Profil użytkownika


komentarze: 278, w dziale opowiadań: 246, opowiadania: 86

Ostatnie sto komentarzy

Kronosie, 

 

zostawiam Ci bibliotecznego klika i życzę Ci, żeby tekst dorobił się ostatniego, bo zdecydowanie na to zasługuje. Fabuła trochę cierpi, ale psychikę bohatera zbudowałeś znakomicie. Pokazałeś go zarówno przez zachowania, pragnienia, jak i język, którym się posługuje. Na etapie bety powiedziałam Ci, że w porównaniu z innymi Twoimi tekstami oceniam go na tróję, ale z czasem doceniłam te udane rzeczy i oceniam to opowiadanie wyżej. Jest w nim mnóstwo smaczków, a to też duża zaleta. 

Wracajże na forum i pisz, bo fajne były te Twoje teksty! Twoich komentarzy też brakuje.

Ojej! Po raz pierwszy mój głos mógł mieć realne znaczenie. Outta Sewer, spóźnienie o te parę sekund jest moją największą portalową porażką tego roku :)

Congrats dla wybrańców! Starych i nowych.

(I dla Osvalda – nieźle, jak na „trolla” ;))

Przy okazji dziękuję za dziewięć wyrazów sympatii ;) 

Tak dla gwiazdek. Plus fajnie by było, gdyby one coś znaczyły – np. żeby opowiadania można było po tym ratingu sortować w bibliotece. Wtedy ktoś nowy ma info od społeczności, które teksty są uważane za najlepsze. Żeby gwiazdki znaczyły więcej musiałyby mieć wagę adekwatną do liczby głosów. Na to są wzory. 

1. Czy ktoś będący w przyjacielskiej relacji z jurorem konkursu na portalu ma prawo startować w konkursie.

NF to mała społeczność i trudno tego uniknąć. W “zewnętrznym świecie” powiedziałabym: nie.

2. Czy nawiązanie w opowiadaniu konkursowym do tekstu jurora lub jego osoby są dozwolone?

To brzmi trochę jak lodzik dla jurora, nie? :)

(No chyba, że chodzi o śmieszkowanie albo dokuczanie, to nie. Ale kto by to robił?)

3. Czy jurorzy w konkursach mogą betować teksty konkursowe?

Nie (i nie zauważyłam, żeby tak się działo).

4. Czy członkowie loży mogą głosować nad piórkiem w sytuacji, gdy betowali tekst?/ Czy członkowie loży powinni betować teksty na portal?

Ja wolałabym, żeby tak nie było. / Nie mam nic przeciwko betowaniu przez lożan, choć sama wolę z tego nie korzystać (ze względu na pierwszą część tego pytania).

5. Czy członkowie loży mogą zgłaszać do piórka tekst, który betowali?

Według mnie – tak, ale ich głos powinien się liczyć jak głos dyżurnych, a nie być nominacją z miejsca. 

 

Szkoda, że tyle w tym wątku ataków. Każdy, kto jest parę chwil na portalu ma jakieś spostrzeżenia, przemyślenia i wnioski. Zasady warto doprecyzowywać, można je zmieniać, można też dyskutować o tym, co się wcześniej nie sprawdziło i dlaczego dziś jest tak, a nie inaczej. Gdybyśmy skupili się na meritum – moglibyśmy rzeczywiście zobaczyć co się komu podoba, a co nie i pomyśleć o rozwiązaniach.

Chyba, że wcale nie chcemy tego widzieć…?

Ojej! Najpierw czytam, że jestem czyimś odkryciem roku, potem dostaję dwie gwiazdki od Osvalda, a teraz jeszcze to… Bardzo uczciwie powiem, że obstawiałam TAKa od Irki (dziękuję, Irko!). I na tym koniec. Każdy kolejny był miłym zaskoczeniem, a w finał uwierzę pewnie jutro koło południa. Albo bliżej czwartku.

Piękne dzięki dla:

Monique.M i Oldguard – za mądrą, wspierającą betę,

Ambush – za to, że szczerze się zachwyciłaś humorem w Mistrzu i Małgorzacie,

Krara85 – za podbicie nominacji i emocjonujący cliff hanger komentarzowy :)

Kronosa – za to, że mnie zatrzymałeś na forum, jak chciałam stąd wiać ;)

wszystkich dobrych dusz, które polubiły się z moimi tekstami na tyle, by je wyróżniać i tych, którym chciało się je czytać i komentować, na czym zyskałam, nawet jeśli czasem zastanawiałam się, czy w bandażach byłoby im do twarzy…  

 

Osvaldzie, zapewniam Cię, że żaden lożanin nie ucierpiał w trakcie opierzania "Mistrza i Małgorzaty". Przynajmniej z mojej ręki… Przysięgam, że jeśli zarejestrowano w Bochni obecność kogoś bardzo podobnego do bohaterów niniejszego opowiadania, był to absolutny zbieg okoliczności…

Jeszcze trochę i może dostaniesz ode mnie trzy gwiazdki.

Challenge accepted ;)

 

Ślimaku – congrats! Wieszcz, co myślę o Twoim tekście.

Geki – o włos. (BTW – Twojego TAKa spodziewałam się najmniej. Dziękuję ;))

Drakaino

 

w kwestii imienia mocno mnie zaskoczyłaś. Gdybym nazwała mumię Margaret – w moim odczuciu – straszliwie wykastrowałoby to klimacik między nią z Robertem. Bo jednak Małgosiu czy Gosiu jest czymś bardzo innym jakościowo od Margaret, Marge, Meg, czy czegokolwiek innego. A gdybym miała stosować polskie Marguś też byłoby to znacznie słabszym pomysłem niż: “ależ Gosiu!”. Przyznam, że dla mnie jest to oczywiste i zastosowałam to z całkowitą premedytacją i zrobiłabym to znowu. :)

 

Asylum

Marzyłoby mi się połączenie wcześniejszego opka, które nominowałam z tym. Ideał. 

Biorę sobie do serca ;) Może kiedyś się uda.

Dzięki za komplement.

 

Bella,

wydawało mi się, że ona chce konkretnie towarzystwa Roberta a nie kogoś i potem się trochę skonsternowałam, że on jej ma kogoś znaleźć (i zabić?)

Spodziewam się, że gdyby Małgorzata powiedziała mu wprost kogo sobie upatrzyła, po Robercie zostałby tylko czarny ślad w miejscu, w którym wystartował. To jest subtelnie pokazane w tekście i ma właśnie być taką niepewną sugestią. Czytelnik ma mieć właśnie to poczucie, że Małgorzata tak naprawdę chce jego.

Kim jest Rowan wyjaśniłam w kilku zdaniach. To się przewija w tekście.

Postanowiłam nie dopisywać didaskaliów i wyjaśnień w komentarzach poza betą. Jak ktoś wychwyci – super. Jak nie – trudno. Natomiast zachowuję w pamięci takie uwagi i będę je rozważać przy okazji następnych tekstów. Choć uważam, że czasem lepiej zostawić niektóre kwestie w sferze domysłów. Bo sama lubię rzeczy niedopowiedziane, które można różnie interpretować. 

 

Dzięki za komentarze!

 

Zan!

 

– Może nie jest to typowa powieść grozy tylko horror psychologiczny. – Próbował bronić swojej idei. – Widzisz, ten dom jest tak naprawdę…

Odniesienie do poprzedniego opowiadania? ;) Świetny smaczek!

Wybacz, że się do tego nie odniosłam. Tak, cieszę się, że to wyłapałeś. Miałam nadzieję, że kogoś to rozbawi ;)

 

Drakaino!

O, też masz remont/przeprowadzkę?

Tak. Czy Tobie też przyszło do głowy kupować takie czaderskie płytki do łazienki w rozmiarze 160x80, czy jesteś mądrzejsza ode mnie? :) 

 

Mr.Brightside!

Cześć, marudo :) Dziękuję, że poświęciłeś tyle uwagi i czasu mojemu tekstowi. Szkoda, że znowu rozczarowałam Cię technikaliami, ale wiedz, że się starałam! Nerwicy zaimkowej już się prawie nabawiłam, trauma podmiotów domyślnych dopiero się rozwija. Zresztą, znasz moje zdanie na ten temat i całkiem możliwe, że przez to nigdy nie zasłużę u Ciebie na TAK-a. :) 

Po prostu zgadzam się z tym, co napisał Osvald:

“Go” można zamienić na Roberta, choć przyznam, że ja nie miałem trudności z domyśleniem się kim jest “go”, ponieważ ani mgła, ani posiadłość nie są rodzaju męskiego. (…) Przyznam, że ja nie miałem żadnego problemu ze zrozumieniem, co ściska Robert.

Podpadłam? No trudno. Lajf. 

 

– Wszyscy poszaleli na ich punkcie! – zakrzyknęła Małgorzata. – Każda licząca się rodzina pragnęła mieć takie starożytne truchło na własność, żeby zabawiać gości. Czego to ludzie nie robili! Mężczyźni dla uciechy wkładali palce w różne nieprzyzwoite miejsca, a kobiety piszczały jak nietoperze, gdy kolejne warstwy bandaży padały na ziemię. Wieczory umilały historyjki o klątwach faraonów i mumiach szukających zemsty na ludziach, zakłócających im spoczynek – prychnęła. – Ale było coś jeszcze, co rozpaliło wyobraźnię wielu arystokratów. Idea nieśmiertelności – rzekła i zapatrzyła się w ogień. – Jak grzyby po deszczu wyrosły pracownie oferujące balsamowanie zwłok. A niektórzy, jak mój szlachetny małżonek, próbowali na własną rękę… – Zamyśliła się. – Eksperymentował na ciałach, które wykupywał z kostnicy. Tak przynajmniej twierdził.

Pytasz: “Dlaczego bohaterka ma włożoną w usta kwestię narratora?”.

A gdzie tutaj masz kwestię narratora? Przecież to wszystko opowiada Małgorzata, a narrator informuje tylko, że się zamyśliła, zapatrzyła w ogień itp. To historia, którą snuje. Ludzie snują takie historie. Mumia też człowiek.

O pisaniu zdawali się wiedzieć wszystko. W teorii. Bo gdy zapytał ich o wydane książki, obdarzali go urażonym spojrzeniem, wzmiankowali coś o wygranych konkursach, bąkali o prościutkich gustach czytelników i zmieniali temat.

<3

Cieszę się, że doceniłeś :)

 

Spodziewałam się, że będziesz na nie, ale powód nie przyszedłby mi do głowy, przyznam szczerze. Udało Ci się mnie naprawdę zaskoczyć! Napiszą o mnie w Fakcie: “Nie dostała piórka za przecinki i podmioty domyślne” :D

 

Osvaldzie

Dziękuję za Twoje uwagi i że wziąłeś mnie w obronę :) Niektóre zabiegi, które stosuję dla stworzenia klimatu spotkały się z krytyką i zaczęłam tracić pewność, czy to dobrze, że tak robię. Teraz odzyskałam poczucie, że te elementy są warte wprowadzania. Dzięki!

Jeśli będziesz miał czas i chęć zajrzeć pod inne moje teksty – będzie mi miło, bo mimo że języczek masz cięty i nie grzeszysz subtelnością, dostrzegam w Twoich uwagach do “Mistrza i Małgorzaty” sporo wartości. 

 

Geki!

Co za niespodzianka :) Sprawiłeś mi ogromną przyjemność swoim komentarzem. Nie tylko ze względu na ostatnią linijkę (której spodziewałam się najmniej!) :) Bardzo się cieszę, że spodobał Ci się humor, polubiłeś charakterną Małgorzatę i osiągnąłeś satysfakcję :)

 

Finklo!

Różne rzeczy z mumiami wyrabiano, ale romansu nie kojarzę. Tak, uważam, że bohaterowie mają romans. Przynajmniej fajnie pokazujesz ich związek, który przechodzi przez różne fazy.

:) Bardzo słusznie. To taki romans z pazurem :)

Sanders… Czyżbyś nie lubiła Sandersona, że tak potraktowałaś jego niemal imiennika? Tym bardziej, że pisze lekkie YA.

No popatrz, nie znałam tego pana… 

 

Cieszę się, że tyle rzeczy Ci się w moim opowiadaniu spodobało. Po lekturze “Potyczki z chaosem”, pomyślałam, że możesz docenić koci wątek ;)

 

P.S. Zebrałam więcej TAKów, niż się spodziewałam! To miłe. Dzięki!

Jeden punkcik, Ślimaku ;) Congrats, Wieszczu!

Piękne dzięki wszystkim, którzy docenili moją Małgorzatę. Macie moją  dozgonną  wdzięczność ;)

I dzięki uczestnikom za ciekawą lekturę do porannej kawy! 

Dziękuję za komentarz, Osvaldzie. Dwie gwiazdki od Ciebie sprawiają, że czuję się wyróżniona ;)

Skomentowałam wszystkie opowiadania i mam 10 głosów do rozdania.

 

Tomaszg – Jagoda. Początek – 4

krzkot1988 – Jestem bogiem – 2

GreasySmooth – Nie pozwolę Ci zgnić – 2

krar85 – Wśród wilków i niedźwiedzi – 1

Monique M. – Egipski gość – 1

Łojzicku!

 

Nazbierało się tu komentarzy! Dziękuję wszystkim, którzy zechcieli poświęcić czas na przeczytanie tej długaśnej historyjki!

 

Krar!

Zrobiłeś mi tym dwuczęściowym komentarzem serial z cliffhangerem! ;-)

Nie mogłam się doczekać ciągu dalszego zwłaszcza w związku z poniższym:

bardziej Mistrz i Małgorzata (gdzie jest kot!?) czy raczej Misery?

;-) Byłam bardzo ciekawa, czy docenisz koci wątek. 

 

Pasuje to do lekkiej opowieści niesamowitej, ale jak się nad tym zastanowić, to motyw jak z bajki trochę, albo z literatury dziecięcej.

Yyyy, man! Polecisz mi jakieś ciekawe tytuły z literatury dziecięcej, którą czytałeś? <3

 

Bardzo naturalnie i humorystycznie wyszedł epizod ze zjazdem pisarzy. Czyżby aluzje do jakiś warsztatów, które nie do końca polecasz?

 

:-) Zainspirowałam się wzmianką Chucka Palahniuka o takich spotkaniach.

Nie byłam na warsztatach. Byłam na spotkaniu NF u Bellatrix! Ale zapewniam, że wszelkie podobieństwo zdarzeń i osób jest całkowicie przypadkowe, a scenę napisałam wcześniej :-D 

 

Asylum!

 

Lekko męczył mnie ten brak ciągłości i wystawienie się na wrażenia. Gdybym miała coś rekomendować dla czytelnika podobnego do mnie – mniej szarpaniny, a więcej snucia opowieści.

 

Damn! Zaskoczyłaś mnie. Uważam to opowiadanie za najbardziej spójne i płynne z dotychczas wrzuconych na portal, może poza Panem Lasu. I właśnie takie bez skakania, tylko z odsłanianiem kolejnych elementów układanki.

 

Dzięki za odwiedziny i obszerny komentarz. Będę go sobie trawić. 

 

Zan!

 

(…) jeśli chciałaś przedstawić Małgorzatę jako niestałą dziewczynę, to udało się – dla mnie jej postępowanie jest dziwne. Chce mordować? Nie, bo tworzy mumiokotki. Chce towarzystwa mumiokotków? To po co całe gadanie o młodzieńcach? Chce faceta na wieczność? To po co mumiokotki? Czemu nie Rowan? Kim w ogóle jest Rowan i czemu służy Małgorzacie? Trochę też nie wierzę, że za każdym razem Małgorzata zdobywała zaufanie gości, że za każdy razem tych, których nie oczarowała mową, udało jej się zabić, skoro nawet zwykły pisarz zdołał ją wrzucić do jeziora. Po co tak ryzykować? Czego ona w ogóle chce w swoim nieżyciu?

 

No jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że tego wszystkiego nie skapowałeś po przeczytaniu opowiadania. Może czytałeś na szybko?

 

Motyw muzy też nie do końca mnie przekonuje, bo z pustych kartek, dzięki rozmowom z Małgorzatą, nagle powstaje arcydzieło. To raczej nie tak działa.

 

A działa tak, że ktoś morduje ukochają, żeby napisać wiekopomne dzieło, a ponieważ to nie przynosi oczekiwanego rezultatu, to ją wskrzesza, wykorzystując jedyną na dziewięć lat opcję życzenia do “złotego skarabeusza”, żeby ją wskrzesić i… znowu zabić? ;-)

Drogi Zan, chcesz pogadać o logice? ;-D 

 

Dziękuję za odwiedziny, uwagi i miłe słowa.

 

Kaplan!

 

Może wrócimy do tematu, jak przeczytasz całość?

 

DHBW!

 

Trochę mi się nie podoba ten humor i “figlarność” tego opowiadania, bo “Mumie” miały być chyba przesycone grozą. ;)

 

Otóż, w międzyczasie regulamin konkursu się zmienił i stanęło na niesamowitościach :-) Dlatego zdecydowałam się na trochę grozy, trochę figlarności. Bardzo się cieszę, że dotrwałaś do końca i że Cię wciągnęło. 

 

NA CZYM zostawiała te ślady…? Na kurzu?

 

P.S. Biedne koty!

 

Na pyle z węgla. Jest tam mowa o węglu, a przy takich piecach czysto zwykle nie jest.

P.S. Zapewniam, że koty mają się całkiem dobrze i Bastet czuwa, żeby miały dziki fun ;-)

 

Ambush!

 

Leżę i kwiczę!

 

Czyli nie jestem stracona w roli twórczyni dostarczającej choć odrobinę humoru? :-)

Radość wielka czytać taki komentarz! 

 

Drakaino!

 

Dziękuję za pochlebną opinię! Fragment kursywą to tylko wstępniak. Może zbędny, ale chciałam wrzucić na sam początek coś intrygującego, skoro tekst taki długi.

Dziękuję za sporą garść uwag i wskazówek. Będę je trawić na spokojnie, jak już uporam się ze sprawami świata pozafantastycznego, który wyciągnął po mnie macki kafelków do łazienki, frontów do kuchni, baterii i odcieni farb :-)

 

Pozdrowienia i jeszcze raz wielkie dzięki wszystkim! 

eM

 

 

Chro!

 

Bardzo zabawne wydały mi się te wampirze suchary… koszulki z jonami srebra, no proszę, nigdy w ten sposób o nich nie myślałem ;).

;-) Żyłam nadzieją, że ktoś to doceni. 

 

Jesteś moim portalowym odkryciem tego roku. 

A na to nawet nie wiem, co odpowiedzieć. Zrobiło mi się bardzo miło. I trochę gorąco :-)

 

Nauczyłam się kolejnej rzeczy: jeśli chodzi o przedstawianie swojego zamysłu i polemikę – less is more

Dlatego napiszę tylko: dziękuję za komentarze :-)

 

Greasy, Filipie, Krokusie, Barbarzyńco i Asylum!

 

Piękne dzięki za mocną nominację! Bardzo mi miło, że tak wyróżniliście “Dom duszy” i daliście mu szansę. Tobie, Greasy, dziękuję szczególnie, bo gdybyś mnie nie powiedział: “Dawaj, koniecznie!”, tekst zostałby w szufladzie jako szkic. heart

Asylum – może nie była potrzebna, ale sprawiła mi dużą przyjemność.

Dziękuję za wszystkie miłe słowa i gratulacje :-) 

Irko

ale ja nie sugeruję, że dzieje się w jej głowie, tylko mówię, że tekst jest inspirowany jedną z koncepcji terapeutycznych. A w komentarzach zwracam uwagę na fakt, że np. Żelka sypia z facetami, a Angelika nie (tylko wyrzuca kondomy). Dlatego nadal nie rozumiem.

Każda z postaci w domu jest Angeliką. Ale każda jest inną Angeliką. Krytykiem, depresyjną wersją, nałogowcem, dzieckiem. 

Przepraszam, że tak skrótowo, ale piszę z telefonu.

Drakaino, Geki 

nie, tekst nie należy do jakiegoś szerszego cyklu. Powstał na konkurs. O wampirach mówiłam w kontekście moich innych opowieści. Czyli – jedni wyobrażają sobie duchy jako przezroczyste postaci, inni jako ruch krzeseł. Lady Vampire jest tu obcym bytem, fakt. Mogłam stworzyć instagramową super wersję Angeliki, ale sucharki podobały mi się bardziej :-) Podobnie niektórym betującym.

 

Pozdrowienia,

eM 

Hej, Irko!

 

Chciałabym dobrze zrozumieć Twoją argumentację. Jesteś na nie, mimo że tekst wydaje Ci się naprawdę dobry, bo według Ciebie moja interpretacja nie jest fantastyczna. A gdybyś przeczytała ten tekst w antologii, bez opisu mojego zamysłu, wówczas uznałabyś go za fantastyczny, tak?

Kursywa pojawiła się wskutek sugestii betujących, bo wspominali, że gubią się kto jest kim. Czy coś mówi wersja Angeliki, prawdziwa siostra czy mama. Czyli – według nich, bez kursywy, powstawała niejasność. Wiadomo – inaczej patrzy się na tekst, w którym już są takie usprawnienia, a inaczej, gdy ich nie ma. 

Mnie bardzo ucieszyła mnogość interpretacji i uważam ją za atut tego opowiadania. 

Dziękuję za komentarz i dobre słowa. Szkoda, że będziesz na nie. Miałam nadzieję, że będzie inaczej. Ale przyjmuję.

Pozdrowienia,

eM

MrBrigtside!

 

Dziękuję za szczegółowy komentarz i wychwycenie wielu zgrzytających elementów. Większość przyjmuję, nad częścią się zastanowię, ale zapewne i tak zostaną mi w głowie. Dzięki. Interpunkcja – trust me, jest lepiej :-D Ale do dobrze daleka droga, choć naprawdę się staram! Podmioty domyślne już zapamiętałam z poprzedniego Twojego komentarza, też staram się zwracać na to znacznie większą uwagę, ale zmiana starych nawyków zajmuje czas. Dlatego na razie nadmieniam tylko, że wzięłam to sobie już do serca i trenuję :-) 

 

„Malutkie, podłużne kształty” to synonim dla myszy? Walisz w mrówkę z armaty, przecież to równie dobrze mogą być wstążki, węże albo paski wypłat. :P

 

Mysie gówienka, MrBrightside. Mysie gówienka :-) Czyli powinnam była napisać to wprost… 

 

Zapis kapania sugeruje, że nie jest ono rytmiczne.

Dlaczego? 

Kap kap, kap-kap

Kap kap, kap-kap

etc.

Jak dla mnie – całkiem rytmiczne.

 

Ale czemu bohaterka się unosi, przecież sama zajrzała do śmieci. Jak rozumiem, w koszu były wspólne śmieci, które sama mogła też wynieść.

Tak. Ale może ją to wkurzać anyway, bo wygląda na to, że Żelka wywala te zużyte gumki do śmieci, a nie kwapi się, żeby wywalić zawartość kosza do kubłów na ulicy. Kto wie, może trochę zazdrości Żelce, że ma z kim produkować takie śmieci…

 

Do czego innego mógłby dotrzeć ten szloch? Do nozdrzy?

Dociera do mnie, w takim razie? Chcesz powiedzieć, że nie mówi się w ten sposób?

 

Inna sprawa, że bohaterka sięga tu po diazepam, by zadziałać doraźnie przeciwlękowo. Diazepam to benzodiazepina długodziałająca i, choć oczywiście zadziała też m.in. przeciwlękowo, to w sytuacji, w jakiej znajduje się bohaterka, stosuje się krócej działające substancje, np. alprazolam (Xanax).

 

Cóż, wygląda na to, że nie miała go akurat w szafce :-)

 

Zgadzam się co do nazwy Relanium. 

 

Oj, lubisz się poczepiać, lubisz :-D Ale doceniam.

 

 

Radku,

 

przepraszam za zwłokę w odpowiedzi! Wyjdę na niedouczoną ignorantkę, ale niech będzie :-) 

Dla mnie, nieszczególnie zainteresowanej tematyką Egiptu, wszystkie poniższe pogrubienia są czymś, co równie dobrze mógłbyś zapisać jako: bla bla bla bla, tirli tirli, tirli. 

 

Wer pehty, sankh tawy, ity her maat, sehotep tawy. – Nie chciałem wypowiedzieć horusowego imienia faraona Ramzesa: – Ten, którego moc jest wielka, daje nowe życie Obu Krajom, pomyślność, zdrowie i który łączy Dwa Kraje pod majestatem Maat.

Poranek jak wiele innych. Jeszcze nie wstało słońce. Ciekawe czy Bastet pokonała już węża Apep, żeby bóg Ra mógł wsiąść do rydwanu przemierzającego niebo. Spojrzałem na tiarę najwyższego kapłana Amona, ozdobioną ureuszem, oznaczającym władzę królewską. Stała przy moim łóżku.

„On był następcą Horusa, a ja go zabiłem, może nie ja, ale bez wątpienia stało się to nie bez mojego udziału”, pomyślałem o Ramzesie, unosząc się. „Był Horusem, jest Ozyrysem, a ja będę musiał kiedyś powiedzieć, że nie obraziłem króla ani żadnego boga. Amon jest największy”. Próbowałem uspokoić nerwy, ale najbardziej chciałem, żeby ten sen się nie powtarzał.

 

Dobra, pamiętam imię boga Ra i że był taki ktoś jak Ramzes albo Ozyrys. Ale nie pamiętam ich losów i pewnie niewielu czytelników je zna (choć może akurat nie na tym forum). Wiem, że jest ktoś taki jak Bastet, choć tylko dlatego, że jest między innymi boginią uciechy kotów :-) Ale w takim nagromadzeniu i odwołaniu do zdarzeń, o których nie wiem nic, a o których czuję, że powinnam wiedzieć, żeby zrozumieć, jest to dla mojego umysłu nie do przyjęcia. 

Przyznam, że naprawdę niewiele rozumiem z tego fragmentu. Ktoś przyczynił się do czyjejś śmierci i teraz przejmuje się, że będzie musiał za to beknąć podczas sądu. Ale powiedziane w zawiły sposób z masą odwołań, które – nie jestem pewna, czy mają znaczenie. Chuck Palahniuk w “Consider this” pisze: nie chcesz, żeby Twój czytelnik czuł się jak idiota :-D

Pewnie, że można oczekiwać, że ktoś sobie posprawdza wszystkie te terminy i wtedy zrozumie, ale należy raczej założyć, że się zniechęci. 

Pozdróweczki,

eM

Ślimaku!

A tutaj mnie zaciekawiłaś. Czy sądzisz, że tekst zyskałby na całkowitym usunięciu wątku agenturalnego, czy raczej masz na myśli tylko skrócenie wywodu?

(…)

I jak rozumieć “już z dawna nie muszę takich rzeczy czytać” – czyżbyś swego czasu zajmowała się zawodowo obróbką podobnych materiałów?

 

Och, przeceniasz mnie :-) Miałam raczej na myśli to, że dzięki Twojemu tekstowi cofnęłam się do liceum i czasów Mickiewicza i innych słowackich :-D Poczułam się, jakbym czytała opowieść z tamtej epoki i naprawdę jestem pod wrażeniem, jak bardzo udało Ci się wpasować w styl, zarówno w sferze językowej, jak i w naśladowaniu mowy wieszcza, ale i tego wątku agenturalnego właśnie. Jak dla mnie – zrobiłeś to po mistrzowsku. To też był element “zmęczenia”, ale takie samo bym teraz poczuła, próbując wrócić do romantycznych twórców. Wątek agenturalny jest fajny i bardzo adekwatny, choć może troszkę za długi (?). Ale podziel to przez moje nastawienie. 

Pozdrowienia,

eM

 

 

 

A się tu podziało!

 

Drakaino!

 

Na etapie bety, gdy jeszcze nie było kursywy, a poszczególne osobowości były bardziej odrębnymi bytami, pojawił się zarzut, że to taka obyczajówka, bo mimo zawartych elementów, wskazujących, że to ta sama osoba (np. kolor oczu), podobno nie było tego czuć. W pierwotnym zamyśle miały być bardziej rozłączne, ale czytający gubili się kto jest kim. Stąd ta większa "efemeryczność". Ale np. Żelka bzyka się z jakimiś facetami, a Angelika dowiaduje się o tym, widząc zużyte gumki, a nie dlatego, że tego doświadczyła.

Dla mnie to nie jest obraz choroby psychicznej, tylko sposób poradzenia sobie ze zdarzeniami, w którym bohaterka, ze względu na samotność i przeżytą traumę, wyobrębnia różne swoje części i żyje z nimi. Ale koncepcja jest w sumie na tyle odjechana, że musiałabym chyba napisać to bardzo wprost, a tego też chciałam uniknąć :-)

Generalnie – nie przepadam za bronieniem koncepcji post factum, bo najlepiej by było, gdyby opowiadanie broniło się samo.

Na definiowaniu co jest, a co nie jest fantastyką, znasz się po stokroć lepiej, więc Ci ufam. Dla mnie taka idea była już fantastyką, jednak czy przedstawiłam ją tak, że inni mogą w tej historii to zobaczyć? Być może nie i trzeba to przyjąć :-)

Dzięki za polecenie tekstu “I szli całą noc”. Przeczytam.

Miło mi, że napisałaś tyle pozytywnych słów. Dziękuję!

 

Bella!

 

Cudnie czytać od Ciebie taki komentarz.

Co do kłótni dwójki dzieci – zaskakuje mnie to, chyba dlatego, że widziałam to zupełnie inaczej. I być może też dlatego, że w moim świecie wyobrażeniowym, dzieci nadal nie mają smartfonów XD Bo ja, jako młoda nastolatka miałam jeszcze Nokię 3310.

Ta kłótnia w zamyśle ma być sporem dwóch nastolatek, z których osobowość jednej rozwija się w kierunku borderline, drugiej – jest raczej wycofana, zanurzona w swoim świecie. Reakcje są nadmiarowe i odjechane, ale ileż to razy widziałam coś takiego na własne oczy! Nawet, jak zachowywali się tak dorośli…

Angelika rzeczywiście brzmi zbyt dorośle, choć jest w maturalnej klasie. I to na pewno jest luka.

Dzięki za materiał do przemyśleń!

 

Geki!

Dzięki za szczegółowy komentarz i zwrócenie uwagi na wiele cennych drobiazgów!

 

Pani! Przecie po to się robi inne wampiry. :P

W historiach, które piszę wampiry są samotne, bo nie mogą sobie zrobić innych wampirów, tylko zarażają się od wściekłych nietoperzy :-D. Nie wchodziłam w te szczegóły, bo i nie było miejsca ani sensu. 

 

Woda szczerzy kły?

 

Tak. Spienione fale tak mi się skojarzyły.

 

Angel też się pojawi? :P

Pierwotnie była Miss Angel, zamiast Lady Vampire, ale nie chciałam mącić, żeby ludzie, którzy czytali dwa opowiadania nie próbowali ich łączyć i żeby im się niepotrzebnie nie mieszało. 

 

Nie wiem czy moment autorefleksji w tym miejscu tekstu, to najlepszy pomysł. Poza tym, nawet bez niego, czytelnik może wywnioskować, czemu bohaterka zachowuje się tak a nie inaczej. Dobrze to przekazałaś między wierszami.

 

Cieszę się, że tak mówisz i że to odczytałeś. Spotkałam się jednak z zarzutem niejasności i że jednak lepiej napisać to bardziej wprost, bo nie dla wszystkich to było widoczne. 

 

To więcej światła to dzięki kotu?

Tak. Światło = nadzieja.

 

Pamiętam twoje poprzednie opowiadanie i wydaje mi się, że wyciągnęłaś z niego naukę, w zasadzie wszystkie elementy są tutaj lepsze, styl nabrał lekkości (a i tak był przyjemny już wcześniej) i w ogóle jeśli chodzi o formę, to bym się niczego nie czepiał (może za wyjątkiem tej kursywy, która od razu zdradza, że z pewnymi postaciami jest coś nie tak).

 

Zaskoczę Cię, że "Dom duszy" powstał wcześniej, przed "Sławą", ale wychodziło na to, że jest za trudny w odbiorze i zdecydowałam się napisać coś prostszego na konkurs. :-)

 

Wątek wampirzycy ucięłam, bo uznałam, że jeśli go rozwinę, podział osobowości na wiele części, zejdzie gdzieś w cień, a to on miał grać tu pierwsze skrzypce. Myślałam, żeby tym, co zobaczyły z samochodu, było stworzenie, które nie tylko wylazło na środek mostu i spowodowało tragedię, ale jeszcze pojawiłoby się po wypłynięciu Angeliki :-) Ale znowu – wtedy to byłoby już o czym innym i chyba, jak na tak krótkie opowiadanie, byłoby już za dużo wątków.

 

No przyznam, że jakoś nie spodziewałam się, że będziesz na tak :-) Ale może kiedyś mnie zaskoczysz.

 

Reg

 

Niezastąpiona! heart

Hej!

 

Dziękuję za odwiedziny, Anet

 

Mindenamifaj!

 

Jak już wzmiankowałam – zapewniam, że żadnemu kotu nie stała się krzywda podczas prac nad opowiadaniem ;-) Cieszę się, że doceniasz Muminka :-D I bardzo mi miło, że opowiadanie Ci się spodobało. Z tą watą cukrową – być może rzeczywiście nienajfortunniej, ale nie miałam innego pomysłu jak opisać typowe pajęczyny z kątów. Mnie się one kojarzą właśnie z tym, jak pan operator waty cukrowej nawijał jej smużki na patyk. Owszem – pajęczyny są szare i mało apetyczne, ale nic bardziej obrazowego mi nie przyszło do głowy :-) 

Dzięki za przeczytanie i opinię!

 

Wszystkie przeczytane i skomentowane :-) Nawet mój własny ;-)

 

Cześć, Drakaino!

 

Zostawiłam sobie Twój tekst na deser i choć przeczytałam go parę dni temu, nadal mam trochę problem z komentarzem. Wolę odczekać jakiś czas, żeby poukładało mi się to wszystko w głowie, a tu czas nagli :-)

 Podoba mi się w tym tekście bardzo wiele, zarówno w samym pomyśle, jak i wykonaniu, od strony literackiej. Bardzo przypadło mi do gustu przedstawienie dwóch bardzo odmiennych perspektyw tego samego spotkania.

Było jednak trochę rzeczy, które nie dawały mi spokoju i sprawiły, że w pewien sposób byłam rozczarowana (ze względu na wysokie oczekiwania, jakie zbudowało wiele elementów tego opowiadania). Mam wrażenie, że problemem było to, co napisałaś we wstępie – brak perspektywy kilku dni, możliwość przeczytania na spokojnie jeszcze kilka razy i dopracowania. 

Pierwszoosobowa opowieść dziewczyny zbliża nas do niej, ale gdyby mówiła więcej o samych emocjach – lęku, poruszeniu, niezrozumieniu sytuacji, byłoby to dla mnie bardziej naturalne. Streszczenie losów, jakby siedziała przy herbacie z kotem na kolanach, jakoś mi tu nie zapasowało. Podoba mi się opis jej lotów w przestrzeni i czasie, ale opowieści o pogrzebie, ojcu, oddalają mnie od bohaterki. Mam wrażenie, że w tej wewnętrznej narracji dziewczyny można by było się bardziej skupić na jej emocjach.

Poczułam niepokój, gdy pojawił się motyw “ktoś umrze podczas seansu” i że będzie to właśnie ta dziewczyna, którą poznajemy na początku. Tu wewnętrzna perspektywa zagrała super, ale potem gdzieś zgubiło się napięcie. Bardzo umiejętnie zastosowałaś motyw przeplatania się tych obu spojrzeń, ale mimo wszystko nie czułam, że coś jej grozi, a powinnam. Może chodzi o to, że nie zaangażowałam się w postać sokoła przez to, że dusza dziewczyny i sokół zostali tylko figurkami w realnym świecie. Przez to wydało mi się to wszystko znacznie mniej spektakularne, niż by mogło, bo potencjał stworzyłaś tu potężny. O szalejącej burzy też bardziej przeczytałam, niż ją poczułam. 

Zakończenie wyszło w moim odczuciu mało “krwiście”, prawdopodobnie dlatego, że postać sokoła (brata) mnie nie zaangażowała. 

Chciałabym zobaczyć ten tekst po Twoim dłuższym posiedzeniu nad nim, bo mam przekonanie, że byłby petardą :-) A tak – rozbudziłaś apetyt i wyobraźnię, a zabrakło mi jednak napięcia i emocji. 

 

Pozdrowienia serdeczne,

eM

Ślimaku, cóż za pyszna idea! :-)

Ujęło mnie i rozbroiło Twoje opowiadanie, doceniam zacny pomysł i kunsztowne wykonanie. 

 

Jestem pod wielkim wrażeniem, bo pięknie to wszystko spasowałeś. Jednocześnie muszę przyznać, że zmęczył mnie Twój tekst. Ucieszyłam się, że już z dawna nie muszę takich rzeczy czytać. Cały fragment o polskim wywiadzie i agentach (choć doceniam pomysł), był dla mnie nie do przełknięcia, czekałam końca :-) Mimo to – długo jeszcze będę zbierać szczękę z podłogi!

Pozdrowienia,

eM

 

 

 

Krarze!

 

No sprostować muszę, bo się uduszę!

Wojna jest okrutna ;-) Ale widzę, że nie należy tego pokazywać w taki sposób. Zapada w pamięć, ale rozczarowuje czytelnika, a to nie o to chodzi :/.

Mnie rozczarowało samo zakończenie z odjechanymi złolami i zdradą :-) Sama idea pokazania wojny i zaangażowanych w nią prawdziwych złoli (wilki i niedźwiedzie) bardzo przypadła mi do gustu! Czapkę bym zdjęła, gdybym akurat na sobie miała!

Muszę pamiętać, że ludzie lubią w opkach happy endy (bo ja jakoś lubię je wykręcać ;-) )

Hell, noł! Ja tam lubię MROKI :-D Tylko akurat ten mnie nie przekonał, bo myślałam, że to będzie mrok przez duże eM, rho i q! A wyobraziłam sobie zabandażowane wilkołki :-)

 

eM

Cześć, Drakaino!

 

Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa na temat mojego profesjonalizmu :-) 

Spieszę z wyjaśnieniami, co do wątpliwych kwestii. 

 

Matka: tu miałam spory problem z nazwaniem postaci, bo w terapii schematów jest tryb “krytykujący i wymagający rodzic”. To uwewnętrzniona krytyka, z jaką spotkaliśmy się kiedyś i którą teraz zalewamy sami siebie. Zresztą – wielu ludzi mówi, że te osobiste słowa krytyki w ich głowach są “jakby słyszeli mamuśkę albo ojca”. W opowiadaniu mam dwie matki. Tzn. jest “mama” – prawdziwa rodzicielka Angeliki, która zginęła w wypadku, oraz “matka” czyli wewnętrzny krytyk Angeliki. Próbowałam go nazwać innym zdrobnieniem imienia bohaterki, Ana, jednak to nie wychodziło dobrze, w moim odczuciu. Wtedy ta “rodzicielska” krytyka przestawała być tak klarowna, bo od razu można się było zacząć zastanawiać: “ale kim jest ta Ana?”, siostra, współlokatorka? Mój zabieg z “matka” i “mama” jest jednak raczej niezauważalny, co wprowadza zamieszanie.

 

Fantastyka: polega na tym, że wewnątrz domu one wszystkie są odrębnymi osobami, Angelika rzeczywiście podzieliła swoją osobowość na części. Tekst jest inspirowany terapią schematów, czyli jest próbą stworzenia koncepcji na tej bazie. Angelika opowiada o nich ze swojej perspektywy, bo każda z nich jest w tym domu na zewnątrz niej. Na koniec wszystkie wkładają stopy w te same buty i wychodząc z domu, w zewnętrznym świecie, stają się jedną osobą.

Kursywą są zapisane wypowiedzi części osobowości, te nieistniejące odrębnie na zewnątrz domu. 

 

To był tekst łamigłówka, po którego przeczytaniu bliska mi osoba powiedziała: “Hmmm, to jest albo bardzo dobre, albo bardzo słabe. Jeszcze nie zdecydowałem” :-D Zastawiłam w nim mnóstwo sideł na samą siebie, ale najbardziej mnie ucieszyło, że nawet wtedy, gdy ktoś nie złapał mojej koncepcji, potrafił go zinterpretować w ciekawy sposób. 

 

Dziękuję za wszystkie miłe słowa i sugestie :-) Cieszę się, że dostrzegłaś w tych historiach potencjał. Przyznam, że ostatnio pochłonęło mnie rozwijanie “Sławy” do dłuższej formy. Jeszcze nie wiem, co z tego wyjdzie (choć pękło już sto stron :-D), ale pewnie i tak zostanie w szufladzie :-)

Niezwykle mnie raduje, że nie chciało Ci się wynotowywać drobiazgów, bo to chyba sugeruje, że się wciągnęłaś :-)

 

Pozdrowienia,

eM

Mocny tekst, Tomaszqu!

Intrygująca koncepcja, dobre wykonanie, wzbudziłeś wiele emocji i nie pozwoliłeś mi się nudzić ani przez chwilę. Podobnie, jak w poprzednim Twoim tekście, o Jagodzie, doceniam odmienność pomysłu na konkurs. Tam osadzasz mumię w peerelowskiej, a tu gangsterskiej, mafijnej scenerii i oba światy przedstawiłeś ze znawstwem :-) 

Tekst jest zaskakujący i oryginalny. Udało Ci się też zbudować napięcie i dobrze oddać wrażenia człowieka, który znalazł się w tej patowej sytuacji. Duszne gorąco i poty, swędzenie, które poczułam. Jednocześnie nie zamęczasz opisami i niczego nie przeciągasz. 

Były momenty brutalne, zniesmaczające, co do których już nie mam tyle cierpliwości, co kiedyś, ale bardzo mi pasowały do mafijnego światka. 

Naprawdę udane opowiadanie. 

Pozdrowienia, 

eM

O rany, Barbarzyńco

Ale miło mi to czytać :-)

Oj, dużo się tu uczę, choć… jestem prawie dwa razy starsza od Ciebie i chyba powinnam już umieć ;-) Ty będziesz robił postępy, a ja zacznę zapominać, gdzie odłożyłam komputer :-P

Cieszę się, że śledzisz moje postępy od pierwszego wrzuconego tekstu. Twoje słowa są bardzo motywujące. A nominacją do piórka sprawiłeś mi ogromną radość! Serce zabiło mocniej. <3 

Filipie!

 

Dziękuję ;-)

 

Krokusie!

 

Dobrze Cię znowu widzieć! 

Z tym, że profil jest od roku nieużywany – to nie był mój zamysł, ale bardzo mi się podoba. Umyśliłam sobie to tak, że przegląda ten Instagram patrząc na swoją fasadę, wesołą, dowcipną dziewczynę, którą wcale się nie czuje. Ale sentyment też bardzo mi się podoba. Super jest to, że po tych interpretacjach patrzę na swój tekst inaczej :-) Wielkie dzięki za wskazanie elementów na plus. 

Z zakończenia też się cieszę, choć bałam się, że wyjdzie banalnie. 

Pięknie dziękuję Ci za komentarz. Sprawił mi dużą radość.

eM

Lechu! 

 

Pięknie budowałeś historię, czytałam z przyjemnością i już przebierałam nogami, żeby poznać finał. A tu bach, tak łopatą po pysku! :-) 

 

– Właśnie to robią – szepnął alkoholik – Adres: Ziemia!

No jakoś mnie to ubodło. Dużo bardziej sexy by było, gdyby czytelnik mógł sobie to sam powiedzieć, na podstawie czegoś, na co zwróciłbyś uwagę. Anyway – bardzo udane tekściwo. Rzekłabym, że Twoje najlepsze, dotychczas na portalu, mimo mojej słabości do karcącego fotela ;-)

:-) Nie chodziło mi o ból egzystencjalny i poczucie pustki, jakby co ;-) Raczej o niepokój, napięcie, trochę strachu i niepewności.

Hej, Krar!

 

Dołączam do teamu odrobinę rozczarowanego zakończeniem. 

Mnie też wilki skojarzyły się z Niemcami, a Niedźwiedzie z Rosjanami i wyczułam tam klimat II WŚ. Przywiązałam się do tej myśli i podobało mi się takie oniryczne, złowieszcze przedstawienie niepokojów tamtego czasu i ucieczki przed złem. Ale na koniec się pogubiłam i zostałam z poczuciem, że wolałabym, żeby to poszło w jakąś inną stronę. Podobał mi się klimat, choć czuję, że wolałabym wrócić i napisać komentarz za jakiś miesiąc, gdy mi się to opowiadanie uleży w głowie :-) 

Ja akurat lubię mroczne postaci i gdy ktoś okazuje się inny, niż czytelnik się spodziewał. Róża budziła we mnie niepokój i stwarzała nieustanne wrażenie pośpiechu, w którym nie ma miejsca na oddech, a to dobrze zagrało z jej finalną zdradą. Choć z drugiej strony – gdy dało się słyszeć wystrzały i wyobraziłam sobie, że zginęła, próbując odciągnąć nadjeżdżających, poczułam silniejszą emocję, niż gdy na koniec okazało się, że znalazła się wśród zgromadzonych “złoli” :-) I myślę, że może nawet to podobałoby mi się bardziej, gdyby nieumyślnie, chcąc dobrze, wprowadziła ich do paszczy lwa.

 

Parę drobiazgów:

– Kiedy wróci Mutti? – zapytał Maksymilian, nie odrywając twarzy od okna.

Szyby w oknach zadrżały ponownie.

Wilczur był coraz bliżej, w końcu wyskoczył, lądując zaledwie kilka kroków od służki.

(…)

Z zewnątrz dobiegło huk wystrzału. Potem kolejny.

 

Co do miejsca – piramida w Rapie? 

 

Pozdrowienia,

eM

Hej, NaN!

 

W moim odczuciu mamy tu do czynienia z dwoma opowiadaniami w jednym. Pierwsza część z jednej strony – zupełnie nie w moim klimacie. Nigdy nie lubiłam tematyki wojennej, ale muszę przyznać, że forma pamiętnika pomogła mi przez nią przejść :-) Podobało mi się to, choć w moim odczuciu było tego za dużo. Gdzieś za połową zaczyna się akcja “drugiego” opowiadania i mam wrażenie, że wreszcie do czegoś docieramy. Klimat jest już jednak tak inny, że praktycznie zapomina się o całym kontekście wojny i człowiek zadaje sobie pytanie – po co było aż tyle wstępu, który w sumie nie ma znaczenia dla reszty? Druga część opowiadania nie nawiązuje w żaden sposób do wydarzeń wojennych i trochę mi to zgrzytało. Tamten wątek po prostu znika. 

Wszystko, co dzieje się potem, jest dla mnie ciekawsze, ale tu z kolei forma pamiętnika trochę zawodzi i gubi się. Pamiętnik dobrze się sprawdza, gdy chcemy się bawić z czytelnikiem w szczątkowe informacje, pobudzając jego wyobraźnię co do rzeczy niedopowiedzianych. Nie pograłeś tym za bardzo. Za to, na szczęście, wprowadzasz już bardziej płynną akcję tu i teraz, co od razu mnie obudziło :-) Niestety, gdy dochodzi do twistu, forma pamiętnika już zupełnie mi przestaje pasować i mam ostry zgrzyt z tym, że facet opowiada o swojej śmierci. Kompletnie nie kupuję wyjaśnienia na koniec, że K. dopisuje ciąg dalszy, bo i po co? Dlaczego chciałby się tym chwalić i to w takiej formie? Tu chyba lepiej sprawdziłoby się już wprowadzenie narratora albo zawarcie w pamiętniku planu, a potem opowieść mężczyzny, który snułby ją podobnie jak wcześniejsze zapiski, ale okazałby się K. 

Mimo tych zgrzytów i tematu pierwszej połowy, przeczytałam z zainteresowaniem i byłam ciekawa, co dalej. Wprowadzasz elementy wierzeń w sposób umiarkowany, nie czułam się w tym zagubiona, a to plus :-) Za to rozmowa o wierzeniach Egipcjan i mumifikacji, a także błyskanie wiedzą, są z kosmosu w zestawieniu z tym, co dzieje się na zewnątrz :-)

 

A! Jeszcze jedno. Może to nie jest szczególny problem, bo pamiętniki rządzą się swoimi prawami, ale może warto by było uporządkować zapisy dat. Czasem masz podane “r.”, czasem nie. A w jednym miejscu pojawia się: 

5 Października 1941

Zamiast: 5 października 1941 r. 

 

Powodzenia w konkursie!

eM

 

 

 

Hej!

 

Zgadzam się z przedmówcami, co do grupy docelowej opowiadania. Poczułam się, jakbym czytała lekturę szkolną i choć początek mnie zaciekawił (mimo że nie przepadam za czytaniem o przygodach dzieci), to później się zmęczyłam i zaczęłam odpływać myślami. Na koniec byłam trochę rozczarowana, że tak po prostu wyszli. Spodziewałam się chociaż konieczności rozwiązania zagadki, bo w takiej formie, jak obecnie, obecność Sfinksa jest naciągana. Niby ich nie wypuści, a jednak tak po prostu sobie od niego odbiegli. Zabrakło mi budowania napięcia i kulminacji, którą bym poczuła. Rozprawienie się z mumią było czymś obok, bez zaangażowania bohaterów. Również to, że ich goniła, nie wzbudziło we mnie emocji. Dużo się działo, ale wydarzenia mnie nie porwały. Również wyjaśnienia dlaczego w ogóle przeszli przez ten quest mnie nie przekonały. 

To opowiadanie zupełnie nie w moim klimacie, więc nie przejmuj się moim marudzeniem :-) Historia ma potencjał, tylko w moim odczuciu, zabrakło zaangażowania emocjonalnego.

Pozdrowienia,

eM

Filipie!

Czuję się wyróżniona :-) 

Dziękuję!

 

Morgoth!

 

Przyznam, że po poprzednich konkursach miałam już trochę po kokardę grozy (mimo że mnie do niej mocno ciągnie i nawet jak próbuję napisać komedię to czuć jej powiew). Dlatego, gdy w regulaminie pojawiła się furteczka dla odrobiny wesołości, skorzystałam z niej chętnie, nie oglądając się za siebie. Choć moje ostatnie doświadczenia z pisaniem czegoś, co ma być śmieszne (pojedynek z Krzkotem), wyszły dosyć upiornie :-D 

Cieszy mnie, że mimo rozbieżności z Twoim gustem, znalazłeś w tym opowiadaniu coś, co Cię wciągnęło i że zakończenie przypadło Ci do gustu. Uczucie niezręczności! O tak :-)

Do stworzenia ilustracji wykorzystałam DALL-E, póki co radzi sobie najlepiej. 

Dziękuję za komentarz!

 

Radek!

Słusznie obstawiałeś, że nie Midjourney. Próbuję się „dogadywać” z DALL-E i Stable Diffusion, choć brakuje mi zacięcia, żeby zgłębiać możliwości, które pojawiają się dosłownie co chwilę. Wstajesz rano i zastanawiasz się – ile rzeczy zmieniło się w tej działce przez noc :-) Idziesz na kawę, snujesz wizję, że fajnie by było, gdyby… Po czym wracasz do komputera i okazuje się, że ktoś właśnie to coś zrobił. 

Bardzo ucieszył mnie Twój komentarz! Miło mi, że doceniłeś „młodych literatów” :-D 

Z interpunkcją i znaczkami walczę! Jak tu przyszłam parę miesięcy temu, czułam się jak troglodytka przecinkowo-zaimkowa, teraz jest już nieco lepiej :-) Choć, jak widać, jeszcze długa droga przede mną. 

Pięknie Ci dziękuję za zgłoszenie do biblio.

Od komplementów pieką mnie policzki… Przyjemne uczucie.

 

Pozdrowienia,

eM

Hej, Asylum!

 

Ale mnie zaskoczyłaś!

Dziękuję za miłe słowa i potężną garść uwag do przetrawienia. Nieustająco jestem pod wrażeniem długości i wnikliwości Twoich komentarzy i pracy, jakie w nie wkładasz. 

Co do języka, szukam, sprawdzam i uczę się, zwłaszcza dzięki innym tekstom na forum. Analizuję, co mi się dobrze czyta i staram się wyciągać wnioski. Tekst na "Mumie" jest już (w moim odczuciu) znacznie prościej napisany. Nadal też uczę się dobierać słowa, zwracając baczniejszą uwagę, żeby unikać takich, do których potrzebny jest zaimek zwrotny i wychodzi to różnie. 

Co do teorii schematów J. Younga, oparłam się przede wszystkim na tej części, która dotyczy trybów i tego, co wykorzystuje się w pracy z krzesłami. Stąd wyodrębnianie części osobowości. Większości czytelników nic to nie powie, dlatego starałam się, żeby i bez tej wiedzy tekst się bronił i w tym kontekście ucieszyły mnie różnorodne interpretacje. 

Mocno do mnie trafia to, co napisałaś o konstrukcji i zagadce. Jestem ciekawa jak pod tym względem odebrałabyś "Mistrza i Małgorzatę" i jeśli będzie Ci się chciało przebrnąć przez tamten tekst (44 tysiące znaków), będę wdzięczna, jeśli się do tego odniesiesz. Czy tam udało mi się bardziej zainteresować czytelnika historią i czy nie chce się przerzucać stron mrucząc pod nosem: "Dobra, dawać mi tu rozwiązanie". Podoba mi się określenie: "Ten międzyczas jest właściwym opowiadaniem". 

"Listowieści" nie czytałam. Wciągnę na listę, dzięki za polecenie.

Umiejętnie wskazałaś to, co według Ciebie się udało. To bardzo cenna wiedza.

Bardzo mi miło i czuję się wyróżniona, że dostrzegłaś w "Domu duszy" potencjał, by "narazić" mnie na dodatkowe opinie :-)

Dziękuję!

eM

Finklo!

 

Podoba mi się takie “Anarchy in the UK” :-) 

Zaczęłam czytać i miałam od razu taką myśl, że zdecydowanie nie zapomniałaś, jak to jest być dzieckiem i mieć różne dziecięce challenge. Potrafisz budować bardzo fajnych bohaterów, którzy wiedzą dlaczego należy chodzić tylko po całych płytkach chodnika, a na połamanych wstrzymywać oddech i którzy znają smak lodów z piachu. Czytałam jakiś czas Twój tekst o żulach podróżujących do miejsc z etykiet jaboli i tam też to poczułam. 

Oczarowało mnie wiele motywów związanych z działaniami Bastet na terenie miasta i warstewka magicznego science :-) Zwłaszcza te poniższe: 

 

Teraz pozostawało skierować go do nory śmiertelnika Jacka i czekać, aż kot przekaże człowiekowi światło niwelujące klątwę chaosu.

(…)

Musiała czekać co najmniej dziesięć dni, zanim kocie mumie zakumulują wystarczająco wiele mocy radości, by móc uzdrowić Jacka.

Wiadomo, że inaczej patrzy się na teksty od wewnątrz, ale to opowiadanie ma w sobie mnóstwo uroku i daje czytelnikowi poczucie satysfakcji. Jak ciastko do kawy ;-)

Hell! 

 

Lubię Twoje komentarze, Filipie ;-) 

Prawda, że w tym tekście jest wysokie stężenie poetyckości i momentami chyba przerost formy nad treścią. Zabieg z kursywą zaproponował Kronos na etapie, w którym dosłownie nikt nie potrafił pojąć o co mi chodzi :-D I wydał mi się dobrym rozwiązaniem, ale rozumiem, że dla Ciebie to już zbyt wiele pokazywania palcem. 

No cieszę się niezmiernie, ze wszystkiego, co napisałeś. Zanęciłeś z tą betą i mam nadzieję, że zgodzisz się kiedyś popracować ze mną nad tymi przesadnymi elementami, w wersji przedpremierowej któregoś z moich przyszłych tekstów. 

Z licem rumieńcem pokrytem dziękuję też za zgłoszenie do piórka.

eM

 

P.S. Podoba mi się mimika Clinta Eastwooda ;-)

Hej, Monique!

Wybacz moje spóźnienie na betę :-( 

– A czy mumia nie jest niebezpieczna? – spytała Izabell z odległego konta pokoju.

kąta

 

Bardzo spodobała mi się Twoja historia. Jest ładnie napisana i klimatyczna, choć ma się wrażenie, że niektóre wątki coś zapowiadają, a nie są pociągnięte. Np. dużo miejsca zajmuje Izabell, a na koniec nie czuję, żeby jej rola była tu szczególna. Ale nie szkodzi. Dzięki niej przyjemniej mi się czytało. 

Najdziwniejszy był motyw dziadka, z którym Izabell zdaje się  znać od lat, choć jest u niego po raz pierwszy (będąc w dodatku młodą żoną bohatera). Gdzie się poznali, w takim razie? Dziadek i żona Willa? Dziadek bywał u nich? Ale jakich „nich”, skoro nie byli małżeństwem? W tamtych czasach nie mieszkaliby razem przed ślubem :-) Dziadek wygląda  trochę na takiego, który nie opuszcza swoich włości. I czy coś by zmieniło, gdyby dopiero poznał Izabell? Czy coś by zmieniło, gdyby Will i ona nie byli świeżo upieczonym małżeństwem? Tych rzeczy nie mogłam sobie poukładać.

Poza tym – przeczytałam z przyjemnością!

Pozdrowienia, eM

Filipie!

Czy lubię krytykę? Nie! Okropecznie nie lubię, ale zaraz potem jestem za nią wdzięczna. Zatem – dziękuję :-) Wezmę sobie Twoje uwagi do serca, a wszystkie słowa o tym, co się udało – jeszcze bardziej!

Co do węża – też raził mnie ten banał, ale ostatnio doszłam do wniosku, że jeszcze bardziej drażnią mnie porównania, które mają być kunsztowne, a nie są, więc dałam tu za wygraną. 

Bardzo Ci dziękuję za komentarz i fajnie, że mnie odwiedziłeś. 

Pozdrowienia,

eM

Hej, Fanthomasie!

 

Czułam się, jakby ktoś opowiadał mi swój sen. Nie byłam w stanie odłączyć się od tego wrażenia aż do końca i przez to, niestety, niecierpliwiłam się i uciekałam myślami, nie mogąc się w tę historię wkręcić. Podobnie jak opowieści o snach, zbyt odrealnione, zbyt abstrakcyjne, ale chyba najbardziej brakowało mi tu emocji. Nie poczułam ich. Dokładnie jak wtedy, gdy ktoś mówi: no i w tym śnie strasznie się bałem, a ja mogę tylko uwierzyć mu na słowo i słuchać dalej (z grzeczności :-D). Zabrakło mi wejścia w świat bohatera. Niby jest uczestnikiem wydarzeń, ale w sumie nic go tutaj nie dotyczy. Zaczyna się dobrze, a potem czar pryska i jest już tylko sen.

Pozdrowienia,

eM

Hej!

 

Adamie, miód na moje serce to Twoje stwierdzenie o bagiennym tekście :-)

Nie wzięłam Cię za mizogina. Małgorzatka pewnie byłaby całkiem zadowolona, czytając jak ją podsumowałeś :-D A ja wpisuję do notesiku tę wizję "kobitki idealnej". Dziękuję Ci ślicznie żeś wpadł, przeczytał i wypowiedział wszystkie te miłe słowa pod adresem opowiadania i jego bohaterów!

 

Ninedin!

Bardzo mi miło, że znowu mnie zaszczyciłaś :-) Twój komentarz (jak zawsze) sprawił mi radość. Dziękuję!

 

Misiu

“Ale i tak bym przeczytał znając inne Twoje teksty” – wow! Ale wyróżnienie! Dziękuję. 

P.S. Zdolna, ale trzeba jej dopomóc dobrym opisem i być cierpliwym :-)

 

Krzkocie!

Ha ha! Ale żeś wyłapał tego Sanders_ona! Cieszę się, że tekst wzbudził w Tobie emocje. Zapewniam Cię, że żaden kot nie ucierpiał przy powstawaniu tego opowiadania, a wszystkie te, które wymyśliłam i pozwoliłam Robertowi wypatroszyć, przebudziły się do życia wiecznego i mają niezły fun z bandaży ;-) Rowan zapewne zadba o nie, przynosząc solidną porcję suszonych szprotek i suchego kociego żarcia.

Hej! 

Bardzo fajne, wciągające i treściwe opowiadanie. Dłużyło mi się tylko to odwlekanie zajrzenia do skrzyni. Mimo że nie miałoby to sensu, towarzyszyło mi poczucie, że to samego Jamesa znajdzie w tym kufrze. :-) Ale po wrześniowaniu kotów spodziewałam się Bastet. 

Spodziewałam się czegoś więcej po motywie śmierci Jamesa, jakiejś klątwy chociażby. Teraz ten wątek jest rzeczywiście skrótowy i w sumie, gdyby nie zginął – wyszłoby podobnie. Wątek przypisania sobie zasług, a raczej niedopilnowania by Jamesa też ujęto w odkryciu – bardzo odwołuje się do naszego „małpiego” poczucia niesprawiedliwości :-) Budzi emocje!

Przeczytałam sobie do porannej kawy i cieszę się, że wybrałam właśnie Twoje opowiadanie. :-) Kawa smakowała mi wybornie.

Powodzenia,

eM

Irko! Amonie!

 

Ale fajnie przeczytać, że tak Was wciągnęło, że nie chcieliście przerywać lektury, żeby punktować niedociągnięcia! Pierwszy raz słyszę tu coś takiego o swoim tekście i bardzo mi miło. 

 

Irko, cieszę się, że polubiłaś Małgorzatę i mogłaś wczuć się w dramaty Roberta :-) Kto z nas tam nie był ;-)

Co do obrazków przy pomocy AI – powstają i są dopracowywane modele, które tworzą ilustracje na bazie opisów słownych. Np. DALL-E czy Stable Diffusion. Robisz opis tego, co ma być na obrazku i w zależności od tego, jak dobrze to opiszesz, dostajesz lepsze lub gorsze efekty. Są już przewodniki po tym, jak to robić i można korzystać z czyichś promptów (czyli opisów), inspirować się.

Nie wiem co z tego wszystkiego wyniknie, ale póki co – to naprawdę fascynujące. Wielu obrazom trzeba dopomóc w Photoshopie, ale niektóre są naprawdę dobre. Można nawet tworzyć zdjęcia, takie, że nikt by się nie domyślił, że "narysowała" je AI.

 

Amonie, bardzo się cieszę, że efekt Twojego wahania się wypadł na korzyść i że opowiadanie Ci się spodobało. Pięknie dziękuję za polecenie do biblio! 

Radku!

 

Przyznam, że bardzo zmęczyły mnie fragmenty z odwołaniem do egipskich bóstw, bo zastosowałeś mnóstwo niezrozumiałych dla laika nazw i nawiązań to w bardzo dużym zagęszczeniu. Czułam się wtedy, jakbym jadła drożdżówkę z piachem :-) 

Spodobało mi się spojrzenie na wydarzenia z dwóch różnych stron, choć mam poczucie, że za szybko się wszystko skończyło. Miałam poczucie, że dopiero się rozkręcasz. Scena z Tomkiem i tygrysem rzeczywiście za szybka. Fajnie by było, gdyby trafił na trudność. Albo musiał chociaż tropić zwierzę, które zdążyłoby już narozrabiać. Bardziej ciekawił mnie wątek wpływu mumii na zdarzenia, niż sceny w zaświatach. Mam poczucie, że gdybyś na nich się skupił i trochę się tym pobawił, tekst byłby bardziej sexy :-) Przynajmniej dla mnie!

Pozdrowienia,

eM 

Hej Zan!

 

Pisarz o imieniu Robert, pragnący stworzyć szczególne dzieło, kobieca muza i Anglia, jako teatr wydarzeń – czy my braliśmy udział w jakimś pojedynku? :-) Nie pamiętam, żebyśmy się umawiali. Czytałam z dużym zaciekawieniem, czekając co jeszcze się pokryje, ale potem odpłynęliśmy już jednak w innych kierunkach. 

Niestety zgadzam się z Gravel co do oceny bohatera i lepiej bym tego nie ujęła. Poraził mnie jego rys narcystyczny, wielkościowy. Jak wyczuwam coś takiego odrzuca mnie automatycznie. Choć ładnie malujesz obrazy słowem i stworzyłeś bardzo intrygujący scenariusz, to poczułam też, jakbyś nie mógł się zdecydować. Trochę za dużo twistów na koniec. “Budzi” Annę, tworząc przy tym doskonałe, magiczne dzieło, ma się wrażenie, że o to mu chodziło, a ponieważ jest ono związane z kobietą, którą wskrzesił, będzie mu zależało, żeby oba elementy trwały i przyniosły mu sławę, czy chociaż dożywotnią fascynację samym sobą. Potem z kiepsko uzasadnionych względów, pali obraz. Chciał wzbudzić w sobie kolejny dramat, OK, ale już się przekonał, że wcześniejsze dramaty nie przyniosły mu tego, czego pragnął.

Wszystko kończy się nijak. Los pokazuje mu faka i dowiedzieliśmy się tylko co nieco o wybujałym ego bohatera, jego wpływowych, obdarzonych wielką mocą znajomych i o tym, że nie cofnie się przed niczym, aby wzbudzić w sobie kolejną falę dramatu. A, jeszcze cudowna opcja wskrzeszenia przychodzi trochę za szybko. Wszak rytuał można przeprowadzić co dziewięć lat i akurat ten moment następuje po paru tygodniach od śmierci Anny. Tak to zrozumiałam przynajmniej. Może coś przegapiłam. 

Ładnie napisana historia, ciekawy pomysł, ale albo przekombinowane, albo nie gra do końca to niezdecydowanie bohatera. 

Pozdrowienia,

eM

Jak niewiele trzeba, żeby było creepy :-) Bardzo fajnie zbudowałeś klimat hrabioxie! 

Brzmiało jak klątwa mumii, ale ten pochówek – aloes, magiczne zioła, matron i ochra – brzmi, jakby ktoś jednak próbował mu dopomóc, a wcześniej o takiej opcji w tekście nic nie ma. Można by nawet było zrezygnować z tego fragmentu o pochówku, bez straty.

Dla mnie zakończenie trochę zbyt dosłowne, ale chyba dlatego, że spodziewałam się więcej grozy i tajemniczości. Od pierwszych objawów też czuć, że chodzi o ten proszek, wszak sugeruje to tytuł. Bohater nie czai i brakowało mi jeszcze za życia momentu grozy, związanego z jego odkryciem, że zrobił tym sobie kuku. No i zabrakło wieści o nieszczęśnikach, którym też mógł zaszkodzić. Ok – piszesz, że dodawał malutko proszku, ale czy nie byłoby bardziej mrocznie, gdyby przy okazji odprawić na tamten świat wielu innych ludzi, którzy uwierzyli w cudowne właściwości starożytnych trupków? ;-)

:-) A, to przepraszam, że wątpiłam w Twoją stuprocentową trafność odbioru. Czemu tylko Ty? Bo wykazałeś się pięknym zrozumieniem mojego zamysłu w „Powrocie na Ceres”. To zrobiło na mnie wrażenie i ukułam sobie powiedzonko: „Ee, to tylko Outta Sewer zrozumie” :-) Jak widać – czasem dojmująco prawdziwe. Choć nie spodziewałam się, że tu trafisz w ogóle :-)

Nie :-) Tu akurat zmyły nie było. Odczytałeś go tak, jak zamierzyłam, czyli źródło traumy. Wydarzenie, które potrząsa światem bohaterki. Mama i Ala były prawdziwe. Gdy zginęły, Angelika została sama. Części jej osobowości wyodrębniają się wskutek tego zdarzenia. Zdaję sobie sprawę, że mój zamysł to kombinacja level hard i podoba mi się, że powstały różne interpretacje. Cieszę się też, że oceniłeś je tak pozytywnie, mimo tego przekombinowania.

Darcon!

 

Piękne dzięki za komentarz, uwagi i miłe słowa. Cieszę się też, że podjąłeś się własnej analizy o co tu chodzi :-) Duchy nie były jednak moim zamysłem.

Uwagaspoiler grande finale :-) Każda z postaci w domu jest Angeliką. Sąsiadka zwraca się do bohaterki: Andżelisiu. Dżela (Żelka), Lisia (Lika) – to zdrobnienia. Lisia jest „wrażliwym dzieckiem”, matka (w odróżnieniu od mamy) jest „wewnętrznym krytykiem”, Dżela – trybem radzenia sobie – „odłączony samoukoiciel”. Lady Vampire to instagramowe, wyidealizowane ja. Myszy to myśli, a dom duszy to… ciało, w którym mieszkają wszystkie te części. Na koniec zresztą wszystkie wkładają stopy w jedne buty. Gdy wychodzą z domu – są jedną osobą :-) Z kursywą ma chodzić o to, żeby poczuć, że coś tu nie gra. 

Dzięki, że podzieliłeś się tym, co Ci nie podeszło! 

Pozdrowienia!

eM

Najs! 

Tylko „uruchamiam” skojarzyło mi się bardziej z traktorem niż z lampką nocną. :-)

Uroczy klimat!

Im więcej czasu mija, tym bardziej stwierdzam, że to moje ukochane opowiadanie. Zanurzyłam się w nim i nie chciałam, żeby się kończyło, a potem przeżywałam je jeszcze długo. Męski romans i psychologia (mimo że bardzo freudowska :-) ) to cudne połączenie i mam do niego słabość. Stworzyłaś niesamowity klimat za pomocą bardzo prostych słów.

W ogóle urzeka mnie w Twoich opowiadaniach, że nie silisz się na przekombinowane porównania, nie przeciągasz opisów, za to zdecydowanie masz pomysły, potrafisz budować napięcie i znakomicie dawkujesz kolejne elementy układanki, żeby czytelnik mógł sobie pozgłębiać tajemnice. Nie czuję, żebyś miała jakąś listę do odhaczenia, typu: “10 trików, które powinieneś zastosować w swoim opowiadaniu, żeby ludziom się podobało”. Twoje teksty są dzięki temu bardzo autentyczne.

Ale “W twoich snach” jest dla mnie szczególny. Pewnie wpasował się w moje preferencje (może poza nadmiarem matmy na początku ;-) i poza określeniem “Jajogłowy”, które mój mózg pragnął wykreślić. Znakomicie budujesz relację między bohaterami. Jest intrygująca i pociągająca. Scenę seksu ograłaś bardzo subtelnie, ale sugestywnie.

Jeśli masz takich rzeczy więcej w swojej szufladzie – staję w kolejce do czytania :-)

Morgoth!

 

Ślicznie dziękuję za tak pogłębiony i miły komentarz! Bardzo się cieszę, odebrałeś “Dom duszy” jako wartościową lekturę i że tak wiele w tym opowiadaniu dostrzegłeś. 

Pozdrowienia!

Mieszkam w Sopocie, stąd blisko na Księżyc :-)

 

A tu masz garstkę wtopek:

 

– To nie żadna foka, tylko człowiek! Panie Perkins, człowiek za burtą! – krzyknął. [ENTER]

– Człowiek za burtą! – powtórzył potężnie zbudowany Joshua Perkins, znacznie donośniejszym głosem.

Gdy kończył wiązać powróz wokół swojego pasa, pojawił się majtek z lampą. [ENTER]

– Dobrze, chłopcze – pochwalił Willoughby. – Teraz łap za bosak i trzymaj latarnię najniżej, jak będziesz w stanie.  [ENTER]

Zawiesił wątłe źródło światła na wieńczącym drzewce haku, poklepał O’Reilly’ego po ramieniu, po czym skoczył w ciemność. Woda była przeraźliwie zimna. (…)

– Zajmiemy się panienką, a rano złożę raport kapitanowi – spokojnym głosem odpowiedział sternik. [–]  Zresztą wątpię, by w tym momencie pan Barnaby mógł nam w czymkolwiek pomóc.

– Proszę wybaczyć moją śmiałość – zaczął z wahaniem sternik – ale musi się panienka czym prędzej przebrać w coś suchego. Zdrowie panienki od tego zależy! [ENTER]

Kobieta niepewnie powiodła wzrokiem po twarzach członków załogi.

– Przygotuję kajutę – wtrącił praktyczny jak zawsze bosman Perkins. [ENTER]

– Nie! – sprzeciwiła się dziewczyna, nieco głośniej niż początkowo zamierzała. – Przepraszam, po prostu (…)

Dalej już Ci nie szukam, żebyś mógł otrzymać należną Ci satysfakcję z tropienia ;-)

 

I na koniec coś miłego:

Płaszcz sternika Thomasa Willoughby’ego szamotał się z wiatrem, bezskutecznie próbując zapewnić mu choć odrobinę ochrony przed nocnym chłodem i wszechobecną wilgocią.

heart Śliczne.

 

 

Dziękuję, Krzkocie!

Cieszę się, że ktoś jeszcze lubi romanse :-) 

“Pan Lasu” jest tekstem typu: pierwsze koty za płoty. Trochę żałuję, że nie zdecydowałam się teraz na wykorzystanie zdolności magicznych bohaterki. Mogła powalczyć z Leszym, bo dlaczego nie? (Ano dlatego, że nie wcisnęłabym już nic w tym limicie :-D ). Jak wspomniałam wcześniej – kusiła mnie jakaś spektakularna ucieczka na jeleniu :-P Ale wydawało mi się to trochę zbyt zabawne. Dialogu na koniec nie chciałam, bo uważałam, że w ten sposób zostawiam czytelnika z większym napięciem. Ale – sporo tu było niedociągnięć, więc się nie upieram.

Jeszcze raz dziękuję za komplementy!

No właśnie – zgrzytało. Szkło chrzęściło pod stopami. Choć dla mnie – pomysł lepszy. Aleksandria koncentruje się bardziej na efektach specjalnych i klimacie. No niewiele się tam dzieje, a akcja, którą dostajemy – nie do końca trzyma się kupy. No i chciałabym zagłosować na tekst o lepszym plocie, ale… Po tym, jak oba te opowiadania uleżały mi się w głowie – mam większą słabość do Aleksandrii. Może to przez kobiecą bohaterkę i sandboard :-)

Outta – obstawiam, że to Twój tekst. 

Ho ho! Ile tu się dzieje! Netflix musiałby sporo kasy wysupłać, żeby to zekranizować! Bardzo ładny wstęp – widać, że nad nim powiedziałeś. Potem są fragmenty niedopieszczone, co mi dosyć mocno kontrastowało. Miejscami gubi się enter przed wypowiedzią nowej osoby. Teraz Ci tego nie wskażę, bo Łajka na mnie leży :-) 

Miałam zgrzyt, że takie wilki morskie ani trochę się nie zdziwiły, że znalazły żywą dziewuszkę w tej lodowatej wodzie i że tak myk myk doszła do ładu. Tak wychłodzona powinna dochodzić do siebie długo. Dobra – ona magiczna, syrena! Ale dla nich to jednak powinno być trochę dziwne. 

Fajny ten przeskok z wyobrażenia, że to arystokratka, która zwiała rodzicom do syrenki, która… zwiała rodzicom :-) 

Niektóre rzeczy brzmią zbyt współcześnie. A boska rodzinka niewiele się różni od zwyczajnych, dzisiejszych. Nie kumam też za bardzo motywacji tych starych wilków morskich. Z takim podejściem do życia i morskich bóstw – brzmią raczej jak młode wilczki :-) 

Ale namalowałeś to wszystko bardzo ładnie. Wciągnąłeś mnie, połknęłam przynętę :-) 

Bardzo satysfakcjonująca lektura!

Misiu!

 

Bardzo mi miło, że wnikliwie przeczytałeś mój tekst, mimo że smutny. Następny będzie wesoły, a nawet całkiem zabawny, mam nadzieję :-) Na mumiowy konkurs też przygotowałam coś pozytywnego. 

Co do Twoich uwag: 

– pierwszej nie rozumiem. Użyłam złej konstrukcji? 

– w drugiej – to słowa krytykującego rodzica, jak – „No, niby nieźle, ale Bożence poszłoby lepiej, a ty mogłabyś postarać się bardziej”. 

Pięknie dziękuję za kliczka i komplement a propos ilustracji! 

Cieszy mnie, że nie żałujesz!

Szybko zaczęłam żałować, że zdecydowałam się przeczytać. Nie dlatego, że jest źle, tylko że tak straszliwie smutno. Chłosta emocjonalna. Nie na moją wrażliwość. :-(

Outta – no co zrobić, jak ładniej napisałeś, ale plot mniej sexy? Trudny wybór! 

Albo lepsza, he he :-)

Jest wypalony, sypiący się związek i mężczyzna mówiący źle o swojej żonie, który na koniec chce się ze wszystkiego wymiksować – po lekturze „Miłości Schrödingera” – obstawiam, że autorem jest Geki :-)

Dziękuję, Reg!

To już podwójna radość :-) A z komplementem o ilustracji nawet potrójna!

 

Dejwidzie!

 

Przyznam, że trochę się momentami pogubiłam i np. nie za bardzo skumałam co się finalnie stało z Tutanchamonem. Walka Bezrina i ojca Michała przypomniała mi transformersów (i troszkę Kapitana Bombę) :-D No grubo pojechałeś :-)

Tekst składa się z części pierwszej, która coś zapowiada, ale zdecydowanie nie to, co dzieje się w części drugiej. Zaskoczenie było wielkie – muszę przyznać. Zrobiło się groteskowo. Poza generalną chęcią przedstawienia jatki, nie wyczułam większej idei za zdarzeniami z pierwszej części. Ale może nie wyłapałam wskazówek, które zostawiłeś w tekście?

Zabrakło mi na koniec tego Tutanchamona. Gdyby się wywinął i zyskał coś na całej tej masakrze – byłoby przewidywalnie, lecz mimo wszystko miałabym więcej satysfakcji. 

 

Pozdrowienia,

eM

Krzkocie!

 

Bóg w ciele kota powinien trafić na listę TOP 3 sposobów na chwycenie czytelnika za serce i sprawienie, by nadmiernie nie malkontencił :-) Dobra zagrywka ;-) Jakbym miała się czepiać, to bym rzekła, że wstęp daje nam poczuć, że mamy do czynienia z Bogiem, przez duże BO, GIE i EM! A potem okazuje się, że kici z trochę przerośniętym ego jest jednak bóstwem pomniejszym. Ale – no właśnie – prawa fizyki nie tłumaczą jak to jest możliwe, że tak wielkie ego da się upchnąć w tak małym stworzeniu. Koty wymykają się chyba większości zasad. 

Przyjemna lektura! 

 

 

Hannibalu

 

Ha, ha! Dziękuję za miły komentarz! Nie wiem ile kobiet podpisałoby się pod światem mojej wyobraźni :-D UWAGA SPOILER 2: Do zebrania elementów w całość (jaką sobie umyśliłam) podpowiem Ci, że kluczowa jest scena z butami oraz imię, jakim zwraca się do bohaterki sąsiadka w ostatniej scenie. Ale inne interpretacje, jak już wspomniałam, również bardzo mi się podobają. 

 

Reg!

 

Bardzo się cieszę, że znalazłaś czas na przeczytanie mojego kolejnego opowiadania! A to, że dobrze Ci się je czytało – jest nie lada komplementem! :-) Dziękuję. Co do kota – też mam taką nadzieję. Pojawienie się w domu futrzaka zwykle oznacza coś dobrego ;-)

Ilustracja jest mojego autorstwa, ale masz rację – lepiej to podkreślić niż zostawić niedopowiedziane. Napisałam we wstępie. Dzięki, raz jeszcze!

 

Zan!

Wyszło trochę tak, jakbym widziała Cię przez pryzmat żarcików o bełtach i genitaliach… :-) Ale no worries, dostrzegam również inne Twoje oblicza. No i autorstwo kunsztownego opisu wnusia też zapachniało mi Tobą (jakkolwiek perwersyjnie to brzmi) :-)

MaLeeNo – ja właśnie po lekturze tegoż opowiadania – podejrzewałam jednak Zana :-) Historia Cess niestety też mnie jakoś nie porwała. Rzygnięcie przez palce i podkreślanie rauszu na każdym kroku – nie mój vibe. No i rozkręcało się to boleśnie powoli. (Oj, podpadłam!)

MaLeeNo – przyjemność również po mojej stronie :-) 

To bardzo fajne, gdy czytelnik ma taką drobną satysfakcję ;-)

A! I dzięki wielkie za polecenie do biblio!

 

Barbarzyńco!

 

Zaintrygowałeś mnie pomysłem i całkiem fajnie (choć skrótowo) go przedstawiłeś. Byłam ciekawa, w jakim kierunku to pociągniesz.

Pomyślałam, że ofiarą od Aurelii, o której wspomina bóg-krokodyl, nie jest jej koleżanka (bo to by się nie trzymało kupy), tylko kroplówka :-) I wierzę, że tak jest (nawet jeśli szukanie żyły w zmumifikowanym ciele jest trochę dziwne :-D). Scena z odgryzaniem głowy mi jakoś nie siadła i nie do końca kumam motywację Sobka. Czy chciał się tym wzmocnić po przebudzeniu, czy zrobił to “bo mógł”, a bogowie bywają przewrotni? :-)

Mniej przypadł mi do gustu wątek płodności i dziecka, choć wplatasz go stopniowo, ale dla mnie było zbyt jasne dokąd do zmierza i chyba wolałabym, gdyby nie było tego prowadzenia – łóżeczka, rozmowy z mężem. W tak krótkim tekście – mam wrażenie, że jest tego za dużo. A gdyby skończyło się na wzmiance na początku o tym co to za bóg i potem scenie w łóżku i narodzinach – byłoby (dla mnie) zgrabniej. 

 

EDIT: Było też trochę zaskakujących drobiazgów. Np. gadzi tors. 

Czy Niccolo nie odmienia się Niccola, a nie Niccolego? Dariego a nie Daria?

Nastała chwila ciszy, zmąconej tylko przez skrobanie ołówka po papierze.

Jakoś bardziej pasowałoby mi: Zapadła cisza, zmącona jedynie skrobaniem ołówka po papierze.

O ile faktycznie się rozkładała. Podzieliliśmy się na dyżury, by o każdej godzinie i w każdej sekundzie ktoś z nas czuwał przy sarkofagu.

Tego pierwszego zdania nie rozumiem. Co miałoby znaczyć? Wydaje mi się zbędne.

Klucz szczęknął w zamku i nieboszczyk ponownie stał się panem swojej krypty.

Rozumiem, że “krypty” służy próbie uniknięcia użycia “sarkofagu” po raz drugi, jednak on przecież nie jest w swojej krypcie, prawda? Przywieziono go do Włoch z Egiptu i znajduje się w centrum badawczym.

Dojechałam w końcu do mojego mieszkania w Primavalle, zachodniej dzielnicy Rzymu. Wtoczyłam się – bo powiedzieć, że weszłam byłoby pewnym niedocenianiem mojego zmęczenia – do ciemnego apartamentu.

– Dobry wieczór! – dotarł do mnie przyjemny, męski głos.

W sytuacji, gdy jest to głos jej męża, a nie jakiegoś obcego mężczyzny – lepiej byłoby chyba napisać np. usłyszałam przyjemny głos męża? To mi trochę zazgrzytało.

– Ważne sprawy w pracy, wiesz jak to jest – mruknęłam.

A to już mnie zaskoczyło na maksa :-) Żona wraca do domu po TAKIM wydarzeniu (!) – przywieźli im mumię z łbem krokodyla (!), a ona nie ma potrzeby opowiedzieć o tym mężowi? 

Chwycił delikatnie moją dłoń i poprowadził do sypialni. Usiadł na łóżku, wciągnął mnie na swoje kolana i objął w talii.

Ciepłe światło, schowane między piętrzącymi się na biurku dokumentami

Trudno mi wyobrazić sobie schowane światło. Raczej przeświecające, jaśniejące zza piętrzących się… etc. 

Wybudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. 

Chyba by wystarczyło. 

Nie wierzę w to – powiedziała Martina, w której oczach biło się niedowierzanie z dziecięcą wręcz euforią.

Martina spojrzała na mnie nieobecnymi oczami, odwróciła się na pięcie i po prostu wyszła. Niccolo powiódł za nią wzrokiem, westchnął i rzucił mi ukradkiem smutne spojrzenie

Dużo tu tego! I aż prosi się o “nieobecnym wzrokiem” zamiast oczami. Np. Spojrzenie Martiny zrobiło się nieobecne. Odwróciła się na pięcie i po prostu wyszła. Niccolo odprowadził ją wzrokiem, westchnął i popatrzył na mnie smutno.

Uśmiechnęłam się nieznacznie.

12 linijek dalej to samo stwierdzenie. 

W tej samej chwili do sali wrócili Martina z Gio, gdzie czerwony policzek Giovanniego sugerował udane zakopanie topora.

Jeden policzek? Strzeliła mu z liścia na zgodę? :-D

– Podniosłam wzrok na ustawiony w moim kierunku obiektyw. – Póki co pracujemy nad zwykłym obiektem kultu starożytnych.

– Zamknijcie go w pokoju dla niebezpiecznych pacjentów w szpitalnej części. Tam, gdzie jest pancerna szyba

No to mnie zaintrygowało. Od razu zaczęłam się zastanawiać co to za centrum badawcze…

Zaczęłam machać przepustką zaraz przed twarzą łysola, który chyba się zawiódł, że nie mógł mi przyłożyć.

Tym też mnie zaskoczyłeś :-) Mimo wszystko trudno mi sobie wyobrazić, żeby ochroniarz chciał przylutować kobiecie, która nie ma przy sobie dokumentów, za to ma klucze do centrum :-) I nie próbowałby ustalić spokojniejszymi metodami co tu jest grane, lub stanowczo odmówić pani doktor wejścia (lub zagrozić wezwaniem policji). 

Recepcja pogrążona była w mroku, tak samo korytarze i nasza sala prosektoryjna. Włączyłam światło w korytarzu. Jednostajne buczenie kilku lamp przerwało nocną ciszę.

To takie rzeczy, które najbardziej rzuciły mi się w oczy i na różne sposoby mnie zatrzymały.

 

 

Hej, Greasy!

 

Ładnie i wiarygodnie przedstawiłeś klimat epoki. Spodobał mi się pomysł na ten tekst, a ponieważ znajduję w nim trochę elementów wspólnych z moim, ciekawiło mnie, jak to rozegrasz. W szczególności – po intrygującym opisie z bety i początku – nie mogłam się doczekać zakończenia :-) Spodziewałam się trochę mniej Frankensteina, ale wyszło satysfakcjonująco! 

Gdybym miała się przyczepić do czegoś jeszcze poza drobnicą z bety – zabrakło mi trochę bardziej emocjonalnego nakreślenia tęsknoty za córką, niż tylko wzmianki typu: “ukochana istota”, “leży pod ziemią”, “gnije”, etc. Skupiłeś się dosyć mocno na fizyczności córki – matka przejmuje się bardzo, że skóra dziecka zgnije, zeżrą ją robale itd. Można by wpleść tu jakieś wspomnienie, sen, szczęśliwą chwilę. Jest wzmianka o grze na pianinie, ale nie mogę powiedzieć, żebym tam coś poczuła. Być może jak jest się rodzicem – czuje się to tak po prostu :-) Nie wiem. 

Anyway – fajny pomysł, wykonanie dobrze pasujące do założeń, na jakie się zdecydowałeś i klimatyczne. Poruszyłeś tu przy okazji sporo drobnych spraw dotyczących kobiet w tamtych (i nie tylko :-P) czasach – zależność, niemożność decydowania, konieczność znoszenia “dobrych rad” i wścibskich prób kontroli, ciasność gorsetu obyczajów ;-) itd. Zuch!

Adamie!

 

Ucieszenie kogoś to wcale nie taki drobny dobry uczynek :-) To, co Cię zaintrygowało jest zdecydowania najbliższe mojemu zamysłowi i fajnie, że do odczytałeś.

 

Greasy!

 

Ach gdzieżbym próbowała Cię retraumatyzować! Ty i Kronos pokazaliście mi jak grubaśny był woal, którym wszystko owinęłam na początku. Gdyby zostało tak, jak pierwotnie sobie umyśliłam, nikt by się nie połapał o co mi chodziło :-D

Dziękuję Ci, że mnie zmotywowałeś, żebym nie pogrążyła tego tekstu w czeluściach szuflady. A “wrył mi się w głowę i nie wyjdzie”, jest chyba najlepszym komplementem, jaki można usłyszeć! 

 

MaLeeNo!

 

Jak na osobę, która nie próbuje zgadywać, dostrzegłaś bardzo dużo z tego, co chciałam przekazać :-) Cieszę się, że przemówiła do Ciebie scena z butami i że doceniłaś kota. Przez chwilę miałam zamysł (i nawet go zrealizowałam), w którym opowiadanie kończyłoby się smutniej. I scena, w której bohaterka po połknięciu pigułek wychodzi przez okno, zanurzając się w wodzie i odpływając ku światłu, byłaby pewnie ładniejsza wizualnie, to jednak wizja czegoś, co daje nadzieję zwyciężyła. 

Dziękuję, że poświęciłaś czas na przeczytanie opowiadania i skomentowanie!

 

Ninedin!

 

Jej! Usłyszeć od Ciebie takie komplementy na temat mojej pisaniny, to wielka rzecz! Dziękuję!

A równie mocno mnie cieszy Twoja interpretacja, która choć nie pokrywa się w pełni z moim zamysłem – jest bardzo spójna i ciekawa. Podoba mi się :-)

Co do wieku: Angelika przygotowuje się teraz do matury i jak zwrócili mi uwagę Alicella i Vern, a czego nie przemyślałam, to zbyt dojrzały język opowiadania, nie za bardzo chyba pasujący do tak młodej osoby. Myślałam nawet, żeby to zmienić i uczynić ją starszą ale… jednak problemy siostrzane nie pasują z kolei do studentek. Scena w samochodzie to bójka dwóch impulsywnych dziewczyn, których osobowość może się rozwijać w kierunku zaburzenia borderline i w tym kontekście nie byłoby to już tak dziwne. A podręcznik do anatomii – chyba lepiej rzeczywiście zastąpić książkami do biologii. Cenne wskazówki, dzięki!

Co do Instagrama i Lady Vampire oraz pamiętnika – pomysł na ten tekst zrodził się w odpowiedzi na zadanie konkursowe na “Wcielenia”. Zarówno Instagram, jak i pamiętnik, były elementami obowiązkowymi. Z początku chciałam potraktować te rzeczy bardziej symbolicznie.

UWAGA SPOILER! Pamiętnik jest zatem nieświadomością, do której bohaterka spycha traumatyczne wspomnienia i sprawiające ból myśli, a Lady Vampire jest jedną z… części jej osobowości :-) Tą, którą Angelika chciałaby być. W pierwotnym pomyśle było to bardziej spójne, bo profil nazywał się Miss Angel :-) Ale zmieniłam to, żeby się nie myliło ze “Sławą”. Można by było z tego zrezygnować, skoro nie musiałam się już trzymać założeń, ale uznałam, że taka wirtualna postać w dzisiejszych czasach też jest częścią osobowości.

Więcej ze swojego zamysłu spoilować na razie nie będę, bo może ktoś będzie chciał się nad tym jeszcze pozastanawiać i poszukać wskazówek.

Bardzo Ci dziękuję za poświęcony czas, wszystkie miłe słowa, pytania i wątpliwości!

 

Hej, Adamie

 

Cieszę się, że wpadłeś i przeczytałeś, a jeszcze bardziej, że Cię wciągnęło, mimo że spoza Twojej “działki” :-) Interpretacje o co tu chodzi pojawią się zapewne różne. Póki co – nie będę zdradzać swojego zamysłu. Jestem ciekawa, czy ktoś go odgadnie. Wskazówek dla dociekliwych trochę zostawiłam, ale to zadanie z gwiazdką :-D

 

Pozdrowienia!

eM 

chwilowo przejmą nad nami kontrolę kontrollę. 

Żeby nie było, żem gołosłowny, bo nie wiem, czy uwierzyliście w to gadanie o cudownej krewetce…

heart

 

Czekam na drugi sezon opowieści o przeciekającym kiblu sąsiadów i szpachli… ;-)

Nowa Fantastyka