”.

Jedna osoba nie podążyła w ślad za grupą. Przemknęła pod barierkami i bez problemu przeszła przez pole siłowe, odgradzające ją od terenu dawnego lasu. Nikt nie zwrócił na to uwagi.

Spłachetek pustego terenu był niewielki – długości i szerokości najwyżej kilku kroków – a i tak stanowił ewenement. Tyle przestrzeni bez betonu i budynków uważano za marnotrawstwo. Klara coś o tym wiedziała: przemierzyła całą planetę i tylko tutaj, w jedynym Muzeum Historii Naturalnej, znalazła choć odrobinę roślin. Ten rodzaj życia został już niemal całkowicie wytępiony.

Ziemia w tym miejscu była sucha, nieprzyjemna; nic nie miałoby szans w niej wyrosnąć. Ale Klara czuła wyraźnie, że gdzieś tam, pod powierzchnią, wśród kamieni tętni niewielka iskierka życia. Od wielu lat dbała o to, żeby ten ślad nie uległ naturalnemu procesowi rozkładu. Nie pamiętała już nawet, od jak wielu.

A wkrótce miała odejść z tego świata. Słyszała już huczenie żagli Ostatniego Statku, który z Alfredem na pokładzie nadlatywał w stronę Ziemi. Miał zabrać ją w podróż do kolejnego Wszechświata. Niedługo wszystko – ta planeta, ludzie – przestanie istnieć i żadna technologia, którą tak się szczycą, nie pomoże. Choć znacząco wydłużyli sobie życie, nie opanowali samego czasu, a ten jest nieubłagany.

Chciała dać im coś na koniec, skoro nie mogła ich ocalić. Szczególnie zależało jej na zrobieniu ostatniej przyjemności posiwiałemu starcowi, który miał już ponad sto pięćdziesiąt lat, a wciąż szarpał się z urzędami i biurokracją, nie pozwalając zamknąć swojego muzeum. Chciała, by się ucieszył. Choć on jeden. 

Klara kucnęła i włożyła dłonie w ziemię. Chodnikiem obok nadchodziła właśnie kolejna wycieczka, ale umiejętność dostrzegania Życia posiadało aktualnie niewiele osobników tej planety… nie to, co wieki temu. Dziewczyna nie musiała się martwić, że się nią zainteresują.

Jej skóra zamigotała szybciej, zmieniając się w błyszczące łuski, w miękkie futro, w twardy pancerz, gdy zbierała siły. Włosy złożone z kłosów zboża, trawy i liści zafalowały, a w oczach zalśniła tęcza, kiedy skryta głęboko w ziemi iskierka życia drgnęła.

Klara wstała. Miała jeszcze trochę czasu i nie mogła dopuścić, aby dyrektor to przegapił, więc pobiegła w stronę gabinetu. Ludzie, których mijała, oglądali się. Nie dostrzegali jej, ale czuli delikatny wietrzyk, niosący zapachy, których nie znali: leśnej ściółki, nadchodzącej burzy, pola po deszczu. 

Gabinet Mirosława Kozłowa był niewielki. Potężne biurko zajmowało najwięcej przestrzeni, a na półkach leżały kamienie, książki, obrazki przedstawiające wyobrażenia przyrody, a nawet jedna czy dwie roślinki. Drzwi były uchylone, więc Klara zgrabnie wślizgnęła się do środka.

– Chodź – powiedziała, choć nie sądziła, że starszy mężczyzna ją usłyszy. Wiedziała jednak, że poczuje jej wezwanie. On akurat poczuje na pewno. – Chodź, musisz to zobaczyć.

Odwrócił się gwałtownie i wytrzeszczył oczy. Nie przewidziała tego, ale obdarzyła go kojącym uśmiechem.

– Widzisz mnie.

– Czym… kim… myślałem, że… mara… – wyjąkał.

– Nie jestem marą. – Podeszła bliżej, wyciągnęła dłoń. – Jestem Klara. Jestem Życiem. Kiedyś wszyscy dostrzegali mnie na pierwszy rzut oka. Przygotowałam coś dla ciebie. Musisz ze mną pójść.

– Czy ja umieram?

– A czy tak wyobrażasz sobie umieranie? – spytała i zaraz musnęła jego dłoń.

Poczuli to oboje: bicie serca Wszechświata, dotyk każdego kamienia, liścia i zwierzęcia. Och, ten mężczyzna naprawdę pragnął Życia, prawdziwego Życia, a nie współczesnej imitacji.

Nie protestował, gdy Klara pociągnęła go za rękę na korytarz. Nie zatrzymał się, gdy mijający ich ludzie dziwnie patrzyli na starca z wyciągniętą dłonią, który drobnymi kroczkami biegł w stronę wyjścia z budynku.

Stanęli na chodniku na czas. Ziemia za polem siłowym właśnie rozchyliła się delikatnie, co pierwszy zauważył Bartek, uczeń klasy drugiej, i od razu wskazał rodzicom. Mirosław też spojrzał. I jako jedyny zrozumiał.

Z ziemi wyłaniały się niewielkie, zielone listki, a w ślad za nimi brązowy, delikatny jeszcze i cienki pień. Drzewo rosło w niesamowitym tempie, wznosząc się ku niebu, którego nie było widać zza śmieci otaczających planetę. Lampy nie dawały liściom odpowiedniego światła, więc roślina pięła się wyżej i wyżej w poszukiwaniu słońca.

Klara usłyszała chrząknięcie, spojrzała w górę. Tam, za kopułą, czekał już Ostatni Statek, z którego zaraz opadła sznurowa drabinka. Dziewczyna podjęła wspinaczkę, ale obejrzała się jeszcze raz.

Mirosławowi po twarzy płynęły łzy, a drzewo, Ostatnie Drzewo, ostatni fragment lasu, wspinało się wyżej i wyżej.

Wkrótce Klara stanęła na pokładzie. Deski zatrzeszczały głucho, żagle załopotały na powitanie. Alfred stał oparty o burtę i patrzył na Ziemię, zasłoniętą przez zwały śmieci. Otaczał ich bezkres gwiazd.

– Po co to zrobiłaś? – spytał, nie odrywając wzroku od drzewa, które dalej wzbijało się coraz wyżej i już niewiele zostało mu do kopuły nad planetą. Oczy ich obojga przenikały zwały śmieci.

– Zostało im niespełna kilka minut. Wkrótce ten Wszechświat przestanie istnieć, nawet jeśli o tym nie wiedzą. Chciałam im pokazać, czym tak naprawdę jest Życie.

Brat spojrzał na nią spod ciemnego kaptura. Zdawało się przez chwilę, że w jego pustych oczodołach zatańczyły niewielkie płomyki. Wolno skinął czaszką.

– Rozumiem – powiedział i ruszył w stronę steru, co krok uderzając drzewcem kosy o pokład. Ostatni Statek podjął rejs pośród gwiazd, ale Klara patrzyła nadal na planetę, którą zostawiali w tyle.

I kiedy Ziemia pozostała tylko niewielką kulką w oddali, kopuła śmieci została rozerwana. Liście pierwszy raz od wieków dotknęły promieni słońca, a ludzkość w końcu ujrzała niebo, które wybrało właśnie ten moment, aby pęknąć.

Koniec

Komentarze

Zwykła, prosta formuła pokazania życia przed końcem świata. Udało Ci się przekazać wszystkie istotne detale, aby historia została domknięta. Dodatkowy plus za sztafaż SF, który bardziej kieruje się w stronę science fantasy i baśni. Przejście po prostu genialne, a lubię takie zabiegi. 

Bardzo ładne opowiadanie, chociaż słowo ładne nie jest tu najwłaściwsze, bo jest ciepłe i smutne zarazem.

Miś lubi taką fantastykę.

Ten świat brzmi jak mokry sen deweloperów, a przez to całkiem rzeczywiście… choc mam nadzieje, ze jednak się myle XD

zgrabnie napisany szorcik, chwytający od samego początku. Podoba mi sie, ze pokazałaś jak ludzie są do tego przyzwyczajeni; postać dyrektora myślącego zgoła inaczej dobrze to podbiła, a później ladnie rozwinęła się w końcówce.

Podobalo mi się. Pozdrawiam :) 

Zawsze coś da się poprawić

Cześć! Dzięki wszystkim za wizytę.

 

Dejdur, trochę chciałam, żeby było jak raz prosto. :D Wracam do opowiadań po kilkumiesięcznej przerwie i potrzebuję się wdrożyć na spokojnie. Fajnie, że mimo to Ci się podobało i że przejście przypadło do gustu.

 

Koalo, to miło, że miś lubi i fajnie, że jak raz zamierzałam napisać coś ciepłego i wyszło coś ciepłego, a nie jajecznica, która próbuje ludzi zeżreć z talerza.

 

Kulosław, developerzy pewnie mają tam używanie, prawda to. :p Chciałam pokazać, że tam ludzie uważają taki świat za normalny, tak jak my za normalne uważamy komórki i powszechny dostęp do internetu.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Sam przekaz silny, lecz wydaje mi się letni. Jakby brakowało napięcia i wszystko wiadomo od początku. Nie zostawiasz nic jako niespodziankę, coś na co można czekać jako czytelnik. Z akcją chyba nie za wiele dałoby radę zrobić, ale z bohaterką i postaciami-uczniami z tła już tak, podobnie jak z nieuprzedzaniem wypadków lub pokombinować z konstrukcją opka.

Napisane porządnie.

 

Skarżypytuję za Muzeum Historii Naturalnej (jakieś pół roku temu mi podpadło za sponsorów) i pomysł.

 

Powodzenia w konkursie!

 

Fot. A Wajrak. Wywity śluzowców, organizmów posiadające cechy zwierząt i grzybów.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ładne opowiadanie, chociaż świat paskudny. No, rozwinęli se technologie, tylko zazdrościć. Brrr!

Ciekawi mnie, dlaczego bohaterka nie zrobiła tego numeru wcześniej. I pewnie dałoby się znaleźć takie drzewo, które nie przebiłoby kopuły.

Babska logika rządzi!

Ja również dodaję komentarz!

Asylum, wiem, że wiele napięcia tu nie ma – to nie tego typu tekst, wydaje mi się. Cieszę się, że mimo to jakoś przypadł do gustu i dziękuję za rysunek. :D

Finko, ano, świat niezbyt ładny i pewnie niezbyt zielony. Bohaterka uznała, że nie może tak ingerować w normalny świat wcześniej, bo wtedy realnie mogłaby coś zmienić w historii świata, a tego jej nie wolno robić. Niemniej, powinnam to pewnie zawrzeć w tekście. A jak już robić to na koniec świata, to efektownie i niszcząc kopułę śmieci. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Ja również dodaję odpowiedź!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Hej, hej

Trochę dla mnie chaotyczne, gubiłem się w pewnych zdaniach (nie wydarzeniach)…

No, to tyle z narzekania…

Bardzo mi się podobało. Spokojny, smutny koniec wszechświata i jeden dobry uczynek na pożegnanie. Zmieściłaś tu wiele postaci i pomysłów, niektóre wybrzmiały lepiej, inne mniej, ale klimat wyszedł świetny. Trzymało w zainteresowaniu do końca.

Klik, klik.

Cześć, Verus!

 

Ciekawie (choć świat nieciekawy – w sensie paskudny) zarysowana wizja. Przy okazji zmieściłaś opis świata, skupiając się na postaciach i ich odczuciach – bardzo fajnie to wyszło. Do tego wyraźne, acz nienachalne przedstawienie tego, co ważne i jak bardzo tego nie dostrzegamy.

Śmierć i Życie mają ciekawy pojazd, sznurowa drabinka w takim świecie była hmm… kontrastowa ;P zresztą podobnie jak deski pokładu czy żagle :) oldschool’owo się wożą.

Dołożę jednego Kliczkę kliczka:

 

Pozdrawiam, polecam, powodzenia w krokusie!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

 jednym z najbardziej niepraktycznych miejsc

Już wiem, że będziesz mówiła o czymś, z czym się zgadzam, ale Veruniu najukochańsza, MIEJSCA NIE SĄ PRAKTYCZNE. Ani niepraktyczne. Caps Lock, bo polska język być w zanikać, KPW? Twoja pisać po polska, nie po angielska polska litery. Metafora z angielska zostawić w angielska. Stoi?

 jak nazywamy poprzedni gatunek?

A gatunki stoją grzecznie w kolejce, hmm?

 Homo sapiens!

A dlaczego przyszli czułkowaci archeolodzy (TM) posługują się naszą terminologią? I językiem? A jeśli to potomkowie H. sapiens, to po co właściwie zmieniali sobie nazwę?

 unosząc rękę w górę

A jak uniesiesz rękę w dół?

 do zachowania marnujących przestrzeń ogromnych roślin

Mało naturalne.

 Niestety żaden okaz

Niestety, żaden okaz.

 niektóre osiągały nawet wysokość budynku waszej szkoły

Maksymalna wysokość drzewa to, według ostatnich informacji, 130 metrów. Spora szkoła.

 Zebrane dzieci westchnęły chóralnie z zachwytem, podnosząc wzrok.

Karkołomne zdanie, doprawdy.

 Miejsca te nazywano lasami – dodał przewodnik

Do czego odnosi się "te"?

 Jedna osoba nie podążyła w ślad za grupą.

Ciut nienaturalne.

 odgradzające ją od terenu dawnego lasu

"Ją" osobę, czy "ją" grupę? I skoro las to marnowanie przestrzeni, po co marnować przestrzeń na brak lasu?

 Spłachetek pustego terenu był niewielki – długości i szerokości najwyżej kilku kroków – a i tak stanowił ewenement.

Hmmmm. Mam kłopot z organizacją tych opisów, ciągle muszę coś poprawiać.

 Tyle przestrzeni bez betonu i budynków uważano za marnotrawstwo.

Niezbyt zgrabne. I właściwie powtarza informację.

 Ten rodzaj życia został już niemal całkowicie wytępiony.

Life will find a way :P

 tętni niewielka iskierka

Mieszana metafora. Tętni serce. Iskierka płonie, błyszczy i tak dalej.

 ślad nie uległ naturalnemu procesowi rozkładu

Hmm.

 Miał zabrać ją w podróż

Miał ją zabrać.

 żadna technologia, którą tak się szczycą,

Mało zgrabne, sugeruje, że tylko te "technologie" (argh), którymi ludzie się szczycą, są bezużyteczne.

 Choć znacząco wydłużyli sobie życie, nie opanowali samego czasu, a ten jest nieubłagany.

Hmm.

Chciała, by się ucieszył. Choć on jeden.

Ale dzieci się cieszą?

włożyła dłonie w ziemię

?

 umiejętność dostrzegania Życia posiadało aktualnie niewiele osobników tej planety

Planeta nie ma osobników (gatunek ma). Zdanie ogólnie niezbyt ładne, z tym okropnym "posiadać".

 Jej skóra zamigotała szybciej

A przedtem migotała wolno? (Jeśli to w ogóle możliwe?)

 nie mogła dopuścić, aby dyrektor

Nie mogła dopuścić, by dyrektor. Hmm.

 Gabinet Mirosława Kozłowa był niewielki. Potężne biurko zajmowało najwięcej przestrzeni

Hmmm. Widzisz ten gabinet w głowie?

 obrazki przedstawiające wyobrażenia

Masło maślane z masłem.

 Jestem Życiem. Kiedyś wszyscy dostrzegali mnie na pierwszy rzut oka.

Bergson?

 ten mężczyzna naprawdę pragnął Życia, prawdziwego Życia, a nie współczesnej imitacji

Unde vivum?

 Nie zatrzymał się, gdy mijający ich ludzie dziwnie patrzyli

Hmmm.

 rozchyliła się delikatnie

Jeśli chcesz zasugerować coś a'la płatki kwiatu, to w porządku, ale jeśli nie, to będę bić :)

 niewielkie, zielone listki

Bez przecinka.

 Drzewo rosło w niesamowitym tempie, wznosząc się ku niebu

Nie mów, że w niesamowitym, tylko pokaż to tempo.

Lampy nie dawały liściom odpowiedniego światła

Coś mi się nie wydaje, żebyś miała na myśli widmo…

 Dziewczyna podjęła wspinaczkę

Nie podjęła, tylko zaczęła.

 ostatni fragment lasu

Fragment, moja droga, to ułamek. Nie użyłabym tu tego słowa. Pomijając pytanie, czy drzewo jest tylko elementem lasu, ale to rozważałabym raczej na zboczach góry Fuji w towarzystwie mędrca zen :)

 wspinało się wyżej i wyżej

Hmmmmm. Na pewno powtórzenie.

 zasłoniętą przez zwały

Hmm.

 wzbijało się coraz wyżej

Drzewa nie latają.

 nawet jeśli o tym nie wiedzą

Anglicyzm! Tu nie ma wynikania.

 niespełna kilka minut

Zarazem zbyt dokładne i niekonkretne.

 Zdawało się przez chwilę, że w jego pustych oczodołach zatańczyły niewielkie płomyki.

Zatańczyły – czy tańczą?

 Statek podjął rejs

O, i tutaj dobrze użyłaś tego słowa.

 Klara patrzyła nadal na planetę

Nadal patrzyła na planetę.

 

 

Dwie strony monety, co? Czy imiona bohaterów są znaczące? Klara, jasna, i Alfred – mądrość (rada) elfów? Chyba nie, a mimo to… Młoda ta historia, ale ładna w swojej młodości ("ładne" nie znaczy "wesołe"!). Choć wszystko ma swój czas, wiesz.

 Bohaterka uznała, że nie może tak ingerować w normalny świat wcześniej, bo wtedy realnie mogłaby coś zmienić w historii świata, a tego jej nie wolno robić. Niemniej, powinnam to pewnie zawrzeć w tekście. A jak już robić to na koniec świata, to efektownie i niszcząc kopułę śmieci. :D

Może powinnaś. Ale, jak przewidziałam, z Twoją myślą akurat się zgadzam. Intelektualnie przynajmniej, ponieważ serce me uschłe jako wierzby w Starym Lesie… czy jest na sali Tom Bombadil? Tak czy owak – masz rację. I tyle.

 Śmierć i Życie mają ciekawy pojazd, sznurowa drabinka w takim świecie była hmm… kontrastowa ;P zresztą podobnie jak deski pokładu czy żagle :) oldschool’owo się wożą.

Olschool rządzi XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Początek dość spokojny. Bardzo przyjemnie wchodziło się czytelniczo w ten tekst. Wraz z rozwojem historii dostajemy trochę Verusowego szaleństwa i takiej literackiej witalności (z naciskiem na “trochę”, pamiętając Tajemnice Światów ;-)). Owym szaleństwu i witalności towarzyszy i nuta chaosu, który jednak nie robi jakiejś wielkiej krzywdy opowiadaniu.

Szort wyszedł Ci dosyć lekki, choć wydźwięk ma przecież smutny, a i do refleksji skłania raczej gorzkich i ponurych. Słowem: solidny szort z gatunku lekkich smętów. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hej Verus.

 

Dzięki za opowiadanie.

 

Kilka minut przyjemnego czytania. Gratuluję pomysłowości. Główny wątek ciekawy, wstęp zarysowany tak fantazyjnie, że w zasadzie, cokolwiek by się nie wydarzyło później to by pasowało. Konkluzja Smutna, bo nie dość, że pustynia (w sensie braku życia, nie w sensie przestrzeni) to jak już się udało, to się w końcu nie udało. Ku przestrodze.

 

Wszystko spoko tylko, co (i jak) zrobili z górami? Drzewa wycięli – ok, to jeszcze ogarnąłem, ale góry zrównane z ziemią…?

 

Po ostrej łapance Tarniny, moja to już pył marny zaledwie.

 

Tak tylko nieśmiało:

 

Od wielu lat dbała o to, żeby ten ślad nie uległ na­tu­ral­ne­mu pro­ce­so­wi roz­kła­du. Nie pa­mię­ta­ła już nawet, od jak wielu. – faluje, Od wielu lat – nie pa­mię­ta­ła już nawet, od jak wielu – dbała o to…

 

Sły­sza­ła już hu­cze­nie żagli Ostat­nie­go Stat­ku, który (+,) z Al­fre­dem na po­kła­dzie nad­la­ty­wał w stro­nę Ziemi.

 

Nie­dłu­go wszyst­ko – ta pla­ne­ta, lu­dzie – prze­sta­nie ist­nieć – ludzie nie przestanie, ludzie przestaną: „ta pla­ne­ta, (i) lu­dzie – prze­sta­ną ist­nieć…”

 

Choć zna­czą­co wy­dłu­ży­li sobie życie, nie opa­no­wa­li sa­me­go czasu, a ten jest nie­ubła­ga­ny. – uff, całe szczęście, że życie, zapowiadało się… tu proponuję „znacznie”, „znacząco” odnosi się go oznaczania, informowania o czymś.

 

nie opa­no­wa­li sa­me­go czasu, a ten jest nie­ubła­ga­ny. – nie ma tu opozycji, jest przyczyna i skutek: proponuję „bo” lub myślnik.

 

Chcia­ła dać im coś na ko­niec, skoro nie mogła ich oca­lić – na który koniec chciała im coś dać? I proponuję zmianę kolejności zdań.

 

ale umie­jęt­ność do­strze­ga­nia Życia po­sia­da­ło ak­tu­al­nie nie­wie­le osob­ni­ków tej pla­ne­ty – coś mi tu pachnie „actually”, niby jest ok, ale może: “obecnie”? “Dzisiaj”?

 

Jej skóra za­mi­go­ta­ła szyb­ciej, zmie­nia­jąc się w błysz­czą­ce łuski, w mięk­kie futro, w twar­dy pan­cerz, gdy zbie­ra­ła siły. – tu trochę zamieszanie, bo nie wiadomo za bardzo, co się po czym dzieje ani co w trakcie czego. Może: „Zbie­ra­ła siły. Jej skóra za­mi­go­ta­ła…”

 

Lu­dzie, któ­rych mi­ja­ła, oglą­da­li się. – za siebie? Chyba, że sami siebie oglądali, (wątpliwe).

 

Chodź – po­wie­dzia­ła, choć nie są­dzi­ła – chodź, choć, chodź… homofonia – czytając na głos to słychać. Może: „Chodź powiedziała, ale nie sądziła…” ?

 

Wie­dzia­ła jed­nak, że po­czu­je jej we­zwa­nie. On aku­rat po­czu­je na pewno. Poczuje…poczuje… też słychać, podejrzewam, że miało to wzmocnić poczucie, ale wyszło jakoś niezgrabnie. Może: Wie­dzia­ła jed­nak, że akurat on (na pewno) po­czu­je jej we­zwa­nie.

 

Klara po­cią­gnę­ła go za rękę na ko­ry­tarz. Niby ok, ale jest niezwykle trudno pociągnąć kogoś na korytarz. Można wyciągnąć na korytarz, lub pociągnąć w stronę korytarza.

 

Sta­nę­li na chod­ni­ku na czas. Hmm, rozumiem że „w samą porę”. Ciężko stanąć na czas. 

 

Zie­mia za polem si­ło­wym wła­śnie roz­chy­li­ła się de­li­kat­nie, co pierw­szy za­uwa­żył Bar­tek, uczeń klasy dru­giej – Ziemia za polem […] roz­chy­li­ła się delikatnie. Bartek, uczeń klasy drugiej, zauważył to pierwszy…

 

Oczy ich oboj­ga prze­ni­ka­ły zwały śmie­ci. – oj makabrycznie zabrzmiało. „Wzrok przenikał śmieci”, nie oczy śmieci, ani tym bardziej śmieci oczy.

 

Jeszcze raz dziękuję

Pozdrawiam,

al

Cześć wszystkim i dziękuję za komentarze!

 

Zanais, ja? Chaotycznie? Nigdy w życiu! ;) Fajnie, że mimo to się podobało i dzięki za klika.

 

Przy okazji zmieściłaś opis świata, skupiając się na postaciach i ich odczuciach – bardzo fajnie to wyszło.

Krokus, bardzo fajnie mi to słyszeć, bo chyba na tym elemencie zależało mi najbardziej. A co do pojazdu, przyznam, że bardzo jestem przywiązana do wizji starego, potężnego, drewnianego statku pływającego w kosmosie wśród gwiazd.

 

Już wiem, że będziesz mówiła o czymś, z czym się zgadzam, ale Veruniu najukochańsza, MIEJSCA NIE SĄ PRAKTYCZNE. Ani niepraktyczne. Caps Lock, bo polska język być w zanikać, KPW? Twoja pisać po polska, nie po angielska polska litery. Metafora z angielska zostawić w angielska. Stoi?

Tarnino, ja Cię ładnie proszę, bez takich zdrobnień mojego nicku. ;P Mnie się ta metafora z angielskim niezbyt kojarzy, muszę przyznać, acz też wydaje mi się odrobinę “niezgrabna”. Mimo to, użyta jest tu całkiem celowo: mówimy o dalekiej przyszłości, dziwnej dalekiej przyszłości, która większość rzeczy rozpatruje w kategoriach praktyczne/ nie praktyczne. :D Z jednej strony szkoda więc, że tej celowości nie widać, a z drugiej całkiem dobrze, że to sformułowanie w jakichś sposób razi czy uderza.

 

A jeśli to potomkowie H. sapiens, to po co właściwie zmieniali sobie nazwę?

A dlaczego my nie nazywamy siebie homo erectus? :D Chciałam w małym limicie znaków podkreślić nieco, że minęło wystarczająco dużo czasu, aby uznali się już za następne ogniwo łańcucha ewolucji. Przewodnik mówi nawet o “poprzednim gatunku”.

 

Maksymalna wysokość drzewa to, według ostatnich informacji, 130 metrów. Spora szkoła.

Owszem, spora. Ludzi się dużo zrobiło, budować muszą wyżej. Również całkiem świadomy zabieg.

 

Dzięki za poprawki, nie będę odpisywać na każdą z osobna, ale ponanoszę u siebie w wolnej chwili, a tu pewnie wrzucę już po zamknięciu konkursu, bo jednak sporo ich. :D Znaczeń imion nie szukałam, przyznaję, fajnie że taki smaczek wyszedł przez przypadek.

I oczywiście, że oldschool rządzi!

 

CM, dopisuje określenie “lekkiego smętu z odrobiną szaleństwa” do listy życiowych osiągnięć. :p A tak całkiem serio, super, że się podobało i że udało mi się tu zawrzeć jakąś specyficzną nutkę.  

 

Wszystko spoko tylko, co (i jak) zrobili z górami? Drzewa wycięli – ok, to jeszcze ogarnąłem, ale góry zrównane z ziemią…?

Al, co zrobili? A nie wnikałam w ten wątek, zrównali z ziemią i tyle. Też chodziło trochę o pokazanie, że mają technologię, która nam się nawet nie śniła. Miło mi, że tekst przypadł Ci do gustu, a i dziękuję za łapankę. Będę się brała za poprawki, kiedy znajdę nieco więcej czasu. :D

 

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Tarnino, ja Cię ładnie proszę, bez takich zdrobnień mojego nicku. ;P

Verus, czasami trzeba przyciągnąć uwagę XD Ale zapamiętam.

 Mimo to, użyta jest tu całkiem celowo: mówimy o dalekiej przyszłości, dziwnej dalekiej przyszłości, która większość rzeczy rozpatruje w kategoriach praktyczne/ nie praktyczne. :D

Tak, wiem. Ale łączliwość frazeologiczna… swoją drogą, jak słyszę w radiu ludzi, którzy gadają zawodowo, a mimo to najwyraźniej nie pamiętają, co powiedzieli na początku zdania… Ale to nie jest wymówka!

 A dlaczego my nie nazywamy siebie homo erectus? :D

Homo erectus też nie nazywał siebie homo erectus :P

 minęło wystarczająco dużo czasu, aby uznali się już za następne ogniwo łańcucha ewolucji

Trochę trudno to sprawdzić, ale niech tam XD

 Owszem, spora. Ludzi się dużo zrobiło, budować muszą wyżej. Również całkiem świadomy zabieg.

Aha.

 I oczywiście, że oldschool rządzi!

A jak!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Spokojnie, początkowo esefowo, a potem idziemy ku baśniowej konwencji, ze sznurową drabinką opuszczająca się ku Klarze, poprzez kopułę nad planetą. Statek i śmierć imieniem Alfred, jak ktoś juz zauważył, takie oldskulowe, łamiące wcześniejszą konwencję sf. Trochę mi tylko nie gra język tych nowych ludzi, bo skoro zmieniła się ich forma, to i wiele innych rzeczy musiało się zmienić. Ale nie oczekujmy cudów od szorta. Dodam, że dobrego szorta, nawet pomimo czepialstwa :)

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

 

PS.

Niektóre wystawiły nawet języki, próbując wyobrazić sobie tak gigantyczną roślinę.

 

Nie wiem co ma wystawianie języka do prób wyobrażenia sobie drzewa. To taki jakiś nowy zwyczaj u nowych ludzi?

 

Known some call is air am

Tak się zastanawiam… Żeby (d)ocenić wysokość budynku, to trzeba stanąć przed nim, zadrzeć głowę, odsunąć się, porównać z innymi punktami odniesienia… A na te wszystkie czynności potrzeba przestrzeni. W gęstym lesie nie ocenisz wysokości drzew, na podwórku-studni – wysokości kamienic.

Babska logika rządzi!

Cześć!

 

Bajka o ostatnim drzewie na ziemi, albo raczej ostatniej iskierce życia. Początek nieco zakręcony, smutna i niepokojąca wizja świata (tylko skąd oni tyle tego betonu wzięli)… w której się nieco pogubiłem, dojechawszy do poniższego fragmentu:

Słyszała już huczenie żagli Ostatniego Statku, który z Alfredem na pokładzie nadlatywał w stronę Ziemi.

Czyżby to było to nawiazanie? Jeżeli tak, może przydałoby się coś wytłumaczyć przed końcówką, bo dużo tych nitek.

Za to im bliżej końca, tym lepiej. Wszystko zaczyna pasować, dowiadujemy się nieco więcej o samej bohaterce i tajemniczym Alfredzie, który żegluje z kosa wśród gwiazd. Ostatni akapit bardzo celny:

I kiedy Ziemia pozostała tylko niewielką kulką w oddali, kopuła śmieci została rozerwana. Liście pierwszy raz od wieków dotknęły promieni słońca, a ludzkość w końcu ujrzała niebo, które wybrało właśnie ten moment, aby pęknąć.

 

Pozdrawiam i Powodzenia w konkursie!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Verus, patrzę przez okno i widzę świat, który opisałaś – jest szaro i ponuro, ale pocieszam się, że za kilka tygodni będę patrzyła na morze zieleni. A bohaterowie Twojego opowiadania zostali z jednym osobliwym drzewem…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Verus :)

 

Ładnie napisane opowiadanie. Chociaż mieszanka baśni z sci-fi to zupełnie nie mój klimat, podobnie jak historia z rodzaju tych, gdzie wszystko zostaje wyłożone już na samym początku tekstu, pozbywając czytelnika możliwości stopniowego odkrywania świata/bohaterów oraz wyciągania własnych wniosków. Niemniej jednak doceniam zarówno pomysł jak i wykonanie.

Zdarzyło się kilka takich niezręcznych miejsc w tekście.

 

Zebrane dzieci westchnęły chóralnie z zachwytem, podnosząc wzrok. Niektóre wystawiły nawet języki, próbując wyobrazić sobie tak gigantyczną roślinę.

Trudno sobie wyobrazić skalę wielkości tego typu w zamkniętym pomieszczeniu.

 

Poczuli to oboje: bicie serca Wszechświata, dotyk każdego kamienia, liścia i zwierzęcia.

Nie pasowało mi wspomnienie o kamieniach pomiędzy ewidentnie żywymi istotami (bijące serce również wskazuje na to, że o żywych organizmach jest tu mowa :P ).

 

Liście pierwszy raz od wieków dotknęły promieni słońca, a ludzkość w końcu ujrzała niebo, które wybrało właśnie ten moment, aby pęknąć.

To drzewo sprawiło, że niebo pękło, czy też dwa wydarzenia akurat zbiegły się w czasie? Za pierwszym razem pomyślałam o tej drugiej wersji, ale potem przestałam być pewna :)

 

Widziałam, że Tarnina wyłapała parę rzeczy, które też mi się napatoczyły, ale to już nie będę powielać.

 

Podsumowując udany szort, choć nie w moim guście :) Powodzenia w konkursie!

 

Cześć Verus !!!!

 

Super tekst! Pełno jest tu świetnych smaczków, mi na przykład bardzo podobało się jak drzewo szybko rosło. Fajne, bardzo fajne.

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Dzień dobry wszystkim i przepraszam, że tak długo czekacie na odpowiedzi! Rzeczywistość mnie pochłonęła (co się zdarza czasami zbyt często). :D

 

Tarnino, nadal niestety nie miałam czasu na porządnie usiąść do Twoich uwag, ale myślę, że ten moment przyjdzie w tym tygodniu. :D

Homo erectus też nie nazywał siebie homo erectus :P

Ale homo sapiens już wiedziało, że jest homo sapiens. Co teraz? :o

 

Outta, konstruktywne czepialstwo jest okej! Do statku i śmierci imieniem Alfred jestem dość przywiązana, więc zawsze mi miło, jak ktoś zwróci na to uwagę.

Nie wiem co ma wystawianie języka do prób wyobrażenia sobie drzewa. To taki jakiś nowy zwyczaj u nowych ludzi?

To może być moja bardzo stereotypowa wizja dzieci, które próbują intensywnie myśleć. :D

 

Finklo, niby nie ocenisz, ale będziesz wiedzieć, że jesteś w studni. A może mają jakieś mosty czy latające samochody, które czasami pozwalają na wszystko spojrzeć z góry? To szort, na tworzenie świata nie miałam wiele przestrzeni. ;)

 

Krar, dzięki za wizytę i ładne uwagi. Też mam wrażenie, że końcówka składa się do kupy bardziej. A skąd tyle betonu? Zburzyli góry, coś trzeba było z nimi zrobić. :D

Czyżby to było to nawiazanie? Jeżeli tak, może przydałoby się coś wytłumaczyć przed końcówką, bo dużo tych nitek.

Nawiązaniem, po prawdzie, jest sam Alfred i statek, ale to był taki drobiazg. O samym statku nigdzie tak naprawdę nie pisałam więcej.

 

Reg, ano właśnie świat za oknem zaczyna niepokojąco przypominać betonozę. Na szczęście my wciąż nie uważamy, że zniszczenie lasów to dobry pomysł. I gór też – za ładne są na to.

 

Arya, jako że nie w Twoim guście, tym bardziej cieszę się, że choć kilka pozytywów się znalazło. Pęknięcie nieba zbiegło się w czasie z pojawieniem się drzewa – i to zbiegło całkiem celowo. Klara zwraca uwagę, że pozwoliła sobie na ożywienie rośliny tylko dlatego, że Ziemia i tak wkrótce przestanie istnieć. Może powinnam to w tekście bardziej podkreślić. Za wskazane poprawki wezmę się hurtem z tarninowymi, jak tylko znajdę chwilę. Dzięki! :D

 

Dawid, fajnie, że Ci się tekst spodobał i że wyłapałeś jakieś przyjemne smaczki. :D Z opisem drzewa chwilę się zmagałam, więc miło, że dobrze wyszedł.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Początek spokojny i, można by rzecz, lekko sztampowy, ale tym mocniej kontrastuje z tym, co dzieje się potem, kiedy wydarzenia gwałtownie przyspieszają i gnają aż do spektakularnego finału. Ciekawa historia.

Pozdrawiam!

Tarnino, nadal niestety nie miałam czasu na porządnie usiąść do Twoich uwag, ale myślę, że ten moment przyjdzie w tym tygodniu. :D

A myślisz, że ja mam czas… ;)

Ale homo sapiens już wiedziało, że jest homo sapiens. Co teraz? :o

Homo sapiens, z właściwą sobie skromnością, sam się tak nazwał XD Ale dlaczego gatunek – następca miałby się sam nazywać po łacinie?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

W imię podtrzymywania tradycji poprzedników? Bo nie chce im się wymyślać nowych oficjalnych nazw dla milionów gatunków?

Babska logika rządzi!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Udane, ciekawe. Wydaje mi się, że odrobinę balansuje na poziomie tego, na ile można zostawić bez doprecyzowania postaci z Ostatniego Statku, ale chyba jednak w porządku, Zwłaszcza, ze budzi się tu mocne skojarzenie ze Snem i Śmiercią z „Sandmana”, nawet jeśli pisząc to, jeszcze nie znałaś komiksu (choć dość przewrotnie, bo rolę Śmierci wzięła sobie Życie, w dodatku opisywana trochę w sposób przywodzący na myśl inną komiksową postać, Potwora z Bagien, ale to już odrębna historia).

 

Co mi się podoba… Lekkość tego tekstu. Lekkość, choć mówi o sprawach poważnych. Takie łagodne, lekkie opowiadanie o końcu, apokalipsie postrzeganej jak „zwinięcie wszechświata”. No jest to najzwyczajniej w świecie ładnie napisane.

 

 

Hmm, mam bardzo mieszane uczucia. Na pewno na plus wyróżnia się sam zamysł: ostatnie spotkanie bogów i ludzi przed końcem wszechświata. Jest to coś, co teoretycznie powinno mocno do mnie przemówić, bo ma w sobie pewną mitologiczną głębię i patos właściwy wydarzeniom ostatecznym. Do tego tempo narracji jest dynamiczne, nie odczuwa się dłużyzn, a sama historia została opowiedziana bardzo przystępnie.

Natomiast pogubiłam się w szczegółach. Na początku dostajemy informację, że mamy tu do czynienia z ludźmi przyszłości, co zapowiada się intrygująco, ale ostatecznie niewiele się o nich dowiadujemy (poza tym, że są długowieczni). Zastanawia mnie też, co mogło się stać z górami; jesteśmy w stanie uwierzyć w wycinkę lasów, ale zniknięcie gór z powierzchni Ziemi brzmi już dość zagadkowo. I czy nikt z ludzi, przynajmniej naukowców, nie spodziewał się końca wszechświata?

Poza tym odniosłam wrażenie, że ekologiczne przesłania zostały podane w tekście trochę zbyt bezpośrednio i za pomocą nieco „widokówkowych” obrazków. Chyba zabrakło mi tu jakiegoś wejścia w szczegóły, które pogłębiłoby immersję i dobitniej pokazało, co stracili ludzie.

Tak że całościowo opowiadanie nie do końca mnie przekonało, zbyt dużo pytań pozostało bez odpowiedzi, ale doceniam dramatyzm i melancholię wizji. :)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Cześć!

Eee, miałam zniknąć na chwilę, zniknęłam na cztery miesiące. Przepraszam serdecznie, na moje usprawiedliwienie powiem, że się hajtałam i fakt ten okazał się bardziej absorbujący niż mogłam przypuszczać. Wiem, marna wymówka. ;)

Dziękuję Wam wszystkim za wizytę i mimo, że minęło już sporo czasu, czuję się w obowiązku odpowiedzieć na komentarze.

 

adam_c4, właściwie to nieco nawet taki efekt chciałam wywołać: odrobina klasyki przemieszana z czymś nowym. Nie mam nadal, czy proporcje odpowiednie, ale fajnie, że Ci się to spodobało. :)

 

Finklo, Tarnino, jeśli chodzi o łacinę, skłaniałabym się rzeczywiście do wyjaśnienia o łacinie jako języku, który był już w takich celach stosowany – dlaczego więc miałby się nie ostać też w przyszłości? Dziś na co dzień też przecież widuje się go głównie w podręcznikach.

 

Anet, to fajnie. :)

 

Wilku, tak się złożyło, że w międzyczasie i Sandmana przeczytałam – co zabawne, bo komentarz zobaczyłam dopiero teraz – i ciężko mi się nie zgodzić, właściwie tutejsze Życie i tamtejsza Śmierć wydają się podobne. :D Niestety, Potwora z Bagien nie miałam okazji przeczytać. Cieszę się, że przypadła Ci do gustu lekkość tekstu, na tym mi zawsze bardzo zależy.

 

Black_cape, rozumiem Twój punkt widzenia, choć muszę powiedzieć, że moim celem nie było tutaj wchodzenie w szczegóły – to trochę miało być “widokówkowe”, ale jestem świadoma, że nie do wszystkich coś takiego przemawia. Czy nikt się nie spodziewał – tego właściwie nie wiemy i ja też o tym nie myślałam. Może gdzieś tam naukowcy podejrzewali… ale to tylko muzeum. ;) W każdym razie dziękuję za opinię i na pewno wezmę sobie do serca, tym bardziej, że nad immersją staram się pracować, więc zawsze warto wiedzieć, kiedy nie do końca wyszła.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

No to samych fantastycznych wrażeń na nowej drodze życia. :-)

Babska logika rządzi!

Dziękuję pięknie! :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nowa Fantastyka