- Opowiadanie: Bardjaskier - Pani Sowa

Pani Sowa

Hej 

Dziękuję za betę: bruce i Edward Pitowski.

 

Do poprawy interpunkcji i ortografii używałem: czatgpt i ortograf.pl 

 

Miłej lektury :) 

 

A i jeszcze jedna sprawa, serdecznie dziękuję użytkownikowi portalu, dzięki któremu  pomysł na opowiadanie doczekał się realizacji :). 

 

 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Pani Sowa

Dzwo­nek do drzwi ode­rwał Ca­ro­li­ne od ekra­nu lap­to­pa. Się­gnę­ła po laskę o srebr­nym uchwy­cie w kształ­cie sło­wi­ka i wspie­ra­jąc się na niej, wsta­ła. Szu­ra­jąc pa­pu­cia­mi i po­stu­ku­jąc laską, ru­szy­ła do drzwi. Prze­zor­nie sprawdziła przez wi­zjer, kto ją od­wie­dza, choć od lat wi­dy­wa­ła je­dy­nie do­zor­cę Luisa i są­sia­da Den­ze­la zaj­mu­ją­ce­go miesz­ka­nie pię­tro niżej.

– Dzień dobry – przy­wi­tał się Den­zel, opie­ra­jąc się o ścia­nę z torbą za­ku­pów.

– Dzień dobry, Den­zel. – Uśmiech­nę­ła się do czar­no­skó­re­go chło­pa­ka zza uchy­lo­nych drzwi, wciąż blo­ko­wa­nych łań­cu­chem.

– Cie­szę się, że je­steś ostroż­na. Ale za­pew­niam, że więk­szości wła­my­wa­czy na pewno by się nie chciało wdrapywać na dzie­sią­te pię­tro.

– Nigdy nic nie wia­do­mo – po­wie­dzia­ła Ca­ro­li­ne, zdejmując łań­cuch.

– Szcze­rze mó­wiąc – za­czął Den­zel, wcho­dząc do miesz­ka­nia – nie­wie­lu lo­ka­to­rów zdaje sobie spra­wę, że na ostat­nim pię­trze ka­mie­ni­cy jest w ogóle ja­kieś miesz­ka­nie.

– I bar­dzo do­brze, cenię sobie pry­wat­ność. Chyba bym osza­la­ła, gdy­bym mu­sia­ła co chwi­lę pod­cho­dzić do do­mo­fo­nu lub odganiać akwi­zy­to­rów spod drzwi. I tak mam już dość tych, któ­rzy do mnie wy­dzwa­nia­ją. – Ca­ro­li­ne prze­krę­ci­ła zamki i ru­szy­ła za go­ściem przez pokój do czę­ści ku­chen­nej. 

Ob­ser­wo­wa­ła, jak Den­zel kła­dzie za­ku­py na bla­cie obok ku­chen­ki i spo­glą­da na drzwi pro­wa­dzą­ce na me­ta­lo­wą plat­for­mę drogi prze­ciw­po­ża­ro­wej. Mi­nę­ła go, uda­jąc, że nie widzi skrzy­wio­nej miny.

– Na­pi­jesz się her­ba­ty? – za­py­ta­ła Ca­ro­li­ne, w na­dzie­i, że dzięki temu unik­nie te­ma­tu jej za­im­pro­wi­zo­wa­ne­go bal­ko­nu.

– Nie, dzię­ku­ję. Jest cie­pło jak cho­le­ra, za cie­pło na her­ba­tę, ale nie po­gar­dził­bym szklan­ką soku – po­wie­dział, prze­cze­su­jąc gęste loki grze­bie­niem o dłu­gich ząb­kach.

– Oczy­wi­ście – roz­pro­mie­niła się sta­rusz­ka. – Mam owo­co­wy, ten, który lu­bisz naj­bar­dziej.

Den­zel przez ramię obserwował, jak na­le­wa sok do szklan­ki. Była drob­na, o si­wych, mocno już prze­rze­dzo­nych wło­sach, zgar­bio­na i ku­le­ją­ca po zwichnięciu bio­drze. Wy­glą­da­ła na bez­bron­ną i wzbu­dza­ła li­tość. Den­zel wie­dział jed­nak, że umysł ma by­stry i bywa prze­bie­gła. Po­cze­kał, aż poda mu szklan­kę. Po­dzię­ko­wał i wypił sok jed­nym tchem, na­stęp­nie za­py­tał:

– Jak to zro­bi­łaś, Ca­ro­li­ne?

– No wiesz, naj­waż­niej­sze to utrzy­my­wać od­po­wied­nią tem­pe­ra­tu­rę w lo­dów­ce. Sok nie może być zbyt zimny, bo od tego zęby dzwo­nią, a tylko od­po­wied­nio schło­dzo­ny – po­wie­dzia­ła, uni­ka­jąc wzro­kiem karm­ni­ka i donic z kwia­ta­mi na bal­ko­nie.

– Wiesz, o co mi cho­dzi. – Den­zel oparł się ple­ca­mi o blat i za­plótł chude ręce na piersi. – Jak na­mó­wi­łaś Luisa, żeby ci udo­stęp­nił plat­for­mę prze­ciw­po­ża­ro­wą?

– Ach, daj spo­kój. – Mach­nę­ła nie­dba­le ręką, jakby od­ga­nia­ła nie­wy­god­ne py­ta­nie. – Mieszkam w tej ka­mie­ni­cy od pięć­dzie­się­ciu sied­miu lat i nigdy nie wi­dzia­łam, żeby ktoś ko­rzy­stał z tej kon­struk­cji.

– To je­dy­na droga uciecz­ki w razie po­ża­ru. – Spoj­rzał na nią z wy­rzu­tem.

– I tak nie mo­gła­bym z niej sko­rzy­stać.

– Ale ktoś mógł­by się wspiąć i bez­piecz­nie cię znieść – za­uwa­żył Den­zel.

– Daj spo­kój. W moim wieku nie­strasz­ny mi już pożar, ter­ro­ry­ści i inne ka­ta­kli­zmy. Za to bra­ku­je mi prze­strze­ni. Miło jest móc wyjść na świe­że po­wie­trze i odpocząć od tych czte­rech ścian. 

Den­zel spu­ścił głowę i po­krę­cił nią nie­prze­ko­na­ny. Współ­czuł sta­rusz­ce, która nie wy­cho­dzi­ła, od kiedy miała wy­pa­dek, i ży­czył jej jak naj­le­piej, ale prze­ro­bie­nie drogi po­ża­ro­wej na bal­kon z karm­ni­kiem, ro­śli­na­mi i fo­te­lem – zresz­tą usta­wio­nym tak, by blokował do­stęp do dra­bi­ny pro­wa­dzą­cej na niż­szy po­ziom – uwa­żał za po­mysł lek­ko­myśl­ny, a nawet nie­od­po­wie­dzial­ny.

– A pra­cow­ni­cy ad­mi­ni­stra­cji? – Nie dawał za wy­gra­ną. – Chyba nie po­wiesz mi, że prze­cho­dzą przez twoje miesz­ka­nie, żeby do­stać się na dach.

– Dra­bin­ka zo­sta­ła zli­kwi­do­wa­na – po­wie­dzia­ła z nie­win­ną miną. – Zaj­mo­wa­ła miej­sce na ścia­nie dla karm­ni­ka. Si­kor­ki też muszą mieć swoją prze­strzeń – stwier­dzi­ła z po­waż­ną miną.

– Sza­leń­stwo.

– Luis wpusz­cza ich od sieni, zresz­tą, wy­wie­sił sto­sow­ną in­for­ma­cję, że droga na dach jest je­dy­nie dostępna od sieni z po­wo­du złego stanu tech­nicz­ne­go rusz­to­wa­nia.

– Złego stanu. – Den­zel uśmiech­nął się. – Ra­czej z po­wo­du star­szej pani, która po­sta­no­wi­ła sobie urzą­dzić na nim ogró­dek.

– Pro­szę cię, Den­zel. Luis zgo­dził się na to tylko pod wa­run­kiem, że żaden lo­ka­tor nie zgło­si skar­gi. Tylko ty i Luis wie­cie o moim oknie na świat, pro­szę, nie od­bie­raj mi tego.

– Spo­koj­nie, nie mam za­mia­ru. – Den­zel spo­waż­niał.

Chciał jesz­cze za­py­tać, jak na­mó­wi­ła do­zor­cę na to wszyst­ko, ale gdy spoj­rzał w jej zie­lo­ne oczy, zro­zu­miał, że bi­ją­cy z nich lęk, a za­ra­zem uf­ność to coś czemu nie może się oprzeć. I nie ma już serca, by dalej ją wy­py­ty­wać.

– A jak ci idzie praca nad po­wie­ścią? – za­py­tał, od­sta­wia­jąc szklan­kę do zlewu.

– Bar­dzo do­brze, po­win­nam skoń­czyć re­da­go­wa­nie tek­stu za ty­dzień, a to ozna­cza, że bę­dzie go­to­wa na czter­na­ście dni przed ter­mi­nem – od­po­wie­dzia­ła z dumą Ca­ro­li­ne, szczę­śli­wa, że Den­zel zszedł z te­ma­tu jej małej ta­jem­ni­cy.

– Po­dzi­wiam cię. Mam trzy­dzie­ści sie­dem lat i już mi się nie chce pra­co­wać. Na­praw­dę nie wiem, skąd bie­rzesz tyle ener­gii.

– Kie­dyś zro­zu­miesz, że gdy czło­wiek zo­sta­je sam na świe­cie, każde za­ję­cie jest dobre, byle tylko nie my­śleć o tym. – Unio­sła palec i wska­za­ła błę­kit­ne niebo za oknem.

– Ro­zu­miem. Nic, muszę już iść. Pocz­ta i leki są w tor­bie.

– Dzię­ku­ję ci, Den­zel. Nie wiem, co bym bez cie­bie zro­bi­ła.

– To na­praw­dę dro­biazg – po­wie­dział, otwie­ra­jąc drzwi. – A, i jesz­cze jedno, skoro już prze­sia­du­jesz na scho­dach prze­ciw­po­ża­ro­wych, nie za­uwa­ży­łaś może kota, albo cze­goś po­dob­ne­go na rusz­to­wa­niu?

– Nie, tylko moje ptaki, które do­kar­miam – zdzi­wi­ła się Ca­ro­li­ne. – A czemu py­tasz?

– Za­uwa­ży­łem ostat­nio na placu, od stro­ny rusz­to­wa­nia, sporo zde­chłych go­łę­bi. My­śla­łem, że może to jakiś kot. No nic, nie prze­szka­dzam. Do wi­dze­nia.

– Do wi­dze­nia, Den­zel. – Ca­ro­li­ne już za­cze­pi­ła łań­cuch, gdy usły­sza­ła pu­ka­nie. Uchy­li­ła drzwi.

– Jesz­cze jedno. – Den­zel uśmiech­nął się przez szpa­rę w drzwiach. – Już dawno chcia­łem o to za­py­tać. Skoro tyle lat re­da­gu­jesz książ­ki in­nych ludzi, nie my­śla­łaś o na­pi­sa­niu cze­goś swo­je­go?

– Kie­dyś, dawno temu wy­da­łam po­wieść, ale uwierz mi, stwo­rze­nie po­rząd­ne­go tek­stu to droga przez mękę. Wolę sku­pić się na do­piesz­cze­niu tek­stów tych, któ­rzy już wy­la­li pot i łzy nad swo­imi po­wie­ścia­mi.

– Ro­zu­miem. Można ją gdzieś do­stać?

– Mam chyba jesz­cze jakiś eg­zem­plarz w domu. Za ty­dzień ci go przy­go­tu­ję. Mnie już nie jest do ni­cze­go po­trzeb­ny.

– Dzię­ku­ję. Mi­łe­go dnia, Ca­ro­li­ne.

Za­mknę­ła drzwi i prze­krę­ci­ła zamki. Spoj­rza­ła przez wi­zjer, a gdy się upew­ni­ła, że Den­zel znik­nął z jej pię­tra, wy­szep­ta­ła pod nosem:

– Głupi czar­nu­chu. Wty­ka­ją­cy nos w nie­ swo­je spra­wy. Prę­dzej prze­nio­sę się na tam­ten świat, niż dam ci w brud­ne łap­ska moją książ­kę. – Poczłapała do biur­ka na, którym leżał lap­to­p. – Na co mi przy­szło na stare lata, ska­za­na na czar­nu­cha i mek­sy­kań­ca. Czy w całym Nowym Jorku nie ma już żad­nych bia­łych ludzi? 

Usia­dła do tek­stu i za­ło­ży­ła oku­la­ry. Od­na­la­zła frag­ment, na któ­rym skoń­czy­ła.

– Ko­lej­ny gra­fo­man. Kto czyta takie gnio­ty? – za­py­ta­ła sama sie­bie, po­pra­wia­jąc frag­ment po­wie­ści.

 Mimo wszyst­ko była szczę­śli­wa, że re­dak­cja wciąż ko­rzy­sta z jej usług i prze­sy­ła nowe tek­sty. Jak­kol­wiek kiep­skie były te prace, po­zwa­la­ły jej za­po­mnieć o zruj­no­wa­nym zdro­wiu i zbli­ża­ją­cym się końcu życia.

 

***

 

Ca­ro­li­ne koń­czy­ła pa­rzyć her­ba­tę, zer­ka­jąc na si­kor­kę wno­szą­cą ma­te­riał do domku dla pta­ków. Była dumna, że wy­wal­czy­ła ten nie­wiel­ki skra­wek prze­strze­ni na ze­wnątrz, a jesz­cze bar­dziej z tego, jak go za­go­spo­da­ro­wa­ła. Otwo­rzy­ła drzwi i wy­szła na trzesz­czą­cą me­ta­lo­wą plat­for­mę. Po­sta­wi­ła her­ba­tę na pa­ra­pe­cie i wró­ci­ła po lap­to­pa. Na­stęp­nie usia­dła w fo­te­lu, roz­ko­szu­jąc się wiosennym wie­trzy­kiem, brzę­cze­niem owa­dów bu­szu­ją­cych w kon­wa­liach, które za­sa­dzi­ła w czer­wo­nych do­ni­cach. I oczy­wi­ście parom si­ko­rek, które wy­bra­ły jej bal­kon na nowy dom dla sie­bie i może dla pi­skląt. Chwi­lę przy­glą­da­ła się, jak ptaki na zmia­nę zno­szą nową wy­ściół­kę do swo­je­go domku.

Po pracy nad re­da­go­wa­niem po­wie­ści, Ca­ro­li­ne spoj­rza­ła z nie­chę­cią na plik za­ty­tu­ło­wa­ny "Pani Sowa", za­zna­czy­ła go kur­so­rem, lecz nie zdo­ła­ła wci­snąć kla­wi­sza "Enter".

– Ty stara kre­tyn­ko – wes­tchnę­ła – ile lat pi­szesz tę po­wieść?

Za­sta­no­wi­ła się i wy­szło jej, że ponad dwa­dzie­ścia.

– Dwa­dzie­ścia lat? Nie łudź się, ko­cha­na, nic już z tego nie bę­dzie.

Jej palec wska­zu­ją­cy za­wisł nad kla­wi­szem "De­le­te". Ale tego rów­nież nie od­wa­ży­ła się zro­bić. Nie za­glą­da­ła do "Pani Sowy" od do­brych sze­ściu mie­się­cy, ale też nie chcia­ła zre­zy­gno­wać z na­dziei, że może jesz­cze kie­dyś do­koń­czy swoją drugą po­wieść.

Na­la­ła her­ba­ty, i żeby po­pra­wić sobie humor, zaj­rza­ła do daw­nych re­cen­zji "Ko­li­bro­we­go ogro­du". Pierw­sza i je­dy­na po­wieść zapewniła jej pracę w re­dak­cji oraz utrzy­ma­nie na niezłym poziomie, bo po czterdziestu latach od premiery wciąż świet­nie się sprze­da­wa­ła.

Wy­cią­gnę­ła pacz­kę ca­me­li bez fil­tra i za­pa­li­ła z sa­tys­fak­cją, prze­glą­da­jąc ko­lej­ne re­cen­zje. "The Times", "The Wa­shing­ton Post", "The Gu­ar­dian" i wiele in­nych – wszy­scy oni le­że­li u jej stóp. Kie­dyś jej zdanie było w redakcji świę­te, a de­cy­zje do­ty­czą­ce mło­dych au­to­rów za­wsze słuszne. Mogła po­chwa­lić się, że to dzię­ki jej poleceniu re­dak­cja wy­pro­mo­wa­ła pierw­sze po­wie­ści ta­kich au­to­rów jak Nor­thon czy Grey.

– Nie­wdzięcz­ne su­kin­sy­ny! Po­win­ni mi po­sta­wić po­mnik przed re­dak­cją – powiedziała, wy­pusz­cza­jąc dym przez nos.

Choć w duchu i tak była wdzięcz­na, że po­zo­sta­wi­li jej re­da­go­wa­nie tek­stów, wie­dzia­ła, że bez tego uwię­zio­na w swo­jej wieży już dawno skoń­czy­ła­by ze sobą.

Wy­rzu­ci­ła nie­do­pa­łek przez ba­rier­kę i otwo­rzy­ła prze­glą­dar­kę. Wpi­sa­ła adres www.innywymiar.com i za­lo­go­wa­ła się do konta. Pod nic­kiem Pani Sowa spraw­dzi­ła posty z opo­wia­dań, które ostat­nio oce­nia­ła. Por­tal li­te­rac­ki dla racz­ku­ją­cych pi­sa­rzy był jej ostat­nim przy­czół­kiem wiel­ko­ści. We­te­ra­ni por­ta­lu do­sko­na­le zda­wa­li sobie spra­wę, kto kryje się pod nic­kiem Pani Sowy, i trak­to­wa­li jej opi­nie z naj­wyż­szym sza­cun­kiem. Młode, mniej za­zna­jo­mio­ne z li­te­ra­tu­rą po­ko­le­nie, szyb­ko orien­to­wa­ło się, kto na por­ta­lu de­cy­du­je o tym, czy tekst jest wart czy­je­go­kol­wiek czasu, a wśród bogów In­ne­go Wy­mia­ru Pani Sowa wciąż była nie­wąt­pli­wie na szczy­cie pan­te­onu.

Każdy, kto pu­bli­kował na stro­nie, li­czy­ł na to, że Ca­ro­li­ne prze­czy­ta jego opo­wia­da­nie. Każdy z nie­po­ko­jem otwie­ra­ła posta ozna­czo­nego nic­kiem Pani Sowa. Ca­ro­li­ne prze­czy­ta­ła kilka od­po­wie­dzi, na­pi­sa­ła parę ko­men­ta­rzy i prze­szła do za­kład­ki "Opo­wia­da­nie mie­sią­ca", aby spraw­dzić, czy ja­kieś ją za­in­te­re­su­je. Przebiegła wzro­kiem po ty­tu­łach i nic­kach, za­pa­la­jąc ko­lej­ne­go ca­me­la. Jej ostat­nim pu­pi­lem był CP2022, i wi­dząc wła­śnie jego opo­wia­da­nie, po­sta­no­wi­ła za­cząć od niego, gdy ko­per­ta w pra­wym gór­nym rogu stro­ny za­pa­li­ła się na czer­wo­no.

– No pro­szę, co my tu mamy? – po­wie­dzia­ła, kątem oka ob­ser­wu­jąc si­kor­kę ła­pią­cą psz­czo­łę nad dzwon­kiem kon­wa­lii. Wia­do­mość pry­wat­na do Pani Sowy była rzad­ko­ścią. Za­in­try­go­wa­na, prze­su­nę­ła kur­sor na ko­per­tę, żeby sprawdzić, kto do niej napisał i w jakiej sprawie. Wiadomość była od użyt­kow­ni­ka kry­ją­ce­go się pod nic­kiem No­bo­dy, za­ty­tu­ło­wa­na "Cze­goś ta­kie­go jesz­cze nie czy­ta­łaś".

– No, po­my­ślał­by ktoś? – par­sk­nę­ła Ca­ro­li­ne.

Już sam tytuł świadczył o bez­czel­ności użytkownika i przez chwi­lę roz­wa­ża­ła ska­so­wa­nie wia­do­mo­ści. Ale cie­ka­wość zwy­cię­ży­ła i osta­tecz­nie wcisnęła “Enter” na kla­wia­tu­rze. Poza do­łą­czo­nym pli­kiem tek­sto­wym o na­zwie "Nowy tekst", znaj­do­wa­ła się krót­ka in­for­ma­cja.

"Prze­sy­łam moją po­wieść. Czy­ta­łem Pani książ­kę i uwa­żam, że jest nie­zła, choć z pew­no­ścią nie tak dobra jak tekst, który za­łą­czy­łem. Je­stem pe­wien, że osoba tak obe­zna­na z li­te­ra­tu­rą, jak Pani, do­ce­ni wy­jąt­ko­wość mo­je­go tek­stu i z przy­jem­no­ścią go zre­da­gu­je. 

Po­zdra­wiam, 

No­bo­dy".

Ca­ro­li­ne uśmiech­nę­ła się pod nosem. Był to za­pew­ne odwet za opo­wia­da­nie, pod któ­rym zo­sta­wi­ła nie­zbyt po­chleb­ną opi­nię. Lub też jakiś mło­dy za­pa­le­niec, pod wpły­wem sa­mo­za­chwy­tu, pró­bo­wał po­peł­nić por­ta­lo­we sa­mo­bój­stwo. Ca­ro­li­ne, za­sta­na­wia­jąc się, jak po­stą­pić z bez­czel­nym użyt­kow­ni­kiem, nie za­uwa­ży­ła go­łę­bia, który przy­siadł na po­rę­czy ba­lu­stra­dy. Do­pie­ro prze­cią­głe gru­cha­nie zwró­ci­ło jej uwagę. Po­wo­li pod­nio­sła wzrok znad mo­ni­to­ra kom­pu­te­ra. Gołąb spoj­rzał na nią, po­krę­cił głową i pod­szedł do za­wie­szo­ne­go na dru­tach pla­sti­ko­we­go pu­deł­ka z ziar­nem dla si­ko­rek. Na­stęp­nie za­brał się do wy­ja­da­nia na­sion. Ca­ro­li­ne się­gnę­ła ostroż­nie po laskę. Gdy po­czu­ła pod pal­ca­mi sty­li­sko, dźwi­gnę­ła ją po­wo­li, na­stęp­nie na­chy­li­ła się i jed­nym pew­nym ude­rze­niem me­ta­lo­we­go sło­wi­ka roz­gnio­tła głowę go­łę­bia. Rę­ko­jeść laski od­bi­ła się od ba­lu­stra­dy z me­ta­licz­nym dźwię­kiem. Gdy truchło ptaka spadł na bal­kon, Ca­ro­li­ne pchnę­ła je koń­ców­ką laski i przez szcze­ble ba­lu­stra­dy ob­ser­wo­wa­ła, jak spada na plac mię­dzy ka­mie­ni­ca­mi.

– Do­brze ci tak, gru­cha­ją­cy obe­srań­cu – po­wie­dzia­ła za go­łę­biem. 

Ko­cha­ła ptaki, ale nie zno­si­ła go­łę­bi, brud­nych, śmier­dzą­cych, brzyd­kich i ni­ko­mu do szczę­ścia nie­po­trzeb­nych.

– Tro­chę jak czar­nu­chy – wy­szep­ta­ła z sa­tys­fak­cją, ob­ser­wu­jąc, jak kot z po­bli­skie­go śmiet­ni­ka za­in­te­re­so­wał się tym, co spa­dło z jej bal­ko­nu. Wy­cią­gnę­ła chu­s­tecz­kę i za­czę­ła wy­cie­rać z krwi me­ta­lo­we­go sło­wi­ka.

– Do­brze, panie No­bo­dy, a teraz wezmę się za cie­bie – po­wie­dzia­ła, roz­sia­da­jąc się wy­god­nie w fo­te­lu.

 

***

 

Ca­ro­li­ne stała na bal­ko­nie drogi prze­ciw­po­ża­ro­wej, oglą­da­jąc domek dla si­ko­rek. Wnę­trze ptaki wy­ło­ży­ły watą, ka­wał­ka­mi tek­tu­ry i ga­łąz­ka­mi. Cie­szy­ła się, że bę­dzie świad­kiem wyklucia pi­skląt.

– Jest pani nie­po­praw­na – ode­zwał się z ła­zien­ki Luis. – Myśli pani, że nie czuję tego pa­pie­ro­sa?

– Nie twoja spra­wa, głupi mek­sy­kań­cu – po­wie­dzia­ła, za­cią­ga­jąc się.

– Słu­cham?

– To je­dy­na ra­dość, jaka mi po­zo­sta­ła w życiu, no i bal­kon – od­po­wie­dzia­ła. 

– To jest tak samo nie­od­po­wie­dzial­ne jak ten bal­kon, na który pani mnie na­mó­wi­ła. 

Zer­k­nę­ła przez kuch­nię do ła­zien­ki i zo­ba­czy­ła gruby wy­pię­ty tyłek do­zor­cy, mo­cu­ją­ce­go się z po­rę­cza­mi przy wan­nie.

– Je­stem ci bar­dzo wdzięcz­na za udo­stęp­nie­nie bal­ko­nu i za domek dla si­ko­rek. Miło, że ty i Den­zel pa­mię­ta­cie o star­szej lo­ka­tor­ce.

– Niech mnie tu pani nie cza­ru­je, a z Den­ze­lem po­roz­ma­wiam o pani li­ście za­ku­pów, by ukró­cić ten obrzy­dli­wy nałóg. Ro­zu­miem, że może pani tę­sk­nić za wy­cho­dze­niem z domu, ale czy pa­pie­ro­sy są nie­zbęd­ne do życia? – wy­sa­pał do­zor­ca z wnę­trza wanny.

– Je­ste­ście dla mnie tacy do­brzy, jak ro­dze­ni sy­no­wie – od­po­wie­dzia­ła, za­cią­ga­jąc się, po czym wy­rzu­ci­ła nie­do­pa­łek przez ba­rier­kę. 

Pa­pie­ro­sy przy­wo­ził jej ku­rier raz w roku, ale uzna­ła, że nie musi o tym mówić do­zor­cy, tym bar­dziej, że nie miała nic prze­ciw­ko, by na­pu­ścić Luisa na są­sia­da.

– Po­ma­ga­nie to jedno, a wpę­dza­nie pani do grobu to co in­ne­go. Po­roz­ma­wiam sobie z Den­ze­lem, jak tylko go spo­tkam – po­wie­dział Luis, prze­cho­dząc przez kuch­nię i wy­cie­ra­jąc ręce w pa­pie­ro­wy ręcz­nik. 

Ca­ro­li­ne spoj­rza­ła na niego do­bro­tli­wie, gdy oparł się o pa­ra­pet.

– Tylko nie bądź dla niego za su­ro­wy – po­wie­dzia­ła.

– Kości mu nie po­li­czę, bo kto by pani za­ku­py przy­no­sił. – Luis ro­zej­rzał się i za­gwiz­dał z po­dzi­wem. – Ład­nie to sobie pani urzą­dzi­ła, co to za kwiat­ki?

– Kon­wa­lie.

– Kon­wa­lie – po­wtó­rzył, przy­glą­da­jąc się fo­te­lo­wi. – Ale ten fotel to już prze­sa­da, do tego za­sta­wia doj­ście do dra­bin­ki. – Luis już miał wejść na bal­kon, gdy Ca­ro­li­ne za­stą­pi­ła mu drogę.

– Ko­cha­ny, prze­sta­wię fotel.

– Po­win­na go pani usu­nąć, po­mo­gę…

– Nie. Pro­szę, dzię­ki niemu mogę wię­cej czasu spę­dzać na po­wie­trzu, z moimi si­kor­ka­mi.

– Ro­zu­miem, ale tu cho­dzi o panią.

– Luis, po­patrz na mnie, ile jesz­cze będę żyła, dwa, może trzy lata?

– Niech pani prze­sta­nie, jeśli nie bę­dzie pani palić, prze­ży­je pani i mnie, i Den­ze­la. – Uśmiech­nął się pod czar­nym wąsem.

– Nie mam już ni­ko­go na świe­cie prócz tych si­ko­rek i moich kon­wa­lii, pro­szę cię.

– Jest pani nie­moż­li­wa. – Po­krę­cił głową pu­cu­ło­wa­ty do­zor­ca. – Do­brze, ale niech go pani prze­sta­wi.

– Oczy­wi­ście.

– Pro­szę za mną, po­ka­żę pani po­rę­cze. 

Ca­ro­li­ne ode­tchnę­ła z ulgą za ple­ca­mi Luisa. Ostatnio rusz­to­wa­nie trzesz­cza­ło i chwia­ło się, gdyby do­zor­ca wszedł po fotel, z pew­no­ścią zaraz ka­zał­by jej zli­kwi­do­wać bal­kon.

Gdy prze­szli do ła­zien­ki, Luis po­wie­dział:

– Tu ma pani schod­ki przy wan­nie. W ścia­nę wmon­to­wa­łem uchwyt, by mogła się pani pod­nieść. Drugi tu, by przy­trzy­mać przy wcho­dze­niu do wody.

– Pięk­nie ci dzię­ku­ję, Luis. Je­steś skar­bem, nie tylko dla mnie, ale i całej ka­mie­ni­cy.

– Wpad­nę w przy­szłym ty­go­dniu – po­wie­dział za­do­wo­lo­ny z sie­bie do­zor­ca. – Pro­szę wy­pró­bo­wać wannę, a jeśli coś bę­dzie trze­ba po­pra­wić, to się za­ła­twi.

– Na pewno wszyst­ko bę­dzie w po­rząd­ku. – Uśmiech­nę­ła się do niego i po­kle­pa­ła po ra­mie­niu.

– Będę le­ciał pod czwór­kę, coś tam ciek­nie z rury w ła­zien­ce.

– Szko­da, my­śla­łam, że na­pi­je­my się her­ba­ty.

– Na­stęp­nym razem – po­wie­dział Luis i po­szedł w stro­nę wyj­ścia.

– Do wi­dze­nia – po­ma­cha­ła mu z kuch­ni.

– Do wi­dze­nia i pro­szę pa­mię­tać o fo­te­lu.

– Do­brze, Luis.

Gdy drzwi za­mknę­ły się za do­zor­cą, po­de­szła o lasce do kom­pu­te­ra. Spraw­dzi­ła wia­do­mo­ści na Innym Wy­mia­rze, ale No­bo­dy już się nie od­zy­wał.

– Po­szło ci w pięty – po­wie­dzia­ła w stro­nę mo­ni­to­ra, mimo wszystko nieco za­wie­dzio­na, że nie­opie­rzo­ny użyt­kow­nik tak łatwo się pod­dał. Przez chwi­lę my­śla­ła, że mogłaby zaj­rzeć do tek­stu No­bo­dy­’ego, ale duma zwy­cię­ży­ła. I żeby jej nie kor­ci­ło, usu­nę­ła całą wia­do­mość.

Wie­czo­rem na­pu­ści­ła wody do wanny. Otwo­rzy­ła drzwi pro­wa­dzą­ce na bal­kon, by miesz­ka­nie zbyt­nio nie za­pa­ro­wa­ło. Obok wanny na sto­licz­ku na­szy­ko­wa­ła pacz­kę za­pa­łek, ca­me­li i książ­kę. Gdy wanna była pełna, ro­ze­bra­ła się ostroż­nie i za po­mo­cą drąż­ków i schod­ków, nie bez trudu, we­szła do go­rą­cej wody.

– Jak na mek­sy­kań­ca, nie­źle sobie po­ra­dzi­łeś, Luis – po­wie­dzia­ła, za­nu­rza­jąc się po szyję.

 Się­gnę­ła po pa­pie­ro­sa i za­pa­li­ła. Wiatr sze­le­ścił fi­ran­ką, a si­kor­ki szcze­bio­ta­ły na bal­ko­nie. To była jej pierw­sza sa­mo­dziel­na ką­piel od czasu zwich­nię­cia bio­dra i Ca­ro­li­ne roz­ko­szo­wa­ła się nią do chwi­li, gdy szcze­biot nagle ucichł. Się­gnę­ła po laskę i pchnę­ła nią drzwi ła­zien­ki. Przez mo­ment do­strze­gła w ciem­no­ści za­ry­sy mebli, ale nagle drzwi się przy­mknę­ły.

– Cho­ler­na krzy­wi­zna, że jesz­cze nie osza­la­łam w tym nie­rów­nym miesz­ka­niu… – wark­nę­ła i urwa­ła, bo z ze­wnątrz do­szedł ją jakiś dźwięk, me­ta­licz­ny, jakby ktoś prze­su­wał coś po bal­ko­nie.

– Ktoś tam jest? – za­py­ta­ła drżą­cym gło­sem. 

Na chwi­lę zro­bi­ło się bar­dzo cicho. Żar z pa­pie­ro­sa z wolna tra­wił tytoń, a gdy po­piół z sy­kiem spa­dał do wody, po­now­nie usły­sza­ła szu­ra­nie, zła­pa­ła pod­po­ry i już chcia­ła się pod­nieść, lecz uświa­do­mi­ła sobie, że na bal­ko­nie tylko jeden przed­miot mógł wy­da­wać taki od­głos – jej fotel za­sta­wia­ją­cy dra­bin­kę prze­ciw­po­ża­ro­wą. Szu­ra­nie usta­ło.

– Luis, to ty? Ja… Ja, prze­pra­szam, wiem, że mia­łam prze­sta­wić fotel – po­wie­dzia­ła. W od­po­wie­dzi usły­sza­ła, jak stary par­kiet skrzy­pi pod czy­imś cię­ża­rem.

– Luis, czy wszyst­ko w po­rząd­ku? Co się dzie­je z bal­ko­nem?

Ko­lej­ne skrzyp­nię­cie usły­sza­ła tuż obok drzwi ła­zien­ki.

– Luis? Pro­szę, ode­zwij się! – Zła­pa­ła laskę i ści­ska­jąc ją obu­rącz, po­czu­ła, jak łzy na­pły­wa­ją do jej oczu, a wargi za­czy­na­ją drgać.

Nagle zdała sobie spra­wę, jak śmiesz­nie musi wy­glą­dać sta­rusz­ka w wan­nie, tak ża­ło­śnie go­tu­jąc się na atak. Drzwi ła­zien­ki były wciąż uchy­lo­ne. Ale nikt nie wcho­dził. Nie sły­sza­ła też, żeby ktoś prze­miesz­czał się po miesz­ka­niu. Wtedy do­strze­gła w szcze­li­nie mię­dzy drzwia­mi a fra­mu­gą syl­wet­kę. Po­stać była ubra­na na czar­no, z głową za­sło­nię­tą ko­mi­niar­ką. Po­czu­ła, jak serce za­czy­na jej ło­mo­tać. Obcy pa­trzył na nią, a pod tym spoj­rze­niem nie zdo­ła­ła utrzy­mać laski w dło­niach. Z brzdę­kiem me­ta­lo­wy sło­wik odbił się od ka­fe­lków, gdy laska wy­pa­dła poza wannę. Ca­ro­li­ne za­słoniła twarz dłoń­mi i zaczęła hi­ste­rycz­nie łka­ć.

 Nie miała po­ję­cia, ile mi­nę­ło czasu, nim do­szła do sie­bie. Mimo to nie od­wa­ży­ła się od­sło­nić oczu. Gdy woda była już cał­kiem zimna, a Ca­ro­li­ne za­czę­ła dy­go­tać, zmu­si­ła się, by spoj­rzeć przez palce. W szcze­li­nie mię­dzy drzwia­mi a fra­mu­gą nie doj­rza­ła nic prócz ciem­no­ści.

Chłód wody zmu­sił ją w końcu, by wspie­ra­jąc się na za­mon­to­wa­nych przez do­zor­cę uchwy­tach, wyjść z wanny. Stała chwi­lę na ka­fel­kach naga i roz­trzę­sio­na. Schy­li­ła się po laskę i ru­szy­ła do kuch­ni.

– Pro­szę weź, co tylko chcesz, tylko nie rób mi krzyw­dy – po­wie­dzia­ła, od­chy­la­jąc drzwi.

Miesz­ka­nie było ciem­ne, wiatr po­ru­szał za­słon­ką, nie spo­strze­gła jed­nak żad­ne­go in­ne­go ruchu. Po­de­szła do bal­ko­nu i za­uwa­ży­ła to, czego już była pewna – fotel i dywan za­sła­nia­ją­cy dra­bin­kę prze­ciw­po­ża­ro­wą były od­su­nię­te. Za­mknę­ła po­śpiesz­nie bal­kon, za­rzu­ci­ła na sie­bie szla­frok i za­pa­li­ła świa­tło w miesz­ka­niu. Ro­zej­rza­ła się do­kład­nie. Drzwi wej­ścio­we były za­mknię­te. Uznała więc, że wła­my­wacz mu­siał wyjść tą samą drogą, którą do­stał się do miesz­ka­nia. Za­czę­ła spraw­dzać miesz­ka­nie.

– Co ukra­dłeś, su­kin­sy­nu? – po­wta­rza­ła, zaglądając w każdy kąt.

Wszyst­ko jed­nak zda­wa­ło się leżeć na swoim miej­scu. Bi­żu­te­ria, oszczęd­no­ści w pu­deł­ku po cy­ga­rach, nawet lap­top na biur­ku. Po­de­szła do kom­pu­te­ra i do­tknę­ła ekra­nu.

– Jak do­brze, że mi cie­bie nie za­brał – wy­szep­ta­ła.

I wtedy za­uwa­ży­ła, że na biur­ku leży ma­szy­no­pis. Na pierw­szej stro­nie wid­niał napis "Nowy tekst".

 

***

 

Na­stęp­ne­go dnia Ca­ro­li­ne od­sta­wi­ła fotel na miej­sce. Wal­czy­ła ze sobą dłuż­szy czas, czy zgło­sić zaj­ście na po­li­cję. Oba­wia­ła się jed­nak, że w jej wieku całe zda­rze­nie może zo­stać po­trak­to­wa­ne jako wy­mysł po­grą­żo­ne­go w de­men­cji star­cze­go umy­słu. A ni­cze­go tak się nie bała jak przy­tuł­ku. Bez krew­nych, ze zwich­nię­tym bio­drem i wy­ima­gi­no­wa­ny­mi prze­śla­dow­ca­mi, praw­do­po­do­bień­stwo eks­mi­sji do Sło­necz­nej Je­sie­ni lub Spo­koj­ne­go Se­nio­ra była całkiem praw­do­po­dob­na. Ostatecznie po­sta­no­wi­ła nie ry­zy­ko­wać. Za­miast tego na­pi­sa­ła do ad­mi­ni­stra­to­ra In­ne­go Wy­mia­ru w spra­wie użyt­kow­ni­ka No­bo­dy. Za­pa­li­ła ca­me­la i po­pa­trzy­ła na ma­szy­no­pis. Wo­la­ła­by, żeby całe zaj­ście oka­za­ło się wy­bry­kiem jej wy­obraź­ni niż re­al­nym za­gro­że­niem.

W trak­cie dnia jed­nak za­czę­ła postrzegać całą sy­tu­ację w nieco jaśniejszych barwach.

– Wy­star­czy, że bę­dziesz za­my­kać na noc bal­kon, stara kre­tyn­ko, i masz go z głowy. Przy odro­bi­nie szczę­ścia pod­czas ko­lej­nej wi­zy­ty, skur­wiel zleci z dra­bin­ki i skrę­ci sobie kark.

Pewna sie­bie, wspie­ra­jąc się na lasce, z pa­pie­ro­sem w ustach się­gnę­ła po ma­szy­no­pis i ru­szy­ła w stro­nę zlewu. Po­ło­ży­ła tekst na bla­cie, uchy­li­ła drzwicz­ki szaf­ki i otwo­rzy­ła po­jem­nik na śmie­ci. Się­gnę­ła po po­wieść, gdy za­dzwo­nił do­mo­fon.

Dzwo­nek w miesz­ka­niu od­zy­wał się w dwóch przy­pad­kach: raz w roku pod­czas wi­zy­ty ku­rie­ra i po­my­łek, a te zda­rza­ły się nader rzad­ko. Jak zwy­kle za­cze­ka­ła, aż wy­brzmi piąty sy­gnał. Do­mo­fon ucichł, znów się­gnę­ła po po­wieść, gdy dzwo­nek po­now­nie za­brzę­czał.

– Co jest, do cięż­kiej cho­le­ry? – wark­nę­ła.

Wy­rzu­ci­ła nie­do­pa­łek do zlewu i ru­szy­ła w stro­nę słu­chaw­ki.

Po­rwa­ła ją z wi­de­łek i nie­mal krzyk­nę­ła:

– Słu­cham!

Nikt się nie ode­zwał, więc za­py­ta­ła:

– Jest tam ktoś?

Od­wie­si­ła słu­chaw­kę i po­de­szła do okna wy­cho­dzą­ce­go na wej­ście do ka­mie­ni­cy. Nikt nie stał przed drzwia­mi. Spoj­rza­ła nie­pew­nie na ma­szy­no­pis. Wzię­ła głęb­szy od­dech i ru­szy­ła do blatu, pod­nio­sła tekst, a gdy schy­la­ła się, by umie­ścić go w koszu, do­mo­fon znów się ode­zwał. Mimo to wy­rzu­ci­ła po­wieść.

Wie­czo­rem po­ja­wił się Den­zel, by za­brać jej śmie­ci. Za­py­tał, jak za­wsze, czy cze­goś po­trze­bu­je. Po­dzię­ko­wa­ła mu, a gdy wy­szedł, usia­dła do kom­pu­te­ra. Tekst, który re­da­go­wa­ła, spodo­bał się i po­gra­tu­lo­wa­no jej jak za­wsze do­brze wy­ko­na­nej pracy. We­szła na stro­nę In­ne­go Wy­mia­ru z na­dzie­ją, że jest jakaś od­po­wiedź od ad­mi­ni­stra­to­ra stro­ny. Ko­per­ta w pra­wym gór­nym rogu ekra­nu pod­świe­tla­ła się na czer­wo­no, a cyfra dwa wska­zy­wa­ła licz­bę wia­do­mo­ści.

Pierw­sza była od No­bo­dy’­ego, a druga od ad­mi­ni­stra­to­ra.

– Za­ła­twię cię, śmie­ciu, zo­ba­czysz – po­wie­dzia­ła w stro­nę mo­ni­to­ra, się­ga­jąc po pa­pie­ro­sa. Kur­so­rem jed­nak naj­pierw wy­bra­ła wia­do­mość od prze­śla­dow­cy.

– „Do zo­ba­cze­nia” – od­czy­ta­ła na głos. – To się jesz­cze okaże.

Otwo­rzy­ła drugą wia­do­mość. Pa­trzy­ła chwi­lę w ekran. W końcu wy­cią­gnę­ła za­pal­nicz­kę i od­pa­li­ła ca­me­la.

– Jak to, nie ma użyt­kow­ni­ka o takim nicku?

 

***

 

Obu­dził ją do­mo­fon. Ca­ro­li­ne spoj­rza­ła na ze­ga­rek, była druga w nocy.

– Dzwoń sobie, ile chcesz, dra­niu – po­wie­dzia­ła, ob­ra­ca­jąc się na bok. – W końcu ci się znu­dzi.

Nad ranem, gdy tylko otwo­rzy­ła oczy, od razu wy­czu­ła, że coś jest nie tak. Unio­sła się na łok­ciach i zo­ba­czy­ła tuż obok po­dusz­ki do­su­nię­ty fotel z bal­ko­nu, a na nim ma­szy­no­pis.

Cały po­ra­nek Ca­ro­li­ne spę­dzi­ła na oglę­dzi­nach drzwi bal­ko­no­wych. Rzecz jasna, zda­wa­ła sobie spra­wę, że No­bo­dy chciał ją na­stra­szyć, a ta­jem­ni­ca za­mknię­tych drzwi na bal­kon miała po­tę­go­wać efekt.

– I bez tego je­stem wy­star­cza­ją­co roz­trzę­sio­na.

Mimo stre­su zmu­si­ła się do zje­dze­nia lek­kie­go śnia­da­nia. Tymczasem po­ja­wił się Luis, żeby za­py­tać o drąż­ki za­mon­to­wa­ne przy wan­nie. Za­pew­ni­ła go, że wszyst­ko jest funk­cjo­nal­ne i w naj­lep­szym po­rząd­ku.

– Widzę, że zre­zy­gno­wa­łaś z fo­te­la na bal­ko­nie – po­wie­dział, uśmie­cha­jąc się w drzwiach.

– A, tak. Fak­tycz­nie nie­roz­sąd­nie jest blo­ko­wać drogę prze­ciw­po­ża­ro­wą.

– Wi­dzisz, teraz jesz­cze mu­sisz rzu­cić pa­le­nie, a dam ci spo­kój.

Roz­cią­gnę­ła usta w życz­li­wym uśmie­chu, a gdy się ob­ró­cił, wy­cho­dząc, po­ka­za­ła mu środ­ko­wy palec. Zanim jed­nak za­trza­snął drzwi, za­wo­ła­ła po­śpiesz­nie:

– Luis?

– Tak?

– Nie za­uwa­ży­łeś, czy ktoś obcy kręci się przy ka­mie­ni­cy?

– Nie, ni­ko­go ta­kie­go nie wi­dzia­łem. Czy coś się stało?

– Nie, ja tylko… Mia­łam okrop­ny sen, że ktoś w nocy cho­dzi po miesz­ka­niu.

– Ro­zu­miem – po­wie­dział z tro­ską w gło­sie do­zor­ca. – To przez to, że tyle czasu spę­dzasz w domu. Szcze­rze współ­czu­ję, Ca­ro­li­ne. Chcesz, żebym spro­wa­dził le­ka­rza?

– Nie! – wy­krzyk­nę­ła. – To zna­czy, nie trze­ba, dzię­ku­ję.

Do­zor­ca przy­glą­dał się jej chwi­lę z za­tro­ska­ną miną, nim wy­szedł. Za­mknę­ła za nim drzwi i spoj­rza­ła na ma­szy­no­pis.

– Dobra, wy­gra­łeś, dra­niu – po­wie­dzia­ła, prze­no­sząc po­wieść na biur­ko.

Z szu­fla­dy wy­cią­gnę­ła czer­wo­ną kred­kę i za­czę­ła czy­tać. Pod wie­czór odło­ży­ła tekst. Wzię­ła z ta­le­rza cze­ko­la­do­we ciast­ko i opar­ła się na krze­śle. Za­mie­rza­ła zro­bić taką ko­rek­tę, żeby No­bo­dy nie po­znał swo­je­go tek­stu, a pi­sa­nia ode­chcia­ło mu się do końca życia. Teraz jed­nak, sku­biąc ciast­ko po ponad stu stro­nach, mu­sia­ła przy­znać, że po­wieść nie tylko nie wy­ma­ga­ła zbyt wielu po­pra­wek, ale jest dobra. Uświa­do­mi­ła sobie, że od bar­dzo dawna nie czy­ta­ła tak po­rząd­ne­go tek­stu.

 

 ***

 

Ca­ro­li­ne po­trze­bo­wa­ła się uspo­ko­ić i spo­koj­nie prze­my­śleć całą sy­tu­ację. Na­pu­ści­ła wody do wanny, przy­go­to­wa­ła na sto­li­ku pacz­kę ca­me­li, za­pał­ki oraz her­ba­tę. Po krót­kim na­my­śle po­sta­no­wi­ła też otwo­rzyć drzwi na bal­kon.

– Jeśli ze­chcesz, i tak wej­dziesz, a ja nie mam za­mia­ru dać ci się ter­ro­ry­zo­wać – po­wie­dzia­ła hardo.

Wy­szła na chwi­lę, żeby spraw­dzić, jak się mają si­kor­ki. W domku za­sta­ła sa­micz­kę wy­sia­du­ją­cą jaja. Dała jej spo­kój. Ścią­gnę­ła ubra­nie i ru­szy­ła do wanny.

Po jed­nym pa­pie­ro­sie i gdzieś w po­ło­wie her­ba­ty usły­sza­ła, jak bal­kon zgrzy­ta pod cię­ża­rem No­bo­dy­’ego. Drzwi od ła­zien­ki, jak zwy­kle, były uchy­lo­ne i jak zwy­kle, od­sła­nia­ły tylko część kuch­ni. Prze­śla­dow­ca Ca­ro­li­ne znów za­cze­kał, aż się ściem­ni, nim ją od­wie­dził. Do­strze­gła jego syl­wet­kę, gdy mijał ła­zien­kę, a po chwi­li usły­sza­ła sze­lest prze­wra­ca­nych stron ma­szy­no­pi­su.

– Po­czę­stuj się cia­stecz­ka­mi – po­wie­dzia­ła z prze­ką­sem.

Sze­lest ucichł, by po chwi­li No­bo­dy znów wró­cił do spraw­dza­nia tekstu.

Ca­ro­li­ne za­pa­li­ła pa­pie­ro­sa i cier­pli­wie cze­ka­ła, roz­ko­szu­jąc się wodą, lecz bacz­nie ob­ser­wu­jąc miesz­ka­nie przez uchy­lo­ne drzwi. Gdy ciem­na syl­wet­ka znów mi­gnę­ła jej przed ocza­mi, za­py­ta­ła:

– I jak, za­do­wo­lo­ny?

No­bo­dy sta­nął. Usły­sza­ła, jak par­kiet skrzy­pi pod jego bu­ta­mi, gdy zbli­żył się do szcze­li­ny mię­dzy drzwia­mi a fra­mu­gą. Ca­ro­li­ne znów po­czu­ła nie­po­kój. W duchu skar­ci­ła się za lek­ko­myśl­ność. Mimo to zer­k­nę­ła i doj­rza­ła ciem­ną syl­wet­kę. Przy­glą­dał się jej dłuż­szą chwi­lę. Za­sło­ni­ła pier­si, choć No­bo­dy nie mógł wi­dzieć jej na­go­ści. Gdy nerwy znów za­czę­ły jej pusz­czać, usta za­drża­ły, a po po­licz­ku spły­nę­ła łza, No­bo­dy po­śpiesz­nie ru­szył w stro­nę bal­ko­nu.

Ca­ro­li­ne wy­tar­ła się, włożyła szla­frok i wy­szła z ła­zien­ki. Za­pa­li­ła świa­tło i spoj­rza­ła na po­wieść. W miej­scu, gdzie skoń­czy­ła po­pra­wiać tekst, od­czy­ta­ła wia­do­mość na­kre­ślo­ną czer­wo­ną kred­ką:

– „Dobra ro­bo­ta, dzię­ku­ję”. Nie ma za co, zbo­czeń­cu – po­wie­dzia­ła, pa­trząc na okru­chy po­zo­sta­wio­ne na ta­le­rzu.

Ca­ro­li­ne we­szła pod koł­drę i pa­trzy­ła w ciem­ne miesz­ka­nie, roz­my­śla­jąc o po­wie­ści i szan­ta­żu, ofia­rą któ­re­go padła, oraz o samym prze­śla­dow­cy. Całe życie po­tra­fi­ła do­sto­so­wy­wać się do sy­tu­acji, które los rzu­ca jej pod nogi i była dumna z sie­bie za opa­no­wa­nie tej nie­ła­twej sztu­ki. Tym razem jed­nak nie wiedziała co robić, przez co czuła się jesz­cze bar­dziej stara i bez­bron­na.

– Skur­wiel – wy­szep­ta­ła w ciem­ność.

Ob­ró­ci­ła się na bok i za­ci­snę­ła w pię­ściach po­ściel, obie­cu­jąc sobie, że nie bę­dzie pła­kać. Na próż­no, otar­ła oczy w po­dusz­kę. Naj­trud­niej­sze było przyznać przed sobą, że już nigdy nie stwo­rzy cze­goś rów­nie do­bre­go jak ta po­wieść, która prze­mo­cą wdar­ła się w jej życie. Ob­ró­ci­ła się na plecy, się­gnę­ła po pacz­kę ca­me­li i za­pa­li­ła pa­pie­ro­sa. Żar świe­cił w miesz­ka­niu, a Ca­ro­li­ne wy­pusz­cza­ła dym, ob­ser­wu­jąc kłęby uno­szą­ce się w stro­nę su­fi­tu. Wtedy za­uwa­ży­ła inny czer­wo­ny punkt na szaf­ce z na­czy­nia­mi.

 

***

 

Ko­lej­ny dzień przy­niósł naj­pierw Den­ze­la, na­stęp­nie Luisa. Obaj przy­szli spraw­dzić, jak się czuje.

– Jesz­cze nie osza­la­łam, bru­da­sy – wy­mam­ro­ta­ła, sia­da­jąc do po­wie­ści, gdy już ich od­pra­wi­ła.

Pod wie­czór skoń­czy­ła re­da­go­wa­nie. Uło­ży­ła tekst sta­ran­nie obok lap­to­pa i za­bra­ła się do pie­cze­nia cze­ko­la­do­wych cia­stek. Gdy pie­kar­nik się na­grzał, wrzu­ci­ła bla­chę do środ­ka i za­czę­ła na­pusz­czać wodę do wanny. Po­czę­stu­nek dla prze­śla­dow­cy usta­wi­ła obok po­wie­ści, a po na­my­śle do­sta­wi­ła też szklan­kę mleka. Otwo­rzy­ła drzwi bal­ko­nu, ro­ze­bra­ła się i ru­szy­ła do wanny.

Tego wie­czo­ra No­bo­dy kazał na siebie czekać dłu­żej niż po­przed­nim razem. Wy­pa­li­ła trzy pa­pie­ro­sy, nim usły­sza­ła trzesz­czą­ce rusz­to­wa­nie. Już się nie skra­dał, od razu ru­szył przez miesz­ka­nie w stro­nę biur­ka.

– Nie śpiesz się – po­wie­dzia­ła, nieco dy­go­cząc, gdyż woda przy otwar­tych drzwiach ła­zien­ki już ro­bi­ła się chłod­na.

No­bo­dy wer­to­wał po­wieść, a Ca­ro­li­ne na­słu­chi­wa­ła. Gdy woda zro­bi­ła się już cał­kiem zimna, sze­lest stron ucichł. Przez krót­ką chwi­lę zda­wa­ło jej się, że sły­szy dźwięk szklan­ki odstawianej na blat biur­ka.

No­bo­dy roz­piął zamek bły­ska­wicz­ny, na­stęp­nie za­su­nął go i zro­bił kilka szyb­kich kro­ków. Za­trzy­mał się w miej­scu, w któ­rym Ca­ro­li­ne widziała go przez uchy­lo­ne drzwi. Był wy­so­ki, ubra­ny w czar­ny dres i ko­mi­niar­kę. W pra­wej ręce ści­skał tecz­kę. No­bo­dy ob­ró­cił głowę w kie­run­ku staruszki. Ca­ro­li­ne do po­ło­wy wy­chy­lo­na z wanny, z pa­pie­ro­sem w ustach, ob­ser­wo­wa­ła go w na­pię­ciu. Pi­sarz zgiął się wpół i zła­pał za brzuch, po­stą­pił dwa kroki w tył. Wi­dzia­ła w jego oczach py­ta­nie. Za­cią­gnę­ła się z sa­tys­fak­cją i pa­trzy­ła, jak pada na pod­ło­gę.

Ca­ro­li­ne wy­szła z ła­zien­ki, ob­cho­dząc No­bo­dy­’ego sze­ro­kim łu­kiem. Po­de­szła do biur­ka. Ta­lerz i szklan­ka były puste.

 

***

 

Ca­ro­li­ne prze­glą­da­ła po­wieść, gdy No­bo­dy za­czął się bu­dzić. Ob­ser­wo­wa­ła kątem oka, jak jego po­wie­ki uno­szą się po­wo­li, po czym bez­sku­tecz­nie po­ru­sza rę­ka­mi i no­ga­mi. W końcu do­tar­ło do niego, że jest okle­jo­ny szarą taśmą, gdy pierw­sze słowa, dła­wio­ne przez za­kle­jo­ne usta, bez­sku­tecz­nie sta­ra­ły się wy­do­stać z jego gar­dła. 

– Obu­dzi­łeś się, to do­brze, sa­mot­na eg­zy­sten­cja ma swoje dobre stro­ny, ale nie­raz bra­ku­je mi kogoś, z kim mo­gła­bym po­roz­ma­wiać.

No­bo­dy szar­pał się coraz bar­dziej. Po­sa­dzo­ny z wy­pro­sto­wa­ny­mi no­ga­mi i ple­ca­mi opar­ty­mi o ku­chen­ną szaf­kę, wy­glą­dał tro­chę jak nie­dba­le rzu­co­ny dywan. Ca­ro­li­ne jed­nak za­nie­po­ko­iła się nieco, sły­sząc, jak taśma coraz gło­śniej sze­le­ści. Mimo to po­wie­dzia­ła:

– Nigdy nie my­śla­łam, że kie­dyś za­tę­sk­nię za roz­mo­wą z dru­gim czło­wie­kiem. Za­wsze ob­cho­dzi­łam się bez tej wąt­pli­wej przy­jem­no­ści – się­gnę­ła po pa­pie­ro­sa – ale chyba się ze­sta­rza­łam.

No­bo­dy wierz­gał, prze­chy­la­jąc się nie­bez­piecz­nie, aż w końcu upadł na lewy bok. Ca­ro­li­ne ode­tchnę­ła z ulgą.

– A może to oko­licz­no­ści tak na mnie dzia­ła­ją? – spy­ta­ła, za­kła­da­jąc nogę na nogę i za­cią­ga­jąc się ca­me­lem. – Bo wi­dzisz, do­brze jest po­roz­ma­wiać z kimś, kto dla od­mia­ny jest słab­szy i bar­dziej bez­bron­ny niż ja. 

No­bo­dy znie­ru­cho­miał, wi­dząc, jak Ca­ro­li­ne roz­kła­da sze­ro­ko nogi, nie przej­mu­jąc się tym, że jest zupełnie naga. Opar­ła łok­cie na ko­la­nach, wbiła wzrok w jego nie­bie­skie oczy.

– Sta­rość jest przy­kra, trze­ba o wszyst­ko pro­sić, czło­wiek stale po­trze­bu­je po­mo­cy. To strasz­nie upo­ka­rza­ją­ce. I te myśli "Ile jesz­cze zo­sta­ło mi czasu?" na zro­bie­nie tego czy tam­te­go. 

Choć No­bo­dy wciąż był w ko­mi­niar­ce, Ca­ro­li­ne wy­raź­nie wi­dzia­ła ból w jego oczach.

– A tak, to leki prze­ciw­bó­lo­we prze­sta­ją dzia­łać, te same, które przy­swo­iłeś wraz z ciast­ka­mi i mle­kiem. Było ich bar­dzo dużo. Tro­chę się bałam, że twoje serce może nie wy­trzy­mać ta­kiej ilo­ści. – Zga­si­ła pa­pie­ro­sa. 

Tłu­mio­ne przez taśmę słowa za­czę­ły się zmie­niać. Ca­ro­li­ne wie­dzia­ła, że to krzyk bólu, bólu którego nie za­głu­sza­ły już le­kar­stwa.

– Ależ miło jest po­pa­trzeć na cie­bie, ta­kie­go bez­rad­ne­go, sła­be­go. To daje sporą sa­tys­fak­cję, a tej rzad­ko ostat­nio do­świad­czam. – Wsta­ła, wspie­ra­jąc się na srebr­nym sło­wi­ku i ru­szy­ła w stro­nę pi­sa­rza.

No­bo­dy w końcu do­strzegł swoją lewą dłoń i bra­ku­ją­cy kciuk, zawył roz­pacz­li­wie przez taśmę. Ca­ro­li­ne za­trzy­ma­ła się przy ku­chen­nym bla­cie i pod­nio­sła te­le­fon.

– Po­trze­bo­wa­łam spraw­dzić kilka rze­czy na tym ustroj­stwie. Oka­zu­je się, że blo­ka­da ekra­nu jest za­bez­pie­czo­na twoim od­ci­skiem kciu­ka. Mu­sisz mi to wy­ba­czyć, ale je­stem za stara, by co chwi­lę schy­lać się i przy­kła­dać ci te­le­fon do dłoni. – Pod­nio­sła od­cię­ty palec i od­blo­ko­wa­ła ekran – Tak jest znacz­nie ła­twiej.

 No­bo­dy za­mknął oczy, po chwi­li jego cia­łem wstrząsnął dy­go­t. Ca­ro­li­ne pa­trzy­ła chwi­lę, za­sta­na­wia­jąc się, czy aby nie do­stał tor­sji. Gdy zo­rien­to­wa­ła się, że tylko pła­cze bez­gło­śnie, wró­ci­ła do prze­glą­da­nia te­le­fo­nu.

– O, mam – po­wie­dzia­ła za­do­wo­lo­na. – Do­stęp do two­je­go dysku i do pocz­ty. Zna­la­złam też kilka stron, na któ­rych się udzie­lasz. Bar­dzo mnie cie­szy, że nie dzie­li­łeś się z nikim po­wie­ścią. W ogóle muszę przy­znać, że je­steś dość ta­jem­ni­czy. To nas łączy, też nie prze­pa­dam za towarzystwem. 

No­bo­dy otwo­rzył oczy i spoj­rzał py­ta­ją­co na Ca­ro­li­ne.

– Tak, ty mój pod­glą­da­czu, zna­la­złam twój tekst na dysku i usu­nę­łam go wraz z no­tat­ka­mi. Do­brze wie­dzieć, że po­dzi­wiasz mnie i moją je­dy­ną pu­bli­ka­cję. Je­stem z niej dumna. Jed­nak nie my­śla­łeś chyba, że dam się bez­kar­nie pod­glą­dać i stra­szyć ja­kie­muś gów­nia­rzo­wi. 

No­bo­dy bez­sku­tecz­nie sta­rał się coś wy­tłu­ma­czyć.

– Wi­dzisz, po­chle­bia mi, że po­świę­ci­łeś po­wieść mojej oso­bie, bo nie da się ukryć, że twoja Go­łę­bi­ca to ja. Ale to ozna­cza, że mu­sia­łeś mnie ob­ser­wo­wać przez dłuż­szy czas, nie tylko śle­dzić w in­ter­ne­cie, ale także w domu – Ca­ro­li­ne po­de­szła do No­bo­dy’­ego, który od­ru­cho­wo spu­ścił wzrok.

Chwi­lę szu­ka­ła cze­goś w te­le­fo­nie, w końcu na­chy­li­ła się nad nim i po­ka­za­ła ekran.

– Nie wstydź się, nie­raz mnie wi­dzia­łeś i chyba wtedy ci to nie prze­szka­dza­ło. A teraz za­cho­wu­jesz się nie­kon­se­kwent­nie. Chyba, że pod­glą­da­nie star­szych ko­biet jest dla cie­bie sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce tylko przez ekran te­le­fo­nu lub szpa­rę mię­dzy drzwia­mi a fra­mu­gą mojej ła­zien­ki. 

No­bo­dy z coraz więk­szym prze­ra­że­niem pa­trzył na sie­bie i Ca­ro­li­ne na ekra­nie te­le­fo­nu.

– Zna­la­złam wszyst­kie ka­me­ry i na­gra­nia na dysku. – Pod­nio­sła się, z wy­sił­kiem po­ma­ga­jąc sobie laską. – Ale do rze­czy, nie mogę ci da­ro­wać tych dni w stra­chu, gdy za­mie­ni­łeś moje miesz­ka­nie w wię­zie­nie, a życie w kosz­mar. Nigdy nikt mnie tak nie upo­ko­rzył jak ty, nigdy przez ni­ko­go nie czu­łam się tak bez­bron­na i nic nie­zna­czą­ca. Nawet gdy los ska­zał mnie na czar­nu­cha i mek­sy­kań­ca. – Ca­ro­li­ne po­de­szła do blatu. – Więc po­sta­no­wi­łam, że jako za­dość­uczy­nie­nie wezmę twoją po­wieść.

No­bo­dy znów wierz­gnął na pod­ło­dze, ni­czym wy­rzu­co­na na brzeg ryba, bez­sku­tecz­nie sta­ra­jąc się uwol­nić.

– To na­praw­dę świet­na po­wieść, a że opi­su­je moje życie, to będzie wyglądało wia­ry­god­nie, kiedy to ja się pod nią pod­pi­szę. – Ca­ro­li­ne po­de­szła do No­bo­dy­’ego. – Zmia­ny, które wpro­wa­dzę, po­win­ny nadać po­wie­ści mo­je­go kli­ma­tu, a czy­tel­ni­kom na­miast­kę daw­nej mnie sprzed lat.

Na­chy­li­ła się nad Nobody’m. Lewą ręką zła­pa­ła go pod brodą, unio­sła mu głowę.

Zobaczył w jej dłoni pełną strzy­kaw­kę z długą igłą.

– A to – po­wie­dzia­ła, wi­dząc, jak z prze­ra­że­niem wpa­tru­je się w czu­bek igły – jest spora dawka leków prze­ciw­bó­lo­wych i uspo­ka­ja­ją­cych, rozpuszczonych w wodzie. Mój po­czę­stu­nek dla cie­bie, za Go­łę­bi­cę.

No­bo­dy szarp­nął się, lecz Ca­ro­li­ne pchnięciem prze­wróciła go na plecy. Usia­dła mu okra­kiem na piersi, udami obej­mu­jąc ra­mio­na. Lewą ręką po­now­nie zła­pa­ła za brodę, by unie­ru­cho­mić krę­cą­ce­go głową No­bo­dy­’ego.

– Wiesz, że ko­cham ptaki. Sam to opi­sa­łeś w po­wie­ści, ale mu­sisz też wie­dzieć, że nie­na­wi­dzę go­łę­bi. Brzy­dzą się nimi zu­peł­nie tak, jak lu­dźmi, któ­ry­mi mu­sia­łam się ota­czać, a ty, gnoj­ku, ska­za­łeś mnie na życie wśród tych obe­sra­nych gru­cha­czy. Chcia­łeś to opu­bli­ko­wać. Tego ci nie da­ru­ję, i mo­żesz być pe­wien, że Pani Sowa nie skoń­czy wśród sza­rych piór i go­łę­bie­go łajna. Prze­pi­szę za­koń­cze­nie – oznaj­mi­ła.

Zo­ba­czy­ła w oczach No­bo­dy­’ego prze­ra­że­nie, dzi­kie, zwie­rzę­ce, jak u go­łę­bia, któ­re­mu nie­gdyś prze­trą­ci­ła skrzy­dło. Sie­dzia­ła w fo­te­lu i ob­ser­wo­wa­ła szkod­ni­ka, jak mę­czył się na jej bal­ko­nie. Spo­glą­da­ła w jego śle­pia – bez­bron­ne, słabe, prze­stra­szo­ne, takie jak oczy No­bo­dy­’ego.

– Na ko­niec ostat­nia rada: trze­ba dbać o zęby. Ja, mimo sę­dzi­we­go wieku, mam wszyst­kie własne z takim kom­ple­tem za­mie­rzam odejść na tam­ten świat. A ty masz braki. – Zma­ca­ła pal­cem wska­zu­ją­cym po­li­czek pi­sa­rza i od­na­la­zła miejsca po bra­ku­ją­cej piątce i szóstce.

Mimo cię­ża­ru pierś No­bo­dy’­ego ryt­micz­nie pod­no­si­ła się i opa­da­ła, po­trzą­sa­jąc Ca­ro­li­ne, uśmiech­nię­tą ni­czym na­sto­lat­ka na me­cha­nicz­nym byku. Nie pa­trzył na igłę zbli­żającą się do po­licz­ka, lecz na pi­sar­kę. Nagą, po­marsz­czo­ną z fał­da­mi skóry zwi­sa­ją­cy­mi na chu­dych rę­kach i pier­si leżące na że­brach wi­docz­nych przez cien­ką, ni­czym pa­pier skórę. A ona pa­trzy­ła na niego z wy­szcze­rzo­ny­mi zę­ba­mi przez białe ko­smy­ki wło­sów zwi­sa­ją­ce z ły­sie­ją­cej już głowy. Oboje usły­sze­li, jak ostra końcówka prze­bi­ja taśmę, a No­bo­dy po­czuł ukłu­cie, gdy igła przeszła przez policzek. Ca­ro­li­ne wci­snę­ła tłok i gorz­ka mie­szan­ka leków z wodą wy­peł­ni­ła mu usta.

– Śpij spo­koj­nie, mój naj­wier­niej­szy fanie – po­wie­dzia­ła.

 

***

 

Ca­ro­li­ne zdy­sza­na opa­dła na fotel, w pra­wej dłoni trzy­ma­ła rącz­kę trój­ko­ło­we­go wózka scho­do­we­go, któ­re­go nie­gdyś uży­wa­ła do wno­sze­nia za­ku­pów na dzie­sią­te pię­tro ka­mie­ni­cy.

– Przy­da­łeś się, stary to­wa­rzy­szu skle­po­wych wo­ja­ży – wy­szep­ta­ła w stro­nę wózka. 

Się­gnę­ła po te­le­fon i wy­bra­ła numer alar­mo­wy. Gdy ode­zwa­ła się dy­żur­na, Ca­ro­li­ne po­wie­dzia­ła:

– Dobry wie­czór, stało się coś strasz­ne­go. Chyba ktoś sko­czył z dachu ka­mie­ni­cy, w któ­rej miesz­kam.

 

***

 

Było tro­chę za­mie­sza­nia w związ­ku z mło­dym czło­wie­kiem, który wy­brał do po­peł­nie­nia sa­mo­bój­stwa aku­rat dach Ca­ro­li­ne. Nieco póź­niej do­wie­dzia­ła się od Den­ze­la, że chło­pak był kom­plet­nie na­ćpa­ny. Całe zaj­ście miało też przy­kre kon­se­kwen­cje dla Luisa, który zo­stał zwol­nio­ny za to, że nie do­pil­no­wał, by droga na dach była od­po­wied­nio za­bez­pie­czo­na. Ca­ro­li­ne na jakiś czas mu­sia­ła zli­kwi­do­wać swój bal­kon, po­zo­sta­wia­jąc je­dy­nie karm­nik i domek dla si­ko­rek. Ale było warto – za jed­nym za­ma­chem po­zby­ła się ze swo­je­go życia No­bo­dy’­ego i mek­sy­kań­ca.

 

***

 

– Ca­ro­li­ne, nie wiem, jak to zro­bi­łaś, ale to jest po pro­stu nie­sa­mo­wi­te. Pani Sowa bę­dzie lep­sza od two­jej pierw­szej po­wie­ści. Gwa­ran­tu­ję ci to, a re­dak­cja zadba o re­kla­mę. Znowu bę­dziesz na pierw­szych stro­nach gazet.

– No cóż, cie­szę się, że na stare lata udało mi się jesz­cze coś osią­gnąć – po­wie­dzia­ła Ca­ro­li­ne, do­pa­la­jąc ca­me­la.

– Ca­ro­li­ne, to bę­dzie be­st­sel­ler. Je­ste­śmy w kon­tak­cie. Muszę koń­czyć, bo do­bi­ja­ją się do mnie na drugą linię. Je­steś wspa­nia­ła, Ca­ro­li­ne. Za­dzwo­nię póź­niej.

 Roz­łą­czy­ła się, odło­ży­ła te­le­fon na biur­ko i od­su­nę­ła szu­fla­dę. Wy­cią­gnę­ła z niej czar­ną ko­mi­niar­kę. Wło­ży­ła do środ­ka dłoń i patrzyła jak przez otwo­ry na oczy i usta, wlatuje papierosowy dy­m.

– Dzię­ku­ję, to też twój suk­ces, No­bo­dy – po­wie­dzia­ła. 

I w tym samym mo­men­cie usły­sza­ła gru­cha­nie. Po­wo­li ob­ró­ci­ła głowę w stro­nę kuch­ni. Szary gołąb sie­dział na bla­cie i przy­glą­dał się jej.

– Ty… Ty mały szczu­rze – wy­sy­cza­ła przez za­ci­śnię­te zęby. 

Wspar­ła się na lasce i ru­szy­ła w jego kie­run­ku. Gołąb ob­ser­wo­wał ją bez więk­sze­go za­in­te­re­so­wa­nia.

– To bę­dzie ostat­nie miesz­ka­nie, do któ­re­go wtar­gną­łeś – po­wie­dzia­ła, zbli­ża­jąc się z unie­sio­ną nad głowę laską. 

Nim jed­nak me­ta­lo­wy sło­wik runął na go­łę­bia, ten prze­fru­nął na zlew. Mi­ja­jąc drzwi na bal­kon, Caroline usły­sza­ła z ze­wnątrz trze­pot skrzy­deł. Wyjrzała i zo­ba­czy­ła, że ten w ca­ło­ści ob­sia­dły go­łę­bie. Kłę­bi­ły się na pod­ło­dze, na ba­lu­stra­dzie, a jeden sie­dział na domku dla si­ko­rek. Ptaki gru­cha­ły, trze­po­ta­ły skrzy­dła­mi i srały. Ca­ro­li­ne czuła, jak za­le­wa ją fala wście­kło­ści. Ru­szy­ła z unie­sio­ną laską przez uchy­lo­ne drzwi. Wpa­dła na bal­kon i za­mar­ła, bo żaden z pta­ków nie od­fru­nął. Pa­trzy­ły na nią tępo, krę­cąc łbami. 

 – To ty? – wy­szep­ta­ła Ca­ro­li­ne.

Wtedy go­łę­bie rzu­ci­ły się na nią. Ob­sia­dły, wbi­ja­jąc w su­kien­kę pa­zu­ry, dra­piąc i dzio­biąc. Ca­ro­li­ne na oślep za­ma­cha­ła srebr­nym sło­wi­kiem, gdy jeden z pta­ków wplótł jej się we włosy, bijąc skrzy­dła­mi o twarz. Po­czu­ła jak ktoś wpy­cha jej w ręce plik pa­pie­rów. Upu­ści­ła laskę, a gdy srebr­ny sło­wik ude­rzył o pod­ło­gę, po­czu­ła mocne szarp­nię­cie. Za­to­czy­ła się i wpa­dła ple­ca­mi na ba­rier­kę, która z trza­skiem pękła. Ptaki w tej samej chwi­li od­le­cia­ły. Nim ru­nę­ła, przez uła­mek se­kun­dy do­strze­gła męż­czy­znę w ko­mi­niar­ce.

Gdy Ca­ro­li­ne ude­rzy­ła o bruk, stara plat­for­ma prze­ciw­po­ża­ro­wa za­trzesz­cza­ła i kon­struk­cja roz­le­cia­ła się z hu­kiem, za­sy­pu­jąc plac mię­dzy sta­ry­mi ka­mie­ni­ca­mi.

 

***

 

Jako pierw­szy na ze­wnątrz wy­biegł Den­zel. W ster­cie stali, wa­la­ją­cej się na placu, nie od razu do­strzegł Ca­ro­li­ne, le­żą­cą wśród sza­rych piór i go­łę­bich od­cho­dów. Pod­szedł do niej, od­gar­nął kilka prę­tów i zo­ba­czył, że star­sza pani ści­ska w rę­kach ma­szy­no­pis pod­pi­sa­ny “Nowy tekst”. Pod ty­tu­łem, czer­wo­ną kred­ką, ktoś na­ba­zgrał dru­ko­wa­ny­mi li­te­ra­mi NO­BO­DY.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Powtórzę wrażenia z betowania: niestandardowy pomysł oraz jego kolejne etapy realizacji, zakończenia również zaskakujące. :) Dobrze pokazałeś emocje oraz przemyślenia głównej bohaterki, jej styl życia i powody takiego zachowania. Osobne podziękowania za uprzedzenie o wulgaryzmach. :)

Dziękuję za betę, pozdrawiam, klik. :)

Pecunia non olet

Hej

bruce

 

I ja dziękuję za pomoc i wszystkie uwagi oraz wskazówki :) 

 

Dziękuję za klik i pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć, muszę powiedzieć że świetne opowiadanie. Wciągające, tajemnicze. Napisałeś główną bohaterkę w bardzo dobry sposób – okropna baba. Zakończenie niespodziewane i niedopowiedziane. Mignęło mi kilka literówek, gdzieś zabrakło myślnika, ale niestety nie mogę ich teraz wypunktować bo piszę na telefonie. :( W każdym razie to błędy kosmetyczne, sam tekst super, bawiłem się świetnie. Pozdrawiam!!

„Temu, kto nie wie, do jakiego portu zmierza, nie sprzyja żaden wiatr.“ - Seneka Starszy

Wzajemnie, Bardzie. :)

Pecunia non olet

Hej 

Szlachcic

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :)

 

Cieszę się, że opowiadanie się podobało i dobrze się bawiłeś w trakcie czytania :) Literówki postaram się wyłapać :) 

 

Pozdrawiam :) 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

To ja wyjątkowo z votum sepratum do uprzednich głosów… Mnie nie przekonuje. Początek był dla mnie najzwyczajniej nudny, rozumiem potrzebę wprowadzenia do świata bohaterki i pobocznych postaci, ale potrzebowałbym tutaj jakiejś “zahaczki”, która sugerowałaby, że coś się jednak ciekawego później wydarzy, że jest coś, dla czego warto przez te jej rozmowy z dozorcą i Denzelem brnąć. Postać Pani Sowy jest szyta dość grubymi nićmi, plus za to, że jest tak sprzeczna w swojej miłości do ptaków i nienawiści do gołębi :-) Ostatecznie nie chwytam też do końca postaci Nobody’ego, jest dla mnie zbyt zagmatwana – to jest jakiś duch gołębi wcielający się w mężczyznę w kominiarce, żeby się na niej zemścić? Niespełniona istota pisarska, której z jakiegoś powodu tak bardzo zależy na jej opinii? Zbyt przekombinowana dla mnie postać, a też jakoś kosmicznie mnie nie zaintrygował, żeby czytać po kilka razy i spróbować rozgryźć go i jego motywacje. 

 

Z plusów na pewno widać wyobraźnię autora i z ciekawością zajrzę do Twoich innych tekstów, natomiast to konkretne opowiadanie mnie nie przekonuje. Może też dlatego, że mam rezerwę do autotematycznych opowieści pisarskich, zbyt dużo tego, jako piszący, robimy – więc w przypadku takich historii moje wymagania skaczą chyba o jedno oczko :-)

 

Technicznie:

 

Staruszka nim runęła przez ułamek sekundy dostrzegła, mężczyznę w kominiarce na głowie. – zdanie do przeredagowania, może bez “Staruszka” i z przecinkiem po “runęła”? Bo teraz ten przecinek nie na swoim miejscu.

 

– Oczywiście. – Rozpromieniała się staruszka. – Mam owocowy, ten, który lubisz najbardziej. Denzel spojrzał na nią przez ramię, obserwując, jak nalewa sok do szklanki. Była drobna, o siwych, mocno już przerzedzonych włosach, zgarbiona i kulejąca po zwichniętym biodrze. Wyglądała bardzo bezbronnie i wzbudzała litość. Denzel jednak wiedział, że umysł ma bystry i przebiegły. Poczekał, aż poda mu szklankę. – źle sformatowany dialog/wypowiedź, przynajmniej dwie niepotrzebne kropki i nie wiadomo, gdzie kończy się wypowiedź postaci, a gdzie zaczyna narracja (tzn. z kontekstu to można wyłapać, ale z zapisu nie)

 

– To naprawdę świetna powieść, a że opisuje moje życie to doda wiarygodności temu, że to ja się pod nią podpiszę. – Caroline ponownie podeszła do Nobodyego. – Zmiany, które wprowadzę, powinny nadać powieści mojego klimatu, a czytelnikom namiastkę dawnej mnie sprzed lat. – Nachyliła się nad Nobody. Złapała go pod brodą lewą ręką i uniosła mu głowę. – to samo co wyżej. Do tego raz odmieniasz imię Nobody’ego, raz nie – trzeba by się było zdecydować.

 

Caroline zasłaniając twarz dłońmi i rozpłakała się, histerycznie łkając. – zbędna podwójna spacja po imieniu postaci

Hej 

gimlos

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :)

 

To może wyjaśnię, początek – rozmowy faktycznie mają nas zaznajomić z postaciami ale i wprowadzić w “świat” w tym przypadku mieszkanie Caroline, nie ma żadnej “ zahaczki”, bo i nie musi być ;). Albo się chce poznać historię bohaterki albo nie :). Oczywiście motyw z zainteresowaniem czytelnika jakimś niewyjaśnionym wątkiem na początku opowiadania jest ok. Ale do tej opowieści zwyczajnie mi nie pasuje :). 

 

“Postać Pani Sowy jest szyta dość grubymi nićmi”

 

Ok skoro tak uważasz ;)

 

“Ostatecznie nie chwytam też do końca postaci Nobody’ego” 

 

Nie ma tu żadnych ukrytych znaczeń, wszystko jest wyjaśnione w opowiadaniu. Wyjątkiem jest końcówka, którą myślę, że każdy może tłumaczyć sobie na swój sposób. Ale widzę, ze wyobraźnia poniosła Cię w przypisywaniu różnych ról Nobodyemu ;)

 

Dzięki za wyłapanie usterek sprawdzę i poprawie :) 

 

Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

OK, mnie historia zainteresowała. Może dlatego, że początkowo widziałam pewne podobieństwa między naszym portalem a tym w Twoim tekście. I między Sową a Reg. Podkreślam, że tylko pewne, zanim ktoś mnie zlinczuje.

Ksywka Nobody dla odmiany skojarzyła mi się z Odysem.

Postać Caroline mi się spodobała – ma wady i zalety. Prawda, więcej wad…

Zostało Ci jeszcze trochę literówek.

Cieszyła się, że będzie świadkiem narodzin piskląt.

Pisklęta się raczej wykluwają niż rodzą.

Babska logika rządzi!

Hej 

Finkla

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :)

 

Super, że historia okazała się interesująca :). Oczywiście, wplatam w opowiadania sytuacje i osoby z mojego życia, ale raczej są to zaledwie detale :). Więc zapewniam, że charaktery postaci są całkowicie wymyślone :). Co do innych podobieństw, no cóż, wydaje mi się, że pomysły najlepiej czerpać z życia i ubarwić solidną warstwą fikcji ;) 

 

“Postać Caroline mi się spodobała – ma wady i zalety. Prawda, więcej wad…”

 

Cieszę się, że postać Caroline ma też widoczne zalety, bo zależało mi by była dość barwnym bohaterem.

 

“Zostało Ci jeszcze trochę literówek.”

 

Postaram się wyłapać :) 

 

Cieszyła się, że będzie świadkiem narodzin piskląt.

Pisklęta się raczej wykluwają niż rodzą.”

 

Słusznie już zmieniam :) 

 

Dziękuję za klik i pozdrawiam :)

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć:)

Może dziwne pytanie, ale są camele bez filtra?

Do laski niezbyt pasuje stylisko, to już ciężki kawał drewna.

Wciągnęło mnie. Są lepsze i gorsze akapity. Pani Caroline powinna /bez wątpienia!/ kląć jak szewc,  przynajmniej wtedy, gdy jest sama. Czuje się też /zamierzone?/napięcie, którego kulminacją jest akapit z nagą staruszką, zresztą dobrze napisany. Śmierć przedrzeźnia akt seksualny, mocne. Nobody – mam z nim problem z powodu ostatniego rękopisu. Może na koniec wystarczyłyby gołębie?

Ogólnie – czyta się. Jakieś usterki językowe do poprawek zawsze się znajdą.

Pozdrawiam.

 

 

Hej 

Oblatywacz

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :)

 

“Może dziwne pytanie, ale są camele bez filtra?” 

 

U mnie w opowiadaniu są ;) Ale nie wiem, jeśli mam być szczery. Pisząc o nich miałem przed oczami RedApple bez filtra ;).

 

“Do laski niezbyt pasuje stylisko, to już ciężki kawał drewna.” 

 

Wiem, ale jakoś trzon też mi dziwnie pasuje i ostatecznie zostawiłem stylisko, zastanowię się nad zmianą. 

 

Fajnie, że opowiadanie się podobało :). I że scena kulminacyjna dobrze wypadła. Jeśli chodzi o ostatni rękopis, to wyjaśniam, że nie ma ostatniego rękopisu jest to nadal ten sam, który Caroline dostała o Nobodyego podczas pierwszej wizyty ;) 

 

Pozdrawiam :) 

 

PS. Bardzo mi się podoba “Śmierć przedrzeźnia akt seksualny,” :). 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Denzel jednak wiedział, że umysł ma bystry i przebiegły.

Zmieniłabym szyk na “Jednak Denzel wiedział…”

 

Mogła z dumą pochwalić się, że to dzięki jej rekomendacją redakcja wypromowała pierwsze powieści takich autorów jak Northon czy Grey.

dzięki jej rekomendacjom → przyglądam się paniom, a rozmawiam z panią

 

skończyłaby z(+e) sobą.

Lub też jakiś młodych zapaleniec, pod wpływem samozachwytu, próbował popełnić portalowe samobójstwo.

Dobrze tak ci, gruchający obesrańcu – powiedziała za gołębiem. 

Dobrze ci tak → szyk

 

Rozumie(+m), że może pani tęsknić za wychodzeniem z domu, ale czy papierosy są niezbędne do życia?

– Następnym razem – powiedział Luis i poszedł w stronę wyjścia.

– Do widzenia, Luis – pomachała mu z kuchni.

– Do widzenia i proszę pamiętać o fotelu.

– Dobrze, Luis.

powtórzenia.

 

Caroline zasłaniając twarz dłońmi i rozpłakała się, histerycznie łkając.

zasłoniła.

 

Bez krewnych, ze zwichniętym biodrem i wyimaginowanymi prześladowcami, prawdopodobieństwo eksmisji z mieszkania do Słonecznej Jesieni lub Spokojnego Seniora była więcej niż prawdopodobna.

prawdopodobieństwo eksmisji było więcej niż prawdopodobne.

 

Uświadomiła sobą, że od bardzo dawna nie czytała tak porządnego tekstu.

sobie.

 

Po jednym papierosie i gdzieś w połowie herbaty usłyszała, jak balkon zgrzyta pod ciężarem Nobody(+’)ego.

Przyglądał jej się dłuższą chwilę.

przyglądał się → szyk

 

Nachyliła się nad Nobody

nad nim, więc nad Nobody’m.

 

Nobody poczuł ukłucie w policzek, gdy igła przeszła na wylot bez najmniejszego oporu, a następnie językiem ostrą końcówkę.

Tutaj dużo jest do poprawy.

 

Ogólnie opowiadanie mnie zaciekawiło. Dobrze poprowadziłeś narrację i fabuła jest całkiem świeża (przynajmniej dla mnie). Główna bohaterka jest świetna! Wszystko się klei i pasuje do siebie. Jedyny zarzut mam do skrępowania dorosłego mężczyzny przez chudą, starszą panią z problemem z biodrem. Z drugiej strony nie zdradzasz szczegółów jak to zrobiła, więc w tej formie kupuję i to. Podobało mi się i ode mnie masz klik ;)

Hej 

M.G.Zanadra

 

Miło mi znowu widzieć Twój komentarz :). Dziękuję za przeczytani :)

 

Ten fragment z igłą, jeśli dobrze pamiętam, chyba już ktoś w becie, zwrócił mi na niego uwagę, a ja zwyczajnie musiałem go przegapić :). Poprawione na: 

 

“Oboje usłyszeli, jak ostra końcówka przebija taśmę, a Nobody poczuł ukłucie, gdy igła przeszła przez policzek. Caroline wcisnęła tłok i gorzka mieszanka leków z wodą wypełniła mu usta.” 

 

Teraz chyba jest ok :) 

 

Jest sprawa apostrofów, bo stwierdziłem, że będę zapisywał odmianę bez nich. Ale nie wiem, właściwie czy to błąd. 

 

“Denzel jednak wiedział, że umysł ma bystry i przebiegły.

Zmieniłabym szyk na “Jednak Denzel wiedział…”

 

 Przy jednym z pierwszych tekstów zostałem pouczony przez Drakaine, że “jednak” źle wygląda na początku zdania i teraz nie wiem, czy zmieniać czy nie zmieniać ;). 

 

A tak wszystko poprawione :) dziękuję za wskazanie usterek ;)

 

 

“Główna bohaterka jest świetna!”

 

A dziękuję trochę ryzykowałem opierając całe opowiadanie właściwie na jednej postaci ;), tym bardziej się cieszę, że wyszła dobrze :) i opowiadanie się podoba :). 

 

Dziękuję za klik i pozdrawiam :)

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

  1. (nazwiska angielskie zakończone) na -y po samogłosce, np. Disney, Macaulay, Shelley;
  2. otrzymują końcówki polskie bez apostrofu, np: Disney, Disneya, z Disneyem, o Disneyu; PWN

U Ciebie jest spółgłoska, więc powinien być apostrof.

 

Można też zmienić na “Denzel wiedział jednak”, jeśli drakaina sygnalizowała zły wygląd “jednak” na początku, ale “jednak” w środku trochę szczypie w oko.

 

Dodam także, że zrobiłam minisondę i wszyscy pytani uważają, że lubią ptaszki, a gołębie to szczury ze skrzydłami. Dla mnie ma to sens.

;)

Super :) apostrofy dodane, jednak poszło na koniec. Dziękuję za podpowiedzi :).

 

Ja raczej mam stosunek do ptaków dość ambiwalentny i to do wszystkich bez wykluczania gołębi ;). 

Ale wiem, że nie cieszą się one zbyt dużą sympatią u większości ludzi i właśnie dlatego znalazły się na czarnej liście Caroline ;)

 

Miło mi przeczytać, że opowiadanie pchnęło Cię do zagłębienia tematu ludzkich odczuć względem gołębi ;). Nawet jeśli te zgłębianie ograniczyło się tylko do minisondy. Ale hej, po lekturze mogłaś zwyczajnie zapomnieć o opowiadaniu. Więc odbieram to za mały sukces ;)  

 

Pozdrawiam :)

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Przyznam, że w głowie bardziej został mi obraz bohaterki, którą moim zdaniem opisałeś bardzo dobrze. Chwilami miałam przed oczami podstarzałą wersję Catherine Tramell, co przerażało, ale w pozostałych momentach przypominała mi zwykłą starszą panią z targu, która jest miła dla klientów, ale zaraz jak się odwrócą, psioczy pod nosem… Łatwo mi było wyobrazić sobie ten obraz. Chyba muszę kupować warzywa w innym miejscu, skoro zapisał mi się w głowie jej obraz w szlafroku… frown

Czyżby opowiadanie z portalowym kluczem? Tak mi się podczas lektury narzucało, ale już ktoś podniósł tę kwestię i się do niej odniosłeś.

Ciekawe opowiadanie. Bardzo dobrze się czyta. Świetnie tworzysz klimat. Obudowujesz każdą czynność dużą ilością szczegółów, dzięki czemu łatwo się wczuć w historię. 

Zastanawiam się nad jedną kwestią. Czy starsza kobieta z taką ilością dolegliwości, byłaby w stanie zaciągnąć ciało dorosłego faceta na dach? Druga opcja jest taka, że zrzuciła go ze swojego piętra i tylko sfingowała skok samobójcy z dachu. Wiem, że użyła trójkołowy wózek sklepowy, ale i tak to wydaje się ponad jej siły.

 

Pozdrawiam

Hej 

AP

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) 

 

Super, że opowiadanie się podobało :) 

 

Co do Twoich wątpliwości, to sam się nad tym zastanawiałem ;). Ale doszedłem do wniosku, że gdyby miała dużo czasu i jakieś narzędzie do pomocy, to czemu by nie ;). Generalnie gdy ludzie są zdeterminowani, to mogą zrobić bardzo dużo, nawet jeśli wydaje się to ponad ich siły :). 

 

Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Gdyby jeszcze zdołała zainstalować jakiś bloczek, to dałaby radę… Ale fakt, że to by łatwe nie było.

Babska logika rządzi!

Coś mi się wydaje, że szybciej by wsadziła chłopa na wózek i przerzuciła przez balkon, niż zamontowała bloczek, linki i jeszcze miała go podciągnąć ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Generalnie gdy ludzie są zdeterminowani, to mogą zrobić bardzo dużo, nawet jeśli wydaje się to ponad ich siły :). 

Też tak kombinowałem, ale dzięki za wyjaśnienie. No i poprzednio zapomniałem, że klikam.

 

Pozdrawiam 

A dziękuję AP za klika i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Alfred Hitchcock mawiał, że dzieło powinno zaczynać się trzęsieniem ziemi, a potem niech napięcie stopniowo wzrasta. Ty, Bardziejaskrze, poszedłeś inną drogą – u Ciebie historia zaczyna się wolno i łagodnie, i w ogóle nie zapowiada dramatu. Pewnie dlatego piorunujące wrażenie zrobiło na mnie późniejsze zachowanie Caroline – kobiety, jak się okazało, niedobrej, obłudnej, wręcz żmijowatej. Przy tych wszystkich złych cechach potrafiła się świetnie maskować, skutkiem czego najbliższe otoczenie nie miało najmniejszego pojęcia o tym, jaka jest naprawdę. A pod warstwą wieku i pasm rzadkich siwych włosów kryła się wiedźma jakich mało.

A Nobody, no cóż, postać to wielce tajemnicza i nieodgadniona. Nie wiem kto zacz, zwłaszcza że pojawia się po zmierzchu i zawsze jest w kominiarce, ale to mi zupełnie nie przeszkadza. Ważne, że choć Caroline robiła co chciała, jej chytry plan nie powiódł się, a finał historii okazał się nader satysfakcjonujący.

Bardzo się cieszę, Bardziejaskrze, że na portalu trafił się użytkownik, który zainspirował Cię tak skutecznie, że spłynął na Ciebie bardzo dobry pomysł, co zaowocowało nietuzinkowym i bardzo zacnym opowiadaniem.

Mam nadzieję, że poprawisz usterki, abym mogła zgłosić opowiadanie do Biblioteki. :)

 

P.S.

Bardziejaskrze, Oblatywaczu, są camele bez filtra, a przynajmniej były jakieś piętnaście lat temu, kiedy mój mąż oddawał się temu zgubnemu i śmierdzącemu nałogowi. Kupował je w Hiszpanii.

 

i wspie­ra­jąc się nią, wsta­ła. → …i wspie­ra­jąc się na niej, wsta­ła.

Wspieramy się czymś, o coś można się oprzeć.

 

po­wie­dział, prze­cze­su­jąc gęste loki grze­bie­niem o dłu­gich ząb­kach. → Chyba nie wypada czesać się w cudzej kuchni.

 

– Oczy­wi­ście. – Roz­pro­mie­nia­ła się sta­rusz­ka. → – Oczy­wi­ście. – Roz­pro­mie­niła się sta­rusz­ka.

 

Den­zel wie­dział jed­nak, że umysł ma by­stry i prze­bie­gły. → Ktoś może być przebiegły ale nie wydaje mi się, aby taki mógł być umysł.

Proponuję: Den­zel wie­dział jed­nak, że umysł ma by­stry i jest przebiegła.

 

Po­cze­kał, aż poda mu szklan­kę. Po­dzię­ko­wał i wypił ją jed­nym tchem… → Czy dobrze rozumiem, że wypił szklankę? Można coś powiedzieć jednym tchem, ale nie wydaje mi się, aby jednym tchem można coś wypić.

Proponuję w drugim zdaniu: Po­dzię­ko­wał i opróżnił ją jed­nym haustem… Lub: Po­dzię­ko­wał i opróżniłnie odrywając od ust

 

i za­plótł chude ręce na pierś. → …i za­plótł chude ręce na piersi.

 

Unio­sła palec i wska­za­ła na błę­kit­ne niebo za oknem.Unio­sła palec i wska­za­ła błę­kit­ne niebo za oknem.

Palcem wskazujemy coś, nie na coś.

 

Mi już nie jest do ni­cze­go po­trzeb­ny.Mnie już nie jest do ni­cze­go po­trzeb­ny.

 

roz­ko­szu­jąc się let­nim wie­trzy­kiem, brzę­cze­niem owa­dów bu­szu­ją­cych w kon­wa­liach… → Konwalie kwitną w maju, a wtedy jest jeszcze wiosna, więc: …roz­ko­szu­jąc się wiosennym wie­trzy­kiem, brzę­cze­niem owa­dów bu­szu­ją­cych w kon­wa­liach

 

Na­stęp­nie za­brał się za wy­ja­da­nie na­sion.Na­stęp­nie za­brał się do wyjadania na­sion.

http://filologpolski.blogspot.com/2016/11/brac-siewziac-sie-za-cos-brac-siewziac.html

 

wspar­ta o laskę, po­de­szła do kom­pu­te­ra. → …wspierając się laską, po­de­szła do kom­pu­te­ra.

 

zła­pa­ła za pod­po­ry i już chcia­ła się pod­nieść… → …zła­pa­ła pod­po­ry i już chcia­ła się pod­nieść

 

Zła­pa­ła za laskę i ści­ska­jąc ją obu­rącz… → Zła­pa­ła laskę i ści­ska­jąc ją obu­rącz

 

Po­czu­ła, jak serce za­czy­na jej ło­mo­tać w pier­si. → Czy dookreślenie jest konieczne – czy serce mogło łomotać w innym miejscu?

 

Z brzdę­kiem me­ta­lo­wy sło­wik odbił się od ka­fe­lek… → Metalowy słowik z brzdękiem odbił się od kafelków

Kafelek jest rodzaju męskiego. Tu znajdziesz jego odmianę.

 

Ca­ro­li­ne za­słoniła twarz dłoń­mi i roz­pła­ka­ła się, hi­ste­rycz­nie łka­jąc. → Łkanie jest synonimem płaczu.

Proponuję: Ca­ro­li­ne za­słoniła twarz dłoń­mi i zaczęła hi­ste­rycz­nie łkać.

 

praw­do­po­do­bień­stwo eks­mi­sji do Sło­necz­nej Je­sie­ni lub Spo­koj­ne­go Se­nio­ra była wię­cej niż praw­do­po­dob­na. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …prawdopodobieństwo eks­mi­sji do Sło­necz­nej Je­sie­ni lub Spo­koj­ne­go Se­nio­ra było niewykluczone. Lub: …eks­mi­sja do Sło­necz­nej Je­sie­ni lub Spo­koj­ne­go Se­nio­ra była całkiem prawdopodobna.

 

Pewna sie­bie, wspie­ra­jąc się lasce… → Pewna sie­bie, wspie­ra­jąc się na lasce/ wspierając się laską

 

Unió­sła się na łok­ciach… → Literówka.

 

od­czy­ta­ła na­kre­ślo­ną czer­wo­ną kred­ką wia­do­mość: → …od­czy­ta­ła wiadomość na­kre­ślo­ną czer­wo­ną kred­ką:

 

Tym razem jed­nak nie po­tra­fi­ła zna­leźć roz­wią­za­nia. Przez co czuła się jesz­cze bar­dziej stara i bez­bron­na.Tym razem jed­nak nie po­tra­fi­ła zna­leźć roz­wią­za­nia, przez co czuła się jesz­cze bar­dziej stara i bez­bron­na.

 

i za­bra­ła się za pie­cze­nie cze­ko­la­do­wych cia­stek. → …i za­bra­ła się do pieczenia cze­ko­la­do­wych cia­stek.

 

że sły­szy dźwięk od­kła­da­nej szklan­ki na blat biur­ka. → …że sły­szy dźwięk szklanki od­stawianej na blat biur­ka.

Z odłożonej szklanki może wylać się niedopita zawartość.

 

ubra­ny w czar­ny dwu­czę­ścio­wy dres i ko­mi­niar­kę. → Zbędne dookreślenie – nie ma dresów jednoczęściowych, tak jak nie ma dresów składających się z więcej niż dwóch części.

Wystarczy: …ubra­ny w czar­ny dres i ko­mi­niar­kę.

Za SJP PWN: dres «strój sportowy składający się z długich spodni i bluzy»

 

W pra­wej ręce ści­skał tecz­kę. No­bo­dy ob­ró­cił głowę w jej kie­run­ku. → Czy dobrze rozumiem, że obrócił głowę w kierunku teczki?

Proponuję w drugim zdaniu: No­bo­dy ob­ró­cił głowę w kie­run­ku kobiety.

 

za­kła­da­jąc nogę na nogę i za­cią­ga­jąc ca­me­lem. → Pewnie miało być: …za­kła­da­jąc nogę na nogę i za­cią­ga­jąc się ca­me­lem.

 

w pra­wej dłoni ma na­cią­gnię­tą strzy­kaw­kę z długą igłą. → Naciągnięcie strzykawki nie gwarantuje, że coś znajduje się w jej wnętrzu.

Proponuję: …w pra­wej dłoni ma pełną strzy­kaw­kę z długą igłą.

 

– A to – po­wie­dzia­ła, wi­dząc, jak z prze­ra­że­niem wpa­tru­je się w czu­bek igły – jest spora dawka leków prze­ciw­bó­lo­wych i uspo­ka­ja­ją­cych, drob­no skru­szo­nych i zmie­sza­nych z wodą. → Drobno skruszone tabletki wywołują u mnie wizję drobinek, które mogą zablokować kanalik igły i uniemożliwić iniekcję.

Proponuję: – A to – po­wie­dzia­ła, wi­dząc, jak z prze­ra­że­niem wpa­tru­je się w czu­bek igły – jest spora dawka leków prze­ciw­bó­lo­wych i uspo­ka­ja­ją­cych, rozpuszczonych w wodzie.

 

Usia­dła na nim okra­kiem, udami obej­mu­jąc ra­mio­na i sia­da­jąc na pier­si. → Nie brzmi to najlepiej, w dodatku sprawia wrażenie, że Caroline siadała na nim dwa razy.

Proponuję: Usia­dła okrakiem na jego piersi, udami obej­mu­jąc ra­mio­na.

 

i od­su­nę­ła szu­fla­dę. Wy­cią­gnę­ła z niej czar­ną ko­mi­niar­kę. Wło­ży­ła do środ­ka dłoń, przy­glą­da­jąc się przez otwo­ry na oczy i usta, wdmu­chi­wa­ne­mu przez nie dy­mo­wi. → Nie bardzo umiem to sobie imaginować – skoro włożyła dłoń do środka kominiarki, to jak mogła przez otwory na oczy obserwować dym, wydmuchiwany ustami?

 

Pa­trzy­ły się na nią tępo, krę­cąc łbami. → Pa­trzy­ły na nią tępo, krę­cąc łbami

 

W ster­cie stali, wa­la­ją­cej się po placu… → W ster­cie stali, wa­la­ją­cej się na placu

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej

regulatorzy

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :)

 

Bardzo się cieszę, że opowiadanie się podobało i udało się zbudować napięcie oraz przykuć uwagę bez patentu Alfreda Hitchcocka, który moim zdaniem jest świetny, ale jednak nadużywany ;).

 

Pseudonim Nobody, jak i jego strój oraz dziwne pory odwiedzin, miały nadać tej postaci wymiaru mistycznego, paranormalnego ale równocześnie chciałem by był jak najbardziej ludzki ;). Pisząc o nim . myślałem o czymś w rodzaju, może nawet anioła, który postanowił dać bohaterce jeszcze jedną szansę na poprawę, jednocześnie wystawiając Caroline na próbę :). Ale wydaje mi się, że można tę postać spokojnie odbierać na różne sposoby :). 

 

“Bardziejaskrze, Oblatywaczu, są camele bez filtra, a przynajmniej były jakieś piętnaście lat temu, kiedy mój mąż oddawał się temu zgubnemu i śmierdzącemu nałogowi. Kupował je w Hiszpanii.”

 

No i zagadka wyjaśniona :)

 

Błędy poprawione i bardzo dziękuję za pomoc. Ale mam też kilka wyjaśnień :)

 

 

“…powiedział, przeczesując gęste loki grzebieniem o długich ząbkach. → Chyba nie wypada czesać się w cudzej kuchni.” 

 

Zgadza się, ale to też trochę mówi nam o charakterze tej postaci. 

 

“…rozkoszując się letnim wietrzykiem, brzęczeniem owadów buszujących w konwaliach… → Konwalie kwitną w maju, a wtedy jest jeszcze wiosna, więc: …rozkoszując się wiosennym wietrzykiem, brzęczeniem owadów buszujących w konwaliach…”

 

Nie miałem pojęcia i nie podejrzewałem, że kwiatki mogą okazać się taką pułapką ;) Poprawione :)

 

“…i odsunęła szufladę. Wyciągnęła z niej czarną kominiarkę. Włożyła do środka dłoń, przyglądając się przez otwory na oczy i usta, wdmuchiwanemu przez nie dymowi. → Nie bardzo umiem to sobie imaginować – skoro włożyła dłoń do środka kominiarki, to jak mogła przez otwory na oczy obserwować dym, wydmuchiwany ustami?”

 

Tu mam wątpliwości, ale może zwyczajnie źle opisałem tę scenę ;). Ale wydaje mi się, że jak obserwowała dym wdmuchiwany do kominiarki, przez otwory na oczy i usta, to chyba nie oznacza, że dym dostawał się tylko jednym z tych otworów. Chodzi mi o to, że zwyczajnie wypuszczała dym w stronę otworów, a ten dostawał się do środka i wtedy Caroline obserwowała go prze te właśnie otwory. Hmm to jest bardziej skomplikowane, niż mi się wydawało ;). Ale pytanie, jest takie: Czy moja wytłumaczenie, zdołało Cię przekonać? 

Jeśli nie, to zmienię ten fragment :) 

 

Pozdrawiam :) 

 

P.S.

I ja się cieszę, że udało mi się trafić na portal. Bo użytkownicy, jak widać, nie tylko potrafią inspirować :), ale są też bardzo pomocni. A to sprawia, że chęci na pisanie nie brakuje :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardziejaskrze, niezmiernie mi miło, że uznałeś uwagi za przydatne. Teraz już mogę odwiedzić klikarnię. ;)

Dziękuję także za wyjaśnienia – przydały się, a scena z kominiarką stała się czytelniejsza i jeśli dobrze Cię zrozumiałam, to chciałeś powiedzieć:

i od­su­nę­ła szu­fla­dę. Wy­cią­gnę­ła z niej czar­ną ko­mi­niar­kę. Wło­ży­ła do środ­ka dłoń i patrzyła jak przez otwo­ry na oczy i usta wchłania się wdmu­chi­wa­ny przez nią dy­m.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

 

“…i odsunęła szufladę. Wyciągnęła z niej czarną kominiarkę. Włożyła do środka dłoń i patrzyła jak przez otwory na oczy i usta wchłania się wdmuchiwany przez nią dym.”

 

Myślę, że taka forma będzie idealna :)

 

Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardziejaskrze, jakże się cieszę, że zaakceptowałeś propozycję. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie miałem wyjścia ;). Bo choć mogłem je przerobić, to wolę zająć się już nowym tekstem :). A ten zostawiam w spokoju, ku (mam nadzieję) uciesze innych :). A tak na marginesie, po pracy nad opowiadaniem, mam go już zwyczajnie dość i muszę je odstawić na dłuższy czas, by znów mnie cieszyło :). Trochę jak z używkami ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

W takim razie życzę Ci, abyś jak najszybciej otrząsnął się z kaca po już napisanych tekstach i z nowymi siłami przystąpił do pisania nowych. ;) 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Na “kaca” podobno najlepszy jest klin ;) . Więc zabieram się do pisania :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Powodzenia! :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobry!

 

Podziękował i wypił sok jednym tchem

A nie duszkiem albo łykiem? Tchem dotyczy tylko oddychania

 

stworzenie porządnego tekstu jest drogą przez mękę

Oj, tak :p

 

Każda osoba publikująca na stronie liczyła na to, że Caroline przeczyta jej opowiadanie, i każda z niepokojem otwierała komentarz oznaczony nickiem Pani Sowa

Coś mi to przypomina ;p

 

Kochała ptaki, ale nie znosiła gołębi, które w jej mniemaniu były brudne, śmierdzące, brzydkie i nikomu do szczęścia niepotrzebne.

– Trochę jak czarnuchy – wyszeptała z satysfakcją

Ojej, odważnie :D leżę ;p

 

Otworzyła drugą wiadomość. Patrzyła chwilę w ekran. W końcu wyciągnęła zapalniczkę i odpaliła camela.

– Jak to nie ma użytkownika o takim nicku?

Coś mi tu nie gra. Otworzyła wiadomość i patrzyła w ekran, czyli ją wmurowało. Następne, co zrobiła, to odpaliła papierosa, czyli zdziwienie minęło. A potem znowu wyraziła zdziwienie, tym razem na głos.

Dla mnie lepiej by to wybrzmiało, gdyby jeszcze przed otwarciem wiadomości sięgała po papierosy i zapalniczkę, a odczytując wiadomość, by zastygła. I wtedy to pytanie: – Jak to nie ma użytkownika o takim nicku?

 

– Nie, ja tylko… Miałam okropny sen, że w nocy chodzi po mieszkaniu.

Chyba coś zjadłeś. Kto chodzi?

 

Ułożyła tekst starannie obok laptopa i zabrała się do pieczenie czekoladowych ciastek.

i zabrała się za pieczenie

 

Jestem z niej duma.

Literówka.

 

To opowiadanie jest naprawdę wyjątkowe. W końcu odczułam satysfakcję z lektury, co się rzadko zdarza.

Twój styl pozwolił mi wejść w skórę bohaterki, co rzadko mi się zdarza. Mimo tego, że ogólnie nie popierałabym jej zachowania i niektórych tekstów, podczas czytania w pełni się z nią ze wszystkim (no, prawie wszystkim ;p) zgadzałam i kompletnie rozumiałam. Jakbym była nią. To się nazywa chyba talent, prawda?

Klikam, choć wydaje mi się, że już dość uzbierałeś kliczków, by dostać się do Biblioteki. Pozdrawiam serdecznie :)

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Hej

HollyHell91

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) 

 

Podziękował i wypił sok jednym tchem

A nie duszkiem albo łykiem? Tchem dotyczy tylko oddychania”

 

A sprawdziłem można wypić jednym tchem :) 

 

 

 

Każda osoba publikująca na stronie liczyła na to, że Caroline przeczyta jej opowiadanie, i każda z niepokojem otwierała komentarz oznaczony nickiem Pani Sowa

Coś mi to przypomina ;p

 

Wszystkie podobieństwa do realnych portali są przypadkowe ;)

 

 

Kochała ptaki, ale nie znosiła gołębi, które w jej mniemaniu były brudne, śmierdzące, brzydkie i nikomu do szczęścia niepotrzebne.

– Trochę jak czarnuchy – wyszeptała z satysfakcją

Ojej, odważnie :D leżę ;p

 

 

Taka postać :) Ten fragment zwyczajnie był w stylu Caroline ;)

 

 

Otworzyła drugą wiadomość. Patrzyła chwilę w ekran. W końcu wyciągnęła zapalniczkę i odpaliła camela.

– Jak to nie ma użytkownika o takim nicku?

Coś mi tu nie gra. Otworzyła wiadomość i patrzyła w ekran, czyli ją wmurowało. Następne, co zrobiła, to odpaliła papierosa, czyli zdziwienie minęło. A potem znowu wyraziła zdziwienie, tym razem na głos.

Dla mnie lepiej by to wybrzmiało, gdyby jeszcze przed otwarciem wiadomości sięgała po papierosy i zapalniczkę, a odczytując wiadomość, by zastygła. I wtedy to pytanie: – Jak to nie ma użytkownika o takim nicku?”

 

Zdziwiła się na początku, zapaliła i skomentowała na głos – ale w twojej wersji też dobrze by to wyszło :) 

 

 

 

– Nie, ja tylko… Miałam okropny sen, że w nocy chodzi po mieszkaniu.

Chyba coś zjadłeś. Kto chodzi?

 

Ktoś :D i właśnie ktoś został dopisany ;) Dziękuję :)

 

Ułożyła tekst starannie obok laptopa i zabrała się do pieczenie czekoladowych ciastek.

i zabrała się za pieczenie

 

A zostałem już poprawiony by zmienić “do” :P I teraz nie wiem :(

 

 

Jestem z niej duma.

Literówka.

 

Poprawiona :)

 

Bardzo się cieszę, że opowiadanie się tak bardzo podobało i że mogłaś wejść w postać. To najlepszy komplement i dziękuję ci za niego :) 

 

Pozdrawiam :) 

 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardziejaskrze, zamiast: Ułożyła tekst starannie obok laptopa i zabrała się do pieczenie czekoladowych ciastek. winno być: Ułożyła tekst starannie obok laptopa i zabrała się do pieczenia czekoladowych ciastek.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

O nie, moja wina, niedokładnie poprawiłem :( Przepraszam i już poprawiam i dziękuję za czujność :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardzo proszę i PSNP. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No dobra, muszę zapytać bo nie zasnę, PSNP? :) Cóż to za zaklęcie?

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Polecam SNa Przyszłość. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

:D Uff, a już myślałem, że czymś podpadłem ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nie wiem, co musiałbyś zrobić, aby mi podpaść… ;)

Teraz już możesz spać spokojnie. :) 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tymczasowy kot obserwacyjny:

Mądry dogada się z mądrym, ale i z głupim. Głupi i z drugim głupim się nie dogada (najwyżej pobije).

Hej Bardzie! Przeczytane z przyjemnością. Podobało mi się, jak bohaterka, mimo strachu, nie załamuje się sytuacją i próbuje sobie jakoś radzić. Pokazuje swojemu mistycznemu przeciwnikowi, że nie jest do końca bezsilna i dalej może mu nieźle zaszkodzić. Tekst trzymał w napięciu i zaskakiwał.

 

Jedna mała uwaga:

Ale do rzeczy, nie mogę ci darować tych dni w strachu, gdy zamieniłeś moje mieszkanie w więzienie, a życie w koszmar.

Staruszka nie mogła wychodzić już od dawna ze względu na problemy zdrowotne, więc samo “więzienie” nie było chyba sprawką włamywacza.

 

Pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Hej 

ostam

 

Cieszę się, że lektura się podobała :) Dziękuję też za komentarz ;)

 

“Staruszka nie mogła wychodzić już od dawna ze względu na problemy zdrowotne, więc samo “więzienie” nie było chyba sprawką włamywacza.”

 

Słuszna uwaga :), więzienie zapisałem raczej jako metaforę miejsca nieprzyjemnego. Bo choć Caroline nie wychodziła z domu to raczej czuła się w nim dobrze, a też stroniła od ludzi. Ale pomyślę o czymś bardziej pasującym do sytuacji :)

 

Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

 Sięgnęła po laskę o srebrnym uchwycie w kształcie słowika i wspierając się na niej, wstała.

Hmm. Zdanie gramatycznie poprawne, ale parsuje się trochę trudno – kształt gałki laski jest ważny? I czytelnik musi go znać już teraz?

 Przezornie upewniła się przez wizjer, kto ją odwiedza

Upewnić się można, że odwiedza nas ktoś znajomy. Można też sprawdzić, kto to jest. P. tutaj: https://wsjp.pl/haslo/podglad/43631/upewnic-sie

 przywitał się Denzel, opierając się o ścianę z torbą zakupów

Znowu – gramatycznie nie ma tu błędu, ale źle się parsuje. Może tak: powiedział Denzel, opierając się o ścianę. W ręku miał torbę pełną zakupów.

zza uchylonych drzwi, wciąż blokowanych łańcuchem

Mmm, "blokowanych" trochę tu nie gra. Chcesz podkreślić zamknięcie starszej pani na świat?

 – Cieszę się, że jesteś ostrożna. Ale zapewniam, że większość włamywaczy jest zbyt leniwa, by wspinać się na dziesiąte piętro.

Naturalniej, mniej byłów: Cieszę się, że na siebie uważasz, ale włamywaczowi na pewno by się nie chciało wdrapywać na dziesiąte piętro.

 ściągając łańcuch

Lepiej: zdejmując. Dwa imiesłowy w kolejnych zdaniach rzucają się w oczy.

 cenię sobie moją prywatność

"Moją" można wyciąć. Oho… (tu pomyślałam, że tekst idzie w zupełnie inną stronę, niż ostatecznie się okazało)

spławiać

Czy starsze panie używają takich słów? Zwłaszcza w połączeniu z "lub"?

 zapytała Caroline, mając nadzieję, że w ten sposób uniknie

Skracalne: zapytała Caroline w nadziei, że dzięki temu uniknie.

 ciepło jak cholera

Jeśli aż tak ciepło, to może jednak gorąco?

 – Oczywiście. – Rozpromieniła się

Tu raczej małą, bo rozpromienianie jest jedną czynnością z odpowiedzią, a przynajmniej ja tak to czuję.

 Denzel spojrzał na nią przez ramię, obserwując, jak nalewa sok do szklanki.

Skracalne: Denzel przez ramię obserwował, jak nalewa sok do szklanki.

 kulejąca po zwichniętym biodrze

Po zwichnięciu biodra.

 Wyglądała bardzo bezbronnie

Wyglądała na bezbronną.

 Poczekał, aż poda

Aliteracja – równie dobrze może być "zaczekał".

 Podziękował i wypił sok jednym tchem

Jednym haustem.

 żeby ci udostępnił platformę

Mmm, udostępnił? Troszkę zbyt książkowymi słowami posługują się Twoi bohaterowie. Nie mówię, że mają bluzgać jak Zenek spod budki z piwem, ale to jest codzienna rozmowa sąsiadów, nie rozprawa w sądzie.

 Żyję w tej kamienicy

Anglicyzm: mieszkam w tej kamienicy.

 – W moim stanie i tak nie mogłabym z niej skorzystać.

"W moim stanie" wycięłabym, ciut pretensjonalne, a zaraz masz "w moim wieku", więc to powtórzenie.

 odetchnąć od tych czterech ścian.

Odpocząć od tych czterech ścian.

 pokręcił nią nieprzekonany

W sumie można to wyciąć.

 nie wychodziła odkąd miała wypadek. I życzył jej jak najlepiej

Nie wychodziła, od kiedy spotkał ją wypadek, i życzył jej jak najlepiej.

 zasłaniał dostęp

Dostęp raczej zagradzał, albo blokował.

 uważał za pomysł lekkomyślny

Powtórzenie.

 żeby dostać się do drabiny prowadzącej na dach

Skracalne: żeby się dostać na dach. O drabince i tak zaraz będzie. Less is more.

 Zajmowała miejsce na ścianie dla karmnika.

Tak sobie się to parsuje. Hmm. Zajmowała miejsce na ścianie, a trzeba było zawiesić karmnik.

 stwierdziła z poważną miną

Raczej: orzekła z powagą.

 wywiesił stosowną informację, że droga na dach możliwa jest jedynie od sieni z powodu złego stanu technicznego rusztowania

Droga nie może być "możliwa" – uważaj na błędy kategorialne: wywiesił informację, że wyjść na dach można tylko od sieni z powodu złego stanu technicznego rusztowania.

 obserwując z jakim zapałem Caroline walczy o balkon

On tu niczego nie obserwuje, tylko widzi skutki. A fraza podsumowuje to, co już napisałeś – niepotrzebnie. Do wycięcia.

 nie odbieraj mi tego szczęścia.

Wycięłabym "szczęście", bez niego jest naturalniej.

Denzel spoważniał, widząc, że sąsiadka szczerze się zmartwiła.

Tu też podsumowujesz to, co wyżej. Spokojnie. Jak dotąd wszystko jest jasne.

 bijący z nich lęk, a zarazem ufność, to mieszanka, której nie może się oprzeć

Mmm, w jaki sposób lęk jest mieszanką?

 I nie ma już zwyczajnie serca, by dalej ją wypytywać.

I że po prostu nie ma już serca, żeby dalej ją wypytywać.

 powinnam skończyć redagowanie tekstu za tydzień

Może tak: redakcję powinnam skończyć za tydzień.

 szczęśliwa, że Denzel zszedł z tematu jej małej tajemnicy

Zadowolona, albo ucieszona. "Zszedł z tematu" jest cokolwiek telewizyjne, dałoby się czymś zastąpić, ale niekoniecznie bez zmiany budowy zdania.

 by tylko nie myśleć o tym

Byle tylko nie myśleć o tym.

 Nic, będę leciał. Poczta i leki

Leciał-leki. Może tak: No, nic, zmykam.

 Naprawdę drobiazg

To naprawdę drobiazg.

 A i jeszcze jedno, skoro

Wtrącenie: A, i jeszcze jedno, skoro.

 Nie, jedynie moje ptaki, które dokarmiam

Lepiej: tylko moje ptaki.

 Skoro tyle lat redagujesz książki innych ludzi, nie myślałaś o napisaniu czegoś swojego?

Hmm.

 stworzenie porządnego tekstu jest drogą przez mękę

Napisanie porządnego tekstu to droga przez mękę.

 Wolę skupić się

Wolę się skupić. Reszta zdania – hmm. (Redaktor nie wylewa potu i łez, co? :P)

 nieswoje

Osobno. "Nieswoje" razem to niezdrowe albo zaniepokojone.

 Prędzej przeniosę się na tamten świat niż dam ci w brudne łapska moją książkę.

Prędzej przeniosę się na tamten świat, niż dam ci w brudne łapska moją książkę. Eeech. A tak było milusio. Idyllicznie. Ale nieeeee… (Ponadto:

 Ruszyła do biurka z laptopem.

Niejasne. Do biurka, na którym leżał laptop. Ponadto – ona znowu rusza, co u starszej pani z trudnościami w poruszaniu się jest ciut zbyt dynamiczne.

 Mimo wszystko była szczęśliwa, że redakcja wciąż korzysta z jej usług

Mimo wszystko cieszyła się, że. "Szczęśliwy" w tym sensie to anglicyzm.

 Jakkolwiek kiepskie były te prace, pozwalały jej zapomnieć o zrujnowanym zdrowiu i zbliżającym się końcu życia.

Troszkę zapewniasz.

 przyglądała się, jak ptaki na zmianę znosiły nową wyściółkę

Znoszą – c.t.

 Po pracy nad redagowaniem powieści

Kiedy skończyła dzisiejszą porcję tekstu do zredagowania.

 Zastanowiła się nad zadawanym sobie pytaniem

Nie zapewniaj. Wystarczy samo "zastanowiła się".

 Ale tego również nie odważyła się zrobić.

Nooo… ostatecznie.

 Nalała herbaty i żeby poprawić sobie humor, zajrzała

Wtrącenie: Nalała herbaty i, żeby poprawić sobie humor, zajrzała.

 Jej pierwsza i jedyna powieść przyniosła pracę w redakcji oraz całkiem niezłe utrzymanie, gdyż mimo czterdziestu lat od premiery wciąż świetnie się sprzedawała.

Pierwsza i jedyna powieść zapewniła jej pracę w redakcji oraz utrzymanie na niezłym poziomie, bo po czterdziestu latach od premiery wciąż świetnie się sprzedawała.

 Jej zdanie w redakcji kiedyś było święte, a decyzje dotyczące młodych autorów zawsze bezbłędne.

Kiedyś jej zdanie było w redakcji święte, a decyzje co do młodych autorów zawsze słuszne.

 Mogła z dumą pochwalić się

A jak inaczej się pochwalić?

 dzięki jej rekomendacjom redakcja wypromowała

Dzięki jej poleceniu wypromowano.

 wyszeptała, wypuszczając

Aliteracja.

że pozostawili jej redagowanie tekstów, wiedziała, że bez tego uwięziona w swojej wieży już dawno skończyłaby ze sobą

Hmmmmmm.

 Wpisała na klawiaturze adres strony www.innywymiar.com i zalogowała się do konta.

Skracamy: Wpisała adres www.innywymiar.com i zalogowała się na konto.

 Pod nickiem Pani Sowa sprawdziła posty z opowiadań, które ostatnio oceniała.

Mmmm, sprawdziła odpowiedzi w pod tekstami, które ostatnio oceniała.

 był jej ostatnim przyczółkiem wielkości

M-m. Mógłby ostatecznie być jej ostatnim przyczółkiem, ale wielkość tylko tu zawadza.

Weterani portalu doskonale zdawali sobie sprawę, kto kryje się pod nickiem Pani Sowy

 Weterani portalu doskonale wiedzieli, kto się kryje pod nickiem “Pani Sowa”.

 Młode, mniej zaznajomione z literaturą pokolenie, szybko orientowało się

Przedstawiciele młodszego, mniej zaznajomionego z literaturą pokolenia szybko się orientowali.

czy tekst jest wart czyjegokolwiek czasu

Lekka czkawka. Ponadto – a, czyli mamy element fantastyczny? XD

 Każda osoba publikująca na stronie liczyła na to, że Caroline przeczyta jej opowiadanie, i każda z niepokojem otwierała komentarz oznaczony nickiem Pani Sowa.

Każdy, kto publikował na stronie, liczył, że Caroline przeczyta jego opowiadanie. Każdy z niepokojem otwierał komentarz podpisany nickiem "Pani Sowa".

napisała parę komentarzy

Powtórzenie.

 Przeleciała wzrokiem po tytułach i nickach do nich przypisanych

Może lepiej: przebiegła wzrokiem po nickach i tytułach.

 Jej ostatnim pupilem był CP2022, i widząc właśnie jego opowiadanie, postanowiła zacząć od tej pozycji

Jej ostatni pupil, CP2022, widniał na liście. Już miała kliknąć tytuł.

 kątem oka obserwując sikorkę łapiącą pszczołę

Kątem oka obserwując, jak sikorka łapie pszczołę. Sikorki zasadniczo tego nie robią, o ile wiem – pszczoły żądlą.

 Tym bardziej zaintrygowana przesunęła kursor na kopertę i sprawdziła, kto i w jakiej sprawie się z nią komunikuje. Była od użytkownika kryjącego się pod nickiem Nobody, zatytułowana

Skoro wiadomość prywatna to rzadkość, oczywiście, że intryguje. I uciekł Ci podmiot: Zaintrygowana, przesunęła kursor na kopertę, żeby sprawdzić, kto do niej napisał i w jakiej sprawie. Wiadomość była od użytkownika kryjącego się pod nickiem Nobody, a w nagłówku miała.

 Już sam tytuł był na tyle bezczelny, że przez chwilę rozważała skasowanie wiadomości.

Tytuł nie jest bezczelny.

 ciekawość zwyciężyła i ostatecznie kliknęła “Enter” na klawiaturze

Enter wcisnęła, i na pewno nie zrobiła tego ciekawość.

 Poza dołączonym plikiem tekstowym o nazwie "Nowy tekst", znajdowała się krótka informacja

Plik tekstowy o nazwie "Nowy tekst" był dołączony do krótkiego listu. Znajdowanie się wymaga dopełnienia dalszego. A tak swoją drogą, jeśli facet nawet nie nadał powieści tytułu, to nie wygląda poważnie – ale chyba właśnie tak ma być.

 Jestem pewien, że osoba tak obeznana z literaturą jak Pani, doceni wyjątkowość mojego tekstu

Błąd interpunkcyjny zamierzony? Ponadto – przestań mnie śledzić, bo wezwę UNIT :P

 odwet za opowiadanie, pod którym zostawiła niezbyt pochlebną opinię

Jak już, to odwet za tę niezbyt pochlebną opinię. I chyba by wiedziała, komu takową zostawiła, a tu nick jest, mam wrażenie, nowy.

 Lub też jakiś młody zapaleniec, pod wpływem samozachwytu, próbował popełnić portalowe samobójstwo.

A może to jakiś młody zapaleniec pod wpływem samozachwytu usiłował popełnić portalowe samobójstwo.

 Caroline zastanawiając się, jak postąpić z bezczelnym użytkownikiem

Wtrącenie: Caroline, zastanawiając się, jak postąpić z bezczelnym użytkownikiem.

 Gdy trup ptaka spadł na balkon, Caroline pchnęła truchło końcówką laski

Może tak: Gdy truchło ptaka spadło na balkon, Caroline pchnęła je końcówką laski.

 powiedziała za gołębiem.

Wystarczy: powiedziała.

 Kochała ptaki, ale nie znosiła gołębi, które w jej mniemaniu były brudne, śmierdzące, brzydkie i nikomu do szczęścia niepotrzebne.

Może być trochę bardziej z perspektywy Caroline: Kochała ptaki, ale nie znosiła gołębi, brudnych, śmierdzących, brzydkich i nikomu do szczęścia niepotrzebnych.

 Cieszyła się, że będzie świadkiem wyklucia piskląt.

Trochę sztywne: Cieszyła się, że zobaczy wyklucie piskląt.

 powiedziała zaciągając się.

Przecinek: powiedziała, zaciągając się.

na który mnie namówiłaś

Przed chwilą była "pani". Angielski nie ma grzecznościowej formy drugiej osoby i do wszystkich mówi się "ty" – ale w polskim przekładzie trzeba się zdecydować na jakiś stopień familiarności, żeby nie mącić czytelnikowi w głowie.

 porozmawiam o pani liście zakupów, by ukrócić ten obrzydliwy nałóg

Mało naturalne. Czy nałóg można ukrócić?

 wysapał dozorca, z wnętrza wanny

Tu bez przecinka.

 odpowiedziała zaciągając się

A tu z przecinkiem.

 nie miała nic przeciwko, by napuścić Luisa na sąsiada

Nie miała nic przeciwko temu, żeby. A źródło papierosów i tak wyjdzie na jaw.

 Porozmawiam sobie z Denzelem o tym, jak tylko go spotkam

Porozmawiam sobie o tym z Denzelem, jak tylko go spotkam.

 dobrotliwie gdy oparł się o parapet

Dobrotliwie, gdy oparł się o parapet.

 Luis rozejrzał się, następnie zagwizdał z podziwem.

Luis rozejrzał się i zagwizdał z podziwem. Nadużywasz tego "następnie", ono jest wysokie w tonie i niekoniecznie pasuje.

 dwa może trzy lata?

Przecinek: dwa, może trzy lata?

 pani i mnie i Denzela

Wyliczenie: pani i mnie, i Denzela.

 Rusztowanie trzeszczało i chwiało się ostatnimi czasy

Ostatnio rusztowanie chwiało się i trzeszczało.

 Gdy drzwi zamknęły się za dozorcą, wspierając się laską, podeszła do komputera.

Kiedy za dozorcą zamknęły się drzwi, podeszła o lasce do komputera.

 powiedziała w stronę monitora, jednak nieco zawiedziona, że nieopierzony użytkownik tak łatwo się poddał.

Lepiej: powiedziała w stronę monitora, mimo wszystko nieco zawiedziona…

 Chwilę myślała, czy by nie zajrzeć do tekstu

Przez chwilę myślała, że mogłaby zajrzeć do tekstu.

jej duma zwyciężyła

Zaimek zbędny.

 za pomocą drążków i schodków

Hmm.

 Przez moment dostrzegła w ciemności zarysy mebli, aż do chwili, gdy drzwi się przymknęły.

Jeśli przez moment, to czasownik musi być niedokonany. Powtórzenie "do chwili": Przez moment widziała w ciemności zarysy mebli, ale nagle drzwi się przymknęły.

 Przez chwilę w mieszkaniu Caroline zrobiło się bardzo cicho.

Przez chwilę było; albo na chwilę się zrobiło.

 Żar z papierosa z wolna trawił tytoń

Dziwnie purpurowe na tle całości.

 jednak nikt przez nie nie wchodził

Ale nikt nie wchodził.

 Nie słyszała też, żeby ktoś przemieszczał się po mieszkaniu.

Może tak: Nie słyszała kroków.

 Postać była ubrana na czarno, z głową zasłoniętą kominiarką

Co tak na pół gwizdka?: Czarny cień, z głową zakrytą kominiarką.

 Z brzdękiem metalowy słowik odbił się od kafelków, gdy laska wypadła poza wannę.

Hmm.

 Chłód wody zmusił ją w końcu, by wspierając się na zamontowanych przez dozorcę uchwytach, wyjść z wanny.

Zmusił ją, żeby wyszła; ale lepiej: zmusił ją do wyjścia.

 , niepewna co robić dalej

To wytnij, nic nie wnosi, tylko rozwadnia.

 zauważyła to, czego już była pewna

Hmm.

 pomyślała więc, że włamywacz musiał wyjść tą samą drogą

Uznała więc, że włamywacz wyszedł tą samą drogą.

 którą dostał się do mieszkania. Następnie zaczęła sprawdzać mieszkanie.

Powtórzenie i znów "następnie". Może tak: którą wszedł. Zaczęła się krzątać po mieszkaniu.

 Wszystko jednak zdawało się być na swoim miejscu.

Lepiej: leżeć.

 Na pierwszej stronie, widniał napis

Tu nie może być przecinka (podmiotu i orzeczenia nie rozdzielamy).

 odstawiła fotel na swoje miejsce

Zaimek zbędny.

 Walczyła ze sobą dłuższy czas, czy zgłosić zajście na policję.

Nie można walczyć, czy. Mogła dyskutować sama ze sobą, ale nie wiem, czy to wystarczająco mocne.

 że w jej wieku całe zdarzenie może zostać potraktowane jako wymysł pogrążonego w demencji starczego umysłu

Że, zważywszy na jej wiek, taka historia może się wydać płodem starczej demencji.

 prawdopodobieństwo eksmisji do Słonecznej Jesieni lub Spokojnego Seniora była całkiem prawdopodobna

Ekhm. Prawdopodobieństwo było spore.

 Więc postanowiła, że nie będzie ryzykować.

Ostatecznie postanowiła nie ryzykować.

 do administratora strony Innego Wymiaru

Albo: do administratora Innego Wymiaru; albo: do administratora strony "Inny Wymiar".

Wolałaby, żeby całe zajście okazało się wybrykiem jej wyobraźni niż realnym zagrożeniem.

Wolałaby, żeby całe zajście okazało się ekscesem jej wyobraźni.

 z nieco lepszej perspektywy

Co to znaczy "z lepszej perspektywy"?

 Wystarczy, że będziesz zamykać na noc balkon, stara kretynko, i będziesz mieć go z głowy.

Naturalniej: Wystarczy, że będziesz zamykać na noc balkon, stara kretynko, i masz go z głowy.

 Przy odrobinie szczęścia, podczas kolejnej wizyty

Bez przecinków, to nie jest wtrącenie (ale możesz je też wyciąć).

 Dzwonek w mieszkaniu odzywał się w dwóch przypadkach: raz w roku podczas wizyty kuriera i pomyłek, a te zdarzały się nader rzadko.

Dzwonek w mieszkaniu odzywał się raz do roku, zwiastując wizytę kuriera, i wtedy, kiedy ktoś się pomylił, a to zdarzało się nader rzadko.

 dzwonek ponownie zabrzęczał w mieszkaniu

A gdzie miał zabrzęczeć?: dzwonek zabrzęczał ponownie.

okna wychodzącego na wejście do kamienicy

Okno nie może wychodzić na wejście do tego samego budynku, chyba, że jest wieloskrzydłowy albo mocno nieeuklidesowy.

 gdy wyszedł usiadła

Gdy wyszedł, usiadła.

 a cyfra dwa wskazywała liczbę wiadomości

Hmm.

 Kursorem jednak najpierw wybrała wiadomość od prześladowcy.

Hmmm.

 Jak to nie ma użytkownika o takim nicku?

Jak to, nie ma użytkownika o takim nicku?

 W końcu ci się to znudzi.

"To" zbędne.

 że Nobody chciał ją nastraszyć

C.t.

 Mimo stresu zmusiła się do zjedzenia lekkiego śniadania

Niekonkretnie. Jeśli z nerwów nie boli jej brzuch i nie traci apetytu, czemu nie miałaby jeść?

 W międzyczasie pojawił się Luis

Czyli między śniadaniem, a… ? Lepiej: tymczasem.

 powiedział, uśmiechając się w drzwiach

Hmm.

Podeszła do fotela i podniosła tekst.

Można wyciąć.

 wygrałeś draniu

Wołacz: wygrałeś, draniu.

 musiała przyznać, że powieść nie tylko nie wymagała zbyt wielu poprawek, ale była także dobra

C.t.: musiała przyznać, że powieść nie tylko nie wymaga wielu poprawek, ale po prostu jest dobra.

 potrzebowała relaksu, aby się uspokoić

Relaks to tyle, co uspokojenie, więc masło maślane.

 jak mają się sikorki

Jak się mają sikorki.

 Dostrzegła, jego sylwetkę gdy

Obsunięty przecinek: Dostrzegła jego sylwetkę, gdy.

 powiedziała z łazienki z przekąsem.

Wiem, gdzie ona jest. Nie musisz mi mówić.

 Szelest ucichł, by po chwili Nobody znów wrócił do sprawdzania

Szelest ucichł, ale po chwili Nobody podjął sprawdzanie.

postępów w redagowanym tekście

Postępów?

 obserwując fragment mieszkania

Jak, mianowicie, chcesz połamać mieszkanie?

I jak zadowolony?

I jak, zadowolony?

 W duchu skarciła się za swoją lekkomyślność.

Zaimek zbędny.

 zarzuciła szlafrok

Narzuciła szlafrok. "Zarzucić" to zgubić (albo przestać coś robić).

 Całe życie potrafiła dostosowywać się do sytuacji, które los rzucał jej pod nogi i była dumna z siebie za opanowanie tej niełatwej sztuki.

Idiom: los rzuca pod nogi kłody. Była dumna, że opanowała tę sztukę.

 Tym razem jednak nie potrafiła znaleźć rozwiązania, przez co czuła się jeszcze bardziej stara i bezbronna.

Zapewniasz. Wystarczy: Ale tym razem nie wiedziała, co robić. Resztę sobie dośpiewamy, przygotowałeś to dostatecznie.

 Była wściekła na Nobody’ego za to, że doprowadził ją do takiego stanu.

Jak wyżej.

 Najtrudniejsze było dla niej zaakceptowanie faktu, że już nigdy nie stworzy czegoś równie dobrego jak ta powieść, która przemocą wdarła się w jej życie

Sztywne. Najgorzej było przyznać przed samą sobą, że nigdy nie stworzy niczego równie dobrego jak ta powieść, która przemocą wdarła się w jej życie.

 Żar czerwonym punktem świecił w mieszkaniu

…?

 Wtedy zauważyła inny czerwony punkt na szafce z naczyniami.

Hmm. Nagle zauważyła inny czerwony punkt. Był na szafce z naczyniami. (Widzi ją z sypialni?)

 Obaj zmartwieni jej zachowaniem przyszli w tej samej sprawie, sprawdzić, jak się czuje.

Skróciłabym: Obaj przyszli sprawdzić, jak się czuje.

 gdy już ich odprawiła

Nie jest przecież królową… choć trochę za taką się uważa, więc niech tam.

 Tego wieczora Nobody kazał dłużej na siebie czekać niż poprzednim razem.

Tego wieczora Nobody kazał na siebie czekać dłużej niż poprzednim razem.

 gdyż woda przy otwartych drzwiach łazienki już robiła się chłodna.

Bo przy otwartych drzwiach łazienki woda szybko stygła.

 dźwięk szklanki odkładanej

Odstawianej.

w którym Caroline mogła go zobaczyć przez uchylone drzwi

Anglicyzm: w którym Caroline widziała go przez uchylone drzwi.

 Pisarz zgiął się wpół i złapał za brzuch, postąpił dwa kroki w tył.

Raz – trucizny tak szybko nie działają (chyba, że wziewne). Dwa – praktyczniej byłoby go otruć tak, żeby wykorkował gdzieś daleko. Nie trzeba wzywać ludzi, żeby uprzątnęli trupa. Jasne, to gra z charakterystyką Caroline (facet właśnie został gołębiem – ale sama go na dół nie zepchnie, to 70 kilo nieżywej wagi) i nie wiem, jak inaczej mógłbyś pokazać, że go otruła. Ale jednak. No i – skąd wzięła truciznę?

 Podeszła do biurka, talerz z ciastkami i szklanka były puste.

Rozdzieliłabym: Podeszła do biurka. Talerz i szklanka były puste.

 Nobody zaczął się budzić

Aaa, czyli to tylko usypiające. Your Honour, I call copout!

 jak jego powieki unoszą się powoli, po czym bezskutecznie porusza rękami i nogami

Angielskawe: jak powieki intruza rozchylają się powoli, jak próbuje poruszać rękami i nogami.

 pierwsze słowa, dławione przez zaklejone usta, bezskutecznie starały się wydostać z jego gardła

Słowa dławi taśma, nie usta. Uważaj na purpurę.

 Nobody wierzgnął, przechylając się niebezpiecznie, aż w końcu upadł na lewy bok.

Wierzgnął – czy wierzgał?

 zupełnie nie przejmując się tym, że jest zupełnie naga

Powtórzenie.

 te same, które przyswoiłeś

Kto używa takich słów?

 Trochę się bałam, że twoje serce może nie wytrzymać takiej ilości.

Angielskawe. Swoją drogą, co ona mu dała? Tramadol? (Skonsultuj się None'm w sprawach farmaceutycznych, ja wiem, że nie ma serum prawdy.)

 bólu który w końcu przestał być zagłuszany przez lekarstwa.

Unikaj strony biernej: bólu, którego nie zagłuszały już lekarstwa.

 Ależ, miło

Tu bez przecinka.

 

Mądry dogada się z mądrym, ale i z głupim. Głupi i z drugim głupim się nie dogada (najwyżej pobije).

 Nobody w końcu dostrzegł swoją lewą dłoń i brakujący kciuk

… dobra, dotąd wierzyłam, ale teraz już nie. Szczerze wątpię, żeby wątła staruszka zdołała uciąć facetowi kawałek ręki nożem kuchennym. Tam są kości. I wątpię, żeby chciała to zrobić – owszem, konsekwentnie malujesz Caroline jako wcale nie taką uroczą, na jaką wygląda, ale – po co?

jego ciałem zaczęło dygotać

Jego ciało zaczęło dygotać. Jego ciałem wstrząsnął dygot.

 że płacze bezgłośnie

Lepiej: że tylko bezgłośnie płacze.

 powiedziała zadowolona z siebie

Zaimek zbędny: powiedziała, zadowolona.

 stron, na których się udzielasz wraz ze swoimi tekstami

Stron, na których się udzielasz. Teksty się nie udzielają.

 też nie przepadam za brataniem się

Hmm. Bratać się trzeba z kimś, i to ma określone konotacje.

 znalazłam twój tekst na dysku i usunęłam go wraz z notatkami

Przerywamy program, by nadać ważny komunikat: róbcie kopie zapasowe! Dziękujemy.

 poświęciłeś powieść mojej osobie

Dziwnie to brzmi.

 że podglądanie starszych kobiet jest dla ciebie satysfakcjonujące tylko przez ekran telefonu

Że podglądać starsze kobiety lubisz tylko przez ekran telefonu.

 nie mogę ci darować tych dni w strachu, gdy zamieniłeś moje mieszkanie w więzienie, a życie w koszmar

… nie przesadzasz trochę?

 Nigdy nikt mnie tak nie upokorzył jak ty, nigdy przez nikogo nie czułam się tak bezbronna i nic nieznacząca.

Zaraz, bo tego właściwie nie zauważyłam. To znaczy, nie zauważyłam aż takiej różnicy między jej zwykłą bezbronnością, a tą wywołaną przez Nobody'ego.

 że opisuje moje życie to doda wiarygodności temu, że to ja się pod nią podpiszę

Może: że opisuje moje życie, to będzie wyglądało wiarygodnie, kiedy to ja się pod nią podpiszę.

 ponownie podeszła

Aliteracja.

 Zmiany, które wprowadzę, powinny nadać powieści mojego klimatu, a czytelnikom namiastkę dawnej mnie sprzed lat.

Zmienię ją tylko trochę, żeby była bardziej w moim stylu, żeby czytelnicy zobaczyli w niej mnie sprzed lat.

 Złapała go pod brodą lewą ręką i uniosła mu głowę.

Lewą ręką złapała go pod brodę, uniosła mu głowę.

 Dostrzegł, że w prawej dłoni ma pełną strzykawkę z długą igłą.

Zobaczył w jej prawej dłoni strzykawkę z długą igłą.

 Caroline pchnęła go przewracając na plecy

Imiesłowy nie oznaczają przyczyny: Caroline pchnięciem przewróciła go na plecy.

 Usiadła okrakiem na jego piersi

Usiadła mu okrakiem na piersi.

 Brzydzą mnie zupełnie tak jak ludzie

Brzydzę się nimi, zupełnie tak, jak ludźmi.

ślepia – bezbronne, słabe, przestraszone

Nie ślepia są bezbronne.

 mam wszystkie naturalne

Wszystkie własne.

 odnalazła brakującą piątkę i szóstkę

Raczej miejsca po nich, bo wątpię, żeby nosił te zęby po kieszeniach.

 Nie patrzył, jak igła zbliża się do policzka, lecz na nagą pisarkę.

Nie patrzył na igłę zbliżającą się do policzka, lecz na pisarkę.

 Pomarszczoną z fałdami zwisającymi na chudych rękach, oraz piersi leżące na żebrach widocznych przez cienką, niczym papier skórę.

Nagą, z fałdami skóry zwisającymi na chudych rękach i piersi, na żebra widoczne przez cienką jak papier skórę. Na wyszczerzone zęby.

 A ona patrzyła na niego z wyszczerzonymi zębami przez białe kosmyki włosów zwisające z łysiejącej już głowy.

Przesunęłam zęby, żeby było jaśniej i lepiej się parsowało: A ona patrzyła na niego przez białe kosmyki włosów zwisające z łysiejącej już głowy.

 który wybrał akurat dach Caroline do popełnienia samobójstwa

Szyk: który wybrał do popełnienia samobójstwa akurat dach Caroline.

 pozbyła się za jednym zamachem ze swojego życia Nobody’ego i meksykańca

Szyk: za jednym zamachem pozbyła się ze swojego życia Nobody’ego i meksykańca.

 patrzyła jak przez otwory na oczy i usta, wchłania się wdmuchiwany przez nią dym.

Jak, u licha, czapka miałaby wchłaniać dym?: patrzyła, jak przez otwory na oczy i usta wlatuje papierosowy dym.

 Caroline mijając drzwi na balkon usłyszała z zewnątrz trzepot skrzydeł.

Mijając drzwi na balkon, Caroline usłyszała trzepot skrzydeł.

 Spojrzała i zobaczyła, że ten w całości obsiadły gołębie. Kłębiły się na podłodze, na balustradzie, a jeden siedział na domku dla sikorek.

Wyjrzała. Gołębie tłoczyły się na podłodze, na balustradzie, a jeden siedział na domku dla sikorek.

 Caroline czuła, jak zalewa ją fala wściekłości, ruszyła z uniesioną laską przez uchylone drzwi.

Można by to zdanie podzielić na dwa.

 Caroline zamachała srebrnym słowikiem na oślep

Caroline na oślep zamachała srebrnym słowikiem.

 Ptaki w tej samej chwili odleciały. Staruszka nim runęła, przez ułamek sekundy dostrzegła mężczyznę w kominiarce na głowie.

Ptaki zerwały się do lotu. Nim runęła w dół, mignął jej mężczyzna w kominiarce.

 Caroline z cichym mlaśnięciem uderzyła o bruk

Trochę psuje efekt to mlaśnięcie.

 stercie stali

Aliteracja.

 

Mmm, czyli gołębie kolektywnie napisały powieść? Hę?

Nadużywasz wysokich słów (następnie, dojrzał, by, nim), ale ogólnie język jest klarowny.

Napięcie stopniujesz sprawnie, aż do momentu, kiedy maski opadają i nie tak znowu urocza staruszka zamienia się w potwora. Niby to niepokojące, ale jakieś… kliszowate. Zaskoczyły mnie za to gołębie, chociaż raczej dlatego, że nic ich nie zapowiadało. W końcu trudno przypuszczać, żeby gołębie miały telefon i drukarkę. A może Nobody to po prostu duch Nowego Jorku, choć w takim razie – dlaczego tak łatwo było go zabić? Dlaczego się bał? A znowu, jeśli był zwykłym człowiekiem, to zachował się co najmniej dziwnie. A może to byt wyrosły ze zranionej dumy wszystkich zjechanych przez Caroline debiutantów? (Chyba sobie załatwię broń krótką…)

Zasadniczo tekst jest spójny i nieźle straszy. Ale to tak na jeden raz ;)

 Może dlatego, że początkowo widziałam pewne podobieństwa między naszym portalem a tym w Twoim tekście

 Przy jednym z pierwszych tekstów zostałem pouczony przez Drakaine, że “jednak” źle wygląda na początku zdania i teraz nie wiem, czy zmieniać czy nie zmieniać ;).

Bo przeważnie źle wygląda. Choć nie zawsze. Ale zwykle można zastąpić "jednak" czymś innym (czasem trzeba puścić patyk).

 Dodam także, że zrobiłam minisondę i wszyscy pytani uważają, że lubią ptaszki, a gołębie to szczury ze skrzydłami. Dla mnie ma to sens.

A mnie tam nie przeszkadzają :D

 Ale doszedłem do wniosku, że gdyby miała dużo czasu i jakieś narzędzie do pomocy, to czemu by nie ;)

Nooo… wózek miała, laskę miała, jeszcze jakiś punkt podparcia i może by się udało.

 Pseudonim Nobody, jak i jego strój oraz dziwne pory odwiedzin, miały nadać tej postaci wymiaru mistycznego, paranormalnego ale równocześnie chciałem by był jak najbardziej ludzki ;).

No, właśnie – skoro da się otruć, to jest człowiekiem. Może człowiekiem dobrze się maskującym, ale zawsze.

 anioła, który postanowił dać bohaterce jeszcze jedną szansę na poprawę, jednocześnie wystawiając Caroline na próbę

Hmm. Tylko że szanse poprawy miała cały czas. Bo czym grzeszy Caroline? Głównie nienawiścią wobec wszystkich dookoła. Mogłaby przestać, ale ona chyba po prostu lubi nienawidzić.

 Zgadza się, ale to też trochę mówi nam o charakterze tej postaci.

Ale w oderwaniu od kontekstu. Bo Denzel – poza tym jednym momentem – zachowuje się konsekwentnie jak Miły Młodzieniec. Troszczy się i pomaga starszej sąsiadce, jest grzeczny. Jeżeli chciałeś zasugerować, że nie zawsze – to właściwie po co? Denzel jest tu raczej elementem tła.

 Nie miałem pojęcia i nie podejrzewałem, że kwiatki mogą okazać się taką pułapką ;)

A dlaczego kwiatek nazywa się "konwalia majowa"? XD

 Tu mam wątpliwości, ale może zwyczajnie źle opisałem tę scenę ;)

Ale właściwie dlaczego wdmuchiwała dym do kominiarki?

 Dla mnie lepiej by to wybrzmiało, gdyby jeszcze przed otwarciem wiadomości sięgała po papierosy i zapalniczkę, a odczytując wiadomość, by zastygła.

Tak, tak by było zgrabniej.

 A sprawdziłem można wypić jednym tchem :)

Ale lepiej nie, bo można się zakrztusić ;P

 Wszystkie podobieństwa do realnych portali są przypadkowe ;)

Mądry dogada się z mądrym, ale i z głupim. Głupi i z drugim głupim się nie dogada (najwyżej pobije).

Hej Tarnina :) No i nie bolało :) I tylko zużyłem, połowę chusteczek ;) Poprawię błędy i wrócę z pełnym komentarzem :) Dziękuję :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej 

Tarnina :)

 

Dobra poprawione ufff :P Przyznam się, że nie wszystko, bo choć, skracanie robi dobrze opowiadaniu to w niektórych przypadkach to już była przesada :P 

 

“Nadużywasz wysokich słów (następnie, dojrzał, by, nim),” 

 

Zgadza się :) zapomniałaś o “jednak” ;P I mam zbyt rozbudowane zdania, faktycznie muszę je skracać i uważać na szyk :) 

 

“ kątem oka obserwując sikorkę łapiącą pszczołę

Kątem oka obserwując, jak sikorka łapie pszczołę. Sikorki zasadniczo tego nie robią, o ile wiem – pszczoły żądlą.” 

 

Ale ta była odważna i wyjątkowo głodna :P 

 

“Jestem pewien, że osoba tak obeznana z literaturą jak Pani, doceni wyjątkowość mojego tekstu

Błąd interpunkcyjny zamierzony? Ponadto – przestań mnie śledzić, bo wezwę UNIT :P”

 

Nie, poprawiony :) No właśnie strzeż się :P 

 

 

“ odwet za opowiadanie, pod którym zostawiła niezbyt pochlebną opinię

Jak już, to odwet za tę niezbyt pochlebną opinię. I chyba by wiedziała, komu takową zostawiła, a tu nick jest, mam wrażenie, nowy.”

 

No właśnie nowe konto i za jego pomocą psikus :P

 

 

 “Lub też jakiś młody zapaleniec, pod wpływem samozachwytu, próbował popełnić portalowe samobójstwo.

A może to jakiś młody zapaleniec pod wpływem samozachwytu usiłował popełnić portalowe samobójstwo.”

 

 A tu – nie widzę różnicy, zdanie też się nie skraca po zmianie ? 

 

“ Postać była ubrana na czarno, z głową zasłoniętą kominiarką

Co tak na pół gwizdka?: Czarny cień, z głową zakrytą kominiarką.”

 

Bo ma być mroczny i tajemniczy ;) 

 

“Co to znaczy "z lepszej perspektywy"?”

 

Zmieniłem na w lepszych barwach :P A takie malarskie wtrącenia – to chyba wspomnienia po ASP się odzywają :D 

 

“ powiedziała z łazienki z przekąsem.

Wiem, gdzie ona jest. Nie musisz mi mówić.”

 

Na takie cosie też muszę uważać :/

 

“Hmm. Nagle zauważyła inny czerwony punkt. Był na szafce z naczyniami. (Widzi ją z sypialni?)”

 

A tak bo jest połączona z pokojem, a sypialni nie miała :) 

 

 

“Raz – trucizny tak szybko nie działają (chyba, że wziewne). Dwa – praktyczniej byłoby go otruć tak, żeby wykorkował gdzieś daleko. Nie trzeba wzywać ludzi, żeby uprzątnęli trupa. Jasne, to gra z charakterystyką Caroline (facet właśnie został gołębiem – ale sama go na dół nie zepchnie, to 70 kilo nieżywej wagi) i nie wiem, jak inaczej mógłbyś pokazać, że go otruła. Ale jednak. No i – skąd wzięła truciznę?”

 

Cierpliwości młody padawanie :P 

 

“Aaa, czyli to tylko usypiające. Your Honour, I call copout!”

 

A tak :D 

 

“ te same, które przyswoiłeś

Kto używa takich słów?”

 

Pisarze i redaktorzy :P 

 

“Angielskawe. Swoją drogą, co ona mu dała? Tramadol? (Skonsultuj się None'm w sprawach farmaceutycznych, ja wiem, że nie ma serum prawdy.)”

 

A ma to znaczenie ;)?

 

 

“… dobra, dotąd wierzyłam, ale teraz już nie. Szczerze wątpię, żeby wątła staruszka zdołała uciąć facetowi kawałek ręki nożem kuchennym. Tam są kości. I wątpię, żeby chciała to zrobić – owszem, konsekwentnie malujesz Caroline jako wcale nie taką uroczą, na jaką wygląda, ale – po co?”

 

No jak to, po co ? Bo taka jest :P A co do ucinania palca to wydaje mi się, że to nic wielkiego. Jak krojenie kurczaka :P 

 

 

“Przerywamy program, by nadać ważny komunikat: róbcie kopie zapasowe! Dziękujemy.”

 

Ale Caroline może tego nie wiedzieć, a i dla historii to też nie ma znaczenia ;)

 

 

“mieszkanie w więzienie, a życie w koszmar

… nie przesadzasz trochę?

 Nigdy nikt mnie tak nie upokorzył jak ty, nigdy przez nikogo nie czułam się tak bezbronna i nic nieznacząca.

Zaraz, bo tego właściwie nie zauważyłam. To znaczy, nie zauważyłam aż takiej różnicy między jej zwykłą bezbronnością, a tą wywołaną przez Nobody'ego.”

 

A trochę szkoda, bo starałem się by to było widoczne :(. A tak na marginesie, to ile wiemy o jej wcześniejszej bezradności. Raczej dowiadujemy się jak wykorzystuje Denzela i dozorcę do różnych czynności :P

 

 

“ patrzyła jak przez otwory na oczy i usta, wchłania się wdmuchiwany przez nią dym.

Jak, u licha, czapka miałaby wchłaniać dym?: patrzyła, jak przez otwory na oczy i usta wlatuje papierosowy dym.”

 

No to był problematyczny fragment, fajnie, że udało się go poprawić dziękuję :)

 

“ Caroline z cichym mlaśnięciem uderzyła o bruk

Trochę psuje efekt to mlaśnięcie.”

 

Faktycznie lepiej :) 

 

“ Nie miałem pojęcia i nie podejrzewałem, że kwiatki mogą okazać się taką pułapką ;)

A dlaczego kwiatek nazywa się "konwalia majowa"? XD”

 

Tego też nie wiedziałem :P

 

 

“A sprawdziłem można wypić jednym tchem :)

Ale lepiej nie, bo można się zakrztusić ;P”

 

Denzel lubi ryzyko :D 

 

 

“Zaskoczyły mnie za to gołębie, chociaż raczej dlatego, że nic ich nie zapowiadało. W końcu trudno przypuszczać, żeby gołębie miały telefon i drukarkę.”

 

Szkoda, bo wprowadzam je właściwie od początku historii i starałem się podkreślić jakim napawają ją wstrętem, tak by kara jak ją spotyka z udziałem gołębi bardziej wybrzmiała :/ 

 

Dziękuję rozmontowanie opowiadania na czynniki pierwsze – dzięki temu lepiej widzę popełniane błędy :) No i postaram się ćwiczyć by już ich nie było :D 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Myślę, że po poprawieniu wszystkich baboli ujawnionych przez Tarninę tekst będzie w sam raz, gotowy na przeprowadzkę do biblioteki. I pomyśleć, że sama wyłapałam zaledwie trzy pomyłki:

i kulejąca po zwichnięciu biodrze.

Poczłapała do biurka na, którym

Każda, kto publikował na stronie, liczyła na to, że

 

A potem już czytało mi się tak dobrze, że przestałam je zauważać. Dlatego daję kliczka. 

Hej Nova Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) Wszystkich nie poprawiłem, bo nie wszystko od Tarniny to błędy :p. Dziękuję za klika i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Przyznam się, że nie wszystko, bo choć, skracanie robi dobrze opowiadaniu to w niektórych przypadkach to już była przesada :P

:p

 Ale ta była odważna i wyjątkowo głodna :P

Ale to była sikorka, nie US Marine :D

 No właśnie nowe konto i za jego pomocą psikus :P

Aaaa, no, chyba że tak – ale co na to administracja?

A tu – nie widzę różnicy, zdanie też się nie skraca po zmianie ?

A różnica jest. Przyjrzyj się dobrze.

 Pisarze i redaktorzy :P

Litości… XD

 A ma to znaczenie ;)?

A, w sumie nie, bo i tak jest to lek magiczny (Gandalfol?)

A co do ucinania palca to wydaje mi się, że to nic wielkiego. Jak krojenie kurczaka :P

Skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, bo akurat Akademii Medycznej nie zaszczyciłam swoją obecnością :)

 A tak na marginesie, to ile wiemy o jej wcześniejszej bezradności. Raczej dowiadujemy się jak wykorzystuje Denzela i dozorcę do różnych czynności :P

Mhm. Czyli aż taka bezradna nie jest, nie?

 Szkoda, bo wprowadzam je właściwie od początku historii i starałem się podkreślić jakim napawają ją wstrętem, tak by kara jak ją spotyka z udziałem gołębi bardziej wybrzmiała :/

Gołębi jako takich na dachu bym się spodziewała, jakiegoś myku z gołębiami na koniec też – ale co one miały wspólnego z Nobodym?

 dzięki temu lepiej widzę popełniane błędy :) No i postaram się ćwiczyć by już ich nie było :D

That's the spirit! :D

Mądry dogada się z mądrym, ale i z głupim. Głupi i z drugim głupim się nie dogada (najwyżej pobije).

Odpisuje na telefonie więc, nie wiem jak będzie wyglądał ten komentarz :P SIKORKA – sprawdziłem i trafiłem zięcia gdzie wyjadą ja larwy z ula ;) Nie wiem czy to dowód koronny, ale zawsze coś :p. CO NA TO ADMINISTRACJA – miała wolne :p PRZYJRZYJ SIĘ DOBRZE – tak zrobię :) LEK MAGICZNY – Gandalf to przy niej pikuś :p AKADEMIA MEDYCZNA – no ja też nie ale kurczaka rozkładałem, a ona nie amputowała palca, ale odrąbała :p. BEZRADNA – na to wychodzi :) GOŁĘBIE – Nobody wykorzystał ptaki do zemsty, by skończyła tak jak w powieści. SPIRIT – chyba spirytus jeśli nadal będę w takim tempie łączył, życie z pisaniem :p Ale dziękuję :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

SIKORKA – sprawdziłem i trafiłem zięcia gdzie wyjadą ja larwy z ula ;)

Ooo, serio? O tym nie wiedziałam.

LEK MAGICZNY – Gandalf to przy niej pikuś :p

Enoch Root i Nicolas Flamel niech się schowają XD

AKADEMIA MEDYCZNA – no ja też nie ale kurczaka rozkładałem, a ona nie amputowała palca, ale odrąbała :p

Jeszcze gorzej :)

GOŁĘBIE – Nobody wykorzystał ptaki do zemsty, by skończyła tak jak w powieści.

… wut. Zza grobu? Stał się małą japońską dziewczynką, a tfu! duchem niedomytym?

SPIRIT – chyba spirytus jeśli nadal będę w takim tempie łączył, życie z pisaniem

Chluśniem, bo uśniem :D

Mądry dogada się z mądrym, ale i z głupim. Głupi i z drugim głupim się nie dogada (najwyżej pobije).

“… wut. Zza grobu? Stał się małą japońską dziewczynką, a tfu! duchem niedomytym?”

 

eee, hmmm … Przestań się pastwić :P 

 

to jeszcze wrzucam zdjęcia sikorek ;) i dajmy już spokój temu powiadaniu :D 

 

 

 

 

Chluśniem, bo uśniem :D

 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Przestań się pastwić :P 

Mądry dogada się z mądrym, ale i z głupim. Głupi i z drugim głupim się nie dogada (najwyżej pobije).

O kurczę. Powiem Ci, że sam początek wydał mi się nieco niezgrabny językowo, ale im dłużej szłam przez tekst, tym było lepiej. Starsza pani przyjmująca zakupy od miłego sąsiada nie wzbudziła mojego wielkiego zainteresowania, ale bez problemu udało się to starszej pani, która jest wredną rasistką. Podoba mi się, na kim skupiasz to opowiadanie, bo mieszane uczucia co do głównego bohatera – współczuć mu? kibicować? mieć nadzieję, że przegra? – to trudne zagranie, a Tobie się udało.

Doceniam też wszystkie mrugnięcia do portalowej społeczności. Miejmy nadzieję, że u nas nikt nie zacznie nawiedzać użytkowników w domach, jeżeli nie zgodzą się zredagować mu tekstu. ;)

Z rzeczy które mi nie leżały – załamania i strach Caroline nie wypadły przesadnie realistycznie, ale jakoś nie mogę dojść, dlaczego. Może pojawiały się trochę zbyt nagle, zamiast narastać wraz ze wzrastającym napięciem – gdzieś tu bym chyba szukała przyczyny.

Ale właśnie, napięcie bardzo dobrze poprowadzone, ładnie “zahaczone” o z jednej strony codzienne życie staruszki, a z drugiej o serię dziwnych wydarzeń. I te pojawiające się od początku gołębie też pasowały. Przyszłam w poszukiwaniu horroru i znalazłam dobry horror, więc dzięki! :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Klimat gęsty, że można siekać toporem. A do tego mega dobrze zarysowana główna (anty)bohaterka. Horror i motyw fantastyczny bardzo subtelny. To bardziej dreszczowiec, ale dobry dreszczowiec.

Hej 

 

 

Verus

 

Miło mi, że tak szybko pojawiłaś się pod moim kolejnym opowiadaniem :) I cieszę się, że podobało sie :). 

 

“O kurczę.”

 

:D 

 

“Powiem Ci, że sam początek wydał mi się nieco niezgrabny językowo, ale im dłużej szłam przez tekst, tym było lepiej.” 

 

Popatrzę, może uda się coś pozmieniać :) 

 

“Starsza pani przyjmująca zakupy od miłego sąsiada nie wzbudziła mojego wielkiego zainteresowania, ale bez problemu udało się to starszej pani, która jest wredną rasistką.” 

 

No tak, początek jest trochę drętwy, ale ma nas zaznajomić z mieszkaniem Caroline i uśpić trochę czujność czytelnika, by fragment z rasistowskimi zapędami Caroline wybrzmiał mocniej :). 

 

“ Podoba mi się, na kim skupiasz to opowiadanie, bo mieszane uczucia co do głównego bohatera – współczuć mu? kibicować? mieć nadzieję, że przegra? – to trudne zagranie, a Tobie się udało.” 

 

Bardzo dziękuję, trochę ryzykowałem stawiając na jedno pomieszczenie i jednego bohatera, ale widać opłaciło się :) 

 

“Doceniam też wszystkie mrugnięcia do portalowej społeczności. Miejmy nadzieję, że u nas nikt nie zacznie nawiedzać użytkowników w domach, jeżeli nie zgodzą się zredagować mu tekstu. ;)” 

 

Jak już pisałem, wszystkie podobieństwa do realnych portali są przypadkowe ;) 

 

“Z rzeczy które mi nie leżały – załamania i strach Caroline nie wypadły przesadnie realistycznie, ale jakoś nie mogę dojść, dlaczego. Może pojawiały się trochę zbyt nagle, zamiast narastać wraz ze wzrastającym napięciem – gdzieś tu bym chyba szukała przyczyny.”

 

Sprawdzę, może uda się coś z tym zrobić :)

 

“Ale właśnie, napięcie bardzo dobrze poprowadzone, ładnie “zahaczone” o z jednej strony codzienne życie staruszki, a z drugiej o serię dziwnych wydarzeń. I te pojawiające się od początku gołębie też pasowały. Przyszłam w poszukiwaniu horroru i znalazłam dobry horror, więc dzięki! :D”

 

Cieszy mnie to, bo celuję w pisanie horrorów :) Więc jestem bardzo podbudowany, że się podobało :) 

 

 

Pozdrawiam serdecznie :)

 

 

 

Nirred

 

“Klimat gęsty, że można siekać toporem.”

 

:D 

 

“A do tego mega dobrze zarysowana główna (anty)bohaterka. Horror i motyw fantastyczny bardzo subtelny.” 

 

Dziękuję i faktycznie fantastyki mało, ale inaczej się nie dało ;)

 

“To bardziej dreszczowiec, ale dobry dreszczowiec.”

 

A nie pomyślałem o tym ale faktycznie masz rację :) 

 

 

Pozdrawiam serdecznie :) 

 

 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Miło mi, że tak szybko pojawiłaś się pod moim kolejnym opowiadaniem :)

Mówiłam, że chętnie poczytam następne, toteż przyjemność po mojej stronie. :D

 

No tak, początek jest trochę drętwy, ale ma nas zaznajomić z mieszkaniem Caroline i uśpić trochę czujność czytelnika, by fragment z rasistowskimi zapędami Caroline wybrzmiał mocniej :). 

To w sumie nie był zarzut, uważam, że to fajny i skuteczny zabieg. Wybacz, jeśli za pierwszym razem zabrzmiało inaczej.

 

Trzymam kciuki za ten tekst i za kolejne, szczególnie jeśli będą horrorami. :p Tknęło mnie, że brakowało mi tego gatunku w czytelniczym repertuarze przez ostatnie parę miesięcy.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Hej

 

Verus

 

“To w sumie nie był zarzut, uważam, że to fajny i skuteczny zabieg. Wybacz, jeśli za pierwszym razem zabrzmiało inaczej.”

 

:)

 

“Trzymam kciuki za ten tekst i za kolejne, szczególnie jeśli będą horrorami. :p Tknęło mnie, że brakowało mi tego gatunku w czytelniczym repertuarze przez ostatnie parę miesięcy. “

 

Dziękuję i postaram się godnie reprezentować ten gatunek w kolejnych tekstach :) 

 

Pozdrawiam :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Każda, kto publikował na stronie, liczyła na to, że Caroline przeczyta jej opowiadanie. Każda z niepokojem otwierała posta oznaczonego nickiem Pani Sowa.

Coś tu się posypało.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

A faktycznie, dzięki za wyłapanie :) Fajnie, że się podobało :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

A mi się ten przydługi początek spodobał. Lubię, kiedy horror buduje napięcie, daje taki Kingowski klimacik. Nawet jeśli po tym, jak starsza pani ukazuje prawdziwe oblicze, łatwo się domyślić, że zginie śmiercią tragiczną i nienaturalną. ;P (Choć przyznaję, poszedłem złym tropem – obstawiałem pożar).

Moja interpretacja pana Nikogo jest taka – pojawił się jako zwykły pisarz, osoba z krwi i kości, został zamordowany przez Caroline, a potem powrócił jako mściwy duch i doprowadził do jej śmierci. Ale to wymyśliłem po przeczytaniu całości, najpierw sądziłem, że od początku był jakimś rodzajem ducha/demona. Ta późniejsza wersja wydaje mi się sensowniejsza.

Udany tekst ogólnie. 

"If you come as a viper/ We'll become Garuda birds and fly over you/ If you come as an angry tiger/ We'll become lions with a blue mane"

SNDWLKR fajnie, że wpadłeś :) i cieszę się, że teskt się spodobał :). Twoja interpretacja jest dobra, jak wszystkie inne :). Faktycznie też lubię jak, opowiadanie zaczyna się wolno, daje czas na wejście w klimat :) Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nowa Fantastyka