- Opowiadanie: mr.maras - Posłaniec

Posłaniec

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Posłaniec

Opowiem wam o dniu, kiedy Arbor zniknęło.

Chwilę wcześniej jarzyło się i migotało na przemian w pełnym spektrum fal elektromagnetycznych, oddziaływając na geometrię czasoprzestrzeni osiemdziesięciokilometrowym pniem z gigantyczną, fraktalną koroną barw nadziewaną kulami świetlistych osobliwości. Chłostało przestrzeń pędami wijących się jak korzenie tęczowych smug, czerpiących wprost z pierwotnych sił zalegających pod warstwami pól elementarnych lub pokładów ciemnej energii.

A przezroczysta bańka orbitala, wewnątrz której tkwiłem nagi, zbliżała się do Arbor pchana wiązką emitowaną przez stację tranzytową. 

Jak kropla deszczu opadająca na liść wiekowego dębu wśród migoczących gwiazd.

Naszła mnie wówczas reminiscencja nocy spędzonej nad rzeką i widoku drzewa pochylonego nad spokojnym nurtem. W tym wspomnieniu gwiazdy też świeciły wokół. Na niebie, odbite w tafli wody i kroplach rosy.

I naraz Arbor przepadło.

Spektroskopy orbitala nie zarejestrowały emisji promieniowania czy manipulacji czasoprzestrzenią – kosmiczne drzewo zniknęło tak nagle, jak się pojawiło.

Przez moment, zanim obraz dotarł na Ziemię, ten fakt pozostawał tajemnicą moją i Arbor. 

Pustka, którą poczułem, bolała, jakby ten wcześniejszy zachwyt ktoś brutalnie wyszarpał zimnym błyskiem anihilacji. I pierwsza myśl. Zawiodłem? Okazałem się niegodny?

Na holoekranie, który rozbłysł pod stopami, ujrzałem salę zgromadzeń Rady Światowej. Głowy falowały wzburzone. Pochylone ku sobie szemrały z niedowierzaniem.

Sama obecność Arbor nauczyła nas wiele, lecz kontakt z przybyszem zwiastował niewyobrażalny postęp i właśnie uświadomiliśmy sobie rozmiary straty.

Czym było naprawdę? Statkiem? Istotą? 

Zgadywaliśmy jedynie, że manifestacją innego życia. 

Przez kolejne dni ignorowało wezwania nadawane w każdej konfiguracji, na wszystkich falach i częstotliwościach. 

Byłem odpowiedzią na to milczenie. Wyselekcjonowany i namaszczony przez Radę. Emisariusz. Może ambasador. Zakładnik, jeśli zajdzie potrzeba. Dla takiego zaszczytu byłem gotowy na każde poświęcenie.

Teraz przypadła mi rola nagiego błazna wystawionego na pośmiewisko. A gdy Ziemia zerwała połączenie i ekran zgasł, pojąłem jak nieważny i niepotrzebny się stałem. 

Chwilę potem przyczajone na obrzeżach sektora jednostki zerwały się do lotu jak stado kanciastych kruków. Powinny dotrzeć za kilka godzin, ale ich detektory już węszyły. Na razie nieśmiało, ograniczone odległością. 

Wciąż miałem czas.

Zawróciłem orbital i pozwoliłem, by wiązka ściągnęła go do stacji tranzytowej. Jednocześnie podpiąłem implant do aparatu poznawczego orbitala i zanurzyłem się w pola klasyczne i kwantowe.

Wykorzystując zasięg sensorów stacji oraz okolicznych sond poszukałem zawirowań w oddziaływaniach cząstek. Anomalii. Obcej myśli przeszywającej kosmos. Zaburzenia continuum. 

I wreszcie znalazłem. 

Echo. Zerwaną nić. Drżenie pola prawdopodobieństwa. Zmarszczkę, której czas i oddziaływanie innych pól nie zdążyło wygładzić. 

Zachowałem to dla siebie.

Gdy złowrogie ptaki, jeden po drugim, dotarły na miejsce, po zmarszczce nie pozostał najmniejszy ślad. Na próżno czesały przestrzeń detektorami, na darmo przemykały przez punkt, w którym wcześniej przebywało Arbor.

Aż w końcu skapitulowały i odleciały na gałęzie dalekich orbit.

Wtedy ściany bańki zmętniały, a spryskiwacze oblekły moje ciało w nanoskafander i uruchomiłem połączenie z bazą danych stacji. Wiedziałem już czego szukać i wyśledziłem zakłócenie w rejestrach stacji i sond układowych.

Za każdym razem, kiedy Ziemia zwracała się ku Arbor półkulą zachodnią, przybysz posyłał na powierzchnię planety sygnał. Jednak cel, który wskazywała jego trajektoria, był zaskakujący. Wręcz urągał powadze sytuacji. 

Obcą formę lub załogę, interesowały przedmieścia NewLakeCity, czterdziestomilionowego miasta otaczającego Wielkie Jezioro Asteroidowe.

Czego szukał w stolicy Federacji Stanów Zachodnich gość z głębin wszechświata? Dlaczego odszedł bez jakiejkolwiek interakcji z mieszkańcami Ziemi? 

Wyciszyłem emocje i kierując się Drogą Ascendencji, której byłem pielgrzymem, poszukałem najprostszej odpowiedzi. Nie znalazł, bo nie szukał niczego, co mógłby tam znaleźć. Szukał czegoś, czego nie znalazł, bo tego tam nie było. Nigdy nie było lub już nie było. 

Nie wierzyłem, że Arbor się pomyliło i nie wiedziałem jak przeszukać nigdy. Zacząłem więc od łatwiejszej opcji – zajrzałem w przeszłość NewLakeCity. 

Z początku błądziłem w gąszczu informacji, ale gdy umieściłem cel na osi czasu, spłynęło na mnie olśnienie. Zaintrygowany odkryciem przywołałem z archiwum sensoryczne holo sprzed wieku. 

Po dłuższej chwili w przestrzeni orbitala wyświetlił się trójwymiarowy obraz lasu. W pobliskiej niecce połyskiwały w popołudniowym słońcu ciemne wody jeziora. Musnąłem grzbietem dłoni gładką powierzchnię i poczułem chłód. 

Była wczesna jesień. Łagodne wzgórza wznoszące się nad jeziorem, mieniły się złocistożółtymi pióropuszami liści przetykanymi ściegiem białych pni. Rozwarłem palce i przeczesałem korony drzew. 

Mierząc się z ogromem Arbor, byłem Guliwerem w krainie olbrzymów. Teraz, spozierając okiem satelity, Guliwerem wśród liliputów.

Powiększyłem holo i stanąłem pośrodku skąpanego w popołudniowym słońcu zagajnika. Informacje i nieznane słowa napływały zewsząd, z każdym symulowanym dotknięciem. Góry Wasatch. Fish Lake. 

Plik był stary, ale system orbitala wydobył z niego pełną gamę doznań. Uniosłem więc głowę ku szumiącym na wietrze koronom i odetchnąłem powietrzem przesiąkniętym zapachem jesiennej wilgoci. 

Wokół rozciągał się las topoli osikowej, populus tremuloides. A zarazem więcej niż las. Genet, osobnik zwany organizmem klonalnym. Tworzyły go tysiące identycznych genetycznie drzew, ramet. Właściwie pędów stanowiących całość pod względem morfologicznym i fizjologicznym.

Spojrzałem pod nogi i odgarnąłem stopą ściółkę. Potem kolejne warstwy gleby. Ujrzałem gęste kłębowisko systemu korzeniowego, polikormu.

Kiedy wiekowe drzewa umierały, powstawały prześwity, przez które intensywniej świeciło słońce, stymulując wzrost nowych pędów.

Odradzające się w ten sposób siedlisko mogło mieć nawet osiemdziesiąt tysięcy lat. Niektórzy twierdzili, że milion.

Wyciągnąłem rękę i dotknąłem spękanej kory najbliższego pnia, rozglądając się wkoło z zachwytem. Sto lat temu niezwykły makroorganizm porastał dziesiątki hektarów i liczył ponad czterdzieści tysięcy ramet. Sześć tysięcy ton życia, któremu ludzie nadali imię. 

Pando. 

Opiekowali się nim przez krótki czas, a potem zabili. 

To jego szukało Arbor.

Opuściłem zagajnik i spojrzałem na okolicę z lotu ptaka. Przyspieszyłem holo i ze zgrozą obserwowałem, jak naziemne maszyny dewastują, pogłębiają i utwardzają puretonem teren. A później latające maszyny, kawałek po kawałku, sprowadzają z orbity lodową asteroidę.

Wody Fish Lake przepadły w Wielkim Jeziorze Asteroidowym, a kiedy zakończył się proces sztucznej filtracji, na brzegu wyrosło miasto z metaszkła, bioplastiku i neometali.

Czym naprawdę było Pando? Dla Arbor czymś najważniejszym. 

A dla nas? 

Darem? Przekleństwem? Organicznym komputerem gromadzącym dane? A może symbolem przynależności do kosmicznej rodziny? 

Gdy orbital dokował do śluzy stacji, moje myśli kipiały. 

Niedługo potem Ziemia przypomniała sobie o mnie i wezwała do powrotu. Nie wracałem jednak z niczym. Nie dźwigałem już winy i wstydu sam. Doświadczałem ich z całą ludzkością, dzieliłem z minionymi pokoleniami. 

A głębiej tliła się satysfakcja, że na swojego posłańca złej nowiny Arbor wybrało właśnie mnie.

 

Koniec

Komentarze

Poetycka apokalipsa;)

Czyta się sprawnie, bo nie powiem że przyjemnie, biorąc pod uwagę zakończenie.

Moje ulubione zdanie to: “Jak kropla deszczu opadająca na liść wiekowego dębu wśród migoczących gwiazd.”

Poczułam samotność, bezradność i zdumienie bohatera. Za to satysfakcja jest mi obca;)

Technologiczne opisy robią wrażenie.

Lożanka bezprenumeratowa

Witam i dziękuję za wizytę oraz komentarz, Ambush, mimo że chyba pozbawiłaś mnie rekordu ;)

 

"Czyta się sprawnie" cieszy, tekst ma chyba dosyć ciężkie wejście. Fajnie, że mimo iż nie czytało się przyjemnie (mam nadzieję, że tylko ze względu na zakończenie) znalazłaś jakieś ulubione zdanie :) No i że odczucia bohatera trafiły. Z tymi "technologicznymi" opisami by nie przesadzał, to raczej efekciarski technobełkocik. 

Dzięki za klika!

 

edit. Apokalipsa?

Po przeczytaniu spalić monitor.

Hmm… Mam wrażenie przeczytania czegoś efektownie napisanego, ale o niezbyt rozwiniętej warstwie fabularnej. Nie było źle, ale krótko, powierzchownie, całość sprawia wrażenie bardziej kartki z kalendarza, scenki niż czegoś co mocno zapadnie mi w pamięć. Nie mogę powiedzieć, że napisane jest słabo, bo to nieprawda, ale zabrakło jakiegoś przytupu, żeby mnie poruszyło.

Ogólnie koncepcja że coś na kształt drzewa poszukuje na Ziemi jakiegoś swojego analogu wydaje mi się dość mocno ograna. Oczywiście nie chodzi o samo drzewo, bo to dość zaskakujące, ale raczej o założenie “kosmici szukają czegoś, co uznawaliśmy za banalne, tymczasem było naszym skarbem.

Przy okazji mam wrażenie przyplątało się trochę ekologicznego moralizatorstwa.

Wiem, że większość tego usprawiedliwiają założenia konkursu, ale szczerze mówiąc jako czytelnik mam to w nosie.

Nie żeby było źle, ale jest… umiarkowanie. Ot co.

W tysiącu słowach rozwijanie fabuły zazwyczaj ma małe szanse powodzenia. Zazwyczaj zwrot fabularny jest jeden – twist na koniec. Czyli przytup. Ja chciałem napisać coś innego. 

Czy to scenka? No tak, może nieco "epicka", bo akcja rozciąga się od kosmosu po "witrualne", ale opisane, miejsca na Ziemi, a jeszcze sięga stu lat w przeszłość. 

Analogu Arbor nie szukało. Raczej swojego "instrumentu" pozostawionego przed wieloma laty. Myślałem, że to będzie klarowne.

Ekologiczne moralizatorstwo? Ja mam poglądy proekologiczne i to dla mnie nigdy nie jest moralizatorstwo.

"Nie poruszyło", "mocno ograna", "mam to w nosie", "umiarkowanie". Obojętny czytelnik to nic dobrego dla autora, ale biorę na klatę, każda opinia jest cenna.

Dziękuję, Silverze, za cenne uwagi i wizytę.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Jakiego rekordu?

Lożanka bezprenumeratowa

Szedłem po rekord w liczbie odwiedzających, którzy nie zostawili żadnego komentarza :) Chyba zajrzało 25-26 osób nie zostawiając nawet słowa ;)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Ekhem. Aż musiałam sprawdzić, czy funkcjonuje taka forma jak "oddziaływając", bo pierwszy raz się z nią spotkałam. Ale wg słowników funkcjonuje, choć rzadko, więc zwracam honor :) "I pierwsza myśl. Zawiodłem?" – tu bym chyba postawiła dwukropek przed ową myślą. "Sto lat temu niezwykły makroorganizm porastał dziesiątki hektarów i liczył ponad czterdzieści tysięcy ramet." – skoro wcześniej "ramet" było kursywą, to wydaje mi się, że w tym miejscu chyba też powinno. "Niedługo potem Ziemia PRZYPOMNIAŁO sobie o mnie i wezwała do powrotu." – a tu literówka. Ten "efekciarski technobełkocik" trochę mi zjadł mózg (to chyba jeden z głównych powodów, dla których nie jestem fanką takich es-efów), ale jakby go pominąć, to czytało się nawet nieźle, choć trudno. W ogóle wszystko opisałeś bardzo plastycznie, z łatwością wyobrażałam sobie kolejne sceny. To lubię :) Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

Witaj, NaNa. Dzięki za wizytę, lekturę i solidny komentarz.

No właśnie. Ja użyłbym “oddziaływując” ale mi komp poprawiał aż się wkurzyłem, sprawdziłem i trafiło mnie coś takiego w poradni PWN:

“Forma oddziaływuje wciąż uchodzi za błąd, choć jest częstsza od książkowego wariantu oddziaływa. Najbezpieczniejszy jest wariant neutralny – oddziałuje”.

Sam się zdziwiłem. Zwłaszcza, że Google mi poprawiał tak, a “sprawdzacze” internetowe na odwrót.

Oddziałuje zupełnie mi nie pasowało tutaj więc dałem to nieszczęsne oddziaływając.

Nad dwukropkiem pomyślę. “Ramet” za pierwszym razem jest jako jedno z tych wspomnianych obcych słów wyskakujących z holo, potem nie jest już obce dlatego bez kursywy. Pomyślę jeszcze.

Za wskazanie literówki dziękuję.

Fajnie, że opisy wydały się plastyczne i pomagały wyobrazić sobie obrazy z tekstu. S-f to nie jest, raczej space opera, nie zrażej się do gatunku moimi podróbkami. A ten technobełkocik miał dodać klimatu i “przenieść” czytelnika w miarę odległą przyszłość.

 

.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Ech, Marasie, mam wrażenie, że przedobrzyłeś. Odniosłam wrażenie, że w pierwszej części tekstu postawiłeś sobie za cel upchnąć jak najwięcej określeń wziętych z podręcznika do spektrofotometrii. Ja z kolei próbowałam znaleźć w tym sens, zastanawiałam się czemu emisja fal elektromagnetycznych miałaby wpływać na geometrię czasoprzestrzeni, ale gdzieś przy pierwotnych siłach spod pokładów ciemnej energii zwątpiłam. Wyjątkowo niefortunne też wydało mi się użycie słowa “orbital” jako kapsuły kosmicznej w tekście, gdzie odwołujesz się m.in. do kwantów. Mylące. Upychanie jeszcze w to “przedrostków, których jedynym zadaniem jest zasugerowanie, że mamy sf w przyszłości” (jak nano– czy holo-) sprawiło, że zaczęłam w pewnym momencie odbierać tekst jako autoparodię.

Sam pomysł – kosmiczny przybysz, który przybył po swój “sprzęt” i po tym, jak ludzie go zniszczyli to ich olał i odszedł ‘bez słowa’ – jak dla mnie, ciekawy. Zwłaszcza, że wykorzystałeś realnie istniejący organizm (wyguglałam sobie Pando, wcześniej nie wiedziałam o jego istnieniu). Za to masz plusa. Myślę, że to mógł być naprawdę dobry szort, gdybyś trochę poskromił tę chęć “szpanowania”.

Analogu Arbor nie szukało. Raczej swojego "instrumentu" pozostawionego przed wieloma laty. Myślałem, że to będzie klarowne.

 

Nie było, ponieważ założyłem z góry, że gdyby pando miało być instrumentem badawczym czy jakimś rodzajem maszyny obcych, to byłoby przyzwoicie bronione. Trudno mi uwierzyć w jakiś obcy super-bio-komputer, który Jacek z Wackiem wycinają prymitywnymi siekierkami :)

Prędzej spodziewałbym się “zakazanej puszczy”, do której nikt nie chodzi, bo w środku mieszkają “Bogowie”. I z której nikt żywy nie wychodzi.

Dlatego założyłem, że “drzewo” z kosmosu popełnia błąd w założeniach i próbuje szukać na Ziemi czegoś podobnego do siebie, co wypatrzyło wcześniej, może przez jakieś teleskopy – nie wiem. To mi przyszło do głowy.

Podobnie jak ludzie, którzy przylatując na obcą planetę też pewnie szukaliby inteligentnego życia w postaci ssako– lub dalej zwierzopodobnych twórów, a nie rozumnego zgrupowania kryształów, myślącej kolonii bakterii czy medytujących grzybni.

Hej! Mam takie postanowienie noworoczne, żeby choć trochęwrocić na Fantastykę, bo lubię :P

Wczoraj mnie naszło, postanowiłem, że zacznę od pierwszego tekstu, który zobaczę na szczycie poczekalni. Paczę: mr maras. No i jestem dziś z komentarzem.

Bardzo mi się spodobało. Opisanie Arbor przy pomocy efekciarskich, fizycznych pseudo(?)zjawisk działa na wyobraźnię. Coś mi się widzi, że miałeś niezły ubaw pisząc ten zlepek o polach i osobliwościach – wyszło trochę bajkowo wręcz, świetna sprawa. Ale bajkowo wyszło tylko w tym miejscu. Cała reszta ma nastrój podniosły, pasujący do takiego faaaaar future – trzyma się to, za przeproszeniem, kupy.

 

Próbując dojść, czym jest Pando w tej historii, zerknałęm na komentarze wyżej i zupełnie nie trafiłem w “instrument”, o którym piszesz. Wydawało mi się, że to ludzkość przez przypadek stworzyła coś, co Arbor uznało za niezwykle cenne, ale ponieważ zostało zniszczone, szansa na kontakt i rozwój technologiczny przepadła. 

Dla mnie tekst jest o postludziach, ale okazuje się, że ci postludzie niespecjalnie się różnią od nas. Rozwój technologiczny niekoniecznie pociągnął za sobą zmianę mentalności i niszczycielske zapędy naszego gatunku są trwale zakorzenione i nie da się ich pozbyć.

Dla mnie to jest niepotrzebne, bo czytelnik i tak się zastanawia, czym to Pando było, a te wyłożone trochę łopatologicznie spekulacje i tak prowadzą donikąd i brzmią jak mało subtelna próba naprowadzenia na coś czytelnika:

Czym naprawdę było Pando? Dla Arbor czymś najważniejszym. 

A dla nas? 

Darem? Przekleństwem? Organicznym komputerem gromadzącym dane? A może symbolem przynależności do kosmicznej rodziny? 

 

Widzę, że Bella zwróciła uwagę na orbital. Mnie też on tu trochę nie siedzi, ale nie mam dobrego pomysłu na alternatywę. Orb?

 

Podsumowując: naprawdę udane “cacuszko”, impresja, ruchomy obraz w futurystycznym holo. 

 

 

Witam, Ballatrix. A wiesz, że nie sięgałem do żadnego podręcznika, tylko sobie pojechałem z wyobraźni? Cały ten „technobełkocik” miał za zadanie zrobić klimat spaceoperowy. Lubię od czasu do czasu pofolgować takim odjechanym opisom, co najwyraźniej widać w „Drugiej stronie osobliwości”, zgodnie z duchem trzeciego prawa Clarke'a „Każda wystarczająco zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii".

Co do emisji fal i grawitacji – tam jest przecinek „migotało na przemian w pełnym spektrum fal elektromagnetycznych, oddziaływając na geometrię czasoprzestrzeni” i to miało występować w sensie, migotał i przy tym jednocześnie/równolegle oddziaływał, ale chyba forma oddziaływając sugeruje jakieś powiązanie. Coś tu wymyślę, żeby się tak nie kojarzyło, dzięki za zwrócenie uwagi na ten zgrzyt.

Tak czy siak, całość miała sprawiać wrażenie technologii nieco dalszej przyszłości. Ciężko sobie przecież wyobrazić jakikolwiek „receptory” wglądające w rzeczywistość na poziom kwantów i jeszcze mieszczące się jakiejś stacji czy pojeździe.

A widzisz, słowo orbital bardzo mi przypasowało. Powłoka pojazdu, będąca czymś pośrednim między polem, sferą (orbitą) jakichś sił/cząstek – to też część tej „magii technologicznej". Wszystko w ramach klimatu :). Wszystkie te przedrostki holo czy nano mogą wydać się groteskowe, ale mam wrażenie, że właśnie tak będzie się wciąż mówiło na pewne gadżety. Przecież hologram czy nanomaszyny lub biotworzywa już występują, więc dlaczego miałyby zniknąć i nie występować w języku za ileś tam lat?

Co do szpanowania. To tylko space opera na 1000 słów z ekologicznym przesłaniem. Miałem ochotę sobie „poszpanować” z tej okazji. Dla klimatu oraz kilku odjechanych opisów, które miały wywołać swędzenie wyobraźni.

Dzięki za wizytę oraz merytoryczny i rozbudowany komentarz. No i za klika :).

 

Edit.  Żeby tę rownoległość członów opisu podkreslić, zmieniłem na formę “oddziaływało” i dałem średnik. To chyba pierwszy średnik jaki postawiłem w życiu.

Edit.2. Wywaliłem średnik i dałem “i”.

Edit.3. Nie no wywaliłem to i bo już było i i dałem po prostu przecinek.

Edit. 4. Wracam do pierwszej wersji. Tam jest przecież, że oddziaływało pniem. 

 

Hej, Silverze :) Fajnie podyskutować z kimś dociekliwym :)

 

Nie było, ponieważ założyłem z góry, że gdyby pando miało być instrumentem badawczym czy jakimś rodzajem maszyny obcych, to byłoby przyzwoicie bronione. Trudno mi uwierzyć w jakiś obcy super-bio-komputer, który Jacek z Wackiem wycinają prymitywnymi siekierkami :).

A widzisz, ja na to inaczej spojrzałem. Arbor jest zupełnie obce, inne, odmienne, inaczej myśli i działa. A Pando przetrwało na Ziemi albo kilkadziesiąt tysięcy, albo nawet milion lat zdaniem części badaczy. Czyli jest w sumie cholernie odporne na zniszczenie. Może obcy, zamiast budować megawytrzymałe instrumenty (ale zauważ, że umyślnie nie tłumaczę czym było Pando i czym jest Arbor, żeby w tej historii była jakaś tajemnica”) „produkują” instrumenty odradzające się na przekór niszczącemu środowisku? Pomyśl, milion lat… Jakie ludzkie instrumenty (poza naszymi kośćmi) przetrwają taki czas? Po drodze były m.in. epoki lodowcowe i inne katastrofy, a Pando trwało. I dopiero umyślne zniszczenie przez nieświadomego znaczenia Pando człowieka, którego przecież milion lat temu nie było, unicestwiło ten instrument.

 

Łosiocie!

 

Hej! Mam takie postanowienie noworoczne, żeby choć trochę wrocić na Fantastykę, bo lubię :P

– Witaj, Łosiocie! Bardzo fajne postanowienie. Cieszy mnie niezmiernie Twój powrót :)

 

Wczoraj mnie naszło, postanowiłem, że zacznę od pierwszego tekstu, który zobaczę na szczycie poczekalni. Paczę: mr maras. No i jestem dziś z komentarzem.

– No to miałem rzeczywiście fuksa :)

 

Bardzo mi się spodobało. Opisanie Arbor przy pomocy efekciarskich, fizycznych pseudo(?)zjawisk działa na wyobraźnię. Coś mi się widzi, że miałeś niezły ubaw pisząc ten zlepek o polach i osobliwościach – wyszło trochę bajkowo wręcz, świetna sprawa. Ale bajkowo wyszło tylko w tym miejscu. Cała reszta ma nastrój podniosły, pasujący do takiego faaaaar future – trzyma się to, za przeproszeniem, kupy.

– No i widzisz. Już się zaczałem martwić, że zupełnie nie trafiłem i nikt nie odbiera moich intencji zgodnie z zamierzeniami, a tu wpada Łosiot i dokładnie te intencje odgaduje. I naprawdę nie mówię tego, bo twierdzisz, że Ci się bardzo podobało. Tylko dlatego, że najzwyczajnie w świecie taki był sprytny plan autora. Trzecie prawo Clarke'a "tachnologia jak magia", plastyczne i odjechane opisy speceoperowe jako pożywka dla wyobraźni. Cieszy mnie, że ktoś to zauważył, bo wyglądało na to że całkiem nie wyszło i jest to nieczytelne. Ale fakt, ubaw miałem spory :)

 

Próbując dojść, czym jest Pando w tej historii, zerknałęm na komentarze wyżej i zupełnie nie trafiłem w “instrument”, o którym piszesz. Wydawało mi się, że to ludzkość przez przypadek stworzyła coś, co Arbor uznało za niezwykle cenne, ale ponieważ zostało zniszczone, szansa na kontakt i rozwój technologiczny przepadła. 

– Naprawdę ciekawa interpretacja. Mógłbym oczywiście powiedzieć, że też jest możliwa, wszak bohater też nie ma pojęcia czym było Pando, ale nie będę ściemniał, zamierzyłem ja bardziej jako coś, co cywilizacja Arbor zostawiła na Ziemi w odległej przeszłości.

 

Rozwój technologiczny niekoniecznie pociągnął za sobą zmianę mentalności i niszczycielske zapędy naszego gatunku są trwale zakorzenione i nie da się ich pozbyć.

– Dokładnie tak. Miał być przy tym przekaz proekologiczny, który Silver odebrał jako moralizatorstwo. 

 

Dla mnie to jest niepotrzebne, bo czytelnik i tak się zastanawia, czym to Pando było, a te wyłożone trochę łopatologicznie spekulacje i tak prowadzą donikąd i brzmią jak mało subtelna próba naprowadzenia na coś czytelnika.

– Nie chciałem przesadzić z tajemnicą, a poza tym świadomie pdsuwam najbardziej prawdopodobne sugestie na temat czym było Pando.

 

Widzę, że Bella zwróciła uwagę na orbital. Mnie też on tu trochę nie siedzi, ale nie mam dobrego pomysłu na alternatywę. Orb?

-Tłumaczę to wyżej w odpowiedzi dla Belli. Orbital, powłoka atomowa, sfera jak chmura elektronowa, coś jak pole, rozmazany ruch cząstek tworzących osłonę. Założyłem, że czytelnik sobie założy ;), że ludzie przyszłości z jakiegoś mniej więcej powodu nazwą ten "pojazd"/bańkę orbitalem na podobieństwo powłok atomowych. No i fajnie brzmi (i niezła kapela).

 

Podsumowując: naprawdę udane “cacuszko”, impresja, ruchomy obraz w futurystycznym holo. 

– Za "udane cacuszko" dziękuję, ale chyba nie jest tak całkiem udane, skoro Bella czy Silver psioczą. Ale tak, ta "impresja, to rychomy obrazek w futurytycznym holo" wspaniale oddaje istotę/ducha tego szorta. 

Dzięki, Łosiocie, za ten pocieszający i podnoszący na duchu komentarz :) oraz klika :)

 

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Hej, Silverze :) Fajnie podyskutować z kimś dociekliwym :)

 

Raczej upierdliwym ;)

 

A widzisz, ja na to inaczej spojrzałem. Arbro jest zupełnie obce, inne, odemienne, inaczej myśli i działa. A Pando przetrwało na Ziemi albo kilkadziesiąt, albo nawet milion lat zdaniem części badaczy. Czyli jest w sumie cholernie odporne na zniszczenie. Może obcy, zamiast budować megawytrzymałe instrumenty (ale zauważ, że umyślnie nie tłumaczę czym było Pando i czym jest Arbor, żeby w tej historii była jakaś tajemnica”) „produkują” instrumenty odradzające się na przekór niszczącemu środowisku? Pomyśl, milion lat… Jakie ludzkie instrumenty (poza naszymi kośćmi) przetrwają taki czas? Po drodze były m.in. epoki lodowcowe i inne katastrofy, a Pando trwało. I dopiero umyślne zniszczenie przez nieświadomego znaczenia Pando człowieka, którego przecież milion lat temu nie było, unicestwiło ten instrument.

 

Ale ja to rozumiem. Zdaje sobię sprawę z tego, że obcy, szczególnie tacy bardzo odlegli biologicznie, mogą mieć zupełnie inny rodzaj zachowań, niż skłonni bylibyśmy przypuszczań. Mogą mieć bardzo odmienną świadomość, a może nawet wcale jej nie mieć, jak w ˇŚlepowidzeniu”. Ich zachowania mogą być wręcz absurdalne – przecież nawet ludzie czasem się zachowują dziwacznie i nielogicznie, np. pod wpływem systemu wierzeń albo jakichś trudnych do zaakceptowania tradycji.

Nie widzę przeszkód, żeby takie kosmiczne drzewopodobne coś nie miało systemu przekonań, który zakazuje czy nakazuje jakieś czynności.

Także pod względem wiarygodności itd. – okej. Ja po prostu tłumaczę, dlaczego poczyniłem pewne założenia. Jako czytelnik jestem cżłowiekiem i spodziewam się pewnej dozy człowieczeństwa ze strony uczestników opowiadania. To podświadome. 

Nie widziałem związku między pando i arbor, bo tak po ludzku rozumowałem, że pewnie by je broniło/chroniło/zemściło się za zniszczenie. Tak zrobiłby człowiek.

I tak, wiem, że to nie człowiek :)

No to znaczy, że się rozumiemy wzajemnie. Faktycznie i z premedytacją, mimo znajomej formy drzewopodobnej, starałem się przedstawić Arbor jako coś obcego, zapierającego dech w piersiach i potężnego, ale odmiennego i niezrozumiałego. Po to był ten ciężki wstęp z opisem.

Coś jednak musi niedomagać w tekście, skoro ten związek Arbor-Pando niektórym umyka, np. Łosiot dla odmiany interpretował jeszcze zupełnie inaczej, a z drugiej strony miała być w tym wszystkim zamierzona tajemnica, bohater sam nie wie co zoabczył i jak to interpretować, a nawet ta różnorodność interpretacji u czytelników może być zaletą tekstu :)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Interesujący pomysł na tekst konkursowy.

Też mi się wydawało, że trochę się popisujesz, ale nie w tej części o Arbor, tylko o Pando. Tu trochę zajechało cytowaniem podręcznika.

Aż się zaczęłam zastanawiać, co by Arbor zrobiło, gdyby znalazło Pando. I dlaczego tak długo szukało, że Ziemianie zdążyli tam wysłać ambasadora? Nie wystarczyło raz rzucić okiem (czy innym liściem)?

I w sumie ciekawe, że taki wielki organizm klonalny tyle czasu ciągnie. Toż to kwintesencja monokultury i powinna ulec pierwszej chorobie, pierwszemu pasożytowi. Cud, że się trzyma…

Babska logika rządzi!

Witam, Finklę :)

 

Też mi się wydawało, że trochę się popisujesz, ale nie w tej części o Arbor, tylko o Pando. Tu trochę zajechało cytowaniem podręcznika.

No tam mamy w zasadzie dane z bazy danych, które bohater poznaje wraz z czytelnikiem. Starałem się to poprzetykać fabularnymi akcentami, żeby nie wyszedł infodump masakryczny. A uznałem, że fajnie to Pando przybliżyć przy okazji. Bo to cud niespotykany. Ja tak o drzewach, łażąc po takim lesie, niegdy bym nie pomyślał, że to jeden czort wielki. Zazwyczaj są przecież jakieś nasionka (topola osikowa jest dwupienna, ma osobne drzewa z kwiatami żeńskimi i męskimi), a tam te wszystkie drzewa to nie "dzieci" tylko wciąż ten sam organizm.

 

Aż się zaczęłam zastanawiać, co by Arbor zrobiło, gdyby znalazło Pando. 

Fajnie, że wywołałem taką reakcję :)

 

I dlaczego tak długo szukało, że Ziemianie zdążyli tam wysłać ambasadora? Nie wystarczyło raz rzucić okiem (czy innym liściem)?

Przed przycięciem lekkim była wzmianka, że to trwało kilka dni. Nie było daleko od Ziemi, pewnie Arbor sprawdzało i sprawdzało i niedowierzało i klęło pod koroną: "złamana łodyga, gdzieś tu było jak je zostawialiśmy milion lat temu!"

 

I w sumie ciekawe, że taki wielki organizm klonalny tyle czasu ciągnie. Toż to kwintesencja monokultury i powinna ulec pierwszej chorobie, pierwszemu pasożytowi. Cud, że się trzyma…

Podobne jest także np. siedlisko karłowatych świerków na Tasmanii. A największa pozostaje grzybnia w Oregonie. Ostatnio śmignął mi artykuł właśnie na temat tych wielgachnych i wiekowych grzybów w kontekście stwierdzenia u nich niezwykle rzadkich mutacji komórkowych. Nieprawdopodobnie rzadkich.

Dziękuję za fachowy komentarz.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Prawda, aspekt edukacyjne na plus.

Na grzybach to chyba niewiele rzeczy pasożytuje. Ale drzewa to bardzo łakomy kąsek.

Edytka: A jaki tam fachowy…

Babska logika rządzi!

No tak. Tymczasem Pando obumiera z powodu przegonienia wilków i teraz głównie jelenie żrą młode pędy Pando i nie nadąża z odrastaniem. Ale przeżyło sporo już w swojej historii. Takie topole lubią rosnąć tam, gdzie był np. pożar i tam gdzie inne drzewa nie bardzo chcą rosnąć. 

Edytka. Fachowy bo kilka świeżych aspektów poruszyłaś w kilku zdaniach.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Miś przeczytał. Ciekawy pomysł na kontakt.

Dzięki za wizytę i lekturę, Koala75. Cieszę się, że zaciekawiło.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Hej, hej

Jako osoba, która s-f (i space operę) raczej omija, poczułem się przygnieciony słownictwem tego tekstu. Włożyłeś tu tak wiele pojęć, że mogę tylko zazdrościć, ale w moim przypadku było ich nieco za dużo. Nie wiem, może miałeś zamiar je wykorzystać, by pokazać daleką przyszłość, postęp technologiczny przeciwstawić naturze albo zwiększyć dystans między człowiekiem a przyrodą? W każdym razie czuć taką obcość i syntetyczność tekstu.

Sama fabuła jest prosta, ale wiadomo, jaki to konkurs. Pomysł na drzewnego obcego, szukającego wielkiego organizmu na Ziemii, całkiem ciekawy. Natomiast żałowałem, że nie poznaliśmy nic więcej o motywach tych poszukiwań. Z drugiej strony to też podkreśla odmienną naturę Arbor.

Dobre zakończenie. Klimatyczne.

Z kapci nie wyrwało, ale to dobry tekst (mnie do s-f w ogóle trudno przekonać).

Pozdrawiam, klikam i znikam.

Witaj, Zanaisie, miło, że zajrzałeś :)

 

Jako osoba, która s-f (i space operę) raczej omija (…)

Zanaisie, po prostu prawdopodobnie trafiłeś na niewłaściwe tytuły. Dobra s-f na pewno się obroni w Twoich oczach. Może np. taki "Hyperion" podejdzie? Albo "Ślepowidzenie"? Polecam.

 

Nie wiem, może miałeś zamiar je wykorzystać, by pokazać daleką przyszłość, postęp technologiczny przeciwstawić naturze albo zwiększyć dystans między człowiekiem a przyrodą? 

Tadam! Super, że zwróciłeś na to uwagę (jako pierwszy). Opisy wybujałej techniki vs. opisy przyrody, ale jak w symbolu yin-yang. Trochę przyrody w technice i trochę techniki w przyrodzie ;). Poniekąd tak to było zamierzone :)

W każdym razie czuć taką obcość i syntetyczność tekstu.

Jak dla mnie to super, że to wyczuwasz. Obce Arbor, przyszłość też jakby obca, tylko ludzie tacy sami.

 

Z kapci nie wyrwało, ale to dobry tekst (mnie do s-f w ogóle trudno przekonać).

Wyrywanie z kapci to mi raczej nigdy nie wychodziło, ja prosty czeladnik jestem.

 

Dzięki za komentarz i klika! Pewnie wyląduję i pod Twoim tekstem niedługo.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Myślę, że miałeś fajny pomysł i napisałeś całą opowieść tak, że czyta się ją naprawdę nieźle, jednakowoż nie ukrywam, że jak na mój rozum rzecz wybrzmiała zbyt uczenie, skutkiem czego chyba nie wszystko pojęłam.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Co mi po fajnym pomyśle, Reg, skoro wytrawna czytelniczka zwierza się, że z powodu nadmiaru uczonego brzmienia nie jest pewna czy wszystko pojęła : (. Tak naprawdę, to nie są żadne uczone słowa, tylko taka “otoczka” bajerancka, technobełkocik, że to niby jest taka fikuśna spece opera, daleka przyszłość, rozwinięta technologia, obca forma przenikająca materię itd. No i plastycznie miało być, klimacik odpowiedni.

Ale pocieszające jest to, że się czytało nieźle :)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Technobełkocik, powiadasz Marasie…

Cóż, bełkocik także nie jest niełatwo pojąć, a jeśli dodamy do tego to, na czym całkiem się nie znam, czyli techno, no to co tu dużo mówić – zrozumienie nie chce się włączyć. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja też wyrosłem z brzmienia techno ;)

Po przeczytaniu spalić monitor.

A ja nigdy nie próbowałam w nie wrosnąć i przeszłam mimo, wolę bowiem brzmienie chrząszcza w trzcinie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Och, to był taki żart nawiązujący do brzmienia i technobełkociku. W rzeczywistości, choć techno zdarzało się gdzieś w tle w czasach młodzieńczych, zawsze byłem zwolennikiem innych brzmień. Raczej gitarowych i ciężkich dźwięków lub dla odmiany mocno klimatycznych i odjechanych. Chrząszcz w trzcinie w sumie wpisuje się w klimatczyne i odjechane, a najedzony chrząszcz to nawet i w ciężkie, ale żadnej płyty chrząszcza w trzcinie niestety nie miałem.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Chrząszcz w trzcinie w sumie wpisuje się w klimatczyne i odjechane…

Czy dobrze rozumiem, że brzmienie chrząszcza wiąże się z odjechanym klimatem matczynym?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jeśli chrząszcz jest samiczką… ;-)

Babska logika rządzi!

No tak… Hmm. Bardzo klimatyczne matki miałem na myśli. U Finkli w szorcie jest za to klimatyczny ojciec…

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Kontakt. Taka rzecz zawsze mnie elektryzuje!

"Cholera jasna", przeklęłam w myślach, gdy przeczytałam drugi i trzeci akapit, taka była moja reakcja. Lekko przesadziłeś. ;-)

Potem zastopowało zdanie o orbitalu, hmm, trudno mi było to „ogarnąć”, bo ani poziom atomowy, ani molekularny, w dodatku ten orbital przezroczysty.

 

Sam koncept bardzo mi się spodobał, choć wykonanie (nie techniczne – dodam) – jak dla mnie zbyt przekombinowane i zmetaforyzowane. Wrażenie – niektóre porównania są super, inne zbyteczne. Oj, cięłabym po niektórych sformułowaniach jak diabli. Druga rzecz, to kolejność poszczególnych elementów tekstu: wrażenia bohatera i akcja. Akcję dałabym przed utratą.

Pando, topola osikowa w Utah, 47k drzew, "The Trembling Giant" najstarszy organizm, młodsze drzewa nadjedzane przez jeleniowate, a starsze przez zmianę klimatu. Bardzo ciekawe, dzięki!

 

Skarżypytuję do biblio za trzy sprawy: koncept (nietuzinkowy, chodzi mi o całość, a nie tylko organizm i „organizm” oraz wiedzę); wbrew pozorom – za fabułę, bo dla mnie ona jest; za odczucia i sytuację bohatera; język, tj. słowa (choć tu niekiedy "spauzowałabym").

 

Powodzenia w konkursie!

 

Dam skojarzenie z naszej puszczy. Przy martwych drzewach (tzw. piastunkach) chowają się na przykład dęby, aby nie zostać przeżute przez jeleniowate. Dlaczego? Wilki i rysie, np w Polsce, ale w ogóle drapieżniki często przebywają przy zwalonych drzewach, więc takie miejsca odstraszają zwierzęta roślinożerne  i młodziaki  mogą spokojnie wzrastać, nie bojąc się zagryzienia. Skąd one to wiedzą i czy przypadkowe – jednoznacznych badań brak.

Fot. A.Wajrak

 

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Może próbują wyrosnąć wszędzie (gdzie nie spadają żołędzie, jeśli rok w nie obfituje?), ale tam nic ich nie wyżera?

Babska logika rządzi!

Witam Asylum. Dziękuję za lekturę oraz długi i ciekawy komentarz.

 

Kontakt. Taka rzecz zawsze mnie elektryzuje!

Tylko nie wkładaj tam widelca!

 

"Cholera jasna", przeklęłam w myślach, gdy przeczytałam drugi i trzeci akapit, taka była moja reakcja. Lekko przesadziłeś. ;-)

Być może. Ale to miało być taki efekciarski, spaceoperowy, plastyczny opis, pożywka dla wyobraźni z podwyższonym progiem wejścia. Dlaczego czytelnik ma być traktowany jak leniwe dziecko prowadzone za rękę? Niech się wbija w świat i odkrywa po kolei o co chodzi. To jest szort, nie ma czasu na rozbiegówki. 

 

Potem zastopowało zdanie o orbitalu, hmm, trudno mi było to „ogarnąć”, bo ani poziom atomowy, ani molekularny, w dodatku ten orbital przezroczysty.

Już tłumaczyłem (pewnie nieudolnie), że to jakaś sfera, pole, inna technologia, a ludziska mają naprawdę dziwne ścieżki wymyślania nazewnictwa dla różnych urządzeń czy zjawisk, zwłaszcza w różnego rodzaju żargonach itp. Nie było miejsca na przedstawianie etymologii, a nazwa wydała mi się efektowna, pasująca do space-opery i w odległy sposób oddające zamysł "skorupy" pojazdu – pola, powłoki itp. Ale jak widzę, sporo osób na tym się zawiesza niestety.

Sam koncept bardzo mi się spodobał, choć wykonanie (nie techniczne – dodam) – jak dla mnie zbyt przekombinowane i zmetaforyzowane. 

Niedawno pisałem prościutkim językiem opowiadanie świąteczne. A że nie lubię tkwić w jednym korycie, to sobie wymyślam i próbuję coś skrobnąć raz tak, raz siak. Pomaga w rozwoju. Ale ogólnie zaazwyczaj staram sie pisać prosto i przejrzyście, więc za swoje metafory nie ręczę.

 

Wrażenie – niektóre porównania są super, inne zbyteczne. Oj, cięłabym po niektórych sformułowaniach jak diabli. 

To już indywidualna sprawa. Oczywiście widzę, że sporo osób zwraca uwagę na to, że przesadziłem. No cóż. Przynajmniej ja sam się dobrze bawiłem pisząc te opisy i wymyślając porównania :)

 

Druga rzecz, to kolejność poszczególnych elementów tekstu: wrażenia bohatera i akcja. Akcję dałabym przed utratą.

No tutaj oczywiście nie poradzę. Zawsze można napisać po swojemu i inaczej, lepiej, gorzej. To już wybory autora. Trafione lub nietrafione.

 

Pando, topola osikowa w Utah, 47k drzew, "The Trembling Giant" najstarszy organizm, młodsze drzewa nadjedzane przez jeleniowate, a starsze przez zmianę klimatu. Bardzo ciekawe, dzięki!

Tak, to fascynujący orgaznizm. Mam nadzieję, że przeżyje kolejne tysiące lat.

 

Skarżypytuję do biblio za trzy sprawy: koncept (nietuzinkowy, chodzi mi o całość, a nie tylko organizm i „organizm” oraz wiedzę); wbrew pozorom – za fabułę, bo dla mnie ona jest; za odczucia i sytuację bohatera; język, tj. słowa (choć tu niekiedy "spauzowałabym").

 

Dziękuję za kopa bibliotecznego (opowiadanie wpadło do biblio po Twoim kliku :)) Cieszę się, że znajdujesz tu fabułę, bo rzeczywiście chciałem żeby tu była widoczna jakaś fabuła :). Nietuzinkowy koncept też brzmi fajnie dla autora fantastyki. No i miło mi, że doceniasz język i bohatera. 

 

Dam skojarzenie z naszej puszczy (…)

Fajny i ciekawy przykład. Trzeba będzie o tym więcej poczytać. Muszę też wreszie sięgnąć po "Sekretne życie drzew" Wohllebena.

 

Finkla.

 

Może próbują wyrosnąć wszędzie (gdzie nie spadają żołędzie, jeśli rok w nie obfituje?), ale tam nic ich nie wyżera?

Kto to wie? Np. pomidory wysyłają do krzaka sygnał, że są pożerane, cholera wie co tam sobie myślą i planują drzewa…

Po przeczytaniu spalić monitor.

Tylko nie wkładaj tam widelca!

Sprobuję z plastikowym, lecz najpierw sprawdzę skład, czy ok i nie ma niebezpiecznych domieszek.  xd

Dlaczego czytelnik ma być traktowany jak leniwe dziecko prowadzone za rękę? Niech się wbija w świat i odkrywa po kolei o co chodzi. To jest szort, nie ma czasu na rozbiegówki. 

Zgoda, niemniej nagromadzenie spore i trzeba byłoby precyzyjńie zadbać o poszczególne przymiotniki i określenia. 

Już tłumaczyłem (pewnie nieudolnie) że to jakaś sfera, pole, inna technologia, a ludziska mają naprawdę dziwne ścieżki wymyślania nazewnictwa dla różnych urządzeń czy zjawisk, zwłaszcza w różnego rodzaju żargonach itp.

Nie czytałam komentarzy, jednak sądzę, że „udolnie”, gdyż zwykle precyzyjnie wyjaśniasz, o co ci chodzi. Zupełnie inną sprawą jest to, czy ktoś podzieli pogląd.

To prawda, nazwa jest efektowna, lecz konotację ma jednoznaczną, więc stąd może zawieszanie.

A że nie lubię tkwić w jednym korycie, to sobie wymyślam i próbuję coś skrobnąć raz tak, raz siak…za swoje metafory nie ręczę.

I fajnie, że wymyślasz! A co do metafor, w ogóle to je lubię, nawet w przesycie, jeśli spełniają dwa warunki: są dobrze dobrane i nietrywialne. 

To już indywidualna sprawa…sam się dobrze bawiłem pisząc te opisy i wymyślając porównania :)

Jasne, że indywidualna. ^^ Zabawę rozumiem, nawet chyba za bardzo, bez niej imo nie ma pisania, choć to raczej pogląd niekoniecznie podzielany wszem i wobec. ;-)

To już wybory autora. Trafione lub nietrafione.

Wyjaśniam opinię – wydawało mi się, że opowiadanie byłoby przejrzystsze, a przekaz mocniejszy.

 

Finklo, masz rację, wszędzie upadają, lecz nie wszędzie mają szansę dorosnąć. Chyba na tym polega przewaga ekosystemów, w tym przypadku rolę piastunek biorą na siebie martwe drzewa. 

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Zgoda, niemniej nagromadzenie spore i trzeba byłoby precyzyjńie zadbać o poszczególne przymiotniki i określenia. 

 

I fajnie, że wymyślasz! A co do metafor, w ogóle to je lubię, nawet w przesycie, jeśli spełniają dwa warunki: są dobrze dobrane i nietrywialne. 

 

Wyjaśniam opinię – wydawało mi się, że opowiadanie byłoby przejrzystsze, a przekaz mocniejszy.

 

Czyli "nie umiem" w metafory. Pewnie dlatego tak rzadko po nie siegam i stawiam na język przezroczysty, podrzędny wobec pomysłu i fabuły. Ale wtedy z kolei mi jego przezroczytość i prostotę wytykają ;). A naiwnie myślałem, że to jako tako wyważyłem.

Jeszcze się taki nie urodził… ;) 

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Trudno mi wypowiadać się za ogół. ;-) Mogę jedynie ugłośnić swoją opinię. Prosty, przejrzysty język jest dobrym narzędziem, gdyż to ludzie, okoliczności, w których każesz im funkcjonować są "skomplikowani" przez motywy, pragnienia, niechęci, dylematy, sytuacje graniczne i inne.

W metafory, moim zdaniem, umiesz, przecież pamiętam Twoje opko fantasy (wciąż jeszcze), i kosmiczne (jedno zewnętrzne i drugie tutejsze – to długie), o, coraz więcej sobie ich przypominam, bo i arturiańskie, i bardzo krótkie. Pamiętam je, choć wielu innych opowiadań przeczytanych na forum nie zapamiętuję. Co więcej, przypominam sobie, że używałeś w nich porównań, metafor, analogii jako środków stylistycznych, więc… głupstwa pleciesz. ;-)

Nic na siłę i rozpoetyzowanie języka, jeśli nie stoi za tym konkretny przekaz, jest puste i nie rusza, przynajmniej mnie. 

Tymczasem, popatrz, nawet najzwyklejsze haiku może wstrząsnąć swoim pięknem i nie potrzeba do tego wymyślnych słów. Zaufaj sobie. 

To Issa (ulubiony uczeń Basho)

Zaufaj: 

Czyż płatki kwiatów 

Nie sypią się w dół jak trzeba? 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Prosty, przejrzysty język jest dobrym narzędziem

Dla mnie najlepszym. Opowieść i bohaterowie, prosty język, podrzędny wobec pomysłu, a nie wodotryski i fontanny formy i stylu – takie są imo najlepsze opowiadania fantastyczne, które czytałem.

Co innego w mainstreamie, tam esyfloresy są w cenie i pisanie językiem poetyckim, metaforycznym jest teraz na topie. Przechodzi to również na fantastykę. 

 

(…) pamiętam Twoje opko fantasy (wciąż jeszcze), i kosmiczne (jedno zewnętrzne i drugie tutejsze – to długie), o, coraz więcej sobie ich przypominam, bo i arturiańskie, i bardzo krótkie. Pamiętam je, choć wielu innych opowiadań przeczytanych na forum nie zapamiętuję. Co więcej, przypominam sobie, że używałeś w nich porównań, metafor, analogii jako środków stylistycznych, więc… głupstwa pleciesz. ;-)

Bardzo mi miło, że pamiętasz jakieś moje teksty. Ja nie twierdzę, że nie udaje mi się czasem wykorzystać w miarę umiejętnie porównania czy innych środków stylistycznych. Ale gdy sobie pofolguję, jak w "Drugiej stronie osobliwości" to ludziska odpadają. Jakoś tak wyszło, że to w space operze mi się przytrafia najczęściej.

A haiku rzeczywiście przyjemne :)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Yo!

 

No, mnie tutaj trochę Hyperionem zaleciało, i to nie tylko z powodu technobełkotu, mającego nadać tekstowi spaceoperowego sznytu, ale głównie ze względu na Heta Masteena i jego Yggdrasil, wyhodowany na God’s Groove :) Bardzo mi się podobało, właśnie ze względu na język, na te różne techniczne zdania, na zarysowanie przestrzeni wokół bohatera w taki sposób, żebym mógł poczuć postęp, że to przyszłość, ale nie wykręcona pomysłami z czapy, tylko w fantastyczny sposób ekstrapolowana z naszej rzeczywistości.

O istnieniu Pando dowiedziałem się dość niedawno, po przeczytaniu jakiegoś artykułu, na który nawet nie wiem jak trafiłem i pomyślałem sobie wówczas, że jest to coś do zapamiętania, bo można będzie użyć do zbudowania jakiejś fabuły :) Teraz już po ptokach, zaklepałeś pierwszy, heh.

Dobra, nie będę się rozpisywał, tylko powtórzę, że mi się podobało i dodam, że to dobrze widzieć ten tekst w bibliotece, bo sam bym go tam skierował, gdyby było trzeba :)

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Yo, Outta Sewer! Fajnie, że zajrzałeś.

 

No, mnie tutaj trochę Hyperionem zaleciało, i to nie tylko z powodu technobełkotu, mającego nadać tekstowi spaceoperowego sznytu, ale głównie ze względu na Heta Masteena i jego Yggdrasil, wyhodowany na God’s Groove :) 

Oczywiście, kosmiczne drzewo każdemu oczytanemu miłośnikowi fantastyki z automatu kojarzy się z Hyperionem. Nie chciałem jednak kopiować tego pomysłu, nie chciałem kopiować drzewostatku, dlatego nie tłumaczę precyzyjnie czym było Arbor, statkiem czy istotą. Zresztą dlatego też zrezygnowałem od razu z nazwy, która sama się tutaj nasuwała, czyli Yggdrasil. Stąd Arbor. 

 

Bardzo mi się podobało, właśnie ze względu na język, na te różne techniczne zdania, na zarysowanie przestrzeni wokół bohatera w taki sposób, żebym mógł poczuć postęp, że to przyszłość, ale nie wykręcona pomysłami z czapy, tylko w fantastyczny sposób ekstrapolowana z naszej rzeczywistości.

Jest to niewątpliwie spaceoperowy technobełkocik i cieszę się, że się okazał skuteczny w Twoim przypadku i że ten sznyt czujesz i widzisz jego "etymologię" i esktrapolację.

 

Teraz już po ptokach, zaklepałeś pierwszy, heh.

Zaraz tam po ptokach. Na pewno wyciśniesz z tego tematu więcej ode mnie.

 

Dzięki za wizytę, miłe słowa i rozbudowany komentarz oraz wirtulanego klika, Outta. Fajnie, że się spodobało. :)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Cześć, Marasie!

 

Taki ze mnie kiepski znawca SF i tu nieco poległem. Nieco “dukałem” ten tekst, ale wynika to z faktu, że opisałeś rzeczy poetycko, wykorzystując pojęcia z SF. Moja wyobraźnia się nieco zacinała :P Natomiast same zdania są poskładane bardzo ładnie, brakowało mi jedynie mocy obliczeniowej, by je przetworzyć. Może to też kwestia poranka :)

Druga rzecz to wspomniana poetyckość tekstu – ma to swoje uzasadnienie, rola posłańca ma w sobie sporo liryczności, tym bardziej gdy zakończenie wybrzmiewa właśnie w ten sposób. Jednak to też spowalnia czytanie i zmusza do skupienia. Jest to dla mnie swego rodzaju nowość, by łączyć SF z takim rodzajem opisów (choć pewnie nie jeden autor już tak pisał, ale ja w SF jestem świeżak). Czy się do tego przekonałem? Póki co nie. Dłuższej formy bym chyba nie przełknął, a na pewno nie z przyjemnością.

Jednak sama sytuacja, gdzie las na Ziemi jest jednym z wielu we wszechświecie, że jego “krewniacy” go szukają, bardzo mi się podoba. Odczytuję to tak, że lasy są wyjątkowym tworem, choć tego nie dostrzegamy i traktujemy je, jako ludzkość, mało subtelnie.

Klika dawać nie muszę, ale dałbym właśnie za ten koncept i za sam warsztat.

 

Opko już trochę spadło w ostatnio dodawanych komentarzach, także…

Leć, Posłańcze, leć do góry! XD

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Krokusie!

Taki ze mnie kiepski znawca SF i tu nieco poległem. Nieco “dukałem” ten tekst, ale wynika to z faktu, że opisałeś rzeczy poetycko, wykorzystując pojęcia z SF. 

– a tak sobie tylko eksperymentuję, bo nie lubię pisać wciąż tego samego :). Trzeba się mierzyć z różnymi gatunkami, formami i stylami.

 

Moja wyobraźnia się nieco zacinała :P Natomiast same zdania są poskładane bardzo ładnie, brakowało mi jedynie mocy obliczeniowej, by je przetworzyć. Może to też kwestia poranka :)

– oj tam, to tylko taki technobełkocik na potrzeby space opery.

 

Druga rzecz to wspomniana poetyckość tekstu – ma to swoje uzasadnienie, rola posłańca ma w sobie sporo liryczności, tym bardziej gdy zakończenie wybrzmiewa właśnie w ten sposób. Jednak to też spowalnia czytanie i zmusza do skupienia. 

– ale to dobrze, Krokusie! Niech zmusza :)

 

Jest to dla mnie swego rodzaju nowość, by łączyć SF z takim rodzajem opisów (choć pewnie nie jeden autor już tak pisał, ale ja w SF jestem świeżak). 

– na pewno nie jestem pierwszy. Problem w tym, że też nie jestem jak widać dobry w tym, bo ludziska sie męcza trochę z tymi opisami tutaj i porównaniami.

 

Czy się do tego przekonałem? Póki co nie. Dłuższej formy bym chyba nie przełknął, a na pewno nie z przyjemnością.

– a ja bym nie napisał :)

Jednak sama sytuacja, gdzie las na Ziemi jest jednym z wielu we wszechświecie, że jego “krewniacy” go szukają, bardzo mi się podoba. Odczytuję to tak, że lasy są wyjątkowym tworem, choć tego nie dostrzegamy i traktujemy je, jako ludzkość, mało subtelnie.

– i to mnie bardzo cieszy, Krokusie, a resztę przemilczmy ;)

 

Klika dawać nie muszę, ale dałbym właśnie za ten koncept i za sam warsztat.

– dziękuję, wirtualny klik też się liczy :)

 

Opko już trochę spadło w ostatnio dodawanych komentarzach, także…

Leć, Posłańcze, leć do góry! XD

– no właśnie :) Dzięki za wizytę, podbicie i cenne uwagi!

Pozdrawiam!

Po przeczytaniu spalić monitor.

Cześć!

 

mr.maras świetnie się takie coś czyta. Naprawdę fajne!!! Pozdr.

Jestem niepełnosprawny...

Cześć, Dawidiq150!

 

Dzięki za wizytę i komentarz i cieszę się, że Ci się świetnie czytało i podobało. 

Też pozdrawiam i obiecuję zajrzeć do Twojego opowiadania konkursowego.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dzień doberek, Mr.Marasie.

Opowiem wam o dniu, kiedy Arbor zniknęło.

→ Okej, brzmi tajemniczo.

 

Chwilę wcześniej jarzyło się i migotało na przemian w pełnym spektrum fal elektromagnetycznych, oddziaływając na geometrię czasoprzestrzeni osiemdziesięciokilometrowym pniem z gigantyczną, fraktalną koroną barw nadziewaną kulami świetlistych osobliwości.

 → Po tym zdaniu spoglądam na zegarek, myśląc czy aby nie za późna pora na Twój tekst. 

No muszę się przyznać, że taki styl niestety powodował, że nad niektórymi zdaniami musiałem mocniej wytężyć umysł, aby wyobrazić sobie o czym jest mowa. Bywało, że czułem się jak trzecioklasista, spóźniony i do tego stopnia zaspany, że pomylił szkoły i wpadł na zajęcia z fizyki dla licealistów, które prowadzi nauczyciel od fizyki, który jest równocześnie pasjonatem fantastyki. 

No… jak już wiesz, to nie moje klimaty. Ale dalej, a co tam! 

Dotrwanie do końca tekstu, było dla mnie jak Wf z tą samą pomyloną klasą, a nauczyciel od Wf, który jest jednocześnie wielbicielem fantastyki, dowalił mi na szkolnej siłowni tyle na klatę, że uniesienie sztangi na ławeczce – zmiotło mnie z planszy. 

EDIT (Uważam, że konieczny) –  Tak, tak. #TuByłŻart 

To takie wrażenia, Marasie. 

Doceniam sam pomysł, aspekt ekologii i końcówki osobiście nie odebrałem jako moralizatorstwa.

Ale to wykonanie. A nie mam tu na myśli, że jest złe, bo czytałem od Ciebie tekst, który akurat mi się podobał. Pętak, wiadomo :) Tak więc warsztat masz solidny, a tutaj to akurat nie był dla mnie. Tak więc na nic bardziej merytorycznego się nie wysilę, część powiedzieli poprzednicy, a ja tylko tu z takimi ogólnymi wrażeniami. 

Do następnego! Pozdro! 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Hej, NearDeath.

 

No muszę się przyznać, że taki styl niestety powodował, że nad niektórymi zdaniami musiałem mocniej wytężyć umysł, aby wyobrazić sobie o czym jest mowa. 

– To na pewno pora czytania zrobiła swoje, NearDeath ;)

Bywało, że czułem się jak trzecioklasista, spóźniony i do tego stopnia zaspany, że pomylił szkoły i wpadł na zajęcia z fizyki dla licealistów, które prowadzi nauczyciel od fizyki, który jest równocześnie pasjonatem fantastyki. No… jak już wiesz, to nie moje klimaty. Ale dalej, a co tam! (…) Dotrwanie do końca tekstu, było dla mnie jak Wf z tą samą pomyloną klasą, a nauczyciel od Wf, który jest jednocześnie wielbicielem fantastyki, dowalił mi na szkolnej siłowni tyle na klatę, że uniesienie sztangi na ławeczce – zmiotło mnie z planszy. 

– Ależ, ależ, NearDeathu, to tylko dwa-trzy zdania, potem może jeszcze z trzy… Nie śmiem się nawet porównywać, ale zapytam nieśmiało: co poczniesz przy lekturze Egana? Wattsa? Stpehensona? Dukaja? Simmonsa? U nich język i stężenie naukowości, science, trudnych terminów itp. jest pięćdziesiąt razy większe.

Poza tym nie można/nie wypada się przecież ograniczać do lektur prostych, łatwych i przyjemnych, bo sporo się wtedy traci. Zwłaszcza będąc miłośnikiem fantastyki. Nawet w najporstszej militarnej space operze typu Star Carrier Iana Douglasa, techniczy język wręcz zalewa czytelnika opisem przyszłościowych broni, pojazdów, zjawisk fizycznych, technologii i specyfiki lotów kosmicznych. A u mnie to przecież leciutki technobełkocik.

Tak czy siak, dziękuję za wizytę, lekturę i komentarz oraz cenną opinię. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

ale zapytam nieśmiało: co poczniesz przy lekturze Egana? Wattsa? Stpehensona? Dukaja? Simmonsa?

→ Maras, nie wiedziałem, że tego trzecioklasistę odbierzesz tak dosłownie. Czasami bywa, że moje komentarze są – i tu od groma mogę wymieniać: A) sarkastyczne B) wyolbrzymione C) humorystyczne i bywa, że D) poważne, ale fragment o dwóch nauczycielach, który napisałem wyżej – no, chyba nie trzeba teraz wykorzystywać koła ratunkowego, abyś trafił. 

Nawiązywałem, że ten tekst odbiega formą od typowych tekstów na NF i to właśnie do typu zacytowanego zdania napisałem to coś ;) Ale fakt, pewne zacięcia w zrozumieniu doskwierały. Ale gdybym był aż taki cienki, to bym nic tu nie pisał, bo jak czegoś nie rozumiem, bywa że odpuszczam. 

A co pocznę? Jak autor przedstawi to w jakiś interesujący sposób to postaram się przebrnąć. Jeśli tak nie jest – tekst może mnie zmęczyć.

Poza tym nie można/nie wypada się przecież ograniczać do lektur prostych, łatwych i przyjemnych, bo sporo się wtedy traci.

→ Głównie pochłania mnie wszelaka literatura grozy, książki o podłożu psychologicznym, a najlepiej jak jedno z drugim jest połączone :P Też nie będę zgrywał – fakt, że mam konto na NF nie czyni zemnie mola książkowego. Stąd autorów, których wyżej wymieniłeś – nie czytam, bo… już nie mam na nich czasu, gdy zajmę się “swoją” literaturą. Każdy ma jakiegoś konika i nie tylko wymienieni wyżej Autorzy (ze szczerym szacunkiem), sprawiają, że pozostała literatura jest prosta jak cep i ograniczająca ludzkie umysły ;)

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Maras, nie wiedziałem, że tego trzecioklasistę odbierzesz tak dosłownie. Czasami bywa, że moje komentarze są – i tu od groma mogę wymieniać: A) sarkastyczne B) wyolbrzymione C) humorystyczne i bywa, że D) poważne, ale fragment o dwóch nauczycielach, który napisałem wyżej – no, chyba nie trzeba teraz wykorzystywać koła ratunkowego, abyś trafił. 

 

– nie no, NearDeathu, dosłownie tego nie odebrałem. Ale skoro takie opory miałeś przy tych kilku zdaniach, to zapytałem co robisz przy prawdziwie wymagającej fantastyce. Teraz już wiem, że jej po prostu nie czytasz, bo wybierasz literaturę grozy. Rozumiem. Sam, może poza Simmonsem, Kingiem, Matehesonem czy Koontzem niewiele czytam z literatury grozy. Wolę inne gatunki fantastyki (i literatury). Każdy ma swojego konika, jak sam stwierdziłeś..

 

Głównie pochłania mnie wszelaka literatura grozy, książki o podłożu psychologicznym, a najlepiej jak jedno z drugim jest połączone :P Też nie będę zgrywał – fakt, że mam konto na NF nie czyni zemnie mola książkowego.

My, mole, mamy problem ze zrozumieniem tego, to fakt.

 

Każdy ma jakiegoś konika i nie tylko wymienieni wyżej Autorzy (ze szczerym szacunkiem), sprawiają, że pozostała literatura jest prosta jak cep i ograniczająca ludzkie umysły ;)

 

– Oczywiście! Jeśli dobrze zrozumiałem ostatnie zdanie, to się z nim zgadzam. Jak najbardziej, ci wymienieni autorzy zostali przywołani tylko dlatego, że stosują w swojej twóczości (często hard sf) skomplikowane pojęcia i do tego wątku Twojej wypowiedzi na temat mojego tekstu nawiązywałem. Ale faktycznie nie mają monopolu na pisanie trudnej w odbiorze literatury. Trudny to jest "Finneganów Tren".

Po przeczytaniu spalić monitor.

Ale skoro takie opory miałeś przy tych kilku zdaniach, to zapytałem co robisz przy prawdziwie wymagającej fantastyce. Teraz już wiem, że jej po prostu nie czytasz, bo wybierasz literaturę grozy. Rozumiem. Sam, może poza Simmonesem, Kingiem, Matehesonem czy Koontzem niewiele czytam z literatury grozy.

→ Napisałem już Marasie, że głównie, a nie tylko, pochłania mnie litera grozy i najlepiej kiedy jest połączona z dużym motywem psychologii (i książkami o takim zabarwieniu bez grozy, ale okej, to nie jest fantastyka więc spoko). Nie oznacza, że nie czynię wyjątków dla czegoś innego co nie jest tzw Horrorem. A tu odnoszę się do zdania podkreślonego w cytacie. Ale skoro nie czytam tylko i wyłącznie autorów, których czytasz Ty – no to sprawa oczywista, że wiesz lepiej ;) 

 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Oczywiście, że czytamy różnych autorów i część z nich się pokrywa na mojej i Twojej “liście”, a część nie. Tego nie trzeba tłumaczyć. Chyba niefortunnie użyłem określenie fantastyka, wymieniając autorów sf i nawiązując do literatury bardziej sf. 

Ja nie generalizuję, jak to chyba odbierasz, i zdaję sobie sprawę, że nie piszesz przecież, że tylko takich czytasz i tylko takich nie czytasz. Że to płynne granice i określenia. Zazwyczaj, ogólnie, przeważnie, nie tylko itp.

Może czasem mam też problem ze zrozumieniem dokładnego sensu niektórych Twoich wypowiedzi, bo przy poniższych zdaniach miałem zawiechę, o co w nich chodzi dokładnie i czy odebrałem ich sens prawidłowo:

 

Każdy ma jakiegoś konika i nie tylko wymienieni wyżej Autorzy (ze szczerym szacunkiem), sprawiają, że pozostała literatura jest prosta jak cep i ograniczająca ludzkie umysły ;)

 

Oni sprawiają (i nie tylko oni) że pozostała literatura jest prosta? Tak wynika z Twoich słów. Tylko nie wiem skąd takie przypuszczenie.

 

Nie oznacza, że nie czynię wyjątków dla czegoś innego co jest tzw Horrorem.

Czynisz wyjątki od literatury grozy na coś co jest horrorem? Czy chodziło o to, że czynisz wyjątki takżę dla czegoś, co nie jest horrorem?

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Zacznę od drobnej uwagi natury niekoniecznie krytycznej, ale obserwacyjnej: początek jest trochę przytłaczający. Dużo specżargonu i słów, które musiałam googlać, żeby wiedzieć, o co chodzi (co i tak niewiele mi dało, bo jeśli chodzi o nauki ścisłe, to jestem najbardziej tępą z dzid – i tak, to jest spory problem przy lekturze sf :)). Wysoki próg wejścia nie jest zły sam w sobie, ale w tekście takiej długości budzi jednak wrażenie dominowania nad pozostałymi aspektami. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że początek powinien jednak zachęcać i intrygować.

Ale poza tym tekst jest bardzo sprawnie napisany, solidny i plastyczny. Tchnie pewnego rodzaju smutkiem, nostalgią; nie potrafię dokładnie ubrać tego w słowa, ale pozostawił mnie z poczuciem, że na moment zajrzałam do świata przesyconego cichą desperacją, tęsknotą? Dziwne wrażenie, swoją drogą.

Podobała mi się stonowana, ale od czasu do czasu podlana poetyckością narracja, całkiem sprawnie połączona z warstwą sci-fi (pomijając początek, gdzie wyraźnie dominuje sf). Całość trochę mi się kojarzyła z Hyperionem, ale bardziej klimatem niż stylem czy fabułą.

Podsumowując: opko na plus, solidne, zajmujące, ale niepozbawione wad.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Oni sprawiają (i nie tylko oni) że pozostała literatura jest prosta? Tak wynika z Twoich słów. Tylko nie wiem skąd takie przypuszczenie.

→ My się chyba nie do końca dobrze w tej rozmowie zrozumieliśmy, Maras, a to jest właśnie wada komunikacji pisemnej. Ty nie zrozumiałeś do końca mnie, a i ja też Ciebie. Przeczytałem odpowiedź raz jeszcze, właśnie tą, która dotyczyła powyższego cytatu.

– Oczywiście! Jeśli dobrze zrozumiałem ostatnie zdanie, to się z nim zgadzam. Jak najbardziej, ci wymienieni autorzy zostali przywołani tylko dlatego, że stosują w swojej twóczości (często hard sf) skomplikowane pojęcia i do tego wątku Twojej wypowiedzi na temat mojego tekstu nawiązywałem.

→ A ja miałem na myśli fakt, że są też inni wybitni twórcy, poza tymi co wymieniłeś. Inni z którymi ja mogłem mieć do czynienia, a Ty nie i na odwrót. A z kontekstu odczytuję, że chodziło Ci o skomplikowane pojęcia w gatunku hard sf. To, że czytamy coś innego to niby sprawa oczywista, ale po Twoich wypowiedziach tak tego nie odebrałem. Ale dobra, nie ma co drążyć, bo to już raczej jasne.

 

Czynisz wyjątki od literatury grozy na coś co jest horrorem? Czy chodziło o to, że czynisz wyjątki takżę dla czegoś, co nie jest horrorem?

→ Edytowałem swój komentarz, dodając słowo “nie”, ale już zdążyłeś odpisać. Oczywiście chodziło, że czynię wyjątki od Horroru. Zdecydowanie je czynię, stąd dziwnie się poczułem, kiedy czytam, że nie mam nic wspólnego z wymagającą fantastyką. 

 

Może czasem mam też problem ze zrozumieniem dokładnego sensu niektórych Twoich wypowiedzi

→ Ostatnio bywam rozkojarzony no i ta ostatnia nieprzespana noc, sorry ;) 

 

 

 

 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Teraz już wszystko jasne. Małe nieporozumienie. Pozdrawiam!

Po przeczytaniu spalić monitor.

A mnie się lektura spodobała :) Jasne, jest sporo słownictwa, od którego niejednemu twardszemu fanowi drgnie powieka – że cliche, że efekciarstwo. Mnie osobiście w ogóle to nie przeszkadzało, stworzyło za to fajny klimat, który utrzymał się już do końca. Poetycka narracja? Teraz uchodzi ona za wadę, że tak trochę wyżej była wytykana? :D

Nie słyszałam wcześniej o Pando – spory plus za przemycenie trochę nowej wiedzy i ciekawy pomysł na wykorzystanie motywu.

Czytałam parę dni temu, więc to taka garść wrażeń, które po tym czasie ze mną zostały.

Dobrze Ci wychodzi to SF :)

Cześć!

 

Bardzo wzniosłe, klimatyczne i dobrze napisane opowiadanie. Miejscami przebija z niego zbytni patos, ale to nawet pasuje do poruszanej tematyki i sposobu obrazowania (choć buldożery żartu i bizarro czekają momentami na skraju świadomości, zwłaszcza na początku). Pierwszy kontakt. Uwaga, mamy drzewo na orbicie i po fiasku komunikacji z użyciem fal elektromagnetycznych wysyłamy na rekonesans nagiego faceta w bańce. Osobiście, też bym dał dyla.

Oryginalny, bardzo nastrojowy tekst, świetnie realizujący hasło konkursowe. Pokazujesz całe zdarzenie z perspektywy kogoś niezwykle refleksyjnego i wrażliwego, a jednocześnie mocno zmotywowanego do działania. Zahaczasz o prawie realizm magiczny, kreując space-operę, jednocześnie przemycając całkiem sporo wiedzy o świecie (Pando). Sprytnie i zgrabnie to wyszło, choć klimat siada nieco, kiedy bohater zaczyna szukać informacji o przeszłości NewLakeCity, czar pryska, pożarty przez retrospekcję.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Witaj, Arya!

 

Bardzo mi miło, żw lektura się spodobała i nie przeszkadzało efekciarstwo (to było celowe w konwencji space-operowej) i że cliche (tutaj bym prosił, jeśli można, o przykłady tych stereotypów i banałów), bo rzeczywiście o jakiś klimat chodziło.

Dobrze, że zapytałaś o tę poetycką narrację, bo rzeczywiście przy ostatnim moim opowiadaniu było “marudzenie” na prosty język narracji, teraz słyszę tu i ówdzie “narzekanie” na "poetyckość".

Pando – mam nadzieję, że to fajna ciekawostka. No i element edukacyjny, jak to podsumowała Finkla :).

hmm. Czy dobrze mi wychodzi s-f? No tak sobie, tutaj to space opera bardziej, chociaż to też podgatunek s-f. 

Dziękuję za wizytę, komentarz i pozytywny feedback.

 

 

Witaj, Krar85!

 

Bardzo wzniosłe, klimatyczne i dobrze napisane opowiadanie. 

– a dziękuję :)

 

Miejscami przebija z niego zbytni patos, ale to nawet pasuje do poruszanej tematyki i sposobu obrazowania 

– mam chyba tendencję do takiej formy space-opery, widać to zwłaszcza w "Drugiej stronie osobliwości", może dlatego, że wychowałem się na space operach Colina Kappa, Sniegowa i Van Vogta.

 

(choć buldożery żartu i bizarro czekają momentami na skraju świadomości, zwłaszcza na początku). 

– błagam, tylko nie bizarro..

 

Pierwszy kontakt. Uwaga, mamy drzewo na orbicie i po fiasku komunikacji z użyciem fal elektromagnetycznych wysyłamy na rekonesans nagiego faceta w bańce. Osobiście, też bym dał dyla.

– tak, nagi facet w przeźroczystej bańce wydał mi się skrajnie transparentny w obliczu czegoś tak potężnego jak Arbor.

 

Oryginalny, bardzo nastrojowy tekst, świetnie realizujący hasło konkursowe. Pokazujesz całe zdarzenie z perspektywy kogoś niezwykle refleksyjnego i wrażliwego, a jednocześnie mocno zmotywowanego do działania. Zahaczasz o prawie realizm magiczny, kreując space-operę, jednocześnie przemycając całkiem sporo wiedzy o świecie (Pando). 

– dziękuję za wszystkie miłe słowa i cenne spostrzeżenia.

 

Sprytnie i zgrabnie to wyszło, choć klimat siada nieco, kiedy bohater zaczyna szukać informacji o przeszłości NewLakeCity, czar pryska, pożarty przez retrospekcję.

– masz rację, Krar85, ten patetyczny i nieco poetycki nieco klimat siada, gdy znika Arbor i wracamy na Ziemię. To poniekąd symboliczne miało być w zamyśle i kontraście, ale też mogło nie całkiem klarownie wyjść. Potem, przy Pando, miało być znów nieco bardziej poetycko.

Dziękuję za wizytę i obszerny komentarz.

 

 

PS. Oczywiście postaram się zajrzeć do Waszych prac konkursowych :)

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

PS. Oczywiście postaram się zajrzeć do Waszych prac konkursowych :)

 

To zabrzmiało (prawie) jak groźba ;-)

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Oj tam, oj tam.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Kolejne konkursowe opowiadanie, które przeczytałam wcześniej, a teraz wracam z komentarzem, więc dziś krótko.

Pierwszy raz chyba widzę wykorzystanie Pando w literaturze. To bardzo wdzięczny bohater – chociaż u Ciebie unicestwiony, to ciekawe jest wykorzystanie fenomenu jego rozmiarów (jako, zdaje się, największego znanego ludziom organizmu na Ziemi) do nadaniu mu w zasadzie pozaziemskiego pochodzenia. Wyobrażam sobie kolejne egzoplanety jako doniczki dla takich superorganizmów zasadzonych przez Arbor, być może szkółki leśne, z których dorosłe osobniki wyruszyłyby w kosmos… no, ale ludzie wycięli w pień. Bardziej, niż do moralnych ocen naszego gatunku i ubolewania nad ludzkim egoizmem, tekst skłania mnie jednak do powiedzenia: ot, niefortunnie. Wielkie i ważne rzeczy też mogą przeminąć niezauważone lub przypadkowo zniszczone. Generalnie przypadł mi bardzo ten leśno-kosmiczny koncept do gustu.

Początek tekstu nieco wyboisty przez nagromadzenie rozpoetyzowanych terminów naukowych, jak dla mnie zbyt gęsto. Po przyzwyczajeniu się jakoś poszło ;)

Witam i dziękuję za lekturę, Anet. Cieszę się, że się podobało.

 

Hej, Nir!

 

Też nie spotkałem się jeszcze z Pando w tekstach literackich. Z tego co wiem, większa jest grzybnia w Oregonie, ale Pando też jest ogromnym jak na jeden organizm i być może najstarszy na Ziemi. Powiązanie jego wyjątkowości z pozaziemskością wydało mi się interesujące.

Takiej postawy/interpretacji, czyli "ot, niefortunnie" jeszcze nie widziałem w komentarzach pod tekstem, ale nie znaczy to, że jest nieuprawniona. Wielkie i ważne rzeczy też mogą przeminąć niezauważone lub przypadkowo zniszczone. Cieszę się również, że przypadł Ci do gustu koncept leśno-kosmiczny.

Początek tekstu nieco wyboisty przez nagromadzenie rozpoetyzowanych terminów naukowych, jak dla mnie zbyt gęsto. Po przyzwyczajeniu się jakoś poszło ;)

– Na tę gęstość zwracało uwagę kilka osób, więc fajnie, że jednak można się przyzwyczaić. 

Dziękuję za wizytę i rozbudowany (wcale nie krótki) komentarz i cenne spostrzeżenia. Do zobaczenia pod Twoim tekstem.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Takiej postawy/interpretacji, czyli "ot, niefortunnie" jeszcze nie widziałem w komentarzach pod tekstem, ale nie znaczy to, że jest nieuprawniona.

Chyba po prostu przejadły mi się już utyskiwania na to, jak bardzo nie szanujemy planety – co oczywiście nie zmienia tego, że faktycznie jej nie szanujemy i to szalenie przykre (oraz moim skromnym zdaniem nieuchronnie już zgubne). Ale jeśli można w tekście znaleźć coś ponad tę wyeksploatowaną niczym Ziemia refleksję, to ja chętnie znajduję – nawet, jeśli nikt nic ponad nią nie zamierzał umieszczać :D

Wow. Mnie tekst mocno się spodobał, bo choć motyw teoretycznie znany, to ograny w dobry sposób. Być może nawet ocierający się o moje kryteria portalowych piór (choć tu bym musiał się jeszcze chwilę zastanowić). A już na pewno po serii teksów, które pisałeś „dobrze”, wracasz do „bardzo dobrze”.

 

Bardzo ciekawie przechodzisz tu z niemal mistycznej wizji (która nawet w którymś momencie się pogłębia) do bardziej myślenia w stylu „co jest przyczyną”, czegoś w klimacie nowel Andrzeja Trepki (zwłaszcza „Totem leśnych ludzi”). Nie wiem na ile celowe było to, ze wyszło lekkie skojarzenie z mitologią nordycką (Ygdrasill i ptaki-kruki), ale bardzo ciekawie się to tu wkomponowało. Być może jest i jakieś odległe inspirowanie drzewostatkiem z Hyperiona, ale to też fajnie pokazuje jak drobiazgi mogą prowadzić do tworzenia całkiem innych wizji.

 

Jedno, co ta nie styka od strony „science”, to przekonanie pilota, że zebrane dane nie będą gdzieś tam w logach statku (nawet gdyby z jakiegoś powodu nie była prowadzona bierna wysyłka pakietu danych). Drugie – czemu Ziemia zerwała kontakt, zamiast ponaglać do badania, co się stało. Nie styka z science, choć nadal pozwala czuć klimat i odebrać przekaz tekstu.

 

A i wartość edukacyjna, bo aż popatrzyłem do encyklopedii w poszukiwaniu nowych słów :)

 

Dla mnie git.

 

PS. Ja odebrałem tekst jak poszukiwanie przez przybysza formy życia, jaka jemu wydaje się „bliska”, ale interpretacja Belli („sprzęt”) tez jest bardzo ciekawa i otwiera nowe drogi interpretacji.

 

PS.2. Informacje o trybie warunkowym wkrótce trafią na priv.

 

Witam, pierwszego jurora, Wilka Zimowego.

 

Wow. Mnie tekst mocno się spodobał, bo choć motyw teoretycznie znany, to ograny w dobry sposób. Być może nawet ocierający się o moje kryteria portalowych piór (choć tu bym musiał się jeszcze chwilę zastanowić). 

– a to niespodzianka, której sam bym nigdy nie wymyślił. Wilkowi spodobało się moje opowiadanie! ;). Z tym ocieraniem o Twoje piórko, to się jednak zagalopowałeś.

 

A już na pewno po serii teksów, które pisałeś „dobrze”, wracasz do „bardzo dobrze”.

– i szybko wracamy do Wilkowej odrębności gustu :)

 

Bardzo ciekawie przechodzisz tu z niemal mistycznej wizji (która nawet w którymś momencie się pogłębia) do bardziej myślenia w stylu „co jest przyczyną”, czegoś w klimacie nowel Andrzeja Trepki (zwłaszcza „Totem leśnych ludzi”). 

– rany, "Totem…" czytałem milion lat temu i zupełnie nie kojarzę tego klimatu, ale porównanie do Trepki przyjmuję jako komplement.

 

Nie wiem na ile celowe było to, ze wyszło lekkie skojarzenie z mitologią nordycką (Ygdrasill i ptaki-kruki), ale bardzo ciekawie się to tu wkomponowało. Być może jest i jakieś odległe inspirowanie drzewostatkiem z Hyperiona, ale to też fajnie pokazuje jak drobiazgi mogą prowadzić do tworzenia całkiem innych wizji.

– świadomie wymyśliłem Arbor, żeby uciec od Ygdarsilla. Oczywiste pierwsze skojarzenia czytelnika z mitycznym drzewem, a już zwłaszcza z "Hyperionem" chciałem jakoś rozmydlić, ale oczywiście te konotacje wiszą w tle jak cienie na tylnej ścianie sceny.

 

Jedno, co ta nie styka od strony „science”, to przekonanie pilota, że zebrane dane nie będą gdzieś tam w logach statku (nawet gdyby z jakiegoś powodu nie była prowadzona bierna wysyłka pakietu danych). Drugie – czemu Ziemia zerwała kontakt, zamiast ponaglać do badania, co się stało. Nie styka z science, choć nadal pozwala czuć klimat i odebrać przekaz tekstu.

– Po pierwsze ja bym za głośno nie wołała “science”, bo to miała być space opera. No a poza tym na dwoje babka wróżyła. W całym tym zamieszaniu nasz bohater, został niejako odsunięty na bok, (na Ziemi panowały panika, szok i niedowierzanie), zwłaszcza że jego misja okazała się takim potężnym rozczarowaniem. Z drugiej strony nie napisałem, że oni nie śledzili jego poczynań… Kto wie? Może dali mu wolną rękę w tym małym śledztwie? Albo zupełnie odwrotnie zlekceważyli totalnie.

 

A i wartość edukacyjna, bo aż popatrzyłem do encyklopedii w poszukiwaniu nowych słów :)

– to zawsze na plus :) 

 

Dla mnie git.

 

– i bardzo mnie to cieszy :)

 

PS. Ja odebrałem tekst jak poszukiwanie przez przybysza formy życia, jaka jemu wydaje się „bliska”, ale interpretacja Belli („sprzęt”) tez jest bardzo ciekawa i otwiera nowe drogi interpretacji.

– pójdźmy na kompromis – bliska forma sprzętu.

 

PS.2. Informacje o trybie warunkowym wkrótce trafią na priv.

 

– czekam :)

 

Dzięki za miły, pozytywny i rozbudowany komentarz oraz jak zawsze fajny konkurs. 

Po przeczytaniu spalić monitor.

 

Idealnie wstrzeliłeś się w temat przewodni, Marasie. Jest w tym opowiadaniu wszystko, co chciałoby się mieć w tekście konkursowym – dobrze wyważona narracja, konsekwentne budowanie klimatu i poczucia obcości, mocny element fantastyczny. Punktem wyjścia jest natomiast rzeczywisty „las”, więc cała ta efektowna otoczka służy właściwie ukazaniu czytelnikowi ziemskiej przyrody w zupełnie innym świetle, na swój sposób odkrywa ją na nowo. Świetnie kreujesz tutaj właśnie taką atmosferę tajemnicy, odkrywania nieznanego. Nie przeginasz ze światotwórstwem, ale przy tym zarysowujesz setting na tyle, żeby czytelnik mógł odczuć jego inność i dać się ponieść konwencji.

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Dzięki za wizytę i cenny komentarz, black_cape. Cieszy mnie Twoja opinia i miłe słowa. Fajnie, że dostrzegasz “wstrzelenie się w temat” i atmosferę tajemnicy oraz mocny element fantastyczny.

A Twoje słowa: “jest w tym opowiadaniu wszystko, co chciałoby się mieć w tekście konkursowym”, dodane do bardzo pozytywnej opinii Wilka, jeszcze bardziej podsycają moją ciekawość, czym tak podpadłem ostatniemu jurorowi, że mój tekst nie dostał się do antologii ;)

Dziękuję za fajny konkurs!

Po przeczytaniu spalić monitor.

Marasie, jestem przekonana, że opowiadanie ostatecznie trafi do antologii. Zdaje się, że do omówienia będzie tylko jedna kwestia (ewentualne uporządkowanie naukowej terminologii w tekście), bo ogólne wrażenia jury były bardzo pozytywne. :)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

No właśnie nie wiem o co chodzi z tą “naukową” terminologią w kontekście space opery, w której rzucam sobie na prawo i lewo wymyślonymi zjawiskami dotyczącymi sfer nauki, o których w zasadzie nic albo niewiele nie wiemy (ciemna materia, ciemna energia, inne wymiary, kwantowe pola itp.)…

Po przeczytaniu spalić monitor.

Marasie, jeśli stylizujesz tekst na science, a nie na space operę, to nie dziw się, że nie jest odbierany jak space opera ;) Co innego, gdybyś stylizację przeniósł właśnie w tym kierunku ;) 

I właśnie dlatego nie czuję się w szortach. Nie ma tu miejsca na duże i złożone albo trudne w wyrażeniu wizje. No bo wcisnąć trzeba takie o to fragmenty:

Chwilę wcześniej jarzyło się i migotało na przemian w pełnym spektrum fal elektromagnetycznych, oddziaływając na geometrię czasoprzestrzeni osiemdziesięciokilometrowym pniem z gigantyczną, fraktalną koroną barw nadziewaną kulami świetlistych osobliwości.

I dla mnie nie robi problemu, ale – o chłopie – mamy tu wszystko i to w skondensowanej formie. To śmietanka dla smakoszy albo wybitnie cierpliwych czytelników, że tak powiem. Czy to źle? Dla mnie nie. Chociaż inni na pewno tylko przeskanowali to zdanie wzrokiem. Ot, uroki sci-fi.

Osobiście lubię teksty łączące daleką przyszłość z takimi przyziemnymi, wręcz pierwotnymi motywami jak las, pierwotna wiara w przyrodę. Sięgająca po ten skrywany głęboko trybalizm i pierwotne przyzwyczajenia, gdzie ganialiśmy wokół ogniska (albo świętego drzewa) z gołymi tyłkami :) To taki torus, gdzie początek i koniec cywilizacji (kultury) łączy się w jedną figurę.

A sam tekst? Fajna migawka, wieczorna gimnastyka dla wyobraźni, ot szort, ze wszystkimi wadami i zaletami. Efekciarskie, ale strawne.

Czy czasem w space opera nie powinny się statki kosmiczne rakietami i laserami strzelać? Tak się tylko pytam, bo nie zwracałem nigdy uwagi na ramy tego podgatunku.

Co być może jest ciekawe, drzewo (wizualnie) skojarzyło mi się trochę z tymi z filmu Źródło (2006):

 

I właśnie dlatego nie czuję się w szortach. Nie ma tu miejsca na duże i złożone albo trudne w wyrażeniu wizje

Na portalu było przez ostatnie lata naprawdę sporo przykładów przeczących tej tezie :-) 

 

to akurat subiektywne zdanie, to – dla mnie – szorty są niewygodne i mało przyjemne (w pisaniu) ;)

No proszę! STN we własnej osobie! Miło widzieć na portalu :) I fajnie, że do mnie akurat zajrzałeś. 

 

I dla mnie nie robi problemu, ale – o chłopie – mamy tu wszystko i to w skondensowanej formie. To śmietanka dla smakoszy albo wybitnie cierpliwych czytelników, że tak powiem. Czy to źle? Dla mnie nie. Chociaż inni na pewno tylko przeskanowali to zdanie wzrokiem. Ot, uroki sci-fi.

– ale to znaczy, że się nie da, źle ty wygląda czy wręcz przeciwnie? Bo z jednej strony piszesz, że trzeba wciskać (co brzmi negatywnie), a z drugiej, że śmietanka.

 

Osobiście lubię teksty łączące daleką przyszłość z takimi przyziemnymi, wręcz pierwotnymi motywami jak las, pierwotna wiara w przyrodę. Sięgająca po ten skrywany głęboko trybalizm i pierwotne przyzwyczajenia, gdzie ganialiśmy wokół ogniska (albo świętego drzewa) z gołymi tyłkami :) To taki torus, gdzie początek i koniec cywilizacji (kultury) łączy się w jedną figurę.

– ciekawa uwaga. Masz rację, takie zbitki są bardzo fajne. Jak masz czas i ochotę, zerknij, proszę, do mojego szorta: "Cisza w La Silla". Tam chyba też to występuje.

 

A sam tekst? Fajna migawka, wieczorna gimnastyka dla wyobraźni, ot szort, ze wszystkimi wadami i zaletami. Efekciarskie, ale strawne.

– no migawka, na pewno efekciarskie. Dobrze, że chociaż strawne.

 

Czy czasem w space opera nie powinny się statki kosmiczne rakietami i laserami strzelać? Tak się tylko pytam, bo nie zwracałem nigdy uwagi na ramy tego podgatunku.

– to zależy. Ludzie często zaliczają do space opery i cykl o Takeshim Kovacsu, Richarda Morgana, i „Diunę”, i nawet "Hyperiona". A i u takiego np. Reynoldsa to nie tylko strzelanie laserami i rakietami przecież. U Bestera w "Gwiazdach, moim przeznaczeniu" też nikt za bardzo nie strzela rakietami ze statków kosmicznych, a podobno to sztandarowa space opera.

 

Co być może jest ciekawe, drzewo (wizualnie) skojarzyło mi się trochę z tymi z filmu Źródło (2006).

– film znam, ale wizualizacja (Twoja) nietypowa, powiem Ci, STN-ie. Jednak sam klimat jak najbardziej. Teraz, po Twojej sugestii, też wyczuwam jakieś podskórne podobieństwo klimatów (bo nie wyglądu).

 

Dzięki za wizytę i ciekawy komentarz.

 

Hej, Wilku. Oczywiście masz rację. Dobrych szortów ci u nas dostatek.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Mit założycielski był świetnym przykładem szorta (i to nie takiego rozrośniętego na 10K, a prawdziwej miniatury), w którym udało się zmieścić dużo i dobrze – a o ile pamiętam była to opinia wielu osób o dość zróżnicowanych gustach :) 

Po pierwsze niestety (lub stety), “Mit…” na potrzeby NanoFantazji 3 przybrał na wadze do 8 tys., znaków (głównie z powodu dwóch dopisanych scen). Po drugie niestety, póki co, o trzecich Nano ani widu, ani słychu.

Lubiłem tą pierwszą, ascetyczną wersję, ale drugą też lubię. W sumie jest nadal ascetyczna, tylko ciut dłuższa.

Ps. Miałem bardziej na myśli szorty innych autorów portalowych.

Po przeczytaniu spalić monitor.

E tam, obowiązki mi przerwę od portalu zrobiły. Powoli tu wracam :)

W zasadzie to przerwa i przymuszenie mnie do pisania “naukowych tekstów” (nudnych i mocno sformalizowanych kloców), dały mi dość sporo do myślenia (pod względem kształtowania i zapisu myśli) i zdystansowały do swoich tekstów. Pewnie przy wakacjach coś tam na portal wrzucę.

 

ale to znaczy, że się nie da, źle ty wygląda czy wręcz przeciwnie? Bo z jednej strony piszesz, że trzeba wciskać (co brzmi negatywnie), a z drugiej, że śmietanka.

Tu wklej powiedzenie o dwóch rabinach ;) Dla mnie jest spoko, ale podejrzewam, że jestem w tej bardziej cierpliwiej mniejszości.

 

(…) zerknij, proszę, do mojego szorta: "Cisza w La Silla". Tam chyba też to występuje.

A zerknę, ale bliżej weekendu. Sam muszę szorta na konferencję na uczelni napisać. I nie chcę za bardzo tego mieszać z fantastyką, bo za bardzo fantazyjnym językiem popłynę ;)

 

No właśnie ja się na spacer operach nie znam. W sumie teraz to wróciłem do starych klasyków. Aktualnie “walczę z Przestrzenią objawienia Alastaira Reynoldsa. Postacie są tam tak typowe, tak wręcz sztampowe (pod względem charakteru i celu ich istnienia w fabule), a wydarzenia tak… hmm, określone przez ramy gatunku, że sprawia mi to wybitnie masochistyczną przyjemność. Ot, wyprawa archeologiczna w celu zrozumienia zaginionej kosmicznej cywilizacji, wielka tajemnica czająca się gdzieś w mroku kosmosu, maluczcy ludzie i ich błahostki, do tego – za przeproszeniem – nasrane kwantami i innymi ciężkimi fizycznymi zagadnieniami, i można tak żyć. Nie potrzeba rakiet i laserów ;)

To już w sumie bliżej Hyperionowi do tego co napisałem, niż do walki w kosmosie. Dziwnie się ten gatunek “podzielił”.

A film fajny, choć średni, choć fajny. Choć średni. Ciężko mi powiedzieć, troszkę sztampowy, trochę przesadzony, ale klimat przedni. I ścieżka dźwiękowa. Aż sobie puściłem dziś na słuchawkach.

 

Oezu, o tych szortach to mówię, że ja w nich cienki w uszach jestem. Nie czuję tak krótkich form. Potrzebuję minimum 40k znaków, żeby cokolwiek uklecić. :D

E tam, obowiązki mi przerwę od portalu zrobiły. Powoli tu wracam :)

– no i dobrze. Nastąpiła pewna zmiana (nie powiem, że pokoleniowa) i sporo osób już tu nie uraczysz. Gdzie Ci Czwartkowi Dyżurni z tamtych lat?

 

W zasadzie to przerwa i przymuszenie mnie do pisania “naukowych tekstów” (nudnych i mocno sformalizowanych kloców), dały mi dość sporo do myślenia (pod względem kształtowania i zapisu myśli) i zdystansowały do swoich tekstów. Pewnie przy wakacjach coś tam na portal wrzucę.

– każde tego typu doświadczenie można przekuć na swoją korzyść.

 

A zerknę, ale bliżej weekendu. 

– a trzymam za słowo ;)

Aktualnie “walczę z Przestrzenią objawienia Alastaira Reynoldsa. Postacie są tam tak typowe, tak wręcz sztampowe (pod względem charakteru i celu ich istnienia w fabule), a wydarzenia tak… hmm, określone przez ramy gatunku, że sprawia mi to wybitnie masochistyczną przyjemność. 

– "Przestrzeń…" to tylko wstęp. Dalej jest ciekawiej i ciekawiej. Jestem miłośnikiem Reynoldsa. A postaci z "Przestrzeni…" typu kapitan "Nostalgii za Nieskończonością" John Brannigan, Calvin czy Triumvir Volyova, aż takie typowe nie są moim zdaniem ;)

 

Dziwnie się ten gatunek “podzielił”.

– przede wszystkim mamy teraz tzw. nową space operę. M.in. Reynolds, Hamilton, McAuley, Corey i (ostatnio) pewnie też Arkady Martine.

 

A film fajny, choć średni, choć fajny. Choć średni. Ciężko mi powiedzieć, troszkę sztampowy, trochę przesadzony, ale klimat przedni. I ścieżka dźwiękowa. Aż sobie puściłem dziś na słuchawkach.

– film jakby przekombinowany moim zdaniem. Ale klimatyczny.

Oezu, o tych szortach to mówię, że ja w nich cienki w uszach jestem. Nie czuję tak krótkich form. Potrzebuję minimum 40k znaków, żeby cokolwiek uklecić. :D

– trzeba po prostu trafić na swój "krótki" pomysł ;)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Cześć, ten tekst podobał mi się mniej. 

Zanim zrozumiałem o co dokładnie chodzi, minęło trochę czasu. Wydaje mi się, że próg wejścia do opowiadania jest dla mnie za wysoki. 

Scena w wygenerowanym lesie to mój ulubiony fragment. Całość ma swój klimat, ale czasem się gubiłem. Takie pokomplikowane teksty, to jednak nie moja bajka. 

Pozdrawiam.

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Cześć, ten tekst podobał mi się mniej. Zanim zrozumiałem o co dokładnie chodzi, minęło trochę czasu. Wydaje mi się, że próg wejścia do opowiadania jest dla mnie za wysoki. 

To jest kolejna moja próba pisania szorta. Tak się składa, że niemal wszystkie krótkie formy pisałem ostatnimi laty na konkursy Wilka Zimowego [Góralskie muszelkiPrzed trzecią, Cisza w Las Silla, Spowiedź (nie ma na portalu), Kolejność pytań, Mit założycielski (chyba najlepszy mój szort, ale został nieco rozbudowany na potrzeby Nanofantazji 3) i właśnie Posłaniec). I przyznam, że bardzo sobie chwalę ćwiczenie, jakim jest wymyślanie fabuł zamkniętych w kilku tysiącach znaków (chociaż różnie mi to wychodzi), czyszczenie tekstu z niepotrzebnych słów, przebudowywanie zdań w poszukiwaniu dodatkowych znaków pod limit itd. Polecam, Młody Pisarzu – jeśli Wilk ogłosi następny konkurs, nie przegap. Są z tego charytatywne antologie, a i korzyść dla warsztatu nieoceniona. Ja sobie bardzo chwalę, bo mam chyba naturalną predyspozycję do pisania kobył (za to gorzej jest z powieścią, taki to pech) na 50-70 tys. znaków. Czyli w przedziale, który nikogo nie interesuje zazwyczaj z powodów objętościowych.

 

Scena w wygenerowanym lesie to mój ulubiony fragment. Całość ma swój klimat, ale czasem się gubiłem. Takie pokomplikowane teksty, to jednak nie moja bajka. 

Klimat był bardzo ważny, nie wiem, jak to ostatecznie wyszło, ale przyznaję, że ja również bawiłem się najlepiej, szukając informacji i pisząc o samym Pando. Oczywiście czytelnik zagubiony w tekście to zazwyczaj wina autora. A o progu wejścia wspominał już ktoś przed Tobą, Młody Pisarzu. Biorę na klatę i przemyślę.

Dziękuję za wizytę oraz komentarz i również pozdrawiam.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Nowa Fantastyka