- Opowiadanie: Bardjaskier - Kurier 2.0

Kurier 2.0

Hej

To moje pierwsze opowiadanie, które wrzuciłem na NF. Zostało, wtedy przyjęte, z dużą wyrozumiałością ;). Dzisiaj po poprawkach i po becie mam nadzieję, że będzie się dobrze czytać. Więc tych, którzy nie czytali zapraszam, a ci co już czytali, może pamiętają pierwszą wersję i będą chcieli sprawdzić jak tekst wypada po zmianach :). Miłej lektury :)  

 

Za bete dziękuję :  AMBUSHEDWARD PITOWSKIGREASYSMOOTHSNDWLKR

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Kurier 2.0

W po­miesz­cze­niu pa­li­ło się sie­dem świec, usta­wio­nych na okrą­głym sto­li­ku, wokół któ­re­go sie­dzia­ły po­sta­ci w czar­nych, dłu­gich płasz­czach o sze­ro­kich kap­tu­rach skry­wa­ją­cych twa­rze ze­bra­nych.

– We­dług księ­gi jest to naj­lep­szy mo­ment – po­wie­dział Vicq, wska­zu­jąc pal­cem frag­ment tek­stu na po­żół­kłych stro­nach.

– Je­ste­śmy przy­go­to­wa­ni, ale kto po­pro­wa­dzi… wy­da­rze­nie? – za­py­tał Fan­cheux, po­ru­sza­jąc nie­wy­god­ny temat.

– Vicq zna księ­gę na pa­mięć, jest też naj­le­piej za­zna­jo­mio­ny w ar­ka­nach. No­mi­nu­ję go na pro­wa­dzą­ce­go – za­pro­po­no­wa­ła Vail i unio­sła dłoń o pa­znok­ciach po­ma­lo­wa­nych na czer­wo­no, uśmie­cha­jąc się zło­śli­wie pod kap­tu­rem.

– Je­stem za – po­wie­dział Fan­cheux i rów­nież pod­niósł dłoń.

Wszy­scy spoj­rze­li na czwar­te­go przy stole – Re­mie­go.

– Jak bar­dzo jest to nie­bez­piecz­ne? – zapy­tał, jego dło­nie wciąż spo­czy­wa­ły na sto­li­ku.

– Kon­se­kwen­cje są nie do prze­wi­dze­nia – po­wie­dział Vicq, spo­glą­da­jąc nie­chęt­nie na unie­sio­ne ręce.

– Nie ma lep­sze­go kan­dy­da­ta – na­ci­ska­ła Vail.

– Tylko Vicq zna… – za­czął Fan­cheux.

– Tak, tylko ja – prze­rwał mu Vicq – ale nie je­stem idio­tą. Je­stem zde­cy­do­wa­ny, tak jak i wy, ale wo­lał­bym nie zo­sta­wać kró­li­kiem do­świad­czal­nym.

– Sprze­ci­wiasz się woli loży – za­py­ta­ła ostro Vail.

– Nie. I zro­bię, co loża usta­li – od­po­wie­dział ostroż­nie Vicq. – Jed­nak na razie nie widzę więk­szo­ści gło­sów.

Fan­cheux i Vail znów spoj­rze­li na Re­mie­go. Ten mil­czał chwi­lę. W końcu po­wie­dział:

– Chyba mam inne roz­wią­za­nie.

Trój­ka za­kap­tu­rzo­nych po­sta­ci na­chy­li­ła się nad świe­ca­mi, słu­cha­jąc uważ­nie, co Remi ma im do po­wie­dze­nia.

 

*

Kva­sir spoj­rzał na be­to­no­wą kon­struk­cję. Wy­róż­nia­ła się wśród biu­row­ców ze szkła i stali. Za­uwa­żył, że w bu­dyn­ku, przy­naj­mniej do szó­ste­go pię­tra, nie było okien. Na au­to­ma­tycz­nych drzwiach nie od­na­lazł żad­ne­go logo je­dy­nie uło­żo­ny z czar­nych liter napis – “Fos­fo­ros”.

Wszedł do re­cep­cji, gdzie przy­wi­tał go przy­stoj­ny ochro­niarz ubra­ny w gar­ni­tu­r. Naj­wy­raź­niej spo­dzie­wa­ł się Kva­si­ra. O nic nie za­py­tał, nie po­pro­sił o do­ku­menty, po pro­stu wska­zał windę. Wy­brał za ku­rie­ra pię­tro – je­de­na­ste. Kva­sir za­uwa­żył, że na pa­ne­lu windy, nu­me­ra­cja za­czy­na­ła się od piąt­ki. Po­zo­sta­łe przy­ci­ski ozna­czo­no licz­ba­mi dzie­więć, dzie­sięć, je­de­na­ście, dwa­na­ście oraz czter­na­ście.

Ode­rwał wzrok od kla­wia­tu­ry i spoj­rzał py­ta­ją­co na ochro­nia­rza. Ten uśmie­cha­ł się życz­li­wie, do chwi­li gdy, drzwi windy się za­mknę­ły. Kva­sir bywał już w dzi­wacz­nych miej­scach, a jego klien­ci za­zwy­czaj mieli ja­kieś ta­jem­ni­ce, ina­czej by go nie po­trze­bo­wa­li.

 

Gdy wy­siadł na je­de­na­stym pię­trze, cze­ka­ła już na niego młoda ko­bie­ta, która przed­sta­wi­ła się jako asy­stent­ka Re­mie­go Etie. Prze­szli do sali, gdzie prze­szklo­na ścia­na uka­zy­wa­ła pa­no­ra­mę me­tro­po­lii. Przy in­nych usta­wio­no ga­blo­ty za­peł­nio­ne książ­ka­mi. Na środ­ku znaj­do­wał się sto­lik i dwa skó­rza­ne fo­te­le. Kva­sir usiadł, po­dzię­ko­wał za kawę i z żalem od­pro­wa­dził asy­stent­kę spoj­rze­niem, po­dzi­wia­jąc zgrab­ne nogi i krą­głe bio­dra skry­te pod opię­tą spód­ni­cą. 

Zer­k­nął na ze­ga­rek – był fak­tycz­nie nieco wcze­śniej, ale nie spo­dzie­wał się, że bę­dzie mu­siał cze­kać na klien­ta. Wstał i pod­szedł do ga­blo­ty z książ­ka­mi. Nie miała drzwi­czek, za­wia­sów, ani ni­cze­go, co umoż­li­wi­ło­by wy­cią­gnię­cie sto­ją­cych w niej po­zy­cji. Kva­sir przyj­rzał się ty­tu­łom. Spo­dzie­wał się cze­goś w stylu: "Jak in­we­sto­wać, by nie stać się ban­kru­tem", "Mar­ke­ting w biz­ne­sie" lub "Spraw­ne za­rzą­dza­nie klu­czem do suk­ce­su". Tym­cza­sem za­miast cien­kich po­rad­ni­ków w mięk­kich okład­kach, tkwi­ły tam opa­słe tomy w skó­rza­nych opra­wach o ty­tu­łach w ob­cych ję­zy­kach.

Drzwi uchy­li­ły się i wszedł wy­so­ki, gład­ko ogo­lo­ny, star­szy męż­czy­zna pod kra­wa­tem, o sta­ra­nie za­cze­sa­nych si­wych wło­sach.

– Witam, je­stem Remi Etie – za­czął od wej­ścia. – Prze­pra­szam, że mu­siał pan cze­kać.

– Nic nie szko­dzi. – Kva­sir pod­szedł do fo­te­la, wi­dząc, że Remi usiadł i za­prasza go ge­stem. – A przy oka­zji, ty­tu­ły tych książ­ek, są w ja­kichś dziw­nych ję­zy­kach. To arab­ski?

– Tak – po­twier­dził Remi, przy­glą­da­jąc się go­ścio­wi. – Są po arab­sku, grec­ku, ła­ci­nie i w wielu in­nych ję­zy­kach.

– W kraju za­bra­kło do­brych pi­sa­rzy? – za­py­tał Kva­sir, pa­trząc, jak facet w gar­ni­tu­rze za­kłada nogę na nogę i styka ze sobą ko­niusz­ki pal­ców obu dłoni. 

Remi uśmiech­nął się i od­po­wie­dział py­ta­niem:

– In­te­re­su­je pana li­te­ra­tu­ra?

– Nie­szcze­gól­ne – od­po­wie­dział Kva­sir. – In­te­re­su­ją mnie pie­nią­dze. To, co na nich na­pi­sa­no, jest dla mnie wy­star­cza­ją­co in­te­re­su­ją­cą lek­tu­rą. 

– Zatem przejdź­my do rze­czy. Pro­szę po­wie­dzieć jak to dzia­ła?

– Pan prze­ka­zu­je dane, które mam do­star­czyć. Pod­łą­czam się i ska­nu­ję za­war­tość. Jeśli pliki są bez­piecz­ne, prze­rzu­cam je na dysk i po­bie­ram po­ło­wę wy­na­gro­dze­nia. Na­stęp­nie jadę do od­bior­cy, od­da­ję za­war­tość i po­bie­ram resz­tę za­pła­ty.

– A druga opcja z prze­ka­za­niem in­for­ma­cji ust­nie? – do­py­ty­wał Remi Etie. 

– Jak z po­przed­nią. Z tym, że na miej­scu od­pa­lam za­war­tość dysku. Dzię­ki czemu za­po­zna­ję się z za­pi­sa­ny­mi da­ny­mi i prze­ka­zu­ję in­for­ma­cje od­bior­cy. Na­stęp­nie dane są usu­wa­ne.

– Czy wia­do­mość w takim przy­pad­ku bę­dzie prze­ka­za­na bez­błęd­nie, nawet jeśli, dajmy na to, bę­dzie w ję­zy­ku, któ­re­go pan nie zna? – za­in­te­re­so­wał się Remi.

– Tak. Nawet jeśli nie ro­zu­miał­bym sensu wia­do­mo­ści, zo­sta­nie od­czy­ta­na bez­błęd­nie – po­twier­dził Kva­sir.

– Nie­sa­mo­wi­te! Po­zwo­li pan, panie Kva­sir, że za­py­tam? Skoro dysk umoż­li­wia bły­ska­wicz­nie naucze­nie się za­war­to­ści, to czemu pod­jął się pan za­wo­du ku­rie­ra? Urzą­dze­nie w pań­skiej gło­wie mo­gło­by zro­bić z pana… dajmy na to, po­li­glo­tę, co daje spore moż­li­wo­ści.

– Albo mi­strza sztuk walki. – Kva­sir uśmiech­nął się drwią­co. – Pro­blem leży w ludz­kim mózgu. Przyj­mij­my, że otwie­ram dane do nauki arab­skie­go, po­zna­ję język i wła­dam nim bie­gle, jed­nak mój umysł zo­sta­je prze­ła­do­wa­ny na­tło­kiem in­for­ma­cji, do­pro­wa­dza­jąc do nie­wy­dol­no­ści. W końcu za­czął­bym się gubić w tym, które in­for­ma­cje są tymi wy­uczo­ny­mi, a które zo­sta­ły sztucz­nie za­apli­ko­wa­ne. Przed koń­cem dnia mie­szał­bym język oj­czy­sty z arab­skim, za­po­mi­na­jąc w końcu, który z nich tak na­praw­dę jest mi znany. A na­stęp­ne­go ranka za­mie­nił­bym się w beł­ko­czą­ce­go po­my­leń­ca. Nie znam do­kład­nie za­wi­ło­ści pro­ble­mu, je­stem tylko ku­rie­rem i użyt­kow­ni­kiem, jed­nak z ja­kichś przy­czyn dyski nie we­szły do po­wszech­ne­go użyt­ku. I do­brze, bo dzię­ki temu od­na­la­złem swoją niszę.

– No tak, a co z mniej­szy­mi pli­ka­mi? – drą­żył Remi. – Czy takie rów­nież mo­gły­by spo­wo­do­wać uszko­dze­nia w mózgu?

– Nie tak spek­ta­ku­lar­ne, jak nie­ska­so­wa­ny plik więk­szych roz­mia­rów, jed­nak za­war­te w nim in­for­ma­cje tkwi­ły­by w mojej pod­świa­do­mo­ści, ro­biąc za­mie­sza­nie. Gdyby się na­war­stwi­ły, efekt byłby po­dob­ny.

– Ro­zu­miem. – Remi po­ki­wał głową. – In­te­re­su­je mnie druga opcja. Wy­bie­ram ją z pełną świa­do­mo­ścią utra­ty da­nych po ich prze­ka­za­niu.

– Do­brze. Był­bym za­po­mniał, pod­czas trans­fe­ru da­nych, użyt­kow­nik im­plan­tu do­zna­je szoku w chwi­li za­apli­ko­wa­nia ich do świa­do­mo­ści. Mogą wy­stą­pić krwa­wie­nia z nosa i omdle­nia, do­brze by było uprze­dzić o tym od­bior­cę. Ro­zu­mie pan? Lu­dzie po­tra­fią dziw­nie re­ago­wać na coś ta­kie­go.

– Oczy­wi­ście – po­wie­dział Etie i wy­cią­gnął no­śnik da­nych. – Zatem mo­że­my za­czy­nać?

 

*

 

Kva­sir był szczę­śli­wy, mogąc znów zna­leźć się na ze­wnątrz. Asce­tycz­ny bu­dy­nek z wnę­trzem przy­wo­dzą­cym na myśl sen sza­lo­ne­go es­te­ty przy­pra­wiał go o dresz­cze. Łyk­nął kilka ta­ble­tek na ból głowy. Nigdy nie robił tego przy klien­cie, by nie na­ra­żać się na do­dat­ko­we py­ta­nia. Dusz­no­ści, za­wro­ty głowy, ko­ła­ta­nie serca, krwa­wie­nie z nosa – były co­dzien­no­ścią w pracy. Na szczę­ście miało to być ostat­nie zle­ce­nie, potem bę­dzie mógł po­zbyć się tego złomu z czasz­ki. Wy­tarł chu­s­tecz­ką krew z nosa i zo­rien­to­wał się, że ktoś do niego mówi: 

– Po­trze­bu­jesz do­pa­la­cza? 

Go­ść z dłu­gimi, ró­żo­wy­mi wło­sa­mi, pa­trzył na Kva­si­ra zza ciem­nych oku­la­rów. Pełno tego typu mętów krę­ci­ło się po Fray­bur­gu, a szcze­gól­nie w cen­trum. Szu­ka­li klien­tów wśród za­pra­co­wa­nych biz­nes­me­nów, go­nią­cych w cią­głym stre­sie, za suk­ce­sem. Mło­dych bogów, li­czą­cych, że dotrą na szczyt łań­cu­cha po­kar­mo­we­go przed resz­tą staw­ki. Kva­sir minął go bez słowa i ru­szył w stro­nę metra.

 

*

 

Prze­sył­ka miała do­trzeć przed osiem­na­stą, do siód­mej stre­fy na Wol­fs­sie­dlung. Karta po­dróż­na Kva­si­ra upo­waż­nia­ła do prze­miesz­cza­nia się tra­sa­mi aż do trzy­na­stej stre­fy roz­ra­sta­ją­cej się me­tro­po­lii. Ku­rier jed­nak nigdy nie prze­kro­czył pią­tej. Lu­dzie jego po­kro­ju nie mieli tam czego szu­kać. Fray­burg, nie­gdyś mia­sto prze­my­sło­we, wy­ro­sło na wy­do­by­wa­niu i prze­twa­rza­niu su­row­ców. Sku­piło w cen­trum wszyst­kie fa­bry­ki, ko­pal­nie i huty, z osie­dla­mi ro­bot­ni­czy­mi wokół. Czasy jed­nak się zmie­ni­ły, świat po­szedł w cy­fry­za­cję i elek­tro­ni­kę. W ciągu dwóch po­ko­leń do­tych­cza­so­wy po­rzą­dek zo­stał wy­wró­co­ny do góry no­ga­mi. Nie było już po­trze­by wy­twa­rza­nia, a je­dy­nie usłu­gi­wa­nia. Teraz ener­gię uzy­ski­wa­no z pa­ne­li sło­necz­nych, więc za­mknię­to ko­pal­nie, a ro­bo­ty w zme­cha­ni­zo­wa­nych za­kła­dach pracy za­stą­pi­ły ludzi. Byli tacy, któ­rzy się do­sto­so­wa­li i ru­szy­li z nur­tem. Była też część, która nie wy­trzy­my­wa­ła tempa zmian i pro­wa­dzi­ła eg­zy­stencję na fa­lach nad­pły­wających co ­mie­siąc za­sił­ków. W jed­nej z ta­kich ro­dzin uro­dził się Kva­sir.

Minął skrzy­żo­wa­nie. Po­grą­żo­ny w lek­kiej me­lan­cho­lii, spo­wo­do­wa­nej kur­sem, zi­gno­ro­wał ba­ne­ry za­chę­ca­ją­ce do two­rze­nia lep­sze­go jutra,. Ten miał być ostat­ni. Po jego wy­ko­na­niu bę­dzie miał wy­star­cza­ją­co dużo pie­nię­dzy, by kupić ta­ry­fę i za­ko­twi­czyć się w związ­ku prze­woź­ni­czym. My­śla­mi wró­cił do pierw­sze­go dnia, gdy zde­cy­do­wał się na wsz­czep. Usły­szał wtedy, że usma­ży sobie mózg i skoń­czy na ulicy po­mię­dzy ćpu­na­mi. Ale Kva­sir był w sta­nie pod­jąć ry­zy­ko, wszyst­ko było lep­sze od we­ge­ta­cji w slum­sach. 

Naj­pierw wziął się do di­ler­ki. Po dwóch mie­sią­cach in­ten­syw­ne­go roz­pro­wa­dza­nia było go stać na sprzęt i ope­ra­cję. Pierw­sze zle­ce­nie do­stał od tech­nika, który wła­do­wał mu dysk pod czasz­kę. A z cza­sem za­czął dzia­łać z po­le­ce­nia. Klien­tów nie bra­ko­wa­ło. Brał głów­nie zle­ce­nia od kor­po­ra­cji, które wy­ra­sta­ły w mie­ście ni­czym grzyb na ścia­nie metra. Ka­rie­ro­wi­cze wy­kra­da­ją­cy po­uf­ne in­for­ma­cje, bazy da­nych kon­ku­ren­cji czy pro­jek­ty – chcie­li unik­nąć nie­po­trzeb­ne­go ry­zy­ka i wo­le­li nie­le­gal­ny towar prze­ka­zy­wać za po­śred­nic­twem osoby trze­ciej – ku­rie­ra.

Tra­fia­ły się też sprawy mniej­szej wagi. Kva­sir, cze­ka­jąc na metro, z uśmie­chem na twa­rzy wspo­mi­nał jed­ne­go waż­nia­ka z wy­pcha­nym port­fe­lem, który za­ży­czył sobie prze­ka­za­nie ust­nie. Plik, który za­ła­do­wał, pra­wie nic nie ważył. Facet zmie­ścił­by go na dys­kiet­kę. Kva­sir jed­nak nie wni­kał w temat. Ru­szył z wia­do­mo­ścią pod adres, gdzie po­wi­ta­ła go blon­dyn­ka w ró­żo­wych szpil­kach. Po­in­for­mo­wał ją, w ja­kiej jest spra­wie, i od­pa­lił dysk. To były oświad­czy­ny. Cał­kiem ro­man­tycz­nie tylko, że pa­niu­sia ze­mdla­ła, gdy zo­ba­czy­ła czar­ne stru­gi krwi spły­wa­jące po bro­dzie ku­rie­ra. Ko­bie­ta wy­ło­ży­ła się na progu miesz­ka­nia, a Kva­si­ro­wi za­krę­ci­ło się w gło­wie i zwy­mio­to­wał, obry­zgu­jąc nogi nie­przy­tom­nej blon­dyn­ki. Do­brze, że wtedy wziął za­pła­tę z góry.

W cza­sie jazdy me­trem za­mknął oczy, li­cząc na kilka minut snu. No­ca­mi drę­czy­ły go kosz­ma­ry, innym razem nie mógł zmru­żyć oka przez pięć nocy z rzędu. Zda­rza­ło się, że beł­ko­tał do sie­bie, a bóle głowy wra­ca­ły nie­ustan­nie. Krwa­wie­nia z nosa zda­rza­ły się kilka razy dzien­nie. Ile jesz­cze zle­ceń, bę­dzie mógł zro­bić, w takim sta­nie? Osiem, może dzie­sięć, zanim prze­pa­li sobie wszyst­kie ob­wo­dy. Z żalem my­ślał o po­rzu­ce­niu lu­kra­tyw­ne­go za­ję­cia, jed­nak ciało da­wa­ło mu znaki, któ­rych nie mógł dłu­żej igno­ro­wać. Wy­pa­da z biz­ne­su, ostat­ni kurs i ko­niec.

 

Wy­siadł na pe­ro­nie stre­fy siód­mej. Opu­ścił sta­cję, wcho­dząc wprost do urze­czy­wist­nio­ne­go snu, który śniły ty­sią­ce miesz­kań­ców me­tro­po­lii. Re­zy­den­ci przed­mie­ścia od­se­pa­ro­wa­ni od cen­trum czy­sty­mi uli­ca­mi, zie­lo­ny­mi par­ka­mi, pięk­ny­mi do­ma­mi i oczy­wi­ście za­po­ro­wy­mi ce­na­mi, żyli w raju, na który Kva­sira nigdy nie bę­dzie stać. Drzwi do tego raju otwie­rał tylko jeden klucz – pie­nią­dze. Kva­sir za­po­znał się z mapą stre­fy, umiesz­czo­ną przed sta­cją metra i ru­szył szyb­kim kro­kiem w stro­nę Wol­fs­sie­dlung.

 

Na miej­scu wszedł mię­dzy wille oto­czo­ne wy­myśl­nie zdo­bionymi ogro­dze­nia­mi. Tę na­le­żą­cą do od­bior­cy od­na­lazł na końcu osie­dla. Kva­sir sta­nął przed bramą z ka­mien­nym por­ta­lem, ozdo­bio­nym po obu stro­nach anio­ła­mi, wy­cią­ga­ją­cy­mi mie­cze w stro­nę wcho­dzą­ce­go. Nie do­strzegł ni­cze­go, co umoż­li­wi­ło­by mu prze­do­sta­nie się na drugą stro­nę. Po chwi­li zwró­cił uwagę na ruch ka­me­ry, ła­pią­cej go w obiek­tyw. Nie mając lep­sze­go po­my­słu, po­ma­chał, czu­jąc się nieco głu­pio. Skrzy­dła bramy zgrzyt­nę­ły. Kva­sir wszedł na oświe­tlo­ną lam­pio­na­mi, bru­ko­wa­ną ścież­kę, pro­wa­dzą­cą do po­sia­dło­ści w stylu wik­to­riań­skim. A na­stęp­nie scho­dami na taras. Pod­szedł do drzwi i za­pu­kał. Po chwi­li, sta­nął w nich niski męż­czy­zna o buj­nym za­ro­ście i krót­ko przy­cię­tych czar­nych wło­sach, opró­szo­nych si­wi­zną. 

– Witaj, Kva­sir – przy­wi­tał go uśmie­cha­jąc się. Pre­zen­tował przy tym duże, brą­zo­wo-żół­te zęby, przy­wo­dzą­ce na myśl starą pro­te­zę.

– Mam wia­do­mość do prze­ka­za­nia pod tym ad­re­sem, mo­że­my za­czy­nać? – za­py­tał Kva­sir mając na­dzie­ję na szyb­kie za­ła­twie­nie zle­ce­nia.

– Oba­wiam się, że nie. To co masz do prze­ka­za­nia nie jest prze­zna­czo­ne wy­łącz­nie dla moich uszu. Za­pra­szam do środ­ka, przed­sta­wię po­zo­sta­łych ad­re­sa­tów wia­do­mo­ści. – Go­spo­darz uchy­lił drzwi i zro­bił ku­rie­ro­wi miej­sce, ki­wa­jąc za­chę­ca­ją­co głową.

 

Kva­sir wszedł do holu z an­tre­so­lą, na którą pro­wa­dzi­ły łu­kiem scho­dy po obu stro­nach po­miesz­cze­nia. Go­spo­darz pokierował ku­rie­ra do sa­lo­nu. Tam pod ze­wnętrz­ną ścia­ną, tuż obok drzwi pro­wa­dzą­cych do ogro­du, znaj­do­wa­ła się ob­szer­na, obita czer­wo­nym atła­sem sofa. Sie­dzia­ła na niej ko­bie­ta po pięć­dzie­siąt­ce w sukni z roz­cię­ciem się­ga­ją­cym uda. Pa­trzy­ła na Kva­si­ra spod gru­bej war­stwy tuszu na dłu­gich rzę­sach. Czer­wo­ne, zde­cy­do­wa­nie za sze­ro­kie usta roz­cią­ga­ła w drwią­cym uśmie­chu.

– To jest pani Vail Lec­la­ir – go­spo­darz przed­sta­wił ko­bie­tę i wska­zał ły­se­go męż­czy­znę o ob­fi­tych bo­ko­bro­dach, sie­dzą­ce­go w fo­te­lu mię­dzy ko­min­kiem a bi­blio­tecz­ką. – A to Vicq Cha­che­re.

Cha­che­re spoj­rzał na Kva­si­ra znad książ­ki, środ­ko­wym pal­cem po­pra­wił oku­la­ry i wró­cił do lek­tu­ry.

– Ja na­zy­wam się… – cią­gnął go­spo­darz. 

– Nie bar­dzo mnie in­te­re­su­je jak się na­zy­wasz – prze­rwał mu Kva­sir spo­glą­da­jąc na ze­ga­rek. – Czy mogę prze­ka­zać wia­do­mość?

– O-ho, ależ nie­cier­pli­wy mło­dzie­niec – oce­ni­ła Vail po­trzą­sa­jąc pan­to­fel­kiem zwi­sa­ją­cym na pal­cach stopy.

– Pani wy­ba­czy, nie płacą mi za go­dzi­ny, lecz od zle­ce­nia – wy­ja­śnił Kva­sir.

– Oba­wiam się, że w tych oko­licz­no­ściach pań­ska wia­do­mość bę­dzie nie­przy­dat­na – po­wie­dział z prze­sad­nie zmar­twio­ną miną go­spo­darz. – Więc może pan odejść nie fa­ty­gu­jąc się jej prze­ka­zy­wa­niem.

– Nie ma spra­wy, mnie to obo­jęt­ne. Po­zo­sta­je jed­nak jesz­cze kwe­stia za­pła­ty – za­uwa­żył Kva­sir. 

– Nie­ład­nie Fan­che­ux, chyba nie za­po­mnia­łeś o wy­na­gro­dze­niu dla na­sze­go po­słań­ca? – skar­ci­ła go­spo­da­rza Vail, przy­glą­da­jąc się dra­pież­nie Kva­si­ro­wi.

– Otóż nie za­po­mnia­łem. 

 Fan­che­ux pod­szedł do szkla­ne­go sto­li­ka sto­ją­ce­go przed ka­na­pą, wy­cią­gnął gruby plik zwi­nię­tych bank­no­tów. Uśmie­cha­jąc się, ob­li­zał palec wska­zu­ją­cy i od­li­czył sumę za zle­ce­nie. Po­ło­żył ją na prze­źro­czy­stym bla­cie, tuż obok równo roz­sy­pa­nych czte­rech ście­żek bia­łe­go prosz­ku i szkla­nych rurek. Ko­bie­ta po­chwy­ci­ła spoj­rze­nie Kva­si­ra.

– Ach, gdzie się po­dzia­ła nasza uprzej­mość Fan­che­ux, ale gafa. Pro­szę się czę­sto­wać – Wy­po­wia­dając ostat­nie słowo, Vail za­trzy­mała język dłu­żej na gór­nej war­dze.

– Nie, dzię­ku­ję, je­stem na die­cie. – Kva­sir zro­bił krok w stro­nę sto­li­ka, by zgar­nąć za­pła­tę, lecz go­spo­darz za­trzy­mał go ge­stem, pod­no­sząc ob­li­za­ny palec.

– To jest już twoje. – Wska­zał na bank­no­ty. – A to może być twoje.

Fa­nche­ux rzu­cił gruby plik pie­nię­dzy obok tych przy­go­to­wa­nych dla Kva­si­ra. Na pierw­szy rzut oka, było widać, że to przy­naj­mniej dru­gie tyle, ile kosz­to­wał cały kurs.

– No no, kupa szma­lu. – Ko­bie­ta na­chy­li­ła się nad sto­łem, pre­zen­tu­jąc w głębokim de­kol­cie ładne pier­si. 

– A co miał­bym zro­bić, żeby były moje? – za­py­tał Kva­sir.

– Prze­ka­zać nam wia­do­mość, gdy bę­dzie­my go­to­wi – po­wie­dział Fa­nche­ux.

– To wszyst­ko – po­twier­dzi­ła Vail opa­da­jąc na opar­cie ka­na­py.

– A ty nic nie po­wiesz? – Kva­sir spoj­rzał na ły­se­go z nosem w książ­ce.

– Pe­cu­niae im­pe­ra­re non se­rvi­re opor­tet* – od­po­wie­dział nie­spo­dzie­wa­nie łysy uno­sząc głowę znad książ­ki. 

Kva­sir spoj­rzał py­ta­ją­co na po­zo­sta­łych. Tamci uśmie­cha­li się spo­glą­da­jąc na niego, zbyt nie­na­tu­ral­nie roz­sze­rzo­ny­mi źre­ni­ca­mi.

– Dobra, ile to jesz­cze po­trwa? – za­py­tał Kva­sir, pod­cho­dząc do sto­li­ka i za­bie­ra­jąc pie­nią­dze.

– Pe­cu­nia ne­rvus rerum* – za­wo­łał ucie­szo­ny Fa­nche­ux i kla­snął w dło­nie.

– Już nie­dłu­go – po­wie­dział Vicq Cha­che­re za­my­ka­jąc książ­kę. – Myślę, że mo­że­my za­czy­nać, skoro wszyst­ko mamy usta­lo­ne.

 

*

Prze­szli na pię­tro, wcho­dząc scho­da­mi na an­tre­so­lę. Na­stęp­nie ko­ry­ta­rzem do czer­wo­nych drzwi. 

– Co jest w środ­ku? – za­py­tał Kva­sir. 

 Vail ścią­gnę­ła fular z szyi Vicqa i po­wie­dzia­ła: 

– Coś fan­ta­stycz­ne­go. A teraz ko­cha­ny, oba­wiam się, że bę­dzie­my mu­sie­li za­sło­nić ci oczy.

– Chwi­lecz­kę – za­opo­no­wał Kva­sir. – Ko­lej­ne dzi­wac­twa? Chyba nie są­dzi­cie, że wejdę z wami do tego po­miesz­cze­nia z za­wią­za­ny­mi oczy­ma?

– Nie­ste­ty to, co jest w środ­ku, nie jest prze­zna­czo­ne dla osób po­stron­nych – po­wie­dział Fan­cheux. – Za­pew­niam cię, że tak bę­dzie dla cie­bie le­piej. Oczy­wi­ście jeśli ci to nie od­po­wia­da, mo­żesz jesz­cze zre­zy­gno­wać. 

Kva­sir wsa­dził rękę do kie­sze­ni spodni. Do­tknął bank­no­tów.

– Dobra, ale jeśli coś bę­dzie nie tak, ska­su­ję dane, jasne?

– Cał­ko­wi­cie – po­wie­dział Vicq.

– Pe­tu­nia ne­rvus rerum* – pod­su­mo­wa­ła Vail, uśmie­cha­jąc się dra­pież­nie. 

 

Fular nie był mocno za­ci­śnię­ty, ale Vail za­dba­ła o to, by Kva­sir nic nie wi­dział. Drzwi otwar­ły się, i ku­rier mo­men­tal­nie po­czuł za­pach pa­lo­ne­go ka­dzi­dła. Vail wzię­ła go za dłoń i wpro­wa­dzi­ła do środ­ka, szep­cząc:

– Po­cze­kaj chwi­lę ko­cha­niut­ki, zaraz bę­dzie­my go­to­wi.

 

W środ­ku pa­no­wał za­duch. Kva­sir wy­raź­nie czuł cie­pło świec i za­pach sto­pio­ne­go wo­sku. Przez chwi­lę sły­szał, jak resz­ta krzą­ta­ się po po­miesz­cze­niu. Od­niósł dziw­ne wra­że­nie, że w po­ko­ju już ktoś był, zanim we­szli. W końcu za­pa­dła cisza, w któ­rej można było wy­czuć na­ra­sta­ją­ce pod­nie­ce­nie. Kva­sir usły­szał przy­spie­szo­ne od­de­chy i cichy głos Vail. Re­cy­to­wała coś, czego Kva­sir nie ro­zu­miał. Po chwi­li do­łą­czył do niej Fan­cheu­xa i trze­ci męski głos, który wy­da­wał się Kva­si­ro­wi zna­jo­my. 

– Teraz – wy­szep­tał do ucha Kva­si­ra Vicq. 

Kva­sir od­pa­lił dysk, na­stęp­nie za­apli­ko­wał dane. Po­czuł ostry ból, gdy te prze­pły­nę­ły do jego umy­słu. To był tekst, któ­re­go nie ro­zu­miał.

– Teraz! – po­wtó­rzył ostro Vicq.

Kva­sir otwo­rzył usta i słowa wy­pa­da­ły z niego, jakby cze­ka­ły od dawna, aż będą mogły zo­stać wy­po­wie­dzia­ne. Opa­no­wał go nagły lęk. Kva­si­ro­wi prze­szło przez myśl: "Prze­stań!". Jed­nak nie mógł już za­trzy­mać wy­le­wa­ją­ce­go się po­to­ku słów. Zro­bi­ło się go­rą­co. Przez fular za­czę­ło prze­bi­jać ja­skra­we, nie­mal ośle­pia­ją­ce świa­tło. Po­czuł bi­ją­cy żar. Za­czął się pocić. Nagły ból prze­szył jego ciało. Coś wdzie­ra­ło się w Kva­si­ra prze­mo­cą, wni­ka­jąc przez skórę, ciało coraz głę­biej. W końcu wy­krzy­czał ostat­nie zda­nie i po­czuł krew, nie tylko pły­ną­cą z nosa na usta, ale rów­nież z uszu, ście­ka­jącą po szyi. Ze­bra­ni w po­miesz­cze­niu wciąż szep­ta­li. Kva­sir po­czuł su­chość w ustach i mro­wie­nie w pal­cach obu dłoni. Ogar­nę­ło go prze­moż­ne zmę­cze­nie. Nogi z tru­dem utrzy­my­wa­ły cię­żar ciała. Wzbie­ra­ła w nim roz­pacz, gdyż wie­dział, że coś gwał­tem we­szło w niego, coś co lśni­ło i za­le­wa­ło go fa­la­mi cie­pła.

Drżą­cą dło­nią się­gnął do prze­pa­ski. Wsa­dził kciuk pod fular i prze­su­nął go na czoło. Vail, Vicq, Fan­che­ux i Remi Etie, stali wokół niego. Cie­płe po­wie­trze fa­lo­wa­ło ni­czym w upal­ny dzień od na­grza­ne­go as­fal­tu. Przez nie do­strzegł czer­wo­ny kor­pus o dłu­gich ra­mio­nach i gło­wie przy­po­mi­na­ją­cej zwi­nię­ty pąk kwia­tu. Smu­kłe koń­czy­ny wy­cią­gnę­ły się po­wo­li w stro­nę ku­rie­ra na­bie­ra­jąc coraz bar­dziej re­al­ne­go kształ­tu, jakby prze­cho­dzi­ły przez ko­lej­ne war­stwy nie­wi­docz­nej ba­rie­ry, dzie­lą­cej Kva­si­ra od… “Czego?” – po­my­ślał. Dło­nie o cien­kich, ni­czym pędy, po­wy­krę­ca­nych pal­cach po­ru­sza­ły się w róż­nych kie­run­kach szu­ka­jąc… „Czego?” – ko­lej­na myśl po­ja­wi­ła się w gło­wie Kva­si­ra. Wtedy isto­ta drgnę­ła, kor­pus prze­su­nął się w stro­nę ku­rie­ra. Pąk roz­wi­nął się z sy­kiem roz­kła­da­jąc na boki trzy mię­si­ste płaty pełne rzę­dów ma­łych ni­czym igły zębów.

– Albo kogo – wy­mam­ro­tał.

Mię­dzy kol­cza­stymi płat­ka­mi doj­rzał fa­li­sty pul­su­ją­cy kształt, który prze­bił nie­wi­docz­ną ba­rie­rę, wijąc się i skrę­ca­jąc pod­pełzł do twa­rzy Kva­si­ra. Vicq wrza­snął coś i syp­nął nie­bie­skim prosz­kiem w fa­lu­ją­ce po­wie­trze. Blask i cie­pło wraz z całą prze­ra­ża­ją­ca wizją znik­nę­ły. Kva­sir padł na pod­ło­gę. Leżał cięż­ko dy­sząc, nie mogąc się po­ru­szyć. Poza jego cięż­kim od­de­chem w po­miesz­cze­niu pa­no­wa­ła cał­ko­wi­ta cisza. W końcu prze­rwał ją Remi:

– Wszy­scy są cali? 

– Vicq to było nie­sa­mo­wi­te – wy­dy­sza­ła Vail, pod­nie­co­na do gra­nic moż­li­wo­ści.

– Do­praw­dy do­ko­na­li­śmy cze­goś nie­zwy­kłe­go. – Fan­cheux po­kle­pał po ra­mie­niu Re­mie­go.

– A to do­piero pierw­szy krok. – Uśmiech­nął się Vicq, gdy Remi i Fan­cheux ści­ska­li mu dłoń.

– Vicq czy je­ste­śmy bez­piecz­ni? – za­nie­po­ko­iła się Vail.

– Oczy­wi­ście, isto­ta zo­sta­ła ode­sła­na. We­dług Kitab Al­mu­ra­qi­bun je­dy­nie wy­po­wia­da­ją­cy in­kan­ta­cje przy­wo­ła­nia na­ra­ża się na bez­po­śred­nie splą­ta­nie. Dla­te­go za­le­ca się, by tylko do­świad­cze­ni użyt­kow­ni­cy ar­ka­nów, peł­ni­li tę funk­cję.

Vicq spoj­rzał na le­żą­ce­go Kva­si­ra. Wszy­scy ze­bra­li się wokół niego.

– Co z nim zro­bi­my? – za­py­ta­ła Vail, przy­glą­da­jąc się Kva­si­ro­wi, jak roz­dep­ta­nej myszy.

– Ja się tym zajmę – po­wie­dział Remi Etie, zsu­wa­jąc fular na oczy Kva­si­ra.

 

Kva­si­ra obu­dził deszcz, ka­pią­cy na twarz. Otwo­rzył oczy, spo­glą­da­jąc na ciem­ne chmu­ry, prze­su­wa­ją­ce się po nie­bie. Głowę prze­szy­wał mu ból, ja­kie­go dotąd nie znał. Ręką się­gnął do kie­sze­ni. Pie­nią­dze były na miej­scu. W dru­giej kie­sze­ni na­tra­fił na pu­deł­ko z le­ka­mi. Wy­cią­gnął je i wy­sy­pał do ust kilka ta­ble­tek. Po­gryzł do­kład­nie le­kar­stwa i po­wo­li za­czął po­ły­kać. Leżał jesz­cze przez chwi­lę, czu­jąc jak deszcz spły­wa po twa­rzy, bojąc się po­ru­szyć. Ból stę­piał. Kva­sir pod­niósł się po­wo­li i otarł dło­nią twarz. Wy­szedł chwiej­nym kro­kiem z za­uł­ka. Zo­rien­to­wał się, że jest w cen­trum. Ru­szył w stro­nę domu.

 

W miesz­ka­niu ro­ze­brał się do naga i wszedł do sy­pial­ni. Padł na łóżko. Przy­krył się koł­drą i usnął. Obu­dził się nagle w środ­ku nocy. Od­dy­chał cięż­ko. Czuł, że prze­ście­ra­dło jest mokre od potu. Śnił, że wy­po­wia­da słowa. Te same prze­klę­te słowa, które za­apli­ko­wał z dysku. "Dane z dysku!" – po­my­ślał leżąc w ciem­nej sy­pial­ni. W ogar­nia­ją­cej go pa­ni­ce się­gnął ręką za prawe ucho. Wy­ma­cał in­ter­fejs, a za nim przy­cisk do usu­wa­nia da­nych. Wci­snął go.

Leżał pa­trząc w sufit. "Nie wy­po­wie­dzia­łem ich" po­my­ślał. "To był tylko sen". Usły­szał dźwięk przy­po­mi­na­ją­cy trza­ska­ją­ce stawy. Do­cho­dził zza uchy­lo­nych drzwi sy­pial­ni. Po­czuł jak łzy za­czy­na­ją spły­wać po po­licz­kach.

– Prze­cież ich nie po­wie­dzia­łem – wy­mam­ro­tał w ciem­no­ściach.

Usły­szał ciche skrzyp­nię­cie i drzwi uchy­li­ły się. 

– Po­my­śla­łem je, mu­sia­łem o nich my­śleć, ale na pewno ich nie po­wie­dzia­łem – załka­ł, w pię­ściach kur­czo­wo ści­ska­jąc po­ściel.

Za­ci­snął zęby i prze­su­nął po­wo­li głowę w stro­nę otwar­tych drzwi. Świa­tło księ­ży­ca, wpa­da­ją­ce przez okno, oświe­tla­ło kor­pus o dłu­gich ra­mio­nach. Pąk w miej­scu głowy stwo­ra roz­wi­jał się z ci­chym sy­kiem.

– Nie po­wie­dzia­łem – wy­szep­tał Kva­sir.

 

 * Pie­nią­dzom na­le­ży roz­ka­zy­wać, a nie słu­żyć

* Pie­niądz jest siłą na­pę­do­wą świa­ta

 

 

 

Koniec

Komentarze

Ciekawy pomysł z transferowaniem danych.

Wredny świat, wredni bogaci ludzie. Skazują kogoś na śmierć, a przynajmniej na wielkie ryzyko z… nudów? Bo mogą? Ale wynaleźli sposób, że sami nie ryzykują. W jakiś sposób to szanuję. To by sugerowało, że nieźle przemyślałeś tekst.

W pomieszczeniu paliło się siedem świec, ustawionych na okrągłym stoliku wokół, którego siedziały postaci w czarnych,

To niezupełnie tak, że przecinek stoi przed słowem “który”. Raczej przed grupą, dla której “który” stanowi centrum.

Babska logika rządzi!

Hej Finkla, dziękuję za odwiedziny, komentarz i klika :). Pierwszy i ostatni cieszą najbardziej. Pomysł z transferem nie jest nowy, ale wydaje mi się, że dość oryginalnie go wykorzystałem ;). Ludzie wykorzystują się cały czas, w sprawach mniej i bardziej istotnych. Ci z opowiadania robią to bo mają takie możliwości ale też z próżności. Dlatego nie mają odwagi sami przekroczyć granicy między tym, a tamtym światem (czymkolwiek on jest :)). No i trzeba przyznać, że sprytnie załatwili kuriera ;). Przecinek zostanie poprawiony jak będę przy komputerze. Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej,

bardzo ciekawe i dobre opowiadanie. Do ostatniej chwili trzyma w napięciu. Ścierające się dwa światy, gdzie jedni z wiatrem, drudzy pod wiatr. Mam jedną, poniższą sugestię:

– Tak. Nawet jeśli nie rozumiałbym sensu wiadomości, zostanie ona odczytana bezbłędnie – potwierdził Kvasir. – …ona – zbędne.

Pozdrawiamsmiley

Hej Milis dziękuję za odwiedziny i komentarz :). Cieszę się, że opowiadanie się podobało i dziękuję za wylapanie "ona" poprawie razem z przecinkiem od Finkli jak tylko znajdę trochę czasu by usiąść do kompa :). Pozdrawiam :)

 

Edit ; No i czas się znalazł niespodziewanie :) Poprawione. Mam nadzieję, że przecinek dobrze przesunąłem ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Drobnostka, tym bardziej, że lektura była przyjemnością ;)

Siemanko, Bardzie! :D

 

Ciekawy, bardzo klimatyczny tekst. Taka trochę krzyżówka Dying Light 2 (kurierzy w postapo) z Oczami Szeroko Zamkniętymi (MASONI!), dość zgrabnie napisana.

 

Najmocniejszą stroną jest zdecydowanie świat przedstawiony, który warto byłoby jeszcze eksploatować w kolejnych tekstach. Nie tworzę presji, tylko sugeruję… :)

 

Jedynie zakończenie wydało mi się lekko pospieszne, jako czytelnik chciałbym się dowiedzieć nieco więcej o odesłanej istocie :)

 

Dzięki za podzielenie się lekturą, lecę klikać :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Hej Cezary_Cezary super, że się podobało :) Dziękuję za komentarz i klika. Dying Light nie znam ale skojarzenie z filmem Kubricka jest nie tylko miłe, jako, że jestem fanem jego filmów, ale też mnie nieco zaskoczyło. Hmmm może warto by było dorzucić w tekście jakiś opis orgii :D. Co do zakończenia, w przypadku potworów, zawsze wychodzę z założenia, że czym mniej o nich wiemy, tym bardziej się ich boimy :) Choć zdaję sobie sprawę, z tego, że nie wszyscy podzielają mój pogląd na tę sprawę ;) No i cieszę się, że świat się podoba i ogólnie jestem cały szczęśliwy ;D Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

skojarzenie z filmem Kubricka jest nie tylko miłe, jako, że jestem fanem jego filmów, ale też mnie nieco zaskoczyło.

No, ale zobacz:

 

Rezydencja? – jest

Opaska na oczach? – jest

Dyskusyjna ekipa oddająca się równie dyskusyjnemu obrzędowi? – jest

 

I tylko orgii brak xD

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Fakt, no to już dopisuję ;)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardziejaskrze, mam wrażenie, że czytałabym tę wersję Kuriera z większym zainteresowaniem, gdybym nie miała w pamięci tekstu sprzed chyba trochę ponad roku. Wrażenia z lektury pokrywają się z tymi, których doznałam poprzednio.

Wykonanie, niestety, nadal pozostawia sporo do życzenia.

 

za­pro­po­no­wa­ła Vail, unio­sła w górę dłoń… → Masło maślane – czy mogła unieść dłoń w dół?

 

– Jak bar­dzo jest to nie­bez­piecz­ne? – zpy­tał… → Literówka.

 

słu­cha­jąc uważ­nie, co do po­wie­dze­nia ma im Remi. → …słu­cha­jąc uważ­nie, co Remi ma im do po­wie­dze­nia.

 

Wstał i pod­szedł do ga­blo­ty z książ­ka­mi. Nie miała drzwi­czek, za­wia­sów ani ni­cze­go, co umoż­li­wi­ło­by wy­cią­gnię­cie sto­ją­cych za nią po­zy­cji. → Nie wydaje mi się, aby książki stały za gablotą.

A może w drugim zdaniu miało być: Nie miała drzwi­czek, za­wia­sów ani ni­cze­go, co umoż­li­wi­ło­by wy­cią­gnię­cie sto­ją­cych w niej po­zy­cji.

 

– Nie­sa­mo­wi­te! Po­zwo­li pan, panie Kva­sir, że za­py­tam? Skoro dysk umoż­li­wia bły­ska­wicz­nie naucze­nie się za­war­to­ści, to czemu pod­jął się pan za­wo­du ku­rie­ra? Urzą­dze­nie w pań­skiej gło­wie mo­gło­by zro­bić z pana… – dajmy na to, po­li­glo­tę, co daje moż­li­wo­ści. → Unikaj dodatkowych półpauz w dialogach. Sprawiają, że zapis staje się mniej czytelny.

W ostatnim zdaniu wystarczy:

 

za­war­te w nim in­for­ma­cje tkwi­ły­by w mojej pod­świa­do­mo­ści, ro­biąc za­mie­sza­nie. Gdyby się tego na­war­stwi­ło… → Piszesz o informacjach, więc w drugim zdaniu: Gdyby się na­war­stwi­ły

 

Szu­ka­li klien­tów wśród za­pra­co­wa­nych biz­nes­me­nów go­nią­cych , w cią­głym stre­sie, za suk­ce­sem.Szu­ka­li klien­tów wśród za­pra­co­wa­nych biz­nes­me­nów, go­nią­cych w cią­głym stre­sie za suk­ce­sem.

 

aż do trzy­na­stej stre­fy–roz­ra­sta­ją­cej się me­tro­po­lii. → Zbędna półpauza.

 

Fray­burg, nie­gdyś mia­sto prze­my­sło­we, wy­ro­sło na wy­do­by­wa­niu i prze­twa­rza­niu su­row­ców. Sku­piał w cen­trum wszyst­kie fa­bry­ki… → Piszesz o mieście, które jest rodzaju nijakiego, więc w drugim zdaniu: Sku­piało w cen­trum wszyst­kie fa­bry­ki

 

Zi­gno­ro­wał ba­ne­ry za­chę­ca­ją­ce do two­rze­nia lep­sze­go jutra, po­grą­żo­ny w lek­kiej me­lan­cho­lii, spo­wo­do­wa­nej kur­sem. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Po­grą­żo­ny w lek­kiej me­lan­cho­lii spo­wo­do­wa­nej kur­sem, zi­gno­ro­wał ba­ne­ry za­chę­ca­ją­ce do two­rze­nia lep­sze­go jutra.

 

wszyst­ko było lep­sze od we­ge­ta­cji w slam­sach. → …wszyst­ko było lep­sze od we­ge­ta­cji w slum­sach

 

Naj­pierw wziął się za di­ler­kę.Naj­pierw wziął się do dilerki.

http://filologpolski.blogspot.com/2016/11/brac-siewziac-sie-za-cos-brac-siewziac.html

 

Pierw­sze zle­ce­nie do­stał od tech­nika, który wła­do­wał mu dysk pod czasz­kę. A z cza­sem za­czął dzia­łać z po­le­ce­nia. Klien­tów nie bra­ko­wa­ło. Brał głów­nie zle­ce­nia od… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Pierwsze zadanie do­stał od tech­nika, który wła­do­wał mu dysk pod czasz­kę. A z cza­sem za­czął dzia­łać z rekomendacji. Klien­tów nie bra­ko­wa­ło. Brał głów­nie zle­ce­nia od

 

które wy­ra­sta­ły w mie­ście – ni­czym grzyb na ścia­nie metra. → Zbędna półpauza.

 

Tra­fia­ły się też rze­czy mniej­szej wagi. → A może: Tra­fia­ły się też sprawy mniej­szej wagi.

 

Ko­bie­ta wy­ło­ży­ła się na progu miesz­ka­nia, a Kva­si­ro­wi za­krę­ci­ło się w gło­wie… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Ko­bie­ta upadła na progu miesz­ka­nia, a Kva­si­rowi za­krę­ci­ło się w gło­wie

 

Zda­rza­ło mu się beł­ko­tać do sie­bie… → Czy oba zaimki są konieczne.

Proponuję: Zda­rza­ło się, że beł­ko­tał do sie­bie

 

Kva­sir wszedł na bru­ko­wa­ną ścież­kę oświe­tlo­ną lam­pio­na­mi, pro­wa­dzą­cy­mi do po­sia­dło­ści w stylu wik­to­riań­skim. → Czy do posiadłości prowadziły lampiony, czy raczej ścieżka?

Proponuję: Kva­sir wszedł na oświe­tlo­ną lam­pio­na­mi bru­ko­wa­ną ścież­kę, pro­wa­dzą­cą do po­sia­dło­ści w stylu wik­to­riań­skim.

 

na którą pro­wa­dzi­ły łu­kiem scho­dy po obu stro­nach po­miesz­cze­nia. Go­spo­darz po­pro­wa­dził ku­rie­ra do sa­lo­nu. Tam pod ze­wnętrz­ną ścia­ną, tuż obok drzwi pro­wa­dzą­cych do ogro­du… → Powtórzenia.

Proponuję: …na którą wiodły łu­kiem scho­dy po obu stro­nach po­miesz­cze­nia. Go­spo­darz wszedł z kurierem do sa­lo­nu. Tam pod ze­wnętrz­ną ścia­ną, tuż obok drzwi prowadzących do ogro­du

 

– Ja na­zy­wam się… – cią­gnął dalej go­spo­darz. → Masło maślane – czy mógł ciągnąć od początku?

Wystarczy: – Ja na­zy­wam się… – cią­gnął go­spo­darz.

 

Ko­bie­ta na­chy­li­ła się nad sto­łem, pre­zen­tu­jąwy­cię­tym de­kol­cie ładne pier­si. → Literówka. Nieco masła maślanego – dekolt to wycięcie w sukni.

Proponuję: Ko­bie­ta na­chy­li­ła się nad sto­łem, pre­zen­tu­jąc ładne pier­si w głębokim dekolcie.

 

– Już nie­dłu­go. – po­wie­dział Vicq Cha­che­re za­my­ka­jąc książ­kę.– Już nie­dłu­go – po­wie­dział Vicq Cha­che­re, za­my­ka­jąc książ­kę.

 

trzy mię­si­ste płaty pełne rzę­dów ma­łych ni­czym igieł zębów. → …trzy mię­si­ste płaty pełne rzę­dów ma­łych ni­czym igły zębów.

 

czu­jąc jak deszcz spły­wa mu po twa­rzy… → Zbędny zaimek.

 

"Nie wy­po­wie­dzia­łem ich" – po­my­ślał. – "To był tylko sen". → Zbędna półpauza po kropce. Przed „myśleniem” nie stawia się półpauzy.

 

Po­czuł jak łzy za­czy­na­ją mu spły­wać po po­licz­kach → Zbędny zaimek. Brak kropki na końcu zdania.

Proponuję: Po­czuł, że łzy za­czy­na­ją spły­wać po po­licz­kach.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej 

regulatorzy

 

Dziękuję za odwiedziny i wskazanie błędów – poprawione :) 

 

Te półpauzy, ktoś mi podpowiedział i szczerze mówiąc, też mi się średnio podobały :D. 

 

Szkoda, że kolejny tekst nie trafił w Twoje gusta, mam zamiar to zmienić, w kolejnych tekstach :). Ale też bardzo się cieszę, że postanowiłaś przeczytać Kuriera drugi raz i do tego wyłapać błędy, doceniam to i bardzo dziękuję :) 

 

Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardziejaskrze, nigdzie nie napisałam, że opowiadanie nie trafiło w mój gust. Wyznałam tylko, że tym razem, wiedząc jak opowiadanie się skończy, czytałam je już bez właściwej pierwszemu Kurierowi ciekawości. Obyło się też bez zaskoczenia w finale, albowiem dość dobrze pamiętałam pierwsze opowiadanie.

Jednakowoż miło mi, że mogłam się przydać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wpadam pobetowo. Bardzo przyjemne opowiadanie. Nie pamiętam czy czytałam poprzednią wersję, ale ta ujęła mnie za serce. Wyjątkowy kurier, niesamowite, mroczne miasto i bogacze – jak zawsze niemoralni i egoistyczni.

 

Idea mózgu jako dysku może nie nowa, ale niezwykle inspirująca.

Podoba mi się klimat opowiadania. Zobaczyłam to miasto.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej Ambush dziękuję za betę, za odwiedziny i za klika :) I bardzo się cieszę, że opowiadanie się podobało, to zawsze podnosi na duchu ;) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć,

 

Bardzo dobre opowiadanie, widać, że włożyłeś w tekst dużo pracy. Czytałem z dużym zainteresowaniem.

Super dialog pomiędzy głównym bohaterem i Remim. 

 

Literówka:

Minął skrzyżowanie. Pogrążony w lekkiej melancholii, spowodowanej kursem, zignorował banery zachęcające do tworzenia lepszego jutra,.

 

Z czepialstwa to trochę mi przeszkadzała liczba postaci, które się pojawiły, ale w sumie ta niedogodność jakoś szybko zniknęła.

 

I jeszcze jedna drobnostka, ładne/zgrabne – takie określenia nic w sumie mówią i dotyczy to chyba każdego rzeczownika, który się tam później wstawi: ładny dom, ładne miasto itd.

Kobieta nachyliła się nad stołem, prezentując w głębokim dekolcie ładne piersi.

Kvasir usiadł, podziękował za kawę i z żalem odprowadził asystentkę spojrzeniem, podziwiając zgrabne nogi i krągłe biodra skryte pod opiętą spódnicą.

 

Oczywiście klikam!

Hej Grzelu dziękuję za odwiedziny i doklikanie oraz za wylapanie potknięć – poprawie jak tylko będę przy kompie. Super, że opowiadanie się podobała – takie komentarze poprawiają samopoczucie na resztę dnia :) Pozdrawiam :). P. S. Grzelu jesteś z Bytomia zapraszam na wątek Starucha gdzie omawiamy grilla i piwko na moim ogródku :) może się skusisz, a czym nas więcej tym weselej :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

P. S. Grzelu jesteś z Bytomia zapraszam na wątek Starucha gdzie omawiamy grilla i piwko na moim ogródku :) może się skusisz, a czym nas więcej tym weselej :)

Dzięki za info :) zerknę na wątek na pewno

Ciekawe opowiadanie, a szczególnie podobało mi się nowe podejście do kuriera. To taki motyw wyciągnięty z piwnicy i odrestaurowany. ;) Twoja historia potwierdza też pewien trend – bohater chce zrobić coś ostatni raz i przejść na emeryturę, lecz ostatecznie wszystko się komplikuje. Tutaj wyszło naturalnie, więc postrzegam to pozytywnie.

Z minusów, to opowiadanie trochę "biegnie", fabuła idzie od punktu do punktu po linii prostej. Nie ma zróżnicowanego tempa, które mogłoby wyjść tekstowi na dobre. Ponadto chyba popracowałbym nad dialogami/postaciami – taka Vail wykazuje żywe zainteresowanie głównym bohaterem, nie widzę jednak dlaczego tak bardzo wpadł jej w oko – czy wręcz jest tak, że bohaterka tak traktuje mężczyzn?

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Hej Segitt Dziękuję za odwiedziny, komentarz i uwagi :) Cieszę się, że opowiadanie się podobało. I może wyjaśnię minusy :). Fabuła biegnie z punktu A do punktu B, tak jak przebiega przeważnie trasa kuriera. Przed każdym opowiadaniem zastanawiam się jak opowiedzieć daną historię, a w przypadku kuriera, jasne było, że będzie to trasa naszego bohatera od zleceniodawcy do odbiorcy :). Vail i dialogi, ja mam tak, że tworzę w głowie jakiś obraz psychologiczny postaci i pisząc dialog staram się go oddać. To sprawia, że czasem postać może zachowywać się w sposób być może niezrozumiały (bo przecież nie mam miejsca, by w opowiadaniu wyjaśnić i uzasadnić wszystkie działania, a zwłaszcza postaci pobocznych), ale staram się by ich zachowanie, w jak najbardziej możliwy sposób, wpasowywało się w fabułę. W przypadku Vail, to kokietowanie Kvasira, jest jak zabawa kota z myszą, bo przecież Vail wie do czego jest potrzebny kurier i nie może ukryć podniecania, ani powstrzymać się przed małą gierką z naszym bohaterem :) Dzięki jeszcze raz za odwiedziny i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Ciekawe i wciągające opowiadanie. Świat przedstawiony bardzo mnie zainteresował i liczę, że ukaże się więcej tekstów w nim osadzonych :)

Trochę szkoda, że istoty z innego świata jest tak mało, bo opis jej wyglądu rozbudził moją wyobraźnię. 

Z technicznych uwierał mnie zapis nazwiska jednego z klientów kuriera. Raz jest Fancheux, raz Fachenux, ale to drobnostka. 

Chyba wpadnę pod pierwotną wersję “Kuriera”. Trochę dla porównania a trochę, dlatego, bo jej nie znam.

Pozdrawiam!

Hej Storm – dziękuję za odwiedziny i komentarz, bardzo mi miło, że opowiadanie się podobało :) Nazwisko sprawdzę i poprawię, dziękuję za zwrócenie uwagi. Ale muszę Cię zmartwić, bo choć mam pomysł na historię w podobnym klimacie, to jest on za długi na NF :), no i starej wersji Kuriera też nie przeczytasz bo została usunięta, poprawiona i wrzucona jeszcze raz, jako Kurier 2.0. Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Trochę szkoda Bardzie, że zdecydowałeś się usunąć pierwotnego Kuriera. Byłem ciekaw jak zmieniła się historia Kvasira. Powodzenia w rozwijaniu tego pomysłu ;)

Został już tylko Fan­che­ux :) Na pocieszenie, napiszę, że sama historia dużo się nie zmieniła. Tu trochę dopisałem tu trochę uciąłem, głównie jednak ucinałem ;). Ale finał i główny zamysł zostały niezmienione :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dobre opowiadanie. Jest niezły pomysł, klimat i napięcie. Czytało się bardzo przyjemnie. Gdyby nieco rozszerzyć i skomplikować fabułę (w obecnej formie złym się po prostu udaje) byłby potencjał piórkowy.

P.S. Powodzenia dziś wieczorem. Może jutro uda mi sie przesłuchać.

Hej zyg­fry­d89, dziękuję za odwiedziny i komentarz :). No z tym potencjałem piórkowym, to mnie trochę zasmuciłeś. Ale co tam, co ma wisieć, nie utonie :). I dziękuję, trochę mnie stresuje ten debiut, ale jestem dobrej myśli, daj znać jak ci się podobało :). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Przeczytane, komentarz niebawem.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej kra­r85, dziękuję za odwiedziny i czekam na komentarz :).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Część!

 

Jestem wreszcie. Już to kiedyś chyba czytałem, bo tekst robił wrażenie przewidywalnego, podczas gdy taki nie jest (nie licząc generalnej konstrukcji). Trochę przypomina motyw z filmu Johnny Mnemonic, gdzie podobne zagadnienie zostało rozgrzebane dosyć wnikliwie, ale zamiast w technologię, poszedłeś w horror, co dało pewien powiew świeżości.

Co wyszło? Atmosfera cyberpunku i grozy, oraz ta ostatnia scena, kiedy bohatera odwiedza niespodziewany gość. Co mogło wyjść (imho) lepiej? Proporcje. Dosyć sporo miejsca poświęciłeś na retrospekcję: poznajemy drogę, która doprowadziła bohatera tam, gdzie teraz jest, co później nie jest mocno wykorzystywane. Długo zastanawiałem się, jaki to miało cel i nie wiem, to wygląda trochę, jak dwie przeplatające się opowieści, których jedynym punktem wspólnym jest bohater. Zabrakło połączeń, czegoś, co nawzajem by w sobie mogły tłumaczyć.

Całość napisana dobrze, barwnie, trzyma w napięciu ale nie jest nim przesycona. Co najbardziej zapamiętam z tekstu? Ostatnią scenę i “paskudę”, porównanie z pąkiem kwiatu robi robotę, krótkie i treściwe. Tekst zdecydowanie biblioteczny, niezła wprawka albo prolog do dłuższej formy.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Hej, krar85 – dziękuję, za komentarz, miło mi, że tekst się podobał :). I wyjaśnię może dlaczego, tyle czasu poświęcam bohaterowi. A no dlatego, bo od początku wiedziałem jak się skończy opowiadanie i by końcówka wybrzmiał odpowiednio, trzeba było przedstawić Kvasira. W mojej ocenie chyba wyszło to dość dobrze, bo właśnie końcówka zbiera najwięcej pochwał, a jestem przekonany, że bez odpowiedniego przedstawienia Kvasira, nikt by się nie przejął jego losem :). Pozdrawiam :).

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Nowa Fantastyka