– Szepraszam szanowną, śliszną panią – wysyczał diabeł zdrętwiałym od gorzały językiem, gdy żona Franca cudem, chyba za sprawą klepanych wcześniej modlitw, nie nadziała się na zakrzywiony róg.
– Fraaaanc! – zawołała w stronę chałupy.
Nieco pewniej na nogach z domu wyszedł Franc. Zgarnął kapelusz Purtka, zgarnął bełkoczącego diabła i podpierając się wzajemnie, ruszyli w stronę jeziora.
– Franc… Psszyjacielu. Jah ja cię ssszanuję… – Płakał wzruszony swą miłością diabeł. – I wiesz co?! Wiesz ssso… Dam ci prezent, jo? Ale to… za chwilę.
Purtek zgiął się w pół i rzygnął w jałowiec. Krzak momentalnie stanął w ogniu, osmalając diabłu wąsiska.
– Dam ci presssent – ciągnął diabeł, ocierając usta. - Zrobię cię bogaczem! Also… Bęziesz miał tyle pieniędzy, że… Że aż tyle! Wszyscy we wsi… wszyscy… będą cię zwać bogatym von Szczepańskim! I twoje dzieci będą bogate… i wnuki… i prawnuki…