- Opowiadanie: kronos.maximus - Człowiek z blizną

Człowiek z blizną

56. Da­mian za­uwa­ża, że na te­re­nie jego po­sia­dło­ści nad je­zio­rem, ktoś na drze­wie wyrył zna­jo­mą mu datę.

 

Żeby oddać realizm bohatera w tekście użyłem wulgaryzmów, fraz angielskich albo spolszczonych angielskich oraz elementy slangu. Raczej +18.

 

Dziękuje betującym: Emlisien, Palaio oraz ANDO, za cenne uwagi i wielkie zaangażowanie!

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy IV, Użytkownicy III, emlisien

Oceny

Człowiek z blizną

Tyrka na trzy etaty

 

– Cholernie mi głupio, że to ty płacisz, Julia.

– No co ty, nie przejmuj się tym w ogóle. – Na jej twarzy pojawia się uśmiech, jakby  przełknęła kęs pysznej kremówki. Po chwili pyta poważnie: – Chyba nie chcesz powiedzieć, że to facet powinien płacić?

Chuda Julka, dziewiętnastoletnia alternatywka z mocnym makijażem i włosami koloru wody na Costa Brava. Ubrana w kurtkę z czarnego dżinsu i sięgającą ponad pępek koszulkę ze znakiem sowieckiej gwiazdy. Na szyi obroża nabijana ćwiekami. Na dłoni wytatuowany napis “ahimsa”. Rozdarte pończochy, mini z wąskim, czerwonym paskiem i Martensy 1460 Harness. Nie powiem, hottie as hell.

– Jesteś mega nowoczesna – rzucam jakby od niechcenia, a ona łyka komplement jak młoda foczka dorsza.

– Po prostu normalna – kokietuje. Diablica potrafi to robić.

– No co ty, odjechana i totalnie nonkonformistyczna! – Jestem dumny z tego ostatniego słowa. Gdzieś kiedyś usłyszałem, nauczyłem się płynnie wypowiadać i użyłem. Zadziałało, rozchyla usta.

– Państwo potraktowało cię jak śmiecia – mówi z zaangażowaniem. – I to po tym, jak narażałeś swoje życie w Syrii. To nie twoja wina, że nie możesz znaleźć pracy. Przecież próbujesz. Nie musisz się przejmować, że ci pomagam.

Córka biznesmena, pana tu i ówdzie znanego i szanowanego. A ona, przykładny woke, walczący z wyzyskiem i strukturami przemocowymi. Nic prostszego niż granie na jej ideolo i odcinanie od tego kuponów. Poza tym, fajna z niej maniura. Mój śmiech brzmi jak silnik odpalanej w zimie Hondy CR-V.

Wstaje i pochyla się przez stolik, na którym stoją dwa talerze z równo pokrojonymi kawałkami arbuza densuke. Ostentacyjnie mnie całuje, jakby odtwarzała scenę widzianą w filmie.

– Chodźmy stąd – proponuje.

Wsiadamy do czarnego jaguara I-Pace, jednego z całej kolekcji fur jej staruszka. Social justice warrior wożąca się jaguarem za pół miliona? Tak, to Julka. Fakt, że jest to elektryk na pewno ją we własnych oczach usprawiedliwia.

Kierujemy się na ustronny parking. Ogólnie, bujamy vana co rusz, gdzie popadnie. Ostatniej nocy prawie nie zmrużyłem oka. Trza tyrać.

Właściwie nie ciągnąłem od niej dużo, ot, darmowe żarcie, kładłem lachę, że wege, gratisowe kino i koncerty. No i ona, prawdziwe tiramisu. Grubsze siano kosiłem u dwóch pozostałych.

Dźwięk telefonu wyrywa mnie z rozmyślań. Wykrakałem, dzwoni Mała Milf, akurat teraz.

– Kto to? – Chuda Julka trzyma ręce na kierownicy, patrzy przed siebie. Wydało mi się, że docisnęła pedał gazu.

– Czy mogłabyś zadzwonić potem? – Zakrywam słuchawkę, nachylam się do Julki i szepcę jej do ucha: “to mama”. Wracam do rozmowy, bo nie mogę tak po prostu odciąć jednego z moich głównych źródeł dochodu. Drży mi powieka, włącza się cholerny tik.

– Aha, mówisz, że ktoś chodzi po twoim domu? Na pewno ci się nie wydaje? No dobrze, rozumiem. Boisz się? A ochrona? Jest? – Ale, kurwa, pech. Mała Milf wychodzi ze skóry, myśli, że ktoś się do niej włamał, koniecznie chce mieć mnie przy sobie. Pewnie coś jej odpierdoliło, bo ma przecież ciecia dwadzieścia cztery na siedem.

– Muszę jechać do mamy, sądzi, że ktoś się włamał.

– O kurde! To jedziemy! Może czas, żebym ją poznała?

– Nie chciałabyś… Może innym razem?

– Tak uważasz? – Ścisnęła przebite kolczykami wargi. Ale jest wkurwiona! Nie lubi, jak coś idzie nie po jej myśli. Córka tatusia. Jest kwas, ale nie mam wyboru.

– Słuchaj, wysadź mnie po prostu przy tym rondzie.

 

***

 

Wsiadam do tramwaju odprowadzając wzrokiem jaguara Julki. Dzwonię do Małej Milf.

– Wszystko w porządku, kochanie?

– Nie wiem, boję się. Chciałabym, żebyś tu był.

– Pewnie to budowlańcy, któryś wszedł napić się wody.

– Zwariowałeś, o tej porze?

– A twój ochroniarz?

– Sprawdził dom w środku, teraz chodzi z latarką po ogrodzie. Mówił, że nikogo nie mogło być…, ale ja widziałam. Ciemna sylwetka w kapturze, wielka jak… góra. Stał w kuchni i zanim zapaliłam światło wyskoczył przez otwarte okno, a potem zniknął w zaroślach.

– Już jadę do ciebie, będę za pół godziny, nic się nie martw.

– Czekam i całuję. Cieszę się, że cię mam.

 

***

 

Czeka pachnąca, w koronkowej bieliźnie. Niewysoka, drobna, ruda i piegowata. Starsza ode mnie ze dwa razy, ale dobrze się trzyma. Pieniądze czynią cuda i dodają najwięcej uroku.

– Dobrze, że jesteś, kochanie – mówi rozanielona.

Robię niezadowoloną minę, kręcę nosem.

– Nikogo tu nie ma, moja Mała Mi, jesteś bezpieczna. Spieszę się.

– Damuś, co ty taki niezadowolony? Gdzie to ciebie znowu nosi? Dotarł mój prezencik?

To mów tak od razu, głupia ździro. Sprawdzam stan konta w telefonie. Przelała mi kolejne dziesięć kafli, jest nieźle.

Czy wielki facet, który się rzekomo włamał, był realny? Nie wiem. Bez wątpienia realna jest lista jej kinky fantazji. Pieprzę się z Małą Milf w wypasionym łożu, tak dużym, że można w nim zgubić hipopotama. Lustro wmontowane w sufit mocno kręci rudzielca.

Daje mi spokój dopiero grubo po pierwszej w nocy. Siedzi na poduszce po turecku, a ja opieram głowę o jej nagie udo. Do diabła, jak mi się chce spać.

– Taki nierozumiany… – mruczy wkładając rozczapierzone palce w moją gęstą czuprynę. – Śpisz już? Nie masz dziewczyny w swoim wieku, a taki ładny, biedactwo. Może wstydzisz się swojej blizny? Ja nigdy nie będę się z ciebie śmiała.

 

***

 

Budzę się w pozycji embrionalnej, wtulony w nagą, porysowaną zmarszczkami pierś. Na cyckach też ma piegi, wielkie, rozciągnięte owale. Śpi z otwartą japą i sapie. Z tej perspektywy widzę, że brakuje lewej górnej szóstki. Mostek po prawej i kilka implantów, wszystko widoczne jak na dłoni. Wzdrygam się i pospiesznie wstaję. Ona mruczy, odwraca się na drugi bok. Wciągam spodnie i koszulę w biegu. Chciałbym w końcu się wyspać, najlepiej u siebie.

Gdy wychodzę na zewnątrz, robotnicy akurat zabierają się za remont fasady jej willi.

 

***

 

Gdzie mój telefon? Zostawiłem go u Małej Milf? Poziom adrenaliny podskakuje. Jak mogłem zapomnieć o telefonie? To przez ten brak snu, za ciężko haruję. Ale już niedługo.

Zawracam tuż przed rozsuwającymi się drzwiami do autobusu i szybkim krokiem zmierzam do jej domu. Mijam kiosk, prawie wpadam na dzieciaka na rowerze, przechodzę obok szczekającego amstafa. Budowlańcy gapią się na mnie jak na oszołoma, ale mam to gdzieś, więcej się tu nie pojawię.

Mała Milf już wstała, jest zła, że tak zniknąłem bez słowa. Uśmiecham się na siłę, serwuję jej słownego keksa na udobruchanie, pytam o telefon, ona trajkocze:

– Nie wiem gdzie jest, może wypadł, wiesz, na górze, jak… – Urywa nagle i obrzuca mnie znaczącym spojrzeniem. – Nie wypiłeś kawy, weź chociaż rogalika, mam twoje ulubione, z ciasta francuskiego, nadziane budyniem…

Kierujemy się do sypialni na piętrze. Długo nie szukam, leży na podłodze, tuż przy łóżku, ekran jest cały. Szczęście, że nikt go nie wziął, bo okno jest otwarte. Ulżyło mi.

– Damuś, a może masz ochotę na jeszcze? – Poprawia dłonią włosy, przesuwa ją w dół i kładzie na biodrze.

– Spieszę się.

– To kiedy znowu wpadniesz?

– Dam znać. – Łgarstwo mam we krwi.

Przysuwa się do mnie bardzo blisko i próbuje dotknąć mojej twarzy, ale nie pozwalam. Zdążyła się wyperfumować. Znowu drży mi powieka. Pieprzony tik.

– Czemu tak się denerwujesz? Oddałeś pieniądze Bartkowi?

Troszczy się o mnie. Głupia pinda nie wie, że pożyczam nie po to, żeby zwracać. Na wspomnienie Bartka przechodzi mnie zimny dreszcz.

– Tak, tobie też niedługo zwrócę.

Mój uśmiech jest autentyczny jak plastikowe kwiaty na cmentarzu. Ale Mała Milf się łapie. Jej oczy mówią, że uwierzyłaby we wszystko. Prawie zbiegam ze schodów, docieram do drzwi wyjściowych. Słyszę jeszcze jak za mną woła:

– Przecież nie musisz nic mi zwracać, kochanie! Pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć!

Już jestem na zewnątrz, przechodzę przez dobrze utrzymany ogród. Robotnicy odprowadzają mnie wzrokiem. Gnoje, śmieją się ukradkiem. Kurwa, ale cringe. Nieważne, więcej tu się nie pojawię. Żegnaj, Mileno Nowak!

 

***

 

“Misiu, co u ciebie?”

Wiadomość od Lucyny Robinson, mojego trzeciego źródła dochodu. Ta kobieta to ptak zamknięty w złotej klatce, o duszy czarnej jak smoła. Potomkini ponoć szlacheckiego, a na pewno zubożałego rodu. Wzięła sobie za męża zamożnego chama, w nadziei na wystawne i próżne życie.

Zwykle przemierza pokoje pałacu małżonka jak fantom, na takim czy innym haju, najczęściej na koksie. Z nudów, z desperacji? Nie wiem, nie wnikam. Osobiście, nic do niej nie mam.

A nawet ją rozumiem. Mąż jak nie na Tajwanie, to w innym Senegalu. Albo buduje koneksje na bankietach. Tak, zabiera ją wtedy ze sobą, ale w roli luksusowego rolexa, symbolu statusu. Co ona ma robić? Odejść? Ale kto by odszedł od żywej mennicy? Łatwiej uciec w chemsex toyboyem.

“Już trzeci dzień się nie odzywasz.”

I się nie odezwę. God bless you, please, Mrs. Robinson. Twój kasiasty chubby hubby powinien lepiej zabezpieczać kosztowności, bo chyba zginęła ci diamentowa kolia. Czy wie, że wydajesz jego pieniądze na mnie? A może cię to kręci?

“Brakuje mi twojej misiowej mordki, sissi… chcesz to wpadaj wieczorem. Ciocia przygotuje kąpiel i obcałuje tę biedną bliznę. ;) Mam też lepsze białe!”

 

***

 

Tym razem wiadomość od Chudej Julki. Nie brzmi to dobrze, skapnęła się.

“Damian, czy jak ci tam naprawdę?! Przejrzałam cię, nie jesteś żadnym pieprzonym weteranem z Syrii!”

Ale jestem dobrze zbudowany, dziunia, i wiem, jak sprawić, żebyś krzyczała.

“Nie daruję ci, mój ojciec ma znajomych, a brat jest prokuratorem. Dopadniemy cię, mamy twoje namiary, skurwydiable!”

Macie moje namiary i nie wiecie, jak się nazywam? Blefować trzeba umieć.

Nie przewidziałem, że jej ojciec może mieć dostęp do bazy danych MONu. Pewnie znalazł wykaz rekrutów do Syrii, na którym mnie nie ma. A potem posprawdzali to i owo i kliknęło. Ustawiony ojczulku, fuck off and die!

Mój śmiech brzmi jak dźwięk smyczka prowadzonego po kontrabasie ręką epileptyka.

 

***

 

W ciemię bity nie jestem. Stan konta się zgadza: czterysta trzydzieści dwa tysiące złotych. Pieniądze wyprałem na jednorękich bandytach u biznesmena gangusa, ale pieprzony krwiopijca zajebał jedną czwartą.

Szczęście mi sprzyja, umiejętnie serfuję na fali losu. Hektar ziemi pod miastem i pokaźny, choć zapuszczony domek leśnika warte są milion, a ja nabyłem za połowę ceny na licytacji komorniczej. Izi pizi, tym razem wszystko na legalu. Za kilka lat sprzedam bez podatku i będę ustawiony. Zmienię wygląd, przeprowadzę się. Królów życia nikt nie sądzi. Mój śmiech brzmi jak dobrze naoliwiona husqvarna.

Telefon mi się zawiesza, pewnie ucierpiał po upadku na podłogę u Mileny. Nieważne, czas wywalić SIM i zniszczyć tożsamość Damiana.

 

***

 

Chatka leśnika na obchodzie wyglądała lepiej. Wszystko funkcjonuje, choć wnętrze jest do kapitalnego remontu, lifting nie pomoże. Nie miałem czasu się przyjrzeć, wbiłem na licytację w ostatniej chwili. Przed świętami nie było chętnych, lucky me.

Rdzewiejące lustro, zawieszone na butwiejącej boazerii, oblepione kurzem. Przecieram rękawem, spoglądam na siebie. Śniada cera i starannie przycięta broda, oczy, z których bije pewność siebie. Zaczesane równo do tyłu czarne włosy aż lśnią. Wyciągam scyzoryk z kieszeni i przygładzam je ostrzem. Całkiem niezły Alwaro. “Twój ojciec musiał być Hiszpanem”, kierowniczka sierocińca zwykła szczerzyć do mnie zęby pomazane czerwoną szminką.

W kuchni fronty szafek z odchodzącym, jesionowym fornirem budzą moje obrzydzenie. Jest też zatłuszczona kuchenka gazowa, blat z beżowego tworzywa i niedomyty zlew. Lodówka pusta, ale w szafce nad nią znajduję prawdziwe skarby: paczkę czerwonych marlboro i nienapoczętą wódkę Biały Bocian.

Biorę flaszkę do łapy, kopniakiem otwieram drzwi kuchenne i wychodzę na werandę. Deski skrzypią, a pajęczyny lepią się do ryja. Siadam na ławeczce, otwieram bociana i kładę nogi na drewnianej barierce. Jak Tony Montana.

Posiadłość ze wszystkich stron otoczona jest drzewami. Pomost prowadzi do jeziora bezpośrednio z działki. Sielanka, mordy!

Po kilku łykach chce mi się jarać. Wracam do domku i odpalam marlboro od kuchenki. Trochę dziwnie smakuje.

 

Lucy in the Sky with Diamonds

 

Przemierzam posiadłość władczym krokiem Escobara. To wszystko moje. Spluwam i zaciągam się z lubością szlugiem.

Drzewa stoją i nic nie gadają, każde sobie. Rodney Alcala powiedział, że seryjny morderca jest najbardziej samotnym człowiekiem na świecie. Ja nie jestem mordercą, moja dziedzina to aktorstwo. Wcielam się w postać. Mam za sobą wiele dobrze odegranych ról.

Twarz drapie mi gałąź klonu, odsuwam ją niecierpliwie, idę dalej, mijam trzy dęby i niewielki zagajnik brzozowy. Na skraju działki, tuż przy płocie, tkwi kasztanowiec z wyrytą na pniu datą: “13.12.11.” Przesuwam palcami po wyżłobieniu, wącham. Łyko pod korą jest bardzo jasne, a na trawie leżą kawałki drewna. Świeża robota.

– Co jest, kurwa? – Oglądam się za siebie. Kto mógł to zrobić, któryś z chłopaków?

Pamiętam dobrze tamten dzień. Trzynastego grudnia dwa tysiące jedenastego roku miałem czternaście lat. Gabinet kierowniczki sierocińca wypełniały zapachy skórzanej sofy, alkoholu i jej potu. “Twój ojciec musiał być Włochem”, szeptała podniecona podsuwając w górę kieckę w panterkę. A potem zsunęła kremowe majtki. To nie był mój pierwszy raz z nią, ale właśnie wtedy nakrył nas Bartek.

Stał w korytarzu i gapił się z rozdziawioną gębą przez uchylone drzwi. Głupi dzban, pieprzony incel, jak się tam znalazł? Powinno go nie być. Cały ośrodek pojechał na całodniową wycieczkę, ale nie on.

Wieczorem powiedział chłopakom i była fizyka. Kiedy pięść z nosem się styka. Powalili mnie na ziemię, przycisnęli ciałami. Nawet nie wiem, który zrobił mi tę bliznę. A potem, jakby im było mało, zepchnęli ze schodów, brainlety jebane. Trzy miechy w szpitalu, w gipsie, młodociany na łasce personelu. Nikt do mnie nie zajrzał.

Po aferze bęckowej w bidulu kierowniczka musiała oddać stołek. Nigdy więcej już jej nie zobaczyłem. Nie licząc koszmarów. Pies ich wszystkich jebał! Jestem Tony Montana, self-made. Sięgam po kolejnego szluga.

 

***

 

Żeby zapalić, muszę wrócić do kuchni. Wkładam fajkę do ust, nachylam się nad płonącym gazem i zaciągam. Końcówka rozżarza się czerwienią, a nikotyna uderza do głowy, tak jak lubię.

Ale kto i po co zrobił to wyżłobienie w drzewie? Rozkładający się we krwi alkohol i substancje smoliste w płucach nie ułatwiają koncentracji. Może Bartek? Gruby okularnik, popychadło, a teraz… nowobogacki banan o aparycji Zbigniewa Stonogi. Nachapał się w opór dymając swoich dealerów, głównie dzieciaków z gimbazy.

Te jego wystawne urodziny rok temu: kawiory, homary, ośmiorniczki, ogólnie lans. Zaprosił chłopaków z sierocińca chyba dla beki, bo robota, którą u siebie proponował była dla frajerów.

Pierwotnie miałem zamiar tylko pokręcić się u niego i oblukać jak gnojek się dorobił. Na trzecim piętrze nie było nikogo. Uchylone drzwi na końcu korytarza prosiły się, żeby je szerzej otworzyć. Wszedłem, zapaliłem światło. Pokój był odjechany. Właściwie pusty, oprócz łóżka z czarną pościelą i małego kredensu tuż obok. W przeciwległym kącie leżał złożony statyw z kamerą. Na krwistoczerwonych ścianach wymalowane były pentagramy, piramidy, kosmosy, cuda-wianki. Na czym ten zjeb jeszcze zarabia? Chciałem wyjść. Ale ten kredens…

Zajrzałem. W środku gotóweczka, kilka bloczków banknotów po pięćset euro, paczuszka białego proszku, na oko ćwierć kilo. W końcu los się do mnie uśmiechnął! Prawilnie pożyczyłem bezzwrotnie. Za dawne czasy, konfidencie!

 

***

 

Przez zagajnik brzozowy przemyka potężnej budowy facet z kapturem na głowie. Sprawdzam, czy kosa jest w kieszeni i wychodzę przed dom. Między mną a drzewami rozciąga się szeroki pas trawy, nic nie zasłania widoku. Człowiek pojawia się ponownie, nieco dalej i znika w gąszczach, przy płocie sąsiada.

– Hej! – krzyczę jakimś zdeformowanym głosem. – Wyłaź, potankujemy razem!

Bez odzewu.

Ssę zachłannie końcówkę szluga i rzucam kiepa na ziemię. Dziwny smak. Puls przyspiesza, pot występuje na czoło. Przeciskam się przez białe paliki brzóz. Łuszcząca się kora odpada płatami, łyko wyziewa zapachem tęczy, a żywica mieni się odcieniami sandałowca… Odpierdala mi? Za dużo dałem w palnik. Przymykam oczy i robię głęboki wdech.

Nieco dalej, drewniany płot prawie się wali. Dwa segmenty nie stykają się, tylko zachodzą na siebie tworząc szczelinę tak szeroką, że przecisnąłby się przez nią duński kaszalot. Tam musiał zniknąć, jebaniutki.

Ale zamiast wielkiego faceta, pojawia się Mała Milf.

– Damuś? – Jej piskliwy głos wbija mnie w ziemię.

Ona, tu? Stoi po drugiej stronie płotu: drobna, z wałkami we włosach, ubrana w jedwabny szlafrok. Gapi się na mnie zdziwionymi ślepiami. Włączam uśmiech Rodneya Alcali z “Randki w ciemno”:

– Milenka? Co za niespodzianka. Fajnie wyglądasz!

– No patrz, jaki przypadek. A ja martwiłam się o ciebie, nie odpisywałeś.

Ruda lisiczka musiała mnie wytropić.

– Jestem cały i zdrowy, moja Mała Mi!

– Cieszę się! Wpadaj do mnie, przystojniaku. – Wskazuje białą altanę w głębi działki. Puszcza do mnie oko, łapie za rękę i ciągnie, a mi zaczyna kręcić się w głowie. Ma tu swoją altanę?

Wpadamy do środka, a potem wchodzimy na piętro. Pusty korytarz wygląda znajomo. Na końcu uchylone drzwi.

– To niespodzianka. Zamknij oczy – mówi zalotnie.

Robię co mi każe, daję się prowadzić. Zatrzymuje mnie dłonią, a potem delikatnie popycha. Opadam na sofę. Czuje, że rozpina mój pasek, rozporek, a potem zsuwa spodnie. Następnie siada na mnie okrakiem, na zgiętych nogach i zaczyna kreślić okręgi biodrami, jakby tańczyła.

Czuję intensywną woń skóry, perfum i potu. Ale to nie jej zapach!

Otwieram oczy. Kierowniczka! Ten pokój przypomina gabinet w sierocińcu, a Mała Milf jest ubrana w jej blieliznę i kieckę w panterkę. Zrzucam kobietę z siebie i zrywam się na równe nogi.

– Damuś? Twój ojciec musiał być Grekiem. – Szczerzy zęby ubrudzone czerwoną szminką.

Uff… Za dużo dałem w puzon i miesza mi się we łbie. Wybiegam z tej przeklętej altany jak oparzony, mijam płot, wbiegam na swoją posiadłość.

 

***

 

Musiałem zafajczyć trzeci raz w przeciągu godziny. Trochę mi jakby lepiej. “Bocian” stoi na blacie z kropkowanego amalgamatu. Pesymista powiedziałby, że w połowie pusty.

Po kolei. Ruda będzie moją sąsiadką i co z tego? Mogę opylić hacjendę wcześniej i zapłacić ten podatek. Not great, not terrible. A ten jej pokój, jej ubiór? Mogło mi się wydawać.

Z zamyślenia wybija mnie huk dochodzący z pięterka. Biegnę po dwa schodki, biorąc poprawkę na stan wskazujący. Penetruję kolejne pokoje. W jednym przewrócone krzesło i otwarte na oścież okno. Ktoś tu był. Okno wychodzi na daszek nad werandą. Zbir musiał zeskoczyć i dać dyla.

Widzę go! Wielki jak dąb, biegnie po działce w stronę pomostu. Zatrzymuje się i odwraca. Patrzy prosto na mnie, niestety, twarz jest ukryta w cieniu kaptura. Po chwili zrywa się, wbiega na pomost i wskakuje do jeziora. Nie wypływa. Przecieram oczy. Co tu się odpierdala?

Radio w sąsiednim pokoju zaczyna trzeszczeć. Dźwięki stają się coraz głośniejsze, to “Lucy in the Sky with Diamonds” Beatlesów. Walcząc z grawitacją idę korytarzem. Wchodzę do pokoju, z którego dobiega muzyka, wyciągam scyzoryk:

– You wanna play with my little friend?

Pokój jest pusty, ale na stoliku leży karteczka, przyciśnięta nóżką radia. Wysuwam ją, czytam nierówne rzędy liter. Są nakreślone ręką kobiety, która musiała być na mocnym haju. To Lucyna. “Misiowa mordko, wpadnij do mnie wieczorem posniffować. Jumbo pierwszy sort. Aha, moją kolię z diamentami możesz zatrzymać, słodziaku. <3”

Wyczerpany opadam na fotel i dłonią ścieram pot z czoła. Ktoś się ze mną bawi, ale jeszcze nie wiem o co chodzi. Policję wykluczam, to zawodnik cięższego kalibru. W samochodzie mam shotguna.

 

***

 

Wystawiam głowę przez okno i wciągam powietrze głęboko do płuc, w nadziei na otrzeźwienie. Bryza od jeziora pachnie odcieniami mułu, a falujące niebo ma dźwięk zgnilizny… What the fuck? Jest coraz gorzej ze mną.

Na działkę wjeżdża czarny jaguar. Wysiada Chuda Julka i dwóch facetów, tatuś i chyba brat. Trzymają spluwy, idę o zakład, że przyjechali mnie sprzątnąć.

Swojego nissana zaparkowałem z tyłu posesji. Gdybym tylko zdołał dotrzeć do ukrytej w bagażniku beretty… Julkę oszczędzę, bo to rasowa foczka osiem na dziesięć. Nawet w tej sytuacji kręci mnie jak dubajski Bollywood Skyflyer. Posadziłbym ją jeszcze na stole.

Chcę zbiec na parter, ale schodów już nie ma, jest tylko wielki otwór w stropie. Nie zastanawiam się jak to możliwe, tylko zeskakuję. Za szybko, niezgrabnie i pechowo. Coś trzaska w kostce. Ból jest nieznośny, nie dam rady uciec.

 

***

 

Słyszę strzał, a potem dobiegający z zewnątrz, stłumiony przez ściany głos Julii:

– Wyłaź ćwieju!

Coś ściska mnie w klatce piersiowej. Dla niej jestem nikim, szczurem. Dlaczego mnie to teraz zabolało?

Zbliżają się, nadchodzi śmierć. Dziwnie się czuję. Nieokreślona siła wyrywa ze mnie coś zaszytego bardzo głęboko i wystawia na światło dzienne. Wstyd, żal, strach? Zamiecioną pod dywan udrękę?

Nie mogę stanąć na nogi, więc przeczołguję się w kąt kuchni, jak robak. Czekam oparty plecami o szafkę ze zlewem, w nadziei, że mnie nie dostrzegą. Tak, jestem ćwokiem i przyjdzie mi zginąć w tej zapuszczonej ruderze.

– W kuchni się zaszył!

Wyrastają nade mną wszyscy troje, jakby wyskoczyli prosto z piekła. Chuda Julka, z założonymi na piersi rękami, stoi w rozkroku. Ona mi się naprawdę podoba, teraz może nawet bardziej.

– Julio… To twój brat? Nie wspominałaś, że masz… – bredzę. Mój czar nie działa, łza pojawia się w oku nie wiadomo skąd.

– Coś masz na swoje usprawiedliwienie? – Oskarżycielska nuta w jej głosie mnie jednocześnie przeraża i kręci. Oszalałem do szpiku kości. Jej brat ściska w ręku łopatę.

– Juluś, jeśli chodzi o te pieniądze co na mnie wydawałaś…

– Milcz, gnido! Oszukałeś mnie.

– Juleczko, przepraszam, że cię zawiodłem. Wiesz z czego właśnie zdałem sobie sprawę? Jesteś wyjątkowa. Oszalałem na twoim punkcie.

– Ściągaj spodnie!

Ojciec celuje do mnie z rewolweru. Nie mam wyjścia, robię co mi każe.

– Majtki też! – znowu ten jej ton. Gdybyśmy byli sami… Niechętnie, ale robię co mi każe. – A teraz odwróć się. – Dodaje ciszej, lekko zachrypniętym głosem, od którego przechodzi mnie dreszcz.

Tego już za wiele. Pogardliwe spojrzenia ojca i brata jej nie wystarczają, chce mnie doszczętnie sponiewierać.

– Powiedziałam!

– Juleczko, ale…

– No już! – Siwy znowu wycelował we mnie gnata. Czuję, że zbliża się mój ostateczny upadek. Chce zbrukać resztki mojej godności. Odwracam się do nich tyłem i zaciskam zęby.

– Co to? – pyta ojciec z nutą rozbawienia w głosie.

– Właśnie, co on ma na pośladku? – wtóruje mu brat.

– To blizna – odpowiada Julka.

– Taka dziwna? To przypomina…

Julka odchrząkuje z trudem powstrzymując się od parsknięcia.

– To człowiek z blizną…

Zbierają się nade mną chmury. Ciężkie, czarne, brzemienne w błyskawice. A potem rozpoczyna się nawałnica śmiechu. Rechoczą jeden przez drugiego, ojciec z bratem zanosząc się rzęsiście, a ona strzelając szyderczymi seriami, wymierzonymi precyzyjnie w ruiny mojej dumy. Ten festiwal pogardy w końcu przerywa Julia:

– Nawet cię nie nienawidzę. Jesteś taki… – Dmucha na różowo-niebieską grzywkę, żeby odsunąć ją od oczu. – Meh, całkiem mi obojętny. Uwierzyłam, że jesteś żołnierzykiem tylko dlatego, że masz zakuty łeb.

– A mój tors? Zachwycałaś się, że jestem taki wyrzeźbiony… – Po co ja to mówię? Nie dość się już upodliłem?

– Mówiłam wam, że to parejro.

– Zaserwować mu luja? – Brat rozluźnia krawat. To nie brzmi jak żargon prawniczy.

Osuwam się powoli na ziemię, jakbym był przygnieciony ciężarem oskarżeń. Ukradkiem wymacuję w kieszeni spodni nożyk.

– Wykończ go! – krzyczy Julia, a ja nie mogę oderwać załzawionych oczu od jej szczupłych, opiętych czarnymi pończochami ud.

Brat Julki biorący zamach łopatą budzi we mnie instynkt przetrwania. Odskakuję, jego cios chybia celu, sztych trafia z brzękiem w podłogę. Wspieram się lewą ręką o drewniany drążek łopaty, a prawą zacinam łuk, trafiając scyzorykiem w szyję nachylonego nade mną brata. Tamten krztusi się i przykłada dłonie do rany, ale broczącej z tętnicy krwi nie można już zatamować.

Ojciec naciska spust rewolweru i trafia w mój prawy bark. Impet pocisku prawie mnie obraca, z dłoni wypada mi nożyk. Nie czuję bólu. Napinam się jak sprężyna i jednym susem rzucam na siwego. Kiedy już leży powalony ciężarem mojego ciała, wbijam mu kciuk w lewe oko. Nie przypuszczałbym, że gałki oczne są tak sprężyste. Śluz, krew i miękka kula zakończona kordonkiem nerwów wypływają na zewnątrz. Ojciec wrzeszczy z bólu i przerażenia.

– Wow! – Julia kwituje mój nadludzki wysiłek okrzykiem, w którym, jak mi się zdaje, pobrzmiewa uznanie. Po czym spokojnie podchodzi do łopaty i schyla się, żeby ją podnieść. Jak ona wcisnęła się w tę mini?

 Jej ruchy są powolne i pewne, zbliża się do mnie i uśmiecha czarująco. Powinienem ją zabić, ale nie potrafię. Ona to wie.

– Juluś, jesteś taka doskonała! – łapię się ostatniej deski ratunku, klęcząc przed nią w samej koszuli, z zakrwawionym nożykiem i wpatrując się błagalnie. – Zamieszkaj ze mną, będziemy szczęśliwi.

Chyba bardziej nie mogłem jej rozśmieszyć. Unosi łopatę wysoko ponad głowę, zawiesza ją tylko na chwilę, żeby powiedzieć “Giń, łajzo!” i opuszcza z impetem.

Nie bronię się. Uderzenie w potylicę pozbawia mnie przytomności. Upadam na podłogę z hukiem, którego echo płoszy kaczki i niesie się daleko, po niewzruszonej tafli jeziora.

 

Epilog

 

Budzę się ze świdrującym bólem głowy i ze wzrokiem próbującym daremnie złapać ostrość. Po kilku minutach dochodzę do siebie.

Julia z obstawą zniknęli, a ja musiałem być długo nieprzytomny, bo jest już ciemno. Leżę w kuchni, w kałuży krwi, dysząc ciężko i powoli konając. Niknące w gęstniejącym mroku obskurne paździerze peerelowskich szafek będą ostatnią rzeczą, jaką zarejestrują moje oczy.

Jednak nie umieram, a nawet czuję się nieco lepiej. Ostrożnie badam ranę na głowie, potem przesuwam dłoń do nosa, stwierdzając, że krew śmierdzi alkoholem i czymś jeszcze. Wspieram się na ramieniu i z trudem podnoszę. Dotykam swojego brzucha, klatki piersiowej, barku, głowy – nie znajduję żadnej rany postrzałowej. Kostka mnie w ogóle nie boli, mogę na niej stanąć bez trudu. Chyba trzeźwieję i chyba będę żył. 

Wielki facet z głową ukrytą w cieniu kaptura wtacza się do kuchni od strony korytarza. Jest zbyt ciemno, żebym mógł go rozpoznać, ale tubalny głos brzmi znajomo.

– Pół dnia błąkałeś się po ogrodzie i domu, majacząc, żeby na koniec pośliznąć się na własnych rzygach i jebnąć czołem o blat.

To Bartek! Gorzej być nie mogło. Chcę wstać, ale za bardzo mnie mdli. Grubas oblewa mnie wodą z butelki.

– Siedź, mordo! Zawsze lubiłeś marlboro. Wersja deluxe, z kwasem i jeszcze z czymś, powiedzmy, eliksirem diabła. Wóda do tego gratis.

 Próbuję połączyć fakty w logiczną całość, ale wydarzenia ostatnich godzin jawią mi się jak migawki porąbanego bad tripu.

– To ty wyryłeś tę datę? Przyszedłeś po kasę? – dukam ze szczerą intencją odbycia pokuty i zadośćuczynienia.

– Zaprosiłem cię na urodziny, a ty tak się odwdzięczyłeś? Myślałeś, że odpuszczę? Przyszedłem po ciebie.

– Co ty gadasz?

– Zhakowałem twój telefon. Wiem o tobie i twoich zdzirach wszystko, misiowa mordko. Jesteś mój.

Uderza we mnie fala adrenaliny. Błyskają slajdy: remont fasady, zgubiony u Mileny telefon. Świat wiruje, jakbym siedział na diabelskim młynie kręcącym się jednocześnie w kilku płaszczyznach.

– Bartuś, ziomeczku… – skomlę, doszukując się chociaż śladu przychylności w jego wzroku. – Zatrudnisz mnie u siebie?

Jego śmiech brzmi jak nawoływania godowe foki cierpiącej na chroniczną czkawkę.

Koniec

Komentarze

Hmmm. Fabuła ujdzie, ale gdzie tu jest fantastyka?

Babska logika rządzi!

Fantastyka to miała być ta jego wizja po środkach podanych mu przez Bartka. Ogólnie koncepcja była taka, że Bartek wszedł w konszachty z diabelskimi siłami – stąd jego bogactwo, stąd też środek halucynogenny, który podaje Damianowi, żeby go “złamać” i nakłonić do pracy dla siebie.

Fajnie, że chociaż fabuła ujdzie. ;)

A, widzisz, ja niedoświadczona, nie mam pojęcia, jakie tripy można odbyć, posiłkując się istniejącymi środkami, a co wymaga interwencji nie z tego świata.

Babska logika rządzi!

A gdyby napisać opowiadanie SF, całkiem niezłe, a potem dodać, że był to trip, albo sen… Przestałoby to być dobre SF? ;) Tak tylko głośno myślę.

Końcówka “a potem się obudził” odziera tekst z fantastyki. No, czasami można uznać, że jednak fantastyka jest, jeśli tak długo czytasz o nienaturalnych rzeczach, długo w nie wierzysz, długo przebywasz w fantastycznym świecie. Ale mnie osobiście zawsze to rozwiązanie wkurza. A i tak nie dotyczy Twojego tekstu, bo od początku zaznaczasz, że papierosy smakowały dziwnie i można się domyślać, że zawierały coś oprócz tytoniu.

Babska logika rządzi!

Tak, zgadzam się z Tobą odnośnie fantastyki. No nic, w tym tekście od początku założyłem, że odpowiednikiem fantastyki będzie ten jego „trip”. Zobaczymy jak to zinterpretują jurorzy. 

Niezłe, ale jednak nieco rozczarowujące.

 

Fabularnie zaczynasz naprawdę nieźle. Trzymasz dobre tempo, fabułą sunie gładko do przodu, łatwo się w nią wsiąka. Do momentu aż zaczyna się ten feralny odlot cały czas byłem ciekaw, co będzie dalej. Potem niestety napięcie siada. Raz, że dziwnie smakujące papieroski i dziwne wydarzenia dość szybko złożyły mi się w całość, więc niespodzianki w finale nie było. Dwa, że też nie lubię rozwiązań w stylu “to był tylko sen”. Więc końcówka zupełnie mi nie siadła.

Kreacja postaci jest przyzwoita. Bohater naprawdę fajnie napisany, trochę głębszy, niż na to wygląda na pierwszy rzut oka, o sprecyzowanej, wyraźnie zarysowanej osobowości. Postacie kobiece trochę mnie interesujące, potraktowane nieco jak rekwizyty – ale to pasuje do fabuły, bo też tak traktuje je bohater.

Mój farmaceutyczny duch każe wspomnieć, że LSD nie wywołuje tego typu halucynacji. Ale masz tam podpórkę w postaci eliksiru diabła, więc to tylko tak dla proformy.

Nie jestem pewien, czy zakwalifikowałbym tekst jako horror.

 

Podsumowując – bardzo dobrze napisany bohater i fabuła, która nieźle się zaczyna, a kończy tak sobie. Niemniej, czytałem z przyjemnością.

Hej None!

 

Dzięki za odwiedziny i komentarz! Przyznaję, że opko skonstruowałem na postaci Damiana i jego przemiana grać tu miała główną rolę. Konkursowe “wcielenie” jest u mnie wcieleniem bohatera w rolę macho-gangusów typu Tony Montana. Potem okazuje się, że ta jego “osobowość” jest tekturowa, istnieje głównie w jego głowie, a trip narkotykowy sprawia, że dochodzi on do swojego prawdziwego “ja”, czyli udręczonego, niepewnego siebie kolesia, który zakochuje się w jednej z dziewczyn, które rzekomo wykorzystuje. Wiem, że LSD nie wywołuje tego typu halucynacji, dlatego, jak słusznie zauważasz, dodałem tu ten eliksir diabła. Bartek miał być osobą demoniczną – zaprzedanie duszy diabłu w formie praktyk okulistycznych (pokój do którego trafia Damian) dało mu bogactwo w młodym wieku no i pozwoliło m.in. stworzyć ten eliksir.

W końcówce Damian łamie się i prosi o pracę u Bartka, którego właściwie nienawidzi. Zrezygnowałem z jakiegoś efektownego twistu na rzecz domknięcia psychologicznej ewolucji Damiana. To w zasadzie pesymistyczna końcówka w której bohater zostaje złamany i trafia pod skrzydła na swój sposób mrocznego Bartka.

Co do horroru – tak, mało tu takiego klasycznego. Bardziej chyba chodziło o horror psychologiczny bohatera. Natomiast taka czysta jatka jest tylko w scenie walki Damiana z ojcem i bratem Julki.

Twoją opinię odczytuję jako zasadniczo pozytywną. :)

Może to Cię zainteresuje – Psychodeliki jako leki dla umysłu.

 

Pozdrawiam!

To jedno z takich opowiadań, które ciężko się ocenia, zwłaszcza kobiecie. Bohater prezentuje trudne do zaakceptowania stanowisko. Jednak został zbudowany jako skomplikowana, spójna postać, z dobrym umotywowaniem przyczyn jego postępowania. To jedna z najbardziej udanych kreacji bohatera, które spotkałam w opowiadaniach na tym forum. Rasowy czarny charakter, ale z cechami, które wzbudzają współczucie.

Ciekawy był też pomysł z blizną i sposób wplecenia konkursowego wyzwania w fabułę. Podobała mi się plastyczność scen oraz gra językiem, co przy takiej stylizacji stanowiło trudne wyzwanie. 

Dodam, że już na początku bety autor przyszedł praktycznie z gotowym tekstem, poprawialiśmy tylko drobiazgi.

Fantastyki faktycznie nie za wiele, ale w bibliotece mamy również takie teksty. Dlatego zgłaszam opowiadanie do wątku bibliotecznego.

To jest zupełnie “nie moja” stylistyka, ale na korzyść opowiadania świadczy, że mimo że nie przepadam za takimi klimatami, przeczytałam jednym tchem. Piszesz sprawnie, bohatera tworzysz antypatycznego, ale wiarygodnego, historyjka się fabularnie składa, narratora prowadzisz w udany i konsekwentny sposób. Dobra robota.

Natomiast zgadzam się z Finklą, fantastyka to to za bardzo nie jest.

ninedin.home.blog

Witaj ANDO!

Dziękuję za przychylną opinię i zgłoszenie do biblioteki! Bohater to zły charakter, więc z założenia miał wzbudzać antypatię. Jednocześnie, starałem się tę postać niuansować, żeby pokazać jego motywacje i przyczyny takiego, a nie innego podejścia do życia. Bardzo się cieszę, że uważasz kreację bohatera za udaną! laugh

Przyznaję, że fantastyki tu niewiele, i muszę też przyznać, że radziłaś mi, żebym wrzucił jej więcej, ale nie posłuchałem. Z jednej strony kierując się właśnie tym, że na tym forum pojawiają się teksty, gdzie fantastyka jest umowna, a z drugiej, dlatego, że nie chciałem burzyć realizmu postaci i jego ewolucji. Nie twierdzę, że wplecenie większej dozy fantastyki nie było możliwe, ale ja po prostu w tym tekście nie potrafiłem tego przekonująco zrobić (bez osłabienia głównej linii fabularnej).

Jeszcze raz dziękuję za pomoc przy becie!

 

Dobry wieczór Ninedin!

Zdaję sobie sprawę, że tekst stylistycznie odbiega od większości opowiadań publikowanych na portalu i że ten typ narracji może trafić do niewielu (nawet wahałem się czy publikować). Prawdę mówiąc, tekst odbiega również od “mojej” stylistyki, bo jeszcze tego typu opowiadania nie napisałem. Był to pewnego rodzaj test dla mnie samego, zmierzenie się z odmiennym sposobem pisania i myślenia (co nie było łatwe).

Tym bardziej cieszę się, że fabuła Cię wciągnęła i że ostatecznie uznałaś tekst za dobry. Dziękuję za odwiedziny i komentarz! smiley

Postaram się o większą dawkę fantastyki w przyszłych tekstach.

Udało Ci się stworzyć postać wyjątkowego sukinsyna :) Wciągnęła mnie Twoja opowieść, miałam nadzieję, że facet zapłaci, ale przyznam, że końcówka odrobinę mnie rozczarowała. Czemu właściwie odjazd po prochach? Przecież to wszystko mogło się rzeczywiście zdarzyć (no, może poza raną postrzałową), przeżyłby ;) A fantastyki i tak nie ma ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej Irko!

 

Niby mogło się to zdarzyć rzeczywiście, ale byłoby to bardzo nieprawdopodobne – skąd te kobiety miały wiedzieć, gdzie on uciekł? Gdyby go jakoś wytropiły i szukały zemsty, opko stałoby się już klasycznym “Och, Karol”. Idea była taka, że bohater po traumie związanej z dzieciństwem w sierocińcu, gdzie był wykorzystywany, znalazł sobie nową tożsamość, wcielił się w “zakapiora”, pozornie silnego kolesia (który bezustannie musi podkreślać jaki jest wspaniały). Szukając tych starszych kobiet, realizował jakąś zdeformowaną wersję tego, co przeżył z kierowniczką ośrodka (kobieta posiadająca władzę, która nagradza go za seks). Dopiero doświadczenie psychodeliczne plus jakaś demoniczna substancja (i to miał być ten element fantastyczny) pokazała mu prawdę, kim jest i, że będąc takim, traci szansę na autentyczne życie. Ostatecznie Damian płaszczy się przed znienawidzonym Bartkiem, który wie o nim i jego przekrętach wszystko. Myślę, że jego życie “pod batem” Bartka, będzie wystarczającą karą.

W pierwotnej wersji Damian popełniał samobójstwo. Ale… byłoby to zbyt proste.

Ale zgadzam się, że można by końcówkę lepiej przemyśleć.

 

Miłego dnia!

Opowiadanie bardzo mi się podobało. Antybohater ma nakreśloną ranę psychologiczną, która dyktuje kolejne postępowania i jego masochizm wobec sprzedawania siebie za pieniądze jest dobrze ujęty. Odczytałem to w ten sposób, że po wykorzystaniu w młodym wieku przez kierowniczkę i następującym po tym upokorzeniu i pobiciu, utożsamia współżycie negatywnie i szuka odpychających kobiet – tylko połowicznie w celu pozyskania pieniędzy. Natomiast Julka jest pierwszą kobietą, która i jest atrakcyjna i wyraźnie sprawia mu przyjemność siedzenie z nią, ale utrzymuje własną kontrolę wewnętrzną, że to on wykorzystuje, a nie on jest wykorzystywany.

Jest to stanowczo horror psychologiczny, nie jestem pewien czy do tego podgatunku wymagana jest wyraźna fantastyka, czy faktyczne oparcie na nierzetelnym narratorze, którego paranoje budują napięcie i niepokój.

Minusem dla mnie jest rozwiązanie z komórką i zhakowaniem jej, myślę, że pozostawienie nawet niewytłumaczalnym jak Bartek opętał życie bohatera i podkreślenie lekkiej omnipotentności może ciut bardziej służyłoby gatunkowi.

Scena poniżenia bohatera przed Julką była po prostu smutna i ładnie wyszła ta bardziej wrażliwa część.

Zakończenie bardzo mi się podobało, było bez fajerwerków. Nie cięło szybko jak ostry nóż, tylko jak tępy, który obiecywał długoletnie cierpienie. Wyobrażałem sobie Bartka jako osobę, która za największy priorytet obrała sobie poniżyć i władać innymi wychowankami, a mały bunt głównego bohatera tylko go rozjuszył. Nie chodziło o pieniądze, a o poczucie wyższości i mogę tylko się domyślać, jak upadlające będzie dalsze życie Damiana. Główną tajemnicę psychologiczną stanowi ten felerny dzień, kiedy Bartek go nakrył na seksie z tamą kobietą i dlaczego to wzmogło w nim taki gniew, że był prowodyrem tak niesłusznej dla młodego Damiana kary. Również odczytuję, że to on był źródłem blizny Damiana.

Osobiście, z chęcią przeczytałbym prequel :)

Między prosty + | -, opowiadanie stanowczo na +.

Pozdrawiam cieplutko!

Angel is my name.

Witaj Cherubinieba!

 

Awatar ze zbiorem Mandelbrota? Fajowy! :)

 

Dziękuję za komentarz! Jest on dla mnie niezwykle cenny, bo właściwie w każdym zdaniu trafiłeś w to, co chciałem przekazać.

Tak jak słusznie zauważasz, motywacją Damiana jest tylko pozornie zdobywanie pieniędzy. Bardziej jest nią połączenie dwóch motywów: kompensacji w postaci budowania persony macho, oraz nieświadoma realizacja modelu związku z dominującą kobietą, który zna z sierocińca.

Drugą rzeczą, którą świetnie wyłapałeś jest fakt, że to niekoniecznie Damian jest tym, który wykorzystuje. Nie wiemy jak związek z nim widzą kobiety. Najprawdopodobniej wiedzą co jest grane i się na to godzą – oprócz Julki. A tekścik Lucyny o tym, że może zatrzymać kolię miał symbolizować to, że Damian zdaje sobie sprawę, że jest pionkiem w tej grze (a mówiąc dosadniej, prostytutką).

Jest to stanowczo horror psychologiczny, nie jestem pewien czy do tego podgatunku wymagana jest wyraźna fantastyka, czy faktyczne oparcie na nierzetelnym narratorze, którego paranoje budują napięcie i niepokój.

Na to liczyłem, bo w opisie konkursu jest fragment mówiący właśnie o tym, że horror może być w warstwie psychologicznej. Chociaż jest u mnie jedna brutalniejsza scena, kiedy Damian rzuca się na brata i ojca i którą można podciągnąć pod klasycznie rozumiany horror.

Minusem dla mnie jest rozwiązanie z komórką i zhakowaniem jej, myślę, że pozostawienie nawet niewytłumaczalnym jak Bartek opętał życie bohatera i podkreślenie lekkiej omnipotentności może ciut bardziej służyłoby gatunkowi.

Ciekawa i niegłupia alternatywa, o której nie pomyślałem. Rzeczywiście, takie niedopowiedzenie mogłoby wyjść na plus. Bartek ma rys demoniczny – z popychadła staje się cynicznym gangsterem, którego źródło dochodu i sukcesu finansowego nie do końca jest jasne. Prawdopodobnie buduje jakąś tam swoją szemraną firmę, albo jest częścią czegoś większego, odwiecznie mrocznego…

Zakończenie bardzo mi się podobało, było bez fajerwerków. Nie cięło szybko jak ostry nóż, tylko jak tępy, który obiecywał długoletnie cierpienie.

Świetnie to ująłeś, końcówka to właśnie “tępy nóż”. To ostatnie zdanie Damiana miało świadczyć o jego totalnej kapitulacji i rozsypaniu się resztek iluzji bycia macho.

Wyobrażałem sobie Bartka jako osobę, która za największy priorytet obrała sobie poniżyć i władać innymi wychowankami, a mały bunt głównego bohatera tylko go rozjuszył. Nie chodziło o pieniądze, a o poczucie wyższości i mogę tylko się domyślać, jak upadlające będzie dalsze życie Damiana. Główną tajemnicę psychologiczną stanowi ten felerny dzień, kiedy Bartek go nakrył na seksie z tamą kobietą i dlaczego to wzmogło w nim taki gniew, że był prowodyrem tak niesłusznej dla młodego Damiana kary. Również odczytuję, że to on był źródłem blizny Damiana.

Znowu trafiłeś w punkt! Nie wiadomo, który z chłopaków zrobił mu bliznę, ale wiadomo, że to Bartek podburzył chłopaków i to ostatecznie on jest winny. I nawet nie chodzi o fizyczną bliznę, ale bliznę duchową, po zawodzie, który Damian przeżył w tamten felerny dzień.

 

Dziękuję za ten komentarz i pozdrawiam!

KM

Po lekturze nasuwa się jedno bardzo ważne pytanie – dlaczego akurat Honda CR-V? Tekst czytałem wczoraj w okolicach północy, a jeszcze dzisiaj w ciągu dnia zdarzyło mi się rozważać ten problem. Zrozumiałbym NSX czy coś, ale to? Wytłumacz mi to proszę, bo nie daje mi spokoju.

Opowiadanie czytało się dobrze, stylistycznie wszystko gra, udało Ci się też zbudować angażującą atmosferę. Niby koleś się spotyka z kobietami, ale cały czas czułem, że coś tam wisi w powietrzu.

Końcówka trochę nie dojechała poziomem. Nie wiem dokładnie czemu – czy była zbyt szybka, zbyt prosta, może nie czułem się zadowolony ze sposobu zakończenia poszczególnych wątków, ciężko orzec, ale miałem poczucie, że to mocno przeciętne zwieńczenie naprawdę dobrego opowiadania.

Hej bjkpsrz!

Honda CR-V to przypadek, akurat ja sam mam taki samochód – ot i zagadka rozwiązana. ;) A czemu NSX? 

Miło słyszeć, że opko Ci się podobało. Co do końcówki to moje intencje najlepiej wyraził Cherubinieba, dwa komentarze wcześniej, może nie jest to jakiś twist, ale moją intencją było zamknąć wątek ewolucji bohatera. 

Dzięki za odwiedziny i pozdrawiam!

Ja odebrałem bohatera jako osobę mającą wysokie mniemanie o sobie, dlatego zdziwiło mnie porównanie do takiego samochodu. Bynajmniej nie chodzi o to, że to zły samochód, w żadnym wypadku, ale jest tylko jednym z wielu modeli dostępnych w tym segmencie. NSX przyszedł mi do głowy, bo to sportowa i drogą fura niewątpliwie odwracająca wzrok przechodniów, dlatego skojarzył mi się bardziej z charakterem Twojego bohatera. W żadnym wypadku nie wpływa to na odbiór tekstu, po prostu rzadko tutaj jest okazja porozmawiać o samochodach, więc wykorzystałem gdy tylko się nadarzyła;)

Słuszna uwaga – bohater powinien porównać swój śmiech do bardziej sportowego modelu, co by było zgodne z jego obrazem samego siebie. Dlatego komentarze są takie cenne, każdy zna się dobrze na trochę innej dziedzinie i może zwrócić uwagę na coś, czego autor nie dostrzegł. Dzięki za ten komentarz!

Pozdrawiam!

Ustawiony oczulku, fuck off and die!

A nie ojczulku?

 

Nooo, ciekawe.

Zgodzę się z innymi głosami, że brak tu fantastyki. Może jest, ale bardzo w domyśle, zdecydowanie za bardzo. Natomiast jako horror raczej nie działa – jest krótko i “to tylko sen”.

Dlaczego więc uważam opowiadanie za dobre? Bo napisałeś je – moim zdaniem – świetnym stylem, bardzo pasującym do bohatera. Jest ostro, szybko i bez zahamowań. Wstawki obcojęzyczne, szyderstwa, myśli przepełnione seksem, chciwością i kłamstwem – pięknie oddany stan duszy rasowego gnoja. Bohater to koleś, którego brak moralności odrzuca, mimo to przyciąga uwagę. Jest wręcz groteskowy, ale przypuszczam, że i tacy ludzie są na świecie. Mam jednak nadzieję, że skończą gorzej niż u Ciebie ;)

 

Witaj Zanais!

 

Dzięki za odwiedziny i cieszę się z pozytywnego odbioru opowiadania. 

Widzę, że jednak większość jest za wyraźną karą dla złoczyńcy i usprawiedliwienia typu „bo miał trudne dzieciństwo”, tudzież powoływanie się na traumę, mało kogo przekonuje. Zgadzam się z takim podejściem, bo nie cierpię relatywizacji zła, ale według mnie Damiana spotkała kara: zdemaskowanie, utrata pieniędzy i praca u znienawidzonego gangstera Bartka. Być może zasłużył na więcej, ale zapewne w końcu wpadnie i skończy w więzieniu. :) Groteskowość scen w rozdziale L.S.D. wynikać miała z tego, że to halucynacja. 

„Ojczulka” poprawiłem! 

 

Pozdrawiam!

 

P.S.: Odróżniłbym też sen od doświadczenia z psychodelikami, które może jednak być znaczące w sensie dotarcia do podświadomych treści. Ostatnimi czasy wykorzystywane jest również jako terapia psychologiczna (jednak ciagle jako eksperyment). Dodam link w przedmowie. 

 

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Witaj, Anet!

Ucieszył mnie Twój komentarz, dziękuję! laugh

Życzę miłego  dnia!

Podobało mi się i nawet się dobrze czytało. Główny bohater interesujący, chociaż fantastyki nie znalazłem a i horroru niewiele.

Dla mnie halucynacja jest czytelna, tzn. nie budzi efektu WTF.

 

Male przyczepianie się:

Wieczorem powiedział chłopakom i była fizyka. Kiedy pięść z nosem się styka.

Moim zdaniem z przecinkiem:

Wieczorem powiedział chłopakom i była fizyka, kiedy pięść z nosem się styka.

i mam problem językowy. Tzn. w/g mnie “getting physical” po skalkowaniu na język polski jest niezrozumiałe podobnie jak “deszczyły się psy z kotami”.

 

Bardzo podobają mi się opisy śmiechu: “brzmi jak nawoływania godowe foki cierpiącej na chroniczną czkawkę.”, chociaż nie wiem czy Honda CR-V po zimie brzmi jakoś szczególnie (i-VTEC?).

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Hej Radek!

 

To zdanie znalazłem w necie po polsku, nie wpadłem, że to może być kalka z angielskiego getting physical. Co do przecinka też się zastanawiałem i zmieniałem z wersji z przecinkiem na wersję z kropką i ostatecznie postanowiłem zachować tę z kropką. Choć może nie jest to najlepsza wersja.

Cieszy mnie, że się dobrze czytało i podobał Ci się bohater. No niestety, fantastyka jest tu umowna, zgadzam się. Ten „haj” miał być substytutem, ale chyba nie wyszło przekonująco. 

Dzięki za odwiedziny i komentarz!

 

Cześć!

 

 Świetnie to opowiadanie zacząłeś. Bohater jest wykreowany bardzo konkretnie, od razu wiadomo z kim ma się do czynienia, ale nie piszesz tego wprost, nie wpadasz w pułapkę narracji pierwszoosobowej, w której bohater definiuje sam siebie. Daje się za to poznać poprzez poglądy, sposób bycia i relacje z innymi.

Po bardzo dobrym wprowadzeniu niestety niepodpowiadanie skręca w stronę majaków i tu już napięcie siadło. Końcówka przyzwoita, wszystko się spięło. Tak że jest to solidny tekst, choć niewiele tu horroru.

Hej Alicella!

 

Cieszę się, że kreacja bohatera Ci się spodobała. Tak, te majaki to może nie do końca udany zabieg, bo inni też na to zwracali uwagę. Będę miał to na uwadze w przyszłości. Wielkie dzięki za polecenie do biblioteki!

 

Pozdrawiam!

Dzień doberek, Kronosie!

Na wstępie mówię natychmiast – ja tu Horroru nie poczułem, nic a nic. No dobra… scena jak odkrywa datę mogła lekko nadać nutki, z naciskiem na nutki klimatu Horroru. 

Ale… 

Ten tekst jest napisany z takim "brazylijskim luzem", że bawiłem się przy nim świetnie. Czego tu nie było, strzelaniny, Milfy, zapożyczona kasiora :p I dobrze pasujące angielskie wstawki, które nadają pazura tekstowi. Już gdzieś w 1/3 tekstu podejrzewałem, że rasowego Horroru, albo w ogóle Horroru chyba nie dostanę, to machnąłem ręką i tylko chciałem się dobrze bawić. Scena w której bohater "na niby" morduje brata, a później bierze się za tatusia, by następnie klęknąć przed dziewczyną i powiedzieć czy z nim nie zamieszka mnie zniszczyła. Więcej scenek/cytatów nie wymieniam, bo jest ich za dużo.

Czy było Wcielenie? Było, za pełnokrwistego bohatera masz dużego plusa, bo nie jest nijaki, ale za Horror… jak wyżej :) Tak więc nie wiem czy taki był zamiar, ale czytałem z uśmiechem na twarzy :D Co do tej fantastyki. Moim zdaniem halucynacja to taka słaba opcja, ale chyba coś na rzeczy było z tym znikającym gościem. 

Wielkie dzięki za udział w konkursie!

Siemanko Near-Death!

 

Wyglada na to, że nie potrafię napisać horroru. Albo muszę się bardziej postarać. Może w ramach treningu przenocuję w jakimś opuszczonym, cieszącym się złą sławą budynku? wink Z drugiej strony, moje pierwsze opublikowane tu opowiadanie („Owocowe śniadanie”) posiadało względnie udane elementy grozy. Ale to chyba wyjątek. 

Tym niemniej bardzo ucieszyła mnie reszta Twojego komentarza! Szczególnie to, że tekst Cię rozbawił. Od początku historia balansowała miedzy groteską a tragedią i jakoś nie potrafiłem nadać jej elementu grozy. Scena „walki” bohatera z ojcem i bratem i „władcza” Julka w mini skojarzyła się emlisien z Tarantino i to bardzo trafne skojarzenie. Chociaż, „brazylijski luz”, też dobrze charakteryzuje klimat historii… laugh No i bohater wydał Ci się interesujący, a to mi daje sporo satysfakcji. Ja sam uważam, że Damian to najciekawsza postać jaką udało mi się stworzyć.

 

Dzięki  za odwiedziny i komentarz!

Hej! 

 

Scena „walki” bohatera z ojcem i bratem i „władcza” Julka w mini skojarzyła się emlisien z Tarantino i to bardzo trafne skojarzenie.

Ano! Tak było, jako żywo! Spodziewałam się nawet trochę gadki i jatki ;-) Ale nad tym musisz, Kronosie, jeszcze popracować :-D

Ja też pośmiałam się przy tym tekście, gdy czytałam go po raz pierwszy. Urzekło mnie w nim wiele przemyślanych i dopracowanych drobiazgów, których nie widać gołym okiem, zwłaszcza jeśli się nie jest jednym z 90% facetów (jak uświadomił mi Kronos), którzy wiedzą co to MILF. :-P Dopiero teraz widzę, że niektóre wyleciały, jako zbyt hermetyczne… Nie mogę się na przykład doszukać Społecznego Zakładu Karno-Opiekuńczego Łączącego Analfabetów, w skrócie zwanego “szkołą”.

Nie skojarzyłam “Lucy in the Sky with Diamonds” z LSD… 

Damuś nie skojarzył mi się, niestety, z Bawidamuś.

Ponieważ nie czytałam Nietzschego (i nie żałuję), zgubiłam majstersztyk w postaci: “To nieprawda, że nie czytałem niczego. Wolę mocy w praktyce przyswoiłem sobie lepiej niż przeciętny bolek.” 

Damian odebrał już wyżej wiele zasłużonych braw, więc nie będę się nad nim roztkliwiać. Gdybyż tylko skończyło się gadką i jatką…

Betowanie tego tekstu było dobrą zabawą! Raz jeszcze – dzięki za zaproszenie.

eM

Wyglada na to, że nie potrafię napisać horroru. Albo muszę się bardziej postarać. Może w ramach treningu przenocuję w jakimś opuszczonym, cieszącym się złą sławą budynku?

→ Chyba za dużo ich po prostu nie pisałeś, trening czyni mistrza. Ale nie raz nocowałem w przeróżnych strasznych miejscach i to zawsze nadaje inspiracji. Gdy siedzisz przed biurkiem w pokoju to zupełnie nie to samo. A do tego uczy to techniki sprawniejszego pisania, bo wiesz… z baterią w laptopach zawsze krucho ;D

 

emlisien

 

Urzekło mnie w nim wiele przemyślanych i dopracowanych drobiazgów, których nie widać gołym okiem, zwłaszcza jeśli się nie jest jednym z 90% facetów (jak uświadomił mi Kronos), którzy wiedzą co to MILF. :-P

→ Co? Nie doceniasz potęgi ciemnej strony mocy, myślę że więcej niż 90% wie xD

Witaj emlisien!

Urzekło mnie w nim wiele przemyślanych i dopracowanych drobiazgów, których nie widać gołym okiem.

Miło słyszeć! Starałem się wpleść w opowiadanie kilka“podtekstów”, żeby tekst był zabawniejszy i myślę, że jako tako mi się to udało. wink

Nie mogę się na przykład doszukać Społecznego Zakładu Karno-Opiekuńczego Łączącego Analfabetów, w skrócie zwanego “szkołą”.

Kilka rzeczy wywaliłem, bo chyba były zbyt niejasne. Ale trochę żałuję, bo fajne były. indecision

Gdybyż tylko skończyło się gadką i jatką…

Przecież była gadka i jatka… Te strzały z rewolweru, wbicie palców w oczy ojca, uderzenie łopatą. Mało?

Betowanie tego tekstu było dobrą zabawą! Raz jeszcze – dzięki za zaproszenie.

Cała przyjemność po mojej stronie!

 

 

Cześć Near-Death!

Chyba za dużo ich po prostu nie pisałeś, trening czyni mistrza.

Zgadza się, brakuje mi treningu w horrorze. A tak w ogóle, to pod wpływem komentarzy chyba zmienię tag z “horror” na “inne”.

Ale nie raz nocowałem w przeróżnych strasznych miejscach i to zawsze nadaje inspiracji. A do tego uczy to techniki sprawniejszego pisania, bo wiesz… z baterią w laptopach zawsze krucho ;D

No i już mamy początek na “piękny” (tzn. ociekający krwią i flakami) horror. winklaugh

 

Pozdrawiam!

Kronos!

 

Kilka rzeczy wywaliłem, bo chyba były zbyt niejasne. Ale trochę żałuję, bo fajne były.

Na przyszłość – zostaw i zrób konkurs na wyłapywanie ukrytych szczegółów :-)

Przecież była gadka i jatka… Te strzały z rewolweru, wbicie palców w oczy ojca, uderzenie łopatą. Mało?

We śnie i w majakach się nie liczy ;-)

Podobało mi się bardzo. Bohater jednocześnie odpycha i budzi współczucie, i to on jest największą siłą tekstu. Język opowiadania świetnie oddaje jego sposób myślenia i stosunek do świata (chociaż jak dla mnie anglicyzmów trochę za dużo). Reszta postaci robi raczej za tło, ale nie powiem, na widok nonkonformistycznej Julki autentycznie się uśmiechnąłem. :) 

O końcówce już wszystko zostało powiedziane, więc powiem tylko, że mi również nie podeszło rozwiązanie z narkotyczną wizją. Osobiście spodziewałem się nadejścia jakichś furii, które zawloką Damianka do piekła, ale chyba odleciałem za daleko. :P

I jeszcze jedna kwestia, czysto subiektywna – motyw paktu z diabłem pojawił się już tylu propozycjach na ten konkurs, że kiedy dotarłem do pentagramów, pomyślałem tylko: ,,O rany… znowu?”. :(

Jednakże – ogólne wrażenie jak najbardziej na plus. Zgłaszam do Biblioteki.

 

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Hej SNDWLKR!

 

Bohater jednocześnie odpycha i budzi współczucie, i to on jest największą siłą tekstu.

Właśnie Damian miał taki być – jednocześnie odpychający i budzący współczucie. Jego postać długo powstawała w mojej głowie i jestem z ostatecznej jego kreacji zadowolony. Dziwi mnie reakcja ludzi, którzy jednoznacznie potępiają Damiana (który rzeczywiście, był odpychający, ale nie był przestępcą ciężkiego kalibru), a jednocześnie przechodzą obojętnie obok postaci cynicznych morderców, którzy mają taki czy inny “wdzięk”. ;)

Osobiście spodziewałem się nadejścia jakichś furii, które zawloką Damianka do piekła, ale chyba odleciałem za daleko. :P

W sumie, to nie byłoby złe zakończenie. Nie wiem czemu, ale mam tendencję, żeby iść w stronę realizmu. Muszę nad tym popracować.

 

Cieszę się, że opowiadanie Ci się spodobało i dziękuję za polecenie do biblioteki! Pozdrawiam!

Kronosie, 

 

zostawiam Ci bibliotecznego klika i życzę Ci, żeby tekst dorobił się ostatniego, bo zdecydowanie na to zasługuje. Fabuła trochę cierpi, ale psychikę bohatera zbudowałeś znakomicie. Pokazałeś go zarówno przez zachowania, pragnienia, jak i język, którym się posługuje. Na etapie bety powiedziałam Ci, że w porównaniu z innymi Twoimi tekstami oceniam go na tróję, ale z czasem doceniłam te udane rzeczy i oceniam to opowiadanie wyżej. Jest w nim mnóstwo smaczków, a to też duża zaleta. 

Wracajże na forum i pisz, bo fajne były te Twoje teksty! Twoich komentarzy też brakuje.

Dziękuję, to miłe! :)

Nowa Fantastyka