- Opowiadanie: chalbarczyk - Mumia na Czwartku

Mumia na Czwartku

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Użytkownicy V, Irka_Luz, Finkla, Użytkownicy

Oceny

Mumia na Czwartku

Wa­ka­cje koń­czy­ły się. Emil­ka wes­tchnę­ła, bo i cóż można na to po­ra­dzić? Sierp­nio­wy upał wy­ga­niał wszyst­kich do cie­nia, roz­ta­piał as­falt i na pewno był winny tej egip­skiej suszy w mie­ście. Lato mi­nę­ło nudne i wy­glą­da­ło na to, że przez na­stęp­ne dwa dni, które zo­sta­ły do pierw­sze­go dzwon­ka, nic się cie­ka­we­go nie zda­rzy. Sie­dzia­ła z przy­ja­ciół­ką na murku, a roz­mo­wa się nie kle­iła.

– Co jutro bę­dzie­my robić? Może po­jedź­my nad zalew?

– Matka jutro ma go­to­wać kroch­mal, całe przed­po­łu­dnie będę wie­szać pra­nie.

– Ach, cie­bie Miśka to ni­g­dzie wy­cią­gnąć się nie da…

Tro­lej­bus prze­je­chał z brzę­cze­niem, na co Mi­cha­li­na głę­bo­ko wes­tchnę­ła.

– Szko­da, że miesz­ka­my w takim nud­nym mie­ście…

Mi­cha­li­na, odkąd Emil­ka pa­mię­ta­ła, była żądna przy­gód. Czy­ta­ła ogrom­ne ilo­ści ksią­żek, ale opo­wia­da­ły one o mro­żą­cych krew w ży­łach wy­da­rze­niach i nie wszyst­kie koń­czy­ły się do­brze. Emil­ka wo­la­ła czy­tać o mi­ło­ści albo o dziew­czyń­skiej przy­jaź­ni.

– Zo­bacz – cią­gnę­ła dalej Mi­cha­li­na – nic się nie dzie­je. Nawet nasz Czwar­tek wy­glą­da jak sta­ro­żyt­ne cmen­ta­rzy­sko.

Rze­czy­wi­ście, od­pa­da­ją­cy tynk sta­rych ka­mie­nic, prze­gni­łe drew­nia­ne scho­dy i wszech­obec­na sza­rość czy­ni­ły z tego miej­sca plu­ga­wy za­ką­tek, a je­dy­ny­mi ży­wy­mi isto­ta­mi było dwóch łep­ków, roz­grze­bu­ją­cych śmie­ci w po­szu­ki­wa­niu bu­te­lek.

Zdzi­wi­ły się więc, gdy usły­sza­ły za sobą na­tar­czy­we py­ta­nie.

– Co tu ro­bi­cie?

To chło­pa­ki ze szko­ły. Wy­so­ki Ję­drzej, Tomek, ten z dłu­gi­mi blond wło­sa­mi, obiekt wes­tchnień wszyst­kich dziew­czyn i jakiś dzie­ciak.

Mi­cha­li­ny chłop­cy nigdy nie onie­śmie­la­li, więc ode­zwa­ła się hardo:

– A co wy tu ro­bi­cie?

– My? My mamy akcję.

Emil­ka po­ki­wa­ła głową. No tak, har­ce­rze. Wiecz­nie za­ję­ci.

Naj­młod­szy z nich za­czął mówić z prze­ję­ciem.

– Od jed­ne­go star­sze­go druha do­sta­li­śmy taki jeden list i w tym li­ście pisze, że na Czwart­ku w pod­zie­miach jest droga prób i złą­cze świa­tów…

Ję­drzej za­krył ma­łe­mu buzię.

– Prze­stań pa­plać!

– Phi, złą­cze nie złą­cze, a co nas to ob­cho­dzi? – Emil­ka wzru­szy­ła ra­mio­na­mi.

– Eee… nie słu­chaj­cie go, Buli gada bez sensu. – Tomek uśmiech­nął się ner­wo­wo.

Chłop­cy szyb­ko się za­bra­li i ode­szli, a Mi­cha­li­na, od­pro­wa­dza­jąc ich wzro­kiem, za­py­ta­ła:

– Wiesz, co to zna­czy?

– Co zna­czy co?

– Złą­cze świa­tów. Próba od­wa­gi. Pod­zie­mia.

– Że to te har­cer­skie nie­bez­piecz­ne za­ję­cia?

– Że oni się do­brze bawią.

Ze­sko­czy­ła z murka i po­bie­gła za chło­pa­ka­mi. Emil­ka nie miała wyj­ścia i jeśli nie chcia­ła zo­stać tu sama, to mu­sia­ła po­biec i ona.

Chłop­cy tym­cza­sem we­szli do bu­dyn­ku. Dziew­czy­ny po­pa­trzy­ły po sobie zdu­mio­ne.

– Dla­cze­go oni wcho­dzą do szko­ły skoro zo­sta­ły jesz­cze dwa dni wa­ka­cji?!

Emil­ka nie mogła sobie wy­obra­zić, żeby ktoś z wła­snej woli chciał prze­by­wać w bu­dzie dłu­żej niż to ko­niecz­ne. Wszyst­ko było dziw­ne.

– Idzie­my. – Za­rzą­dzi­ła Mi­cha­li­na.

Za drzwia­mi za­trzy­mał ich woźny. To zna­czy wy­glą­dał jak woźny, ale nie był ich sta­rym, do­brze zna­nym panem Mie­ciem, tylko to był jakiś inny. Może nowy?

– Wy­peł­nij­cie for­mu­larz.

Podał kart­ki za­dru­ko­wa­ne­go pa­pie­ru.

– Ale…

– Bez for­mu­la­rza nie wpusz­czam.

– A dłu­go­pis? – Mi­cha­li­nę nie prze­ra­ża­ła pod­mia­na woź­ne­go.

Woźny nie­chęt­nie się­gnął do kie­sze­ni na pier­si i podał im dłu­go­pis. Potem za­brał za­pi­sa­ne kwe­stio­na­riu­sze i wrę­czył im po przy­pin­ce, na któ­rej wid­nia­ła cyfra i coś, co przy­po­mi­na­ło sfink­sa. A może to był kot.

– Psze pana, a chłop­cy dokąd po­szli, tych trzech, co to przed nami?

Woźny po­ka­zał głową na salę hi­sto­rycz­ną, a sam od­wró­cił się na pię­cie i znik­nął w szat­ni.

Było pusto i cicho. Dziew­czy­ny przy­pię­ły sobie znacz­ki i sta­nę­ły przed salą do hi­sto­rii.

Emil­ka nawet się nie zdzi­wi­ła, gdy za biur­kiem zo­ba­czy­ły obcą ko­bie­tę w mocno ścią­gnię­tym koku, ob­ci­słym ża­kie­cie i tiu­lo­wym ża­bo­cie.

– Re­gu­la­min zna­cie? – Ko­bie­ta spoj­rza­ła obo­jęt­nie. – Do­brze. Przy­po­mi­nam, że nie przyj­mu­je­my re­kla­ma­cji od­no­śnie na­gro­dy.

– Na­gro­dy? – za­in­te­re­so­wa­ła się Emil­ka.

– Nie­ukoń­cze­nie trasy, bez wzglę­du na przy­czy­ny, skut­ku­je dys­kwa­li­fi­ka­cją. A na­stęp­na próba bę­dzie w tym miej­scu za… – spoj­rza­ła na ze­ga­rek – czter­dzie­ści lat, dwa mie­sią­ce, osiem dni, go­dzi­nę i dzie­sięć minut.

– A czy mo­że­my zre­zy­gno­wać? – Lę­kli­wie za­py­ta­ła Emil­ka, która w ogóle nie miała w sobie ducha przy­go­dy.

Ko­bie­ta zmarsz­czy­ła brwi i wska­za­ła na wej­ście do za­ple­cza hi­sto­rycz­ne­go. Dziew­czy­ny po­słusz­nie we­szły do środ­ka. Skła­dzik za­wa­lo­ny był ma­pa­mi, zwi­nię­ty­mi kar­to­na­mi, pierw­szo­ma­jo­wy­mi de­ko­ra­cja­mi z bi­bu­ły, trans­pa­ren­ta­mi: NIECH SIĘ ŚWIĘ­CI 1 MAJA! NIECH ŻYJE I ZWY­CIĘ­ŻA SO­CJA­LIZM, były tu nawet flagi i jeden sztan­dar. Wszyst­ko to­nę­ło w kurzu i tylko wąski pro­mień świa­tła prze­bi­jał się przez szary pył.

– Sorko, Ale nic tu nie ma!

– Dalej, dalej! – Od­krzyk­nę­ła fał­szy­wa na­uczy­ciel­ka i w tym mo­men­cie drzwi za nimi za­mknę­ły się z trza­skiem.

– Na­przód! – Za­ko­men­de­ro­wa­ła Mi­cha­li­na, prze­dzie­ra­jąc się przez ster­ty rze­czy.

Do­tar­ły do prze­ciw­le­głej ścia­ny i sta­nę­ły przed zwy­kły­mi drzwia­mi. Mi­cha­li­na na­ci­snę­ła klam­kę.

 

***

Nie. Tego się nie spo­dzie­wa­ły.

Emil­ka po­czu­ła się jak w Wie­licz­ce, po­nie­waż zna­la­zły się w ogrom­nej, wy­ku­tej w skale sali, do­kład­nie ta­kiej, jak w ko­pal­ni. Z su­fi­tu zwi­sał kan­de­labr z kil­ku­dzie­się­cio­ma świe­ca­mi, a po­środ­ku stał wiel­ki sfinks, opar­ty na swo­ich lwich ła­pach. Wszyst­ko drża­ło, zie­mia ucie­ka­ła spod stóp, ale naj­bar­dziej prze­ra­ża­ją­ce było to, że sfinks żył! Jego oczy po­ru­sza­ły się to w prawo, to w lewo, otwie­rał usta, a wtedy roz­le­gał się świst po­wie­trza oraz pa­da­ły nie­wy­raź­ne słowa. Oszo­ło­mie­ni zaś chłop­cy stali przed sfink­sem i pró­bo­wa­li się wy­co­fać. Sfinks od­wró­cił głowę w stro­nę dziew­czyn i po­wie­dział:

– Za­bi­ty za­bi­łem za­bój­cę. Lecz do pod­zie­mia nie zszedł on wcale. Ja jed­nak umar­łem.

– Co… co on mówi?!

– Sam z wła­snej woli przy­cho­dzę i różne wska­zu­ję kształ­ty. Wzbu­dzam próż­ne obawy, lecz wszyst­kie po­dob­ne praw­dzie.

– To są za­gad­ki… jeśli nie zgad­nie­my, to nas nie wy­pu­ści.

– Ale prze­cież one nie mają sensu!

Sfinks za­czął się nie­po­ko­ją­co uśmie­chać.

Ka­mien­ne ścia­ny po­kry­te były hie­ro­gli­fa­mi i egip­ski­mi ma­lo­wi­dła­mi, na któ­rych wid­nia­ły po­sta­cie za­mierz­chłych bogów, kwia­ty lo­to­su, li­ście pa­pi­ru­su, nie­wol­ni­cy, dzi­kie kacz­ki i fa­ra­ono­wie. W in­nych oko­licz­no­ściach Emil­ka z przy­jem­no­ścią oglą­da­ła­by tak fa­scy­nu­ją­ce rze­czy, ale teraz tylko drża­ła ze stra­chu.

Nagle od ścia­ny ode­rwa­ła się po­stać, któ­rej wcze­śniej nie za­uwa­ży­li. Nie mogło być wąt­pli­wo­ści. Owi­nię­ta ban­da­ża­mi mumia, bez oczu i ust, ma­te­ria­li­zo­wa­ła się coraz bar­dziej. Naj­pierw od­dzie­li­ła od ścia­ny jedną nogę, póź­niej drugą, z tru­dem wy­do­sta­ła z ka­mien­ne­go tła tułów, aż wresz­cie i głowa zna­la­zła się w trój­wy­mia­ro­wym świe­cie. Wszy­scy za­sty­gli w trwoż­li­wym zdu­mie­niu. Nie było jed­nak czasu na za­sta­na­wia­nie się, co to wła­ści­wie jest i czy to żyje, bo ślepa mumia za­czę­ła wę­szyć i bez­błęd­nie skie­ro­wa­ła się w ich stro­nę.

– Wie­je­my!

Ję­drzej chwy­cił ma­łe­go za rękę i po­cią­gnął ku ko­ry­ta­rzo­wi. Wszy­scy rzu­ci­li się w tamtą stro­nę i po chwi­li już bie­gli wą­skim tu­ne­lem. Czy mumia po­dą­ża­ła za nimi? Nie mieli od­wa­gi od­wró­cić się i spraw­dzić. Coraz mniej świa­tła do­cie­ra­ło do tu­ne­lu i za chwi­lę sta­nę­li w zu­peł­nej ciem­no­ści. Za­czę­li macać ścia­ny wkoło sie­bie.

– Mam! – Wy­krzyk­nął Tomek.

Usły­sze­li zgrzyt za­wia­sów i zalał ich ośle­pia­ją­cy blask.

Znów drzwi za nimi za­mknę­ły się z trza­skiem i zo­sta­li sami. Po ho­ry­zont cią­gnę­ły się piasz­czy­ste wydmy. Stali po­środ­ku pu­sty­ni.

– Gdzie teraz? Gdzie je­ste­śmy?

– Wróć­my do domu, pro­szę – chli­pa­ła Emil­ka – w ogóle mi się tu nie po­do­ba.

– Nie becz – Ję­drzej obej­rzał się za sie­bie – mu­si­my tylko ukoń­czyć trasę. Zresz­tą, drogi po­wrot­nej nie ma.

I rze­czy­wi­ście, wyj­ście, które po­win­no pro­wa­dzić przez ciem­ny ko­ry­tarz do sali ze sfink­sem – znik­nę­ło.

– No i gdzie teraz?

– Mu­si­my zna­leźć drzwi. – Po­wie­dzia­ła pew­nie Mi­cha­li­na, wpa­tru­jąc się uważ­nie w ho­ry­zont. – Tam!

Ru­szy­li w stro­nę da­le­kiej bu­dow­li, która wy­glą­da­ła jed­nak dla Emil­ki jak fa­ta­mor­ga­na.

– Czy to wszyst­ko znaj­du­je się pod naszą szko­łą? I mumie, i pu­sty­nia?

– Może to coś jest jak sta­tek ko­smicz­ny, który sam nie zmie­nia miej­sca, ale miej­sce zmie­nia go, jeśli ro­zu­mie­cie, o co mi cho­dzi.

Emil­ka nic nie ro­zu­mia­ła.

Mi­cha­li­na, która prze­czy­ta­ła rów­nież tonę li­te­ra­tu­ry fan­ta­stycz­nej, po­wie­dzia­ła:

– Myślę, że to wszyst­ko dzie­je się w na­szej gło­wie, a my je­ste­śmy za­mknię­ty­mi skrzyn­ka­mi, które pro­wa­dzą swoje wy­ima­gi­no­wa­ne życie i teraz wła­śnie prze­ży­wa­my jakąś po­dróż przez pu­sty­nię.

Zde­ner­wo­wa­na Emil­ka kop­nę­ła przy­ja­ciół­kę w kost­kę.

– Auć!

– Skrzyn­ki! Aku­rat!

– A ja myślę, że to wszyst­ko magia. – Po­wie­dział Buli.

– Nie znasz się, mały. – Wy­dę­ła usta Mi­cha­li­na.

Buli się ob­ra­ził, więc Ję­drzej po­kle­pał go po­jed­naw­czo po ple­cach i po­szli dalej.

Emil­ka zmę­czo­na przy­sta­nę­ła. Od­wró­ci­ła się i krzyk­nę­ła. Za nimi po­dą­ża­ła mumia, która co jakiś czas sta­wa­ła i wę­szy­ła.

– Bie­giem! – Za­ko­men­de­ro­wał Ję­drzej.

– Ale ja już nie mogę.

Ję­drzej nie na­my­śla­jąc się wziął ma­łe­go na ba­ra­na i za­czął biec, a resz­ta za nim. Emil­ce za­bra­kło tchu, kiedy wcią­ga­ła go­rą­ce po­wie­trze do płuc, ale strach przed po­two­rem pchał ją do przo­du.

Bu­dow­la przed nimi ro­bi­ła się coraz więk­sza i więk­sza, aż wresz­cie do­pa­dli do bramy, która otwar­ła się z ję­kiem. Wbie­gli na roz­le­gły dzie­dzi­niec i usły­sze­li za sobą zna­jo­my trzask. Przed nimi cią­gnę­ła się wy­bru­ko­wa­na aleja z ogrom­ny­mi po­są­ga­mi po obu stro­nach.

– O nie – jęk­nę­ła Emil­ka – jesz­cze wię­cej sfink­sów!

Sie­dli w cie­niu, za wę­głem, aby zejść z oczu hy­bry­dom. Tomek wyjął z ple­ca­ka me­ta­lo­wą ma­nier­kę z wodą i po­dzie­lił się nią ze wszyst­ki­mi.

– Mamy tro­chę czasu, zanim mumia nas tu znaj­dzie.

– Gdzie­kol­wiek nie pój­dzie­my, to nas wy­wę­szy – za­sta­na­wia­ła się Mi­cha­li­na – i cały czas bę­dzie­my mu­sie­li ucie­kać.

– Czego ona od nas chce?

– To taka próba – po­wie­dział Buli, chru­piąc słone pa­lusz­ki – jak próba na trzy pióra. Mumię trze­ba po­ko­nać w rów­nej walce.

– Co w takim razie?

– Mu­si­my się jej po­zbyć. Naj­le­piej uśmier­cić.

– Prze­cież mumia jest mar­twa – po­wie­dział scep­tycz­nie Ję­drzej.

– Hm, to przy­naj­mniej mo­że­my ją unie­ru­cho­mić.

Mi­cha­li­na z ba­ga­żem swo­jej lek­tu­ry przy­go­do­wej za­czę­ła in­ten­syw­nie my­śleć.

– A może wy­ko­pie­my pu­łap­kę, za­ma­sku­je­my, mumia w nią wpad­nie i zanim się wy­grze­bie, to zdą­ży­my ją za­sy­pać. Gdyby tak zna­leźć jakiś sar­ko­fag, to chyba da­ło­by się ją za­mknąć w nim na za­wsze, jak my­śli­cie?

– Mo­gli­by­śmy dać jej coś do je­dze­nia – ode­zwa­ła się Emil­ka – no, wie­cie, jak psom dasz kość, to zaraz są za­do­wo­lo­ne.

Tomek się­gnął do ple­ca­ka.

– Mam ka­nap­kę z mie­lon­ką.

– Phi, my­ślisz, że mumia się na to skusi? – Mi­cha­li­na była wy­raź­nie nie­za­do­wo­lo­na, że to nie ona wpa­dła na po­mysł z ka­nap­ką.

– Uży­je­my mie­lon­ki, żeby zmy­lić jej węch.

I Ję­drzej za­brał się do pracy, wy­da­jąc po­le­ce­nia, i co jakiś czas wdra­pu­jąc się na mur, aby spraw­dzić, jak bli­sko jest już mumia.

Gdy wszyst­ko było go­to­we, prze­bie­gli wzdłuż szpa­le­ru sfink­sów, wdra­pa­li się na ro­dzaj ka­mien­nej góry, która za­my­ka­ła aleję i z na­pię­ciem ob­ser­wo­wa­li odrzwia. Nie­dłu­go roz­war­ły się ze skrzyp­nię­ciem i mumia we­szła do środ­ka.

Od razu wy­wę­szy­ła ka­wał­ki mie­lon­ki. Z głową przy ziemi szu­ka­jąc za­pa­chu mięsa, wsko­czy­ła na cokół pierw­sze­go sfink­sa. Ocie­ra­ła się o niego z obrzy­dli­wym char­cze­niem, dra­piąc i ata­ku­jąc. Na­stęp­nie za­pach po­pro­wa­dził ją do dru­gie­go i trze­cie­go. Przez dłuż­szy czas nic się nie dzia­ło, a mumia ro­bi­ła się coraz bar­dziej nie­spo­koj­na i zła.

Ję­drzej ze­sztyw­niał ze stra­chu. A co, jeśli się nie…

Nagle groź­ny po­mruk prze­szył po­wie­trze. To sfink­sy za­drża­ły i… obu­dzi­ły się. Po­czę­ły krę­cić gło­wa­mi, jed­no­cze­śnie roz­pro­sto­wu­jąc odrę­twia­łe lwie łapy. Spo­strze­gły mumię i za­czę­ły ze­ska­ki­wać z co­ko­łów, okrą­ża­jąc in­tru­za. Mumia krę­ci­ła się zdez­o­rien­to­wa­na, pró­bo­wa­ła wę­szyć, ale chyba wszyst­ko jej się po­mie­sza­ło. Od­bi­ja­ła się to od jed­ne­go, to od dru­gie­go sfink­sa, roz­ju­sza­jąc je coraz bar­dziej.

Emil­ka za­pa­trzy­ła się na ten dziw­ny ta­niec ogrom­nych po­two­rów. Twa­rze miały pięk­ne jak ko­bie­ty z enig­ma­tycz­nym uśmie­chem i ta­jem­ni­czym wzro­kiem, a ciało sil­ne­go i nie­bez­piecz­ne­go lwa. Po­ru­sza­ły się z gra­cją do bez­dź­więcz­nej me­lo­dii. Pierw­szy za­ata­ko­wał mumię z taką siłą, że ta po­le­cia­ła da­le­ko pod py­lo­ny. Wsta­ła jed­nak i chwie­jąc się ru­szy­ła do przo­du. Drugi cicho pod­biegł, lekko wbił zęby w jej kark i rzu­cił ją pod ścia­nę.

– Chodź już – przy­ja­ciół­ka po­cią­gnę­ła Emil­kę – zanim nas za­uwa­żą.

– I gdzie teraz?

– Mu­si­my zna­leźć na­stęp­ne drzwi oczy­wi­ście. – Wzru­szy­ła ra­mio­na­mi Mi­cha­li­na.

Zna­leź­li je w tej samej ka­mien­nej górze, z któ­rej oglą­da­li walkę sfink­sów.

– To ma­sta­ba. – Mi­cha­li­na była tro­chę za­ro­zu­mia­ła, gdy po­pi­sy­wa­ła się swoją wie­dzą z ksią­żek.

We­wnątrz ma­sta­by było ciem­no i cicho. Tomek wyjął la­tar­kę i wszy­scy zo­ba­czy­li, że są w ja­kimś ko­ry­ta­rzu, po któ­re­go pra­wej i lewej stro­nie w ni­szach stały wy­ku­te w ka­mie­niu po­są­gi. Stały ma­je­sta­tycz­nie wy­pro­sto­wa­ne, ale za­miast twa­rzy miały głowy pta­ków, psów i kro­ko­dy­li.

– Ach! – Krzyk­nę­ła prze­stra­szo­na Emil­ka.

Ję­drzej za­krył jej usta.

– Ciii…! – Wy­mam­ro­tał i trwoż­nie spoj­rzał na naj­bliż­szy posąg, przed­sta­wia­ją­cy groź­ną po­stać z głową so­ko­ła i złotą tar­czą mię­dzy ro­ga­mi na gło­wie. – Nie mo­że­my ich obu­dzić…

Za­czę­li iść na pal­cach, sta­ra­jąc się pra­wie nie od­dy­chać i nie zro­bić nawet naj­mniej­sze­go ha­ła­su. Mi­ja­li po­sta­cie z głową czar­ne­go psa, lwa, a nawet były takie z ludz­ką, które, wy­da­wa­ło się, że wodzą za nimi wzro­kiem. Ko­ry­tarz cią­gnął się w nie­skoń­czo­ność, a im pot spły­wał po karku. Nie­ste­ty Buli ze zmę­cze­nia stra­cił rów­no­wa­gę i wy­ło­żył się na po­sadz­ce z ło­sko­tem, tłu­kąc się bo­le­śnie. Wszy­scy za­mar­li w pół kroku.

– Och, już po nas! – Wy­ją­kał Tomek, któ­re­mu trzę­sła się ręka ze stra­chu i pro­mień la­tar­ki tań­czył po po­są­gach egip­skich bogów.

– Nie pa­ni­kuj, może nas nie usły­sza­ły.

Po­są­gi jed­nak miały chyba nie wia­do­mo jak czuły słuch, bo za­czę­ły naj­pierw krę­cić gło­wa­mi w po­szu­ki­wa­niu in­tru­zów, a potem po­ru­szać no­ga­mi, pró­bu­jąc roz­grzać ka­mien­ne mię­śnie.

– O nie! Ucie­ka­my!

– Naj­pierw głu­pia mumia, a teraz to! – Pła­ka­ła Emil­ka.

Ko­ry­tarz nagle się skoń­czył, a oni wy­pa­dli w ogrom­ną prze­strzeń ni­czym w ja­kiejś ka­te­drze, prze­dzie­la­ną ko­lum­na­dą.

– Każdy wy­bie­ra sobie ko­lum­nę i stoi za nią cicho, jak mysz pod mio­tłą! – Za­rzą­dził Ję­drzej.

Roz­bie­gli się i przy­lgnę­li ple­ca­mi do zim­ne­go ka­mie­nia. Sły­sze­li zbli­ża­ją­ce się kroki po­są­go­wych bogów, które wie­lo­krot­nie od­bi­ja­ły się echem.

Bo­go­wie Dol­ne­go i Gór­ne­go Egip­tu, nie wi­dząc ni­ko­go, po chwi­li wró­ci­li do swo­ich nisz, za­sty­ga­jąc znów bez ruchu.

 

***

Ko­lum­na­da po­pro­wa­dzi­ła ich ku sank­tu­arium, po­środ­ku któ­re­go na plu­szo­wej po­dusz­ce sie­dział kot z zie­lo­ny­mi ocza­mi i pil­no­wał szkla­nej kuli, świe­cą­cej opa­li­zu­ją­cym chłod­nym świa­tłem i rzu­ca­ją­cej do­ko­ła tę­czo­we re­flek­sy.

– Cza­ro­dziej­ska kula! – Buli był za­chwy­co­ny.

Tomek wyjął coś ze swo­je­go ple­ca­ka.

– Mam jesz­cze ka­wa­łek mie­lon­ki.

Pod­szedł do kota, a kot naj­pierw po­wą­chał har­cer­ską mie­lon­kę, a potem ostroż­nie wziął w zęby i po­łknął.

– Pa­trz­cie, jaki mi­lu­si. – Chło­pak gła­skał kota i dra­pał go za uchem.

Buli ujął w ręce kulę, przy­pa­tru­jąc się jej ocza­ro­wa­ny. We­wnątrz jak w bursz­ty­nie za­to­pio­ny był sza­fi­ro­wy ska­ra­be­usz.

– Co to może być?

– To chyba ta na­gro­da, o któ­rej mó­wi­ła sorka.

– My­śli­cie, że ska­ra­be­usz speł­nia ży­cze­nia?

Mi­cha­li­na ener­gicz­nie po­ki­wa­ła głową.

– Speł­nia, ale tylko trzy.

– Mo­gła­by być la­tar­ką do na­mio­tu.

– Może le­piej ją zo­sta­wić?

Spoj­rze­li na kota.

Kot ob­li­zy­wał się zu­peł­nie obo­jęt­ny.

Tomek wło­żył więc kulę do ple­ca­ka i byli go­to­wi do drogi.

Na­stęp­ne przej­ście po­pro­wa­dzi­ło ich do po­miesz­cze­nia, które bar­dzo przy­po­mi­na­ło kan­to­rek woź­ne­go. Po­nie­waż ni­g­dzie nie było widać żad­nych egip­skich mon­strów, ode­tchnę­li z ulgą. W mdłym świe­tle ża­rów­ki zo­ba­czy­li nie­praw­dzi­wą na­uczy­ciel­kę od hi­sto­rii, która z półki zdję­ła se­gre­ga­tor.

– Wy­ni­ki re­kru­ta­cji… tak… – spoj­rza­ła w pa­pie­ry – uniesz­ko­dli­wie­nie obiek­tu MUM 5 cał­kiem po­my­sło­we. Hm, wszyst­kim gra­tu­lu­ję ukoń­cze­nia testu. Bo­le­sła­wie – zwró­ci­ła się do Bu­le­go – wy­da­jesz mi się tro­chę za młody na to sta­no­wi­sko.

– Sta­no­wi­sko? – Buli roz­dzia­wił buzię.

– No prze­cież, agen­ta do spraw in­fra­struk­tu­ry rów­no­le­głej.

Emil­ka nie wia­do­mo czy bar­dziej była za­sko­czo­na tym, że mały ma na imię Bo­le­sław, czy tym, że jakaś po­dej­rza­na or­ga­ni­za­cja pro­po­nu­je pracę mło­do­cia­nym.

– Rów­no­le­głej… rów­no­le­głe­go wszech­świa­ta? – Za­py­tał nie­pew­nie Ję­drzej.

Pseu­do­nau­czy­ciel­ka spoj­rza­ła na niego z lekką iry­ta­cją.

– Ska­ra­be­usza mo­że­cie za­trzy­mać, oczy­wi­ście.

 

Byli w szkol­nej szat­ni. Mi­nę­li rzędy pu­stych wie­sza­ków, wspię­li się po scho­dach i po chwi­li zna­leź­li się w głów­nym holu. Wy­szli na pa­lą­ce, Czwart­ko­we słoń­ce, a drzwi szko­ły za­mknę­ły się za nimi z trza­skiem.

 

***

Pierw­sze­go wrze­śnia od­święt­nie ubra­ni, z tar­cza­mi na rę­ka­wach, ostroż­nie prze­kro­czy­li próg budy, przy­wi­tał ich jed­nak zwy­czaj­ny szkol­ny gwar, tu­pa­nie i po­krzy­ki­wa­nia. Ucznio­wie ha­ła­śli­wie szu­ka­li swo­ich klas, a wy­cho­waw­cy pró­bo­wa­li usta­wić wszyst­kich w rzę­dzie. Woźny, pan Mie­cio, pil­no­wał zmien­ne­go obu­wia.

Emil­ka za­sta­na­wia­ła się, czy pod­zie­mia szko­ły, kry­ją­ce w sobie te strasz­ne nie­sa­mo­wi­to­ści, znik­nę­ły na za­wsze, czy tylko stały się chwi­lo­wo nie­wi­dzial­ne. Za­sta­na­wia­ła się też, jak bę­dzie wy­glą­dać jej przy­szłość. W końcu zre­zy­gno­wa­li z bycia agen­ta­mi rów­no­le­głych świa­tów, stwier­dza­jąc jed­no­gło­śnie, że naj­pierw muszą skoń­czyć naukę. A kim bę­dzie ona sama? Mo­gła­by na dobrą spra­wę zo­stać egip­to­lo­giem. Uśmiech­nę­ła się do sie­bie. Bo prze­cież żadne mumie i bo­go­wie nie mogą już jej na­stra­szyć.

Koniec

Komentarze

Takie trochę staroświeckie, tradycyjne young adult ci wyszło – podejrzewam, że taki był plan – przyjemne w lekturze, jeżeli ktoś lubi te klimaty (ja, owszem, lubię). Podejrzewam jednak, że dla osób preferujących fantastykę dla dorosłych będzie to – nie tyle przez dobór postaci, co przez sposób prowadzenia narracji – nieco zbyt młodzieżowe/dziecinne.

ninedin.home.blog

Ninedin, dzięki za odwiedziny!

Ja z kolei miałam wrażenie, że oprócz klimatów young adult jest tu też coś z wczesnych gier komputerowych.

Zgadzam się z ninedin, że to raczej opowiastka dla młodszych czytelników, nawet jeśli jest celowo pastiszowa wobec literatury młodzieżowej owego okresu, który tu przywołujesz.

Jeśli coś mnie zastanowiło, to czy pierwszym skojarzeniem dziewczynek będzie sfinks, a drugim kot, czy jednak na odwrót? Plus na osobę, która nagle będzie wiedziała, co to jest mastaba, pasuje mi bardziej Emilka.

No i “sorka” – nie jestem pewna, na jakie dokładnie lata się tu stylizujesz, pachnie mi raczej ‘70 albo i ‘80 niż wcześniejszymi, ale i tak nie jestem pewna, czy to nie późniejsze.

http://altronapoleone.home.blog

Opowiadanie dla piątoklasistów, a może i młodszych. To nie jest ocena negatywna. Przeciwnie, uważam, że potrzebne są takie opowiadania mogące pobudzić chęć czytania, nie ograniczania się do tv i komiksów. Powodzenia

Hej, hej

Dołączę do grona poprzedników – to opowiadanie dla młodszego czytelnika, ale… całkiem fajne! Niektóre zdania wypadałoby wygładzić, np. 

Wysoki Jędrzej, Tomek, ten z długimi blond włosami, obiekt westchnień wszystkich dziewczyn i jakiś dzieciak.

Tutaj się pogubiłem, kto, jest kim.

Ogólnie w ramach swojej konwencji jest ok. Fabuła linearna i to dosłownie, od jednego pokoju do pokoju, i nie czuć nawet przez chwilę jakiegoś niebezpieczeństwa, ale pod względem przygodówki młodzieżowej nie mam większych zarzutów.

Szkoda, że nie było więcej rozmowy ze Sfinksem i rozwiązywania zagadek.

Pozdrawiam

 

Drakaina

Gra komputerowa? Oczywiście! Cieszę się, że dało się to z opowiadania wyczytać. Fabuła miała naśladować grę, jej powierzchowność i linearność. Czas – chyba koniec lat 70. do połowy lat 80. Wiedza uczniów o starożytności wtedy była całkiem rzetelna :)

Dzięki za odwiedziny!

 

Koala

Opowiadanie dla wszystkich, tylko że tym razem nie ma drastycznych scen i problemów, takich prawdziwych i dorosłych. Pozdrawiam!

 

Zanais

dzięki za przeczytanie, cieszę się, że młodociani bohaterowie trochę się obronili. Pozdrawiam!

 

Hej!

 

Zgadzam się z przedmówcami, co do grupy docelowej opowiadania. Poczułam się, jakbym czytała lekturę szkolną i choć początek mnie zaciekawił (mimo że nie przepadam za czytaniem o przygodach dzieci), to później się zmęczyłam i zaczęłam odpływać myślami. Na koniec byłam trochę rozczarowana, że tak po prostu wyszli. Spodziewałam się chociaż konieczności rozwiązania zagadki, bo w takiej formie, jak obecnie, obecność Sfinksa jest naciągana. Niby ich nie wypuści, a jednak tak po prostu sobie od niego odbiegli. Zabrakło mi budowania napięcia i kulminacji, którą bym poczuła. Rozprawienie się z mumią było czymś obok, bez zaangażowania bohaterów. Również to, że ich goniła, nie wzbudziło we mnie emocji. Dużo się działo, ale wydarzenia mnie nie porwały. Również wyjaśnienia dlaczego w ogóle przeszli przez ten quest mnie nie przekonały. 

To opowiadanie zupełnie nie w moim klimacie, więc nie przejmuj się moim marudzeniem :-) Historia ma potencjał, tylko w moim odczuciu, zabrakło zaangażowania emocjonalnego.

Pozdrowienia,

eM

emlisien

Co do zaangażowania emocjonalnego – pewnie masz rację. Bo pisząc stwierdziłam, że głębsze uczuciowe rozterki tu nie będą pasowały.

Dzięki za przeczytanie!

 

:-) Nie chodziło mi o ból egzystencjalny i poczucie pustki, jakby co ;-) Raczej o niepokój, napięcie, trochę strachu i niepewności.

Z racji tego, że sama pisuję dla dzieci, to opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu, a i wszechobecny Egipt dodatkowo tu plusuje :). Bohaterowie są różni, ciekawie prowadzisz historię, do tego duża wyobraźnia zawarta w szczegółach (jak mumia wychodząca ze ściany, skarabeusz w kuli itp.). Kiedy czytałam to opowiadanie, to przypomniałam sobie Twój Pałac Gubernialny, w podobnym stylu.

 

Trochę brakuje mi choć jednozdaniowego (by nie spowalniać akcji) zdziwienia i oburzenia chłopaków, że dziewczyny przyszły za nimi. Znalazłam również kilka drobiazgów związanych z kropkami i dużą literą w dialogach. Choć nie jestem ich pewna, to jednak wydaje mi się, że poprawnie wskazuję:

Oszołomieni zaś chłopcy stali przed sfinksem i w próbowali się wycofać.

 

Wróćmy do domu, proszę – chlipała Emilka – w ogóle mi się tu nie podoba. – nie jestem pewna czy to nie powinno być jako drugie zdanie.

 

Nie becz – Jędrzej obejrzał się za siebie – musimy tylko ukończyć trasę. Zresztą, drogi powrotnej nie ma.

 

powiedziała pewnie Michalina, wpatrując się uważnie w horyzont – Tam!

 

A ja myślę, że to wszystko magia. – Powiedział Buli.

 

Musimy znaleźć następne drzwi oczywiście. -– Wzruszyła ramionami Michalina.

 

To mastaba – Michalina była trochę zarozumiała, gdy popisywała się swoją wiedzą z książek.

 

Idę klikać :)

Monique

A już się podłamywałam, że nikomu się nie podoba! Cieszę się, że spotkało życzliwego czytelnika :)

 

Trochę brakuje mi choć jednozdaniowego (by nie spowalniać akcji) zdziwienia i oburzenia chłopaków, że dziewczyny przyszły za nimi.

Fakt, zdziwienie było w planach, ale tak się przestraszyłam, że mumia zaraz bohaterów dopadnie, że zupełnie o tym zapomniałam…

Dzięki za przeczytanie i wyłapanie kropek! Pozdrawiam!

Tego typu młodzieżowa przygodówka to zupełnie nie moje klimaty. Ale napisane przyzwoicie. Wstęp dobrze oddane późnowakacyjny nastrój znudzonych dzieciaków, które nie mają nic do roboty. Podoba mi się też zakończenie, po takiej przygodzie nic już Emilce nie straszne. Na plus też opis mumii wyłażącej ze ściany.

Do minusów zaliczyłabym sfinksa (bo zagadki wcale nie trzeba było rozwiązać, a szkoda) i postacie chłopców, które są nieszczególnie wyraziste. O dziewczynkach i ich charakterach czegoś się dowiadujemy, ale o chłopcach nie wiemy prawie nic poza detalami dotyczącymi wieku i wyglądu.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Podobało mi się. Przeniosłaś mnie w lata dzieciństwa. I to podwójnie, bo zarówno stylem, jak i treścią. Opko jest lekko stylizowane na stare polskie powieści dla młodzieży, które miło wspominam. A i w harcerstwie byłam i wszelkiego rodzaju podchody wspominam z nostalgią :) Tekst rzeczywiście dla młodszego czytelnika, ale nie widzę w tym problemu. Czytało się dobrze.

Z czepialstwa: bardzo spokojnie reagują chłopcy na nagłe pojaawienie się dziewczyn. Przypuszczam, że w rzeczywistości wybuchłaby ogromna kłótnia, że dlacczego za nimi lazły, że nie są harcerkami, więc nie mają prawa i tak dalej.

Tytuł z jakiegoś powodu skojarzył mi się z obiadami czwartkowymi u króla Stasia ;)

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka

Miło mi, że udało się przywołać klimat dawnych lektur! Czwartek to nazwa dzielnicy Lublina, gdzie dzieje się akcja :)

Zgadzam się, chłopcy zbyt łatwo się zgodzili na udział dziewczyn w ich przygodzie. Trochę pochłonęło mnie uciekanie przed mumią i nie zdążyłam tego dopracować.

Pozdrawiam!

 

mindenamifaj

Anet

Dzięki za przeczytanie!

Klimat potwornej rzeczywistości, czającej się w szkole i próba jak na trzy pióra do mnie przemawiają. Jakkolwiek częstowanie kota (nawet widmowego) harcerską mielonką powinno być kwalifikowane jako próba zabójstwa.

Opowiadanie mi się podobało, ale jeśli chcesz, mogę się przyczepić do przecinków np.:

– Wiesz co to znaczy? → – Wiesz[,] co to znaczy?

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Radek

Cieszę się, że wakacyjna, staroświecka przygoda się spodobała, przecinek już poprawiony, z tą mielonką może faktycznie przeholowałam… :)

Pozdrawiam!

 

Fajna opowieść, logiczna, spójna i ładnie malowana słowami.

Jako dziecko lubiłam wyobrażać sobie, że w szkolnej piwnicy, albo w opuszczonej szopie kryją się niesamowite tajemnice.

To było ekscytujące, z dreszczykiem strachu, ale też ze świadomością, że to wszystko jest bliskie i znane. U Ciebie to trochę taka historia, ale też jakby jej przełamanie. Czyli nagle okazuje się, że to co znane, ma drugie, albo i trzecie dno.

Lożanka bezprenumeratowa

Ambush

Dzięki! Miło, że się spodobało!

Cześć!

 

Opowiadanie lekkie, przyjemne, w mojej ocenie idealne dla dzieci w okolicach czwartej klasy. Trochę bym popracowała nad szykiem zdań, bo miejscami jest dość nienaturalnie. Zobacz:

 

Lato minęło nudne i wyglądało na to, że przez następne dwa dni, które zostały do pierwszego dzwonka, nic się ciekawego nie zdarzy.

Lepiej: nic ciekawego się nie zdarzy.

 

– Co jutro będziemy robić? Może pojedźmy nad zalew?

Może: co będziemy robić jutro? Albo: jutro co będziemy robić?

 

– Matka jutro ma gotować krochmal, całe przedpołudnie będę wieszać pranie.

A tu: matka ma jutro gotować krochmal. Lub: jutro matka ma gotować krochmal.

 

Ale to tylko moje zdanie :) Niekoniecznie to, jak mi coś brzmi, musi cokolwiek oznaczać!

 

Poza tym:

Rzeczywiście, odpadający tynk starych kamienic, przegniłe drewniane schody i wszechobecna szarość czyniła z tego miejsca plugawy zakątek…

 

Tu musi być “czyniły”, bo to czasownik po wyliczeniu, a więc należy mu się liczba mnoga.

 

Z sufitu zwisał kandelabr z kilkudziesięcioma świecami…

Kandelabr to świecznik stojący lub typ ulicznej latarni. Tutaj byłby to po prostu żyrandol.

 

A te dwa fragmenty:

– Co w takim razie?

– Musimy się jej pozbyć. Najlepiej uśmiercić.

– Przecież mumia jest martwa – powiedział sceptycznie Jędrzej.

– Hm, to przynajmniej możemy ją unieruchomić.

– Moglibyśmy dać jej coś do jedzenia – odezwała się Emilka – no, wiecie, jak psom dasz kość, to zaraz są zadowolone.

Tomek sięgnął do plecaka.

– Mam kanapkę z mielonką.

Ha, serio się przy nich ubawiłam; to jest naprawdę fajny tekst, dobrze sprawdziłby się u młodszych odbiorców. Ja tu widzę potencjał :)

 

Sympatyczna historia.

Trochę rozczarowało mnie, że dzieciaki nie musiały wykazywać się pozytywnymi cechami, żeby przejść dalej. No, niech chociaż jedną zagadkę odgadną, a tu nic, tylko uciekają i się chowają. Przy mumii wykazały odrobinę sprytu. W ten sposób powstaje wrażenie, że za łatwo zdać.

Dziwne, że organizatorzy imprezy nie rozpropagowali szerzej zabawy – tylko pięć osób, w tym dwie przypadkowe. A następna okazja za 40 lat. No i koniec końców nikogo nie zrekrutowali. Mało wydajni są.

Jędrzej nie namyślając się wziął małego na barana i zaczął biec,

Wydaje mi się, że bieganie z dzieciakiem na barana jest ryzykowne. Chyba wygodniej byłoby wziąć go pod pachę (jeśli mały), przerzucić przez ramię jak zrolowany dywan albo zastosować chwyt strażacki.

Babska logika rządzi!

Finkla

Słusznie zauważyłaś, że jest tu niejaka powierzchowność i fragmentaryczność. Może, gdybym pisała to na nowo, inaczej bym to ujęła.

Masz rację z baranem. Chodziło o to, że na plecy go wziął :)

Dzięki za odwiedziny!

 

Nowa Fantastyka