- Opowiadanie: Nir - Co było, co będzie

Co było, co będzie

Opowiadanie uczestniczy w konkursie „Tu był las” projektu Zapomniane Sny: https://www.zapomnianesny.pl

Jeśli podoba Ci się ta inicjatywa, rozważ darowiznę na stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot: https://pracownia.org.pl

___________________________________________________________________________________________

Wilkowi udało się kolejny raz skłonić mnie do próby odrdzewienia pióra. Tekst wrzucany na gorąco, zapewne roi się w nim od babolków. Ale co tam. Fajnie coś napisać.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Co było, co będzie

– Panie Fuchs? Śpi pan?

Dobiegający z interkomu głos nie czekał na odpowiedź. Płyta automatycznych drzwi odsunęła się bezgłośnie i zimne światło z korytarza wbiło się klinem w przyjemny półmrok, który do tej pory panował w kajucie. Fuchs nie miał jednak za złe tej impertynencji – wszyscy w kolonii wiedzieli, że nie sypiał niemal wcale.

– Klio? – mężczyzna podniósł głowę znad biurka i zmrużył oczy, próbując dopasować głos oraz ciemny zarys sylwetki stojącej w progu do jakiejś znajomej twarzy. – Wejdź.

– Nie zajmę panu wiele czasu – oznajmiła młoda kobieta, wchodząc do środka. Była to faktycznie Klio. Jeśli dobrze pamiętał, przysposabiała się do roli bioinżyniera. – Słyszał pan już o kukurydzy?

– O kukurydzy?

– Udało się uzyskać stabilny kultywar. To znaczy, że…

– Żegnaj, białkowa brejo. Witajcie, fajitas! – zaśmiał się Fuchs. 

– Zakończyliśmy trzeci etap zabezpieczania źródeł pożywienia, tak. Nasza dieta może składać się w stu procentach ze składników wytwarzanych w kolonii. 

Klio, jak wszystkie dzieci z pierwszego pokolenia po ewakuacji, nie traciła czasu ani tlenu na coś tak niepraktycznego, jak żarty. Cóż, sami je tak wychowali. Poczucie humoru nie było zresztą jedyną rzeczą, których najwyraźniej nie zabrali ze sobą z umierającej Ziemi.

– Do tej pory korzystaliśmy z gotowych genomów, ale baza modułów genetycznych została prawdopodobnie zaprojektowana tak, by pozwolić na odtworzenie różnych taksonów – zaczęła po chwili milczenia Klio. – Pomyślałam, to znaczy pomyśleliśmy o rekonstrukcji kolejnych przydatnych gatunków. Mamy narzędzia, możemy programować merystem! Brakuje nam tylko… 

Dziewczyna przerwała nagle i spuściła wzrok, wyraźnie zawstydzona.

– Klio – powiedział łagodnie Fuchs. – Gorąco kibicuję połowie tego, co powiedziałaś, bo drugiej połowy nie rozumiem. Nie sądzę, żebym był w stanie w czymkolwiek pomóc.

– Panie Fuchs, co to jest las?

To pytanie naprawdę nie powinno go zaskoczyć. Mieliśmy za mało czasu, pomyślał. W biegu rozmontowaliśmy świat na kawałki i zabraliśmy ze sobą tylko tyle, ile zdołaliśmy unieść. Niezbędne minimum wiedzy, zasobów i ludzi wyrzucone naprędce w kierunku wznoszonego mozolnie w marsjańskim pyle kompleksu kolonialnego, który miał przyjąć uchodźców dopiero sześć miesięcy później. Ale poradziliśmy sobie. W dwadzieścia lat postawiliśmy nowe pokolenie na ramionach gigantów – mając do dyspozycji tylko ramiona.

A jednak za każdym razem, kiedy dzieciaki, które potrafiły zaplatać warkocze aminokwasów w dowolne białka i żonglować niestabilnymi jądrami atomów, pytały o świat, który miały z nich odbudować, poczucie winy ściskało mu serce.

– Gdyby mógł pan zdefiniować strukturę, funkcję, parametry? – Dziewczyna rozpaczliwie próbowała utrzymać się na powierzchni nieznanego.

Daliśmy im puzzle bez obrazka.

– Las to, hm, pewien rodzaj obszaru naturalnego. Porośnięty głównie drzewami.

– Drzewami…?

Ziemianin westchnął.

– Przypomnij proszę, jakie rośliny macie w laboratorium?

– Trzy kultywary oksy-alg, soję, ziemniaki, szpinak – wyrecytowała Klio – I kukurydzę.

– Niech będzie soja. Ma łodyżkę, od której wychodzą trochę cieńsze pędy, a od nich z kolei wychodzą liście, tak? Liście w kształcie…

Normalnych liści, pomyślał Fuchs.

– Zresztą, sama wiesz. No to wyobraź sobie teraz, że taka sojowa łodyżka jest przyczepiona do gałęzi, jeszcze grubszej łodyżki o twardej, zdrewniałej powierzchni. Ona z kolei wyrasta z jeszcze większego konaru, który wyrasta z pnia…

– I to wszystko pod ziemią? – zdziwiła się dziewczyna.

– Nie, jak pod zie… Może prościej będzie ci to pokazać. – Mężczyzna przełączył blat biurka w tryb interaktywnej powierzchni roboczej i chwycił plastikowy rysik, ale jego ręka zawisła nieruchomo tuż nad panelem. – Gdybym tylko był lepszym rysownikiem…

Fuchs był naprawdę marnym rysownikiem.

 

***

 

Kilka tygodni później jeden z ostatnich Ziemian i jedna z pierwszych Marsjanek siedzieli przy tym samym biurku, pochyleni nad jaśniejącym bielą blatem. Klio z dziwną mieszaniną niepewności i dumy prezentowała modele, które, choć nieco toporne, oddawały mniej więcej ideę drzewa oraz krzewu. Owoce wielu godzin dyskusji i dziesiątek rysunków, które dzięki zdolnościom plastycznym Fuchsa nie przystawały nijak do rzeczywistości – gdyby istniała jeszcze jakakolwiek rzeczywistość, do której mogłyby przystawać. Mężczyzna szturchał palcem ekran, obracając trójwymiarowe miniaturki we wszystkie strony.

– Jeśli uda się ułożyć wiabilne genomy, uzyskać komórki inicjalne… czy można zrobić z nich las?

– Możecie zrobić drzewo – odparł Fuchs. – Jakieś drzewo. I jakiś krzew. Coś, co je przypomina. Od tego zacznijcie. Posadźcie je razem, zobaczcie, czy się polubią…

– Ale to jeszcze nie będzie las – zgadła Klio, wyczuwając ostrożność w jego głosie.

– Nie. Jeszcze nie.

– Rozumiem. Ale proszę mi chociaż opowiedzieć.

Fuchs spojrzał dziewczynie w oczy i zobaczył w nich coś wykraczającego daleko poza ambicję bioinżyniera czy pragmatyzm kolonisty, od którego pracy zależy życie garstki osób, do której zredukowana została ludzkość. Zobaczył sierotę szukającą domu.

– Laboratorium nie ma żadnych planów rekonstrukcji, prawda?

– Nie.

Opowiedział jej więc o lesie, który znał. Klio z początku w skupieniu notowała wszystkie słowa niczym matematyczny wzór. Po kilku zdaniach zrozumiała jednak, że ma do czynienia z opowieścią. Słuchała więc. Najpierw o drzewach. O smukłych, jasnych brzozach i pokrzywionych sosnach strzegących wejścia. O potężnych bukach i dębach w głębi. O konarach pnących się ku słońcu, o liściach i igłach. O zapadaniu się stóp w miękkiej ściółce, o zapachu żywicy i butwiejących liści. O trawach, krzewach, bylinach i kwiatach. O cieniu ciemnym i wilgotnym lub figlarnie rozedrganym. O zieleni. A las był wszystkim razem i tym, co pomiędzy.

– Jak… jak to wszystko zaplanować? – zapytała oszołomiona Marsjanka, kiedy Fuchs opowiedział już wszystko, co pamiętał.

– Nijak – odparł. – Chodzi właśnie o to, by tego nie robić.

 

***

 

Sadzonek było pięć. Opracowanie stabilnego genomu każdej zajęło Klio ponad rok. Fuchs krążył teraz wokół nich, trącając palcami giętkie gałązki, gładząc korę i przybliżając twarz do liści, by przestudiować siatki żyłek na ich powierzchniach. Bardzo dokładnie obejrzał każde drzewko, by wydać werdykt, na który Marsjanka czekała z niecierpliwością.

– Przypominają panu jakiś ziemski gatunek? – zapytała w końcu. – Którakolwiek się nada?

Fuchs patrzył na listki o dziwacznych kształtach, niepodobnych do żadnego drzewa, które widział na Ziemi. Na korę o nietypowo miękkiej powierzchni. Na zieleń mieszającą się z purpurą i gałęzie wyginające się w fantazyjne łuki. Uśmiechnął się pod nosem i pierwszy raz od dwudziestu sześciu lat poczuł, że nie musi czuć się winny.

– Weź wszystkie – powiedział. – Weź je i zróbcie sobie las.

Koniec

Komentarze

Cześć,

 

bardzo lubię takie klimaty i Twoje opowiadanie czytało mi się z przyjemnością. Kibicuję w konkursie, powodzenia :).

 

Jedna rzecz mnie tylko zastanowiła – nie mieli żadnych zdjęć z Ziemi? Czegokolwiek, co pokazywałoby las?

 

 

Bardzo mi się podobało. Grasz znanymi kartami (katastrofa ekologiczna, kolonia, rekonstrukcja zaginionych gatunków), ale układasz je we własną, emocjonalnie prawdziwą całość i ujmujesz w efektowną formę.

“Daliśmy im puzzle bez obrazka.”

Świetne zdanie.

ninedin.home.blog

Mam wrażenie, że to musiał być kataklizm w sensie pierdyknięcia meteorytu, coś co zniszczyło Ziemię całkowicie i na wieki, bo inaczej są o rzut beretem, można wysłać jakąś ekspedycję, wciąż ratować, co jest do uratowania.

Temat niby ograny, ale tak to napisałaś, że poruszyło. Czułam tę tęsknotę pozornie niesentymentalnej Klio, to pragnienie, żeby nie tylko zrozumieć, ale też poczuć. I czułam też tęsknotę Fuchsa, żeby jeszcze raz przeżyć. Jego reakcja na końcu to takie trochę zakończenie żałoby. Pięknie wyszło :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dobry wieczór :)

Bardzo udane opowiadanie. Uwagę zwraca kilka perełek, jak przede wszystkim:

– Jak… jak to wszystko zaplanować? – zapytała oszołomiona Marsjanka, kiedy Fuchs opowiedział już wszystko, co pamiętał.

– Nijak – odparł. – Chodzi właśnie o to, by tego nie robić.

 

Bardzo mi się powyższe spodobało. 

I w ogóle, jak już napisałem wyżej, całość uważam za udaną, choć uwiera lekko to, co zauważyła także OldGuard – trudno mi zaakceptować brak u kolonistów jakichkolwiek zdjęć lasu z Ziemi. Ale jak się przymknie na to oko, jest super. Klikam do Biblioteki. 

(Na początek wybaczcie, ale piszę z telefonu w tym mikroskopijnym okienku i jest to jakiś dramat.

Edit: uff, na komputerze o niebo lepiej)

 

OldGuard, Łosiocie – co do absolutnego wyrugowania drzew, które Was ukłuło. Wyobrażam sobie, że skoro już teraz ogromna część danych przechowywana jest w tzw. chmurach, nie mówiąc już o zaniku jakichkolwiek fizycznych nośników, takich jak zdjęcia, to wydaje mi się całkiem możliwym, by w niedalekiej przyszłości ta tendencja postąpiła jeszcze dalej. W momencie, kiedy siada internet, który spora część z nas traktuje jak coś, co po prostu jest, jak woda w kranie (a jakże złudne mogą być oba te przekonania), tracimy część wspomnień i informacji, bo przestajemy przechowywać je w głowach. Mam wrażenie, że w momencie nagłej, definitywnej katastrofy, można zwyczajnie zapomnieć o takiej oczywistości, jak drzewa czy w ogóle wszystko, co nie jest niezbędne do przeżycia. Myślę, że wiele konceptów zostałoby w ten sposób utraconych. A, że akurat drzewa – im bardziej coś bierzemy za pewne i oczywiste, tym mniej uwagi temu poświęcamy. Ale oczywiście zdaję sobie sprawę, że może to mieć sens tylko w mojej głowie :) Nie bez znaczenia jest też fakt, że pisane na ostatnią chwilę opowiadanie nie zdążyło odleżeć w szufladzie, a ja nie zyskałam dystansu, który pozwoliłby mi lepiej wyłożyć tok mojej wyobraźni w tekście. Cieszę się, że mimo wszystko opowiadanie skłoniło Was do zawieszenia niewiary i dobrze się bawiliście :)

Ninedin, Irko – zwróciłyście uwagę na emocje i bardzo mi w zasadzie ulżyło, że odbieracie bohaterów tak, jak chciałam ich pokazać. Dziękuję za kliki!

Bardzo się misiowi podobało, Emocje, problemy, szukanie rozwiązania i rezultat splecione razem dały świetny efekt. Dobrze się czytało i zostało przyjemne wrażenie. 

Super jest stwierdzenie:

– Jak… jak to wszystko zaplanować? …

– Nijak – odparł. – Chodzi właśnie o to, by tego nie robić.

Dziękuję misiu Koalo, fajnie, że coś przyjemnego zostało w głowie po lekturze. Myślę, że tak to już jest z tym lasem, czy przyrodą w ogóle, że najlepiej, kiedy da się jej miejsce i zostawi w spokoju, bez nadawania żadnej funkcji, roli do spełnienia i oczekiwań do zrealizowania. 

Ładna i zaskakująco optymistyczna opowieść. Fajnie, że ludzie opanowali genetykę tak biegle, że mogą tworzyć gatunki od zera. Mocne założenie i chyba właśnie ono nadaje optymistyczny ton.

Miło się czytało. Fajne, że tak mądra dziewczyna nie wie tak podstawowych dla nas rzeczy. Każde czasy mają swoją prawdę…

Babska logika rządzi!

Bardzo ładne, ludzkie postacie opisałaś w tej jakże futurystycznej oprawie! Polubiłam je. Podobnie jak Fuchs, gorąco ich staraniom kibicuję, nawet jeśli ich nie rozumiem. Ładny wybór z imieniem Klio – muza historii, która próbuje z opowieści odtworzyć stary świat.

Pogodnie mnie nastroiło Twoje opowiadanie, z tą nadzieją na nowy początek. Dzięki :)

Powodzenia w konkursie!

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Cześć ;) Z jednej strony nie ma tutaj niczego, co mogłoby zaskoczyć, bo jak ktoś już wyżej zauważył, opierasz się o powszechne ściany. Nie próbowałaś nawet tworzyć jakiejś nowej planety, tylko wybrałaś tę bliską, można nawet rzec, oklepaną. Z drugiej zaś, między tymi ścianami, mamy solidny kawał naturalnych dialogów, emocji, no i dobrze napisanego tekstu z kilkoma naprawdę niezłymi zdaniami. Ogólnie zatem na plus :) Pozdrawiam!

"Wiabilne" – zdolne do przeżycia w określonym środowisku, konstruktywizm.

Puzzle bez obrazka – świetny obraz!

Piękny szort, gratulacje!

 

Skarżypytuję i klikam. :-)

 

W kilku miejscach odpuściłabym określniki. Jeden drobiazg podrzucam:

,tylko tyle, ile zdołaliśmy unieść. Niezbędne minimum wiedzy, zasobów i ludzi

Usunęłabym, bo powtórzenie w pewnym sensie.

 

Powodzenia w konkursie!

 

Fot. A. Wajrak. Pięknoróg, jeden z pięknych grzybów.

 

 

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Hej Nir

Bardzo dobry szort. Ciekawy pomysł, wciągająca fabuła, zgrabnie i konsekwentnie poprowadzona. Fajnie używasz mowy potocznej, dialogi są dynamiczne i doprawione humorem (rozbawiła mnie forma odpowiedzi na pytanie “czy to wszystko pod ziemią?” ). Sprawnie operujesz krótkimi zdaniami. Udało Ci się niewiedzę Marsjanki na temat lasu utrzymać do końca, naprawdę widać, że nie ma pojęcia, o czym jest mowa. Wbrew pozorom nie jest to takie łatwe.  

 

Wstęp fajnie wprowadza czytelnika w świat przedstawiony. O bohaterach dowiadujemy się tyle, ile trzeba. Nie przeładowałeś terminami medycznymi – to się ceni (chociaż na tych wiabilnych genomach to się wyłożyłem jak długi). Próba opisu drzewa przy pomocy opisu soi mnie urzekła. Bardzo dobrze zakończyłeś każdy fragment (ostatnie zdania) a finał „weź je i zróbcie sobie las” rzucił ciarami po plecach.

 

Kilka tylko wrzutek szlifierskich:

– Klio? – męż­czy­znaMężczyzna

 

– Za­koń­czy­li­śmy trze­ci etap za­bez­pie­cza­nia źró­deł po­ży­wie­nia, tak. Nasza dieta może skła­dać tutaj to „tak” spadło. Raczej: źró­deł po­ży­wie­nia. Tak – nasza dieta.

 

Po­czu­cie hu­mo­ru nie było zresz­tą je­dy­ną rze­czą, któ­rych naj­wy­raź­niej nie za­bra­li ze sobą z umie­ra­ją­cej Ziemi. – chyba nie można nic wyraźnie zabrać, ale można: Najwyraźniej poczucie humoru nie było jedyną rzeczą, której nie zabrali…

 

Go­rą­co ki­bi­cu­ję po­ło­wie tego, co po­wie­dzia­łaś, bo dru­giej po­ło­wy nie ro­zu­miem. – tu trochę brzmi tak, jakby powodem kibicowania było niezrozumienie; „ale” by załatwiło sprawę (ew. Go­rą­co ki­bi­cu­ję jedynie po­ło­wie […] i wtedy „bo” jest ok).

 

W dwa­dzie­ścia lat po­sta­wi­li­śmy nowe po­ko­le­nie na ra­mio­nach gi­gan­tów – mając do dys­po­zy­cji tylko ra­mio­na. – „Budować (postawić) coś na ramionach gigantów” jest ok, ale powtarzając „ramiona” zgubił się utarty zwrot i zabrzmiało trochę groteskowo (jakby stawiający nie mieli głow ani nóg) a powinno patetycznie.

 

– Ro­zu­miem. Ale pro­szę mi cho­ciaż opo­wie­dzieć. – nie upieram się, ale może: “Rozumiem, ale..”. i zabrakło mi „o nim” przed opowiedzieć.

 

po­krzy­wio­nych so­snach strze­gą­cych wej­ścia. W sensie wejścia do tego lasu. Ok, ale jakoś niezgrabnie, może „stojących w pierwszym rzędzie (szeregu)”?  

 

Naprawdę dobra robota.

Dzięki wielkie

Pozdrawiam

Al

Mam problem z zawieszeniem niewary odnośnie do założenia tego opka. Żeby móc stworzyć jakikolwiek zalążek cywilizacji na Marsie musieli mieć dostęp do bardzo wielu danych i dysponować zaawansowanymi technologiami. Trudno jest mi uwierzyć, że wśród nich nie znalazły się żadne dane pozwalające odtworzyć obraz Ziemi, chociażby we fragmentach. Stworzenie modelu drzewa, który wyglądałby jak prawdziwe drzewo, nie powinno wykraczać poza ich możliwości, skoro dotarli na Marsa i jeszcze sobie na nim nieźle radzą, a mają kogoś, kto pamięta Ziemię.

Jeśli jednak zawiesić niewiarę i dać się ponieść historii, to czyta się dobrze. Pokazujesz klasyczną relację mistrz-uczeń w odświeżonej i kosmicznej odsłonie. I to wyszło bardzo fajnie. Gdyby nieco uprawdopodobnić kontekst mogłoby z tego wyjść naprawdę świetne opko.

It's ok not to.

Hej, Nir

Klio, jak wszystkie dzieci z pierwszego pokolenia po ewakuacji, nie traciła czasu ani tlenu na coś tak niepraktycznego, jak żarty. Cóż, sami je tak wychowali. Poczucie humoru nie było zresztą jedyną rzeczą, których najwyraźniej nie zabrali ze sobą z umierającej

Nie sądzę by jedno pokolenie potrafiło być zupełnie inne niż poprzednie, zwłaszcza te, które było wychowywane przez pokolenie pamiętające Ziemię. Nawet jeśli to Apokalipsa i szybki zjazd z Planety. Trafniej byłoby chyba napisać np. piąte pokolenie i rozbudować trochę kolonie. 

Cała reszta extra:) Szkoda, że to konkursowy Szort, bo przydałaby się ekspedycja na ziemie w poszukiwaniu lasu albo np. sadzonek:D

 

 

O, jak tłumnie! Dzięki wszystkim za odwiedziny :)

Fajne, że tak mądra dziewczyna nie wie tak podstawowych dla nas rzeczy. Każde czasy mają swoją prawdę…

Finklo, właśnie tak sobie myślę, że to, co było oczywiste na Ziemi i przez to nawet nie jest do końca postrzegane jako wiedza, mogłoby w zaskakujący sposób zniknąć przy odrobinie zaniedbania. Ale o tym więcej za chwilę. 

Ładny wybór z imieniem Klio – muza historii, która próbuje z opowieści odtworzyć stary świat.

Miło, że zauważyłaś ten smaczek, Anoio. Zawsze czekam z niecierpliwością, czy i kiedy tego rodzaju drobnostki w tekstach zostaną odczytane, a sama lubię się ich dopatrywać w twórczości innych.

Z drugiej zaś, między tymi ścianami, mamy solidny kawał naturalnych dialogów, emocji

Dzięki, Realucu, bardzo mnie to cieszy, bo przy pisanym w takim tempie tekście nie byłam pewna, czy skonstruowane przeze mnie postaci będą odpowiednio wybrzmiewać. Okazuje się, że wybrzmiały wyjątkowo dobrze, za to sam główny zamysł nie do końca :D ale do tego odniosę się na końcu komentarza.

Piękne grzybki, Asylum, uwielbiam wajrakową dokumentację leśnego życia <3 Dzięki za klika, który zdaje się wysłał tekst do biblioteki! Pasowała mi ta wiabilność do genomu, który skonstruowany poprawnie – przetrwałby, a niepoprawnie byłby do tego niezdolny. Ale może to zbytni skrót myślowy.

Dziękuję pięknie za propozycje doszlifowania, Al! Nie jestem pewna, czy mogę je wprowadzić w tym momencie, ale po zakończeniu konkursu jak najbardziej. Chociaż do jednej uwagmi mam kontruwagę :)

W dwadzieścia lat postawiliśmy nowe pokolenie na ramionach gigantów – mając do dyspozycji tylko ramiona. – „Budować (postawić) coś na ramionach gigantów” jest ok, ale powtarzając „ramiona” zgubił się utarty zwrot i zabrzmiało trochę groteskowo (jakby stawiający nie mieli głow ani nóg) a powinno patetycznie.

Właśnie o to chodziło! Ludzkość zabrała ze sobą tylko najnowszą technologię, właśnie te ramiona, dzięki którym mogli przetrwać (np. odtwarzając genomy potrzebnych roślin), a nogi (wiedza, czym jest drzewo) zostały zapomniane. Przyznam jednak, że nie jestem do końca zadowolona z tego, jak ją wyraziłam i faktycznie mój zamysł może nie być do końca jasny.

Udało Ci się niewiedzę Marsjanki na temat lasu utrzymać do końca, naprawdę widać, że nie ma pojęcia, o czym jest mowa. Wbrew pozorom nie jest to takie łatwe.

Próba opisu drzewa przy pomocy opisu soi mnie urzekła.

Opisywanie rzeczy, których nigdy się nie opisuje, bo wszyscy wiedzą, o co chodzi, okazało się jednocześnie nieoczekiwanym wyzwaniem, jak i bardzo przyjemnym ćwiczeniem. Cieszę się też, ze ostatnie zdanie przypadło Ci do gustu, miałam nadzieję, że wybrzmi odpowiednio mocno.

dogsdumpling, do Twojej i nie tylko Twojej niewiary także odniosę się na samym dole.

Pokazujesz klasyczną relację mistrz-uczeń w odświeżonej i kosmicznej odsłonie.

W sumie nie myślałam o tej relacji w tym kontekście, ale faktycznie chyba wyszło coś w tym stylu.

Chyba nieco zbyt dosłownie potraktowałeś fragment, o którym mówisz, vrchampsie. A może ja zbyt dosadnie go wyraziłam :D Nie chodziło mi o to, że nowe pokolenie faktycznie racjonuje tlen albo świadomie rezygnuje z poczucia humoru – raczej o to, że wychowani w takiej rzeczywistości mogą być ludźmi bardziej pragmatycznymi i poważnymi. Poza tym – poczucie humoru może być zupełnie inne u różnych osób w ramach tego samego pokolenia. Widzę dobrze, z czego śmieje się mój brat xD

Drodzy niewierni! Kilka Waszych głosów uświadomiło mi, że być może za mało miejsca w tekście poświęciłam na odmalowanie szczegółów katastrofy/ewakuacji. 

Żeby móc stworzyć jakikolwiek zalążek cywilizacji na Marsie musieli mieć dostęp do bardzo wielu danych i dysponować zaawansowanymi technologiami.

To jest właśnie istotą mojego zamysłu, że dysponowali TYLKO zaawansowanymi technologiami, bo to ich znajomość była kluczowa do przeżycia w kolonii. W pośpiesznej ewakuacji priorytet mogłyby mieć te najbardziej praktyczne rzeczy, cała ludzka wiedza zostałaby podzielona na swego instrukcje obsługi. Jak wspomniałam wyżej, oczywiste rzeczy mogłyby nie być nawet traktowane jako wiedza, po prostu umknęłyby w ogólnej panice. Zastanawiałam się, czy w tekście nie użyć też motywu utraty niektórych danych na skutek jakiejś awarii/wypadku – widzę, że powinnam była to zrobić :D Bohaterowie swojej kolonii nie stawiają też od zera, przybywają w pewnym sensie na częściowo przygotowany grunt. Im dłużej o tym wszystkim myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że sensowna argmentacja mojej wizji i doprecyzowanie kontekstu jest możliwe, ale w tekście ich po prostu zabrakło – zwłaszcza dla sceptyków. Nie pierwszy raz zdarza mi się zbyt subtelnie traktować pewne ciągi przyczynowo-skutkowe, które mają sens w mojej głowie, gdzie są bogatsze o tuzin szczegółów, a po przelaniu na papier tracą na jasności.

Optymistyczne. Istotnie, jakie ma znaczenie to, że to co nam wyjdzie w wyniku starań, nie będzie idealne. Ważne, że uda się coś zbudować. Coś co da nadzieję na przyszłość. 

Fajnie opisana relacja między bohaterami, to co ich różni i to co łączy. 

Lożanka bezprenumeratowa

A ok. Uspokoiło mnie twoje wytłumaczenie:D

Hej Nir

 

Jasne, oba zdania odczytałem bez wątpliwości, ale to drugie trochę wstrząsnęło konstrukcją.

Może: W dwadzieścia lat postawiliśmy nowe pokolenie na ramionach gigantów – mając do dyspozycji tylko ramiona maluczkich (lub innych, mniejszych niż giganci)?

 

Miłej soboty

Al

Podpisuję się pod wątpliwościami dogs, jednocześnie przyznając, że Twoje opowiadanie napisane jest bardzo zgrabnie, i równie zgrabnie jest poprowadzone.

Nie przekonują mnie Twoje tłumaczenia odnośnie zabrania ze sobą tylko najbardziej istotnych danych. Piszesz, że w zamyśle (to zresztą jest też w tekście ujęte) koloniści przybyli już na gotowe, choć o pół roku za wcześnie. Czyli spodziewali się, że lada dzień ewakuacja z umierającej planety będzie koniecznością, i zawczasu zaczęli przygotowywać habitat na Marsie. Skoro wiedzieli, że Ziemia ulegnie zagładzie, nie wierzę, że do tego habitatu nie zostały przesłane całe bazy danych, zawierające encyklopedyczne dane na temat ojczystej planety. Nie wiem czy wiesz, ale w Svalbard na Spitsbergenie istnieje Globalny Bank Nasion, zawierający ponad cztery miliony nasion różnych gatunków roślin z całego świata – tak na wszelki wypadek. Czyli my już robimy takie rzeczy jak zabezpieczenie na przyszłość rzeczy, które mogłyby ulec zagładzie. To właśnie jest powodem, dla którego nie wierzę w ten brak lasu albo chociaż drzew w bazie danych. Przesył tych baz, żeby zabezpieczyć dziedzictwo kulturowe Ziemi byłby, jak podejrzewam, jednym z priorytetów.

Niedawno czytałem “7ew” Stephensona, w którym ludzie muszą szybko – mają około roku czasu chyba – uciec z Ziemi i przysposobić ISS pod przyjęcie kilkuset szczęśliwców, którzy przeżyją zagładę. Autor skupia się tam głównie na aspektach technicznych, ale nie pomija warstwy socjologicznej, zarówno w odniesieniu do nastrojów na Ziemi, jak i wśród budowniczych. Stephenson ma jednak całą powieść miejsca na uwiarygodnienie opisywanej rzeczywistości, Ty miałaś na to tylko tysiąc słów, oczywistym jest więc, że musiałaś mnóstwo rzeczy pominąć, jednak nie uważam za łatwe – a może nawet możliwe – wiarygodnego wytłumaczenia, dlaczego oni nie mają żadnej podstawowej wiedzy z Ziemi. Ale możemy podyskutować ;)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Dzięki Ambush! Wyszło nawet bardziej optymistycznie, niż z początku planowałam :)

Al, Twoja sugestia na to zdanie brzmi bardzo fajnie, chociaż mam wrażenie, że oddaje nieco inną myśl. Ale to okrągłe zdanie. Lubię takie :D

Cześć Outta – spróbujmy podyskutować zatem, bo ciekawa jestem, czy gdyby tekst pozbawić tych wszystkich wad i niedopowiedzeń, to byłbyś w stanie zaakceptować moją wizję.

Piszesz, że w zamyśle (to zresztą jest też w tekście ujęte) koloniści przybyli już na gotowe, choć o pół roku za wcześnie.

Na gotowe to zdecydowanie zbyt mocne określenie – widzę teraz, że używając słowa “uchodźców” nakierowałam narrację na zdradliwe skały. Chodziło mi o fakt, że jakaś bazowa struktura kolonii zostałaby już postawiona i mogłaby zapewnić warunki do życia ludziom, którzy przybyliby przygotowywać ją dalej… tak, teraz widzę, że opisując w ten sposób kolonię sprawiłam wrażenie, że czasu na przygotowania było zdecydowanie więcej, niż było. Kolonia powinna zostać opisana jako coś,co i tak było budowane przez Ziemian, bez myśli o nadchodzącej katastrofie, a tam po prostu zbiegli uchodźcy.

Wiem oczywiście o Spitsbergenie, cudowny projekt. Podczas pisania miałam w głowie wątek pwenych “ark z danymi”, które uległy by częściowemu zniszczeniu i stąd utrata niektórych danych. Zdecydowanie powinnam była umieścić ten wątek w tekście.

Nie mówię, że koloniści nie mają zupełnie żadnych danych czy żadnych podstaw – po prostu, myśląc o wiedzy biologicznej, kluczowe dla nich były informacje o bardzo zaawansowanych technologiach manipulowania genami. Nie wszystko zdążyło zostać przesłane lub – jeśli zawarłabym wątek utraty danych – zachowane. I akurat drzewa, czy generalnie pewien spis ziemskiej flory, zaginęły w mrokach historii. A potem, już w warunkach kolonii, ludzie musieli skupić się na walce o przetrwanie. Być może wracanie myślami do utraconej Ziemi było też dodatkowo bolesne i tym bardziej woleli skupiać się na tym, co jest tu i teraz. 

No cóż, muszę przyznać, że jest to po prostu element, który musiałabym jeszcze dokładniej przemyśleć, a zabrakło na to czasu.

 

Cześć, Nir :)

 

Jedna drobna uwaga:

 

nie traciła czasu ani tlenu na coś tak niepraktycznego,(-) jak żarty. → zbędny przecinek

Nie wymyślę tu nic oryginalnego, podpisuję się głównie pod zdaniem pozostałych czytelników. Czyli że dobrze napisanie, dobrze się czyta. Motyw kataklizmu i utraty podstawowych dóbr, jakie mamy wkoło (w tym kontekście lasu) jest wtórny, ale to nie zawsze jest wada, chociaż osobiście preferuję powiew świeżości.

Podobnie jak Outta i Dogs mam też wątpliwości odnośnie braku jakiegokolwiek wizerunku lasu, ale ogólnie tekst na plus :)

Podobało się i życzę powodzenia w konkursie :)

Bardzo podobało mi się opowiadanie! Czytając miałem podobne odczucia do komentujących tekst – wciągający, lekko napisany, historia jest klarowna a dialogi przekonują. Relacja między młodą kobietą a panem Fuchsem, chociaż zaledwie naszkicowana kilkoma dialogami, miała w sobie dużo wdzięku.

– I to wszystko pod ziemią? – zdziwiła się dziewczyna

Również i ja wyróżniłbym ten fragment. Sposób w jaki “młodzi” widzą rzeczy, które minęły, i które dla “starych” wydają się/ wydawały się oczywiste, mógłby pozwolić tym ostatnim na ujrzenie znanego w nowym świetle. To trochę jak rozmowa z dziećmi.

 

Dołącze się też do głosów tych, którzy mieli wątpliwości czy koloniści mogliby utracić wszystkie wizerunki drzew. Musiałyby zaginąć książki, obrazy, rzeźby, dane cyfrowe… Można sobie wyobrazić, że na pewnym poziomie rozwoju cywilizacji wszystkie dane zostały zgromadzone w formie cyfrowej w chmurze, która przez jakąś katastrofę, aktywność hakerów i.t.p. uległa destrukcji. Ale czy przez okres bytności na Marsie nikt nie pokusił się o odtworzenie bazy danych roślin? Może uważano to za nieistotne, może chciano zacząć wszystko od nowa, dostosować nową roślinność do nowych warunków, może uważano, że wierne odtworzenie drzew jest zbytecznym sentymentem, kultywowaniem niepotrzebnej nostalgii?

Ponadto, las to cały ekosystem – nie tylko rośliny, ale też zwierzęta, małe i duże. Z technicznego punktu widzenia jego odtworzenie byłoby bardzo złożonym procesem.

 

Podsumowując, ciekawy pomysł i zręcznie zilustrowany, chciałoby się żeby został rozwinięty. :)

Chodziło mi o fakt, że jakaś bazowa struktura kolonii zostałaby już postawiona i mogłaby zapewnić warunki do życia ludziom, którzy przybyliby przygotowywać ją dalej… tak, teraz widzę, że opisując w ten sposób kolonię sprawiłam wrażenie, że czasu na przygotowania było zdecydowanie więcej, niż było. Kolonia powinna zostać opisana jako coś,co i tak było budowane przez Ziemian, bez myśli o nadchodzącej katastrofie, a tam po prostu zbiegli uchodźcy.

Ależ ja to właśnie tak odebrałem. Bazowe struktury, przygotowane pod przyjęcie gości na chwile, a ostatecznie przemienione w pełnoprawną kolonie po zagładzie planety. Nie wiem ile czasu dałaś uchodźcom, bo rzeczywiście tego w tekście nie ma, ale jakieś podstawowe dane musiałyby się tam znaleźć. Nie wierzę, że żaden z uciekinierów nie wziął niczego ze sobą, nie zgrał jakichś plików na podręczne karty pamięci, filmów, książek, obrazów. To jest ta kwestia, która nie pozwala odwiesić mojej niewiary :) Podtrzymuje jednak zdanie, że szort jest napisany sprawnie i – pomimo tego mankamentu – jego lektura sprawiła mi satysfakcję :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Outta, wydaje mi się, że w przyszłości coś tak oczywistego dla nas, jak karty pamięci i pendrive’y, mogłyby zaniknąć (jako powszechnie posiadane) przez łatwość i szybkość dostępu do sieci – czy tak będzie, zobaczymy ;) z pewnością tekstowi na dobre zrobiłoby wyjaśnienie, ile było czasu na ucieczkę, bo jeśli bardzo mało, to może przypadkowe osoby nie miałyby nawet pod ręką takich narzędzi, jak archaiczne karty pamięci. No i ta ewentualna awaria baz danych, tak. Ale nie ma sensu chyba się nad tym rozwodzić w komentarzach – kiepsko wychodzi mi bezpośrednie dyskutowanie, wolę, kiedy tekst broni się sam. Może kiedyś usiądę do tego tekstu od nowa i po dopracowaniu tej warstwy zobaczę, czy się wybroni. Ale dzięki i tak za wyjaśnienia :)

kronosie maximusie, cieszą mnie bardzo Twoje słowa na temat bohaterów tekstu, ich relacja była dla mnie w tekście najważniejsza – oraz pokazanie, jak trudno o porozumienie, kiedy brakuje wspólnego punktu odniesienia. Myślę, że to idea, której starczyłoby i na dłuższy tekst: jak wypełniać dziury po takich oczywistościach i pewnikach, jak drzewa, jak o nich mówić, jacy byliby ludzie ich pozbawieni.

Ale czy przez okres bytności na Marsie nikt nie pokusił się o odtworzenie bazy danych roślin?

To właśnie się dzieje w tekście – z początku ludzie skupili się na tych bardziej przydatnych gatunkach, których odtworzenie było kluczowe dla przetrwania wobec skończonej ilości zapasów pożywienia.

Ponadto, las to cały ekosystem – nie tylko rośliny, ale też zwierzęta, małe i duże. Z technicznego punktu widzenia jego odtworzenie byłoby bardzo złożonym procesem.

Naturalnie! “Prawdziwego” lasu nie byliby w stanie odtworzyć – ale jakąś jego namiastkę, na dodatek po swojemu – być może. 

Dzięki za miłe słowa i cieszę się, że się podobało – też sobie myślę, że w dłuższa forma dobrze by temu pomysłowi zrobiła. Przede wszystkim dała przestrzeń do zaplanowania fabuły i opisu świata tak, by było łatwiej w nie uwierzyć ;)

Dzięki za drobną uwagę, aryo i fajnie, że wyszło na plus :) motyw utraty rzeczywiście wtórny, chociaż dla mnie ta utrata to raczej pretekst, bo sam tekst jest o odtwarzaniu i problemach, które w takiej sytuacji mogą się nieoczekiwanie pojawić. Ale jak to w szorcie, trudno zrobić coś więcej, niż zarysować taki obszerny koncept :)

 

Lasy bywają tak magiczne, że nawet ci, którzy żyją na innej planecie i nie mieli o nich żadnego pojęcia, już po jednej wzmiance o drzewach są gotowi stworzyć je od nowa. Całkiem od nowa. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bywają, reg! Zwłaszcza, kiedy wszystko, co znasz, to wyhodowane w pocie czoła kwadratowe monouprawy, z których jesteś dumny i takie nawet całkiem ładne ci się wydają. A tu jakiś Ziemianin mimochodem wzdycha, że “na Ziemi to było” i “gdybyś tylko mógł zobaczyć las…”. Więc w końcu zbierasz się na odwagę, żeby zapytać (bo dla Ziemian to pewnie drażliwy temat), jak te rośliny na Ziemi wyglądały, co to za tajemniczy las, który przez lata obijał ci się o uszy wspominany z taką nostalgią… Natura jest magiczna, nie może nam jej zabraknąć, no! 

Nie może, Nir. I nie zabraknie! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć Nir !!!!

 

Jeden z najlepszych tekstów w konkursie. Naprawdę. Bardzo mi się podobało. I wiesz co jeszcze? Są takie teksty, które trudno zrozumieć a przecież to nie jest zaleta. Według mnie tekst powinien być zrozumiały. Świetnie się czytało.

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Dzięki, dawidzie, bardzo miło mi to czytać – rozumiem w takim razie, że tekst był dla Ciebie zrozumiały :D 

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nie dość, że fajne, to jeszcze się podobało? To więcej, niż śmiałabym chcieć ;) Dziękuję, Anet!

Co mnie najbardziej zaskoczyło, że w „nowej” formie udało się tu oddać oldschoolową opowieść. Bo to nie akcja, nie obrazy, to właśnie takie oldschoolowe rozważania o tym, co mogą przynieść przyszłość i wyprawy w kosmos. I jak to może się odbić na ludzkim postrzeganiu świata naokoło.

 

Dużo chyba tu nie napiszę, ale warsztatowo i pod kątem przykuwania uwagi tu jest sporo. Jakkolwiek od strony samej opowieści nie jest to to, czego ja szukam w opowiadaniach, ale w swojej własnej kategorii i szufladzie to bardzo dobry tekst. Zwłaszcza, ze jest bardzo… żywy. I porusza różne wątki, czasem w bardzo „międzywierszowy” sposób, czasem jak najbardziej w samych wierszach, ale przez zwykłe wtrącenie zdania lub dwóch, które dają do myślenia. No choćby to:

 

"Klio, jak wszystkie dzieci z pierwszego pokolenia po ewakuacji, nie traciła czasu ani tlenu na coś tak niepraktycznego, jak żarty"

 

– przecież to proste, zwyczajne, a jednak dające do myślenia i jednym zdaniem uchylające rąbka historii poprzedzającej same opowiadanie.

 

"Daliśmy im puzzle bez obrazka."

– to tez mi się podoba.

„– Drzewami…?

Ziemianin westchnął.”

– to tez daje jakiś obraz kontekstu i zderzenia percepcji.

 

 

"Fuchs spojrzał dziewczynie w oczy i zobaczył w nich coś wykraczającego daleko poza ambicję bioinżyniera czy pragmatyzm kolonisty, od którego pracy zależy życie garstki osób, do której zredukowana została ludzkość. Zobaczył sierotę szukającą domu."

 

– a to jest fragment naprawdę wart zauważenia. Bo w bardzo, bardzo prosty sposób pokazujesz, jak bardzo „odemocjonowana” (nie wiem czy intencjonalnie, ale trochę tak wygląda bohaterka) osoba zaczyna czuć marzenie.

 

 

"Opowiedział jej więc o lesie, który znał"

 

– czy to celowe nawiązanie do Dead Can Dance? bo się przyponiał tekst, który brzmiał mniej więcej "opowiedz o lesie, który kiedyś był twoim domem"..

 

Ja to chyba mam jakiś oldschoolowy mózg, albo po prostu tak w tyle jestem za trendami w literaturze, bo to nie pierwszy raz, kiedy się to określenie pojawia przy jakimś moim tekście.

 

“Żywy” to w moim odczuciu wielki komplement dla tekstu, bo to znaczy, że udało mi się ten główny nurt fabuły poprowadzić tak, by przepływał przez jakiś szerszy świat. I można podczas płynięcia spojrzeć w bok i zobaczyć, że tam dalej też coś jest. 

– a to jest fragment naprawdę wart zauważenia. Bo w bardzo, bardzo prosty sposób pokazujesz, jak bardzo „odemocjonowana” (nie wiem czy intencjonalnie, ale trochę tak wygląda bohaterka) osoba zaczyna czuć marzenie.

Tak! Dokładnie taki był pomysł na Klio – by stopniowo przeprowadzić ją od totalnego pragmatyzmu wymuszonego realiami, w jakich przyszła na świat, do przebudzenia się w niej “mniej praktycznych” cech, jak marzycielstwo. I udało się w tych zaledwie trzech krótkich fragmentach, cieszy mnie to bardzo!

"Opowiedział jej więc o lesie, który znał"

A to z kolei zupełnie przypadkowe. Sprawdzę, cóż to za niezamierzona inspiracja mi się trafiła, bo utwory Dead Can Dance znam raczej wybiórczo.

 

Dzięki, wilku! Za uśmiechający twarz komentarz, za pracę wykonaną przy naborze (i za tą, która dopiero będzie wykonana, by antologia ciałem się stała), a przede wszystkim za to, że kolejny raz Twój konkurs sprawia, że coś piszę.

Hej Nir

Ciekawa wizja, ciekawe opowiadanie. Zgrabnie napisane – dobrze się czytało :)

 

Oczywiście dziwi fakt, że w pośpiechu zabierali resztki Ziemi, ale nie “zgrali” paru zdjęć i ebooków. Bez takiej wiedzy, ciężko jest odbudować świat.

 

Pozdrawiam

Dzięki, za komentarz, Ramshiri i cieszę się, że się podobało! Chyba w trakcie redakcji do antologii będę musiała poprosić jurków o możliwość zajawienia chociaż wątku tłumaczącego ten brak choćby jednego zdjęcia xD

 

Ładne. W krótką formę udało Ci się wpleść sporo przemyśleń, emocji i różnych drobnych smaczków. Myślę, że bardziej niż historia o dosłownym stwarzaniu życia na Marsie (w sensie terraformacji) jest to taka refleksja o życiu w ogóle; o przechodzeniu z teorii do praktyki, z myślenia pragmatycznego do kreatywnego, poszukiwaniu swojego miejsca w świecie. Opowieść cały czas pozostaje blisko takich bardzo fundamentalnych, uniwersalnych zagadnień. Bohaterowie również wcale nie wydają się nam odlegli, łatwo nam się utożsamić z ich przemyśleniami i uczuciami.

Jedyne, z czym mam pewien problem, to trudności Klio z wyobrażeniem sobie lasu – to ma sens na takim bardziej metaforycznym poziomie, ale już mniej na poziomie świata przedstawionego, gdzie można byłoby to rozwiązać za pomocą jakichś grafik czy symulacji.

Poza tym jednak udany tekst i satysfakcjonująca lektura.

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Cześć, black_cape!

Dzięki za komentarz i cieszę się, że Ci się podobało :) To prawda, że bardziej, niż na technicznych aspektach terraformowania Marsa czy sposobach przeżycia gatunku, chciałam się skupić na zmianach, jakie na skutek utraty macierzystej planety zachodzą w ludziach, a las jest materią, wokół której te zmiany się krystalizują. Cieszę się, że to się udało i po raz kolejny posypuję głowę popiołem za motyw całkowitej utraty idei i obrazu lasu, w którą niełatwo uwierzyć.

Nowa Fantastyka