- Opowiadanie: Finkla - Potyczka z chaosem

Potyczka z chaosem

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Potyczka z chaosem

Jack założył się sam ze sobą, że dotknie najważniejszego eksponatu w muzeum. Od dzieciństwa tak się bawił, tylko nagrody się zmieniały. Ale i tak najważniejsza była satysfakcja, kolejny dowód, że nie jest mięczakiem.

Mnóstwo czasu poświęcił na dowiedzenie się, co właściwie jest tym głównym przedmiotem. Żaden z jego kumpli z doków nie odwiedzał muzeów, ale od czego są znajomi znajomych? Archie, jeden z flisaków, przysięgał, że zdaniem jego siostry chodzi o Kamień z Rosetty. Zarzekał się również, że wstęp nic nie kosztuje.

Jak się okazało – Archie nie łgał. Ani w sprawie darmowego wejścia, ani najważniejszego starocia. Niestety, czarny kamień bez przerwy otoczony był przez grupkę gapiów. Początkowo Jack łudził się, że to jakaś wycieczka, która wkrótce powędruje dalej, ale przez pół godziny tłok nie zmalał. Tylko twarze się zmieniały. Wreszcie zniechęcony Jack pobrnął za jakąś paniusią z dwojgiem hałaśliwych dzieciaków.

Kręcił się po salach wypełnionych chłamem, aż wreszcie szczęście się do niego uśmiechnęło – stanął przed wyrzeźbioną głową jakiejś babki. Jak głosiła tabliczka – również z Egiptu, chociaż nazwa Sa el-Hagar nic Jackowi nie mówiła. Rzeźba była czarna jak przeklęty rozetkowy kamień i chyba jeszcze starsza niż on, bo bardziej zniszczona. Na głowie tkwił dziwaczny czepkowaty kapelusz z fantazyjną ozdóbką nad czołem, który z pewnością byłby godny wyścigów Royal Ascot, gdyby tylko spory kawałek mu się nie odłamał. Chyba spokojnie można uznać, że niebrzydka kobitka jest ważniejsza niż kamień, na dodatek cały zabazgrany bzdurnymi napisami, prawda?

Jack omiótł pomieszczenie spojrzeniem. W drugim końcu stały jeszcze dwie osoby, ale nie zwracały na niego uwagi. Decyzja zapadła. Szybko przechylił się nad sznurkiem odgradzającym gapiów od staroci i chwycił damulkę za podbródek. Jacka natychmiast zalało zadowolenie. Poczuł się równie męsko, jak wtedy, kilka lat temu, kiedy po szkolnej potańcówce, na skraju boiska wepchnął Sue rękę pod spódniczkę. Szybko uznał, że zakład można uznać za wygrany i należy mu się podwójny gin w pubie „U Tobiasza”.

Pchany niecierpliwością, skierował się do wyjścia. Dwie sale dalej humor nieco mu się zważył – zatrzymał się na moment obok cudacznych rzeźb. Przypominały koty naturalnej wielkości, tylko stojące na baczność, i nie zostały wykonane z metalu ani drewna, lecz jakby ze szmat ciasno owiniętych wstążkami w różnych odcieniach brązu. Tworzyły ładne wzorki, podobne do tych na podłodze w gabinecie dyrektora King George V Dock. Koty zdawały się patrzeć na Jacka, który stał i odwzajemniał spojrzenie, aż nagle jeden ze zwierzaków wyraźnie drgnął. Przysunął się o dobry cal, a potem zaczął się przechylać. Powoli, jak holownik podpływający do barki przy wysokiej fali.

Jack uciekł czym prędzej, zanim ktokolwiek mógłby go oskarżyć o przewrócenie rzeźby. Tego jeszcze brakowało! Dotknął czarnej damulki, ale koty w ogóle go nie interesowały. Ledwo się powstrzymał przed wybiegnięciem na zewnątrz, ale przyspieszył kroku jak tylko mógł bez przyciągania uwagi i już więcej się nie zatrzymywał.

 

***

 

– Do stu tysięcy skarabeuszy z powyrywanymi nóżkami! – zaklęła Bastet.

Śmiertelnik dotknął czarnego eksponatu, ale nie dał jej i sobie szansy na kontakt z kocią mumią. Teraz będzie musiała wyzwolić go spod wpływu Seta w trudniejszy sposób.

Na razie wybrała jednego z dachowców rezydujących w pobliżu British Museum i wcieliła się w niego, aby śledzić śmiertelnika. Miała nadzieję, że ten nie skorzysta z metro – z niewiadomych powodów barbarzyński lud zamieszkujący te chłodne okolice nie lubił, kiedy koty samodzielnie podróżowały transportem publicznym. Oczywiście bogini mogłaby wyśledzić tego śmiertelnego głupca nawet w podziemnej kolei, ale wymagałoby to jeszcze więcej wysiłku – musiałaby wniknąć w swoje zwierzęta na każdej stacji wybranej linii i pilnować, gdzie wysiądzie świeżo upieczony agent Seta.

Na szczęście śmiertelnik postawił na własne kończyny. Bastet, oczyma kolejnych czworonogów, śledziła go aż do śmierdzącej starymi szczynami i zepsutym jedzeniem speluny na obrzeżu Docklands. Lokal był tak podły, że właściciel – zwalisty typ z rudymi siwiejącymi bokobrodami – nawet nie miał własnego kota, który rozprawiałby się z gryzoniami. Set zyskiwał następną przewagę. Bogini mogła tylko obserwować wnętrze przez brudne okna. I tak do świtu nie zdołałaby podjąć żadnych zdecydowanych działań. Noc należała do wroga.

 

***

 

Wygrany gin przyjemnie rozgrzewał. Tego właśnie potrzebował Jack po nużącym marszu w stronę doków! Wśród zebranych w pubie rozpoznał Dave'a, więc usiadł obok niego.

– Mówię ci, stary, co mi się dzisiaj zdarzyło!

– No?

– Poszłem do tego muzeum, co to o nim Archie gadał… Pamiętasz?

– Nie pamiętam.

– Może cię przy tym nie było… Nieważne. Umyśliłem sobie, że dotknę jednego starocia. Tam mieli taką damulkę ulepioną z gliny czy czegoś. Żem ją chwycił za twarz! I poczułem się… Jak mężczyzna, rozumiesz?

Czy to Jack nie potrafił dobrać odpowiednich słów, by oddać swoje uczucia, czy to Dave nie znał się na sztuce, czy to któryś z nich wypił za wiele… W każdym razie Dave rozrechotał się i wrzasnął na całe gardło:

– Jacka kręcą baby z gliny!

 

***

 

Bastet, a właściwie jej malutka cząstka wciśnięta w ciało pręgowanego kocura, skulona na dachu szopy patrzyła, jak śledzony człowiek rzuca się z pięściami na towarzysza. Obaj zapaśnicy dysponowali podobną siłą, podejrzewała, że pracowali w pobliżu jako tragarze. Zaskoczenie sprzyjało napastnikowi, więc zdobył chwilową przewagę, która rozwiała się jak mgła na pustyni, kiedy do bójki włączyli się inni mężczyźni. Wkrótce wybrany przez Seta śmiertelnik został wyrzucony za drzwi.

– I żebym cię tu więcej nie widział, póki nie nabierzesz rozumu, Jack! Zapamiętaj to sobie! – Groźbie towarzyszył kopniak.

Czyli tak współplemieńcy wołali na śmiertelnika. Pożyteczna informacja.

Jack leżał bez ruchu, co ośmieliło Bastet. Z gracją zeskoczyła z szopy na murek, potem na jakieś beczki i skrzynki, a wreszcie na ziemię. Prysnęła moczem na prawą rękę mężczyzny, tę samą, która dotknęła eksponatu, umożliwiając Setowi zdobycie pewnej władzy nad człowiekiem, a potem uciekła przed ciosem. Oczywiście mocz przypadkowego kocura nie miał szans na zniwelowanie klątwy Seta, ale mógł nieco osłabić jej działanie.

 

***

 

Jack nasiąkał deszczówką i błotem, zastanawiając się, jak do tego doszło. Dlaczego zaatakował Dave’a? Owszem, facet zażartował z niego, ale przecież dokerzy nieraz docinali kumplom jeszcze ostrzej i nikt nie robił z tego problemów. Jack wzruszył ramionami, za trzecią próbą stanął, a potem powlókł się do domu, lekko utykając na obolałą nogę.

Powolne kuśtykanie przez mżawkę zapewniało wiele czasu na rozmyślania. Świat nie był sprawiedliwy, nie był dobrze urządzony. Nadeszła pora, żeby to zmienić. Jack zapragnął, by potrafił lepiej ubierać myśli w słowa. Głupia awantura w pubie zaczęła się przecież od tego, że nie zdołał wytłumaczyć Dave'owi, co poczuł w muzeum.

 

***

 

O świcie Bastet posłała ulubieńca do sali z kocimi mumiami. Leonidas był wielkim, płowym, zaprawionym w walkach kocurem. Ocierał się o artefakty, aż w ślepiach zapłonęło mu złote światło miłości i radości.

Teraz pozostawało skierować go do nory śmiertelnika Jacka i czekać, aż kot przekaże człowiekowi światło niwelujące klątwę chaosu. Niestety, pechowy śmiertelnik zdążył już opuścić śmierdzącą stęchlizną norę, którą uważał za siedzibę, więc Leonidas umościł się w zacisznym kątku pod schodami i uciął sobie pokrzepiającą drzemkę.

Wszystko potoczyło się tak szybko, że Bastet ledwie zdążyła zauważyć, co ją zaatakowało. Podniesione głosy w oddali, mysz przebiegająca w polu widzenia Leonidasa i buldog z kanciasto przyciętymi uszami. Instynkty zagrały i kocur wyskoczył z suchej kryjówki, zanim bogini zdołała pomyśleć, a pies odwrócił się i kłapnął szczękami.

Na szczęście Leonidas przeżył, ale złote światło przepadło. Wycofał się do bezpiecznego kącika i troskliwie wylizał zranioną łapę. Bastet bez przerwy czuła jego ból. Specjalnie nie zrywała połączenia, zasłużyła na karę. Powinna była rozpoznać zwierzę Seta chociażby po tych nienaturalnych uszach.

Musiała czekać co najmniej dziesięć dni, zanim kocie mumie zakumulują wystarczająco wiele mocy radości, by móc uzdrowić Jacka. W Egipcie, w świętych piramidach wystarczyłaby jedna podróż świetlistego Ra przez dwanaście ziemskich prowincji. Ale to starcie z Setem nie toczyło się w domu. Tu i teraz bogini mogła co najwyżej utyskiwać, że zawsze łatwiej jest szerzyć chaos niż ład. Nie dziwota – jeśli wybierze się kryteria, istnieje tylko jeden sposób ułożenia przedmiotów, który usatysfakcjonuje Maat, ale miriady błędnych układów.

 

***

 

W oczekiwaniu, aż mumie zregenerują siły, Bastet nie spuszczała Jacka z co najmniej dwu par oczu. Widziała, że otrzymał od Seta już pierwszy dar – śmiertelnik zmienił się wyraźnie. Drugi dar i moce dobra oraz porządku stracą wszelkie szanse w tej bitwie. Może nie powtórzy się koszmarna sytuacja sprzed ponad pokolenia, kiedy to bóg chaosu opętał aż dwóch ludzi w tym samym czasie, ale na pewno zniszczenie i anarchia zapanują w tej pięknej (choć chłodnej i wilgotnej) krainie.

Jednak walka jeszcze trwała, chociaż z każdym dniem tłumek robotników słuchających Jacka rósł. Tym razem na nabrzeżu zebrało się niemal stu dokerów. Wszyscy wpatrywali się w na pozór niczym nie wyróżniającego się agenta chaosu i łykali jego słowa:

– Rząd brytyjski zadał nam, naturalnie rozmyślnie, najcięższą ranę. Może to nie pan Harold Wilson osobiście zaprojektował kontenerowce, ale to on zaniedbał konieczność swobodnego dostępu Londynu do światowych rynków. Z tygodnia na tydzień coraz mniej statków cumuje w Docklands. Wiecie o tym równie dobrze jak ja! Kto z was nie znalazł żadnej pracy dzisiaj, wczoraj i przez cały miniony tydzień? – Zebrani kiwali głowami; zbyt dobrze wiedzieli, o czym mówi Jack. – Zamiast pochylić się nad losem tysięcy londyńskich robotników, rząd woli podrygiwać do wtóru wrzasków czterech lalusiów z Liverpoolu i ślepo kroczyć dawnymi koleinami. Nie można rozwiązywać zagadnień nowego świata według jakichkolwiek starych schematów…

 

***

 

Wreszcie wytęskniony dzień nadszedł. Skoro siła już raz zawiodła, Bastet postawiła na czystą słodycz. Do sali z mumiami trafił śliczny miesięczny kociak z niebieskimi ślipkami. Kiedy tylko maluch przejął uzdrawiającą moc, bogini wcieliła się w kotkę, która zaniosła malca w stronę Docklands. A potem w drugą, trzecią i kolejne…

Bastet przeżyła chwilę grozy tuż po dotarciu na plac przed magazynem, gdzie dzisiaj przemawiał Jack. Już do tysiąca ludzi. Niektórzy trzymali ciężkie narzędzia lub kostki brukowe. Wszyscy pomrukiwali gniewnie w odpowiednich momentach.

Mniej więcej trzyletnia dziewczynka spostrzegła kotka i zachwyciła się:

– Mama, pats, jaka ładna kicia! Daisy chce kicię!

Dziecko już wyciągało ręce, by schwytać puszystą kulkę. Bastet zasyczała ostrzegawczo i wysunęła pazury. Dopiero to zwróciło uwagę matki, która chwyciła córkę na ręce i odwróciła jej uwagę od zwierzątka.

Bogini, przemykając między nogami zebranych, przyniosła kociaka pod stopy Jacka. Dosłownie – położyła malucha na skrzynce po cytrynach, na której stanął mówca. Pierwsze rzędy parsknęły śmiechem. Jack zmarszczył brwi. Odczuwał przemożną chęć kopnięcia siersciucha. Odkąd jakiś koci przybłęda osikał go, gdy leżał w kałuży przed pubem „U Tobiasza”, nienawidził zapchlonych futrzaków. Ale nie mógł kopnąć jednego, zwłaszcza malutkiego i bezbronnego, na oczach setek ludzi.

W końcu schylił się i podniósł kocię wysoko nad głowę.

– Przyjaciele! Oto sama Anglia przysyła pierwszego z wielkich kotów w jej herbie. To znak! Przypomnienie, że naród ma siłę lwa! Użyjmy jej, zanim ten malec dorośnie!

Dokonało się – goła skóra Jacka zetknęła się z błogosławieństwem. Przestraszony kociak wbił pazurki w dłoń człowieka. Bezpośredni kontakt z krwią jeszcze przyspieszył unicestwianie klątwy Seta.

Bastet przeciągnęła się i zamruczała z radości. Docklands już było skazane na zagładę, tu sprawy zaszły za daleko, ale Londyn i reszta świata ocaleje. Pokój, braterstwo, „Make love not war”…

Przynajmniej przez jakiś czas będzie mogła walczyć z chaosem, grając na sistrum, a nie zanurzając pazury we krwi.

Koniec

Komentarze

Wszystko, co ma w sobie kota jest godne uwagi, a to jest naprawdę niezłe. Gratulacje!

W komentarzach robię literówki.

Dziękuję, NaN. :-)

No, może koty uciągnęły słaby pomysł. Ale nie były to tygrysy, więc nie liczę na cuda.

Babska logika rządzi!

Cześć, Finklo!

 

Czyli mówisz, że psy są zwierzętami podłego Seta? A uratować świat mają koty… Czy możesz liczyć na AŻ TAKIE zawieszenie niewiary? Nie sądzę!

To co najmniej drugi “koci” tekst na Mumie. Jak na tak krótkie opko, to sporo się wydarzyło – napisane oszczędnie, ale obrazowo. Ciekawie wplecione w realia historyczne, koncept też niczego sobie, tylko stawia dobro po stronie zła… ;)

 

Pozdrówka!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej, Finkla

Bardzo przyjemne opowiadanie. Pomysłowo – już wiadomo, że koty zlewają nas ciepłym moczem, aby uratować świat przed kolejną wojną :) Dobre wykonanie i ciekawe przedstawienie odwiecznej walki dobra ze złem.

Dobre wejście w głowę bohatera, zarówno jednego jak i drugiego.

Powinna była rozpoznać zwierzę Seta chociażby po tych nienaturalnych uszach.

Przez chwilę pomyślałem, że kot po prostu wykonuje jakąś swoją wyimaginowaną misję tylko po to, żeby się nie nudzić przez wieczność… i że mu trochę odbiło :)

Zastanawiałem się ile lat ma bohater, na początku założyłem, że to nastolatek, który alkoholu nie powinien ruszać.

Błędów nie widziałem, przez chwilę tylko zatrzymałem się przy “miriady” i myślałem, że to literówka i miało być “miliardy” :)

 

Warte kliknięcia, tak też zrobię.

Pozdrawiam

Dzięki, Panowie. :-)

Krokusie, zwierzę Seta jest dziwaczne, można doszukiwać się w nim różnych cech.

A, nie idzie mi wklejanie obrazka, masz link do bydlątka według Wikipedii.

No, koty w naturalny sposób wiążą się ze Starożytnym Egiptem, więc nie dziwi ich urodzaj w tym konkursie. A jeszcze poszłam na całość i zagoniłam Bastet do roboty… A jako drugą pieczeń z tego samego ognia podaję kocie mumie.

 

Ramshiri, była kiedyś taka opowiastka o ptaszku, którego od zamarznięcia uratował gorący krowi placek… Czyli nie wszystko jest takie, na jakie wygląda na pierwszy rzut oka.

Koty były “odbite” już od samego początku. ;-)

Wiek bohatera. On już pracuje, i to ciężko. Celowałam w młodego, ale dorosłego niewykwalifikowanego robotnika. Takie 20+.

Miriada. Jest takie słowo, stare wielce, bodajże greckiego pochodzenia. Doszłam do wniosku, że egipska bogini na określenie “bardzo dużo” użyłaby raczej tego niż jakiegoś nowomodnego googola.

Babska logika rządzi!

Sympatyczne, miło się czytało. Spójne, konkretne i zabawne jak większość Twoich tekstów, lekkie, ale niegłupie. Bardzo fajna lektura do przedpołudniowej kawy.

ninedin.home.blog

Dzięki, Ninedin.

Hmmm. Zastanawiam się, czy czytałaś ten sam tekst, który ja wkleiłam. No, nieważne, grunt, że Ci się spodobał. ;-)

Babska logika rządzi!

Finklo, nie wmówisz nam. że ten tekst jest mniej wart niż jest, bo każdy widzi, jaki jest. Oprócz tego, że jest lekki i dobrze się go czyta, ma walory dydaktyczne. Nie wiedziałem, że Set i Bastet walczą ze sobą i teraz już wiem. Będę też pamiętał dlaczego pies i kot na ogół nie są przyjaciółmi. Wreszcie może najważniejsze: nie należy dotykać eksponatów w muzeach, bo konsekwencje tego mogą być, o jakich nam się nie śniło.

Dzięki, Koalo. :-)

No, a mnie się ten pomysł nie podoba. Taki banalny, miałki jak samochód-chłodnia.

Czy tak aktywnie walczą, to nie wiem, ściemniałam. Set miał najbardziej na pieńku chyba z Ozyrysem i jego najbliższą rodziną (Izyda, Horus). Set to bóg chaosu, pustyni, burzy, nocy… A Bastet oprócz kotów ogarnia przyjaźń i jeszcze parę innych rzeczy, więc przyjęłam, że nie przepadają za sobą. Niewykluczone, że starożytnego Egipcjanina ta koncepcja by zaskoczyła.

I to nie tak, że pies jest zwierzęciem Seta, jak kot – Bastet. Link do obrazka tego stworka dawałam już wyżej. I coś takiego nie istnieje. Badacze doszukują się w nim między innymi psa, osła, antylopy… Dlatego uznałam, że Set może się wcielić w buldoga z dziwacznie przyciętymi uszami i pogonić kota Bastet.

Podsumowując: tylko nieruszanie eksponatów się zgadza. ;-)

Babska logika rządzi!

A ja chyba za cieńka z mitologii egipskiej jestem, bo się trochę pogubiłam. Choć może problemem jest to, że w życiu nie byłam w Muzeum Brytyjskim. I nie mam pojęcia, czego on dotknął. Konsultowałam się nawet z wujciem Guglem, ale średnio pomocny był: Sa el-Hagar łączy z boginią Neith, jak ona łączy się z Setem – nie wiem. Sam Set to raczej nie był, bo łeb ma dość charakterystyczny. Z opisu nakrycia głowy wychodzi jakiś faraon, ale który (bądź która) i jak się ma do Seta też nie wiem.

Londyńskie doki zamknięto w latach 60-70 i chyba obyło się bez rozrób. Rozumiem, że to właśnie potencjalnym rozróbom zapobiegła Bastet, wyciągając Jacka spod wpływu Seta. Choć, z drugiej strony, miałam wrażenie, że mierzysz wyżej, wspominając o dwóch opętanych przez Seta, przed plus minus trzydziestu laty ;) I tu by się aż prosiło o jakąś autentyczną postać, który kojarzyłaby się z Jackiem. Mnie się nikt nie kojarzy. A bez tego historia wydaje się trochę oderwana od rzeczywistości.

 

Jack zapragnął, by potrafił lepiej ubierać myśli w słowa.

Nieładne to. Zapragnął lepiej ubierać myśli w słowa. Chciałby lepiej ubierać myśli w słowa.

 

No, pomarudziłam, ale w sumie podobało mi się. Dobrze się czytało. Koty górą ;) Uśmiechnęło mi się.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dzięki, Irko. :-)

Dotknął eksponatu pod kontrolą Seta.

W BM znajduje się coś takiego:

I podobno pochodzi z Sa el-Hagar. Nawet nie wiadomo, czy to jakaś faraonka, czy bogini. Ale ktoś znaczny, bo ureusz posiada.

Sama byłam w BM, ale dekady temu, nie pamiętam nic egipskiego oprócz kamulca z Rosetty, więc szukałam po necie czegoś innego. Czarny, gustowny, wzięłam i wykorzystałam.

Tak, Bastet uratowała doki (przynajmniej przed rozróbami, bo i tak upadły), Londyn, Anglię…

Tak, Hitlera i Stalina przywaliłam Setowi. Jack nie został dyktatorem, więc świat o nim nie usłyszał. Jacka w całości wymyśliłam, chociaż pewnie jakiś Jacek tam szukał roboty w latach sześćdziesiątych…

Poprawki po zakończeniu konkursu.

Babska logika rządzi!

Hej, Finklo

 

Co ja właśnie przeczytałem? :O

Prócz Bastet, Seta i wiadomego kamienia, reszta odniesień mi umknęła; tożsamość tych dwóch opętanych przez Seta też dopiero wyjaśnił mi Twój komentarz, no i właśnie spożywałem posiłek, kiedy przeczytałem o sikaniu na dłoń… Także tego…

Może nie jesteś zadowolona z tego tekstu, ale niesłusznie. Jest napisany bardzo lekko, sam się czyta, odpowiednia proporcja opisów do akcji. Konflikt jest wystarczająco zarysowany, aby było wiadomo, o co idzie gra i co się dzieje, a wizja kocich posłańców całkiem udana (szczególnie ostatni kotek). Nie zostanie mi w pamięci na dłużej, ale autentycznie zaciekawiło mnie, czy Bastet przekona Jacka.

Jest dobrze.

Pozdrawiam i klikam

Dzięki, Zan. :-)

Dwóch opętanych. No, wydawało mi się to oczywiste – akcja rozgrywa się w latach sześćdziesiątych (The Beatles i zapowiedź hippisów w końcówce, bo upadające Docklands i nazwisko ówczesnego premiera to już wyższa szkoła jazdy). Jakich dwóch ludzi siało chaos ponad pokolenie wcześniej? Na pewno byś wiedział, gdybyś tylko się zastanowił, zamiast płynąć po tekście.

no i właśnie spożywałem posiłek, kiedy przeczytałem o sikaniu na dłoń…

Trzeba było jeść sztućcami. ;-)

Może nie jesteś zadowolona z tego tekstu, ale niesłusznie.

Pomysł jest słaby. Może nie beznadziejny, ale bezpłciowy. No, nie przekonał mnie do siebie. Wykonanie daje radę, bo to w końcu ja pisałam, więc nie nawaliłam literówek i ortografów, a czyta się lekko. Ale to wydmuszka, nawet jeśli na pierwszy rzut oka kolorowa.

Babska logika rządzi!

Finklo, ośmielę się wtrącić. Chyba niemało ludzi lubi kolorowe wydmuszki. Sam je preparowałem i ozdabiałem. Potrafią cieszyć wiele lat, dopóki ich ktoś nie rozbije.

Nie twierdzę, że wydmuszki nie mają zalet. Ale co do wartości, z pewnością nie są to jajka Faberge…

Babska logika rządzi!

Touché!

:-)

Babska logika rządzi!

Jakich dwóch ludzi siało chaos ponad pokolenie wcześniej? Na pewno byś wiedział, gdybyś tylko się zastanowił, zamiast płynąć po tekście.

Pewnie tak. Przyznam, że miałem wątpliwości, żeby osadzić akcję gdzieś w czasie, myślałem bardziej o jakimś 18XX niż dwudziesty wiek. A może kotki mnie wciągnęły bez reszty? ;)

Finklo!

 

Podoba mi się takie “Anarchy in the UK” :-) 

Zaczęłam czytać i miałam od razu taką myśl, że zdecydowanie nie zapomniałaś, jak to jest być dzieckiem i mieć różne dziecięce challenge. Potrafisz budować bardzo fajnych bohaterów, którzy wiedzą dlaczego należy chodzić tylko po całych płytkach chodnika, a na połamanych wstrzymywać oddech i którzy znają smak lodów z piachu. Czytałam jakiś czas Twój tekst o żulach podróżujących do miejsc z etykiet jaboli i tam też to poczułam. 

Oczarowało mnie wiele motywów związanych z działaniami Bastet na terenie miasta i warstewka magicznego science :-) Zwłaszcza te poniższe: 

 

Teraz pozostawało skierować go do nory śmiertelnika Jacka i czekać, aż kot przekaże człowiekowi światło niwelujące klątwę chaosu.

(…)

Musiała czekać co najmniej dziesięć dni, zanim kocie mumie zakumulują wystarczająco wiele mocy radości, by móc uzdrowić Jacka.

Wiadomo, że inaczej patrzy się na teksty od wewnątrz, ale to opowiadanie ma w sobie mnóstwo uroku i daje czytelnikowi poczucie satysfakcji. Jak ciastko do kawy ;-)

Dziękuję, Emlisien. ???? Odpowiem porządnie, jak wrócę do domu.

Babska logika rządzi!

Za koty i moją Bastet wielki plus yes.

Mnie również się podobało. Jest ciekawie, jest napięcie czy uda się uzdrowić bohatera, ale najbardziej podeszły mi te wplecione egipskie informacje i smaczki (jak dwóch panów rozpętujących wojnę przez Setha). Niestety z powodu obowiązków czytałam na raty i nie zdążyłam kliknąć do biblioteki.

OK, wróciłam.

Dziękuję wszystkim odwiedzającym. :-)

 

Zanaisie.

myślałem bardziej o jakimś 18XX niż dwudziesty wiek.

Hmmm, faktycznie na początku ten XX nie rzuca się w oczy. Może trzeba było wrzucić jakieś zdanie o okropnej wojnie, która się zakończyła, kiedy Jack był mały? Ale oczywiście możemy zwalić wszystko na koty.

 

Emilisien,

Coś w tym jest – lubię dziecko w sobie i pod wieloma względami jestem dziecinna. Ale sposobu ze wstrzymywaniem oddechu nie znałam. ;-)

A tekst o żulach i winach lubię – opierał się na fajnym pomyśle.

Miło mi, że znalazłaś tyle zalet, a opko smakowało. :-)

 

Monique,

Bastet nie taka całkiem Twoja. ;-) Wydaje mi się, że to wdzięczna bohaterka. Większość ludzi ją kojarzy, a jednocześnie wielu ludzi lubi koty, więc tym chętniej traktuje ją z sympatią.

Fajnie, że Tobie też się podobało. Nie szkodzi, prędzej czy później zgłosi się ten rozczarowany czytelnik.

A Bibliotekę zdążyli poklikać inni, więc nie ma problemu.

Babska logika rządzi!

Może nie powtórzy się koszmarna sytuacja sprzed ponad pokolenia, kiedy to bóg chaosu opętał aż dwóch ludzi w tym samym czasie, ale na pewno zniszczenie i anarchia zapanują w tej pięknej (choć chłodnej i wilgotnej) krainie.

Brrr.

Finklo, idę o zakład, że w szkole średniej byłaś tą wiecznie wkurzającą laską, która panikuje przed lekcjami, że niczego się nie nauczyła i na pewno dostanie pałę ze sprawdzianu, a potem się okazuje, że najlepiej napisane i jest szósteczka ;P Nie jesteś zadowolona z tekstu, ale wyszedł bardzo interesująco.

Początkowo wydaje się, że Jack jest tylko przedmiotem niewinnej zabawy bogów, ale przytoczony wcześniej cytat uzmysławia, jak poważna może być sytuacja. Fajny pomysł, spodobała mi się Bastet wnikająca w ciała kotów i obserwująca poczynania bohaterów. Pomysłowe, spójne, bardzo dobrze napisane. Klikałbym do biblioteki.

Wydaje mi się, że żyjemy w czasach, kiedy chwilowo wygrywa Set, zwłaszcza dzisiaj to widać :( Ech…

Pozdrówka!

Dzięki, o Boski! :-)

Pomyliłeś mnie z Hermioną. ;-) Finkle nie panikują, samych szóstek na pewno nie miałam, nawet o same piątki byłoby trudno, a ten pomysł po prostu jest słaby. Nie rozumiem, dlaczego inni tego nie widzą.

Taaak, taki ludzki siewca chaosu to poważny problem.

Oj, masz rację – ostatnio Set wyszedł na prowadzenie. Mam nadzieję, że któryś z pozostałych bogów wkrótce mu dokopie.

Babska logika rządzi!

Nie żeby coś, ale całkiem znaczącego boga mamy nawet tu na portalu i muszę chyba się poważnie wziąć do roboty w związku z tą sprawą ;D

Dajesz! Potrzebujesz jakiejś ofiary? ;-)

Babska logika rządzi!

Zwykle tak, ale w tej sytuacji zadziałam pro bono :)

Hej, komentarz będzie na bieżąco. :)

 

Jack założył się sam ze sobą,

Ja bym wyrzuciła to „sam”. ;)

 

Poza tym ciekawe otwarcie sceny, bo od razu obrazuje bohatera. Widzimy kogoś, kto od dziecka się wartościuje i rzuca sobie wyzwania. ;)

 

przysięgał, że zdaniem jego siostry chodzi o Kamień z Rosetty. Zarzekał się

Tu mi zgrzyta to przysięgał, zarzekał się.

Przysięganie kojarzy się z czymś poważnym, kiedy przysięgamy w ważnej sprawie, jeśli chodzi o muzeum bardziej pasuje zwykłe mówił/twierdził. A zarzekać się, że wstęp darmowy też zbyt podniosłe. Może coś w stylu: dodał, że wstęp darmowy?

 

Styl jest luźny, mamy stylizację, ale czasami zdarzają się niepasujące słowa, np. tu:

pobrnął za jakąś paniusią

Po prostu poszedł. ;)

 

wyrzeźbioną głową jakiejś babki

Wyjątkowo nie lubię tego określenia „jakiejś” , bo nic za sobą nie niesie, to puste słowo i warto zamiast niego dodać inny przymiotnik, który poruszy wyobraźnię, ew. dać krótki opis po „babki”.

 

Jacka natychmiast zalało zadowolenie.

Myślę, że to zdanie jest zbędne, zwłaszcza że dalej bardzo ładnie opisujesz emocje Jacka i to, jak się poczuł. ;)

 

Podoba mi się, że Jack jak już dotknął głowy to uznał „zadanie” za wykonane i jeszcze przyznał sobie nagrodę. No chyba muszę zacząć tak robić, wyznaczać cele i nagrody. :D

 

No i mamy boginię, uwielbiam takie przeskoki do punktów widzenia dawnych bożków, kojarzy mi się to trochę z Supernatural, choć tam chyba z Egiptu nic nie było, a może było i nie pamiętam. 

 

Hm, tylko tutaj nie bardzo wiem, czemu dotyk kociej mumii miał wyzwolić Jacka spod wpływu Seta?

 

Lokal podły, bo nie ma kotów – pomysłowa perspektywa. :)

 

Scena w pubie za wiele nie wnosi, trochę mało klimatyczna, dialog zbyt krótki, ale na plus potoczna stylizacja. 

Wyrzucenie z pubu trochę tak kulawo wyszło, jak imperatyw narracyjny. Za takie zdanie by się pobili i to tak, że tylko jeden by wyleciał? 

 

Podchody Bastet w kocie są urocze. 

 

Co do przemyśleń Jacka no to właśnie – czemu zaatakował, nie ma to sensu, chyba że wpływ miała Bastet, ale nie ma o tym wzmianki. 

 

Jack zapragnął, by potrafił lepiej ubierać myśli w słowa

Jack zapragnął lepiej ubierać myśli w słowa.

 

Ciekawy pomysł na boginię ukrywającą cząstkę w kotach. Leonidas zaskarbił moją sympatię, ale wciąż nie wiadomo, przed czym chcą chronić głównego bohatera i czemu.

 

Hm, dalej mam wyjaśnienie, ale mnie nie satysfakcjonuje. Fakt, że Jack się zmienił i wygłasza mowy nawołujące do buntu zwanego przez Bastet chaosem, to trochę za mało. Za mało na śledzenie przez boginię, która jest zapomnianym duchem. Brakuje tu lepszego pomysłu na całość, na to, dlaczego Bastet nie chce chaosu, dlaczego zamierza uwolnić spod wpływu Seta, czemu Set się nie pojawia, skoro jego wpływ był tak znaczący?

 

siersciucha

Literówka

 

Pomysł na słodkiego kotka – urocze. :) Te koty w tym opowiadaniu są naprawdę słodko wpasowane.

 

Końcówka trochę zbyt standardowa, ale to może też kwestia tego, że nie jestem fanem happy endów w przeciwieństwie do sporej części czytelników. 

 

Nadal nie wiem, czemu Bastet chciała ten chaos powstrzymać i tak naprawdę to szkoda, bo Jack przemawiając za robotników, miał pewnie rację i ten brak krwi może przelać więcej krwi, kiedy już przeleje się czara goryczy. 

 

Pozdrawiam :)

 

Dziękujemy Ci, o boski Ra!

 

Dziękuję, Ananke. :-)

Usterki poprawię po wynikach.

Przysięganie i powaga. Z jednej strony tak, ale z drugiej – wydaje mi się, że wtedy przysięganie w błahych kwestiach traktowano jak przekleństwo, więc to słowo sugeruje, w jakiej grupie obracał się Jack.

Zalewające zadowolenie – to nie tylko opisy uczuć Jacka, także opisy wrażeń z wpadnięcia we władzę Seta.

No chyba muszę zacząć tak robić, wyznaczać cele i nagrody. :D

Uważaj, bo to się może źle skończyć. ;-)

kojarzy mi się to trochę z Supernatural, choć tam chyba z Egiptu nic nie było, a może było i nie pamiętam. 

Nie wiem, co to Supernatural, więc nie podpowiem.

Hm, tylko tutaj nie bardzo wiem, czemu dotyk kociej mumii miał wyzwolić Jacka spod wpływu Seta?

Bo tak sobie wymyśliłam – dobro musi mieć jakąś szansę na wygranie starcia. Inaczej świat byłby jeszcze gorszy.

Lokal podły, bo nie ma kotów – pomysłowa perspektywa. :)

Nie żałowałam Bastet kocich cech. ;-)

ale wciąż nie wiadomo, przed czym chcą chronić głównego bohatera i czemu.

Tak właściwie, to Jack jest jej obojętny. Chroni świat przed działaniem agenta Seta. Bo to dobra bogini była. ;-)

Brakuje tu lepszego pomysłu na całość,

Pełna zgoda. :-)

Bastet zwalcza Seta, bo to bogini między innymi miłości, radości, domowego ogniska. A te rzeczy cierpią podczas zamieszek, wojny i takich tam. Babka walczy o wpływy.

Jack przemawiając za robotników, miał pewnie rację i ten brak krwi może przelać więcej krwi, kiedy już przeleje się czara goryczy. 

Niby tak. Ale komuniści też mieli trochę racji, broniąc ludu pracującego, który miał przerąbane (zwłaszcza w Rosji). Mimo to rewolucja październikowa nie była “dobra” i nie skończyła się powszechnym szczęściem. Ogólnie uważam, że podburzanie ludzi przez wskazywanie palcem winnych ich ciężkiego losu nie prowadzi do niczego dobrego.

Babska logika rządzi!

Mi przysięganie kojarzy się z takim „No przysięgam ci, że widziałem ducha!”, z tym kamieniem w muzeum to dla mnie takie… Hm, wyolbrzymienie. Cała scena to tylko streszczenie, ale wyobraziłam sobie dialog typu:

– Archie, wiesz może, co jest głównym przedmiotem w muzeum?

– No przysięgam ci, że Kamień z Rosetty! Moja siostra tak gada.

 

I wiesz, nadal to „przysięgam” mi nie pasuje, ale to Twoje opowiadanie i jak Tobie pasuje to okej. :)

 

Zalewające zadowolenie – to nie tylko opisy uczuć Jacka, także opisy wrażeń z wpadnięcia we władzę Seta.

Trochę to słabo zaznaczone w takim razie. ;) I sam zwrot mi przeszkadzał się wczuć.

 

Uważaj, bo to się może źle skończyć. ;-)

Nagrody musiałyby być niematerialne. :D

 

Supernatural to serial o braciach co mierzą się z duchami, wampirami, bogami itd., często mają do czynienia z przeklętymi przedmiotami.

 

Bo tak sobie wymyśliłam – dobro musi mieć jakąś szansę na wygranie starcia. Inaczej świat byłby jeszcze gorszy.

Wiem, że tak sobie wymyśliłaś, po prostu dla mnie brakuje tutaj czegoś więcej, samo to, że dobro ma szansę tak bez powodu, hm…

 

Bastet zwalcza Seta, bo to bogini między innymi miłości, radości, domowego ogniska. A te rzeczy cierpią podczas zamieszek, wojny i takich tam.

O, widzisz, to jest fajne, gdyby było w tekście, nadałoby głębi, zwłaszcza że nie znając się, nie wiedząc, kim jest Bastet i czemu coś robi, brakuje mi tych odniesień. 

 

Ogólnie uważam, że podburzanie ludzi przez wskazywanie palcem winnych ich ciężkiego losu nie prowadzi do niczego dobrego.

Z tym się zgadzam. ;) Bardziej chodziło mi o to, że takie drobne zamieszki czy próby walki o swoje są lepsze niż wielka rewolucja i totalny chaos.

 

Przysięganie. No, z jednej strony tak. Ale z drugiej to może być coś w stylu “Jak Boga kocham, wstęp jest bezpłatny”, a to już podpada pod używanie imienia nadaremno i stanowi grzech. Po angielsku to chyba wybrzmiewa mocniej – “swear” znaczy i przysięgać, i bluźnić…

Zalewanie – trochę słabo zaznaczone, to prawda. Ale nie chciałam od razu wykładać wszystkich kart. Tym bardziej, że delikwent nie ma jeszcze o tym pojęcia, dopiero później zacznie się zastanawiać, dlaczego zaatakował kumpla.

Dziedzina Bastet. No, wspominam, że Bastet korzysta z mocy światła, dobra itp. Myślałam, że to wystarczy, nawet jak ktoś nie wie, czym ona się zajmowała.

Nawet największa rewolucja zaczyna się od drobiazgów – ktoś czegoś nie dostał, ktoś kogoś popchnął, rzucił kamieniem, ktoś wprowadził durne/drakońskie prawo…

Babska logika rządzi!

Opowiadanie bardzo mi się podobało. Bastet tropiąca agenta Seta wypada wiarygodnie. Fakt, że każdy kot jest nie tylko dzieckiem, ale i pośrednikiem bogini w walce ze złem nie ulega wątpliwości.

Miałem jedynie trudność ze zrozumieniem, dlaczego fizyczny kontakt z mumią był konieczny do czegokolwiek. Wydało mi się to nieegipskie.

Nie jestem zadowolona z tego tekstu.

Niesłusznie!

 

Szczegółowo przyczepię się do rzeźby. Z opisu też myślałem, że o tę chodzi, zanim przeczytałem komentarze.

To jest Totmes (Tutmosis) IV z osiemnastej dynastii, czyli prawnuk królowej-faraona Hatszepsut. Wykopalisko rzeczywiście pochodzi z Sa el-Hagar (kikać Related Objects).

Tu dochodzi smaczek, że osiemnasta dynastia miała dziwne setanistyczne odchylenie i uznawała Seta za opiekuna niemal na równi z Horusem.

Set, razem z Horusem adorują Ramzesa II. Przedstawienie pochodzi ze świątyni Abu Simbel, czyli z punktu widzenia starożytnego Egiptu – mainstream.

 

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Dzięki, Radku. :-)

Jestem pod wrażeniem Twojej wiedzy o Egipcie.

Fajnie, że Bastet wypadła wiarygodnie.

Fizyczny kontakt z mumią wprowadziłam, żeby mieć mumie w tekście. :-) A poza tym te kocie mumie na zdjęciach wyglądały zarąbiście (oryginałów nie pamiętam, byłam w BM chyba jeszcze w poprzednim tysiącleciu).

Tak, o tę rzeźbę chodziło. Ja znalazłam opis, że nie wiadomo, do kogo należała. Może krzywo w tych internetach patrzyłam. Totmes, powiadasz? A dlaczego nie ma brody? Tutanchamon, chociaż dzieciak, miał podobno warkoczyk na kilkanaście centymetrów…

Setanistyczne odchylenie – Set był głównym bogiem dla jednej połówki Egiptu. Może stąd ciągoty niektórych władców – pewnie zależy, gdzie i kiedy się urodzili.

Babska logika rządzi!

Tak, o tę rzeźbę chodziło. Ja znalazłam opis, że nie wiadomo, do kogo należała. Może krzywo w tych internetach patrzyłam. Totmes, powiadasz?

I to czwarty – tak twierdzi Muzeum Brytyjskie w tym linku (Related Objects).

A dlaczego nie ma brody?

Może był fanem starożytności? Totmes IV zasłynął odnowieniem Wielkiego Sfinksa, ale nie wiem. Jego ojciec i syn chwalili się brodami.

Khufu (Cheops) w koronie Deszeret też bez brody

 

Snefru (ojciec Cheopsa) w koronie Pschent tresujący węże w czasie festiwalu Sed

 

Czwarta dynastia dla Totmesa IV była starożytna.

 

Co do Seta, to była nawet legenda, że po końcu świata, kiedy wąż Apep zeżre w końcu Ra, to Set wsiądzie do rydwanu i będzie Słońcem. Czyli w pewnym sensie stał się bogiem odrodzenia.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

No, z tej samej strony korzystałam, tylko w opisie stoi:

Description

Black granite head from a fragmentary statue of a royal or divine female figure, the body and base now missing.

Może całość oznacza, że rzeźba powstała za panowania Totmesa IV? Na zdjęciu w Wiki chyba kiedyś miał brodę, ale trudno o pewność, bo odłupana. :-(

No, jeszcze by nie była starożytna! Przecież czas między nimi mierzy się w milleniach…

Ciekawa legenda. Czyli zły trickster w razie potrzeby potrafi wszystko?

 

Babska logika rządzi!

Może całość oznacza, że rzeźba powstała za panowania Totmesa IV?

Sądzę, że masz rację. Jednak ureusz i chusta nemes?

No, jeszcze by nie była starożytna! Przecież czas między nimi mierzy się w milleniach…

Między Wielką Piramidą a Totmesem IV było 1000 lat.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

No. O liczbach człowiek słyszał. Ale wyobraźnią trudno to ogarnąć.

Babska logika rządzi!

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet. :-)

Cieszę się.

Babska logika rządzi!

Cześć Finkla!

 

Bogowie znów spotkali się w polu. Tym razem w Londynie, w dokach, a fundamentalną rolę w całej intrydze odegrały koty. Bardzo ciekawe, przyjemne i zdecydowanie fantastyczne opowiadanie. Spodobał mi się też bohater, którego podejście do świata dobrze obrazuje początkowa scenka. Zgrabnie i z pomysłem. Jakoś mnie nurtuje, do jakich wydarzeń nawiązujesz… czas poszperać w wikipedii.

 

2P dla Ciebie: Powodzenia w konkursie i Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Dzięki, Krarze. :-)

Ciekawe, czy wrodzy bogowie mogą spotykać się domu. Pewnie nie, bo to by zostało potraktowane jako wjazd na chatę i powód do ostrej rozróby. Czyli tylko pole…

No, pierwszy akapit jako wprowadzenie do bohatera chyba mi się udał.

Babska logika rządzi!

Odwinąłem bandaże z rąk, żeby łatwiej było pisać. Zdecydowałem rzucić się w świat mumii.

Fajny tekst, jest dość syty jeśli chodzi o zestawienie sytuacji i powiązań. Dynamika akcji i załatwienia problemu z pozycji zaświatów, w których rządzą egipscy bogowie przypomina mi trochę dynamikę pewnej animacji francuskiej. Nie będę jednak przytaczał jej nazwy, ponieważ świadczy to bardziej o moim małym doświadczeniu w tematach egipskich, niż o inspiracjach autorki.

 

Przez chwilę w muzeum czułem się jak u Żeromskiego, który kontempluje rzeźby, i po chwili wpada w jakąś erotyczną fascynację już istota bardziej żywą. Kto wie, gdzie losy zaprowadziłyby Doktora Judyma, gdyby zaczął rzeźby dotykać jak bohater powyższego opowiadania. Motyw dotknięcia i efektu po dotknięciu to już właściwie sytuacja jak archetyp, jednak wiązanie akcji w dalszej części, wzbogacone o otoczkę historyczną, jest rzeczą, która utwierdza w przekonaniu, że warto czytać do końca.

 

Przez kawał tekstu zastanawiałem się nad owym moczem. Zastanawia mnie, czy oprócz krwi na końcu doszło do pokazania tego o czym myślę :).

Każdy kto miał do czynienia z kotem, którego ślad nawet po jego śmierci przebijał się przez kolejne malowana, może mieć skojarzenie jednoznaczne. Jeszcze lepiej jak taka plama pojawia się na suficie. Kto wie, czy nie był to ratunek z innego świata? Tekst solidny. Być może mógł być lepszy, np. ukazując więcej nawiązań historycznych, zmniejszając ilość gwiazdek “przeskakiwania między miejscami akcji”, ale podejrzewam, że Ty już to wiesz najlepiej będąc autorką. Ja przeczytałem i nie narzekam, myślami wchodząc w świat egipskich spekulacji na nowo.

Dziękuję, Vacterze. :-)

Fajnie, że tekst fajny. Nie umiem lać wody, więc na ogół opowiadania wychodzą mi gęste w wydarzenia.

Dynamika akcji i załatwienia problemu z pozycji zaświatów, w których rządzą egipscy bogowie przypomina mi trochę dynamikę pewnej animacji francuskiej.

“Asterix i Kleopatra”? Raczej nie – nie oglądam filmów, tylko czytam, większość moich inspiracji i wiedzy pochodzi ze słowa pisanego.

Żeromski, powiadasz? W życiu bym nie wpadła, że można mieć takie skojarzenia. A jednak można…

Przez kawał tekstu zastanawiałem się nad owym moczem. Zastanawia mnie, czy oprócz krwi na końcu doszło do pokazania tego o czym myślę :).

Płyny ustrojowe mają moc! Aż się zaczęłam zastanawiać, o czym pomyślałeś.

Takich doświadczeń z kocurami nie miałam. Pytanie, czy w znaczeniu brała udział Bastet. Bo jeśli tak, to trzy razy bym się zastanowiła, czy warto to usuwać lub zamalowywać. ;-)

Każdy tekst mógłby być lepszy. Zwłaszcza ten. Acz nie wiem, czy liczba scen ma tu znaczenie. Nic nie wiem najlepiej, piszę na czują. Chciałam zmienić POW albo czas, to waliłam gwiazdki.

Babska logika rządzi!

Bardzo przyjemne opowiadanie, ładnie ograłaś egipskie koty i ogólnie egipskie motywy. Fabularnie to w zasadzie szort, bardzo “prostolinijny”, taka przypowiastka, ale skojarzyła mi się z moim ulubionym Sienkiewiczem – zbiorkiem krótkich opowiastek, m.in. opartych na starożytnych motywach i te zresztą są najfajniejsze. Tytuł: “Baśnie i legendy”.

No i przypowiastka od strony społeczno-politycznej też całkiem zgrabna.

Językowo nie ma się czego czepiać, jakiś drobiazg mi się był rzucił w oczy przy lekturze parę dni temu, ale nie zapamiętałam, więc pewnie mało ważny.

http://altronapoleone.home.blog

Dzięki, Drakaino. :-)

Fajnie, że znalazłaś tyle zalet.

Owszem, konstrukcyjnie to jest szort. Sama się zdziwiłam, że wyszło 12 kilo.

Chyba to kiedyś czytałam, ale wieki temu.

Babska logika rządzi!

Bardzo klimatyczny początek i ciekawe wykorzystanie mitologicznych motywów. Trochę baśniowo-disney’owska stylistyka bardzo mi podeszła. Nawet w wyobraźni widziałem bohaterów jako animowane postacie :-P

I może dlatego, że tak spodobał mi się początek, tak bardzo zasmuciło mnie, że wszystko nagle się urywa. Rewolucyjne nastroje społeczne, agenci Seta na każdym kroku, wszystko zmierza do kulminacyjnego wybuchu i… mały kotek robi miau i koniec :-) Z bardziej rozbudowanym zakończeniem byłoby świetnie :-)

Dziękuję, Krzkocie. :-)

Hmmm. Jeśli widziałeś postacie w animowanej wersji, to chyba nie świadczy dobrze o ich rozbudowaniu.

Rewolucje nie są fajne, mają w zwyczaju pożerać własne dzieci. Kotek rozbroił bombę, więc obyło się bez wybuchu. Dla mnie to happy end, a ja je lubię. :-)

Babska logika rządzi!

A moim zdaniem to by się całkiem dobrze w fajnej animacji sprawdziło.

http://altronapoleone.home.blog

Nie twierdzę, że się nie nadaje na animację. Tylko że “animacyjność” postaci słabo świadczy o ich głębi.

Absolutnie nie znam się na filmach, ale w animacjach, które oglądałam w dzieciństwie, na ogół nie było światłocienia – czerwone spodenki stanowiły jednolicie czerwoną plamę, bez załamań, wybrzuszeń, rys itp. Tak że tego…

Babska logika rządzi!

“animacyjność” postaci słabo świadczy o ich głębi.

Imho nie, choć akurat tu jakiegoś głębokiego obrazu psychologicznego nie dałaś. Niemniej opowiadanie nie jest o tym przecież, to nie thriller psychologiczny, ale opowiastka-przypowiastka, typowość postaci tu zdecydowanie pasuje.

http://altronapoleone.home.blog

A po co głębszy przekaz?

Czy już nie można sobie normalnie przeczytać o kocie sikającym na rękę? Czasem człowiek chce po prostu dobrą opowieść, nie musi mieć żadnej ukrytej wartości.

Wątpię, żebym kiedykolwiek była zdolna do popełnienia jakiegoś utworu psychologicznego.

Jeśli typowość pasuje, to nie jest źle.

Babska logika rządzi!

Zan, wydaje mi się, że głębszy przekaz to coś całkiem innego niż przeciwieństwo płaskiego bohatera. Ale co ja tam wiem o głębi…

Babska logika rządzi!

Nie sądziłem, że wywołam taką gorącą dyskusję :-P

 

Jeśli widziałeś postacie w animowanej wersji, to chyba nie świadczy dobrze o ich rozbudowaniu.

Raczej nie spodziewałem się głębokiego portretu psychologicznego w 12 tys. znaków. Umiejętność zbudowania spójnej, intrygującej postaci, siłą rzeczy opartej na pewnych schematach, w krótkim tekście to sztuka. I to taka której sam nie posiadłem :-) Także z moich ust animacja to zdecydowanie komplement, gdyż jest dla mnie synonimem opowiadania o rzeczach skomplikowanych w prosty sposób.

 

Kotek rozbroił bombę, więc obyło się bez wybuchu. Dla mnie to happy end, a ja je lubię. :-)

I bardzo dobrze, ja również. Ale na drodze do happy endu mogło się pojawić ciut więcej przeszkód ;-)

Nigdy nie wiadomo, który kamyk wywoła lawinę…

Umiejętność koncentrowania akcji w niewielu znakach – każdy ma swoje ograniczenia i mocne strony. Ja nie potrafię lać wody (czytaj: budować nastroju, opisywać całej sceny ze szczegółami itd. Nudzi mnie to, więc nie śmiałabym zaproponować Czytelnikowi). Na maturze przeszkadzało, teraz to po prostu część mojego stylu.

Za to umiejętność prostego mówienia o trudnych rzeczach to coś, co bardzo cenię. I chyba nie jestem w tym zła. Przydaje się przy nauczaniu, odpowiadaniu na pytania dzieci albo chociażby tłumaczeniu komuś w robocie, co się stanie, jeśli “przy… w ten klawisz”.

Także z moich ust animacja to zdecydowanie komplement,

W takim razie dziękuję, uśmiechając się jeszcze szerzej. :-))

Ale na drodze do happy endu mogło się pojawić ciut więcej przeszkód ;-)

Taaa, gdybym tylko potrafiła wcześniej zmobilizować się do pisania tego tekstu, a nie kończyła na ostatnią chwilę.

Babska logika rządzi!

Zan, wydaje mi się, że głębszy przekaz to coś całkiem innego niż przeciwieństwo płaskiego bohatera. Ale co ja tam wiem o głębi…

Ha, ja to już w ogóle nic nie wiem. Natomiast widziałem animacje głębsze/o głębszych bohaterach niż większość zwykłych filmów.

Dobrze jest, postacie są ok i spełniają swoją funkcję. 12k znaków, a czytało się jak znacznie dłuższą opowieść.

No, moim zdaniem Ty umiesz w psychologię bohaterów o wiele lepiej niż ja.

Z ostatnim akapitem mogę się zgodzić. :-)

Babska logika rządzi!

 

Finklo:

 

“Asterix i Kleopatra”? Raczej nie – nie oglądam filmów, tylko czytam, większość moich inspiracji i wiedzy pochodzi ze słowa pisanego.

Żeromski, powiadasz? W życiu bym nie wpadła, że można mieć takie skojarzenia. A jednak można…

Chodzi o Papirusa (Papyrus). Teraz mnie trochę forma tej animacji odrzuca (jest raczej dla dzieci), jednak część, w której pojawiają się moce nadludzkie jest niesamowita. Z bajki dla dzieci robi się groza. I właśnie tam wraz z poczynaniami bohaterów odbywały się akcje boskie, jakby w jednej linii. Ta animacja była nieco poważniejsza od Asterixa i Obelixa.

 

 

A Żeromski? Zatrzymałem się w tej scenie na zawsze. Choć po latach przeczytałem do końca, to nadal z Żeromskim kojarzę głównie wizytę w muzeum i “kontemplację”. Takich scen mamy dużo do wspominania również z innych dzieł.

 

Płyny ustrojowe mają moc! Aż się zaczęłam zastanawiać, o czym pomyślałeś.

Takich doświadczeń z kocurami nie miałam. Pytanie, czy w znaczeniu brała udział Bastet. Bo jeśli tak, to trzy razy bym się zastanowiła, czy warto to usuwać lub zamalowywać. ;-)

To nawet jest przerażająca historia. Jeśli dobrze kojarzę, plama w końcu zniknęła. Jednak pokazała się gdzieś indziej i nie był to w pełni happy end. Jednak gdybyśmy mieli analizować plamy, że gdzieś się pojawiają, a gdzieś znikają, to byśmy mogli nieco zwariować.

 

 

Papyrus – w życiu nie słyszałam o takim filmie.

Mnie się Żeromski kojarzy najbardziej ze szklanymi domami. Ale ogólnie za nim nie przepadałam w młodości. Może czas na rewizytę.

Uuuu, jeśli plama się przemieszcza, to sprawa wygląda poważnie. To może już nie Bastet, a chaotyczny Set?

Babska logika rządzi!

Hej. :)

W końcu udało się dotrzeć z komentarzem.

Tak sobie myślę po lekturze “Potyczki z chaosem”, że to w sumie całkiem niezłe opowiadanie, któremu jednak brakło chyba trochę znaków, by mogło wypaść lepiej.

Początek w pierwszej chwili mnie zniechęcił. Jakoś to budowanie opowiadania wokół takiej dziecinnej w sumie maniery zabawy z samym sobą wydał mi się nieco zbyt pretekstowy. Później zmieniłem zdanie, bo w sumie tym prostym zabiegiem od razu nadajesz bohaterowi jakiegoś charakteru, a ta maniera, choć pozornie błaha, jest bardzo ludzka i w jakimś stopniu często bywa powodem różnych problemów.

Więc, już krócej, na początku kręciłem nosem na… początek, ale później to kręcenie nosem mi się odwidziało i zostałaś w pełni rozgrzeszona. ;-) Dalsza część opowiadania… No właśnie. Tu mam trochę problem. 

Bo tak: z jednej strony czytało się naprawdę fajnie. Jest dobre tempo, cały czas coś się dzieje. Nawet na chwilę nie przyszło mi do głowy, żeby w którymś momencie sobie dalszą lekturę odpuścić. Ciekawiło mnie co stanie się dalej, a że znaków nie ma za wiele to i nie musiałem się martwić, że dopadnie mnie znużenie. 

Z drugiej jednak strony nie mogę się oprzeć wrażeniu, że tak, jak masz tu naprawdę wiele fajnych elementów, tak sporo z nich zaliczyło jednak coś w rodzaju pustego przelotu i nawet pobieżne przejrzenie komentarzy mnie w tym przekonaniu utwierdza.

Kiedy dotarłem do ostatniej kropki, miałem taki problem, że z jednej strony cały czas czytałem z zainteresowaniem, a z drugiej… opowiadanie zostawiło mnie na końcu bez żadnych właściwie konkretniejszych wrażeń. Zastanawiając się nad komentarzem nie bardzo wiedziałem nawet, co powinienem napisać. Dopiero, gdy zerknąłem na inne opinie, dostrzegłem takie lekkie zagubienie u części czytelników, dojrzałem też parę wyjaśnień i tak sobie przy nich myślałem: cholera, przecież to naprawdę fajny motyw. I przecież widziałem to w tekście! Dlaczego to ze mną nie zostało? No i jedyny wniosek, jaki potrafię wysnuć, to że jednak poszczególne elementy dostały w tej historii trochę za mało miejsca, by w pełni wykorzystać ich potencjał. Piszesz momentami o naprawdę poważnych rzeczach, masz tu kilka mocnych elementów, a jednak ma się wrażenie obcowania z taką lekką opowiastką. I w sumie trochę szkoda, bo to, co wymyśliłaś, mogło czytelnika “łupnąć” zdecydowanie mocniej. Nie wiem, czy to właściwa diagnoza problemu tego opowiadania, ale lepszej nie znalazłem, a też w jakiś bardzo dokładne analizy się nie bawiłem. Wolę sobie wpadać jako prosty czytelnik, który czyta dla frajdy, a później ni cholery nie wie, co napisać w komentarzu. ;-)

Tak czy inaczej fajnie było wpaść. :-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Papyrus – w życiu nie słyszałam o takim filmie.

Mnie się Żeromski kojarzy najbardziej ze szklanymi domami. Ale ogólnie za nim nie przepadałam w młodości. Może czas na rewizytę.

Uuuu, jeśli plama się przemieszcza, to sprawa wygląda poważnie. To może już nie Bastet, a chaotyczny Set?

Papyrus to właściwie jedna z "bajek”, które leciały w weekendowych pasmach kreskówkowych. Chyba na Polsacie.

 

Mi Żeromski kojarzył się z nudą lektury szkolnej, dopóki sobie po prostu nie przeczytałem dla przyjemności, starając się skupić na losach bohaterów, psychologii, wydarzeniach. Po prostu przeczytałem wreszcie na siedząco, z nogami na stole, a nie na baczność, jak to w szkole czasem się do lektur stawało.

 

Plama to straszna teoria. Zniknęła po wielu malowaniach, ale malujący ucierpieli w różny sposób. To tylko los, tylko czas, a może literacka fantazja. Może to jednak natura tego zjawiska zwanego kotem, chodzącego po strychu przed laty.

Dzięki, CM. :-)

Tak sobie myślę po lekturze “Potyczki z chaosem”, że to w sumie całkiem niezłe opowiadanie, któremu jednak brakło chyba trochę znaków, by mogło wypaść lepiej.

Hmmm. Sugerujesz, że miałki pomysł zyskuje po rozwleczeniu na wiele znaków? Nie zgodzę się. Pewnie można w ten sposób zbudować nastrój, ale po co? A tu wielkiego pomysłu po prostu nie ma. Z założenia głównym morałem było “nie dotykaj eksponatów muzealnych”.

Jakoś to budowanie opowiadania wokół takiej dziecinnej w sumie maniery zabawy z samym sobą wydał mi się nieco zbyt pretekstowy. […] zostałaś w pełni rozgrzeszona. ;-)

Całe szczęście, bo mnie ten kawałek bohatera się podoba. Mam wrażenie, że jakoś wyróżnia go z tłumu postaci.

Jest dobre tempo, cały czas coś się dzieje.

A dzięki. Z tempem jakoś problemów nie mam.

Kiedy dotarłem do ostatniej kropki, miałem taki problem, że z jednej strony cały czas czytałem z zainteresowaniem, a z drugiej… opowiadanie zostawiło mnie na końcu bez żadnych właściwie konkretniejszych wrażeń.

Ciekawe spostrzeżenie. Gdybym jeszcze wiedziała, jak z tym zjawiskiem walczyć. Pewnie w dużym stopniu zależy od tego, w jakim celu sięgamy po książki. Ja – po wiedzę lub rozrywkę. Rozrywka to podziwianie wyobraźni autora i trenowanie własnej (fantastyka) albo mierzenie się z grze intelektualnej z twórcą (kryminały). Nie szukam emocji, wzruszeń, pokrewnych dusz… Zatem i nawet nie próbuję dać tych rzeczy swoim Czytelnikom.

Piszesz momentami o naprawdę poważnych rzeczach, masz tu kilka mocnych elementów, a jednak ma się wrażenie obcowania z taką lekką opowiastką.

Nie potrafię pisać ciężko. Jak dodam znaków, to w łeb weźmie tempo akcji.

I w sumie trochę szkoda, bo to, co wymyśliłaś, mogło czytelnika “łupnąć” zdecydowanie mocniej.

Nie. Nie umiem łupać, umiem bawić. Żeby łupnęło, musiałby ktoś inny napisać.

Wolę sobie wpadać jako prosty czytelnik, który czyta dla frajdy, a później ni cholery nie wie, co napisać w komentarzu. ;-)

Całkiem nieźle sobie poradziłeś jak na taki brak koncepcji. ;-)

 

Vacterze.

Papyrus. Pewnie masz rację. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek regularnie oglądała Polsat.

Żeromski. No, ja ogólnie nie przepadam za dziewiętnastowiecznymi klasykami. Nie moje bajki pisali. Jakoś rozwlekle, o niczym dla mnie ważnym… Różni: polscy, angielscy, rosyjscy, francuscy, niemieccy… – wszędzie ta sama obyczajówka. Człowiek coś tam czyta, ale raczej z poczucia obowiązku niż dla przyjemności.

Czy kot od plamy aby nie miau na imię Tutanchamon? ;-)

Babska logika rządzi!

Finklo, nie wiem czy w miejscu, o którym mówię koty kiedykolwiek miały imiona. One po prostu były.

Książki z XIX wieku czytam na zasadzie kumpelskiej. Wygodnie się rozsiadam, w czarnym swetrze jesienią (nie lubię czytać “w gaciach”, w sensie staram się ubrać wystarczająco dobrze ;)). Na pewno bez muszki czy krawata. Nawet czoła nie uchylę. Podobają mi się treści, ale raczej bym ich nie wrzucał do jednego worka jako całość. Na pewno są rozwlekłe w niektórych opisach, ale to kwestia przyzwyczajenia moim zdaniem. Na razie jednak nie przeczytałem zbyt dużo, chociaż mam jakiś ogląd, że są podobieństwa. Romantyczny bohater non-stop szaleje, taki co by stanął na wzgórzu wśród chmur, umierałby na ścieżce w lesie albo zatroskany siedziałby przy stole pełnym jedzenia i kości.

Ale ja to lubię akurat ;)

Uuuu, panie, gdybym ja się tak certoliła z książkami, to czytałabym o wiele mniej. Ale co kto lubi.

No, bohater romantyczny jeszcze coś robi. Emocjonalnie i na hurra, ale robi. Pozytywistyczny głównie duma nad problemami egzystencjalnymi względnie o nich rozprawia. Najchętniej z namaszczeniem. :-/

Babska logika rządzi!

Nie wiem czy to miejsce na konkretne tytuły, ale pytanie czy Portret Doriana Graya czy Frankensteina też w ten rejon przesuwasz. Bo tak naprawdę może się okazać, że mamy na myśli zupełnie inne dzieła i właściwie łączy nas tylko ów Żeromski ;)

 

A czy się certolę z książkami? Brzydkie słowo. Och jakie brzydkie. Walczyłbym obrażony, ale potem jakby mnie ktoś przyłapał w łóżku z jednym okiem otwartym czytającego albo gdzieś na murku na ulicy, to by się okazało, ze nie mam czego bronić i w ogóle to kłamię :(

Dorian jest krótki, konkretny i oparty na fajnym pomyśle. To przecież jest fantastyka. A Frankenstein ciągle na liście rzeczy do przeczytania.

Oj, nie chciałam Cię urazić brzydkim słowem. Wybacz. Chodziło mi o to, że sama czytam w łóżku, przy jedzeniu, w tramwaju, w poczekalniach, jedną ręką broniąc się przed siostrzenicą…

Babska logika rządzi!

Tego słowa tak dawno nie widziałem, że aż nie wierzyłem' że jest legalne :-). Masz rację z tym czytaniem, kiedyś czytałem gdziekolwiek i to szło szybko. Teraz za bardzo chciałem organizować czytanie, z efektem odwrotnym. Im lepsze stanowisko, tym mniej faktycznego czytania. Ile powtórzeń! Z telefonu ciężko pisać, nawet nie widzę poprzedniego zdania.

Legalne, legalne. Za bluzgi uchodzą inne. ;-)

Babska logika rządzi!

Kurcze, na prawdę fajne! To opowiadanie przypomniało mi, jak dużo muszę się jeszcze nauczyć. Tak krótka forma, a tak wiele treści, Koty, Egipskie klątwy (tutaj dodatkowy plus, gdyż jestem wielkim fanem egipskich klimatów i filmu “mumia” z Brendanem Fraserem), Rewolucja robotnicza… no niesamowite. Na prawdę jestem pod wrażeniem że można tak sprawnie upchnąć tyle treści w tak małym tekście, i to jeszcze tak dobrze napisanym, coś pięknego. Dużo muszę się jeszcze nauczyć. Uwag nie mam żadnych, może to dlatego że nie jestem jeszcze tak bardzo oczytany jakbym chciał, no ale co, podobało mi się i tyle!

 

Pozdrawiam, triumfalnie powracając na forum po przerwie. 

Dziękuję, Gerlandzie. :-)

Miło, że tyle zalet w tekście widzisz.

Tak, nigdy nie miałam problemów ze streszczaniem. To w drugą stronę mi nijak nie wychodzi. ;-)

Babska logika rządzi!

Cóż, Steven King pewnie by przyklasnął, według niego podobno im mniej zbędnych słów tym lepiej ;-) 

Taaak? Nie widać tego po niektórych jego książkach. ;-)

Babska logika rządzi!

A to ciekawe, bo w sumie od niego czytałem tylko “Cujo” i teraz “Pamiętnik rzemieślnika” xD (Cujo mi się bardzo podobało, pamiętnik teraz też bardzo dobrze mi się czyta.) 

Mnie się “Cujo” bardzo ciągnęło. Fantastyki nie było, więc nuuuuda. Ale na przykład “Lśnienie” dało radę.

Babska logika rządzi!

A ja właśnie “Lśnienia” nie dałem rady, jakoś tak w połowie odpuściłem bo mnie znudziło, za to w “Cujo” sam pomysł mnie bardzo wciągnął. Taki Horror dnia codziennego, sytuacja która w teorii mogłaby się przydarzyć każdemu, bez żadnych demonów, upiorów, wampirów, zombie czy innego nadprzyrodzonego (nie żebym miał coś przeciwko nadprzyrodzonemu). (Ciekawostka, jak wyczytałem w autobiografii, Steve podczas pisania Cujo był w szczycie swojego alkoholowo-kokainowego nałogu, i prawie w ogóle nie pamięta jak pisał tą książkę)

No to mamy różne podejścia. Ja tam uważam, że horrory dnia codziennego wszyscy mamy bez literatury. Tylko na ogół nie kończą się aż tak źle – ot, wrzody, nadciśnienie…

Jeszcze “Sklepik z marzeniami” mi się podobał. Fajny, mroczny pomysł.

Babska logika rządzi!

Kurcze, Finklo, fajne! Skojarzenie z Docklands, Bastet, mumią, dokerami. 

Jasne, że nie jesteś z siebie zadowolona, bo to piękna historia. Na początku zmyliło mnie dzieciakowanie – myślałam, że to one przechwalają się i idą w zakłady. Sekwencje  w muzeum na przemian dobre i jeszcze do pracy. Finał świetny. Historia zamknięta. Przeplatanka z Bastet – udana, moim zdaniem. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dzięki, Asylum. :-)

No, co zrobić – mnie się pomysł nie bardzo podoba i już. Ot, takie niskie stany. Dużo obyczajówki, świat w zasadzie nasz i może tu jest pies pogrzebany?

Ale dobrze, że ludzie, w tym Ty, widzą zalety.

Babska logika rządzi!

I tam, obyczajówka ok, pomysł przedni. Świat jest nasz i nie nasz, czyżbyś ingerencję Bastet wpisywała w normalkę. A ona jest, nieracjonalne – zgoda, nie dość oświeceniowe – zgoda. Decyzji nie podejmujemy – my ludzie – według radykalnej klasycznej logiki i to zapewniło nam przetrwanie. Ciut przesadzam z tym oświeceniem, ale opko jest naprawdę ciekawe i myśl pod nim się ukrywającą – też. 

Ano dobrze, że ja widzę zalety, jak Autor musi ich z lupą ich szukać. ;-)

 

Naturalnie, pseudoBanksy

 

 

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Bastet ingeruje tak, żeby nie rzucać się w oczy. Acz niektóry zaczęli coś podejrzewać i twierdzą, że koty są magiczne. ;-) W końcu zamieszki czy nawet faszyzm to zjawiska, które absolutnie mieszczą się w zbiorze “normalne” (w sensie, że nie są ponadnaturalne, chociaż niepożądane).

Babska logika rządzi!

Są normalne, zwyczajne, w zasadzie można się ich spodziewać i oczekiwać. :-) Radykalna myśl oświeceniowa nie opisuje nam świata, co więcej taki świat byłby nieznośny, co nie znaczy, że obecny jest ok. Przedziwna, piorunująca mieszanka.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ogólnie myśli nie opisują świata, tylko modele. Takie przybliżenia jak plan miasta – jak jest dobry, to pozwala się zorientować. ;-)

Babska logika rządzi!

W punkt! Modele. Też tak myślę. :-)  Z tym, że niekiedy nie idziemy ścieżką przybliżenie, większe przybliżenie itd. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Czasami człowiek potrzebuje planu miasta, żeby znaleźć Sienkiewicza 18, a czasami mapy drogowej, żeby dotrzeć do Krakowa…

A jak nie ogarnia rzeczywistości, to żadna płachta nie pomoże…

Babska logika rządzi!

Podobało mi się, jak zawsze nie schodzić poniżej pewnego poziomu. Dodatkowo dowiedziałem się paru interesujących rzeczy z tego tekstu.

Raczej nie przeczytam wszystkich mumii i ciekawi mnie, czy więcej opowiadań opowiada o mumiach ludzkich czy kocich.

Dzięki, Zygfrydzie. :-)

No, nauczyłam się jakoś klecić zdania i nie zawaham się użyć tej umiejętności.

Chyba przeważają ludzkie mumie.

Babska logika rządzi!

Koty, wojna Bogów, intryga polityczna – mrau.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Dziękuję, Greasy. :-)

Fajnie, że znalazłeś tyle przyjemnych elementów.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka