- Opowiadanie: krzkot1988 - Jestem bogiem

Jestem bogiem

Moja ce­gieł­ka do kon­kur­su Mumie :-) Po­sta­ra­łem się za­pre­zen­to­wać nieco... inną per­spek­ty­wę. Mi­ło­śni­cy grozy ra­czej nie od­naj­dą tu wiele dla sie­bie, ale od kiedy wymóg kon­kur­so­wy zo­stał zmie­nio­ny z “grozy” na “nie­sa­mo­wi­tość” hi­sto­ria speł­nia kry­te­ria ;-)

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Jestem bogiem

Na po­cząt­ku była ciem­ność. Bez­brzeż­na, bez­den­na, wszech­ogar­nia­ją­ca. A w niej byłem ja – bóg. Wy­peł­nia­łem w ca­ło­ści tę nie­skoń­czo­ną noc, a ona z tru­dem mie­ści­ła me ciało. Mo­głem przy­bie­rać do­wol­ną formę albo żadną. Nade mną nie było praw, a czas był dla mnie nic nie zna­czą­cym stru­my­kiem, z któ­re­go piłem, gdy mia­łem ocho­tę.

Potem, przed­tem i do­kład­nie w tym mo­men­cie na­sta­ła świa­tłość. Wdar­ła się nie­pro­szo­na do mego kró­le­stwa i bez żad­nej li­to­ści roz­szar­pa­ła ciem­ność na strzę­py. Są tacy, któ­rzy ko­ja­rzą mrok ze złem, a świa­tło z do­brem. Jed­nak pod­czas gdy ciem­ność otula świa­tło w mat­czy­nych ob­ję­ciach, nigdy nie wkra­cza­jąc w jego dzie­dzi­nę, świa­tło­ścią kie­ru­je je­dy­nie żądza znisz­cze­nia swo­je­go prze­ci­wień­stwa. Gdzie więc leży dobro, a gdzie zło?

Gdy stało się jasne, że przy­ja­zny mrocz­ny świat do­biegł swego kresu, bez stra­chu wkro­czy­łem w nową rze­czy­wi­stość. Przy­bra­łem po­stać szla­chet­ną i do­stoj­ną, któ­rej miesz­kań­cy tego świa­ta wkrót­ce skła­dać będą po­kłon.

Gdy oczy w moim nowym ciele przy­wy­kły do wszech­obec­ne­go bla­sku, uj­rza­łem dwie isto­ty po­kracz­ne i nie­zdar­ne, ale przy tym duże i silne. Po­sta­no­wi­łem ob­da­rzyć ich moją łaską i mi­ło­sier­dziem, czy­niąc z nich moich pierw­szych nie­wol­ni­ków. Zwró­ci­łem się wów­czas do stwo­rów, ży­wiąc na­dzie­ję, że ob­da­rzo­ne są in­te­li­gen­cją i poj­mu­ją język bogów:

‒ Ja je­stem Alfa i Omega, który jest, który był i…

‒ Spójrz, Am­se­cie! – Prze­rwa­ła mi jedna z istot, pre­zen­tu­jąc brak ja­kie­go­kol­wiek sza­cun­ku i ogła­dy. – Jaki słod­ki ko­ciak za­wę­dro­wał do urny z ziar­nem! Tak przy­jem­nie mru­czy.

‒ Ba­stet po­sta­no­wi­ła po­bło­go­sła­wić nasz nowy dom, Chedi – od­par­ło dru­gie stwo­rze­nie, sil­niej zbu­do­wa­ne od pierw­sze­go i po­zba­wio­ne cha­rak­te­ry­stycz­nych wy­brzu­szeń na pier­si.

Wtedy nie­zna­jo­my po­wa­żył się na coś nie­wy­ba­czal­ne­go! Wy­cią­gnął swe brą­zo­we koń­czy­ny i uniósł mnie z miej­sca mych na­ro­dzin, z ko­leb­ki życia. Bez py­ta­nia!

‒ Od­staw mnie, głup­cze! – wark­ną­łem.

‒ Rze­czy­wi­ście, tak spo­koj­nie mru­czy – za­uwa­żył ten, któ­re­go zwali Am­se­tem, kom­plet­nie igno­ru­jąc moje żą­da­nia. – Chyba mu do­brze.

Co on robi? Czy on… dra­pie mnie po brzusz­ku? MNIE?! Cóż za bluź­nier­ca, od­stęp­ca, he­re­tyk… O tak! Jesz­cze, nie prze­sta­waj!

Uzna­łem w swej nie­skoń­czo­nej do­bro­ci, że skoro na­le­ga­ją, po­zwo­lę im na tę drob­ną przy­jem­ność. Nada­łem rów­nież od­po­wied­nie imię tej nie­zna­nej rasie nie­wol­ni­ków – czło­wiek.

‒ Am­se­cie – ode­zwa­ła się isto­ta o drob­niej­szej bu­do­wie, praw­do­po­dob­nie sa­mi­ca – jak go na­zwie­my?

‒ Może po twoim stry­jecz­nym bra­cie? Tak bar­dzo nam po­mógł pod­czas ze­szło­rocz­nej suszy.

‒ Masz rację – zgo­dzi­ła się Chedi, po czym zwró­ci­ła się bez­po­śred­nio do mnie, wy­po­wia­da­jąc nie­zro­zu­mia­łe słowa: – Witaj w nowym domu, Kry­zy­sie.

 

***

 

Mu­sia­łem przy­znać, mimo po­cząt­ko­wej nie­chę­ci, że ten nowy świat był znacz­nie cie­kaw­szy od Krain Wiecz­nej Ciem­no­ści. Oczy­wi­ście, jako bóg, byłem nie­omyl­ny. Po pro­stu zmie­ni­ły się oko­licz­no­ści, co w pełni upraw­nia­ło mnie do zmia­ny zda­nia.

Moją nową formę eg­zy­sten­cji zde­cy­do­wa­nie umi­lał fakt, że nie­wol­ni­cy oka­za­li się bar­dzo spraw­ny­mi or­ga­ni­za­to­ra­mi. Na­tych­miast za­dba­li o wszel­kie po­trze­by mo­je­go fi­zycz­ne­go ciała, co chwi­lę skła­da­jąc mi w ofie­rze ryby, mię­sne kąski czy wodę dla uga­sze­nia pra­gnie­nia. Po­sta­no­wi­łem ich za­trzy­mać. W myśl za­sa­dy “za­do­wo­lo­ny sługa, to efek­tyw­ny sługa” oka­zjo­nal­nie po­zwa­la­łem im na de­li­kat­ne piesz­czo­ty lub nie­zo­bo­wią­zu­ją­cą za­ba­wę. Tej cie­le­snej for­mie przy­da się tro­chę ruchu. Zwłasz­cza po czwar­tej do­kład­ce gę­sich wą­tró­bek.

Gdy nu­ży­ło mnie za­rzą­dza­nie obej­ściem i do­glą­da­nie nie­wol­ni­ków, wy­ru­sza­łem zwie­dzać ten prze­dziw­ny, gło­śny, ko­lo­ro­wy świat. Szyb­ko za­uwa­ży­łem, że w ka­mien­nej dżun­gli, zwa­nej “mia­stem”, żyje wielu bogów po­dob­nych do mnie. Oczy­wi­ście ich po­tę­ga i splen­dor nie mogły się rów­nać z moim, ale każdy dys­po­no­wał wła­sną służ­bą i pa­ła­cem. Choć nie­wol­ni­cy przy­na­le­że­li okre­ślo­nym bó­stwom, to każdy z nich miał obo­wią­zek pod­da­wa­nia się rów­nież woli in­nych prze­cho­dzą­cych bogów. Nie­zna­jo­me isto­ty na każ­dym kroku skła­da­ły mi ofia­ry, przy­go­to­wy­wa­ły miej­sce do spo­czyn­ku, jeśli byłem zmę­czo­ny, i sta­ra­ły się za­do­wo­lić mnie na swój nie­po­rad­ny spo­sób.

W trak­cie moich wę­dró­wek wśród pro­ste­go ludu je­dy­nie raz byłem świad­kiem buntu nie­wol­ni­ka, który ośmie­lił się pod­nieść rękę na swego boga. Nie­wier­ny pró­bo­wał zrzu­cić bó­stwo z jego tronu, który na­le­żał do niego wedle na­tu­ral­ne­go prawa. Jed­nak re­ak­cja po­zo­sta­łych sług mi za­im­po­no­wa­ła. Kiedy ostat­ni raz wi­dzia­łem tego nie­wdzięcz­ni­ka, w po­śpie­chu opusz­czał mia­sto, że­gna­ny ka­mie­nia­mi.

Pew­ne­go dnia, pod­czas od­po­czyn­ku mię­dzy drzem­ką po­obied­nią a przed­wie­czor­ną, do­strze­głem, że moje sługi opa­no­wa­ła dziw­na ner­wo­wość. Jako że bycie Panem to nie tylko przy­wi­le­je, ale też obo­wią­zek trosz­cze­nia się o pod­da­nych, zstą­pi­łem na zie­mię, by oce­nić po­ten­cjal­ne nie­bez­pie­czeń­stwo.

‒ Szyb­ciej Chedi, mu­si­my zdą­żyć ze sprzą­ta­niem przed przy­by­ciem ka­pła­na! – po­pę­dzał sa­mi­cę Amset.

‒ Wiem, wiem – od­par­ła. – Po pro­stu je­stem tak pod­eks­cy­to­wa­na, że wszyst­ko leci mi z rąk. Na­resz­cie się do­cze­ka­li­śmy! Tylko dla­cze­go tak bez ostrze­że­nia?

‒ Nie wiem, Chedi. Ale czy to ważne? Jeśli ka­płan po­bło­go­sła­wi twoje łono i zło­ży­my od­po­wied­nią ofia­rę, wtedy na pewno po­czniesz zdro­we i silne dziec­ko. Czyż nie zgo­dzi­li­śmy się, że Kry­zys jest zna­kiem od Ba­stet? Już czas, ko­cha­na.

‒ Masz rację, Am­se­cie. – Chedi po­de­szła do męż­czy­zny i za­rzu­ci­ła mu ra­mio­na na szyi. – Po pro­stu się boję. Po tym co przy­da­rzy­ło się mojej sio­strze…

‒ Wszyst­ko bę­dzie do­brze, obie­cu­ję. – Amset objął part­ner­kę swo­imi mu­sku­lar­ny­mi ra­mio­na­mi i po­ca­ło­wał ją na­mięt­nie.

Lu­bi­łem pa­trzeć, jak oka­zu­ją sobie czu­łość. Nie­zna­na siła, która miała moc pa­no­wa­nia nawet nade mną, pro­wo­ko­wa­ła mnie wów­czas do wy­da­wa­nia z sie­bie cie­płe­go, ni­skie­go po­mru­ku. Słu­dzy rów­nież zwró­ci­li na to uwagę.

‒ Wi­dzisz? Mamy wspar­cie w Kry­zy­sie. Damy sobie radę. – Amset po­gła­dził Chedi po po­licz­ku, po czym po­wró­cił do bez­sen­sow­nej czyn­no­ści ście­ra­nia kurzu ze sprzę­tów, które i tak zaraz się po­bru­dzą.

Czyż nie wy­star­czy, że po­bło­go­sła­wi­łem ich nędz­ne bi­be­lo­ty, zrzu­ca­jąc wszę­dzie frag­men­ty mojej bo­skiej fu­trza­nej okry­wy? Jed­nak taki zapał do sprzą­ta­nia świad­czyć mu­siał o jed­nym – bę­dzie­my mieli go­ścia. Cóż, jako Pan tego do­mo­stwa rów­nież mu­sia­łem za­dbać o kilka rze­czy. Naj­pierw zaj­rza­łem do kąta izby, by skro­pić go pły­ną­cą prze­ze mnie świę­tą wodą, po czym uda­łem się na tron, by wy­li­zać swe bo­skie ciało.

 

***

 

Łysy czło­wiek w po­włó­czy­stej sza­cie od po­cząt­ku mi się nie po­do­bał. Nie wy­ka­zy­wał na­le­ży­tej po­ko­ry i ule­gło­ści, jak na sługę przy­sta­ło. Po­wiem wię­cej, biła od niego pycha i wład­czość, jakby to jemu na­le­ża­ło bić po­kło­ny. Co za aro­gan­cja! Po­sta­no­wi­łem na­uczyć go sza­cun­ku, jeśli tylko nada­rzy się oka­zja.

‒ Wi­taj­cie, Am­se­cie, Chedi – po­wie­dział do mych nie­wol­ni­ków ten wąż w ludz­kiej skó­rze. – Bo­gi­ni Ba­stet na­wie­dzi­ła mnie tej nocy we śnie i na­ka­za­ła, abym przy­chy­lił się do wa­szej proś­by o bło­go­sła­wień­stwo. Naj­wy­raź­niej bo­go­wie ocze­ku­ją wiel­kich rze­czy od wa­sze­go dziec­ka.

Ka­płan su­ge­styw­nie uniósł palec wska­zu­ją­cy w niebo i spoj­rzał w ślad za nim. Na­stęp­nie po­ło­żył dłoń na brzu­chu Chedi i za­czął coś mam­ro­tać. Gdy skoń­czył mówić, za­miast za­brać swoją za­pchlo­ną rękę, po­wo­li, ledwo do­strze­gal­nie za­czął prze­su­wać ją w dół.

– Sły­sza­łeś, ko­cha­ny? – spy­ta­ła Chedi, od­su­wa­jąc się nieco i kur­czo­wo chwy­ta­jąc swego samca za ramię. – Czyż to nie cu­dow­ne?

‒ W isto­cie, moja droga. W isto­cie. To wspa­nia­łe wie­ści, ka­pła­nie – zwró­cił się do ły­se­go. – Może zo­sta­niesz z nami na skrom­ny po­czę­stu­nek, przy­go­to­wa­ny przez mał­żon­kę? Mamy powód do świę­to­wa­nia.

‒ Nie, nie. – Śli­ski czło­wiek uniósł dło­nie w prze­pra­sza­ją­cym ge­ście. – Nie­ste­ty, obo­wiąz­ki wzy­wa­ją. Że­gnaj­cie i niech was bo­go­wie pro­wa­dzą.

Ski­nął głową i skie­ro­wał się do wyj­ścia. Na wszel­ki wy­pa­dek zsze­dłem na dół, aby upew­nić się, czy na­praw­dę wy­szedł. Jed­nak gdy sta­nął już na progu, od­wró­cił się nagle, jakby cze­goś za­po­mniał.

‒ Przy­po­mnia­ło mi się jesz­cze coś z mego snu. Naj­wię­cej bo­skich darów dzie­cię otrzy­ma, jeśli po­czę­te zo­sta­nie o za­cho­dzie słoń­ca. Nie za­sła­niaj­cie też okien, by Ba­stet mogła być świad­kiem wa­sze­go po­łą­cze­nia.

Ten czło­wiek zde­cy­do­wa­nie zbyt wiele mówił, a za mało się kła­niał. Na­le­ża­ła mu się lek­cja.

‒ Klęk­nij przed swym Panem, bez­wło­sa małpo, a być może okażę ci li­tość – rze­kłem, w swym mi­ło­sier­dziu ofe­ru­jąc mu ostat­nią szan­sę uko­rze­nia się.

‒ O, jaki ślicz­ny kotek – za­uwa­żył ka­płan, uśmie­cha­jąc się jak kro­ko­dyl na widok pa­są­ce­go się nad Nilem bydła.

Uzur­pa­tor wy­cią­gnął dłoń w mym kie­run­ku, bez wąt­pie­nia pełen nie­go­dzi­wych za­mia­rów. Wy­cią­gną­łem więc me atry­bu­ty spra­wie­dli­wo­ści oraz ze­msty i na­zna­czy­łem jego dłoń zna­mie­niem bluź­nier­cy, by inni bo­go­wie wie­dzie­li, że zo­stał wy­klę­ty.

Ka­płan cof­nął dłoń z sy­kiem i bez słowa wy­szedł na dzie­dzi­niec.

 

***

 

Wi­zy­ta ły­se­go bez­boż­ni­ka nie wy­trą­ci­ła na szczę­ście mych wier­nych sług z in­tym­ne­go na­stro­ju. Gdy słoń­ce za­czę­ło cho­wać się za ho­ry­zon­tem, zdję­li z sie­bie te bez­sen­sow­ne, krę­pu­ją­ce ruchy odzie­nia i przy­stą­pi­li do ko­pu­la­cji. Wi­dzia­łem ich w tej sy­tu­acji już nie raz. Jako znak sza­cun­ku, naj­czę­ściej czy­ni­li to na po­do­bień­stwo nas, bogów. Ale nie­kie­dy po­no­si­ła ich fan­ta­zja i pre­zen­to­wa­li wów­czas bar­dzo kre­atyw­ne ukła­dy łą­cze­nia dwóch ludz­kich ciał. Choć, jako bóg, zwy­kle byłem ponad ta­ki­mi fi­zycz­ny­mi za­chcian­ka­mi, to jed­nak nie dzi­wi­łem się Am­se­to­wi. Jak na ludz­ką sa­mi­cę, Chedi pre­zen­to­wa­ła się bo­wiem nie­zwy­kle po­nęt­nie.

O ile nie wy­stę­po­wa­ła żadna na­glą­ca po­trze­ba, zo­sta­wia­łem ich w ta­kich mo­men­tach sa­mych. Czer­pa­li z tego wiel­ką przy­jem­ność i bu­do­wa­li swą więź. Już dawno za­uwa­ży­łem zaś za­leż­ność, że im więk­sza bli­skość pa­no­wa­ła mię­dzy nimi, tym go­ręt­szą mi­ło­ścią ob­da­rza­li i mnie.

Już nie­mal przy­mkną­łem oczy, dając od­po­cząć mej cie­le­snej for­mie po spo­ży­ciu po­kaź­nej ko­la­cji, gdy za oknem wy­cho­dzą­cym na dzie­dzi­niec do­strze­głem jakiś ruch. Być może inny bóg od­wie­dził moje te­ry­to­rium. Mu­sia­łem bez­zwłocz­nie po­znać jego za­mia­ry. Mógł bo­wiem oka­zać się przy­ja­znym prze­chod­niem, ale też agre­syw­nym bo­giem wojny, któ­re­go je­dy­nie kon­flikt i prze­moc mogły na­sy­cić. W ta­kiej sy­tu­acji, zmu­szo­ny był­bym na­kar­mić go prze­mo­cą aż pęk­nie!

Wy­sze­dłem na po­dwó­rze i wcią­gną­łem po­wie­trze nosem. Nie wy­czu­łem jed­nak bo­skiej obec­no­ści. Za­miast tego wy­chwy­ci­łem nuty ko­rzen­nych przy­praw, oliwy, drew­na ce­dro­we­go i… śmier­ci. Ob­ró­ci­łem się w kie­run­ku, z któ­re­go pły­nął mrocz­ny odór. Czu­łem ten za­pach już wcze­śniej tego dnia. Łysy wró­cił, by po­now­nie na­psuć mi krwi.

Wtedy go zo­ba­czy­łem. Stał przy nie­wiel­kim okien­ku izby sy­pial­nej, którą prze­zna­czy­łem dla mych sług. Wpa­try­wał się lu­bież­nym wzro­kiem w złą­czo­nych w mi­ło­snej eks­ta­zie ludzi i dło­nią marsz­czył skórę na swym na­rzą­dzie do ko­pu­la­cji.

Ta­kiej pod­ło­ści nie mo­głem pu­ścić mu pła­zem. Roz­pę­dzi­łem się i jed­nym po­tęż­nym susem wsko­czy­łem ka­pła­no­wi na plecy. Moje zęby od razu do­rwa­ły się do jego ucha. Skoro nie słu­chał bo­skich roz­ka­zów, to zna­czy, że go nie po­trze­bu­je.

Byłem tyleż za­sko­czo­ny, co obu­rzo­ny fak­tem, że ten od­pa­dek ludz­kiej rasy śmiał się bro­nić, za­miast z po­ko­rą przy­jąć boską karę. Chwy­cił mnie za skórę na karku i ci­snął o ścia­nę do­mo­stwa. Usły­sza­łem gło­śne chrup­nię­cie, a potem znowu prze­kro­czy­łem gra­ni­cę Kra­iny Ciem­no­ści.

 

***

 

Ota­czał mnie mrocz­ny bez­kres. Nie była to jed­nak zimna, nie­przy­ja­zna próż­nia. Czu­łem cie­pło, de­li­kat­ny dotyk, ni­czym wtu­lo­ny w mat­czy­ne futro i de­li­kat­nie piesz­czo­ny szorst­kim ję­zy­kiem. Ni­cze­go nie do­strze­ga­łem, ale nie było w tym miej­scu ni­cze­go strasz­ne­go. Zresz­tą, je­stem bo­giem, cóż więc może mnie prze­ra­zić?

Prze­peł­nio­ny mi­ło­ścią dotyk wy­czu­wal­ny był teraz wzdłuż całej mej nie­okre­ślo­nej formy, która była nie­skoń­czo­na. Mimo iż wy­peł­nia­łem cały bez­kres ciem­no­ści, ktoś był w nim ze mną. Wkrót­ce gość ujaw­nił się, prze­ma­wia­jąc ję­zy­kiem bogów:

‒ Witaj, synu – ode­zwał się głos tuż przy moim uchu, które ist­nia­ło w każ­dym punk­cie prze­strze­ni.

‒ Witaj, Ma­tecz­ko Ba­stet – od­par­łem, pełen sza­cun­ku i mi­ło­ści.

‒ Zo­sta­łeś siłą wy­dar­ty z pra­wem na­leż­nej ci do­me­ny i czu­łych ra­mion twych sług. Takie prze­stęp­stwo wobec boga nie może po­zo­stać bez kary.

‒ Wy­mierz ją we­dług swej mą­dro­ści, Ma­tecz­ko – zgo­dzi­łem się. – Pro­szę je­dy­nie o bło­go­sła­wień­stwo dla mych sług, któ­rych opu­ści­łem w po­trze­bie. Oba­wiam się, że pe­wien ka­płan im go nie za­pew­ni.

‒ Już się tym za­ję­to. – Ciem­ność wokół mnie nagle roz­bły­sła, a w moim umy­śle po­ja­wi­ły się ob­ra­zy z życia Am­se­ta i Chedi oraz ich pięk­nej córki Neb­keb. Za­zna­li wiele ra­do­ści i szczę­ścia, ale też tro­chę smut­ku i stra­ty, jak każdy z nas. W do­brych i złych chwi­lach, ich do­mo­stwem za­wsze opie­ko­wał się jeden z po­mniej­szych bogów.

‒ Dzię­ku­ję, Ma­tecz­ko.

‒ Mam dla cie­bie jesz­cze jedną nie­spo­dzian­kę. Chodź­my – rze­kła Ba­stet.

Ru­szy­li­śmy w drogę, choć ni­g­dzie się nie prze­mie­ści­li­śmy. Po chwi­li by­li­śmy zu­peł­nie gdzie in­dziej, mimo iż wszyst­ko było takie samo. Do na­szej dwój­ki w ciem­no­ści do­łą­czył jed­nak trze­ci głos.

‒ Ba­stet? Pani moja? To ty? – zadał py­ta­nie nie­zna­jo­my, po czym za­chi­cho­tał. – To jed­nak wszyst­ko praw­da! Ist­nie­je­cie! Nie je­ste­ście tylko wy­god­nym batem na pro­sty lud! Będę żył wiecz­nie…

Ciem­ność wy­peł­nił pełen ulgi szloch, do­cho­dzą­cy z każ­de­go za­ka­mar­ka nie­skoń­czo­nej Kra­iny.

‒ Spójrz po­now­nie, ka­pła­nie – od­po­wie­dzia­ła mu Ba­stet, po czym wszech­świat po­now­nie się skur­czył.

Znowu mia­łem ciało. Sprę­ży­ste, pu­szy­ste, godne bó­stwa. Ciem­ność wciąż kró­lo­wa­ła w tym miej­scu, jed­nak smugi świa­tła prze­ni­ka­ły gdzie­nie­gdzie przez cien­ką linię na ho­ry­zon­cie.

‒ Mmmf, tfu! Gdzie ja je­stem? Gdzie Ba­stet i moje miej­sce w nie­bio­sach, po­śród fa­ra­onów? Gdzie Pan Anu­bis i Ozy­rys? – do­ma­gał się od­po­wie­dzi ka­płan. – Co to za szma­ty? Czemu je­stem owi­nię­ty…

W nowym, mi­nia­tu­ro­wym ko­smo­sie za­czę­ło się robić coraz cia­śniej.

‒ Nie, nie, nie! Nie mo­że­cie mi tego zro­bić! – wrzesz­czał ka­płan z pi­skiem, któ­re­go po­zaz­dro­ścić by mu mogło nie­jed­no kocie bó­stwo. – Wier­nie słu­ży­łem wam całe życie. Praw­da, lu­bi­łem sobie do­ro­bić na boku, albo wy­ko­rzy­stać jakąś ła­two­wier­ną ple­be­jusz­kę, ale poza tym wio­dłem świę­ty żywot! Byłem ar­cy­ka­pła­nem sa­me­go bo­ga-czło­wie­ka Ram­ze­sa! Nie mo­że­cie mnie tu zo­sta­wić…

Wrza­ski zmu­mi­fi­ko­wa­ne­go ciała bo­skie­go sługi mie­sza­ły się ze szlo­chem i sza­lo­nym śmie­chem, prze­ra­dza­jąc się w dys­har­mo­nicz­ną sym­fo­nię ago­nii.

‒ Osza­le­ję, osza­le­ję, osza­le­ję – po­wta­rzał ni­czym man­trę ka­płan, si­łu­jąc się ze swymi ban­da­ża­mi i wie­kiem sar­ko­fa­gu.

Po kilku mi­nu­tach znu­dzi­ła mi się ta za­ba­wa. To zde­cy­do­wa­nie nie była dla niego wy­star­cza­ją­ca kara.

‒ Co tam się rusza? K-k-kim je­steś? Zo­staw mnie, de­mo­nie! Zo­staw mnie!

Po­wo­li wy­su­ną­łem swoje bo­skie pa­zu­ry i przy­stą­pi­łem do me­to­dycz­nej pracy nad roz­dzie­ra­niem ciała ka­pła­na, ka­wa­łe­czek po ka­wa­łecz­ku. Pew­nie zaj­mie mi to co naj­mniej kil­ka­set lat. Ale cóż, bycie bo­giem to nie tylko od­bie­ra­nie na­leż­nej chwa­ły, ale i obo­wiąz­ki.

 

***

 

‒ Pro­szę czy­nić ho­no­ry, pro­fe­so­rze al-Va­zi­ri – roz­legł się głos, który na­ru­szył mój długi sen.

‒ To może być naj­waż­niej­sze od­kry­cie całej wy­pra­wy, moi dro­dzy. Nikt nie do­ty­kał tego sar­ko­fa­gu od trzech ty­się­cy dwu­stu lat – ode­zwał się ktoś inny. – Wolę nie sta­wiać wszyst­kie­go na te moje chude ra­mio­na. Po­móż­cie, chłop­cy!

‒ Zatem trzy… dwa… jeden…

Świe­tli­sta linia na ho­ry­zon­cie mrocz­ne­go wszech­świa­ta za­czę­ła się roz­sze­rzać, by w końcu uka­zać twa­rze kil­kor­ga ludzi, wpa­tru­ją­cych się we mnie z od­po­wied­nią dawką szoku i nie­do­wie­rza­nia. Do­kład­nie taką, ja­kiej wy­ma­ga sta­wa­nie twa­rzą w twarz z bo­giem. Unio­słem się i prze­cią­gną­łem, przy­go­to­wu­jąc ciało na ko­lej­ne życie w Kra­inie Świa­tła.

‒ Nikt go nie do­ty­kał od trzech ty­się­cy lat… Tak, pro­fe­so­rze? – spy­tał młody sa­miec, kie­ru­jąc wzrok na naj­star­sze­go z moich no­wych sług i uśmie­cha­jąc się sze­ro­ko.

‒ Cóż, ja… to zna­czy… Nie wspo­mi­naj­my o tym przy roz­li­cza­niu gran­tu, do­brze?

Pro­fe­so­ro­wi od­po­wie­dzia­ły śmie­chy i ra­do­sne po­kle­py­wa­nie po ple­cach. Po­do­ba­ła mi się ta grupa. Byli dziw­nie ubra­ni, pach­nie­li zu­peł­nie ina­czej niż moi po­przed­ni nie­wol­ni­cy, ale wie­dzia­łem, że będą mi do­brze słu­żyć.

‒ Panie pro­fe­so­rze, co się stało z tą mumią? – za­in­te­re­so­wa­ła się jedna z samic o przy­jem­nej, okrą­głej twa­rzy.

‒ Wy­glą­da na to, że sar­ko­fag zo­stał otwar­ty dawno temu – wy­ja­śnił star­szy czło­wiek. – Zmu­mi­fi­ko­wa­ne ciało ule­gło de­kom­po­zy­cji, a nasz czar­ny fu­trza­ny ko­le­ga do­koń­czył dzie­ła znisz­cze­nia. Po­ję­cia nie mam jak on się tam do­stał.

‒ Pro­szę spoj­rzeć na po­kry­wę. – Inny sługa zwró­cił uwagę na od­su­nię­tą część sar­ko­fa­gu. – Od środ­ka wi­docz­ne są za­dra­pa­nia.

‒ To pew­nie kot. – Mach­nął ręką lek­ce­wa­żą­co al-Va­zi­ri.

‒ Fu­trzak nie wy­glą­da, jakby miał roz­staw łap jak u do­ro­słe­go męż­czy­zny. Tego czło­wie­ka mu­sie­li po­grze­bać żyw­cem.

‒ Cóż… – za­czął pro­fe­sor z wa­ha­niem. – Istot­nie by­wa­ły takie przy­pad­ki.

W trak­cie tej wy­mia­ny zdań, sym­pa­tycz­na sa­mi­ca unio­sła mnie i wzię­ła w ra­mio­na.

‒ Co ty na to, by za­miesz­kać ze mną? – zwró­ci­ła się do swego boga. – Masz już ja­kieś imię?

‒ Tu jest jakaś in­skryp­cja – cią­gnął po­chy­lo­ny nad po­kry­wą sar­ko­fa­gu młody czło­wiek.

Pro­fe­sor al-Va­zi­ri kuc­nął u jego boku i mru­żąc oczy po­wo­li prze­tłu­ma­czył hie­ro­gli­fy.

‒ Ram­zes… Umarł… Kry­zys… Żyje!

Koniec

Komentarze

Witaj krzkot1988 !!!!

 

Tekst ma swój urok. Zwłaszcza podobała mi się końcówka i początek natomiast środek mniej, gdyż no nie kapowałem do końca o c chodzi :) Zabawne, że mój tekst na “Mumie” też związany jest z Bogiem.

 

Czytało się dobrze i warsztatowo też chyba jest OK, bo zgrzytów żadnych nie było. Powodzenia w konkursie!

Jestem niepełnosprawny...

Cześć. 

Jakoś tak zacząłem czytać, bo byłem ciekaw, o czym toczy się dyskusja na SB.

Tekst bardzo mi się spodobał. Ładnie oddałeś kocią naturę, nie widziałem żadnych zgrzytów, a czytanie było przyjemne i nie powodowało znużenia, co się niestety czasem zdarza. Może nie jest to jakaś historia, która zwala z nóg, ale całkiem przyjemne czytadełko o dość przewidywalnej, ale przyjemnej oku strukturze. 

Zachęciłeś mnie do lektury innych Twoich opowiadań. 

Idę do wątku bibliotecznego. 

 

Cześć Dawidzie! Dzięki za wizytę i komentarz. Na pewno przed końcem konkursu zajrzę również do twojego tekstu :-)

 

Hej Silver, miło cię zobaczyć pod moim tekstem. Jednak (nie)dyskretny marketing na SB się opłaca :-P Cieszę się, że się spodobało i wielkie dzięki za klika. Do lektury innych moich opowiadań gorąco zachęcam, choć lojalnie uprzedzam, że zwykle są NIECO dłuższe ;-)

 

Może nie jest to jakaś historia, która zwala z nóg, ale całkiem przyjemne czytadełko

Jest tak, jak napisałeś. Mógłbym tu udawać, że przecież roztrząsam wątki dobra i zła, życia i śmierci, religii, a i alegoria współczesnej Polski by się znalazła. Ale bym skłamał, bo to jest zwyczajna, prosta historia o kocie :-)

Krzkocie!

 

Bóg w ciele kota powinien trafić na listę TOP 3 sposobów na chwycenie czytelnika za serce i sprawienie, by nadmiernie nie malkontencił :-) Dobra zagrywka ;-) Jakbym miała się czepiać, to bym rzekła, że wstęp daje nam poczuć, że mamy do czynienia z Bogiem, przez duże BO, GIE i EM! A potem okazuje się, że kici z trochę przerośniętym ego jest jednak bóstwem pomniejszym. Ale – no właśnie – prawa fizyki nie tłumaczą jak to jest możliwe, że tak wielkie ego da się upchnąć w tak małym stworzeniu. Koty wymykają się chyba większości zasad. 

Przyjemna lektura! 

 

 

Dzięki emlisien! Dobrze wiedzieć, że metoda “na kotka” wciąż działa :-P

Jakbym miała się czepiać, to bym rzekła, że wstęp daje nam poczuć, że mamy do czynienia z Bogiem, przez duże BO, GIE i EM

Cóż, narracja jest pierwszoosobowa, więc wiemy tylko to, jakim postrzega się nasz bohater. A reszta wyjaśniasz już sobie sama w dalszych zdaniach :-D

Miło, że się spodobało :-)

Kociarze powinni czcić Twoje dzieło. Ja jestem psiarą, ale doceniam jego głębię. Podobało mi się, chociaż w środku nieco się pogubiłam;)

Lożanka bezprenumeratowa

Naprawdę musi być w kotach tak zwane coś, nieodgadnione w szczegółach, dozwalające na mnogość interpretacji, ale zawsze kończące się konstatacją, że to one rządzą nami.

Dlaczego nikt nie zapunktował???

Serdeczne dzięki za przeczytanie Ambush i AdamieKB :-) Cieszę się, że dobrze wam się czytało. Sam mam w domu dwa koty i cóż… w zasadzie mogłem napisać we wstępie, że historia jest oparta na faktach :-D

Jeden z nich to Rademenes? :)

Hehe, blisko, ale raczej bardziej Rudymendes :-P

Piękne :)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Dzięki Greasy ;-)

Krzkocie, nie jestem kociarzem, ale podziwiam koty i Twój tekst jest właściwym dla nich hołdem. Życzę Ci powodzenia w konkursie. Dobrze jest na początek dnia przeczytać taki tekst. :)

Misie i koty to chyba nienajlepsze połączenie, więc tym bardziej doceniam, że tekst się spodobał! :-)

Wesołe i sympatyczne.

Nie wydaje mi się, że spełnia wszystkie warunki konkursowe (wysokie stężenie humoru, czas akcji), ale co tam, mnie się podobało. Resztą niech się martwi Drakaina.

Narrator przekonujący, z ego godnym lwa.

Babska logika rządzi!

Cieszę się, Finklo, że się spodobało :-)

 

Nie wydaje mi się, że spełnia wszystkie warunki konkursowe (wysokie stężenie humoru, czas akcji), ale co tam, mnie się podobało. Resztą niech się martwi Drakaina.

Mnie się wręcz wydaje, że nie spełnia prawie żadnego: czas akcji zbyt wczesny, miejsce akcji Egipt (choć nazwa ta nigdzie nie pada :-P), do tego zero grozy i szczątkowe ilości mumii. Ale będę się bronił do końca!

Genialne. :D I takie życiowe. Mówię to jako zadeklarowany kociarz.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Dzięki SNDWLKR! Osobowość głównego bohatera została poparta wnikliwymi badaniami środowiskowymi, przeprowadzonymi na losowo dobranej próbie dwóch kotów domowych :-P 

Hej, krz(kocie)1988 

Dobrze, że wbrew zaleceniom konkursu akcję umieściłeś w Egipcie. Gdzie indziej żywot Kryzysa nie miałby takiego wydźwięku.

Opowiadanie przyjemne, humorystyczne głównie dzięki kociej narracji. Zdziwiłem się sceną kopulacji i zachowania zbereźnika-kapłana, bo trochę nie pasowały do poprzedniej części tekstu, ale ogólnie wyszło sympatycznie.

W 16k znaków zmieściłeś kompletną historię, co nie zawsze się udaje.

I te boskie atrybuty!

Klikam, bo przyjemne, ciekawe i dobrze napisane.

Pozdrawiam

Kociara :) Więc oczywiście mi się podobało :) Fajne, lekkie, przyjemnie się czytało. Grozy, dzięki Bastet, brak. Jakoś nie mam na nią ochoty. Imię kota mi się spodobało. Dobre :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ale sympatyczny tekst :)

Bardzo, ale to bardzo przypadł mi do gustu Twój pomysł. Bardzo smacznie wyszła Ci narracja, wyśmienicie objaśniłeś kocią naturę, a nuta humoru uprzyjemniła podróż przez opowiadanie. Wykonanie – przynajmniej moim skromnym zdaniem – porządne, było wprawdzie kilka miejsc, w których bym coś pozmieniał, ale nie odebrało mi to radości z tekstu. 

Czym prędzej kieruję Barkę Milionów Lat do wątku bibliotecznego, aby polecić opowiadanie.

 

PS. Nawet wielki Amon Ra ma w domu swoje własne bóstwa, a oto jedno z nich:

Zanaisie, niezmiernie miło, że zaniosło cię w moje skromne progi :-)

Dzięki za klika i pozytywne przyjęcie opowiadania. Postać kapłana miała wprowadzić w kontraście do boskości Kryzysa trochę szarej, ludzkiej rzeczywistości. Ale oczywiście wszystko kończy się dobrze, a zło zostaje ukarane ;-)

 

Dzięki również Tobie, irko, za same pochwały. I oczywiście #teamcatlovers!

 

Z szacunkiem chylę głowę przed twym błogosławieństwem, Ojcze Amonie, tym bardziej, że twa boska interwencja wprowadziła mnie i Kryzysa do biblioteki :-)

Łolaboga! Kryzys w Bibliotece! ;-)

Babska logika rządzi!

Żeby sobie tam nie sprowadził czasem Kryzysowej narzeczonej ;-)

Cześć, Krzkocie!

 

Od razu mówię – ja jestem #teamPsy XD

Ale odłóżmy antypatie i podziały na bok ;)

Nerwowy dialog Amseta i Chedi jest do bólu infodumpowy:

‒ Szybciej Chedi, musimy zdążyć ze sprzątaniem przed przybyciem kapłana!

(…)

‒ Nie wiem, Chedi. Ale czy to ważne? Jeśli kapłan pobłogosławi twoje łono i złożymy odpowiednią ofiarę, wtedy na pewno poczniesz zdrowe i silne dziecko. Czyż nie zgodziliśmy się, że Kryzys jest znakiem od Bastet? Już czas, kochana.

oni to wszystko wiedzą, a wspominają o tym tylko po to, by dowiedział się o tym kot i czytelnik ;)

ledwo dostrzegalnie zaczął przesuwać ją w dół.ł

kiks na końcu

‒ Nie, nie, niestety(+.)śŚliski człowiek uniósł dłonie w przepraszającym geście.

zapis dialogu do poprawy

 

Ej, ale Łysy jest do kasacji. Ostatecznie kotów też nie krzywdzimy w opowiadaniach.

po czym wszechświat ponownie skurczył się.

“się skurczył” będzie zdecydowanie lepiej.

 

Dobra – Łysy skasowany – jest satysfakcja!

 

“– I wtedy tam rządził Ramzes i on miał starszego brata

– Nazywał się Kryzys

– Ten Ramzes umarł…

– …a Kryzys żyje do dzisiaj”

klasyka Tey!

 

No ładnie, ładnie – żywotny kotek-bóstwo :) Faktycznie podejście niesztampowe, ale dla mnie ok :) Krótko i przyjemnie.

 

Pozdrawiam i powodzenia w krokusie!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć Krzkocie!

Opowiadanie podobało mi się, głównie za sprawą zaskakującej wizji bogów i nieoczywistego narratora.

Czasem dialogi brzmiały trochę drętwo i napuszenie, ale co tam.

Pozdrawiam!

 

Hej, Krokusie! Dzięki za wizytę w mojej Purrramidzie oraz wychwycone babolki :-)

 

Nerwowy dialog Amseta i Chedi jest do bólu infodumpowy

Trochę na pewno, ale czy aż do bólu? Konia z rzędem temu, kto w nerwowej sytuacji nie powtarza w kółko “oczywistych oczywistości” :-) Ale po zakończeniu konkursu rzeczywiście nieco ten fragment zmodyfikuję.

 

klasyka Tey!

No nareszcie ktoś złapał nawiązanie! :-P

 

Tobie, chalbarczyku, również dziękuję za odwiedziny i przeczytanie. Cieszę się, że tekst się spodobał :-)

Czasem dialogi brzmiały trochę drętwo i napuszenie, ale co tam.

No cóż, w końcu mamy do czynienia z bogiem o ego wielkości całego wszechświata plus jednego kota, więc chyba ma prawo być nieco napuszony ;-)

O, sympatyczne i zabawne. Może i nie spełnia wszelkich wymagań konkursu, ale za to spełnia wymaganie pt. “Bardzo zabawna, trochę złośliwa, sympatyczna, fabularnie spójna i pomysłowa lektura w czwartkowe południe”. Mi się. Moim kotom chyba też.

ninedin.home.blog

Dzięki ninedin! Nie wiem skąd wiedziałaś, że celowałem właśnie w napisanie “bardzo zabawnej, trochę złośliwej, sympatycznej, fabularnie spójnej i pomysłowej lektury na czwartkowe południe” ;-) Acz słyszałem opinie, że w pozostałe dni tygodnia też czyta się nie najgorzej.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Ja team koty, więc opowiadanie również bardzo przypadło mi do gustusmiley. Zwłaszcza pomysł i barwna narracja. Jeden moment trochę mnie zniesmaczył, ale kwestia gustu. No i była Bastetsmiley.

AnetMonique – dzięki za odwiedziny i bardzo się cieszę, że tekst się spodobał :-)

Acz słyszałem opinie, że w pozostałe dni tygodnia też czyta się nie najgorzej.

Potwierdzam, w niedzielę też czytało się bardzo dobrze :)

Lekkie, humorystyczne i bardzo kocie, czyli jak dla mnie w sam raz. Tylko dialogi trochę zgrzytały.

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Dzięki za przeczytanie i pozytywną opinię, mindenamifaj :-)

 

Tylko dialogi trochę zgrzytały.

A tam, kto by tam słuchał dokładnie co te ludzkie sługi szczebioczą do siebie. Przecież oni gadają non-stop! Równie dobrze w opowieści Kryzysa zamiast dialogów mogło być:

– (Tu słyszałem jedynie szum morza) :-P

 

Cześć!

 

Kocie to, nieco humorystyczne i bardzo sympatyczne. Niezwykle udane imho przedstawienie perspektywy kota, to znaczy boga, to znaczy… nieważne, każdy wie, o co chodzi ;-) Trochę upiorna końcówka (choć ja chyba nie powinienem tego pisać ;-) ), kontrastująca z resztą. Bardzo przyjemny tekst na wieczór. Z rzeczy, które jakoś szczególnie zwróciły moją uwagę:

Nade mną nie było praw, a czas był dla mnie nic nie znaczącym strumykiem, z którego piłem, gdy miałem ochotę.

Potem, przedtem i dokładnie w tym momencie nastała światłość.

W pierwszym zdaniu jest napisane, że czas podlega jego władaniu. A już w następnym, że jednak on podlega czasowi… Niejasne. Dalej, jak już wiemy, że jest to na lekko, to traci nieco na znaczeniu, ale początkowo nieco bruździ.

Nie wspominajmy o tym przy rozliczaniu grantu, dobrze?

;-)

 

Jeżeli czegoś w tym tekście zabrakło, to rozwinięcia w coś dłuższego, bo napisany jest sprawnie, sceny nie nudzą, choć zachowanie kapłana jest nieco przewidywalne i przejaskrawione imho (choć czasem sam też mam do takiej stygmatyzacji skłonność)

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej :)

Tytuł jak u Paktofoniki albo w tym filmie z pisarzem, co cierpiał na brak weny. :) Ale klikając nie spodziewałam się, że będzie faktycznie o bogu, zaskoczyło mnie to. 

 

całości tą nieskończoną

tę 

 

albo żadną

Bez przecinka.

 

Fragment o jasności i ciemności nasunął mi skojarzenie z opowiadaniem „Wybierz światło”, tam też jasność była dla niektórych czymś gorszym niż mrok.

 

Podoba mi się przejście z boga, który żył w ciemności do ukazania go jako kota, sympatyczne. :)

 

Oczywiście, jako bóg, byłem nieomylny. Po prostu zmieniły się okoliczności, co w pełni uprawniało mnie do zmiany zdania.

Dobre. No tak, bogowie zawsze znajdą powody dla przedstawienia pewnych sytuacji inaczej, w zależności od tego, co im akurat pasuje. :D

 

Świetne, że ludzie są niewolnikami kota, ta perspektywa jest taka nienachalna i taka oczywista zarazem. :) 

 

Amset objął partnerkę swoimi muskularnymi ramionami i pocałował ją namiętnie.

To teoche trochę takie zbyt standardowe, jakby opisane z romansu, nasz koci bóg chyba inaczej by to zrelacjonował? :)

 

Wizyta kapłana – na plus, że pokazujesz zwyczajne życie Amseta i Chedi widziane oczami Kryzysa. Ludzie od zawsze potrzebowali wsparcia w temacie starań o dziecko, kapłani byli do tego idealni. Przypomniał mi się serial „Słowianie”, gdzie obsesja do uzyskania potomka powodowała wiele odwiedzin u kapłanów (nazywanych żercami). 

 

 

znaczy, że go nie potrzebuje.

Literówka

 

Cóż, kapłan okazał się tym na podobieństwo obecnych kapłanów, jakoś mnie to nie dziwi…

 

Scena ze śmiercią boga i pojawienie się Bastet – zaskoczyło mnie, myślałam, że jako bóg to trochę więcej może przetrwać. Nie przemawia do mnie koncepcja śmierci kapłana z rąk (a raczej pazurków :)) naszego kota, bo w większości scen był ukazany raczej jako ktoś, kto lubi ponarzekać i się powywyższać, ale nie ma tak krwiożerczej natury.

 

Zakończenie w sumie dość standardowe: po wiekach ekspedycja naukowców odnajduje sarkofag, mamy też naszego boga. Ale dla mnie trochę bez sensu, że tyle czekał na nowe wcielenie. ;)

 

Ogólnie sympatyczne, bóg-kot jako narrator ciekawy, po drodze przeszkadzało mi kilka drobiazgów, ale czytałam z przyjemnością. ;)

 

Pozdrawiam ;)

Dzięki za wizytę, krar :-) Cieszę się, że się spodobało.

 

Nade mną nie było praw, a czas był dla mnie nic nie znaczącym strumykiem, z którego piłem, gdy miałem ochotę.

Potem, przedtem i dokładnie w tym momencie nastała światłość.

W pierwszym zdaniu jest napisane, że czas podlega jego władaniu. A już w następnym, że jednak on podlega czasowi… Niejasne. Dalej, jak już wiemy, że jest to na lekko, to traci nieco na znaczeniu, ale początkowo nieco bruździ.

Hmm, szczerze mówiąc w mojej głowie drugie zdanie dodatkowo podkreśla, że przepływ czasu jest dla naszego bohatera nieistotny. Ale najwidoczniej nie jest to takie oczywiste, jak mi się wydawało :-D

 

Jeżeli czegoś w tym tekście zabrakło, to rozwinięcia w coś dłuższego

Trochę obawiałem się, że pomysł na kocią perspektywę z wybujałym ego nie dźwignie dłuższego opowiadania i po drodze zacznie się powtarzać. Ale kto wie, może nasz futrzany bóg jeszcze powróci?

 

Ananke, dzięki za wizytę i obszerny komentarz :-)

 

Amset objął partnerkę swoimi muskularnymi ramionami i pocałował ją namiętnie.

To teoche trochę takie zbyt standardowe, jakby opisane z romansu, nasz koci bóg chyba inaczej by to zrelacjonował? :)

Być może nasz bohater jest w duchu niepoprawnym romantykiem? ;-) Poza tym przejście na perspektywę całkowicie kocią mogłoby wyglądać nieco dziwnie. Np. tu wypadałoby wówczas napisać zdanie:

Amset począł ugniatać tors partnerki swymi umięśnionymi przednimi łapami, zaznaczając w ten sposób intymność ich relacji, a następnie przeszedł do lizania jej pyszczka :-P

 

Cóż, kapłan okazał się tym na podobieństwo obecnych kapłanów, jakoś mnie to nie dziwi…

Kapłan jest oczywiście stereotypowy do bólu, ale jak sama zauważyłaś, po tysiącach lat wciąż trudno im wyjść poza ten stereotyp…

 

Nie przemawia do mnie koncepcja śmierci kapłana z rąk (a raczej pazurków :)) naszego kota, bo w większości scen był ukazany raczej jako ktoś, kto lubi ponarzekać i się powywyższać, ale nie ma tak krwiożerczej natury.

Nasz koci bohater absolutnie nie ma krwiożerczej natury. Ale jak każdy, nawet najbardziej milusiński kot, gdy trzeba użyć pazurów, to potrafi to zrobić :-)

 

Pozdrawiam!

Wybaczę Ci tę akcję w Egipcie i to starożytnym, bo niestety z różnych przyczyn losowych nie miałam możliwości zweryfikować przestrzegania zasad, a to w końcu głównie zabawa.

No i ja się setnie przy tym opowiadaniu ubawiłam, zwłaszcza że niby Egipt, ale, hmmm, jakieś takie aktualne niektóre elementy tego świata ;)

No i bardzo mi się podoba, jak wykorzystujesz memiczne współczesne koty, ich “boski” status, w połączeniu z kotami egipskimi. Wyszedł nawet pewien rys obcości egipskich bogów, a jednocześnie ich bardzo mocnej opiekuńczości.

 

Technicznie czytało się bardzo płynnie, jakieś tam babolki drobne były, ale przeszłam nad nimi do porządku dziennego, co w sumie dobrze świadczy o tekście.

 

http://altronapoleone.home.blog

Droga Drakaino!

Od początku wiedziałem, że zasad konkursowych tekst nie spełnia, więc tym większe dzięki, że mógł w nim wziąć udział i nieźle sobie poradził :-)

niby Egipt, ale, hmmm, jakieś takie aktualne niektóre elementy tego świata

Wszelkie podobieństwo do np. innych środowisk kapłańskich i urzędniczych lubiących zaglądać swoim wiernym i obywatelom do łóżek nie jest całkowicie przypadkowe :-P

No i bardzo mi się podoba, jak wykorzystujesz memiczne współczesne koty, ich “boski” status, w połączeniu z kotami egipskimi.

Posiadając w domu dwa koty jestem przekonany, że w ich własnym mniemaniu boski status ich gatunku nie podlega żadnej dyskusji. Sądzę, że nie uległo to zmianie przez ostatnich kilka tysięcy lat :-)

 

Jeszcze raz dzięki za przeczytanie i za cały konkurs!

Poza tym przejście na perspektywę całkowicie kocią mogłoby wyglądać nieco dziwnie. Np. tu wypadałoby wówczas napisać zdanie:

Amset począł ugniatać tors partnerki swymi umięśnionymi przednimi łapami, zaznaczając w ten sposób intymność ich relacji, a następnie przeszedł do lizania jej pyszczka :-P

 

Hm, niekoniecznie tak by wypadało napisać, bo w końcu to kot, który ma inteligencję na poziomie odróżniania ludzi od kotów i wie, że ludzie mają ręce i twarze, a koty łapy i pyszczki. :D 

Ale racja, że przy kociej perspektywie trzeba się sporo nagimnastykować. :)

 

 

Nasz koci bohater absolutnie nie ma krwiożerczej natury. Ale jak każdy, nawet najbardziej milusiński kot, gdy trzeba użyć pazurów, to potrafi to zrobić :-)

No może i tak, ale ta krwiożerczość na końcu nie niesie ze sobą żadnego większego sensu i trochę zaburza dość lekki, humorystyczny styl kota. :)

 

Pozdrawiam :)

 

Nowa Fantastyka