
Opowiadanie uczestniczy w konkursie „Obcość” projektu Zapomniane Sny: https://www.zapomnianesny.pl
Jeśli podoba Ci się ta inicjatywa, rozważ darowiznę na stowarzyszenie Otwarte Klatki: https://otwarteklatki.pl
Opowiadanie uczestniczy w konkursie „Obcość” projektu Zapomniane Sny: https://www.zapomnianesny.pl
Jeśli podoba Ci się ta inicjatywa, rozważ darowiznę na stowarzyszenie Otwarte Klatki: https://otwarteklatki.pl
Zakochany chłopak zrobi niejedno, aby zaimponować obiektowi swych westchnień, a jeśli obiekt ten przybiera postać zgrabnej blondynki, na obliczu której zmysłowa drapieżność Brigitte Bardot miesza się z wyniosłą dumą Claudii Cardinale, gotów jest taki delikwent na więcej, niż mu się wydaje. Zresztą nie zrozummy się źle. Z Klarą rzecz była bardziej złożona. Boska fizis, owszem, to wielka zaleta, ale Klara należała też do osób, których każdy oddech istnienia służył zgłębianiu posiadanej pasji, a nic tak nie pociąga mężczyzn, jak kobieta skupiona na celu.
Stąd wyzłocone słońcem czerwcowe popołudnie, rozpostarte w czasie tak szeroko, jak w przestrzeni rozpostarła się połać nadwiślańskich łąk, którą przemierzali.
– Byłoby łatwiej, gdybym wiedział, czego szukamy. – Paweł poprawił szelki dźwiganego plecaka. – Mógłbym pomóc.
– Bez żartów. To ma być moja magisterka. – Klara skarciła go wzrokiem. Oczy też miała piękne. Jak dwa bławatki.
– Jestem gotów pomyśleć, że zabrałaś mnie tu tylko po to, żebym nosił graty. Będziemy się tak plątać do nocy?
– Jeśli zajdzie taka potrzeba…
Paweł sapnął. Wizja romantycznego tête-à-tête w niepowtarzalnych okolicznościach przyrody odpływała w nieznane. Jeszcze trochę i zmęczenie weźmie górę na tyle, żeby stać go było jedynie na rozłożenie namiotu i walnięcie w kimono. A budujące zażyłość dzielenie posiłku? Rozmowy przy ognisku do rana? Ech…
– Popatrz. – Dziewczyna przykucnęła, odgarniając włosy za ucho. – Stachys annua.
Chłopak otarł czoło i również przykucnął. Udał zainteresowanie chwastem, dla którego zgrabne dłonie dziewczyny wyodrębniły przestrzeń w gąszczu bujnej łąki.
– Szukam antropofitów, tylko nie tak pospolitych. – Klara pochyliła się, wąchając bladożółty kwiat. – Piękny.
Paweł też się nachylił, ale bardziej ku dziewczynie, chwytając w nozdrza zapach perlącego się na jej szyi potu. Słodki Jezu, cóż to był za aromat! Żadne kwiaty wiosny, lata czy jesieni nie mogły równać się z tą wytrawną słodyczą. Rozwierała ona w Pawłowej wyobraźni sezamy najdzikszych przygód, uchylała wrota alkowy spełnienia, zabierała na wyspy szczęśliwe, gdzie już zawsze, tylko we dwoje.
– A konkretnie? – szepnął.
– Konkretnie to ci nie powiem. – Klara odepchnęła go i wstała. – Mam z czego wybierać.
Wyjęła z torby broszurkę w tekturowej oprawie i stuknęła palcem w okładkę.
– „Inwazyjne gatunki roślin na południowym Mazowszu” – przeczytał Paweł. – Dobre to?
– Najlepsze. Przedwojenna szkoła, zbiór prawdziwych unikatów. Na tym terenie występuje wiele gatunków introdukowanych przez mennonickich osadników, niektóre nie doczekały się jeszcze należytego opracowania.
– To ma być magisterium, czy habilitacja?
– Krok po kroku. – Klara uśmiechnęła się chytrze. – Najpierw badania terenowe.
Cóż, jeśli ten dzień nie miał sczeznąć w pomroce bezproduktywnego zmęczenia, Paweł musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Poderwał się, cisnął plecak w trawę i wyprężył jak struna.
– Dobrze więc. Znajdę coś wyjątkowego. Dla ciebie.
Zamarkował salut i nie czekając aż dziewczyna odpowie mu śmiechem, ruszył ku majaczącym w oddali szuwarom.
Czego szukać, rzecz jasna, nie wiedział. Świat paragrafów i przepisów, w którym studia zamknęły jego umysł, wykluczał zainteresowanie czymkolwiek, co wykraczałoby poza ramy zimnej logiki, a takie kwiatki-bratki, rośliny, czy ogólnie – biosfera, tym wszystkim kręciły siły rządzące się mniej przejrzystymi prawami.
No ale zblamować się przecież nie mógł, dlatego postanowił zaufać instynktowi.
Szedł przed siebie i co jakiś kwiatek wpadł mu w oko, zrywał i wąchał. Doznania raczej przeciętne, choć z czasem zaczął rozróżniać zapachy. Przeważnie lekkie, słodkawe, lecz czasem też odpychające i ciężkie. Zatrzymała go dopiero chmura rdzawo-rudych kuleczek oblepiających pałąkowate łodygi. Wizualnie dramat, ale zapach… Tak. W tym tkwiło coś intrygującego.
Zaciągnął się raz, drugi, kolejny. Aż zawirowało mu w głowie. Słodycz, owszem, lecz nie błaha, wciągająca nawet, jeśli nie wytrawna. Potarł nos wierzchem dłoni – został na niej złotawy pyłek. Nie zdążył się jednak nad tym zastanowić, bo krew wzburzył zew dzikiej przygody, a żądza zapłonęła obietnicą rozkoszy alkowy. Rajski ogród wysp szczęśliwych wpłynął okrętem na dookolny przestwór suchego oceanu.
Tak. Miał to. Tego mógł być pewien. Nawet jeśli przed wiekami jakiś holenderski chłop rozsiał tu to rdzawo-rude ziele żeby pasącym się krowom nie dokuczały gazy, Klara będzie w siódmym niebie jeśli Paweł jej je przyniesie. A nic tak nie było mu w smak, jak wdzięczność uszczęśliwionej dziewczyny.
Pognał z powrotem, potknął się, przewrócił. W głowie wciąż kołował wir, serce biło jak oszalałe. Nic to. Podniósł się i choć wyzłoconą słońcem łąkę zaczął ogarniać opar mglistej czerwieni, brnął przed siebie niepomny na przeszkody.
– Piękny kwiat dla pięknej damy – wydyszał, wręczając znalezisko.
Klara zerknęła na niego z ukosa, lecz widząc, co przynosi, sięgnęła po broszurę. Przerzucone strony zafurkotały.
– Pernicies olendris. – Błękitne oczy rozjaśnił blask. – To jest to. Skąd wiedziałeś?
Paweł uśmiechnął się głupkowato, bo niby jak miał odpowiedzieć na takie pytanie. Wir w głowie wzmógł się. Mglista czerwień zgęstniała.
– Jednoroczny kenofit z rodziny rdestowatych – przeczytała Klara. – Gatunek pierwotnie występujący w Azji południowo-wschodniej i na wyspach Pacyfiku… Niepożądany w środowisku naturalnym. W okresie kwitnienia (przełom czerwca i lipca) wydziela wraz z pyłkiem niebezpieczne dla zdrowia halucynogeny… potwierdzone przypadki zgonu… Mój Boże, Paweł, mam nadzieję, że tego nie…
Wir skłębił czerwień, rozmywając łąkę, kwiat i dziewczynę.
Ponoć to nie żal umierać szczęśliwym.
Dziwny tytuł… Olendry to wszystko (sory) wiochy bądź przysiółki i żadna z Mazowsza…
dum spiro spero
Cześć!
To, że Ty napiszesz szort na “obcość” o miłości – no tego się nie spodziewałam! ;)
Ładny tekst, porządnie napisany, niespodziewanie się kończący. Choć sama historia wydaje się dość prosta. Zaczynasz od:
Zakochany chłopak zrobi niejedno, aby zaimponować obiektowi swych westchnień, a jeśli obiekt ten przybiera postać zgrabnej blondynki, na obliczu której zmysłowa drapieżność Brigitte Bardot miesza się z wyniosłą dumą Claudii Cardinale, gotów jest taki delikwent na więcej, niż mu się wydaje.
I to wydaje się sensem/przesłaniem tego opowiadania, ale nie do końca to widzę. Bo przecież Paweł nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa, to nie jest tak, że umyślnie podjął się niebezpiecznego zadania, żeby zaimponować ukochanej. On się podjął raptem wąhania/zrywania kwiatków, szukając tego, który przyda się w magisterium/habilitacji. Równie dobrze mógł te kwiatki dla zwyczajnej koleżanki zbierać, żeby jej pomóc w pracy.
Nie jestem też do końca przekonana, jak temat obcości się wpisuje w tekst. Obcy gatunek rośliny?
Niemniej czytało się miło. Pozdrawiam!
Witaj.
Jak mogłeś go tak zabić? I to w tym momencie! Tak się poświęcał, tyle zapału włożył, tyle niedogodności zaliczył… :) Naprawdę żal chłopaka. :)
Szukałam w necie, nazwy nie znalazłam, ale domyślam się, że to wspaniała roślina. :)
Niezwykły pomysł, szczególnie na ten konkurs. :) Dobry czarny humor nigdy nie jest zły. :)
Pozdrawiam, powodzenia, klik. :)
Pecunia non olet
No cóż, taki Emanuel z Makowej Panienki. Z kwiatka na kwiatek…ochy i achy… Przedawkował.
Viagra też zabija czasami…
dum spiro spero
Hej, Fascynatorze!
Dzięki, że tu zajrzałeś. Te Olendry, Olędry czy Holendry to często nazwy zwyczajowe, nie administracyjne, ale jeśli pochylić się nad mapą znajdziesz takie i na Mazowszu. Osadnictwo holenderskie sięgało w dolinie środkowej Wisły gdzieś do wysokości Dęblina, a było i w dolinie Bugu, Narwi i zdaje się jeszcze gdzieś na bagnach Polesia. Ogólnie przypomniałeś mi, że ta broszurka z tekstu miała się nazywać “Inwazyjne gatunki rośli w dolinie środkowej Wisły”. Może by jeszcze zmienić…
Hej, avei!
Ładny tekst, porządnie napisany, niespodziewanie się kończący. Choć sama historia wydaje się dość prosta.
Dzięki ogromne. Historia jest prosta, jak pierwsza miłość, cóż począć;)
Trochę to kłopotliwe jak autor już w pierwszym komentarzu musi się tłumaczyć, co miał na myśli, ale słusznie zwracasz na rzecz uwagę. Rola świadomości działania bohatera (a raczej jej braku) jest tutaj kluczowa, niemniej bohater świadomie decyduje się na podjęcie działania w ciemno. To “gotowy na więcej niż mu się wydaje” znaczy w kontekście dalszych wydarzeń tyle, co “gotowy na poniesienie konsekwencji decyzji, której skutków nie potrafi przewidzieć” (a takich decyzji nie podejmuje się bez odpowiedniej motywacji – tu zakochania). Te skutki są oczywiście przerysowane, ale bez nich nie było by dramaturgii i w ogóle opowieści:)
Obcość odczytujesz oczywiście właściwie.
Pozdrawiam również!
Hej, bruce!
Najpierw chciałem napisać coś ujmującego, ale ten skręt w kierunku czarnego humoru tak kusił:) Nie wiem, chyba im jestem starszy, tym co raz mniej poważne rzeczy mnie cieszą:)
Szukałam w necie, nazwy nie znalazłam, ale domyślam się, że to wspaniała roślina. :)
Z pewnością:) Na szczęście ją zmyśliłem, a na nadwislańskich łąkach natknąć się można co najwyżej na podchmielonych wędkarzy:)
Niezwykły pomysł, szczególnie na ten konkurs. :) Dobry czarny humor nigdy nie jest zły. :)
Bardzo miło mi to słyszeć, bo z tymi pomysłami to ostatnio u mnie bardzo słabo. Na szczęście magia portalowych konkursów zadziałała i na ostatnią chwilę coś tam przyszło do głowy.
Dzięki za klika i pozdrawiam także!
Tak się domyślałam, mając na myśli, że to w zamyśle wymyślone. :))
Pozdrawiam. :)
Pecunia non olet
Rzeczywiście nie jest zły dobry czarny humor. :)
Hej, Koalo!
Dzięki za pozostawienie śladu swej misiowej łapki;)
Kliczek, komentarz później.
"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf
Hej, fmsduval!
Miło że wpadłeś. Myślałem już, że teraz wszyscy siedzą na tym Discordzie, czy jak to się nazywa;)
Czekam na zmasowany ogień krytyki;)
No. Obce inwazyjne gatunki roślin potrafią być wredne. I weź, człowieku, wytęp to dokładnie, do ostatniego nasionka i korzonka…
Ja wiedziałam, że stan zakochania jest szkodliwy i może zagrażać życiu. Może jeszcze da się chłopaka odratować…
Babska logika rządzi!
Brigitte Bardot miesza się z wyniosłą dumą Claudii Cardinale
Zmuszasz młodszą młodzież do googlania ;)
Boska fizis, owszem, to wielka zaleta, ale Klara należała też do osób, których każdy oddech istnienia służył zgłębianiu posiadanej pasji, a nic tak nie pociąga mężczyzn, jak kobieta skupiona na celu.
Usuń to “istnienia” a zrobi się mniej pretensjonalnie :)
No, to ja miałem się odnosić do Twoich uwag a propos redagowanego przez Ciebie tekstu, a Ty możesz teraz do moich, bo znalazłem w nawale obowiązków kolejny krotki moment, przeznaczony na to, aby coś czytnąć na stronie ;) Pomysł jest prosty, fantastyki nie stwierdzam, trochu zbyt poetyckie momentami, ale w tych konkretnych miejscach, gdzie mogłoby mi to przeszkadzać, to wygląda na opis otoczenia prokurowany przez umysł Pawła, co pozwala na wcale niezłe zbudowanie obrazu chłopaka poprzez pryzmat używanych przez niego odniesień literackich (i nie tylko). Jest kilka zdań, które są wyjątkowo zgrabne, o! na przykład to:
Rajski ogród wysp szczęśliwych wpłynął okrętem na dookolny przestwór suchego oceanu.
Podobalo mi się, dlatego klikam, na zmasowaną krytykę musisz jeszcze poczekać ;)
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Ja tam za fantastykę uznałam te roślinki. Wydaje mi się, że gdyby w przyrodzie coś takiego istniało, to u ssaków wyewoluowałoby uczucie, że ten zapach jest jeszcze bardziej odrażający niż smród zepsutego mięsa.
Babska logika rządzi!
Bieluń albo łysiczki lancetowate wcale tak źle nie pachną, a istnieją. Pierwszego nie próbowałem, bo się jeden znajomy po tym przekręcił, drugie w smaku bylo takie se, za to halucynacje… Ło, pani! A tak serio, to coś tam pamiętam, ale ledwo, ledwo ;)
Known some call is air am
Ale to trzeba zeżreć, żeby zaszkodziło. I tu ewolucja działa, jak należy – różne szkodliwe świństwa są gorzkie w smaku.
Ale w tekście sam zapach może zabić.
Babska logika rządzi!
Hej, hej.
Jakaś straszliwa infekcja złożyła mnie na cały weekend do łóżka, ale pomału odbijam się od dna niemocy:)
Ja wiedziałam, że stan zakochania jest szkodliwy i może zagrażać życiu. Może jeszcze da się chłopaka odratować…
Dzięki Finklo, za odwiedziny i klika! Odratować chłopaka, kto wie? Mówią, że nadzieja umiera ostatnia, ale doświadczenia podpowiada, że najlepszym lekarstwem na zakochanie jest kolejna miłość, więc chyba to taka studnia bez dna. Raz wpadniesz to już lecisz i lecisz. Prosto do piekła;)
Hej, Outta!
No, to ja miałem się odnosić do Twoich uwag a propos redagowanego przez Ciebie tekstu, a Ty możesz teraz do moich, bo znalazłem w nawale obowiązków kolejny krotki moment, przeznaczony na to, aby coś czytnąć na stronie ;
Ani trochę się temu nie dziwię. Do niczego trudniej mi się nie zabrać, jak za podobne poprawki. Jeśli jeszcze tekst świeży to pół biedy, a jak dawniejszy o wracać do niego nie chce się wcale;)
Boska fizis, owszem, to wielka zaleta, ale Klara należała też do osób, których każdy oddech istnienia służył zgłębianiu posiadanej pasji, a nic tak nie pociąga mężczyzn, jak kobieta skupiona na celu.
Usuń to “istnienia” a zrobi się mniej pretensjonalnie :)
Ciekawa uwaga. W znaczeniu że ja te granice pretensjonalności przekraczam często bezwiednie, a każde narzędzie warsztatu warto stosować świadomie i po wykonaniu kalkulacji na chłodno.
No i w ogóle cała ta “poetyckość”, o której słyszę przy niemal każdym opowiadaniu (do znudzenia nie raz), wynika chyba z ciut większego, niż pozwala na to wyporność przeciętnego czytelnika, zamiłowania do formy. W każdym razie na poezji zupełnie się nie znam, ale fakt, tu momentami pozwoliłem sobie “popłynąć”, ale przecież uczucie, gładka strofa, żeni to się przecież, nie?:)
Brigitte Bardot miesza się z wyniosłą dumą Claudii Cardinale
Zmuszasz młodszą młodzież do googlania ;)
Fakt, ale uznajmy to za element edukacyjny opowiadania;)
Odnośnie zawartości fantastyki to mogę jedynie podpisać się pod tym, co napisała Finkla. Dziękuję bardzo za to, że w kilku słowach wyłożyłaś to, co mi jedynie kręciło się gdzieś na granicy świadomości;)
Pozdrawiam was serdecznie:)
Hej Michał Pe!
Sympatyczny szort, okraszony kolorami kwiatów oraz młodą miłością, a zwieńczony śmiercią słodką niczym zapach Oleandra. Po tym jak bohater powąchał nieznany kwiat i zaczął widzeć na czerwono spodziewałem się zaawansowanych wizji i skąpanych w halunach perypetii, a tu takie “sudden death". Tym niemniej bardzo przyjemnie się czytało.
Powodzenia w konkursie!
Hej, kronosie!
Czyli że za szybko? Ech, chciałem załatwić sprawę raz, dwa, co by się chłopak nie męczył:) Zresztą kto wie, może pocałunek księżniczki odwróci jeszcze moc złego czaru?:)
Dzięki za odwiedziny i miłe słowa, pozdrawiam!
No to wracam z komentarzem.
Szort podobał mi się przede wszystkim w warstwie językowej, bo świetnie sobie radzisz z – tak wiem, już to czytałeś – poetyckim stylem. Bardzo płynnie, bardzo obrazowo, bardzo subtelnie. Jest to sposób pisania mi bliski (”Noc na Ziemi” to wyjątek potwierdzający regułę :P) i niezwykle przeze mnie lubiany.
Jeśli chodzi o fabułę – jest tu trochę zawodu. Mam wrażenie, że za długo nas wprowadzasz w temat, za długo kołujesz nad clou opowieści, by finalnie rozprawić się z finałem bardzo raptownie.
Finalnie więc wyszedłem z lektury z dwoma wrażeniami. Jedno to: “Ależ to się czytało, ależ piękne operowanie słowem, no i ta Bardot jeszcze”, a drugie: “Tylko tej fabuły to tak w dawce aptecznej Michał zafundował”.
Tak więc sporo na plus, ale minusiki niestety się znalazły :P
"- Zniszczyliśmy coś swoją obecnością - powiedział Bernard - być może czyiś świat." V. Woolf
Tak. Miał to. Tego mógł być pewien. Nawet jeśli przed wiekami jakiś holenderski chłop rozsiał tu to rdzawo-rude ziele[+,} żeby pasącym się krowom nie dokuczały gazy, Klara będzie w siódmym niebie jeśli Paweł jej je przyniesie. A nic tak nie było mu w smak, jak wdzięczność uszczęśliwionej dziewczyny.
ładna zabawa językiem, bardzo świadoma. Mieszasz wzniosły ton z potocznym, co wychodzi bardzo fajnie. I twist na koniec, który faktycznie zaskoczył. Podobało się :)
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)