- Opowiadanie: Sejkonik - Pan Ślimak

Pan Ślimak

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Pan Ślimak

Zawsze nosił na plecach szafę.

Zapewne dlatego dzieciaki wołały za nim "Ślimak! Ślimak!". A może to dlatego, że gdy się denerwował, jego skóra wydzielała zielonkawy śluz, którym prędko pokrywało się całe jego ciało.

Od lat chodził wszędzie z meblem przytroczonym do barków parcianymi pasami. Wisiał on na nim jak zbyt duży tornister na patykowatym kilkulatku. Wstydził się, że wszyscy mają go za dziwaka, a znowuż, gdy odczuwał wstyd, zaczynał produkować ten wstrętny kisielowaty glut.

Wyglądał wtedy odrażająco, jakby jego skóra roztapiała się i odłaziła. Szczególnie ohydnie prezentowała się wtedy jego głowa. Ludzie, widząc go w takim stanie, krzywili się, niektórzy krzyczeli ze strachu. Raz jedna staruszka zemdlała.

Ta osobilwa przypadłość nawiedziła go po raz pierwszy tuż po studiach, kilkanaście lat temu. Podobno po jakimś zawodzie miłosnym, a tak przynajmniej zapamiętali jego koledzy z roku.

Nie wiadomo, co to było za schorzenie. Lekarze, a nawet znachorzy i szeptuchy rozkładali ręce. Mimo wielu prób nie udało mu się pozbyć przykrej dolegliwości, dlatego pewnego dnia zaczął nosić ze sobą skrzynkę po owocach. Chciał móc przynajmniej schować twarz za każdym razem, gdy zacznie przypominać posypanego solą winniczka.

Niebawem zorientował się, że to za mało. Jako jedyna w okolicy osoba z drewnianym pudłem na głowie, skupiał na sobie mnóstwo uwagi. Ludzie zaczynali przyglądać się mu uważniej, dostrzegać także mokrą od śluzu koszulę oraz dłonie we wstrętnych, galaretowatych rękawiczkach. Co gorsza on sam przez dziury między deseczkami widział, że wszyscy gapią się na niego, wymieniając szeptem uwagi.

Używał coraz większych skrzyń. W końcu chodził już z szafką na buty, w której mógł ukryć cały korpus, ale i to nie uchroniło go od nieprzyjemności, więc ciągle szukał nowych mebli i ostatecznie skończył z tą szafą.

Była wielka i ciężka. Nie mieściła się do tramwajów i autobusów, więc odtąd po mieście poruszał się zawsze na piechotę. Do innych miast przestał wyjeżdżać. Zresztą, dlaczego miałby to robić? Na pewno było tam tylko więcej ludzi, którzy śmialiby się z niego i wytykali palcami.

Z roboty, do której się kształcił, dawno go wyrzucili. Szef, gdy zobaczył go w biurze, wówczas jeszcze tylko z maleńką szafką nocną, nakrzyczał na niego i kazał mu się wynosić. Nazwał go jeszcze pajacem i hańbą dla firmy.

Pan Ślimak pamiętał, że ze strachu zaśluził się wtedy tak mocno, że zakleił cały korytarz. Windy po tym incydencie podobno w ogóle nie zdołali odmyć. Do momentu, aż przyjechali technicy, którzy wymienili zaklejoną kabinę na nową, cały biurowiec musiał biegać po schodach.

Ta historia wlokła się za nim jeszcze długo, uprzykrzając życie, bo teraz nikt nie chciał go zatrudnić w obawie przed zaślimaczeniem pomieszczeń.

Wreszcie udało mu się znaleźć pracę jako stróż. Miał pilnować pola namiotowego położonego na skraju miasta, w zasadzie już w lesie.

– Ma pan doskonałe kwalifikacje, panie Ślimaczku! – roześmiał się rubasznie jego nowy chlebodawca. – Dzieciaki boją się pana, a przez tę, he, he, skorupkę na plecach, nawet nie muszę panu stawiać budki!

Tak więc patrolował teren wzdłuż ogrodzenia cztery razy na dobę. Naprawiał odcinki płotu uszkodzone przez dziki i wyganiał dzieciarnię, która przychodziła tam palić papierosy i pić jabole.

W smarkaterię ciskał szyszkami. Dłonie miał przy tym mokre od śluzu, który przyklejał się do szyszek tworząc obrzydliwe pociski. Zwykle wystarczały ze dwa lub trzy rzuty, by dzieciaki uciekały z piskiem.

– Fuuuj! Śluz pana Ślimaka! – wołały. – Kogo dotknie, ten zbuk!

Określenie “Ślimak” przylgnęło już do niego na dobre. Sam musiał zastanowić się, jak ma na imię, gdy wypełniał jakieś dokumenty. Nikt nie zwracał się do niego po imieniu. Nawet jego własna matka mówiła do niego przy niedzielnym obiedzie:

– Ślimaczku kochany, może chcesz jeszcze trochę pierogów? Są dobre. Z serem. Takie jak lubisz…

Życia towarzyskiego nie posiadał. Wręcz przeciwnie. Gdy wokół niego zebrało się zbyt dużo towarzystwa, zaczynał czuć się niepewnie. Stawiał wtedy szafę tam, gdzie akurat stał i chował się w jej wnętrzu.

Otulony jej naftalinową ciemnością, czuł się bezpieczniej. Wielbłądzia wełna płaszczy tłumiła odgłosy z zewnątrz, zmieniając ostre głosy ludzi w niegroźne brzęczenie. Zwykle czaił się w środku, dopóki na zewnątrz się nie uspokoiło.

Aż do tego razu w parku.

Siedział wówczas skulony w swej szafie i już miał wychodzić, gdy nagle usłyszał delikatne pukanie w drewno.

– Panie Ślimaku, wszystko w porządku? – Głos był miły, uprzejmy, dziewczęcy i może właśnie dlatego śmiertelnie go przeraził.

Pan Ślimak wbił paznokcie w szczeliny w drewnie i kurczowo trzymał drzwi, modląc się, by tej straszliwej istocie nie przyszło do głowy pociągnąć za gałkę. Jednocześnie poczuł, że na jego skórę występuje śluzowaty pot. Występuje bardzo obficie. Pokrywa całe czoło. Zalewa oczy, nos, wlewa się do gardła. Poczuł, że się dusi, ale nie puszczał.

Tymczasem śluzu było coraz więcej. Lał się po plecach, spływał mu wzdłuż kręgosłupa. Czuł jak potoki zielonkawej cieczy zbierają się wokół niego. Wypełniają całe dno szafy. Chlupoczą na wysokości jego bioder, potem piersi, wreszcie śluzu zebrało się tyle, że jego głowa ledwo wystawała nad taflę lepkiej cieczy. Pomyślał, że to koniec, że zaraz utopi się we własnej wydzielinie. Lecz wtedy zza drzwiczek dobiegł zduszony krzyk, a następnie szybkie kroki.

Dziewczyna uciekła.

Dla pewności odczekał jeszcze kilka minut, nim opuścił swoje schronienie. Wodospad śluzu chlusnął na chodnik. On tymczasem padł na kolana, rozpaczliwie wycharkując z siebie duszące go fluki.

To koniec, postanowił. Nie wytrzyma dłużej wśród ludzi.

Gdy już był w stanie normalnie oddychać, zarzucił swą szafę na plecy i odszedł do lasu.

 

Od tej pory nikt w miasteczku nie widział pana Ślimaka.

Koniec

Komentarze

Szczególnie ohydnie prezentowała się wtedy jego głowa.

Darowałabym sobie to wtedy.

 

 

Podobno po jakimś zawodzie miłosnym, a tak przynajmniej zapamiętali jego koledzy z roku.

Może to koledzy z roku, unikniesz wtedy zaimka.

 

Z roboty, do której się kształcił, dawno go wyrzucili.

Nie za bardzo podoba mi się to “do której się kształcił”, może którą zamierzał wykonywać/wykonywał zgodnie z wykształceniem? Może nawet wymarzona pracę, do której wykonywania kształcił się latami?

 

Gdy wokół niego zebrało się zbyt dużo towarzystwa, zaczynał czuć się niepewnie.

Raczej ludzi/osób niż towarzystwa, bo towarzystwo zakłada, że to są ludzie których lubi, lub chociaż zna.

 

 

Fluki podobno występują jedynie w okolicach białego stoku, ja nie znam.

 

 

Bardzo smutna i ciekawa historia. Do tego absurdalna, a nawet ociekająca szaleństwem;)

Podoba mi się, że opisujesz to tak zwyczajnie, że jestem skłonna uwierzyć, że mogło się wydarzyć. Mimo braku fajerwerków opowiadanie wciąga. Prawdę mówiąc, w momencie pojawienia się dziewczny, liczyłam na maleńki happyend, no ale się nie udało.

Nie wiem czemu dziewczyna uciekła.

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć,

 

fajna historia, wciągająca i dobrze napisana. Mam podobne odczucia jak Ambush. Również liczyłem na jakiś happyend, ostatecznie nie wiadomo czemu dziewczynka uciekła → zastanów się, czy tego nie dopisać jednym zdaniem, bo pozostawia to otwarty motyw…

 

Drobnostki:

 

Chlupoczą na wysokości jego bioder, potem piersi, wreszcie śluzu zebrało się tyle, że jego głowa ledwo wystawała nad taflę lepkiej cieczy.

Wyglądał wtedy odrażająco, jakby jego skóra roztapiała się i odłaziła. Szczególnie ohydnie prezentowała się wtedy jego głowa

Chyba zbędne są te zaimki, w sumie wiadomo o czyje biodra, skórę i głowę chodzi.

Opowiadanie enigmatyczne, nie daje szansy na to, żeby przewidzieć do czego zmierza historia. Trochę słabe zakończenie, albo czegoś nie zrozumiałem. Dziewczyna po prostu krzyczy i ucieka.

Historia na tyle osobliwa by zaintrygować, jednakowoż finał nieco rozczarowujący. Z drugiej strony, skoro nadmiar ludzi mógł sprawić, że pan Ślimak miałby zadławić się śluzem, to może nawet lepiej, że zmienił środowisko… ;)

Nadużywasz zaimków.

 

Ta oso­bil­wa przy­pa­dłość… → Literówka.

 

śmia­li­by się z niego i wy­ty­ka­li pal­ca­mi. Z ro­bo­ty, do któ­rej się kształ­cił, dawno go wy­rzu­ci­li. Szef, gdy zo­ba­czył go w biu­rze, wów­czas jesz­cze tylko z ma­leń­ką szaf­ką nocną, na­krzy­czał na niego i kazał mu się wy­no­sić. Na­zwał go jesz­cze… → Nadmiar zaimków.

 

Życia to­wa­rzy­skie­go nie po­sia­dał. → Życie towarzyskie nie jest czymś, co można posiadać.

 

Lał się po ple­cach, spły­wał mu wzdłuż krę­go­słu­pa. → Zbędny zaimek.

 

Czuł jak po­to­ki zie­lon­ka­wej cie­czy zbie­ra­ją się wokół niego. → Jak wyżej.

 

Chlu­po­czą na wy­so­ko­ści jego bio­der, potem pier­si, wresz­cie śluzu ze­bra­ło się tyle, że jego głowa… → Jak wyżej.

 

nim opu­ścił swoje schro­nie­nie. → Jak wyżej.

 

za­rzu­cił swą szafę na plecy i od­szedł do lasu. → Jak wyżej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Brak happyendu dodatkowo podkręca ten tekst. To zbiorowe głośne “nieeeee”, kiedy jednak książę nie odczaruje żaby księżniczka nie odczaruje ślimaka pocałunkiem sprawia, że tekst bardziej zapada w pamięć :) 

 

Podoba mi się historia i styl pisania, będę wypatrywał kolejnych tekstów :)

The KOT

Bardzo miłe zaskoczenie! Ciekawy i zgrabnie napisany tekst, który wybija się swoim oryginalnym pomysłem. Szczególnie przypadło mi do gustu pierwsze zdanie – krótkie a jak wciągające nakreślenie podmiotu opowieści!

Ponadto na plus narracja, której obojętny wobec absurdu charakter sam w sobie jest elementem humorystycznym, a także ciekawe/niecodzienne słowa jak smarkateria, zbuk czy fluk (choć nad tym ostatnim można by się zastanowić ze względu na jego regionalne pochodzenie).

 

Parę rzeczy, które zauważyłem:

 

Gdy wokół niego zebrało się zbyt dużo towarzystwa, zaczynał czuć się niepewnie

Moja sugestia: “Czuł się niepewnie zawsze, gdy wokół zbierało się zbyt wiele osób”

 

Powtórzenie we frazach zaczynał się czuć… – czuł się…

 

Aż do tego razu w parku

Moja sugestia: “Aż do pewnego razu, gdy (akurat) przechadzał się po parku”

 

– Ślimaczku kochany, może chcesz jeszcze trochę pierogów? Są dobre. Z serem. Takie jak lubisz…

Zaśmiałem się w tym miejscu, bardzo przyjemny i subtelny humor!

 

Wiele zaimków dzierżawczych da się usunąć, nieco “zaśmiecają” one tekst i ujmują klarowności.

“Błyskotliwy, subtelnie inspirujący cytat z ukrytą grą słowną”

Ciekawe, czy to jakiś mój krewny… Wolałbym chyba, aby ślimaki przedstawiano w korzystnym świetle, jako mądre, potrzebne i piękne stworzenia, ale jakoś sobie z tym poradzę. <Próbuje nie wydzielić zbyt dużo śluzu.>

Bardzo przyzwoita opowieść o odrzuceniu, o tym, jak błaha w sumie dolegliwość wskutek niezrozumienia otoczenia (a w mniejszej części też przesadnych reakcji samego chorego) doprowadza w końcu do całkowitego rozkładu funkcjonowania społecznego jednostki. Daje do myślenia, ma potencjał; kto wie, może ktoś pod wpływem lektury odezwie się przyjaźnie do znajomego dotkniętego na przykład łuszczycą. Albo po prostu, nawet bez widocznej przyczyny, niepewnego w interakcjach międzyludzkich. Możliwość stałego noszenia budki na plecach oraz produkcji śluzu w ilościach wystarczających do jej wypełnienia to, moim zdaniem, trafne elementy fantastyczne wzbogacające narrację.

Widzę pewną niespójność fabularną co do tego, że z jednej strony Ślimak złośliwie płoszy intruzów i wzbudza lęk, a z drugiej chowa się w budce i panikuje, gdy tylko ktoś podejdzie. Nie mówię, że jedno z drugim zupełnie się wyklucza, ale nie byłby chyba skutecznym stróżem, szybko zauważyliby jego słabość.

Zgadzam się co do zaimków dzierżawczych, jest ich o wiele za dużo. Trochę nieuwagi przy wtrąceniach, przykładowo:

Stawiał wtedy szafę tam, gdzie akurat stał, i chował się w jej wnętrzu.

Brak przecinka wcieliłby ostatni człon do zdania podrzędnego, czyli jak gdyby bohater stawiał szafę w momencie, gdy był już schowany wewnątrz…

 

Widzę, że pojawiłaś się tu niedawno, więc warto Ci polecić poradnik Drakainy https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842842, zawiera prawie wszystko, czego mógłby potrzebować początkujący użytkownik. Najważniejsza wskazówka – dobrze jest pożytkować większą część czasu na Portalu na czytanie i komentowanie tekstów innych autorów, to pomaga w rozwoju literackim, a także zwiększa prawdopodobieństwo otrzymania wartościowych wpisów pod swoimi utworami.

Naprawdę widzę potencjał, eksperyment z gnomami też bardzo mi się spodobał. Pozdrawiam ślimaczo!

@ostatecznie nie wiadomo czemu dziewczynka uciekła (…)

 

Szafa na ubrania hermetyczna nie jest, więc śluz musiał z niej nieźle wyflukiwać, gdy się po wręby nim wypełniała – dziewczyna uciekła na ten widok. Każdy by uciekł. Oczekiwanie, że otworzy drzwi, poczeka, aż się zawartość wyleje, przetrze Pana Ślimaka chusteczką higieniczną, a następnie, w ramach masochistycznego hepiendziku, zaproponuje mu np. wspólną kąpiel, jest odrobinę, rzekłabym, bezzasadne. 

 

Mnie co innego nie pasuje: Otulony jej naftalinową ciemnością, czuł się bezpieczniej. Wielbłądzia wełna płaszczy tłumiła odgłosy z zewnątrz, zmieniając ostre głosy ludzi w niegroźne brzęczenie.

Dlaczego nosił na sobie szafę z zawartością? Przecież sama w sobie była wystarczająco ciężka i nieporęczna. Nie mogła być trzydrzwiową landarą, bo by jej nie uwlókł, a do nieco mniejszej, ale wypełnionej płaszczami, chyba by się nie zmieścił. Więc jak to było?

 

Zawsze nosił na plecach szafę.

Nieprawda! Nie zawsze:  

1. pewnego dnia zaczął nosić ze sobą skrzynkę po owocach

2. Używał coraz większych skrzyń. W końcu chodził już z szafką na buty, w której mógł ukryć cały korpus

3. ciągle szukał nowych mebli i ostatecznie skończył z tą szafą.

Na początku, chadzał równieżmaleńką szafką nocną, za co zresztą został wyrzucony z pracy.

A więc ta, już od pierwszego zdania intrygująca, szafa noszona od „zawsze” na plecach, coś kręci.

Tyle. Bo poza tym opowiadanie robi wrażenie. Mocne. Trochę zbliżone do tego, które towarzyszy  lekturze „Przemiany” Kafki. Paskudne. Dobry tekst, napisany dobrym stylem – mam na myśli słusznie beznamiętny sposób narracji i świadomie pospolity, „zwyczajny” język, bez zbędnych „ozdóbek”. Można byłoby to i owo próbować poprawić, ale jakoś nie odczuwam takiej potrzeby, wręcz wydaje mi się, że to opowiadanie ma prawo zachować swoją (minimalną) „chropowatość”.  Trudno mi będzie zapomnieć o „Jednym człowieku z szafą”.  Pzdr.

Lekko absurdalny, dobrze napisany tekst o wykluczeniu z powodu inności. Niektórzy wychodzą z szafy, inni się do niej chowają.

Podobało mi się.

Nominuję. Pozdrawiam.

 

Cześć Sejkonik

Bardzo mi się podobało. Historia smutna i wiele w niej prawdy. Super działasz na wyobraźnię surrealistycznym przesłaniem. Myślę, że pan Ślimak należy do grupy wrażliwców romantyków, i że ten zawód miłosny przyczynił się do jego dolegliwości. Jak wielu między nami jest panów Ślimaków, którzy w dzisiejszych czasach udają silnych, pełnych wigoru mężczyzn, a tymczasem ich serca ściska imadło rozpaczy, i tylko w samotności małe łzy spływają po ich policzkach. Gdyby ktoś porozmawiał z panem Ślimakiem, to wydaje mi się, że wiele by się zmieniło.

Nawet najwięksi herosi mają serca i płaczą.

Pozdrawiam

Intrygujące. Smutne. Zostanie w pamięci i może spowoduje, że zauważony w otoczeniu Ślimak, chowający się w skorupie, zostanie potraktowany życzliwie, zmieniając tym jego los.

Bardzo fajny, interesujący szort. Nieco surrealistyczny i jednocześnie smutny. Czytało się przyjemnie. Kilka razy natknąłem się na zbędny zaimek, lecz poza tym nie mam się do czego przyczepić. 

Kliknąłbym, ale widzę, że już nie trzeba. 

Absurd z gatunku tych poważnych. Akcji, brak, ton spokojny, a wciąga od początku, brawo. Osobliwa historia, umiejętnie wywołująca emocje. Też nie byłem pewny, czemu dziewczyna uciekła, przedstawione zostało to w taki sposób, jakby coś jeszcze wydarzyło się poza szafą, ale to szczegół, bardzo mi się podobało.

Jako je­dy­na w oko­li­cy osoba z drew­nia­nym pu­dłem na gło­wie

Pudło wedle definicji jest kartonowe, aniżeli drewniane. Może skrzynka?

 

Jest żal losu Pana Ślimaka, natomiast moment kulminacyjny w zakończeniu wydaje się… mało kulminacyjny. Myślałem, że będzie jakoś rozszerzony wątek dziewczynki, która jako jedna z nielicznych wykazała się troską, a tu nastąpiło urwanie akcji i ucieczka.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Cześć Sejkonik !!!!!!

 

Wyobraźnie masz. Ale szczerze mówiąc nie kapuję tego tekstu.

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Cześć, autorko, a wpadłabyś i trochę poodpowiadała.

No, podobało mi się. Ładnie napisany tekst o lęku przed odrzuceniem. Zasłużona biblioteka :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć! Na mój gust trochę zbyt dosłowna metafora (chowanie się do szafy), ale po przymrużeniu oka widzę groteskową aurę tekstu. Jednak wyłącznie ze strony estetycznej; z perspektywy dramatu/ teatralności gatunku, fabularnie czegoś tutaj brakuje – a mianowicie, rozwiązania akcji.

Najciekawszym elementem są epitety (“wielbłądzia wełna”). 

Pozdrawiam!

Zawsze nosił na plecach szafę.

Zapewne dlatego dzieciaki wołały za nim "Ślimak! Ślimak!". A może to dlatego, że gdy się denerwował, jego skóra wydzielała zielonkawy śluz, którym prędko pokrywało się całe jego ciało.

Nie jest to jakiś duży problem, ale nieco powtórzeniowo.

Wisiał on na nim jak zbyt duży tornister na patykowatym kilkulatku.

Tu zaimkowo.

Jako jedyna w okolicy osoba z drewnianym pudłem na głowie, [nie jestem pewien, chyba przecinek zbędny?] skupiał na sobie mnóstwo uwagi.

Na pewno było tam tylko więcej ludzi, którzy śmialiby się z niego i wytykali palcami.

Ja bym rozważył “kolejni”, “inni”.

– Ma pan doskonałe kwalifikacje, panie Ślimaczku! – roześmiał się rubasznie jego nowy chlebodawca.

To i kolejne zdanie jest straszne i absurdalne zarazem.

 

Absurdalna, a zarazem smutna, psychologicznie naładowana opowieść z bardzo umiejętnym budowaniem napięcia przy scenie z dziewczynką i nieoczywistym unhappy endem.

 

 

 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Hej, Sejkonik!

Kurczę, myślałem, że na końcu ślimak pokaże w końcu rogi, ostatecznie dostał swoje pierogi… :/ 

Pozdrawiam serdecznie ;) 

Kilkukrotnie próbowałem się zarejestrować, żona raz spróbowała – oto jestem Sanderką.

Nowa Fantastyka