Wakacje kończyły się. Emilka westchnęła, bo i cóż można na to poradzić? Sierpniowy upał wyganiał wszystkich do cienia, roztapiał asfalt i na pewno był winny tej egipskiej suszy w mieście. Lato minęło nudne i wyglądało na to, że przez następne dwa dni, które zostały do pierwszego dzwonka, nic się ciekawego nie zdarzy. Siedziała z przyjaciółką na murku, a rozmowa się nie kleiła.
– Co jutro będziemy robić? Może pojedźmy nad zalew?
– Matka jutro ma gotować krochmal, całe przedpołudnie będę wieszać pranie.
– Ach, ciebie Miśka to nigdzie wyciągnąć się nie da…
Trolejbus przejechał z brzęczeniem, na co Michalina głęboko westchnęła.
– Szkoda, że mieszkamy w takim nudnym mieście…
Michalina, odkąd Emilka pamiętała, była żądna przygód. Czytała ogromne ilości książek, ale opowiadały one o mrożących krew w żyłach wydarzeniach i nie wszystkie kończyły się dobrze. Emilka wolała czytać o miłości albo o dziewczyńskiej przyjaźni.
– Zobacz – ciągnęła dalej Michalina – nic się nie dzieje. Nawet nasz Czwartek wygląda jak starożytne cmentarzysko.
Rzeczywiście, odpadający tynk starych kamienic, przegniłe drewniane schody i wszechobecna szarość czyniły z tego miejsca plugawy zakątek, a jedynymi żywymi istotami było dwóch łepków, rozgrzebujących śmieci w poszukiwaniu butelek.
Zdziwiły się więc, gdy usłyszały za sobą natarczywe pytanie.
– Co tu robicie?
To chłopaki ze szkoły. Wysoki Jędrzej, Tomek, ten z długimi blond włosami, obiekt westchnień wszystkich dziewczyn i jakiś dzieciak.
Michaliny chłopcy nigdy nie onieśmielali, więc odezwała się hardo:
– A co wy tu robicie?
– My? My mamy akcję.
Emilka pokiwała głową. No tak, harcerze. Wiecznie zajęci.
Najmłodszy z nich zaczął mówić z przejęciem.
– Od jednego starszego druha dostaliśmy taki jeden list i w tym liście pisze, że na Czwartku w podziemiach jest droga prób i złącze światów…
Jędrzej zakrył małemu buzię.
– Przestań paplać!
– Phi, złącze nie złącze, a co nas to obchodzi? – Emilka wzruszyła ramionami.
– Eee… nie słuchajcie go, Buli gada bez sensu. – Tomek uśmiechnął się nerwowo.
Chłopcy szybko się zabrali i odeszli, a Michalina, odprowadzając ich wzrokiem, zapytała:
– Wiesz, co to znaczy?
– Co znaczy co?
– Złącze światów. Próba odwagi. Podziemia.
– Że to te harcerskie niebezpieczne zajęcia?
– Że oni się dobrze bawią.
Zeskoczyła z murka i pobiegła za chłopakami. Emilka nie miała wyjścia i jeśli nie chciała zostać tu sama, to musiała pobiec i ona.
Chłopcy tymczasem weszli do budynku. Dziewczyny popatrzyły po sobie zdumione.
– Dlaczego oni wchodzą do szkoły skoro zostały jeszcze dwa dni wakacji?!
Emilka nie mogła sobie wyobrazić, żeby ktoś z własnej woli chciał przebywać w budzie dłużej niż to konieczne. Wszystko było dziwne.
– Idziemy. – Zarządziła Michalina.
Za drzwiami zatrzymał ich woźny. To znaczy wyglądał jak woźny, ale nie był ich starym, dobrze znanym panem Mieciem, tylko to był jakiś inny. Może nowy?
– Wypełnijcie formularz.
Podał kartki zadrukowanego papieru.
– Ale…
– Bez formularza nie wpuszczam.
– A długopis? – Michalinę nie przerażała podmiana woźnego.
Woźny niechętnie sięgnął do kieszeni na piersi i podał im długopis. Potem zabrał zapisane kwestionariusze i wręczył im po przypince, na której widniała cyfra i coś, co przypominało sfinksa. A może to był kot.
– Psze pana, a chłopcy dokąd poszli, tych trzech, co to przed nami?
Woźny pokazał głową na salę historyczną, a sam odwrócił się na pięcie i zniknął w szatni.
Było pusto i cicho. Dziewczyny przypięły sobie znaczki i stanęły przed salą do historii.
Emilka nawet się nie zdziwiła, gdy za biurkiem zobaczyły obcą kobietę w mocno ściągniętym koku, obcisłym żakiecie i tiulowym żabocie.
– Regulamin znacie? – Kobieta spojrzała obojętnie. – Dobrze. Przypominam, że nie przyjmujemy reklamacji odnośnie nagrody.
– Nagrody? – zainteresowała się Emilka.
– Nieukończenie trasy, bez względu na przyczyny, skutkuje dyskwalifikacją. A następna próba będzie w tym miejscu za… – spojrzała na zegarek – czterdzieści lat, dwa miesiące, osiem dni, godzinę i dziesięć minut.
– A czy możemy zrezygnować? – Lękliwie zapytała Emilka, która w ogóle nie miała w sobie ducha przygody.
Kobieta zmarszczyła brwi i wskazała na wejście do zaplecza historycznego. Dziewczyny posłusznie weszły do środka. Składzik zawalony był mapami, zwiniętymi kartonami, pierwszomajowymi dekoracjami z bibuły, transparentami: NIECH SIĘ ŚWIĘCI 1 MAJA! NIECH ŻYJE I ZWYCIĘŻA SOCJALIZM, były tu nawet flagi i jeden sztandar. Wszystko tonęło w kurzu i tylko wąski promień światła przebijał się przez szary pył.
– Sorko, Ale nic tu nie ma!
– Dalej, dalej! – Odkrzyknęła fałszywa nauczycielka i w tym momencie drzwi za nimi zamknęły się z trzaskiem.
– Naprzód! – Zakomenderowała Michalina, przedzierając się przez sterty rzeczy.
Dotarły do przeciwległej ściany i stanęły przed zwykłymi drzwiami. Michalina nacisnęła klamkę.
***
Nie. Tego się nie spodziewały.
Emilka poczuła się jak w Wieliczce, ponieważ znalazły się w ogromnej, wykutej w skale sali, dokładnie takiej, jak w kopalni. Z sufitu zwisał kandelabr z kilkudziesięcioma świecami, a pośrodku stał wielki sfinks, oparty na swoich lwich łapach. Wszystko drżało, ziemia uciekała spod stóp, ale najbardziej przerażające było to, że sfinks żył! Jego oczy poruszały się to w prawo, to w lewo, otwierał usta, a wtedy rozlegał się świst powietrza oraz padały niewyraźne słowa. Oszołomieni zaś chłopcy stali przed sfinksem i próbowali się wycofać. Sfinks odwrócił głowę w stronę dziewczyn i powiedział:
– Zabity zabiłem zabójcę. Lecz do podziemia nie zszedł on wcale. Ja jednak umarłem.
– Co… co on mówi?!
– Sam z własnej woli przychodzę i różne wskazuję kształty. Wzbudzam próżne obawy, lecz wszystkie podobne prawdzie.
– To są zagadki… jeśli nie zgadniemy, to nas nie wypuści.
– Ale przecież one nie mają sensu!
Sfinks zaczął się niepokojąco uśmiechać.
Kamienne ściany pokryte były hieroglifami i egipskimi malowidłami, na których widniały postacie zamierzchłych bogów, kwiaty lotosu, liście papirusu, niewolnicy, dzikie kaczki i faraonowie. W innych okolicznościach Emilka z przyjemnością oglądałaby tak fascynujące rzeczy, ale teraz tylko drżała ze strachu.
Nagle od ściany oderwała się postać, której wcześniej nie zauważyli. Nie mogło być wątpliwości. Owinięta bandażami mumia, bez oczu i ust, materializowała się coraz bardziej. Najpierw oddzieliła od ściany jedną nogę, później drugą, z trudem wydostała z kamiennego tła tułów, aż wreszcie i głowa znalazła się w trójwymiarowym świecie. Wszyscy zastygli w trwożliwym zdumieniu. Nie było jednak czasu na zastanawianie się, co to właściwie jest i czy to żyje, bo ślepa mumia zaczęła węszyć i bezbłędnie skierowała się w ich stronę.
– Wiejemy!
Jędrzej chwycił małego za rękę i pociągnął ku korytarzowi. Wszyscy rzucili się w tamtą stronę i po chwili już biegli wąskim tunelem. Czy mumia podążała za nimi? Nie mieli odwagi odwrócić się i sprawdzić. Coraz mniej światła docierało do tunelu i za chwilę stanęli w zupełnej ciemności. Zaczęli macać ściany wkoło siebie.
– Mam! – Wykrzyknął Tomek.
Usłyszeli zgrzyt zawiasów i zalał ich oślepiający blask.
Znów drzwi za nimi zamknęły się z trzaskiem i zostali sami. Po horyzont ciągnęły się piaszczyste wydmy. Stali pośrodku pustyni.
– Gdzie teraz? Gdzie jesteśmy?
– Wróćmy do domu, proszę – chlipała Emilka – w ogóle mi się tu nie podoba.
– Nie becz – Jędrzej obejrzał się za siebie – musimy tylko ukończyć trasę. Zresztą, drogi powrotnej nie ma.
I rzeczywiście, wyjście, które powinno prowadzić przez ciemny korytarz do sali ze sfinksem – zniknęło.
– No i gdzie teraz?
– Musimy znaleźć drzwi. – Powiedziała pewnie Michalina, wpatrując się uważnie w horyzont. – Tam!
Ruszyli w stronę dalekiej budowli, która wyglądała jednak dla Emilki jak fatamorgana.
– Czy to wszystko znajduje się pod naszą szkołą? I mumie, i pustynia?
– Może to coś jest jak statek kosmiczny, który sam nie zmienia miejsca, ale miejsce zmienia go, jeśli rozumiecie, o co mi chodzi.
Emilka nic nie rozumiała.
Michalina, która przeczytała również tonę literatury fantastycznej, powiedziała:
– Myślę, że to wszystko dzieje się w naszej głowie, a my jesteśmy zamkniętymi skrzynkami, które prowadzą swoje wyimaginowane życie i teraz właśnie przeżywamy jakąś podróż przez pustynię.
Zdenerwowana Emilka kopnęła przyjaciółkę w kostkę.
– Auć!
– Skrzynki! Akurat!
– A ja myślę, że to wszystko magia. – Powiedział Buli.
– Nie znasz się, mały. – Wydęła usta Michalina.
Buli się obraził, więc Jędrzej poklepał go pojednawczo po plecach i poszli dalej.
Emilka zmęczona przystanęła. Odwróciła się i krzyknęła. Za nimi podążała mumia, która co jakiś czas stawała i węszyła.
– Biegiem! – Zakomenderował Jędrzej.
– Ale ja już nie mogę.
Jędrzej nie namyślając się wziął małego na barana i zaczął biec, a reszta za nim. Emilce zabrakło tchu, kiedy wciągała gorące powietrze do płuc, ale strach przed potworem pchał ją do przodu.
Budowla przed nimi robiła się coraz większa i większa, aż wreszcie dopadli do bramy, która otwarła się z jękiem. Wbiegli na rozległy dziedziniec i usłyszeli za sobą znajomy trzask. Przed nimi ciągnęła się wybrukowana aleja z ogromnymi posągami po obu stronach.
– O nie – jęknęła Emilka – jeszcze więcej sfinksów!
Siedli w cieniu, za węgłem, aby zejść z oczu hybrydom. Tomek wyjął z plecaka metalową manierkę z wodą i podzielił się nią ze wszystkimi.
– Mamy trochę czasu, zanim mumia nas tu znajdzie.
– Gdziekolwiek nie pójdziemy, to nas wywęszy – zastanawiała się Michalina – i cały czas będziemy musieli uciekać.
– Czego ona od nas chce?
– To taka próba – powiedział Buli, chrupiąc słone paluszki – jak próba na trzy pióra. Mumię trzeba pokonać w równej walce.
– Co w takim razie?
– Musimy się jej pozbyć. Najlepiej uśmiercić.
– Przecież mumia jest martwa – powiedział sceptycznie Jędrzej.
– Hm, to przynajmniej możemy ją unieruchomić.
Michalina z bagażem swojej lektury przygodowej zaczęła intensywnie myśleć.
– A może wykopiemy pułapkę, zamaskujemy, mumia w nią wpadnie i zanim się wygrzebie, to zdążymy ją zasypać. Gdyby tak znaleźć jakiś sarkofag, to chyba dałoby się ją zamknąć w nim na zawsze, jak myślicie?
– Moglibyśmy dać jej coś do jedzenia – odezwała się Emilka – no, wiecie, jak psom dasz kość, to zaraz są zadowolone.
Tomek sięgnął do plecaka.
– Mam kanapkę z mielonką.
– Phi, myślisz, że mumia się na to skusi? – Michalina była wyraźnie niezadowolona, że to nie ona wpadła na pomysł z kanapką.
– Użyjemy mielonki, żeby zmylić jej węch.
I Jędrzej zabrał się do pracy, wydając polecenia, i co jakiś czas wdrapując się na mur, aby sprawdzić, jak blisko jest już mumia.
Gdy wszystko było gotowe, przebiegli wzdłuż szpaleru sfinksów, wdrapali się na rodzaj kamiennej góry, która zamykała aleję i z napięciem obserwowali odrzwia. Niedługo rozwarły się ze skrzypnięciem i mumia weszła do środka.
Od razu wywęszyła kawałki mielonki. Z głową przy ziemi szukając zapachu mięsa, wskoczyła na cokół pierwszego sfinksa. Ocierała się o niego z obrzydliwym charczeniem, drapiąc i atakując. Następnie zapach poprowadził ją do drugiego i trzeciego. Przez dłuższy czas nic się nie działo, a mumia robiła się coraz bardziej niespokojna i zła.
Jędrzej zesztywniał ze strachu. A co, jeśli się nie…
Nagle groźny pomruk przeszył powietrze. To sfinksy zadrżały i… obudziły się. Poczęły kręcić głowami, jednocześnie rozprostowując odrętwiałe lwie łapy. Spostrzegły mumię i zaczęły zeskakiwać z cokołów, okrążając intruza. Mumia kręciła się zdezorientowana, próbowała węszyć, ale chyba wszystko jej się pomieszało. Odbijała się to od jednego, to od drugiego sfinksa, rozjuszając je coraz bardziej.
Emilka zapatrzyła się na ten dziwny taniec ogromnych potworów. Twarze miały piękne jak kobiety z enigmatycznym uśmiechem i tajemniczym wzrokiem, a ciało silnego i niebezpiecznego lwa. Poruszały się z gracją do bezdźwięcznej melodii. Pierwszy zaatakował mumię z taką siłą, że ta poleciała daleko pod pylony. Wstała jednak i chwiejąc się ruszyła do przodu. Drugi cicho podbiegł, lekko wbił zęby w jej kark i rzucił ją pod ścianę.
– Chodź już – przyjaciółka pociągnęła Emilkę – zanim nas zauważą.
– I gdzie teraz?
– Musimy znaleźć następne drzwi oczywiście. – Wzruszyła ramionami Michalina.
Znaleźli je w tej samej kamiennej górze, z której oglądali walkę sfinksów.
– To mastaba. – Michalina była trochę zarozumiała, gdy popisywała się swoją wiedzą z książek.
Wewnątrz mastaby było ciemno i cicho. Tomek wyjął latarkę i wszyscy zobaczyli, że są w jakimś korytarzu, po którego prawej i lewej stronie w niszach stały wykute w kamieniu posągi. Stały majestatycznie wyprostowane, ale zamiast twarzy miały głowy ptaków, psów i krokodyli.
– Ach! – Krzyknęła przestraszona Emilka.
Jędrzej zakrył jej usta.
– Ciii…! – Wymamrotał i trwożnie spojrzał na najbliższy posąg, przedstawiający groźną postać z głową sokoła i złotą tarczą między rogami na głowie. – Nie możemy ich obudzić…
Zaczęli iść na palcach, starając się prawie nie oddychać i nie zrobić nawet najmniejszego hałasu. Mijali postacie z głową czarnego psa, lwa, a nawet były takie z ludzką, które, wydawało się, że wodzą za nimi wzrokiem. Korytarz ciągnął się w nieskończoność, a im pot spływał po karku. Niestety Buli ze zmęczenia stracił równowagę i wyłożył się na posadzce z łoskotem, tłukąc się boleśnie. Wszyscy zamarli w pół kroku.
– Och, już po nas! – Wyjąkał Tomek, któremu trzęsła się ręka ze strachu i promień latarki tańczył po posągach egipskich bogów.
– Nie panikuj, może nas nie usłyszały.
Posągi jednak miały chyba nie wiadomo jak czuły słuch, bo zaczęły najpierw kręcić głowami w poszukiwaniu intruzów, a potem poruszać nogami, próbując rozgrzać kamienne mięśnie.
– O nie! Uciekamy!
– Najpierw głupia mumia, a teraz to! – Płakała Emilka.
Korytarz nagle się skończył, a oni wypadli w ogromną przestrzeń niczym w jakiejś katedrze, przedzielaną kolumnadą.
– Każdy wybiera sobie kolumnę i stoi za nią cicho, jak mysz pod miotłą! – Zarządził Jędrzej.
Rozbiegli się i przylgnęli plecami do zimnego kamienia. Słyszeli zbliżające się kroki posągowych bogów, które wielokrotnie odbijały się echem.
Bogowie Dolnego i Górnego Egiptu, nie widząc nikogo, po chwili wrócili do swoich nisz, zastygając znów bez ruchu.
***
Kolumnada poprowadziła ich ku sanktuarium, pośrodku którego na pluszowej poduszce siedział kot z zielonymi oczami i pilnował szklanej kuli, świecącej opalizującym chłodnym światłem i rzucającej dokoła tęczowe refleksy.
– Czarodziejska kula! – Buli był zachwycony.
Tomek wyjął coś ze swojego plecaka.
– Mam jeszcze kawałek mielonki.
Podszedł do kota, a kot najpierw powąchał harcerską mielonkę, a potem ostrożnie wziął w zęby i połknął.
– Patrzcie, jaki milusi. – Chłopak głaskał kota i drapał go za uchem.
Buli ujął w ręce kulę, przypatrując się jej oczarowany. Wewnątrz jak w bursztynie zatopiony był szafirowy skarabeusz.
– Co to może być?
– To chyba ta nagroda, o której mówiła sorka.
– Myślicie, że skarabeusz spełnia życzenia?
Michalina energicznie pokiwała głową.
– Spełnia, ale tylko trzy.
– Mogłaby być latarką do namiotu.
– Może lepiej ją zostawić?
Spojrzeli na kota.
Kot oblizywał się zupełnie obojętny.
Tomek włożył więc kulę do plecaka i byli gotowi do drogi.
Następne przejście poprowadziło ich do pomieszczenia, które bardzo przypominało kantorek woźnego. Ponieważ nigdzie nie było widać żadnych egipskich monstrów, odetchnęli z ulgą. W mdłym świetle żarówki zobaczyli nieprawdziwą nauczycielkę od historii, która z półki zdjęła segregator.
– Wyniki rekrutacji… tak… – spojrzała w papiery – unieszkodliwienie obiektu MUM 5 całkiem pomysłowe. Hm, wszystkim gratuluję ukończenia testu. Bolesławie – zwróciła się do Bulego – wydajesz mi się trochę za młody na to stanowisko.
– Stanowisko? – Buli rozdziawił buzię.
– No przecież, agenta do spraw infrastruktury równoległej.
Emilka nie wiadomo czy bardziej była zaskoczona tym, że mały ma na imię Bolesław, czy tym, że jakaś podejrzana organizacja proponuje pracę młodocianym.
– Równoległej… równoległego wszechświata? – Zapytał niepewnie Jędrzej.
Pseudonauczycielka spojrzała na niego z lekką irytacją.
– Skarabeusza możecie zatrzymać, oczywiście.
Byli w szkolnej szatni. Minęli rzędy pustych wieszaków, wspięli się po schodach i po chwili znaleźli się w głównym holu. Wyszli na palące, Czwartkowe słońce, a drzwi szkoły zamknęły się za nimi z trzaskiem.
***
Pierwszego września odświętnie ubrani, z tarczami na rękawach, ostrożnie przekroczyli próg budy, przywitał ich jednak zwyczajny szkolny gwar, tupanie i pokrzykiwania. Uczniowie hałaśliwie szukali swoich klas, a wychowawcy próbowali ustawić wszystkich w rzędzie. Woźny, pan Miecio, pilnował zmiennego obuwia.
Emilka zastanawiała się, czy podziemia szkoły, kryjące w sobie te straszne niesamowitości, zniknęły na zawsze, czy tylko stały się chwilowo niewidzialne. Zastanawiała się też, jak będzie wyglądać jej przyszłość. W końcu zrezygnowali z bycia agentami równoległych światów, stwierdzając jednogłośnie, że najpierw muszą skończyć naukę. A kim będzie ona sama? Mogłaby na dobrą sprawę zostać egiptologiem. Uśmiechnęła się do siebie. Bo przecież żadne mumie i bogowie nie mogą już jej nastraszyć.
Takie trochę staroświeckie, tradycyjne young adult ci wyszło – podejrzewam, że taki był plan – przyjemne w lekturze, jeżeli ktoś lubi te klimaty (ja, owszem, lubię). Podejrzewam jednak, że dla osób preferujących fantastykę dla dorosłych będzie to – nie tyle przez dobór postaci, co przez sposób prowadzenia narracji – nieco zbyt młodzieżowe/dziecinne.
ninedin.home.blog
Ninedin, dzięki za odwiedziny!
Ja z kolei miałam wrażenie, że oprócz klimatów young adult jest tu też coś z wczesnych gier komputerowych.
Zgadzam się z ninedin, że to raczej opowiastka dla młodszych czytelników, nawet jeśli jest celowo pastiszowa wobec literatury młodzieżowej owego okresu, który tu przywołujesz.
Jeśli coś mnie zastanowiło, to czy pierwszym skojarzeniem dziewczynek będzie sfinks, a drugim kot, czy jednak na odwrót? Plus na osobę, która nagle będzie wiedziała, co to jest mastaba, pasuje mi bardziej Emilka.
No i “sorka” – nie jestem pewna, na jakie dokładnie lata się tu stylizujesz, pachnie mi raczej ‘70 albo i ‘80 niż wcześniejszymi, ale i tak nie jestem pewna, czy to nie późniejsze.
http://altronapoleone.home.blog
Opowiadanie dla piątoklasistów, a może i młodszych. To nie jest ocena negatywna. Przeciwnie, uważam, że potrzebne są takie opowiadania mogące pobudzić chęć czytania, nie ograniczania się do tv i komiksów. Powodzenia
Hej, hej
Dołączę do grona poprzedników – to opowiadanie dla młodszego czytelnika, ale… całkiem fajne! Niektóre zdania wypadałoby wygładzić, np.
Wysoki Jędrzej, Tomek, ten z długimi blond włosami, obiekt westchnień wszystkich dziewczyn i jakiś dzieciak.
Tutaj się pogubiłem, kto, jest kim.
Ogólnie w ramach swojej konwencji jest ok. Fabuła linearna i to dosłownie, od jednego pokoju do pokoju, i nie czuć nawet przez chwilę jakiegoś niebezpieczeństwa, ale pod względem przygodówki młodzieżowej nie mam większych zarzutów.
Szkoda, że nie było więcej rozmowy ze Sfinksem i rozwiązywania zagadek.
Pozdrawiam
Drakaina
Gra komputerowa? Oczywiście! Cieszę się, że dało się to z opowiadania wyczytać. Fabuła miała naśladować grę, jej powierzchowność i linearność. Czas – chyba koniec lat 70. do połowy lat 80. Wiedza uczniów o starożytności wtedy była całkiem rzetelna :)
Dzięki za odwiedziny!
Koala
Opowiadanie dla wszystkich, tylko że tym razem nie ma drastycznych scen i problemów, takich prawdziwych i dorosłych. Pozdrawiam!
Zanais
dzięki za przeczytanie, cieszę się, że młodociani bohaterowie trochę się obronili. Pozdrawiam!
Hej!
Zgadzam się z przedmówcami, co do grupy docelowej opowiadania. Poczułam się, jakbym czytała lekturę szkolną i choć początek mnie zaciekawił (mimo że nie przepadam za czytaniem o przygodach dzieci), to później się zmęczyłam i zaczęłam odpływać myślami. Na koniec byłam trochę rozczarowana, że tak po prostu wyszli. Spodziewałam się chociaż konieczności rozwiązania zagadki, bo w takiej formie, jak obecnie, obecność Sfinksa jest naciągana. Niby ich nie wypuści, a jednak tak po prostu sobie od niego odbiegli. Zabrakło mi budowania napięcia i kulminacji, którą bym poczuła. Rozprawienie się z mumią było czymś obok, bez zaangażowania bohaterów. Również to, że ich goniła, nie wzbudziło we mnie emocji. Dużo się działo, ale wydarzenia mnie nie porwały. Również wyjaśnienia dlaczego w ogóle przeszli przez ten quest mnie nie przekonały.
To opowiadanie zupełnie nie w moim klimacie, więc nie przejmuj się moim marudzeniem :-) Historia ma potencjał, tylko w moim odczuciu, zabrakło zaangażowania emocjonalnego.
Pozdrowienia,
eM
emlisien
Co do zaangażowania emocjonalnego – pewnie masz rację. Bo pisząc stwierdziłam, że głębsze uczuciowe rozterki tu nie będą pasowały.
Dzięki za przeczytanie!
:-) Nie chodziło mi o ból egzystencjalny i poczucie pustki, jakby co ;-) Raczej o niepokój, napięcie, trochę strachu i niepewności.
Z racji tego, że sama pisuję dla dzieci, to opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu, a i wszechobecny Egipt dodatkowo tu plusuje :). Bohaterowie są różni, ciekawie prowadzisz historię, do tego duża wyobraźnia zawarta w szczegółach (jak mumia wychodząca ze ściany, skarabeusz w kuli itp.). Kiedy czytałam to opowiadanie, to przypomniałam sobie Twój Pałac Gubernialny, w podobnym stylu.
Trochę brakuje mi choć jednozdaniowego (by nie spowalniać akcji) zdziwienia i oburzenia chłopaków, że dziewczyny przyszły za nimi. Znalazłam również kilka drobiazgów związanych z kropkami i dużą literą w dialogach. Choć nie jestem ich pewna, to jednak wydaje mi się, że poprawnie wskazuję:
Oszołomieni zaś chłopcy stali przed sfinksem i w próbowali się wycofać.
– Wróćmy do domu, proszę – chlipała Emilka – w ogóle mi się tu nie podoba. – nie jestem pewna czy to nie powinno być jako drugie zdanie.
– Nie becz – Jędrzej obejrzał się za siebie – musimy tylko ukończyć trasę. Zresztą, drogi powrotnej nie ma.
powiedziała pewnie Michalina, wpatrując się uważnie w horyzont – Tam!
– A ja myślę, że to wszystko magia. – Powiedział Buli.
– Musimy znaleźć następne drzwi oczywiście. -– Wzruszyła ramionami Michalina.
– To mastaba – Michalina była trochę zarozumiała, gdy popisywała się swoją wiedzą z książek.
Idę klikać :)
Monique
A już się podłamywałam, że nikomu się nie podoba! Cieszę się, że spotkało życzliwego czytelnika :)
Trochę brakuje mi choć jednozdaniowego (by nie spowalniać akcji) zdziwienia i oburzenia chłopaków, że dziewczyny przyszły za nimi.
Fakt, zdziwienie było w planach, ale tak się przestraszyłam, że mumia zaraz bohaterów dopadnie, że zupełnie o tym zapomniałam…
Dzięki za przeczytanie i wyłapanie kropek! Pozdrawiam!
Tego typu młodzieżowa przygodówka to zupełnie nie moje klimaty. Ale napisane przyzwoicie. Wstęp dobrze oddane późnowakacyjny nastrój znudzonych dzieciaków, które nie mają nic do roboty. Podoba mi się też zakończenie, po takiej przygodzie nic już Emilce nie straszne. Na plus też opis mumii wyłażącej ze ściany.
Do minusów zaliczyłabym sfinksa (bo zagadki wcale nie trzeba było rozwiązać, a szkoda) i postacie chłopców, które są nieszczególnie wyraziste. O dziewczynkach i ich charakterach czegoś się dowiadujemy, ale o chłopcach nie wiemy prawie nic poza detalami dotyczącymi wieku i wyglądu.
Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Podobało mi się. Przeniosłaś mnie w lata dzieciństwa. I to podwójnie, bo zarówno stylem, jak i treścią. Opko jest lekko stylizowane na stare polskie powieści dla młodzieży, które miło wspominam. A i w harcerstwie byłam i wszelkiego rodzaju podchody wspominam z nostalgią :) Tekst rzeczywiście dla młodszego czytelnika, ale nie widzę w tym problemu. Czytało się dobrze.
Z czepialstwa: bardzo spokojnie reagują chłopcy na nagłe pojaawienie się dziewczyn. Przypuszczam, że w rzeczywistości wybuchłaby ogromna kłótnia, że dlacczego za nimi lazły, że nie są harcerkami, więc nie mają prawa i tak dalej.
Tytuł z jakiegoś powodu skojarzył mi się z obiadami czwartkowymi u króla Stasia ;)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Irka
Miło mi, że udało się przywołać klimat dawnych lektur! Czwartek to nazwa dzielnicy Lublina, gdzie dzieje się akcja :)
Zgadzam się, chłopcy zbyt łatwo się zgodzili na udział dziewczyn w ich przygodzie. Trochę pochłonęło mnie uciekanie przed mumią i nie zdążyłam tego dopracować.
Pozdrawiam!
mindenamifaj
Anet
Dzięki za przeczytanie!
Klimat potwornej rzeczywistości, czającej się w szkole i próba jak na trzy pióra do mnie przemawiają. Jakkolwiek częstowanie kota (nawet widmowego) harcerską mielonką powinno być kwalifikowane jako próba zabójstwa.
Opowiadanie mi się podobało, ale jeśli chcesz, mogę się przyczepić do przecinków np.:
– Wiesz co to znaczy? → – Wiesz[,] co to znaczy?
Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny
Radek
Cieszę się, że wakacyjna, staroświecka przygoda się spodobała, przecinek już poprawiony, z tą mielonką może faktycznie przeholowałam… :)
Pozdrawiam!
Fajna opowieść, logiczna, spójna i ładnie malowana słowami.
Jako dziecko lubiłam wyobrażać sobie, że w szkolnej piwnicy, albo w opuszczonej szopie kryją się niesamowite tajemnice.
To było ekscytujące, z dreszczykiem strachu, ale też ze świadomością, że to wszystko jest bliskie i znane. U Ciebie to trochę taka historia, ale też jakby jej przełamanie. Czyli nagle okazuje się, że to co znane, ma drugie, albo i trzecie dno.
Lożanka bezprenumeratowa
Ambush
Dzięki! Miło, że się spodobało!
Cześć!
Opowiadanie lekkie, przyjemne, w mojej ocenie idealne dla dzieci w okolicach czwartej klasy. Trochę bym popracowała nad szykiem zdań, bo miejscami jest dość nienaturalnie. Zobacz:
Lato minęło nudne i wyglądało na to, że przez następne dwa dni, które zostały do pierwszego dzwonka, nic się ciekawego nie zdarzy.
Lepiej: nic ciekawego się nie zdarzy.
– Co jutro będziemy robić? Może pojedźmy nad zalew?
Może: co będziemy robić jutro? Albo: jutro co będziemy robić?
– Matka jutro ma gotować krochmal, całe przedpołudnie będę wieszać pranie.
A tu: matka ma jutro gotować krochmal. Lub: jutro matka ma gotować krochmal.
Ale to tylko moje zdanie :) Niekoniecznie to, jak mi coś brzmi, musi cokolwiek oznaczać!
Poza tym:
Rzeczywiście, odpadający tynk starych kamienic, przegniłe drewniane schody i wszechobecna szarość czyniła z tego miejsca plugawy zakątek…
Tu musi być “czyniły”, bo to czasownik po wyliczeniu, a więc należy mu się liczba mnoga.
Z sufitu zwisał kandelabr z kilkudziesięcioma świecami…
Kandelabr to świecznik stojący lub typ ulicznej latarni. Tutaj byłby to po prostu żyrandol.
A te dwa fragmenty:
– Co w takim razie?
– Musimy się jej pozbyć. Najlepiej uśmiercić.
– Przecież mumia jest martwa – powiedział sceptycznie Jędrzej.
– Hm, to przynajmniej możemy ją unieruchomić.
– Moglibyśmy dać jej coś do jedzenia – odezwała się Emilka – no, wiecie, jak psom dasz kość, to zaraz są zadowolone.
Tomek sięgnął do plecaka.
– Mam kanapkę z mielonką.
Ha, serio się przy nich ubawiłam; to jest naprawdę fajny tekst, dobrze sprawdziłby się u młodszych odbiorców. Ja tu widzę potencjał :)
Sympatyczna historia.
Trochę rozczarowało mnie, że dzieciaki nie musiały wykazywać się pozytywnymi cechami, żeby przejść dalej. No, niech chociaż jedną zagadkę odgadną, a tu nic, tylko uciekają i się chowają. Przy mumii wykazały odrobinę sprytu. W ten sposób powstaje wrażenie, że za łatwo zdać.
Dziwne, że organizatorzy imprezy nie rozpropagowali szerzej zabawy – tylko pięć osób, w tym dwie przypadkowe. A następna okazja za 40 lat. No i koniec końców nikogo nie zrekrutowali. Mało wydajni są.
Jędrzej nie namyślając się wziął małego na barana i zaczął biec,
Wydaje mi się, że bieganie z dzieciakiem na barana jest ryzykowne. Chyba wygodniej byłoby wziąć go pod pachę (jeśli mały), przerzucić przez ramię jak zrolowany dywan albo zastosować chwyt strażacki.
Babska logika rządzi!
Finkla
Słusznie zauważyłaś, że jest tu niejaka powierzchowność i fragmentaryczność. Może, gdybym pisała to na nowo, inaczej bym to ujęła.
Masz rację z baranem. Chodziło o to, że na plecy go wziął :)
Dzięki za odwiedziny!